Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W czasach, gdy wszystko jest powierzchowne i tymczasowe, coraz częściej towarzyszy nam podskórne przekonanie, że zatraciliśmy poczucie bliskości.
Bliskość nie musi być fizyczna, chociaż seks jest jedną z jej form. O wiele istotniejsza jest gotowość do odsłonięcia najgłębszych uczuć i potrzeb. Kiedy obawiamy się otworzyć, gdy boimy się zaufać, intymność staje się ryzykiem. Odwaga bliskości musi być zakorzeniona w wewnętrznym przekonaniu, że nawet jeśli partner nie zechce się otworzyć lub nadużyje naszego zaufania, nie poniesiemy żadnej trwałej krzywdy.
OSHO w wyważonej i pełnej wyczucia książce krok po kroku oswaja czytelnika z ryzykiem bliskości. Pokazuje, w jaki sposób zmierzyć się z lękiem przed intymnością i jak go przekroczyć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 210
Każdy boi się bliskości – to, czy jesteś tego świadomy, czy nie, to oczywiście inna sprawa. Bliskość to odsłonięcie się przed kimś nieznajomym – a przecież wszyscy jesteśmy dla siebie obcy; nikt nikogo nie zna. Jesteśmy obcy nawet dla samych siebie, ponieważ nie wiemy, kim naprawdę jesteśmy.
Wejście w kontakt intymny zbliża cię do nieznajomego. Zmusza cię do odrzucenia linii obrony, gdyż jedynie wtedy możliwa jest bliskość. Wychowaliśmy się w chorym społeczeństwie, pełnym represji, zakazów i tabu, dlatego wszyscy ukrywamy tysiące rzeczy, nie tylko przed innymi, ale także przed samymi sobą.
Wejście w kontakt intymny zbliża cię do nieznajomego. Zmusza cię do odrzucenia linii obrony, gdyż jedynie wtedy możliwa jest bliskość. Strach wynika z tego, że nie wiesz, co ten obcy człowiek ci zrobi, gdy przestaniesz się bronić, gdy odrzucisz swoje maski. Wychowaliśmy się w chorym społeczeństwie, pełnym represji, zakazów i tabu, dlatego wszyscy ukrywamy tysiące rzeczy, nie tylko przed innymi, ale także przed samymi sobą. Strach podszeptuje, że wobec obcej osoby – i nie ma znaczenia, czy żyjecie ze sobą trzydzieści, czy czterdzieści lat, bo obcość nigdy nie znika – bezpieczniej jest zachować ostrożność, dystans, ponieważ ta osoba mogłaby wykorzystać twoje słabości i wrażliwość.
Problem jest skomplikowany, ponieważ wszyscy pragną bliskości. Wszyscy jej łakną, bez niej jest się we wszechświecie osamotnionym – bez przyjaciół, bez kochanka, bez osoby, której można zaufać, bez kogoś, komu można pokazać wszystkie swoje rany. A rany nie wygoją się, dopóki nie zostaną otwarte. Im bardziej je ukrywasz, tym bardziej groźne się stają. Mogą zamienić się w raka.
Z jednej strony bliskość jest podstawową potrzebą, każdy jej pragnie. Chcesz, aby druga osoba była ci bliska, żeby przestała się bronić, stała się wrażliwa, pokazała swoje rany, odrzuciła maski i fałszywą osobowość, żeby pokazała ci się taką, jaką jest. A z drugiej strony, boisz się zażyłości – chcesz być blisko drugiej osoby, ale bez konieczności odrzucenia swojego systemu obronnego. Taki konflikt panuje między przyjaciółmi i kochankami: nikt nie chce się rozbroić, nikt nie chce się obnażyć, nikt nie chce się otworzyć, a jednocześnie wszyscy chcą bliskości.
Dopóki nie pozbędziesz się narzuconych na ciebie represji i zakazów – które są „darami” od religii, kultury, społeczeństwa, od twoich rodziców, od nauczycieli – nigdy nie wytworzysz bliskości z drugą osobą. To ty musisz przejąć inicjatywę.
Jeśli nie ma w tobie poczucia osaczenia czy ograniczeń, to nie ma również ran. Jeśli prowadziłeś proste, naturalne życie, nie będziesz bał się bliskości, będziesz za to przepełniony radością z tego, że dwa zbliżające się do siebie płomienie, prawie idealnie łączą się w jeden. Takie spotkanie niesie niezwykłe zadowolenie, satysfakcję i spełnienie. Ale zanim będziesz w stanie osiągnąć bliskość, musisz całkowicie oczyścić swój dom.
Tylko osoba medytująca może odważyć się na bliskość. Ona nie ma niczego do ukrycia. Odrzuciła wszystko, co mogłaby chcieć ukryć przed drugą osobą. Jej serce jest ciche i pełne miłości.
Musisz całkowicie zaakceptować siebie. Dopóki tego nie zrobisz, nikt inny cię nie zaakceptuje. Ale zawsze wszyscy cię potępiali i nauczyłeś się tylko jednej rzeczy: samopotępienia. Starasz się to ukryć; nie jest to coś pięknego, co chciałbyś pokazać innym. Wiesz, że przepełniają cię rzeczy brzydkie, że ukrywają się w tobie rzeczy złe, że chowa się w tobie zwierzęcość. Dopóki nie zmienisz swojego podejścia i nie zaakceptujesz siebie jako jednego ze zwierząt w egzystencji…
Prawda jest taka, że egzystencja nie zna przewagi i niższości. Egzystencja akceptuje wszystko takim, jakie jest; niczego nie potępia.
Słowo zwierzę (ang. animal) nie jest złe. Oznacza po prostu bycie żywym; pochodzi od słowa anima (łac.: wiatr, dusza, istota żywa). Ten, kto jest żywy, jest zwierzęciem. Ale ludzi nauczono: „Nie jesteście zwierzętami; zwierzęta są od was dużo gorsze. Wy jesteście ludźmi”. Wykreowano sztuczne poczucie wyższości. Prawda jest taka, że egzystencja nie zna przewagi i niższości. Dla niej wszystko jest równe: drzewa, ptaki, zwierzęta, ludzie. Egzystencja akceptuje wszystko takim, jakie jest; niczego nie potępia.
Żyjemy w kłamstwie i hipokryzji – dlatego bliskość wywołuje w nas strach. Nie jesteś taki, jaki wydajesz się być. Twój wygląd jest sztuczny. Możesz wyglądać jak święty, ale w głębi duszy nadal jesteś słabą ludzką istotą, ze wszystkimi ludzkimi pragnieniami i tęsknotami.
Jeżeli bezwarunkowo zaakceptujesz swoją seksualność, jeżeli zaakceptujesz to, że człowiek jest kruchy tak samo jak każda inna żyjąca istota, że życie jest cienką nicią, którą łatwo przerwać… Kiedy to zaakceptujesz i odrzucisz fałszywe ego – bycia Aleksandrem Wielkim, po trzykroć wspaniałym Mohamedem Ali – zrozumiesz, że człowiek jest piękny dzięki swojej zwyczajności i każdy ma jakieś słabości; są one częścią ludzkiej natury, ponieważ nie zrobiono nas ze stali. Nasze ciała są delikatne. Ich temperatura waha się między 98 a 110 stopni (w skali Fahrenheita, co odpowiada temperaturze między 36 a 42 stopni w skali Celsjusza), różnica to zaledwie 12 stopni. Jeśli spadnie poniżej normy, będziesz martwy; przekroczysz górną granicę i również będziesz martwy. Dotyczy to również tysiąca innych rzeczy w tobie. Jedna z największych potrzeb człowieka to czuć się potrzebnym, kochanym, akceptowanym. Ale nikt nie chce się do tego przyznać.
Żyjemy w kłamstwie i hipokryzji – dlatego bliskość wywołuje w nas strach. Nie jesteś taki, jaki wydajesz się być. Twój wygląd jest sztuczny. Możesz wyglądać jak święty, ale w głębi duszy nadal jesteś słabą ludzką istotą, ze wszystkimi ludzkimi pragnieniami i tęsknotami.
Pierwszy krok to całkowite zaakceptowanie siebie – wbrew narzuconym opiniom, które doprowadziły ludzkość na skraj obłędu. Gdy zaakceptujesz siebie takim, jaki naprawdę jesteś, strach przed bliskością zniknie. Nie będziesz mógł stracić czyjegoś szacunku ani własnej wspaniałości, ani ego. Nie będziesz mógł stracić pobożności czy świętości – sam bowiem już to wszystko odrzuciłeś. Staniesz się całkowicie niewinny, jak małe dziecko. Będziesz mógł otworzyć się na innych, nie będą wypełniać cię perwersje, gdyż ich przyczynę stanowi wyparcie. Będziesz mógł mówić to, co czujesz autentycznie i szczerze. I jeśli będziesz gotów na bliskość, pomożesz drugiej osobie odważyć się na nią. Twoja otwartość pomoże twojemu partnerowi otworzyć się w stosunku do ciebie. Twoja niezakłamana prostolinijność pozwoli drugiej osobie doświadczyć prostoty, niewinności, zaufania, miłości, otwartości.
Jesteś zniewolony przez fałszywe opinie, a to wytwarza strach, że jeśli bardzo się do kogoś zbliżysz, ta osoba dowie się o tym. Jesteśmy kruchymi istotami – najdelikatniejszymi pośród całej egzystencji. Ludzkie dziecko jest najbardziej niezaradnym dzieckiem spośród wszystkich zwierząt. Potomstwo zwierząt może przetrwać bez matki, bez ojca, bez rodziny, ale ludzkie dziecko umarłoby od razu. Kruchość nie jest czymś, co należy potępiać – to najwyższy wyraz świadomości. Kwiat róży będzie kruchy; nie jest kamieniem. I nie ma powodu, aby czuć się źle, że przypominasz kwiat róży, a nie kamień.
I jeśli będziesz gotów na bliskość, pomożesz drugiej osobie odważyć się na nią. Twoja niezakłamana prostolinijność pozwoli drugiej osobie doświadczyć prostoty, niewinności, zaufania, miłości, otwartości.
Dwie osoby przestają być dla siebie obce tylko wtedy, gdy wytworzą między sobą bliskość. Odkrycie, że nie tylko ciebie przepełniają słabości, ale drugą osobę również – być może nawet każdy człowiek ma wiele słabości – to wspaniałe odkrycie. Im wyższy jest poziom, na którym czegoś doświadczamy, tym nasze doświadczenie staje się delikatniejsze. Korzenie są bardzo silne, ale kwiat – wręcz przeciwnie. Na tym polega jego piękno. Rankiem rozchyla swoje płatki, aby powitać słońce, cały dzień tańczy na wietrze, w deszczu, w słońcu, a wieczorem jego płatki odpadają; kwiat znika.
Wszystko, co piękne i cenne, trwa tylko chwilę. Ty chcesz, żeby trwało wiecznie. Kochasz kogoś i składasz mu obietnicę: „Będę cię kochał do końca życia”. Doskonale wiesz, że nie możesz być pewien nawet tego, co wydarzy się jutro – obietnica jest fałszywa. Mógłbyś powiedzieć: „W tej chwili jestem w tobie zakochany i oddam ci całego siebie. Nie wiem nic o kolejnej chwili. Jak mógłbym coś obiecywać? Wybacz mi”.
Ale kochankowie obiecują sobie dużo rzeczy, których następnie nie mogą spełnić. W konsekwencji pojawia się frustracja; narasta dystans; dochodzi do walki, konfliktów, przepychanek i życie, które miało być piękne, zamienia się w tęsknotę i nieszczęście.
Gdy uświadomisz sobie, że obawiasz się bliskości, może okazać się to dla ciebie wielkim odkryciem. Jeśli tylko wejrzysz w głąb siebie, odrzucisz wszystko, co cię krępuje, i zaakceptujesz swoją naturę taką, jaka ona jest, a nie taką, jaka być powinna – może dokonać się w tobie prawdziwa rewolucja. Nie nauczam żadnych „powinności”. „Powinieneś” sprawia, że ludzki umysł zaczyna chorować. Ludzie muszą nauczyć się piękna tego, co jest, niezwykłego splendoru natury. Drzewa nie znają Dziesięciu Przykazań, ptaki nie znają Pisma Świętego. Jedynie człowiek obarczył się takimi problemami. Potępiając swoją naturę, rozpadasz się, stajesz się schizofrenikiem.
Dotyczy to nie tylko zwyczajnych ludzi, ale także ludzi pokroju Zygmunta Freuda, który przyczynił się do lepszego zrozumienia umysłu. Opracowaną przez niego metodą była psychoanaliza, uświadomienie sobie tego, co w tobie nieświadome. A oto cały sekret: kiedy to, co nieświadome, sprowadzone zostanie do świadomości, wyparuje. Staniesz się czysty i lekki. Im więcej tego, co nieświadome uwalniasz, tym większa staje się twoja świadomość. Gdy obszar nieświadomości się zmniejsza, powiększa się świadomość.
Oto wspaniała prawda. Na Wschodzie znają ją od tysięcy lat, Zachodowi przedstawił ją Zygmunt Freud – nie wiedząc nic o Wschodzie i jego psychologii. Była to metoda wymyślona przez niego. Zdziwi cię jednak fakt, że sam Freud nigdy nie zgodził się, aby poddano go psychoanalizie. Twórca psychoanalizy nigdy nie został poddany psychoanalizie. Jego współpracownicy nieustannie nalegali: „Podałeś nam metodę i wszyscy przeszliśmy psychoanalizę. Dlaczego sam uparcie odmawiasz poddaniu się jej?”.
Odpowiedział: „Zapomnijcie o tym”. Bał się odsłonić. Stał się geniuszem i pokazanie prawdziwego siebie ponownie sprowadziłoby go do pozycji zwykłego człowieka. Miał te same lęki co inni, te same pragnienia, te same ograniczenia. Nigdy nie mówił o swoich snach, słuchał tylko o snach innych. Jego współpracownicy byli ogromnie zaskoczeni: „Znajomość twoich snów bardzo dużo by wniosła”. Ale on nigdy nie zgodził się położyć na kozetce i opowiadać o swoich snach, ponieważ były one zwyczajne, jak sny każdego innego człowieka – tego właśnie dotyczyła jego największa obawa.
Gautama Budda nie obawiałby się zagłębić w medytacji – specjalny rodzaj medytacji był tym, co podarował światu. Nie bałby się psychoanalizy, ponieważ u osoby, która medytuje, stopniowo zanikają sny. W czasie dnia jej umysł pozostaje cichy, a nie, jak to zwykle bywa, przepełniony natłokiem myśli. W nocy śpi głęboko, ponieważ sny to nic więcej jak nieprzeżyte myśli, nieprzeżyte pragnienia, nieprzeżyte tęsknoty z całego dnia. Próbują spełnić się przynajmniej we śnie.
Trudno będzie ci znaleźć mężczyznę, który śni o własnej żonie, czy kobietę, która śni o swoim mężu. Ale bardzo powszechne jest to, że śnią oni o żonach czy mężach sąsiadów. Żona jest dostępna; mąż nie ma niedozwolonych pragnień, które dotyczyłyby jego żony. Ale żona sąsiada zawsze jest piękniejsza, trawa po drugiej stronie ogrodzenia zawsze wydaje się być bardziej zielona. Nieosiągalne powoduje pragnienie osiąg nięcia go, zdobycia. W dzień jest to niemożliwe, ale przynajmniej w nocy jesteś wolny. Wolność śnienia nie została jeszcze odebrana przez rząd.
Ale to nie potrwa długo – niedługo i ona zostanie ci odebrana, ponieważ dostępne są już metody pozwalające stwierdzić, kiedy śnisz, a kiedy nie. Jest szansa, że któregoś dnia odkryty zostanie sposób na projekcję snów na ekranie. Trzeba będzie tylko wszczepić do twojej głowy jakieś elektrody. Będziesz mocno spał, radośnie śnił, we śnie kochał się z żoną sąsiada, a cała sala będzie to oglądać. A wszystkim się wydawało, że ten człowiek jest święty!
Momenty, kiedy pojawiają się sny, można już teraz z łatwością rozpoznać: gdy ktoś śpi, pod jego powiekami poruszają się gałki oczne; jeśli się nie poruszają, to ta osoba nie śni.
Można wyświetlać twoje sny na ekranie. Można również narzucić ci określone sny. Żadna konstytucja w naszych czasach nie gwarantuje tego, że: „Ludzie mają wolność śnienia; to ich prawo nadane przy narodzinach”.
Gautama Budda nie śnił. Medytacja to sposób na wyjście poza rozum. Żył w całkowitej ciszy przez dwadzieścia cztery godziny na dobę – bez zmarszczek na jeziorze świadomości, bez myśli, bez marzeń.
Ale Zygmunta Freuda przepełniał strach, ponieważ znał swoje sny.
Słyszałem pewną historię. Trzech wspaniałych rosyjskich pisarzy – Czechow, Gorki i Tołstoj – siedzieli na ławce w parku i plotkowali; byli bliskimi przyjaciółmi. Wszyscy byli geniuszami, wszyscy napisali tak wspaniałe powieści, że nawet dzisiaj, gdyby wybierano dziesięć najlepszych powieści wszech czasów, co najmniej pięć byłoby napisanych przez pisarzy rosyjskich sprzed okresu rewolucji.
Czechow opowiadał o kobietach swojego życia, Gorki przyłączył się i również dodał parę szczegółów. Ale Tołstoj nie mówił nic. Był on bardzo ortodoksyjnym, religijnym chrześcijaninem. Zaskoczy was zapewne, gdy dowiecie się, że Mahatma Gandhi zaakceptował jako swoich mistrzów trzy osoby, a jedną z nich był właśnie Tołstoj.
Tołstoj praktykował pełną samokontrolę. Był jednym z najbogatszych ludzi w Rosji – należał do arystokracji – ale żył jak żebrak, ponieważ przeczytał w Biblii: „Błogosławieni biedni, bo do nich należy Królestwo Niebieskie”, a on nie chciał z niego zrezygnować. To nie prostota i wyzbycie się pragnień – ale ogromna żądza. Wielka chciwość. Dążenie do zdobycia władzy. Poświęcił swoje życie doczesne i jego radości, ponieważ jest to coś mało znaczącego. Dzięki temu poświęceniu całą wieczność cieszyć się będzie rajem i Królestwem Bożym. To dobry interes – trochę jak loteria, z tym że wygrana jest pewna.
Tołstoj prowadził życie w ścisłym celibacie, przestrzegał diety wegetariańskiej. Był niemal świętym! Oczywiście jego sny i myśli musiały być paskudne. Kiedy Czechow i Gorki zapytali go: „Tołstoj, dlaczego milczysz? Powiedz coś!”, odpowiedział: „Nie mogę powiedzieć niczego o kobiecie. Powiem dopiero wtedy, gdy jedną nogą będę w grobie. Powiem i wskoczę do grobu”.
Łatwo możesz zrozumieć, dlaczego tak bardzo bał się cokolwiek powiedzieć; gotowało się to w nim. Nie można być blisko z człowiekiem takim jak Tołstoj…
Bliskość oznacza po prostu otwarte drzwi serca; możesz wejść do środka i rozgościć się. Ale jest to możliwe tylko wtedy, gdy twoje serce nie śmierdzi stłumioną seksualnością, gdy nie wrą w nim perwersje, gdy jest naturalne. Naturalne jak drzewo, niewinne jak dziecko – wtedy nie ma strachu przed bliskością.
Oto co próbuję zrobić: pomóc ci uwolnić twoją podświadomość, uwolnić twój umysł, pomóc ci stać się kimś zwyczajnym. Nie ma nic piękniejszego niż bycie prostym i zwyczajnym. Wte dy możesz mieć wielu bliskich przyjaciół, naprawdę wiele bliskich relacji z innymi ludźmi, ponieważ nie boisz się niczego. Stajesz się otwartą księgą, którą każdy może przeczytać. Nie masz nic do ukrycia.
Każdego roku klub łowiecki udawał się na wzgórza Montany. Członkowie ciągnęli słomki, aby zadecydować, kto będzie zajmował się gotowaniem, i ustalali, że osoba niezadowolona z jedzenia automatycznie zastąpi pechowego kucharza.
Po kilku dniach, zdając sobie sprawę, że nikt nie zaryzykuje wyrażenia opinii na głos, Sanderson, któremu znudziło się gotowanie, zdecydował się na desperacki plan. Znalazł kupę łosia i dodał dwie garści do wieczornego posiłku. Po kilku kęsach u myśliwych zgromadzonych wokół ogniska pojawiły się na twarzach grymasy, ale nikt nic nie powiedział. W końcu jednak jeden z myśliwych przerwał ciszę. „Hej! – wykrzyknął – to smakuje jak gówno łosia, ale jest całkiem niezłe!”.
Masz tak wiele twarzy. Wewnątrz myślisz jedno; na zewnątrz wyrażasz coś innego. Nie jesteś organiczną jednością.
Mów tylko to, co myślisz. To krótkie życie i nie powinieneś go tracić na rozmyślania o konsekwencjach.
Zrelaksuj się i zlikwiduj rozłam, który wytworzyło w tobie społeczeństwo. Mów tylko to, co myślisz. Zachowuj się w zgodzie ze swoją spontanicznością, nie przejmuj się konsekwencjami. To krótkie życie i nie powinieneś go tracić na rozmyślania o konsekwencjach.
Człowiek powinien żyć pełnią, intensywnie, radośnie. Być jak otwarta księga – dostępny do przeczytania dla każdego. Oczywiście nie zapiszesz się w księgach historycznych, ale jaki miałoby to sens?
Na Ziemi żyły już miliony ludzi, a nie znamy nawet ich imion. Zaakceptuj to – jesteś tu tylko na kilka dni, a potem odejdziesz. Tych kilku dni nie wolno zmarnować na hipokryzję i strach.
Raczej żyj, a nie myśl o tym, żeby zostać zapamiętanym. I tak będziesz martwy.
Na Ziemi żyły już miliony ludzi, a nie znamy nawet ich imion. Zaakceptuj to – jesteś tu tylko na kilka dni, a potem odejdziesz. Tych kilku dni nie wolno zmarnować na hipokryzję i strach. Te dni trzeba przeżywać z radością.
Nikt nie zna przyszłości. Niebo, piekło, Bóg to najprawdopodobniej hipotezy, coś, czego nie da się udowodnić. Jedyną rzeczą, która zależy od ciebie, jest twoje życie – spraw, by było jak najbogatsze.
Dzięki bliskości, miłości, otwieraniu siebie dla innych ludzi, stajesz się bogatszy. A jeśli potrafisz żyć w głębokiej miłości, głębokiej przyjaźni, głębokiej bliskości w stosunku do wielu ludzi, to żyłeś dobrze. Gdziekolwiek się znajdziesz, będziesz tam szczęśliwy, ponieważ nauczyłeś się pewnej sztuki.
Jeśli jesteś prosty, kochający, otwarty, dostępny, wytwarzasz wokół siebie raj. Gdy jesteś zamknięty, wiecznie się bronisz, ciągle boisz się, że ktoś pozna twoje myśli, twoje marzenia, twoje perwersje – to jakbyś żył w piekle. Piekło jest w tobie – niebo również. Nie są one miejscami geograficznymi, lecz przestrzenią duchową.
Oczyść się. A medytacja to nic więcej, jak pozbywanie się wszystkich śmieci, które nagromadziły się w twoim umyśle. Gdy umysł jest cicho, a serce śpiewa, stajesz się gotowy, aby bez cienia lęku, lecz z wielką radością, zbliżyć się do kogoś. Bez bliskości jesteś sam wśród obcych. Z bliskością otoczony jesteś przyjaciółmi, ludźmi, którzy cię kochają. Bliskość to wspaniałe doświadczenie. Człowiek nie powinien go przegapiać.
Ludzie potrzebują medytacji, modlitwy, poszukują nowych stylów bycia. Ale jeszcze głębsze i ważniejsze jest poszukiwanie sposobu na to, by ponownie zakorzenić się w egzystencji. Możesz to nazwać medytacją, modlitwą; nazwij to, jak chcesz, ale podstawą jest to, że poszukujesz sposobu na ponowne zapuszczenie korzeni w egzystencję. Staliśmy się drzewami pozbawionymi korzeni – winę za to ponosimy my sami, nikt inny tylko my i nasza głupia chęć podboju natury.
Stanowimy część natury – w jaki sposób część mogłaby pokonać całość? Zaprzyjaźnij się z nią, pokochaj, zaufaj jej, a powoli, w atmosferze przyjaźni, miłości i zaufania pojawi się bliskość; zbliżycie się do siebie i natura zacznie odkrywać swoje sekrety. Jej najwyższym sekretem jest boskość. Natura ujawnia go jedynie tym, którzy są jej prawdziwymi przyjaciółmi.
Życie jest poszukiwaniem – nieustającym, desperackim, beznadziejnym poszukiwaniem nie wiadomo czego. Istnieje w nas głęboka potrzeba poszukiwania, ale nikt nie wie, czego tak naprawdę szuka. W naszych umysłach istnieje też pewne nastawienie, z powodu którego nie jesteśmy zadowoleni z tego, co dostajemy. Ludzie skazani są na frustrację, ponieważ cokolwiek zdobędą, natychmiast traci to dla nich wartość. A wtedy znowu zaczynają poszukiwać.
Poszukiwanie trwa niezależnie od tego, czy coś znajdujesz, czy nie. Wydaje się to być bez sensu – kontynuujesz poszukiwania bez względu na to, czy coś znajdujesz, czy nie. Poszukiwania bywają ubogie, bogate, chore, zdrowe, pełne energii, bezsilne, głupie i mądre – ale nikt dokładnie nie wie, czego szuka.
Trzeba zrozumieć tę dążność do poszukiwania – czym ona jest i dlaczego istnieje. Wydaje się, że w człowieku, że w ludzkim umyśle jest jakaś czarna dziura. Wrzucasz w nią różne rzeczy, a one… znikają. Nic jej nie wypełnia, nic nie może pomóc w wypełnieniu jej. To bardzo gorączkowe poszukiwanie. Szukasz zarówno w tym, jak i w innym świecie. Czasami poszukujesz tego w pieniądzach, we władzy, w prestiżu, czasem w Bogu, w błogosławieństwie, miłości, medytacji, modlitwie – poszukiwanie trwa. Wydaje się, że człowiek jest chory na poszukiwanie.
Poszukiwanie uniemożliwia ci bycie tu i teraz, zawsze dokądś cię prowadzi. Poszukiwanie to projekcja, poszukiwanie to pożądanie, poczucie, że potrzeba ci czegoś innego – poczucie, że to coś istnieje, ale – gdzieś indziej, nie tam, gdzie jesteś ty. Oczywiście istnieje, ale nie w tym momencie – nie teraz i gdzieś indziej. Istnieje wtedy, tam, ale nigdy tu i teraz. To cię męczy, prześladuje, każe dokądś gnać, wciąga cię w coraz większe szaleństwo, doprowadza do szału. I nigdy nie zostaje spełnione.
Słyszałem o wspaniałej mistyczce sufi; nazywała się Rabia al-Adawiya.
Pewnego wieczoru, o zachodzie słońca, usiadła, szukając czegoś na drodze. Była starą kobietą, miała słaby wzrok i z trudem mogła cokolwiek zobaczyć. Sąsiedzi przyszli więc, aby jej pomóc. Zapytali:
– Czego szukasz?
Rabia odpowiedziała:
– To pytanie nie ma sensu. Po prostu szukam – możecie mi pomóc, jeśli chcecie.
Roześmiali się i powiedzieli:
– Rabia, zwariowałaś? Mówisz, że nasze pytanie nie ma sensu, ale jeśli nie wiemy, czego szukasz, jak moglibyśmy ci pomóc?
– W porządku, powiem, żeby was zadowolić – szukam swojej igły. Zgubiłam ją.
Zaczęli jej pomagać, ale nagle zdali sobie sprawę, że igła jest bardzo mała, a droga bardzo duża. Zapytali więc Rabię:
– Powiedz nam, gdzie ją zgubiłaś, określ dokładnie, precyzyjnie miejsce, bo bez tego będzie bardzo trudno ją znaleźć. Droga jest bardzo szeroka, możemy tak szukać w nieskończoność. Gdzie zgubiłaś igłę?
Rabia odpowiedziała:
– Znów zadajecie bezsensowne pytanie. W jaki sposób jest ono związane z moim poszukiwaniem?
Zatrzymali się i powiedzieli:
– Z pewnością zwariowałaś!
– Dobrze, odpowiem, żeby was zadowolić – zgubiłam ją w domu.
– To dlaczego szukasz jej tutaj? – zapytali.
– Ponieważ tutaj jest jeszcze światło, a w domu już go nie ma.
To niezwykła przypowieść. Czy kiedykolwiek zadałeś sobie pytanie, czego tak naprawdę szukasz? Czy celem twojej medytacji było kiedyś dowiedzenie się, za czym w ogóle się rozglądasz? Nie. Nawet jeśli w mglistych wspomnieniach, w marzeniach miałeś przeczucie, że wiesz, czego szukasz, to nie było ono nigdy precyzyjne, nie było dokładne. Jeszcze tego nie zdefiniowałeś.
Jeśli spróbujesz to określić, to im dokładniej uda ci się to zrobić, tym mniejszą będziesz miał potrzebę, aby tego szukać. Poszukiwanie może trwać tylko we mgle, w stanie uśpienia; nic nie jest jasne, po prostu szukasz popychany wewnętrzną potrzebą. Wiesz jedno: musisz poszukiwać. To wewnętrzna potrzeba. Ale nie wiesz, czego szukasz. A jeśli nie wiesz, to jak możesz to znaleźć?
Czy kiedykolwiek zadałeś sobie pytanie, czego tak naprawdę szukasz? Czy celem twojej medytacji było kiedyś dowiedzenie się, za czym w ogóle się rozglądasz?
Twoje poszukiwania są zamglone – myślisz, że klucz stanowią pieniądze, władza, prestiż, szacunek. Ale kiedy spotykasz ludzi cieszących się szacunkiem, ludzi, którzy mają władzę, to okazuje się, że oni także czegoś szukają. Spotykasz niezwykle bogatych ludzi i oni też poszukują; szukają do końca swoich dni. Więc bogactwo nie pomaga, nie pomaga władza. Poszukiwanie trwa niezależnie od tego, co posiadasz.
Poszukiwanie musi więc dotyczyć czegoś innego. Te nazwy, te etykietki: pieniądze, władza, prestiż – są tylko po to, żeby zadowolić twój umysł, aby pomóc ci uwierzyć, że czegoś szukasz. To „coś” pozostaje jednak niezdefiniowane i mgliste.
Podstawą dla prawdziwego poszukiwacza – takiego, który jest uważny i świadomy – jest zdefiniowanie, sformułowanie jasnej idei tego, czym poszukiwany obiekt jest, wyrwanie go ze sfery marzeń, przerzucenie go do głębokiej świadomości, tak aby móc się mu przyjrzeć, zmierzyć się z nim. Wtedy natychmiast zacznie się przemiana. Jeśli zaczniesz precyzować przedmiot poszukiwań, stracisz nim zainteresowanie. Im dokładniej go określisz, tym mniej będzie obecny. Gdy dowiesz się, co to jest, nagle zniknie. Istnieje tylko wtedy, gdy jesteś nieświadomy.
Pozwól, że powtórzę: poszukiwanie trwa tylko wtedy, gdy pozostajesz w stanie uśpienia, gdy nie jesteś świadomy; istnieje tylko w twojej nieświadomości. Poszukiwanie jest wytworem twojej nieświadomości.
Tak, Rabia ma rację. Wewnątrz nie ma światła – a jeśli wewnątrz nie ma światła i świadomości, to oczywiście zaczynasz szukać na zewnątrz, bo myślisz, że tam łatwiej znajdziesz.
Nasze zmysły skierowane są na zewnątrz. Oczy otwierają się na zewnątrz, ręce poruszają się i rozkładają na zewnątrz, nogi poruszają się na zewnątrz, uszy słuchają zewnętrznych dźwięków, głosów. To, co jest ci dostępne, otwiera się na zewnątrz; wszystkie pięć zmysłów tak działa. Poszukiwania zaczynasz tam, gdzie dociera twój wzrok, gdzie możesz coś poczuć, dotknąć. Światło zmysłów pada na zewnątrz, a poszukiwacz jest przecież wewnątrz.
Trzeba zrozumieć tę dwoistość. Poszukiwacz jest wewnątrz, ale ponieważ światło jest na zewnątrz, to tam zaczyna on szukać czegoś, co przyniosłoby mu spełnienie. Tak się nie stanie. Nigdy tak się nie stało. Nie może się tak stać, ponieważ dopóki nie znajdziesz poszukiwacza, poszukiwanie nie ma sensu. Dopóki nie dowiesz się, kim jesteś, całe poszukiwanie jest daremne; nie znasz poszukiwacza. Jak mógłbyś poruszać się w odpowiednim wymiarze, w odpowiednim kierunku, nie wiedząc, kim on jest? To niemożliwe. To, co jest najważniejsze, trzeba wziąć pod uwagę w pierwszej kolejności.
Po pierwsze, uświadom sobie, czego poszukujesz. Nie błądź w ciemności. Skup swoją uwagę na obiekcie. Czego tak naprawdę szukasz? Czasami bowiem pragniesz czegoś, ale szukasz czegoś zupełnie innego, więc nawet jeśli to znajdziesz, nie poczujesz spełnienia. Czy widziałeś ludzi, którym się powiodło? Czy w jakiejkolwiek innej dziedzinie ponosi się większe porażki? Słyszałeś powiedzenie, że nie ma większego sukcesu niż sam sukces. To nieprawda. Powiem ci, że nic nie jest tak złe jak sukces. Powtarzam: nie ma nic gorszego niż sukces.
Mówi się o Aleksandrze Wielkim, że gdy podbił świat, zamknął drzwi od swojego pokoju i zaczął płakać. Nie wiem, czy tak się stało, czy nie, ale jeśli był on choć trochę inteligentny, to musi to być prawdą. Jego generałowie byli bardzo zaniepokojeni:
Co się stało? Nigdy nie widzieli, żeby Aleksander Wielki płakał. Nie był tego typu człowiekiem; był wspaniałym wojownikiem. Widzieli go w ogromnych kłopotach, w sytuacjach zagrożenia, gdy śmierć deptała mu po piętach, i nigdy nie widzieli nawet najmniejszej łzy w jego oczach. Nie widzieli, aby wcześniej miewał chwile desperacji i poczucia beznadziei. Co się z nim stało… i to właśnie teraz, gdy odniósł sukces, gdy podbił świat?
Zapukali do drzwi, weszli i zapytali: „Co się stało? Dlaczego płaczesz jak dziecko?”.
Odpowiedział: „Teraz, gdy odniosłem sukces, wiem, że poniosłem klęskę. Wiem, że stoję teraz w tym samym miejscu, w którym byłem, zanim zaczął się cały ten nonsens związany z podbijaniem świata. Zdałem sobie z tego sprawę, ponieważ nie ma już innego świata do podbicia; inaczej mógłbym kontynuować podróż, mógłbym podbijać kolejny świat. Teraz nie ma drugiego świata do zdobycia, teraz nie ma nic do zrobienia – i nagle zostałem sam ze sobą”.
Człowiek, który odniósł sukces, zawsze na końcu zostaje sam ze sobą i cierpi piekielne tortury, ponieważ stracił całe swoje życie. Szukał i szukał, ryzykował wszystko, co miał. Teraz odniósł sukces, a jego serce jest puste, dusza pozbawiona wartości, brak mu aromatu, brak poczucia błogości.
Najważniejsze jest to, by dokładnie określić, czego się szuka. Nalegam – ponieważ im bardziej skupisz wzrok na obiekcie poszukiwań, tym bardziej ten obiekt będzie zanikał. Gdy twoje oczy będą całkowicie skupione, nie będzie już czego szukać; nagle zwrócą się one w twoim kierunku, do wewnątrz. Gdy nie ma ani jednego obiektu poszukiwań, gdy wszystkie zniknęły, pojawia się pustka. W tej pustce zawarta jest przemiana, zwrot ku sobie samemu. Nagle zaczynasz patrzeć w siebie. Teraz nie ma czego szukać i pojawia się nowe pragnienie, aby poznać poszukiwacza.
Człowiek, który odniósł sukces, zawsze na końcu zostaje sam ze sobą i cierpi piekielne tortury, ponieważ stracił całe swoje życie. Szukał i szukał, ryzykował wszystko, co miał. Teraz odniósł sukces, a jego serce jest puste, dusza pozbawiona wartości.
Jeśli masz czego szukać, jesteś człowiekiem materialnym. Jeśli nie masz czego szukać i najważniejsze stało się dla ciebie pytanie: „Kim jest poszukiwacz?”, to jesteś osobą religijną. W ten sposób definiuję materialność i religijność. Jeśli nadal czegoś szukasz – może w następnym życiu, może na innym brzegu, może w niebie, w raju, nie ma znaczenia – jesteś człowiekiem o nastawieniu materialnym. Przemiana następuje wtedy, gdy ustają poszukiwania i nagle zdajesz sobie sprawę, że musisz dowiedzieć się tylko jednego: „Kim jest poszukiwacz we mnie? Czym jest ta energia, która pragnie poszukiwać? Kim jestem?”. Następuje przewartościowanie. Zaczynasz poruszać się do wewnątrz. Wtedy Rabia już nie szuka na ulicy igły, którą zgubiła w mrocznym wnętrzu własnej duszy.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki