Gra złudzeń - Kasia Magiera - ebook + książka

Gra złudzeń ebook

Kasia Magiera

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Komisarz Hektor Cichy, młody wdowiec, zatapiający się w nałogu i tragicznych wspomnieniach, zaczyna prowadzić śledztwo. Obsesyjnie angażuje się w rozwiązanie tajemnicy zabójstwa popularnego reżysera. Wie, kto jest sprawcą zbrodni, jednak jego instynkt policyjny zostaje przyćmiony przez emocje. Czy postąpi zgodnie z prawem? Czy da się pochłonąć sile, która go zniszczy?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 488

Oceny
4,4 (52 oceny)
26
20
6
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Malwi68

Całkiem niezła

Tytułowa, gra złudzeń, przeszkadza i myli tropy. Szkoda tylko, że bardzo szybko poznajemy potencjalnego zabójcę a nam czytelnikom pozostało tylko wytypowanie właściwej postaci. Pani Kasia miała ciekawy pomysł na fabułę. Dochodzenie do prawdy i wątek psychologiczny jest poprowadzony z dużą wiarygodnością i detalami, które mają zasadnicze znaczenie dla wskazania mordercy. Książka mi się podobała, ale bohaterów nie udało mi się pokochać. Smutni i zblazowani. Hektor myśli tylko, kiedy będzie mógł wziąć kolejną porcję" dopalacza ", Pola nieudolnie mu pomaga, choć prywatnie nie potrafi sobie poradzić z własną traumą.
10
Lucynagabrysia

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna
00
Patrycja_Szlachta1

Nie oderwiesz się od lektury

Świetny thriller
00
Artur591

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra lektura, czyta się bez wytchnienia.
00
Alorak

Dobrze spędzony czas

fajna, dobrze się czytało i słuchało
00

Popularność




Projekt okładki

Zdjęcie wykorzystane na okładce © Shutterstock / Irina Bg © Shutterstock / Kravets Misha © Shutterstock / VJ Tar

Redakcja: Dorota Ring Korekta: Mariola Będkowska, Katarzyna Szajowska

Tekst © Copyright by Kasia Magiera, Warszawa 2022 © Copyright for this edition by Melanż, Warszawa 2022

Wszystkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, przechowywana jako źródło danych i przekazywana w jakiejkolwiek elektronicznej, mechanicznej, fotograficznej lub innej formie zapisu bez pisemnej zgody posiadacza praw.

ISBN 978-83-67013-03-1 Warszawa 2022 Wydanie I

ul. Rajskich Ptaków 50, 02-816 Warszawa +48 602 293 363 +48 602 630 508 [email protected] www.melanz.com.pl

Wersję elektroniczną przygotowano w systemie Zecer

Dla Taty!Dziękuję, że nauczyłeś mnie, że mając pasję, którą się kocha, życie jest pełniejsze.Dziękuję, że wierzyłeś we mnie i w każdy mój pomysł.Dziękuję za wsparcie i doping każdego dnia.Nie zdążyłeś przeczytać tej książki, ale wiem, że by Ci się spodobała, a teraz w inny sposób będziesz trzymał za mnie kciuki i mi pomagał.Dziękuję za wszystko.

Z kobietą nie ma żartów– w miłości czy w gniewieCo myśli, nikt nie zgadnie;co zrobi, nikt nie wie.

Aleksander Fredro

Od autorki

Książka powstała w wyniku mojego zamiłowania do literatury i filmów z gatunku noir.

Znajdują się w niej rozpoznawalne i charakterystyczne elementy wywiedzione z tego gatunku, ale wrzucone we współczesność. Pisząc ją, chciałam się przekonać, czy fatalizm losu ludzkiego, tak charakterystyczny dla czarnego kryminału, da się umieścić w teraźniejszości.

Jestem przekonana, że pewne historie, zachowania, decyzje ludzkie są uniwersalne i nie przynależą tylko do jednej epoki.

Historia jest także lekko inspirowana sprawą kryminalną o której przeczytałam na łamach jednego z serwisów informacyjnych. Sprawa ta przywołała w mojej głowie częsty motyw z literatury noir, pojawiający się w powieściach Dashiella Hammetta czy Raymonda Chandlera.

Pisząc tę książkę, mogłam wrócić pamięcią do fabuł i historii, które wielokrotnie mnie zachwycały nie tylko wątkiem kryminalnym, ale także psychologicznym. Tu człowiek i jego emocje grają główną rolę. Tym razem nie chodzi tylko o odkrycie, kto jest winny popełnionej zbrodni.

Książka jest zabawą z gatunkiem, z motywami i charakterami gdzieś już istniejącymi – postanowiłam je wykorzystać inaczej, w nowym dla nich świecie.

Liczę, że czytelnik będzie się dobrze bawił, czytając coś, co być może zna, ale w innej formie i innym czasie.

Kasia Magiera

Część I

Dzień 1

Ulica Solidarności. Mieszkanie Leona Urbańskiego

– To miejsce zbrodni, co ta kobieta tu robi? – rzucił szorstko komisarz Hektor Cichy do dwóch policjantów stojących na korytarzu przed drzwiami ekskluzywnego apartamentu. Znał ich z widzenia z komendy. Byli z wydziału prewencji.

Na półpiętrze na niskim parapecie siedziała starsza, blada kobieta. Komisarz nie miał pojęcia, czy usiadła, bo musiała odpocząć, idąc po schodach, czy może na kogoś czekała, ale mało go to interesowało. Jej obecność w tym miejscu była niepożądana. Zresztą na parterze znajdował się przestronny hol z kanapą i tam byłoby jej wygodniej, a dla nich bezpieczniej i zgodnie z procedurami.

Na jego widok niżsi stopniem policjanci odruchowo się wyprostowali i jeden z nich natychmiast wyjaśnił:

– Jest świadkiem. To ona znalazła zwłoki i nas wezwała.

– Czeka na męża. Jest roztrzęsiona – dodał drugi.

– No to w porządku. – Cichy z powagą przyjął wyjaśnienie. – Dopóki z nią nie porozmawiam, nie pozwólcie jej odejść – wydał polecenie, a dwóch policjantów równocześnie skinęło głowami. – Gdzie jest denat?

– W salonie – odparł pierwszy z policjantów. – Technicy i patolog już tam pracują.

Hektor kiwnął głową i wszedł do mieszkania.

Jadąc na miejsce zdarzenia, został poinformowany przez dyspozytora, że ofiarą jest reżyser filmowy Leon Urbański, który odnosił znaczące sukcesy w swoim zawodzie. Hektor od progu przekonał się, że musiał być zamożny, mieszkanie potwierdzało ten status. Było ogromne i przestronne, urządzone w nowoczesnym stylu. Cichy był przekonany, że wystrój był efektem pracy projektanta wnętrz.

Komisarz, kiedy tylko dostał od dyspozytora adres, wiedział, czego może się spodziewać po tym miejscu. Apartament reżysera mieścił się w nowym domu w centrum miasta. Budynek był w kształcie nietypowej bryły. Wybudowanie go wymagało niecodziennej precyzji. Powstał z myślą o ludziach, którzy nie liczą się z pieniędzmi. Miał tylko trzy piętra. Cena za mieszanie, takie jak Urbańskiego, była porażająca. Hektor, nawet jakby pracował w policji przez najbliższe sto lat, nie mógłby sobie na nie pozwolić. Jak większość obywateli.

Aby dostać się do salonu, musiał przejść długim korytarzem. Na ścianach wisiały oprawione w ramki zdjęcia. Pobieżnie im się przyjrzał. Były to kadry z filmów.

Odniósł wrażenie, że powierzchnia holu kilkakrotnie przekracza jego mieszkanie, które też nie należało do małych. Uważał, że jego lokal dla niego samego był za duży, ale nie planował przeprowadzki ze względów sentymentalnych. A teraz, będąc w mieszkaniu Urbańskiego, zastanawiał się, po co komuś aż tak wielkie mieszkanie, skoro jest sam.

Zatrzymał się w progu. W salonie utrzymanym w biało-czarnej tonacji pracowało dwóch techników, a między kanapą i niskim stolikiem nad ciałem kucała kobieta. Komisarz był w stanie zobaczyć tylko czubek jej głowy. Ruszył w jej stronę.

– Cześć, co mamy? – rzucił. Kobieta uniosła wzrok i rozpromieniła się na jego widok, ale w ułamku sekundy uśmiech zniknął z jej twarzy. Lekarka zobaczyła to, czego inni nie byli w stanie dostrzec na pierwszy rzut oka. Znała Cichego na wylot i wystarczyło jej jedno spojrzenie, aby wiedzieć, w jakim jest stanie. Dlatego przyglądała mu się, ale nie skomentowała tego, czego się dopatrzyła. Było to nietypowe, bo zwykle nie milczała w tym temacie, ale obecność techników powstrzymywała ją przed komentarzem.

– Przyczyna zgonu jest łatwa do ustalenia – zaczęła, nie spuszczając z niego wzroku.

Nagle przerwała, bo zobaczyła, że zmierza w ich stronę starsza blondynka ubrana na czarno.

– Witamy, pani prokurator – przywitał się z kobietą komisarz, kiedy stanęła obok niego.

– Co za cholerstwo! W takim budynku nie ma windy – odparła, oddychając nierównomiernie. – Będę musiała pomyśleć o emeryturze, nie nadaję się już na takie wspinaczki.

– Jak nie pani, to kto? – rzucił Hektor, a starsza kobieta poklepała go dobrotliwie po plecach. Kiedy upewniła się, że oddech wrócił jej do normy, przeszła do rzeczy.

– Co mamy?

– Mężczyzna, około czterdziestki, został uderzony kilkakrotnie w głowę narzędziem tępokrawędzistym – odpowiedziała patolog Pola Ostrowska. Co chwilę zerkała na Hektora, który starał się stać spokojnie, choć miał wrażenie, że mimowolnie lekko się jednak kołysze. Ręce trzymał w tylnych kieszeniach spodni. Czuł na sobie czujny wzrok Poli. Dlatego postanowił zmienić pozycję, zbliżając się do ofiary.

– Z układu plam opadowych i zesztywnienia mięśni wnioskuję, że zmarł tutaj, w takiej pozycji, jak widzimy, między dwudziestą drugą a dwudziestą czwartą – referowała patolog.

– Mamy narzędzie zbrodni? – dopytywała prokurator Anna Wiedźmińska.

– Tak, zabezpieczyliśmy je – odezwał się Jan Sobczak, technik zbierający ślady. – Dostał po głowie nagrodą, którą otrzymał za jeden z filmów.

– Może ktoś uznał, że nagroda mu się nie należy – odezwał się lekko komisarz, ale kiedy dostrzegł karcący wzrok prokurator, uśmiechnął się przepraszająco.

– Inne obrażenia?

– W tym momencie nie dostrzegam. Wszystko wyjaśni się po sekcji. Chociaż już teraz jestem pewna, że w jego organizmie znajdę alkohol i narkotyki – stwierdziła Pola i wskazała palcem na stół znajdujący się obok kanapy, przy której leżała ofiara. Na stoliku stał niedopity drink, butelka whisky i dwie równo uformowane „ścieżki” białego proszku.

Hektor zrobił krok w kierunku stolika, ale znowu napotkał wzrok Poli, więc się cofnął.

– Zdecydowanie nie był sam, bo resztki drugiej szklanki znaleźliśmy tu – odezwał się ponownie technik, wskazując miejsce przed kominkiem. – Tą drugą szklanką uderzono o tu. – Tym razem wskazał duże lustro nad kominkiem. W prawym dolnym rogu było rozbite. – Szklanki są z kryształu, więc z tej, która trafiła w lustro, został tylko pył. Jeśli były na niej odciski palców, to przepadły.

– A na narzędziu zbrodni? – zapytała Wiedźmińska.

– Popracujemy nad nim, ale nie wiem, czy się uda. Ktoś chciał zatrzeć ślady, więc wytarł statuetkę – odpowiedziała Karolina Sawicka, która towarzyszyła technikowi.

– To co wiemy? – zapytała prokurator, rozglądając się po dużym salonie, w którym panował nieład. Obok stolika, na podłodze, leżała przewrócona lampa, a dalej przewrócone na bok krzesło.

– Na podstawie tego, co tu widać, można wysnuć niezbyt oryginalną wstępną hipotezę – odezwał się Hektor. – Mężczyzna miał towarzystwo. Imprezowali, ale wywiązała się kłótnia, w której wyniku doszło do zbrodni. Obstawiam, że ofiara znała swojego mordercę, a zbrodnia nie miała charakteru rabunkowego – przedstawił przypuszczalny przebieg wydarzeń. Był to ogólnikowy i banalny opis, pasujący do tysięcy zbrodni, ale w tym momencie jedyny prawdopodobny. – Jest tu wiele wartościowych przedmiotów, a sprawca ich nie zabrał, więc zbrodnia była wynikiem impulsu i emocji.

– Alkohol, narkotyki i artystyczny świat, to mówi wszystko – rzuciła Wiedźmińska. – Świadkowie?

– Tak, starsza pani, która siedzi na korytarzu. To ona nas zawiadomiła.

– Trzeba z nią porozmawiać. Dowiedzieć się więcej o tym człowieku. – Wiedźmińska wskazała palcem na leżącego na podłodze mężczyznę, którego lewy profil spoczywał w zaschniętej kałuży krwi. – Budynek nie jest duży, więc warto się też przejść po mieszkaniach, może ktoś z lokatorów coś słyszał – wydawała polecenia i mimo że były to rutynowe działania, Hektor jej nie przerywał. Ponad czterdzieści lat pracowała w tym zawodzie, dlatego teraz nie można było od niej oczekiwać zmiany przyzwyczajeń. – A gdzie pana partner? Może przydałby się do pomocy – nagle przypomniała sobie o Krzysztofie Jaworskim.

– Już jedzie – odpowiedział wymijająco Hektor, a widząc zaniepokojony wzrok Poli, wzruszył ramionami.

– Pani doktor, czy powinnam jeszcze coś wiedzieć? – prokurator przeniosła uwagę na Polę.

– Teraz niewiele mogę powiedzieć, ale za cztery–pięć godzin będę wiedzieć więcej – odpowiedziała bez chwili wahania Ostrowska.

– Jak będzie pani gotowa, proszę do mnie zadzwonić – odparła prokurator i ponownie odezwała się do Hektora, rzucającego ukradkowe spojrzenia na stolik, przy którym leżał Urbański. – Mam nadzieję, że spotkamy się tam w komplecie. – Był to oczywisty przytyk, że jeszcze nie było Krzysztofa.

– Oczywiście – zapewnił Cichy, a Wiedźmińska jeszcze raz rozejrzała się po salonie.

– Wydaje mi się, że nie jestem tu już potrzebna.

Hektor i Pola kiwnęli głowami, a prokurator z cichym westchnieniem ruszyła w stronę korytarza.

– Nawet o tym nie myśl – rzuciła patolog do Hektora, gdy upewniła się, że prokurator zniknęła z pola widzenia.

– Daj spokój. – Przybrał obojętny ton.

– Mnie nie oszukasz, znam cię! Nienaturalne pobudzenie i zwężone źrenice. Wiem, że brałeś. – Hektor syknął z udawanym niezadowoleniem.

– Jeden Sevredol – odparł jakby od niechcenia.

– Jeden? Nie chrzań. – Spojrzała na niego pytająco, ale nie zareagował. – Miałeś nie brać, kiedy jesteś w pracy – dopowiedziała łagodniej Pola.

– Nie mogłem w nocy spać. Nie ogarnąłbym bez tego.

– Mogę przepisać ci coś na sen – zaproponowała. – Nie musisz bać narkotyków.

– Daj spokój, to lek – powtórzył. – Teraz mam ciężki czas.

– Teraz? – prychnęła ironicznie.

– Pola, nic mi nie jest. Jedna tabletka dla wyciszenia.

Kobieta fuknęła, dając mu do zrozumienia, że wie, iż ją okłamuje.

– Gdzie jest Krzysiek? – zmieniła temat. Nie było sensu wałkować teraz sprawy leków. Ta rozmowa do niczego nigdy nie prowadziła.

– Pojęcia nie mam – odparł Hektor. – Wiesz, jak z nim jest.

– Musisz z nim porozmawiać. Nie możesz go za każdym razem kryć. Od jakiegoś czasu ciągle się to powtarza. Jest nieodpowiedzialny.

Hektor kątem oka zobaczył, że zbliżają się w ich stronę technicy, nie chciał w ich obecności omawiać tego tematu, dlatego dyskretnie położył palec na ustach. Pola westchnęła i ponownie kucnęła nad zwłokami.

– Widzimy się u mnie? – zapytała, a Hektor pokiwał głową. – Nie bierz już niczego, bo Wiedźmińska się zorientuje – ostrzegła. Chciała mieć nadzieję, że Hektor kontroluje swój nałóg, ale ostatnio coraz częściej w to wątpiła.

Ruszył w stronę wyjścia. Musiał porozmawiać ze starszą kobietą, która na niego czekała. Chciał się dowiedzieć, jaką osobą był Leon Urbański. Być może domyślała się, dlaczego został zabity lub kto to mógł zrobić. Starał się skupić myśli, ale one mimowolnie uciekały w stronę małej fiolki, która znajdowała się w kieszeni jego marynarki. Z nią czuł się bezpieczniej. Dlatego co jakiś czas sprawdzał, czy jest na swoim miejscu.

Wyszedł na korytarz. Dwaj policjanci, którzy pilnowali wejścia do lokalu, nadal tam stali. Hektor minął ich bez słowa i ruszył w stronę starszej kobiety, obok której teraz siedział mężczyzna. Gdy się do nich zbliżał, usłyszał odgłos kroków na schodach, zatrzymał się, mając nadzieję, że to jego partner.

Nie mylił się.

Zaczekał, aż podkomisarz Krzysztof Jaworski do niego dołączy.

– Gdzie byłeś? – rzucił ściszonym głosem. – Wiedźmińska pytała o ciebie. Przygotuj sobie dobre wytłumaczenie, bo widzimy się z nią u Poli.

– Sorry, ale poznałem wczoraj fajną pannę, więc… – zaczął opowiadać z uśmiechem, ale Hektor mu przerwał.

– Nie teraz. – Podszedł do starszej kobiety. – Jak się pani czuje?

– Pierwszy raz w życiu widziałam kogoś zamordowanego – odpowiedziała z przejęciem w głosie. – I był to akurat pan Leon, w kałuży krwi. Chyba nigdy nie zapomnę tego widoku.

– Niestety takie obrazy pozostają na długo w człowieku. Przykro mi – zgodził się z nią Hektor i przeszedł do konkretów. – Jak się pani nazywa i co pani robiła w mieszkaniu pana Urbańskiego?

Kobieta wbiła w niego przestraszony wzrok i przełknęła ślinę.

– Aniela Wesołowska – przedstawiła się. – Codziennie przychodzę sprzątać do pana Leona – wyjaśniła. – A to mój mąż.

– Ma pani klucze do mieszkania?

– Oczywiście. Pana Leona często nie było w domu, a ja przychodziłam każdego dnia. Dlatego musiałam mieć komplet kluczy.

– Proszę opowiedzieć krok po kroku, co się dziś wydarzyło, kiedy pani tu przyszła – poprosił Hektor, przyglądając się kobiecie. Miała wypisany na twarzy smutek. Zauważył, że życie jej nie oszczędzało. Miała zniszczone ręce – suche i szorstkie. Domyślał się, że od dawna musi zawodowo zajmować się sprzątaniem.

– Przyszłam o ósmej, tak zazwyczaj zaczynam. Otworzyłam drzwi, weszłam do środka, zdjęłam płaszcz w przedpokoju i najpierw poszłam do pralni. Tam trzymam sprzęt do pracy – wyjaśniała skrupulatnie, co zadowoliło Hektora. Jego ręka co chwilę dotykała kieszeni marynarki. Obiecał sobie, że dziś już nie będzie brał Sevredolu, ale myśl, że ma go przy sobie, uspokajała go. – Potem poszłam do łazienki po wodę, nalałam do wiadra i ruszyłam do salonu. Wtedy zobaczyłam pana Leona. – Westchnęła, spoglądając na siedzącego obok męża, który ujął ją delikatnie za dłoń, chcąc dodać otuchy. Hektor uznał, że w tym prostym geście było wiele czułości.

– Dotykała pani ofiary? – odezwał się nagle Krzysztof.

– Możliwe, sama nie wiem – odparła i na moment się zastanowiła. – Jak zobaczyłam, że leży, to myślałam, że za dużo wypił i zasnął w takiej pozycji – odpowiedziała kobieta. – Nie widziałam od razu krwi.

– Często mu się to zdarzało? – ponownie zapytał Jaworski.

– No wie pan, pan Leon był towarzyski i raz na jakiś czas wypił sobie – wyjaśniła dobrotliwe Aniela. W jej głosie można było wyczuć pobłażliwość i matczyną troskę. Łatwo było się domyślić, że kobieta lubiła swojego pracodawcę.

– Co było dalej?

– Stojąc w progu pokoju, zaczęłam do niego mówić, ale nie reagował, więc podeszłam i przyklękłam nad nim. Wtedy zobaczyłam, że ma głowę we krwi. Od razu zadzwoniłam pod sto dwanaście. Panowie z policji przyjechali dziesięć minut później. – Wskazała głową na dwóch policjantów stojących przed wejściem do mieszkania.

– Czy pan Urbański miał się z kimś spotkać wczoraj wieczorem? – zapytał Hektor.

– Oj, nie wiem, wczoraj wyszłam stąd w południe. Pana Leona widziałam tylko rano, kiedy wychodził do pracy. Powiedział „do zobaczenia jutro”. – Westchnęła. – Pan Leon lubił towarzystwo, często ktoś u niego bywał, dlatego codziennie potrzebował mojej pomocy. To duże mieszkanie i jeden dzień bez sprzątania oznacza, że w kolejnym trzeba na to poświęcić dwa razy więcej czasu.

– A jaki był pan Leon? – dopytał Cichy.

– Dobry, szanował moją pracę. Dobrze płacił – odparła kobieta. – Był znany i znał wielu popularnych ludzi, a mimo to był miły. Kiedy zostawał w domu, to przychodził do mnie, siadał na kanapie i opowiadał historyjki z planu filmowego, a ja sprzątałam. Będzie mi go brakować. Nie wiem, kto mógł mu zrobić coś takiego. On był taki radosny i towarzyski. – Teraz zaczęło do niej docierać, że jej praca w tym miejscu dobiegła końca, że więcej nie spotka Urbańskiego.

– Ostatnie pytanie – zaczął Hektor. – Czy pan Leon był z kimś związany?

– Pyta pan o kobietę? – upewniła się. – Miał powodzenie, był przystojny, bogaty i sławny. Wiele kobiet w spotkaniach z nim widziało swoją szansę na wygodne życie. Widziałam tu kilka młodych dziewcząt, ale pan Leon mi ich nie przedstawiał.

– A miał jakąś rodzinę? – dorzucił Jaworski.

– Nie wiem. O nikim nie wspominał – odparła kobieta z zadumą w głosie. Dopiero teraz uzmysłowiła sobie, że pracowała u Urbańskiego od jakiegoś czasu, a nawet nie wiedziała, czy ma kogoś bliskiego. Nigdy o nich nie wspominał.

– Dziękujemy. Jest pani wolna – powiedział Hektor i rozejrzał się po korytarzu, aby zlokalizować drugie mieszkanie.

– Co teraz? – zapytał Krzysztof, gdy Wesołowska wraz z mężem zaczęli się zbierać.

– Musimy się przejść po innych mieszkaniach i zapytać, czy ktoś czegoś nie widział lub nie słyszał – stwierdził Cichy. – Jest ich niewiele, więc uwiniemy się szybko.

– Panie komisarzu – usłyszeli ponownie głos starszej kobiety. – Na tym piętrze są dwa mieszkania, ale to drugie jest puste. To nowy dom i połowa mieszkań jest niezamieszkana.

– Zna pani sąsiadów?

– Z widzenia. Piętro wyżej mieszka pan w średnim wieku, kulturalny człowiek. Natomiast piętro niżej małżeństwo po pięćdziesiątce. Ona ciągle jest w domu, a jego prawie wcale nie ma.

Hektora zaskoczyło, jak dużo miała do powiedzenia o innych lokatorach, choć wiedział z doświadczenia, że starsi ludzie bywają bardziej spostrzegawczy niż młodzi. Więcej rzeczy dookoła ich interesuje.

– Na parterze mieszka i ma gabinet doktor Jakub Janiszewski. Jest psychologiem. Lubił się z panem Leonem. Może on więcej powie o znajomych pana Leona.

– Doskonale, jeszcze raz dziękujemy – odpowiedział z uśmiechem Hektor. Zaczął odczuwać efekty leku, który zażył przed wejściem do budynku. Ogarniała go oczekiwana wewnętrzna euforia, a zarazem spokój. Senność, którą odczuwał jeszcze chwilę temu, odpłynęła.

Odczekali, aż Wesołowscy zeszli schodami na dół, i dopiero wtedy ruszyli do mieszkania znajdującego się piętro wyżej.

– Brałeś coś? – zapytał Krzysztof, przyglądając się Hektorowi z boku. – Dziwnie wyglądasz.

– Wieki nie brałem, wiesz o tym – zapewnił spokojnie Cichy, a Jaworski kiwnął głową, choć Hektor nadal czuł jego spojrzenie.

Cichy nie mógł mieć pretensji do partnera o to pytanie, gdyż jeszcze rok temu miał problem z uzależnieniem od leków przeciwbólowych, które z lubością łączył z lekami zawierającymi substancje psychoaktywne.

Jaworski zorientował się w nałogu Hektora wcześniej niż inni. Długo krył partnera przed przełożonym i kolegami, ale zachowanie Cichego z dnia na dzień stawało się nieracjonalne. Zaczął przekraczać wszelkie granice, aż rok temu dotkliwie pobił męża Poli. Wtedy dopiero dotarło do niego, że ma problem, przez który może wylecieć ze służby.

Brutalne pobicie na początku tłumaczył tym, że fiutowi się należało za to, jak przez lata krzywdził Ostrowską. Chociaż Cichy był pewny, że gdyby nie był pod wpływem końskiej dawki morfiny i substancji psychoaktywnych, inaczej załatwiłby tę sprawę. Dyskretnie i skutecznie.

Po tym wydarzeniu poszedł na odwyk, wysłany przez komendanta. A kiedy wrócił do pracy po trzech miesiącach, przełożony, Krzysztof i Pola mieli go nieustannie na oku.

Komendantowi udało się zatuszować jego brutalny wybryk, ale od powrotu do służby, mimo doskonałych wyników w pracy, był na cenzurowanym.

Po odwyku wytrzymał siedem miesięcy bez tabletek. Chciał zmienić swoje życie, ale każdej nocy wracały do niego mroczne wspomnienia sprzed pięciu lat. Nie dawały mu spokoju. Budził się zlany potem, umęczony psychicznie i fizycznie. Odczuwał ból, którego nie mógł znieść. Początkowo zagłuszał ten stan tabletkami nasennymi dostępnymi bez recepty, ale bezskutecznie. Nie przynosiły ulgi, takiej jak przepisane w szpitalu po wypadku leki, od których się tak uzależnił.

Pola z niepokojem go obserwowała. Widziała, jak się miota i że jest wiecznie zmęczony. Martwiła się i miała wyrzuty sumienia, że to między innymi przez nią jest w takim stanie. Co nie było prawdą. Za wszelką cenę chciała mu pomóc, tak jak on pomógł jej pół roku wcześniej. Dlatego nie znajdując chwilowo innego wyjścia, podjęła ryzykowną decyzję. Zaczęła na powrót wypisywać mu recepty na upragnione leki. Za każdym razem wypisywała receptę na inny opioidowy lek, a on miał wykupywać go w innej aptece.

Mimo to cały czas próbowała go przekonać, aby ponownie poddał się terapii. Konsekwencje powrotu do nałogu mogą być katastrofalne. Hektor wiedział, że dręczyło ją, iż pomogła mu wrócić do uzależnienia, z którego wychodził z wielkim trudem.

Od dwóch miesięcy Hektor brał regularnie. Wmawiał sobie, że kontroluje nałóg lepiej niż za pierwszym razem. Ale było to kłamstwem, jego myśli nieustanie krążyły dookoła kolejnych dawek Sevredolu, Vendalu czy Doltardu. Gdy tylko się budził, natychmiast w jego głowie pojawiała się myśl o zażyciu kolejnej dawki. Bez tabletek nie mógł się skupić, nie potrafił znaleźć sobie miejsca. Wszystko i wszyscy go denerwowali.

– Ciekawe, czy jest w domu? O tej godzinie powinien być – rozważał Jaworski, przerywając rozmyślania Cichego.

– Za chwilę się przekonamy – odparł, naciskając dzwonek lokalu numer siedem.

Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich mężczyzna z cienkim wąsikiem, fajką w ustach i w jedwabnym szlafroku. Hektorowi od razu przypomniał się Clark Gable w Przeminęło z wiatrem. Oglądał ten film ponad piętnaście lat temu razem Olą, która wtedy jeszcze była jego narzeczoną. Nie był fanem takiego kina, ale chciał sprawić jej przyjemność, bo przyszła żona uwielbiała ten film.

Skojarzenie to natychmiast spowodowało przypływ przygnębiających myśli o żonie i ręka Hektora ponownie dotknęła kieszeni, gdzie znajdowała się fiolka z Sevredolem. Z jego postanowienia sprzed chwili, że dziś już nic nie będzie brał, nic nie zostało. Teraz chciał wziąć kolejną tabletkę, licząc na to, że im więcej weźmie, tym większą zyska pewność, że jego myśli skupią się tylko na pracy. Jednak teraz nie miał możliwości zażyć lekarstwa. Obok niego stał Krzysztof. Zresztą pół godziny temu zażył kilka tabletek, więc nie mógł przesadzić.

– Słucham? – zapytał mężczyzna z wystudiowaną manierą w głosie.

– Dzień dobry, jesteśmy z policji. Komisarz Hektor Cichy i podkomisarz Krzysztof Jaworski. Chcielibyśmy porozmawiać o pana sąsiedzie, który mieszkał piętro niżej – wyjaśnił Hektor.

Clark Gable sprawiał wrażenie bardziej zainteresowanego komisarzem niż tym, po co tu przyszli.

– Mieszkał? – zapytał po chwili.

– Niestety, pan Urbański został zamordowany i chcielibyśmy się dowiedzieć, czy wczoraj wieczorem nie słyszał lub nie widział pan czegoś, co by pomogło w śledztwie – odpowiedział Cichy, a wytworny mężczyzna znowu przez chwilę przyglądał mu się w milczeniu, równocześnie otwierając szerzej drzwi.

– Nie rozmawiajmy na korytarzu, zapraszam.

Hektor i Krzysztof weszli do niemal identycznego przedpokoju jak ten w mieszkaniu Urbańskiego. Różnica polegała tylko na kolorystyce.

Gospodarz wyminął ich i ruszył przodem. Weszli do dużego salonu, którego wystrój był bogatszy niż u Urbańskiego. Widać było, że mężczyzna był miłośnikiem Afryki. Kolory i przedmioty, które ich otaczały, jednoznacznie na to wskazywały.

– Proszę usiąść – zaproponował i wskazał niewielką kanapę w piaskowym kolorze.

Cichy i Jaworski zajęli miejsca obok siebie.

– Nazywam się Edward Ziarno – przedstawił się.

– Znał pan pana Urbańskiego? – odezwał się Krzysztof, rozglądając się po pokoju.

– Głównie z widzenia – oparł mężczyzna. – Znałem jego twórczość. Interesująca.

– A wczoraj wieczorem widział pan lub słyszał pana Urbańskiego? – zapytał Hektor.

– Około dwudziestej drugiej minąłem się z nim na schodach – odpowiedział, siadając na masywnym fotelu naprzeciwko nich i zaciągając się fajką.

– Był sam?

– Nie, z młodą damą – odparł Edward.

– Widział ją już pan wcześniej?

– Nie, ale była nieprzeciętnej urody – odpowiedział Ziarno z podziwem w głosie. – Atrakcyjna blondynka, która przykuwa wzrok.

– A może pamięta pan jeszcze jakieś szczegóły jej wyglądu? Bo atrakcyjnych blondynek w branży, w której pracował pan Urbański, jest na pęczki – stwierdził Cichy. – Można odnieść wrażenie, że są klonowane.

– Tej się nie da zapomnieć, wyjątkowa. – Uśmiechnął się nieznacznie i znowu zaciągnął fajką. – Miała na sobie złotą, długą sukienkę z głębokim dekoltem zawiązywaną na szyi i mocno odsłonięte nogi. Do tego czarny pasek i wysokie czarne szpilki – szczegółowo opisał strój dziewczyny. – Rozpuszczone lekko pofalowane włosy i oszałamiający makijaż. Piękna kobieta.

– Wow, jest pan spostrzegawczy – rzucił Krzysztof, chociaż opis stroju kobiety niewiele wnosił do śledztwa. Jeśli miała udział w zbrodni, to zapewne pozbyła się tak charakterystycznego ubrania.

– Jestem projektantem mody. Od lat pracuję w branży fashion i zawsze zwracam uwagę na image. – Odruchowo zlustrował ich obu. Dłużej ponownie przyjrzał się Hektorowi, który nie wyglądał na typowego policjanta. Ubrany był po cywilnemu, a w jego stylu krył się intrygujący szyk, który wynikał z indywidualnego sposobu bycia. Edward Ziarno już przy drzwiach wejściowych ocenił, że policjant nie ma w sobie ani grama banalności czy pospolitości.

– Szli do jego mieszkania? – przerwał mu rozmyślania Cichy, równocześnie zastanawiając się, czy projektant przygląda mu się tak dlatego, że widzi jego stan. Zaczął rozważać, czy jednak nie przesadził z ilością zażytych tabletek. Dzień się dopiero zaczął, a on już przekroczył dzienną dawkę.

– Tak.

– Poznałby ją pan, jakby ją pan ponownie zobaczył?

– Bez wątpienia, dobrze się jej przyjrzałem. Piękna kobieta – powtórzył Ziarno.

– Miał pan z panem Urbańskim kiedyś bliższy kontakt?

– Nie – odparł Edward. – Dzieliła nas różnica wieku i tryb życia. No i obaj mieszkaliśmy tu od niedawna.

– A czy pan Urbański często organizował imprezy? – dopytywał Hektor.

– Bywali u niego goście, ale nie było to uciążliwe – stwierdził Edward. – To był przyjemny człowiek. Nigdy nie było z nim problemów czy niemiłych scysji. Artyści mają swoje prawa – powiedział z wyrozumiałością projektant. Hektor kiwał machinalnie głową.

– Nie słyszał pan wczoraj awantury czy krzyków dochodzących z mieszkania sąsiada?

– Mijałem ich na schodach, kiedy wychodziłem do znajomych, którzy mieli mi pokazać swoją nową kolekcję – tłumaczył Ziarno. – Wróciłem do domu około pierwszej i było spokojnie.

– A czy kiedyś słyszał pan jakieś nietypowe hałasy z mieszkania pana Urbańskiego?

– Nic, co brzmiałoby na coś agresywnego czy gwałtownego, zwykle docierały do mnie odgłosy dobrej zabawy – wyjaśnił, uśmiechając się do Hektora, w którym zaczęły wzbierać obawy.

– Dziękujemy za rozmowę – powiedział, mając pewność, że Ziarno już im w niczym nie pomoże. – Kiedy dowiem się, kim była kobieta, która towarzyszyła wczoraj panu Urbańskiemu, to się do pana odezwiemy – uprzedził Hektor, wstając z kanapy i poprawiając granatową taliowaną marynarkę, tak aby ręką dotknąć fiolki z lekiem w kieszeni.

– Z chęcią pomogę – odparł, podnosząc się z fotela, Edward. – Naprawdę mi przykro z powodu pana Urbańskiego.

Odprowadził ich do drzwi, a zamykając je za nimi, jeszcze raz zapewnił o swojej chęci pomocy.

Zeszli w milczeniu na pierwsze piętro i bez wahania zadzwonili do kolejnych drzwi, z numerem trzy. Była na nich wizytówka z napisem „Wiśniewscy”.

Niemal natychmiast drzwi otworzyły się i stanęła w nich kobieta około pięćdziesiątki, elegancko ubrana oraz uczesana. Uśmiechnęła się zachęcająco na ich widok.

– Dzień dobry, komisarz Hektor Cichy i podkomisarz Krzysztof Jaworski, jesteśmy z policji, chcielibyśmy porozmawiać o pani sąsiedzie z góry – zaczął standardowe wyjaśnienia Hektor.

– Pan Leon to uroczy człowiek, czy coś mu się stało? – zapytała melodyjnym głosem kobieta, ale zanim odpowiedzieli, znów się odezwała. – Proszę wejść. – Gestem dłoni zaprosiła ich do środka. I to mieszkanie miało ten sam układ jak lokale na drugim i trzecim piętrze.

Wystrój salonu był inny. Urządzono go w ciepłych kolorach, a duża ilość roślin wywoływała wrażenie, że jest mniejszy niż dwa poprzednie, które widział Hektor.

– Napijecie się panowie kawy? – zapytała, ale ponownie nie dała im odpowiedzieć, klaskając w dłonie jak mała dziewczynka i wyrzucając w podekscytowaniu: – Ach, przed chwilą zrobiłam lemoniadę. – I nie czekając na ich decyzję, ruszyła w stronę części kuchennej, która łączyła się z salonem. Krzysiek spojrzał kontrolnie na Hektora, ale ten cierpliwie czekał na powrót gospodyni.

Po kilku sekundach taca z napojem i szklankami już stała przed nimi.

– O czym chcieliście panowie porozmawiać? – zapytała, nalewając do szklanek lemoniady, ale znowu nie dając im dojść do głosu. – Gdzie moje maniery, nie przedstawiłam się, Alina Wiśniewska.

Policjanci kiwnęli głowami. Kobieta robiła wrażenie sympatycznej, ale zdesperowanej. Widać było, że brakuje jej towarzystwa. Pewnie było tak, jak mówiła Aniela Wesołowska, że ciągle była w domu sama.

– Chcieliśmy porozmawiać o panu Urbańskim, a konkretnie czy słyszała lub widziała go pani wczoraj? – zapytał Cichy, biorąc do ręki szklankę z napojem. Zobaczył na twarzy kobiety uśmiech satysfakcji.

– Około dwudziestej drugiej trzydzieści usłyszałam nad głową łoskot.

– Łoskot? – zainteresował się Cichy.

– Takie głuche uderzenie o podłogę, jakby coś dużego i ciężkiego upadło. – Starała się mówić precyzyjnie. – Nie wiem, jak to lepiej opisać.

– Skąd pani wie, że była dokładnie ta godzina? – przerwał jej Krzysztof.

– Właśnie zaczynały się ostatnie wiadomości, które zawsze oglądam, czekając na męża – odpowiedziała, patrząc na Krzysztofa.

– Coś działo się później? Może było słychać inny hałas czy krzyki? – dopytywał się Hektor.

– Po chwili usłyszałam stukanie obcasów na schodach, więc z ciekawości spojrzałam przez wizjer w drzwiach.

– I co pani zobaczyła?

– Atrakcyjną blondynkę, ależ była ubrana – stwierdziła Alina z zachwytem w głosie.

– Sama schodziła?

– Tak – odpowiedziała krótko.

– Poznałaby ją pani, jakby ją drugi raz zobaczyła? – kontynuował Hektor, odstawiając pustą szklankę na tacę.

– Och tak.

– Ale widziała ją pani tylko przez wizjer.

– Jeszcze patrzyłam za nią przez okno – oznajmiła z lekkim zmieszaniem. Nie chciała wyjść na wścibską, ale miała ochotę podzielić się z nimi informacjami. – Widziałam ją dobrze, bo na chwilę stanęła pod latarnią uliczną. Czekała na taksówkę. Piękna kobieta – dodała.

– Jak wyglądała? – zapytał komisarz tylko po to, aby sprawdzić, czy Wiśniewska widziała tę samą kobietę co Ziarno. Musiał mieć pewność.

– Młoda blondynka, ubrana w zjawiskową złotą suknię, jak na bal.

– Gdy dowiemy się, kim była, to czy możemy liczyć na pani pomoc w identyfikacji? – spytał Hektor.

– Oczywiście, ale czy coś się stało?

Cichy uzmysłowił sobie, że nie poinformowali kobiety o tym, że jej sąsiad nie żyje.

– Niestety – rzucił. – Pan Urbański został zamordowany w swoim mieszkaniu.

Na jego słowa Wiśniewska pobladła.

– Myślą panowie, że to ta śliczna kobieta go zabiła? – zapytała, składając sobie w głowie to, co widziała i słyszała w nocy. Była zdruzgotana, jej wyraz twarzy zmienił się diametralnie.

– Jeszcze tego nie wiemy, ale mogła być ostatnią osobą, która widziała żywego pana Urbańskiego. Dlatego zależy nam na tym, aby ją odnaleźć – odparł Cichy.

– Pan Leon był przeuroczym człowiekiem – stwierdziła ze łzami w oczach Alina. – Zawsze, kiedy go spotkałam, tak miło ze mną rozmawiał. Był znany, odnosił sukcesy, a mimo to był normalny.

– Czy pan Urbański często miewał gości? – dociekał Hektor. Kobieta mogła być dobrym źródłem informacji. Z samotności i nudy interesowała się życiem innych.

– Oj często, często, ale to byli weseli ludzie – mówiła z radością w głosie. – Nigdy nikomu nie przeszkadzali. Będzie mi brakować pana Leona i jego przemiłych żarcików.

– A czy ktoś przychodził częściej niż raz? Ktoś szczególny przykuł pani uwagę?

– Niestety jedyną osobą, którą znam od pana Leona, jest pani Aniela, która u niego sprzątała. Taka tragedia, kto by pomyślał.

– Tak, przykra sprawa – odpowiedział Hektor i podniósł się z miejsca, a Krzysztof za nim. – Dziękujemy za lemoniadę i informacje. Zapewne jeszcze do pani wrócimy.

Kobieta kiwała głową ze smutkiem.

Wyszli na korytarz i Hektor na chwilę zamilkł. Krzysztof go nie pośpieszał, znał partnera i wiedział, że lubi działać we własnym tempie. Od czasu, kiedy Hektor wrócił z odwyku, Krzysztof dawał mu większe pole do działania. Miał nadzieję, że im bardziej Cichy się zaangażuje w sprawy zawodowe, tym mniejsze będą szanse na to, że wróci do nałogu. Przy tym sam miał dzięki temu więcej czasu dla siebie. Ostatnio spotykał się z kilkoma kobietami, więc wolny czas był dla niego towarem deficytowym. Wiedział, że Hektorowi to pasowało, ale zdawał sobie także sprawę, że takie wybryki jak dzisiejszy, nie będą ciągle przechodzić bez echa. Zwłaszcza jeśli jego postępowanie będzie zwracać uwagę prokurator Wiedźmińskiej.

– To został parter i psycholog, który ponoć lubił Urbańskiego – stwierdził Cichy, ruszając schodami w dół.

Stanęli przed drzwiami, na których widniała wizytówka z napisem „Psycholog Jakub Janiszewski”. Nie było dzwonka, więc Hektor zapukał. Nacisnął klamkę i wszedł. W obszernym pomieszczeniu na środku znajdowało się biurko, przy którym siedziała uśmiechnięta kobieta.

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc?

– Jesteśmy z policji i chcielibyśmy porozmawiać z panem Janiszewskim – wyjaśnił Hektor. Młoda kobieta skinęła głową, sięgnęła po słuchawkę telefonu, który stał na jej biurku, nacisnęła przycisk i powiedziała:

– Panie doktorze, dwóch panów z policji chce z panem rozmawiać.

Nie słyszeli, co Janiszewski odpowiedział, ale kobieta po kilku sekundach zakończyła rozmowę i podniosła się zza biurka.

– Pan doktor ma teraz okienko, może panów przyjąć. – Ruszyła wzdłuż przedpokoju, a oni za nią. Hektor rozejrzał się dookoła, układ parteru był zupełnie inny niż mieszkań na pozostałych kondygnacjach. Dlatego też można było tu urządzić gabinet.

Kobieta zapukała do drzwi gabinetu i weszła do środka.

– Panowie z policji – zakomunikowała.

Jakub Janiszewski był szpakowatym mężczyzną po czterdziestce. Siedział przy biurku, na którym piętrzyły się książki. Gabinet był urządzony oszczędnie, ale ze smakiem. Od wejścia ogarniał człowieka spokój. W końcu Janiszewski był psychologiem.

Cichy, będąc na odwyku, także musiał przejść przez rozmowy z psychologiem. Ale jego sesje miały charakter grupowy. Tylko raz, na samym początku, odbył indywidualną rozmowę z psychologiem z ośrodka odwykowego. Lekarz musiał poznać powody, dla których uzależnił się od leków. Przez pozostałe trzy miesiące w terapii brało udział dziesięć innych osób, mających podobny problem jak on.

W gabinecie Janiszewskiego było zupełnie inaczej niż w ośrodku odwykowym. Miało się ochotę rozsiąść i zacząć mówić o tym, co człowieka trapi.

– Witam, Jakub Janiszewski – przedstawił się i podszedł się przywitać.

– Komisarz Hektor Cichy i podkomisarz Krzysztof Jaworski.

– Ubrania cywilne, więc chyba nie chodzi o zaległe mandaty za parkowanie – powiedział lekko psycholog.

– Niestety nie – odparł poważnie Hektor, a Janiszewski wskazał im dwa masywne, drewniane krzesła przed swoim biurkiem. Sam wrócił na miejsce.

– Jesteśmy z wydziału kryminalnego – odezwał się ponownie Cichy, a Janiszewski wbił w niego badawczy wzrok. Komisarz poczuł ucisk w żołądku, jakby spojrzenie psychologa mogło go rozszyfrować. Skupił myśli na tym, aby nie uciekać wzrokiem. Obawiał się, że ten mógłby dostrzec jego nienaturalne pobudzenie w mikrogestach czy w źrenicach. – Mamy przykre nowiny, pana sąsiad z góry został w nocy zamordowany.

– Leon? – Od razu wiedział, o kim mówią policjanci.

– Tak, pan Urbański – potwierdził Cichy. – Został znaleziony przez gosposię w swoim salonie. Pani Aniela Wesołowska powiedziała, że się znaliście.

Psycholog się skrzywił.

– Przyjaźniliśmy się – sprostował od razu. – Znamy się od wielu lat, jeszcze z czasów licealnych. Razem kupiliśmy mieszkania w tym domu – wyjaśnił. – Mogą panowie powiedzieć, co się stało i jak zginął Leon?

– Uderzenie tępym narzędziem w głowę – odpowiedział Hektor, wiedząc, że dla psychologa takie szczegóły nie będą szokujące. – Nie wiem jeszcze, jak do tego doszło, nie mamy bezpośrednich świadków – wyjaśnił komisarz. – Ale może pan wie coś na temat kobiety, która wczoraj spędziła z panem Urbańskim wieczór?

Psycholog przyglądał się im chwilę w milczeniu.

– Rozmawiałem z Leonem wczoraj rano przez telefon, wiem, że miał spędzić wieczór w towarzystwie Anastazji Kool. Od jakiegoś czasu spotykali się regularnie, ale musicie to potwierdzić u asystentki Leona.

– Zna ją pan? – rzucił Krzysztof, rozglądając się po gabinecie. Czuł się w nim spokojnie.

– Anastazję czy asystentkę?

– W zasadzie to jedną i drugą – odparł Jaworski.

– Asystentka to Hanna Orzechowska. Znajdziecie ją w hali filmowej firmy MovisProdaction, tam ma swoje biuro. – Zrobił pauzę, wzdychając. – Leon też tam pracował. – Głos mu zadrżał.

– A ta druga kobieta? – rzucił Cichy, notując dane asystentki w komórce.

– Anastazję widziałem dwa, może trzy razy. Nie zdążyłem jej lepiej poznać – wyjaśnił. – Ale czy faktycznie była z Leonem wczoraj, to musicie dopytać Hannę. Ona prowadziła kalendarz Leona.

– Może pan coś powiedzieć o tej Anastazji? – dociekał Cichy. – Jak wygląda?

– Młoda, atrakcyjna blondynka. Robi wrażenie – wyjaśnił psycholog.

– To by się zgadzało – rzucił bezwiednie Jaworski, ale Hektor nie skomentował jego słów.

– Czy pan Urbański może wspominał o kimś, kto chciałby mu zaszkodzić? Może miał jakichś wrogów? – zmienił temat Hektor.

– Leon był reżyserem. Dobrze sobie radził. Odnosił sukcesy. Nie miał problemów z otrzymaniem pieniędzy na nowe produkcje – zaczął wyjaśniać psycholog, ale Jaworski mu przerwał.

– Do czego pan zmierza?

– Do tego, że środowisko, w którym pracował, bywa toksyczne. Wiele osób tylko udaje przyjaciół, ale gdyby tylko mogli, wbiliby nóż w plecy. – Uniósł palec wskazujący. – Jednak Leon nie spotykał się z niechęcią. Był człowiekiem, którego nie dało się nie lubić. Nigdy nie słyszałem od niego, że ktoś chciałby mu zaszkodzić.

– Nikt nie chciałby śmierci pana przyjaciela? – sondował Jaworski.

– Nikogo konkretnego nie wskażę – odparł spokojnie.

– Czyli pana przyjaciel miał dookoła siebie tylko ludzi, którzy mu dobrze życzyli – dociekał Cichy z lekkim cynizmem. Trzymał ręce na podłokietnikach krzesła, tak łatwiej było mu je kontrolować.

– Panie komisarzu, dla mnie ta zbrodnia jest niezrozumiała. Według mnie nikt nie miał powodu, aby zabić Leona. Może to nieszczęśliwy wypadek lub napad rabunkowy?

– Na napad to nie wygląda – wyjaśnił Hektor, starając się kontrolować ruchy, gdyż ciągle miał wrażenie, że Janiszewski mu się przygląda. – Może pan Urbański miał jakichś impulsywnych znajomych. Pod wpływem alkoholu i narkotyków robi się różne rzeczy. – Tym razem poczuł też przelotne spojrzenie Jaworskiego, które sugerowało: „mówisz to z doświadczenia”.

– Narkotyków? – zdziwił się psycholog.

– Na stoliku obok ciała pana Urbańskiego znaleźliśmy biały proszek – wytłumaczył Hektor. – Jestem pewny, że nie jest to cukier puder.

– Skoro pan tak mówi – odparł Jakub, nie spuszczając wzroku z Cichego. Po chwili odezwał się ponownie. – Oczywiście przemyślę sprawę, może coś mi się przypomni, ale jak mówiłem, Leon był lubianym człowiekiem. Nie miał w sobie nic z zarozumiałego bufona wykorzystującego swoją pozycję. Całe życie robił to, co lubił, więc był szczęśliwy, a optymizmem zarażał innych.

Policjanci kiwali głowami, ale cukierkowy obraz denata kłócił się z tym, w jakim obecnie znajdował się stanie. Czekało ich mozolne dochodzenie.

– Dziękujemy za poświęcony czas. – Hektor wstał z miejsca.

– Jeśli będę mógł jeszcze panom pomóc, to jestem do dyspozycji. – Janiszewski też się podniósł i spojrzał w oczy Hektorowi, jakby chciał go przejrzeć na wylot. Prawie niezauważalnie pokiwał głową, a komisarz nie wiedział, jak ma to rozumieć.

Przeszli przez recepcję, żegnając się z kobietą za biurkiem.

– Do zobaczenia. – Uśmiechnęła się.

Wyszli przed budynek. Cichy zastanawiał się, czy nie skorzystać jeszcze z ogólnodostępnej w budynku toalety, wtedy mógłby łyknąć choć jedną tabletkę Sevredolu na podtrzymanie dobrej formy.

Dwie mijające ich młode kobiety obejrzały się za nimi.

– Stary numer – burknął z irytacją Krzysztof.

– Co? – zapytał Hektor wyrwany z zamyślenia.

– A ty jak zawsze nie wiesz, o co chodzi. – Jaworski był wzburzony. Bezceremonialnie wskazał palcem za odchodzącymi kobietami, które cały czas patrzyły w ich kierunku. Hektor machnął ręką lekceważąco. Znał ten rodzaj pretensji partnera. Krzysztof miał żal do losu i Hektora, że ten, mimo że nie jest zainteresowany, nieustannie jest zaczepiany przez kobiety. Jaworski czuł się przy nim jak szarak.

Choć Cichy uważał, że kolega robi z igły widły, to nie mógł zaprzeczyć i ukryć, że należał do niebanalnie atrakcyjnych mężczyzn, obok których żadna kobieta nie przechodziła obojętnie. Kiedyś od jednej z nich usłyszał, że przypomina francuskiego aktora Gasparda Ulliela. Z ciekawości sprawdził w internecie, jak wygląda ten aktor i o ile sam nie dostrzegał podobieństwa, poza blizną na policzku, to kiedy podzielił się tym spostrzeżeniem z Polą, ta potwierdziła.

Hektor nie zabiegał o uwagę płci pięknej. Zwykle sprawiał wrażenie obojętnego. Krzysztofa to drażniło, bo on, aby zainteresować sobą atrakcyjną kobietę, musiał się napracować. Mimo to nie cierpiał na brak damskiego towarzystwa i w ostatnim czasie miał go nawet w nadmiarze. Ale zdobywanie kobiet nie przychodziło mu z taką łatwością jak Cichemu. Krzysztof nie rozumiał, jak to się dzieje, że jego partner nie robił nic, wystarczyło, że jest, a kobiety patrzyły na niego pożądliwym wzrokiem. Nie mógł także pojąć, dlaczego Hektor nie korzysta ze swojego powodzenia. Od ponad pięciu lat był sam, a strzępki wolnego czasu spędzał z jedną kobietą, której nie interesował w sensie damsko-męskim, czyli Polą Ostrowską. Dla patolog Hektor był przyjacielem i nikim więcej. Zdawała się nie dostrzegać jego atrakcyjności.

Krzysztof wiele razy próbował rozmawiać na ten temat z Hektorem, ale bez skutku.

– Lepiej zobacz, gdzie jest ta hala MovisProdaction – zmienił temat Hektor. Podkomisarz sięgnął po komórkę i zaczął szukać adresu. – Musimy się spotkać z tą Orzechowską.

– Szuwarowa sto – rzucił po niespełna minucie Jaworski.

Hala produkcyjna, ulica Szuwarowa 100

Szuwarowa 100 znajdowała się na drugim końcu miasta. Zanim przebili się przez betonową dżunglę, minęła godzina. Zajechali przed wielką halę, która zajmowała kilka hektarów otwartej przestrzeni. Było to miejsce, w którym jedna z prywatnych telewizji produkowała kilkanaście programów i seriali naraz.

Zaparkowali przed wejściem, nad którym świecił się kolorowy neon z napisem BIURO.

– Taki neon przy rozmiarach tej hali to konieczność. W innym wypadku moglibyśmy szukać tego miejsca nawet i godzinę – teoretyzował banalnie Jaworski. Hektora drażniło, że partner czasem mówił, co mu ślina na język przyniosła, przekazywane treści nie miały żadnego znaczenia.

Weszli przez metalowe wysokie drzwi do pomieszczenia.

Wnętrze było przepełnione rekwizytami i elementami scenografii.

Podeszli do wysokiego i szerokiego lśniącego biurka, przy którym siedziała kobieta w średnim wieku o ascetycznym wyrazie twarzy.

– Dzień dobry, szukamy pani Hanny Orzechowskiej.

Dostrzegł, że kobieta intensywnie się mu przygląda.

– Jeśli panowie na casting, to nie ma potrzeby spotkania z panią Orzechowską. Ona rozmawia już z wybranymi kandydatami – oznajmiła kobieta w eleganckiej, ale nieciekawej granatowej garsonce.

– Jesteśmy w innej sprawie – wyjaśnił Hektor i pokazał legitymację służbową, na której kobieta zawiesiła dłużej wzrok, a następnie skinęła głową bez emocji.

– Biuro numer trzydzieści dwa. Korytarzem w głąb, trzecie drzwi na lewo – pokierowała ich beznamiętnie. Cichy ukłonił się w podziękowaniu i ruszyli we wskazanym kierunku.

Mijając wejście do toalety, Hektor ponownie pomyślał o wzięciu choć jednej pigułki z fiolki bezpieczeństwa, jak nazywał opakowanie z Sevredolem. Ale i tym razem jeszcze wygrał zdrowy rozsądek. Kołatały mu w głowie słowa Poli o spotkaniu z Wiedźmińską, które mieli obyć niedługo. Prokurator znała historię nałogu Hektora. To ona uratowała mu tyłek przed zarzutami, jakie złożył przeciwko niemu mąż Poli.

Stanęli przed drzwiami z numerem trzydzieści dwa i zapukali. Kiedy usłyszeli głośne „proszę wejść”, Hektor nacisnął klamkę.

– Pani Hanna Orzechowska? – zapytał od progu.

– Tak, ale castingi są w biurze pięćdziesiąt dwa – odpowiedziała młoda kobieta z fryzurą na Kleopatrę i ustami pomalowanymi niemal na czarno. Hektor zauważył, że miała w uchu słuchawkę.

– My nie na casting, przyszliśmy w innej sprawie – powtórzył słowa, które wypowiedział w recepcji, a Orzechowska spojrzała na niego podejrzliwie.

– A to szkoda, pana twarz idealnie nadaje się do telewizji. – Podniosła się z miejsca i podeszła bliżej Hektora, łamiąc granice strefy komfortu. – Z pana urodą mógłby pan zarobić miliony. Nie wiem, czy umie pan grać, czy nie, ale już teraz jestem w stanie powiedzieć, że miałby pan tysiące fanek od pierwszego pojawienia się na ekranie – ciągnęła monolog, bezceremonialnie oglądając Hektora z każdej strony, jakby był koniem na sprzedaż. – A ta blizna, hmmm, bardzo pociągająca i intrygująca. – Długimi paznokciami wymalowanymi na czarno musnęła jego policzek, a Cichy odruchowo odsunął głowę do tyłu. Nie żeby miał coś przeciwko temu, aby kobieta go dotykała, po prostu nie lubił, aby ktokolwiek dotykał jego blizny.

– Zaczyna się – usłyszał za plecami fuknięcie Krzysztofa.

– Policja kryminalna – powiedział Cichy ze zniecierpliwieniem, ignorując kobietę i partnera. Wyciągnął legitymację służbową przed siebie, a czarnowłosa kobieta zrobiła krok do tyłu.

– Zadzwoń za piętnaście minut. Nie mogę teraz rozmawiać – rzuciła nagle. Komisarz po sekundzie konsternacji domyślił się, że mówiła do urządzenia, które miała wpięte w ucho. – Coś się stało? – zapytała, nie zmieniając tonu, więc komisarz zastanawiał się, czy mówi do niego, czy dalej do kogoś w słuchawce. Jednak patrzyła na niego.

– Pani przełożony nie żyje – postanowił być szczery. Nie zamierzał tracić czasu na podchody.

– Leon? – upewniła się.

– Owszem, pan Leon Urbański został w nocy zamordowany. Od jego przyjaciela Jakuba Janiszewskiego wiemy, że pani czuwała nad jego planem dnia i chcielibyśmy się dowiedzieć, z kim spędził wczorajszy wieczór – doprecyzował Cichy.

Orzechowska, nie odrywając oczu od Hektora, wróciła do biurka i dopiero wtedy przeniosła wzrok na gruby notatnik. Przewróciła dwie kartki do tyłu.

– Leon wczoraj do dwudziestej miał zdjęcia w hali numer sześć, a potem był umówiony na kolację z Anastazją Kool, która też pracowała tu do dwudziestej, ale w hali numer cztery.

– Pani Anastazja jest aktorką? – zdziwił się Hektor.

– Takkkk – odpowiedziała ze słyszalnym sarkazmem.

– Jest atrakcyjną blondynką? – zapytał znów, a Orzechowska prychnęła pod nosem.

– Jak widzę, nie ogląda pan seriali. Anastazja jest jedną z naszych gwiazd.

Hektor nieznacznie uśmiechnął się na słowa kobiety. Jakoś nie miał wyrzutów sumienia, że nie ogląda produkcji tej stacji.

– Ma pani może jej zdjęcie? – wtrącił Krzysztof. Czarnowłosa kobieta przerzuciła z niechęcią wzrok z Hektora na Jaworskiego.

– Oczywiście. – Sięgnęła do jednej z szuflad w biurku i wyjęła niewielką broszurę. Podeszła do policjantów i podała im ją.

– Strona pierwsza – oznajmiła niedbale. Hektor otworzył broszurę. Nie dało się ukryć, że kobieta na zdjęciu była atrakcyjna. Miała w sobie zarazem niewinność i zadziorność. Na pierwszy rzut oka dostrzegało się jej atrakcyjną wizualność, ale przyglądając się dokładniej, można było dostrzec ostry pazur. Hektor, widząc tę fotografię, zrozumiał, dlaczego sąsiedzi Urbańskiego zapewniali, że nie mieliby kłopotów z ponownym rozpoznaniem kobiety, która towarzyszyła reżyserowi w ostatni wieczór jego życia. Mogli nie oglądać serialu, w którym występowała, tak jak Hektor, ale on również nie miałby już trudności z jej rozpoznaniem.

– Możemy pożyczyć broszurę? – zapytał Cichy, chciał to zdjęcie pokazać sąsiadom Urbańskiego.

– Możecie ją sobie zabrać. Mam ich dużo. To nasz materiał promocyjny – wyjaśniła beznamiętnie Hanna. – Myślicie, że Anastazja go zabiła?

– Nie wiemy, ale była prawdopodobnie ostatnią osobą, która widziała go żywego – odparł Cichy. Widział, jak kobieta pożądliwie mu się przygląda. Znał ten wzrok i doskonale wiedział, że jedno jego słowo, a znalazłaby się z nim sam na sam w najbliższej toalecie. Był pewny, że nie należała do pruderyjnych kobiet i zaspokajała pragnienia wedle swego kaprysu.

– A według pani byłaby zdolna do zabicia przyjaciela? – wtrącił się Jaworski, a Hanna prychnęła coś pod nosem.

– Anastazja jest zmienną osobą, ale Leon się w niej zakochał. – Asystentka mówiła tak, jakby opowiadała o najnudniejszej rzeczy na świecie. – Przed nią miał wiele kobiet, ale tylko ona oczarowała go na tyle, że zaczął się z nią spotykać regularnie.

– Pani Kool odwzajemniała uczucia pana Urbańskiego? – pytał Jaworski.

– Trudno powiedzieć, tak jak już wspomniałam, jest zmienna. Jednego dnia można z nią normalnie porozmawiać i jest urocza, a następnego staje się niemiła i opryskliwa.

– Nie lubi jej pani? – wtrącił Hektor.

– Unikam z nią kontaktów i nie wierzę, że mogłaby być tą jedyną w życiu Leona – wyjaśniła Hanna. – On zresztą czasem też się zastanawiał, czy Anastazja chce z nim być, czy może jej nie zależy. Bywało, że traktowała go okropnie, a jego to dręczyło. To był wrażliwy człowiek, jak to artysta. Mimo to wczoraj chciał się jej oświadczyć.

– To ciekawe – oznajmił Krzysztof i dostrzegł oceniający go wzrok Orzechowskiej. Na niego nie patrzyła tak jak na Hektora. W towarzystwie partnera zawsze się czuł jak Dzwonnik z Notre Dame. – Pan Jakub Janiszewski nie wspominał, że relacja przyjaciela z panią Kool była tak poważna.

– Zapewne, tak jak ja, nie traktował jej poważnie, a może nie wiedział o zamiarach Leona? – odpowiedziała. – Odradzałam mu te oświadczyny. Według mnie ta decyzja była błędna.

– Jak pan Urbański zareagował na pani słowa? – Hektor chciał wiedzieć, czy nieskazitelny wizerunek reżysera będą potwierdzali kolejni świadkowie.

– Upierał się, że gdy się oświadczy, Anastazja zyska pewność co do jego uczuć i wtedy wszystko się unormuje. – Hanna mówiła z niechęcią. – To były mrzonki, według mnie z nią jest coś nie tak.

– Gdzie możemy ją teraz znaleźć?

Orzechowska znowu spojrzała w notatki.

– Za trzy godziny zaczyna pracę na planie numer cztery, tak jak wczoraj – odpowiedziała i zrobiła pauzę. – A jak zginął Leon?

– Morderca chciał, aby dobrze mu się wbił do głowy sukces – powiedział Hektor, ale od razu skarcił się za ten sarkazm, był nie na miejscu, a asystentka go nie zrozumiała, więc powiedział wprost: – Cios w głowę.

– Jak to?

– Został uderzony statuetką, którą otrzymał za jakiś film.

Hanna się skrzywiła.

– Jeśli to ona go zabiła, to mam nadzieję, że za to zapłaci. Leon był dobrym człowiekiem, wszyscy go bardzo lubili. Każdy chciał z nim pracować. – Pierwszy raz w głosie kobiety policjanci usłyszeli żywe emocje.

– Czy mogłaby pani coś więcej powiedzieć o panu Urbańskim? Może ktoś był mu niechętny?

– Pracowałam z nim od pięciu lat. Może mi pan wierzyć lub nie, ale nie spotkałam ani jednej osoby, która powiedziałaby o nim cokolwiek złego lub okazała mu niechęć.

Hektorowi wydawało się, że słyszy w głosie asystentki zauroczenie Urbańskim. – Był człowiekiem, z którym chciało się przebywać. Dlatego nie rozumiem, jak ktoś mógł mu to zrobić. Jeśli to ona, to niech zgnije w więzieniu. Mówiłam mu, żeby na nią uważał – nakręcała się.

– Nie powiedzieliśmy, że to ona zrobiła – uspokajał ją Hektor. – Musimy z nią porozmawiać i dowiedzieć się, jak przebiegł wczorajszy wieczór. Może się z kimś spotkali, wiele różnych scenariuszy mogło się wydarzyć. – Widział, że kobietę mocno poruszyła informacja o śmierci szefa.

– Dowiemy się, kto i dlaczego to zrobił – odezwał się Krzysztof, ale Hanna przyglądała mu się obojętnie.

– Wrócimy za trzy godziny porozmawiać z panią Anastazją – oznajmił Hektor i jemu kobieta poświęciła więcej uwagi, nie spuszczając z niego wzroku.

Kiedy wychodzili, Hanna odezwała się za odchodzącym Cichym.

– Jak się panu znudzi praca w psiarni, to proszę do mnie wrócić. Zrobię z pana gwiazdę.

– Nie mam takich planów ani ambicji – odparł lekko komisarz, przyznając w duchu, że kobieta miała w sobie coś pociągającego. Niewątpliwie chłód, dystans i pewność siebie były tym, co intrygowało. Gdyby nie sytuacja, to może i nawet umówiłby się z nią na wieczór.

– Nie wierzę, że ciebie to nie rusza – wybuchnął Krzysztof, gdy byli na zewnątrz i szli w stronę zaparkowanego nieopodal auta.

– A dlaczego miałoby? – odpowiedział komisarz.

– Czy ty ją widziałeś? Młoda, piękna, zgrabna, jedno twoje słowo, a rozłożyłaby nogi tu i teraz – kontynuował temat Krzysztof.

– Zapewne, ale nie sądzę, aby mi się to opłaciło – odparł z rozbawieniem Cichy.

– Zależy, na co liczysz – stwierdził Jaworski. – Nie musi od razu zostać twoją żoną, trochę niezobowiązującej przyjemności dobrze by ci zrobiło.

– Dzięki za radę – starał się uciąć rozmowę komisarz.

– Wiem, że szukasz drugiej Oli, ale, stary, minęło już pięć lat. Chcesz do końca życia ascetycznie egzystować? – Wywód partnera wszedł na temat, którego Hektor nie lubił. Na samo wspomnienie Oli zaczęła go piec blizna na policzku i machinalnie sięgnął do kieszeni marynarki. Obrócił dwa razy w palcach fiolkę z Sevredolem.

– Nie szukam drugiej Oli i nie egzystuję ascetycznie. Gówno wiesz. – W jego głosie pojawił się ostry ton i było wiadomo, że ta rozmowa zmierza ku końcowi.

– Życie z Polą musi być ekscytujące, zwłaszcza w łóżku – powiedział pod nosem Krzysztof, ale Hektor tego nie skomentował.

W ostatnim roku faktycznie najbliższą przyjaciółką Hektora stała się Pola. Spędzali razem niemal każdy wieczór, ale łączyła ich tylko przyjaźń. Czuli się swobodnie w swoim towarzystwie. Nie musieli się spinać i udawać.

Ostrowska nie była kobietą, z którą można było iść do łóżka bez zobowiązań. Tak samo jak Hektor nosiła w sobie traumatyczną przeszłość, która sprawiała, że na razie mogła funkcjonować tylko w takim układzie, jak to miało miejsce przez cały rok. Radziła sobie z traumą inaczej niż Cichy. Wybrała drogę samotności i wolności. Hektor był jej oparciem i buforem bezpieczeństwa. Synonimem powrotu do względnej normalności. On to wiedział, dlatego nie przychodziło mu do głowy sugerować przejście z przyjaźni na związek, mimo że Pola była atrakcyjna i mądra. Na obecnym etapie życia potrzebowała niezawodnego przyjaciela. Kogoś, kto w razie potrzeby stanie za nią murem. Nie chciała się z nikim wiązać. Przykre doświadczenia nie pozwalały jej na zainicjowanie męsko-damskich relacji, czuła przed nimi nieprzeparty lęk.

Komisarz nie zamierzał być tym, który będzie ją przekonywał do zmiany zdania. Zwłaszcza że nie miał problemu z takim układem. W wieczory, kiedy się z nią nie spotykał, oddawał się swojemu nałogowi albo szedł do pobliskiego baru, aby poznać chętną na jednorazowy seks kobietę. Interesował go tylko seks bez zobowiązań. Taki tryb życia mu wystarczał. Nie oczekiwał niczego więcej.

Ulica Solidarności

Powrót na ulicę Solidarności zajął tym razem mniej czasu. Po półgodzinie stali ponownie przed drzwiami mieszkania Edwarda Ziarno. Hektor zapukał, a mężczyzna tak jak za pierwszym razem szybko otworzył.

– Witam ponownie – odezwał się, teraz ubrany w oryginalny garnitur.

– Już wiemy, kim mogła być kobieta, która wczoraj była u pana Urbańskiego i przykuła pana uwagę.

Mężczyzna gestem dłoni zapraszał ich do środka.

– Dziękujemy, ale to drobna formalność – wyjaśnił Hektor i podał Edwardowi broszurę, którą otrzymał od Orzechowskiej. Była otwarta na zdjęciu portretowym Anastazji. – Czy to tę kobietę pan wczoraj widział z panem Urbańskim?

– To była ona. Piękna kobieta, zdjęcie nie oddaje pełni jej urody. Zwodnicza siła – odpowiedział mężczyzna bez wahania, nie odrywając wzroku od zdjęcia.

– Dziękujemy, tyle chcieliśmy wiedzieć – odparł Hektor.

– Przyjemność po mojej stronie, jeśli tylko mogę pomóc, to jestem do dyspozycji. – Edward oddał broszurę Cichemu i już mieli odchodzić, kiedy ponownie się odezwał. – Pan, panie komisarzu, byłby świetnym modelem. Jest pan takim samym magnetycznym typem co ta młoda dama. – Wskazał na broszurę. – Nie wykorzystuje pan tego w taki sposób jak ona, ale jakby pan tylko chciał, to miałby pan nieograniczone możliwości. – Cichy nie wiedział, o jakich możliwościach mówi mężczyzna, ale nie zamierzał wnikać.

– Dziękuję, ale nie znam się na modzie – odpowiedział przepraszająco Hektor.

– Oj, jestem innego zdania – rzucił projektant, wskazując ręką na strój Hektora.

– Damska sugestia – odparł Cichy.

– Sugestia może być kobieca, ale to pan się prezentuje tak, że niejeden projektant mody widziałby pana u siebie na wybiegu. – Ziarno się uśmiechnął. – Charyzma – to pana siła.

– Możliwe… – Uśmiechnął się, ukłonił i ruszył w stronę partnera, który czekał na niego u szczytu schodów. Kiedy drzwi mieszkania Edwarda Ziarno zamknęły się, szepnął: – Ani słowa.

Krzysztof wzruszył ramionami. Cichy wiedział, że trafiło mu się śledztwo, w którym ofiara i zapewne sprawca pochodzą ze świata mediów. A w tym świecie wizualność i powierzchowność mają priorytetowe znaczenie. Dlatego też jego uroda tym razem może być bardziej dostrzegalna niż zwykle. Domyślał się, że Krzysztof czuł się niekomfortowo, nikt nie lubi być tłem dla drugiej osoby. Ale nie zamierzał go za to przepraszać, nigdy nie grał swoją aparycją i jej nie wykorzystywał.

Na pierwszym piętrze zadzwonili do drzwi mieszkania Wiśniewskich. Kiedy gospodyni ich zobaczyła, rozpromieniła się. Podobnie jak sąsiad z góry chciała ich zaprosić do środka, ale podziękowali. Kobieta przyjrzała się zdjęciu Anastazji i podobnie jak Ziarno od razu potwierdziła:

– Tak, to ona wybiegła z mieszkania pana Leona. Nie mam żadnych wątpliwości.

Policjanci podziękowali, pożegnali się i zeszli na parter.

– Psychologa nie musimy pytać. To on ją trafnie wskazał jako towarzyszkę wczorajszego wieczoru Urbańskiego – podsumował Hektor. Krzysztof spojrzał na zegarek.

– Na plan nie ma jeszcze po co wracać. Pracę zacznie dopiero za półtorej godziny, więc może kawa i śniadanie? – zaproponował z nadzieją, bo zaczął odczuwać głód. Nie zdążył dziś nic zjeść. W taksówce, kiedy jechał na miejsce zdarzenia, udało mu się tylko wypić wodę.

– Widziałem za rogiem bar mleczny. Dziwne miejsce jak na tę okolicę, ale może podają coś jadalnego. – Hektor nie odczuwał głodu, ale z doświadczenia wiedział, że jak Jaworski nie zje teraz, to będzie nieustannie o tym mówił. Lepiej było od razu załatwić posiłek, niż później szukać stacji benzynowej, na której podają suchego hot-doga.

Bar mleczny przy ulicy Solidarności

Weszli do wnętrza, które było wystylizowane na bar mleczny z czasów PRL-u. Jednak już na pierwszy rzut oka było widać, że lokal powstał niedawno. Hektor zastanawiał się, czy menu, które oferuje ten rzekomy bar mleczny, będzie chociaż w przybliżeniu takie jak w tradycyjnych lokalach tego typu.

– Czysto, pachnąco i sterylnie – rzucił szeptem Krzysztof i Cichy wiedział, że partner myśli dokładnie o tym samym co on. Jednak nie mieli większego wyboru. Jeśli chcieli cokolwiek zjeść, to miejsce musiało im wystarczyć.

W lokalu panował spokój. Tylko cztery stoliki były zajęte przez młodych, eleganckich ludzi. Nie kojarzyli się z klientelą zwyczajowego baru mlecznego.

Usiedli przy stoliku przy oknie. Podeszła do nich dziewczyna przebrana za bufetową z dawnych lat i podała im lśniące menu o nowoczesnej grafice.

Hektor z uśmiechem wziął od niej kartę i otworzył na pierwszej stronie, spodziewając się zobaczyć spis dań na śniadanie.

Kelnerka odeszła.

– Bar mleczny, hmmm – stwierdził Jaworski po chwili studiowania karty. W menu nie było ani jednej tradycyjnej potrawy z takiego lokalu, a i ceny nie miały nic wspólnego z charakterystyczną przystępnością przeciętnego baru mlecznego. – Myślałem, że zjem jajecznicę albo twarożek z dżemem, a tymczasem same wykwintne dania. – Krzysztof kręcił głową z niezadowoleniem. – Omlety, tosty, panini zapiekane i kanapki wege. Kurwa, co za miejsce – przeklął.

– Zamów tosta i będziesz miał złudzenie domowego śniadania – zaproponował Hektor, wzruszając ramionami, ale też był zdania, że menu pasowało bardziej do nowoczesnej hipsterskiej restauracji niż do lokalu, który słynie z tradycyjnych polskich śniadań.

Po pięciu minutach podeszła kelnerka.

– Czy mogę przyjąć zamówienie?

– Czy ktoś mówił pani, że menu tego lokalu jest dalekie od tego z tradycyjnego dla barów mlecznych? – zapytał złośliwie Krzysztof, ale młoda dziewczyna nie odpowiedziała, w milczeniu czekała na złożenie zamówienia. Zapewne nie byli pierwszymi osobami, które zwracają na to uwagę.

– Poproszę czarną kawę – odezwał się Hektor.

– A coś do zjedzenia? – zapytała uprzejmie.

– Nie, tylko kawa.

Dziewczyna przeniosła wzrok na Jaworskiego.

– Ja to samo i trzy tosty z szynką, choć cena mocno zniechęca – stwierdził z nieukrywaną niechęcią. Kelnerka ukłoniła się i zniknęła na zapleczu.

– Po co tak gadasz, naplują ci do żarcia i tyle będziesz miał – rzucił Hektor. – Ona tylko przynosi jedzenie.

– Ale może powie właścicielowi, że klienci mają uwagi – odpowiedział z irytacją Jaworski.

– Kiedy wchodzisz między wrony, musisz krakać jak i one – rzucił Cichy, a Krzysztof spojrzał na niego, krzywiąc się.

– Popatrz na innych gości, czy wyglądają na takich, co lubią bary? – Jaworski przewrócił oczami. – Im się zapewne wydaje, że są tacy niszowi, bo są w barze mlecznym, ale w tradycyjnym takim miejscu nie siedzieliby nawet pięciu minut. Pozerzy. Dlaczego nic nie jesz? – zmienił temat Krzysztof.

– Jestem po śniadaniu – skłamał Cichy, nie chciał ponownie słuchać pytań, czy przypadkiem nie wrócił do nałogu.

Patrzył przez okno na nienaturalnie jasną okolicę. Ta dzielnica od dwóch, trzech lat uchodziła za modne miejsce dla ludzi z dużymi pieniędzmi. Natomiast dla Cichego była całkowicie pozbawiona indywidualności, charakteru, czegoś, co świadczyłoby o tym, że może tu być przyjemnie, swojsko czy rodzinnie.

Kelnerka postawiła przed nimi dwie filiżanki z kawą i wróciła za ladę.

– Jak myślisz, Anastazja go zabiła? – odezwał się Krzysztof.

– Niewykluczone. Urbański został znaleziony rano, ale Pola szacuje, że zginął między dwudziestą drugą a dwudziestą czwartą. Wedle Wiśniewskiej Kool wybiegła od niego po dwudziestej drugiej trzydzieści. Dlatego na razie Anastazja jest najbardziej podejrzana – stwierdził Hektor.

– Jeśli go zabiła, to po sposobie, w jaki to zrobiła, można wywnioskować, że musiało się to wydarzyć pod wpływem silnych emocji. Zapewne doszło między nimi do kłótni i musiała zbyt gwałtownie zareagować. Ale to nie ma sensu, skoro miał się jej oświadczyć – rozważał Jaworski.

– Może kupił niewłaściwy pierścionek – zażartował Hektor, czując się zaskakująco lekko. – Wszyscy twierdzą, że Urbański był lubiany i że nie wzbudzał w nikim negatywnych emocji. Zabójstwo najprawdopodobniej nie było planowane i jeśli to ona jest sprawcą, to musiało się wydarzyć coś na gorąco, nieoczekiwanie – wyjaśnił Hektor.

Kelnerka wróciła po raz kolejny i postawiła przed Jaworskim talerz z tostami.

– Smacznego – rzuciła z udawaną uprzejmością.

Zapadła cisza. Nie było sensu rozważać różnych scenariuszy, ponieważ mieli za mało informacji na temat przyczyny zgonu, jak i tego, kim była Anastazja oraz jak wyglądał miniony wieczór denata.

Cichy popijał kawę, jego organizm napoje tolerował znacznie lepiej niż jedzenie. Wiedział, że musi jeść, bo jego waga i kondycja zaczną spadać, a wtedy inni domyślą się, że znowu żyje na tabletkach. Jednak nie był w stanie w takim miejscu nic przełknąć. Postanowił, że jak wróci wieczorem do domu, to poszuka w lodówce czegoś przyswajalnego.

Spojrzał na zegarek.

– Zbierajmy się, może wcześniej przyjdzie na plan i uda się ją złapać, zanim zacznie pracę. – Przywołał wystylizowaną dziewczynę i poprosił o rachunek. Gdy Jaworski zobaczył sumę do zapłaty, tylko pokręcił głową z niechęcią. Znaleźli się w luksusowej dzielnicy, więc i cena była luksusowa.

Przed wyjściem Hektor skorzystał z toalety, co dało mu możliwość zażycia kolejnej, wspomagającej dawki Sevredolu. Nie wiedział, kiedy nadarzy się ponownie taka okazja jak teraz. Był ostrożny i nie zamierzał wzbudzać podejrzeń.

Po pobiciu męża Poli, kiedy był na odwyku, jego przełożony razem z Krzysztofem i Ostrowską przeszli szkolenie, jak dostrzegać sygnały, że ktoś jest uzależniony. Jaworski byłby teraz w stanie zorientować się, że zbyt częste wizyty w toalecie nie zawsze oznaczają korzystanie z niej w celu załatwienia potrzeb fizjologicznych.

Hala produkcyjna, ulica Szuwarowa 100

Po kolejnych czterdziestu minutach znaleźli się ponownie przed halą przy ulicy Szuwarowej 100. Weszli do środka. W recepcji siedziała ta sama kobieta co poprzednio.

– W czym mogę tym razem pomóc? – zapytała poważnie.

– Gdzie jest hala numer cztery? – spytał Hektor.

– Pójdą panowie tym korytarzem w głąb. Po pięciuset metrach rozpoczynają się hale zdjęciowe. Są ponumerowane, więc nie będzie problemu z odnalezieniem tej z numerem czwartym.

– Dziękujemy – odparł Cichy, ruszając we wskazanym kierunku.

Mijając toaletę, machinalnie pomyślał o fiolce w marynarce, mimo że nie zamierzał teraz z niej korzystać.

Stanęli przed halą i już mieli pchnąć uchylone drzwi, ale otworzyły się, jakby działały na fotokomórkę. Otworzyła je kobieta w stroju sportowym w czapce bejsbolowej na głowie. Spojrzała najpierw na Hektora, później na Krzysztofa.

– Jeśli panowie z castingu, to najpierw do garderoby – rzuciła bez chwili zastanowienia.

– Jesteśmy z policji, chcemy porozmawiać z panią Anastazją Kool – przeszedł do rzeczy Hektor. Kobieta pokiwała energicznie głową.

– Siedzi tam. – Wskazała miejsce na tyłach głównego planu zdjęciowego. Hektor ukłonił się w podziękowaniu i ruszyli we wskazanym kierunku.

Stanęli przed atrakcyjną blondynką, która była wpatrzona w ekran smartfona. Uniosła głowę i się uśmiechnęła. Hektor przyznał w myślach, że kobieta jest wyjątkowej urody, a kiedy przelotnie spojrzał na Krzysztofa, zobaczył, że partner się wręcz na nią gapi, więc lekko go trącił, co przywróciło Jaworskiego do rzeczywistości.

– Pani Anastazja Kool? – zapytał Cichy, choć wiedział, że to ona, ale chciał dopełnić formalności.

– Tak – odpowiedziała, nie zmieniając wyrazu twarzy.

– Policja. – Machnął legitymacją, ale ona nie była nią zainteresowana. – Chcielibyśmy zapytać o wczorajszy wieczór – zaczął bez zbędnego wprowadzenia.

– Policja? Coś się stało? – rzuciła, a uśmiech zmieszał się z niepewnością.

– Proszę najpierw odpowiedzieć na moje pytanie – odparł ogólnikowo Hektor. – Jak wyglądał wczoraj pani wieczór?

– Ale dlaczego? – nadal nie odpowiadała, a jej twarz była łagodna.

– Ma pani coś do ukrycia? – włączył się zaskakująco butnie Jaworski, a Anastazja pokręciła przecząco głową.

– Skoro odwiedza mnie w pracy policja i pyta, co robiłam i gdzie byłam, to rzeczą normalną jest, że chciałabym wiedzieć, z jakiego powodu jestem przesłuchiwania – mówiła bez wrogości i złości.

– To nie jest przesłuchanie, tylko rozmowa – wyjaśnił spokojniej Jaworski.

– Interesuje nas czas od dwudziestej – ponownie odezwał się Hektor. – Jak tylko pani odpowie na moje pytanie, to wyjaśnię, dlaczego o to pytam – przekonywał Cichy, nie chciał wywoływać napiętej atmosfery. Nie wiedział, jak kobieta może zareagować na ich naciski, w końcu była aktorką, gwiazdą i mogła mieć swoje humory.

– No dobrze – rzuciła bez urazy Anastazja. – Około godziny dwudziestej trzydzieści poszłam do parku Jaśminowego.

– Sama? – przerwał jej gwałtownie Krzysztof, nie podobało mu się, że już słyszą nieprawdę.

– Tak.

– Ile pani czasu spędziła w parku? – kontynuował Hektor. Lepiej panował nad emocjami niż Jaworski, po którym było widać, że złapał ciśnienie.

– Wróciłam do domu około dwudziestej trzeciej czterdzieści pięć.

– Przez trzy godziny wieczorem była pani w parku sama? – zdziwił się mało subtelnie Jaworski.

– Niezupełnie – odpowiedziała z rozbawieniem Anastazja. – Przez dwie godziny siedziałam na koncercie, który odbywał się w parku, a potem przeszłam się nad jeziorko. Jest urocze, pięknie podświetlone wieczorem. Można się zrelaksować – mówiła swobodnie. – Dopiero kiedy poczułam, że robi mi się zimno, postanowiłam wrócić do domu.

– I cały czas była pani sama? – dopytywał z niedowierzaniem Krzysztof. – Nikogo pani nie spotkała po drodze?

– Tego nie powiedziałam – rzuciła z promiennym uśmiechem. – Na koncercie siedzieli obok mnie państwo Grochowscy. Znamy się, często jadam u nich w restauracji – wyjaśniła.

– Rozmawiała pani z nimi? – zapytał Hektor.

– Oczywiście, to bardzo mili ludzie.

– Wie pani, że możemy to sprawdzić – znowu odezwał się Krzysztof. Przybrał agresywny ton, więc kobieta przyglądała mu się z uwagą.

– Bardzo proszę, chętnie podam panu adres – odpowiedziała. – Restauracja nazywa się Aqua e Vino i mieści się na ulicy Świętego Alojzego, to niedaleko mojego domu.

Hektor zanotował w komórce dane.

– Kogoś jeszcze pani spotkała?

Aktorka chwilę się zastanowiła.

– Tak – odparła z radością. – Kiedy stałam nad jeziorkiem, podszedł do mnie policjant patrolujący park.

– Zna pani jego imię, nazwisko, stopień? – wypytywał Jaworski, a Cichy spojrzał na niego z zaskoczeniem, jego oczekiwania były absurdalne.

– Nie zapytałam, dlaczego miałabym to robić? – rzuciła zdumiona kobieta, a Hektor pokiwał głową. – Ale chyba mogą panowie to sprawdzić?

– Możemy – rzucił Krzysztof, siląc się na obojętność.

– A wychodząc z parku, spotkałam Miłosza Szymańskiego.

– Kto to?

– Przemiły młody i zdolny człowiek, z którym znam się głównie z widzenia.

– Skąd pani go zna? – spytał Hektor.

– Prowadzi mały sklepik z artystyczną biżuterią w budynku, w którym mieszkam – oparła, ale uśmiech i cierpliwość zniknęły.

– To tyle z wczorajszego wieczoru? – spytał Jaworski z niezadowoleniem, nic się nie zgadzało.

– A to mało? – zapytała z powagą, a następnie dodała: – No dobrze, wywiązałam się ze swojej obietnicy, teraz czas na was. Czekam na wyjaśnienia, o co chodzi i dlaczego mnie panowie wypytujecie.

Hektor spojrzał na Krzysztofa, który kiwnął głową, dając mu znak, aby to on poinformował kobietę o powodach, dla których tu są.

– Zna pani Leona Urbańskiego?

– Oczywiście, przyjaźnimy się – odparła i wbiła w niego wzrok.

– Wczoraj w nocy został zamordowany – zaczął bez zbędnych wstępów Hektor, a twarz Anastazji się napięła.

– Zamordowany? – zapytała drżącym głosem.

– Cios w głowę, śmierć na miejscu. – Cichy chciał sprawdzić reakcję kobiety.

Anastazja podniosła się gwałtownie z miejsca, ale natychmiast zrobiła się biała jak ściana i zachwiała się. Przed upadkiem uchronił ją Hektor. Podtrzymał ją i posadził ponownie na krześle.

– Proszę o wodę! – zawołał, czym wzbudził zainteresowanie obsługi planu, która zareagowała natychmiast. Młoda kobieta ubrana w kraciastą koszulę podała mu dużą szklankę wody.

Anastazja upiła niewielki łyk i zaczęła jej wracać świadomość.

Cichy czuł, że ludzie z planu im się przyglądają, ale zignorował to.

Policjanci przyglądali się, jak kobieta oddycha nieregularnie.

Kilka minut później do hali weszła Orzechowska, ktoś musiał ją powiadomić o tym, co się stało.

– Co panowie wyprawiają? – zaczęła z pretensją w głosie.

– Poinformowaliśmy panią o tragicznej śmierci Leona Urbańskiego – odpowiedział jakby od niechcenia Krzysztof.

– Ale trochę wyczucia, co wy z SB jesteście? Już jedną osobę dzisiaj z naszej ekipy straciliśmy – mówiła twardo Hanna, spoglądając na Kool. – Agnieszka, zabierz Anastazję do garderoby. Niech dojdzie do siebie – wydała polecenie dziewczynie, która przyniosła wodę.

– Nie skończyliśmy rozmowy z panią Anastazją – zareagował Jaworski.

– Trudno, dalszy ciąg będzie musiał zaczekać – odparła Orzechowska. – Jak sobie pan wyobraża dalsze przesłuchanie, pod respiratorem?

– Dobrze, niech pani Anastazja odpocznie, ale dalsze wyjaśnienia będą nieuniknione – rzekł Cichy. – W tym czasie chcielibyśmy porozmawiać z innymi pracownikami na temat pana Urbańskiego.

– Ale postarajcie się nikogo już nie rozłożyć na łopatki, to rozpieprzy dzień zdjęciowy. Wiecie panowie, ile by to kosztowało? – mówiła ostro, słychać było w jej głosie władczy ton. Jak na młodą osobę była konkretna i asertywna, co w takiej branży było konieczne.

Ludzie pracujący na planie udawali, że są zajęci swoimi sprawami, ale dookoła panowała nienaturalna cisza.

Anastazja została odprowadzona przez dziewczynę w kraciastej koszuli do garderoby. Hektor nie był pewny, czy nie dali się wciągnąć w jej grę. Może udawała szok? Chociaż jej reakcja wydawała się autentyczna. Jednak nie podobało mu się to, że przedstawiła im zupełnie inną wersję wczorajszego wieczoru, niż słyszeli wcześniej. Sąsiedzi potwierdzili, że to ją widzieli na klatce w budynku przy ulicy Solidarności. Orzechowska też twierdziła, że Urbański był umówiony na wieczór z Kool, a tymczasem Anastazja opowiedziała im o całkowicie innym wieczorze.

Zastanawiali się, z kim najpierw porozmawiać.

– Kobiety lubią plotki, to może porozmawiamy z makijażystką? W filmach pokazują, że w czasie wykonywania make-upu gwiazdy się zwierzają ze wszystkich trosk – rzucił Krzysztof, a Hektor przewrócił oczami z rozbawieniem.

Stanowisko do wizażu znajdowało się w rogu hali zdjęciowej. Było niewielkie, ale dobrze oświetlone. Dziewczyna, która pracowała w tym miejscu, teraz siedziała bezczynnie na wysokim krześle i czytała kolorową gazetę.

– Dzień dobry, możemy porozmawiać? – zaczął Cichy. Dziewczyna spojrzała na niego i uśmiechnęła się. – Jesteśmy z policji, prowadzimy śledztwo w sprawie śmierci Leona Urbańskiego.

– To straszne, co spotkało pana Leona. Był fajnym człowiekiem – powiedziała smutnym głosem.

– Pani zapewne jest tu codziennie, to może wie pani, czy miał kłopoty lub zatargi z ludźmi na planie?

– Pracuję z różnymi osobami, bywają kapryśne, niemiłe, wredne, wymagające, ale z nim zawsze relacje układały mi się dobrze. Miał jasno sprecyzowane oczekiwania – opowiadała, przyglądając się policjantom. – Zawsze mi się wydawało, że wszyscy go lubią. Nie znam nikogo, kto chciałby się go pozbyć. To musiał być wypadek.

– Podobno ostatnio był związany z Anastazją Kool.

– No tak, widywali się – potwierdziła bez zwłoki.

– Czy według pani tworzyli dobry związek? – zapytał Hektor.

– Trudno powiedzieć, w tym środowisku nie ma normalnych związków. – Westchnęła. Sprawiała wrażenie, jakby zbierała się na odwagę, aby powiedzieć to, co myśli. – Anastazja nie jest osobą łatwą w kontaktach. Raz jest miła, serdeczna i uśmiechnięta, a następnym razem znowu bez kija nie podchodź. Trudno jest się zorientować, kiedy jest ten dobry, a kiedy zły dzień. Nauczyłam się, że z nią trzeba ostrożnie – wyjaśniła dziewczyna, spoglądając w stronę drzwi hali, za którymi chwilę wcześniej zniknęła aktorka. – Zresztą to nie tylko moje zdanie. Jak zapytacie dziewczynę z garderoby albo operatorów, to powiedzą to samo. Taka chwiejność jest zastanawiająca, ale i odpychająca. Szczerze mówiąc, zastanawiałam się, jak długo pan Leon wytrzyma taką huśtawkę nastrojów Anastazji. On mógł mieć każdą kobietę, ale uparł się na nią.

– Może dlatego, że nie jest banalna? – rzucił z uśmiechem Hektor, co uwypukliło bliznę na jego policzku. Dziewczyna zaczęła mu się intensywniej przyglądać. Od lat wiedział, że gdy blizna zaczyna być widocznym elementem jego twarzy, wtedy ludzie rozmawiający z nim nie mogą od niej oderwać wzroku. Przypuszczał, że zastanawiają się, skąd ją ma i co mu się przytrafiło. Ale póki ktoś nie pytał, nigdy o tym nie mówił. A jeśli pytał, to i tak zwykle nie uzyskiwał prawdziwej informacji o pochodzeniu blizny. Cichy nie dzielił się przeżyciami z przeszłości z nikim poza Polą i to tylko dlatego, że raz na jakiś czas to przyjaciółka wracała do trudnego tematu.

– Zapewne ma pan rację. Wcześniej wszystkie inne kleiły się do niego, nie były wyzwaniem, a może tego było mu trzeba. Kto tam zrozumie facetów. Choć kiedy Anastazja miała zły dzień, to i on był nieszczęśliwy. Nie mógł się skupić. Chodził jak struty.

– A ktoś inny z planu, według pani, mógłby źle życzyć panu Urbańskiemu?

– Nikt – odparła bez zastanowienia i zobaczyła pytający wzrok Hektora. – Może się to wydać dziwne, że na planie filmowym, gdzie panuje duża konkurencja, nikt nie miał ochoty pozbyć się głównego reżysera. Ale tak było. Wszyscy lubili z nim pracować – mówiła z przekonaniem. – Zapytajcie innych, zobaczycie, że powiedzą to co ja.

– Wierzymy, dzięki – rzucił z uśmiechem Hektor.

– Szkoda, że już go nie zobaczę – powiedziała i ściszyła głos. – Nie wszyscy są tacy jak on, inni mają zawyżone mniemanie o sobie, uważają się za artystów pokroju Boga, ale z ludźmi rozmawiać nie umieją. A pan Leon był w porządku. – Słowa kobiety były kolejnym potwierdzeniem, że Urbański miał dobre relacje z ludźmi, więc tym bardziej jego śmierć stawała się niedorzeczna i upewniała Cichego, że wyniknęła z nieoczekiwanych emocji.

Rozejrzał się po planie i ruszył w stronę mężczyzny, który stał przy jednej z największych kamer. Nie żeby nie wierzył makijażystce, ale chciał też usłyszeć, co o Urbańskim myśli mężczyzna. Kobiety, w ocenie Hektora, bywały nieobiektywne, zwłaszcza kiedy w grę wchodziło wyrażanie opinii na temat innej przedstawicielki ich płci.

– Czy możemy porozmawiać? – zapytał, stając obok mężczyzny ze słuchawkami na uszach. – Jesteśmy z policji.

– Tak, ale za pięć minut zaczniemy nagranie – odpowiedział operator, nie odrywając wzroku od pokręteł przy kamerze.

– Wie pan, że Leon Urbański został zamordowany w nocy?

Mężczyzna pokiwał potakująco głową.

– Czy miał jakichś wrogów na planie? – Dopiero kiedy Cichy zadał pytanie, mężczyzna spojrzał na niego, a komisarz pokazał mu legitymację.

– Słyszałem, jak umarł, słabo – rzucił. – Urbański rzadko ze mną pracował. Realizował swoje produkcje w innej hal, ale jak już mu się zdarzyło tu być, to był spoko. Znam gorszych palantów niż on. – Spojrzał przed siebie. Krzysztof i Hektor zauważyli masywnego mężczyznę siedzącego na krześle z napisem reżyser. Łatwo było się domyślić, że operator właśnie jego miał na myśli.

– Nigdy pan nie zaobserwował czyjejś niechęci do pana Urbańskiego? – dopytywał komisarz.

– Jedyną osobą, która robiła mu jakiekolwiek fochy, była Anastazja, ale szczerze mówiąc, to nigdy nie rozumiałem, o co jej chodzi, on naprawdę był w porządku. To ona jest jakaś świrnięta.

– Co pan ma na myśli?