Zemsta - Lilith - ebook + audiobook

Zemsta ebook i audiobook

Lilith

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Porywająca opowieść o zemście, obsesji, karze i uległości

 

Emilia wiedzie szalone życie. Ze swoimi bogatymi znajomymi szasta pieniędzmi na prawo i lewo, imprezuje ponad miarę i często kończy w łóżku z przypadkowymi mężczyznami. Trafiła nawet na pierwsze strony tabloidów. Emilia ma również sekrety, które nie mogą wyjść na jaw. Z różnych powodów.

Okazuje się, że zachowanie tych tajemnic dla siebie nie będzie takie proste. Ktoś już od dawna śledzi poczynania Emilii, ma dostęp do jej komputera i telefonu, a nawet podgląd mieszkania. I osoba ta wie o każdym sprośnym szczególe z jej życia.

Kiedy tajemniczy dręczyciel konfrontuje się z dziewczyną, ta z początku jest przerażona i gotowa zrobić wszystko, by odzyskać kontrolę nad swoim życiem. Z czasem jednak strach zmienia się w pożądanie, a Emilia zanurza się w fascynującym świecie BDSM, który był jej przedtem zupełnie nieznany.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 181

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 35 min

Oceny
4,2 (29 ocen)
17
5
3
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ElinaWa

Nie polecam

Fuj, płycizna, szkoda czasu
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: Ko­sto

Prze­kład z ję­zyka fiń­skiego: Anna Smo­ter

Co­py­ri­ght © Li­lith, 2023

This edi­tion: © Ri­sky Ro­mance/Gyl­den­dal A/S, Co­pen­ha­gen 2023

Pro­jekt gra­ficzny okładki: Mo­nika Drob­nik-Sło­ciń­ska

Re­dak­cja: Wy­daw­nic­two Jak

Ko­rekta: Aneta Iwan

ISBN 978-91-8034-390-9

Kon­wer­sja i pro­duk­cja e-bo­oka: www.mo­ni­ka­imar­cin.com

Wszel­kie po­do­bień­stwo do osób i zda­rzeń jest przy­pad­kowe.

Word Au­dio Pu­bli­shing In­ter­na­tio­nal/Gyl­den­dal A/S

Kla­re­bo­derne 3 | DK-1115 Co­pen­ha­gen K

www.gyl­den­dal.dk

www.wor­dau­dio.se

Rozdział 1

Pew­nego ma­jo­wego przed­po­łu­dnia znowu obu­dzi­łam się ska­co­wana. Roz­glą­da­jąc się do­koła, wal­czy­łam ze wspo­mnie­niami po­przed­niego wie­czoru. Nie, nie przy­pro­wa­dzi­łam ni­kogo i z tego co pa­mię­tam, nie zro­bi­łam pu­blicz­nie nic, co mo­głoby się zna­leźć w pi­smach plot­kar­skich. Po­szłam ze swoją przy­ja­ciółką Ksan­drą na im­prezę, którą urzą­dził chło­pak z na­szego kręgu zna­jo­mych, syn pew­nego bo­ga­cza, ale nie wy­cho­dzi­li­śmy na ze­wnątrz, nie li­cząc ogro­dzo­nego po­dwó­rza du­żej działki.

Wy­lą­do­wa­łam z kimś w łóżku… z Ant­tim bo­dajże… w sy­pialni go­spo­da­rzy, ale uży­li­śmy gumki. Chyba. Mia­łam ta­bletki „po”, ale nie bar­dzo mnie to po­cie­szało w po­ranki, kiedy nie wie­dzia­łam nic o swoim part­ne­rze sek­su­al­nym.

Ostat­nio poza zwy­kłym ka­cem zma­ga­łam się też z mo­ral­nia­kiem, bo w końcu nie za­wsze by­łam im­pre­zo­wiczką z ko­lumn plot­kar­skich. Mój oj­ciec kie­ro­wał ogromną firmą bu­dow­laną i przez całe moje dzie­ciń­stwo prak­tycz­nie nie by­wał w domu. Z ko­lei ży­cie matki wy­peł­niały wy­da­rze­nia to­wa­rzy­skie, im­prezy i po­dróże, gdzie dzieci nie były mile wi­dziane. Do­ra­sta­łam więc głów­nie u ro­dzi­ców mo­jej matki w Loppi, w ma­łym domku jed­no­ro­dzin­nym. Kiedy skoń­czy­łam sie­dem lat, i oj­ciec, i matka stwier­dzili, że rów­nie do­brze mogę cho­dzić do szkoły w Loppi, skoro za­wsze usil­nie pro­si­łam o za­bra­nie mnie do babci. To roz­wią­zy­wało też pro­blem opieki nade mną. Bab­cia na­uczyła mnie tkać i szyć, a ro­bótki ręczne stały się moją pa­sją. Już w pod­sta­wówce za­czę­łam śle­dzić duże mię­dzy­na­ro­dowe ma­ga­zyny mo­dowe i pró­bo­wa­łam wy­cza­ro­wy­wać zja­wi­skowe kre­acje z ta­nich tka­nin i sta­rych za­słon. Ta­nich dla­tego, że moi dumni dziad­ko­wie, mimo że się u nich nie prze­le­wało, od ojca pie­nię­dzy nie chcieli.

W gim­na­zjum zna­łam już wła­ści­wo­ści ma­te­ria­łów i wie­dzia­łam, co można, a czego nie da się z nich zro­bić. Sama szy­łam so­bie ubra­nia i choć moja matka krę­ciła na to no­sem, to na­wet ona nie mo­gła za­prze­czyć, że efekty tej pracy były do­bre.

Loppi to mała wieś, która nie ofe­ruje zbyt wiele roz­ry­wek. Do­ra­sta­łam w to­wa­rzy­stwie kilku bli­skich przy­ja­ciół, ma­szyny do szy­cia, dru­tów i li­te­ra­tury. Kiedy po li­ceum do­sta­łam się przy dru­giej pró­bie na pro­jek­to­wa­nie ubioru na Uni­wer­sy­te­cie Aalto w Hel­sin­kach, po­ko­nu­jąc sze­regi in­nych chęt­nych, by­łam prze­ra­żona. Nie wie­rzy­łam, że mi się uda, i mia­łam w za­na­drzu re­ali­styczny plan awa­ryjny. Chcia­łam apli­ko­wać na ja­kiś kie­ru­nek do wyż­szej szkoły za­wo­do­wej i być może otwo­rzyć kie­dyś za­kład kra­wiecki lub mały bu­tik.

Do­sta­nie się na uni­wer­sy­tet ozna­czało prze­pro­wadzkę w oko­lice Hel­si­nek. Prze­nio­słam się do miesz­ka­nia ro­dzi­ców na We­sten­dzie w Espoo, gdzie mia­łam dużo czasu dla sie­bie. I to wła­śnie wtedy w moim ży­ciu na­stą­pił zwrot. Matka za­częła mnie wresz­cie za­bie­rać do zna­jo­mych i na przy­ję­cia, gdzie po­zna­łam dzieci jej przy­ja­ciół.

Przez pierw­szy rok pil­nie stu­dio­wa­łam i udało mi się uzbie­rać dość po­kaźną liczbę punk­tów ECTS, zdo­by­wa­jąc przy tym oceny ce­lu­jące. Na dru­gim roku nieco się opu­ści­łam i te­raz, na czwar­tym roku, po­sta­no­wi­łam ro­bić tylko tyle, żeby mnie nie usu­nęli z li­sty stu­den­tów. Więk­szość czasu spę­dza­łam z no­wymi przy­ja­ciół­kami: Ksan­drą, Ja­nitą i Si­sko. Każda miała za­moż­nych ro­dzi­ców i dzięki temu kartę kre­dy­tową i sa­mo­chód, a moja matka nie zdzier­ży­łaby my­śli, że je­stem w gor­szej sy­tu­acji. To spra­wiło, że się po­grą­ży­łam. Mia­łam na wy­cią­gnię­cie ręki nie­wy­obra­żalne kwoty, a po­nie­waż moje nowe przy­ja­ciółki nie były szcze­gól­nie am­bitne, mój świat też za­czął się kur­czyć i krę­cić wo­kół im­prez i za­ku­pów.

Kiedy mój oj­ciec zwró­cił na sie­bie uwagę ja­kiś oszu­stwem, któ­rego póź­niej nie dało się udo­wod­nić, ga­zety za­częły in­te­re­so­wać się rów­nież mną. Nie po­mógł też fakt, że Ja­nita była córką zna­nego po­li­tyka. W ta­blo­idach zna­la­zły się zdję­cia, na któ­rych pły­wam nago w ba­se­nie, po czym ta­rzam się w pia­sku z nie­ja­kim Ki­mem w dość na­mięt­nej at­mos­fe­rze. Po paru new­sach tego typu sta­łam się ostroż­niej­sza, ale pod wpły­wem al­ko­holu ba­riery zni­kały i zwłasz­cza kiedy cza­sami wzię­łam tro­chę po­pu­lar­nej w kręgu zna­jo­mych ko­ka­iny lub ec­stasy, szcze­gól­nie mi od­wa­lało. Jesz­cze parę lat temu nie wy­obra­ża­łam so­bie, że mo­gła­bym za­ży­wać nar­ko­tyki na­wet od czasu do czasu, ale przez moje nowe, upa­ja­jąco dzi­kie ży­cie spró­bo­wa­łam z cie­ka­wo­ści.

Chło­pa­ków zmie­nia­łam tak szybko, że w końcu za­częli na­kła­dać się na sie­bie i prze­sta­łam na­zy­wać ich swo­imi chło­pa­kami. Ostat­nio już ra­czej po pro­stu upra­wia­łam seks. Od­kry­łam seks dość późno, jako dzie­więt­na­sto­latka, ale od razu po­ko­cha­łam. Za­zwy­czaj ła­two mi było dojść i na­wet im­prezy, al­ko­hol czy ćpa­nie nie mo­gły się rów­nać z do­brym sek­sem.

Z tru­dem prze­łknę­łam ślinę, zma­ga­jąc się z nud­no­ściami. Znowu przy­po­mnia­łam so­bie smutny głos babci, kiedy ostat­nio w po­śpie­chu z nią roz­ma­wia­łam. Bab­cia była cie­płą, miłą osobą, która na pewno miała nie­gdyś wiele trud­no­ści ze swoją ka­pry­śną i lek­ko­myślną córką, a te­raz wy­glą­dało na to, że wnuczka przy­po­mina swoją matkę bar­dziej, niż kto­kol­wiek mógłby przy­pusz­czać jesz­cze parę lat temu. Bab­cia za­py­tała z nie­po­ko­jem o pew­nego newsa, który po­ja­wił się na stro­nie in­ter­ne­to­wej plot­kar­skiej ga­zety i który za­wie­rał wi­deo, jak prze­wra­cam się w cen­trum mia­sta, wy­sia­da­jąc z auta, a moja krótka su­kienka pod­wija się tak, że każdy z ga­piów mógł zo­ba­czyć, że nie mam na so­bie bie­li­zny. Wtedy tylko chi­cho­ta­łam, ale rano, zwłasz­cza po uka­za­niu się newsa, nie było mi już do śmie­chu, mimo że przy zna­jo­mych sta­ra­łam się grać roz­ba­wioną całą sy­tu­acją.

Ze­rwa­łam się z łóżka, za­ło­ży­łam T-shirt i po­szłam po dużą szklankę wody mi­ne­ral­nej do swo­jej no­wo­cze­snej kuchni. Obie­ca­łam so­bie, że na­stęp­nej je­sieni wrócę do na­uki jak na­leży, i przy­po­mnia­łam so­bie, że po­przed­niego lata zło­ży­łam so­bie taką samą obiet­nicę. Ze stu­dentki sta­łam się gwiaz­deczką o kiep­skiej re­pu­ta­cji.

Mój te­le­fon za­wi­bro­wał i po­my­śla­łam, że to Ksan­dra na­rzeka na swo­jego kaca lub pyta, jak się spi­sał mój ko­cha­nek z ostat­niej nocy. To nie ona jed­nak wy­słała wia­do­mość. W za­sa­dzie nie była od ni­kogo, kogo zna­łam. Za­wie­rała je­dy­nie trzy słowa. „Po­dejdź do kom­pu­tera”.

Nieco zdzi­wiona za­mru­ga­łam oczami i do­szłam do wnio­sku, że to musi być żart któ­re­goś z mo­ich zna­jo­mych.

„Sam se po­dejdź. Mam kaca” – wy­stu­ka­łam w te­le­fo­nie, uśmie­cha­jąc się ką­ci­kiem ust.

„Oczy­wi­ście, czego się spo­dzie­wa­łaś po tej ilo­ści szam­pana? Jak tam seks? Wy­glą­da­łaś na nieco znu­dzoną. Choć do­brze się pre­zen­to­wa­łaś na tej szy­deł­ko­wej koł­drze. Po­dejdź do kom­pu­tera”.

Strach za­mro­ził mi krew w ży­łach i po­czu­łam ucisk w gar­dle. Nikt z mo­ich przy­ja­ciół by tak nie na­pi­sał i by­łam nie­mal pewna, że nikt nie ob­ser­wo­wał, jak pie­przy­łam się z Ant­tim. W drzwiach sy­pialni był za­mek. Zwró­ci­łam na niego uwagę, bo to dość nie­ty­powe. I rze­czy­wi­ście znaj­do­wała się tam szy­deł­kowa koł­dra. A przede wszyst­kim, skąd kto­kol­wiek wie­dział, że wy­glą­da­łam na znu­dzoną? Antti był bar­dziej chętny niż sprawny, a że sama by­łam zbyt pi­jana, nie udało nam się do­grać.

„Kim je­steś? Je­śli to żart, to mnie nie bawi” – od­pi­sa­łam z bi­ją­cym ser­cem i uczu­ciem kuli w gar­dle.

„Kimś, kto wie, że masz mały, okrą­gły pie­przyk na le­wym po­śladku, ogo­loną na zero cipkę, bie­rzesz pro­fi­lak­tyczne leki na mi­grenę i masz re­ceptę na oxa­ze­pam. Czy­sto w te­stach na cho­roby we­ne­ryczne, któ­rych wy­niki przy­szły wczo­raj. Pla­no­wa­łaś też ope­ra­cję po­więk­sze­nia piersi. Te­raz po­dejdź do kom­pu­tera albo upu­blicz­nię coś, co ci się nie spodoba”.

Prze­ra­żona spoj­rza­łam na wia­do­mość. Moi part­ne­rzy sek­su­alni i naj­lepsi przy­ja­ciele mo­gli wie­dzieć o mo­ich po­ślad­kach czy cipce, ro­dzina o mo­ich mi­gre­nach, ale nikt nie wie­dział o leku prze­ciw­lę­ko­wym czy te­stach na cho­roby we­ne­ryczne – ani o tym, że prze­glą­da­łam strony chi­rur­gów pla­stycz­nych. Na drżą­cych no­gach po­de­szłam do kom­pu­tera, opa­dłam na fo­tel i otwo­rzy­łam lap­topa.

Za­ło­ży­łam ja­sno­brą­zowe, pro­ste włosy za uszy i kiedy za­ha­czy­łam wzro­kiem o małe lu­sterko sto­jące na stole, za­uwa­ży­łam, że moje duże brą­zowe źre­nice są jesz­cze więk­sze. Prze­nio­słam wzrok na ekran i za­czął się na nim po­ja­wiać tekst. Ot tak, po pro­stu.

„Mam sporo cie­ka­wych ma­te­ria­łów o to­bie. Zwłasz­cza z ostat­niego roku”.

Na ekra­nie uka­zał się na­gle plik wi­deo, po czym sam się otwo­rzył, a z mo­ich ust wy­mknęło się mi­mo­wol­nie drżące wes­tchnie­nie, kiedy zo­ba­czy­łam, jak się ma­stur­buję nago. Wy­sła­łam ten fil­mik do jed­nego ze swo­ich prze­lot­nych part­ne­rów ja­koś pół roku temu. Fa­cet wy­da­wał się grzeczny i chcia­łam się z nim tro­chę po­draż­nić. Sama usu­nę­łam plik, ale czy on też? Za­pew­niał, że tak. Ja­kim cu­dem znowu to oglą­da­łam?

Ko­lejny fil­mik to ob­raz z mo­jego po­koju sprzed dwóch mie­sięcy. W dol­nym rogu data. Upra­wia­łam seks z wy­raź­nie star­szym, po­zna­nym tam­tego wie­czoru żo­na­tym fa­ce­tem. Sły­chać było stęk­nię­cia i moje jęki roz­ko­szy, gdy ma­sywny part­ner wy­ko­ny­wał ryt­miczne ru­chy. Trze­cie wi­deo miało tę samą datę co dru­gie – był wie­czór i znowu by­łam w łóżku, z ko­lej­nym, tym ra­zem mło­dym męż­czy­zną. Ła­two go roz­po­zna­łam. To chło­pak Ja­nity, Karl albo Kalle, jak na niego wo­ła­li­śmy. Kalle brał mnie od tyłu i po­wta­rzał:

– O kurwa, Emi­lia, jak do­brze, jak do­brze…

Ja­nita nie była Kal­lemu zbyt wierna i po­dej­rze­wa­łam go o to samo, ale nie to było naj­waż­niej­sze. Naj­waż­niej­sze było to, w ja­kim świe­tle mnie to sta­wiało. Kiedy tak sie­dzia­łam wbita w fo­tel i oglą­da­łam fil­miki, na ekra­nie wy­świe­tlały się ko­men­ta­rze na te­mat mo­ich po­czy­nań.

„Star­czy. Wiesz prze­cież, że tam­ten fa­cet pra­cuje w par­la­men­cie. Czy ro­śnie z cie­bie nowa Pa­ris Hil­ton? I chło­pak przy­ja­ciółki… Obaj tego sa­mego dnia” – prze­czy­ta­łam, po czym wy­świe­tlił się nowy fil­mik, na któ­rym się ma­stur­buję.

Po­czu­łam ucisk w żo­łądku i mia­łam wra­że­nie, że za chwilę zwy­mio­tuję. Po­tem po­ja­wiły się SMS-y, w któ­rych uma­wia­łam się z tym par­la­men­ta­rzy­stą na spo­tka­nia, oraz na­gra­nia, w któ­rych ob­ga­dy­wa­łam swo­ich przy­ja­ciół lub za­ma­wia­łam so­bie od pew­nego ko­legi ko­ka­inę, a na­wet zdję­cie z miesz­ka­nia mo­ich ro­dzi­ców, kiedy pod­czas im­prezy wcią­ga­łam pro­chy ze stołu.

Osoba, która ko­mu­ni­ko­wała się ze mną w in­ter­ne­to­wym świe­cie, spra­wiała wra­że­nie, że wie o mnie wszystko. Wie­działa o mo­ich brud­nych ubra­niach, o wszyst­kich okro­pień­stwach i prze­stęp­stwach, ja­kie po­peł­ni­łam. O nar­ko­ty­kach. „Czy ja na­prawdę je­stem ta­kim czło­wie­kiem?” – za­sta­na­wia­łam się, a uczu­cie obrzy­dze­nia co­raz bar­dziej skrę­cało mój żo­łą­dek. „Ale to, co on robi, to prze­cież też jest prze­stęp­stwo|” – oznaj­mił mi ja­kiś za­ka­ma­rek mó­zgu. Na­ru­sza moją pry­wat­ność. Wła­mał się do mo­jego te­le­fonu, kom­pu­tera i naj­wy­raź­niej też do nie­zli­czo­nych ka­mer bez­pie­czeń­stwa, a to mu­siało być bar­dziej ka­ralne niż prze­spa­nie się po pi­jaku z żo­na­tym fa­ce­tem lub chło­pa­kiem ko­le­żanki czy re­kre­acyjne za­ży­wa­nie nar­ko­ty­ków.

„To prze­stęp­stwo” – na­pi­sa­łam na kom­pu­te­rze drżą­cymi pal­cami, po czym szybko do­da­łam: „Zmie­nię kom­pu­ter. Zgło­szę to po­li­cji”.

Kur­sor mi­gał przez chwilę po ci­chu, po czym do­sta­łam gifa z Ed­diem Mur­phym, który słodko się śmiał, z otwar­tymi ustami, błysz­czą­cymi zę­bami i rę­kami na klatce pier­sio­wej.

„Oczy­wi­ście, kurwa, że to prze­stęp­stwo. Cho­ciaż uwa­żam to też za swego ro­dzaju do­bry uczy­nek”.

A na­stęp­nie:

„Zmień kom­pu­ter. To mi nie prze­szko­dzi. I zgłoś to po­li­cji. Wszyst­kie twoje naj­więk­sze se­krety, o któ­rych wiemy tylko ja i ty, prze­do­staną się do in­ter­netu i ga­zet. Po­tem wy­le­cisz z Aalto”.

Zwy­mio­to­wa­łam. Wy­cią­gnę­łam w po­śpie­chu spod biurka kosz na pa­piery, a resztki je­dze­nia z wczo­raj­szego wie­czoru i nie­stra­wiony al­ko­hol wy­do­stały się z mo­ich ust i nosa, kiedy skrę­cało mnie z pa­nicz­nego stra­chu. Skąd, do cho­lery, ktoś to wszystko wie­dział? Filmy, na któ­rych upra­wiam seks z czy­imś mę­żem czy chło­pa­kiem lub wia­do­mo­ści o nich za­ła­ma­łyby mo­ich dziad­ków, nie mó­wiąc już o tym, że z le­ni­stwa po wy­cieczce do Kir­gi­stanu spla­gia­to­wa­łam mo­tyw raju na wy­pa­trzo­nej tam tka­ni­nie i uży­łam go w swoim pro­jek­cie ubioru. Zo­ba­czy­łam tę tka­ninę w pew­nym mu­zeum ro­bó­tek ręcz­nych i upew­ni­łam się w Go­ogle, że mu­zeum nie ma żad­nych ma­te­ria­łów w in­ter­ne­cie. Mu­sie­liby się nie­źle na­pra­co­wać, żeby mnie zde­ma­sko­wać.

Dla­czego ktoś miałby za­wra­cać so­bie tym głowę? Na ekra­nie po­now­nie po­ja­wiła się wia­do­mość.

„Daj spo­kój. Na­pij się wody i zbierz się do kupy. Je­steś silną dziew­czynką”.

Ro­zej­rza­łam się wo­kół. Ka­mery, wcze­śniej spra­wia­jące wra­że­nie bez­piecz­nych, wy­glą­dały te­raz groź­nie. Jak broń wy­ce­lo­wana w moją głowę.

„Czego chcesz?”

Od­po­wiedź na­de­szła na­tych­miast.

„Wresz­cie ja­kieś rze­czowe py­ta­nie. Ze­msty”.

Kogo skrzyw­dzi­łam aż na tyle, żeby pod­jął się ta­kiej wy­prawy krzy­żo­wej?

„Czy je­steś czy­jąś żoną?” – za­py­ta­łam, mimo że już pi­sząc wia­do­mość, uzna­łam to za głupi po­mysł.

„Je­śli czy­jaś żona za­da­wa­łaby so­bie tyle trudu z po­wodu ma­łej dziwki, by­łoby to moim zda­niem dość prze­sa­dzone. Nie mu­sisz wie­dzieć wię­cej”.

Sie­dzia­łam przed kom­pu­te­rem z za­szklo­nymi oczami i nie by­łam w sta­nie już od­pi­sać. Cze­ka­łam, aż czło­wiek, który miał w gar­ści moją re­pu­ta­cję, na­pi­sze, czego do­kład­nie ode mnie chce. I słusz­nie. Po chwili na kom­pu­te­rze znowu uka­zał się tekst.

„Na scho­dach jest paczka dla cie­bie. W środku są in­struk­cje. Na po­czą­tek mo­żesz zro­bić to, co umiesz naj­le­piej. Wy­stą­pić przede mną tak jak w tam­tych fil­mi­kach. Albo przed nami. Kto wie. Nie je­steś moim głów­nym ce­lem. Je­śli zro­bisz to, co mó­wię, nie uka­rzę cię za mocno”.

Co to wła­ści­wie ozna­czało? Za mocno? Główny cel? Czy jest nas wię­cej? Po­czu­łam, jak w gło­wie kłuje mnie ze stresu, kiedy pró­bo­wa­łam my­śleć, ale na nic roz­sąd­nego nie wpa­dłam. Wpa­try­wa­łam się w ekran pu­stymi oczyma, ze ści­śnię­tym żo­łąd­kiem. Ja­kiś prze­stępca chciał, że­bym przed nim wy­stą­piła. Przed nim i jego ko­le­gami. A ja nie mia­łam żad­nych moż­li­wo­ści, by od­mó­wić.

„Więc?” – za­py­tał mnie kom­pu­ter.

Wcią­gnę­łam po­wie­trze do płuc i od­po­wie­dzia­łam w tym sa­mym mo­men­cie, w któ­rym pierw­sza łza po­ja­wiła się na moim po­liczku:

„Okej”.

Wie­czo­rem koło ósmej cze­ka­łam z na­pię­ciem na roz­po­czę­cie pre­zen­ta­cji. Ksan­dra i Si­sko dzwo­niły, po­dob­nie jak kilku męż­czyzn, a moja mama wy­słała zdję­cie drinka z plaży w Ni­cei. By­łam spa­ra­li­żo­wana po tym wszyst­kim, co się wy­da­rzyło, i sku­li­łam się w łóżku. Myśl o tym, że ktoś cały czas mnie śle­dzi, mro­ziła mi krew w ży­łach, i już samo pój­ście do to­a­lety czy po je­dze­nie wy­da­wało się trudne. Mu­sia­łam się mocno wy­si­lać pod­czas roz­mów przez te­le­fon, żeby spra­wiać choć czę­ściowo nor­malne wra­że­nie.

W paczce otrzy­ma­łam wy­glą­da­jącą na drogą ka­merę in­ter­ne­tową, za­bawki i ko­stium, który mia­łam za­ło­żyć dwie go­dziny przed wy­stę­pem. Strój nie był wła­ści­wie ko­stiu­mem. Skła­dał się z la­tek­so­wego pasa do poń­czoch z pię­cioma me­ta­lo­wymi klam­rami z przodu i ha­czy­kami z tyłu i się­gał mi aż do ta­lii. Przy­cze­pi­łam do niego czarne poń­czo­chy, a na nogi wło­ży­łam bar­dzo wy­so­kie czarne szpilki na plat­for­mie, ro­dem z por­nosa. Wśród za­ba­wek znaj­do­wał się klips, który ści­skał moją łech­taczkę i wargi sro­mowe, oraz klipsy na sutki, z któ­rych zwi­sały drobne cię­żarki. Do­dat­kowo w paczce było ol­brzy­mie dildo, któ­rego naj­wy­raź­niej mia­łam w któ­rymś mo­men­cie użyć.

Lu­bi­łam seks, ale ni­gdy nie uży­wa­łam żad­nych za­ba­wek, nie li­cząc śred­niej wiel­ko­ści wi­bra­to­rów. Ni­gdy też nie by­łam zmu­szona czy­tać in­struk­cji, tak jak w przy­padku klip­sów. Kiedy się ubra­łam i usa­do­wi­łam na brzegu łóżka, po­czu­łam się jak w akwa­rium i mia­łam ochotę spo­glą­dać co chwilę w ka­merę lub czymś się za­kryć.

Mimo że cze­ka­łam na kon­takt, gwał­tow­nie się wzdry­gnę­łam, kiedy te­le­fon wy­dał dźwięk.

„Do­brze wy­glą­dasz. Bar­dzo ru­chal­nie. Te­raz od­ku­rzysz i umy­jesz ła­zienkę. Wszyst­kie te ak­ce­so­ria zo­stały za­mó­wione na twoją kartę kre­dy­tową. Czyż nie wspa­niale? Mo­żesz je za­trzy­mać”. Po­czu­łam upo­ko­rze­nie i od­razę, kiedy moja ści­śnięta klip­sem łech­taczka spu­chła, a cipka za­drżała. „Czy ja je­stem nor­malna, do ja­snej cho­lery?” – po­my­śla­łam w prze­ra­że­niu i za­py­ta­łam szybko o coś zu­peł­nie nie­istot­nego.

„Dla­czego ka­mera?”

Od­po­wiedź na­de­szła na­tych­miast.

„Być może chcę zdjęć z bli­ska. Ta­kich wy­raź­nych”.

Moje kro­cze po­now­nie drgnęło i opa­no­wał mnie wstyd. Po­de­szłam do szafy ze środ­kami do sprzą­ta­nia. Od­kąd wy­pro­wa­dzi­łam się od babci, nie mu­sia­łam zaj­mo­wać się pra­cami do­mo­wymi, ale jesz­cze pa­mię­ta­łam, jak używa się od­ku­rza­cza. Dziw­nie było jed­nak sprzą­tać w ta­kich ciu­chach i moc­nym ma­ki­jażu, do któ­rego uży­łam du­żej ilo­ści czar­nej kredki i ja­skra­wej ró­żo­wej szminki. Klipsy na sut­kach ob­cią­żały i ści­skały moje piersi tak, że za­częły na­brzmie­wać, po­dob­nie moja cipka.

Za­pew­nia­łam się w du­chu, że to z po­wodu za­ba­wek. Nie mo­głam prze­cież upaść na tyle ni­sko, żeby spra­wiało mi przy­jem­ność, gdy ja­kiś zwy­rol ob­ser­wuje mnie przez ka­merę. Od czasu do czasu mój te­le­fon wi­bro­wał i do­sta­wa­łam in­struk­cje lub po­chwały.

„Sprząt­nij też szafkę nocną”.

„Nie­wia­ry­godny ty­łek”.

„Wy­pnij się ład­nie, gdy szo­ru­jesz tę wannę”.

„Masz już na­brzmiałe cycki. Wy­gląda na to, że ci się po­doba”.

Moja twarz już na pewno po­czer­wie­niała ze wstydu, ale męż­czy­zna – to mu­siał być męż­czy­zna – po dru­giej stro­nie miał ra­cję. W ja­kiś po­krę­cony spo­sób po­do­bało mi się wszystko, co ro­bi­łam. Po­do­bały mi się bez­czelne ko­men­ta­rze i ucisk za­ba­wek w mo­ich wraż­li­wych miej­scach. Przy­po­mnia­łam so­bie fil­miki z rana i wszystko, co ro­bi­łam, i mia­łam wra­że­nie, że otrzy­ma­łam to, na co za­słu­ży­łam. Z dru­giej strony ba­łam się, że mój drę­czy­ciel je­dy­nie otrzy­mał w ten spo­sób do­dat­kowy ma­te­riał. Czy coś go po­wstrzyma przed wy­sła­niem wszyst­kich po­przed­nich ma­te­ria­łów i jesz­cze tego fil­miku na pa­stwę in­ter­nau­tów? Za­sta­na­wia­łam się, jaki czło­wiek się mną za­ba­wia, i wbrew roz­sąd­kowi zła­pa­łam trzę­są­cymi się dłońmi te­le­fon.

„Może mógł­byś po­wie­dzieć o so­bie coś wię­cej?”

Te­le­fon mil­czał, więc do­da­łam:

„Po­mo­głoby mi to wczuć się w kli­mat”.

To była prawda. Męż­czy­zna, który mnie kon­tro­lo­wał, mógł być sza­lo­nym so­cjo­patą albo miesz­ka­ją­cym z matką piw­ni­cza­kiem, który żył tylko w świe­cie wir­tu­al­nym, ale z ja­kie­goś po­wodu chcia­łam wie­dzieć o nim coś wię­cej. Co­kol­wiek. Od­po­wiedź nie nad­cho­dziła, więc prze­sta­łam już na nią li­czyć.

„30–40 lat. Ciemne włosy. Szczu­pły. 185–195 cm”.

Wzię­łam od­dech. Taki młody. I wy­soki. Sama mie­rzy­łam je­dy­nie metr pięć­dzie­siąt pięć, więc męż­czy­zna o wzro­ście 185 cen­ty­me­trów wy­da­wał mi się ol­brzy­mem. Jed­nak mój stal­ker mógł prze­cież kła­mać. Z ja­kie­goś po­wodu po pro­stu mu nie wie­rzy­łam. Albo nie chcia­łam wie­rzyć. Po chwili otrzy­ma­łam ko­lejną wia­do­mość, jakby ten ktoś po dru­giej stro­nie naj­pierw wa­żył słowa.

„Otwórz lap­topa, bo za­czy­namy”.

Moje my­śli wy­peł­niał strach przed nie­zna­jo­mym oprawcą.

„Czas się skoń­czył. Otwórz lap­topa. Usiądź na łóżku przed ka­merą. Od­chyl się do tyłu i roz­łóż uda”.

Otwo­rzy­łam lap­topa i z drże­niem uło­ży­łam się, jak mi ka­zał. Zer­k­nę­łam na ekran, kiedy się roz­świe­tlił. Zo­ba­czy­łam zdję­cie mę­skiej po­staci na tle tak ostrego świa­tła, że wi­doczna była je­dy­nie syl­wetka. Upew­niło mnie to jed­nak, że mó­wił wcze­śniej prawdę.

Sie­dział roz­kra­czony na ja­kieś ławce i prze­cią­gał się. Póź­niej po­chy­lił się do przodu i oparł łok­cie na ko­la­nach. Miał szczu­płą syl­wetkę i kiedy zmru­ży­łam oczy, na­bra­łam nie­mal stu­pro­cen­to­wego prze­ko­na­nia, że jego włosy są dłuż­sze niż zwy­kle u fa­ce­tów i chyba krę­cone albo przy­naj­mniej fa­lo­wane.

– Je­steś mo­kra. Wi­dzę to.

Głos wy­peł­nił prze­strzeń, do­bie­ga­jąc jed­no­cze­śnie z ka­mer bez­pie­czeń­stwa i kom­pu­tera, i wró­ci­łam na­tych­miast do rze­czy­wi­sto­ści. Kiedy pa­trzy­łam na po­stać przede mną, czu­łam się jak pod wpły­wem ja­kie­goś za­klę­cia i pra­wie za­po­mnia­łam, co ro­bię. Męż­czy­zna mó­wił prawdę. By­łam za­wsty­dza­jąco pod­eks­cy­to­wana i na dźwięk jego głosu moja obo­lała cipka ro­biła się jesz­cze bar­dziej mo­kra. Głos miał czy­sty i pełny, a pod bez­tro­sko przy­ja­ciel­skim to­nem kryła się bez­względna ostrość. „Brzmi sek­sow­nie, bo­sko sek­sow­nie” – prze­mknęło mi przez myśl. Pró­bo­wa­łam wziąć się w garść i po­wstrzy­mać in­stynkty w tak upo­ka­rza­ją­cej sy­tu­acji, ale nie mo­głam nic na to po­ra­dzić. Cze­ka­łam na łóżku z sze­roko roz­chy­lo­nymi no­gami na do­dat­kowe in­struk­cje, a po­nie­waż nie przy­szły od razu, krę­ci­łam się ner­wowo w miej­scu.

– I taka nie­cier­pliwa. Ści­śnij swoje piersi.

Zła­pa­łam się chci­wie za piersi i za­pisz­cza­łam. Pod na­ci­skiem klip­sów były obo­lałe i na­pięte, ale kiedy je ści­snę­łam, żar i pod­nie­ce­nie wstrzą­snęły moim cia­łem i czu­łam, jakby ktoś mi wy­lał na skórę pło­nącą ben­zynę.

– Wła­śnie tak. Po­ma­suj je.

Za­czę­łam ma­so­wać piersi i ja­koś udało mi się za­po­mnieć, że osoba, która mi roz­ka­zuje, jest kry­mi­na­li­stą i szan­ta­ży­stą. Wpa­try­wa­łam się w ekran i syl­wetkę wi­doczną przede mną, nie mo­głam już swo­bod­nie od­dy­chać. Za­gry­złam usta i ro­bi­łam, co mu­sia­łam.

– To lep­sze, niż so­bie wy­obra­ża­łem. Te­raz za­cznij się pie­ścić. Ale nie do­ty­kaj cipki.

Za­czę­łam gła­skać swój bok i brzuch, a na­pię­cie na­ra­stało. Na­dal było mi wstyd, ale dziwna żą­dza gwał­tow­nie ro­sła w siłę. Nie by­łam w sta­nie od­wró­cić wzroku od kom­pu­tera i cał­ko­wi­cie sku­pi­łam się na po­staci bez twa­rzy. Nie­bez­piecz­nym męż­czyź­nie, który pod­po­rząd­ko­wał mnie swo­jej woli. Wy­obra­zi­łam so­bie jego ciemne włosy na mo­ich pier­siach i kro­czu. Ten pełny głos tuż przy mnie. Jego ciało na­pie­ra­jące na moje. Prze­nio­słam dło­nie na uda i de­li­kat­nie prze­bie­głam pa­znok­ciami po ich wnę­trzu. Czu­łam, jak wzbiera we mnie or­gazm, a moja cipka drżała i pul­so­wała tak, że oprawca na pewno wi­dział moje pod­nie­ce­nie.

– Za­raz dojdę! – za­ję­cza­łam.

– Jesz­cze nie – roz­le­gło się z gło­śnika.

Pod­nie­ci­łam się jesz­cze bar­dziej i wy­gię­łam plecy, prze­no­sząc ręce na ka­napę. Gdy­bym da­lej się do­ty­kała, wy­bu­chła­bym jak mina lą­dowa – bez ostrze­że­nia i na­gle, nie zwa­ża­jąc na za­kazy.

– Nie je­stem w sta­nie… się do­ty­kać… je­śli nie mogę dojść… – wy­ja­śni­łam z tru­dem.

W po­koju roz­legł się dźwięczny, ła­godny śmiech.

– Mu­szę wy­my­ślić coś gor­szego, bo to ci tylko spra­wia przy­jem­ność.

– Ja nie… wcale nie… – za­czę­łam ża­ło­śnie, bar­dziej pod­nie­cona niż przed­tem. Wy­glą­dało na to, że im wię­cej mó­wił i im dłu­żej pa­trzy­łam na po­stać na ekra­nie, tym głę­biej wpa­da­łam w nie­po­jęty i obcy wir po­żą­da­nia. Mia­łam wra­że­nie, że sama sie­bie nie znam. Mia­łam wra­że­nie, że nie wiem ni­czego o sek­sie. Mia­łam wra­że­nie, że osza­la­łam.

– Te­raz zdej­mij klips – roz­le­gło się znowu w po­koju.

Drżą­cymi pal­cami chwy­ci­łam za klips i ja­koś udało mi się go zdjąć. Za­mknę­łam oczy i mu­sia­łam dać z sie­bie wszystko, żeby nie dojść w trak­cie. Moja łech­taczka wy­da­wała się ogromna i by­łam taka mo­kra. Jak ni­gdy wcze­śniej. Śli­zga­łam jed­nym pal­cem po swo­jej dziurce aż po po­śladki, a dru­gim do­tknę­łam po­duszki, na któ­rej ze­brała się wy­raźna wil­gotna ka­łuża.

– Za­bierz palce – po­wie­dział na­gle, po czym do­dał: – Użyj dilda. Włóż je głę­boko. Wy­sła­łem w swoim roz­mia­rze. Choć raz po­czu­jesz du­żego.

Głos był jak ostrze, które zda­wało się wbi­jać w moje wnętrz­no­ści. Męż­czy­zna był pod­nie­cony. Bar­dzo pod­nie­cony. Sły­sza­łam to. Spoj­rza­łam za­mglo­nymi oczami na ol­brzy­mie czer­wone dildo. Mu­siał kła­mać albo ni­gdy wcze­śniej nie wi­dzia­łam du­żego ku­tasa. Zła­pa­łam dildo i krą­ży­łam nim po swo­jej mo­krej cipce. Czu­łam już, jak or­gazm drży i ro­śnie w moim kro­czu, jak wstyd i pod­nie­ce­nie mie­szają się ze sobą, kiedy z za­pa­łem wpy­cha­łam sztucz­nego pe­nisa w okrop­nie wraż­liwą cipkę.

– Złap się za pierś i po­cią­gnij – roz­le­gło się w po­koju.

Pchnę­łam dildo moc­niej do środka, po­cią­gnę­łam się za pierś i wrza­snę­łam. Przez moją cia­sną cipkę i piersi prze­biegł pio­run, a bio­dra pod­nio­sły się do góry. Palce spa­zma­tycz­nie za­ci­snęły się na za­bawce, kiedy opa­no­wał mnie brudny, bez­denny or­gazm, który dał mi za­ra­zem przy­jem­ność i obrzy­dliwe uczu­cie.

– To nie ko­niec. Włóż je głę­boko i po­ru­szaj nim. Tam i z po­wro­tem.

Mimo że ję­cza­łam i wi­łam się w szpo­nach or­ga­zmu, głos roz­brzmie­wa­jący w po­koju prze­do­stał się do mo­jego mó­zgu i go po­słu­cha­łam. Krę­ci­łam bio­drami i wi­łam się wo­kół dilda, kiedy ko­lejny or­gazm za­czął się zbli­żać prze­ra­ża­jąco szybko.

– Wła­śnie tak. To twoje naj­lep­sze show. Głę­biej.

Nie ro­zu­mia­łam ni­czego, pa­trzy­łam tylko w stronę nie­malże czar­nej po­staci na ekra­nie. Ła­godny głos ota­czał moje ciało jak je­dwab, a jego po­zy­cja, do któ­rej zmu­sił mnie nie­znany czło­wiek, spra­wiła, że moja cipka wo­łała, żeby ją uwol­nić od tego cier­pie­nia. Za­mknę­łam oczy, ma­stur­bo­wa­łam się z krzy­kiem na ustach i wpy­cha­łam sztucz­nego członka tak głę­boko, jak tylko mo­głam. Całe moje ciało ogar­nął skurcz, kiedy ude­rzył mnie gniewny pio­run ko­lej­nego or­ga­zmu.

Po­tem opa­dłam ple­cami na łóżko, jedną nogę po­sta­wi­łam na pod­ło­dze i wpy­cha­łam w sie­bie czer­wone dildo. Nie­świa­do­mie unio­słam głowę w po­wie­trze, a cipka pul­so­wała bar­dziej niż przed­tem, kiedy spo­glą­da­łam na prze­mian na syl­wetkę wy­mie­rza­ją­cego karę męż­czy­zny i na swoje kro­cze, w któ­rym raz za ra­zem nur­ko­wał za­bój­czo wspa­niały sztuczny pe­nis.

Kiedy wresz­cie skoń­czy­łam, ręka mnie pa­liła i opa­dłam wy­czer­pana na ka­napę. Nie by­łam w sta­nie na­wet wy­jąć z sie­bie dilda.

– Brawo, Emi­lio – roz­le­gło się w mo­ich uszach, po czym ekran po­ciem­niał. Za­wi­bro­wał mi te­le­fon, kiedy do­sta­łam SMS-a. Le­d­wie by­łam w sta­nie pod­nieść apa­rat.

„Jako pre­zent do­sta­niesz na­gra­nie two­jego wy­stępu z ka­mery bez­pie­czeń­stwa”.

Nie by­łam w sta­nie my­śleć o ni­czym. I z ja­kie­goś po­wodu czu­łam się roz­cza­ro­wana, że mój drę­czy­ciel już się wię­cej nie ode­zwał.

Rozdział 2

Kiedy po wsty­dli­wym wy­stę­pie do­cho­dzi­łam do sie­bie, po­sta­no­wi­łam ku­pić lot do miej­sca, do któ­rego naj­szyb­ciej mo­głam się do­stać. Ce­lem po­dróży był Bu­da­peszt, a kiedy Ksan­dra do­dzwo­niła się do mnie i usły­szała, że po­trze­buję zmiany oto­cze­nia, ra­do­śnie pod­eks­cy­to­wana od razu do mnie do­łą­czyła.

W za­sa­dzie nie mia­łam za­miaru brać z sobą przy­ja­ciół, ale pa­pla­nie Ksan­dry oka­zało się te­ra­peu­tyczne. Od­da­liło moje my­śli od tego, co się wy­da­rzyło, a po­nie­waż nie było żad­nych wie­ści o moim ta­jem­ni­czym stal­ke­rze, uspo­ko­jona po­my­śla­łam, że nie wy­ru­szy w ślad za mną na Wę­gry. W po­koju ho­te­lo­wym nie było ka­mer, lap­topa uży­wa­łam mało i być może – nie wie­dzia­łam o tech­no­lo­gii in­for­ma­cyj­nej zbyt wiele – męż­czy­zna nie miał do­stępu do mo­jego te­le­fonu, kiedy by­łam w in­nym kraju.

Za­trzy­ma­ły­śmy się w ho­telu Hil­ton usy­tu­owa­nym po stro­nie Budy na te­re­nie Wzgó­rza Zam­ko­wego. Dłu­gie po­po­łu­dnia spę­dza­ły­śmy w skle­pach, ale z ja­kie­goś po­wodu sza­sta­nie pie­niędzmi nie wy­da­wało mi się już tak wy­zwa­la­jące jak przed­tem. A kiedy cho­dzi­ły­śmy do ba­rów, nie mia­łam od­wagi wyjść z żad­nym fa­ce­tem. Ani nie chcia­łam.

Gdy oglą­da­łam na kom­pu­te­rze swoje nie­dawne po­czy­na­nia, czu­łam wy­rzuty su­mie­nia i wstyd. Nie wsty­dzi­łam się sa­mego faktu, że upra­wia­łam seks czy im­pre­zo­wa­łam, ale tego, że wszystko to sama za­ini­cjo­wa­łam. Za­ży­wa­nie nar­ko­ty­ków, par­la­men­ta­rzy­sta, Kalle, ob­ra­bia­nie dupy ko­le­żan­kom i naj­więk­szy ze wszyst­kiego błąd – pla­giat – two­rzyły taką ca­łość, że nie po­zna­wa­łam już sa­mej sie­bie. Zwłasz­cza pla­giat i obawa przed jego ujaw­nie­niem zże­rały mnie od środka jak wy­głod­niały pa­so­żyt, te­raz, kiedy nie by­łam cały czas pi­jana i uwi­kłana w ja­kiś zwią­zek i nie szu­ka­łam za­po­mnie­nia w trwo­nie­niu pie­nię­dzy.

Na do­da­tek za­wsty­dzało mnie to, jak bar­dzo się pod­nie­ci­łam, pod­da­jąc się woli nie­zna­jo­mej osoby. Czy ja by­łam ja­kimś per­wer­sem? Co jesz­cze po­zwo­li­ła­bym mu so­bie zro­bić, gdy­bym sta­nęła z nim oko w oko? I dla­czego wie­czo­rami, kiedy le­ża­łam sa­mot­nie w łóżku, mój umysł za­wsze po­wra­cał do tam­tej sy­tu­acji i mu­sia­łam się pie­ścić, do­póki nie do­sta­łam jed­no­cze­śnie wsty­dli­wego i przy­jem­nego or­ga­zmu?

W każ­dym ra­zie za­miast na fa­ce­tach i nad­mier­nym pi­ciu sku­pi­łam się na do­sko­na­le­niu swo­jej opa­le­ni­zny w licz­nych uzdro­wi­skach i cho­dzi­łam na tyle za­bie­gów upięk­sza­ją­cych twarz i ciało, że moja skóra stała się gładka i za­dbana w każ­dym calu. Zna­la­zły­śmy w pew­nym sku­pi­sku knajp po stro­nie Pesztu je­den z naj­lep­szych cock­tail ba­rów w mie­ście, który wkrótce stał się na­szym ulu­bio­nym, i przez trzy wie­czory z rzędu opa­no­wa­ły­śmy jego środ­kowe, naj­bar­dziej wi­doczne ka­napy, przy­cią­ga­jąc do sie­bie licz­nych męż­czyzn, któ­rych uwaga bar­dzo schle­biała Ksan­drze. Kiedy ja ni­kim się nie za­in­te­re­so­wa­łam, przy­ja­ciółka mnie skry­ty­ko­wała, że sta­łam się za bar­dzo wy­ma­ga­jąca.

Czwar­tego dnia uda­łam się do fry­zjera w na­szym ho­telu, mimo że wie­dzia­łam, że spóź­nię się na spo­tka­nie z Ksan­drą. Wy­sła­łam jej SMS-a, a ona po ja­kimś cza­sie od­po­wie­działa, że idzie do na­szego baru. Zro­bi­łam so­bie kilka ja­śniej­szych pa­se­mek i kiedy wie­czo­rem wstą­pi­łam do baru, uj­rza­łam swoją brą­zo­wo­włosą, wy­soką przy­ja­ciółkę w na­szym sta­łym miej­scu. Wy­glą­dało na to, że ma już to­wa­rzy­stwo – je­den fa­cet sie­dział obok niej, drugi na fo­telu nie­opo­dal, a trzeci na ka­na­pie na­prze­ciwko. Ksan­dra dzia­łała szyb­ciej niż zwy­kle.

Przej­rza­łam się w lu­strze za ba­rem i uśmiech­nę­łam się do sie­bie. Wy­glą­da­łam do­brze. Ład­nie wy­re­gu­lo­wane brwi, lśniące brą­zowe oczy, od­po­wiedni ma­ki­jaż, górna część ust wy­raź­nie za­ry­so­wana, a dolna warga zde­cy­do­wa­nie peł­niej­sza. Moja opa­le­ni­zna za­częła w ostat­nich dniach pro­mie­nio­wać za­pra­sza­jąco, a pod­kre­ślała ją jesz­cze ob­ci­sła su­kienka bez ra­mią­czek w ko­lo­rze ja­snego różu. Do­sko­nale le­żała na moim szczu­płym ciele, uwy­pu­klała de­li­katne krą­gło­ści i od­sła­niała opa­lone uda.

Po­de­szłam do ka­nap i rzu­ci­łam Ksan­drze nie­dbałe „cześć”. Od­wró­ciła głowę i uśmiech­nęła się we­soło.

– Wresz­cie! Chodź przy­wi­tać Ba­lázsa i Ádáma.

Ba­lázs był ni­skim bru­ne­tem o nie­bie­skich oczach, Ádám był wyż­szy, miał mocną bu­dowę ciała i sztywne czarne włosy. Męż­czy­zna sie­dzący na ka­na­pie na­prze­ciwko nie spoj­rzał na mnie ani mnie nie przy­wi­tał. Przyj­rza­łam mu się uważ­niej.

Sam zaj­mo­wał po­nad po­łowę ka­napy, na któ­rej zmie­ści­łyby się co naj­mniej trzy osoby. Wy­god­nie roz­party wy­glą­dał na zre­lak­so­wa­nego. Po­ło­żył rękę na opar­ciu i wy­cią­gnął jedną nogę przed sie­bie. Miał na so­bie drogi czarny gar­ni­tur z koł­nie­rzem man­da­ryń­skim, za­pię­tym pod szyję. Strój le­żał na nim do­sko­nale i od razu za­uwa­ży­łam, że był szyty na miarę. Męż­czy­zna ob­ra­cał w dłoni duży kie­li­szek wina. Po­czu­łam w środku coś na kształt stra­chu. Z tej per­spek­tywy nie wi­dzia­łam do­kład­nie jego twa­rzy, ale nie mu­sia­łam. 30–40 lat. Ciemne włosy. Szczu­pły. 185–195 cen­ty­me­trów. Fa­lo­wane, nieco dłuż­sze ciem­no­brą­zowe włosy, które opa­dały na czoło, szyję i uszy. Wszystko się zga­dzało z ob­cym, który mnie kon­tro­lo­wał.

Po­czu­łam, jakby ktoś ude­rzył mnie w brzuch, ale po­tem wzię­łam głę­boki od­dech, za­pew­nia­jąc samą sie­bie, że to pa­ra­noja. Opis pa­so­wał do mi­liona fa­ce­tów na świe­cie. Na pewno mi­ja­łam ta­kich już na­wet na Wę­grzech. Poza tym jaki prze­stępca byłby tak bez­czelny, żeby po­ka­zy­wać mi swoją gębę na środku baru?

Na­chy­li­łam się do Ksan­dry i wska­zu­jąc głową go­ścia na ka­na­pie, za­py­ta­łam:

– Kto to jest?

– To ja­kiś Bry­tyj­czyk, ale nie jest zbyt przy­ja­zny. Jego ko­lega wy­szedł pół go­dziny temu, a on tylko sie­dzi i za­biera nam miej­sce.

Zer­k­nę­łam w stronę męż­czy­zny, który na­dal obo­jęt­nie ba­wił się kie­lisz­kiem. Bry­tyj­czyk. Po­czu­łam ulgę i wzru­szy­łam ra­mio­nami.

– Cóż, zmie­ścimy się tu­taj. Masz już dwóch ad­o­ra­to­rów. A wie­czór jest jesz­cze młody. Upo­lu­jesz ich wię­cej.

– Ten je­den byłby wart przy­naj­mniej stu in­nych – rzu­ciła Ksan­dra z nie­za­do­wo­le­niem, a ja za­chi­cho­ta­łam bez­wied­nie.

Usia­dłam na­prze­ciwko Ksan­dry w rogu ka­napy i wresz­cie wy­raź­nie zo­ba­czy­łam jego twarz, wą­ską i bladą, o wy­so­kich ko­ściach po­licz­ko­wych. Miał dłu­gie rzęsy i oczy w kształ­cie mig­da­łów, ale trudno było stwier­dzić, czy są zie­lone, czy brą­zowe. Ciemne ko­smyki wy­glą­dały nie­sfor­nie. Nie­zna­jomy miał też kil­ku­dniowy za­rost, któ­rego ce­lowo nie zgo­lił. Mój wzrok prze­śli­zgnął się na dłu­gie, pro­por­cjo­nalne ciało i prze­łknę­łam ślinę. Coś za­ko­tło­wało się we mnie, jak gdyby mały ptak za­czął nie­cier­pli­wie trze­po­tać skrzy­dłami w moim brzu­chu.

– Czym się zaj­mu­jesz, Emi­lio? – za­py­tał mnie Ádám i pa­trzył z za­in­te­re­so­wa­niem na moje ciało w ku­sej su­kience.

– Te­raz ro­bię so­bie urlop na Wę­grzech – od­par­łam ko­kie­te­ryj­nie i zer­k­nę­łam szybko na męż­czy­znę z na­prze­ciwka. Ob­ra­cał w ręce kie­li­szek z wi­nem. Czer­wone wino. Ni­czym krew.

Za­drża­łam i spró­bo­wa­łam prze­nieść wzrok po­now­nie na Ádáma, ale kiedy ką­tem oka zo­ba­czy­łam ruch, nie mo­głam nic po­ra­dzić. Ga­pi­łam się, jak obcy w czar­nym gar­ni­tu­rze unosi kie­li­szek do ust i prze­łyka na­pój, lu­stru­jąc mnie wzro­kiem. Wy­da­wał się dość znu­dzony. Znu­dzony! „Zwy­kle męż­czyźni tak na mnie nie re­agują” – po­my­śla­łam z lek­kim obu­rze­niem. Ta­jem­ni­czy gość po­sta­wił kie­li­szek na swoim ko­la­nie i oparł się na ka­na­pie. Coś w jego ru­chach spra­wiało, że mój uprzedni nie­po­kój za­czął roz­sa­dzać mnie od środka. „To nie może być ten sam czło­wiek” – wy­ja­śnia­łam so­bie, ale nie umia­łam stłu­mić dziw­nego i zło­wro­giego, a jed­no­cze­śnie za­chę­ca­ją­cego i odu­rza­ją­cego uczu­cia, które we mnie na­ra­stało. Moje oczy lu­stro­wały męż­czy­znę, a my­śli w gło­wie ga­lo­po­wały. Mój szan­ta­ży­sta był Fi­nem. Po­tem przy­szło mi na myśl, że osoba mó­wiąca do mnie z kom­pu­tera nie mu­siała być tą samą osobą, którą wi­dzia­łam na ekra­nie.

Za­drża­łam, kiedy usły­sza­łam swoje imię. Ádám py­tał wy­raź­nie już po raz drugi:

– Zaj­mu­jesz się czymś jesz­cze poza urlo­po­wa­niem?

Uśmiech­nę­łam się do niego.

– Stu­diuję modę na uni­wer­sy­te­cie.

Z na­prze­ciwka do­bie­gło zdu­szone chrząk­nię­cie i mój wzrok po­wę­dro­wał znowu na ob­cego. Pa­trzył gdzieś w dół, a w ką­ci­kach ust prze­biegł lekki uśmiech, za­nim znik­nął i na twa­rzy po­ja­wiła się ta sama ma­ska obo­jęt­no­ści co po­przed­nio.

Czu­łam się, jak­bym wy­pa­dła z wozu cią­gnię­tego przez dzi­kie ko­nie, i in­stynk­tow­nie przy­lgnę­łam do kra­wę­dzi ka­napy. Czy to był przy­pa­dek? A może nie? Ja też uśmie­cha­łam się cza­sem do swo­ich my­śli. Pró­bo­wa­łam przy­cią­gnąć jego wzrok, ale mi się nie udało.

Od tam­tego mo­mentu nie by­łam już w sta­nie sku­pić się na ni­czym in­nym. Na­wet nie pró­bo­wa­łam. Przy­glą­da­łam się nie­wzru­sze­nie męż­czyź­nie w czar­nym gar­ni­tu­rze i no­to­wa­łam każdy szcze­gół. Srebrne gu­ziki jego ma­ry­narki. Duże, sze­ro­kie dło­nie. Mocne nad­garstki. Po­dłużne, dość wą­skie usta, któ­rych ką­ciki ku­sząco uno­siły się w górę, kiedy się uśmie­chał. Gę­ste rzęsy, które rzu­cały cień na białą skórę, kiedy pa­trzył na swój kie­li­szek z wi­nem. Dłu­gie udo, które opi­nał ma­te­riał gar­ni­turu.

Czu­łam, jak w prze­ra­ża­ją­cym tem­pie ro­bię się pod­nie­cona i wil­gotna. Mimo po­czu­cia za­gro­że­nia. I tylko pa­trząc. Nie­zbyt uważ­nie słu­cha­łam roz­mowy mo­ich to­wa­rzy­szy i od­po­wia­da­łam zdaw­kowo na py­ta­nia Ádáma i Ba­lázsa. Tak, po­do­bał mi się Bu­da­peszt, Most Łań­cu­chowy, Wzgó­rze Zam­kowe, łaź­nie ter­malne. Zwłasz­cza mu­zeum sztuki użyt­ko­wej, gdzie wy­sta­wiono stare je­dwabne tka­niny i ro­bótki szy­deł­kowe. Z tru­dem do­bie­ra­łam słowa i nie od­wra­ca­jąc wzroku od ob­cego, śle­dzi­łam jego czyn­no­ści. Sma­ko­wał po­woli wino i od czasu do czasu po­zwa­lał swoim oczom krą­żyć po ba­rze. Kilka razy jego te­le­fon wy­dał dźwięk i męż­czy­zna spraw­dził SMS-a lub ma­ila. Nic nie wska­zy­wało na to, że jest choć tro­chę mną za­in­te­re­so­wany. Wy­da­wało się, że po pierw­szym rzu­cie oka cał­ko­wi­cie o mnie za­po­mniał. Wku­rzało mnie to. Sama by­łam tak ocza­ro­wana, że z tru­dem się po­ru­sza­łam i wy­sła­wia­łam, a on mnie trak­to­wał jak po­wie­trze. Wy­star­czy­łoby mi kilka spoj­rzeń. Czy chcia­łam zbyt wiele?

W za­sa­dzie to nie sły­sza­łam już roz­mowy Ksan­dry i jej to­wa­rzy­szy i od ja­kie­goś czasu wcale się nie od­zy­wa­łam, kiedy na­gle po­czu­łam szturch­nię­cie w bok.

– Emi­lio, prze­stań! Ośmie­szasz się. Mó­wi­łam prze­cież, że nie jest zbyt przy­ja­zny – wy­szep­tała przy­ja­ciółka. Nie­chęt­nie prze­nio­słam wzrok na jej nie­bie­skie oczy i za­mru­ga­łam ni­czym wy­bu­dzona ze snu.

– Co masz na my­śli? – za­py­ta­łam dziw­nie ni­skim gło­sem.

– Ten fa­cet na pewno go­tuje się ze śmie­chu, bo ob­cza­jasz go jak ja­kiś śli­niący się szcze­niak. Poza tym za­czy­nasz nu­dzić chło­pa­ków. Skup się. Na czymś in­nym niż to, co wi­dzisz przed sobą.

Zer­k­nę­łam na ka­napę na­prze­ciwko i na uła­mek se­kundy mój wzrok na­po­tkał oczy męż­czy­zny, który skradł moje za­in­te­re­so­wa­nie. Tań­czyło w nich roz­ba­wie­nie i coś jesz­cze. Coś, co mu­sia­łam od­kryć. Wsta­łam z ka­napy i jak wcze­śniej ptak ma­chał w moim brzu­chu skrzy­dłami, tak te­raz było ich całe stado. Ko­lana mi drżały, ale nie mia­łam przed sobą dłu­giej drogi.

Usia­dłam obok ob­cego w czar­nym gar­ni­tu­rze i wy­cią­gnę­łam nogi przed sie­bie tak, że moja i tak już kusa su­kienka pod­nio­sła się nie­malże do bio­der. Bry­tyj­czyk prze­su­nął wzrok z mo­jej twa­rzy na ciało i już z tego po­wodu czu­łam, że moje za­loty się opła­ciły. Opar­łam się o ka­napę w miej­scu, gdzie spo­czy­wała ręka ob­cego, i czu­łam, jak moje ra­miona i włosy mu­snęły jego rę­kaw.

Po­żą­da­nie, które ro­sło we mnie mi­nuta po mi­nu­cie, za­mie­niło się na­gle w du­szą­cego z nie­wia­ry­godną siłą, roz­ry­wa­ją­cego moje wnętrz­no­ści po­twora. Moje ciało się spięło, bo­lały mnie piersi, a mię­dzy no­gami ro­bi­łam się co­raz bar­dziej wil­gotna. Mia­łam ochotę ję­czeć i wić się, a męż­czy­zna prze­cież na­wet się do mnie nie ode­zwał, nie wspo­mi­na­jąc już o do­ty­ka­niu. Ciemne oczy wznio­sły się ku moim i za­uwa­ży­łam, że wi­ro­wały w nich zie­lone plamki na brą­zo­wym tle. Albo brą­zowe plamki na zie­lo­nym tle. Uniósł rękę i na­gle po­czu­łam, że de­li­kat­nie po­ciąga moje ko­smyki.

Mia­łam sporą wprawę we flir­to­wa­niu, ale te­raz nie po­tra­fi­łam wy­po­wie­dzieć słowa. „Jedno zda­nie, jedno zda­nie” – po­wta­rza­łam so­bie w po­czu­ciu bez­na­dziei. Za­raz so­bie po­my­śli, że je­stem in­te­lek­tu­al­nie wy­bra­ko­wana.

– Szu­kasz to­wa­rzy­stwa? – wy­du­si­łam z sie­bie w końcu ci­chym, ochry­płym gło­sem i pod­nio­słam dłoń do jego dłoni, która na­dal prze­cze­sy­wała moje włosy.