Wolność. Odwaga bycia sobą - Osho - ebook

Wolność. Odwaga bycia sobą ebook

Osho

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Po pierwsze jest wolność do stanowienia o własnym ciele. Twoje ciało nie powinno być zniewolone, nie jest rzeczą i zasługuje na szacunek. Mimo coraz większej świadomości ludzkich praw także dziś tysiącom ludzi tej wolności fizycznej brakuje. Według OSHO ludzie powinni wyzwalać się też z „psychicznego niewolnictwa”, w jakie są wtłoczeni przez rodziców, społeczeństwo czy religię. Taką wolność można osiągnąć poprzez rozwój i zachęcanie ludzi do samodzielnego poszukiwania prawdy.

I wreszcie ostatni wymiar to wolność duchowa. To najwyższa i ostateczna wolność, która jest więcej niż byciem za lub przeciw czemuś. Jest wolnością po prostu, jest byciem sobą i życiem w zgodzie ze swoją wewnętrzną prawdą w każdym momencie. Jest czystą świadomością.

Wolność nie oznacza chaosu. Oznacza większą odpowiedzialność, gdyż nikt nie ingeruje w Twoje życie. OSHO pozwala wybrać mądry sposób walki o swoją wolność, pokazuje, jak wyminąć przeszkody i trudności stojące jej na drodze i znaleźć odwagę, by być wiernym sobie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 198

Oceny
4,3 (7 ocen)
2
5
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




WSTĘP – TRZY WYMIARY WOLNOŚCI

Wolność prze­ja­wia się w trzech wymia­rach. Pierw­szy jest wymiar fizyczny. Możesz być znie­wo­lony fizycz­nie – przez tysiące lat czło­wiek sprze­da­wany był na targu jak każdy inny towar. Nie­wol­nicy byli na całym świe­cie. Nie przy­słu­gi­wały im prawa czło­wieka; w isto­cie nie uwa­żano ich za ludzi, lecz za pod­lu­dzi. Nie­któ­rzy ludzie wciąż są trak­to­wani jak pod­lu­dzie. W Indiach są siu­dro­wie, nie­do­ty­kalni. Wielu Hin­du­sów wciąż żyje w nie­wol­nic­twie; cią­gle są takie rejony kraju, gdzie ci ludzie nie mogą się kształ­cić, nie mogą pod­jąć innych zawo­dów niż te, które narzu­ciła im tra­dy­cja pięć tysięcy lat temu. Uważa się, że poprzez samo dotknię­cie ich sta­jesz się nie­czy­sty; natych­miast musisz się wyką­pać. Nawet jeśli nie dotkniesz osoby, a tylko jej cień – też musisz wziąć kąpiel.

Na całym świe­cie ciało kobiety uwa­żane jest za gor­sze od ciała męż­czy­zny. Kobieta nie ma takiej wol­no­ści, jaką ma męż­czy­zna. W Chi­nach przez stu­le­cia mąż miał prawo bez­kar­nie zabić żonę, ponie­waż żona była jego wła­sno­ścią. Tak jak możesz znisz­czyć swoje krze­sło lub spa­lić swój dom, bo to jest twoje krze­sło i twój dom – to była twoja żona. W chiń­skim pra­wie nie było kary dla męża, jeśli zabił żonę, ponie­waż uwa­żano, że ona nie ma duszy. Była tylko mecha­ni­zmem roz­rod­czym, fabryką do pro­du­ko­wa­nia dzieci.

A więc jest fizyczne nie­wol­nic­two i jest fizyczna wol­ność – twoje ciało nie jest znie­wo­lone, nie jest zasze­re­go­wane jako niż­sze niż kogoś innego; w odnie­sie­niu do ciała panuje rów­ność. Ale nawet dziś tej wol­no­ści nie ma wszę­dzie. Znie­wo­le­nie stale się zmniej­sza, lecz nie zani­kło cał­ko­wi­cie.

Cały nasz spo­sób wycho­wy­wa­nia dzieci polega na robie­niu z nich nie­wol­ni­ków – nie­wol­ni­ków ide­olo­gii poli­tycz­nych, spo­łecz­nych, reli­gij­nych. Nie dajemy im szansy myśle­nia po swo­jemu, pro­wa­dze­nia wła­snych poszu­ki­wań.

Wol­ność ciała będzie ozna­czać, że nie ma róż­nicy mię­dzy czar­nym i bia­łym, że nie ma róż­nicy mię­dzy męż­czy­zną i kobietą, że nie ma żad­nych róż­nic, jeśli cho­dzi o ciała. Nikt nie jest czy­sty i nikt nie jest nieczy­sty; wszyst­kie ciała są jed­na­kowe.

To jest pod­stawa wol­no­ści.

Następ­nie jest drugi wymiar: wol­ność psy­cho­lo­giczna. Na świe­cie jest bar­dzo mało osób, które są wolne psy­cho­lo­gicz­nie… ponie­waż jeśli jesteś muzuł­ma­ni­nem, nie jesteś psy­cho­lo­gicz­nie wolny; jeśli jesteś hin­du­istą, nie jesteś psy­cho­lo­gicz­nie wolny. Cały nasz spo­sób wycho­wy­wa­nia dzieci polega na robie­niu z nich nie­wol­ni­ków – nie­wol­ni­ków ide­olo­gii poli­tycz­nych, spo­łecz­nych, reli­gij­nych. Nie dajemy im szansy myśle­nia po swo­jemu, pro­wa­dze­nia wła­snych poszu­ki­wań. Wtła­czamy ich umy­sły w pewną formę. Fasze­ru­jemy je rze­czami, w któ­rych sami nie mamy doświad­cze­nia. Rodzice uczą dzieci, że jest Bóg – a nic nie wie­dzą o Bogu. Mówią swoim dzie­ciom, że jest niebo i pie­kło – a nic nie wie­dzą o nie­bie i pie­kle.

Uczy­cie swoje dzieci rze­czy, któ­rych sami nie zna­cie. Warun­ku­je­cie ich umy­sły, ponie­waż wasze umy­sły zostały uwa­run­ko­wane przez waszych rodzi­ców. W ten spo­sób cho­roba prze­ka­zy­wana jest z poko­le­nia na poko­le­nie.

Wol­ność psy­cho­lo­giczna będzie moż­liwa wtedy, gdy dzie­ciom pozwo­limy się roz­wi­jać, pomo­żemy im osią­gać więk­szy inte­lekt, więk­szą inte­li­gen­cję, więk­szą świa­do­mość, więk­szą uważ­ność. Nie będzie się im wpa­jać żad­nych wie­rzeń. Nie będzie się ich uczyć żad­nej wiary, lecz gorąco zachę­cać do poszu­ki­wa­nia prawdy. I od samego początku będzie się im przy­po­mi­nać: „Uwolni was wasza wła­sna prawda, wasze wła­sne odkry­cia; nic innego nie może tego dla was zro­bić”.

Prawdy nie można poży­czyć. Nie można jej poznać z ksią­żek. Nikt nie może was z nią zazna­jo­mić. Sami musi­cie wyostrzyć wła­sną inte­li­gen­cję, żeby­ście mogli zba­dać życie i odna­leźć ją. Jeśli dziecko pozo­sta­nie otwarte, chłonne, uważne i zachęci się je do poszu­ki­wa­nia, będzie psy­cho­lo­gicz­nie wolne. A z psy­cho­lo­giczną wol­no­ścią wiąże się olbrzy­mia odpo­wie­dzial­ność. Nie musi­cie dziecka uczyć odpo­wie­dzial­no­ści; ona poja­wia się jak cień psy­cho­lo­gicz­nej wol­no­ści. Dziecko będzie wam wdzięczne. W innym wypadku jest złe na rodzi­ców, ponie­waż je znisz­czyli: znisz­czyli jego wol­ność, uwa­run­ko­wali jego umysł. Zanim zadało jakieś pyta­nia, wypeł­nili jego umysł odpo­wie­dziami. Wszyst­kie te odpo­wie­dzi są fał­szywe, ponie­waż nie są oparte na jego wła­snym doświad­cze­niu.

Cały świat żyje w psy­cho­lo­gicz­nej nie­woli.

Trzeci wymiar jest naj­wyż­szą wol­no­ścią – która jest wie­dzą, że nie jesteś ani cia­łem, ani umy­słem, lecz tylko czy­stą świa­do­mo­ścią. Ta wie­dza powstaje z medy­ta­cji. Oddziela cię od ciała, od umy­słu i w osta­tecz­no­ści ist­nie­jesz tylko jako czy­sta świa­do­mość, jako czy­sta przy­tom­ność. To jest duchowa wol­ność.

To są trzy pod­sta­wowe wymiary wol­no­ści jed­nostki.

Zbio­ro­wość nie ma duszy, nie ma umy­słu. Zbio­ro­wość nie ma nawet ciała; jest tylko nazwą, sło­wem. Zbio­ro­wość nie potrze­buje wol­no­ści. Kiedy wszyst­kie jed­nostki będą wolne, zbio­ro­wość będzie wolna. Ale słowa robią na nas wiel­kie wra­że­nie, tak wiel­kie, że zapo­mi­namy o tym, iż słowa nie mają żad­nej sub­stan­cji. Zbio­ro­wość, spo­łe­czeń­stwo, spo­łecz­ność, reli­gia, Kościół – wszystko to słowa. Za nimi nie kryje się nic real­nego.

Prawdy nie można poży­czyć. Nie można jej poznać z ksią­żek. Nikt nie może was z nią zazna­jo­mić. Sami musi­cie wyostrzyć wła­sną inte­li­gen­cję, żeby­ście mogli zba­dać życie i odna­leźć ją.

Przy­po­mniała mi się histo­ryjka.

W Ali­cji w kra­inie cza­rów Ali­cja przy­bywa do pałacu kró­lo­wej. Kiedy Ali­cja wcho­dzi, kró­lowa ją pyta: „Czy spo­tka­łaś posłańca idą­cego do mnie?”.

Dziew­czynka odpo­wie­działa: „Nie spo­tka­łam nikogo”.

Kró­lowa pomy­ślała, że „nikt” jest kimś, więc pyta: „To dla­czego Nikt tu jesz­cze nie dotarł?”.

Mała dziew­czynka odparła: „Pro­szę pani, nikt to nikt!”.

Kró­lowa odrze­kła: „Nie bądź głu­pia! Rozu­miem: Nikt musi być Nikim, ale on powi­nien był dotrzeć tu przed tobą. Zdaje się, że Nikt idzie wol­niej od cie­bie”.

Ali­cja powie­działa: „To wyklu­czone! Nikt idzie szyb­ciej ode mnie!”.

I tak toczy się ten dia­log. W jego trak­cie „nikt” staje się kimś i Ali­cja nie jest w sta­nie prze­ko­nać kró­lo­wej, że „nikt” to nikt.

Zbio­ro­wość, spo­łe­czeń­stwo – to wszystko tylko słowa. Tak naprawdę ist­nieje jed­nostka; ina­czej byłby pro­blem. Czym jest wol­ność Klubu Rota­riań­skiego? Czym jest wol­ność Klubu Lwów? To tylko nazwy.

Zbio­ro­wość to bar­dzo nie­bez­pieczna idea. W imię zbio­ro­wo­ści zawsze poświę­cana jest jed­nostka, to, co rze­czy­wi­ste. Cał­ko­wi­cie się temu sprze­ci­wiam.

Narody poświę­cały jed­nostki w imię narodu – a „naród” to tylko słowo. Linii, które wykre­śli­li­ście na mapie, nie ma ni­gdzie na ziemi. To tyko wasza gra. Ale w walce o te linie, które wykre­śli­li­ście na mapie, umarły miliony ludzi – praw­dziwi ludzie umie­ra­jący za nie­rze­czy­wi­ste linie. A wy zro­bi­li­ście z nich boha­te­rów naro­do­wych!

Idea zbio­ro­wo­ści musi zostać cał­ko­wi­cie znisz­czona; w prze­ciw­nym razie, w taki czy inny spo­sób, będziemy na­dal poświę­cać jed­nostkę. Poświę­ca­li­śmy jed­nostkę nawet w imię reli­gii, w woj­nach reli­gij­nych. Muzuł­ma­nin ginący w woj­nie reli­gij­nej wie, że ma zapew­niony raj. Duchowny mu powie­dział: „Jeśli umrzesz za islam, twój raj jest cał­ko­wi­cie pewny, ze wszyst­kimi przy­jem­no­ściami, o jakich kie­dy­kol­wiek marzy­łeś czy śni­łeś. A ten, kogo zabi­łeś, też dosta­nie się do raju, bo został zabity przez muzuł­ma­nina. To dla niego zaszczyt, więc nie musisz czuć się winny, że zabi­łeś czło­wieka”. Chrze­ści­ja­nie mają kru­cjaty – dżi­had, wojnę reli­gijną – i zabi­jają tysiące ludzi, palą żywych ludzi. Po co? Dla jakiejś zbio­ro­wo­ści – dla chrze­ści­jań­stwa, dla bud­dy­zmu, dla hin­du­izmu, dla komu­ni­zmu, dla faszy­zmu, dla cze­go­kol­wiek. Wystar­czy słowo ozna­cza­jące jakąś zbio­ro­wość i można poświę­cić jed­nostkę.

Wol­ność od cze­goś nie jest praw­dziwą wol­no­ścią. Wol­ność robie­nia wszyst­kiego, co chce­cie, rów­nież nie jest wol­no­ścią, o któ­rej mówię. Moja wizja wol­no­ści to bycie sobą.

Nie ma żad­nego powodu, żeby zbio­ro­wość w ogóle ist­niała: jed­nostki wystar­czą. A jeśli jed­nostki są wolne – psy­cho­lo­gicz­nie i duchowo – to natu­ral­nie zbio­ro­wość też będzie duchowo wolna.

Zbio­ro­wość składa się z jed­no­stek, a nie na odwrót. Mówi się, że jed­nostka to tylko część zbio­ro­wo­ści; to nie­prawda. Jed­nostka nie jest tylko czę­ścią zbio­ro­wo­ści; to zbio­ro­wość jest tylko sło­wem sym­bo­li­zu­ją­cym spo­ty­ka­jące się razem jed­nostki. Nie są one czę­ściami cze­go­kol­wiek; pozo­stają nie­za­leżne. Pozo­stają orga­nicz­nie nie­za­leżne, nie stają się czę­ściami zbio­ro­wo­ści.

Jeśli naprawdę chcemy wol­nego świata, musimy zro­zu­mieć, iż w imię zbio­ro­wo­ści doko­nano tak wielu rzezi, że teraz trzeba to zatrzy­mać.

Wszyst­kie zbio­rowe nazwy powinny utra­cić wiel­kość, jaką miały w prze­szło­ści. Naj­wyż­szą war­to­ścią powinny być jed­nostki.

Wol­ność od cze­goś nie jest praw­dziwą wol­no­ścią. Wol­ność robie­nia wszyst­kiego, co chce­cie, rów­nież nie jest wol­no­ścią, o któ­rej mówię. Moja wizja wol­no­ści to bycie sobą.

Nie cho­dzi o uzy­ski­wa­nie wol­no­ści od cze­goś. Ta wol­ność nie będzie wol­no­ścią, ponie­waż wciąż jest wam dawana; ma swoją przy­czynę. W waszej wol­no­ści na­dal jest rzecz, od któ­rej czu­li­ście się zależni. Jeste­ście jej zobo­wią­zani. Bez niej nie byli­by­ście wolni.

Rodzisz się jako wol­ność. Ale zosta­łeś uwa­run­ko­wany, żeby o tym zapo­mnieć.

Wol­ność robie­nia wszyst­kiego, co chce­cie, rów­nież nie jest wol­no­ścią, ponie­waż chęć, pra­gnie­nie „robie­nia” cze­goś powstaje z umy­słu – a umysł jest waszym znie­wo­le­niem.

Praw­dziwa wol­ność powstaje z nie­wy­bie­ra­ją­cej świa­do­mo­ści, ale gdy ist­nieje nie­wy­bie­ra­jąca świa­do­mość, wol­ność nie zależy ani od rze­czy, ani od robie­nia cze­goś. Wol­ność, która wynika z nie­wy­bie­ra­ją­cej świa­do­mo­ści, jest po pro­stu wol­no­ścią bycia sobą. A wy już jeste­ście sobą, rodzi­cie się z tym; dla­tego nie zależy to od niczego innego. Nikt nie może wam tego dać i nikt nie może wam tego ode­brać. Miecz może ściąć waszą głowę, ale nie może ściąć waszej wol­no­ści, waszej istoty.

Ina­czej mówiąc, jeste­ście ześrod­ko­wani, zako­rze­nieni w waszym natu­ral­nym, egzy­sten­cjal­nym ja. To nie ma nic wspól­nego z rze­czami zewnętrz­nymi.

Wol­ność od rze­czy zależna jest od rze­czy zewnętrz­nych. Wol­ność robie­nia cze­goś także jest zależna od rze­czy zewnętrz­nych. Wol­ność bycia cał­ko­wi­cie czy­stym nie musi być zależna od cze­go­kol­wiek na zewnątrz was.

Jeśli czło­wiek naprawdę sta­nie się ludzki – nie z nazwy, ale rze­czy­wi­ście – nie będzie potrze­bo­wał żad­nych zasad. Bar­dzo nie­wiele osób dotąd to zro­zu­miało.

Rodzisz się jako wol­ność. Ale zosta­łeś uwa­run­ko­wany, żeby o tym zapo­mnieć. Nawar­stwia­jące się uwa­run­ko­wa­nia zro­biły z cie­bie mario­netkę. Sznurki są w rękach kogoś innego. Jeśli jesteś chrze­ści­ja­ni­nem, jesteś mario­netką. Twoje sznurki są w rękach Boga, który nie ist­nieje, więc żeby dać ci poczu­cie ist­nie­nia Boga, poja­wiają się pro­rocy i mesja­sze jako repre­zen­tanci Boga.

Oni nie repre­zen­tują nikogo, to tylko ego­istyczni ludzie – a nawet ego chce zre­du­ko­wać cię do mario­netki. Mówią ci, co robić, dają dzie­sięć przy­ka­zań. Okre­ślają twoją oso­bo­wość – że jesteś chrze­ści­ja­ni­nem, żydem, hin­du­istą, muzuł­ma­ni­nem. Dają ci tak zwaną wie­dzę. I oczy­wi­ście, pod wiel­kim brze­mie­niem, jakie zaczy­nają na cie­bie nakła­dać od samego początku two­jego dzie­ciń­stwa, ukryte, stłu­mione, jest twoje natu­ralne ja. Jeśli potra­fisz się pozbyć wszyst­kich uwa­run­ko­wań, jeśli potra­fisz pomy­śleć, że nie jesteś ani komu­ni­stą, ani faszy­stą, ani chrze­ści­ja­ni­nem, ani maho­me­ta­ni­nem…

Nie uro­dzi­łeś się chrze­ści­ja­ni­nem ani maho­me­ta­ni­nem; uro­dzi­łeś się po pro­stu jako czy­sta, nie­winna świa­do­mość.

Być znów w tej czy­sto­ści, w tej nie­win­no­ści, w tej świa­do­mo­ści – to nazy­wam wol­no­ścią.

Wol­ność jest osta­tecz­nym doświad­cze­niem życia. Nie ma wyż­szego doświad­cze­nia. Z wol­no­ści roz­kwita w tobie wiele kwia­tów.

Miłość jest roz­kwi­tem two­jej wol­no­ści. Innym roz­kwi­tem two­jej wol­no­ści jest współ­czu­cie.

Wszystko, co w życiu cenne, roz­kwita w nie­win­nym, natu­ral­nym sta­nie two­jej istoty.

A więc nie łącz wol­no­ści z nie­za­leż­no­ścią. Nie­za­leż­ność jest natu­ral­nie od cze­goś, od kogoś. Nie łącz wol­no­ści z robie­niem rze­czy, jakie chcesz robić, bo to jest twój umysł, nie ty. Chcąc coś robić, pra­gnąc coś robić, jesteś w nie­woli two­jego chce­nia i pra­gnie­nia. Mając wol­ność, o jakiej mówię – po pro­stu jesteś, w cał­ko­wi­tej ciszy, łagod­no­ści, pięk­nie, bło­go­ści.

Jeśli jest zbyt wielu ubo­gich ludzi, a tylko kilku boga­tych, nie można powstrzy­mać zło­dziei i zło­dziej­stwa. Tamę temu może poło­żyć jedy­nie spo­łe­czeń­stwo, w któ­rym wszy­scy mają wystar­cza­jąco dużo, by zaspo­koić swoje potrzeby i nikt nie ma nie­po­trzeb­nych bogactw z samej chci­wo­ści.

ZROZUMIENIE ŹRÓDEŁ ZNIEWOLENIA

Żeby być cał­ko­wi­cie wol­nym, trzeba być cał­ko­wi­cie świa­do­mym, ponie­waż nasza nie­wola zako­rze­niona jest w naszej nie­świa­do­mo­ści; nie pocho­dzi z zewnątrz. Nikt nie może cię znie­wo­lić.

Możesz zostać znisz­czony, ale wol­no­ści nie można ci ode­brać, dopóki jej nie oddasz. Osta­tecz­nie to twoje pra­gnie­nie znie­wo­le­nia spra­wia, że nie jesteś wolny. Twoje pra­gnie­nie zależ­no­ści, pra­gnie­nie porzu­ce­nia odpo­wie­dzial­no­ści za bycie sobą spra­wia, że nie jesteś wolny.

Chwila, w któ­rej bie­rzesz odpo­wie­dzial­ność za sie­bie… Pamię­taj, że to nie są tylko róże, lecz także cier­nie; to nie sama sło­dycz, jest też wiele gorz­kich chwil. Sło­dycz zawsze rów­no­wa­żona jest gory­czą, one zawsze przy­cho­dzą po równo. Róże rów­no­wa­żone są przez cier­nie, dni przez noce, lata przez zimy. Życie utrzy­muje rów­no­wagę mię­dzy bie­gu­no­wymi prze­ci­wień­stwami. A więc ten, kto gotów jest zaak­cep­to­wać odpo­wie­dzial­ność za bycie sobą z całym tego pięk­nem, gory­czą, rado­ścią i cier­pie­niem, może być wolny. Tylko taka osoba może być wolna…

Żyj wol­no­ścią z całym jej bólem i z całą jej eks­tazą – obie są twoje. I zawsze pamię­taj: eks­taza nie może ist­nieć bez cier­pie­nia, nie może być życia bez śmierci, a rado­ści bez smutku. Tak mają się rze­czy – i nic tu nie można zro­bić. To sama natura, samo tao rze­czy.

Zaak­cep­tuj odpo­wie­dzial­ność za bycie sobą takim, jakim jesteś, ze wszyst­kim, co jest dobre, i ze wszyst­kim, co jest złe, ze wszyst­kim, co jest piękne i co piękne nie jest. W tej akcep­ta­cji nastę­puje trans­cen­den­cja i sta­jesz się wolny.

Społeczeństwo a wolność jednostki – ODPOWIEDZI NA PYTANIA

Zasady spo­łeczne zdają się być pod­sta­wową potrzebą ludzi. Ale ni­gdy żadne spo­łe­czeń­stwo nie pomo­gło czło­wie­kowi zre­ali­zo­wać sie­bie. Czy mógł­byś wyja­śnić, jakiego rodzaju rela­cja zacho­dzi mię­dzy jed­nost­kami a spo­łe­czeń­stwem i jak mogą sobie nawza­jem poma­gać w roz­woju?

To bar­dzo zło­żone, ale też fun­da­men­talne pyta­nie. Wśród wszyst­kich żywych istot tylko czło­wiek potrze­buje zasad. Żadne zwie­rzę ich nie potrze­buje.

Przede wszyst­kim trzeba zro­zu­mieć, że w zasa­dach jest coś sztucz­nego. Czło­wiek ich potrze­buje, ponie­waż nie jest już zwie­rzę­ciem, ale nie stał się jesz­cze ludzki; znaj­duje się w sta­nie zawie­sze­nia. Dla­tego potrzebne są wszyst­kie zasady. Gdyby był zwie­rzę­ciem, nie potrze­bo­wałby ich. Zwie­rzęta dosko­nale oby­wają się bez zasad, kon­sty­tu­cji, praw, sądów. Jeśli czło­wiek naprawdę sta­nie się ludzki – nie z nazwy, ale rze­czy­wi­ście – nie będzie potrze­bo­wał żad­nych zasad.

Bar­dzo nie­wiele osób dotąd to zro­zu­miało. Na przy­kład, tacy ludzie jak Sokra­tes, Zara­tu­stra, Bodhi­dharma nie potrze­bują zasad. Są wystar­cza­jąco uważni, by nie wyrzą­dzać nikomu krzywdy. Nie są potrzebne żadne prawa, żadne kon­sty­tu­cje. Jeśli wszy­scy człon­ko­wie spo­łe­czeń­stwa będą się roz­wi­jać, żeby być auten­tycz­nie ludzcy, będzie ist­nieć miłość, ale nie będzie prawa.

Pro­blem leży w tym, że czło­wiek potrze­buje zasad, praw, rzą­dów, sądów, armii, poli­cji, ponie­waż utra­cił natu­ralne zacho­wa­nie zwie­rzę­cia, a nie osią­gnął jesz­cze nowego natu­ralnego stanu. Jest pomię­dzy. Jest ni­gdzie, jest w cha­osie. Wszyst­kie te rze­czy potrzebne są do kon­tro­lo­wa­nia cha­osu.

Pro­blem staje się bar­dziej zło­żony, bowiem siły, które zostały stwo­rzone, żeby kon­tro­lo­wać czło­wieka – reli­gie, pań­stwa, sądy – stały się zbyt potężne. Trzeba było im dać siłę; jak ina­czej mogłyby kon­tro­lo­wać ludzi? A więc w pew­nym sen­sie sami sie­bie nie­wo­limy. Teraz, gdy te insty­tu­cje stały się potężne, nie chcą pozbyć się naby­tych praw. Nie chcą, żeby czło­wiek się roz­wi­jał.

Pytasz, jak czło­wiek i spo­łe­czeń­stwo, jed­nostka i spo­łe­czeń­stwo może się roz­wi­jać. W ogóle nie rozu­miesz, w czym pro­blem. Jeśli jed­nostka się roz­wija, spo­łe­czeń­stwo się roz­pada. Spo­łe­czeń­stwo ist­nieje tylko dla­tego, że jed­nostka nie może się roz­wi­jać. Wszyst­kie te siły przez stu­le­cia kon­tro­lo­wały czło­wieka i korzy­stały ze swo­jej wła­dzy i pre­stiżu. Nie są gotowe na to, żeby pozwo­lić czło­wiekowi się roz­wi­jać, pozwo­lić mu roz­wi­nąć się do punktu, w któ­rym one i ich insty­tu­cje staną się bez­u­ży­teczne. Jest wiele sytu­acji, które pomogą ci to zro­zu­mieć.

Zda­rzyło się to w Chi­nach, dwa i pół tysiąca lat temu.

Lao-cy stał się sław­nym, mądrym czło­wie­kiem. Bez wąt­pie­nia był jed­nym z naj­mą­drzej­szych ludzi, jacy kie­dy­kol­wiek cho­dzili po ziemi. Cesarz Chin popro­sił go bar­dzo pokor­nie, aby został pre­ze­sem sądu naj­wyż­szego, ponie­waż nikt nie popro­wa­dziłby lepiej niż on sądow­nic­twa kra­jo­wego. Lao-cy pró­bo­wał prze­ko­nać władcę:

– Nie jestem wła­ści­wym czło­wie­kiem. – Ale cesarz nale­gał.

Lao-cy rzekł:

– Jeśli mnie nie słu­chasz…Wystar­czy jeden dzień w sądzie i prze­ko­nasz się, że nie jestem wła­ści­wym czło­wie­kiem, ponie­waż sys­tem jest zły. Pokora nie pozwa­lała mi powie­dzieć ci prawdy. Albo ja mogę ist­nieć, albo twoje prawo, twój porzą­dek i twoje spo­łe­czeń­stwo. A zatem… spró­bujmy.

Pierw­szego dnia do sądu przy­pro­wa­dzono zło­dzieja, który ukradł pra­wie połowę majątku naj­bo­gat­szego czło­wieka w sto­licy. Lao-cy zapo­znał się ze sprawą, a potem orzekł, że zarówno zło­dziej, jak i bogacz powinni pójść do wię­zie­nia na sześć mie­sięcy.

Bogacz rzekł:

– Co ty mówisz? To ja zosta­łem okra­dziony, obra­bo­wany, jaka to spra­wie­dli­wość, że wysy­łasz mnie do wię­zie­nia na taki sam czas jak zło­dzieja?

Lao-cy odparł:

– Z pew­no­ścią jestem nie­spra­wie­dliwy dla zło­dzieja. Ty musisz być dłu­żej w wię­zie­niu, ponie­waż zgro­ma­dzi­łeś dla sie­bie tyle pie­nię­dzy, pozba­wia­jąc ich tak wielu ludzi… tysiące ludzi są w ponie­wierce, a ty wciąż gro­ma­dzisz pie­nią­dze. Po co? To twoja chci­wość two­rzy tych zło­dziei. Ty jesteś odpo­wie­dzialny. Ty popeł­ni­łeś pierw­sze prze­stęp­stwo.

Logika Lao-cy jest cał­ko­wi­cie jasna. Jeśli jest zbyt wielu ubo­gich ludzi, a tylko kilku boga­tych, nie można powstrzy­mać zło­dziei i zło­dziej­stwa. Tamę temu może poło­żyć jedy­nie spo­łe­czeń­stwo, w któ­rym wszy­scy mają wystar­cza­jąco dużo, by zaspo­koić swoje potrzeby, i nikt nie ma nie­po­trzeb­nych bogactw z samej chci­wo­ści.

Bogacz powie­dział:

– Zanim wyślesz mnie do wię­zie­nia, chcę zoba­czyć się z cesa­rzem, bo to nie jest zgodne z kon­sty­tu­cją; to nie jest zgodne z pra­wem kra­jo­wym.

Lao-cy odrzekł:

– To błąd w kon­sty­tu­cji i w pra­wie kra­jo­wym. Ja za to nie odpo­wia­dam. Idź do cesa­rza.

Bogacz udał się do cesa­rza.

– Posłu­chaj, ten czło­wiek powi­nien być natych­miast usu­nięty z urzędu; jest nie­bez­pieczny. Dziś ja idę do wię­zie­nia, jutro ty będziesz w wię­zie­niu. Jeśli chcesz sie­bie oca­lić, ten czło­wiek musi być usu­nięty; jest w naj­wyż­szym stop­niu nie­bez­pieczny. I jest bar­dzo roz­sądny. To, co mówi, jest słuszne; mogę to zro­zu­mieć – ale on nas znisz­czy!

Cesarz dosko­nale to rozu­miał.

– Jeśli ten bogacz jest prze­stępcą, to ja jestem naj­więk­szym prze­stępcą w kraju. Lao-cy bez waha­nia pośle mnie do wię­zie­nia.

Lao-cy został zwol­niony z urzędu. Powie­dział:

– Pró­bo­wa­łem powie­dzieć ci to wcze­śniej; nie­po­trzeb­nie mar­nu­jesz mój czas. Mówi­łem ci, że nie jestem wła­ści­wym czło­wie­kiem. Prawda jest taka, że twoje spo­łe­czeń­stwo, twoje prawo i kon­sty­tu­cja nie są dobre. Do pro­wa­dze­nia tego całego złego sys­temu potrze­bu­jesz złych ludzi.

Zmień swoją wewnętrzną istotę. W chwili, kiedy się zmie­nisz, cał­ko­wi­cie prze­kształ­cisz, zoba­czysz nagle, że nie jesteś w wię­zie­niu, nie jesteś już nie­wol­ni­kiem. Byłeś nie­wol­ni­kiem z powodu panu­ją­cego w tobie zamętu.

Pro­blem w tym, że siły, jakie stwo­rzy­li­śmy dla powstrzy­ma­nia czło­wieka przed popad­nię­ciem w chaos, są teraz tak potężne, że nie chcą pozwo­lić ci się roz­wi­jać – bo jeśli będziesz mógł się roz­wi­jać, stać się jed­nostką, stać się uważny, przy­tomny i świa­domy, wszy­scy ci ludzie nie będą potrzebni. Wszy­scy stracą pracę, a razem z nią swój pre­stiż, wła­dzę, przy­wódz­two, kapłań­stwo, papie­stwo – wszystko prze­pad­nie. A więc teraz ci, któ­rzy począt­kowo byli potrzebni do ochrony, stali się wro­gami ludz­ko­ści.

Nie cho­dzi mi o walkę z tymi ludźmi, bo oni są potężni, mają woj­sko, pie­nią­dze, mają wszystko. Nie możesz z nimi wal­czyć, został­byś znisz­czony. Jedyne, co możesz zro­bić, żeby wybrnąć z tych tara­pa­tów, to zacząć po cichu roz­wi­jać wła­sną świa­do­mość – temu nie mogą zapo­biec siłą. W rze­czy­wi­sto­ści nie mogą nawet wie­dzieć, co się w tobie dzieje.

Pro­po­nuję ci alche­mię wewnętrz­nej prze­miany. Zmień swoją wewnętrzną istotę. W chwili, kiedy się zmie­nisz, cał­ko­wi­cie prze­kształ­cisz, zoba­czysz nagle, że nie jesteś w wię­zie­niu, nie jesteś już nie­wol­ni­kiem. Byłeś nie­wol­ni­kiem z powodu panu­ją­cego w tobie zamętu.

Zda­rzyło się to pod­czas rewo­lu­cji w Rosji:

W dniu, w któ­rym rewo­lu­cja zwy­cię­żyła, pewna kobieta zaczęła iść w Moskwie środ­kiem ulicy. Mili­cjant powie­dział:

– Tak nie można. Nie wolno iść środ­kiem drogi.

Kobieta odpo­wie­działa:

– Teraz jeste­śmy wolni.

Nawet jeśli będziesz wolny, będziesz musiał prze­strze­gać zasad ruchu dro­go­wego; ina­czej ruch uliczny będzie nie­moż­liwy. Gdyby samo­chody i ludzie pędzili wszę­dzie, gdzie chcą, skrę­ca­jąc wszę­dzie, gdzie chcą, nie zwra­ca­jąc uwagi na świa­tła, ludzie po pro­stu ule­ga­liby wypad­kom, byliby zabi­jani. Wtedy wkro­czy­łoby woj­sko, żeby narzu­cić prawo, że musisz cho­dzić po pra­wej stro­nie czy po lewej, zależy, jak się to ustali w danym kraju, ale nikt nie może cho­dzić środ­kiem. Wów­czas, pod groźbą uży­cia broni, będziesz musiał prze­strze­gać zasad. Zawsze pamię­tam o tej kobie­cie; jej przy­pa­dek jest bar­dzo sym­bo­liczny.

Wol­ność nie ozna­cza cha­osu. Ozna­cza więk­szą odpo­wie­dzial­ność, tak wielką, że nikt nie musi się wtrą­cać do two­jego życia. Można cię zosta­wić w spo­koju, rząd nie musi się do cie­bie wtrą­cać, poli­cja nie musi się do cie­bie wtrą­cać, prawo nie ma z tobą nic wspól­nego – jesteś po pro­stu poza ich świa­tem.

To jest moje podej­ście – jeśli rze­czy­wi­ście chce­cie prze­mie­nić ludz­kość, każda jed­nostka powinna zacząć roz­wi­jać się samo­dziel­nie. W isto­cie tłum nie jest potrzebny do roz­woju.

Roz­wój jest niczym dziecko rosnące w łonie matki. Tłum nie jest mu potrzebny; matka musi tylko być ostrożna. W tobie musi się naro­dzić nowy czło­wiek. Musisz stać się łonem dla nowej istoty ludz­kiej. Nikt nie będzie o tym wie­dział, i lepiej, jeśli nikt o tym nie wie. Po pro­stu wyko­nu­jesz dalej swoją zwy­kłą pracę, żyjąc w zwy­kłym świe­cie, będąc pro­stym i zwy­kłym – nie sta­jąc się rewo­lu­cjo­ni­stą, reak­cjo­ni­stą, pun­kiem ani skin­he­adem. To nie pomoże. To czy­sta głu­pota. Rozu­miem, że to wynika z fru­stra­cji, ale i tak jest to obłęd. Spo­łe­czeń­stwo jest obłą­kane i z fru­stra­cji ty sta­jesz się obłą­kany? Spo­łe­czeń­stwo nie boi się takich ludzi; ono boi się tylko ludzi, któ­rzy mogą się stać tak sku­pieni, tak świa­domi, że prawo staje się dla nich bez­u­ży­teczne. Zawsze postę­pują wła­ści­wie. Są poza zasię­giem tak zwa­nych wiel­kich inte­re­sów.

Jeśli jed­nostki się roz­winą, spo­łe­czeń­stwo znik­nie. Takie spo­łe­czeń­stwo, jakie znamy – z rzą­dem, armią, sądami, z poli­cją i wię­zie­niami – znik­nie. Oczy­wi­ście, ponie­waż jest tak wielu ludzi, powstaną nowe formy zbio­ro­wo­ści. Nie chciał­bym nazy­wać ich „spo­łe­czeń­stwem” – po pro­stu, żeby unik­nąć słow­nych nie­po­ro­zu­mień. Tę nową zbio­ro­wość nazy­wam wspól­notą. To słowo jest zna­czące: ozna­cza miej­sce, gdzie ludzie nie tylko miesz­kają razem, ale gdzie są w głę­bo­kiej ducho­wej bli­sko­ści.

Żyć razem to jedna rzecz; robimy to, w każ­dym mie­ście, mia­steczku żyją wspól­nie tysiące ludzi – ale jaka tam jest więź? Ludzie nie znają nawet swo­ich sąsia­dów. Tysiące ludzi miesz­kają w tym samym wie­żowcu i nawet nie wie­dzą, że miesz­kają w tym samym domu. Nie ma tam więzi, ponie­waż nie ma ducho­wej bli­sko­ści. To tylko tłum, nie zbio­ro­wość. Dla­tego chciał­bym słowo spo­łe­czeń­stwo zastą­pić sło­wem wspól­nota.

Spo­łe­czeń­stwo ist­niało w opar­ciu o pewne pod­sta­wowe zasady. Musi­cie je usu­nąć, ina­czej spo­łe­czeń­stwo nie znik­nie. Pierw­szą i naj­waż­niej­szą komórką spo­łeczną była rodzina: jeśli rodzina pozo­sta­nie taka, jaka jest, spo­łe­czeń­stwo nie może znik­nąć, Kościół nie może znik­nąć; reli­gie nie mogą znik­nąć. Wtedy nie możemy stwo­rzyć jed­nego świata, jed­nej ludz­ko­ści.

Rodzina jest psy­cho­lo­gicz­nie ana­chro­niczna. Nie jest tak, że ona zawsze ist­niała; był czas, kiedy nie było rodziny, ludzie żyli w ple­mio­nach. Rodzina powstała z powodu pry­wat­nej wła­sno­ści. Silni ludzie, któ­rym udało się zdo­być wię­cej wła­sno­ści pry­wat­nej niż innym, chcieli, żeby została prze­ka­zana ich dzie­ciom. Do tego czasu nie było rodziny. Męż­czyźni i kobiety spo­ty­kali się z miło­ści; nie było mał­żeń­stwa ani rodziny. Ale kiedy powstała wła­sność, męż­czy­zna stał się bar­dzo zabor­czy wobec kobiety. Kobietę uczy­nił rów­nież czę­ścią swo­jej wła­sno­ści.

W języ­kach Indii kobieta fak­tycz­nie zwana jest „wła­sno­ścią”. W Chi­nach do tego stop­nia była wła­sno­ścią, że prawo nie zabra­niało mężowi nawet zabić swo­jej żony. Żadne prze­stęp­stwo nie zostało popeł­nione – mogłeś swo­bod­nie znisz­czyć swoją wła­sność. Możesz spa­lić swoje meble, możesz spa­lić swój dom – to nie jest prze­stęp­stwo, to twój dom. Możesz zabić swoją żonę.

Wraz z poja­wie­niem się wła­sno­ści pry­wat­nej także kobieta stała się wła­sno­ścią pry­watną. Uży­wano wszel­kich spo­so­bów, żeby mąż mógł być cał­ko­wi­cie pewny, że dziecko, które uro­dziła jego żona, jest rze­czy­wi­ście jego dziec­kiem.

To trudny pro­blem: ojciec ni­gdy nie może być cał­ko­wi­cie pewny; tylko matka wie. Lecz ojciec zro­bił, co mógł, żeby utrud­nić kobie­cie kon­takt z innymi męż­czy­znami. Zamknięte zostały wszel­kie moż­li­wo­ści i wszyst­kie drzwi.

To nie przy­pa­dek, że tylko stare kobiety cho­dzą do waszych kościo­łów i świą­tyń, bowiem przez wieki jedy­nie tam wolno im było cho­dzić – wie­dziano dosko­nale, że Kościół ochra­nia rodzinę. Kościół wie, że kiedy prze­mi­nie rodzina, i on prze­mi­nie. A kościół jest oczy­wi­ście ostat­nim miej­scem, gdzie mogłaby się zda­rzyć jakaś roman­tyczna przy­goda. Przed­się­wzięte zostały wszel­kie środki ostroż­no­ści. Ksiądz musi prze­strze­gać celi­batu – to jest gwa­ran­cja – ksiądz żyje w celi­ba­cie, jest prze­ciw sek­sowi, prze­ciw kobie­tom; w róż­nych reli­giach w różny spo­sób.

Mnich dża­ini­styczny nie może dotknąć kobiety; w isto­cie kobieta nie może podejść do mni­cha dża­ini­stycz­nego bli­żej niż na dwa i pół metra. Mni­chowi bud­dyj­skiemu nie wolno dotknąć kobiety. W nie­któ­rych reli­giach kobie­tom nie wolno wcho­dzić do reli­gij­nych przy­byt­ków albo trzy­mane są za prze­pie­rze­niami. Męż­czyźni zaj­mują główną część świą­tyni lub meczetu, kobiety mają mały kąt, ale oddzie­lony. Męż­czyźni nawet ich nie widzą; spo­tka­nie kogoś jest nie­moż­liwe.

Wiele reli­gii, jak na przy­kład islam, zakrywa twa­rze kobiet. Twa­rze muzuł­ma­nek stały się blade, bo ni­gdy nie widzą świa­tła sło­necz­nego. Ich twa­rze są zakryte, ich ciała są zakryte na wszel­kie moż­liwe spo­soby. Kobieta ma być nie­wy­kształ­cona, ponie­waż wykształ­ce­nie budzi w ludziach dziwne myśli. Ludzie zaczy­nają myśleć, spie­rać się.

Kobie­cie nie wolno było mieć płat­nego zawodu, bo to ozna­czało nie­za­leż­ność. Była osa­czana ze wszyst­kich stron z pro­stego powodu: żeby męż­czy­zna mógł być pewny, że jego syn jest naprawdę jego synem. Słu­żący potęż­nych ludzi – na przy­kład kró­lów – byli wyka­stro­wani, ponie­waż poru­szali się po pałacu, pra­cu­jąc i obsłu­gu­jąc innych. Musieli być wyka­stro­wani; ina­czej byliby nie­bez­pieczni, bo każdy władca miał setki żon, z któ­rych wielu ni­gdy nie widział. Oczy­wi­ście, one mogły się zako­chać w każ­dym. Ale do pałacu mogli wejść tylko wyka­stro­wani męż­czyźni, więc nawet jeśli kobieta się zako­chała, nie mogli spło­dzić dzieci. To było ważne.

Rodzina musi znik­nąć i ustą­pić miej­sca wspól­no­cie. Wspól­nota ozna­cza, że zebra­li­śmy wszyst­kie nasze ener­gie, wszyst­kie nasze pie­nią­dze, wszystko w jedną pulę – z któ­rej będą korzy­stać wszy­scy ludzie. Dzieci będą nale­żały do wspól­noty, więc nie ma kwe­stii indy­wi­du­al­nego dzie­dzi­cze­nia. A jeśli zbie­rze­cie wszyst­kie ener­gie, pie­nią­dze i środki, każda wspól­nota będzie bogata i każda może jed­na­kowo cie­szyć się peł­nią życia.

Kiedy jed­nostki i wspól­noty będą roz­wi­jały się obok sie­bie, spo­łe­czeń­stwo znik­nie, a wraz z nim wszel­kie zło, jakie ono stwo­rzyło.

Zapo­mnij­cie o spo­łe­czeń­stwie; nie walcz­cie z nim. Nie miej­cie z nim nic wspól­nego; niech trwa takie, jakie jest. Jeśli chce żyć, będzie musiało zmie­nić swoją formę, swoją struk­turę. Jeśli chce umrzeć, niech umrze.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki