Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jedno zdarzenie, gest lub słowo może uwolnić siłę, determinację i odwagę, o jakiej nikt dotąd nie miał pojęcia. Wtedy następuje moment pęknięcia.
Rodzina Oli zgłasza jej zaginięcie. Kiedy policjanci przybywają do jej domu, szybko orientują się, że bliscy kobiety niewiele o niej wiedzą. Mąż i syn nie wydają się przejmować jej zniknięciem, jedynie córka okazuje zaniepokojenie niecodzienną sytuacją.
Z każdym dniem trwania śledztwa stróże prawa odkrywają zdumiewającą prawdę o życiu Oli. I zadają sobie istotne pytania. Czy kobieta popełniła samobójstwo? A może ktoś jej w tym pomógł?
W tym samym czasie Anna rozpoczyna nowy rozdział w życiu. Wreszcie może zacząć żyć tak, jak od dawna pragnęła.
Dostaje nową pracę, poznaje nowych przyjaciół, a na jej drodze pojawia się młodszy od niej mężczyzna – Igor.
Igor fascynuje, jest uosobieniem długo wyczekiwanej przez Annę wolności, swobody i niezależności. Dzięki niemu może lepiej zrozumieć własne emocje i pragnienia, a realizacja marzeń staje się osiągalna.
Jednego dnia życie Oli i Anny zmienia się diametralnie, gdyż postanowiły, że chcą żyć inaczej niż do tej pory.
Czy zawsze istnieje możliwość nowego startu? Czy los daje drugą szansę, gdy tego pragniemy?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 683
Wszystkie wydarzenia i postaci są fikcyjne. Wszelkie podobieństwa do rzeczywistych osób są przypadkowe.
Od dłuższego czasu nurtował mnie pomysł na tę książkę, jednak dopiero po zaistnieniu pewnych okoliczności zdecydowałam się nadać jej realny wymiar.
Ta książka jest inna od dziewięciu poprzednich. Zawiera mniej elementów kryminalnych, a więcej skupia się na aspektach psychologicznych i obyczajowych. Przedstawia historie kobiet, ich życiowe wybory i konsekwencje różnych decyzji. Zależało mi na tym, aby pokazać, że ustępstwa i spełnianie czyichś oczekiwań nie zawsze przynoszą korzyści.
Książka stanowi niewielki wycinek tego, co się dzieje, kiedy przez wiele lat tłumimy nasze emocje i oczekiwania, bo boimy się, że inni będą nas osądzać. Obawiamy się, że zostaniemy uznani za dziwaków lub egoistów. Być może czytelnicy w tej książce znajdą sytuacje, które znają z własnego życia lub życia ich bliskich, i przeczytają ją z zainteresowaniem, zdając sobie sprawę, że fabuła jest bliska rzeczywistości.
Przy kształtowaniu jednego z bohaterów, który ma istotne znaczenie w fabule, pomagała mi osoba, która wcześniej nie była zaangażowana w moje życie zawodowe. Tą osobą jest Paweł Głód, którego poznałam jakiś czas temu w studiu tatuażu. Paweł to artysta, którego prace (tatuaże i obrazy) mnie oczarowały. Podczas rozmów z Pawłem zaciekawiło mnie jego spojrzenie na relacje międzyludzkie. Uświadomiłam sobie, że w dzisiejszym świecie kontakty mogą mieć nieco inny charakter, niż wcześniej mi się wydawało. Zaintrygował mnie sposób myślenia Pawła, odmienny od mojego. Dlatego postanowiłam powierzyć jednego z bohaterów – Igora – w jego ręce. Doświadczenia i podejście do życia Pawła idealnie wpasowały się w postać, którą zamierzałam umieścić w fabule. Bez pomocy Pawła Igor miałby zupełnie inną osobowość.
Paweł jest również autorem projektu okładki do książki. Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Polecam stronę Pawła, aby zapoznać się z jego pracami https://www.instagram.com/wniekolorze/.
Podczas pisania tej książki ważnym aspektem było, że w 2023 roku skończyłam czterdzieści lat. To zmotywowało mnie do refleksji nad moim życiem, nad tym, co przeżyłam, osiągnęłam, jakie decyzje podjęłam i czego jeszcze mogę się spodziewać.
Na zawartość niniejszej książki wpływ miały również rozmowy z kobietami w moim wieku i nieco starszymi. Okazało się, że pewne dylematy, przemyślenia i wątpliwości są powszechne. Postanowiłam więc wykorzystać to, tworząc fabułę. Zazwyczaj mówi się o kryzysie wieku średniego u mężczyzn, ale nie można zapominać, że kobiety również doświadczają go w swoim życiu, choć w nieco inny sposób.
Dopiero niedawno zaczęto o tym głośno mówić. Kobiety mają prawo pragnąć czegoś więcej niż tylko bycia żonami i matkami, mimo że społeczne normy narzucają im te specyficzne role. Czasami jednak warto posłuchać wewnętrznego głosu, aby poczuć się spełnioną. To nie jest egoizm, lecz wyraz samoświadomości.
Ktoś kiedyś przedstawił określony sposób życia, który ma uchodzić za ten właściwy, a odstępstwo od tradycyjnego schematu jest oznaką braku przystosowania do norm społecznych. Jednak życie nie powinno polegać na ciągłym dostosowywaniu się do oczekiwań innych, wbrew temu, co czujemy i pragniemy. Próba spełnienia standardów innych ludzi prowadzi do frustracji, niezadowolenia z życia i oczekiwania na cud, który pozwoli nam uwolnić się od „więzów”. Dopóki nie wyrządzamy nikomu krzywdy, powinniśmy kierować się własnym szczęściem. Jednocześnie pamiętając, że szczęście nie jest stałe, ponieważ pod wpływem doświadczeń życiowych, spotkanych ludzi i wydarzeń definicja szczęścia może ulec zmianie.
Zapraszam do czytania. Pozdrawiam serdecznie.
Kasia Magiera
Uporczywa melodia symfonii Vivaldiego nieprzerwanie płynęła ze smartfona leżącego na komodzie. Trwało to dłuższą chwilę, dlatego śpiący do tej pory mężczyzna poderwał się gwałtownie i ruszył, aby go uciszyć.
– Kurwa – fuknął zaspany, biorąc do ręki ciągle dzwoniący telefon, bo na wyświetlaczu zobaczył imię sekretarki.
– Halo – odebrał gniewnie.
– Panie prezesie, kiedy pan będzie? Bez pana zebranie się nie odbędzie – wyjaśniła kobieta po drugiej stronie słuchawki.
– Zebranie zostało zaplanowane na dziewiątą – oświadczył stanowczo.
– Ale jest pięć po dziewiątej – oznajmiła opanowanym głosem, a on zastygł, po czym spojrzał na roleksa leżącego na komodzie, z której właśnie wziął telefon.
Sekretarka mówiła prawdę.
Poczuł, jak momentalnie skacze mu ciśnienie.
– Kurwa, zaspałem – wysyczał do słuchawki, a kobieta po drugiej stronie milczała. – Powiedz, że będę za godzinę, bo zatrzymały mnie ważne sprawy rodzinne – zakomunikował.
– Dobrze, przekażę – odparła chłodno.
Pracowała dla niego od dwóch lat. Nauczyła się sprawnie wykonywać jego polecenia. Nie lubił się powtarzać i zawsze musiało być tak, jak chciał. Nawet jeśli uważała, że szef popełnia błąd, nie mówiła mu tego, sam musiał do tego dojść. Marlena Zdrojewska dostała pracę sekretarki prezesa Narodowego Banku z oddziałem w Krakowie przez znajomości. Co nie zmieniało faktu, że Emil Wolski traktował ją z góry, ale tylko dlatego, że nie reagowała na jego końskie zaloty i próby nakłonienia ją do pójścia z nim do łóżka.
Jak na mężczyznę przed pięćdziesiątką był atrakcyjny, ale Marlena uważała go za gbura, któremu wydawało się, że skoro ma pozycję, znajomości i pieniądze, to inni mają go słuchać. Odstręczał ją, ale pracę wykonywała bez zarzutów, więc nie mógł się do niej doczepić.
Emil rozłączył się i rzucił z impetem iPhone’a na łóżko.
– Olka! – zawołał, otwierając drzwi sypialni. – Olka! – powtórzył, nie otrzymawszy odpowiedzi. – Nie obudziłaś mnie! Wiesz, która jest godzina!? – pieklił się, mimo że nigdzie nie widział żony.
– Tato, dlaczego tak krzyczysz? – Ze swojego pokoju wyszła zaspana nastolatka.
– Ciebie też matka nie obudziła? – zapytał, ale nieprzytomna dziewczyna patrzyła na niego nierozumiejącym wzrokiem. – Jest po dziewiątej!
– Jak to? – Ta informacja ją przebudziła. – O ósmej miałam test z matmy!
– Ludzie, dajcie żyć. – W drzwiach kolejnego pokoju pojawił się wysoki i szczupły chłopak.
– Na którą masz do szkoły? – dopytywał Emil.
– Na siódmą. Najpierw mam trening, a potem lekcje, a co? – wyjaśnił obojętnie.
Mimo że został obudzony nagle i czuł poirytowanie, do ojca zawsze starał się odzywać grzecznie. Tata bywał apodyktyczny, ale jeśli nie wchodziło się mu w drogę, to dało się z nim dogadać.
– No to się spóźniłeś – zakomunikował Emil.
Chłopak skrzywił się i wrócił do pokoju, aby spojrzeć na godzinę w telefonie.
– Cholera! – usłyszeli stłumiony krzyk dobiegający z pokoju. – Mamo! Nie obudziłaś mnie! – Intensywność krzyku zwiększyła się, kiedy Borys wypadł z pokoju cały w nerwach. – Trener się wkurzy! Mamooo!
Zeszli na dół, poszukując sprawczyni porannego zamieszania.
– Ola!
– Mamo!
Przekrzykiwali się, ale kobieta się nie odzywała.
– Nie ma jej w kuchni – oznajmiła ze zdziwieniem Amelia.
Każdego ranka, od kiedy pamiętała, mama zawsze rano urzędowała w kuchni. To było jej królestwo.
– Sprawdzę w piwnicy – stwierdził Borys. – Może jest w spiżarni.
– A ja zobaczę w garażu i na podwórku – zdecydował Emil, czując złość.
Każdy poszedł w swoją stronę, nawołując kobietę.
– Nie ma jej – powiedziała nastolatka w nocnej koszuli, kiedy dołączyli z bratem do ojca przed drzwi domu. – Może poszła ze Snajperem na spacer? – rzuciła kolejną hipotezę, choć w nią wątpiła już na starcie. – Snajper! – zawołała.
Nie minęło kilka sekund, a pies zjawił się, merdając radośnie ogonem.
– Może poszła do sklepu? – Wzruszył ramionami Borys.
To było kolejne bezsensowne przypuszczenie. Ola nie miała w zwyczaju chodzić na zakupy rano, przed wyprawieniem ich do szkoły. Codziennie budziła ich rano. Najpierw Borysa, a godzinę później Amelię i Emila. Robiła śniadanie i przygotowywała ich do wyjścia oraz odwoziła. Tak wyglądał każdy poranek od kilku lat.
– Zadzwonię do niej, bo to są jakieś jaja – stwierdził wściekły Emil. Wybrał numer Oli, ale natychmiast włączyła się poczta głosowa. – Kurwa mać! – krzyknął. – Ma wyłączony telefon – fuknął rozsierdzony, zauważając, że sąsiadka z naprzeciwka się im przygląda. – Co się pani tak gapi? Nie ma pani nic lepszego do roboty z rana, tylko podsłuchiwać sąsiadów!?
Kobieta zrobiła oburzoną minę i weszła do domu.
– Na waszej matce nie można polegać. Kiedy jest potrzebna, to wycina taki numer.
Amelia, słysząc słowa ojca, założyła ręce na piersiach i naburmuszyła się. Nie zgadzała się z nim. Może ostatnio nie miała idealnych relacji z mamą, ale to, co wiedziała o niej na pewno, to to, że rodzina jest dla niej najważniejsza i zawsze jest, kiedy jej potrzebują. Słowa ojca były niesprawiedliwe. Amelia nie pałała do niego sympatią, choć chętnie korzystała z luksusów, które oferowała jego pozycja.
– A jeśli mamie stało się coś złego? – zasugerowała. – Zadzwonię do cioci Celiny, może coś wie.
Zamierzała ruszyć do góry, do pokoju po telefon, ale ojciec ją zatrzymał.
– Nie dzwoń do niej, bo od razu zrobi aferę. – Od dawna nie był w dobrych kontaktach ze szwagierką. Teściowa była mu przychylna i na jej wsparcie mógł liczyć, ale siostra Oli była wobec niego krytyczna. – Teraz damy sobie radę, a wieczorem wyjaśnimy sobie z mamą, co to za nowe zwyczaje wprowadziła znienacka – zdecydował. Czuł buzujący gniew. Była już prawie dziewiąta trzydzieści, a on nadal był w domu. – Zbierajcie się, podrzucę was do szkoły.
– Nie jedliśmy śniadania – oświadczyła Amelia.
– Weź sobie banana albo jabłko, a w szkole coś kupisz, dam ci pieniądze – odpowiedział Emil ze złością.
– Kurde, ale ja mam dietę, mama zawsze robi mi rano… – zaczął Borys, jednak widząc minę ojca, nie dokończył, tylko ruszył do pokoju, aby się ubrać.
Piętnaście minut później wsiadali do samochodu. Amelia ubrana w krótki top odsłaniający brzuch i skąpe szorty zdobione świecącymi kryształkami. Miała skwaszoną minę, gdyż nie zdążyła się wymalować tak, jak lubiła. Musiała zabrać do szkoły kosmetyczkę, aby dokończyć makijaż w toalecie.
– Co ty masz na sobie? – rzucił Emil z oburzeniem.
Na co dzień to Ola odwoziła dzieci do szkoły, więc nie miał pojęcia, jak się ubierały. Córkę widywał głównie wieczorami, gdy była już w domu, w piżamie.
– Taka moda – odparła.
Emil spojrzał na syna, szukając u niego potwierdzenia. Chłopak pokiwał głową. Jednak mężczyzna nie był przekonany. Dla niego córka wyglądała nieodpowiednio, ale nie miał już czasu czekać, aż się przebierze. Syn wyglądał tylko trochę lepiej. Miał na sobie pognieciony T-shirt Calvin Klein i wytarte jeansy z pokaźnymi dziurami na kolanach. Jego twarz przyozdabiały klasyczne ray-bany.
– Ale masz brudne auto – stwierdziła Amelia, wchodząc do wozu ostrożnie, aby się nie wybrudzić.
– Na polu golfowym było błoto – wyjaśnił. – Płacę tam majątek, a syf jak na budowie.
Po drodze w samochodzie panowała cisza. Emil i Borys starali się studzić nerwy, ale obaj już planowali, co powiedzą Oli wieczorem, kiedy ją zobaczą.
Natomiast Amelia starała się dodzwonić do mamy, a kiedy po kilku próbach nadal włączała się poczta, postanowiła wysłać SMS-a. Miała nadzieję, że kiedy tylko mama włączy telefon, to zobaczy od niej wiadomość i da znać, co się z nią dzieje. Dziewczyna czuła zaniepokojenie. Mama nigdy nie znikała bez słowa, a zwłaszcza rano.
Kiedy zatrzymali się przed wejściem jednego z prywatnych liceów, Emil wręczył dzieciom po stuzłotowym banknocie z poleceniem, aby kupili sobie coś do zjedzenia.
– Mam dziś wizytę u dentysty, co będzie, jeśli mama po mnie nie przyjedzie? – zapytała nastolatka, zanim wysiadła.
– Ama, ile ty masz lat? – burknął ze złością ojciec. – Chyba wiesz, gdzie chodzisz do dentysty. Możesz jechać sama – orzekł, po czym dodał: – Zresztą mama na pewno przyjedzie.
Amelia przez chwilę patrzyła na niego, nie odzywając się, ale w końcu kiwnęła głową i wysiadła.
Gdy Emil odjechał, Amelia z Borysem ruszyli do szkoły w milczeniu.
– Widzimy się na długiej przerwie? – zapytała, gdy byli już w środku.
– Zobaczymy, Bastek załatwił nowy towar i chcemy spróbować – rzucił Borys.
Amelia zacisnęła usta. Nie podobało się jej, że planowali ćpać w szkole. Jednak brat z jej chłopakiem czuli się tu pewnie jak panowie na swoich włościach.
Każde ruszyło w swoją stronę, nie wiedząc, co robić. Była to nietypowa godzina na przychodzenie do szkoły, lekcja już trwała.
– Nooo nie! Cholera! – pomstowała pod nosem przemoczona kobieta, szarpiąc się z walizką. Deszcz padał coraz mocniej i kiedy już myślała, że bezpiecznie schroni się w przyzwoicie wyglądającym pubie, to kółka walizki utknęły w szczelinach metalowej wycieraczki.
W desperacji kopnęła twardą walizkę, ale bagaż ani drgnął.
– Łoł, łoł, łoł! Pomogę – usłyszała za plecami głęboki męski głos, który skojarzył się jej z barwą, jaką miał Axl Rose.
Była zmoknięta i zmęczona, więc nie protestowała. Młody mężczyzna bez trudu wyjął walizkę z potrzasku i położył ją w środku, po drugiej stronie drzwi. Spojrzał na nią. W wyniku deszczu jej długie brązowe włosy przyklapnęły, a pod oczami zrobiły się czarne zacieki od tuszu. – Dziękuję – powiedziała, nawet na niego nie patrząc, mimo że jego charakterystyczny głos nadal brzęczał w jej głowie.
Złapała za rączkę walizki i pociągnęła ją za sobą w stronę baru.
– Poproszę herbatę – odezwała się do barmana.
Mężczyzna, który pomógł jej z walizką, usiadł obok niej na wysokim krześle i dalej na nią patrzył. Było w niej coś interesującego. W jej mowie ciała i wyrazie twarzy. Jakby zniecierpliwienie połączyło się ze swobodą.
– Herbatę? – upewnił się młody brodacz za barem.
– Tak – potwierdziła, a następnie ruszyła do stolika obok.
Położyła na nim przepastną torebkę i ustawiła walizkę przy krześle. Zdjęła mokry kardigan i powiesiła go na oparciu krzesła. Jej bluzka była również wilgotna i przylegała do ciała. Barman spojrzał na mężczyznę, który jej pomógł, i uśmiechnęli się do siebie. Mokra odzież pozwoliła im zobaczyć kształt jej piersi. Włożyła rękę do torebki i zaczęła czegoś szukać. Jednak nie było to proste, torebka była wypchana. Dlatego jej ruchy stawały się nerwowe. Niecierpliwiła się, nie mogąc znaleźć tego, czego potrzebowała.
Barman i mężczyzna, który uratował ją z opresji, przyglądali się jej z zainteresowaniem. Poirytowana brakiem rezultatów postanowiła w końcu wyrzucić zawartość torebki na stolik. Jej zawziętość i determinacja były imponujące.
– Na samym dnie, oczywiście – fuknęła pod nosem, kiedy w końcu znalazła poszukiwany przedmiot.
Otworzyła małą puderniczkę, spojrzała w miniaturowe lusterko i aż jęknęła, gdy zauważyła opłakany stan swojego makijażu. Znalazła paczkę wilgotnych chusteczek, wyciągnęła jedną i zaczęła delikatnie wycierać czarne smugi spod oczu.
Nagle zobaczyła rękę wyciągniętą w jej kierunku na wysokości swojej twarzy.
Oderwała wzrok od lusterka, aby zobaczyć, o co chodzi.
Mężczyzna, który wyświadczył jej przysługę przy wejściu, wyciągał w jej kierunku kieliszek.
– Zamawiałam herbatę – przypomniała, myląc go z barmanem.
Dopiero teraz na niego spojrzała. Miał ładną, symetryczną twarz, ciekawy, intensywny kolor oczu i półdługie włosy. Przeczesał je palcami w tył, ale zaraz kosmyki ponownie opadły niesfornie, dając efekt lekkiego rozwichrzenia. Pomyślała, że na pewno cieszy się powodzeniem u płci przeciwnej.
– Teraz ci się to bardziej przyda – stwierdził pewnym, głębokim, chropowatym głosem i spojrzał na bałagan panujący na stole.
Kobieta przez sekundę się wahała.
– A co mi tam – rzuciła.
Wzięła od niego kieliszek i wypiła zawartość jednym haustem. Mężczyzna zaśmiał się i opróżnił własny. Kobieta machnęła na barmana, dając mu znak, że poprosi jeszcze raz to samo.
Kiedy otrzymała zamówienie, usiadła. Mężczyzna dołączył do niej, mimo że go nie zapraszała. Nie protestowała. Nigdy się tak nie zachowywała – nie piła alkoholu z obcymi i nie pozwalała, aby się do niej przysiadali. Ale zaczynała życie od nowa i to był najlepszy moment, aby zacząć robić to, czego wcześniej nie mogła lub przed czym się powstrzymywała.
Mężczyzna milczał, przyglądając się temu, co wyrzuciła z torebki. Próbował zrozumieć, po co jej to wszystko. Według niego rzeczy nie miały ze sobą logicznego związku. Każda z nich była z innej parafii.
– Wiem, że to wygląda żałośnie – odezwała się, jakby odczytując jego myśli.
– Czy ja wiem. Kobiety tak lubią.
Barwa jego głosu przeszywała, a zarazem pobudzała. Dlatego znowu przywołała w myślach lidera zespołu Guns N’ Roses. Dawno nie słyszała u młodego mężczyzny takiej chrypki.
– Znawca kobiet? – zapytała, ale w tym pytaniu nie kryła się uszczypliwość.
– Raczej obserwator – wyjaśnił i wrócił do tematu bałaganu, który wypadł z jej torebki. – Przynajmniej jesteś przygotowana na każdą okoliczność. – Wskazał na tusz do rzęs, obok którego leżał flakonik perfum, nadgryziony batonik, długopis, kolorowa bransoletka, do połowy opróżniona butelka wody i książka z zagiętym rogiem okładki.
– Wiek niewinności – przeczytał tytuł z okładki.
– Czytałeś? – zainteresowała się.
– Nie – odparł nonszalancko. – Fajne?
– Pouczające – rzekła oględnie, po czym wyjaśniła. – Właśnie się tu przeprowadziłam. – Wypiła drugiego szota – Normalnie nie jest tak źle. – Wskazała głową na galimatias. Oszukiwała siebie i jego. Lubiła duże torebki, do których mogła ciągle coś dorzucać, a potem dźwigała masę niepotrzebnych rzeczy.
– Jasne – odparł, uśmiechając się.
Kobieta zatrzymała na nim wzrok na kilka sekund. Chciało się na niego patrzeć, emanował z niego luz, który się jej spodobał.
– Skąd się tu wzięłaś? – zapytał, tym razem patrząc na walizkę, która była średniej wielkości jak na przeprowadzkę.
– Teraz to myślę, że z innego świata – odpowiedziała zagadkowo. Nie znała go i nie chciała, aby cokolwiek o niej wiedział. – Ty jesteś stąd? – przekierowała uwagę na niego.
– Tak – przytaknął, ponownie przeczesując palcami włosy do tyłu. Było w tym geście coś uwodzicielskiego.
– To może wiesz, czy daleko jeszcze na Podgórną 6?
Miała nadzieję, że jest niedaleko od mieszkania, które od teraz miało być jej domem. Zanim się rozpadało, GPS pokazywał, że jest w pobliżu.
– Ze dwieście metrów – oświadczył. Odetchnęła z ulgą. Nieźle. – Mogę cię podprowadzić – zaproponował.
Kobieta niekontrolowanie się skrzywiła. W połączeniu z nadal rozmazanym makijażem dało to komiczny efekt.
– Pomogę z walizką – przekonywał.
– Dzięki, ale poradzę sobie sama – oznajmiła, zgarniając do torebki rzeczy ze stolika.
– Boisz się? – Spojrzał na nią szelmowsko.
Musiała przyznać, że był typem, któremu nie chciało się odmawiać. Ale Ted Bundy też był przystojny i czarujący, a kobietom, które zdecydowały się na jego towarzystwo, wyjątkowo się to nie opłacało.
– Widzieli nas tutaj ludzie, a na ulicy jest monitoring. Nie opłacałoby mi się robić ci krzywdy – nie rezygnował. – Jestem Igor – powiedział i podał jej rękę.
Zawahała się, ale odwzajemniła gest.
– Anka.
– Świetnie, to możemy powiedzieć, że się znamy – uśmiechnął się, a barman ponownie postawił przed nimi kolejny kieliszek z alkoholem.
Anka usiadła, wpatrując się w ustawione szoty.
– Co zrobisz z tym tatuażem, jeśli ci się znudzi? – odezwała się po chwili milczenia, wskazując na wytatuowaną dłoń mężczyzny.
Pytała nie dlatego, że jej się nie podobało to, co widziała. Motyw, który miał na dłoni, był interesujący i precyzyjnie wykonany. Niczym małe dzieło sztuki. Zresztą w dzisiejszych czasach tatuaż nie był czymś nadzwyczajnym. Co druga osoba mijana na ulicy miała malunek na ciele. Interesowało ją, jak ktoś może być na sto procent pewien, że to, co sobie wytatuował, będzie chciał oglądać do końca życia. Nigdy nie czuła chęci posiadania tatuażu. Uważała go za rodzaj biżuterii, której nie można zmienić, i to było dla niej niekomfortowe.
– Dlaczego miałby mi się znudzić? – odpowiedział pytaniem. – Nie wykonałem go przez przypadek. – Przechylili kieliszki. – A w ostateczności mogę nosić rękawiczki – zażartował.
Niemniej jednak nadal nie uzyskała satysfakcjonującej ją odpowiedzi.
– No tak, kto by nie chciał mieć kruka na dłoni, który zostanie do grobowej deski – skomentowała sarkastycznie, a on się zaśmiał.
Dawno nie rozmawiał z nikim na ten temat. Ostatni raz takie wątpliwości w stosunku do jego tatuażu wyraziła starsza siostra jego matki.
– W pracy nie mają nic przeciwko? – nie odpuszczała.
– Nie żyjemy w pierwszej połowie dwudziestego wieku – stwierdził z nieznikającym rozbawieniem. – Dlaczego tatuaż miałby mi przeszkadzać w pracy? – Anka wzruszyła ramionami. – Posiadanie tatuażu nie wpływa na myślenie czy działanie.
Skinęła głową, uznając, że ma rację, ale była jednocześnie pewna, że nikt by ją na to nie namówił.
– Są ludzie, którym tatuaże źle się kojarzą i mogą się uprzedzać do ciebie – zawyrokowała.
– Nie mam wpływu na to, co o mnie pomyśli każda spotkana osoba – oznajmił. – Dla ciebie to problem?
– Nie, dlaczego? – Tym razem to ona odpowiedziała pytaniem. – Zapytałam z ciekawości.
– Rób to, co chcesz, a będziesz szczęśliwa – podsumował.
Anka chciałaby umieć myśleć w ten sposób.
Wrzuciła ostatnie drobiazgi do torebki i zamierzała podejść do baru, aby uregulować rachunek.
– Już zapłacone – oświadczył Igor.
– Szkoda – rzuciła, a on spojrzał na nią pytająco. – Teraz będę musiała się zrewanżować.
Igor ponownie się zaśmiał. Kobieta była interesująca. Nie chciała go na siłę rozbawić czy mu zaimponować. Była szczera, i to w rozbrajający sposób.
– Może będziesz chciała, a nie musiała. – Natychmiast zaczęła się zastanawiać, czy nie jest to sposób na podryw, którego nie znała. – Chcesz już iść?
Przytaknęła.
Podniósł się i pociągnął walizkę za rączkę, uniósł rękę w geście pożegnania do barmana i ruszył do wyjścia.
Anka szła za nim, więc mogła mu się przyglądać. Był dobrze zbudowany, a idealnie dobrane do sylwetki spodnie ładnie podkreślały kształt jego pośladków. Skarciła się za te myśli. Był młody, widziała to, więc poczuła się nieswojo.
Przez chwilę szli w milczeniu.
– Dlaczego się tu przeprowadziłaś? – zagaił rozmowę.
– Dostałam pracę – podała wyjaśnienie najbanalniejsze z banalnych.
– Musi to być dobra praca, skoro zdecydowałaś się na to miasto – stwierdził lekko.
– Dla mnie w sam raz – odpowiedziała oględnie.
– Nie jesteś gadatliwa – zauważył z uśmiechem.
– Przepraszam, ale jestem zmęczona – oznajmiła. – Następnym razem będzie inaczej.
– Świetnie, czyli będzie następny raz – powiedział z entuzjazmem.
Anka nie zareagowała, bo nie wiedziała, co miałaby odpowiedzieć, aby go nie zachęcać, ale też nie urazić.
Stanęli przed niewielkim blokiem, który miał dwie klatki i cztery piętra.
– Na którym piętrze mieszkasz?
– Na pierwszym.
– A wiesz, w której klatce? – ponownie zadał pytanie.
– W pierwszej.
– To chodźmy. – Pociągnął walizkę za rączkę.
Nawet nie zdążyła zaoponować.
Igor bez większego trudu niósł po schodach jej bagaż. Anka miała do siebie pretensje, że ledwo znalazła się w nowym miejscu, to już musiała skorzystać z czyjejś pomocy. Miała zacząć od zera ze świadomością, że da sobie radę.
– Numerek? – zapytał, obracając się w jej stronę.
Anka poczuła na policzkach rumieniec. Dopiero po chwili dotarło do niej, że Igor pyta o numer mieszkania, i znowu skarciła się w myślach, że jest beznadziejna.
– Osiem – odparła, kiedy tylko odzyskała rezon.
Mężczyzna stanął przed drzwiami o tym numerze, a Anka schyliła się do doniczki, która stała z boku drzwi, i podniosła ją, wyjmując klucze.
– Myślałem, że to działa tylko w filmach – rzucił z rozbawieniem.
– Dzięki za pomoc – powiedziała, przejmując od niego rączkę walizki.
– Ale że co? Nie zaprosisz mnie? – Udał oburzonego. – A jeśli w środku czai się zboczeniec, bo też wiedział o tych kluczach? Wejdę, sprawdzę i tyle.
– Miły jesteś, ale miałam męczący dzień. Chciałabym się rozpakować i wziąć gorącą kąpiel – zakomunikowała.
– Dobra, kapuję. Byłem potrzebny tylko jako tragarz. – Zrobił smutną minę.
– Sam się wyznaczyłeś na tę funkcję – odpowiedziała. Nie zamierzała mu ulec, mimo że był ujmujący. – Bardzo mi pomogłeś, dzięki.
Nie zwlekając, weszła do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi. Czuła się głupio, że tak postąpiła. Młody mężczyzna był miły, ale nie chciała wchodzić z nikim w żadne relacje. Nie po to uwolniła się z więzów, aby ponownie wplątać się w coś, co na pierwszy rzut oka nie miało większego sensu. Chciała się teraz skupić na sobie, zamierzała odetchnąć i złapać równowagę.
Rozglądała się po mieszkaniu. Miało trzydzieści pięć metrów kwadratowych i było idealne. Wynajęcie go załatwiła przez Internet i nie wiedziała, czego może się spodziewać, ale wszystko było zgodne z opisem. Uzgodniła z wynajmującym, że uzupełni przed jej przyjazdem lodówkę, za co oczywiście zapłaciła mu dodatkowo.
Dlatego dla pewności otworzyła lodówkę i z zadowoleniem zobaczyła, że było tam wszystko, o co poprosiła. Sięgnęła po butelkę wina. Musiała się napić. Cztery szoty wypite w pubie tylko trochę ją rozluźniły.
Nalała sobie pełny kieliszek i usiadła na drewnianym zdobionym krześle przy kuchennym stole. Upiła łyk i odetchnęła.
Teraz zależała sama od siebie. To było zdumiewające. Czuła obawę, ale i podekscytowanie. Od dawna nie odczuwała takich emocji. Przez ostatni czas miała wrażenie, że niczego nie czuje. Teraz planowała otrząsnąć się z tego odrętwienia.
Nie wiedziała, co przyniesie przyszłość, ale miała nadzieję, że ciężar, który teraz czuła, minie.
Po południu jako pierwsza do domu wróciła Amelia. Nie poszła do dentysty, bo mama po nią nie przyjechała. Co prawda trafiłaby do miejsca, do którego chodziła od dziecka, ale wewnętrzny niepokój, jaki czuła z powodu braku kontaktu z matką, nie pozwalał jej kontynuować kolejnych zaplanowanych na dzisiaj działań.
Dlatego postanowiła zaraz po szkole wrócić do domu, aby sprawdzić, czy matka wróciła. Może się nie odzywała, bo zepsuł się jej telefon lub zapomniała go naładować? Szukała wyjaśnień, nawet tych najbardziej nierealnych.
Próbowała nakłonić brata, aby wrócił z nią, ale ją wyśmiał. Powiedział, że ma plany i nie zamierza ich porzucać, bo matka coś odpierdala. Nadal był zły o to, że zepsuła mu poranek i możliwość dotarcia na trening. Od początku czwartej klasy był kapitanem drużyny piłkarskiej i traktował tę funkcję poważnie. Dawała mu władzę w szkole. On i jego kumple rządzili, a do tego dziewczyny ustawiały się do niego niemalże w kolejce. Status, który miał w szkole, liczył się dla niego najbardziej. Amelia odnosiła wrażenie, że możliwość pokazywania dominacji stała się dla brata priorytetem i treścią każdego dnia. Lubił zaznaczać swoją pozycję i na każdym kroku upokarzał innych.
Dzisiejsze popołudnie miał zaplanowane, najpierw trening, a potem knajpa z chłopakami. Stwierdził, że matka jest dorosła i również ma prawo do własnych planów. On nie mówił jej o wszystkim, więc wychodził z założenia, że ona też nie musiała. Co prawda wkurzyła go rano, bo przez nią zawalił trening i dietę. Jednak tę sprawę postanowił załatwić wieczorem, kiedy wróci do domu.
Po wyjściu ze szkoły Amelia nie mogła skontaktować się z ojcem, a kiedy zdecydowała się zadzwonić do jego biura, sekretarka poinformowała ją, że skończył pracę i wyszedł na tenisa. Najwyraźniej nie czuł takiego niepokoju jak ona. Ale nie powinna się dziwić, brat i ojciec byli do siebie podobni.
Amelii nie pozostało nic innego, jak wrócić do domu uberem. Mieszkali w sporej odległości od centrum, w którym chodziła do szkoły.
Po przekroczeniu progu domu od razu zaczęła nawoływać:
– Mamo, jesteś? Mamooo!
Jedyną żywą istotą, która przyszła się z nią przywitać, był pies, Snajper.
– Gdzie jest pani, piesku, gdzie? – odezwała się do zwierzaka, a on wesoło pomerdał ogonem.
Otworzyła mu drzwi, pozwalając wyjść na podwórko. Pies nie sikał od rana.
Następnie stanęła przed wieszakiem, na którym wisiały marynarki, a pod nimi była półka z torebkami. Zaczęła się przyglądać, zastanawiając się, czy czegoś brakuje. Złapała się na tym, że kompletnie nie wie, w czym mama na co dzień chodzi. Niby znała te ubrania z widzenia, lecz gdyby ją teraz ktoś zapytał, którą marynarkę najczęściej wybiera, to nie byłaby w stanie powiedzieć. Dlatego nie mogła się zorientować, czy brakuje jakiejś marynarki lub konkretnej torebki.
Zaczęła chodzić po domu, sprawdzając na spokojnie, czy mama jednak nie zostawiła kartki lub informacji, co planuje na dziś. Cisza w domu tylko podsycała jej lęk. Nigdy nie była w domu sama. Zawsze kiedy wracała, mama czekała i nawet jeśli nie miała ochoty na rozmowę z nią, to miała świadomość, że jest. Dziś pierwszy raz czuła się tu jak w obcej, niemalże wrogiej przestrzeni.
Sprawdziła kuchnię, salon, taras, piwnicę i nawet garaż, w którym niezmiennie stało auto matki. To było zaskakujące. Mama nigdzie nie ruszała się bez samochodu.
Po upływie pół godziny Amelia zrezygnowała z dalszych poszukiwań. Nie znalazła nic, co by jej podpowiedziało, gdzie jest mama i co może robić.
Cały czas wahała się, czy nie zadzwonić do cioci Celiny albo do Marii Luli, najlepszej przyjaciółki mamy od czasów podstawówki. Ale po namyśle postanowiła, że z tą decyzją poczeka na ojca. Tata miał rację – ciocia Celina zrobiłaby z tego aferę. Znowu zaczęłaby oskarżać ojca, że to jego wina, bo nie interesuje się niczym, co ma związek z życiem jego rodziny. W ciągu ostatniego czasu Amelia była świadkiem wielokrotnych kłótni ojca z siostrą matki. Ciotka Celina miała w nosie to, kim on teraz jest. Znali się wiele lat i ciotka pozwalała sobie wobec niego na szczerość, na którą nikt inny by się nie odważył.
Nastolatka nie wiedziała, jakie wyjście byłoby najlepsze, ale nie chciała kolejnej rodzinnej awantury. Brakowało jej wspólnego czasu z bliskimi, który kiedyś mijał zabawnie i przyjemnie. Miała w pamięci imprezy z dzieciństwa, na których wszyscy się dobrze bawili, byli uśmiechnięci, lecz to minęło i teraz spotykali się tylko wtedy, kiedy było to niezbędne.
Wzięła z lodówki napój i poszła do swojego pokoju, aby poszukać sukienki na imprezę na zakończenie roku szkolnego, którą organizował jej chłopak Bastian w przyszłym tygodniu. Musiała wyglądać idealnie. Bastian lubił się nią chwalić. Chodziła z nim od pół roku. Był najlepszym kumplem jej brata. Nie czuła się zakochana. Uważała, że trudno go kochać. Był taki jak Borys, wydawało mu się, że wszystko mu się należy, bo jego starzy są bogaci. Mimo że relacja z nim nie była tym, czego pragnęła, trzymała się go. Związek z nim dał jej istotne i pożądane miejsce na szczycie łańcucha popularności w liceum. Nie zamierzała być pierwszoklasistką, która jest tłem popularnego brata. Przez osiem lat podstawówki uchodziła za szarą mysz i miała tego dość. Liceum miało być jej nowym rozdziałem, a brat i jego kumpel stali się przepustką do licealnego raju sławy.
W tym roku jej życie wyglądało zupełnie inaczej niż wcześniej. Teraz była liderką grupy, otaczały ją atrakcyjne dziewczyny ze szkoły. Każda z nich musiała mieć odpowiedni status materialny, aby Amelia nie musiała się zastanawiać, czy którąś z koleżanek będzie stać na atrakcje i gadżety, które wymyślała. Większość dziewczyn w szkole zazdrościła jej i jej koleżankom popularności, co dawało nastolatce wielką satysfakcję. Mimo że niespecjalnie lubiła dziewczyny, z którymi przebywała. Według niej nie były zbyt mądre ani interesujące i robiły tylko to, co ona proponowała. Nie miały własnej inicjatywy, stały się więc marionetkami w jej rękach. Szybko się zorientowała, że może nimi manipulować dla własnych celów.
Wykreowała osobę, którą tak naprawdę nie była. Tylko w domu, w zaciszu swojego pokoju mogła być nadal cichą i skromną dziewczyną.
Mama widziała te zmiany i się martwiła. Przez całą pierwszą klasę regularnie próbowała z nią rozmawiać na temat Bastiana czy koleżanek, z którymi się zadawała. Mama miała szósty zmysł i znała ją jak nikt inny. Dlatego dostrzegała, że to wszystko było udawane, a Amelia tak naprawdę nie czuła się szczęśliwa. Nie słuchała matki, nie chciała rozmawiać, więc nauczyła się szybko i konkretnie ucinać rozważania rodzicielki. Opryskliwość i obojętność – w ten sposób uciekała od Oli, która nie umiała reagować na niespodziewany bunt córki. Amelia dostrzegała, że z każdym dniem i z każdą rozmową słabnie w matce chęć do szukania z nią porozumienia. Oddalały się od siebie z winy Amelii. Dziewczyna zdawała sobie z tego sprawę. Była niemiła dla matki i celowo zniechęcała ją do rozmów.
A gdy wsparcie zapewniał jej Borys, a robił to często, mama była na straconej pozycji.
Amelia czuła wyrzuty sumienia, że nie powinna tak mówić i tak się zachowywać względem mamy, która zawsze stała po jej stronie i była gotowa ją wysłuchać. Teraz postanowiła, że się zmieni. Te ostatnie godziny bez matki wydawały się nastolatce niepokojące.
Po dwudziestej wrócił Borys. Amelia usłyszała jego krzyki, bo tak jak ona po powrocie do domu nawoływał matkę.
– Nie wydzieraj się, mamy nie ma – oświadczyła, stojąc przy balustradzie na pierwszym piętrze.
– Jak to nie ma? – zdziwił się.
Nie brał pod uwagę, że do wieczora kobieta nie wróci.
– Martwię się – powiedziała, schodząc do brata. – Telefon ma wyłączony, jej auto stoi w garażu, nie ma żadnej notatki, aby gdzieś się wybierała – podsumowała. – Nie wiem, co robić – jęknęła, a będąc już na dole, spojrzała w oczy brata.
Od razu się zorientowała, że znów coś brał. Taki był z niego wielki sportowiec, a ciągle chodził czymś naszprycowany. Ona na imprezach też nie stroniła od używek, których Bastian zawsze miał pod dostatkiem, ale branie codziennie uważała za ryzykowne i głupie.
– Nic. – Wzruszył ramionami. – Przyjdzie ojciec, to niech on się buja – stwierdził bez grama emocji. – Jest coś do żarcia?
– Nie wiem, zobacz w lodówce – odparła, ruszając za bratem do kuchni.
Zawsze kiedy wracali do domu, mama robiła im posiłek. Nawet nie mieli pojęcia, co jest w lodówce, bo to nie oni zajmowali się zakupami.
Otworzył lodówkę i chwilę przyglądał się wnętrzu. Było wypełnione jedzeniem. Borys sięgnął po jeden ze swoich jogurtów.
– Nic sobie nie kupiłeś za kasę od ojca? – zapytała, widząc, jak łapczywie pochłania napój.
– Nie miałem czasu na jedzenie, byłem zajęty – odpowiedział.
– Ćpaniem? – rzuciła ze słyszalną niechęcią.
Borys spojrzał na nią rozbieganym wzrokiem.
– A chuj ci do tego! – zakomunikował w końcu. – Bastek załatwił nowy towar, dla ciebie też ma.
– Jeśli będziecie brać codziennie, to w końcu ktoś się kapnie, zrobi wam testy i wylecicie z drużyny – przedstawiła czarny scenariusz.
– Nikt nas nie tknie.
Jego pewność siebie doprowadzała ją do szału. Czasem miała nadzieję, że kiedyś ktoś utrze mu nosa.
W tej właśnie chwili usłyszeli wjeżdżające na podwórko auto. Spojrzeli na siebie z przekonaniem, że to matka wraca, mimo że jej samochód stał w garażu, o czym oboje wiedzieli. Ruszyli w stronę drzwi wyjściowych, a kiedy znaleźli się na zewnątrz, zobaczyli audi ojca.
Jak na niego to była wczesna pora. Rzadko wracał do domu przed dwudziestą drugą. Dziś musiało go tu ściągnąć to samo co ich.
– Nie wróciła? – domyślił się, widząc ich przed drzwiami.
Amelia pokręciła głową.
– Dziwne – przyznał. – Nie dzwoniła do was?
Teraz oboje pokręcili przecząco głowami.
– Co zrobimy? – zapytała nastolatka, przyglądając się ojcu z nadzieją, jakby mógł sprawić, że matka wróci.
– Zadzwonię do babci – zdecydował, mijając ich w progu.
– To może ja do cioci Marii? – zaproponowała Amelia.
– Nie, najpierw babcia – stwierdził Emil. – Nie róbmy zamętu na pół miasta.
– Tato, mamy nie ma od rana, nie uważasz, że zamęt jest wskazany? – postawiła się mu nastolatka. – Nie martwisz się?
– Może coś jest na rzeczy – przyznał. – Ale zapewne wyjaśnienie jest proste i nie ma sensu jeszcze uruchamiać całej rodziny – odpowiedział. – Najpierw babcia, a potem pozostali – powtórzył.
Rzucił skórzany neseser na fotel w salonie, nalał sobie do ozdobnej szklanki whisky, usiadł, upił łyk i dopiero wtedy wybrał numer do teściowej. Amelia czuła poirytowanie, że przeciąga moment rozmowy z osobą, która mogła im rozjaśnić sytuację. Jakby od niej coś zależało, to skontaktowałaby się z babcią już rano. Od samego poranka nic nie było takie, jak powinno. Już wtedy powinni podjąć jakieś działania, zrobić co w ich mocy, aby spróbować dowiedzieć się, czy ktoś z najbliższych wie, gdzie może być mama.
Emil poczekał dwa sygnały, aż teściowa odbierze.
– Szczęśliwy dzień, zięć do mnie dzwoni – powitała go melodyjnym głosem.
Zawsze odzywała się do niego z zaskakującym entuzjazmem. Emil wiele razy się zastanawiał, czy teściowa nie jest nim bardziej zainteresowana niż żona.
– Czemu zawdzięczam telefon?
– Jest u ciebie Ola? – przeszedł od razu do rzeczy.
Z teściową od samego początku był na ty, tak sobie życzyła. Twierdziła, że wtedy czuje się młodziej.
– Nie – odparła. – Nie widziałam jej kilka dni – dodała.
– A rozmawiałaś z nią dziś? – pytał dalej.
– Nie, wczoraj rano dzwoniła.
– Nie mówiła ci, czy ma coś gdzieś do załatwienia? – rzucał kolejnymi pytaniami.
– Do załatwienia? – powtórzyła. – Ola ciągle ma coś do załatwienia, prowadzi dom – przypomniała. – A co się stało?
– Od rana nie ma jej w domu – wyjaśnił krótko, zdając sobie sprawę z tego, że tyle teściowej nie wystarczy. – Zaspaliśmy, bo nas nie obudziła. Nie było jej w domu, kiedy wstaliśmy. Telefon ma wyłączony, samochód stoi w garażu, no i nadal jej nie ma.
– I dzwonisz do mnie dopiero teraz?
Reakcja kobiety była do przewidzenia i nikogo nie zdziwiła.
– Myślałem, że miała coś z rana do załatwienia i kiedy wrócę wieczorem do domu, to już będzie – tłumaczył.
– Musiało się stać coś złego – oświadczyła teściowa zatroskanym głosem.
– Nie zakładajmy od razu najgorszego… – chciał ją uspokoić, ale przerwała mu ostro.
– To nie jest typowe zachowanie Oli.
– Miewała nietypowe zachowania – rzucił oględnie, ale teściowa zrozumiała, o co mu chodzi.
– Nie chrzań, wiesz, że to był jednorazowy incydent – stanęła w obronie córki. – I było to dawno – dodała. – Nie zostawiła żadnej kartki? – wróciła do głównego tematu.
– Jakby zostawiła, to dzwoniłbym i pytał, czy coś wiesz? – stawał się protekcjonalny.
– Trzeba zawiadomić policję – trzymała się swojej myśli.
– Tylko co im powiem? – głośno myślał, dopijając drinka.
Amelia przysłuchiwała się rozmowie, choć słyszała tylko to, co ojciec mówi. Niemniej jednak domyśliła się, co proponowała babcia.
– Nawet nie wiem, od kiedy jej nie ma – dodał.
– Widziałam ją wczoraj po południu. Była, kiedy wróciłam ze szkoły – odezwała się nastolatka.
– Ama mówi, że wczoraj po południu była w domu – przekazał teściowej. – Nie jestem pewny, czy policja potraktuje takie zgłoszenie poważnie.
Nastolatce zdawało się, że ojciec bagatelizował zniknięcie mamy.
– A ty, kiedy ją widziałeś? – zapytała Helena.
Tym razem usłyszał w jej głosie oskarżycielski ton. Chwilę się zastanowił.
– Wczoraj rano.
– Dlatego już masz podstawy, aby to zgłosić – przekonywała, a on bił się z myślami. Nie chciał wyjść na panikarza. – Chyba możesz skorzystać ze swoich znajomości z komendantem Krzywańskim. Nie powinien ci odmówić.
– Odmówić to mi nie odmówi, ale czy nie zrobię z siebie durnia, to nie wiem – rozważał. Sytuacja była nietypowa, tego był pewien. Ale Ola była dorosła, teoretycznie nie musiała ich informować o każdym swoim ruchu. Chociaż zwykle to robiła. Jeśli nie dzieci, to Helena wiedziała, gdzie jest i co robi. A dziś nikt nie miał zielonego pojęcia, dlaczego jej nie ma.
– Nie widziałeś żony od ponad dwudziestu czterech godzin! Masz prawo do niepokoju – odparła stanowczo. – Ama potwierdzi, że Ola nigdy tak się nie zachowuje. Ty też o tym wiesz. – Emil milczał, pijąc drugiego drinka. – Jak długo zamierzasz czekać, dzień, dwa? A jeśli coś się stało i czas ma kluczowe znaczenie? Kto jak nie ty powinien wykorzystać swoje znajomości – zaczynała panikować. – Jeśli ty tego nie zrobisz, to ja zadzwonię! – oświadczyła w końcu.
– Dobra, zadzwonię do Krzywańskiego – zapewnił.
Nie był zadowolony, że będzie musiał skorzystać z tej znajomości. Wolał, aby komendant wojewódzki był mu winny przysługę, a nie na odwrót. Ale co było robić. Wiedział, że córka i teściowa nie odpuszczą, więc musiał podjąć działania.
– Daj mi znać, co powie i jaką pomoc zaproponuje – poprosiła teściowa i rozłączyli się.
– I co? – zapytała z nadzieją Amelia.
– Dzwonię do Krzywańskiego, trzeba to zgłosić na policję – oświadczył i dopił drinka do końca.
– Na policję – pisnęła Amelia i spojrzała na brata.
Wydawał się obojętny, ale nastolatka wiedziała, jak umie się bawić z kolegami. Wiele razy była świadkiem, ile różnych środków odurzających brat łykał w trakcie wieczoru. A to, że nic mu się nie działo, to był cud.
– To dobry pomysł, mama zawsze jest w domu rano i wieczorem. Dlatego coś tu nie gra – podkreśliła raz jeszcze.
Odetchnęła z ulgą, że reakcja babci przekonała ojca, że to najwyższy czas, aby zacząć działać na poważnie.
Wybrał numer do komendanta, którego znał od wielu lat. Razem grali w golfa, spotykali się na różnych eventach. Byli w dobrej komitywie, był więc pewny, że mężczyzna nie odmówi mu pomocy. Zwłaszcza że też znał Olę i darzył ją sympatią. Zresztą jak wszyscy ich znajomi.
Igor chwilę stał przed drzwiami. Był przekonany, że Anka żartuje i zaraz je otworzy, zapraszając go do środka. Jednak tak się nie stało.
Był zaskoczony, a zarazem rozbawiony. Coś takiego mu się jeszcze nie przytrafiło. Kobiety go lubiły. Zwykle po krótkiej rozmowie był pewien, że każda jego propozycja zostanie przez nie zaakceptowana. Większość kobiet, którym okazywał zainteresowanie, szybko przechodziła do flirtowania albo konkretnych propozycji o zabarwieniu erotycznym.
Anka zachowała się inaczej, i to go zastanowiło. Przecież nie zrobił niczego innego niż zwykle, a mimo to wydarzenia potoczyły się odmiennie, niż zakładał.
Poczuł zaskoczenie takim obrotem sprawy. Nie wiedział, czy wynikało ono z faktu, że został odrzucony, czy dlatego, że liczył na inny koniec tego wieczoru.
Wrócił do Antraktu, gdzie barman zrobił wielkie oczy na jego widok.
– No co? – rzucił z udawaną obojętnością, przeczesując palcami włosy do tyłu. Była to syzyfowa praca, bo kosmyki od razu wracały na twarz. – Pomogłem jej znaleźć adres, którego szukała, i wniosłem walizkę.
Jego głos miał inną barwę niż zwykle. Osoba, która go znała, mogła się zorientować, że to gra.
– Nie mów, że cię spławiła?
Barman od razu wyczuł tę zmianę w głosie i patrzył wyczekująco na Igora.
Młody mężczyzna chwilę zastanawiał się, co odpowiedzieć, ale nie wytrzymał.
– Spławiła – stwierdził z takim samym niedowierzaniem jak barman.
– Haha, tego jeszcze nie grali. – Wybuchnął śmiechem brodacz, a Igor zerknął na zegarek.
– Dochodzi dwudziesta trzecia, co tu robić?
– Chata czy Oktagon? – podpowiedział pytająco barman.
– Nie znoszę tej imprezowni – westchnął Igor.
– Jak się puka małolaty, to trzeba za nimi nadążać – roześmiał się brodacz.
Igor cmoknął z niezadowoleniem. Barman znał go od dawna i wiedział, że Igor preferuje młodsze od siebie dziewczyny. Osiemnasto- lub dwudziestoletnie, nie starsze. Według niego z młodymi dziewczynami było mniej zachodu niż z kobietami w jego wieku. Wystarczyło siedem lat różnicy, a oczekiwania kobiet diametralnie się zmieniały. Te w jego wieku zaczynały myśleć o stabilizacji, stałym związku, pewnej pracy, własnym mieszkaniu i perspektywie wspólnej przyszłości. Stawały się poważne, a zabawa kończyła się wtedy, kiedy one uznały, że tak ma być. Igorowi się nie spieszyło do ostatecznych deklaracji. Na razie nie wyobrażał sobie, aby ktoś mógłby go zainteresować na całe życie. Tyle kobiet chodzi po świecie, że wiązanie się z jedną było ograniczaniem siebie i swoich możliwości. Miał swoje hobby, które go pochłaniało, i pracę, którą uwielbiał. Nie chciałby rezygnować z luzu i swobody. Niby od kilku miesięcy umawiał się z dwudziestojednoletnią dziewczyną, ale jeśli nadarzyła się okazja, aby zabawić się z inną, to z niej korzystał.
Uważał, że ma świetne życie, a jeśli tylko przyjdzie mu ochota, aby założyć rodzinę, to nie będzie miał z tym żadnego problemu. Chętnych kobiet na takie plany było na pęczki.
– Gaja tam bryluje z tymi rozchichotanymi dziuniami – powiedział z niechęcią.
Nie darzył sympatią jej koleżanek. Według niego były nudnymi pozerkami. Udawały, że są takie jak Gaja. Były jej dwórkami, które ślepo za nią podążały.
– To zostaje chata w samotności – podsumował słusznie barman.
Igor skrzywił się. Rzadko wracał do domu sam. Wieczór w samotności uważał za zmarnowany. Dlatego musiał się przełamać i iść do Oktagonu, znaleźć Gaję i przekonać ją, aby wróciła z nim do domu. Wiedział, że nie będzie to łatwe, gdyż w przeciwieństwie do niego lubiła ten dyskotekowy lokal. Była tam królową parkietu. Zwracała na siebie uwagę i mogła liczyć na spore zainteresowanie. Przykuwała spojrzenia innych i była w swoim żywiole.
Lubił ją, bo poza tym, że była ładna, to nie spinała się drobiazgami, była wyluzowana i naprawdę niezła w łóżku.
Mimo że miała dopiero dwadzieścia jeden lat, była doświadczona w relacjach z mężczyznami.
Jako nastolatka wygrała konkurs miss nastolatek w ich województwie. Od tego momentu nie mogła odpędzić się od składających jej przeróżne propozycje mężczyzn. Starzy, młodzi, brzydcy, ładni, każdy liczył na jej uwagę, a ona umiała korzystać z atutów, jakimi obdarzyła ją natura. Była oryginalnie atrakcyjna. Chociaż według Igora przesadzała z makijażem i odważnym strojem. Nie potrafiła dopasować wyglądu do okoliczności. Dlatego kilka razy musiał wysłuchać od swojej matki, co myśli o Gai i jej negliżu w trakcie niedzielnego rodzinnego obiadu.
Igor poznał Gaję przez Internet, kolega podesłał mu jej profil na Instagramie. Napisał do niej, nie mając stuprocentowej pewności, że odpisze, bo kumpel twierdził, że różnie z nią bywa.
Nie odpisała od razu, musiał poczekać kilka dni, aby dostać od niej wiadomość zwrotną.
Na pierwsze spotkanie przyszła ubrana w kusą bluzeczkę bardziej przypominającą ozdobny biustonosz, czarne obcisłe lajkrowe legginsy i wysokie szpilki. Igor od razu zauważył, że nie było mężczyzny, który by się za nią nie obejrzał. Podobało mu się, że inni zazdroszczą mu towarzystwa tak atrakcyjnej kobiety.
Gaja była influencerką, co na początku Igorowi się podobało, gdyż uważał, że mądrze wykorzystuje swoje atuty. Nieźle na nich zarabiała i w wieku dwudziestu jeden lat była niezależna finansowo. Choć liczyła, że to Igor będzie za nią wszędzie płacił i obdarowywał drogimi prezentami. W zamian za to nie grała niedostępnej.
Jednak z biegiem czasu Igor zorientował się, że dziewczyna jest uzależniona od mediów społecznościowych. Relacjonowała niemal każdą chwilę z życia, oczywiście reklamując przy tym przeróżne produkty, które otrzymywała od sponsorów, za wysokie wynagrodzenia.
Po niedługim czasie zaczął go drażnić brak prywatności. Gaja żyła w świecie wirtualnym, a kiedy się z niego wyłaniała, nie reprezentowała już sobą nic ciekawego.
Oczywiście mógłby zakończyć z nią znajomość, lecz prawda była taka, że razem stanowili opłacalny duet. Ludzie ich lubili, chcieli ich oglądać, bo marzyli, aby wieść takie samo życie. Dzięki temu, że Igor często pokazywał się w relacjach Gai na Instagramie czy na TikToku, jego zespół znacznie częściej koncertował. Dlatego gdyby teraz zdecydował się zakończyć znajomość z dziewczyną, mogłoby to dać nieciekawy efekt. A zbyt długo pracował na to, by ludzie chcieli słuchać jego muzyki.
– Zamawiam ubera i wbijam do Oktagonu – zdecydował. Jego wybór nie zdziwił barmana.
Igor chciał sobie wynagrodzić odrzucenie przez nieznajomą. Czuł niemiłe zaskoczenie zachowaniem Anki, a mimo to był ciekawy, czy jeszcze ją spotka. Może to typ kobiety, której trzeba poświęcić więcej czasu? Nie mieściła się w strefie jego standardowego zainteresowania, bo na pewno miała więcej niż dwadzieścia lat, ale go zaintrygowała. Zwłaszcza że do tej pory sądził, że może poderwać każdą kobietę.
Krótko potem, przez otwarte drzwi pubu, dostrzegł, że zatrzymuje się zamówione przez niego auto. Pożegnał się drugi raz tego wieczoru z barmanem i wyszedł z klubu.
Dziesięć minut później wysiadł z ubera i wszedł do Oktagonu. Był to nowy budynek, który od kilku miesięcy uchodził za jedną z najmodniejszych dyskotek w mieście. Miejsce było idealne na wyrywanie młodziutkich kobiet na jednorazowy seks. Igor wiele razy przekonał się, jakie to było proste. Przychodziły tu głównie młode dziewczyny, dokładnie takie, jakie go interesowały. Proste, nieskomplikowane, dające się w łatwy i banalny sposób zbajerować. Podczas gdy Gaja się bawiła, publikując relacje na stories, on poznawał inne dziewczyny. Lubił z nimi rozmawiać, łatwo było im zaimponować. Wystarczyło kilka szablonowych komplementów oraz wspomnienie, że ma własną kapelę rockową, a zafascynowanie dziewczyn stawało się namacalne. Nie musiał wiele robić, aby osiągnąć swój cel.
Gaja rzadko zwracała uwagę na jego skoki w bok. Wiedziała, że jeśli będzie chciała wyjść z klubu, to Igor porzuci każdą inną, aby to z nią spędzić noc.
Zresztą również nie stroniła od mężczyzn. Lubiła być adorowana i podziwiana. Nie oczekiwała od Igora deklaracji, że zostanie z nią do grobowej deski. Uważała, że świetnie się razem bawią i to było najważniejsze. Igor był przystojny, miał świetny zespół, interesującą pracę i pochodził ze znanej w Słupsku rodziny. Dla niej był idealną partią, która zwiększała liczbę jej followersów i oglądalność materiałów w mediach społecznościowych. Liczyły się lajki, to było to, co ją nakręcało. Kiedy było ich więcej, niż oczekiwała, czuła się jak uskrzydlona. A wielokrotnie przekonała się, że jeśli w relacji lub na zdjęciu jest z nią Igor, to może liczyć na podwójną liczbę polubień.
Igor wszedł do klubu. Pomimo że był czwartek, panował w nim duży tłok, w przeciwieństwie do Antraktu, z którego właśnie wyszedł. Rozglądnął się dookoła i był pewien, że nie będzie miał problemów ze znalezieniem Gai. Zazwyczaj zajmowała ona tę samą lożę ze swoimi koleżankami.
Ruszył w znanym kierunku. Mijał rozbawione, lekko podpite dziewczyny. Patrzyły na niego pożądliwie. Część z nich znała go zapewne z Instagrama, stanowił więc dla nich wzór atrakcyjnego lokalnego celebryty. Kobiece spojrzenia nie były dla niego nowością, ale dzisiaj nie zwracał na nie uwagi. Jego głównym celem było odnalezienie Gai i powrót do domu, aby uprawiać z nią seks. Musiał rozładować napięcie, a influencerka była do tego idealna.
Zbliżając się do loży, zobaczył ubraną w pomarańczową, odblaskową sukienkę Gaję. Lecz kiedy się jej przyjrzał, nie miał wątpliwości, że nazwanie tego czegoś, co miała na sobie, sukienką, było nadużyciem. Były to strzępki materiału, które tylko fragmentarycznie zakrywały biust i pośladki. Nie miał wątpliwość, że dziewczyna otrzymała ją od któregoś z młodych projektantów. Gaja nie kupowała ubrań. Wszystko otrzymywała w zamian za reklamę. Według Igora niektóre stroje nie nadawały się do wyjścia, ale Gaja za każdym razem udowadniała, że się mylił. Dla niej nie stanowiło problemu pokazanie części biustu, nóg czy pośladków. Wszystko było na sprzedaż.
Z daleka zauważył, że dziewczyna trzyma komórkę odwróconą ekranem w swoją stronę. Jak zawsze relacjonowała etapy zabawy.
Kiedy go zauważyła, odwróciła telefon w jego stronę i z radością zawołała:
– Kochani! Spójrzcie, kto przyszedł.
Igor przyzwyczajony do takiego zachowania, pomachał do obserwujących, a Gaja wbiła się w jego usta namiętnym pocałunkiem, nie przerywając nagrywania.
Zrobili obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni z telefonem, po czym na chwilę się wyłączyła.
– Gdzie byłeś do tej pory? – zapytała z nutą pretensji.
– W Antrakcie – odpowiedział, a ona zrobiła krzywą minę. Nie była fanką pubu, według niej za mało się tam działo i nie miała o czym opowiadać fanom. – Wpadłem po ciebie, wracamy do domu – oświadczył.
– Dopiero przyszedłeś – odparła z zaskoczeniem. – Zresztą właśnie zamówiłam butelkę szampana. – Zrobiła słodką minę, a on westchnął.
– Pół godziny? – zaproponował. Musiał iść na kompromis, bo i tak w tym momencie nie przekonałby jej do wyjścia.
– Pół godziny – potwierdziła i pociągnęła go za sobą w stronę loży.
– Cześć – rzucił do koleżanek Gai.
Były ubrane w podobny sposób jak ona.
Czasem zastanawiał się, czy Gaja wymaga od nich, żeby się do niej dopasowywały, bo można było odnieść wrażenie, że są jej klonami.
Influencerka wlała mu do kieliszka szampana, mimo że on się sprzeciwiał. Nie przepadał za tym trunkiem. Ale nie chciało mu się iść do baru po coś innego. Zajęłoby to trochę czasu, a liczył, że niebawem uda im się razem wyjść.
– Kiedy kolejny koncert? – zapytała, siadając obok niego czarnowłosa koleżanka Gai.
– Wkrótce – oznajmił, aby ją zbyć.
Nie był zainteresowany rozmową z nią ani niczym innym. Zwłaszcza że była wstawiona.
– Cool – powiedziała niewyraźnie, po czym znowu zadała pytanie: – Karmel ma dziewczynę?
Mężczyzna, o którego zapytała, był jego przyjacielem z zespołu.
– Ma żonę – wyjaśnił.
Koleżanka Gai zrobiła zawiedzioną minę.
– Szkoda, bo jest naprawdę fajny – westchnęła, opierając głowę o jego ramię, co mu się nie podobało.
– No, fajny – przyznał, delikatnie się odsuwając. – Dlatego możesz mu zrobić loda, ale nic więcej.
Czarnowłosa zmrużyła oczy, sondując, czy Igor żartuje, czy nie. Rozmowy z koleżankami Gai wywoływały w nim cyniczno-ironiczne podejście. Gaja była ograniczona w celach życiowych do uzyskania jak największej popularności w mediach społecznościowych, ale przynajmniej na tym zarabiała. A jej koleżanki tylko ślepo za nią podążały, nie mając z tego za wiele. Choć dzięki influencerce mogły zasmakować ekskluzywnego życia, gdyż nie tylko uczestniczyły z nią w imprezach, ale i zabierała je na różne wyjazdy, które otrzymywała od sponsorów. Nie lubiła być sama. Musiała mieć poczucie, że jest liderką.
Jego sugestia co do Karmela była przekorna. Doskonale wiedział, że jakby dziewczyna złożyła mu taką propozycję, to przyjaciel by ją wyśmiał. Karmel i jego żona stanowili rzadki przypadek pary, która po dziesięciu latach związku, w tym trzech latach małżeństwa, nie miała siebie dość. Ale tylko dlatego, że Roma była inteligentna, zabawna i do tego zaradna. Jej relacje z Karmelem zawsze były przyjacielskie. Od początku ustalili, że nie chcą mieć dzieci, bo wystarczało im to, że są razem. Roma nie była heterą sterczącą nad głową, mającą nieustannie o coś pretensje. Igor ją lubił, pasowała do ich grupy.
– Chyba nigdy nikogo nie znajdę i umrę w samotności – wybełkotała czarnowłosa, wypijając łapczywie kieliszek szampana.
Igor westchnął, to nie była osoba, z którą mógłby dyskutować o związkach. Jaśmina według niego była nudna, nie miała własnych zainteresowań i starała się dostosować do innych. Próbowała być tym, kim inni chcieliby, aby była.
Igor kilka razy przysłuchiwał się rozmowom Gai z jej koleżankami. Były rozczarowujące. Dziewczyny same pozwalały na to, aby traktować je w niewłaściwy sposób, desperacko pragnąc mieć kogoś, kim mogłyby się pochwalić. A później wieść lekkie i wystawne życie. Igor uważał, że poza Gają jeszcze Felicja była warta uwagi. Ale dała się zdominować Gai i nie miała szans, aby pokazać, jaką naprawdę ma osobowość. Była słaba, choć nie głupia, a do tego ładna. Igor często się jej przyglądał, miała pełniejsze kształty niż Gaja i nie malowała się tak ostro czy wyzywająco jak jego dziewczyna. Jednak wiedział, że nie mógłby się nią zainteresować ani przespać nawet raz, bo w tym przypadku influencerka mogłaby tego nie przyjąć spokojnie, a na razie jej potrzebował. Dlatego mógł tylko przyglądać się Felicji, podziwiając, jak jej kształtny biust faluje w rytm muzyki.
– Masz dwadzieścia lat, jeszcze będziesz miała mnóstwo facetów – odezwał się wbrew sobie, mając nadzieję, że dziewczyna się odczepi.
– Naprawdę tak myślisz? – jęknęła niezrozumiale.
– Jasne – przytaknął.
– Jesteś miły – wybuchnęła, dmuchając mu w twarz alkoholowym oddechem. – Zawsze wiesz, co powiedzieć. Gaja ma szczęście – westchnęła.
– Pewnie – rzucił i wstał z miejsca.
Nie chciał z nią dłużej rozmawiać. Denerwowało go gadanie z ludźmi, którzy go nie interesowali. Chciał już wrócić do domu.
Rozglądał się. Na parkiecie tańczyło dużo atrakcyjnych młodych kobiet. Zaczął rozważać zagadanie do którejś i zaliczenie spontanicznie numerka w toalecie. Nie wiedział, ile jeszcze będzie musiał czekać na Gaję, a wewnętrzne ciśnienie zaczynało dawać mu się we znaki.
– Jaśmina znowu upiła się na smutno – usłyszał przy uchu głos Gai.
– Wiem – przyznał.
– Zwijajmy się – oznajmiła, co Igor przyjął z entuzjazmem. – Podrzucimy ją do domu, bo jeszcze gotowa z tej rozpaczy dać dupy byle komu – oświadczyła.
Igor kiwnął głową. Dla niego najważniejsze było, że do pół godziny znajdą się w domu i będzie mógł spuścić parę. Patrzył, jak Gaja stanowczo przemawia do Jaśminy, a pozostałe dziewczyny przyglądają się tej scenie w ciszy.
Zamówili dwa ubery – Igor, Gaja i Jaśmina pojechali jednym, a drugim Felicja i Alisa.
W takich chwilach Igora nachodziła refleksja, że gdyby wybierał ciut starsze kobiety, to nie musiałby uczestniczyć w takich dziecinnych akcjach. Ale coś za coś. Świat był skonstruowany tak, że nie można było mieć wszystkiego. Jeśli chciało się minimalnie angażować, to należało iść na kompromisy w innych kwestiach.
Gaja też nie mogła się już doczekać, aż będą w mieszkaniu, bo kiedy tylko usadowili się w samochodzie, jej dłoń spoczęła na jego udzie i co chwilę wędrowała w górę, w stronę krocza. Kiedy spojrzał na nią, uśmiechnęła się zadziornie, przygryzając dolną wargę. Poczuł przypływ podniecenia i gdyby to było możliwe, kazałby wysadzić Jaśminę na poboczu i od razu ruszyliby do niego. Ale niestety musiał poczekać na zaspokojenie żądzy dziesięć minut dłużej. Przez to jego irytacja na koleżankę influencerki wzrosła.
Godzinę później w salonie Wolskich na jasnej skórzanej kanapie siedziało dwóch policjantów z wydziału dochodzeniowo–śledczego, przysłanych przez komendanta.
Krzywański do wiadomości przekazanych mu przez Emila podszedł poważnie. Nie zbagatelizował ich, ponieważ znał Olę i wiedział, że nie jest osobą, która prowadzi rozwiązły tryb życia czy poznaje nowych ludzi i rzuca się w wir zabawy. Wolskiego zaskoczyło, że komendant naprawdę przejął się tym, co usłyszał, i zapewnił, że przyśle dwójkę najlepszych ludzi.
Przybyli mężczyźni wyraźnie nie byli zachwyceni, że musieli tu przyjechać w środku nocy. Po wysłuchaniu komendanta mieli wątpliwości co do potrzeby rozpoczęcia śledztwa i uruchomienia oficjalnych procedur. Co prawda mitem było przekonanie, że aby zgłosić zaginięcie, musi upłynąć doba od czasu, kiedy straciło się kontakt z poszukiwaną osobą. Dlatego kiedy przełożony wydał wyraźne polecenie przyjrzenia się tej sprawie natychmiast, policjanci starali się zachowywać profesjonalnie, mimo że zakładali raczej rodzinne nieporozumienie.
– Kiedy widzieliście panią Aleksandrę ostatni raz? – zapytał młodszy z policjantów, podkomisarz Leon Zadura.
Amelia przyglądała mu się uważnie, bo jakby go spotkała na ulicy, nie przyszłoby jej do głowy, że jest policjantem. Miał na sobie zwykłe dżinsy, adidasy i podkoszulek z Simpsonami. Wyglądał zwyczajnie.
– Widziałam mamę jako ostatnia – odezwała się niepewnie, głaszcząc psa, który trzymał na jej kolanach pysk. Widok policjantów wywoływał w niej przejmujący strach. – Wczoraj po powrocie ze szkoły przed siedemnastą mama była w kuchni. Weszłam, aby się napić.
– Czy rozmawiałyście?
– Niewiele, może jedno zdanie zamieniłyśmy – odparła i łzy stanęły jej w oczach. Przypomniała sobie, że była niegrzeczna wobec matki. Ola chciała z nią porozmawiać o planach wakacyjnych, ale Amelia od razu ją zbyła, informując, że nie ma zamiaru w tym roku jechać na rodzinne wakacje. Chciała zostać w domu tak jak Borys. Dlatego nie słuchała, co mama miała do powiedzenia. Nastolatka miała dość wyjazdów z matką i ojcem. Niby zawsze było luksusowo, ale przez cały wyjazd panowało napięcie. Ojciec bawił się z kolegami, codziennie pił, nie zwracając uwagi na nikogo innego. Mama była smutna, choć udawała, że też się dobrze bawi. Od dawna Amelia zastanawiała się, po co zabiega o te wyjazdy. Widziała przecież, że przez cały wyjazd ma przyklejony uśmiech i nie może doczekać się powrotu do domu, do swojej oazy.
– Czy mama zachowywała się jakoś inaczej? – kontynuował pytania rudawy blondyn.
– Nie – odpowiedziała natychmiast, ale zaraz dodała niepewnie: – Chyba nie.
Sama już teraz nie wiedziała, co ma sądzić o wczorajszej rozmowie. Może mama była smutna, a ona to zignorowała. Próbowała sobie przypomnieć, ale strach ściskał jej umysł.
– Nie mówiła o planach na wyjazd czy spotkanie z kimś? – włączył się drugi z policjantów, inspektor Tomasz Najda.
Ten w ocenie Amelii prezentował się poważniej, choć również był ubrany w zwykłe ciuchy. Na pierwszy rzut oka było widać, że ich jakość jest przeciętna.
– Gdybyśmy znali jej plany, to po co byśmy po was dzwonili? – zripostował nieprzyjemnie Emil.
Jego postawa była wroga, jakby przybyli policjanci przyjechali utrudnić mu życie.
– A pan kiedy widział lub rozmawiał z żoną ostatni raz? – od razu zapytał starszy z policjantów.
– Widziałem ją i rozmawiałem wczoraj rano – odpowiedział zwięźle i precyzyjnie.
– A wczoraj wieczorem już jej pan nie widział? – upewniał się Najda.
– Nie, wróciłem późno – stwierdził. – Ola już pewnie spała.
– Pewnie? – uczepił się jednego słowa policjant.
– Żona sypia w swojej sypialni – wyjaśnił. – Często wracam późno i nie chcę jej budzić. Tak jest wygodniej dla wszystkich.
– Rozumiem – rzucił policjant, ale zrozumiał tylko, że między małżonkami nie układa się idealnie.
– A ty kiedy miałeś kontakt z mamą? – Spojrzał pytająco na Borysa, który wydawał się nieobecny.
Amelia napięła się, mając nadzieję, że brat nie zachowa się w sposób budzący podejrzenia i nie zdemaskuje się, że brał narkotyki. Znała go i wiedziała, że potrafi być agresywny i bezczelny. Różne narkotyki działały na niego inaczej, a dzisiaj nie miała pojęcia, co zażył. Na razie wydawał się ospały, co było lepsze niż częste wybuchy agresji, które ostatnio miały miejsce.
Borys chwilę milczał, jakby zbierając myśli. Policjanci również trwali w ciszy, obserwując go.
– Wczoraj, ale nie wiem o której godzinie – odpowiedział obojętnie.
– Czy przychodzi wam na myśl ktoś, u kogo teraz mogłaby przebywać pani Aleksandra? – Najda zadawał podstawowe pytania, ponieważ żadne z nich nie mówiło, co do tej pory zrobili, aby dowiedzieć się, gdzie może być ich krewna. Dlatego musieli wyciągać od nich informacje, jedna po drugiej, choćby nawet najbanalniejsze. – Jakich ma przyjaciół?
– Mama najczęściej rozmawia i spotyka się z babcią, swoją siostrą Celiną oraz z przyjaciółką Marysią – tłumaczyła nastolatka, po czym dodała: – No i może z kimś ze stowarzyszenia dla samotnych matek, gdzie udziela się jako wolontariuszka – podsunęła.
Policjanci natychmiast zorientowali się, że to nastolatka będzie ich najlepszym źródłem informacji. Zdecydowanie najwięcej wiedziała o matce.
– Zapisz na kartce dane tych osób i numery telefonów do nich, jeśli masz. Porozmawiamy z nimi. Może podpowiedzą, gdzie moglibyśmy szukać pani Aleksandry – wyjaśnił Zadura i podał dziewczynie swój służbowy notatnik z długopisem.
– Dzwoniliście po znajomych, szpitalach, miejscach, w których byłaby szansa, że mogłaby być? – zapytał Najda.
To były pierwsze działania, które powinna wykonać rodzina, gdy nie może skontaktować się z bliskim, z którym zwykle ten kontakt miała.
– Rozmawiałem z teściową i to ona namówiła mnie, żebym do was zadzwonił – odezwał się Emil, pijąc bezceremonialnie drinka.
Czuć było, że to nie pierwszy.
– Pan był innego zdania niż teściowa w kwestii poszukiwań? – zainteresował się Najda.
– Po prostu nie jestem pewny, czy nie jest za wcześnie, aby angażować w tę sprawę osoby trzecie – wyjaśnił.
Policjanci od razu zauważyli, że nastolatka zachmurzyła się na słowa ojca.
– Czyli pani Aleksandra wcześniej znikała bez słowa? – dopytywał.
– Nie – znowu burknął nieprzyjemnie Emil. – Żona na co dzień zajmuje się domem. Ma uporządkowane życie. Tylko od niedawna wymyśliła sobie bycie wolontariuszką. Jest osobą, która wszystko planuje z wyprzedzeniem, więc spontaniczne zachowania w jej wypadku nie wchodzą w grę. Niemniej jednak to, że nie ma jej kilka godzin, nie oznacza, że wydarzyła się od razu jakaś tragedia.
Najda przyglądał mu się, znał go z widzenia. Wolski był osobą publiczną i czasem wypowiadał się na tematy związane z finansami w lokalnych mediach. Nie budził sympatii. Wydawał się gburowaty, zarozumiały i trudny w relacjach.
– Czyli według pana stało się coś niespodziewanego, ale błahego? – zainteresował się Zadura.
– Tak, raczej tak – odpowiedział Emil zwięźle. – Moja żona jest rozsądną osobą.
– Dobrze byłoby się dowiedzieć, co pani Wolska mogła robić od wczorajszego popołudnia – stwierdził Najda. – W jakiś sposób i kiedyś musiała wyjść z domu.
– Może z tego stowarzyszenia ktoś do niej zadzwonił? – rzucił sugestię Zadura. – I tam przebywa?
– Nawet jeśliby tak było, to mama do kogoś z nas by zadzwoniła. Zresztą powiedziałaby, że wychodzi – odezwała się logicznie Amelia.
Czuła rosnący ciężar. W nastolatce szalały wyrzuty sumienia.
– Może telefon się jej rozładował – dodał Zadura, ale to była tylko luźna teoria. – Próbowaliście do niej dzwonić i włącza się poczta?
– Tak i jest to dziwne – przyznała Amelia. – Tak jak to, że jej auto stoi w garażu, więc jak by miała pojechać do stowarzyszenia?
To była kolejna trafna uwaga. Dziewczyna miała otwarty umysł.
– A czy pani Aleksandra nie nadużywa alkoholu? – zapytał Zadura i w obliczu milczenia rodziny zaginionej podjął dalsze wyjaśnienia. – Gospodynie domowe, czasem zmęczone rutyną codziennych obowiązków, sięgają nawet już przed południem po alkohol, aby czas im minął milej. Nie czekają na wieczór, bo codzienność na rauszu wydaje się znośniejsza.
Policjant zauważył, że Wolski spogląda na córkę. Oczekiwał, że to ona odpowie na to pytanie.
– Mama nie pije, dużo jeździ autem – zgodnie z przypuszczeniami odpowiedziała nastolatka. – Nawet przy okazjach unika alkoholu, bo zawsze jest kierowcą.
Leon pokiwał głową.
– I nie cierpi z tego powodu, że jest gospodynią domową. – To już była jej subiektywna opinia, ale innej na tę chwilę nie mieli.
– Prosilibyśmy o aktualne zdjęcie pani Aleksandry – powiedział Najda, spoglądając na Emila.
Mężczyzna oczywiście natychmiast spojrzał na swoją córkę. Amelia włączyła telefon i przez chwilę przesuwała palcem po ekranie, aż w końcu odwróciła go w stronę policjantów.
– To zdjęcie z urodzin mamy, były niedawno.
Patrzyli na atrakcyjną, obciętą na boba blondynkę, która uśmiechała się dyskretnie do nich ze zdjęcia. Była delikatnie umalowana, miała subtelną urodę.
– Prześlesz mi tę fotografię? – poprosił Zadura, a Amelia kiwnęła głową. Poczekała, aż mężczyzna poda jej swój numer i wysłała.
– Czy pani Aleksandra ma znaki szczególne? Blizny, znamiona, tatuaże?
– Nie, nic takiego nie ma – odezwał się od razu Wolski.
– A sprawdzaliście, czy brakuje jakichś rzeczy mamy? – młodszy z policjantów skierował pytanie konkretnie do nastolatki.
– Nie wiem – jęknęła. – Przeglądałam wieszak w przedpokoju, ale mama ma dużo ubrań. I nie wiem, czy czegoś brakuje.
Niewiele wiedzieli o bliskiej im osobie. Już na starcie było wiadomo, że aby odnaleźć Aleksandrę Wolską, policjanci będą musieli wykonać całą pracę samodzielnie.
– A może pani Aleksandra ostatnio gorzej się czuła? Na coś chorowała?
Czasem ludzie zaczynali się zachowywać nieracjonalnie, bo dopadała ich choroba i nie umieli sobie z nią poradzić. Mogły też pojawiać się zaburzenia psychiczne, o których rodzina nie wiedziała.
– Nie sądzę, ale zapytam teściową – odparł Emil, siadając w fotelu po tym, jak nalał sobie kolejnego drinka.
– Też z nią porozmawiamy – zapewnił Najda.
– Czyli naprawdę nie macie żadnego pomysłu, co mogło się wydarzyć?
– Nie – odezwała się ponownie dziewczyna.
– Rozumiem – stwierdził Zadura. W tym momencie policjanci nie mogli nic więcej zrobić. – Na razie możemy przyznać tej sprawie poziom trzeci poszukiwań – oświadczył. – Dotyczy on osoby, co do której nie jest możliwe ustalenie przyczyn lub okoliczności zaginięcia, z którą brak kontaktu, a jej zaginięcie nie jest związane z bezpośrednim oraz uzasadnionym zagrożeniem dla jej życia, zdrowia lub wolności – wyrecytował.
– Ale jej musiało się coś stać – upierała się Amelia. – Jakby było inaczej, na pewno by odpisała na moje SMS-y.
– Rozumiem twoje obawy i strach – przyznał Zadura. – Ale jeszcze nie mamy dowodów na to, że faktycznie stało się coś, co mogłoby świadczyć o tym, że mama jest w niebezpieczeństwie.
Nastolatka ze skrzywioną miną objęła się ramionami. Pies przyglądał się jej czujnie, wyczuł napięcie.
– Gdyby żona wróciła do domu – zwrócił się do Wolskiego – proszę do nas zadzwonić. – Położył na stole kartkę z numerem telefonu do siebie. – A jeśli nie wróci do rana, to skontaktujemy się ze wszystkimi osobami z listy. – Wskazał na papierek, który otrzymał od Amelii. – Natomiast zaraz zlecimy sprawdzenie szpitali.
– W którym stowarzyszeniu pani Aleksandra jest wolontariuszką? – dopytał jeszcze Najda, ale Emil nie znał odpowiedzi.