Przeznaczenie, wolność, dusza. Jaki sens ma życie? - Osho - ebook + książka

Przeznaczenie, wolność, dusza. Jaki sens ma życie? ebook

Osho

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

„Ja sam jestem pytaniem. Nie wiem, kim jestem. Co robić? Dokąd iść?”. Osho

W książce Przeznaczenie, wolność, dusza Osho skupia naszą uwagę na fundamentalnych pytaniach związanych z życiem każdej jednostki – są to ponadczasowe, wciąż aktualne rozważania kluczowe dla osobistego rozwoju, jak również te odnoszące się do sensu naszej egzystencji. Osho koncentruje się na najbardziej frapujących kwestiach dotyczących ludzkiego wnętrza i jakości życia: Czy naprawdę istnieje coś takiego jak „dusza”? Co to jest „karma”? Czy nasze życie ma jakiś szczególny sens lub cel?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 206

Oceny
4,3 (42 oceny)
25
8
7
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Wiktoriakowalewska

Nie oderwiesz się od lektury

Super 🤩
00

Popularność




Wstęp

Człowiek to poszukiwanie – nie pytanie, lecz poszukiwanie. Odpowiedź na pytania podsuwa nam intelekt, natomiast poszukiwanie znajduje odpowiedź w egzystencji. Nie szukamy odpowiedzi na pytania, szukamy odpowiedzi na swoje istnienie.

Jest to poszukiwanie, ponieważ dotyczy nas samych; pytania dotyczą innych. Człowiek poszukuje samego siebie. Wie, że jest, ale wie także, że nie wie, kim jest. Dlatego od chwili narodzin w najgłębszym rdzeniu każdej istoty ludzkiej pojawia się wielka ciekawość. Możemy ją tłumić, udawać, że jej nie ma, usiłować ją skierować ku innym sprawom, ale nie jesteśmy w stanie jej się pozbyć. Nasza świadomość zna ją, odkąd sama istnieje.

Do poszukiwania skłania nas nasza natura, więc nie możemy z niego zrezygnować. Problemem staje się wybranie właściwej drogi. Setki dróg prowadzą nas na manowce, właściwa jest tylko jedna, dlatego poszukiwanie jest niebezpieczne. Jest również niezwykle trudne i rzadko kończy się sukcesem. Dopóki jednak nie znajdziesz, dopóty będziesz wiódł życie chaotyczne i pełne udręki. Będziesz jak głos wołającego na puszczy. Nie dowiesz się, czym jest radość ani błogosławieństwo. Jeśli nie poznasz samego siebie, nie zaznasz radości. Jeśli nie poznasz samego siebie, nie zaznasz błogosławieństwa.

Słowa „zadowolenie”, „błogość” pozostaną dla ciebie jedynie pustymi dźwiękami. Nie poznasz ich znaczenia, bo znaczenie nadaje im jedynie to, czego doświadczasz.

Thomas Carlyle powiedział: „Nieszczęście człowieka ma źródło w jego wspaniałości. W człowieku jest bowiem coś nadzwyczajnego i nie potrafi on skoncentrować się wyłącznie na tym, co zwyczajne”.

Jest w tobie coś, co jest wyższe niż ty, większe niż ty. Nie ma żadnego sposobu, by to ukryć. Dowodzi tego twoje własne życie. Szukasz pieniędzy i władzy, a za każdym razem, kiedy je zdobędziesz, czujesz się zawiedziony. Sukces przynosi ci świadomość porażki. Masz pieniądze, ale jesteś rozczarowany jak zwykle, a może nawet jeszcze bardziej. Nic tak nie obnaża wewnętrznego ubóstwa jak bogactwo. Widzisz bogactwo na zewnątrz, lecz wewnątrz jesteś żebrakiem – wciąż pożądasz, prosisz, tęsknisz, szukasz. Masz władzę, ale jesteś bezsilny. Nic tak nie obnaża słabości jak siła.

Z jednej strony wydaje się to nieszczęściem człowieka. Z drugiej – na tym polega jego wielkość. Carlyle ma rację: nieszczęście człowieka ma źródło w jego wspaniałości. Na czym polega ta wspaniałość? Na zdolności wyjścia ponad samego siebie, wspinania się po drabinie życia, wyskoczenia z siebie. Dopóki nie wyskoczysz, dopóty będziesz żyć na pustyni. Tam nic nigdy nie rozkwita. Starasz się ze wszystkich sił, lecz na próżno. Pustynia będzie pustynią i nie zobaczysz tam żadnego kwiatu.

Kwiaty pojawiają się dopiero wtedy, gdy zaczynasz przybliżać się do prawdy. Poszukujesz, a to poszukiwanie wynika z pragnienia bycia bogiem, pragnienia ludzkiej istoty, by stać się prawdą. Chcesz poczuć, że jesteś prawdą; nie zadowolisz się niczym innym.

1. Tajemnica: „Kim jestem?”

„Kim jestem?” – to pytanie musi wypływać z najgłębszych zakamarków twojej istoty. Musisz z nim współbrzmieć, musi w tobie wibrować, pulsować w twoim krwiobiegu, w każdej komórce twojego ciała. Musi się stać jednym wielkim znakiem zapytania w twojej duszy.

Dowiesz się wtedy, kiedy umysł się wyciszy. Nie oznacza to, że otrzymasz odpowiedź wyrażoną słowami, że zapiszesz w notatniku: „Znalazłem odpowiedź. Brzmi ona…”. Jeśli możesz ją wypowiedzieć, to nie jest odpowiedź; jeśli możesz ją zapisać, to nie jest odpowiedź.

Kiedy pojawia się właściwa odpowiedź, jest ona tak głęboko egzystencjalna, że nie da się jej wyrazić.

Jestem jednym wielkim pytaniem. Nie wiem, kim jestem. Co mam robić? Dokąd iść?

Pozostań z pytaniem. Nic nie rób, nie idź donikąd, nie wierz w jakąkolwiek odpowiedź. Pozostań z pytaniem.

To jedna z najtrudniejszych rzeczy – pozostać z pytaniem i nie szukać odpowiedzi. Umysł jest przebiegły: udzieli ci fałszywych odpowiedzi. Uspokoi cię, da ci coś, czego będziesz się mógł trzymać. Pytanie zostanie stłumione, lecz nie poznasz prawdziwej odpowiedzi. Uwierzysz w tę fałszywą, a pytanie będzie tkwić w głębi twojej nieświadomości jak niegojąca się rana.

Jeśli pozostaniesz z pytaniem, nie gwarantuję ci uzyskania odpowiedzi. Nikt nigdy nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Jeśli pozostaniesz z pytaniem, powoli zacznie ono znikać, lecz nie dlatego, że uzyskasz odpowiedź. Odpowiedzi nie ma. Nie może być – przecież życie jest tajemnicą. Gdybyśmy znali wszystkie odpowiedzi, nie byłoby nią.

Nie ma odpowiedzi, nie ma rozwiązania – to nie puzzle, to tajemnica. Puzzle, nawet najtrudniejsze, można uporządkować, można dotrzeć do rozwiązania. Tajemnicy nie da się rozwiązać, mimo że jest dość prosta. Taką ma naturę.

Pozostań z pytaniem – uważny, świadomy. Nie szukaj odpowiedzi, nie próbuj jej uzyskać. Wiem, że to szalenie trudne, ale osiągalne… możliwe. Mnie się udało. Wielu innym się udało. Ogień świadomości wypala pytanie. Słońce świadomości roztapia pytanie; pytanie znika, wyparowuje. Nagle zdajesz sobie sprawę, że ty jesteś, a pytania już nie ma. Nie zostało zamienione na odpowiedź. Po prostu go nie ma. Zniknęło. Istniejesz bez pytania i to właśnie jest odpowiedź.

Odpowiedzią jesteś ty bez pytań. Nie znaczy to, że będziesz umiał powiedzieć, kim jesteś. Będziesz się śmiał z takich pytań, bo staną się dla ciebie absurdalne. Okaże się, że samo stawianie pytań nie miało sensu. Jednak na obecnym etapie nie możesz tego zrozumieć; musisz pytać. Pytaj dociekliwie, stawiaj pytania, tylko… nie wymagaj odpowiedzi.

Na tym polega różnica pomiędzy teologią a religijnością. Teologia daje ci odpowiedź, religijność daje ci świadomość. Teologia dostarcza ci gotowych, wypolerowanych, idealnych odpowiedzi. Religijność nie daje ci żadnych odpowiedzi; po prostu pomaga ci wniknąć głęboko w pytanie. Doświadczysz tego, że im bardziej zagłębiasz się w pytanie, tym bardziej ono się roztapia i znika. Gdy zniknie pytanie, wyzwoli się w tobie niesamowita energia. Zaczniesz istnieć bez pytań.

Kiedy nie ma pytań, oczywiście nie ma też umysłu. Umysł stawia pytania. Kiedy nie pojawiają się pytania, umysł znika. Czysta świadomość – czyste niebo bez żadnych chmur, ogień bez dymu.

Tym właśnie jest boskość, tym jest Budda, tym jest Chrystus. Pamiętaj – wciąż to powtarzam – Budda nie znalazł żadnej odpowiedzi. Dlatego nie odpowiada na większość najważniejszych pytań. Pytasz go: „Czy Bóg istnieje?”. Unika odpowiedzi. Pytasz go: „Co się dzieje, kiedy człowiek umiera?”. Unika odpowiedzi, mówi o czymś innym. Nie odpowiada.

Nie jest ani metafizykiem, ani filozofem. Zmierzył się z pytaniem i ono zniknęło. Pytanie znika wraz z ciemnością, kiedy zapalisz światło, kiedy wnosisz lampę. Włóż więcej świadomości w pytanie.

Mówisz: „Jestem jednym wielkim pytaniem”. Wspaniale! Tak właśnie powinno być – ogranicz wszystkie pytania do tego podstawowego: „Kim jestem?”. Nie kręć się w kółko, zadając pytania w rodzaju: „Kto stworzył świat i po co?”. Takie pytania nie mają sensu. Ogranicz się do fundamentalnego pytania: „Kim jestem?”.

Kim? Niech twoja świadomość przeniknie w to jak strzała i zagłębia się coraz bardziej. Nie spiesz się, bo umysł jest podstępny. Jeśli się spieszysz, jesteś niecierpliwy, umysł dostarczy ci odpowiedzi. Będzie cytował święte pisma; jest diabłem! Może ci podpowiedzieć, że jesteś bogiem, czystą świadomością, najwyższą prawdą, wieczną duszą, istotą nieśmiertelną. Takie podpowiedzi mogą udaremnić twoje starania.

Jako poszukiwacz musisz być świadomy, że istnieją gotowe odpowiedzi. Są dostępne, są ci podsuwane z każdej strony. Przecież umysł został uwarunkowany: daje ci odpowiedzi, nawet zanim postawisz pytanie.

Małe dziecko nie pytało, kim jest Bóg, tymczasem dostarczono mu odpowiedzi; zostało uwarunkowane. Choć pytanie nie padło, udzielono odpowiedzi. Wielu ludzi przez całe życie trzyma się tej odpowiedzi i nigdy sami nie zadali pytania.

Jeśli nie zapytałeś, twoja wiedza jest bezwartościowa. Wyrzuć ją do śmietnika – wyrzuć całą swoją wiedzę – bo w rzeczywistości wiedza nie istnieje; istnieje tylko poznawanie. Nie ma odpowiedzi; jest tylko stan świadomości, w którym ustaje zadawanie pytań. Pozostają jasny ogląd i niezaburzona percepcja, przenikliwość oczu, które widzą głęboko, coraz głębiej. Nie oznacza to, że gdzieś znalazłeś odpowiedź.

Egzystencja jest tak ogromna, tak tajemnicza… to bardzo dobrze. Wyobraź sobie tę katastrofę, do której by doszło, gdyby udało ci się znaleźć odpowiedź. Życie byłoby nic niewarte, nie miałoby żadnego znaczenia. Ponieważ nie możesz znaleźć odpowiedzi, życie wciąż ma nieskończone znaczenie. Bóg nie jest odpowiedzią; boskość jest stanem, w którym znikają pytania. Boskość jest stanem nie-umysłu.

Pozostań z pytaniem. Jestem tu po to, żeby ci w tym pomóc. Nie zamierzam dawać ci żadnych odpowiedzi, znasz ich zbyt wiele. Nie będę cię obciążał jeszcze bardziej. Chcę pomóc ci oduczyć się tego, czego się nauczyłeś. Wówczas pytanie stanie się krystalicznie czyste, autentyczne, naprawdę twoje, wypłynie z twojej najgłębszej istoty.

Pozostań z nim. Nie chodź w tę i z powrotem, nie spiesz się. Bądź cierpliwy. Niech to pytanie stale ci towarzyszy.

Jest to jedyny rodzaj dyscypliny, którego uczę: dyscyplina kwestionowania potrzeby szybkiego poznania odpowiedzi.

Dobrze jest pozostać z pytaniem, ponieważ odpowiedzi cię wypaczą, zniszczą twoją niewinność, twoją czystą ignorancję. Zapełnią twój umysł słowami, teoriami, dogmatami; przestaniesz być dziewiczy – to wszystko cię zbruka. Pytanie jest czyste – pogłębia twoją prawdziwość, czyni cię coraz czystszym.

Zwróć uwagę na pytanie. Nie chodzi mi o to, żebyś cały czas pytał: „Kim jestem?”. Nie musisz go werbalizować – niech pozostanie niewypowiedziane. Niech będzie twoim oddechem, niech będzie twoją istotą. Niech będzie obecne – bezgłośnie, ale nieprzerwanie, jakbyś nosił je w sobie jak dziecko. Pewnego dnia, po wystarczająco długim czasie, zacznie znikać. Parować niczym rosa po wschodzie słońca. Kiedy świadomość staje się ogniem, intensywnym światłem, pytanie zaczyna znikać.

Kiedy pytanie zniknie, nadal nie możesz powiedzieć, kim jesteś, ale to wiesz. Nie jest to wiedza, lecz poznanie. Nie umiesz odpowiedzieć, ale wiesz. Żyjesz tym, ale nie możesz tego wypowiedzieć ani wyjaśnić.

Często czuję, że nie robię czegoś, co powinienem robić, albo że robię coś, czego nie powinienem robić. Wydaje mi się, że szybko muszę coś zmienić… Przypomina mi to zamartwianie się z czasów, kiedy byłem uczniem: że nie zdam do następnej klasy albo że mnie wyrzucą ze szkoły.

Tak nas wszystkich wychowano. Cała nasza edukacja – rodzinna, społeczna, szkolna – wytwarza w nas napięcie. Podstawą tego napięcia jest odczucie, że nie robisz tego, co powinieneś robić.

Przenosi się to z czasem na całe twoje życie, podąża za tobą jak koszmar, ciągle cię nawiedza. Nie pozwala ci odpocząć, nie daje ci się odprężyć. Gdy się odprężasz, w głowie pojawia się pytanie: „Co ty robisz? Nie wolno ci odpoczywać. Powinieneś coś robić”. A kiedy jesteś czymś zajęty, pojawia się inne pytanie: „Co ty robisz? Musisz koniecznie odpocząć, bo oszalejesz. Jesteś na krawędzi szaleństwa”.

Gdy robisz coś dobrego, słyszysz wewnętrzny głos: „Jesteś głupcem. Jesteś za dobry, a to się nie opłaca. Ludzie będą cię oszukiwać”. Gdy robisz coś złego, umysł podszeptuje: „Co ty robisz? Pójdziesz za to do piekła, będziesz się smażył w smole”. Bez względu na to, co robisz, nie zaznajesz spokoju. Potępiasz sam siebie.

Wszczepiono ci ten potępiający głos. Jest on plagą całej ludzkości. Dopóki się go nie pozbędziesz, dopóty nie staniesz się prawdziwym człowiekiem, nie będziesz umiał naprawdę się cieszyć i uczestniczyć w celebrowaniu egzystencji.

Nikt nie zrobi tego za ciebie. Problem nie dotyczy tylko osoby zadającej to pytanie. Dotyczy prawie wszystkich ludzi. Nie jest ważne, w jakim kraju się urodziłeś, jaką wyznajesz religię – jesteś katolikiem, komunistą, hinduistą, muzułmaninem, dżinistą, buddystą; to, co najważniejsze, jest takie samo – bez względu na ideologię, którą wyznajesz. Chodzi o to, żeby wytworzyć w tobie podział. Wtedy jedna część ciebie potępia drugą. Pozostajesz w stanie konfliktu wewnętrznego, niekończącej się wojny domowej.

Trzeba zażegnać ten konflikt, zakończyć wojnę, w przeciwnym razie stracisz całe piękno, całe błogosławieństwo życia. Nie będziesz w stanie śmiać się z całego serca, nie będziesz umiał kochać, żyć pełnią życia. Życie pełnią życia jest konieczne, żebyś mógł rozkwitnąć, żeby nadeszła wiosna, a wraz z nią pojawiły się kolory, muzyka i poezja.

Możesz poczuć otaczającą cię boskość jedynie wtedy, gdy żyjesz pełnią życia. Jak na ironię, ten podział w tobie został stworzony przez tak zwanych świętych, przez kapłanów, Kościoły. W rzeczywistości kapłan jest największym na świecie wrogiem prawdziwej religijności.

Kapłani są źródłem wszelkiej patologii, nie powinniśmy ich słuchać. Przez nich wszyscy czujemy się nieswojo. Stworzyli światową epidemię neurozy. Przyzwyczailiśmy się do niej i wydaje się nam, że to normalne. Myślimy, że po prostu takie jest życie – chodzi w nim o to, by cierpieć, trwać w bólu egzystencjalnym. Autobiografia człowieka, który właściwie nie żył.

Tak to właśnie wygląda, kiedy przyjrzymy się swojemu życiu. Nie ma w nim ani jednego kwiatu, ani jednej pieśni, żadnego promienia boskiej rozkoszy.

Nie dziwi mnie, że na całym świecie ludzie inteligentni pytają o sens życia: „Po co mamy żyć? Dlaczego jesteśmy tak tchórzliwi, że wciąż żyjemy? Czemu nie możemy zebrać się na odwagę i skończyć z tym nonsensem? Czemu nie możemy popełnić samobójstwa?”.

Nigdy wcześniej nie było na świecie tylu ludzi myślących, że życie nie ma żadnej wartości. Dlaczego zaczęło się to w naszych czasach? To nie ma nic wspólnego z naszymi czasami. Od co najmniej pięciu tysięcy lat kapłani niszczą ludzką psychikę. Teraz uzyskali ostateczny rezultat.

Nie jesteśmy sprawcami, jesteśmy ofiarami. Ofiarami historii. Gdyby człowiek stał się odrobinę bardziej świadomy, spaliłby wszystkie książki historyczne. Zapomnij o przeszłości – była koszmarna. Zacznij od początku, od abc… Jakby Adam się odrodził, jakbyśmy ponownie znaleźli się w ogrodach Edenu – niewinni, nieskażeni, niezbrukani przez okrutnych kapłanów i ich idee.

Kapłani byli niezwykle podli, odkryli bowiem coś ważnego i korzystali z tego przez całe tysiąclecia: jeśli stworzysz w człowieku podział, uczynisz go w pewnym sensie schizofrenikiem, pozostaniesz przy władzy. Człowiek skonfliktowany wewnętrznie jest słaby. Człowiek niepodzielony ma moc, dzięki której poradzi sobie z każdą przygodą, z każdym wyzwaniem.

Pewien człowiek szukał wyznania dla siebie. Pewnego dnia wszedł do małego kościółka, w którym wierni mówili razem z ministrantem: „Nie zrobiliśmy tego, co nam kazano zrobić, zrobiliśmy to, czego nam nie kazano”. Człowiek ten usiadł w ławie i powiedział sam do siebie: „Co za szczęście! Wreszcie znalazłem swoich!”.

Pójdź do jakiegokolwiek kościoła, a znajdziesz tam swoich, repliki ciebie. Może ich język jest trochę inny, rytuały są nieco odmienne, ale podstawy pozostają te same. Wszystko zaczęło się od tego, że w człowieku rozpętano wojnę domową.

Z chwilą gdy zrozumiesz, co zrobili ci kapłani, uzyskasz niezwykły wgląd. Gdy zakończysz tę bezsensowną wojnę, rozpocznie się twoje wyzwolenie.

Rób to, co jest zgodne z twoją naturą, w zgodzie z tobą. Nie czytaj pism, słuchaj serca; to właśnie zapisuję na recepcie dla ciebie. Słuchaj uważnie, świadomie, a nigdy nie zbłądzisz, nie pozwolisz na pojawienie się wewnętrznego podziału. Podążając za głosem serca, będziesz się poruszać we właściwym kierunku, bez konieczności rozstrzygania, co jest dobre, co złe.

Nowa ludzkość będzie musiała poznać sztukę wsłuchiwania się w głos serca – świadomie, uważnie, w skupieniu – i podążania za nim za wszelką cenę, bez względu na to, dokąd on prowadzi. Tak, czasem ten głos wpędzi cię w kłopoty. Pamiętaj jednak, że te kłopoty mają za zadanie uczynić cię dojrzalszym. Czasem zbłądzisz, ale jest to element wzrastania. Wiele razy upadniesz. Zawsze wstawaj, bo w ten sposób się wzmacniasz – upadając i wstając. Dzięki temu następuje twoja integracja.

Nie przyjmuj poleceń z zewnątrz. Żadna narzucona ci zasada nie może być słuszna. Zasady wymyślają inni ludzie po to, żeby podporządkować cię sobie. Owszem, pojawiają się od czasu do czasu wspaniali, oświeceni ludzie – Budda, Jezus, Kryszna, Mahomet. Nie zostawili światu zasad. Dali mu swoją miłość. Cóż… Wcześniej czy później gromadzą się uczniowie takich ludzi i zaczynają tworzyć zasady zachowania. Kiedy już nie ma mistrza, kiedy światło zgasło, a oni pozostają w ciemnościach, wymyślają zasady, których trzeba przestrzegać. Światło, które ich prowadziło, zgasło; teraz będą się stosowali do zasad.

Jezus słuchał szeptu swojego serca. Chrześcijanie są głusi na ten szept. Są naśladowcami – kiedy zaczynasz kogoś naśladować, przynosisz wstyd ludzkości, przynosisz wstyd Bogu.

Nigdy nie bądź naśladowcą. Bądź oryginalny. Nie stawaj się kopią. Niestety tak właśnie się dzieje na całym świecie – kopie, kopie, miliony kopii.

Kiedy jesteś oryginalny, a taki jesteś z natury, życie przypomina taniec. Nie ma dwojga takich samych ludzi, toteż moja droga życiowa nie może być jednocześnie twoją.

Słuchaj, co mówi twoje serce. Zawsze szeptem, bardzo spokojnie; nigdy nie podnosi głosu, nie krzyczy.

Budda jest Buddą, Kryszna – Kryszną, a ty jesteś… sobą. W żadnym razie nie jesteś kimś mniej ważnym niż ktoś inny. Szanuj siebie, szanuj swój głos wewnętrzny i za nim podążaj.

Nie gwarantuję, że zawsze poprowadzi cię on w dobrą stronę. Wiele razy będziesz zwiedziony na manowce, bo żeby odnaleźć właściwą drogę, musisz wiele razy zabłądzić, zapukać do niewłaściwych drzwi. Tak już jest. Gdybyś od razu odnalazł właściwe drzwi, nie rozpoznałbyś ich.

W ostatecznym rozrachunku żaden wysiłek nie idzie na marne; wszystkie składają się na twój wzrost, odgrywają rolę w twoim rozwoju. Nie wahaj się, nie bój się pójść niewłaściwą drogą. Jednym z największych źródeł problemów jest to, że ludzie starają się nie popełniać pomyłek, w związku z tym ciągle się wahają, przepełnia ich lęk przed działaniem. W rezultacie wiszą w próżni. Nie mogą się poruszyć, bo istnieje ryzyko, że zdarzy się coś złego. Zatrzymują się więc w miejscu, stają się nieruchomi jak skała.

Nauczam was, żebyście popełniali tyle błędów, ile tylko jesteście w stanie popełnić. Jeden warunek: nie popełniajcie dwa razy tego samego błędu. Dzięki temu będziecie wzrastać. Błądzenie należy do elementów twojej wolności. Bunt, choćby nawet przeciwko bogu, jest częścią twojej ludzkiej godności. Czasem pięknie jest wystąpić przeciw bogu. Tak wykształca się twój kręgosłup. Zbyt wielu ludziom brakuje kręgosłupa.

Mnóstwo osób denerwują moje słowa. Niedawno pojawił się tu dziennikarz. Chciał opisać, co się tu dzieje. Szukał tych, którym się tu podoba, oraz tych, którym się nie podoba. Rozmawiał z mieszkańcami Puny, z policjantami, nawet z burmistrzem. Otóż zdaniem burmistrza jestem tak niebezpieczny, że powinno się mnie usunąć z Puny, a nawet nie tylko z Puny, lecz w ogóle z Indii, a jeszcze lepiej nie tylko z Indii, ale wręcz z całego świata.

Uwielbiam tę jego opinię. Zacząłem o niej myśleć. Dokąd właściwie mieliby mnie wysłać, jeśli chcą mnie usunąć z całego świata? Świetny pomysł! Jeśli byliby w stanie wprowadzić go w życie, to ja oczywiście się zgadzam.

Skąd się bierze tyle złości? Złość ma jakieś racjonalne powody. Takim racjonalnym powodem ich złości na mnie jest to, że próbuję wam przekazać całkowicie nową wizję życia religijnego – jeśli ona zwycięży, stare wizje trafią do lamusa.

Zapomnij to wszystko, co ci przekazano na temat dobra i zła. Życie nie jest takie sztywne. To, co dziś jest dobre, jutro może się stać złe. To, co jest właściwe w tej chwili, za chwilę może się stać niewłaściwe. Życia nie da się zaszufladkować ani okleić etykietkami „dobre”, „złe”. Życie to nie drogeria z tysiącem buteleczek z opisaną zawartością. Życie jest tajemnicą. W jednej chwili coś nam pasuje, czyli jest właściwe. Potem upłynie trochę wody w Gangesie i nic nie jest takie, jak było, już nam nie pasuje, czyli jest złe.

Jaka jest moja definicja tego, co właściwe? To, co pozostaje w harmonii z egzystencją, jest właściwe, a to, co nie pozostaje w harmonii z egzystencją, jest niewłaściwe. W każdej chwili trzeba być uważnym i sprawdzać wciąż na nowo. Nie możesz polegać na gotowych odpowiedziach – robią tak tylko głupcy, bo nie wymaga to inteligencji. Oni posługują się gotową listą, na której określono, co jest dobre, a co złe. Niezbyt długą listą.

Żydzi mają dziesięć krótkich przykazań. Za ich pomocą już tysiące lat odróżniają rzeczy dobre od złych. A przecież życie nieustannie się zmienia. Gdyby Mojżesz wrócił, zapewne przekazałby im inne przykazania. Nie mógłby przekazać tych samych.

Moim zdaniem wszelkie przykazania sprawiają ludziom kłopot, bo są przestarzałe już w chwili, kiedy się je przekazuje. Życie tak szybko biegnie. Jest dynamiczne, nie statyczne. Przypomina nie jezioro, lecz Ganges: wciąż płynie, zmienia się z chwili na chwilę. Toteż coś, co jest właściwe w danej chwili, staje się niewłaściwe w następnej.

W takim razie – co robić? Jedynym rozwiązaniem jest uświadamianie ludziom, że sami mają reagować na zmiany życiowe.

Znam przypowieść zen na ten temat.

Dwie świątynie rywalizowały ze sobą. Kierujący nimi mistrzowie, których właściwie należałoby nazywać kapłanami, byli tak skłóceni ze sobą, że zakazali swoim uczniom jakichkolwiek kontaktów. Powtarzali: „Trzymajcie się z daleka od tych ludzi. Są naprawdę niebezpieczni”.

Każdy z kapłanów miał służącego. Służących również obowiązywał ten zakaz. Ale… Pewnego dnia spotkali się na drodze i jeden zapytał drugiego:

– Dokąd idziesz?

– Tam, dokąd niesie mnie wiatr – padła odpowiedź.

Wspaniałe stwierdzenie, czyste tao, prawda?

Służący poczuł się jednak bardzo zawstydzony i urażony. Z tego powodu zapomniał języka w gębie. Nie powiedział ani słowa. Nie tylko był zły i sfrustrowany, lecz także obwiniał się o złamanie zakazu. Nie zrozumiał odpowiedzi i czuł się przez to upokorzony.

Poszedł zatem do swojego mistrza i przyznał się do wszystkiego. Powiedział:

– Przepraszam, że się do niego odezwałem. Miałeś rację. Oni są dziwni. Zapytałem go, dokąd idzie. Zwykłe grzecznościowe pytanie. Wiedziałem, że idzie na rynek, bo przecież sam też tam chodzę. A on odpowiedział: „Tam, dokąd niesie mnie wiatr”. Co to za odpowiedź?

– Ostrzegałem cię – odparł mistrz. – Posłuchaj. Jutro poczekaj na drodze i znów zadaj mu to samo pytanie. Kiedy powie, że idzie tam, dokąd niesie go wiatr, odpowiedz: „Czyżbyś nie miał nóg? Jeśli bowiem dusza pozostaje bez ciała, wiatr nie może jej zabrać donikąd”.

Służący całą noc przygotowywał się do spotkania, powtarzał słowa mistrza, by ich nie zapomnieć. Z samego rana stanął na drodze. Był zadowolony, że ma gotową taką filozoficzną odpowiedź. Kiedy tylko zobaczył tego, na którego czekał, od razu zapytał:

– Dokąd idziesz?

– Na targ po warzywa.

I po co ta cała wyuczona filozofia?

Takie właśnie jest życie. Nie możesz się przygotować, nigdy nie będziesz gotowy. Na tym polega jego piękno, jego cud – nie wysyła sygnałów ostrzegawczych, zawsze zaskakuje. Jeśli masz oczy, zobaczysz, że każda chwila jest niespodzianką i gotowe odpowiedzi są bezużyteczne.

Wszystkie stare religie dały ci gotowe odpowiedzi. Manu dał ci przykazania, Mojżesz dał ci przykazania i tak dalej…

Ja nie daję żadnych przykazań. Samo słowo „przykazanie” dla mnie brzmi ohydnie. Przykazywać coś komuś to inaczej czynić go niewolnikiem. Nie nakazuję niczego, nie musisz być posłuszny ani mnie, ani nikomu innemu. Jedynie nauczam podstawowych praw życia. Słuchaj tylko samego siebie, bądź swoim własnym światłem i podążaj za nim. Jeśli coś zrobisz, widocznie powinno to zostać zrobione. A jeśli czegoś nie zrobisz, widocznie nie miało to zostać zrobione.

I pamiętaj – nie oglądaj się wciąż za siebie. Powtarzam: życie się zmienia. Jutro możesz zacząć myśleć, że to, co zrobiłeś wczoraj, było złe. Nie było złe wczoraj, ale może stać się złe jutro. Nie ma potrzeby patrzeć wstecz; życie idzie do przodu. Jednak wielu kierowców patrzy w lusterko wsteczne, chociaż jadą do przodu. Jechać do przodu, patrzeć wstecz – oto przepis na życiową katastrofę.

Patrz w przód. Przejechałeś już drogę, którą przejechałeś – została za tobą, nie myśl o niej, nie obciążaj się niepotrzebnym rozmyślaniem o przeszłości. Zamykaj przeczytane rozdziały – nie ma powodu, by czytać je ponownie. I nie oceniaj nigdy z obecnej perspektywy tego, co wydarzyło się w przeszłości; nowe nie może być porównywane ze starym. Stare było właściwe w swoim kontekście, nowe jest właściwe w swoim. Jednego z drugim po prostu nie da się porównać.

Próbuję ci przekazać, żebyś porzucił poczucie winy. Żyć z poczuciem winy oznacza żyć w piekle. Nie czując się winnym, będziesz miał w sobie świeżość rosy w porannym słońcu, świeżość płatków lotosu na jeziorze, świeżość gwiazd migocących na niebie. Kiedy poczucie winy zniknie, twoje życie zmieni się całkowicie – będzie rozświetlone, promienne. Twoje stopy same zatańczą, serce zaśpiewa tysiące piosenek.

Żyć w takiej radości to znaczy być sannjasinem, to znaczy odczuwać boskość życia. Życie w poczuciu winy oznacza, że będziesz wykorzystywany przez kapłanów.

Wyjdźcie z tych swoich więzień – hinduistycznych, chrześcijańskich, muzułmańskich, dżinijskich, buddyjskich, komunistycznych. Wyjdźcie z tych wszystkich więzień, uwolnijcie się od ideologii, bo one dostarczają wam gotowych odpowiedzi. Jeśli zapytasz o coś komunistę, udzieli odpowiedzi wziętych z Kapitału. Od hinduisty otrzymasz odpowiedzi wzięte z Gity.

Kiedy zaczniesz korzystać z własnej świadomości? Kiedy? Jak długo zamierzasz czepiać się martwej przeszłości? Gita powstała pięć tysięcy lat temu; życie od tamtej pory uległo wielkim zmianom. Jeśli chcesz czytać Gitę, traktuj ją tylko i wyłącznie jak dzieło literackie. To piękna literatura, to piękna poezja, która nie zawiera nakazów ani zakazów. Ciesz się nią jak prezentem z przeszłości, prezentem od wielkiego poety, Wjasy. Nie czyń Gity zbiorem wskazówek dotyczących życia, gdyż nie ma ona żadnego praktycznego zastosowania.

Wszystko staje się stopniowo bezużyteczne, bo życie nie stoi w miejscu. Zmienia się, przekracza granice, jest nieskończonym procesem. Natomiast Gita zatrzymała się w pewnym miejscu i czasie, Koran także się zatrzymał. Pamiętaj o tym. Nigdy o tym nie zapominaj.

Aby utrzymać kontakt z życiem, zawsze być na bieżąco, trzeba mieć niewinne serce; serce, w którym nie czai się poczucie winy. Nie istnieje inny sposób. Zapomnij to wszystko, co ci powiedziano, to wszystko, co kazano ci zrobić, i to, czego ci zabroniono. Nikt oprócz ciebie nie może o tym decydować.

Unikaj samozwańczych decydentów. Weź ster w swoje ręce. Musisz zdecydować. Kiedy zaczynasz decydować, budzi się twoja dusza. Kiedy inni decydują za ciebie, twoja dusza pozostaje w uśpieniu. Kiedy zaczynasz decydować sam za siebie, zwiększa się twoja przenikliwość. Decydowanie ma związek z podejmowaniem ryzyka; może się okazać, że robisz coś źle. Kto wie, co się zdarzy? Na tym polega ryzyko. Nie ma gwarancji.

Stare daje gwarancję. Sprawdziły to miliony ludzi, a przecież wszyscy nie mogli się mylić. Jeśli miliony ludzi mówią, że coś jest prawidłowe, to na pewno jest prawidłowe.

Szczerze mówiąc, logika życia jest odwrotna. Jeśli wiele osób za czymś podąża, możesz być pewien, że się mylą. Większość ludzi to głupcy, a nie oświeceni. Strzeż się tłumu, strzeż się większości. Jeśli miliony głupców za czymś idą, na pewno nie jest to prawdą.

Prawda jest udziałem jednostek, nie tłumu. Czy ktoś słyszał o oświeconym tłumie? Do prawdy docierają jednostki: Tilopa, Atiśa, Nanak, Kabir, Fariduddin.

Prawda jest udziałem jednostek.

Podejmij każde ryzyko, dzięki któremu staniesz się spójną jednostką, i zaakceptuj wyzwania, które cię ukształtują, uczynią przenikliwym i bardziej inteligentnym.

Prawda jest związana nie z wiarą, lecz z najwyższą inteligencją, z dotarciem do ukrytych źródeł twojego życia, z doświadczeniem rozświetlającym twoją świadomość. Musisz jednak stworzyć dla niej przestrzeń: akceptować siebie takiego, jaki jesteś. Niczemu nie zaprzeczaj, nie czuj się podzielony, nie czuj się winny.

Raduj się! Powtarzam – raduj się sobą takim, jaki jesteś.

Zawsze boję się być sam, bo wtedy zaczynam się zastanawiać, kim jestem. Czuję, że zagłębiając się w siebie, dowiem się, iż jestem nie tym człowiekiem, którym – jak sądzę – jestem od dwudziestu sześciu lat, ale istotą, która pojawiła się świecie w chwili moich narodzin, a może nawet nieco wcześniej. Z jakiegoś powodu ogromnie mnie to przeraża. Mam wrażenie, że jestem bliski obłędu, więc zaczynam się zajmować różnymi sprawami, aby poczuć się bezpieczniej. Kim jestem i skąd ten lęk?

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki