Rajski blef. Cykl z Hektorem Cichym. Tom 3 - Kasia Magiera - ebook

Rajski blef. Cykl z Hektorem Cichym. Tom 3 ebook

Kasia Magiera

0,0
39,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Komisarz Hektor Cichy ponownie doświadcza zmian, ale tym razem na lepsze. Jest w związku z kobietą, którą darzy silnym uczuciem.

Wrócił do wydziału kryminalnego, otrzymał awans i zyskał nowych przyjaciół. Po raz pierwszy od długiego czasu jest szczęśliwy i optymistycznie patrzy

w przyszłość.

Jedynym jego zmartwieniem jest Pola Ostrowska, która nie akceptuje nowego związku Hektora i zaczyna obsesyjne interesować się jego życiem. O pomoc w rozwiązaniu tego problemu mężczyzna prosi prokurator Annę Wiedźmińską, gdyż sam jest zajęty rozpoczętym właśnie nietypowym śledztwem.

Dobrze znany policji Dante rozkręcił narkobiznes i staje się coraz bardziej bezlitosny. Jego ofiarami padają pracujące dla niego kobiety. Umierają w cierpieniach. Hektor podejmuje więc ryzykowną grę – z pomocą znajomego dilera Grincha dołącza do grupy Dantego i rozpoczyna śledztwo pod przykryciem.

Czy poradzi sobie psychicznie z zadaniem, balansując na granicy bezprawia, zanurzając się w świecie narkotyków, alkoholu i pięknych kobiet.

Czy w Raju Dantego nie powróci do nałogu?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 612

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Prolog

13 lutego 2017 roku. Poniedziałek

Leżała na łóżku, sącząc wino z kie­liszka. Cho­ciaż rów­nie dobrze mogłaby pić z gwinta. Była sama, więc nikt o tym by nie wie­dział. Zresztą było jej wszystko jedno. Dookoła niej i tak pano­wał bała­gan. Od tygo­dni nie zawra­cała sobie głowy sprzą­ta­niem – nie przyj­mo­wała gości, dla­tego nie musiała się przej­mo­wać tym, aby choć jedno pomiesz­cze­nie w miesz­ka­niu było repre­zen­ta­cyjne. Od mie­sięcy, jeśli nie musiała iść do pracy, poru­szała się pomię­dzy kuch­nią, łazienką i sypial­nią. Dwa pozo­stałe pokoje stały nie­uży­wane. Nie miała potrzeby do nich zaglą­dać. Zwłasz­cza do gabi­netu Mar­cela, który wywo­ły­wał w niej skrajną roz­pacz. Kiedy kilka razy tam weszła, wyda­wało jej się, że jej życie dobie­gło końca. Mar­cela nie było, więc i jej nie powinno być. Odszedł, znik­nął z jej życia w ciągu jed­nego dnia. Nie mogła się z tym pogo­dzić. Nie widziała przy­szło­ści bez niego. Takie roz­wa­ża­nia snuła od kilku mie­sięcy i przez to nie potra­fiła zmu­sić się do dzia­ła­nia, do wzię­cia się w garść.

Dźwięk dzwonka do drzwi przy­wo­łał ją do rze­czy­wi­sto­ści. Choć w pierw­szej chwili nie wie­działa, czy na pewno go sły­szy, czy był marą jej umy­słu, któ­remu od dwóch godzin dostar­czała nową dawkę alko­holu. Kiedy jed­nak dzwo­nek roz­brzmiał ponow­nie, z nie­chę­cią pod­nio­sła się i wyszła do przed­po­koju, zamy­ka­jąc za sobą drzwi sypialni, choć nie sądziła, że wpu­ści do miesz­ka­nia kogo­kol­wiek.

Spoj­rzała przez wizjer. Zoba­czyła star­szą sąsiadkę miesz­ka­jącą pię­tro niżej. Wyda­wała się zde­ner­wo­wana.

Dzwo­nek roz­legł się ponow­nie.

Spoj­rzała w lustro. Wyglą­dała źle. Miała roz­czo­chrane włosy i była ubrana w stary dres. Dodat­kowo zda­wała sobie sprawę, że czuć od niej alko­hol. Sąsie­dzi nie widy­wali jej w takim sta­nie. Nie chciała zdra­dzać, jak fatal­nie się czuje i że nie może pora­dzić sobie z tym, co ją spo­tkało. Na zewnątrz musiała być twarda, tego ją uczono.

Dzwo­nek zabrzmiał ponow­nie. Musiało zda­rzyć się coś waż­nego, skoro kobieta nie odpusz­czała. Mimo wszystko posta­no­wiła jej otwo­rzyć.

– Dzień dobry – powie­działa sąsiadka ze wschod­nim akcen­tem. – Pani pra­cuje w poli­cji, prawda? – zapy­tała i patrzyła wycze­ku­jąco.

– Powiedzmy – odparła oględ­nie, sta­ra­jąc się pano­wać nad ruchami, gdyż nie była pewna, czy jed­nak nie wypiła za dużo.

– Prze­pra­szam, że panią nie­po­koję, ale nie wiem, kto mógłby mi pomóc – mówiła sąsiadka. Była prze­jęta i roz­trzę­siona.

– O co cho­dzi? – dopy­tała bez więk­szego zain­te­re­so­wa­nia.

– Moja córka znik­nęła – oznaj­miła kobieta. – Wyszła z domu do pracy w pią­tek rano i do dziś nie wró­ciła – wyja­śniła sąsiadka.

Zmru­żyła oczy, pró­bu­jąc przy­po­mnieć sobie, jaki jest dziś dzień. Od dawna każdy dzień był dla niej taki sam, nie roz­róż­niała ich. Nie miało dla niej zna­cze­nia, czy jest week­end, czy dzień powsze­dni.

– Minęły trzy doby, może pani zgło­sić ofi­cjalne zawia­do­mie­nie – poin­for­mo­wała ją w końcu, ale sąsiadka się skrzy­wiła.

– Nie jestem tu legal­nie – dodała ciszej. – Kri­stina też nie była – dodała i spoj­rzała bła­gal­nie. – Zosta­ły­śmy same z wnuczką, nie wiem, co robić. Boję się.

Przy­po­mniała sobie, że młoda dziew­czyna miesz­ka­jąca pię­tro niżej ma dziecko, może trzy-, czte­ro­let­nie.

– Niech pani wej­dzie – ska­pi­tu­lo­wała. – Prze­pra­szam za bała­gan, ale…

Mach­nęła ręką, pró­bu­jąc obyć się bez słów, a sąsiadka pokle­pała ją po ramie­niu. Cała klatka wie­działa, co ją spo­tkało kilka mie­sięcy temu. Dla­tego osą­dza­nie jej w tym momen­cie byłoby nie­spra­wie­dli­wo­ścią.

– Gdzie mała? – zapy­tała, gdy star­sza kobieta zna­la­zła się w przed­po­koju.

– Ogląda bajki – odparła sąsiadka.

– Pro­szę po nią iść – zde­cy­do­wała. – U mnie też może oglą­dać, a będziemy mieć ją na oku.

Kobieta kiw­nęła głową i poszła po wnuczkę. Po nie­spełna pię­ciu minu­tach wró­ciła z uro­czą blon­dy­neczką, która trzy­mała pod pachą pokaźną maskotkę. Gospo­dyni zapro­wa­dziła dziecko do salonu, w któ­rym od dawna nie była, i włą­czyła tele­wi­zor na kanał z baj­kami. Zasta­na­wiała się, czy ma coś dobrego do jedze­nia, czym mogłaby poczę­sto­wać dziew­czynkę, lecz szcze­rze w to wąt­piła. Od mie­sięcy nie zro­biła nor­mal­nych zaku­pów. Kupo­wała chleb, coś do niego i alko­hol. Sąsiadkę zapro­siła do kuchni, w któ­rej też pano­wał nie­po­rzą­dek, ale zgar­nęła wszystko ze stołu na bok i go prze­tarła.

– Zro­bię nam kawy – oświad­czyła.

Pora była późna, ale obie potrze­bo­wały wzmoc­nie­nia. Nalała wodę do elek­trycz­nego czaj­nika, wyjęła dwa czy­ste kubki z szafki i wysy­pała resztki roz­pusz­czal­nej kawy. Nie była pewna, czy jest dobra. Kupił ją jesz­cze Mar­cel, a jego już tro­chę nie było.

– Pro­szę powie­dzieć, gdzie córka pra­cuje i jaki miała plan na dzień, w któ­rym znik­nęła – popro­siła, kiedy posta­wiła przed nimi gorący napój.

– Kri­stina pra­cuje w klu­bie jako kel­nerka – powie­działa z żalem kobieta. – Przy­je­cha­ły­śmy tu, bo u nas nie było per­spek­tyw. Córka została sama z Sofią. Chciała zapew­nić dziecku lep­szą przy­szłość.

Kiw­nęła głową. To była histo­ria jak wiele innych.

– Szu­kała pracy w róż­nych miej­scach, ale albo odma­wiano jej z powodu sła­bego pol­skiego, albo ofe­ro­wano gro­sze. W końcu dostała pracę w klu­bie i nasze życie się popra­wiło.

Sąsiadka prze­tarła dło­nią oko, gdyż poja­wiła się w nim łza.

– W jakim klu­bie pra­cuje?

– Raj Dan­tego.

Zmarsz­czyła brwi. Nie znała takiego lokalu. Nic o nim nie wie­działa.

– W pią­tek jak zawsze wyszła do pracy i nie wró­ciła? – nawią­zała do pierw­szej infor­ma­cji, którą usły­szała od sąsiadki, ale zanim kobieta odpo­wie­działa, minęła chwila cięż­kiej ciszy.

– Miała pracę wyjaz­dową. Dodat­kowe zle­ce­nie – wyja­śniła w końcu.

Ponow­nie zmarsz­czyła brwi. Nie brzmiało to jak zaję­cie kel­nerki.

– Raz w mie­siącu szef ją wysyła poza lokal do pracy, a w zamian ma dobrą pre­mię – tłu­ma­czyła matka Kri­stiny.

Już wie­działa, że kobieta nie była zwy­kłą kel­nerką. Była albo panią do towa­rzy­stwa, albo tan­cerką ero­tyczną. Tylko takie warianty przy­cho­dziły jej do głowy.

– Była pani kie­dyś w klu­bie, w któ­rym pra­cuje córka? – zapy­tała, a sąsiadka pokrę­ciła głową. – Na pewno dzwo­niła pani do niej wiele razy – stwier­dziła więc i tym razem kobieta przy­tak­nęła.

– Od wczo­raj włą­cza się poczta – wes­tchnęła. – Byłam nawet wczo­raj przed tym klu­bem, ale mnie nie wpu­ścili, bo zabra­łam Sofię. Powie­dzieli, że dzieci nie wolno wpro­wa­dzać.

Od razu stało się jasne, że zaję­cie Kri­stiny nie ogra­ni­czało się do kel­ne­ro­wa­nia.

– Prze­pra­szam, ale muszę zadać to pyta­nie – zaczęła, patrząc na sąsiadkę prze­pra­sza­ją­cym wzro­kiem. – Może Kri­stina kogoś poznała i z nim ucie­kła?

– Nie zro­bi­łaby tak – zapew­niła zapal­czy­wie sąsiadka. – Miała dość męż­czyzn. Każdy, któ­rego poznała, ją krzyw­dził. Po uro­dze­niu Sofii przy­rze­kła sobie, że już żad­nemu nie zaufa – wyja­śniła. – Do tej pory wra­cała zaraz po pracy, a cały wolny czas poświęca Sofii. Jest z nią szczę­śliwa – oznaj­miła.

– Czyli nie przy­cho­dzi pani do głowy, co mogło się stać? – pod­su­mo­wała, a sąsiadka pokrę­ciła głową.

Brzmiało to wszystko nie­po­ko­jąco, a ponie­waż nie miała nic lep­szego do roboty, mogła pomóc sąsiadce. Było to lep­sze niż leże­nie i uża­la­nie się. Być może choć na chwilę zaj­mie myśli czym innym.

– Pomogę pani – oświad­czyła, a sąsiadka zła­pała ją za rękę ze łzami w oczach. – Naj­pierw spraw­dzimy szpi­tale, bo może zda­rzył się wypa­dek i Kri­stina leży gdzieś jako NN. Spraw­dzę sys­tem poli­cyjny, czy nie było zgło­sze­nia, które mogłoby nam coś pod­po­wie­dzieć. Jeśli to nie przy­nie­sie efek­tów, pójdę do tego klubu i zoba­czę, co się tam dzieje. – Naj­wy­raź­niej mocna kawa wypita nie­mal dusz­kiem była dobrym otrzeź­wie­niem.

– Dzię­kuję – rzu­ciła sąsiadka z ulgą. – Sofia cią­gle pyta o Kri­stinę. Nie wiem, co jej powie­dzieć…

– Dowiem się, co się stało i gdzie jest.

Spoj­rzała przez otwarte drzwi na sie­dzącą na kana­pie małą dziew­czynkę. Dziecko wpa­try­wało się w ekran tele­wi­zora jak zahip­no­ty­zo­wane, co chwilę chi­cho­cząc, kiedy poja­wił się jego ulu­biony boha­ter. Bez­bron­ność małej ści­ska­ją­cej plu­szaka spra­wiła, że po raz pierw­szy od mie­sięcy poczuła potrzebę dzia­ła­nia – Sofia bez dwóch zdań potrze­bo­wała mamy.

21 sierpnia 2017 roku. Poniedziałek

Hek­tor obu­dził się przed siódmą i z coraz więk­szym pożą­da­niem patrzył na śpiącą obok Rok­sanę. Była olśnie­wa­jąca. Koł­dra zsu­nęła się z niej, dając mu moż­li­wość podzi­wia­nia, jak jej piękne piersi uno­szą się i opa­dają przy każ­dym odde­chu. Nie mógł sobie wyobra­zić lepiej wyglą­da­ją­cej kobiety niż ona.

Od kilku tygo­dni był naprawdę szczę­śliwy, praw­dzi­wie, nie­malże nama­cal­nie. Dawno cze­goś takiego nie czuł. Zapo­mniał, jak dobrze czło­wie­kowi może być na duszy. Lek­kość towa­rzy­sząca szczę­ściu była dla niego przy­jem­nym odkry­ciem. Nie chciał, aby to znik­nęło. Przez ostat­nie lata ilu­zję szczę­ścia dawały mu opio­idy, od któ­rych był uza­leż­niony. A teraz, bez che­mii, czuł się, jakby był nasto­lat­kiem, zako­cha­nym po raz pierw­szy w naj­pięk­niej­szej kole­żance ze szkoły. Nie sądził, że jesz­cze kie­dyś się tak poczuje.

Chwi­lami wyrzu­cał sobie, że daje się ponieść wewnętrz­nej rado­ści. Kar­cił się za to, że czuje się dobrze. Poja­wiały się myśli, że jest ego­istą, bo pla­nuje nowe życie po tra­ge­dii, która go spo­tkała. To nawra­ca­jące poczu­cie winy dopro­wa­dzało go do roz­stroju, dla­tego powie­dział o tym Jaku­bowi Jani­szew­skiemu, psy­cho­lo­gowi, który poma­gał mu pozbie­rać się po wyda­rze­niach sprzed pół roku. Aby jed­nak tera­pia była sku­teczna, musiał prze­pra­co­wać doświad­cze­nia sprzed pię­ciu lat. Jani­szew­ski, który stał się też przy­ja­cie­lem Cichego, tłu­ma­czył mu, że nie powi­nien mieć wyrzu­tów sumie­nia z powodu roz­po­czę­cia nowego etapu. Prze­ko­ny­wał, że zmarła żona i syn nie mie­liby mu za złe, że w końcu uczy się żyć od nowa. Uwa­żał, że pięć lat egzy­sto­wa­nia w roz­pa­czy i nie­na­wi­ści oraz zło­ści na to, że to on prze­żył tra­giczny wypa­dek, to wystar­cza­jąca żałoba, którą teraz Hek­tor powi­nien zakoń­czyć, oczy­wi­ście zacho­wu­jąc w pamięci żonę i synka. I oto nada­rzyła mu się do tego naj­lep­sza oka­zja – na jego dro­dze poja­wiła się Rok­sana. Weszła w jego życie nie­spo­dzie­wa­nie, pew­nie i bez ostrze­że­nia. Zmie­niła jego świat i za to był wdzięczny losowi. Po raz pierw­szy od lat myślał o przyszło­ści. Pla­no­wał, co i gdzie będą razem robić.

Nie byli jesz­cze w sta­łym związku, bo usta­lili, że na razie nie będą się ogra­ni­czać tylko do sie­bie. Rok­sana zakoń­czyła trzy­let­nią rela­cję kilka tygo­dni wcze­śniej, więc potrze­bo­wała czasu, aby odzy­skać poczu­cie wol­no­ści. Dla­tego Hek­tor nie sta­wiał jej ulti­ma­tum. Cho­ciaż wła­ści­wie nie musiał – oboje nie chcieli być z nikim innym, tylko ze sobą.

Znali się od dzie­się­ciu tygo­dni, a od ośmiu byli nie­roz­łączni. Rok­sana była wcze­śniej dziew­czyną part­nerki Hek­tora z wydziału docho­dze­niowo-śled­czego. Pomo­gła im w trak­cie ostat­niego śledz­twa. Była ich przy­nętą, ale nie przy­go­to­wali jej na to, co ją cze­kało w miej­scu, do któ­rego została wysłana. Cał­ko­wita pro­wi­zorka w dzia­ła­niach spo­wo­do­wała dia­me­tralne zmiany w życiu Hek­tora, Rok­sany, Jagny, ale także przy­ja­ciółki Cichego, Poli Ostrow­skiej.

Jagna Boja­now­ska nie mogła zaak­cep­to­wać nie­po­słu­szeń­stwa Rok­sany, tego, że nara­ziła się na śmier­telne ryzyko. Poli­cjantka była ziry­to­wana tym, że jej dziew­czyna mimo próśb o nie­podej­mo­wa­nie pochop­nych decy­zji wyko­nała zada­nie po swo­jemu, nie zwa­ża­jąc na to, jakie mogą być skutki. Zwią­zek Rok­sany i Jagny już wtedy prze­ży­wał napię­cia, więc nie prze­trwał próby, jaką była akcja w klu­bie teni­so­wym Lob. Nie­wy­po­wie­dziane pre­ten­sje naro­sły i wybu­chły, nie dając szans na ich roz­wią­za­nie. Zresztą żadna z nich nie sta­rała się ura­to­wać związku. Miały dość. Po nagłym roz­sta­niu Rok­sana została z Hek­to­rem, mimo że począt­kowo nie był prze­ko­nany do tego pomy­słu. Ale kiedy Boja­now­ska po pro­stu pew­nego dnia wyje­chała, a Przy­byl­ska nie pró­bo­wała dowie­dzieć się, gdzie jej part­nerka zamie­rza zacząć nowe życie, odrzu­cił obiek­cje.

Modelka czuła się szczę­śliwa w towa­rzy­stwie Hek­tora, miała poczu­cie kom­fortu i bez­pie­czeń­stwa. To było coś, czego Jagna nie potra­fiła jej dać przez cały miniony rok. Kiedy więc poczuła wol­ność, zaczęła się bawić, wcią­ga­jąc w wir spon­ta­nicz­nych decy­zji Cichego, który nie pro­te­sto­wał. Czuli się ze sobą swo­bod­nie. Dla­tego dwa tygo­dnie po tym, jak Rok­sana zamiesz­kała na par­te­rze jego bloku, zaczęli rów­nież ze sobą sypiać i odkryli, że ten kolejny poziom rela­cji odpo­wia­dał im obojgu.

Poja­wie­nie się Rok­sany wpły­nęło także na rela­cję Hek­tora z Polą Ostrow­ską. Na początku pato­log miała nadzieję, że jego zain­te­re­so­wa­nie modelką minie, ale gdy Cichy po akcji w klu­bie Lob przy­jął tym­cza­sowo Rok­sanę pod swój dach, zro­zu­miała, że mają inne ocze­ki­wa­nia wobec przy­jaźni, która ich łączyła od pew­nego czasu. Pato­log nie spo­dzie­wała się niczego dobrego po rela­cji Hek­tora z modelką, ale nie wie­działa, jak sku­pić uwagę Cichego na sobie. Udo­wod­niła mu, że może na niej pole­gać, bo to wła­śnie ona pomo­gła mu po tra­gicz­nych wyda­rze­niach sprzed pół roku, ale ten nie­przy­jemny incy­dent z piękną i nie­bez­pieczną kobietą, która namie­szała mu w życiu, naj­wy­raź­niej niczego go nie nauczył – i nie pomógł mu zro­zu­mieć, kogo powi­nien mieć u swego boku. Pola zerwała więc kon­takty z Cichym, choć ten pró­bo­wał się dowia­dy­wać w ese­me­sach, jak się ma, a winą za dziwne zacho­wa­nie przy­ja­ciółki obar­czył jej byłego męża, który obec­nie prze­by­wał w wię­zie­niu – Cezary miał plan drę­cze­nia Ostrow­skiej nawet zza krat. Ich roz­mowy ogra­ni­czały się teraz do spraw zawo­do­wych, choć Pola nawet na komen­dzie sta­rała się go uni­kać. Ni­gdy nie podzie­liła się z nim tym, co wyda­rzyło się dzień przed roz­po­czę­ciem jego śledz­twa w klu­bie teni­so­wym Lob. Nie wie­dział więc, co zro­biła, żeby rato­wać sio­strę i szwa­gra.

Po kilku tygo­dniach Rok­sana tak wypeł­niła życie Hek­tora, że odpu­ścił sta­ra­nia o nawią­za­nie kon­taktu z Ostrow­ską i posta­no­wił wyrzu­cić ze swego życia nega­tywne emo­cje. I to aku­rat ucie­szyło Jani­szew­skiego, który wie­dział, że reak­cja Poli jest wyni­kiem roz­cza­ro­wa­nia, życia ilu­zją, że Hek­tor będzie z nią na zawsze jako jej wybawca. Poja­wie­nie się kolej­nej osoby wyma­gało pój­ścia na kom­pro­mis i dzie­le­nia się Cichym, na co pato­log nie chciała się zgo­dzić. Jani­szew­ski z nadzieją obser­wo­wał prze­miany Hek­tora. Widział w nich szansę na odzy­ska­nie emo­cjo­nal­nej rów­no­wagi. Posta­no­wił nawet ogra­ni­czyć liczbę spo­tkań do jed­nej sesji tygo­dniowo, choć zda­rzało się, że widy­wali się czę­ściej, ale już na płasz­czyź­nie pry­wat­nej.

Rów­nież w pracy ukła­dało się Hek­to­rowi. Powró­cił do wydziału kry­mi­nal­nego jako zastępca naczel­nika. Nato­miast naczel­ni­kiem został Michał Dudzik, który poja­wił się na komen­dzie naj­pierw jako peł­niący obo­wiązki komen­danta, gdy aresz­to­wano Leonarda Paw­łow­skiego za nie­le­galną współ­pracę z wła­dzami klubu teni­so­wego. Po trzech tygo­dniach wybrano nowego komen­danta, a Dudzik objął sta­no­wi­sko odcho­dzą­cego naczel­nika wydziału kry­mi­nal­nego. Pierw­sze tygo­dnie współ­pracy z nowym kolegą Hek­tor oce­niał pozy­tyw­nie. Dudzik oka­zał się zaan­ga­żo­wany w sprawy firmy, ale nie upier­dliwy. Chęt­nie słu­chał pomy­słów Cichego. Polu­bili się.

Hek­tor roz­my­ślał, gdy nagle jego tele­fon, leżący na sto­liku noc­nym, zaczął wibro­wać. Natych­miast się­gnął po niego, aby nie obu­dzić Rok­sany. Kiedy wycho­dził z pokoju, żeby poroz­ma­wiać, kobieta prze­wró­ciła się na drugi bok, przy­kry­wa­jąc koł­drą aż pod brodę.

Gdy zna­lazł się w przed­po­koju, zamknął drzwi do sypialni i spoj­rzał na ekran. Wid­niało na nim imię i nazwi­sko nowego part­nera. Naci­snął zie­lony guzik i ode­brał połą­cze­nie.

– Hek­tor, jesteś tam? – zapy­tał Dudzik, bo Cichy nie ode­zwał się od razu.

– Tak, tak – zapew­nił, wcho­dząc do kuchni i włą­cza­jąc eks­pres. Domy­ślił się, że Michał nie dzwoni o tej godzi­nie na kole­żeń­ską poga­wędkę. Zapewne cze­kała ich praca.

– Wiesz, gdzie jest motel Perła? – Part­ner prze­szedł od razu do sedna.

– Na połu­dniu, przy dro­dze wyjaz­do­wej z mia­sta? – upew­nił się Hek­tor.

– Zga­dza się. To się zbie­raj – obwie­ścił Michał.

– Bo? – dopy­ty­wał bez pośpie­chu Hek­tor, przy­go­to­wu­jąc fili­żankę.

– Wła­ści­ciel motelu zgło­sił, że w jed­nym z pokoi znaj­dują się zwłoki w wan­nie – odparł Dudzik.

– Kobieta – rzu­cił Cichy pew­nie.

– Skąd wiesz? – zdzi­wił się Michał.

– W tym motelu pro­sty­tutki obsłu­gują klien­tów na godziny. Pew­nie któ­re­goś ponio­sło – stwier­dził, jakby to było stan­dar­dowe wyda­rze­nie.

– No to mamy jasność. Ale, tak czy siak, musimy się tym zająć.

– Ode mnie do Perły jest pół godziny drogi – zako­mu­ni­ko­wał Hek­tor.

– Pocze­kam na cie­bie z oglę­dzi­nami, bo już jestem w aucie.

– Ktoś zawia­do­mił Polę Ostrow­ską? – zapy­tał Hek­tor, zanim part­ner się roz­łą­czył.

– Pro­ku­ra­tor Wiedź­miń­ska powie­działa, że ją zgar­nie – odpo­wie­dział Dudzik.

Hek­tor poczuł ukłu­cie. Z jed­nej strony było to dobre roz­wią­za­nie, a z dru­giej – zabo­lało go, że nawet w takiej sytu­acji Pola trzyma go na dystans.

– Dobra, to widzimy się na miej­scu – oznaj­mił i się roz­łą­czył.

Nalał kawę do kubka i zabrał go do łazienki. Chciał przed wyj­ściem wziąć szybki prysz­nic.

Znał Perłę. Odwie­dzał ją kilka razy z róż­nymi kobie­tami. Zanim zaprzy­jaź­nił się z Polą i zaczął z nią spę­dzać więk­szość wie­czo­rów przed tele­wi­zo­rem, szu­kał kobiet na jedną noc. Pozna­wał je z dala od domu, a motel był dosko­na­łym miej­scem na tego typu spo­tka­nia. Nie był drogi, ale zapew­niał przy­zwo­ite warunki i dys­kre­cję. Ta myśl od razu go zanie­po­ko­iła, bo zdał sobie sprawę, że nawet jeśli w recep­cji zapi­sano dane osoby wynaj­mu­ją­cej pokój, to nie­ko­niecz­nie były one praw­dziwe. On sam ni­gdy nie poda­wał swo­ich. Po pro­stu wystar­czyło jakieś imię i nazwi­sko.

* * *

Pola sie­działa jak na szpil­kach, cze­ka­jąc na przy­jazd pro­ku­ra­tor Anny Wiedź­miń­skiej. Jesz­cze trzy mie­siące temu zabra­łaby się z Cichym i byłoby to naj­na­tu­ral­niej­sze pod słoń­cem. Ale kobieta, która nagle poja­wiła się w jego życiu, znisz­czyła ich rela­cję. Pola wie­działa, że nie jest tak atrak­cyjna jak Ana­sta­zja Kool czy Rok­sana Przy­byl­ska. Nie mogła też zaofe­ro­wać Cichemu tego, co one mu dawały, czyli seksu. Nie chciała, aby jej doty­kał czy oglą­dał ją nago. Miała wiele blizn, któ­rych się wsty­dziła.

Ale nie tylko komi­sarz zaprzą­tał jej myśli. Dodat­ko­wym utra­pie­niem była sio­stra. Maja nie mogła zapo­mnieć o śmierci dwóch mło­dych męż­czyzn, któ­rzy wtar­gnęli do jej domu, powo­du­jąc znisz­cze­nia. Maja i Darek zabili ich w akcie samo­obrony i choć Pola pomo­gła im pozbyć się ciał na dobre, sio­stra żyła w cią­głym stra­chu. Popa­dła w para­noję, prze­stała wycho­dzić z domu i drę­czyła Polę tele­fo­nami.

Ostrow­ska była przy­tło­czona napię­ciem i fru­stra­cją i nie miała z kim podzie­lić się tymi emo­cjami. Hek­tor odpadł, psy­cho­te­ra­peutka nie wcho­dziła w grę – poza tym sku­piała się na ana­li­zo­wa­niu prze­żyć Poli zwią­za­nych z roz­pa­dem przy­jaźni z komi­sa­rzem – a Anna Wiedź­miń­ska, z którą miała dobre rela­cje zawo­dowe, była pro­ku­ra­to­rem. Nie mogła jej zwie­rzyć się z mrocz­nego sekretu.

Pola odczu­wała samot­ność i roz­go­ry­cze­nie. Znowu zaczy­nała wie­rzyć, że Cezary, który znę­cał się nad nią zarówno fizycz­nie, jak i psy­chicz­nie, miał rację, powta­rza­jąc, że jest zepsu­tym jabł­kiem, z któ­rym nikt nie wytrzyma.

Teraz nie­po­ko­iła się praw­do­po­dob­nym spo­tka­niem z Hek­to­rem w motelu Perła. Nie wie­działa, jak się zacho­wać ani co powie­dzieć. W gło­wie ukła­dała różne sce­na­riu­sze, ale wszyst­kie wyda­wały się żało­sne.

Jej serce ner­wowo zadrżało, gdy smart­fon roz­brzmiał melo­dyj­nym dźwię­kiem. Anna Wiedź­miń­ska już na nią cze­kała. Nie było odwrotu. Musiała się zebrać.

Zaczerp­nęła głę­boko powie­trza, wło­żyła lekką kurtkę i z cię­ża­rem na sercu ruszyła do pracy.

* * *

Zanim Hek­tor wyszedł z miesz­ka­nia, zer­k­nął do sypialni. Chciał się poże­gnać z Rok­saną. Usiadł na kra­wę­dzi łóżka i poca­ło­wał ją w czoło. Otwo­rzyła oczy i się uśmiech­nęła.

– Dzwo­nił Michał, mamy trupa – poin­for­mo­wał. – Mogę wró­cić późno.

Skrzy­wiła się, ale Cichy wie­dział, że nie ma mu tego za złe. Rozu­miała, że praca jest dla niego ważna. Zresztą ona rów­nież lubiła swoją.

– Ja mam o jede­na­stej krótką sesję – odpo­wie­działa – a potem będę tęsk­nić za tobą – zażar­to­wała.

Tym razem to Cichy się uśmiech­nął, odsła­nia­jąc bli­znę na policzku. Rok­sana dotknęła jej i poczuł, jak dawna rana zaczyna pul­so­wać. Wolałby, żeby tego nie robiła, bo wtedy powra­cały tra­giczne wspo­mnie­nia, a wyrzuty sumie­nia zaczy­nały krzy­czeć, że nie powi­nien czuć takiego szczę­ścia. Bli­zna była śla­dem bole­snej prze­szło­ści i jed­no­cze­śnie sta­no­wiła barierę przed pozy­tyw­nym spoj­rze­niem w przy­szłość. Ale nie powie­dział Rok­sa­nie o dys­kom­for­cie, który czuł, choć nie był pewien wła­ści­wie dla­czego. Na pewno by to zro­zu­miała. Znała jego histo­rię, więc nie uzna­łaby jego obiek­cji za błahe.

Kiedy ode­rwała dłoń od jego policzka, pod­nio­sła się na łok­ciach i deli­kat­nie poca­ło­wała go w usta. Cichy z żalem wstał, bo chciałby z nią zostać. Ale miał już dzie­sięć minut opóź­nie­nia. Dla­tego od razu po wyj­ściu na klatkę scho­dową ruszył do auta pośpiesz­nym kro­kiem. Miał nadzieję, że o tej porze nie będzie żad­nych utrud­nień na dro­dze.

Gdy tylko odpa­lił samo­chód, wnę­trze wypeł­niła ener­ge­tyczna muzyka. Uśmiech­nął się pod nosem. Rok­sana zosta­wiła tę płytę. Od dawna nie słu­chał niczego pod­czas jazdy, bo Ola to uwiel­biała. Wolała spę­dzać czas w aucie na delek­to­wa­niu się muzyką niż na roz­mo­wach. Dobrze pamię­tał, jak żona zata­piała się w każ­dym utwo­rze, śpie­wała i podry­gi­wała, co zawsze podo­bało się Ada­siowi, który gło­śno się śmiał. Ale teraz pozwo­lił Rok­sa­nie, aby jej muzyka odcią­gała go od tam­tego świata. Jechał i słu­chał dyna­micz­nych ryt­mów, a ener­gia zawarta w utwo­rach prze­ni­kała do jego ciała. To było naprawdę przy­jemne.

Dwa­dzie­ścia minut póź­niej zapar­ko­wał mię­dzy samo­cho­dami Wiedź­miń­skiej i Dudzika. Zanim wysiadł, zasta­na­wiał się, jak powi­nien się zacho­wać, kiedy spo­tka Polę, ale zaraz uznał, że to zbędne roz­wa­ża­nia. Prze­cież nic jej nie zro­bił. To ona zerwała z nim kon­takt i uda­wała, że go nie zna. Ruszył więc w kie­runku wej­ścia do motelu, gdzie pro­ku­ra­tor i Michał już na niego cze­kali.

– Dzień dobry – przy­wi­tał się. – Jak tam sytu­acja?

– Tech­nicy na razie spraw­dzają drzwi do pokoju, może znajdą jakieś odci­ski – pierw­szy ode­zwał się Dudzik.

– W takim miej­scu ludzie zmie­niają się codzien­nie, cza­sem nawet kilka razy. To bez­ce­lowa praca – sko­men­to­wał Cichy.

– Musimy poroz­ma­wiać z osobą, która ją zna­la­zła, i z tą, która ją zamel­do­wała. Może będą pamię­tać ważne szcze­góły. – Wiedź­miń­ska zaczęła dzia­łać według stan­dar­do­wego planu, ale od razu zauwa­żyła, że Michał uśmiech­nął się na jej słowa.

– Zamel­do­wała? – prych­nął z roz­ba­wie­niem. – Prze­pra­szam, ale nie możemy zapo­mi­nać, gdzie jeste­śmy.

Hek­tor musiał przy­znać mu rację. Ano­ni­mo­wość była tu klu­czowa.

– Goście muszą chyba wypeł­niać jakieś papiery, prawda? A co, jeśli ktoś znisz­czy pokój lub coś z niego ukrad­nie? – poda­wała przy­kłady Wiedź­miń­ska, ale zarówno Hek­tor, jak i Michał wzru­szyli ramio­nami.

– Ryzyk-fizyk – stwier­dził w końcu Dudzik. – Pew­nie nie mają sprzętu wyso­kiej jako­ści ani war­to­ścio­wych mebli. Ludzie nie przy­jeż­dżają tutaj, żeby oglą­dać tele­wi­zję w peł­nej roz­dziel­czo­ści – iro­ni­zo­wał.

Pro­ku­ra­tor nie była zachwy­cona jego mądro­ściami.

– Wcho­dzi­li­ście już do środka? – prze­rwał dywa­ga­cje Michała Cichy.

– Nie, cze­ka­li­śmy na pana, komi­sa­rzu – odparła Wiedź­miń­ska, ubrana jak zawsze na czarno. – Nato­miast pani Pola jest już przy denatce – mówiąc to, spoj­rzała na niego zna­cząco. Było jasne, że orien­tuje się, jak obec­nie wyglą­dają jego rela­cje z Ostrow­ską.

Ruszyli przez otwarte drzwi i w wąskim kory­ta­rzu minęli pra­cu­ją­cych nie­opo­dal tech­ni­ków, następ­nie weszli do małego sza­rego pokoju, w któ­rym pano­wał bała­gan. Widać było, że wyda­rzyło się tu coś gwał­tow­nego. Hek­tor i Michał skie­ro­wali się do łazienki, a pro­ku­ra­tor sta­nęła w jej drzwiach. Pomiesz­cze­nie było nie­wiel­kie, a w środku już pra­co­wała Ostrow­ska, dla­tego nie było sensu robić tłoku. Biel wanny i kafel­ków mocno kon­tra­sto­wała z dużą liczbą krwa­wych pla­mek, które były dosłow­nie wszę­dzie.

– Welcome to Dexter Mor­gan world – rzu­cił po angiel­sku Dudzik, przy­wo­łu­jąc seria­lo­wego seryj­nego mor­dercę, który za dnia pra­co­wał jako poli­cyjny ana­li­tyk krwi.

W wan­nie w dzi­wacz­nej pozy­cji leżała mar­twa młoda dziew­czyna, cał­kiem naga. Jej twarz była zwró­cona w stronę drzwi, więc pierw­sze, co można było zauwa­żyć, to otwarte prze­ra­żone i mar­twe oczy. Nie­gdyś zapewne sta­ranny maki­jaż teraz był roz­ma­zany, nada­jąc cało­ści kary­ka­tu­ralny wymiar. Pola w ochron­nym stroju pochy­lała się nad zwło­kami. Hek­tor na uła­mek sekundy się zawa­hał, ale zaraz potem zro­bił trzy kroki w stronę wanny. Od razu zauwa­żył, że denatka ma dużą otwartą ranę, cią­gnącą się od pod­brzu­sza aż po żebra. Po dokład­nym przyj­rze­niu się można było dostrzec narządy wewnętrzne. Kilka sekund póź­niej dołą­czyła do niego pato­log.

– Hej – posta­no­wił przy­jąć swo­bodny ton, ale Pola nawet na niego nie spoj­rzała. – Cesarka w mote­lo­wych warun­kach? – zapy­tał z nie­do­wie­rza­niem.

– Nie. Gdyby ktoś chciał wyciąć z niej dziecko, toby nie roz­ci­nał tego miej­sca i nie w ten spo­sób. To by nie miało sensu. W ten spo­sób zro­biłby krzywdę dziecku – wyja­śniła, na­dal nie patrząc na niego.

– To może wycięli jej jakiś organ? – spró­bo­wał raz jesz­cze.

– Jeśli cho­dzi­łoby o nie­le­galne pobra­nie orga­nów, to naj­praw­do­po­dob­niej zro­biłby to lekarz, i to nie w takim miej­scu, i nie w tych warun­kach – oświad­czyła i dodała dla pew­no­ści: – Przy han­dlu orga­nami to narządy mają war­tość. Klient płaci za zdrowy towar. Dla­tego wąt­pię, żeby o to cho­dziło. W jej przy­padku kilka cen­nych narzą­dów zostało uszko­dzo­nych. Zde­cy­do­wa­nie cię­cie wyko­nał ktoś, kto się nie zna na ana­to­mii.

– Co za skur­wiel robi coś takiego? – zare­ago­wał Dudzik.

– To co mogło się jej przy­da­rzyć? – zapy­tał Cichy i pierw­szy raz ich spoj­rze­nia się spo­tkały.

– Może po pro­stu tra­fiła na psy­chola, który ją pociął – odparła Pola, wra­ca­jąc wzro­kiem do denatki. – Agre­sywny typ. To, co jej zro­bił, wyma­gało siły i samo­za­par­cia. Mówiąc kolo­kwial­nie, została roz­pruta. Na brzu­chu ma dłu­gie i głę­bo­kie rany cięte o nie­rów­nych kra­wę­dziach oraz kilka płyt­szych nacięć. Pew­nie wyry­wała się, chciała ucie­kać, a on, nie­wpra­wiony lub pod wpły­wem adre­na­liny, dźgał ją na oślep.

– A może to pro­sty­tutka, która umó­wiła się tu z klien­tem, ale nie spro­stała jego ocze­ki­wa­niom i się zde­ner­wo­wał? – dołą­czyła do roz­wa­żań Wiedź­miń­ska.

– Nie wygląda na dziwkę – oświad­czył Dudzik.

Pro­ku­ra­tor cmok­nęła z dez­apro­batą za jego ple­cami. Nie wie­dział jesz­cze, że star­sza kobieta nie lubi wul­gar­no­ści.

– Ubra­nia i torebka są mar­kowe. Nawet jeśli sprze­da­wała się, to nie za pięć­dzie­siąt zło­tych i nie w tej norze.

– To, co pozo­stało z paznokci, może świad­czyć o tym, że dbała o sie­bie – zauwa­żyła Ostrow­ska. – Widać to rów­nież po wło­sach, maki­jażu i depi­la­cji. Dla­tego uwa­żam, że pan nad­in­spek­tor ma rację. Ona po pro­stu nie pasuje do tego miej­sca.

– Jest bar­dzo młoda – stwier­dził Hek­tor.

Według niego dziew­czyna mogła być nawet nie­peł­no­let­nia. Natych­miast przy­po­mniał sobie sprawę sprzed kilku tygo­dni. Jesz­cze nie upo­rał się z papie­ro­lo­gią doty­czącą śledz­twa w klu­bie teni­so­wym Lob, więc nie podo­bała mu się powtórka z roz­rywki.

– Może w jej torebce jest doku­ment toż­sa­mo­ści? – rzu­ciła Wiedź­miń­ska, wska­zu­jąc pal­cem na torebkę Cha­nel, leżącą na pod­ło­dze przy łóżku.

Cichy wyszedł z łazienki, nało­żył latek­sowe ręka­wiczki i pod­niósł torebkę. Obej­rzał ją ze wszyst­kich stron. Była w dosko­na­łym sta­nie, na pewno nowa. Otwo­rzył i roz­sy­pał zawar­tość na nie­chluj­nie zasłane łóżko. W środku były typowe rze­czy takie jak błysz­czyk, puder, grze­bień, a także karta płat­ni­cza i dowód oso­bi­sty. Bra­ko­wało tylko tele­fonu komór­ko­wego. Hek­tor zaczął się roz­glą­dać, ale w pokoju pano­wał totalny chaos, nie było szans na zna­le­zie­nie smart­fona. Miał nadzieję, że tech­nicy, dokład­nie bada­jąc miej­sce zda­rze­nia, go odnajdą.

– Jest dowód – zako­mu­ni­ko­wał. – Nazy­wała się Karo­lina Wach­nik. Uro­dziła się dzie­sią­tego kwiet­nia 1998 roku w Rogo­wie.

– Naprawdę młoda – wes­tchnął Dudzik.

– Po tym bała­ga­nie w pokoju i śla­dach na jej ciele widać, że się bro­niła – ode­zwała się ponow­nie Pola, która teraz stała w progu mię­dzy łazienką a poko­jem. – Ma wiele ran cię­tych na dło­niach, przed­ra­mio­nach i ramio­nach.

– Waleczna dziew­czyna – stwier­dziła pro­ku­ra­tor.

– Tylko jej to gówno dało – rzu­cił bez namy­słu Dudzik.

Pola i Hek­tor spoj­rzeli na sie­bie, a potem na Wiedź­miń­ską, cie­kawi jej reak­cji, ale ona tylko zaci­snęła usta w cienką linię.

– Poroz­ma­wiajmy z pra­cow­ni­kami – zarzą­dziła. – A my spo­tkajmy się po połu­dniu – dodała, patrząc na Polę.

– Posta­ram się wtedy wie­dzieć wię­cej – odpo­wie­działa pato­log zupeł­nie innym gło­sem niż pod­czas roz­mowy z Hek­to­rem.

– Nam tu tro­chę zej­dzie – usły­szeli Jana Sob­czaka, szefa tech­ni­ków. – Chaos nie­mi­ło­sierny i mało ste­rylne to miej­sce. Jestem pewien, że znaj­dziemy dużo nie­po­trzeb­nych śla­dów.

– Szu­kaj­cie jej tele­fonu. To lep­sze niż pamięt­nik u takiej mło­dej osoby – popro­sił Cichy.

Aby dostać się do recep­cji, trzeba było wyjść z budynku, w któ­rym na dwóch pię­trach były roz­miesz­czone pokoje jeden obok dru­giego. Ktoś, kto zapro­jek­to­wał ten budy­nek, musiał się inspi­ro­wać ame­ry­kań­skimi mote­lami. Bra­ko­wało tylko na tyłach obskur­nego basenu bez wody.

Budy­nek z recep­cją przy­le­gał pro­sto­pa­dle do kra­wę­dzi budynku z poko­jami, jakby sta­no­wił odrębną bryłę, a fron­tową ścianę miał prze­szkloną. Hek­tor otwo­rzył drzwi z napi­sem „Recep­cja” i prze­pu­ścił Wiedź­miń­ską pierw­szą. Ten rodzaj uprzej­mo­ści był dla niej istotny. Pro­ku­ra­tor zbli­żała się do sie­dem­dzie­siątki i nie czuła potrzeby wal­cze­nia o rów­no­upraw­nie­nie, ponie­waż już udo­wod­niła swoje umie­jęt­no­ści. Ale takie zacho­wa­nia jak cało­wa­nie w rękę czy wyra­ża­nie się kul­tu­ral­nie przy kobie­cie miały dla niej zna­cze­nie. Pra­co­wała w swoim zawo­dzie długo, sły­szała i widziała wiele, ale na­dal nie tole­ro­wała nie­po­trzeb­nej wul­gar­no­ści.

Zza lady wysta­wała łysawa głowa faceta, który wyglą­dał na total­nie nie­za­in­te­re­so­wa­nego tym, co się wła­śnie wyda­rzyło w jed­nym z pokoi. Spo­koj­nie oglą­dał tele­tur­niej w tele­wi­zji i nawet nie ode­rwał wzroku od moni­tora na ich wej­ście.

– Prze­pra­szam, czy byłby pan tak łaskawy i poroz­ma­wiał z nami? – ode­zwała się Wiedź­miń­ska sta­now­czo.

Męż­czy­zna z nie­chę­cią wstał i z ocią­ga­niem pod­szedł do lady. Miał grube, cięż­kie oku­lary i pokaźną brodę, która mocno kon­tra­sto­wała z nie­równą łysiną. Hek­tor widział go tu już wcze­śniej.

– Czy zamor­do­wana kobieta była z kimś?

Pro­ku­ra­tor prze­szła do kon­kre­tów, nie siląc się na przed­sta­wia­nie się. Męż­czy­zna nie był zain­te­re­so­wany tym, kim są. Nauczył się, pra­cu­jąc tu, że i tak nikt nie mówi o sobie prawdy.

– Była z dwoma face­tami – odpo­wie­dział. Miał wyraźną wadę wymowy, ale nie przej­mo­wał się tym.

– Czy zamel­do­wał ich pan?

Hek­tora ogar­nął pusty śmiech, ale posta­no­wił nie reago­wać. Był cie­kaw, co odpo­wie męż­czy­zna.

– Jed­nego. Tyle wystar­czy, żeby wyna­jąć pokój – wyja­śnił bez ogró­dek.

– Pod jakim nazwi­skiem?

Pomimo obrzy­dze­nia Wiedź­miń­ska nie znie­chę­cała się. Miej­sce to wyda­wało się jej brudne i nie­przy­jemne.

Męż­czy­zna spoj­rzał do zeszytu, popra­wia­jąc suwa­jące się oku­lary, i oznaj­mił:

– Jan Kowal­ski.

Pro­ku­ra­tor fuk­nęła. Była to oczy­wi­sta infor­ma­cja, że to fał­szywe dane.

– Spi­sał go pan z dowodu? – docie­kała.

Męż­czy­zna zmarsz­czył brwi.

– Uwie­rzy­łem na słowo. Po co ktoś miałby mnie okła­my­wać, jak się nazywa? – odparł z roz­bra­ja­jącą powagą oku­lar­nik, po czym dodał: – Pan prze­cież wie, jak to działa.

Spoj­rzał na Hek­tora, musiał go roz­po­znać.

Pro­ku­ra­tor popa­trzyła na Cichego z dez­orien­ta­cją, a Dudzik lekko się uśmiech­nął. On zro­zu­miał, o co cho­dziło recep­cjo­ni­ście. Poznał już nieco Hek­tora, ponie­waż ostat­nio na komen­dzie nie­wiele się działo, dla­tego zamknięci w jed­nym pokoju opo­wia­dali sobie różne histo­rie ze swo­jego życia. Choć Hek­tor nie powie­dział mu o nar­ko­ty­kach, od któ­rych był uza­leż­niony przez lata, a cztery osoby w pracy wie­działy o jego nałogu – komen­dant Leonard Paw­łow­ski, który na razie nikomu nie wspo­mniał o pro­ble­mie Hek­tora, choć ten przy­czy­nił się do jego aresz­to­wa­nia, Krzysz­tof Jawor­ski, dawny part­ner Cichego, a obec­nie pod­władny, oraz Pola i Wiedź­miń­ska, która uda­wała, że o tym fak­cie nic nie wie.

– A jak wyglą­dali ci męż­czyźni? – Pro­ku­ra­tor prze­szła do kolej­nej kwe­stii, ale już zro­zu­miała, że recep­cjo­ni­sta nie będzie przy­dat­nym świad­kiem. Nie inte­re­so­wało go nic poza zapłatą i spo­ko­jem.

– Czy ja wiem…? – burk­nął, wykrzy­wia­jąc twarz w wyra­zie obo­jęt­no­ści. – Nor­malni, jak wielu innych. – Jego wada wymowy połą­czona z nie­chluj­stwem w mówie­niu spra­wiała, że trzeba było dobrze się wsłu­chi­wać w wypo­wia­dane słowa. – Dwa mię­śniaki.

– Nie sły­szał pan krzyku dziew­czyny? – zapy­tała Wiedź­miń­ska oskar­ży­ciel­sko.

– Kochana pani, gdy­bym za każ­dym razem reago­wał na krzyki kobiet, tobym osza­lał – wyja­śnił spo­koj­nie. – Więk­szość gości przy­cho­dzi tu na seks. Ściany są cien­kie, więc wszystko sły­chać. Gdyby pani tu usia­dła, zro­zu­mia­łaby moją obo­jęt­ność.

– A nie zdzi­wiło pana, że taka młoda dziew­czyna spo­tyka się w jed­nym pokoju z dwójką mię­śnia­ków?

Hek­tor i Michał się nie odzy­wali, ale pyta­nia Wiedź­miń­skiej były naiwne. Aż dziw brał, że pro­ku­ra­tor z czter­dzie­sto­let­nim sta­żem nie wie, co się wypra­wia w takich miej­scach. Chyba że chciała od męż­czy­zny usły­szeć wyja­śnie­nia, w któ­rych miała nadzieję wyła­pać jakiś istotny szcze­gół.

– Mnie to już nic nie dziwi – odparł bro­dacz.

– Macie tu kamery? – włą­czył się Dudzik.

W nor­mal­nych oko­licz­no­ściach Cichemu też by takie pyta­nie przy­szło na myśl, ale znał to miej­sce, dla­tego odpo­wiedź była dla niego oczy­wi­sta.

– Nie – oznaj­mił męż­czy­zna sta­now­czo.

– Dziew­czyna przy­je­chała sama czy z mię­śnia­kami? – tym razem zapy­tał Hek­tor.

– Przy­je­chali razem. Wiel­kim czar­nym samo­cho­dem – prze­rwał, a zaraz dodał, zanim padło kolejne pyta­nie: – Dziew­czyna i jeden facet wysie­dli z tyl­nych drzwi, a drugi był kie­rowcą… – Zro­bił pauzę, po któ­rej ode­zwał się ponow­nie: – Kie­rowca przy­szedł do mnie, zapła­cił za noc, dostał klu­cze i tyle ich widzia­łem.

– Czyli nie widział pan, kiedy opu­ścili pokój?

Męż­czy­zna pokrę­cił głową.

– Kto zna­lazł ciało?

– Sprzą­taczka – odpo­wie­dział. – Zwy­kle nie zagląda do pokoi, do któ­rych nie ma klu­cza na wie­szaku. Ma zaj­mo­wać się tylko tymi, które są do posprzą­ta­nia. Ale tym razem weszła do środka, bo zoba­czyła, że drzwi są uchy­lone.

Recep­cjo­ni­sta ponow­nie popra­wił oku­lary, cho­ciaż nie zmie­niły poło­że­nia. To był jego auto­ma­tyczny odruch.

– Zro­biła zamie­sza­nie w całym motelu. Przy­bie­głem do pokoju, zoba­czy­łem scenę jak z hor­roru i was wezwa­łem. Nie było czasu na gada­nie czy zasta­na­wia­nie się, cho­ciaż nie mogli­śmy już jej pomóc. Wszę­dzie była krew, wnętrz­no­ści na zewnątrz, było już za późno na pomoc – mówił zaska­ku­jąco spo­koj­nie, jakby oglą­dał to w tele­wi­zji, a nie był świad­kiem tej maka­brycz­nej sceny.

– Gdzie jest teraz sprzą­taczka, która zna­la­zła ciało? – zapy­tał Hek­tor.

– Przy ambu­lan­sie. Tak się prze­jęła, że to ją rato­wać musia­łem – wyja­śnił bro­dacz. – Krótko mówiąc, począ­tek dnia do dupy. Od dawna się tu tyle nie działo. A taka reklama nie­zbyt dobrze robi dla biz­nesu.

– Jakby pan miał kamery i był bar­dziej czujny, to być może nie doszłoby do tego – rzu­cił ze zło­ścią Dudzik.

Zgi­nęła młoda dziew­czyna, a facet miał pre­ten­sje, że popsuje to i tak wąt­pliwą renomę tego miej­sca.

– Sprzą­taczka cze­goś doty­kała? – dopy­tał Hek­tor ponow­nie.

– A ja wiem?! – Wzru­szył ramio­nami. – Może klamki u drzwi. Sami zapy­taj­cie. W szoku była, prze­jęła się i trudno było się z nią doga­dać.

– Tech­nicy będą jesz­cze przez jakiś czas pra­co­wać w pokoju. Muszą zebrać i zabez­pie­czyć ślady – oznaj­mił Dudzik.

– A kto mi zre­kom­pen­suje straty za nie­uży­wany pokój? W tym cza­sie mogę mieć klien­tów – obu­rzył się bro­dacz.

Hek­tor zauwa­żył, jak na twa­rzy pro­ku­ra­tor maluje się złość.

– Chyba mię­śniaki zapła­ciły za całą dobę – przy­po­mniał komi­sarz. – O któ­rej przy­je­chali?

Oku­lar­nik ponow­nie spoj­rzał do zeszytu.

– Czter­dzie­ści minut po pół­nocy.

Mówiąc to, zdał sobie sprawę, że komi­sarz ma rację. Pokój był opła­cony do pół­nocy.

– Pro­szę się cie­szyć, że nie wezwę sane­pidu i nie zamknę tego miej­sca. Liczba naru­szeń prze­pi­sów, którą do tej pory zoba­czy­łam, kwa­li­fi­kuje to miej­sce do likwi­da­cji – wybu­chła z pre­ten­sjami pro­ku­ra­tor.

Zoba­czyli zasko­cze­nie na twa­rzy męż­czy­zny. Nie spo­dzie­wał się takiej reak­cji Wiedź­miń­skiej.

– Dla mnie to miej­sce może być przy­czół­kiem wybu­chu epi­de­mii.

– Dobra, już dobra, zro­zu­mia­łem – ofu­kał ją.

– Na któ­rym miej­scu zapar­ko­wali? – wró­cił do prze­słu­cha­nia Cichy.

Chciał spraw­dzić, czy była szansa, że ktoś z innego pokoju ich widział, kiedy byli na par­kingu.

– Dwa­dzie­ścia sie­dem – rzu­cił z urazą oku­lar­nik.

– Czy okna któ­re­goś z pokoi wycho­dzą na to miej­sce? – dopy­ty­wał Hek­tor.

– To miej­sce naj­bar­dziej z brzegu – odpo­wie­dział recep­cjo­ni­sta. – Z pokoi pięć i sześć je widać, ale od dwóch dni są puste.

Nadzieja na świad­ków prze­pa­dła. Wiedź­miń­ska jesz­cze chwilę przy­glą­dała się z nie­chę­cią męż­czyź­nie i krę­ciła głową z dez­apro­batą. On i to miej­sce wywo­ły­wały u niej fru­stra­cję.

Wyszli na zewnątrz przed recep­cję.

– Czy mógłby mi pan wyja­śnić, dla­czego ten oprych twier­dzi, że pan zna zasady, które rzą­dzą tym miej­scem?

Hek­tor oba­wiał się tego pyta­nia. Miał nadzieję, że pro­ku­ra­tor zapo­mni o tej czę­ści roz­mowy, ale tak się nie stało. Cho­ciaż był doro­sły i mógł robić, co chce i z kim chce, to z opo­rem musiał wyja­śnić, o co cho­dziło.

– Byłem w tym motelu kilka razy.

– Dla­czego? Prze­cież ma pan swoje miesz­ka­nie.

Pro­ku­ra­tor zacho­wy­wała się, jakby fak­tycz­nie nie wie­działa, w jakim celu ludzie się tu spo­ty­kają. A być może dro­czyła się z nim i chciała go zawsty­dzić. Michał stał za jej ple­cami i głu­pio się uśmie­chał do komi­sa­rza.

– Mia­łem randkę. – Hek­tor pró­bo­wał wyjść z tej sytu­acji z twa­rzą, mówiąc tylko oględ­nie.

Wiedź­miń­ska ponow­nie prze­je­chała wzro­kiem po budynku z poko­jami i jakby nagle zro­zu­miała, co ma na myśli.

– Nie spo­dzie­wa­łam się po panu tak nędz­nego gustu – orze­kła z nie­chę­cią i ruszyła przo­dem w kie­runku ambu­lansu, a Michał szep­nął z roz­ba­wie­niem do Hek­tora:

– Zruj­no­wa­łeś jej piękny obraz sie­bie.

– Widziała mnie w kiep­skim sta­nie. Nie sądzę, abym mógł to pogor­szyć – wyja­śnił Hek­tor.

– Cho­roba to zupeł­nie co innego niż bawie­nie się w pod­rzęd­nych mote­lach z przy­pad­ko­wymi panien­kami – zauwa­żył Dudzik. – Wiele kobiet nie tole­ruje takich zacho­wań i nie potrafi ich zro­zu­mieć. Dla­tego uwa­żam, że jej sym­pa­tia do cie­bie została dzi­siaj poważ­nie nad­szarp­nięta.

– Cza­sem czuję się przy niej jak dzie­ciak, który cią­gle ją roz­cza­ro­wuje – stwier­dził Hek­tor z prze­ką­sem.

– Nie zawsze można spro­stać ocze­ki­wa­niom innych – pod­su­mo­wał Dudzik pocie­sza­jąco.

* * *

Kiedy Pola została sama w łazience, poczuła nie­spo­dzie­waną ulgę, mimo że cze­kała ją praca przy zakrwa­wio­nym, poszar­pa­nym ciele mło­dej kobiety. Nawet nie przy­pusz­czała, że będzie jej tak trudno, gdy Cichy będzie w pobliżu. Uni­kała go od tygo­dni, ale cią­gle o nim myślała. Nie mogła pogo­dzić się ze zmia­nami i każda myśl o tym, że Cichy jest z Rok­saną, dopro­wa­dzała ją do sza­leń­stwa. Wyobra­żała sobie ich razem w kinie, w restau­ra­cji czy w łóżku, świet­nie się bawią­cych i za każ­dym razem cier­piała. Zauwa­żyła też, że Hek­tor ostat­nio czę­sto korzy­sta z zale­głego urlopu. Bie­rze dodat­kowe dni wolne, żeby spę­dzać je z nową dziew­czyną. Ostrow­ska czuła roz­cza­ro­wa­nie i złość. Pra­gnęła znów prze­sia­dy­wać wie­czo­rami z Hek­torem. Wtedy czuła się tak dobrze, tak lekko… Od lat tego nie zaznała. Ale teraz wszystko znik­nęło i znów została sama ze swo­imi demo­nami.

Dzi­siej­sze spo­tka­nie było jak tor­tura, a per­fumy Rok­sany, które od niego poczuła – trudno było je pomy­lić z czym­kol­wiek, główną nutą był aro­mat cze­ko­lady – przy­wo­łały obraz modelki. Dla­tego bała się spoj­rzeć na Hek­tora, nie chciała, aby zoba­czył w jej oczach roz­pacz. W ciem­no­ści nocy, gdy nie mogła zasnąć, zasta­na­wiała się cza­sami, jak mogłaby spra­wić, aby Rok­sana znik­nęła z życia Cichego. Co takiego złego zro­biła, że zawsze była odrzu­cana, nie­chciana i na dru­gim pla­nie? Miała już tego ser­decz­nie dość. Nie wie­działa jesz­cze, co dokład­nie zrobi, ale nie miała zamiaru się pod­da­wać. Ona i Hek­tor byli sobie prze­zna­czeni, a obcią­że­nie trau­mami spra­wiało, że tak dobrze się rozu­mieli.

* * *

Pode­szli do karetki. Przez otwarte roz­su­wane drzwi zoba­czyli star­szą panią, która sie­działa na fotelu z głową opartą o zagłó­wek.

– Dzień dobry – ode­zwała się pro­ku­ra­tor.

Kobieta drgnęła, jakby nagle wybu­dzona z głę­bo­kiego snu.

– To pani zna­la­zła ofiarę? – zadała reto­ryczne pyta­nie Wiedź­miń­ska.

– Coś potwor­nego – wes­tchnęła star­sza kobieta o sza­rych wło­sach do ramion.

Była na­dal prze­jęta, ale nie można było się jej dzi­wić. Widok, który zastała w wan­nie, ściąłby z nóg nie­jed­nego.

– Te zbiry potrak­to­wały ją gorzej niż pro­siaka. Wszę­dzie krew.

Zakryła twarz dłońmi.

– Czy widziała pani męż­czyzn, z któ­rymi kobieta przy­je­chała? – zapy­tał Dudzik.

– Nie, wtedy sprzą­ta­łam pokoje na górze – wyja­śniła. – Ale widzia­łam, jak odjeż­dżali, bo pali­łam na dole. – Ponow­nie wes­tchnęła. – Wiel­kie chłopy. Szybko wska­ki­wali do samo­chodu, jakby ktoś ich gonił, i od razu wie­dzia­łam, że coś jest nie tak. Czę­sto zda­rza się, że klient pobije dziew­czynę, nie zapłaci jej i zostawi ją całą we krwi.

– Czyli takie sytu­acje tutaj są czę­ste? – dopy­ty­wała pro­ku­ra­tor z obu­rze­niem.

– Nie­stety – stwier­dziła kobieta. – Taki zawód. Ryzyko jest wli­czone w cenę – oznaj­miła, jakby to było coś zupeł­nie nor­mal­nego.

Wiedź­miń­ska spoj­rzała oskar­ży­ciel­sko na Cichego, jakby to on był winny temu, co się tu działo.

– Dla­tego posta­no­wi­łam spraw­dzić, czy któ­rejś z dziew­czyn nie spo­tkało coś złego. Więk­szość znam. To stałe bywal­czy­nie – kon­ty­nu­owała. – Zauwa­ży­łam uchy­lone drzwi, a z pokoju nie docho­dziły żadne dźwięki. Weszłam do środka i zoba­czy­łam bała­gan. Wszystko było prze­wró­cone do góry nogami. Widzia­łam, że doszło do awan­tury. – Spoj­rzała na Wiedź­miń­ską i zauwa­żyła, że pro­ku­ra­tor chce o coś zapy­tać, więc ją uprze­dziła: – Nie raz, nie dwa sprzą­ta­łam pokoje po takich incy­den­tach.

– Doty­kała pani cze­goś? – włą­czył się Hek­tor.

– Tylko klamki, żeby otwo­rzyć drzwi.

– Tech­nicy pobiorą od pani odbitki linii papi­lar­nych – odparł.

– Czy nic się nie przy­kle­iło pani do rąk? – ode­zwał się Dudzik, natych­miast dopre­cy­zo­wu­jąc: – Denatka miała dro­gie mar­kowe rze­czy, a nie możemy zna­leźć tele­fonu. Może się pani przy­dał? – Popa­trzył na kobietę sta­now­czo. – Pro­szę pamię­tać, że nie będzie pani mogła go użyć, zlo­ka­li­zu­jemy go po sygnale – ostrzegł.

Orien­to­wał się, jak wygląda praca w takich mote­lach i jak per­so­nel w nich zwy­kle działa. Może uogól­niał, ale rzadko się mylił.

– No wie pan co?! – obu­rzyła się kobieta. – Niczego nie wzię­łam. Kiedy ją zoba­czy­łam, zaczę­łam krzy­czeć i zaraz przy­biegł pan Antol i wezwał pogo­to­wie. To, że sprzą­tam, nie ozna­cza, że jestem zło­dziejką.

– To może pan Antol przy­tu­lił tele­fon. – Michał trzy­mał się swo­jej myśli.

Dobrze wie­dział, że ludzie nie mieli skru­pu­łów, jeśli tra­fiała im się oka­zja, aby się wzbo­ga­cić. Był prze­ko­nany, że w takim miej­scu jak to zda­rzało się, iż ktoś coś zgu­bił lub zosta­wił. Nie sądził, aby wła­ści­ciel tego wąt­pli­wego przy­bytku zaj­mo­wał sobie głowę odna­le­zie­niem wła­ści­ciela zguby.

– On rów­nież nie – zapew­niła. – Po wezwa­niu pogo­to­wia wyszli­śmy na zewnątrz, ponie­waż zaczęło mi się krę­cić w gło­wie. Żadne z nas nie chciało patrzeć na tę biedną dziew­czynę.

– Znała ją pani? – zapy­tał Cichy, ponie­waż jak sama przy­znała, roz­po­zna­wała więk­szość pro­sty­tu­tek, które tu pra­co­wały.

– Nie – odpo­wie­działa bez waha­nia. – Nie zna­łam rów­nież tych męż­czyzn i ich samo­chodu. Poja­wie­nie się tu kogoś nowego zawsze przy­ciąga uwagę. Zazwy­czaj mamy tu sta­łych gości.

Hek­tor był cie­kawy, czy jego pamięta, ale odwie­dził to miej­sce może trzy razy i to w dużych odstę­pach czasu.

– Dla­czego ktoś jej to zro­bił? – dopy­ty­wała, spo­glą­da­jąc na nich smutno. – To była młoda dziew­czyna. Jesz­cze dziecko.

– Znaj­dziemy tę bestię i się dowiemy – zapew­niła Wiedź­miń­ska. – Życzę zdro­wia.

Ode­szli od karetki i ponow­nie wkro­czyli do budynku, aby spraw­dzić, czy tech­nicy coś zna­leźli.

– Nic tu po nas – oznaj­mił Dudzik po upły­wie kolej­nych trzy­dzie­stu minut.

Tylko obser­wo­wali Sob­czaka i Sawicką prze­szu­ku­ją­cych pokój cen­ty­metr po cen­ty­metrze, jed­no­cze­śnie dys­ku­tu­jąc o moż­li­wych sce­na­riu­szach, co było stratą czasu. Na razie mieli nie­wiele infor­ma­cji na temat tego, co i dla­czego mogło się tu wyda­rzyć. Wiedź­miń­ska poje­chała na komi­sa­riat dwa­dzie­ścia minut wcze­śniej, aby wypeł­nić doku­menty. A Pola cze­kała na trans­port zwłok, z któ­rym miała się udać do firmy. Przez cały ten czas nie komu­ni­ko­wała się z nimi. Wyda­wała się zupeł­nie obcą osobą.

– Sły­sza­łem, że kie­dyś coś cię z nią łączyło – powie­dział Michał cicho, obser­wu­jąc ją z daleka.

To utwier­dziło Cichego w prze­ko­na­niu, że nie­ty­powe zacho­wa­nie Poli było zauwa­żalne rów­nież dla innych, a nie tylko było wytwo­rem jego wyobraźni.

– Byli­śmy przy­ja­ciółmi. Pomo­głem jej uwol­nić się od męża skur­wy­syna – wyja­śnił, cho­ciaż był pewien, że Dudzik zna tę histo­rię. Oczy­wi­ście bez tej czę­ści, w któ­rej Cichy ruszył z pomocą kato­wa­nej przez męża Poli, bo był naćpany. Ina­czej nie zacho­wałby się tak agre­syw­nie. Poprzedni komen­dant i były part­ner Hek­tora Krzysz­tof Jawor­ski przy­bie­gli z inter­wen­cją na czas. Leon Paw­łow­ski zała­go­dził póź­niej sprawę, ale na wspo­mnie­nie tego zda­rze­nia ciało Cichego nie­przy­jem­nie się kur­czyło. Sam nie pamię­tał niczego z samego incy­dentu. Dopiero Ostrow­ska i Jawor­ski opo­wie­dzieli mu, co dokład­nie się wyda­rzyło. Miał w sobie tak dużo opio­idów, że nie czuł niczego. Zacho­wy­wał się jak Robo­cop. – Ona rów­nież mi poma­gała, gdy dosta­łem nożem w brzuch.

– O co jej teraz cho­dzi? – zapy­tał Dudzik, który wcze­śniej nie miał oka­zji widzieć ich razem w jed­nym pomiesz­cze­niu.

– O Rok­sanę.

Michał zmarsz­czył brwi, nie rozu­mie­jąc.

– Pola jest prze­ko­nana, że Roks spro­wa­dzi mnie na złą drogę i wcią­gnie w sza­leń­stwo, a ja już mia­łem poważne pro­blemy przez kobietę – oświad­czył Hek­tor, wska­zu­jąc bli­znę po nożu wbi­tym przez Ana­sta­zję Kool. – Wcze­śniej spę­dza­li­śmy wspól­nie z Polą dużo czasu, a gdy poja­wiła się Rok­sana, Pola prze­stała przy­cho­dzić, dzwo­nić i roz­ma­wiać ze mną.

Wie­dział, że jego wyja­śnie­nia mogą być ode­brane tak, jakby Pola była małost­kowa i zazdro­sna, a chciał wie­rzyć, że taka nie jest. Ale sam nie rozu­miał jej decy­zji. On nie zamie­rzał wybie­rać – w jego życiu było miej­sce dla obu kobiet. Zwłasz­cza że miał z nimi inne rela­cje.

– Faj­nie, kiedy laski biją się o czło­wieka – zaśmiał się Michał i lekko klep­nął Cichego w ramię.

– Nie, nie rozu­miesz! – opo­no­wał Hek­tor.

Zauwa­żył zdzi­wie­nie na twa­rzy Dudzika i zdał sobie sprawę, że jego reak­cja była zbyt agre­sywna. Dla­tego w geście prze­pro­sin pod­niósł rękę.

– To po pro­stu długa i skom­pli­ko­wana histo­ria. Kie­dyś ci opo­wiem przy kie­li­chu – zapew­nił, a Michał ski­nął głową pojed­naw­czo.

– Wróćmy na komendę i sprawdźmy denatkę, skoro mamy jej dowód – posta­no­wił Dudzik, czu­jąc, że atmos­fera staje się coraz bar­dziej napięta.

* * *

– Karo­liny Wach­nik nie ma w naszej bazie – z rezy­gna­cją zako­mu­ni­ko­wał Hek­tor znad kom­pu­tera.

Ostat­nie trzy­dzie­ści minut spę­dził na prze­szu­ki­wa­niu infor­ma­cji o niej w sys­te­mie poli­cyj­nym. Biuro dzie­lił z Dudzi­kiem, co pozwa­lało im swo­bod­nie roz­ma­wiać. Cie­szył się, że znów ma prze­strzeń prak­tycz­nie tylko dla sie­bie. W wydziale docho­dze­niowo-śled­czym spę­dził nie­całe dwa tygo­dnie, ale zdą­żył się zmę­czyć tym, że wiele osób, nie­za­leż­nie od tego, czy chciały, czy nie, musiało brać udział w jego śledz­twie. Wspólna prze­strzeń dla kilku poli­cjan­tów była męcząca. Nie można było zała­twić niczego dys­kret­nie. Wcze­śniej, gdy pra­co­wał w kry­mie, razem z Jawor­skim dostali małą klitkę, którą sami odno­wili. Prze­strzeń była mini­malna, ale nale­żała tylko do nich. Dla­tego teraz, wra­ca­jąc do wydziału kry­mi­nal­nego, miał nadzieję, że odzy­ska pokój. Nie­stety, tak się nie stało, cho­ciaż i tak dostał więk­sze biuro i nowe sta­no­wi­sko.

– Czyli jeśli była pro­sty­tutką, to jesz­cze nie­no­to­waną i nową w branży – stwier­dził Michał.

– Miała dro­gie ciu­chy, buty i torebkę. Perła to nie miej­sce, gdzie takie kobiety się poja­wiają – przy­po­mniał Cichy. – Ale moż­liwe, że dopiero co zaczęła pra­co­wać w tej branży, nie­dawno skoń­czyła osiem­na­ście lat. – Wes­tchnął i dodał: – Stan­dar­dowo spraw­dzę ją w Google’u i na por­ta­lach spo­łecz­no­ścio­wych. Była młoda, atrak­cyjna i skądś miała mar­kowe rze­czy. Teraz media spo­łecz­no­ściowe to klucz do lep­szego życia. Ktoś, kto się na tym zna, może w tym świe­cie cał­kiem nie­źle zaro­bić. Jestem pewien, że dziew­czyny takie jak ona pro­wa­dzą alter­na­tywne życie w inter­ne­cie.

– Już się boję, jak moja Ania będzie chciała zało­żyć konto na Face­bo­oku czy Insta­gra­mie – zmar­twił się Dudzik.

– Ojej, ona ma sie­dem lat – pocie­szył go Cichy, ale zaraz dodał z prze­ką­sem: – Zanim ona będzie mogła legal­nie korzy­stać z mediów spo­łecz­no­ścio­wych, to do tego czasu powsta­nie jesz­cze kilka nowych. Ale patrząc na te, które już są, to nie liczył­bym na coś ambit­nego.

– Może i ma sie­dem lat, ale kiedy Magda się maluje czy robi mani­cure, Ania jej nie odstę­puje i pyta, kiedy też będzie mogła robić to samo.

Hek­tor się zdzi­wił. Nie miał do czy­nie­nia z dziećmi. Po wypadku, w któ­rym zgi­nął Adaś, uni­kał z nimi kon­tak­tów. Było mu zbyt ciężko.

– A może miała boga­tych sta­rych? – rzu­cił po chwili mil­cze­nia Michał. – Tylko co w takim ukła­dzie robi­łaby w takim miej­scu jak ten motel? – roz­wa­żał na głos. – Cho­ciaż bogate laski mie­wają idio­tyczne pomy­sły.

– Kurwa! – wykrzyk­nął Cichy w stronę moni­tora, prze­ry­wa­jąc mono­log kolegi.

– Co się dzieje? – zain­te­re­so­wał się Michał.

– Karo­lina Wach­nik była modelką i pra­co­wała w tej samej agen­cji co Rok­sana – wyja­śnił Cichy.

Natych­miast zaczął się zasta­na­wiać, czy dziew­czyna nie była na zle­ce­niu, przez które spo­tkała ją taka tra­ge­dia. Nie wie­dział zbyt dużo na temat pracy mode­lek, ale z tego, co Rok­sana mu opo­wia­dała, wyni­kało, że mogło być nie­bez­piecz­nie.

– Myślisz, że się znały? – zapy­tał Dudzik z nadzieją, bo to mogło być dla nich pomocne.

– Nie muszę myśleć. Wiem, że się znały – oznaj­mił Cichy i ski­nął kole­dze, aby do niego pod­szedł.

Gdy nad­in­spek­tor sta­nął za ple­cami komi­sa­rza, dostrzegł na moni­to­rze zdję­cie Karo­liny i Rok­sany. Pozo­wały razem do pro­jektu jubi­ler­skiej firmy.

– Hmm… – wes­tchnął. – Z jed­nej strony to kiep­sko, bo będziesz musiał powie­dzieć Rok­sa­nie o tej tra­ge­dii. Lecz z dru­giej może nam to pomóc.

Spoj­rzał na Cichego, który prze­wró­cił oczami. Nie podo­bało mu się, że znów będą wcią­gać modelkę w śledz­two. Już raz wysta­wił ją na nie­bez­pie­czeń­stwo i pra­wie skoń­czyło się to tra­gicz­nie. Cho­ciaż teraz potrze­bują tylko infor­ma­cji o zmar­łej.

– Nie wiem, czy się dobrze znały – ode­zwał się. – Rok­sana nie­dawno się tu wpro­wa­dziła i nie miała innych zna­jo­mych oprócz Jagny.

Chciał chro­nić dziew­czynę, choć wie­dział, że prę­dzej czy póź­niej dowie się o tym, co spo­tkało jej kole­żankę. Dla­tego być może lepiej było, żeby usły­szała to od niego, a nie od kogoś obcego lub z donie­sień pra­so­wych.

– Możesz zapy­tać – stwier­dził Dudzik, a Hek­tor ski­nął głową, choć nie było mu to na rękę.

Nie wie­dział, jak Rok­sana zare­aguje na taką wia­do­mość. Jesz­cze nie znali się tak dobrze. Do tej pory spę­dzali miło i roz­ryw­kowo czas. Cho­ciaż w trak­cie ero­tycz­nej gry z boga­tymi, wpły­wo­wymi i bez­względ­nymi ludźmi sobie pora­dziła, więc miał nadzieję, że i tym razem okaże się silna.

– Fajna była – rzu­cił Michał, patrząc na kolejne pozo­wane zdję­cia Karo­liny. – Dla­tego wra­camy do pyta­nia: co robiła w tym motelu?

– Roks mówiła, że cza­sami poja­wiają się natrętni zle­ce­nio­dawcy, któ­rzy nie akcep­tują słowa „nie”. Jeśli modelka im się spodoba, skła­dają dodat­kową pro­po­zy­cję spo­tka­nia sam na sam – wyja­śnił.

Rok­sana opo­wia­dała mu o nie­mi­łych incy­den­tach, gdy została potrak­to­wana jak przed­miot nale­żący do tego, kto wię­cej zapłaci. Przy­znała się, że kiedy zaczy­nała pracę w tej branży, zda­rzało się jej pójść do łóżka z klien­tem. Cho­ciaż pod­kre­ślała, że robiła to wtedy, kiedy jej się spodo­bał, a nie ze względu na zysk. Tłu­ma­czyła, że nie była pewna sie­bie, a takie pro­po­zy­cje schle­biały jej i pod­no­siły samo­ocenę. Kiedy była młoda, eks­cy­to­wało ją, że ktoś jej pożąda. W pod­sta­wówce i liceum czę­sto doku­czano jej ze względu na inny kolor skóry. Niby się podo­bała, bo miała nie­tu­zin­kową urodę i mleczną kar­na­cję, ale u dziew­czyn budziło to zazdrość. A kole­dzy z góry zakła­dali, że jest poza ich zasię­giem, dla­tego ją ata­ko­wali. Ale kiedy miała szes­na­ście lat, zacze­pił ją na ulicy męż­czy­zna, powie­dział, że jest foto­gra­fem w naj­więk­szej agen­cji mode­lek w mie­ście, i zapro­sił na spo­tka­nie. Długo nie mogła uwie­rzyć, że się podoba i może dyk­to­wać warunki, z kim się spo­tka. Po jakimś cza­sie jed­nak powierz­chow­ność tych rela­cji ją zmę­czyła i dla­tego na jakiś czas zwią­zała się z kobietą. Trzy lata z Jagną wyci­szyły ją, odbu­do­wały har­dość, ale i uświa­do­miły, że chce innego życia. Na pewno nie takiego, jakie ofe­ro­wała Boja­now­ska czy męż­czyźni trak­tu­jący ją jak tro­feum. Dopiero kiedy na jej dro­dze poja­wił się Hek­tor, poczuła, że to on może wypeł­nić jej pustkę.

– No dobrze, zamożny zle­ce­nio­dawca mógł mieć ochotę na seks z nią, ponie­waż była atrak­cyjna. Ale dla­czego ją zabił w tak bru­talny spo­sób? – zasta­na­wiał się na głos nad­in­spek­tor. – Wygląda to tak, jakby wpadł w szał.

Zapa­dła cisza, którą prze­rwał dźwięk tele­fonu komi­sa­rza.

– Wiedź­miń­ska – powie­dział, prze­su­wa­jąc pal­cem po wyświe­tla­czu. Słu­chał przez chwilę, po czym ode­zwał się do słu­chawki: – Już idziemy. – I się roz­łą­czył. – Mamy przyjść do pro­sek­to­rium. Pola jesz­cze nie zdą­żyła prze­pro­wa­dzić peł­nej sek­cji zwłok, ale podobno zna­la­zła coś inte­re­su­ją­cego i chce się tym podzie­lić.

Zje­chali w mil­cze­niu na dół. Przed wej­ściem do pro­sek­to­rium cze­kała na nich pro­ku­ra­tor. Hek­tor otwo­rzył jej drzwi i pozwo­lił wejść pierw­szej.

– Chcia­ła­bym poroz­ma­wiać z panem póź­niej sam na sam – oznaj­miła.

Cichy ski­nął głową, że przy­jął to do wia­do­mo­ści, a następ­nie spoj­rzał na Michała, który wyglą­dał na zasko­czo­nego. Weszli do chłod­nego pomiesz­cze­nia. Hek­tor nie cier­piał tu być, miej­sce to koja­rzyło mu się ze szpi­ta­lem. A szpi­tal przy­wo­ły­wał tylko nie­przy­jemne wspo­mnie­nia. Dziś czuł dodat­kowy dys­kom­fort, gdy Pola zer­k­nęła na niego z wyraźną nie­chę­cią.

– Jeste­śmy – oznaj­miła pro­ku­ra­tor. – Dla­czego pani nas już teraz ścią­gnęła?

Ciało ofiary leżało na meta­lo­wym stole cał­ko­wi­cie odsło­nięte, więc sto­jąc nad nim, ponow­nie patrzyli na dużą i głę­boką ranę w brzu­chu.

– Na razie nie mam peł­nego raportu – zaczęła Pola – ale już teraz jestem pewna, że ta dziew­czyna była kurie­rem nar­ko­ty­ko­wym. Połknęła kap­sułki z koka­iną i któ­raś z nich była nie­szczelna lub pękła.

Spoj­rzała na nich. Hek­tor poczuł ukłu­cie w żołądku. Nie zaży­wał koka­iny czę­sto, może zda­rzyło mu się to trzy razy w życiu. Koks nie dawał mu tego samego, co opio­idowe leki, i tra­cił po nim kon­trolę, a to mu się nie podo­bało. Tylko sevre­dol zapew­niał mu to, czego potrze­bo­wał – ulgę w bólu fizycz­nym i psy­chicz­nym, zapo­mnie­nie. Miał nawet swo­jego dilera, cho­ciaż lek można było kupić legal­nie. Jego życie krę­ciło się od pigułki do pigułki i nawet uda­wało mu się tak funk­cjo­no­wać przez długi czas. Dopiero gdy pobił męża Ostrow­skiej, sprawa wyszła na jaw i musiał iść na odwyk. Teraz od trzech mie­sięcy był czy­sty, po pię­ciu latach uza­leż­nie­nia, ale mie­wał jesz­cze myśli, że z piguł­kami byłoby mu cza­sem lżej.

– Skąd pani wie? – zapy­tała Wiedź­miń­ska, prze­ry­wa­jąc roz­my­śla­nia Hek­tora.

Pola mimo­wol­nie spoj­rzała na niego.

– Miała w orga­ni­zmie tak dużą ilość koka­iny, że mogłaby zabić konia – oświad­czyła pew­nie. – Wyję­łam pustą i pęk­niętą pre­zer­wa­tywę z żołądka. To wła­śnie w niej prze­my­cała nar­ko­tyk. To znany spo­sób.

– Czyli moż­liwe, że kiedy zaczęła się źle czuć, zgło­siła się do ludzi, któ­rzy jej zle­cili prze­myt. A oni, nie chcąc stra­cić towaru, po pro­stu ją roz­pruli – obra­zowo prze­mó­wił Dudzik.

Hek­tor zbli­żył się do zwłok i zaczął się im przy­glą­dać. Wyczu­wał napię­cie pły­nące od Poli, która stała obok.

– Czy żyła, gdy wyci­nali z niej pro­chy? – dopy­tał, nie sku­pia­jąc się na niej, lecz na poszar­pa­nej dziu­rze w brzu­chu Wach­nik.

– Nie­stety. Wyci­nali towar na żywca, nie przej­mo­wali się – wyja­śniła, rów­nież nie spo­glą­da­jąc na niego. – Zobacz­cie jesz­cze to…

Wzięła dłoń dziew­czyny i poka­zała zna­czek jabłka, który na niej był.

– Wygląda jak tatuaż – stwier­dziła Wiedź­miń­ska.

– To nie jest tatuaż. Mogła­bym to zmyć, gdy­bym chciała – odparła Pola.

– Może to stem­pel? – rzu­cił Hek­tor, patrząc na dłoń denatki. – W nie­któ­rych klu­bach dają takie na wej­ściu, żeby było wia­domo, kto już zapła­cił za wstęp – wytłu­ma­czył. – Cho­ciaż taka pie­czątka nie musi mieć nic wspól­nego z tym, co ją spo­tkało. Mogła być na impre­zie w week­end i jesz­cze jej nie zmyła – roz­wa­żał. – Była modelką, więc jakim spo­so­bem wplą­tała się w taką histo­rię? – zamy­ślił się.

Jedna infor­ma­cja i tyle wąt­pli­wo­ści.

– Praw­do­po­dob­nie dla pie­nię­dzy – odrze­kła Pola obo­jęt­nie. – Po śledz­twie w klu­bie Lob powi­nie­neś wie­dzieć, że za pie­nią­dze można wszystko i wszyst­kich kupić.

– Wydaje mi się, że modelce łatwiej prze­wieźć nar­ko­tyki w taki spo­sób – ponow­nie ode­zwał się Dudzik. – Może mniej je prze­trzą­sają.

– No i modelka zawsze ma pusty żołą­dek. Nie musi jeść i pić za dużo. Ide­alna do takiego zada­nia – szy­dziła Pola, co nie było typowe dla niej, ale sprawa była zwią­zana z zawo­dem, do któ­rego od razu miała nega­tywne podej­ście.

– Może Rok­sana będzie wie­działa wię­cej, co Wach­nik robiła poza mode­lin­giem – machi­nal­nie powie­dział Dudzik i zoba­czył spoj­rze­nie Poli oraz pro­ku­ra­tor skie­ro­wane na sie­bie. Zdał sobie sprawę, że jesz­cze nie wspo­mnieli o tym, czego się dowie­dzieli.

– Roks pra­co­wała z nią w tej samej agen­cji. Miały razem zle­ce­nia. Mamy nadzieję, że choć tro­chę się znały – wyja­śnił Hek­tor krótko. – A jeśli nie Roks, to ktoś inny w agen­cji musi ją znać.

– No to świet­nie! – zaświer­go­tała Ostrow­ska ponow­nie w zupeł­nie innym stylu i ze sztucz­nym uśmie­chem. – To macie roz­wią­za­nie! – Spoj­rzała gniew­nie na Cichego. Jej słowa były pełne agre­sji. – Masz doświad­cze­nie w kon­tak­tach z kobie­tami o wąt­pli­wej moral­no­ści. Spe­cja­li­zu­jesz się w tym.

Ostat­nie stwier­dze­nie wywo­łało kon­ster­na­cję w pro­sek­to­rium. Nikt nie spo­dzie­wał się takiego ataku.

– O co ci cho­dzi? – zapy­tał Hek­tor ostroż­nie, czu­jąc, że zaczyna mu się robić gorąco.

– Modelki, pro­sty­tutki, kluby i nar­ko­tyki… Znasz ten świat jak wła­sną kie­szeń, więc dotar­cie do prawdy nie zaj­mie ci dużo czasu.

Teraz nawet pro­ku­ra­tor nie mogła zała­go­dzić sytu­acji, ponie­waż ten wybuch był cał­ko­wi­cie nie­ocze­ki­wany. Ostrow­ska ni­gdy wcze­śniej nie ata­ko­wała, zwłasz­cza w obec­no­ści innych osób.

– Jeśli masz jakie­kol­wiek uwagi do mnie, powiedz mi o tym na osob­no­ści – ode­zwał się Cichy, sta­ra­jąc się zacho­wać spo­kój. – Choć nie rozu­miem two­jego zacho­wa­nia.

Teraz i on prze­stał zwra­cać uwagę na obec­ność innych. To Pola go zaata­ko­wała, a jeśli chciała publicz­nie wyra­zić swoje pre­ten­sje, nie miał innego wyj­ścia, musiał się bro­nić.

– Jesteś wście­kła i sama jesteś sobie winna.

– Wolę być sama niż być cią­gle wyko­rzy­sty­wana.

– Co?! – wybuch­nął Cichy. – Ja cię wyko­rzy­sta­łem?! – Zaczęła ogar­niać go iry­ta­cja.

– Wystar­czy – posta­no­wiła inter­we­nio­wać Wiedź­miń­ska. – Nie wiem, co się mię­dzy wami dzieje, i nie obcho­dzi mnie to. Ale albo będzie­cie współ­pra­co­wać jak zawsze, albo nad­in­spek­tor sam zała­twi tę sprawę z panią Polą. Wasze pry­watne ani­mo­zje nie mogą wpły­wać na waszą pracę. Mamy bru­tal­nie zamor­do­waną młodą dziew­czynę, a wy naj­wy­raź­niej o tym zapo­mnie­li­ście.

– Nie ja zaczą­łem – rzu­cił Cichy jak małe dziecko, które wła­śnie się pokłó­ciło ze swoją sio­strą.

– Nie obcho­dzi mnie, kto zaczął. Ocze­kuję pro­fe­sjo­na­li­zmu – odpo­wie­działa Wiedź­miń­ska.

– U osoby, która myśli peni­sem, trudno o pro­fe­sjo­na­lizm – oznaj­miła Pola.

Była zła, ale nie patrzyła na Hek­tora. Dudzik cicho gwizd­nął na jej słowa. Pra­co­wał już tro­chę w poli­cji, ale ni­gdy wcze­śniej nie miał kon­fliktu w robo­cie. Zacho­wa­nie Poli było dla niego nie­do­pusz­czalne. Mówiła emo­cjo­nal­nie. To był kolejny dowód na to, że trzeba jasno oddzie­lać pracę od życia pry­wat­nego. Zwłasz­cza kobiety miały z tym pro­blem. Ich uczu­cia wpły­wały na wszyst­kie sfery życia.

– Nato­miast pry­watne wyima­gi­no­wane skargi w trak­cie służ­bo­wego spo­tka­nia to naj­wyż­szy poziom pro­fe­sjo­na­li­zmu? – zri­po­sto­wał Hek­tor.

Uwa­żał słowa Poli za nie­spra­wie­dliwe. Bez względu na to, o co miała pre­ten­sje, nie powinna tak mówić, zwłasz­cza że nie byli sami. Widząc jej ziry­to­waną twarz i czu­jąc, że sytu­acja się pogar­sza, zde­cy­do­wał:

– Wycho­dzę.

Bez zasta­no­wie­nia minął ich i ruszył w stronę wyj­ścia. Labo­ranci sek­cyjni i stu­denci przy­glą­dali się temu w ciszy. Hek­tor był zły i po raz pierw­szy czuł nie­chęć do Poli. Zamknął z impe­tem drzwi od pro­sek­to­rium i poszedł kory­ta­rzem w stronę świa­tła, ale zaraz usły­szał głos Wiedź­miń­skiej zza ple­ców:

– Panie komi­sa­rzu!

Nie zare­ago­wał. Nie miał ochoty słu­chać kolej­nej repry­mendy. Pro­ku­ra­tor zawsze stała po stro­nie Ostrow­skiej.

– Panie komi­sa­rzu! – zawo­łała ponow­nie i nie mógł już jej zigno­ro­wać.

Zatrzy­mał się i spoj­rzał w jej kie­runku.

– Zapra­szam do mojego gabi­netu.

Czuł się jak w szkole, jakby zaraz miał się zna­leźć na dywa­niku u dyrek­tora.

Wiedź­miń­ska ruszyła kory­ta­rzem, a on w mil­cze­niu szedł za nią. Weszli do windy bez słowa. Był roz­draż­niony. Od dawna nie czuł takich emo­cji, a wraz z ich napły­wem znowu pomy­ślał o lekach, które go uspa­ka­jały i wyci­szały, dając moż­li­wość lek­kiego spoj­rze­nia na rze­czy­wi­stość.

Gdy wkro­czyli do gabi­netu, pro­ku­ra­tor wska­zała mu krze­sło i przez moment się mu przy­glą­dała.

– Panie komi­sa­rzu – zaczęła, a on patrzył na nią nie­pew­nie. – Od kilku tygo­dni zauwa­żam, że pani Pola nie jest sobą. Jest nie­uprzejma, opry­skliwa i nie słu­cha, co się do niej mówi.

Cichy był zdzi­wiony. Przy­go­to­wał się raczej na oskar­że­nia i potę­pie­nie.

– A incy­dent, który zda­rzył się przed chwilą, jest wyraź­nym sygna­łem, że to, co się dzieje z panią Polą, ma zwią­zek z panem. – Spoj­rzała na niego wymow­nie.

– Nie mam poję­cia, co powie­dzieć – oznaj­mił, ale nie pozwo­lił jej dojść do słowa. Chciał przed­sta­wić sytu­ację z wła­snej per­spek­tywy, ponie­waż podej­rze­wał, że pro­ku­ra­tor znała ją jedy­nie z obser­wa­cji. – Pola wymy­śliła pro­blem – stwier­dził, wie­dząc, że tyle wyja­śnień nie wystar­czy. – To zaczęło się pod­czas ostat­niej sprawy z klu­bem Lob. Po incy­den­cie w domu Zale­skiego Jagna odwró­ciła się od Rok­sany, która przez nasze słabe przy­go­to­wa­nie ledwo unik­nęła poważ­nych kło­po­tów. Pani o tym wie – wyja­śniał, cho­ciaż nie był do tego zobo­wią­zany. Nie musiał tłu­ma­czyć się z oso­bi­stych spraw. Ale pro­ku­ra­tor była mu życz­liwa i zale­żało jej na Poli. Pomo­gła im obojgu, cho­ciaż nie musiała. Chciała, aby oboje wró­cili do nor­mal­no­ści. – Rok­sana nie wie­działa, co ze sobą zro­bić, więc zapro­po­no­wa­łem, żeby prze­no­co­wała u mnie. A Pola i Jagna wymy­śliły sobie wła­sną histo­rię. Uznały, że już tej pierw­szej nocy spa­łem z Roks. Nie słu­chały, kiedy mówi­łem, że po akcji resztę nocy spę­dzi­łem z panią, usta­la­jąc plan dzia­ła­nia. – Wes­tchnął osten­ta­cyj­nie.

– Ale pani Rok­sana została z panem – powie­działa, nie w spo­sób oskar­ży­ciel­ski, tylko jako spo­strze­że­nie. – Wydaje się, że pani Poli to nie­zbyt odpo­wiada.

– Pani pro­ku­ra­tor, jeste­śmy doro­słymi i wol­nymi ludźmi. Moje sto­sunki z Roks są inne niż z Polą – odrzekł.

Zasta­na­wiał się, czy kobieta uważa, że nie powi­nien tak postą­pić, ponie­waż był w przy­ja­ciel­skiej rela­cji z Ostrow­ską.

– Może Polę zde­ner­wo­wało, że zale­d­wie poznała nowe kole­żanki, to zna­jo­mość się roz­sy­pała… – Pró­bo­wał ją i sie­bie oszu­kać.

– Czy nie przy­szło panu do głowy, że pani Pola miała nadzieję na to, że kie­dyś potrak­tuje ją pan ina­czej niż tylko jako przy­ja­ciółkę? – zapy­tała Wiedź­miń­ska.

Hek­tor poczuł się nie­swojo, bo roz­mowa zaczy­nała skrę­cać na pry­watne tory. Słowa pro­ku­ra­tor uświa­do­miły mu, że to, co Jakub Jani­szew­ski powta­rzał na tera­pii, było prawdą. Przy­ja­ciel suge­ro­wał dokład­nie to samo.

– Pani Pola była przy panu w trud­nych chwi­lach, trosz­czyła się o pana, wspie­rała, a pan zde­cy­do­wał się na zwią­zek z inną kobietą. – Spoj­rzała na niego, upew­nia­jąc się, że słu­cha. – Nie mówię, że nie miał pan prawa, ale wydaje mi się, że pani Pola jest zra­niona.

– Wcze­śniej roz­ma­wia­łem z nią kilka razy na ten temat. Zapew­niała, że nie jest gotowa na zwią­zek i go nie chce, a mnie trak­tuje jak rodzinę – wyja­śnił, jak było. – Pani pro­ku­ra­tor, nie chcę funk­cjo­no­wać w bańce wyłącz­nie z Polą. Dobrze pani wie, że po wypadku nie potra­fi­łem odna­leźć w sobie chęci do życia. Poja­wie­nie się Poli obu­dziło mnie, ale ona jest na innym eta­pie powrotu do nor­mal­no­ści. Nie neguję, że mi pomo­gła, i doce­niam to, ale nie zamie­rzam się jej tłu­ma­czyć z każ­dej nowej zna­jo­mo­ści czy wie­czor­nego wyj­ścia. Ona przy­zwy­cza­iła się do życia w izo­la­cji i myślała, że dołą­czę do tego wię­zie­nia.

Wiedź­miń­ska słu­chała go uważ­nie. Było jej miło, że nie prze­rwał roz­mowy. Ni­gdy wcze­śniej nie nawią­zy­wała bli­skich rela­cji z ludźmi z pracy. Oni to zmie­nili. Dla­tego chciała zro­zu­mieć Ostrow­ską i jej zacho­wa­nie, bo ostat­nio było trudno z nią poroz­ma­wiać.

– Myśla­łem, że moje życie skoń­czyło się lata temu. Nie widzia­łem szansy na nor­mal­ność. Żało­wa­łem, że nie umar­łem razem z Olą i Ada­siem. Ale los chyba dał mi drugą szansę. Tylko że nie z Polą.

Wiedź­miń­ska wie­działa, że komi­sarz ma rację.

– Jest pan szczę­śliwy? – dopy­tała deli­kat­niej.

Znała jego histo­rię i uwa­żała, że zasłu­guje na odmianę losu.

– Jestem, cho­ciaż jest mi przy­kro z powodu Poli – stwier­dził. – Roks ją polu­biła. Mogli­by­śmy miło spę­dzać czas we trójkę, a nawet dołą­czyłby też Michał z żoną. To fajni ludzie. Dosta­li­śmy szansę, żeby spró­bo­wać nor­mal­nie żyć. Mieć pracę, przy­ja­ciół i chwile relaksu, ale Pola to odrzu­ciła.

– Rozu­miem pana. Cho­ciaż przy­pusz­czam, że pani Pola może potrze­bo­wać tro­chę czasu, żeby się pogo­dzić z nową sytu­acją – oświad­czyła pro­ku­ra­tor. – Dla­tego musi się pan oswoić z myślą, że nad­in­spek­tor będzie sam cho­dził do pro­sek­to­rium – zde­cy­do­wała.

Przy­glą­dała mu się. Zauwa­żyła w nim zmianę – biła od niego cie­plej­sza aura. Gdyby nie ten nie­przy­jemny incy­dent z Polą, byłby teraz szczę­śliwy jak ni­gdy wcze­śniej.

– Taka sytu­acja jak dzi­siaj się już nie powtó­rzy – zapew­nił, a potem nie­śmiało dodał: – Może pani ją obser­wo­wać? Podej­rze­wam, że jej zły humor nie jest zwią­zany tylko ze mną. Wiem, że pani spraw­dzała jej męża, ale coś jesz­cze jest na rze­czy…

– Będę sta­rała się być przy niej, ale nie zastą­pię jej pana.

Te słowa były nie­spra­wie­dliwe. Wiedź­miń­ska wzbu­dzała w nim poczu­cie winy. A on nie pla­no­wał rezy­gno­wać z rela­cji z Rok­saną. Z Ostrow­ską ni­gdy nie doświad­czał podob­nych emo­cji.

Po powro­cie do biura miał zamęt w gło­wie. Nie lubił opo­wia­dać o sobie i swoim życiu nawet oso­bie tak życz­li­wej jak Wiedź­miń­ska.

– Kurwa! Co się stało? – zapy­tał Dudzik od razu po wej­ściu. – To nie może tak wyglą­dać. To będzie miało nega­tywny wpływ na śledz­two.

– Spo­koj­nie, pro­ku­ra­tor już wyra­ziła swoje zda­nie – odpo­wie­dział Hek­tor, sia­da­jąc przy swoim biurku.

– Jeśli nie doga­du­jesz się z pato­lo­giem, to bez pro­blemu zała­twię jej prze­nie­sie­nie – rzu­cił Michał.

– Nie, dla niej byłoby to trudne. Ma traumę… – zaczął, ale nad­in­spek­tor mu prze­rwał:

– Mam w dupie jej traumy. Każdy ma jakieś pro­blemy, które mogą spra­wić, że sta­nie się dup­kiem, ale musimy jakoś funk­cjo­no­wać w spo­łe­czeń­stwie.

To nie była spra­wie­dliwa ocena sytu­acji, ale Dudzik nie widział Poli w takim poło­że­niu jak on, leżą­cej w kałuży krwi, z bli­znami na ciele i całą gamą lęków.

– Nie pie­przyła się z tobą i teraz tego żałuje. Jest wście­kła, bo stra­ciła szansę.

Cichemu nie podo­bały się słowa kolegi, nawet jeśli to była prawda.

– Na razie ty się z nią będziesz kon­tak­to­wał. To zała­twi sprawę – zasu­ge­ro­wał Hek­tor, choć wie­dział, że Michał nie uwa­żał tego za wystar­cza­jące roz­wią­za­nie.

– Jeśli będę musiał być sam na sam z tymi babami, to dostanę ner­wicy – stwier­dził.

Hek­tor nie rozu­miał jego nie­chęci. Dla Cichego kobiety były ważną czę­ścią jego życia i wiele im zawdzię­czał. Dla­tego nie był tak bez­względny w oce­nie.

– Pójdę do domu poroz­ma­wiać z Roks – zapro­po­no­wał, aby zmie­nić temat.

Nie zamie­rzał dys­ku­to­wać z nowym kolegą o jego awer­sji do ludzi z komendy. Dla niego Dudzik był w porządku i zamie­rzał trzy­mać się tej myśli.

* * *

Pola sie­działa sama w pustym pro­sek­to­rium. Pozwo­liła asy­sten­tom iść wcze­śniej na prze­rwę obia­dową. Po nie­przy­jem­nej kłótni z Cichym iry­tu­jąco się jej przy­glą­dali w mil­cze­niu. Dener­wo­wało ją to, dla­tego wolała zostać sama. Pró­bo­wała się sku­pić, aby opi­sać kolejne etapy autop­sji, ale jej myśli nie­ustan­nie krą­żyły dookoła tego, jak źle się zacho­wała, czym praw­do­po­dob­nie cał­ko­wi­cie zra­ziła do sie­bie Hek­tora. Nie chciała tego. Liczyła, że uda się jej utrzy­mać neu­tral­ność. Pla­no­wała, że dystan­sem sprawi, iż za nią zatę­skni. Ale ten wybuch odda­lił ją od tego celu. Wie­działa, że Hek­tora draż­nią typowe kobiece zacho­wa­nia – nagłe pre­ten­sje, wypo­minki po cza­sie czy zwy­kłe fochy.

Czuła złość, bo Rok­sana była jej prze­ci­wień­stwem – piękna, wyro­zu­miała i pełna życia. Pola nie mogła znieść myśli, że nie potrafi być taka jak ona, a Przy­byl­skiej przy­cho­dziło to natu­ral­nie. Sie­dząc przed kom­pu­te­rem i patrząc na miga­jący kur­sor, zasta­na­wiała się, czy ist­nieje jesz­cze szansa, aby jakoś wytłu­ma­czyła Cichemu swoje zacho­wa­nie. Nie­ko­rzystne było rów­nież to, że do awan­tury włą­czyła się pro­ku­ra­tor. Pato­log była pewna, że Wiedź­miń­ska będzie chciała z nią o tym poroz­ma­wiać. Od kilku tygo­dni regu­lar­nie pytała ją o powody złego nastroju, ale nie mogła powie­dzieć star­szej kobie­cie prawdy. Wsty­dziła się swo­ich myśli, pre­ten­sji i roz­cza­ro­wa­nia sobą, że nie była wystar­cza­jąco nor­malna, aby Hek­tor chciał być z nią.

Gra­żyna Dar­łow­ska, psy­cho­log, do któ­rej uczęsz­czała na tera­pię od pół­tora roku, rów­nież zauwa­żyła jej napię­cie, ale sądziła, że jest wyni­kiem jedy­nie zakoń­czo­nych kon­tak­tów z Cichym. Nie dostrze­gała innych przy­czyn, ponie­waż nie wie­działa, co spo­tkało Polę w ostat­nim cza­sie. Dla­tego ich sesje w zasa­dzie stały się fik­cją. Okła­my­wała tera­peutkę. Ale wyzna­nie tego, co leży jej na sercu, znisz­czy­łoby życie wielu osób. A prze­cież zde­cy­do­wała się zła­mać prawo wła­śnie po to, aby ochro­nić naj­bliż­szych przed surową karą.

Miała chaos w gło­wie i czuła duże napię­cie w klatce pier­sio­wej. Chciała wyrwać się z tej samot­no­ści, zmie­nić… i ponow­nie nawią­zać zwy­kłe kon­takty z Hek­to­rem. Ale nie mogła znieść obec­no­ści Rok­sany obok niego.

Chwy­ciła skal­pel w rękę, ale zamiast wbić go w denatkę, prze­su­nęła nim po swoim przed­ra­mie­niu. Z rów­niut­kiej rany zaczęła pły­nąć krew. Dziwne – ten ból przy­niósł jej ulgę. Cię­cie dało szansę na uwol­nie­nie ogrom­nego napię­cia, które ją trzy­mało. Pozwo­liło jej prze­rwać drę­czące roz­wa­ża­nia. Fizyczny ból na chwilę uwol­nił ją od psy­chicz­nego, który był o wiele trud­niej­szy do znie­sie­nia. Jedna dodat­kowa bli­zna nie miała dla niej zna­cze­nia. A ulga, którą poczuła, była bez­cenna.

* * *

Hek­tor, zanim odwa­żył się wejść do miesz­ka­nia, przez chwilę stał przed drzwiami, zbie­ra­jąc się w sobie. Nie przy­pusz­czał, by Rok­sana była histe­ryczką, ale to, co miał jej do prze­ka­za­nia, było nie­zwy­kle tra­giczne. Karo­lina Wach­nik została zamor­do­wana w okrutny spo­sób. Cichy wie­dział, że nie było łagod­nego spo­sobu, aby o tym powie­dzieć.

Gdy wszedł do przed­po­koju, od razu zauwa­żył głowę Rok­sany, która wyglą­dała przez drzwi dużego pokoju. Kobieta nie spo­dzie­wała się, że wróci tak szybko.

– Hek­tor! – ucie­szyła się na jego przyj­ście.

Zro­biło mu się miło. Od dawna nikt go tak nie witał, gdy wra­cał do domu. Kie­dyś Ola i Adaś cze­kali na niego z uśmie­chem, a dzi­siaj widział tę samą radość na twa­rzy Rok­sany i aż żal było mu psuć jej pogodny nastrój.

Pode­szła do niego i deli­kat­nie poca­ło­wała w usta. Poczuł przy­jemne skur­cze w żołądku. Pach­niała jak zawsze słodką cze­ko­ladą. Miała na sobie krótki top i baweł­niane spodenki. Naj­wy­raź­niej zamie­rzała pobie­gać. Jej strój pobu­dzał wyobraź­nię, ale w tej chwili musiał opa­no­wać napły­wa­jące pożą­da­nie.

– Roks, musimy poroz­ma­wiać – powie­dział jak naj­ła­god­niej.

Dziew­czyna zmarsz­czyła brwi.

– Nie brzmi to dobrze – stwier­dziła poważ­nie.

Hek­tor wziął ją za rękę i popro­wa­dził na kanapę. Modelka miała nie­pewną minę.

– Chcesz ze mną zerwać? – zapy­tała żar­to­bli­wie, ale w jej gło­sie było sły­chać obawę.

– Nie, mię­dzy nami wszystko w porządku – zapew­nił, uśmie­cha­jąc się i uwy­pu­kla­jąc bli­znę na policzku.

Przy­tak­nęła i tym razem nie sko­rzy­stała z oka­zji, żeby go dotknąć. Patrzyła na niego z wycze­ki­wa­niem.

– Znasz Karo­linę Wach­nik? – zaczął.

Wyda­wało mu się, że Rok­sana ode­tchnęła z ulgą, że roz­mowa nie będzie doty­czyć ich rela­cji. Była tak samo szczę­śliwa z nim, jak on z nią. Po związku z Jagną w końcu czuła, że może oddy­chać. Hek­tor był wspa­nia­łym towa­rzy­szem, a czas spę­dzany z nim był dosko­nały.

– Jasne, pra­cu­jemy dla tej samej agen­cji – odpo­wie­działa, nie podej­rze­wa­jąc niczego złego. – Mia­ły­śmy nawet ostat­nio kilka sesji razem. To fajna, miła, żywio­łowa dziew­czyna. A dla­czego o nią pytasz?

Nagle ją olśniło. Nie cze­kała na jego odpo­wiedź, tylko przy­ło­żyła dłoń do ust. Domy­śliła się, że może pytać tylko z jed­nego powodu.

– Coś jej się stało?

– Nie żyje – wyja­śnił bez owi­ja­nia w bawełnę, bo nie było sensu tego robić.

Rok­sana przy­glą­dała mu się w mil­cze­niu, jakby nie dotarła do niej odpo­wiedź.

– Ktoś jej wyrzą­dził krzywdę?

Wie­działa, że Hek­tor pra­cuje w wydziale kry­mi­nal­nym i nie zaj­muje się wypad­kami dro­go­wymi. Skoro więc powie­dział, że Karo­lina nie żyje, musiała paść ofiarą zabój­stwa.

– Wydaje się, że Karo­lina wpa­ko­wała się w poważne kło­poty – zaczął, spo­glą­da­jąc na zdru­zgo­taną modelkę. – Zde­cy­do­wała się na prze­myt nar­ko­ty­ków.

Przy­glą­dał się inten­syw­nie Rok­sa­nie, aby odno­to­wać jej reak­cję, ale ona na­dal tylko na niego patrzyła.

– Połknęła kap­sułki z koka­iną, ale jedna z nich musiała pęk­nąć, a jej zawar­tość dostała się do orga­ni­zmu Karo­liny.

Hek­tor prze­łknął ślinę, świa­domy, że powie­dział tylko część prawdy.

– Czyli umarła, bo doszło do zatru­cia orga­ni­zmu? – Rok­sana potrze­bo­wała wyja­śnie­nia.

– Tak i nie – oznaj­mił wymi­ja­jąco. Wes­tchnął. – Ilość nar­ko­ty­ków fak­tycz­nie była śmier­telna, ale kiedy Karo­lina jesz­cze żyła, ktoś wyciął z niej pozo­stałe kap­sułki. Wykrwa­wiła się.

Prze­ra­że­nie na twa­rzy Rok­sany uświa­do­miło mu, że nie musiał jej infor­mo­wać aż tak szcze­gó­łowo. Ale zawsze jakiś dzien­ni­karz może się dowie­dzieć o tej zbrodni i Przy­byl­ska zamiast prawdy pozna wykrzy­wioną wer­sję zda­rzeń.

Wstrzą­śnięta Rok­sana sku­liła się, pod­cią­ga­jąc nogi pod brodę, jakby ta pozy­cja dawała jej poczu­cie bez­pie­czeń­stwa.

– Co wiesz o Karo­li­nie? – zapy­tał.

Modelka spoj­rzała na niego, pró­bu­jąc upo­rząd­ko­wać myśli. Nie potra­fiła sobie wyobra­zić tego, co spo­tkało jej młodą kole­żankę.

– Nie­wiele – odpo­wie­działa w końcu. – Kiedy byłam z Jagną, nie spo­ty­ka­łam raczej nowych ludzi. Z Karo­liną pozna­ły­śmy się może pół roku temu. Mimo mło­dego wieku była doświad­czona zawo­dowo – opo­wia­dała, ucie­ka­jąc wzro­kiem, by powstrzy­mać napły­wa­jące do oczu łzy.

Hek­tor nie zamie­rzał jej poga­niać ani prze­ry­wać. Mogła mieć wie­dzę, która zaosz­czę­dzi im wiele czasu.

– Mówiła, że kiedy miała trzy­na­ście lat, pole­ciała do Japo­nii, aby pra­co­wać jako modelka. Była tam trzy lata, a następ­nie agen­cja prze­rzu­ciła ją do Ame­ryki Połu­dnio­wej, gdzie też była trzy lata. Do Pol­ski wró­ciła ponad pół roku temu. W tam­tych kra­jach uznali, że jest już za stara na mode­ling. – Spoj­rzała na Hek­tora, robiąc kwa­śną minę. – Ter­min przy­dat­no­ści minął z wybi­ciem dzie­więt­na­stu lat.

Cichy ujął ją za rękę, aby dodać jej otu­chy. To był trudny i bez­względny świat. Kobiety były trak­to­wane w nim jak towar. Póki speł­niały este­tyczne wyma­ga­nia, były roz­chwy­ty­wane. Ale wystar­czyło, że jedna osoba stwier­dziła, że dziew­czyna już się nie nadaje, i ta bole­śnie spa­dała z pie­de­stału.

– Jak sobie tu radziła? Dosta­wała dużo zle­ceń? – zapy­tał.

– Nie narze­kała na brak pracy, ponie­waż była w dosko­na­łej for­mie jak na nasze stan­dardy. Ale nie otrzy­my­wała takiego wyna­gro­dze­nia, jakie by chciała. Przy­zwy­cza­iła się do innego poziomu życia. Wiem, że poma­gała finan­sowo rodzi­com, gdy miesz­kała w Japo­nii i w Bra­zy­lii. Tutaj było trudno jej to osią­gnąć. – Zro­biła pauzę, zasta­na­wia­jąc się nad czymś, po czym kon­ty­nu­owała: – Dodat­kowo dora­biała sobie jako tan­cerka w klatce w week­endy.

Hek­tor poczuł nie­po­kój. Na samą myśl, że mogą znów tra­fić na miej­sce podobne do klubu Lob, robiło mu się nie­do­brze. Nie chciał powtórki z roz­rywki.

– Czy wiesz, jaki to klub?

– Raj Dan­tego – powie­działa bez namy­słu.

Hek­tor syk­nął pod nosem. Klubu nie znał, ale nazwa od razu przy­wo­ły­wała jedną kon­kretną osobę – Ire­ne­usza Matusz­kie­wi­cza, zwa­nego na mie­ście Dante. Był od lat znany poli­cji, miał kon­takty z licz­nymi gru­pami prze­stęp­czymi. Teraz według wie­dzy Cichego powi­nien być po pięć­dzie­siątce, a jeśli klub nale­żał do niego, to można było się spo­dzie­wać, że tam zała­twiał brudne inte­resy.

Rok­sana nie dostrze­gła reak­cji Hek­tora, więc mówiła dalej:

– Ten klub ist­nieje od nie­dawna. Ni­gdy w nim nie byłam, ale Karo­lina mówiła, że jest z wyż­szej półki. W week­endy trzeba zapła­cić za wstęp i w każdy dzień obo­wią­zuje ele­gancki strój – wes­tchnęła. – Zapra­szała mnie, żebym przy­szła zoba­czyć, jak tań­czy, ale nie zdą­ży­łam – zasę­piła się.

– Czy tylko tań­cem tam zara­biała?

Rok­sana deli­kat­nie ski­nęła głową.

– A może utrzy­my­wała intymne rela­cje dla pie­nię­dzy?

– Nic takiego nie mówiła, ale moż­liwe, że się wsty­dziła. Nie jestem pewna. – Rok­sana wzru­szyła ramio­nami. – Być może nie potra­fiła pogo­dzić się z tym, że nie ma już takiego luk­susu finan­so­wego jak kie­dyś, i zde­cy­do­wała się na inne pro­po­zy­cje. – Skrzy­wiła się, dając do zro­zu­mie­nia, że nie ma poję­cia.

– Czy miała jakichś przy­ja­ciół lub zna­jo­mych?

– Nie wiem – odparła modelka ze smut­kiem, bo uświa­do­miła sobie, jak mało wie­działa o kole­żance.

– Wiesz, gdzie miesz­kała? – kon­ty­nu­ował Hek­tor nie­zra­żony, ale nie­stety kolejne pyta­nie spo­tkało się z podobną reak­cją jak poprzed­nie.

– Wiem tylko, że wynaj­mo­wała pokój – odpo­wie­działa. – Nie było jej stać na całe miesz­ka­nie i to ją fru­stro­wało. Kie­dyś miała inne życie. Teraz uwa­żała to, co ma, za porażkę.

– Czyli wcią­gnęła się w prze­myt dla pie­nię­dzy – stwier­dził Hek­tor. – Może jakiś bogaty klient, dla któ­rego pra­co­wała, zapro­po­no­wał jej dodat­kowe zarobki? Może agen­cja coś wie?

– Moja agen­cja ist­nieje od lat i ni­gdy nie miała pro­ble­mów z pra­wem. – Rok­sana poczuła potrzebę obrony swo­ich pra­co­daw­ców, któ­rych sza­no­wała. – Nikt mi nie składa podej­rza­nych ofert – zazna­czyła, ale zaraz dodała: – Ale w sumie wie­dzą, że jestem w związku z poli­cjan­tem – skwi­to­wała i zaraz wes­tchnęła: – Jak mogła się na to zgo­dzić?!