39,99 zł
Komisarz Hektor Cichy ponownie doświadcza zmian, ale tym razem na lepsze. Jest w związku z kobietą, którą darzy silnym uczuciem.
Wrócił do wydziału kryminalnego, otrzymał awans i zyskał nowych przyjaciół. Po raz pierwszy od długiego czasu jest szczęśliwy i optymistycznie patrzy
w przyszłość.
Jedynym jego zmartwieniem jest Pola Ostrowska, która nie akceptuje nowego związku Hektora i zaczyna obsesyjne interesować się jego życiem. O pomoc w rozwiązaniu tego problemu mężczyzna prosi prokurator Annę Wiedźmińską, gdyż sam jest zajęty rozpoczętym właśnie nietypowym śledztwem.
Dobrze znany policji Dante rozkręcił narkobiznes i staje się coraz bardziej bezlitosny. Jego ofiarami padają pracujące dla niego kobiety. Umierają w cierpieniach. Hektor podejmuje więc ryzykowną grę – z pomocą znajomego dilera Grincha dołącza do grupy Dantego i rozpoczyna śledztwo pod przykryciem.
Czy poradzi sobie psychicznie z zadaniem, balansując na granicy bezprawia, zanurzając się w świecie narkotyków, alkoholu i pięknych kobiet.
Czy w Raju Dantego nie powróci do nałogu?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 612
Leżała na łóżku, sącząc wino z kieliszka. Chociaż równie dobrze mogłaby pić z gwinta. Była sama, więc nikt o tym by nie wiedział. Zresztą było jej wszystko jedno. Dookoła niej i tak panował bałagan. Od tygodni nie zawracała sobie głowy sprzątaniem – nie przyjmowała gości, dlatego nie musiała się przejmować tym, aby choć jedno pomieszczenie w mieszkaniu było reprezentacyjne. Od miesięcy, jeśli nie musiała iść do pracy, poruszała się pomiędzy kuchnią, łazienką i sypialnią. Dwa pozostałe pokoje stały nieużywane. Nie miała potrzeby do nich zaglądać. Zwłaszcza do gabinetu Marcela, który wywoływał w niej skrajną rozpacz. Kiedy kilka razy tam weszła, wydawało jej się, że jej życie dobiegło końca. Marcela nie było, więc i jej nie powinno być. Odszedł, zniknął z jej życia w ciągu jednego dnia. Nie mogła się z tym pogodzić. Nie widziała przyszłości bez niego. Takie rozważania snuła od kilku miesięcy i przez to nie potrafiła zmusić się do działania, do wzięcia się w garść.
Dźwięk dzwonka do drzwi przywołał ją do rzeczywistości. Choć w pierwszej chwili nie wiedziała, czy na pewno go słyszy, czy był marą jej umysłu, któremu od dwóch godzin dostarczała nową dawkę alkoholu. Kiedy jednak dzwonek rozbrzmiał ponownie, z niechęcią podniosła się i wyszła do przedpokoju, zamykając za sobą drzwi sypialni, choć nie sądziła, że wpuści do mieszkania kogokolwiek.
Spojrzała przez wizjer. Zobaczyła starszą sąsiadkę mieszkającą piętro niżej. Wydawała się zdenerwowana.
Dzwonek rozległ się ponownie.
Spojrzała w lustro. Wyglądała źle. Miała rozczochrane włosy i była ubrana w stary dres. Dodatkowo zdawała sobie sprawę, że czuć od niej alkohol. Sąsiedzi nie widywali jej w takim stanie. Nie chciała zdradzać, jak fatalnie się czuje i że nie może poradzić sobie z tym, co ją spotkało. Na zewnątrz musiała być twarda, tego ją uczono.
Dzwonek zabrzmiał ponownie. Musiało zdarzyć się coś ważnego, skoro kobieta nie odpuszczała. Mimo wszystko postanowiła jej otworzyć.
– Dzień dobry – powiedziała sąsiadka ze wschodnim akcentem. – Pani pracuje w policji, prawda? – zapytała i patrzyła wyczekująco.
– Powiedzmy – odparła oględnie, starając się panować nad ruchami, gdyż nie była pewna, czy jednak nie wypiła za dużo.
– Przepraszam, że panią niepokoję, ale nie wiem, kto mógłby mi pomóc – mówiła sąsiadka. Była przejęta i roztrzęsiona.
– O co chodzi? – dopytała bez większego zainteresowania.
– Moja córka zniknęła – oznajmiła kobieta. – Wyszła z domu do pracy w piątek rano i do dziś nie wróciła – wyjaśniła sąsiadka.
Zmrużyła oczy, próbując przypomnieć sobie, jaki jest dziś dzień. Od dawna każdy dzień był dla niej taki sam, nie rozróżniała ich. Nie miało dla niej znaczenia, czy jest weekend, czy dzień powszedni.
– Minęły trzy doby, może pani zgłosić oficjalne zawiadomienie – poinformowała ją w końcu, ale sąsiadka się skrzywiła.
– Nie jestem tu legalnie – dodała ciszej. – Kristina też nie była – dodała i spojrzała błagalnie. – Zostałyśmy same z wnuczką, nie wiem, co robić. Boję się.
Przypomniała sobie, że młoda dziewczyna mieszkająca piętro niżej ma dziecko, może trzy-, czteroletnie.
– Niech pani wejdzie – skapitulowała. – Przepraszam za bałagan, ale…
Machnęła ręką, próbując obyć się bez słów, a sąsiadka poklepała ją po ramieniu. Cała klatka wiedziała, co ją spotkało kilka miesięcy temu. Dlatego osądzanie jej w tym momencie byłoby niesprawiedliwością.
– Gdzie mała? – zapytała, gdy starsza kobieta znalazła się w przedpokoju.
– Ogląda bajki – odparła sąsiadka.
– Proszę po nią iść – zdecydowała. – U mnie też może oglądać, a będziemy mieć ją na oku.
Kobieta kiwnęła głową i poszła po wnuczkę. Po niespełna pięciu minutach wróciła z uroczą blondyneczką, która trzymała pod pachą pokaźną maskotkę. Gospodyni zaprowadziła dziecko do salonu, w którym od dawna nie była, i włączyła telewizor na kanał z bajkami. Zastanawiała się, czy ma coś dobrego do jedzenia, czym mogłaby poczęstować dziewczynkę, lecz szczerze w to wątpiła. Od miesięcy nie zrobiła normalnych zakupów. Kupowała chleb, coś do niego i alkohol. Sąsiadkę zaprosiła do kuchni, w której też panował nieporządek, ale zgarnęła wszystko ze stołu na bok i go przetarła.
– Zrobię nam kawy – oświadczyła.
Pora była późna, ale obie potrzebowały wzmocnienia. Nalała wodę do elektrycznego czajnika, wyjęła dwa czyste kubki z szafki i wysypała resztki rozpuszczalnej kawy. Nie była pewna, czy jest dobra. Kupił ją jeszcze Marcel, a jego już trochę nie było.
– Proszę powiedzieć, gdzie córka pracuje i jaki miała plan na dzień, w którym zniknęła – poprosiła, kiedy postawiła przed nimi gorący napój.
– Kristina pracuje w klubie jako kelnerka – powiedziała z żalem kobieta. – Przyjechałyśmy tu, bo u nas nie było perspektyw. Córka została sama z Sofią. Chciała zapewnić dziecku lepszą przyszłość.
Kiwnęła głową. To była historia jak wiele innych.
– Szukała pracy w różnych miejscach, ale albo odmawiano jej z powodu słabego polskiego, albo oferowano grosze. W końcu dostała pracę w klubie i nasze życie się poprawiło.
Sąsiadka przetarła dłonią oko, gdyż pojawiła się w nim łza.
– W jakim klubie pracuje?
– Raj Dantego.
Zmarszczyła brwi. Nie znała takiego lokalu. Nic o nim nie wiedziała.
– W piątek jak zawsze wyszła do pracy i nie wróciła? – nawiązała do pierwszej informacji, którą usłyszała od sąsiadki, ale zanim kobieta odpowiedziała, minęła chwila ciężkiej ciszy.
– Miała pracę wyjazdową. Dodatkowe zlecenie – wyjaśniła w końcu.
Ponownie zmarszczyła brwi. Nie brzmiało to jak zajęcie kelnerki.
– Raz w miesiącu szef ją wysyła poza lokal do pracy, a w zamian ma dobrą premię – tłumaczyła matka Kristiny.
Już wiedziała, że kobieta nie była zwykłą kelnerką. Była albo panią do towarzystwa, albo tancerką erotyczną. Tylko takie warianty przychodziły jej do głowy.
– Była pani kiedyś w klubie, w którym pracuje córka? – zapytała, a sąsiadka pokręciła głową. – Na pewno dzwoniła pani do niej wiele razy – stwierdziła więc i tym razem kobieta przytaknęła.
– Od wczoraj włącza się poczta – westchnęła. – Byłam nawet wczoraj przed tym klubem, ale mnie nie wpuścili, bo zabrałam Sofię. Powiedzieli, że dzieci nie wolno wprowadzać.
Od razu stało się jasne, że zajęcie Kristiny nie ograniczało się do kelnerowania.
– Przepraszam, ale muszę zadać to pytanie – zaczęła, patrząc na sąsiadkę przepraszającym wzrokiem. – Może Kristina kogoś poznała i z nim uciekła?
– Nie zrobiłaby tak – zapewniła zapalczywie sąsiadka. – Miała dość mężczyzn. Każdy, którego poznała, ją krzywdził. Po urodzeniu Sofii przyrzekła sobie, że już żadnemu nie zaufa – wyjaśniła. – Do tej pory wracała zaraz po pracy, a cały wolny czas poświęca Sofii. Jest z nią szczęśliwa – oznajmiła.
– Czyli nie przychodzi pani do głowy, co mogło się stać? – podsumowała, a sąsiadka pokręciła głową.
Brzmiało to wszystko niepokojąco, a ponieważ nie miała nic lepszego do roboty, mogła pomóc sąsiadce. Było to lepsze niż leżenie i użalanie się. Być może choć na chwilę zajmie myśli czym innym.
– Pomogę pani – oświadczyła, a sąsiadka złapała ją za rękę ze łzami w oczach. – Najpierw sprawdzimy szpitale, bo może zdarzył się wypadek i Kristina leży gdzieś jako NN. Sprawdzę system policyjny, czy nie było zgłoszenia, które mogłoby nam coś podpowiedzieć. Jeśli to nie przyniesie efektów, pójdę do tego klubu i zobaczę, co się tam dzieje. – Najwyraźniej mocna kawa wypita niemal duszkiem była dobrym otrzeźwieniem.
– Dziękuję – rzuciła sąsiadka z ulgą. – Sofia ciągle pyta o Kristinę. Nie wiem, co jej powiedzieć…
– Dowiem się, co się stało i gdzie jest.
Spojrzała przez otwarte drzwi na siedzącą na kanapie małą dziewczynkę. Dziecko wpatrywało się w ekran telewizora jak zahipnotyzowane, co chwilę chichocząc, kiedy pojawił się jego ulubiony bohater. Bezbronność małej ściskającej pluszaka sprawiła, że po raz pierwszy od miesięcy poczuła potrzebę działania – Sofia bez dwóch zdań potrzebowała mamy.
Hektor obudził się przed siódmą i z coraz większym pożądaniem patrzył na śpiącą obok Roksanę. Była olśniewająca. Kołdra zsunęła się z niej, dając mu możliwość podziwiania, jak jej piękne piersi unoszą się i opadają przy każdym oddechu. Nie mógł sobie wyobrazić lepiej wyglądającej kobiety niż ona.
Od kilku tygodni był naprawdę szczęśliwy, prawdziwie, niemalże namacalnie. Dawno czegoś takiego nie czuł. Zapomniał, jak dobrze człowiekowi może być na duszy. Lekkość towarzysząca szczęściu była dla niego przyjemnym odkryciem. Nie chciał, aby to zniknęło. Przez ostatnie lata iluzję szczęścia dawały mu opioidy, od których był uzależniony. A teraz, bez chemii, czuł się, jakby był nastolatkiem, zakochanym po raz pierwszy w najpiękniejszej koleżance ze szkoły. Nie sądził, że jeszcze kiedyś się tak poczuje.
Chwilami wyrzucał sobie, że daje się ponieść wewnętrznej radości. Karcił się za to, że czuje się dobrze. Pojawiały się myśli, że jest egoistą, bo planuje nowe życie po tragedii, która go spotkała. To nawracające poczucie winy doprowadzało go do rozstroju, dlatego powiedział o tym Jakubowi Janiszewskiemu, psychologowi, który pomagał mu pozbierać się po wydarzeniach sprzed pół roku. Aby jednak terapia była skuteczna, musiał przepracować doświadczenia sprzed pięciu lat. Janiszewski, który stał się też przyjacielem Cichego, tłumaczył mu, że nie powinien mieć wyrzutów sumienia z powodu rozpoczęcia nowego etapu. Przekonywał, że zmarła żona i syn nie mieliby mu za złe, że w końcu uczy się żyć od nowa. Uważał, że pięć lat egzystowania w rozpaczy i nienawiści oraz złości na to, że to on przeżył tragiczny wypadek, to wystarczająca żałoba, którą teraz Hektor powinien zakończyć, oczywiście zachowując w pamięci żonę i synka. I oto nadarzyła mu się do tego najlepsza okazja – na jego drodze pojawiła się Roksana. Weszła w jego życie niespodziewanie, pewnie i bez ostrzeżenia. Zmieniła jego świat i za to był wdzięczny losowi. Po raz pierwszy od lat myślał o przyszłości. Planował, co i gdzie będą razem robić.
Nie byli jeszcze w stałym związku, bo ustalili, że na razie nie będą się ograniczać tylko do siebie. Roksana zakończyła trzyletnią relację kilka tygodni wcześniej, więc potrzebowała czasu, aby odzyskać poczucie wolności. Dlatego Hektor nie stawiał jej ultimatum. Chociaż właściwie nie musiał – oboje nie chcieli być z nikim innym, tylko ze sobą.
Znali się od dziesięciu tygodni, a od ośmiu byli nierozłączni. Roksana była wcześniej dziewczyną partnerki Hektora z wydziału dochodzeniowo-śledczego. Pomogła im w trakcie ostatniego śledztwa. Była ich przynętą, ale nie przygotowali jej na to, co ją czekało w miejscu, do którego została wysłana. Całkowita prowizorka w działaniach spowodowała diametralne zmiany w życiu Hektora, Roksany, Jagny, ale także przyjaciółki Cichego, Poli Ostrowskiej.
Jagna Bojanowska nie mogła zaakceptować nieposłuszeństwa Roksany, tego, że naraziła się na śmiertelne ryzyko. Policjantka była zirytowana tym, że jej dziewczyna mimo próśb o niepodejmowanie pochopnych decyzji wykonała zadanie po swojemu, nie zważając na to, jakie mogą być skutki. Związek Roksany i Jagny już wtedy przeżywał napięcia, więc nie przetrwał próby, jaką była akcja w klubie tenisowym Lob. Niewypowiedziane pretensje narosły i wybuchły, nie dając szans na ich rozwiązanie. Zresztą żadna z nich nie starała się uratować związku. Miały dość. Po nagłym rozstaniu Roksana została z Hektorem, mimo że początkowo nie był przekonany do tego pomysłu. Ale kiedy Bojanowska po prostu pewnego dnia wyjechała, a Przybylska nie próbowała dowiedzieć się, gdzie jej partnerka zamierza zacząć nowe życie, odrzucił obiekcje.
Modelka czuła się szczęśliwa w towarzystwie Hektora, miała poczucie komfortu i bezpieczeństwa. To było coś, czego Jagna nie potrafiła jej dać przez cały miniony rok. Kiedy więc poczuła wolność, zaczęła się bawić, wciągając w wir spontanicznych decyzji Cichego, który nie protestował. Czuli się ze sobą swobodnie. Dlatego dwa tygodnie po tym, jak Roksana zamieszkała na parterze jego bloku, zaczęli również ze sobą sypiać i odkryli, że ten kolejny poziom relacji odpowiadał im obojgu.
Pojawienie się Roksany wpłynęło także na relację Hektora z Polą Ostrowską. Na początku patolog miała nadzieję, że jego zainteresowanie modelką minie, ale gdy Cichy po akcji w klubie Lob przyjął tymczasowo Roksanę pod swój dach, zrozumiała, że mają inne oczekiwania wobec przyjaźni, która ich łączyła od pewnego czasu. Patolog nie spodziewała się niczego dobrego po relacji Hektora z modelką, ale nie wiedziała, jak skupić uwagę Cichego na sobie. Udowodniła mu, że może na niej polegać, bo to właśnie ona pomogła mu po tragicznych wydarzeniach sprzed pół roku, ale ten nieprzyjemny incydent z piękną i niebezpieczną kobietą, która namieszała mu w życiu, najwyraźniej niczego go nie nauczył – i nie pomógł mu zrozumieć, kogo powinien mieć u swego boku. Pola zerwała więc kontakty z Cichym, choć ten próbował się dowiadywać w esemesach, jak się ma, a winą za dziwne zachowanie przyjaciółki obarczył jej byłego męża, który obecnie przebywał w więzieniu – Cezary miał plan dręczenia Ostrowskiej nawet zza krat. Ich rozmowy ograniczały się teraz do spraw zawodowych, choć Pola nawet na komendzie starała się go unikać. Nigdy nie podzieliła się z nim tym, co wydarzyło się dzień przed rozpoczęciem jego śledztwa w klubie tenisowym Lob. Nie wiedział więc, co zrobiła, żeby ratować siostrę i szwagra.
Po kilku tygodniach Roksana tak wypełniła życie Hektora, że odpuścił starania o nawiązanie kontaktu z Ostrowską i postanowił wyrzucić ze swego życia negatywne emocje. I to akurat ucieszyło Janiszewskiego, który wiedział, że reakcja Poli jest wynikiem rozczarowania, życia iluzją, że Hektor będzie z nią na zawsze jako jej wybawca. Pojawienie się kolejnej osoby wymagało pójścia na kompromis i dzielenia się Cichym, na co patolog nie chciała się zgodzić. Janiszewski z nadzieją obserwował przemiany Hektora. Widział w nich szansę na odzyskanie emocjonalnej równowagi. Postanowił nawet ograniczyć liczbę spotkań do jednej sesji tygodniowo, choć zdarzało się, że widywali się częściej, ale już na płaszczyźnie prywatnej.
Również w pracy układało się Hektorowi. Powrócił do wydziału kryminalnego jako zastępca naczelnika. Natomiast naczelnikiem został Michał Dudzik, który pojawił się na komendzie najpierw jako pełniący obowiązki komendanta, gdy aresztowano Leonarda Pawłowskiego za nielegalną współpracę z władzami klubu tenisowego. Po trzech tygodniach wybrano nowego komendanta, a Dudzik objął stanowisko odchodzącego naczelnika wydziału kryminalnego. Pierwsze tygodnie współpracy z nowym kolegą Hektor oceniał pozytywnie. Dudzik okazał się zaangażowany w sprawy firmy, ale nie upierdliwy. Chętnie słuchał pomysłów Cichego. Polubili się.
Hektor rozmyślał, gdy nagle jego telefon, leżący na stoliku nocnym, zaczął wibrować. Natychmiast sięgnął po niego, aby nie obudzić Roksany. Kiedy wychodził z pokoju, żeby porozmawiać, kobieta przewróciła się na drugi bok, przykrywając kołdrą aż pod brodę.
Gdy znalazł się w przedpokoju, zamknął drzwi do sypialni i spojrzał na ekran. Widniało na nim imię i nazwisko nowego partnera. Nacisnął zielony guzik i odebrał połączenie.
– Hektor, jesteś tam? – zapytał Dudzik, bo Cichy nie odezwał się od razu.
– Tak, tak – zapewnił, wchodząc do kuchni i włączając ekspres. Domyślił się, że Michał nie dzwoni o tej godzinie na koleżeńską pogawędkę. Zapewne czekała ich praca.
– Wiesz, gdzie jest motel Perła? – Partner przeszedł od razu do sedna.
– Na południu, przy drodze wyjazdowej z miasta? – upewnił się Hektor.
– Zgadza się. To się zbieraj – obwieścił Michał.
– Bo? – dopytywał bez pośpiechu Hektor, przygotowując filiżankę.
– Właściciel motelu zgłosił, że w jednym z pokoi znajdują się zwłoki w wannie – odparł Dudzik.
– Kobieta – rzucił Cichy pewnie.
– Skąd wiesz? – zdziwił się Michał.
– W tym motelu prostytutki obsługują klientów na godziny. Pewnie któregoś poniosło – stwierdził, jakby to było standardowe wydarzenie.
– No to mamy jasność. Ale, tak czy siak, musimy się tym zająć.
– Ode mnie do Perły jest pół godziny drogi – zakomunikował Hektor.
– Poczekam na ciebie z oględzinami, bo już jestem w aucie.
– Ktoś zawiadomił Polę Ostrowską? – zapytał Hektor, zanim partner się rozłączył.
– Prokurator Wiedźmińska powiedziała, że ją zgarnie – odpowiedział Dudzik.
Hektor poczuł ukłucie. Z jednej strony było to dobre rozwiązanie, a z drugiej – zabolało go, że nawet w takiej sytuacji Pola trzyma go na dystans.
– Dobra, to widzimy się na miejscu – oznajmił i się rozłączył.
Nalał kawę do kubka i zabrał go do łazienki. Chciał przed wyjściem wziąć szybki prysznic.
Znał Perłę. Odwiedzał ją kilka razy z różnymi kobietami. Zanim zaprzyjaźnił się z Polą i zaczął z nią spędzać większość wieczorów przed telewizorem, szukał kobiet na jedną noc. Poznawał je z dala od domu, a motel był doskonałym miejscem na tego typu spotkania. Nie był drogi, ale zapewniał przyzwoite warunki i dyskrecję. Ta myśl od razu go zaniepokoiła, bo zdał sobie sprawę, że nawet jeśli w recepcji zapisano dane osoby wynajmującej pokój, to niekoniecznie były one prawdziwe. On sam nigdy nie podawał swoich. Po prostu wystarczyło jakieś imię i nazwisko.
* * *
Pola siedziała jak na szpilkach, czekając na przyjazd prokurator Anny Wiedźmińskiej. Jeszcze trzy miesiące temu zabrałaby się z Cichym i byłoby to najnaturalniejsze pod słońcem. Ale kobieta, która nagle pojawiła się w jego życiu, zniszczyła ich relację. Pola wiedziała, że nie jest tak atrakcyjna jak Anastazja Kool czy Roksana Przybylska. Nie mogła też zaoferować Cichemu tego, co one mu dawały, czyli seksu. Nie chciała, aby jej dotykał czy oglądał ją nago. Miała wiele blizn, których się wstydziła.
Ale nie tylko komisarz zaprzątał jej myśli. Dodatkowym utrapieniem była siostra. Maja nie mogła zapomnieć o śmierci dwóch młodych mężczyzn, którzy wtargnęli do jej domu, powodując zniszczenia. Maja i Darek zabili ich w akcie samoobrony i choć Pola pomogła im pozbyć się ciał na dobre, siostra żyła w ciągłym strachu. Popadła w paranoję, przestała wychodzić z domu i dręczyła Polę telefonami.
Ostrowska była przytłoczona napięciem i frustracją i nie miała z kim podzielić się tymi emocjami. Hektor odpadł, psychoterapeutka nie wchodziła w grę – poza tym skupiała się na analizowaniu przeżyć Poli związanych z rozpadem przyjaźni z komisarzem – a Anna Wiedźmińska, z którą miała dobre relacje zawodowe, była prokuratorem. Nie mogła jej zwierzyć się z mrocznego sekretu.
Pola odczuwała samotność i rozgoryczenie. Znowu zaczynała wierzyć, że Cezary, który znęcał się nad nią zarówno fizycznie, jak i psychicznie, miał rację, powtarzając, że jest zepsutym jabłkiem, z którym nikt nie wytrzyma.
Teraz niepokoiła się prawdopodobnym spotkaniem z Hektorem w motelu Perła. Nie wiedziała, jak się zachować ani co powiedzieć. W głowie układała różne scenariusze, ale wszystkie wydawały się żałosne.
Jej serce nerwowo zadrżało, gdy smartfon rozbrzmiał melodyjnym dźwiękiem. Anna Wiedźmińska już na nią czekała. Nie było odwrotu. Musiała się zebrać.
Zaczerpnęła głęboko powietrza, włożyła lekką kurtkę i z ciężarem na sercu ruszyła do pracy.
* * *
Zanim Hektor wyszedł z mieszkania, zerknął do sypialni. Chciał się pożegnać z Roksaną. Usiadł na krawędzi łóżka i pocałował ją w czoło. Otworzyła oczy i się uśmiechnęła.
– Dzwonił Michał, mamy trupa – poinformował. – Mogę wrócić późno.
Skrzywiła się, ale Cichy wiedział, że nie ma mu tego za złe. Rozumiała, że praca jest dla niego ważna. Zresztą ona również lubiła swoją.
– Ja mam o jedenastej krótką sesję – odpowiedziała – a potem będę tęsknić za tobą – zażartowała.
Tym razem to Cichy się uśmiechnął, odsłaniając bliznę na policzku. Roksana dotknęła jej i poczuł, jak dawna rana zaczyna pulsować. Wolałby, żeby tego nie robiła, bo wtedy powracały tragiczne wspomnienia, a wyrzuty sumienia zaczynały krzyczeć, że nie powinien czuć takiego szczęścia. Blizna była śladem bolesnej przeszłości i jednocześnie stanowiła barierę przed pozytywnym spojrzeniem w przyszłość. Ale nie powiedział Roksanie o dyskomforcie, który czuł, choć nie był pewien właściwie dlaczego. Na pewno by to zrozumiała. Znała jego historię, więc nie uznałaby jego obiekcji za błahe.
Kiedy oderwała dłoń od jego policzka, podniosła się na łokciach i delikatnie pocałowała go w usta. Cichy z żalem wstał, bo chciałby z nią zostać. Ale miał już dziesięć minut opóźnienia. Dlatego od razu po wyjściu na klatkę schodową ruszył do auta pośpiesznym krokiem. Miał nadzieję, że o tej porze nie będzie żadnych utrudnień na drodze.
Gdy tylko odpalił samochód, wnętrze wypełniła energetyczna muzyka. Uśmiechnął się pod nosem. Roksana zostawiła tę płytę. Od dawna nie słuchał niczego podczas jazdy, bo Ola to uwielbiała. Wolała spędzać czas w aucie na delektowaniu się muzyką niż na rozmowach. Dobrze pamiętał, jak żona zatapiała się w każdym utworze, śpiewała i podrygiwała, co zawsze podobało się Adasiowi, który głośno się śmiał. Ale teraz pozwolił Roksanie, aby jej muzyka odciągała go od tamtego świata. Jechał i słuchał dynamicznych rytmów, a energia zawarta w utworach przenikała do jego ciała. To było naprawdę przyjemne.
Dwadzieścia minut później zaparkował między samochodami Wiedźmińskiej i Dudzika. Zanim wysiadł, zastanawiał się, jak powinien się zachować, kiedy spotka Polę, ale zaraz uznał, że to zbędne rozważania. Przecież nic jej nie zrobił. To ona zerwała z nim kontakt i udawała, że go nie zna. Ruszył więc w kierunku wejścia do motelu, gdzie prokurator i Michał już na niego czekali.
– Dzień dobry – przywitał się. – Jak tam sytuacja?
– Technicy na razie sprawdzają drzwi do pokoju, może znajdą jakieś odciski – pierwszy odezwał się Dudzik.
– W takim miejscu ludzie zmieniają się codziennie, czasem nawet kilka razy. To bezcelowa praca – skomentował Cichy.
– Musimy porozmawiać z osobą, która ją znalazła, i z tą, która ją zameldowała. Może będą pamiętać ważne szczegóły. – Wiedźmińska zaczęła działać według standardowego planu, ale od razu zauważyła, że Michał uśmiechnął się na jej słowa.
– Zameldowała? – prychnął z rozbawieniem. – Przepraszam, ale nie możemy zapominać, gdzie jesteśmy.
Hektor musiał przyznać mu rację. Anonimowość była tu kluczowa.
– Goście muszą chyba wypełniać jakieś papiery, prawda? A co, jeśli ktoś zniszczy pokój lub coś z niego ukradnie? – podawała przykłady Wiedźmińska, ale zarówno Hektor, jak i Michał wzruszyli ramionami.
– Ryzyk-fizyk – stwierdził w końcu Dudzik. – Pewnie nie mają sprzętu wysokiej jakości ani wartościowych mebli. Ludzie nie przyjeżdżają tutaj, żeby oglądać telewizję w pełnej rozdzielczości – ironizował.
Prokurator nie była zachwycona jego mądrościami.
– Wchodziliście już do środka? – przerwał dywagacje Michała Cichy.
– Nie, czekaliśmy na pana, komisarzu – odparła Wiedźmińska, ubrana jak zawsze na czarno. – Natomiast pani Pola jest już przy denatce – mówiąc to, spojrzała na niego znacząco. Było jasne, że orientuje się, jak obecnie wyglądają jego relacje z Ostrowską.
Ruszyli przez otwarte drzwi i w wąskim korytarzu minęli pracujących nieopodal techników, następnie weszli do małego szarego pokoju, w którym panował bałagan. Widać było, że wydarzyło się tu coś gwałtownego. Hektor i Michał skierowali się do łazienki, a prokurator stanęła w jej drzwiach. Pomieszczenie było niewielkie, a w środku już pracowała Ostrowska, dlatego nie było sensu robić tłoku. Biel wanny i kafelków mocno kontrastowała z dużą liczbą krwawych plamek, które były dosłownie wszędzie.
– Welcome to Dexter Morgan world – rzucił po angielsku Dudzik, przywołując serialowego seryjnego mordercę, który za dnia pracował jako policyjny analityk krwi.
W wannie w dziwacznej pozycji leżała martwa młoda dziewczyna, całkiem naga. Jej twarz była zwrócona w stronę drzwi, więc pierwsze, co można było zauważyć, to otwarte przerażone i martwe oczy. Niegdyś zapewne staranny makijaż teraz był rozmazany, nadając całości karykaturalny wymiar. Pola w ochronnym stroju pochylała się nad zwłokami. Hektor na ułamek sekundy się zawahał, ale zaraz potem zrobił trzy kroki w stronę wanny. Od razu zauważył, że denatka ma dużą otwartą ranę, ciągnącą się od podbrzusza aż po żebra. Po dokładnym przyjrzeniu się można było dostrzec narządy wewnętrzne. Kilka sekund później dołączyła do niego patolog.
– Hej – postanowił przyjąć swobodny ton, ale Pola nawet na niego nie spojrzała. – Cesarka w motelowych warunkach? – zapytał z niedowierzaniem.
– Nie. Gdyby ktoś chciał wyciąć z niej dziecko, toby nie rozcinał tego miejsca i nie w ten sposób. To by nie miało sensu. W ten sposób zrobiłby krzywdę dziecku – wyjaśniła, nadal nie patrząc na niego.
– To może wycięli jej jakiś organ? – spróbował raz jeszcze.
– Jeśli chodziłoby o nielegalne pobranie organów, to najprawdopodobniej zrobiłby to lekarz, i to nie w takim miejscu, i nie w tych warunkach – oświadczyła i dodała dla pewności: – Przy handlu organami to narządy mają wartość. Klient płaci za zdrowy towar. Dlatego wątpię, żeby o to chodziło. W jej przypadku kilka cennych narządów zostało uszkodzonych. Zdecydowanie cięcie wykonał ktoś, kto się nie zna na anatomii.
– Co za skurwiel robi coś takiego? – zareagował Dudzik.
– To co mogło się jej przydarzyć? – zapytał Cichy i pierwszy raz ich spojrzenia się spotkały.
– Może po prostu trafiła na psychola, który ją pociął – odparła Pola, wracając wzrokiem do denatki. – Agresywny typ. To, co jej zrobił, wymagało siły i samozaparcia. Mówiąc kolokwialnie, została rozpruta. Na brzuchu ma długie i głębokie rany cięte o nierównych krawędziach oraz kilka płytszych nacięć. Pewnie wyrywała się, chciała uciekać, a on, niewprawiony lub pod wpływem adrenaliny, dźgał ją na oślep.
– A może to prostytutka, która umówiła się tu z klientem, ale nie sprostała jego oczekiwaniom i się zdenerwował? – dołączyła do rozważań Wiedźmińska.
– Nie wygląda na dziwkę – oświadczył Dudzik.
Prokurator cmoknęła z dezaprobatą za jego plecami. Nie wiedział jeszcze, że starsza kobieta nie lubi wulgarności.
– Ubrania i torebka są markowe. Nawet jeśli sprzedawała się, to nie za pięćdziesiąt złotych i nie w tej norze.
– To, co pozostało z paznokci, może świadczyć o tym, że dbała o siebie – zauważyła Ostrowska. – Widać to również po włosach, makijażu i depilacji. Dlatego uważam, że pan nadinspektor ma rację. Ona po prostu nie pasuje do tego miejsca.
– Jest bardzo młoda – stwierdził Hektor.
Według niego dziewczyna mogła być nawet niepełnoletnia. Natychmiast przypomniał sobie sprawę sprzed kilku tygodni. Jeszcze nie uporał się z papierologią dotyczącą śledztwa w klubie tenisowym Lob, więc nie podobała mu się powtórka z rozrywki.
– Może w jej torebce jest dokument tożsamości? – rzuciła Wiedźmińska, wskazując palcem na torebkę Chanel, leżącą na podłodze przy łóżku.
Cichy wyszedł z łazienki, nałożył lateksowe rękawiczki i podniósł torebkę. Obejrzał ją ze wszystkich stron. Była w doskonałym stanie, na pewno nowa. Otworzył i rozsypał zawartość na niechlujnie zasłane łóżko. W środku były typowe rzeczy takie jak błyszczyk, puder, grzebień, a także karta płatnicza i dowód osobisty. Brakowało tylko telefonu komórkowego. Hektor zaczął się rozglądać, ale w pokoju panował totalny chaos, nie było szans na znalezienie smartfona. Miał nadzieję, że technicy, dokładnie badając miejsce zdarzenia, go odnajdą.
– Jest dowód – zakomunikował. – Nazywała się Karolina Wachnik. Urodziła się dziesiątego kwietnia 1998 roku w Rogowie.
– Naprawdę młoda – westchnął Dudzik.
– Po tym bałaganie w pokoju i śladach na jej ciele widać, że się broniła – odezwała się ponownie Pola, która teraz stała w progu między łazienką a pokojem. – Ma wiele ran ciętych na dłoniach, przedramionach i ramionach.
– Waleczna dziewczyna – stwierdziła prokurator.
– Tylko jej to gówno dało – rzucił bez namysłu Dudzik.
Pola i Hektor spojrzeli na siebie, a potem na Wiedźmińską, ciekawi jej reakcji, ale ona tylko zacisnęła usta w cienką linię.
– Porozmawiajmy z pracownikami – zarządziła. – A my spotkajmy się po południu – dodała, patrząc na Polę.
– Postaram się wtedy wiedzieć więcej – odpowiedziała patolog zupełnie innym głosem niż podczas rozmowy z Hektorem.
– Nam tu trochę zejdzie – usłyszeli Jana Sobczaka, szefa techników. – Chaos niemiłosierny i mało sterylne to miejsce. Jestem pewien, że znajdziemy dużo niepotrzebnych śladów.
– Szukajcie jej telefonu. To lepsze niż pamiętnik u takiej młodej osoby – poprosił Cichy.
Aby dostać się do recepcji, trzeba było wyjść z budynku, w którym na dwóch piętrach były rozmieszczone pokoje jeden obok drugiego. Ktoś, kto zaprojektował ten budynek, musiał się inspirować amerykańskimi motelami. Brakowało tylko na tyłach obskurnego basenu bez wody.
Budynek z recepcją przylegał prostopadle do krawędzi budynku z pokojami, jakby stanowił odrębną bryłę, a frontową ścianę miał przeszkloną. Hektor otworzył drzwi z napisem „Recepcja” i przepuścił Wiedźmińską pierwszą. Ten rodzaj uprzejmości był dla niej istotny. Prokurator zbliżała się do siedemdziesiątki i nie czuła potrzeby walczenia o równouprawnienie, ponieważ już udowodniła swoje umiejętności. Ale takie zachowania jak całowanie w rękę czy wyrażanie się kulturalnie przy kobiecie miały dla niej znaczenie. Pracowała w swoim zawodzie długo, słyszała i widziała wiele, ale nadal nie tolerowała niepotrzebnej wulgarności.
Zza lady wystawała łysawa głowa faceta, który wyglądał na totalnie niezainteresowanego tym, co się właśnie wydarzyło w jednym z pokoi. Spokojnie oglądał teleturniej w telewizji i nawet nie oderwał wzroku od monitora na ich wejście.
– Przepraszam, czy byłby pan tak łaskawy i porozmawiał z nami? – odezwała się Wiedźmińska stanowczo.
Mężczyzna z niechęcią wstał i z ociąganiem podszedł do lady. Miał grube, ciężkie okulary i pokaźną brodę, która mocno kontrastowała z nierówną łysiną. Hektor widział go tu już wcześniej.
– Czy zamordowana kobieta była z kimś?
Prokurator przeszła do konkretów, nie siląc się na przedstawianie się. Mężczyzna nie był zainteresowany tym, kim są. Nauczył się, pracując tu, że i tak nikt nie mówi o sobie prawdy.
– Była z dwoma facetami – odpowiedział. Miał wyraźną wadę wymowy, ale nie przejmował się tym.
– Czy zameldował ich pan?
Hektora ogarnął pusty śmiech, ale postanowił nie reagować. Był ciekaw, co odpowie mężczyzna.
– Jednego. Tyle wystarczy, żeby wynająć pokój – wyjaśnił bez ogródek.
– Pod jakim nazwiskiem?
Pomimo obrzydzenia Wiedźmińska nie zniechęcała się. Miejsce to wydawało się jej brudne i nieprzyjemne.
Mężczyzna spojrzał do zeszytu, poprawiając suwające się okulary, i oznajmił:
– Jan Kowalski.
Prokurator fuknęła. Była to oczywista informacja, że to fałszywe dane.
– Spisał go pan z dowodu? – dociekała.
Mężczyzna zmarszczył brwi.
– Uwierzyłem na słowo. Po co ktoś miałby mnie okłamywać, jak się nazywa? – odparł z rozbrajającą powagą okularnik, po czym dodał: – Pan przecież wie, jak to działa.
Spojrzał na Hektora, musiał go rozpoznać.
Prokurator popatrzyła na Cichego z dezorientacją, a Dudzik lekko się uśmiechnął. On zrozumiał, o co chodziło recepcjoniście. Poznał już nieco Hektora, ponieważ ostatnio na komendzie niewiele się działo, dlatego zamknięci w jednym pokoju opowiadali sobie różne historie ze swojego życia. Choć Hektor nie powiedział mu o narkotykach, od których był uzależniony przez lata, a cztery osoby w pracy wiedziały o jego nałogu – komendant Leonard Pawłowski, który na razie nikomu nie wspomniał o problemie Hektora, choć ten przyczynił się do jego aresztowania, Krzysztof Jaworski, dawny partner Cichego, a obecnie podwładny, oraz Pola i Wiedźmińska, która udawała, że o tym fakcie nic nie wie.
– A jak wyglądali ci mężczyźni? – Prokurator przeszła do kolejnej kwestii, ale już zrozumiała, że recepcjonista nie będzie przydatnym świadkiem. Nie interesowało go nic poza zapłatą i spokojem.
– Czy ja wiem…? – burknął, wykrzywiając twarz w wyrazie obojętności. – Normalni, jak wielu innych. – Jego wada wymowy połączona z niechlujstwem w mówieniu sprawiała, że trzeba było dobrze się wsłuchiwać w wypowiadane słowa. – Dwa mięśniaki.
– Nie słyszał pan krzyku dziewczyny? – zapytała Wiedźmińska oskarżycielsko.
– Kochana pani, gdybym za każdym razem reagował na krzyki kobiet, tobym oszalał – wyjaśnił spokojnie. – Większość gości przychodzi tu na seks. Ściany są cienkie, więc wszystko słychać. Gdyby pani tu usiadła, zrozumiałaby moją obojętność.
– A nie zdziwiło pana, że taka młoda dziewczyna spotyka się w jednym pokoju z dwójką mięśniaków?
Hektor i Michał się nie odzywali, ale pytania Wiedźmińskiej były naiwne. Aż dziw brał, że prokurator z czterdziestoletnim stażem nie wie, co się wyprawia w takich miejscach. Chyba że chciała od mężczyzny usłyszeć wyjaśnienia, w których miała nadzieję wyłapać jakiś istotny szczegół.
– Mnie to już nic nie dziwi – odparł brodacz.
– Macie tu kamery? – włączył się Dudzik.
W normalnych okolicznościach Cichemu też by takie pytanie przyszło na myśl, ale znał to miejsce, dlatego odpowiedź była dla niego oczywista.
– Nie – oznajmił mężczyzna stanowczo.
– Dziewczyna przyjechała sama czy z mięśniakami? – tym razem zapytał Hektor.
– Przyjechali razem. Wielkim czarnym samochodem – przerwał, a zaraz dodał, zanim padło kolejne pytanie: – Dziewczyna i jeden facet wysiedli z tylnych drzwi, a drugi był kierowcą… – Zrobił pauzę, po której odezwał się ponownie: – Kierowca przyszedł do mnie, zapłacił za noc, dostał klucze i tyle ich widziałem.
– Czyli nie widział pan, kiedy opuścili pokój?
Mężczyzna pokręcił głową.
– Kto znalazł ciało?
– Sprzątaczka – odpowiedział. – Zwykle nie zagląda do pokoi, do których nie ma klucza na wieszaku. Ma zajmować się tylko tymi, które są do posprzątania. Ale tym razem weszła do środka, bo zobaczyła, że drzwi są uchylone.
Recepcjonista ponownie poprawił okulary, chociaż nie zmieniły położenia. To był jego automatyczny odruch.
– Zrobiła zamieszanie w całym motelu. Przybiegłem do pokoju, zobaczyłem scenę jak z horroru i was wezwałem. Nie było czasu na gadanie czy zastanawianie się, chociaż nie mogliśmy już jej pomóc. Wszędzie była krew, wnętrzności na zewnątrz, było już za późno na pomoc – mówił zaskakująco spokojnie, jakby oglądał to w telewizji, a nie był świadkiem tej makabrycznej sceny.
– Gdzie jest teraz sprzątaczka, która znalazła ciało? – zapytał Hektor.
– Przy ambulansie. Tak się przejęła, że to ją ratować musiałem – wyjaśnił brodacz. – Krótko mówiąc, początek dnia do dupy. Od dawna się tu tyle nie działo. A taka reklama niezbyt dobrze robi dla biznesu.
– Jakby pan miał kamery i był bardziej czujny, to być może nie doszłoby do tego – rzucił ze złością Dudzik.
Zginęła młoda dziewczyna, a facet miał pretensje, że popsuje to i tak wątpliwą renomę tego miejsca.
– Sprzątaczka czegoś dotykała? – dopytał Hektor ponownie.
– A ja wiem?! – Wzruszył ramionami. – Może klamki u drzwi. Sami zapytajcie. W szoku była, przejęła się i trudno było się z nią dogadać.
– Technicy będą jeszcze przez jakiś czas pracować w pokoju. Muszą zebrać i zabezpieczyć ślady – oznajmił Dudzik.
– A kto mi zrekompensuje straty za nieużywany pokój? W tym czasie mogę mieć klientów – oburzył się brodacz.
Hektor zauważył, jak na twarzy prokurator maluje się złość.
– Chyba mięśniaki zapłaciły za całą dobę – przypomniał komisarz. – O której przyjechali?
Okularnik ponownie spojrzał do zeszytu.
– Czterdzieści minut po północy.
Mówiąc to, zdał sobie sprawę, że komisarz ma rację. Pokój był opłacony do północy.
– Proszę się cieszyć, że nie wezwę sanepidu i nie zamknę tego miejsca. Liczba naruszeń przepisów, którą do tej pory zobaczyłam, kwalifikuje to miejsce do likwidacji – wybuchła z pretensjami prokurator.
Zobaczyli zaskoczenie na twarzy mężczyzny. Nie spodziewał się takiej reakcji Wiedźmińskiej.
– Dla mnie to miejsce może być przyczółkiem wybuchu epidemii.
– Dobra, już dobra, zrozumiałem – ofukał ją.
– Na którym miejscu zaparkowali? – wrócił do przesłuchania Cichy.
Chciał sprawdzić, czy była szansa, że ktoś z innego pokoju ich widział, kiedy byli na parkingu.
– Dwadzieścia siedem – rzucił z urazą okularnik.
– Czy okna któregoś z pokoi wychodzą na to miejsce? – dopytywał Hektor.
– To miejsce najbardziej z brzegu – odpowiedział recepcjonista. – Z pokoi pięć i sześć je widać, ale od dwóch dni są puste.
Nadzieja na świadków przepadła. Wiedźmińska jeszcze chwilę przyglądała się z niechęcią mężczyźnie i kręciła głową z dezaprobatą. On i to miejsce wywoływały u niej frustrację.
Wyszli na zewnątrz przed recepcję.
– Czy mógłby mi pan wyjaśnić, dlaczego ten oprych twierdzi, że pan zna zasady, które rządzą tym miejscem?
Hektor obawiał się tego pytania. Miał nadzieję, że prokurator zapomni o tej części rozmowy, ale tak się nie stało. Chociaż był dorosły i mógł robić, co chce i z kim chce, to z oporem musiał wyjaśnić, o co chodziło.
– Byłem w tym motelu kilka razy.
– Dlaczego? Przecież ma pan swoje mieszkanie.
Prokurator zachowywała się, jakby faktycznie nie wiedziała, w jakim celu ludzie się tu spotykają. A być może droczyła się z nim i chciała go zawstydzić. Michał stał za jej plecami i głupio się uśmiechał do komisarza.
– Miałem randkę. – Hektor próbował wyjść z tej sytuacji z twarzą, mówiąc tylko oględnie.
Wiedźmińska ponownie przejechała wzrokiem po budynku z pokojami i jakby nagle zrozumiała, co ma na myśli.
– Nie spodziewałam się po panu tak nędznego gustu – orzekła z niechęcią i ruszyła przodem w kierunku ambulansu, a Michał szepnął z rozbawieniem do Hektora:
– Zrujnowałeś jej piękny obraz siebie.
– Widziała mnie w kiepskim stanie. Nie sądzę, abym mógł to pogorszyć – wyjaśnił Hektor.
– Choroba to zupełnie co innego niż bawienie się w podrzędnych motelach z przypadkowymi panienkami – zauważył Dudzik. – Wiele kobiet nie toleruje takich zachowań i nie potrafi ich zrozumieć. Dlatego uważam, że jej sympatia do ciebie została dzisiaj poważnie nadszarpnięta.
– Czasem czuję się przy niej jak dzieciak, który ciągle ją rozczarowuje – stwierdził Hektor z przekąsem.
– Nie zawsze można sprostać oczekiwaniom innych – podsumował Dudzik pocieszająco.
* * *
Kiedy Pola została sama w łazience, poczuła niespodziewaną ulgę, mimo że czekała ją praca przy zakrwawionym, poszarpanym ciele młodej kobiety. Nawet nie przypuszczała, że będzie jej tak trudno, gdy Cichy będzie w pobliżu. Unikała go od tygodni, ale ciągle o nim myślała. Nie mogła pogodzić się ze zmianami i każda myśl o tym, że Cichy jest z Roksaną, doprowadzała ją do szaleństwa. Wyobrażała sobie ich razem w kinie, w restauracji czy w łóżku, świetnie się bawiących i za każdym razem cierpiała. Zauważyła też, że Hektor ostatnio często korzysta z zaległego urlopu. Bierze dodatkowe dni wolne, żeby spędzać je z nową dziewczyną. Ostrowska czuła rozczarowanie i złość. Pragnęła znów przesiadywać wieczorami z Hektorem. Wtedy czuła się tak dobrze, tak lekko… Od lat tego nie zaznała. Ale teraz wszystko zniknęło i znów została sama ze swoimi demonami.
Dzisiejsze spotkanie było jak tortura, a perfumy Roksany, które od niego poczuła – trudno było je pomylić z czymkolwiek, główną nutą był aromat czekolady – przywołały obraz modelki. Dlatego bała się spojrzeć na Hektora, nie chciała, aby zobaczył w jej oczach rozpacz. W ciemności nocy, gdy nie mogła zasnąć, zastanawiała się czasami, jak mogłaby sprawić, aby Roksana zniknęła z życia Cichego. Co takiego złego zrobiła, że zawsze była odrzucana, niechciana i na drugim planie? Miała już tego serdecznie dość. Nie wiedziała jeszcze, co dokładnie zrobi, ale nie miała zamiaru się poddawać. Ona i Hektor byli sobie przeznaczeni, a obciążenie traumami sprawiało, że tak dobrze się rozumieli.
* * *
Podeszli do karetki. Przez otwarte rozsuwane drzwi zobaczyli starszą panią, która siedziała na fotelu z głową opartą o zagłówek.
– Dzień dobry – odezwała się prokurator.
Kobieta drgnęła, jakby nagle wybudzona z głębokiego snu.
– To pani znalazła ofiarę? – zadała retoryczne pytanie Wiedźmińska.
– Coś potwornego – westchnęła starsza kobieta o szarych włosach do ramion.
Była nadal przejęta, ale nie można było się jej dziwić. Widok, który zastała w wannie, ściąłby z nóg niejednego.
– Te zbiry potraktowały ją gorzej niż prosiaka. Wszędzie krew.
Zakryła twarz dłońmi.
– Czy widziała pani mężczyzn, z którymi kobieta przyjechała? – zapytał Dudzik.
– Nie, wtedy sprzątałam pokoje na górze – wyjaśniła. – Ale widziałam, jak odjeżdżali, bo paliłam na dole. – Ponownie westchnęła. – Wielkie chłopy. Szybko wskakiwali do samochodu, jakby ktoś ich gonił, i od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Często zdarza się, że klient pobije dziewczynę, nie zapłaci jej i zostawi ją całą we krwi.
– Czyli takie sytuacje tutaj są częste? – dopytywała prokurator z oburzeniem.
– Niestety – stwierdziła kobieta. – Taki zawód. Ryzyko jest wliczone w cenę – oznajmiła, jakby to było coś zupełnie normalnego.
Wiedźmińska spojrzała oskarżycielsko na Cichego, jakby to on był winny temu, co się tu działo.
– Dlatego postanowiłam sprawdzić, czy którejś z dziewczyn nie spotkało coś złego. Większość znam. To stałe bywalczynie – kontynuowała. – Zauważyłam uchylone drzwi, a z pokoju nie dochodziły żadne dźwięki. Weszłam do środka i zobaczyłam bałagan. Wszystko było przewrócone do góry nogami. Widziałam, że doszło do awantury. – Spojrzała na Wiedźmińską i zauważyła, że prokurator chce o coś zapytać, więc ją uprzedziła: – Nie raz, nie dwa sprzątałam pokoje po takich incydentach.
– Dotykała pani czegoś? – włączył się Hektor.
– Tylko klamki, żeby otworzyć drzwi.
– Technicy pobiorą od pani odbitki linii papilarnych – odparł.
– Czy nic się nie przykleiło pani do rąk? – odezwał się Dudzik, natychmiast doprecyzowując: – Denatka miała drogie markowe rzeczy, a nie możemy znaleźć telefonu. Może się pani przydał? – Popatrzył na kobietę stanowczo. – Proszę pamiętać, że nie będzie pani mogła go użyć, zlokalizujemy go po sygnale – ostrzegł.
Orientował się, jak wygląda praca w takich motelach i jak personel w nich zwykle działa. Może uogólniał, ale rzadko się mylił.
– No wie pan co?! – oburzyła się kobieta. – Niczego nie wzięłam. Kiedy ją zobaczyłam, zaczęłam krzyczeć i zaraz przybiegł pan Antol i wezwał pogotowie. To, że sprzątam, nie oznacza, że jestem złodziejką.
– To może pan Antol przytulił telefon. – Michał trzymał się swojej myśli.
Dobrze wiedział, że ludzie nie mieli skrupułów, jeśli trafiała im się okazja, aby się wzbogacić. Był przekonany, że w takim miejscu jak to zdarzało się, iż ktoś coś zgubił lub zostawił. Nie sądził, aby właściciel tego wątpliwego przybytku zajmował sobie głowę odnalezieniem właściciela zguby.
– On również nie – zapewniła. – Po wezwaniu pogotowia wyszliśmy na zewnątrz, ponieważ zaczęło mi się kręcić w głowie. Żadne z nas nie chciało patrzeć na tę biedną dziewczynę.
– Znała ją pani? – zapytał Cichy, ponieważ jak sama przyznała, rozpoznawała większość prostytutek, które tu pracowały.
– Nie – odpowiedziała bez wahania. – Nie znałam również tych mężczyzn i ich samochodu. Pojawienie się tu kogoś nowego zawsze przyciąga uwagę. Zazwyczaj mamy tu stałych gości.
Hektor był ciekawy, czy jego pamięta, ale odwiedził to miejsce może trzy razy i to w dużych odstępach czasu.
– Dlaczego ktoś jej to zrobił? – dopytywała, spoglądając na nich smutno. – To była młoda dziewczyna. Jeszcze dziecko.
– Znajdziemy tę bestię i się dowiemy – zapewniła Wiedźmińska. – Życzę zdrowia.
Odeszli od karetki i ponownie wkroczyli do budynku, aby sprawdzić, czy technicy coś znaleźli.
– Nic tu po nas – oznajmił Dudzik po upływie kolejnych trzydziestu minut.
Tylko obserwowali Sobczaka i Sawicką przeszukujących pokój centymetr po centymetrze, jednocześnie dyskutując o możliwych scenariuszach, co było stratą czasu. Na razie mieli niewiele informacji na temat tego, co i dlaczego mogło się tu wydarzyć. Wiedźmińska pojechała na komisariat dwadzieścia minut wcześniej, aby wypełnić dokumenty. A Pola czekała na transport zwłok, z którym miała się udać do firmy. Przez cały ten czas nie komunikowała się z nimi. Wydawała się zupełnie obcą osobą.
– Słyszałem, że kiedyś coś cię z nią łączyło – powiedział Michał cicho, obserwując ją z daleka.
To utwierdziło Cichego w przekonaniu, że nietypowe zachowanie Poli było zauważalne również dla innych, a nie tylko było wytworem jego wyobraźni.
– Byliśmy przyjaciółmi. Pomogłem jej uwolnić się od męża skurwysyna – wyjaśnił, chociaż był pewien, że Dudzik zna tę historię. Oczywiście bez tej części, w której Cichy ruszył z pomocą katowanej przez męża Poli, bo był naćpany. Inaczej nie zachowałby się tak agresywnie. Poprzedni komendant i były partner Hektora Krzysztof Jaworski przybiegli z interwencją na czas. Leon Pawłowski załagodził później sprawę, ale na wspomnienie tego zdarzenia ciało Cichego nieprzyjemnie się kurczyło. Sam nie pamiętał niczego z samego incydentu. Dopiero Ostrowska i Jaworski opowiedzieli mu, co dokładnie się wydarzyło. Miał w sobie tak dużo opioidów, że nie czuł niczego. Zachowywał się jak Robocop. – Ona również mi pomagała, gdy dostałem nożem w brzuch.
– O co jej teraz chodzi? – zapytał Dudzik, który wcześniej nie miał okazji widzieć ich razem w jednym pomieszczeniu.
– O Roksanę.
Michał zmarszczył brwi, nie rozumiejąc.
– Pola jest przekonana, że Roks sprowadzi mnie na złą drogę i wciągnie w szaleństwo, a ja już miałem poważne problemy przez kobietę – oświadczył Hektor, wskazując bliznę po nożu wbitym przez Anastazję Kool. – Wcześniej spędzaliśmy wspólnie z Polą dużo czasu, a gdy pojawiła się Roksana, Pola przestała przychodzić, dzwonić i rozmawiać ze mną.
Wiedział, że jego wyjaśnienia mogą być odebrane tak, jakby Pola była małostkowa i zazdrosna, a chciał wierzyć, że taka nie jest. Ale sam nie rozumiał jej decyzji. On nie zamierzał wybierać – w jego życiu było miejsce dla obu kobiet. Zwłaszcza że miał z nimi inne relacje.
– Fajnie, kiedy laski biją się o człowieka – zaśmiał się Michał i lekko klepnął Cichego w ramię.
– Nie, nie rozumiesz! – oponował Hektor.
Zauważył zdziwienie na twarzy Dudzika i zdał sobie sprawę, że jego reakcja była zbyt agresywna. Dlatego w geście przeprosin podniósł rękę.
– To po prostu długa i skomplikowana historia. Kiedyś ci opowiem przy kielichu – zapewnił, a Michał skinął głową pojednawczo.
– Wróćmy na komendę i sprawdźmy denatkę, skoro mamy jej dowód – postanowił Dudzik, czując, że atmosfera staje się coraz bardziej napięta.
* * *
– Karoliny Wachnik nie ma w naszej bazie – z rezygnacją zakomunikował Hektor znad komputera.
Ostatnie trzydzieści minut spędził na przeszukiwaniu informacji o niej w systemie policyjnym. Biuro dzielił z Dudzikiem, co pozwalało im swobodnie rozmawiać. Cieszył się, że znów ma przestrzeń praktycznie tylko dla siebie. W wydziale dochodzeniowo-śledczym spędził niecałe dwa tygodnie, ale zdążył się zmęczyć tym, że wiele osób, niezależnie od tego, czy chciały, czy nie, musiało brać udział w jego śledztwie. Wspólna przestrzeń dla kilku policjantów była męcząca. Nie można było załatwić niczego dyskretnie. Wcześniej, gdy pracował w krymie, razem z Jaworskim dostali małą klitkę, którą sami odnowili. Przestrzeń była minimalna, ale należała tylko do nich. Dlatego teraz, wracając do wydziału kryminalnego, miał nadzieję, że odzyska pokój. Niestety, tak się nie stało, chociaż i tak dostał większe biuro i nowe stanowisko.
– Czyli jeśli była prostytutką, to jeszcze nienotowaną i nową w branży – stwierdził Michał.
– Miała drogie ciuchy, buty i torebkę. Perła to nie miejsce, gdzie takie kobiety się pojawiają – przypomniał Cichy. – Ale możliwe, że dopiero co zaczęła pracować w tej branży, niedawno skończyła osiemnaście lat. – Westchnął i dodał: – Standardowo sprawdzę ją w Google’u i na portalach społecznościowych. Była młoda, atrakcyjna i skądś miała markowe rzeczy. Teraz media społecznościowe to klucz do lepszego życia. Ktoś, kto się na tym zna, może w tym świecie całkiem nieźle zarobić. Jestem pewien, że dziewczyny takie jak ona prowadzą alternatywne życie w internecie.
– Już się boję, jak moja Ania będzie chciała założyć konto na Facebooku czy Instagramie – zmartwił się Dudzik.
– Ojej, ona ma siedem lat – pocieszył go Cichy, ale zaraz dodał z przekąsem: – Zanim ona będzie mogła legalnie korzystać z mediów społecznościowych, to do tego czasu powstanie jeszcze kilka nowych. Ale patrząc na te, które już są, to nie liczyłbym na coś ambitnego.
– Może i ma siedem lat, ale kiedy Magda się maluje czy robi manicure, Ania jej nie odstępuje i pyta, kiedy też będzie mogła robić to samo.
Hektor się zdziwił. Nie miał do czynienia z dziećmi. Po wypadku, w którym zginął Adaś, unikał z nimi kontaktów. Było mu zbyt ciężko.
– A może miała bogatych starych? – rzucił po chwili milczenia Michał. – Tylko co w takim układzie robiłaby w takim miejscu jak ten motel? – rozważał na głos. – Chociaż bogate laski miewają idiotyczne pomysły.
– Kurwa! – wykrzyknął Cichy w stronę monitora, przerywając monolog kolegi.
– Co się dzieje? – zainteresował się Michał.
– Karolina Wachnik była modelką i pracowała w tej samej agencji co Roksana – wyjaśnił Cichy.
Natychmiast zaczął się zastanawiać, czy dziewczyna nie była na zleceniu, przez które spotkała ją taka tragedia. Nie wiedział zbyt dużo na temat pracy modelek, ale z tego, co Roksana mu opowiadała, wynikało, że mogło być niebezpiecznie.
– Myślisz, że się znały? – zapytał Dudzik z nadzieją, bo to mogło być dla nich pomocne.
– Nie muszę myśleć. Wiem, że się znały – oznajmił Cichy i skinął koledze, aby do niego podszedł.
Gdy nadinspektor stanął za plecami komisarza, dostrzegł na monitorze zdjęcie Karoliny i Roksany. Pozowały razem do projektu jubilerskiej firmy.
– Hmm… – westchnął. – Z jednej strony to kiepsko, bo będziesz musiał powiedzieć Roksanie o tej tragedii. Lecz z drugiej może nam to pomóc.
Spojrzał na Cichego, który przewrócił oczami. Nie podobało mu się, że znów będą wciągać modelkę w śledztwo. Już raz wystawił ją na niebezpieczeństwo i prawie skończyło się to tragicznie. Chociaż teraz potrzebują tylko informacji o zmarłej.
– Nie wiem, czy się dobrze znały – odezwał się. – Roksana niedawno się tu wprowadziła i nie miała innych znajomych oprócz Jagny.
Chciał chronić dziewczynę, choć wiedział, że prędzej czy później dowie się o tym, co spotkało jej koleżankę. Dlatego być może lepiej było, żeby usłyszała to od niego, a nie od kogoś obcego lub z doniesień prasowych.
– Możesz zapytać – stwierdził Dudzik, a Hektor skinął głową, choć nie było mu to na rękę.
Nie wiedział, jak Roksana zareaguje na taką wiadomość. Jeszcze nie znali się tak dobrze. Do tej pory spędzali miło i rozrywkowo czas. Chociaż w trakcie erotycznej gry z bogatymi, wpływowymi i bezwzględnymi ludźmi sobie poradziła, więc miał nadzieję, że i tym razem okaże się silna.
– Fajna była – rzucił Michał, patrząc na kolejne pozowane zdjęcia Karoliny. – Dlatego wracamy do pytania: co robiła w tym motelu?
– Roks mówiła, że czasami pojawiają się natrętni zleceniodawcy, którzy nie akceptują słowa „nie”. Jeśli modelka im się spodoba, składają dodatkową propozycję spotkania sam na sam – wyjaśnił.
Roksana opowiadała mu o niemiłych incydentach, gdy została potraktowana jak przedmiot należący do tego, kto więcej zapłaci. Przyznała się, że kiedy zaczynała pracę w tej branży, zdarzało się jej pójść do łóżka z klientem. Chociaż podkreślała, że robiła to wtedy, kiedy jej się spodobał, a nie ze względu na zysk. Tłumaczyła, że nie była pewna siebie, a takie propozycje schlebiały jej i podnosiły samoocenę. Kiedy była młoda, ekscytowało ją, że ktoś jej pożąda. W podstawówce i liceum często dokuczano jej ze względu na inny kolor skóry. Niby się podobała, bo miała nietuzinkową urodę i mleczną karnację, ale u dziewczyn budziło to zazdrość. A koledzy z góry zakładali, że jest poza ich zasięgiem, dlatego ją atakowali. Ale kiedy miała szesnaście lat, zaczepił ją na ulicy mężczyzna, powiedział, że jest fotografem w największej agencji modelek w mieście, i zaprosił na spotkanie. Długo nie mogła uwierzyć, że się podoba i może dyktować warunki, z kim się spotka. Po jakimś czasie jednak powierzchowność tych relacji ją zmęczyła i dlatego na jakiś czas związała się z kobietą. Trzy lata z Jagną wyciszyły ją, odbudowały hardość, ale i uświadomiły, że chce innego życia. Na pewno nie takiego, jakie oferowała Bojanowska czy mężczyźni traktujący ją jak trofeum. Dopiero kiedy na jej drodze pojawił się Hektor, poczuła, że to on może wypełnić jej pustkę.
– No dobrze, zamożny zleceniodawca mógł mieć ochotę na seks z nią, ponieważ była atrakcyjna. Ale dlaczego ją zabił w tak brutalny sposób? – zastanawiał się na głos nadinspektor. – Wygląda to tak, jakby wpadł w szał.
Zapadła cisza, którą przerwał dźwięk telefonu komisarza.
– Wiedźmińska – powiedział, przesuwając palcem po wyświetlaczu. Słuchał przez chwilę, po czym odezwał się do słuchawki: – Już idziemy. – I się rozłączył. – Mamy przyjść do prosektorium. Pola jeszcze nie zdążyła przeprowadzić pełnej sekcji zwłok, ale podobno znalazła coś interesującego i chce się tym podzielić.
Zjechali w milczeniu na dół. Przed wejściem do prosektorium czekała na nich prokurator. Hektor otworzył jej drzwi i pozwolił wejść pierwszej.
– Chciałabym porozmawiać z panem później sam na sam – oznajmiła.
Cichy skinął głową, że przyjął to do wiadomości, a następnie spojrzał na Michała, który wyglądał na zaskoczonego. Weszli do chłodnego pomieszczenia. Hektor nie cierpiał tu być, miejsce to kojarzyło mu się ze szpitalem. A szpital przywoływał tylko nieprzyjemne wspomnienia. Dziś czuł dodatkowy dyskomfort, gdy Pola zerknęła na niego z wyraźną niechęcią.
– Jesteśmy – oznajmiła prokurator. – Dlaczego pani nas już teraz ściągnęła?
Ciało ofiary leżało na metalowym stole całkowicie odsłonięte, więc stojąc nad nim, ponownie patrzyli na dużą i głęboką ranę w brzuchu.
– Na razie nie mam pełnego raportu – zaczęła Pola – ale już teraz jestem pewna, że ta dziewczyna była kurierem narkotykowym. Połknęła kapsułki z kokainą i któraś z nich była nieszczelna lub pękła.
Spojrzała na nich. Hektor poczuł ukłucie w żołądku. Nie zażywał kokainy często, może zdarzyło mu się to trzy razy w życiu. Koks nie dawał mu tego samego, co opioidowe leki, i tracił po nim kontrolę, a to mu się nie podobało. Tylko sevredol zapewniał mu to, czego potrzebował – ulgę w bólu fizycznym i psychicznym, zapomnienie. Miał nawet swojego dilera, chociaż lek można było kupić legalnie. Jego życie kręciło się od pigułki do pigułki i nawet udawało mu się tak funkcjonować przez długi czas. Dopiero gdy pobił męża Ostrowskiej, sprawa wyszła na jaw i musiał iść na odwyk. Teraz od trzech miesięcy był czysty, po pięciu latach uzależnienia, ale miewał jeszcze myśli, że z pigułkami byłoby mu czasem lżej.
– Skąd pani wie? – zapytała Wiedźmińska, przerywając rozmyślania Hektora.
Pola mimowolnie spojrzała na niego.
– Miała w organizmie tak dużą ilość kokainy, że mogłaby zabić konia – oświadczyła pewnie. – Wyjęłam pustą i pękniętą prezerwatywę z żołądka. To właśnie w niej przemycała narkotyk. To znany sposób.
– Czyli możliwe, że kiedy zaczęła się źle czuć, zgłosiła się do ludzi, którzy jej zlecili przemyt. A oni, nie chcąc stracić towaru, po prostu ją rozpruli – obrazowo przemówił Dudzik.
Hektor zbliżył się do zwłok i zaczął się im przyglądać. Wyczuwał napięcie płynące od Poli, która stała obok.
– Czy żyła, gdy wycinali z niej prochy? – dopytał, nie skupiając się na niej, lecz na poszarpanej dziurze w brzuchu Wachnik.
– Niestety. Wycinali towar na żywca, nie przejmowali się – wyjaśniła, również nie spoglądając na niego. – Zobaczcie jeszcze to…
Wzięła dłoń dziewczyny i pokazała znaczek jabłka, który na niej był.
– Wygląda jak tatuaż – stwierdziła Wiedźmińska.
– To nie jest tatuaż. Mogłabym to zmyć, gdybym chciała – odparła Pola.
– Może to stempel? – rzucił Hektor, patrząc na dłoń denatki. – W niektórych klubach dają takie na wejściu, żeby było wiadomo, kto już zapłacił za wstęp – wytłumaczył. – Chociaż taka pieczątka nie musi mieć nic wspólnego z tym, co ją spotkało. Mogła być na imprezie w weekend i jeszcze jej nie zmyła – rozważał. – Była modelką, więc jakim sposobem wplątała się w taką historię? – zamyślił się.
Jedna informacja i tyle wątpliwości.
– Prawdopodobnie dla pieniędzy – odrzekła Pola obojętnie. – Po śledztwie w klubie Lob powinieneś wiedzieć, że za pieniądze można wszystko i wszystkich kupić.
– Wydaje mi się, że modelce łatwiej przewieźć narkotyki w taki sposób – ponownie odezwał się Dudzik. – Może mniej je przetrząsają.
– No i modelka zawsze ma pusty żołądek. Nie musi jeść i pić za dużo. Idealna do takiego zadania – szydziła Pola, co nie było typowe dla niej, ale sprawa była związana z zawodem, do którego od razu miała negatywne podejście.
– Może Roksana będzie wiedziała więcej, co Wachnik robiła poza modelingiem – machinalnie powiedział Dudzik i zobaczył spojrzenie Poli oraz prokurator skierowane na siebie. Zdał sobie sprawę, że jeszcze nie wspomnieli o tym, czego się dowiedzieli.
– Roks pracowała z nią w tej samej agencji. Miały razem zlecenia. Mamy nadzieję, że choć trochę się znały – wyjaśnił Hektor krótko. – A jeśli nie Roks, to ktoś inny w agencji musi ją znać.
– No to świetnie! – zaświergotała Ostrowska ponownie w zupełnie innym stylu i ze sztucznym uśmiechem. – To macie rozwiązanie! – Spojrzała gniewnie na Cichego. Jej słowa były pełne agresji. – Masz doświadczenie w kontaktach z kobietami o wątpliwej moralności. Specjalizujesz się w tym.
Ostatnie stwierdzenie wywołało konsternację w prosektorium. Nikt nie spodziewał się takiego ataku.
– O co ci chodzi? – zapytał Hektor ostrożnie, czując, że zaczyna mu się robić gorąco.
– Modelki, prostytutki, kluby i narkotyki… Znasz ten świat jak własną kieszeń, więc dotarcie do prawdy nie zajmie ci dużo czasu.
Teraz nawet prokurator nie mogła załagodzić sytuacji, ponieważ ten wybuch był całkowicie nieoczekiwany. Ostrowska nigdy wcześniej nie atakowała, zwłaszcza w obecności innych osób.
– Jeśli masz jakiekolwiek uwagi do mnie, powiedz mi o tym na osobności – odezwał się Cichy, starając się zachować spokój. – Choć nie rozumiem twojego zachowania.
Teraz i on przestał zwracać uwagę na obecność innych. To Pola go zaatakowała, a jeśli chciała publicznie wyrazić swoje pretensje, nie miał innego wyjścia, musiał się bronić.
– Jesteś wściekła i sama jesteś sobie winna.
– Wolę być sama niż być ciągle wykorzystywana.
– Co?! – wybuchnął Cichy. – Ja cię wykorzystałem?! – Zaczęła ogarniać go irytacja.
– Wystarczy – postanowiła interweniować Wiedźmińska. – Nie wiem, co się między wami dzieje, i nie obchodzi mnie to. Ale albo będziecie współpracować jak zawsze, albo nadinspektor sam załatwi tę sprawę z panią Polą. Wasze prywatne animozje nie mogą wpływać na waszą pracę. Mamy brutalnie zamordowaną młodą dziewczynę, a wy najwyraźniej o tym zapomnieliście.
– Nie ja zacząłem – rzucił Cichy jak małe dziecko, które właśnie się pokłóciło ze swoją siostrą.
– Nie obchodzi mnie, kto zaczął. Oczekuję profesjonalizmu – odpowiedziała Wiedźmińska.
– U osoby, która myśli penisem, trudno o profesjonalizm – oznajmiła Pola.
Była zła, ale nie patrzyła na Hektora. Dudzik cicho gwizdnął na jej słowa. Pracował już trochę w policji, ale nigdy wcześniej nie miał konfliktu w robocie. Zachowanie Poli było dla niego niedopuszczalne. Mówiła emocjonalnie. To był kolejny dowód na to, że trzeba jasno oddzielać pracę od życia prywatnego. Zwłaszcza kobiety miały z tym problem. Ich uczucia wpływały na wszystkie sfery życia.
– Natomiast prywatne wyimaginowane skargi w trakcie służbowego spotkania to najwyższy poziom profesjonalizmu? – zripostował Hektor.
Uważał słowa Poli za niesprawiedliwe. Bez względu na to, o co miała pretensje, nie powinna tak mówić, zwłaszcza że nie byli sami. Widząc jej zirytowaną twarz i czując, że sytuacja się pogarsza, zdecydował:
– Wychodzę.
Bez zastanowienia minął ich i ruszył w stronę wyjścia. Laboranci sekcyjni i studenci przyglądali się temu w ciszy. Hektor był zły i po raz pierwszy czuł niechęć do Poli. Zamknął z impetem drzwi od prosektorium i poszedł korytarzem w stronę światła, ale zaraz usłyszał głos Wiedźmińskiej zza pleców:
– Panie komisarzu!
Nie zareagował. Nie miał ochoty słuchać kolejnej reprymendy. Prokurator zawsze stała po stronie Ostrowskiej.
– Panie komisarzu! – zawołała ponownie i nie mógł już jej zignorować.
Zatrzymał się i spojrzał w jej kierunku.
– Zapraszam do mojego gabinetu.
Czuł się jak w szkole, jakby zaraz miał się znaleźć na dywaniku u dyrektora.
Wiedźmińska ruszyła korytarzem, a on w milczeniu szedł za nią. Weszli do windy bez słowa. Był rozdrażniony. Od dawna nie czuł takich emocji, a wraz z ich napływem znowu pomyślał o lekach, które go uspakajały i wyciszały, dając możliwość lekkiego spojrzenia na rzeczywistość.
Gdy wkroczyli do gabinetu, prokurator wskazała mu krzesło i przez moment się mu przyglądała.
– Panie komisarzu – zaczęła, a on patrzył na nią niepewnie. – Od kilku tygodni zauważam, że pani Pola nie jest sobą. Jest nieuprzejma, opryskliwa i nie słucha, co się do niej mówi.
Cichy był zdziwiony. Przygotował się raczej na oskarżenia i potępienie.
– A incydent, który zdarzył się przed chwilą, jest wyraźnym sygnałem, że to, co się dzieje z panią Polą, ma związek z panem. – Spojrzała na niego wymownie.
– Nie mam pojęcia, co powiedzieć – oznajmił, ale nie pozwolił jej dojść do słowa. Chciał przedstawić sytuację z własnej perspektywy, ponieważ podejrzewał, że prokurator znała ją jedynie z obserwacji. – Pola wymyśliła problem – stwierdził, wiedząc, że tyle wyjaśnień nie wystarczy. – To zaczęło się podczas ostatniej sprawy z klubem Lob. Po incydencie w domu Zaleskiego Jagna odwróciła się od Roksany, która przez nasze słabe przygotowanie ledwo uniknęła poważnych kłopotów. Pani o tym wie – wyjaśniał, chociaż nie był do tego zobowiązany. Nie musiał tłumaczyć się z osobistych spraw. Ale prokurator była mu życzliwa i zależało jej na Poli. Pomogła im obojgu, chociaż nie musiała. Chciała, aby oboje wrócili do normalności. – Roksana nie wiedziała, co ze sobą zrobić, więc zaproponowałem, żeby przenocowała u mnie. A Pola i Jagna wymyśliły sobie własną historię. Uznały, że już tej pierwszej nocy spałem z Roks. Nie słuchały, kiedy mówiłem, że po akcji resztę nocy spędziłem z panią, ustalając plan działania. – Westchnął ostentacyjnie.
– Ale pani Roksana została z panem – powiedziała, nie w sposób oskarżycielski, tylko jako spostrzeżenie. – Wydaje się, że pani Poli to niezbyt odpowiada.
– Pani prokurator, jesteśmy dorosłymi i wolnymi ludźmi. Moje stosunki z Roks są inne niż z Polą – odrzekł.
Zastanawiał się, czy kobieta uważa, że nie powinien tak postąpić, ponieważ był w przyjacielskiej relacji z Ostrowską.
– Może Polę zdenerwowało, że zaledwie poznała nowe koleżanki, to znajomość się rozsypała… – Próbował ją i siebie oszukać.
– Czy nie przyszło panu do głowy, że pani Pola miała nadzieję na to, że kiedyś potraktuje ją pan inaczej niż tylko jako przyjaciółkę? – zapytała Wiedźmińska.
Hektor poczuł się nieswojo, bo rozmowa zaczynała skręcać na prywatne tory. Słowa prokurator uświadomiły mu, że to, co Jakub Janiszewski powtarzał na terapii, było prawdą. Przyjaciel sugerował dokładnie to samo.
– Pani Pola była przy panu w trudnych chwilach, troszczyła się o pana, wspierała, a pan zdecydował się na związek z inną kobietą. – Spojrzała na niego, upewniając się, że słucha. – Nie mówię, że nie miał pan prawa, ale wydaje mi się, że pani Pola jest zraniona.
– Wcześniej rozmawiałem z nią kilka razy na ten temat. Zapewniała, że nie jest gotowa na związek i go nie chce, a mnie traktuje jak rodzinę – wyjaśnił, jak było. – Pani prokurator, nie chcę funkcjonować w bańce wyłącznie z Polą. Dobrze pani wie, że po wypadku nie potrafiłem odnaleźć w sobie chęci do życia. Pojawienie się Poli obudziło mnie, ale ona jest na innym etapie powrotu do normalności. Nie neguję, że mi pomogła, i doceniam to, ale nie zamierzam się jej tłumaczyć z każdej nowej znajomości czy wieczornego wyjścia. Ona przyzwyczaiła się do życia w izolacji i myślała, że dołączę do tego więzienia.
Wiedźmińska słuchała go uważnie. Było jej miło, że nie przerwał rozmowy. Nigdy wcześniej nie nawiązywała bliskich relacji z ludźmi z pracy. Oni to zmienili. Dlatego chciała zrozumieć Ostrowską i jej zachowanie, bo ostatnio było trudno z nią porozmawiać.
– Myślałem, że moje życie skończyło się lata temu. Nie widziałem szansy na normalność. Żałowałem, że nie umarłem razem z Olą i Adasiem. Ale los chyba dał mi drugą szansę. Tylko że nie z Polą.
Wiedźmińska wiedziała, że komisarz ma rację.
– Jest pan szczęśliwy? – dopytała delikatniej.
Znała jego historię i uważała, że zasługuje na odmianę losu.
– Jestem, chociaż jest mi przykro z powodu Poli – stwierdził. – Roks ją polubiła. Moglibyśmy miło spędzać czas we trójkę, a nawet dołączyłby też Michał z żoną. To fajni ludzie. Dostaliśmy szansę, żeby spróbować normalnie żyć. Mieć pracę, przyjaciół i chwile relaksu, ale Pola to odrzuciła.
– Rozumiem pana. Chociaż przypuszczam, że pani Pola może potrzebować trochę czasu, żeby się pogodzić z nową sytuacją – oświadczyła prokurator. – Dlatego musi się pan oswoić z myślą, że nadinspektor będzie sam chodził do prosektorium – zdecydowała.
Przyglądała mu się. Zauważyła w nim zmianę – biła od niego cieplejsza aura. Gdyby nie ten nieprzyjemny incydent z Polą, byłby teraz szczęśliwy jak nigdy wcześniej.
– Taka sytuacja jak dzisiaj się już nie powtórzy – zapewnił, a potem nieśmiało dodał: – Może pani ją obserwować? Podejrzewam, że jej zły humor nie jest związany tylko ze mną. Wiem, że pani sprawdzała jej męża, ale coś jeszcze jest na rzeczy…
– Będę starała się być przy niej, ale nie zastąpię jej pana.
Te słowa były niesprawiedliwe. Wiedźmińska wzbudzała w nim poczucie winy. A on nie planował rezygnować z relacji z Roksaną. Z Ostrowską nigdy nie doświadczał podobnych emocji.
Po powrocie do biura miał zamęt w głowie. Nie lubił opowiadać o sobie i swoim życiu nawet osobie tak życzliwej jak Wiedźmińska.
– Kurwa! Co się stało? – zapytał Dudzik od razu po wejściu. – To nie może tak wyglądać. To będzie miało negatywny wpływ na śledztwo.
– Spokojnie, prokurator już wyraziła swoje zdanie – odpowiedział Hektor, siadając przy swoim biurku.
– Jeśli nie dogadujesz się z patologiem, to bez problemu załatwię jej przeniesienie – rzucił Michał.
– Nie, dla niej byłoby to trudne. Ma traumę… – zaczął, ale nadinspektor mu przerwał:
– Mam w dupie jej traumy. Każdy ma jakieś problemy, które mogą sprawić, że stanie się dupkiem, ale musimy jakoś funkcjonować w społeczeństwie.
To nie była sprawiedliwa ocena sytuacji, ale Dudzik nie widział Poli w takim położeniu jak on, leżącej w kałuży krwi, z bliznami na ciele i całą gamą lęków.
– Nie pieprzyła się z tobą i teraz tego żałuje. Jest wściekła, bo straciła szansę.
Cichemu nie podobały się słowa kolegi, nawet jeśli to była prawda.
– Na razie ty się z nią będziesz kontaktował. To załatwi sprawę – zasugerował Hektor, choć wiedział, że Michał nie uważał tego za wystarczające rozwiązanie.
– Jeśli będę musiał być sam na sam z tymi babami, to dostanę nerwicy – stwierdził.
Hektor nie rozumiał jego niechęci. Dla Cichego kobiety były ważną częścią jego życia i wiele im zawdzięczał. Dlatego nie był tak bezwzględny w ocenie.
– Pójdę do domu porozmawiać z Roks – zaproponował, aby zmienić temat.
Nie zamierzał dyskutować z nowym kolegą o jego awersji do ludzi z komendy. Dla niego Dudzik był w porządku i zamierzał trzymać się tej myśli.
* * *
Pola siedziała sama w pustym prosektorium. Pozwoliła asystentom iść wcześniej na przerwę obiadową. Po nieprzyjemnej kłótni z Cichym irytująco się jej przyglądali w milczeniu. Denerwowało ją to, dlatego wolała zostać sama. Próbowała się skupić, aby opisać kolejne etapy autopsji, ale jej myśli nieustannie krążyły dookoła tego, jak źle się zachowała, czym prawdopodobnie całkowicie zraziła do siebie Hektora. Nie chciała tego. Liczyła, że uda się jej utrzymać neutralność. Planowała, że dystansem sprawi, iż za nią zatęskni. Ale ten wybuch oddalił ją od tego celu. Wiedziała, że Hektora drażnią typowe kobiece zachowania – nagłe pretensje, wypominki po czasie czy zwykłe fochy.
Czuła złość, bo Roksana była jej przeciwieństwem – piękna, wyrozumiała i pełna życia. Pola nie mogła znieść myśli, że nie potrafi być taka jak ona, a Przybylskiej przychodziło to naturalnie. Siedząc przed komputerem i patrząc na migający kursor, zastanawiała się, czy istnieje jeszcze szansa, aby jakoś wytłumaczyła Cichemu swoje zachowanie. Niekorzystne było również to, że do awantury włączyła się prokurator. Patolog była pewna, że Wiedźmińska będzie chciała z nią o tym porozmawiać. Od kilku tygodni regularnie pytała ją o powody złego nastroju, ale nie mogła powiedzieć starszej kobiecie prawdy. Wstydziła się swoich myśli, pretensji i rozczarowania sobą, że nie była wystarczająco normalna, aby Hektor chciał być z nią.
Grażyna Darłowska, psycholog, do której uczęszczała na terapię od półtora roku, również zauważyła jej napięcie, ale sądziła, że jest wynikiem jedynie zakończonych kontaktów z Cichym. Nie dostrzegała innych przyczyn, ponieważ nie wiedziała, co spotkało Polę w ostatnim czasie. Dlatego ich sesje w zasadzie stały się fikcją. Okłamywała terapeutkę. Ale wyznanie tego, co leży jej na sercu, zniszczyłoby życie wielu osób. A przecież zdecydowała się złamać prawo właśnie po to, aby ochronić najbliższych przed surową karą.
Miała chaos w głowie i czuła duże napięcie w klatce piersiowej. Chciała wyrwać się z tej samotności, zmienić… i ponownie nawiązać zwykłe kontakty z Hektorem. Ale nie mogła znieść obecności Roksany obok niego.
Chwyciła skalpel w rękę, ale zamiast wbić go w denatkę, przesunęła nim po swoim przedramieniu. Z równiutkiej rany zaczęła płynąć krew. Dziwne – ten ból przyniósł jej ulgę. Cięcie dało szansę na uwolnienie ogromnego napięcia, które ją trzymało. Pozwoliło jej przerwać dręczące rozważania. Fizyczny ból na chwilę uwolnił ją od psychicznego, który był o wiele trudniejszy do zniesienia. Jedna dodatkowa blizna nie miała dla niej znaczenia. A ulga, którą poczuła, była bezcenna.
* * *
Hektor, zanim odważył się wejść do mieszkania, przez chwilę stał przed drzwiami, zbierając się w sobie. Nie przypuszczał, by Roksana była histeryczką, ale to, co miał jej do przekazania, było niezwykle tragiczne. Karolina Wachnik została zamordowana w okrutny sposób. Cichy wiedział, że nie było łagodnego sposobu, aby o tym powiedzieć.
Gdy wszedł do przedpokoju, od razu zauważył głowę Roksany, która wyglądała przez drzwi dużego pokoju. Kobieta nie spodziewała się, że wróci tak szybko.
– Hektor! – ucieszyła się na jego przyjście.
Zrobiło mu się miło. Od dawna nikt go tak nie witał, gdy wracał do domu. Kiedyś Ola i Adaś czekali na niego z uśmiechem, a dzisiaj widział tę samą radość na twarzy Roksany i aż żal było mu psuć jej pogodny nastrój.
Podeszła do niego i delikatnie pocałowała w usta. Poczuł przyjemne skurcze w żołądku. Pachniała jak zawsze słodką czekoladą. Miała na sobie krótki top i bawełniane spodenki. Najwyraźniej zamierzała pobiegać. Jej strój pobudzał wyobraźnię, ale w tej chwili musiał opanować napływające pożądanie.
– Roks, musimy porozmawiać – powiedział jak najłagodniej.
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
– Nie brzmi to dobrze – stwierdziła poważnie.
Hektor wziął ją za rękę i poprowadził na kanapę. Modelka miała niepewną minę.
– Chcesz ze mną zerwać? – zapytała żartobliwie, ale w jej głosie było słychać obawę.
– Nie, między nami wszystko w porządku – zapewnił, uśmiechając się i uwypuklając bliznę na policzku.
Przytaknęła i tym razem nie skorzystała z okazji, żeby go dotknąć. Patrzyła na niego z wyczekiwaniem.
– Znasz Karolinę Wachnik? – zaczął.
Wydawało mu się, że Roksana odetchnęła z ulgą, że rozmowa nie będzie dotyczyć ich relacji. Była tak samo szczęśliwa z nim, jak on z nią. Po związku z Jagną w końcu czuła, że może oddychać. Hektor był wspaniałym towarzyszem, a czas spędzany z nim był doskonały.
– Jasne, pracujemy dla tej samej agencji – odpowiedziała, nie podejrzewając niczego złego. – Miałyśmy nawet ostatnio kilka sesji razem. To fajna, miła, żywiołowa dziewczyna. A dlaczego o nią pytasz?
Nagle ją olśniło. Nie czekała na jego odpowiedź, tylko przyłożyła dłoń do ust. Domyśliła się, że może pytać tylko z jednego powodu.
– Coś jej się stało?
– Nie żyje – wyjaśnił bez owijania w bawełnę, bo nie było sensu tego robić.
Roksana przyglądała mu się w milczeniu, jakby nie dotarła do niej odpowiedź.
– Ktoś jej wyrządził krzywdę?
Wiedziała, że Hektor pracuje w wydziale kryminalnym i nie zajmuje się wypadkami drogowymi. Skoro więc powiedział, że Karolina nie żyje, musiała paść ofiarą zabójstwa.
– Wydaje się, że Karolina wpakowała się w poważne kłopoty – zaczął, spoglądając na zdruzgotaną modelkę. – Zdecydowała się na przemyt narkotyków.
Przyglądał się intensywnie Roksanie, aby odnotować jej reakcję, ale ona nadal tylko na niego patrzyła.
– Połknęła kapsułki z kokainą, ale jedna z nich musiała pęknąć, a jej zawartość dostała się do organizmu Karoliny.
Hektor przełknął ślinę, świadomy, że powiedział tylko część prawdy.
– Czyli umarła, bo doszło do zatrucia organizmu? – Roksana potrzebowała wyjaśnienia.
– Tak i nie – oznajmił wymijająco. Westchnął. – Ilość narkotyków faktycznie była śmiertelna, ale kiedy Karolina jeszcze żyła, ktoś wyciął z niej pozostałe kapsułki. Wykrwawiła się.
Przerażenie na twarzy Roksany uświadomiło mu, że nie musiał jej informować aż tak szczegółowo. Ale zawsze jakiś dziennikarz może się dowiedzieć o tej zbrodni i Przybylska zamiast prawdy pozna wykrzywioną wersję zdarzeń.
Wstrząśnięta Roksana skuliła się, podciągając nogi pod brodę, jakby ta pozycja dawała jej poczucie bezpieczeństwa.
– Co wiesz o Karolinie? – zapytał.
Modelka spojrzała na niego, próbując uporządkować myśli. Nie potrafiła sobie wyobrazić tego, co spotkało jej młodą koleżankę.
– Niewiele – odpowiedziała w końcu. – Kiedy byłam z Jagną, nie spotykałam raczej nowych ludzi. Z Karoliną poznałyśmy się może pół roku temu. Mimo młodego wieku była doświadczona zawodowo – opowiadała, uciekając wzrokiem, by powstrzymać napływające do oczu łzy.
Hektor nie zamierzał jej poganiać ani przerywać. Mogła mieć wiedzę, która zaoszczędzi im wiele czasu.
– Mówiła, że kiedy miała trzynaście lat, poleciała do Japonii, aby pracować jako modelka. Była tam trzy lata, a następnie agencja przerzuciła ją do Ameryki Południowej, gdzie też była trzy lata. Do Polski wróciła ponad pół roku temu. W tamtych krajach uznali, że jest już za stara na modeling. – Spojrzała na Hektora, robiąc kwaśną minę. – Termin przydatności minął z wybiciem dziewiętnastu lat.
Cichy ujął ją za rękę, aby dodać jej otuchy. To był trudny i bezwzględny świat. Kobiety były traktowane w nim jak towar. Póki spełniały estetyczne wymagania, były rozchwytywane. Ale wystarczyło, że jedna osoba stwierdziła, że dziewczyna już się nie nadaje, i ta boleśnie spadała z piedestału.
– Jak sobie tu radziła? Dostawała dużo zleceń? – zapytał.
– Nie narzekała na brak pracy, ponieważ była w doskonałej formie jak na nasze standardy. Ale nie otrzymywała takiego wynagrodzenia, jakie by chciała. Przyzwyczaiła się do innego poziomu życia. Wiem, że pomagała finansowo rodzicom, gdy mieszkała w Japonii i w Brazylii. Tutaj było trudno jej to osiągnąć. – Zrobiła pauzę, zastanawiając się nad czymś, po czym kontynuowała: – Dodatkowo dorabiała sobie jako tancerka w klatce w weekendy.
Hektor poczuł niepokój. Na samą myśl, że mogą znów trafić na miejsce podobne do klubu Lob, robiło mu się niedobrze. Nie chciał powtórki z rozrywki.
– Czy wiesz, jaki to klub?
– Raj Dantego – powiedziała bez namysłu.
Hektor syknął pod nosem. Klubu nie znał, ale nazwa od razu przywoływała jedną konkretną osobę – Ireneusza Matuszkiewicza, zwanego na mieście Dante. Był od lat znany policji, miał kontakty z licznymi grupami przestępczymi. Teraz według wiedzy Cichego powinien być po pięćdziesiątce, a jeśli klub należał do niego, to można było się spodziewać, że tam załatwiał brudne interesy.
Roksana nie dostrzegła reakcji Hektora, więc mówiła dalej:
– Ten klub istnieje od niedawna. Nigdy w nim nie byłam, ale Karolina mówiła, że jest z wyższej półki. W weekendy trzeba zapłacić za wstęp i w każdy dzień obowiązuje elegancki strój – westchnęła. – Zapraszała mnie, żebym przyszła zobaczyć, jak tańczy, ale nie zdążyłam – zasępiła się.
– Czy tylko tańcem tam zarabiała?
Roksana delikatnie skinęła głową.
– A może utrzymywała intymne relacje dla pieniędzy?
– Nic takiego nie mówiła, ale możliwe, że się wstydziła. Nie jestem pewna. – Roksana wzruszyła ramionami. – Być może nie potrafiła pogodzić się z tym, że nie ma już takiego luksusu finansowego jak kiedyś, i zdecydowała się na inne propozycje. – Skrzywiła się, dając do zrozumienia, że nie ma pojęcia.
– Czy miała jakichś przyjaciół lub znajomych?
– Nie wiem – odparła modelka ze smutkiem, bo uświadomiła sobie, jak mało wiedziała o koleżance.
– Wiesz, gdzie mieszkała? – kontynuował Hektor niezrażony, ale niestety kolejne pytanie spotkało się z podobną reakcją jak poprzednie.
– Wiem tylko, że wynajmowała pokój – odpowiedziała. – Nie było jej stać na całe mieszkanie i to ją frustrowało. Kiedyś miała inne życie. Teraz uważała to, co ma, za porażkę.
– Czyli wciągnęła się w przemyt dla pieniędzy – stwierdził Hektor. – Może jakiś bogaty klient, dla którego pracowała, zaproponował jej dodatkowe zarobki? Może agencja coś wie?
– Moja agencja istnieje od lat i nigdy nie miała problemów z prawem. – Roksana poczuła potrzebę obrony swoich pracodawców, których szanowała. – Nikt mi nie składa podejrzanych ofert – zaznaczyła, ale zaraz dodała: – Ale w sumie wiedzą, że jestem w związku z policjantem – skwitowała i zaraz westchnęła: – Jak mogła się na to zgodzić?!