Rezydencja - Lilith - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Rezydencja ebook i audiobook

Lilith

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Inkeri właśnie zakończyła długi związek i wyjeżdża na Węgry do pracy w pięknej starej rezydencji, gdzie zamożna rodzina Mäkinenów przygotowuje się do zbliżającego się ślubu ich córki. Bohaterka jest od samego początku oczarowana posiadłością, a kiedy przez główne drzwi domu wychodzi zaskakująco przystojny i egzotycznie wyglądający nieznajomy, w głowie dziewczyny pojawia się myśl, że właśnie spotkała kogoś, kto pomoże jej się otrząsnąć po niedawnym rozstaniu. Niestety, szybko okazuje się, że tym olśniewającym mężczyzną jest pan młody, Ilkka Vahtokari.

Inkeri wydaje się, że jej fascynacja jest odwzajemniona, ale nie zamierza romansować z zajętym mężczyzną, szczególnie że wśród gości weselnych nie brakuje interesujących kandydatów do flirtu. Jednak Ilkka nie zamierza się poddać, a dziewczyna wkrótce staje przed trudnym wyborem: czy zaspokoi swoją tęsknotę za miłością z innymi, samotnymi mężczyznami, czy też ostatecznie ulegnie panu młodemu?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 251

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 46 min

Lektor: Anna Wilk
Oceny
4,1 (33 oceny)
18
6
4
3
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: Kar­tano

Prze­kład: Ma­ria Szum­ska

Co­py­ri­ght © Li­lith, 2024

This edi­tion: © Ri­sky Ro­mance/Gyl­den­dal A/S, Co­pen­ha­gen 2024

Pro­jekt gra­ficzny okładki: Mo­nika Drob­nik-Sło­ciń­ska

Re­dak­cja: Anna No­wak

Ko­rekta: Ka­ta­rzyna Wo­łyń­ska

ISBN 978-91-8034-388-6

Kon­wer­sja i pro­duk­cja e-bo­oka: www.mo­ni­ka­imar­cin.com

Wszel­kie po­do­bień­stwo do osób i zda­rzeń jest przy­pad­kowe.

Word Au­dio Pu­bli­shing In­ter­na­tio­nal/Gyl­den­dal A/S

Kla­re­bo­derne 3 | DK-1115 Co­pen­ha­gen K

www.gyl­den­dal.dk

www.wor­dau­dio.se

Roz­dział 1

– Chciała zor­ga­ni­zo­wać tra­dy­cyjne ary­sto­kra­tyczne wa­ka­cje przed ślu­bem. Co­kol­wiek to, do cho­lery, zna­czy. Wszy­scy za­pro­szeni mogą przy­je­chać już na po­czątku czerwca. Tata płaci.

Je­cha­ły­śmy wła­śnie z Tu­ulą wy­na­ję­tym przez nią ci­tro­ënem z lot­ni­ska w Bu­da­pesz­cie do wę­gier­skiej re­zy­den­cji. Ro­ze­śmia­łam się, sły­sząc jej iro­niczny ton.

– Nie wo­leli cze­goś we Fran­cji albo An­glii? Za­pa­dła wieś gdzieś na Wę­grzech na­prawdę była ich pierw­szym wy­bo­rem? Okej, nad Ba­la­to­nem, ale to na­dal wę­gier­ska wieś – za­uwa­ży­łam roz­ba­wiona.

Moja przy­szła sze­fowa rzu­ciła mi szyb­kie spoj­rze­nie i się uśmiech­nęła.

– Je­stem pewna, że Armi i Fanny naj­chęt­niej wy­bra­łyby re­zy­den­cję ksią­żęcą w An­glii, ale my­ślę, że mo­głyby tym tro­chę wku­rzyć ta­tu­sia. Z całą pew­no­ścią je­ste­śmy tu ze względu na bu­dżet. Z Seppa ża­den książę, to zwy­kły Fin, który pro­wa­dzi bar­dzo do­brze pro­spe­ru­jącą sieć biur ra­chun­ko­wych. Ale jego żona uważa, że pie­nią­dze zro­biły z niej hra­binę. Córka rów­nież. A samo miej­sce jest uro­cze, to dwo­rek, który był let­nią re­zy­den­cją ja­kiejś ary­sto­kra­tycz­nej ro­dziny.

Tu­ula za­dzwo­niła do mnie za­le­d­wie przed ty­go­dniem z pro­po­zy­cją pracy, gdy czło­wiek, któ­rego wcze­śniej za­trud­niła, zre­zy­gno­wał. Dwór wy­na­jęło na lato bo­gate mał­żeń­stwo Mäki­ne­nów, a gwoź­dziem pro­gramu miał być ślub ich córki Fanny. Mia­łam po­ma­gać we wszyst­kim: go­to­wać, sprzą­tać, przy­go­to­wy­wać we­sele i kie­ro­wać miej­sco­wym per­so­ne­lem.

Zna­łam Tu­ulę dość do­brze, po­nie­waż przez wiele lat pra­co­wa­łam w jej fir­mie ca­te­rin­go­wej, a jej pro­po­zy­cja nie mo­gła na­dejść w lep­szym mo­men­cie. Wła­śnie ukoń­czy­łam stu­dia na kie­runku ga­stro­no­mia i sztuka ku­li­narna, ale chwi­lowo by­łam bez­ro­botna. Mia­łam przez lato po­dró­żo­wać ze swoim chło­pa­kiem, a po­tem z nim za­miesz­kać. Tylko że Tatu zmie­nił plany. Trzy ty­go­dnie temu po­in­for­mo­wał mnie, że mogę za­po­mnieć o wy­jeź­dzie, wspól­nym za­miesz­ka­niu i tak na­prawdę o nim. Spo­tkał mi­łość swo­jego ży­cia i nie by­łam to ja.

Nie mu­sia­łam się długo za­sta­na­wiać nad od­po­wie­dzią dla Tu­uli, ma­jąc do wy­boru dwo­rek nad Ba­la­to­nem albo sa­motne wy­le­wa­nie łez w cia­snym po­koju w aka­de­miku. Poza tym w wieku dwu­dzie­stu sied­miu lat by­łam już po pro­stu za stara na to dru­gie. Stu­dio­wa­łam tro­chę dłu­żej niż moi ko­le­dzy, po­nie­waż mu­sia­łam dużo pra­co­wać, żeby ja­koś zwią­zać ko­niec z koń­cem.

Przy­naj­mniej mo­głam le­czyć zła­mane serce i zruj­no­waną sa­mo­ocenę w ład­nym i cie­płym miej­scu. Cho­ciaż zna­la­złam się w dość nie­co­dzien­nej sy­tu­acji, by­łam pewna, że w tej pracy wiele się na­uczę. Poza ga­stro­no­mią stu­dio­wa­łam też za­rzą­dza­nie biz­ne­sem, po­nie­waż ma­rzy­łam o pro­wa­dze­niu wła­snego ma­łego ho­telu. Wpraw­dzie te­raz mia­łam za­rzą­dzać re­zy­den­cją i fi­nan­sami na or­ga­ni­za­cję we­sele, ale to było bez zna­cze­nia – za­wsze to ja­kaś prak­tyka.

– Duży jest te­raz tłok nad Ba­la­to­nem? – za­py­ta­łam za­cie­ka­wiona, gdy zbli­ża­ły­śmy się do naj­więk­szego je­ziora w Eu­ro­pie Środ­ko­wej.

Tu­ula po­trzą­snęła głową tak ener­gicz­nie, że włosy jej się zwi­chro­wały. Był to nie lada wy­czyn, bo swoją rudą czu­prynę no­siła ściętą na krótko.

– Je­śli py­tasz o do­kładną liczbę, to nie mam po­ję­cia. Na wy­spie za­wsze jest spory ruch, nie­któ­rzy przy­jeż­dżają tylko na dzień albo dwa po­że­glo­wać. W tej chwili jest może od pięt­na­stu do dwu­dzie­stu osób, ale jedna grupa wy­je­chała dziś na kilka dni do Wied­nia. W każ­dym ra­zie to od nas za­leży, ile jest osób. Armi kom­plet­nie od­biło z ob­li­cze­niami, Fanny ma to w du­pie, Seppo cały czas gada przez te­le­fon, a Ilkka pa­trzy tak obo­jęt­nym i znu­dzo­nym wzro­kiem, że pew­nie w ogóle tego nie ogar­nia.

– To oni mają syna? My­śla­łam, że dwie córki.

– No i do­brze my­śla­łaś. Jenny jesz­cze jest w Bel­gii, pra­cuje tam jako au pair. Ilkka to pan młody.

– Chce się wże­nić do bo­ga­tej ro­dziny?

– Na to wy­gląda. Pro­wa­dzi jedno z biur ra­chun­ko­wych Seppa i bzyka się z jego córką.

– To chyba nie ma nic do rze­czy...

– Oczy­wi­ście, że nie. Ale fa­cet wy­daje się in­te­li­gentny, a Fanny nie. Może po pro­stu mu się po­doba.

Fanny była piękna. Ale była też cho­ler­nie mę­czącą, roz­piesz­czoną małą księż­niczką. Tu­ula od­wa­żyła się przy mnie po­wie­dzieć, co na­prawdę uwa­żała – znała mnie na tyle do­brze, że nie mu­siała wąt­pić w moją lo­jal­ność. Po­my­śla­łam z no­stal­gią, że ja też kie­dyś ucho­dzi­łam za pięk­ność. To było, za­nim w ży­ciu Tatu po­ja­wiła się Aino ze swo­imi psze­nicz­nymi wło­sami i wspa­nia­łymi opa­lo­nymi no­gami. Wtedy zmie­ni­łam zda­nie na swój te­mat. Wo­la­ła­bym ni­gdy nie wi­dzieć, jak szła pod rękę z moim by­łym chło­pa­kiem w cen­trum han­dlo­wym w Tam­pere. Kiedy ich spo­strze­głam, ucie­kłam za­wsty­dzona i scho­wa­łam się za sto­ja­kami w skle­pie odzie­żo­wym.

Gdy Tatu na­gle ze mną ze­rwał, a ja od­kry­łam Aino, moje dłu­gie wy­pie­lę­gno­wane brą­zowe włosy, duże nie­bie­sko­szare oczy i chło­pięca bu­dowa wy­dały mi się po pro­stu nie­cie­kawe. Może w re­zy­den­cji zna­la­złby się ktoś... kto­kol­wiek. Chło­piec od ba­senu, któ­rego błysz­czące brą­zowe oczy po­zwo­li­łyby mi od­pę­dzić zły na­strój i z któ­rym mo­gła­bym spę­dzać go­rące noce po pracy.

Na­gle roz­to­czył się przed nami wi­dok na tur­ku­sową ta­flę Ba­la­tonu, a ja na chwilę za­po­mnia­łem o chłop­cach od ba­senu, ary­sto­kra­tycz­nych wa­ka­cjach ro­dziny Mäki­ne­nów, a na­wet o Aino. Gło­śno da­wa­łam wy­raz swo­jemu za­chwy­towi, gdy ode­zwała się Tu­ula:

– Tak, tu jest pięk­nie, a co naj­waż­niej­sze, je­ste­śmy po tej lep­szej stro­nie je­ziora. Po po­łu­dnio­wej stro­nie, w Sió­fok, jest pełno ho­teli jesz­cze z cza­sów ko­muny. Na­dal stra­szą wy­glą­dem, mimo że zo­stały wy­re­mon­to­wane. Mia­steczko Ba­la­ton­füred jest na­prawdę piękne i znaj­duje się za­le­d­wie kilka ki­lo­me­trów od po­sia­dło­ści. A jesz­cze ład­niej moim zda­niem jest w Ti­hany. To mała wio­ska na pół­wy­spie o tej sa­mej na­zwie.

Gdy sa­mo­chód za­czął się piąć w górę, moim oczom uka­zało się Ba­la­ton­füred oraz wiel­kie je­zioro mie­niące się w słońcu. Wkrótce po­tem Tu­ula skrę­ciła w lewo i prze­je­chała przez nie­wielką bramę na końcu pod­jazdu, pro­sto na dzie­dzi­niec du­żego kom­pleksu za­bu­do­wań. Zgod­nie z tym, co po­wie­działa moja przy­szła sze­fowa, bu­dy­nek po­cho­dził z ty­siąc sie­dem­set­nego roku. Był to duży, dwu­pię­trowy dwo­rek z bla­do­żół­tymi ścia­nami. Do­bu­do­wane do niego skrzy­dła były niż­sze, choć rów­nież dwu­pię­trowe. Ka­mienna brama sty­kała się z oboma skrzy­dłami, za­my­ka­jąc bru­ko­wany dzie­dzi­niec.

Tu­ula ob­je­chała sto­jącą na środku dzie­dzińca ładną fon­tannę i za­trzy­mała się przed fron­to­wym wej­ściem.

– Wy­pa­kuj te­raz rze­czy z sa­mo­chodu i za­nieś je do kuchni, nie bę­dziesz mu­siała się na­bie­gać – po­wie­działa. – Jest za głów­nymi scho­dami po le­wej. Ja za­par­kuję, a po­tem cię opro­wa­dzę.

Wy­sko­czy­łam z auta i chwy­ci­łam z ba­gaż­nika dużą wa­lizkę Sam­so­nite oraz wy­pchany po brzegi ple­cak. Za­rzu­ci­łam go na plecy nie bez wy­siłku i sta­łam przez chwilę, przy­glą­da­jąc się, jak Tu­ula opusz­cza dzie­dzi­niec. Za­chwia­łam się pod cię­ża­rem ba­gażu i na­wet nie za­uwa­ży­łam, że ktoś wy­cho­dzi przez otwarte drzwi. Kiedy ką­tem oka do­strze­głam ruch, pod­nio­słam głowę tak szybko, że cał­kiem stra­ci­łam rów­no­wagę. Pró­bo­wa­łam zna­leźć ba­lans i na­gle nie by­łam już pewna, czy ko­lana się pode mną ugięły pod wpły­wem ba­la­stu, który dźwi­ga­łam, czy fa­ceta, który sta­nął te­raz przede mną w słońcu.

Wy­star­czyło kilka se­kund, abym za­chłan­nie wo­dząc oczami po ciele męż­czy­zny, od­no­to­wała parę in­te­re­su­ją­cych szcze­gó­łów. Fa­cet był wy­soki i smu­kły, miał sze­ro­kie ra­miona i scho­dził ze scho­dów z iście ko­cią gra­cją. Rę­kawy wy­pusz­czo­nej luźno bia­łej ko­szuli miał pod­wi­nięte do łokci, dzięki czemu było wi­dać mu­sku­larne, cu­dow­nie opa­lone ra­miona.

Moje ciało na­tych­miast za­re­ago­wało tak, jak można się było spo­dzie­wać. Bo­le­sne pul­so­wa­nie w dole brzu­cha dało o so­bie znać, za­nim zdą­ży­łam do­trzeć wzro­kiem do twa­rzy nie­zna­jo­mego. Chci­wie wpa­try­wa­łam się w pół­dłu­gie ciem­no­brą­zowe włosy, lekko fa­lu­jące za uszami i opa­da­jące na biały koł­nie­rzyk, po­cią­głą twarz, pra­wie czarne oczy i pełne, wy­ra­zi­ste usta.

Wę­gier. Na sto pro­cent. Może... chło­pak od ba­senu. Niech to bę­dzie chło­pak od ba­senu albo ktoś w tym stylu... – mo­dli­łam się roz­ma­rzona, cho­ciaż gość wy­glą­dał na nieco po­nad trzy­dzie­ści lat. Czyli już nie taki chło­piec.

– Cześć. Sły­sza­łem, jak Tu­ula pod­jeż­dża. Po­trze­bu­jesz po­mocy? – za­py­tał.

A to nie­spo­dzianka! Męż­czy­zna miał tak eg­zo­tyczny wy­gląd, że ni­gdy, zwłasz­cza na Wę­grzech, nie przy­szłoby mi do głowy, że jest Fi­nem. Może jed­nak był jed­nym z go­ści we­sel­nych. Jed­nym z tych, któ­rzy przy­je­chali pa­so­ży­to­wać, jak to ujęła Tu­ula.

– No ra­czej... By­łoby miło. Ple­cak jest ku­rew­sko ciężki – burk­nę­łam nie­zbyt grzecz­nie.

Mia­łam ochotę dać so­bie kopa w dupę. Cho­ciaż ro­dzina Mäki­ne­nów nie na­le­żała do ary­sto­kra­cji i nie ży­li­śmy w dzie­więt­na­stym wieku, mimo wszystko nie po­win­nam prze­kli­nać jak ja­kiś La­poń­czyk przy do­piero co po­zna­nym go­ściu. Na swoje uspra­wie­dli­wie­nie mia­łam tylko to, że by­łam w szoku – na­prawdę za­sko­czył mnie wy­gląd męż­czy­zny. Co to była za... po­ra­ża­jąca uroda.

W jego oczach po­ja­wił się błysk, a usta wy­gięły w sek­so­wym uśmie­chu. Uniósł ciemne, ide­al­nie za­ry­so­wane brwi, a kiedy na chwilę od­wró­cił głowę w bok, zo­ba­czy­łam, że ma gar­baty nos. Wspa­niały, duży nos.

Prze­leć mnie!, krzy­czało moje ciało w de­spe­ra­cji. Do­brze, że nie na głos. Czy kie­dy­kol­wiek tak za­re­ago­wa­łam na Tatu?, za­sta­na­wia­łam się, obez­wład­niona, gdy męż­czy­zna zszedł po scho­dach i pod­szedł do mnie.

Bar­dzo bli­sko. Tak bli­sko, że mo­głam do­strzec, że jego źre­nice miały głę­boki ak­sa­mitny, ciem­no­brą­zowy od­cień. Po­chy­lił się tro­chę i uniósł ręce. Po­czu­łam się jak we śnie i przez chwilę by­łam pewna, że chce mnie po­ca­ło­wać. Roz­chy­li­łam usta, przy­mknę­łam po­wieki, a po­tem... po­czu­łam, jak ręce chwy­tają za ra­miączka ple­caka. Moje plecy do­znały ulgi, ale te­raz przy­gniótł mnie cię­żar za­wsty­dze­nia.

Kto w ogóle chciałby po­ca­ło­wać osobę, któ­rej imie­nia na­wet nie zna? Na pewno nie ja. I na pewno nie taki fa­cet. Bez wąt­pie­nia nie zwró­ciłby uwagi na ja­kąś tam ku­charkę... Tym ra­zem wy­mie­rzy­łam so­bie men­tal­nego kop­niaka. To­talna ze mnie idiotka.

– Dzię­kuję – po­wie­dzia­łam, ob­da­rza­jąc męż­czy­znę swoim naj­pięk­niej­szym uśmie­chem.

Wy­da­wało mi się, że nie­zna­jomy pa­trzy na mnie dłu­żej niż to ko­nieczne i prze­nosi cię­żar ciała z jed­nej stopy na drugą. Jakby się nad czymś za­sta­na­wiał. Mia­łam na­dzieję, że my­śli o mnie. I że są to wy­łącz­nie po­zy­tywne my­śli.

– Za­pro­wa­dzę cię do two­jego po­koju – po­wie­dział ni­skim, mięk­kim gło­sem, który za­wi­bro­wał gdzieś głę­boko we mnie. Za­rzu­cił ple­cak na ra­mię i chwy­cił wa­lizkę.

– Do­bra – wes­tchnę­łam. Po­sta­no­wi­łam tro­chę się zre­ha­bi­li­to­wać, to­wa­rzy­sząc męż­czyź­nie na scho­dach.

– Wspa­niale tu jest. Pra­co­wa­łam w róż­nych miej­scach, ale ni­gdy nie mia­łam oka­zji za­trud­nić się za gra­nicą, w do­datku na tak długo. A or­ga­ni­za­cja ślubu to na­prawdę cie­kawe wy­zwa­nie.

Ciemne oczy wpa­try­wały się we mnie.

– „Wy­zwa­nie” to rze­czy­wi­ście wła­ściwe słowo. Zo­ba­czymy, czy Seppo wy­trzyma do po­czątku sierp­nia, kiedy do­łą­czy do nas wię­cej lu­dzi i pra­cow­ni­ków. Wę­gry może i nie są dro­gim kra­jem, ale utrzy­ma­nie ca­łej ha­ła­stry przez po­nad dwa mie­siące i tak trzep­nie po kie­szeni – za­uwa­żył mój to­wa­rzysz z czar­nym hu­mo­rem.

– No to bar­dzo spryt­nie, że przy­je­cha­łeś tu­taj te­raz. Mo­żesz ko­rzy­stać z wszyst­kiego od po­czątku do końca.

Pod­kre­śli­łam słowo „wszyst­kiego”, cho­ciaż na­wet nie wie­dzia­łam czemu. O co mi w ogóle cho­dziło? W oczach męż­czy­zny było coś oce­nia­ją­cego, ale nie mia­łam czasu się za­sta­no­wić co, bo do­tar­li­śmy do klatki scho­do­wej, a on po­kie­ro­wał mnie do po­koju (w lewo, do końca ko­ry­ta­rza w prawo i znów w prawo).

– Po­kój jest dość mały, ale znaj­dują są tam szafa, mały sto­lik oraz łóżko. Ła­zienkę znaj­dziesz na lewo od scho­dów.

– Skąd wiesz, który to mój po­kój? – za­py­ta­łam na­gle, za­sko­czona, że gość we­selny umiał mnie za­pro­wa­dzić we wła­ściwe miej­sce.

Zer­k­nę­łam przez drzwi i stwier­dzi­łam, że wszystko się zga­dza. Oprócz wy­mie­nio­nych cięż­kich, ciem­nych me­bli zo­ba­czy­łam pięk­nie ha­fto­wane opar­cie krze­sła i fo­tel po­kryty ciem­no­czer­woną kwie­ci­stą tka­niną. W oknach wi­siały ro­man­tyczne fi­ranki z bia­łej ko­ronki, a pod­łogę po­kry­wał ciem­no­czer­wony dy­wan.

Męż­czy­zna de­li­kat­nie mnie po­pchnął, by za­chę­cić mnie do wej­ścia, a kiedy zna­la­złam się w środku, po­czu­łam jego od­dech we wło­sach. Na prze­mian go­rące i zimne dresz­cze prze­szyły moje ciało. Szybko się od­wró­ci­łam. Sto­jący za mną męż­czy­zna zdą­żył już odło­żyć wa­lizkę i ple­cak i rzu­cił mi szybki uśmiech, który wy­peł­nił cie­płem całe moje ciało.

– Nie wiem. Ale wiem, że ten aku­rat jest pu­sty.

– Ale może jest dla ko­goś in­nego? – za­czę­łam nie­pew­nie, za­sta­na­wia­jąc się, czy wkrótce zjawi się Tu­ula, by za­pę­dzić mnie do piw­nicy.

– Bę­dzie nie­wielu sa­mot­nych go­ści. I przy­jadą znacz­nie póź­niej – od­po­wie­dział sta­now­czym gło­sem męż­czy­zna.

– A skąd ty to wiesz? – za­py­ta­łam nieco ostrzej. Wo­la­łam się nie pa­ko­wać w żadne kło­poty.

– Po­nie­waż sły­sza­łem, co mó­wią Fanny i Armi. Mogę się wy­da­wać nie­obecny, ale wszystko sły­szę. – Męż­czy­zna wy­cią­gnął rękę i w końcu się przed­sta­wił: – Ilkka Vah­to­kari. Pan młody w tym cyrku.

Kilka dni póź­niej przy­go­to­wy­wa­łam w kuchni trzy duże dzbanki mro­żo­nej her­baty. Zbli­żała się pora lun­chu, a pięt­na­ście osób w domu cze­kało przy stole na coś zim­nego do pi­cia. Czu­łam, jak pot zbiera mi się na czole i karku, po­nie­waż pa­no­wał upał, a w kuchni nie było kli­ma­ty­za­cji.

Źle tu­taj sy­pia­łam, cho­ciaż sy­pial­nie były kli­ma­ty­zo­wane. Wie­dzia­łam dla­czego, ale nie chcia­łam się do tego przy­znać, na­wet przed sobą. Uzna­łam, że by­łam po pro­stu zła, zra­niona i smutna z po­wodu na­głego ze­rwa­nia, a moje przy­gnę­bie­nie mo­gło spo­wo­do­wać różne skutki. Na przy­kład ten, o któ­rym nie chcia­łam my­śleć.

Tu­ula unio­sła brwi, gdy usły­szała, że Ilkka umie­ścił mnie na pię­trze, a wła­ści­wie obok wspól­nej sy­pialni na­rze­czo­nych. Po chwili jed­nak wzru­szyła ra­mio­nami.

– To chyba nie ma zna­cze­nia – stwier­dziła. – Je­śli wo­lisz, mo­żesz spać u mnie, na dole.

Po­my­śla­łam, że chęt­nie prze­pro­wa­dził­bym się do Tu­uli, na­wet je­śli to ozna­cza­łoby dzie­le­nie wspól­nego po­koju. Oba­wia­łam się tylko, że moje prze­no­siny mo­głyby wy­wo­łać zdu­mie­nie, a może na­wet nie­wy­godne py­ta­nia. A tych wo­la­łam unik­nąć, bo Armi na mój wi­dok przy stole na pierw­szej wspól­nej ko­la­cji po­wie­działa, że służba po­winna spać na dole. Na­prawdę wczu­wała się w rolę hra­biny.

Po tych sło­wach pięć­dzie­się­cio­let­nia blon­dynka spoj­rzała na Ilkkę, a po­tem na mnie – wła­śnie przy­nio­słam wino. Ilkka wy­glą­dał, jakby nic nie sły­szał, ale jego na­rze­czona za­częła ob­łud­nie szcze­bio­tać:

– Ilkka ma ta­kie do­bre serce! Co po­ra­dzić?

Męż­czy­zna wska­zał mi ge­stem, abym po­sta­wiła bu­telki na stole. Usły­sza­łam stłu­miony śmiech. Spoj­rza­łam na niego i zo­ba­czy­łam, że unosi drwiąco ką­ciki ust, przy­my­ka­jąc oczy.

– Czy ta dziew­czyna nie może nas ob­słu­żyć? – spy­tała Armi, gdy Ilkka na­le­wał wino jej i Fanny.

– Tu­ula i In­keri są w kuchni same. Na­prawdę nic mi się nie sta­nie, je­śli zajmę się wi­nem – mruk­nął Ilkka.

Armi zmarsz­czyła nos, ale nie sko­men­to­wała słów przy­szłego zię­cia. Do­piero po chwili ode­zwała się słod­kim gło­sem do swo­jego spo­co­nego oty­łego męża sie­dzą­cego na dru­gim końcu stołu:

– Seppo! Po­trze­bu­jemy wię­cej słu­żą­cych! Nie mo­żemy cze­kać tak długo, jak pier­wot­nie za­kła­da­li­śmy. Za­trud­nij kilka osób z wio­ski.

Seppo za­stygł w miej­scu jak za­jąc, który usły­szał zbli­ża­jące się nie­bez­pie­czeń­stwo.

– Zo­ba­czymy – po­wie­dział ostroż­nie. – Je­śli się okaże, że nie da­jemy so­bie rady, wtedy ko­goś po­szu­kamy. I nie mó­wimy tu o słu­żą­cych, Armi.

– Ale co się nie zga­dza? Prze­cież ci lu­dzie nam służą – wtrą­ciła Fanny, pa­trząc na ojca nie­win­nie swo­imi du­żymi nie­bie­skimi oczami.

– One mają imiona! To Tu­ula i In­keri. I pra­cują. Ciężko! – Ilkka pra­wie krzyk­nął.

Przy stole za­pa­dła ci­sza. Spoj­rza­łam na męż­czy­znę tak, jak zde­cy­do­wa­nie nie po­win­nam, a po­tem po­spiesz­nie ode­szłam, czu­jąc, jak płoną mi po­liczki.

Kiedy wró­ci­łam do rze­czy­wi­sto­ści, sta­ra­łam się trzy­mać my­śli na wo­dzy i nie po­zwo­lić im zba­czać na te­mat, któ­rego za wszelką cenę mu­sia­łam uni­kać. Skon­cen­tro­wa­łam uwagę na dwóch ogrom­nych dzban­kach mro­żo­nej her­baty i pły­wa­ją­cych w niej pla­ster­kach cy­tryny. Chyba nie dam rady z dwoma na­raz, po­my­śla­łam. Ra­czej nie za­pra­co­wa­ła­bym so­bie na miano słu­żą­cej roku, gdy­bym tak się prze­wró­ciła i ob­lała lo­do­wa­tym na­po­jem na przy­kład Armi.

Tu­ula we­szła do kuchni, chwy­ciła pół­mi­sek z pa­nie­ro­wa­nym kur­cza­kiem i krzyk­nęła:

– Za­nieś im szybko tę her­batę! Dzbanki na stole są już pra­wie pu­ste.

Mimo po­śpie­chu za­cho­wa­łam spo­kój. Kiedy z tru­dem pod­no­si­łam je­den dzba­nek, usły­sza­łam, jak ktoś wcho­dzi do kuchni od strony domu. Za­ło­ży­łam, że to Tu­ula z ja­kie­goś po­wodu wy­dłu­żyła so­bie drogę i już mia­łam się od­wró­cić w stronę fron­to­wych drzwi pro­wa­dzą­cych na po­dwórko, gdy po­czu­łam ostry mę­ski za­pach i zda­łam so­bie sprawę, że się po­my­li­łam.

Za­mar­łam, wpa­tru­jąc się w trzy­many w dło­niach dzba­nek, usi­łu­jąc stłu­mić wzbie­ra­jące we mnie uczu­cia. Na próżno. Za­lała mnie fala bez­rad­nej żą­dzy, sza­lo­nej za­zdro­ści i cał­ko­wi­tej bez­sil­no­ści i bez reszty za­wład­nęła moim umy­słem. Za­mknę­łam oczy i na krótką chwilę da­łam upust fan­ta­zji. Tylko na chwilę.

