Księga kobiet. Duchowa siła kobiecości - Osho - ebook

Księga kobiet. Duchowa siła kobiecości ebook

Osho

4,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

OSHO – charyzmatyczny mistrz duchowy pochodzący z Indii. Znakomity mówca swobodnie posługujący się zarówno wschodnimi tradycjami mistycznymi, jak i zachodnią psychoterapią. Jego nauki dotyczą nie tylko indywidualnego poszukiwania sensu, lecz także najbardziej palących spraw społecznych i politycznych.

Wbrew temu, co zapowiada tytuł, nie jest to książka o kobietach. A przynajmniej - nie tylko o kobietach, lecz o wszystkim , co się z kobietami wiąże i co jest dla nich ważne. A więc między innymi o miłości, małżeństwie i rodzinie, rodzeniu i wychowaniu dzieci, seksualności, duchowości, samotności, związkach i manipulacji, wolności, wyzwoleniu i zniewoleniu. Zainspirowany pytaniami, które zadawali mu słuchacze i słuchaczki na jego wykładach, Osho przedstawia swoją opinię na wiele tematów. Czyni to we właściwy sobie sposób, stylem obrazowym i pełnym emocji. Czasem jest dowcipny, czasem niezwykłe kategoryczny. To, co mówi, zawsze wynika z jego doświadczenia, z zanurzenia się w życiu, a nie z czysto teoretycznych rozważań, snutych gdzieś na odludziu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 254

Oceny
4,8 (9 ocen)
7
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wprowadzenie

W jaki spo­sób jako męż­czy­zna możesz mówić o kobie­cej psy­chice?

Nie mówię jako męż­czy­zna, nie mówię jako kobieta. W ogóle nie wypo­wia­dam się z poziomu umy­słu. Uży­wam umy­słu, lecz wypo­wia­dam się jako świa­do­mość. Świa­do­mość nie jest męż­czy­zną ani kobietą. Tego rodzaju roz­róż­nie­nie można sto­so­wać i wobec ciała, i wobec umy­słu, ponie­waż umysł jest wewnętrzną czę­ścią ciała, a ciało jest zewnętrzną czę­ścią umy­słu. Ciało i umysł są nie­roz­dzielne, są cało­ścią.

W rze­czy­wi­sto­ści mówie­nie o ciele i umy­śle jest nie­pra­wi­dłowe. Nie powin­ni­śmy uży­wać spój­nika „i” ani łącz­nika. Jeste­śmy cia­łe­mu­my­słem1.

Dla­tego tylko wtedy, kiedy mówimy o ciele i umy­śle, uży­wa­nie pojęć „męskość” i „kobie­cość” jest odpo­wied­nie. Ist­nieje jed­nak coś poza cia­łem i umy­słem, coś trans­cen­dent­nego – praw­dziwy rdzeń, twoja istota. Tę istotę sta­nowi jedy­nie świa­do­mość, bycie świad­kiem, postrze­ga­nie. To czy­sta świa­do­mość.

Nie wypo­wia­dam się w tym momen­cie jako męż­czy­zna; nie mógł­bym mówić o kobie­cie. Wypo­wia­dam się jako świa­do­mość. Wie­lo­krot­nie żyłem i w ciele kobiety, i w ciele męż­czy­zny. Byłem świad­kiem tego wszyst­kiego. Widzia­łem wszyst­kie domy, widzia­łem wszyst­kie ubra­nia. To, o czym mówię, wynika z bar­dzo wielu żywo­tów. Nie wynika jedy­nie z tego życia. Obecne życie sta­nowi zwień­cze­nie bar­dzo dłu­giej piel­grzymki.

Tak więc nie słu­chaj­cie mnie jako męż­czy­zny ani jako kobiety, ponie­waż wów­czas mnie nie usły­szy­cie. Słu­chaj­cie mnie jako świa­do­mo­ści.

Rozdział 1 KOBIECOŚĆ

Wydaje się, że jesteś pierw­szym zna­nym na tej pla­ne­cie męż­czy­zną, który naprawdę rozu­mie kobiety i je akcep­tuje. Czy mógł­byś powie­dzieć coś na ten temat?

Powie­dzia­łem, że kobieta ma być kochana, a nie rozu­miana. To przede wszyst­kim.

Życie jest tak tajem­ni­cze, że dłońmi nie możemy dosię­gnąć jego szczy­tów, oczyma nie możemy wnik­nąć w jego naj­głęb­szą tajem­nicę. Zro­zu­mie­nie każ­dego prze­jawu egzy­sten­cji – męż­czyzn, kobiet, drzew, zwie­rząt czy pta­ków – jest zada­niem nauki, a nie mistyki. Naukowcy zaczy­nają to poj­mo­wać. Rezy­gnują ze swego daw­nego uporu i fał­szy­wego prze­ko­na­nia, że pew­nego dnia poznają wszystko, co można poznać. Nie jestem naukow­cem. Dla mnie nauka jest tajem­nicą.

Dzięki Alber­towi Ein­ste­inowi nastą­piła zmiana, nauka wkro­czyła na nową drogę. Stało się tak dla­tego, że im bar­dziej Ein­stein wni­kał w naj­głęb­sze pokłady mate­rii, tym bar­dziej czuł się zakło­po­tany. Musiał pozo­sta­wić wszelką logikę, porzu­cić postawę racjo­nalną. Nie można bowiem narzu­cać natu­rze wła­snych wyobra­żeń na jej temat. Nie będzie ona podą­żać za naszą logiką. Albert Ein­stein wspo­mina, że w pew­nym momen­cie swego życia wahał się, czy upie­rać się przy posta­wie racjo­nal­nej. Byłoby to jed­nak głu­pie. Byłoby to ludz­kie, lecz nie inte­li­gentne. Jeżeli nawet kła­dziesz nacisk na logikę i racjo­nal­ność, życie nie zmie­nia się zgod­nie z twoją logiką. To twoja logika ma się zmie­niać zgod­nie z życiem. Im głę­biej wni­kasz w istotę życia, tym bar­dziej tajem­ni­cze się ono staje. Przy­cho­dzi taki moment, kiedy czło­wiek musi pozo­sta­wić logikę i racjo­nal­ność – po pro­stu musi słu­chać natury. Nazy­wam to osta­tecz­nym zro­zu­mie­niem. Nie jest to jed­nak zro­zu­mie­nie w zwy­kłym tego słowa zna­cze­niu. Wiesz, czu­jesz, lecz nie możesz w żaden spo­sób tego wyra­zić.

Męż­czy­zna jest tajem­nicą, kobieta jest tajem­nicą, wszystko, co ist­nieje, jest tajem­nicą. Wszyst­kie nasze wysiłki, by poznać tę tajem­nicę, zawo­dzą.

Pamię­tam pew­nego męż­czy­znę, który kupo­wał w skle­pie z zabaw­kami pre­zent dla syna na Boże Naro­dze­nie. Był zna­nym mate­ma­ty­kiem, dla­tego wła­ści­ciel sklepu przy­niósł mu ukła­dankę. Mate­ma­tyk spró­bo­wał ją uło­żyć… Była naprawdę wspa­niała… Pró­bo­wał, pró­bo­wał, zaczął się pocić. Nie mógł zna­leźć wła­ści­wego roz­wią­za­nia. Klienci, sprze­dawcy i wła­ści­ciel sklepu przy­glą­dali mu się ze zdzi­wie­niem. W końcu zre­zy­gno­wał i krzyk­nął do wła­ści­ciela sklepu:

– Jestem mate­ma­ty­kiem i skoro nie potra­fię pora­dzić sobie z tą ukła­danką, czy myślisz, że uda się to mojemu synowi?

– Nie rozu­miesz. Jest ona skon­stru­owana w ten spo­sób, że nikt nie potrafi zna­leźć roz­wią­za­nia, nie­za­leż­nie od tego, czy jest mate­ma­ty­kiem, czy też nie – odpo­wie­dział wła­ści­ciel.

– Dla­czego skon­stru­owano ją wła­śnie tak?

– Dla­tego, by dziecko uczyło się od początku, że życie jest zagadką nie do roz­wią­za­nia.

Życia możesz doświad­czać, możesz nim się cie­szyć. Możesz zjed­no­czyć się z tajem­nicą. Jed­nak idea, by zro­zu­mieć życie z pozy­cji obser­wa­tora, jest błędna.

Sam sie­bie nie rozu­miem. Jestem dla sie­bie samego naj­więk­szą tajem­nicą. Jed­nak mogę udzie­lić wam kilku wska­zó­wek.

Psy­chia­tra to facet, który sta­wia pyta­nia i każe słono sobie za to pła­cić. Żona sta­wia ci pyta­nia za darmo.

Jak osią­gnąć szczę­ście? Możesz mówić o miło­ści, czu­ło­ści i namięt­no­ści. Jed­nak praw­dziwe szczę­ście wiąże się z odkry­ciem, że ni­gdy nie byłeś od niego oddzie­lony.

Na początku kobiety opie­rają się zalo­tom męż­czyzn, w końcu zaś zatrzy­mują ich siłą.

Jeżeli chcesz, by kobieta zmie­niła zda­nie, zgódź się z nią.

Chcesz wie­dzieć, o co naprawdę cho­dzi kobie­cie? Spójrz na nią, zamiast jej słu­chać.

Pewna dama pode­szła do poli­cjanta i powie­działa:

– Panie ofi­ce­rze, ten czło­wiek na rogu ulicy mi doku­cza.

– Cały czas się przy­glą­da­łem – powie­dział poli­cjant – ten męż­czy­zna nawet nie spoj­rzał na panią.

– No wła­śnie – stwier­dziła kobieta – czyż nie jest to afront?

Roman­tyczny mło­dzie­niec odwró­cił się w łóżku ku pięk­nej mło­dej dziew­czy­nie i spy­tał:

– Czy jestem pierw­szym męż­czy­zną, z któ­rym się kochasz?

Dziew­czyna przez chwilę się zasta­na­wiała, po czym odpo­wie­działa:

– Być może, mam słabą pamięć do twa­rzy.

Wszystko jest tajem­ni­cze. Lepiej tym się cie­szyć, niż pró­bo­wać to zro­zu­mieć. Osta­tecz­nie czło­wiek, który pró­buje zro­zu­mieć życie, oka­zuje się głup­cem. Nato­miast czło­wiek, który cie­szy się życiem, zyskuje coraz więk­szą mądrość i cie­szy się coraz bar­dziej. Staje się bar­dziej świa­domy wszech­ogar­nia­ją­cej tajem­nicy.

Naj­wyż­sze zro­zu­mie­nie polega na tym, by pojąć, że nic nie może zostać zro­zu­miane, że wszystko jest tajem­ni­cze i cudowne. Moim zda­niem z tego rodzi się postawa reli­gijna czło­wieka.

Czy mógł­byś wyja­śnić, jakie są róż­nice mię­dzy męż­czy­znami a kobie­tami?

Więk­szość róż­nic mię­dzy męż­czy­znami a kobie­tami wynika z uwa­run­ko­wań, powsta­ją­cych w ciągu tysięcy lat. Te uwa­run­ko­wa­nia nie są wła­ściwe samej natu­rze. Ist­nieje także kilka róż­nic, które nadają męż­czy­znom i kobie­tom wyjąt­kowe piękno i nie­zwy­kłą indy­wi­du­al­ność. Łatwo je wyli­czyć.

Przede wszyst­kim kobieta ma zdol­ność dawa­nia życia, nato­miast męż­czy­zna jej nie ma. Pod tym wzglę­dem znaj­duje się on na niż­szej pozy­cji. To ode­grało dużą rolę w pro­ce­sie, w któ­rego wyniku męż­czyźni zdo­mi­no­wali kobiety. Kom­pleks niż­szo­ści pro­wa­dzi do naro­dzin poczu­cia wyż­szo­ści. Męż­czy­zna oszu­kuje samego sie­bie, oszu­kuje cały świat. Przez stu­le­cia nisz­czył geniusz kobiety, jej talenty i uzdol­nie­nia. W rezul­ta­cie mógł potwier­dzić swoją wyż­szość przed samym sobą i przed świa­tem.

Kobieta daje życie. Z tego powodu przez dzie­więć mie­sięcy jest szcze­gól­nie wraż­liwa. Jest też zależna od męż­czy­zny, co on wyko­rzy­stuje w bar­dzo nie­miły spo­sób. A tym­cza­sem to róż­nica fizjo­lo­giczna, która nie powinna mieć więk­szego zna­cze­nia.

Psy­chika kobiety jest nisz­czona przez męż­czy­znę, wma­wia­ją­cego jej nie­prawdę. Czyni to kobietę nie­wol­nicą, sta­wia na gor­szej pozy­cji. Przy­czyną tej sytu­acji jest więk­sza siła mię­śni męż­czy­zny. Lecz siła mię­śni jest czę­ścią naszej zwie­rzę­cej natury. Jeżeli to mia­łoby decy­do­wać o wyż­szej pozy­cji, warto pamię­tać, że wiele zwie­rząt dys­po­nuje więk­szą siłą mię­śni niż męż­czy­zna.

Z pew­no­ścią ist­nieją jed­nak rze­czy­wi­ste róż­nice. Musimy je odna­leźć wśród wielu wytwo­rzo­nych sztucz­nie. Jedna z róż­nic, którą spo­strze­gam, polega na tym, że kobieta jest bar­dziej niż męż­czy­zna zdolna do miło­ści. Miłość u męż­czy­zny moc­niej lub sła­biej wiąże się z potrzebą fizyczną. Dla kobiety nato­miast miłość jest czymś więk­szym, wyż­szym – to doświad­cze­nie duchowe. Z tego powodu kobieta jest mono­ga­miczna, nato­miast męż­czy­zna poli­ga­miczny. Męż­czy­zna chciałby posiąść wszyst­kie kobiety na świe­cie i jesz­cze nie byłby usa­tys­fak­cjo­no­wany. Jego ape­tyt nie ma gra­nic.

Kobieta może być usa­tys­fak­cjo­no­wana jedną miło­ścią, cał­ko­wi­cie speł­niona. Nie patrzy na ciało męż­czy­zny, lecz na jego ukryte głę­boko cechy. Nie zako­chuje się w męż­czyź­nie, który ma piękne, musku­larne ciało. Zako­chuje się w męż­czyź­nie, który jest obda­rzony cha­ry­zmą, czymś trud­nym do okre­śle­nia, lecz nie­zmier­nie atrak­cyj­nym. Taki męż­czy­zna ma w sobie tajem­nicę, którą można badać. Kobieta chce, by jej męż­czy­zna nie był zwy­kłym męż­czy­zną, lecz przy­godą odkry­wa­nia świa­do­mo­ści.

Męż­czy­zna ma nie­wielką wydol­ność w życiu sek­su­al­nym. Może mieć tylko jeden orgazm. Kobieta jest pod tym wzglę­dem nie­skoń­cze­nie dosko­nal­sza. Może prze­ży­wać wiele orga­zmów. To jedna z naj­bar­dziej kło­po­tli­wych kwe­stii. Orgazm męż­czy­zny jest zlo­ka­li­zo­wany, ogra­ni­cza się do strefy narzą­dów płcio­wych. Orgazm kobiety jest cał­ko­wity i nie ogra­ni­cza się do strefy geni­tal­nej. Całe ciało kobiety jest sek­su­alne i może ona prze­ży­wać piękne orga­zmiczne doświad­cze­nie, tysiąc­krot­nie więk­sze, głęb­sze, bar­dziej sycące i bogat­sze niż doświad­cze­nie męż­czy­zny.

Tra­ge­dia polega na tym, że całe ciało kobiety powinno zostać pobu­dzone. Męż­czy­zna nie jest tym zain­te­re­so­wany i ni­gdy nie był. Używa kobiety niczym maszyny do seksu, po pro­stu po to, by roz­ła­do­wać napię­cie sek­su­alne. Męż­czy­zna koń­czy w ciągu kilku sekund. A kiedy on koń­czy, ona jesz­cze nawet nie zaczęła. Kiedy męż­czy­zna koń­czy upra­wia­nie miło­ści, odwraca się i zasy­pia; akt sek­su­alny pomaga mu uwol­nić wszyst­kie napię­cia, zre­lak­so­wać się i dobrze spać. Kobieta szlo­cha i pła­cze. Ona jesz­cze nie wystar­to­wała, nie została poru­szona. Została wyko­rzy­stana. To naj­gor­sza rzecz, jaka może się w życiu wyda­rzyć – być potrak­to­wa­nym w spo­sób przed­mio­towy, jak rzecz. Kobieta nie może wyba­czyć męż­czyź­nie tego, że ją wyko­rzy­stał.

By kobieta stała się rze­czy­wi­stą part­nerką i dozna­wała orga­zmu, męż­czy­zna musi się nauczyć gry wstęp­nej. Nie może się spie­szyć, by pójść do łóżka. Musi uczy­nić miłość rodza­jem sztuki. Potrzebne jest sto­sowne miej­sce – świą­ty­nia miło­ści – gdzie pali się kadzi­dło, gdzie nie ma jaskra­wych świa­teł, lecz płoną świece. Męż­czy­zna powi­nien zbli­żać się do kobiety, kiedy znaj­duje się we wspa­nia­łym nastroju, kiedy jest pełen rado­ści, kiedy ma się czym dzie­lić.

Zazwy­czaj tak się dzieje, że kobiety i męż­czyźni kłócą się ze sobą, a potem upra­wiają miłość. To zatruwa miłość. Miłość jest rodza­jem paktu, który potwier­dza, że walka została zakoń­czona, przy­naj­mniej tego wie­czoru. To rodzaj prze­kup­stwa i oszu­stwa.

Męż­czy­zna powi­nien upra­wiać miłość tak, jak malarz maluje obraz, jak poeta układa wier­sze, jak muzyk gra: gdy czuje, że namięt­ność wypeł­nia jego serce. Ciało kobiety powinno być trak­to­wane jak instru­ment muzyczny, któ­rym tak naprawdę jest. Kiedy męż­czy­zna odczuwa radość, wtedy seks nie jest po pro­stu roz­ła­do­wa­niem napię­cia, nie jest relak­sem czy spo­so­bem na dobry sen. Poja­wia się gra wstępna. Męż­czy­zna tań­czy z kobietą, śpiewa z kobietą. Wibra­cje pięk­nej muzyki wypeł­niają świą­ty­nię miło­ści, unosi się w niej zapach ulu­bio­nego kadzi­dła. Musi mieć to cha­rak­ter świę­to­ści, ponie­waż nie ma niczego świę­tego w zwy­kłym życiu, dopóki nie uczy­nimy miło­ści świętą. To począ­tek otwie­ra­nia drzwi do kra­iny zwa­nej nad­świa­do­mo­ścią.

Miło­ści ni­gdy nie można narzu­cać, miłość ni­gdy nie powinna być zwią­zana z wysił­kiem. Nie może ona wyni­kać z umy­słu. Po pro­stu bawisz się, tań­czysz, śpie­wasz, radu­jesz się. Kiedy miłość sama przy­cho­dzi, jest piękna. Kiedy pro­du­ku­jesz miłość, jest brzydka.

Kiedy w cza­sie upra­wia­nia miło­ści męż­czy­zna leży na kobie­cie, nazywa się to pozy­cją misjo­nar­ską. Wschód stał się świa­domy dys­kom­fortu wyni­ka­ją­cego z tej pozy­cji. Męż­czy­zna jest cięż­szy, wyż­szy, bar­dziej musku­larny. Roz­gniata deli­katną istotę pod sobą. Na Wscho­dzie sto­so­wano spo­sób odwrotny – to kobieta znaj­do­wała się na górze. Kobieta, przy­gnia­tana cię­ża­rem ciała męż­czy­zny, jest pozba­wiona swo­body ruchów. Poru­sza się tylko męż­czy­zna i osiąga orgazm w ciągu nie­wielu sekund, a kobieta po pro­stu pła­cze. Była part­nerką, lecz nie mogła się zaan­ga­żo­wać. Została wyko­rzy­stana.

Kobieta, kiedy znaj­duje się na górze, dys­po­nuje więk­szą swo­bodą ruchów, mniej­szą zaś swo­bodę ma męż­czy­zna. To powo­duje, że czas orga­zmu ich obojga zbliża się do sie­bie. Kiedy oboje wcho­dzą w doświad­cze­nie orga­zmu, jest to jakby kon­takt z innym świa­tem. Jest to prze­błysk sama­dhi. Dla męż­czy­zny to pierw­szy prze­błysk świa­do­mo­ści, że nie jest on cia­łem. Zapo­mina o ciele, zapo­mina o świe­cie. Zarówno męż­czy­zna, jak i kobieta docie­rają do nowego wymiaru, któ­rego ni­gdy przed­tem nie doświad­czali.

Kobieta ma zdol­ność do wie­lo­krot­nego orga­zmu, dla­tego męż­czy­zna powi­nien dzia­łać tak wolno, jak to moż­liwe. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak męż­czy­zna spie­szy się i nisz­czy całą rela­cję. Męż­czy­zna powi­nien być głę­boko odprę­żony, a wów­czas kobieta może doznać wie­lo­krot­nego orga­zmu. Jego orgazm powi­nien nadejść na końcu, kiedy orgazm kobiety osią­gnął szczyt. Te róż­nice są natu­ralne, nie wyni­kają z jakich­kol­wiek uwa­run­ko­wań.

Ist­nieją też inne róż­nice. Na przy­kład kobieta jest bar­dziej ześrod­ko­wana niż męż­czy­zna. Jest bar­dziej pogodna, bar­dziej wyci­szona, bar­dziej cier­pliwa, bar­dziej zdolna do cze­ka­nia. Praw­do­po­dob­nie z tego powodu jest też bar­dziej odporna na cho­roby i żyje dłu­żej niż męż­czy­zna. Z powodu pogod­nego uspo­so­bie­nia i deli­kat­no­ści kobieta może dosko­nale wypeł­niać życie męż­czy­zny. Może wpro­wa­dzać w życie męż­czy­zny kojącą, przy­jemną atmos­ferę. Ale męż­czy­zna czuje obawę. Nie chce być oto­czony przez kobietę, nie chce jej pozwo­lić na stwo­rze­nie wokół sie­bie przy­jem­nego cie­pła. Oba­wia się, że w ten spo­sób mógłby stać się zależny. Tak więc przez całe wieki męż­czy­zna trzy­mał kobietę na dystans. Męż­czy­zna czuje obawę, ponie­waż gdzieś w głębi wie, że kobieta jest czymś wię­cej niż on. Kobieta może rodzić nowe życie. Natura wybrała ją – nie jego – do repro­duk­cji.

Funk­cja męż­czy­zny w pro­ce­sie repro­duk­cji jest pra­wie żadna, co stwo­rzyło naj­więk­szy pro­blem – męż­czy­zna zaczął pod­ci­nać kobie­cie skrzy­dła, na wszel­kie moż­liwe spo­soby zaczął ją poni­żać, potę­piać; to miało mu pomóc uwie­rzyć w jego wyż­szość. Trak­to­wał kobiety jak bydło, a nawet gorzej.

W Chi­nach przez całe tysiąc­le­cia pano­wało prze­ko­na­nie, że kobieta jest pozba­wiona duszy. Dla­tego mąż mógł zabić żonę i nie odpo­wia­dał z tego powodu przed pra­wem. Żona była jego wła­sno­ścią. Jeżeli męż­czy­zna chciał znisz­czyć swoje meble, było to legalne. Jeżeli chciał znisz­czyć swoją kobietę, rów­nież było to legalne. Oto naj­więk­sza znie­waga – stwier­dze­nie, że kobieta nie ma duszy.

Męż­czy­zna pozba­wił kobietę moż­li­wo­ści zdo­by­cia wykształ­ce­nia, pozba­wił ją finan­so­wej nie­za­leż­no­ści. Pozba­wił ją też moż­li­wo­ści prze­miesz­cza­nia się. Bał się, ponie­waż wie­dział, że kobieta go prze­wyż­sza, że jest piękna. Wie­dział, że przy­zna­nie kobie­cie nie­za­leż­no­ści jest nie­bez­pieczne. Z tego powodu przez wieki nie dawano kobie­tom nie­za­leż­no­ści. Kobieta muzuł­mań­ska zmu­szona jest nawet do zakry­wa­nia twa­rzy. Nikt, prócz męża, nie może widzieć piękna jej twa­rzy ani głębi jej oczu.

W hin­du­izmie kobieta musiała umrzeć, kiedy umie­rał jej mąż. Co za nie­sa­mo­wita zazdrość! Męż­czy­zna posia­dał kobietę przez całe życie i chciał ją posia­dać nawet po śmierci.

Kto wie, co się sta­nie, kiedy ja umrę? Być może znaj­dzie innego, lep­szego ode mnie part­nera – myślał.

I tak sati obo­wią­zy­wało przez tysiące lat. Trudno sobie wyobra­zić coś bar­dziej tra­gicz­nego.

Męż­czy­zna jest nie­zwy­kle ego­istyczny. Z tego powodu nazy­wam go męskim szo­wi­ni­stą. Stwo­rzył spo­łe­czeń­stwo, w któ­rym nie ma miej­sca dla kobiety. A prze­cież kobieta ma tyle wspa­nia­łych cech! Na przy­kład męż­czy­zna ma dar inte­li­gen­cji, kobieta nato­miast dar miło­ści. Rodzi się wypo­sa­żona w zdol­ność do miło­ści. Ma wię­cej współ­czu­cia, wię­cej życz­li­wo­ści, wię­cej wyro­zu­mia­ło­ści. Nie ozna­cza to jed­nak, że kobieta nie może posiąść wie­dzy. Może – należy tylko stwo­rzyć jej sprzy­ja­jące warunki.

Męż­czy­zna i kobieta są dwoma stru­nami jed­nej harfy. Kiedy jed­nak zostaną roz­dzie­leni, cier­pią. Ponie­waż nie znają powodu swego cier­pie­nia, zaczy­nają mścić się jedno na dru­gim.

Kobieta może pomóc w two­rze­niu har­mo­nij­nego spo­łe­czeń­stwa. Różni się od męż­czy­zny, lecz nie jest mu nie­równa. Jest równa męż­czyź­nie, podob­nie jak każdy inny męż­czy­zna. Ma talenty nie­zbędne spo­łe­czeń­stwu. Nie wystar­czy zara­bia­nie pie­nię­dzy, nie wystar­czy odno­sze­nie suk­ce­sów. Bar­dziej przy­datny jest piękny dom, a kobieta ma taką zdol­ność, by każdy budy­nek prze­kształ­cić w dom. Potrafi napeł­nić go miło­ścią. Ma taką wraż­li­wość. Potrafi męż­czyź­nie pomóc się odprę­żyć.

W Upa­ni­sza­dach można zna­leźć dziwny frag­ment. Młoda para przy­cho­dzi do pro­roka, a on udziela jej bło­go­sła­wień­stwa. Szcze­gólne słowa kie­ruje do kobiety: „Mam nadzieję, że zosta­niesz matką dzie­się­ciorga dzieci, a twój mąż sta­nie się twoim jede­na­stym dziec­kiem. Jeżeli nie sta­niesz się matką dla twego męża, nie będziesz praw­dziwą żoną”. W tych sło­wach zawiera się głę­boki psy­cho­lo­giczny wgląd. Potwier­dza go współ­cze­sna wie­dza psy­cho­lo­giczna: każdy męż­czy­zna szuka w kobie­cie swej matki, a każda kobieta szuka w męż­czyź­nie swego ojca.

Z tego powodu każde mał­żeń­stwo doznaje nie­po­wo­dze­nia. Nie możesz zna­leźć dru­giej matki. Kobieta, którą poślu­bi­łeś, nie przy­bywa do twego domu po to, by być twoją matką. Chce być żoną, kochanką. Jed­nak bło­go­sła­wień­stwo zawarte w Upa­ni­sza­dach, które liczą sobie pięć czy sześć tysięcy lat, dostar­cza inspi­ra­cji dla współ­cze­snej psy­cho­lo­gii. Kobieta, nie­za­leż­nie od tego, kim jest, jest przede wszyst­kim matką. Jest nie­zbędna. Ojciec to insty­tu­cja wpro­wa­dzona, a nie natu­ralna.

Prze­pro­wa­dzano eks­pe­ry­menty doty­czące tego zagad­nie­nia. Dzie­ciom odizo­lo­wa­nym od matek dawano wszel­kie nie­zbędne im wypo­sa­że­nie, środki medyczne, żyw­ność. Sto­so­wano wyna­lazki z róż­nych gałęzi nauki, lecz – co dziwne – te dzieci mar­niały i umie­rały w ciągu trzech mie­sięcy. Wów­czas odkryto, że kon­takt z cia­łem matki i jej cie­pło są abso­lut­nie konieczne, by życie mogło się roz­wi­jać. To cie­pło jest abso­lut­nie konieczne na początku ist­nie­nia w tym roz­le­głym, chłod­nym wszech­świe­cie. Gdy go zabrak­nie, dziecko będzie czuło się opusz­czone, będzie mar­niało i wresz­cie umrze.

Nie ma powodu, by męż­czy­zna czuł się istotą niż­szą niż kobieta. Całe nie­po­ro­zu­mie­nie wynika z tego, że trak­tuje się męż­czy­znę i kobietę jak dwa gatunki. Należą oni do jed­nej ludz­ko­ści. Mają uzu­peł­nia­jące się wła­ści­wo­ści. Potrze­bują sie­bie nawza­jem i tylko wów­czas, gdy są razem, two­rzą całość. Należy podejść do życia z otwar­to­ścią. Róż­nice nie ozna­czają sprzecz­no­ści. Kobiety i męż­czyźni mogą sobie wza­jem­nie pomóc, ogrom­nie sie­bie wzmoc­nić. Kobieta, która cię kocha, może wzmoc­nić twoją kre­atyw­ność, może zain­spi­ro­wać cię do rze­czy, o któ­rych ni­gdy nawet nie marzy­łeś. Ona o nic nie pyta. Po pro­stu pra­gnie two­jej miło­ści.

Więk­szość rze­czy, które róż­nią męż­czyzn i kobiety, to wynik warun­ko­wa­nia. Róż­nice powinny być pod­trzy­my­wane, ponie­waż powo­dują wza­jemną atrak­cyj­ność obu płci. Nie można ich jed­nak wyko­rzy­sty­wać w celu poni­ża­nia kogo­kol­wiek. Chciał­bym, aby zarówno kobiety, jak i męż­czyźni stwo­rzyli orga­niczną całość, a jed­no­cze­śnie pozo­sta­wali cał­ko­wi­cie wolni. Miłość ni­gdy nie two­rzy krę­pu­ją­cych wię­zów, lecz daje wol­ność. Dzięki takiej miło­ści możemy stwo­rzyć lep­szy świat. Połowę ludz­ko­ści pozba­wiono szansy wnie­sie­nia wkładu w to dzieło. Ta wła­śnie połowa, czyli kobiety, ma ogromny poten­cjał, któ­rego świat potrze­buje. Ich wkład może uczy­nić ten świat praw­dzi­wym rajem.

Kobieta powinna szu­kać wła­snej duszy, wła­snego poten­cjału i roz­wi­jać go. Wów­czas czeka ją wspa­niała przy­szłość. Męż­czy­zna i kobieta nie są isto­tami ani sobie rów­nymi, ani nierów­nymi. Są isto­tami nie­po­wta­rzal­nymi. Spo­tka­nie dwóch nie­po­wta­rzal­nych istot wnosi do życia coś cudow­nego.

Rozdział 2 JEGO OPOWIEŚĆ

W Pro­roku Kha­lila Gibrana kobieta prosi Almu­stafę, by opo­wie­dział o bólu. Czy możesz sko­men­to­wać ten frag­ment?

A jakaś nie­wia­sta tymi słowy prze­mó­wiła:

Powiedz nam o bólu.

I rzekł:

Wasz ból to muszli pęk­nię­cie, w któ­rej rozu­mie­nie wasze się skrywa.

Podob­nie jak pestka owocu pęka,

by serce jego słońce ujrzało, tak i ty ból

poznać musisz.

I gdy­byś serce swoje w zadzi­wie­niu cią­głym

nad cudami życia twego utrzy­mać potra­fił,

twój ból nie wydałby się mniej

cudow­nym niż radość twoja;

I zmienne pory swego serca byś zaak­cep­to­wał,

tak jak pory roku nad polami

twymi prze­cho­dzące zawsze akcep­to­wa­łeś.

I poprzez zimy zgry­zot swo­ich

na życie pogod­nie byś spo­glą­dał.

Wiele z two­jego bólu sam prze­cie wybra­łeś.

Niby gorz­kie lekar­stwo, któ­rym lekarz,

jaki jest w tobie, duszę twoją chorą leczy.

Ufaj zatem leka­rzowi i mik­sturę jego

w ciszy i pokoju wypi­jaj:

Jako że ręka jego, cho­ciaż ciężka

i twarda, przez czułą dłoń Naj­wyż­szego

jest pro­wa­dzona.

A choć kie­lich, który ci podaje, usta twe

pali, z tej samej gliny ule­pion został,

którą Wielki Garn­carz łzami swymi świę­tymi

zro­sił2.

Wydaje się, że nawet męż­czyź­nie kali­bru Kha­lila Gibrana bar­dzo trudno uwol­nić się od głę­boko zako­rze­nio­nego męskiego szo­wi­ni­zmu. Mówię o tym, ponie­waż stwier­dze­nia Almu­stafy w pew­nym sen­sie są słuszne. Jed­nak pomi­jają coś bar­dzo istot­nego.

Almu­stafa zapo­mina, że pyta­nie posta­wiła kobieta. Jego odpo­wiedź jest bar­dzo ogólna, odnosi się zarówno do męż­czyzn, jak i do kobiet. Prawdą jest nato­miast to, że ból i cier­pie­nie, które były udzia­łem kobiet tego świata, prze­kra­czają wszel­kie wyobra­że­nie męż­czyzn. Z tego powodu mówię, że Almu­stafa odpo­wiada na pyta­nie, ale nie odpo­wiada oso­bie pyta­ją­cej. Jeżeli nie odpo­wiada się oso­bie pyta­ją­cej, odpo­wiedź pozo­staje powierz­chowna, choć może wyda­wać się głę­boka. Odpo­wiedź jest aka­de­micka, filo­zo­ficzna.

Nie poja­wia się w niej roz­po­zna­nie tego, co męż­czy­zna uczy­nił kobie­cie. Nie jest to kwe­stia jed­nego dnia, lecz tysięcy lat. Almu­stafa nawet o tym nie wspo­mina. Prze­ciw­nie, robi to, co zawsze robią kapłani i poli­tycy – pocie­sza. Za pięk­nymi sło­wami nie kryje się nic prócz pocie­sze­nia. Pocie­sze­nie nie może jed­nak zastą­pić prawdy.

A pewna nie­wia­sta prze­mó­wiła…

Czyż nie jest to zasta­na­wia­jące, że wśród tego tłumu nie zna­lazł się męż­czy­zna, który zapy­tałby o ból? Czy to przy­pa­dek? Nie, z pew­no­ścią nie. Jest to bar­dzo symp­to­ma­tyczne, że wła­śnie kobieta zadała pyta­nie o ból. Jedy­nie kobieta wie, jak wiele odnio­sła ran, ile doznała znie­wo­le­nia – fizycz­nego, psy­chicz­nego, ducho­wego. Kobieta cier­piała i na­dal cierpi.

Kobieta została zra­niona w naj­głęb­szym rdze­niu swo­jej istoty. Żaden męż­czy­zna nie zna głębi bólu, poja­wia­ją­cego się, gdy są nisz­czone god­ność, duma i czło­wie­czeń­stwo.

Almu­stafa powie­dział: Wasz ból to muszli pęk­nię­cie, w któ­rej rozu­mie­nie wasze się skrywa.

To try­wialne. To stwier­dze­nie tak powierz­chowne, że cza­sami wsty­dzę się za Kha­lila Gibrana. Mógł to powie­dzieć każdy głu­piec. To powie­dze­nie nie jest warte Kha­lila Gibrana: Wasz ból to muszli pęk­nię­cie, w któ­rej rozu­mie­nie wasze się skrywa. To uprosz­cze­nie, uogól­nie­nie.

Podob­nie jak pestka owocu pęka, by serce jego słońce ujrzało, tak i ty ból poznać musisz.

Nie lubię tego stwier­dze­nia. Wspiera ono tezę, że czło­wiek musi doświad­czyć bólu. To tru­izm, lecz nie prawda. Wydaje się ono zgodne z rze­czy­wi­sto­ścią. Ziarno musi przejść przez wiel­kie cier­pie­nie. Jeśli nie obumrze, ni­gdy nie naro­dzi się drzewo; nie będą się mogły poja­wić piękne listo­wie i wspa­niałe kwiaty. Kto jed­nak pamięta o ziar­nie i jego odwa­dze? Kto pamięta, że trzeba obumrzeć po to, by mogło naro­dzić się nie­znane?

Prawdą jest, że muszla, w któ­rej rozu­mie­nie wasze się skrywa, prze­cho­dzi przez cier­pie­nie, pęka, uwal­nia rozu­mie­nie. Musi się poja­wić pewien ból. Czym jed­nak jest muszla? Kha­lil Gibran powi­nien wyja­śnić, czym jest muszla: całą nagro­ma­dzoną przez czło­wieka wie­dzą, wszyst­kimi jego uwa­run­ko­wa­niami, całym pro­ce­sem wycho­wa­nia i edu­ka­cji, całym spo­łe­czeń­stwem, całą cywi­li­za­cją. To wszystko two­rzy tę muszlę – sko­rupę, która trzyma w zamknię­ciu cie­bie i twoje zrozu­mie­nie. Jed­nak poeta nie mówi ani słowa o tym, co zna­czy muszla.

Gau­tama Budda był męż­czy­zną. Jego naj­więksi ucznio­wie – Maha­ka­śjapa, Sia­ri­pu­tra, Mog­ga­layan – także byli męż­czy­znami. Czy nie żyła wtedy żadna kobieta, która mogłaby osią­gnąć ten sam poziom świa­do­mo­ści? Budda odma­wiał ini­cjo­wa­nia kobiet, jakby nie były ludźmi. Po co się nimi zaj­mo­wać? Niech naj­pierw osią­gną postać męż­czy­zny.

Budda twier­dził, że męż­czy­zna jest niczym skrzy­żo­wa­nie dróg, z któ­rego można dotrzeć wszę­dzie, osią­gnąć oświe­ce­nie i osta­teczne wyzwo­le­nie. Nie mówił nic o kobie­cie. Nie jest ona skrzy­żo­wa­niem dróg, lecz ciemną uliczką, na któ­rej nikt nie zapa­lił świa­tła. Ni­gdzie nie można nią dojść.

Bycie męż­czy­zną sta­nowi naj­prost­szą drogę do celu. Naj­pierw kobieta musi wejść na tę drogę, musi stać się męż­czy­zną, musi się naro­dzić w ciele męż­czy­zny. Wów­czas będzie mogła osią­gnąć oświe­ce­nie.

Almu­stafa mówi: musi­cie poznać ból, ale w jakim celu? Jeżeli kobieta nie może osią­gnąć oświe­ce­nia, dla­czego ma prze­cho­dzić przez ból? Nie jest prze­cież zło­tem, które pod­dane dzia­ła­niu ognia staje się czyst­sze.

I gdy­byś serce swoje w zadzi­wie­niu cią­głym nad cudami życia twego utrzy­mać potra­fił, twój ból nie wyda­wałby się mniej cudow­nym niż twoja radość… To prawda, lecz cza­sami prawda może być nie­bez­pieczna niczym obo­sieczny miecz. Z jed­nej strony prawda chroni, z dru­giej zaś nisz­czy. Jeżeli patrzysz na świat z podzi­wem, będziesz zasko­czony, stwier­dziw­szy, że nawet ból ma swo­istą sło­dycz, jest na swój spo­sób cudowny i rado­sny. Ból jest nie mniej cudowny niż radość. Oso­bli­wym fak­tem jest to, że kobieta bar­dziej przy­po­mina dziecko, jest pełna zadzi­wie­nia świa­tem. Męż­czy­zna nato­miast zawsze kie­ruje się wie­dzą. A czymże jest wie­dza? Wie­dza jest środ­kiem do tego, by unik­nąć zadzi­wie­nia świa­tem. Nauka jako całość pró­buje wyja­śnić rze­czy­wi­stość, a słowo „nauka” zna­czy „wie­dza”. Im wię­cej wiesz, tym mniej w tobie podziwu – oto pro­sty fakt…

W miarę upływu lat tra­cisz wraż­li­wość i zdol­ność do zadzi­wie­nia. Sta­jesz się coraz bar­dziej znu­dzony. Powód leży w twoim prze­ko­na­niu, że już wszystko wiesz. Tak naprawdę nie wiesz niczego, lecz twój umysł wypeł­nia zapo­ży­czona wie­dza. Nie pomy­ślisz nawet, że na spo­dzie tej wie­dzy znaj­dują się ciem­ność i igno­ran­cja…

Almu­stafa nie wspo­mniał o tym, że kobiety bar­dziej niż męż­czyźni są podobne do dziecka. Ich nie­win­ność to jeden z aspek­tów ich piękna. One „nie wie­dzą”. Męż­czy­zna ni­gdy nie pozwo­lił, by kobieta wie­działa cokol­wiek. Kobieta zna się na drob­nych spra­wach – na pro­wa­dze­niu domu i kuchni, na opiece nad dziećmi, na tro­sce o męża. Tego rodzaju sprawy nie prze­szka­dzają słu­chać uważ­nie. Nie wyma­gają wiel­kiej wie­dzy. Łatwo odło­żyć je na bok.

Z tego powodu ile­kroć przy­cho­dzi do mnie kobieta, słu­cha mnie głę­biej, uważ­niej, z miło­ścią. Jeżeli męż­czy­zna po raz pierw­szy przy­cho­dzi, by mnie słu­chać, jest oporny, czujny. Oba­wia się, że wpłynę na niego, że go zra­nię, jeżeli nie uznam jego wie­dzy. Gdy jest prze­bie­gły, inter­pre­tuje wszyst­kie moje wypo­wie­dzi zgod­nie z wła­sną wie­dzą. Powie wtedy: „Wiem to wszystko. Nie ma w tym niczego nowego”. W ten spo­sób chroni swoje ego, chroni się za twardą sko­rupą. Jeżeli ta sko­rupa nie pęk­nie i czło­wiek nie będzie w sta­nie zachwy­cać się tak, jak czyni to dziecko, nie będzie mógł się skon­tak­to­wać ze swą praw­dziwą istotą, ze swą duszą.

Doświad­cze­nie, które zdo­by­łem, podró­żu­jąc po całym świe­cie, mówi, że kobieta słu­cha uważ­nie. W jej oczach można spo­strzec bły­ski podziwu. Nie jest to słu­chanie powierz­chowne. To, co kobieta sły­szy, tra­fia głę­boko do jej serca.

Choć pyta­nie zostało posta­wione przez kobietę, Kha­lil Gibran nie zwraca na to uwagi. Fak­tycz­nie, męż­czy­zna jest tak tchórz­liwy, że oba­wia się sta­wiać pyta­nia. Pyta­nia mogą ujaw­nić jego igno­ran­cję.

Wszyst­kie naj­waż­niej­sze pyta­nia w Pro­roku sta­wiają kobiety. Doty­czą one mał­żeń­stwa, miło­ści, dzieci, bólu. Są praw­dziwe. Nie doty­czą Boga ani płasz­czy­zny filo­zo­ficz­nej, lecz samego życia. Może się wyda­wać, że nie doty­czą one zasad­ni­czych pro­ble­mów, ale w rze­czy­wi­sto­ści są bar­dzo ważne. Osoba, która potrafi roz­wią­zać te pro­blemy, wkra­cza w nową rze­czy­wi­stość.

Almu­stafa odpo­wiada w taki spo­sób, jakby pyta­nia pocho­dziły od kogoś abs­trak­cyj­nego. Nie udziela odpo­wie­dzi pyta­ją­cemu. Ja nato­miast uwa­żam, że rze­czy­wi­stym pyta­niem jest osoba, która je sta­wia.

Dla­czego pyta­nie zro­dziło się w kobie­cie, a nie w męż­czyź­nie? Ponie­waż to kobieta cier­piała z powodu znie­wo­le­nia, z powodu poni­że­nia, z powodu zależ­no­ści eko­no­micz­nej. A jej naj­głęb­sze cier­pie­nie było spo­wo­do­wane cią­głym zacho­dze­niem w ciążę. Przez całe wieki kobieta żyła w nie­ustan­nym bólu.

W począt­ko­wym okre­sie ciąży kobieta czę­sto nie może jeść, zwraca pokarm. Po dzie­wię­ciu mie­sią­cach ciąży nastę­puje poród. Naro­dziny dziecka sta­wiają kobietę na gra­nicy życia i śmierci. Gdy kobieta nie zakoń­czyła jesz­cze cyklu ciąży i naro­dzin dziecka, męż­czy­zna jest już gotów zapłod­nić ją ponow­nie. Wydaje się, że funk­cja kobiety spro­wa­dza się do bycia fabryką, pro­du­ku­jącą ludzi.

Na czym polega funk­cja męż­czy­zny? Męż­czy­zna nie uczest­ni­czy w bólu kobiety. Kobieta cierpi przez dzie­więć mie­sięcy, cierpi w cza­sie porodu. Co nato­miast robi męż­czy­zna? Męż­czy­zna wyko­rzy­stuje kobietę, trak­tuje ją jako obiekt sek­su­alny, by zaspo­koić swą chuć. A przy tym cią­gle powta­rza: „Kocham cię”. Jeżeli męż­czyźni praw­dzi­wie kocha­liby kobiety, na świe­cie nie byłoby prze­lud­nie­nia. Słowo „kocham” jest puste.

I zmienne pory swego serca byś zaak­cep­to­wał, tak jak pory roku nad polami twymi prze­cho­dzące zawsze akcep­to­wa­łeś.

Są to praw­dziwe słowa, lecz budzą pewne zastrze­że­nia. Są praw­dziwe, jeżeli nie bie­rzemy pod uwagę osoby, która zadała pyta­nie. To zda­nie jest praw­dziwe jako twier­dze­nie filo­zo­ficzne.

I zmienne pory swego serca byś zaak­cep­to­wał…

Cza­sami poja­wia się przy­jem­ność, innym razem zaś ból. Cza­sami nato­miast stan wewnętrzny jest nie­zróż­ni­co­wany: nie ma bólu ani przy­jem­no­ści. Almu­stafa mówi: I zmienne pory serca twego byś zaak­cep­to­wał, tak jak pory roku nad polami twymi prze­cho­dzące zawsze akcep­to­wa­łeś.

Przy powierz­chow­nym oglą­dzie to zda­nie wydaje się praw­dziwe. Akcep­ta­cja rze­czy­wi­sto­ści przy­nosi spo­kój wewnętrzny. Nie pod­da­jesz się nie­po­ko­jowi, wiesz bowiem, że wyda­rze­nia prze­mi­jają. Nato­miast ina­czej rze­czy się mają w przy­padku kobiety. Dla niej ist­nieje tylko jedna pora roku – cią­gły ból. W życiu kobiety nie nastę­pują zmiany pór roku. Lato nie prze­cho­dzi w jesień, a jesień w zimę. Nie poja­wia się deszcz. Życie kobiety jest naprawdę cięż­kie.

Obec­nie sytu­acja ule­gła zmia­nie, lecz jedy­nie w kra­jach roz­wi­nię­tych. Nato­miast w Indiach osiem­dzie­siąt pro­cent lud­no­ści mieszka na wsi. Tam indyj­skie kobiety doświad­czają cięż­kiego losu. Tak się działo przez wiele stu­leci bez jakich­kol­wiek zmian. Jeżeli weź­miemy pod uwagę te fakty, roz­wa­żane twier­dze­nie ma cha­rak­ter anty­re­wo­lu­cyjny. Sta­nowi bowiem rodzaj pocie­sze­nia, uspra­wie­dli­wie­nia: „Zaak­cep­tuj znie­wo­le­nie czło­wieka, zaak­cep­tuj męczar­nie, na które jest on wydany”.

Kobieta żyła w takim bólu, tym­cza­sem Almu­stafa zupeł­nie zapo­mina, kto posta­wił pyta­nie. Można zaak­cep­to­wać zmiany pór roku, ale nie dzie­sięć tysięcy lat nie­wol­nic­twa. Pora roku się nie zmie­niła…

Kobieta potrze­buje buntu, a nie akcep­ta­cji znie­wo­le­nia. Męż­czy­zna jest naj­bar­dziej lubież­nym ze wszyst­kich zwie­rząt, żyją­cych na ziemi. Wszyst­kie gatunki zwie­rząt mają okres godowy, kiedy samce inte­re­sują się sami­cami. Trwa on cza­sami kilka tygo­dni, cza­sami mie­siąc lub dwa. Przez resztę roku samce zupeł­nie zapo­mi­nają o sek­sie i o repro­duk­cji. Z tego też względu w świe­cie zwie­rząt nie wystę­puje nad­mierne zagęsz­cze­nie popu­la­cji. Czło­wiek jest aktywny sek­su­al­nie przez okrą­gły rok. Ame­ry­ka­nin pozo­staje aktywny sek­su­al­nie zarówno w nocy, jak i w dzień. A ty pro­sisz kobietę, by zaak­cep­to­wała ból?

Nie mógł­bym od cie­bie wyma­gać, abyś zaak­cep­to­wała tego rodzaju ból, ból, który został ci narzu­cony przez innych. Ty bowiem potrze­bu­jesz rewo­lu­cyj­nych zmian.

I poprzez zimy zgry­zot swo­ich na życie byś pogod­nie spo­glą­dał.

Dla­czego? Skoro możemy coś zmie­nić, to dla­czego mie­li­by­śmy pozo­stać bier­nymi obser­wa­to­rami? Należy obser­wo­wać jedy­nie to, czego nie można zmie­nić. Obser­wuj tylko to, co jest natu­ralne. Wtedy pozo­sta­waj na pozy­cji świadka. W tym wypadku mamy do czy­nie­nia z chwy­tem poetyc­kim. Słowa te brzmią pięk­nie: i obser­wuj ze spo­ko­jem…

Obser­wuj wszystko, co natu­ralne, ze spo­ko­jem, bun­tuj się nato­miast prze­ciwko wszel­kiemu cier­pie­niu, które narzu­cają ci inni. To cier­pie­nie mogą ci narzu­cać męż­czyźni lub kobiety, ojciec lub matka, kapłan lub pro­fe­sor, rząd lub spo­łe­czeń­stwo. Bun­tuj się prze­ciwko temu!

Jeżeli nie masz w sobie ducha buntu, nie jesteś żywy w praw­dzi­wym tego słowa zna­cze­niu.

Wiele z twego bólu sam prze­cie wybra­łeś…

To prawda. Wiele spo­śród two­ich nie­szczęść, wiele bólu, któ­rego doświad­czasz, powo­dują nie inni ludzie, lecz ty sam. Bun­tuj się prze­ciwko cier­pie­niu, które narzu­cają ci inni, nato­miast porzuć to cier­pie­nie, które sam wybra­łeś. Nie ma potrzeby tego obser­wo­wać. Zwy­kłe zro­zu­mie­nie: „Narzu­ci­łem to samemu sobie”, jest tu wystar­cza­jące. Uwol­nij się od tego. Pozwól, by inni zauwa­żyli, że porzu­ci­łeś cier­pie­nie. Być może oni także posta­wią sobie podobne pyta­nie i zro­zu­mieją: „Po co cier­pieć nada­remno? Nasi sąsie­dzi porzu­cili żal”.

Ból wywo­łuje zazdrość, gniew, chci­wość, chore ambi­cje. Sam to wybie­rasz.

Niby gorz­kie lekar­stwo, któ­rym lekarz, jaki jest w tobie, duszę twoją chorą leczy.

Almu­stafa ponow­nie cię pocie­sza. Nie doko­nuje jasnego roz­róż­nie­nia. Ist­nieje cier­pie­nie narzu­cone przez innych. Bun­tuj się prze­ciw niemu. Ist­nieje także cier­pie­nie natu­ralne. Do niego podejdź z pozy­cji obser­wa­tora. Obser­wuj je ze spo­ko­jem. To gorz­kie lekar­stwo, które natura, czyli twój wewnętrzny lekarz, sto­suje w celu uzdro­wie­nia two­jego cho­rego ja.

Ufaj zatem leka­rzowi i mik­sturę jego w ciszy i pokoju wypi­jaj.

Pamię­taj jed­nak, że te słowa doty­czą leka­rza, a nie twego męża czy rządu. Mąż i rząd narzu­cają ci cier­pie­nie. Nie chcą cię uzdro­wić, lecz raczej zdru­zgo­tać, znisz­czyć. Im bar­dziej będziesz roz­bita, tym łatwiej będzie cię zdo­mi­no­wać. W takiej sytu­acji nie poja­wia się obawa, że możesz się zbun­to­wać. Pamię­taj o tym, kto jest praw­dzi­wym leka­rzem. Natura leczy, leczy też czas. Po pro­stu cze­kaj i pozo­stań na pozy­cji świadka. Jasno roz­róż­niaj, co jest natu­ralne, a co sztuczne.

Jako że ręka jego, cho­ciaż ciężka i twarda, przez czułą dłoń Naj­wyż­szego jest pro­wa­dzona.

A choć kie­lich, który ci podaje, usta twe pali, z tej samej gliny ule­pion został, którą Wielki Garn­carz łzami swymi świę­tymi zro­sił.

Nie przej­muj się tym, co jest natu­ralne, wobec czego nie możesz się bun­to­wać. Przyj­mij to z wdzięcz­no­ścią. To nie­wi­dzialna boska dłoń chce cię uzdro­wić i prze­pro­wa­dzić na wyż­szy poziom świa­do­mo­ści. Jed­nak pewne rze­czy nie są natu­ralne. Pod­da­nie się dowol­nemu rodza­jowi znie­wo­le­nia ozna­cza nisz­cze­nie wła­snej duszy. Lepiej umrzeć, niż być nie­wol­ni­kiem.

Odczu­wam głę­boką, mściwą wście­kłość na wszyst­kich męż­czyzn, któ­rzy kie­dy­kol­wiek sto­so­wali prze­moc wobec kobiet, gwał­cili je, ranili i zabi­jali. Odczu­wam, że nosi­łam w sobie to uczu­cie przez wiele żywo­tów. Pomóż mi, pro­szę, odkryć tę starą wiedźmę i zaprzy­jaź­nić się z nią.

Chrze­ści­jań­stwo potę­piło wiedźmy. Tra­dy­cyj­nie ota­czano je sza­cun­kiem3. Były one sza­no­wane podob­nie jak mistycy. Mistyk to mądry męż­czy­zna, wiedźma to mądra kobieta.

W śre­dnio­wie­czu chrze­ści­jań­stwo poczuło się zagro­żone przez te mądre kobiety. Były o wiele mądrzej­sze od bisku­pów, kar­dy­na­łów i papieża. Znały sztukę trans­for­ma­cji ludz­kiego życia. Sztuka tych kobiet opie­rała się na miło­ści i prze­kształ­ca­niu ener­gii sek­su­al­nej. Kobieta ma więk­szą niż męż­czy­zna umie­jęt­ność trans­for­mo­wa­nia tej ener­gii. Kobiety są mat­kami. Nawet mała dziew­czynka ma w sobie cechy matki.

Cechy macie­rzyń­stwa nie są zwią­zane z wie­kiem; są czę­ścią kobie­co­ści. Trans­for­ma­cja istoty ludz­kiej wymaga atmos­fery wypeł­nio­nej miło­ścią, wymaga macie­rzyń­skiego ruchu ener­gii.

Dla chrze­ści­jań­stwa te kobiety były zagro­że­niem. Nie miało ono takich war­to­ści, jakie repre­zen­to­wały te kobiety. Ale chrze­ści­jań­stwo dys­po­no­wało wła­dzą. Ówcze­sna rze­czy­wi­stość była zdo­mi­no­wana przez męż­czyzn. Pod­jęli oni decy­zję, by znisz­czyć wszyst­kie wiedźmy. W jaki jed­nak spo­sób można to zro­bić? Nie była to kwe­stia zgła­dze­nia jed­naj kobiety, lecz tysięcy kobiet. Stwo­rzono spe­cjalny sąd bada­jący, kto jest wiedźmą.

Każdą wska­zaną przez chrze­ści­jan kobietę, która miała wpływ na ludzi i była przez nich sza­no­wana, chwy­tano i tor­tu­ro­wano. Pod­da­wano ją męczar­niom tak długo, aż się przy­znała, że jest wiedźmą. W teo­lo­gii chrze­ści­jań­skiej nastą­piła zmiana defi­ni­cji słowa „wiedźma”. Uznano, że wiedźmą jest kobieta, która ma sto­sunki sek­su­alne z dia­błem.

W cza­sach współ­cze­snych nie sły­szymy już o dia­ble, który odbywa sto­sunki sek­su­alne z kobietą. Czy stal się on chrze­ści­jań­skim mni­chem, czy osobą żyjącą w celi­ba­cie? Co się stało z dia­błem? Kim był ten, który miał sto­sunki sek­su­alne z tysią­cami kobiet, przede wszyst­kim star­szych? Wydaje się, że to nie ma sensu. Dostępne były młode i piękne kobiety. Dla­czego więc dia­beł się­gał po stare?

Aby stać się wiedźmą, potrzeba dłu­giego tre­ningu połą­czo­nego z dys­cy­pliną. Potrzeba też doświad­cze­nia. Zanim kobieta stała się wiedźmą, czyli kobietą mądrą, była już stara. Poświę­cała wszystko, by osią­gnąć mądrość, wie­dzę alche­miczną.

Te stare kobiety zmu­szano, by wyzna­wały, że miały sto­sunki sek­su­alne z dia­błem. Wiele zaprze­czało, lecz trudno im było znieść ból. Tor­tu­ro­wano je na wiele bru­tal­nych spo­so­bów, aby przy­znały się do winy. Usi­ło­wały powie­dzieć, że nie miały do czy­nie­nia z dia­błem, że nie mają się do czego przy­zna­wać. Nikt ich jed­nak nie słu­chał, a tor­tury kon­ty­nu­owano – aż do skutku.

Możesz zmu­sić dowolną osobę do przy­zna­nia się do cze­go­kol­wiek, jeśli będziesz ją tor­tu­ro­wać. Nastę­puje taki moment, gdy osoba czuje, że lepiej się przy­znać, niż prze­ży­wać kolejne męki. Gdy kobieta przy­zna­wała, że jest wiedźmą i że miała sto­sunki sek­su­alne z dia­błem, zaprze­sta­wano tor­tur. Sta­wiano ją przed sądem. Był to spe­cjalny sąd powo­łany przez papieża. Ponow­nie musiała przy­znać się do winy, a następ­nie ska­zy­wano ją na karę. Kon­takty z dia­błem ówcze­sne chrze­ści­jań­stwo uzna­wało za naj­więk­szą zbrod­nię. Jeśli kobieta rze­czy­wi­ście mia­łaby sto­sunki sek­su­alne z dia­błem, nie powinno to nikogo obcho­dzić. Nie jest to zbrod­nia, gdyż taka kobieta nikomu nie szko­dzi. Dia­beł też ni­gdy nie zgła­szał na poli­cji: „Ta kobieta jest nie­bez­pieczna”. Na jakiej pod­sta­wie chrze­ści­jań­stwo ska­zy­wało te kobiety na stos?

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Osho cho­dzi o to, że nie powin­ni­śmy zapi­sy­wać nazwy tego poję­cia jako „ciało-umysł”, z łącz­ni­kiem (przyp. tłum.). [wróć]

Tłu­ma­cze­nie Paweł Kar­po­wicz. [wróć]

Słowo „wiedźma” pocho­dzi od „wie­dzieć” (przyp. tłum.). [wróć]