Księga ego. Wolność od iluzji - Osho - ebook + audiobook

Księga ego. Wolność od iluzji ebook

Osho

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Ego może istnieć tylko wtedy, gdy je wspierasz.

Ego zawsze ma pragnienia, ambicje i oczekiwania, chce znajdować się na szczycie drabiny społecznej. Ego cię wykorzystuje. Nie pozwala ci skontaktować się z prawdziwym „ja”. Odpowiada za istnienie cierpienia, bólu, nędzy, walki, frustracji, szaleństwa. Jeżeli chcesz dotrzeć do prawdy, musisz porzucić wszelkie przekonania, które narzuciło ci społeczeństwo. Nikt tak naprawdę nie wie, kim jesteś – ani rodzice, ani nauczyciele, ani księża, Tylko ty możesz poznać swoją prawdziwą tożsamość. Dlatego wszelkie opinie na twój temat są powierzchowne i nieprawdziwe. Odsuń od siebie te opinie. Uwolnij się od ego. Postępując w ten sposób, dotrzesz do swojej prawdziwej istoty, odkryjesz ją. To odkrycie niezwykle ważne, ponieważ dzięki niemu możesz nadać swemu życiu właściwy kierunek.

OSHO – charyzmatyczny mistrz duchowy pochodzący z Indii. Znakomity mówca swobodnie posługujący się zarówno wschodnimi tradycjami mistycznymi, jak i zachodnią psychoterapią. Jego nauki dotyczą nie tylko indywidualnego poszukiwania sensu, lecz także najbardziej palących spraw społecznych i politycznych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 178

Oceny
4,4 (137 ocen)
88
28
14
7
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
krzemmg

Dobrze spędzony czas

Poszerzająca perspektywę i horyzonty, budząca refleksję, inspirująca. . Dobra lektura.
00
basiajot_daily

Z braku laku…

Niestety trochę się zawiodłam. Inne pozycje bardziej mi się podobały.
00
aga30411

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna genialna książka cudownego autora osho. Uwielbiam słuchać jego książki. Mam kilka w swojej bibliotece domowej ❤️polecam
00
drillowiec

Nie oderwiesz się od lektury

jedna z najlepszych książek Osho. Opisuje komplikacje ego i wizję powrotu do naturalnego stanu wolności. Jednak by ją zdobyć wpierw należy mieć bardzo duże ego, zaznać bogactw, największych kobiet, władzy. Kontintuicyjne lecz zrozumieją Ci którzy wspięli się na szczyt i odczuli na niej pustkę
00
Karola6991

Nie oderwiesz się od lektury

Książka na dzisiejsze czasy, pozwala się zatrzymać, spojrzeć w głąb samego siebie,
00

Popularność




Wprowadzenie

Nasze ego ma ten­den­cję do nady­ma­nia się. Chcemy być skom­pli­ko­wani. Kie­rują nami ambi­cje. Pro­stota zagraża ist­nie­niu ego.

Ludzie kom­pli­kują życie po to, by wzmac­niać ego. Sta­rają się pod­kre­ślać zna­cze­nie swo­jej osoby w róż­nych dzie­dzi­nach życia spo­łecz­nego, np. w poli­tyce czy reli­gii.

Także psy­cho­lo­gia jest nasta­wiona na wzmac­nia­nie ego. Psy­cho­lo­dzy twier­dzą, że czło­wiek potrze­buje sil­nego ego. Edu­ka­cja to sys­tem nagród i kar, który ma pobu­dzać twoje aspi­ra­cje i ukie­run­ko­wy­wać dąże­nia. Rodzice od początku two­jego życia mieli wobec cie­bie wygó­ro­wane ocze­ki­wa­nia. Myśleli, że być może uro­dził im się syn o talen­tach Alek­san­dra Wiel­kiego lub też na świat przy­szła córka na miarę Kle­opa­try. Od wcze­snego dzie­ciń­stwa rodzice narzu­cali ci swoje warunki. Jeżeli nie wyka­za­łeś się szcze­gól­nymi uzdol­nie­niami i umie­jęt­no­ściami, nie mia­łeś w ich oczach war­to­ści.

Czło­wiek kie­ru­jący się pro­stymi zasa­dami ucho­dzi za głupca. Nie stał się celem spo­łecz­nego roz­woju.

Dziecko przy­cho­dzi na świat jako pro­sta istota. Jest czy­ste jak nie­za­pi­sana karta. Na tej kar­cie naj­pierw zapi­sują swoje życze­nia rodzice. Okre­ślają, kim ma się stać ich dziecko. Następ­nie do pro­cesu warun­ko­wa­nia włą­czają się nauczy­ciele, kapłani i przy­wódcy poli­tyczni. Wszy­scy ocze­kują od dziecka, by stało się kimś zna­czą­cym.

Prawda wygląda jed­nak ina­czej. Jesteś istotą ludzką, jesteś sobą. Nie musisz sta­wać się kimś innym. Pro­stota ozna­cza, że pozo­sta­jesz w zgo­dzie z sobą i nie wstę­pu­jesz na ścieżkę sta­wa­nia się kimś spe­cjal­nym. Jest to bowiem droga nie­koń­czą­cych się poszu­ki­wań. Ni­gdy nie będziesz mógł stwier­dzić: „Zakoń­czy­łem swoją wędrówkę. Dotar­łem na szczyt swo­ich pra­gnień”.

Tego nie mógł uczy­nić nikt w całej histo­rii ludz­ko­ści. Poru­szamy się bowiem po kole. Zawsze znaj­dzie się osoba, która w jakiejś dzie­dzi­nie nas wyprze­dza.

Możesz zostać pre­zy­den­tem USA. Będziesz jed­nak czuł się gor­szy w kon­fron­ta­cji z Muham­ma­dem Alim. Nie masz takiej potęż­nej, zwie­rzę­cej siły. Muham­mad Ali może wymie­rzyć silny cios w nos Ronalda Reagana, a ten znaj­dzie się na ziemi.

Możesz zostać pre­mie­rem. Kiedy jed­nak spo­tkasz Alberta Ein­ste­ina, możesz się poczuć jak karzeł.

Życie jest nie­zwy­kle bogate, wie­lo­wy­mia­rowe. Nie możesz odno­sić suk­ce­sów we wszyst­kich dzie­dzi­nach.

Sil­nie roz­bu­do­wane ego to rodzaj cho­roby. Spo­łe­czeń­stwo chce, aby­śmy byli cho­rzy duchowo. Kiedy jeste­śmy zdrowi i wewnętrz­nie zin­te­gro­wani, sta­no­wimy zagro­że­nie dla domi­nu­ją­cych w spo­łe­czeń­stwie grup inte­re­sów.

Nauczam, że powi­nie­neś pozo­sta­wać w zgo­dzie z sobą i zaak­cep­to­wać sie­bie.

Postawa „sta­wa­nia się” jest cho­robą, nato­miast postawa „bycia” prze­są­dza o zdro­wiu. Nie zazna­łeś dotąd smaku pro­stoty, zdro­wia i bło­go­ści. Spo­łe­czeń­stwo nie pozwo­liło ci na to. Pozna­łeś tylko jedną ścieżkę, którą podą­żasz. To ścieżka ego.

Mówiono ci, że powi­nie­neś się stać Jezu­sem Chry­stu­sem. Ist­nieją spo­łe­czeń­stwa, które wyma­gają od ludzi, by stali się bogami. Nie­zdrowy, zwa­rio­wany świat!

Musisz uwol­nić się od wszel­kich narzu­co­nych ci pro­gra­mów. Jeżeli pra­gniesz doświad­czać rado­ści, spo­koju i wspa­nia­ło­ści życia, musisz porzu­cić fał­szywe ego.

Nie chcę cię niczego pozba­wiać. Pra­gnę jedy­nie uwol­nić cię od ego. Jest ono swego rodzaju fan­ta­zją. Nie ist­nieje. Chcę ci pomóc w sta­niu się praw­dziwą istotą. Nie mogę ci niczego dać, ty już bowiem masz wszystko. Musisz po pro­stu otrzą­snąć się ze snu, obu­dzić i dostrzec nie­zwy­kłe piękno pier­wot­nej nie­win­no­ści.

Uga­niasz się za cie­niem, któ­rego ni­gdy nie możesz zła­pać. Zapo­mi­nasz przy tym o skar­bach przy­nie­sio­nych ze sobą na ten świat. Zanim będziesz mógł speł­nić wszyst­kie pra­gnie­nia ego, zasko­czy cię śmierć. Życie jest zbyt krót­kie i zbyt cenne, aby prze­zna­czać je na speł­nia­nie zachcia­nek ego. Ważne, abyś to zro­zu­miał.

Rozdział 1 Ego

Czym jest ego?

Ego to prze­ci­wień­stwo praw­dzi­wego „ja”. Nie jest tobą, lecz złu­dze­niem stwo­rzo­nym przez spo­łe­czeń­stwo. Dopóki nie porzu­cisz kon­cep­cji ego, nie będziesz mógł poznać sie­bie.

Przy­sze­dłeś na świat z praw­dzi­wym poczu­ciem „ja”. Twoi wycho­wawcy szybko jed­nak zaczęli uczyć cię fał­szy­wych iden­ty­fi­ka­cji: jesteś chrze­ści­ja­ni­nem, jesteś kato­li­kiem, jesteś Niem­cem, jesteś człon­kiem narodu wybra­nego i tak dalej. W ten spo­sób stwo­rzyli fał­szywy obraz cie­bie. Otrzy­ma­łeś imię, wraz z nim prze­ka­zano ci okre­ślone ambi­cje i aspi­ra­cje.

Pro­ces zdo­by­wa­nia wykształ­ce­nia obej­muje pra­wie jedną trze­cią życia czło­wieka. Twoje ego było kształ­to­wane w szkole pod­sta­wo­wej, kościele, szkole śred­niej, na uni­wer­sy­te­cie. W rezul­ta­cie zapo­mnia­łeś, kim naprawdę jesteś. Utra­ci­łeś nie­win­ność swo­jej istoty. Twoje ego się nadęło. Jesteś zło­tym meda­li­stą, lide­rem, naj­lep­szym stu­den­tem.

Ego zawsze ma pra­gnie­nia, ambi­cje i ocze­ki­wa­nia, chce znaj­do­wać się na szczy­cie dra­biny spo­łecz­nej. Ego cię wyko­rzy­stuje. Nie pozwala ci skon­tak­to­wać się z praw­dzi­wym „ja”. Odpo­wiada za ist­nie­nie cier­pie­nia, bólu, nędzy, walki, fru­stra­cji, sza­leń­stwa, mor­derstw.

Jeżeli chcesz dotrzeć do prawdy, musisz porzu­cić wszel­kie prze­ko­na­nia, które narzu­ciło ci spo­łe­czeń­stwo. Nikt tak naprawdę nie wie, kim jesteś – ani rodzice, ani nauczy­ciele, ani księża. Tylko ty możesz poznać swoją praw­dziwą toż­sa­mość. Nikt nie może poznać intym­nej głębi two­jej istoty. Dla­tego wszel­kie opi­nie na twój temat są powierz­chowne i nie­praw­dziwe.

Odsuń od sie­bie te opi­nie. Uwol­nij się od ego. Postę­pu­jąc w ten spo­sób, dotrzesz do swo­jej praw­dzi­wej istoty, odkry­jesz ją. To odkry­cie jest nie­zwy­kle ważne, ponie­waż dzięki niemu możesz nadać swemu życiu wła­ściwy kie­ru­nek. Doświad­czysz wów­czas bło­go­ści i osią­gniesz wieczne ist­nie­nie.

Wybór należy do cie­bie. Jeśli trzy­masz się ego i żywisz je, wybie­rasz fru­stra­cję, cier­pie­nie i ból. Jeśli nato­miast powra­casz do pier­wot­nej nie­win­no­ści, doświad­czasz spo­koju, bło­go­ści i ciszy.

Dzieci rodzą się wolne od ego. To spo­łe­czeń­stwo, reli­gia i kul­tura stwa­rzają w dziecku ego.

Zwróć uwagę na zacho­wa­nie małych dzieci. Nie mówią: „Ja jestem głodny”. Jeżeli dziecko ma na imię Andrzej, mówi: „Andrzej jest głodny. Andrzej chce iść do ubi­ka­cji”. Dziecko nie ma poczu­cia „ja”. Mówi o sobie, uży­wa­jąc form trze­ciej osoby. Skoro ludzie nazy­wają je „Andrzej”, ono nazywa sie­bie tak samo.

Kiedy dziecko staje się star­sze, otrzy­muje poucze­nie: „To inne osoby nazy­wają cię »Andrzej«. Prze­stań w ten spo­sób mówić o sobie. Mów »ja«”.

Z chwilą gdy Andrzej stał się „ja”, utra­cił kon­takt ze swą praw­dziwą istotą, osu­nął się w bez­denną otchłań ilu­zji. Wraz z kon­cep­cją „ja” poja­wił się nowy typ ener­gii. „Ja” chce się roz­wi­jać i wzra­stać. Poja­wiają się różne pra­gnie­nia. „Ja” pra­gnie się wspi­nać po dra­bi­nie spo­łecz­nej i zawłasz­czać nowe tery­to­ria.

Jeżeli spo­ty­kasz osobę, która ma sil­niej­sze „ja”, dozna­jesz poczu­cia niż­szo­ści. Podej­mu­jesz wszel­kie moż­liwe wysiłki, by prze­ści­gnąć tę osobę. W twoim życiu poja­wia się jeden zasad­ni­czy cel – prze­ści­gnąć rywala. Ule­gasz złu­dze­niu, co powo­duje nie­zli­czone pro­blemy.

Nawet Alek­san­der Wielki miał podobne pro­blemy. Zło­żył przy­sięgę, że pod­bije cały świat i złoży go u stóp swo­jej matki. Nikt wcze­śniej tego nie doko­nał.

„Ja” Alek­san­dra pra­gnęło, by pod­bił on cały świat. I rze­czy­wi­ście nie­mal do tego doszło. Celowo uży­łem słowa „nie­mal”. Uczy­ni­łem tak z dwóch powo­dów. Po pierw­sze, za życia Alek­san­dra znano tylko połowę świata. Nie odkryto jesz­cze nie­któ­rych kon­ty­nen­tów, na przy­kład Ame­ryki. Po dru­gie, Alek­san­der dotarł do gra­nicy Indii, jed­nak nie mógł ich pod­bić. Był sto­sun­kowo młody. Miał zale­d­wie trzy­dzie­ści trzy lata. Kiedy tylko dorósł, nie­ustan­nie toczył boje. Patrzył na roz­lew krwi i śmierć wielu ludzi. Cią­gły wysi­łek spo­wo­do­wał wyczer­pa­nie się jego sił wital­nych. Alek­san­der chciał wró­cić do domu, do Aten. Zmarł jed­nak w dro­dze, odda­lony mniej wię­cej dobę drogi od swego mia­sta.

Oto wielki wódz leży chory i bez­silny. Ota­czają go medycy. Wszy­scy zgod­nie twier­dzą: „Panie, nie będziesz dłu­żej żył. Nie docze­kasz jutra. Zatrzy­maj się tu i nie podą­żaj do Aten. Może jest jesz­cze jakaś nadzieja, ale prze­rwij podróż. Nawet wtedy, gdy będziesz odpo­czy­wał, twój stan może nie ulec popra­wie. Twoje życie gaśnie. Zbli­żasz się nie do swo­jego mia­sta, lecz do śmierci. Sto­isz nad gro­bem. Nie możemy ci pomóc. Umiemy wyle­czyć cho­robę, lecz jeste­śmy bez­radni wobec śmierci. Masz trzy­dzie­ści trzy lata, ale zapas two­jej ener­gii życio­wej się wyczer­pał, pro­wa­dzi­łeś bowiem nie­usta­jące walki”.

Oso­bi­stym nauczy­cie­lem Alek­san­dra był wielki grecki filo­zof – Ary­sto­te­les. Zdo­bywca świata jemu zawdzię­czał swą wielką inte­li­gen­cję. Zro­zu­miał, co mówili leka­rze. Wie­dział, że umiera. Przy­wo­łał więc naczel­nego dowódcę i wypo­wie­dział dziwne życze­nie:

– Macie mnie uło­żyć w trum­nie w ten spo­sób, żeby moje dło­nie zna­la­zły się na zewnątrz. I tak prze­nie­ście moje ciało do grobu.

– Zdu­miewa mnie to życze­nie – odparł dowódca. – Ni­gdy nie sły­sza­łem, by jaką­kol­wiek osobę nie­siono do grobu w ten spo­sób.

– Bra­kuje mi tchu, żeby ci to wyja­śnić. Powiem krótko: chcę poka­zać całemu światu, że odcho­dzę z pustymi rękami. Myśla­łem, że w miarę upływu lat staję się coraz potęż­niej­szy, coraz bogat­szy. Tym­cza­sem ubo­ża­łem. Uro­dzi­łem się z zaci­śnię­tymi dłońmi, jak­bym coś w nich trzy­mał. Umie­ra­jąc, nie mogę mieć zaci­śnię­tych dłoni: by zaci­snąć dło­nie w pię­ści, potrzeba ener­gii życia. Chcę – kon­ty­nu­ował zdo­bywca świata – by wszy­scy wie­dzieli, że Alek­san­der Wielki odcho­dzi jak żebrak z pustymi rękami.

Nie wydaje mi się, by ludzie wycią­gnęli naukę z lek­cji, któ­rej im udzie­lił ten wielki zdo­bywca.

Ego jest źró­dłem wszel­kich pro­ble­mów czło­wieka. Przez nie rodzą się kon­flikty, wybu­chają wojny, a ludzie stają się zawistni, prze­ra­żeni i zroz­pa­czeni. Czło­wiek spę­tany kon­cep­cją ego uważa swoje ist­nie­nie za pomyłkę. W związku z tym zazdro­ści innym urody, bogac­twa, wie­dzy, nie­ustan­nie się z nimi porów­nuje. Przy­spa­rza w ten spo­sób bólu sobie i innym.

Ego jest nie­spo­kojne, zalęk­nione. Zdaje sobie sprawę z tego, że jest pozor­nym bytem stwo­rzo­nym przez spo­łe­czeń­stwo, aby uga­niać się za cie­niem. Ego anga­żuje się w różne gry. Grą staje się mał­żeń­stwo, zdo­by­wa­nie pie­nię­dzy czy wła­dzy. Spo­łe­czeń­stwo wspiera takie postawy. Ludzie rywa­li­zują i ści­gają się ze sobą jak na olim­pia­dzie. Spy­chają rywali, ponie­waż na szczy­cie Mount Eve­re­stu nie star­cza miej­sca dla wszyst­kich.

Współ­za­wod­nic­two ma bez­względny cha­rak­ter. Anga­żu­jesz się w nie bez reszty i zapo­mi­nasz, że ego zostało ci narzu­cone przez spo­łe­czeń­stwo i nauczy­cieli.

Ego to naj­więk­sze kłam­stwo, które trak­tu­jesz jak prawdę. Esta­bli­sh­ment jest żywo zain­te­re­so­wany pod­trzy­my­wa­niem tej sytu­acji. Jeśli bowiem ludzie uwol­ni­liby się od domi­na­cji ego, zani­kłaby spo­łeczna rywa­li­za­cja. Każdy byłby zado­wo­lony z tego, kim jest.

Ego two­rzy ocze­ki­wa­nia: „Jutro odniosę suk­ces i wów­czas będę się cie­szył. W imię przy­szłego suk­cesu dziś muszę cier­pieć i pono­sić ofiary. Na suk­ces trzeba zasłu­żyć”. Upra­gnione jutro ni­gdy jed­nak nie nad­cho­dzi. W ten spo­sób spę­dzamy życie, cier­piąc, wie­rząc, że przy­szłość nam to wyna­gro­dzi.

Ego nie może ist­nieć w cza­sie teraź­niej­szym, lecz jedy­nie w przy­szło­ści lub w prze­szło­ści. Prze­szłość i przy­szłość real­nie nie ist­nieją, są jedy­nie ruchem myśli. Ego jest ilu­zją, ponie­waż prze­ja­wia się w złud­nych, nieist­niejących wymia­rach czasu. Prze­szło­ści już nie ma, przy­szłość nato­miast jesz­cze nie nade­szła. W teraź­niej­szo­ści, w bie­żą­cej chwili nie odnaj­dziesz w sobie ego. Doświad­czysz nato­miast cichej rado­ści i czy­stej pustki.1

Źró­dłem ego jest kon­cep­cja ist­nie­nia auto­no­micz­nego cen­trum świa­do­mo­ści. Rodzące się dziecko jest pozba­wione takiego cen­trum. Prze­by­wa­jąc dzie­więć mie­sięcy w łonie, doświad­czało ciała matki jako swego cen­trum.

Poję­cie auto­no­micz­nego cen­trum świa­do­mo­ści powstaje w odpo­wie­dzi na wymogi sta­wiane przez życie. Walka o prze­trwa­nie powo­duje, że ludzie pró­bują okre­ślić swoją toż­sa­mość. Nie mają jed­nak poję­cia, kim naprawdę są. Na naj­głęb­szym bowiem pozio­mie swo­jej istoty czło­wiek jest tajem­nicą. Prze­staje być jed­nostką, indy­wi­duum. Łączy się z uni­wer­salną naturą.

Z tego wła­śnie powodu Budda pytany o to, kim jest, nie odpo­wia­dał, zacho­wy­wał mil­cze­nie. Nie mógł odpo­wie­dzieć, ponie­waż nie miał odręb­nej toż­sa­mo­ści. Stał się jed­nym z wszech­świa­tem.

Na co dzień jed­nak nawet Budda uży­wał słowa „ja”. Jeżeli odczu­wał pra­gnie­nie, musiał powie­dzieć: „Ja jestem spra­gniony. Anando, przy­nieś mi wody. Ja odczu­wam pra­gnie­nie”.2 Słowo „ja” wydaje się zna­czące, choć w isto­cie jest fik­cją.

Roz­pa­trzmy nastę­pu­jący przy­kład. Masz jakieś imię. Ale przy­sze­dłeś na świat bez imie­nia. Zostało ci ono nadane. Ponie­waż powta­rzano je tak wiele razy, utoż­sa­mi­łeś się z nim.

Mówię, że imię jest fik­cją. Nie twier­dzę jed­nak, że jest ono nie­po­trzebne. Imię jest uży­teczne w kon­tak­tach spo­łecz­nych. Jak ina­czej mogli­by­śmy się zwra­cać do ludzi? Jeżeli napi­sał­byś list, do kogo byś go zaadre­so­wał?

Rodzice małego chłopca zmarli. Został sam i bez pie­nię­dzy. Posta­no­wił napi­sać list do Boga z prośbą o pięć­dzie­siąt rupii. Kiedy list dotarł na pocztę, pra­cow­nicy zna­leźli się w kło­po­tli­wej sytu­acji. Co z nim zro­bić? Gdzie go prze­słać? Zde­cy­do­wali, że otwo­rzą kopertę. Po prze­czy­ta­niu listu żal im się zro­biło sie­roty. Posta­no­wili zebrać dla niego tro­chę pie­nię­dzy. Udało im się zdo­być czter­dzie­ści rupii. Tyle zatem wysłali.

Po jakimś cza­sie przy­szedł kolejny list, tak jak poprzedni zaadre­so­wany do Boga. Chło­piec tym razem pisał: „Drogi Panie, kiedy następ­nym razem będziesz prze­sy­łał pie­nią­dze, wyślij je bez­po­śred­nio do mnie, pomi­ja­jąc pocztę. Poczta pobrała dodat­kową opłatę – dzie­sięć rupii”.

Jeśli ludzie nie mie­liby imion, zna­leź­li­by­śmy się w kło­po­tli­wej sytu­acji. Cho­ciaż imiona nie są czymś real­nym, stwa­rzają piękną fik­cję i są uży­teczne. Za pomocą imion zwra­camy się do innych osób. Zaimek „ja” jest potrzebny, byś mógł mówić o sobie.

Kiedy, jak wspo­mnia­łem, zanu­rzasz się głę­boko we wła­sną istotę, nie znaj­du­jesz tam żad­nego oddziel­nego „ja”. Docie­rasz do czy­stego bytu, egzy­sten­cji. Ta egzy­sten­cja jest nie­ogra­ni­czona. Nie należy ani do cie­bie, ani do mnie. Zawiera w sobie całość ist­nie­nia: skały, rzeki, góry, drzewa.

Im głę­biej zanu­rzasz się w sie­bie, tym bar­dziej się prze­ko­nu­jesz, że nie ist­nie­jesz jako oddzielna osoba, jako indy­wi­du­al­ność. W głębi prze­ja­wia się czy­sta uni­wer­salna sfera. Na jej obrze­żach ist­nieją imiona, ist­nieje toż­sa­mość, ist­nieje ego.

Ego jest fik­cją, która może być uży­teczna. Uży­waj go, lecz nie daj się oszu­kać.

Czy zawsze znajdujemy się pod wpływem ego? Czy zdarzają się chwile, kiedy jesteśmy od niego wolni?

Ponie­waż ego jest fik­cją, zda­rzają się momenty, kiedy jeste­śmy od niego wolni. Ego może funk­cjo­no­wać tylko wtedy, gdy je wspie­rasz. Fik­cja potrze­buje cią­głego wspie­ra­nia. Prawda zaś ist­nieje sama z sie­bie.

Fik­cję musisz nie­ustan­nie pod­trzy­my­wać, ozda­biać. Opada jedna jej strona. Spie­szysz, by ją pode­przeć, a w tym cza­sie zaczyna opa­dać druga.

Ludzie robią to przez całe życie. Pró­bują prze­kształ­cić fik­cję w prawdę. Zara­biają – na przy­kład – dużo pie­nię­dzy. Ich ego się powięk­sza. Staje się więk­sze niż ego czło­wieka ubo­giego. Ego czło­wieka ubo­giego jest nie­wiel­kie.

Ktoś zostaje pre­mie­rem rządu lub pre­zy­den­tem kraju. Ego takiego czło­wieka nadyma się do ogrom­nych roz­mia­rów. Taki ktoś nie­mal unosi się nad zie­mią.

Całe życie spę­dzamy na znaj­do­wa­niu pod­pó­rek dla ego: gonimy za pie­niędzmi, dążymy do uzy­ska­nia wła­dzy, pre­stiżu itp. Zapo­mi­namy, że nie­uchron­nie nadej­dzie śmierć, która wszystko prze­kre­śli. Prze­ko­nu­jemy sie­bie, że umrą inni, nie my. W pew­nym sen­sie to prawda. Możesz widzieć jedy­nie śmierć innych. Umie­rają kolejne osoby, a ty żyjesz. Bie­rzesz udział w cere­mo­niach pogrze­bo­wych, odpro­wa­dzasz ciała zmar­łych na cmen­tarz, a sam wra­casz do domu.

Nie daj się oszu­kać. Wszy­scy ludzie postę­pują w podobny spo­sób. Śmierć przy­cho­dzi nie­uchron­nie i dotyka wszyst­kich. Prze­kre­śla twoje zna­cze­nie, odbiera ci sławę, pozba­wia cię imie­nia. Cała aktyw­ność życiowa, którą podej­mu­jemy, jest niczym pisa­nie na wodzie. Nie pozo­staje po niej żaden ślad.

My jed­nak cią­gle budu­jemy zamki z pia­sku.

Ponie­waż, jak powie­dzia­łem, ego jest fik­cyj­nym two­rem, musi być bez­u­stan­nie pod­trzy­my­wane. Wymaga to sku­pie­nia i aktyw­no­ści przez dwa­dzie­ścia cztery godziny na dobę. Nikt nie jest do tego zdolny. Dla­tego cza­sem – wbrew naszym ocze­ki­wa­niom i dąże­niom – nagle poja­wia się wgląd w rze­czy­wi­stość pozba­wioną ego.

Każ­dej nocy wcho­dzisz w stan głę­bo­kiego snu bez marzeń sen­nych. W tym sta­nie nie poja­wia się ego. Nie ma tam bowiem żad­nych myśli ani innych pro­ce­sów men­tal­nych. Stan głę­bo­kiego snu jest podobny do śmierci. Trwa jed­nak krótko. Jeżeli ktoś śpi zdro­wym snem przez osiem godzin, faza snu głę­bo­kiego, pozba­wio­nego marzeń sen­nych, trwa dwie godziny. W tym krót­kim cza­sie orga­nizm się rege­ne­ruje. Budzisz się rano świeży, wypo­częty i oży­wiony. Życie wydaje ci się uro­cze i pocią­ga­jące. Widzisz wszystko na nowo, ponie­waż sam dozna­łeś odnowy. Dostrze­gasz piękno świata, ponie­waż zakosz­to­wa­łeś we śnie pięk­nego stanu.

Patan­dżali3 nazywa stan snu pozba­wio­nego marzeń sen­nych susupti. W tym cza­sie w spo­sób nie­świa­domy kon­tak­tu­jemy się z poczu­ciem bosko­ści. Patan­dżali twier­dzi, że ist­nieje nie­wielka róż­nica mię­dzy sta­nem susupti a sta­nem sama­dhi,4 który sta­nowi osta­teczną reali­za­cję stanu Buddy. Róż­nica polega na tym, że w sta­nie głę­bo­kiego snu pozo­sta­jemy nie­świa­domi, nato­miast w sta­nie sama­dhi zacho­wu­jemy cał­ko­witą świa­do­mość. Istota tych zja­wisk jest jed­nak toż­sama. Opusz­czamy pery­fe­ria i kon­tak­tu­jemy się z uni­wer­sal­nym cen­trum, z Bogiem. Dla­tego sen jest taki istotny.

Drugi ważny obszar, w któ­rym można doświad­czyć zani­ka­nia poczu­cia ego, to sek­su­al­ność. Ta dzie­dzina ludz­kiego życia zna­la­zła się pod sil­nym, nie­ko­rzyst­nym wpły­wem kapła­nów. Przed­sta­wi­ciele reli­gii potę­pili życie sek­su­alne. Ponie­waż to odium ciąży na życiu sek­su­al­nym od dawna, spo­wo­do­wało nega­tywne skutki. Umy­sły ludzi zostały uwa­run­ko­wane przez poglądy gło­szone przez kapła­nów. Nawet w trak­cie aktu sek­su­alnego gdzieś w głębi świa­do­mo­ści czło­wieka tli się myśl, że oto dzieje się coś złego. Nawet współ­cze­sne młode poko­le­nie nie jest wolne od poczu­cia winy.

Wielu ludzi powierz­chow­nie bun­tuje się czy pro­te­stuje. Pra­gną zazna­czyć, że prze­stali być kon­for­mi­stami. Tacy ludzie zapusz­czają włosy, prze­stają się myć, stają się hip­pi­sami. Na wszel­kie moż­liwe spo­soby zazna­czają, że wyła­mali się z kon­wen­cji spo­łecz­nych. To jed­nak tylko zewnętrzne zmiany.

Przez tysiące lat sły­sze­li­śmy, że seks jest naj­więk­szym grze­chem. Te tre­ści prze­nik­nęły nas do szpiku kości. Na pozio­mie świa­do­mym możesz być prze­ko­nany, że w sek­sie nie ma niczego złego. Jed­nak nie­świa­dome prze­ko­na­nia powo­dują, że w cza­sie aktu sek­su­al­nego jesteś zde­kon­cen­tro­wany, boisz się cze­goś, masz poczu­cie winy. Nie umiesz cał­ko­wi­cie zaan­ga­żo­wać się w akt sek­su­alny.

Osoba, która potrafi cał­ko­wi­cie zaan­ga­żo­wać się w seks, szczy­tuje, prze­żywa orgazm. Staje się czy­stą ener­gią. Dzięki tej potęż­nej ener­gii wital­nej doznaje odnowy. W takim sta­nie umysł nie funk­cjo­nuje. Gwał­towny przy­pływ ener­gii spy­cha go z utar­tego szlaku.

Jeżeli potra­fisz zaan­ga­żo­wać się głę­boko w upra­wia­nie miło­ści, ego znik­nie. Na tym wła­śnie polega piękno aktu sek­su­al­nego. Rów­nież dzięki temu aktowi można doznać wglądu w boskość.

Patan­dżali oraz joga sku­piają uwagę na tre­ningu, który pro­wa­dzi do zacho­wa­nia świa­do­mo­ści pod­czas głę­bo­kiego snu. Nato­miast tan­tra5 jest sztuką nawią­zy­wa­nia kon­taktu z Bogiem za pomocą aktu sek­su­al­nego.

Ścieżka jogi wymaga ogrom­nego wysiłku i jest długa. Prze­kształ­ce­nie nie­świa­do­mego snu w świa­domy zabiera wiele żywo­tów. Tan­tra uczy metody szyb­szej i o wiele przy­jem­niej­szej! Upra­wia­nie miło­ści może uwol­nić od ego. Wymaga to tylko wyko­rze­nie­nia tre­ści prze­ję­tych od kapła­nów. Kapłani uwa­run­ko­wali twój umysł, by móc peł­nić rolę pośred­ni­ków pomię­dzy tobą a Bogiem. Zosta­łeś odcięty od Boga, potrze­bu­jesz więc kogoś, kto mógłby ci pomóc się z nim połą­czyć. Zwra­casz się do kapła­nów.

Bóg jest praw­dzi­wym źró­dłem wszel­kiej mocy. Ten, kto potrafi połą­czyć ludzi z tym źró­dłem, ma ogromną wła­dzę i roz­le­głe wpływy. Wła­dza kapła­nów przy­ćmiła nawet wła­dzę spra­wo­waną przez kró­lów. Kapłani stali się potężni. Ska­lali wewnętrzne źró­dło mocy, zatruli je. W rezul­ta­cie ludzie zostali odcięci od swo­ich uczuć i od miło­ści, wpę­dzeni w poczu­cie winy.

Musisz cał­ko­wi­cie uwol­nić się od poczu­cia winy. Pod­czas sek­su­al­nego zjed­no­cze­nia kon­cen­truj uwagę na modli­twie, na medy­ta­cji, na Bogu. Niech twój pokój sta­nie się świą­ty­nią. Zapal kadzi­dło, nuć melo­die, śpie­waj i tańcz. Upra­wia­nie miło­ści powinno prze­bie­gać w spo­koju, bez pośpie­chu. Wejdź głę­biej w to doświad­cze­nie. Delek­tuj się nim. Dostrze­gaj jego urok. W ten spo­sób odkry­jesz klucz do tajem­nicy. Bóg wypo­sa­żył cię we wszel­kie potrzebne narzę­dzia. Musisz po pro­stu wło­żyć klucz do zamka i prze­krę­cić go.

Miłość to szcze­gólne doświad­cze­nie. Ma potężną moc. W doświad­cze­niu miło­ści nik­nie ego. Zacho­wu­jesz jed­nak pełną świa­do­mość. Cała twoja istota pul­suje i wibruje. Tra­cisz indy­wi­du­al­ność, łączysz się z uni­wer­salną ener­gią.

Stop­niowo doświad­cze­nie zjed­no­cze­nia może nadać kie­ru­nek two­jemu życiu. To, co się wyda­rza w szczy­to­wym momen­cie miło­snego połą­cze­nia, ma być nie poje­dyn­czym aktem, lecz inspi­ra­cją do dal­szych doświad­czeń, swego rodzaju dys­cy­pliną. To samo wspa­niałe doświad­cze­nie możesz odna­leźć w innych dzia­ła­niach i sytu­acjach, na przy­kład pod­czas poran­nego spa­ceru, kiedy obser­wu­jesz wschód słońca. Albo kiedy nocą poło­żysz się na ziemi i będziesz obser­wo­wać niebo usiane gwiaz­dami.

Dzięki doświad­cze­niu zjed­no­cze­nia pod­czas aktu sek­su­al­nego możesz się uczyć, na czym polega miło­sne połą­cze­nie z egzy­sten­cją. Jesteś w sta­nie roz­po­znać ego jako ilu­zję i umie­jęt­nie go uży­wać. Wów­czas nie grozi ci żadne nie­bez­pie­czeń­stwo.

Ist­nieją jesz­cze inne sytu­acje, w któ­rych docho­dzi do spon­ta­nicz­nego uwol­nie­nia się od ego. Są to chwile, w któ­rych poja­wia się poważne zagro­że­nie życia. Jedziesz samo­cho­dem i nagle widzisz, że za moment doj­dzie do kata­strofy. Tra­cisz pano­wa­nie nad samo­cho­dem i możesz ude­rzyć w drzewo lub w nad­jeż­dża­jącą cię­ża­rówkę albo spaść do rzeki. To nie­uchronne. W takich chwi­lach ego nagle znika.

Na tym wła­śnie polega atrak­cyj­ność nie­bez­piecz­nych sytu­acji. Wiele osób podej­muje wspi­naczkę na Mount Eve­rest. Jest to głę­boka medy­ta­cja, choć alpi­ni­ści mogą nie zda­wać sobie z tego sprawy. Wspi­naczka wiąże się z nie­bez­pie­czeń­stwem. Na tym polega jej piękno. Im więk­sze zagro­że­nie, tym bar­dziej fascy­nu­jąca jest wspi­naczka. W obli­czu rze­czy­wi­stego nie­bez­pie­czeń­stwa umysł się zatrzy­muje. Poja­wia się wgląd w stan wolny od ego. Stan poważ­nego zagro­że­nia życia powo­duje, że dzia­łasz spon­ta­nicz­nie. Wtedy prze­sta­jesz utoż­sa­miać się z ego; możesz roz­po­znać, że nim nie jesteś.

Inną drogą mogą podą­żać osoby wraż­liwe na piękno. Wystar­czy, że widzą piękną kobietę lub męż­czy­znę, by doznały olśnie­nia. Mogą też widzieć kwiat lotosu, zachód słońca lub ptaka pły­ną­cego w prze­stwo­rzach. W tym sta­nie ego znika. Wszel­kie obrazy, które przy­wo­łują szcze­gólną wewnętrzną wraż­li­wość i anga­żują cię tak głę­boko, że zapo­mi­nasz o sobie, przy­czy­niają się do uwol­nie­nia od ego. Dozna­jesz wów­czas prze­bły­sku prawdy. Dzięki takim doświad­cze­niom reli­gia pozo­staje żywa.

Sta­raj się zauwa­żać te szcze­gólne momenty, pozwól im się poja­wiać, stwa­rzaj dla nich prze­strzeń i roz­wi­jaj ich ducha. Na tej dro­dze możesz odna­leźć Boga. Kiedy uwal­niasz się od ego, zbli­żasz się do Boga.

Twoje „ja” składa się z trzech czę­ści. Pierw­szą z nich jest oso­bo­wość. Słowo „oso­bo­wość” (ang. per­so­na­lity) pocho­dzi od grec­kiego słowa per­sona. W kla­sycz­nej tra­ge­dii grec­kiej akto­rzy wystę­po­wali w maskach. Nie można było dostrzec twa­rzy aktora. Jego głos wydo­by­wał się zza maski. Per ozna­cza „przez” (maskę), zaś sona – „głos”, „dźwięk”.

Praw­dziwe obli­cze współ­cze­snego czło­wieka kryje się za wie­loma maskami. Są one umiesz­czone jedna na dru­giej. Kiedy zdej­miesz jedną maskę, pojawi się następna. Kiedy usu­niesz i tę, odsłoni się kolejna. Możesz kon­ty­nu­ować to dzia­ła­nie. Zasko­czy cię, jak wiele masz twa­rzy. Zgro­ma­dzi­łeś różne obli­cza w ciągu wielu żywo­tów.

Kiedy wyda­jesz pole­ce­nia pod­wład­nemu, masz zupeł­nie inny wyraz twa­rzy niż wtedy, gdy roz­ma­wiasz z prze­ło­żo­nym. Umie­jęt­nie zmie­niasz maski: cią­gle, wiele razy. Wresz­cie staje się to nawy­kiem, odru­chem. W jed­nej chwili możesz zmie­nić swoje obli­cze.

Potrzeba dużej czuj­no­ści, by odkryć, jak wiele przy­wdzie­wamy masek. Doprawdy, trudno je zli­czyć.

To pierw­sza część cie­bie – „ty” nie­praw­dziwy. Można ją nazwać ego. Ego jest kształ­to­wane przez rodzi­ców, wycho­waw­ców, kapła­nów i poli­ty­ków. Pod­lega wpły­wom spo­łe­czeń­stwa. Spo­łe­czeń­stwo daje ci wiele twa­rzy, abyś dobrze sobie radził na co dzień. Spo­łe­czeń­stwo pozba­wia cię prawdy wewnętrz­nej. Zamiast tego otrzy­mu­jesz sub­sty­tut. Są to maski ego. Ukryty za licz­nymi maskami tra­cisz roze­zna­nie, kim naprawdę jesteś. Nie możesz się tego dowie­dzieć, ponie­waż maski zmie­niają się w szyb­kim tem­pie, tak szybko, że nie tylko nie wiesz, kim jesteś, ale także nie możesz sobie ufać. Nie wiesz, która twarz jest twoją praw­dziwą twa­rzą. W rze­czy­wi­sto­ści żadna z nich nie jest praw­dziwa.

W bud­dy­zmie zen powiada się: „Jeżeli nie odnaj­dziesz swo­jej pier­wot­nej twa­rzy, nie będziesz wie­dział, czym jest Budda”. Budda jest naszą pier­wotną twa­rzą.

Uro­dzi­łeś się jako Budda, ale twoje życie stało się nie­au­ten­tyczne. Musisz się uwol­nić od masek narzu­co­nych ci przez spo­łe­czeń­stwo. Jesteś chrze­ści­ja­ni­nem, hin­du­istą bądź muzuł­ma­ni­nem. To są tylko maski. Porzuć je. To nie jest twoje praw­dziwe obli­cze. Nikt cię nie pytał o zgodę. Te maski zostały ci narzu­cone.

Wszy­scy rodzice i wszel­kie sys­temy wycho­waw­cze posłu­gują się prze­mocą. Nie zwra­cają uwagi na to, kim naprawdę jest istota ludzka. Opie­rają się na z góry przy­ję­tych ide­ach i kon­cep­cjach. Są prze­ko­nani o swo­jej słusz­no­ści. Narzu­cają ci swoją „prawdę”. Wijesz się z bólu i roz­brzmiewa w tobie bez­gło­śny krzyk. Nic nie możesz zro­bić.

Dziecko jest deli­katne i bez­radne. Można je w dowolny spo­sób for­mo­wać. Spo­łe­czeń­stwo bez­względ­nie wyko­rzy­stuje tę moż­li­wość. Zanim dziecko sta­nie się dosta­tecz­nie silne, by sta­wiać opór, zostaje na różne spo­soby oka­le­czone.

Droga, na któ­rej możesz odna­leźć sie­bie praw­dzi­wego, polega na zrzu­ca­niu masek, wyzby­wa­niu się fał­szy­wych toż­sa­mo­ści. Dla­tego jeżeli pra­gniesz odna­leźć postawę praw­dzi­wie reli­gijną, musisz odrzu­cić ist­nie­jące sys­temy reli­gijne. Jeżeli chcesz się zbli­żyć do Boga, musisz odrzu­cić wszel­kie kon­cep­cje Boga. Jeżeli chcesz wie­dzieć, kim naprawdę jesteś, musisz odrzu­cić wszel­kie opi­nie, które na twój temat wyra­ziły inne osoby. Musisz spa­lić wszyst­kie nie­au­ten­tyczne, zapo­ży­czone od innych poję­cia i kon­cep­cje.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

W ory­gi­nale nothin­gness; Osho nawią­zuje do doświad­cze­nia pły­ną­cego z medy­ta­cji Wschodu; stan pustki jest tam postrze­gany jako cenne doświad­cze­nie wewnętrzne (wszyst­kie przy­pisy pocho­dzą od tłu­ma­cza). [wróć]

Prze­tłu­ma­czone na pol­ski zda­nie: I am thir­sty. Ananda, bring me a lit­tle water, I am thir­sty, nie brzmi natu­ral­nie. Zaimek „ja” jest zwy­kle w pol­sz­czyź­nie pomi­jany.[wróć]

Patan­dżali – indyj­ski filo­zof, jogin i gra­ma­tyk san­skrytu, żyjący w II w. n.e. Jego pod­sta­wo­wym dzie­łem są Joga­su­try.[wróć]

W kla­sycz­nej ośmio­stop­nio­wej jodze Patan­dża­lego sama­dhi sta­nowi naj­wyż­szy sto­pień reali­za­cji ducho­wej. [wróć]

Tan­tra – w bud­dy­zmie, hin­du­izmie i dżi­ni­zmie tra­dy­cja ducho­wego roz­woju oparta na filo­zo­fii nie­du­ali­stycz­nej. Tan­tra uznaje, że wszystko, co ist­nieje, sta­nowi mani­fe­sta­cję jed­nego bytu. Byt ten jest rozu­miany jako forma czy­stej świa­do­mo­ści. Osho nawią­zuje do węż­szego rozu­mie­nia tan­try jako metody sto­so­wa­nej na Wscho­dzie pod­czas aktu sek­su­al­nego. Sto­su­nek sek­su­alny trak­to­wany jest jako narzę­dzie osią­gnię­cia wyso­kiego poziomu świa­do­mo­ści, ducho­wego prze­bu­dze­nia.[wróć]