Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"Nieujarzmiona natura, atak terrorystyczny albo zwykłe zdarzenie losowe mogą sprawić, że nasz świat skomplikowanych zależności zaczyna się rozpadać. Brak prądu, wody w kranie, olbrzymie korki samochodowe. Nieczynne bankomaty, śnieżyce, wichury. Te i wiele innych problemów mogą na nas spaść zupełnie niespodziewanie. Nie możemy im zapobiec, ale możemy być na nie przygotowani.
Poznaj cechy prawdziwego preppersa! się, o co i jak możesz zadbać wcześniej. Przygotuj się na sytuację awaryjną zarówno w mieście, jak i poza nim.
Jakie elementy wyposażenia i zapasy warto zgromadzić na czarną godzinę?
Jak podejmować słuszne decyzje?
Co to jest EDC i BOB?
Jak oczyszczać wodę i powietrze?
Chcesz żyć spokojnie? Zadbaj o siebie i swoich bliskich już teraz.
W nagłych sytuacjach możesz liczyć tylko na siebie.
W książce:
- zawartość plecaka ucieczkowego (BOB),
- zestawienie narzędzi do rozpalania ognia,
- porównanie skuteczności słomkowych filtrów do wody,
- tanie i skuteczne przygotowanie domowych zasobów,
- gdzie kupić jedzenie, jeśli sklepy spożywcze są zamknięte,
- jakiej używać chemii do uzdatniania wody,
- kwestie prawne dotyczące m.in. noży,
- zalety i wady pojazdów ucieczkowych (BOV),
- bezpieczeństwo w podróży,
- słowniczek dla preppersów i survivalowców.
Paweł Frankowski – uwielbia stosować macgyveryzm w życiu codziennym, wychodząc z założenia, że rozwiązania niekonwencjonalne są najskuteczniejsze. Od wielu lat interesuje się szeroko pojętym survivalem. Absolwent podyplomowych studiów z zarządzania
kryzysowego. Członek stowarzyszenia Polska Szkoła Surwiwalu."
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 305
Copyright © Paweł Frankowski 2015. Copyright for this edition © Wydawnictwo Pascal. Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, przechowywanie lub wprowadzanie do systemu wyszukiwania, dystrybucja w jakiejkolwiek formie lub za pomocą jakichkolwiek środków (elektronicznych, mechanicznych, kopiujących, nagrywających i innych) bez wcześniejszej pisemnej zgody wydawcy jest zabronione.
Wszystkie informacje zawarte w tej książce mają charakter ogólny. Nie zastępują pełnej wiedzy ani fachowego doradztwa w poszczególnych wymienionych tu dziedzinach. Autorzy i wydawca nie ponoszą jakiejkolwiek odpowiedzialności za skutki działań wynikających bezpośrednio lub pośrednio z wykorzystania informacji zawartych w tej książce.
Redakcja: Mirosław Ruszkiewicz
Korekta: Julita Balcerzak
Projekt graficzny okładki: Wojciech Majczyk
Redaktor prowadząca: Agnieszka Cybulska
Redaktor naczelna: Agnieszka Hetnał
Zdjęcia:
11 bit studios:(37) 11 bit studios SA, ul. Modlińska 6, 03-216 Warszawa
Corbis:(79)
Dreamstime.com:(17, 21, 110, 199, 215, 221, 241, 244, 259, 279, 283, 310, 321, 327, 335)
Paweł Frankowski:(93)
Wojciech Majczyk:(40, 52, 58, 60, 71, 74, 81, 118, 119, 283)
Victorinox Polska:(44, 46, 47)
Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.
ul. Zapora 25
43-382 Bielsko-Biała
www.pascal.pl
Bielsko-Biała 2015
ISBN 978-83-7642-560-3
eBook maîtrisé par Atelier Du Châteaux
„Lepiej się przygotować, czekać i nie doczekać, niż być nieprzygotowanym i dać ciała”.
Suren Cormudian, Dziedzictwo przodków
Rozwój cywilizacyjno-technologiczny, który dokonał się w ciągu ostatnich stu lat, mimo że przyniósł wiele znakomitych osiągnięć, spowodował, że wielu z nas uzależniło się od innych. Dotyczy to różnych aspektów życia: począwszy od dostępu do wody i żywności, przez warunki mieszkaniowe, możliwość korzystania z opieki zdrowotnej, edukacji, pracy, a skończywszy na formach relaksu, znacznie wykraczających poza biologiczne przetrwanie własne i rodziny. Sprawia to, że nawet kilkuminutowy brak prądu wywołuje w nas ogromną złość i frustrację, a często wręcz bezradność. Wydaje się nam, że nie potrafimy już żyć bez elektryczności, samochodów czy zakupów w pobliskim supermarkecie. A przecież wcześniejsze generacje Polaków radziły sobie bez tych udogodnień, a nawet bez świadomości ich istnienia.
Dlaczego o tym piszę? Ponieważ dla części osób awaria zasilania, zasypana śniegiem droga dojazdowa czy uszkodzony na kilka dni rurociąg urastają do rozmiarów poważnej sytuacji kryzysowej. Mają także miejsce wydarzenia o wiele bardziej widowiskowe: trąba powietrzna, trzęsienie ziemi, pożar lasu, kraksa na autostradzie, powódź, atak terrorystyczny, wybryki grupy chuliganów lub krach na giełdzie. Dla wielu z nas wydaje się to abstrakcyjne, ale do takich sytuacji naprawdę dochodzi codziennie. Na niektóre z nich można i należy się przygotować nie tylko pod kątem zapasów bądź sprzętu, lecz także mentalnie. Najlepszym doradcą jest zawsze zapobiegliwość złagodzona przez zdrowy rozsądek. Przy okazji warto pamiętać, że największym wrogiem w walce, gdzie stawką jest przetrwanie, bywa siła przyzwyczajenia.
Gotowość na sytuację kryzysową cechuje nie tylko Stany Zjednoczone, jak przedstawiają to w widowiskowy sposób niektóre stacje telewizyjne. Mimo że jesteśmy szczęściarzami, bo żyjemy w kraju nienarażonym na liczne klęski żywiołowe, to jednak trąby powietrzne, pożary lasów, podtopienia oraz lokalne osuwiska stanowią bardzo realne zagrożenia i mogą wystąpić w wielu regionach Polski. Pojawiają się również ostrzeżenia o potencjalnych niedoborach energetycznych, wywołanych spadkiem wydajności produkcji, także ze względu na starzenie się istniejących elektrowni, wadliwość sieci i zmniejszające się rezerwy. Na domiar złego przerwanie jednej linii może spowodować odcięcie energii elektrycznej w dwóch powiatach. Ropa naftowa, czyli drugie co do wielkości źródło energii w Polsce, w 94 procentach jest importowana z Rosji. Z własnych źródeł zaspokajamy tylko kilka procent zapotrzebowania na ten surowiec. Z Rosji pochodzi ponadto 80 procent importowanego przez nas gazu, a sami jesteśmy w stanie wypełnić zaledwie jedną trzecią potrzeb w tym zakresie. Szansą na zmniejszenie zależności od dostaw z Rosji może być gaz łupkowy1). Ale nim ten temat zostanie zbadany, napięte stosunki międzynarodowe mogą doprowadzić do zakręcenia kurka całej Europie albo tylko Polsce.
1) Zob. http://www.instytutobywatelski.pl/20321/komentarze/europa-czyli -kolos-na-gazie.
W razie katastrofy lub awarii władze będą próbowały przyjść każdemu z pomocą. Mimo to w krajach Europy Zachodniej oraz w USA rodziny mieszkające w rejonach zagrożonych opracowują własne plany zaradcze. Nie są do końca prawdziwe zapewnienia przedstawicieli instytucji państwowych, w tym szefów centrów kryzysowych – państwo polskie nie jest w stanie pomóc wszystkim obywatelom wystarczająco szybko i skutecznie. Z rządowych raportów wynika, że obrona cywilna, system alarmowania ludności są dalekie od doskonałości. Pewnie dlatego do samodzielnego przygotowania na wypadek sytuacji kryzysowej zachęcają instytucje rządowe, w tym lokalne agencje obrony cywilnej. W ten sposób niejako przyznają, że nie mogą otoczyć opieką wszystkich ludzi w pierwszych dniach konkretnego zagrożenia. W komunikatach można przeczytać, że każda rodzina powinna mieć przygotowane podstawowe wyposażenie na czas klęsk żywiołowych, ponieważ nadejście katastrofy może się wiązać z brakiem elektryczności, gazu, wody, żywności itp. Możliwe jest też, że panujące warunki uniemożliwią opuszczenie domu przez wiele dni. Zgromadzone zawczasu zapasy ułatwią przetrwanie tego trudnego okresu (pierwszych trzech–pięciu dni). Co ciekawe, agencje obrony cywilnej innych państw zapobiegawczo wspominają o przygotowaniu zapasów na minimum czternaście dni.
Dwadzieścia lat od zakończenia zimnej wojny Europa, w tym nasz kraj, stoi przed coraz bardziej złożonymi zagrożeniami i wyzwaniami. Rozwój terroryzmu religijnego i zorganizowanej przestępczości doprowadził do powstania nowej groźby, kryjącej się również wewnątrz naszego społeczeństwa. Z kolei otwarcie granic i masowość transportu powodują, że epidemie (na przykład gorączka krwotoczna ebola z Afryki) rozprzestrzeniają się na inne kontynenty. Polska z uwagi na swoje położenie geograficzne ma wiele zalet, związanych chociażby z dostępem do zasobów przyrody, zawsze jednak znajduje się pośrodku burzliwych historycznych rozgrywek. Także wydarzenia na Ukrainie z 2014 roku wyraźnie pokazują, że nasza część świata wcale nie jest tak bezpieczna, jak niektórym się wydawało.
Ale bez względu na to, jaką każdy z nas ma wizję Armagedonu, jedno pytanie pozostaje niezmienne: nie czy w ogóle, lecz kiedy właściwie to się zdarzy. Liczba osób szykujących się na wszelkie możliwe zagrożenia systematycznie rośnie. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że nie można mieć pełnej kontroli nad sytuacją, zwłaszcza sytuacją skrajnego zagrożenia. Ale każdy rodzaj przygotowań jest lepszy od bezczynności. Lew Tołstoj napisał kiedyś, że bezpieczne życie przypada w udziale tym, którzy nieustannie się o nie starają. Czy ty również będziesz gotowy stawić czoło wyzwaniu, czy może sparaliżowany strachem i nieprzygotowany ulegniesz chaosowi? Niniejsza książka przedstawia zakres niezbędnych przygotowań, a także zwraca uwagę na wiele innych aspektów, jakże często pomijanych w codziennym życiu.
To głównie antysystemowy wydźwięk towarzyszył narodzinom ruchu tak zwanych preppersów (od angielskiego to be prepared – być przygotowanym). Pierwotnie nie chcieli oni zawierzać swojej przyszłości i losu rządowi, zewnętrznym instytucjom czy też po prostu komuś, kto nie jest godnym zaufania członkiem lokalnej społeczności. Ruch preppersów wpisuje się w długą tradycję ruchu survivalowców, który został zapoczątkowany w połowie XX wieku. Był to czas globalnego zagrożenia konfliktem nuklearnym i innymi katastrofami naruszającymi istniejący porządek społeczny, ekonomiczny i polityczny albo nawet całkowitą zagładą gatunku ludzkiego2). Jednak w przeciwieństwie do hipisów czy miłośników survivalu z lat 90. współcześni preppersi właściwie nie zachęcają do odrzucenia dotychczasowego stylu życia, nie podejrzewają też rządu o zdradę i sprzyjanie elitom rzekomego nowego światowego ładu. Uważają się za zwykłych obywateli poszukujących użytecznych informacji3).
2) Jarema Drozdowicz, Preppersi, EDC i nowy millenaryzm, „Przegląd Religioznawczy” 2012, nr 1 (243).
3) Denis Duclos, Przetrwać czy pogłębić kryzys?, „Le Monde Diplomatique. Edycja polska” 2012, nr 8 (78).
Istnienie takich nieformalnych grup lub osób prywatnych możemy odnotować nie tylko w Stanach Zjednoczonych, lecz także w Europie. Szacuje się, że tylko w USA mieszka ponad trzy miliony osób, które uważają się za preppersów4). Mimo cech wspólnych jest to jednak społeczność podzielona wewnętrznie, a dotyczy to zarówno kwestii postrzegania układów polityczno-gospodarczych, jak i przewidywanych zagrożeń, na które należy się przygotować.
4) Dane z 2013 roku, na podstawie m.in. http://www.dailymail.co.uk/home/moslive/article-2296472/Apocalypse-ready-Are-families-stocking-end-civilisation-crackpots-simply-canny-survivors.html.
Preppers jest na ogół określany jako osoba, która poważnie traktuje różnorodne współczesne zagrożenia i stara się przed nimi zabezpieczyć. To ktoś, kto troszczy się o utrzymanie pewnej jakości życia i poziomu komfortu zarówno w trakcie niebezpiecznego zdarzenia, jak i po nim. Dzięki intensywnym przygotowaniom i planowaniu preppers ma sprzęt oraz zapasy dla siebie i swojej rodziny, aby przeczekać krótko- lub długotrwałą katastrofę.
Preppersi zwykle opierają swoje przetrwanie na własnych zasobach, starają się być maksymalnie samowystarczalni, również we własnym domu i przy ograniczonym kontakcie z innymi w trudnym dla wszystkich okresie zagrożenia.
Dotyczy to jednak nie tylko fizycznego gromadzenia wody, jedzenia czy lekarstw – to także (a może przede wszystkim) sposób życia, dążenie do zapobiegania, samoobrony oraz zdobycia wiedzy umożliwiającej niezależność. To myślenie taktyczne, przewidywanie, co i kiedy będzie potrzebne. Można się również spotkać z określeniem, że jest to uwspółcześniona wersja survivalu.
Zmieniający się gwałtownie klimat przynosi niespotykane wcześniej u nas silne wichury, tornada i powodzie. W każdej chwili może dojść do awarii sieci energetycznej, gazowej lub wodociągowej, na których działaniu bezkrytycznie polegamy. Wciąż pojawiają się nowe choroby, które grożą wybuchem epidemii5). Także krach instytucji finansowych, upadłość zakładów ubezpieczeniowych czy zakładów pracy mogą doprowadzić do totalnego załamania gospodarczego.
5) Zob. http://preppersi.pl/misja/.
W dużym stopniu to właśnie zagmatwane koleje historii, polityki i ekonomii minionych lat, a nie tylko klęski żywiołowe, powodują, że warto być przygotowanym. Działania zbrojne toczące się tuż za naszymi granicami bardzo szybko mogą objąć inne kraje. Polacy należą do zapobiegliwych narodów: zaraz po zakończeniu II wojny światowej wielu z nich przewidywało wybuch kolejnej wojny, dlatego popularne było gromadzenie żywności „na czarną godzinę” oraz nieoddawanie broni.
Szacuje się, że w Polsce jest około 30 tysięcy osób6) „przygotowanych na najgorsze” – jak powiedział w jednym z wywiadów Krzysztof Jabłoński, twórca Projektu Boungler, internetowej platformy dla tych, którzy przygotowują się na katastrofę.
6) Dane ze stycznia 2014 roku.
Można zaryzykować stwierdzenie, że mając dużą ilość pieniędzy, bardzo szybko można przeistoczyć się w preppersa. Po części jest to prawda, bowiem już teraz wiele (szczególnie amerykańskich) sklepów oferuje gotowe i urozmaicone wyposażenie, sprzęt, zapasy, a nawet budowę schronów. Czy jednak tylko ta sfera uczyni z kogoś prawdziwego preppersa? Niekoniecznie. Brakuje w tym wszystkim przekonania, że w chwili zagrożenia lub bezpośrednio po nim osoba ta będzie w stanie „normalnie” egzystować. Dlatego tak istotne jest przygotowanie mentalne oraz zdobywanie różnorodnych umiejętności, a nie tylko gromadzenie dóbr.
Z kolei osoby zajmujące się sztuką przetrwania doskonale wiedzą, że wszystko wymaga czasu, setek prób, sukcesów i porażek, nawet jeśli mowa o zdobywaniu podstawowych umiejętności, choćby rozpalania ognia. Survival jest sztuką dostosowywania się do warunków zewnętrznych oraz sztuką wykorzystywania warunków zewnętrznych dla własnych potrzeb, zwłaszcza wobec braku podstawowych narzędzi oraz środków do życia7). Oczywiście każdy z nas ma instynkt przetrwania, ale chodzi przecież o coś więcej niż wegetację. Tylko stałe podnoszenie swoich umiejętności, silna psychika i cierpliwość są kluczem do przetrwania.
7) Na podstawie definicji survivalu według Krzysztofa J. Kwiatkowskiego zamieszczonej w Wikipedii.
Jednym z rodzajów survivalu jest jego odmiana militarna. Na ogół podstaw można się nauczyć podczas odbywania służby wojskowej. Główna zasada zawiera się w haśle: „Nie daj się złapać, wykonaj zadanie i przetrwaj do czasu przybycia pomocy”. Szczegóły można było zobaczyć w kilku filmach i programach nadawanych przez Discovery Channel, na przykład Dorwać komandosa (ang. Manhunt) oraz Wkręceni w survival (ang. Survive That!). Częścią survivalu militarnego jest survival ucieczkowy. Jest to jeden z punktów szkolenia SERE dla żołnierzy jednostek specjalnych i rozpoznawczych, agentów wywiadu oraz pilotów. Minimalny trening powinien trwać około dwóch tygodni. Chodzi o to, aby wyrobić pewne nawyki i odruchy, a nie tylko przekazać suchą wiedzę.
Osoby, które posmakowały prawdziwego survivalu, zaczynają w codziennym, miejskim życiu inaczej, bardziej świadomie patrzeć na pewne kwestie. Przede wszystkim są pewne swoich umiejętności i dzięki nabytemu doświadczeniu potrafią instynktownie zareagować w trudnych sytuacjach. Lepiej przewidują i dostosowują się do zaistniałych okoliczności. Dla nich zgromadzone zasoby oraz sprzęt są tylko dodatkiem, a nie wartością samą w sobie.
Co ciekawe, często wielu preppersów „nawraca się” na pierwotny survival, ucząc się podstawowych technik i metod przetrwania, aby przez to zwiększyć swoje szanse w razie utraty lub wyczerpania zapasów. I już na tym etapie warto podkreślić, że jest to słuszny kierunek samorozwoju. Dzięki samodoskonaleniu jeszcze bardziej się usamodzielniamy, przestajemy być zależni od chociażby zapalniczki czy wygodnego śpiwora.
Sztuka przetrwania na ogół kojarzona jest z dziczą, a dokładnie z terenem pozbawionym śladów obecności człowieka. I jest w tym dużo prawdy, choć coraz mniej można takich miejsc znaleźć, gdyż cywilizacja wdziera się w ostatnie bastiony przyrody. Dotyczy to przede wszystkim Europy Zachodniej, a także Polski. Oznacza to, że prawie zawsze co 50–100 kilometrów natkniemy się na ślady, które pozostawił mieszkaniec tego obszaru (np. droga, dom, pole uprawne), władze (np. poligon wojskowy, dawne umocnienia, bunkry) lub turyści (np. śmieci, ślady obozowiska). Survival to umiejętność przeżycia przy wykorzystaniu przedmiotów i zasobów dostępnych wokół nas (sztuka improwizacji). Zatem, biorąc pod uwagę tę definicję, można uznać, że obszar działań nie ma znaczenia. Może to być zarówno las zwrotnikowy, środek oceanu, zagubiona wyspa na Pacyfiku, jak i obszar obcego miasta.
Z jakim więc środowiskiem na ogół kojarzy nam się grupa preppersów? Na pewno z miastem, terenem podmiejskim, czasami również z oddalonym domkiem pod lasem. Ale pierwsze skojarzenie jest najsilniejsze – to obszar zurbanizowany. Tu pojawia się jednak pewna sprzeczność, bowiem jeśli z założenia osoby przygotowane wiedzą, z jakim ryzykiem wiąże się przebywanie w skupiskach ludzkich (np. epidemie, agresywny tłum, akty terroryzmu), właśnie z miast będą docelowo emigrować. Z jednej strony uciekają od zagrożenia, ale z drugiej utrudniają sobie dostęp do bieżących udogodnień czy przyjemności. Zmienia się tym samym sposób myślenia: zamiast pytania „czy pójdę dzisiaj do kina?” pojawia się pytanie „czy ten sam film mogę bezpieczniej obejrzeć w domu?”. Osoby nazywające się już zaawansowanymi preppersami odczuwają lęk przed dalekim podróżowaniem, gdyż odcina ich ono od zgromadzonych zasobów.
Bez względu na to, o jakiej grupie ludzi mówimy, dla wszystkich woda jest równie cenna. Preppersi zawsze zaczynają przygotowania właśnie od tego dobra naturalnego. Gromadzą wodę, przechowują ją, przygotowują jej alternatywne ujęcia i sposoby pozyskania. Zakupują profesjonalne filtry i uzdatniacze wody zarówno do użytku domowego, jak i mobilnego.
Z kolei osoby zajmujące się survivalem poświęcają długie godziny na naukę pozyskiwania wody, a także jej filtracji za pomocą ogólnodostępnych środków. Nie zapominają przy tym o osobistych filtrach wody, które z uwagi na niewielkie wymiary idealnie nadają się na wszelkiego rodzaju eskapady. Ćwiczą się również w obserwowaniu własnego ciała, aby w razie ograniczenia ilości wypijanych płynów móc w jakimś stopniu zapanować nad reakcjami organizmu.
Preppersi w pierwszej kolejności gromadzą zapasy żywności. Następnie starają się żywność produkować i konserwować oraz hodować zwierzęta gospodarskie. Osoby mieszkające w dużych miastach mają w tym względzie bardzo ograniczone możliwości. Na ogół zatem ewentualne pole warzywne kurczy się do rozmiaru balkonu, tarasu lub ogródka działkowego.
Zazwyczaj gromadzi się zapasy na minimum trzy miesiące, docelowo są to dłuższe okresy (rok, dwa albo nawet pięć lat). Już na tym etapie należy podkreślić, że wydatki na dodatkową, przeznaczoną na czarną godzinę żywność zdecydowanie obciążają budżet. Zazwyczaj część produktów żywnościowych jest składowana poza domem w oddalonych od siebie skrytkach. Niestety z uwagi na ograniczenia finansowe wiele osób, decydując się na robienie zapasów, stawia na ilość, a nie na jakość pożywienia. To z kolei przekłada się na niską wartość odżywczą produktów i krótkotrwałość tego typu rozwiązań.
Survival ze swej natury opiera się na zbieractwie i myślistwie, co nie zmienia faktu, że osoby żyjące w zgodzie z naturą stawiają na własne uprawy. W ich diecie dużą rolę odgrywają również jadalne rośliny oraz owady. Tu zauważalna jest duża przewaga w stosunku do osób, które w głównej mierze opierają się na zgromadzonych w skrytce produktach żywnościowych.
Survival opiera się przede wszystkim na minimalizmie, w myśl zasady „coś z niczego”. Nastawiony jest zarówno na zbieractwo, jak i kreatywne wykorzystywanie zasobów natury lub posiadanych już przedmiotów. Jeśli przyjrzymy się chociażby postaciom znanym z telewizyjnych programów, takim jak Cody Lundin, Les Stroud, Ed Stafford, Matt Graham czy Ray Mears, bardzo szybko dostrzeżemy, że nie ilość sprzętu, lecz wiedza i doświadczenie nabywane latami decydują o przeżyciu.
Preppersi mają zgoła inne podejście: czym więcej będę miał zasobów, narzędzi i sprzętu, tym bardziej urosną moje szanse na przetrwanie lub spokojną egzystencję. Jest to model zdecydowanie konsumpcyjny. Stąd też wartość rynku „preppersowego” w USA cały czas wzrasta, tak samo jak liczba chętnych do kupowania. Według szacunków z 2013 roku w Ameryce było ponad 3,7 miliona osób, które określały się mianem preppersów albo survivalowców. Strach panujący w okresie zimnej wojny (1947–1991) spowodował, że wielu Amerykanów po raz kolejny poczuło się zagrożonych atakiem innego kraju. Stąd wziął się ówczesny boom na budowę przydomowych schronów. Ponad dwadzieścia lat później takie rozwiązania wciąż są w modzie, ale kosztują znacznie więcej. W Polsce ze względu na panujący w tym czasie ustrój nastawienie było inne. Wynikało z bieżących problemów gospodarczych i trudności dnia codziennego. U nas na podziemne schrony z prawdziwego zdarzenia mógł liczyć tylko aparat partyjny oraz władze wojskowe, a kłopoty z zaopatrzeniem zdecydowanie uniemożliwiały gromadzenie jakichkolwiek zapasów.
Warto przy okazji wspomnieć o maksymie wojsk brytyjskich: „żyjesz tym, co masz w plecaku, walczysz tym, co masz w oporządzeniu, a przeżyjesz z tym, co masz przy sobie”. Ta myśl doskonale oddaje cechy osoby przygotowanej, czyli preppersa.
Wróćmy jednak do kwestii wyposażenia. Klient amerykański może w ciągu weekendu przejść odpowiednie szkolenie, zamówić dowolną ilość zasobów (w gotowych racjach żywnościowych na okres pięciu lat) łącznie z dostawą do domu, a nawet wykupić miejsce w luksusowo urządzonym schronie przeciwatomowym. Mieszkańcom Polski niestety daleko do takich standardów, a przecież realne zagrożenia, na jakie jesteśmy wystawieni, są podobne.
Po tych nieco pesymistycznych rozważaniach czas na autoironiczny żart: Po czym poznać, że ktoś jest preppersem? Po tym, że zawsze ma wypchane wszystkie kieszenie, a zestaw gadżetów dołączony do kluczy od domu waży prawie kilogram.
Rozpatrując kwestię kosztów, należy rozróżnić ich dwa rodzaje: krótko- i długofalowe. Pierwszy rodzaj dotyczy początkowego okresu przygotowań, drugi – comiesięcznych wydatków. Wiąże się to również z dużą ilością czasu, zwłaszcza jeśli mowa o budowaniu schronienia, gromadzeniu zapasów w bezpiecznych kryjówkach czy przerabianiu dostępnego pojazdu. Spore wydatki idą także na zakup generatora prądu, paneli słonecznych etc. Niezależność, a w szczególności gromadzenie sprzętu i zapasów, kosztuje, i to sporo. Większymi szczęśliwcami są osoby mieszkające poza miastem, które dzięki własnym uprawom i wymianie z sąsiadami mogą zredukować koszt zakupu żywności. Samodzielnie przygotowane zapasy są dodatkowo pozbawione konserwantów chemicznych, barwników i ulepszaczy smaku, mają więcej wartości odżywczych.
Osoba zajmująca się survivalem na ogół największe wydatki ponosi w pierwszej fazie przygotowań, kiedy przeznacza określoną kwotę pieniędzy na zakup niezbędnego sprzętu (np. nóż, odzież turystyczna, filtr do wody) oraz dodatkowe szkolenia. Dzięki temu redukuje późniejsze, comiesięczne koszty.
Jeśli jednak spojrzymy na to z dystansu, okaże się, że osoba przygotowana będzie w stanie przeżyć znacznie dłuższy okres po zdarzeniu X o wiele taniej i w bardziej komfortowych warunkach, korzystając jedynie z własnych zasobów. Przy okazji będzie mogła pomóc bliskim osobom, jeśli zajdzie taka potrzeba. Same zdarzenia mogą być różnorodne: począwszy od braku zasilania, poprzez odcięcie od zaopatrzenia na przykład z powodu śnieżycy, a skończywszy na utracie stałej pracy.
Wielu preppersów kupuje złoto lub srebro zarówno w postaci sztabek, jak i monet. Inwestycje w kruszec to lokata długoterminowa, mająca zabezpieczyć finanse rodziny na przykład po kryzysie gospodarczym. Chodzi także o to, aby te produkty mogły się stać towarem wymiennym za inne cenne dobra. Oczywiście trzymanie wszystkiego w jednym miejscu, dajmy na to w banku, nigdy nie jest dobrym pomysłem, stąd też liczne kryjówki, w których rodzina gromadzi uzbierany kruszec. Jego zaletą jest uniwersalność, odporność na warunki atmosferyczne, a także mobilność (np. monety). Spora część preppersów stara się także nauczyć nowego zawodu lub nabyć takie umiejętności, których wykorzystanie nie będzie uzależnione od dostępu do energii elektrycznej, a będzie umożliwiało wykonywanie pracy zarobkowej w nowej rzeczywistości.
Osoby zajmujące się survivalem w większości nie myślą takimi kategoriami: nie cechuje ich mania chomikowania, zwłaszcza jeśli chodzi o pieniądze lub inne wartościowe dobra.
Życie oparte na survivalu to ciągła walka z żywiołami, brakiem zdatnej do picia wody czy pożywienia. Jak to ktoś słusznie ujął, jest to nieustanna praca przez 24 godziny na dobę. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z prymitywizmem w najczystszej postaci. Przecież każdy z nas podświadomie dąży do wygody w ten lub inny sposób, czy to poprzez przygotowanie posłania z liści, czy wykonanie śpiwora z płótna żaglowego. Gdy zaspokoimy nasze podstawowe potrzeby, naturalnym odruchem jest dążenie do ulepszania. Poprawiamy warunki, w jakich śpimy i gotujemy, oraz to, w co się ubieramy. Preppers po to gromadzi wodę, jedzenie, lekarstwa oraz inne zapasy, aby w sytuacji ich braku nie musieć nerwowo zastanawiać się, skąd i jak je pozyskać.
O ile w przypadku survivalowców można śmiało powiedzieć, że są to jednostki, o tyle preppersi niejako z założenia myślą o całej najbliższej rodzinie (małżonek, dzieci) oraz zwierzętach domowych i gospodarskich. Przygotowania zawsze w mniejszy lub większy sposób dotyczą wszystkich domowników. Ale podczas gdy dzieci, jeśli są odpowiednio wychowywane, traktują to jako dobrą zabawę, opinie współmałżonka bywają różne. Jest to związane głównie z wydatkami. Po pewnym czasie okazuje się bowiem, że rodzą się konflikty o to, czy zarobione pieniądze przeznaczyć na wakacje, czy może zakup drogiego generatora prądu lub środków ochrony osobistej w postaci kombinezonów i filtrów. Niestety, przeciętny Polak zarabia kilka razy mniej niż jego sąsiad zza zachodniej granicy, a ceny mamy podobne, zatem dylematy, co wybrać, są tym większe.
Tu należy postawić znak równości między preppersami a survivalowcami. Obie te grupy powinny w jednakowy sposób dbać o stan swojego zdrowia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Dobra kondycja pozwoli wyjść cało z niejednej opresji. A nadwaga czy kontuzja skutkują tym, że poruszamy się dużo wolniej, niż może to być konieczne w danym momencie. Mimo że ani survival, ani bycie preppersem nie polega na ucieczce, lecz na przystosowaniu się, może się okazać, że jedynym dostępnym środkiem transportu będą nasze własne nogi. Dlatego tak ważne są regularne treningi ogólnorozwojowe.
Warto dodać, że preppersi przywiązują większą wagę do długofalowego przeżycia. Dlatego oprócz żywności gromadzą również niezbędne lekarstwa, narzędzia medyczne i literaturę fachową, czyli te przedmioty, które będą przydatne im samym lub jako towar wymienny. Pamiętajmy, że oprócz sklepów spożywczych, monopolowych i ze sprzętem RTV/AGD kolejnym celem grabieży podczas zamieszek są apteki. Dochodzi wtedy nie tylko do kradzieży, lecz także niszczenia mienia, stąd też ich ponowne otwarcie może nastąpić po tygodniu lub nawet później.
To pojęcie jest bardzo szeroko rozumiane przez osoby przygotowane. O ile w przypadku wypraw survivalowych uczestnikom grozi niebezpieczeństwo wywołane głównie przez warunki atmosferyczne i dzikie zwierzęta, o tyle w miastach i na wsi największe zagrożenie pochodzi od innych ludzi. Pewnie dlatego każda amerykańska rodzina preppersów posiada choćby jedną sprawną strzelbę oraz pistolet. Jest to spowodowane obawą przed atakami band osobników, którzy będą chcieli im odebrać żywność lub wodę, przejąć pojazd bądź schronienie.
Jeśli rozpocznie się kryzys gospodarczo-polityczny, stan wojenny albo dojdzie do katastrofy naturalnej, wywoła to w kraju ogólny chaos. Zdesperowani ludzie będą krążyć w poszukiwaniu żywności. W pierwszej kolejności celem ataków i grabieży staną się sklepy, potem z pewnością domy i mieszkania innych osób. Dlatego każdy preppers, także w Polsce, ma broń. Jej posiadanie ma głównie cel psychologiczny, czyli odstraszenie ewentualnych napastników. Nie mamy, tak jak nasi amerykańscy odpowiednicy, przekonania, że dysponowanie dużą ilością broni palnej zagwarantuje nam bezpieczeństwo. A także że będziemy potrafili z niej skorzystać. Może dlatego szuka się alternatywnych i mniej radykalnych rozwiązań. Każdy plan obrony opiera się na znajomości terenu wokół miejsca zamieszkania. Preppersi starają się przewidzieć, skąd nadejdzie intruz i jak może się wedrzeć na ich obszar. Pewnie dlatego tak popularne są pułapki, które działają równie skutecznie za dnia, co w nocy.
Survivalowcy w kwestii bezpieczeństwa opierają się głównie na broni myśliwskiej, czyli nożach, łukach i dzidach. Choć niektórzy zapobiegliwi w swoim arsenale mają również gaz pieprzowy.
Dla preppersów środki transportu odgrywają decydującą rolę, na ogół bowiem wybierają oni takie pojazdy, które pełnią wiele funkcji: są odporne na uszkodzenia i awarie, mogą przewozić odpowiednio dużą ilość zapasów w razie konieczności ewakuacji. Niestety w Polsce niewiele osób stać na to, aby mieć dodatkowy samochód przygotowany tylko w tym celu. Pamiętajmy, że jeśli rodzina preppersów mieszka w mieście, dużo trudniej będzie jej się szybko ewakuować typowym samochodem, ponieważ prawdopodobnie wszystkie drogi wyjazdowe będą zakorkowane. Dlatego osoby przewidujące albo posiadają samochód mogący pokonywać bezdroża, albo wybiorą motocykl. Ten drugi środek transportu pozwala wprawdzie na szybką ucieczkę, ale z o wiele mniejszym bagażem.
Z kolei survival w dużej mierze kojarzy się z pieszymi wędrówkami. Ma to tę zaletę, że osoby go uprawiające są lepiej przygotowane pod względem kondycyjnym. Mając mniejszy bagaż, łatwiej jest zmieniać sposoby podróżowania, a zatem jest się bardziej mobilnym. Nie zapominajmy jednak o tym, że chodzenie to spory wydatek energetyczny.
O ile osoby zajmujące się survivalem postrzegane są jako „niegroźne świry jedzące korzonki”, o tyle preppersi często są po prostu wyśmiewani. Trudno powiedzieć, czym jest to spowodowane. Prawdopodobnie wpływ na to miał cykl programów o amerykańskich preppersach nadawany przez stację National Geographic. Myślę, że wiele osób ma fałszywe skojarzenia. Niełatwo dziś w jednoznaczny sposób stwierdzić, czy spotka nas przełomowe wydarzenie w rodzaju wojny, kataklizmu czy „tylko” katastrofy – stąd też każdy z nas szykuje się na to, co według niego jest najbardziej prawdopodobne. Co ciekawe, jeszcze nie tak dawno w Polsce osoby, które kupowały towary z nadwyżką, były uznawane za zapobiegliwe i zaradne. Obecnie powszechny dostęp do różnego rodzaju towarów daje złudną nadzieję, że „to wszystko zawsze będzie”. Niestety, na ogół budzimy się z letargu zbyt późno. Dopiero gdy na jeden dzień odcinają nam wodę w bloku, w panice biegniemy do sklepu po zaopatrzenie. Kiedy nie ma prądu, nagle przypominamy sobie o książkach, grach planszowych i tak prozaicznych rzeczach jak świeczki, latarka czy radio na baterie.
Czy chciałbyś, by pod twoim oknem czyhało kilkadziesiąt wygłodniałych osób proszących o cokolwiek do jedzenia lub picia? A w rezultacie by pojawił się tam groźny tłum pragnący za wszelką cenę odebrać ci twoje z trudem zgromadzone dobra? Na to pytanie odpowiedz sobie sam. Osoby, które obejrzały choć jeden odcinek serialu Czekając na apokalipsę (ang. Doomsday Preppers), wiedzą, że ich dom jest niczym sklep spożywczy. Jeśli zatem ze sklepów zniknie cały towar, bardzo szybko w głowach twoich sąsiadów oraz obcych ci osób zakiełkuje myśl, że trzeba zdobyć żywność. Jeżeli zaś skojarzą żywność z twoją osobą, ciężko będzie im to wyperswadować, zwłaszcza bez broni palnej. Zatem odradzam chwalenie się w zbyt szerokim gronie faktem bycia preppersem. A jeśli już musimy o tym wspominać, mówmy, że to ciekawe, ale zdecydowanie za drogie dla nas hobby.
Warto wspomnieć też o…
.
.
.
…(fragment)…
Całość dostępna w wersji pełnej