Ilkka praw­do­po­dob­nie przy­szedł po dzbanki z mro­żoną her­batą. Już wcze­śniej przy­cho­dził z Seppo i kil­koma in­nymi męż­czy­znami po na­poje czy duże pół­mi­ski, aby nam po­móc. Te­raz jed­nak wy­obra­ża­łam so­bie, że przy­szedł po mnie. Tylko po mnie. Cho­ciaż był za­jęty i po­mimo tego, że moje włosy były spięte w nie­chlujny ku­cyk, a twarz bez grama ma­ki­jażu po­kry­wała war­stewka potu.

Kiedy czas mi­jał, a Ilkka się nie od­zy­wał, otwo­rzy­łam oczy, ale wciąż nie mo­głam się ru­szyć. Wie­dzia­łam, że męż­czy­zna stoi za mo­imi ple­cami, i cze­ka­łam, aż się­gnie po dzbanki z mro­żoną her­batą. Z każdą mi­ja­jącą se­kundą czu­łam co­raz więk­sze zde­ner­wo­wa­nie. Za­ci­snę­łam usta, zmu­sza­jąc się do wy­rów­na­nia przy­spie­szo­nego od­de­chu, i usi­ło­wa­łam wy­my­ślić, co mo­gła­bym po­wie­dzieć, aby prze­rwać ten dziwny stan, w któ­rym się zna­la­złam.

Otwo­rzy­łam usta, lecz wy­do­było się z nich po­je­dyn­cze, zdy­szane słowo. To, które po­wta­rzało się w mo­ich snach.

– Ilkka.

Męż­czy­zna pod­szedł bli­żej. Tak bli­sko, że trą­cił czub­kiem buta moją ba­le­rinkę, a klatką pier­siową mu­snął mój ku­cyk. Na­gle jego opa­lone, dłu­gie ra­miona ob­jęły mnie w pa­sie, a duże dło­nie przy­kryły moje palce trzy­ma­jące dzba­nek. Gdy jego cie­pły do­tyk pie­ścił moją skórę, palce od­mó­wiły mi po­słu­szeń­stwa.

By­łam pewna, że za chwilę usły­szę brzęk tłu­czo­nego szkła i po­czuję, jak her­bata za­lewa mi stopy, ale Ilkka za­re­ago­wał bły­ska­wicz­nie. Splótł swoje palce z mo­imi, ręce przy­ci­snął do mo­ich przed­ra­mion i przy­cią­gnął mnie mocno do swo­jej klatki pier­sio­wej, ra­tu­jąc na­czy­nie.

Sły­sza­łam ci­chy od­dech męż­czy­zny i cze­ka­łam, aż coś po­wie albo się ode mnie od­su­nie. Kiedy przez nie­skoń­cze­nie dłu­gie se­kundy nic się nie wy­da­rzyło i sta­łam tak, przy­wie­ra­jąc do niego ple­cami, nie mo­głam już dłu­żej opie­rać się po­ku­sie.

Od­chy­li­łam się mocno i od­wró­ci­łam tak, że mój po­li­czek oparł się o przód ja­sno­nie­bie­skiej ko­szulki. Krę­ciło mi się w gło­wie. Wie­dzia­łam, że to nie­wła­ściwe, a jed­nak czu­łam, że wszystko jest jak trzeba. Gdy Ilkka po­chy­lił głowę, a jego usta wy­lą­do­wały naj­pierw na mo­ich wło­sach, a po­tem na uchu, nie tylko dzban­kowi gro­ził upa­dek.

Czu­łam, że moim cia­łem za­wład­nęło pier­wotne, bez­wa­run­kowe uczu­cie, któ­rego ni­gdy wcze­śniej nie do­świad­czy­łam. Do­ma­gało się, abym się od­wró­ciła, ro­ze­brała sto­ją­cego za mną męż­czy­znę, uca­ło­wała każdy cen­ty­metr jego skóry, wzięła go w sie­bie od razu. Bez­sku­tecz­nie pró­bo­wa­łam so­bie przy­po­mnieć, że nie chcę po­żą­dać męż­czy­zny, który miał po­ślu­bić inną ko­bietę. Oczy­wi­ście, że nie chcia­łam. Ale moje ra­cjo­nalne pra­gnie­nia nie miały szans, gdy był przy mnie Ilkka.

A te­raz znaj­do­wał się tak bli­sko, że nie dało się tego wy­tłu­ma­czyć w ża­den ra­cjo­nalny spo­sób. Mógł mnie pu­ścić, gdy tylko ura­to­wał dzba­nek. Ale tego nie zro­bił. Wręcz prze­ciw­nie. Przy­ci­snął mnie do sie­bie jesz­cze moc­niej, jego usta pie­ściły pła­tek mo­jego ucha tak, że przy­mknę­łam po­wieki z roz­ko­szy.

– My­ślę o to­bie – wy­szep­tał. – Nic na to nie po­ra­dzę.

Grzeszna, grzeszna me­lo­dia, uwo­dzi­ciel­ska jak pieśń sy­reny, eks­plo­do­wała w mo­jej gło­wie. W dol­nej czę­ści ple­ców po­czu­łam, jak ku­tas męż­czy­zny pul­suje pod ciem­no­nie­bie­skimi let­nimi spodniami. Moja cipka za­częła pęcz­nieć i wil­got­nieć. Po­czu­łam mu­śnię­cie za­ka­za­nej przy­jem­no­ści, gdy za­ci­snę­łam przy­sło­nięte krótką czarną spód­niczką po­śladki jesz­cze moc­niej na męż­czyź­nie i po­ru­szy­łam bio­drami.

Ilkka sap­nął, przy­gryzł pła­tek mo­jego ucha, a po chwili gwał­tow­nie się cof­nął z dzban­kiem w dłoni, mó­wiąc szorstko:

– We­zmę też drugi.

Wła­śnie wtedy we­szła Tu­ula. Od­wró­ci­łam się do niej z od­ma­lo­wa­nym na twa­rzy po­czu­ciem winy. Ilkka się­gnął obok mnie, jego ręka po­now­nie do­tknęła mo­jego ra­mie­nia, a ja pra­wie pod­sko­czy­łam. Męż­czy­zna mruk­nął do Tu­uli, że przyj­dzie po resztę na­po­jów, ale moja prze­ło­żona je­dy­nie da­lej mi się przy­glą­dała. Kiedy Ilkka wy­szedł, Tu­ula po­wie­działa bez­na­mięt­nie, lecz sta­now­czo:

– Nie daj się mu uwieść. On zła­mie ci serce i na do­da­tek nas zwol­nią.

– Co? – wy­du­si­łam z tak źle uda­wa­nym obu­rze­niem, że pra­wie samą sie­bie roz­śmie­szy­łam.

Tu­ula po­ło­żyła ręce na swo­ich zgrab­nych bio­drach i wy­da­wało się, że jej ni­ska po­stura uro­sła o kilka cen­ty­me­trów, choć ko­bieta nie wy­glą­dała na roz­gnie­waną.

– Wiesz, co mam na my­śli. Ilkka może być znu­dzony i po pro­stu po­trze­bo­wać roz­rywki. Za­nim zro­bisz coś głu­piego, pa­mię­taj, że pra­cuje dla Seppo od sied­miu lat i spo­tyka się z Fanny od trzech. Mało praw­do­po­dobne, żeby zmie­nił plany na kilka ty­go­dni przed ślu­bem. Z jego wy­glą­dem ła­two jest zna­leźć ko­goś do to­wa­rzy­stwa, ale je­śli tego po­trze­buje, niech po­szuka w mie­ście, a nie w twoim łóżku.

Czu­łam, jak ob­le­wam się ru­mień­cem, który z każ­dym sło­wem Tu­uli scho­dził ni­żej na moją szyję i de­kolt. Prze­rwała na chwilę, po czym uśmiech­nęła się po­cie­sza­jąco i po­wie­działa:

– Wiem, że jest ci te­raz trudno. Ale nie bra­kuje tu sa­mot­nych fa­ce­tów. Nic nie stoi na prze­szko­dzie, że­byś wy­brała so­bie jed­nego z nich i tro­chę się za­ba­wiła.

Roz­dział 2

Na­stęp­nego ranka, gdy szy­ko­wa­łam się przed lu­strem w po­koju, za­le­wała mnie za­równo nie­na­wiść do sa­mej sie­bie, jak i prze­ra­ża­jąca złość. Fanny ję­czała w nocy jak kotka w rui, a od czasu do czasu do­łą­czał do niej ni­ski głos Ilkki, który coś mó­wił. Nie­na­wi­dzi­łam tego męż­czy­zny i swo­jej nędz­nie sła­bej na­tury, ale po­zwo­li­łam so­bie na brudne my­śli. Ta­kie, w któ­rych to wła­śnie ja by­łam na miej­scu jego blon­d­wło­sej na­rze­czo­nej, a on pie­przył mnie bez­wstyd­nie w kuchni, nie przej­mu­jąc się, że nas na­kryją.

Kiedy do­szłam do or­ga­zmu po raz trzeci, a od­głosy w są­sied­niej sy­pialni uci­chły, wró­ci­łam my­ślami do tego, co stało się dzi­siaj, pró­bu­jąc oce­nić sy­tu­ację tak obiek­tyw­nie, jak tylko mo­głam. Roz­wa­ża­łam w gło­wie różne opcje, ale za­wsze do­cho­dzi­łam do tego sa­mego wnio­sku. Tu­ula praw­do­po­dob­nie miała ra­cję. Dla Ilkki by­łam tylko roz­rywką. Od­skocz­nią. Za­uwa­żył moje nie­sto­sowne za­uro­cze­nie – co nie było trudne, skoro w jego to­wa­rzy­stwie tra­ci­łam zdrowy roz­są­dek – i wy­ko­rzy­stał je z wy­ra­cho­wa­niem.

Spoj­rza­łam gniew­nie na swoje od­bi­cie w lu­strze, za­ma­szy­ście szczot­ku­jąc włosy. Mu­sia­łam się ja­koś po­zbyć ob­se­sji na punk­cie Ilkki, a Tu­ula wy­my­śliła ge­nialne roz­wią­za­nie.

Wy­star­czyło się za­in­te­re­so­wać ja­kimś in­nym męż­czy­zną w willi. Sa­muli był ku­zy­nem Fanny i chyba moim rów­no­lat­kiem. No, może był kilka lat star­szy. Blon­dyn, śred­niego wzro­stu, w do­brej for­mie. Rów­nież przy­stojny. Hans był part­ne­rem biz­ne­so­wym Seppo. Roz­wod­nik po czter­dzie­stce. Wie­dzia­łam, bo pod­słu­cha­łam, jak mó­wił o swoim roz­wo­dzie przy stole. Wy­soki, szczu­pły, do­brze zbu­do­wany. Brą­zowe włosy lekko przy­pró­szone si­wi­zną.

Ża­den z nich nie dzia­łał na mnie tak jak Ilkka, ale to nie­ko­niecz­nie miało zna­cze­nie. Cią­głe na­pię­cie, w ja­kie męż­czy­zna wpra­wiał moje ciało, było już tak mę­czące, że rów­nie do­brze mo­gła­bym czer­pać ra­dość z nic nie­zna­czą­cej przy­gody z ja­kimś mi­łym i wol­nym go­ściem we­sel­nym. Ni­gdy wcze­śniej nie upra­wia­łam seksu bez zo­bo­wią­zań, ale nie z po­wodu ja­kichś za­sad mo­ral­nych, tylko dla­tego, że spo­ty­ka­łam się z Tatu przez sie­dem lat, a wcze­śniej przez trzy lata by­łam w związku z moim pierw­szym chło­pa­kiem. Z od­po­wied­nim na­sta­wie­niem mo­gła­bym przez całe lato do­brze się ba­wić, za­miast usy­chać z tę­sk­noty, ma­rząc o męż­czyź­nie, który że­nił się za nie­całe dwa mie­siące i flir­to­wał ze słu­żącą dla roz­rywki.

Po­sta­no­wi­łam naj­pierw sku­pić się na Han­sie. Kilka razy przy­ła­pa­łam go na tym, jak mi się przy­gląda, i cho­ciaż nie by­łam mi­strzy­nią uwo­dze­nia, trudno było nie roz­po­znać ta­kiego spoj­rze­nia. Spraw­dza­łam, gdzie Hans cho­dził w ciągu dnia, i po­dą­ża­łam za nim, je­śli był sam. Wy­soki, zgrabny męż­czy­zna o pra­wie czar­nych oczach czaił się gdzieś na dnie mo­jego umy­słu, ale po­sta­wi­łam mię­dzy nim a mną grubą ścianę. Może uda­łoby mi się cał­kiem o nim za­po­mnieć, gdy­bym mo­gła się zna­leźć w czy­ichś ra­mio­nach i nie po­zwa­lać wy­obraźni mie­szać się z rze­czy­wi­sto­ścią.

Na samą myśl o tym eks­tra­wa­ganc­kim pla­nie po­czu­łam mro­wie­nie w dole brzu­cha i za­czę­łam szyb­ciej od­dy­chać. Wie­czo­rem wzię­łam prysz­nic, a po­tem skrę­ci­łam wil­gotne włosy w piękny wę­zeł na czubku głowy. Za­ło­ży­łam szy­deł­ko­wane bi­kini w ko­lo­rze zła­ma­nej bieli i cienką białą ko­szulę, którą zo­sta­wi­łam do po­łowy roz­piętą. Dół bi­kini przy­kry­łam krótką błę­kitną spód­niczką, która pięk­nie fa­lo­wała wo­kół mo­ich nóg. Nie za­wra­ca­łam so­bie głowy na­kła­da­niem zbyt moc­nego ma­ki­jażu, po­nie­waż słońce i praca w kuchni szybko zruj­no­wa­łyby cały wy­si­łek. Zde­cy­do­wa­łam się jed­nak po­cią­gnąć rzęsy tu­szem, a usta błysz­czy­kiem, a także do­dać so­bie tro­chę ko­loru za po­mocą różu do po­licz­ków.

Po­ra­nek prze­bie­gał bez więk­szych dra­ma­tów, ale by­łam nie­po­ko­jąco świa­doma spoj­rze­nia Ilkki pie­ką­cego moją skórę jak opa­rze­nia od roz­grza­nej płyty pie­kar­nika, któ­rej nie­opatrz­nie do­tknę­łam pal­cami po­przed­niego dnia. Sta­now­czym ru­chem od­wró­ci­łam głowę w bok i po­dą­ży­łam za wzro­kiem Hansa. Przy śnia­da­niu zer­kał na mnie ukrad­kiem, a kiedy przy­ła­pa­łam go na go­rą­cym uczynku, ob­da­rzy­łam go za­chę­ca­ją­cym pro­mien­nym uśmie­chem.

Moje za­cho­wa­nie naj­wy­raź­niej na niego po­dzia­łało, po­nie­waż pod­czas lun­chu męż­czy­zna pa­trzył już na mnie otwar­cie, a kiedy na niego wpa­dłam, po­wie­dział, jakby mi­mo­cho­dem:

– Po lun­chu na pewno bę­dziesz miała tro­chę czasu. Je­śli masz ochotę, przyjdź po­pły­wać w ba­se­nie.

Uśmiech­ną­łem się sze­roko do Hansa i do­tarło do mnie, że moje za­cho­wa­nie jest dość mocno wy­ra­cho­wane jak na ko­goś, kto jesz­cze do nie­dawna oskar­żał o to samo Ilkkę. Zer­k­nę­łam ostroż­nie na drugi ko­niec stołu, ale Ilkka był po­grą­żony w roz­mo­wie z Armi i Fanny. A może się kłó­cili? Nie wy­glą­dał na za­do­wo­lo­nego.

Dla pew­no­ści po­pro­si­łam Tu­ulę o po­zwo­le­nie na pój­ście na ba­sen, ale sze­fowa nie wi­działa w tym nic złego.

– Ja też zro­bię so­bie wolne i wy­biorę się na za­kupy w mie­ście. Ty idź po­pły­wać. Ha­ru­jemy tu już od ty­go­dnia, a dziś nie mu­simy sprzą­tać.

Oży­wi­łam się na samą myśl o ba­se­nie i chwy­ci­łam czy­sty ręcz­nik, po czym uda­łam się na tyły domu. By­łam tak pod­eks­cy­to­wana, że nie pa­trzy­łam, do­kąd bie­gnę, do­póki nie do­tar­łam do wy­ło­żo­nego ka­fel­kami ba­senu. Tylko że wtedy było już bez­na­dziej­nie późno. Oka­zało się, że za­sta­łam na miej­scu tylko jedną osobę. Ilkkę.

Zo­ba­czy­łam pły­wa­ją­cego w du­żym ba­se­nie męż­czy­znę, on jed­nak mnie nie wi­dział. Gar­dło mi się ści­snęło, gdy spoj­rza­łam na oliw­kowe mię­śnie lśniące w wo­dzie i dłu­gie koń­czyny po­ru­sza­jące się bez wy­siłku. Za­sta­na­wia­łam się, co zro­bić, ale do­szłam do wnio­sku, że nie będę zmie­niać pla­nów. Zrzu­ci­łam spód­nicę i bluzkę i sta­nę­łam na brzegu ba­senu w bi­kini, które poza naj­bar­dziej stra­te­gicz­nymi miej­scami miało dość luźny ażu­rowy splot.

Kiedy Ilkka prze­stał pły­wać i chwy­cił dra­binkę ba­se­nową, mój wi­dok go za­sko­czył. Wpa­try­wa­li­śmy się w sie­bie przez chwilę, a mój wielki plan mógł za­raz wy­pa­ro­wać z mo­jej głowy.

– Co za zbieg oko­licz­no­ści – mruk­nę­łam, po czym do­da­łam: – Hans po­wie­dział, że można tu po­pły­wać.

Ilkka wy­szedł z wody i usiadł obok mnie. Sta­ra­łam się nie pa­trzeć, ale była to walka ska­zana na po­rażkę. Ob­ser­wo­wa­łam spod rzęs sie­dzą­cego obok mnie wy­so­kiego pół­na­giego męż­czy­znę o kla­sycz­nie pięk­nym pro­filu. Jego dłoń o smu­kłych pal­cach spo­czy­wała na ka­felku za­le­d­wie kilka cen­ty­me­trów od mo­jego uda.

Na­pię­cie, które drę­czyło moje ciało przez cały dzień, na­brzmiało te­raz tak, że moje uda mocno się za­ci­snęły, a plecy wy­gięły w łuk. Czu­łam cie­płą wil­goć roz­cho­dzącą się po mo­jej cipce, wi­dzia­łam wy­pu­kłość tward­nie­ją­cych sut­ków pod ażu­rem trój­ką­tów bi­kini i ogni­ste skur­cze po­żą­da­nia w dole ple­ców. Kiedy Ilkka w końcu prze­mó­wił, by­łam za­sko­czona, jakby obu­dził mnie z głę­bo­kiego snu.

– Oczy­wi­ście, że mo­żesz ko­rzy­stać z ba­senu. Je­śli jesz­cze nie za­uwa­ży­łeś, nie po­doba mi się, że Armi trak­tuje was z wyż­szo­ścią – po­wie­dział spo­koj­nie męż­czy­zna.

– Fanny też nas tak trak­tuje – szep­nę­łam z fru­stra­cją.

– Fanny to Fanny – od­parł Ilkka, jakby to wszystko wy­ja­śniało.

Cze­ka­łam przez chwilę, żeby roz­wi­nął tę myśl, ale kiedy nic nie po­wie­dział, po­czu­łam się jesz­cze bar­dziej nie­swojo. Pró­bo­wa­łam sku­pić wzrok na wo­dzie, jed­nak moja głowa wciąż od­wra­cała się do sie­dzą­cego obok mnie męż­czy­zny w ja­skra­wo­czer­wo­nych spoden­kach ką­pie­lo­wych. Za­sta­na­wia­łam się, ja­kiego Ilkka ma pe­nisa. Wy­pu­ści­łam z płuc wstrzy­my­wane po­wie­trze i szu­ka­łam w gło­wie ja­kiejś ra­cjo­nal­nej my­śli.

– Nie lu­bię, kiedy się ze mną po­grywa – po­wie­dzia­łam w końcu wy­raź­nie ura­żo­nym gło­sem.

Na ba­se­nie znowu za­pa­dła ci­sza, a gdy od­wa­ży­łam się zer­k­nąć na pro­fil Ilkki, na­po­tka­łam nie pro­fil, lecz in­ten­sywne spoj­rze­nie czar­nych oczu. Męż­czy­zna lekko zmarsz­czył brwi, po czym od­po­wie­dział ci­chym, nie­mal piesz­czo­tli­wym gło­sem:

– Ja z tobą nie po­gry­wam. Ja... nie po­wi­nie­nem był nic mó­wić – oznaj­mił, a po­tem do­dał ci­cho: – Prze­pra­szam.

Włosy sta­nęły mi dęba i mia­łam roz­pacz­liwą na­dzieję, że po­jawi się ktoś, kto ura­tuje mnie przed za­gładą. Pró­bu­jąc wy­my­ślić coś neu­tral­nego do po­wie­dze­nia, w końcu zna­la­złam ła­twy te­mat.

– Po­dobno pro­wa­dzisz biuro ra­chun­kowe. Co stu­dio­wa­łeś? Eko­no­mię? – Gdy usły­sza­łam sie­bie, ciężko prze­łknę­łam ślinę. Mo­głam mó­wić rze­czowo, ale mój głos był ochry­pły i ciężki od czy­stej fi­zycz­nej żą­dzy. Czu­łam na so­bie wzrok Ilkki, ale upar­cie wpa­try­wa­łam się w wi­śnie ro­snące po dru­giej stro­nie ba­senu.

– Nie stu­dio­wa­łem eko­no­mii. Nie trzeba mieć stu­diów, by pro­wa­dzić księ­go­wość. Mam do­brą pa­mięć do liczb i od dziecka pra­co­wa­łem dla firmy trans­por­to­wej mo­jego ojca. Ni­gdy nie miał głowy do zaj­mo­wa­nia się fi­nan­sami, ale pró­bo­wał ogar­niać to sam. W końcu, gdy ro­dzinny biz­nes zmie­rzał do ban­kruc­twa, po­sta­no­wi­łem wziąć sprawy w swoje ręce.

Na­wet nie za­uwa­ży­łam, kiedy po­peł­ni­łam ko­lejny ra­dy­kalny błąd. Od­wró­ci­łam głowę i wzrok w stronę twa­rzy Ilkki. Moje wnę­trze za­pło­nęło ogniem po­żą­da­nia, aż przy­gry­złam wargę.

– Co w ta­kim ra­zie stu­dio­wa­łeś? – za­py­ta­łam po chwili. – A może je­steś sa­mo­ukiem?

Usta Ilkki roz­cią­gnęły się w psot­nym uśmie­chu.

– Znam się na za­rzą­dza­niu, ale dzięki wie­lo­let­niej prak­tyce za­wo­do­wej. Za­czą­łem też stu­dia z edu­ka­cji ar­ty­stycz­nej na Uni­wer­sy­te­cie Aalto, ale prze­rwa­łem je dość dawno temu.

– Dla­czego, u li­cha? – wy­pa­li­łam, za­sko­czona i dia­bel­nie za­cie­ka­wiona.

– Dla­czego nie ukoń­czy­łem stu­diów? Bo je­stem re­ali­stą. Pro­wa­dze­nie firmy księ­go­wej jest do­brze płatne, ła­twe i... moje ży­cie by­łoby z pew­no­ścią trud­niej­sze, gdy­bym zo­stał na­uczy­cie­lem sztuk pla­stycz­nych albo ar­ty­stą. Pod wzglę­dem fi­nan­so­wym. I chyba pod każ­dym in­nym też.

– Czy to dla cie­bie ważne? Pie­nią­dze i sta­tus? – wy­rwało mi się. Szybko ugry­złam się w ję­zyk i wy­co­fa­łam się z ostat­niego py­ta­nia: – Prze­pra­szam, to nie moja sprawa. Nie od­po­wia­daj.

Ilkka uniósł brwi i prze­chy­lił głowę.

– Dla­czego nie, od­po­wiem. Tak, jedno i dru­gie jest dla mnie ważne. W pew­nym sen­sie tra­fi­łem do biura ra­chun­ko­wego, po­nie­waż Seppo jest zna­jo­mym mo­jego ojca, ale nie wiem, czy wy­trzy­mał­bym dłu­żej jako stu­dent, a co do­piero na­uczy­ciel o ni­skich do­cho­dach. Seppo obie­cał mi w tym roku sze­fo­stwo w re­gio­nie i...

Nie mo­głam się opa­no­wać. Wy­rwało mi się po­gar­dliwe prych­nię­cie, a Ilkka na­gle za­milkł. Spoj­rzał na mnie zmru­żo­nymi oczami, a jego wargi uło­żyły się w drwiący uśmiech.

– Co? Nie po­chwa­lasz tego? To źle być re­ali­stą?

Od­po­wiedź wy­szła z mo­ich ust, za­nim zdą­ży­łam się nad nią za­sta­no­wić:

– Re­ali­stą? My­ślę, że je­steś wy­ra­cho­wany. Uwa­żasz, że do­stał­byś taką po­sadę po trzy­dzie­stce, gdy­byś nie oże­nił się z Fanny? – Nie mo­głam uwie­rzyć wła­snym uszom. Wpa­dłam w pa­nikę. Jak tak da­lej pój­dzie, wy­lecę stąd z hu­kiem i przez resztę lata będę mu­siała za­do­wo­lić się pracą kel­nerki.

W ką­ci­kach ust Ilkki wciąż go­ścił chłodny uśmiech, a jego brwi unio­sły się wy­zy­wa­jąco.

– Czy re­alizm nie ozna­cza bra­nia pod uwagę wszyst­kich fak­tów, wy­ko­rzy­sty­wa­nia ich i ży­cia zgod­nie z nimi? Je­stem do­bry w tym, co ro­bię, i za­słu­guję na swoje sta­no­wi­sko, na­wet je­śli cho­dzę na skróty.

Za­czerp­nę­łam tchu.

– Więc przy­zna­jesz się do wszyst­kiego! Tak po pro­stu!

– Z ni­kim poza tobą nie je­stem aż tak szczery. Z ja­kie­goś po­wodu przy to­bie nie po­tra­fię trzy­mać ję­zyka za zę­bami. Ale co z tego? Wszy­scy od wie­ków ro­bią do­kładne tak jak ja – od­parł Ilkka ak­sa­mit­nym gło­sem.

Te­raz pa­trzy­łam na niego z re­zerwą i spo­dzie­wa­łam się, że moje za­in­te­re­so­wa­nie osłab­nie. Fa­ceci, któ­rzy roz­py­chają się łok­ciami, ni­gdy nie byli w moim ty­pie. Tak mi się w każ­dym ra­zie wy­da­wało. Ale mia­łam ża­ło­śnie małe do­świad­cze­nie. A w miarę upływu se­kund za­czy­nało wy­glą­dać na to, że to jed­nak jak naj­bar­dziej mój typ. Po­nie­waż moje ciało nie ochło­nęło ani odro­binę, a wręcz wy­da­wało się, że robi się co­raz go­rę­cej. Szu­ka­łam słów i sta­ra­łam się je wy­po­wia­dać jak naj­ła­god­niej.

– Ale je­śli je­steś tak uta­len­to­wany ar­ty­stycz­nie, że do­sta­łeś się na na­prawdę do­bry uni­wer­sy­tet... Cóż, my­ślę, że to po pro­stu wstyd. Stra­cić pa­sję na rzecz prag­ma­tycz­nego my­śle­nia. Dla pie­nię­dzy.

Twarz Ilkki na­brała nieco ła­god­niej­szego wy­razu i męż­czy­zna się uśmiech­nął. Na­stęp­nie wy­ja­śnił spo­koj­nym gło­sem:

– Moi ro­dzice wpo­ili mi coś zu­peł­nie in­nego. Mó­wili, że ry­so­wa­nie i ma­lo­wa­nie może być hobby, ale nie pracą. Sprze­ci­wia­łem się im przez ja­kiś czas, ale kiedy za­czą­łem pra­co­wać dla Seppo, zda­łem so­bie sprawę, że zy­skuję lep­szą pen­sję przy mniej­szym wy­siłku.

– Ni­gdy nie wy­rze­kła­bym się ma­rze­nia o ho­telu tylko dla­tego, że na po­czątku to może nie być do­cho­dowe albo… ni­gdy nie przy­nie­sie wiel­kich pie­nię­dzy. Chcę spró­bo­wać. Ab­so­lut­nie. A je­śli mi się nie uda, spró­buję po­now­nie – po­wie­dzia­łam sta­now­czo.

– Ma­rze­niami nie opłaci się ra­chun­ków – przy­znał Ilkka.

– Fakt. I nie utrzyma wy­ma­ga­ją­cej żony. A Fanny lubi świe­ci­dełka. Wróżę ci wielką ka­rierę z Fanny u boku.

Nie mo­głam uwie­rzyć we wła­sną aro­gan­cję. Kiedy już my­śla­łam, że uszła mi na su­cho, za­czę­łam kry­ty­ko­wać na­rze­czoną i ży­cie pry­watne Ilkki. Z prze­ra­że­niem za­sta­na­wia­łam się, gdzie może być Hans i czy nie by­łoby le­piej, gdy­bym po pro­stu uto­piła się w ba­se­nie. Po­czu­łam, że moje po­liczki płoną czer­wie­nią i przy­szło mi na myśl, że nie­po­trzeb­nie je ró­żo­wa­łam. Opu­ści­łam wzrok na ko­lana i pró­bo­wa­łam uło­żyć w my­ślach od­po­wied­nie prze­pro­siny.

Nie zdą­ży­łem jed­nak wcie­lić swo­ich pla­nów w ży­cie, gdy usły­sza­łem, jak Ilkka gło­śno prze­ciąga się obok mnie.

– To prawda. Pie­nią­dze otwie­rają wszyst­kie drzwi. Ty też mo­żesz pew­nego dnia od­kryć, że re­gu­larny i w miarę duży do­chód to fajna rzecz.

– Ech. Ale ja nie je­stem ar­tystką. Dla mnie to po pro­stu brzmi, jak­byś... się za­tra­cał – po­wie­dzia­łam, ostroż­nie do­bie­ra­jąc słowa.

– Wciąż two­rzę. A co naj­lep­sze, stać mnie na miesz­ka­nie z pra­cow­nią. Biuro ra­chun­kowe, które pro­wa­dzę, ma dużą re­nomę – prze­ko­ma­rzał się męż­czy­zna.

Nie da­łam się da­lej pro­wo­ko­wać.

– To nie to samo – za­uwa­ży­łam po pro­stu.

– Masz bar­dzo sta­now­cze po­glądy jak na słu­żącą – za­śmiał się Ilkka, spra­wia­jąc, że włosy znów sta­nęły mi dęba.

– My­śla­łem, że nie lu­bisz słowa „słu­żąca”. Na­gle zmie­ni­łeś zda­nie, kiedy oka­zało się, że się z tobą nie zga­dzam? – wark­nę­łam gniew­nie.

– Nie. Tylko się dro­czy­łem. Lu­bię pa­trzeć, jak się zło­ścisz.

Ką­tem oka zo­ba­czy­łam, że Ilkka się po­ru­szył, i nie­spo­dzie­wa­nie po­czu­łam na karku jego dłoń, która za­częła wę­dro­wać w dół krę­go­słupa. Moje ciało sta­nęło w pło­mie­niach, a kro­cze mro­wiło i pu­chło tak bar­dzo, że nie mo­głam my­śleć o ni­czym in­nym, jak tylko o ro­ze­bra­niu się, na­szych na­gich cia­łach, zwie­rzę­cym sek­sie. Wes­tchnę­łam, wy­gię­łam plecy jesz­cze moc­niej i spoj­rza­łam za­mglo­nym wzro­kiem w czarne oczy Ilkki. Głowa męż­czy­zny przy­su­nęła się bli­żej, jego dłoń owi­nęła się wo­kół mo­jej na­giej ta­lii i już mia­łam na to wszystko po­zwo­lić, gdy z od­dali do­biegł nas ostry śmiech.

Od­su­nę­łam się od Ilkki, jego dłoń prze­stała mnie do­ty­kać, a ja bez za­sta­no­wie­nia wsko­czy­łam do ba­senu. Za­czerp­nę­łam po­wie­trza, gdy zna­la­złam się nad wodą, i za­mru­ga­łam, gdy ktoś za­nur­ko­wał tuż obok mnie. Kiedy Hans wy­pły­nął na po­wierzch­nię, uśmiech­nął się do mnie i rzu­cił:

– Ja­kie to szczę­ście, że Sa­muli nie wszedł do ba­senu ze swoim dmu­cha­nym ma­te­ra­cem. Za­jąłby nim całą prze­strzeń. Na szczę­ście ma­te­rac prze­cie­kał, więc mu­siał go za­nieść do domu.

– W po­rządku – od­po­wie­dzia­łem zdez­o­rien­to­wana.

Hans spoj­rzał na mnie z prze­chy­loną głową. Nie był tak po­stawny jak Ilkka, ale jego ciało było smu­kłe i wy­spor­to­wane – mu­sku­larne jak u bie­ga­cza dłu­go­dy­stan­so­wego. Sta­ra­łam się skon­cen­tro­wać na nim całą uwagę, co mi się udało, gdy szep­nął:

– Je­steś nie­grzeczną dziew­czynką, In­keri?

Moje oczy roz­sze­rzyły się i pra­wie za­po­mnia­łam o po­ru­sza­niu koń­czy­nami, by utrzy­mać się na wo­dzie.

– Co masz na my­śli? – za­py­ta­łam z tru­dem.

– Wi­dzia­łem, że ręka Ilkki... była przed chwilą tam, gdzie nie trzeba – mruk­nął do mnie ci­cho, tak by Ilkka nie usły­szał.

Moja mina zdra­dzała wszystko, bo w oczach Hansa po­ja­wił się zło­śliwy błysk. Pró­bo­wa­łam ra­to­wać swój ho­nor.

– On nie… ro­bił nic złego. Po pro­stu pró­bo­wał mnie po­cie­szyć.

Na grubo cio­sa­nej twa­rzy Hansa od­ma­lo­wał się dra­pieżny uśmiech.

– Ja też umiem po­cie­szać piękne dziew­czyny. Może na­wet le­piej niż fa­cet, który żeni się tego lata.

Po­czu­łam przy­jemne mro­wie­nie w dole brzu­cha, gdy uświa­do­mi­łam so­bie, że Ilkka na nas pa­trzy. Nie mia­łam wiel­kiego do­świad­cze­nia we flir­to­wa­niu, ale te­raz ogar­nęła mnie prze­można po­trzeba, by po­flir­to­wać z Han­sem.

– Mu­sisz mi po­ka­zać, jak to się robi. Chcia­ła­bym się prze­ko­nać, czy to sprawi, że po­czuję się le­piej – mruk­nę­łam pro­wo­ku­jąco i pod­pły­nę­łam tro­chę bli­żej.

Nie do końca zda­wa­łam so­bie sprawę z tego, co się dzieje, ale wi­dzia­łam przed sobą nie­bie­skie oczy Hansa, a po chwili po­czu­łam, jak jego ciało prze­ta­cza się za mną i przy­ci­ska mnie do kra­wę­dzi ba­senu. Chwy­ci­łam się po­rę­czy, po­czu­łam dłu­gie, umię­śnione ciało przy­ci­śnięte do mo­ich ple­ców i po­ślad­ków i usły­sza­łam ni­ski głos Hansa:

– Po­każmy Ilcce, co traci, trzy­ma­jąc się tej głu­piej gą­ski.

Po­czu­łam się jak ra­żona pio­ru­nem i od­wró­ci­łam wzrok w stronę Ilkki. Na­tych­miast na­po­tka­łam spoj­rze­niem parę czar­nych oczu, które uważ­nie mnie ob­ser­wo­wały. Ni­gdy nie zro­bi­łam ni­czego po­dob­nego, ale w tym dziw­nym sta­nie umy­słu in­stynk­tow­nie przy­su­nę­łam ty­łek do kro­cza Hansa i wpa­try­wa­łam się, dy­sząc lekko, w wy­ra­ża­jącą nie­za­do­wo­le­nie twarz Ilkki. Hans moc­niej oto­czył mnie ra­mio­nami, a po­tem, ku mo­jemu prze­ra­że­niu i jed­no­cze­śnie pod­nie­ce­niu, szarp­nął górę mo­jego bi­kini i strój wpadł do wody.

Nor­mal­nie by­ła­bym prze­ra­żona tym pu­blicz­nym strip­ti­zem, ale te­raz moja głowa była tak pełna Ilkki i Hansa i tak owład­nięta ca­łym tym bez­wstyd­nym spek­ta­klem, że nie mo­głam się po­wstrzy­mać od jęku. Dło­nie Hansa od­na­la­zły moje twarde jak skała sutki i ści­snęły je mocno. Usta Ilkki utwo­rzyły wą­ską li­nię, a jego oczy bły­snęły, co spra­wiło, że jesz­cze bar­dziej nie­cier­pli­wie wier­ci­łam się w ra­mio­nach dru­giego męż­czy­zny.

– Je­steś taka na­pa­lona. Wie­dzia­łem, że bę­dziesz tego po­trze­bo­wać. Je­steś te­raz w lep­szym na­stroju? – szep­nął Hans, do­ty­ka­jąc mo­jego po­liczka.

Jego dłoń ści­ska­jąca moją ta­lię bez wa­ha­nia wsu­nęła się pod dół mo­jego bi­kini i na­parła na moją cipkę. By­łam tak pod­nie­cona, że nie zdzi­wi­ła­bym się, gdy­bym miała or­gazm na miej­scu.

– O wiele le­piej – sap­nę­łam bez­rad­nie.

Przy­mknę­łam po­wieki, czu­jąc, jak pa­lec Hansa wsuwa się mię­dzy moje wargi sro­mowe, a druga ręka jesz­cze cia­śniej obej­muje moje piersi. Za­czę­łam ci­cho ję­czeć, wy­obra­ża­jąc so­bie co­raz bar­dziej roz­gnie­waną minę Ilkki i cie­sząc się z bez­czel­nego do­tyku dłoni Hansa na naj­bar­dziej in­tym­nych czę­ściach mo­jego ciała.

Męż­czy­zna chrząk­nął i od­cią­gnął mnie od kra­wę­dzi ba­senu.

– Co-co? – wes­tchnę­łam i otwo­rzy­łam oczy.

– Ilkka wy­szedł. Pew­nie wi­dział, jak się z tobą pie­przy­łem. Mo­żemy wyjść na brzeg. Nikt nie przyj­dzie przez ja­kiś czas. W każ­dym ra­zie nic mi o tym nie wia­domo.

Pa­lec Hansa śli­zgał się pod mo­imi majt­kami, a jego ręka pie­ściła moją pierś, aż do­tar­li­śmy do dra­binki. Wy­py­cha­jąc mnie na brzeg, ścią­gnął dół od mo­jego bi­kini.

– Co je­śli Armi... albo Fanny... – za­czę­łam, ale Hans mi prze­rwał.

– Obie są w mie­ście. Wła­śnie wy­cho­dziły, kiedy się tu wy­bie­ra­łem. A fa­ceci naj­wy­żej po­pa­trzą z za­zdro­ścią.

Jego słowa spra­wiły, że sta­łam się jesz­cze bar­dziej na­pa­lona. Ry­zyko, że ktoś nas przy­ła­pie, bez­wstydny do­tyk Hansa i co­raz re­al­niej­sza wi­zja ostrego rżnię­cia na brzegu ba­senu pul­so­wały we mnie jak go­rączka. By­łam tak pod­nie­cona, że nie mo­głam sta­nąć na nogi. Za­ta­cza­łam się na czwo­ra­kach po ka­fel­kach jak ranne zwie­rzę, ale nie uszłam da­leko, gdy usły­sza­łam za ple­cami:

– Cho­lera, twoja cipka lśni w słońcu od so­ków, skar­bie.

Jesz­cze nikt nie mó­wił do mnie w ten spo­sób, ale nie po­czu­łam się ura­żona. W końcu by­łam bez­wstydną dziwką i ma­rzy­łam o męż­czyź­nie, który za chwilę miał się oże­nić z inną ko­bietą. Kiedy prze­mie­rza­łam ba­sen na czwo­ra­kach, bez maj­tek, pło­nę­łam żą­dzą, któ­rej źró­dłem nie był sto­jący za mną męż­czy­zna.

Po­czu­łam dłoń Hansa na moim po­śladku, a po­tem jego pa­lec za­czął po­cie­rać moją na­brzmiałą, ocie­ka­jącą wil­go­cią cipkę. Moje koń­czyny za­częły drżeć i le­dwo sły­sza­łam po­le­ce­nia męż­czy­zny:

– Na­wet nie pró­buj wsta­wać. Lu­bię pa­trzeć, jak się czoł­gasz. Chodźmy na trawę, żeby się nie po­śli­zgnąć. – Głos Hansa stał się szorstki, a kiedy do­tar­łam do trawy, twarde dło­nie wy­lą­do­wały na mo­ich bio­drach i prze­wró­ciły mnie na plecy. Hans usa­do­wił się mię­dzy mo­imi udami i przez chwilę przy­glą­dał się mo­jemu ciału spod pół­przy­mknię­tych po­wiek. W mil­cze­niu po­chy­lił się nade mną, wpa­tru­jąc się w moje oczy, i za­czął mie­ścić rę­kami moje piersi. Jego ko­lano przy­ci­snęło się do mo­jego kro­cza, mnie wy­rwało się bło­gie „aaaach”.

Smu­kłe palce po­cie­rały moje twarde sutki, ko­lano męż­czy­zny ryt­micz­nie na­pie­rało na mnie i za­nim się zo­rien­to­wa­łam, dy­sza­łam ciężko i za­pal­czy­wie po­cie­ra­łam cipką o nogę, która wnik­nęła mię­dzy moje uda.

– Śliczny trój­ką­cik, In­keri. Ale zgól to wszystko. Lu­bię li­zać młode gład­kie cipki.

Nie mo­głam wy­du­sić słowa. Wpa­try­wa­łam się tylko w pełne po­żą­da­nia oczy Hansa i czu­łam, jak jego druga ręka prze­suwa się po moim brzu­chu, gdy py­tał:

– Bie­rzesz pi­gułki? Czę­sto po­zwa­lasz so­bie na przy­godny seks?

Pa­lec Hansa do­tknął mo­jej łech­taczki, a ja jęk­nę­łam:

– Biorę… biorę pi­gułki. Ja... ni­gdy.

– Wie­rzę ci. Bo, kurwa, chcę – wark­nął i prze­wró­cił mnie na brzuch.

Uniósł moje bio­dra i uło­żył mnie w taki spo­sób, że le­ża­łam z głową i klatką pier­siową na ziemi, ale plecy mia­łam unie­sione, a ty­łek wy­pięty. Na środku ba­senu. Je­śli ktoś sie­dział przy stole w ja­dalni, dzie­lił go od nas tylko ni­ski ży­wo­płot. Można nas było zo­ba­czyć ze szczytu domu. Z ła­two­ścią.

Hans ob­jął dłońmi moje po­śladki i usta­wił się za mną, a ja po­czu­łam czu­bek jego ku­tasa w cipce, która chyba jesz­cze ni­gdy aż tak nie ocie­kała so­kami.

– Ale mo­kra mała dziwka. Ile razy zmie­niasz majtki w ciągu dnia? – szep­nął Hans na­mięt­nie i po­tarł gru­bym fiu­tem o moją szparkę.

– Bła­gam, po pro­stu pieprz mnie – ję­cza­łam jak jesz­cze ni­gdy w ży­ciu.

– I bę­dziesz bła­gać o wię­cej. Jak się te­raz czu­jesz? Wy­star­cza­jąco po­pra­wi­łem ci na­strój – spy­tał.

– Nie! – wy­dy­sza­łam.

Wle­pi­łam wzrok w górną kon­dy­gna­cję re­zy­den­cji. Tam, gdzie znaj­do­wał się po­kój Ilkki i Fanny. Po­czu­łam, jak gruby i długi ku­tas Hansa za­czyna pe­ne­tro­wać moją cia­sną, na­brzmiałą cipkę, a gdy dłoń męż­czy­zny zmiaż­dżyła moją szyję, moja po­chwa ści­snęła się gwał­tow­nie, a po­tem za­częła spa­zma­tycz­nie pul­so­wać. To wszystko było ta­kie dzi­kie. Dzi­kie i nie­grzeczne.

Hans za­uwa­żył moją re­ak­cję i jesz­cze moc­niej za­ci­snął dłoń na mo­jej szyi, pod­czas gdy jego druga ręka po­wę­dro­wała do mo­ich bio­der, a jego ku­tas do­tarł do mo­jego tyłka. Całe moje ciało za­drżało i na­par­łam na niego za­chłan­nie. Roz­chy­li­łam uda, za­ko­ły­sa­łem bio­drami jak ni­gdy, za­pal­czy­wie na­pie­ra­łam na męż­czy­znę, aż jęk­nął ochry­płym „ja pier­dolę!” i za­czął mnie pie­przyć. Mocno.

– O tak, moja śliczna ku­rewko. Ale je­steś cia­sna!

Za­ci­ska­łam się na nim z ca­łej siły, a męż­czy­zna ję­czał gło­śno, trzy­ma­jąc mnie mocno za szyję i bio­dra. Przy­spie­szył, cho­ciaż nie są­dzi­łam, że to w ogóle moż­liwe, a z mo­jego gar­dła wy­do­były się spa­zma­tyczne sap­nię­cia. W ciągu ostat­nich kilku dni roz­pa­li­łam w so­bie tyle sfru­stro­wa­nej żą­dzy, że by­łam go­towa w jed­nej chwili. Nie­grzeczne kom­ple­menty Hansa w mo­ich uszach i wście­kła twarz Ilkki wy­raź­nie za­pi­sana w mo­jej pa­mięci spra­wiły, że za­czę­łam się jesz­cze szyb­ciej po­ru­szać, gdy za­le­wa­jąca mnie roz­kosz na­ra­stała do nie­wia­ry­god­nego po­ziomu. Bio­dra Hansa wbi­jały się w mój ty­łek, jego gruby ku­tas wwier­cał się we mnie tak, że gło­śne ude­rze­nia mo­ich po­ślad­ków o jego pod­brzu­sze zda­wały się wszę­dzie od­bi­jać echem, a kiedy wsu­nął pa­lec w moją cipkę, a stam­tąd prze­su­nął go na moją łech­taczkę, nie wi­dzia­łam już ani nie sły­sza­łam nic poza dzi­ko­ścią na­szego seksu.

Obez­wład­nia­jąca przy­jem­ność eks­plo­do­wała w mo­jej cipce i roz­lała się po ca­łym ciele. Sta­łam się ucie­le­śnie­niem zwie­rzę­cej żą­dzy, gdy dra­pa­łam pa­znok­ciami su­chą trawę i sza­leń­czo po­cie­ra­łam po­licz­kiem i pier­siami o szorstką zie­mię, po­zwa­la­jąc, by nowo po­znany męż­czy­zna pie­przył mnie na środku re­zy­den­cji.

Usły­sza­łam za sobą ni­ski po­mruk, gar­dłowy jęk i w końcu Hans po­lu­zo­wał ucisk na mo­jej szyi. Wbił palce w moje bio­dra, jesz­cze raz we mnie wszedł i wy­dał z sie­bie gło­śne, pełne ulgi stęk­nię­cie. Mia­łam wra­że­nie, że ten dźwięk od­bił się echem po ca­łym moim wnę­trzu i jesz­cze spo­tę­go­wał mój or­gazm.

Po chwili Hans opadł na mnie tak, że się po­ło­ży­łam. Drża­łam pod nim, w moim mó­zgu pły­wały cha­otycz­nie mgli­ste my­śli o przy­jem­no­ści. Tak mgli­ste, że na­wet nie by­łam do końca pewna, kto mnie pie­przył – Hans czy Ilkka. Po­czu­łam, jak ku­tas we mnie za­czyna wiot­czeć, a sperma spływa mi po udach, i na­bra­łam ochoty, żeby zro­bić to jesz­cze raz. Wła­śnie tam i wła­śnie wtedy. Nie czu­łam się w pełni za­spo­ko­jona.

– Sa­muli wła­śnie tu był – oznaj­mił Hans za­do­wo­lo­nym gło­sem.

Na­wet się nie wzdry­gną­łem, cho­ciaż gdzieś z od­dali do­cho­dził do mnie głos roz­sądku, który per­swa­do­wał, że po­win­nam się wsty­dzić. Kiedy nic nie od­po­wie­dzia­łam, męż­czy­zna do­dał:

– Może pój­dziemy do two­jego po­koju i spę­dzimy ra­zem tro­chę czasu?

Uzna­łam, że to do­bry plan.

– W po­rządku – sap­nę­łam.

Kiedy Hans wstał i po­mógł mi się pod­nieść, jesz­cze nie­wiele wie­dzia­łam o świe­cie. Ale ten stan rze­czy zmie­nił się w jed­nej chwili. Od­wró­ci­łem się, by ze­brać swoje po­roz­rzu­cane ubra­nia, a wi­dząc ba­sen, przy­po­mnia­łam so­bie, co pra­wie się wy­da­rzyło, za­nim przy­szedł Hans.

Pa­trząc na miej­sce, gdzie jesz­cze przed chwilą sie­dzia­łam z Ilkką, po­czu­łam ukłu­cie tę­sk­noty. Za­mgle­nie po or­ga­zmie znik­nęło, a w mo­jej gło­wie po­ja­wiło się tylko jedno py­ta­nie: Jak coś, co było ta­kie do­bre i słuszne, mo­gło być ta­kie złe?

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki