Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Aleksander Kuźmiński potrafi o siebie zadbać. Prowadzi finanse największych szefów mafii na świecie, wchodzi w niezobowiązujące relacje z kobietami, które niczego od niego nie oczekują, w życiu kieruje się zimną kalkulacją i logiką, nigdy nie tracąc kontroli.
Mężczyzna ma brata, który jest jego całkowitym przeciwieństwem. Pewnego dnia Ludwik wpada w kłopoty z powodu narkotyków i trafia do więzienia. Aleksander pojawia się więc w Finlandii, żeby pomóc bratu w tej trudnej sytuacji.
Kiedy na jaw wychodzą nielegalne interesy Ludwika, pewny siebie księgowy musi ratować także Mariellę, dziewczynę brata. Zabiera ją do Polski i ze względów bezpieczeństwa przetrzymuje u siebie w mieszkaniu.
Wciąż jednak musi stawić czoła Fiodorowi, baronowi narkotykowemu przestrzegającemu kodeksu Hammurabiego. Przestępca stawia Aleksandrowi ultimatum. Jeśli uda mu się doprowadzić do prawdziwej braterskiej zdrady – uwieść Mariellę – dług zostanie spłacony. Aleksander musi jedynie uwiecznić wszystko na zdjęciach i filmach, aby Fiodor mógł je pokazać niczego niepodejrzewającemu Ludwikowi.
Sytuacja komplikuje się, gdy Aleksander spogląda w bursztynowe oczy Marielli. Coraz trudniej będzie mu pamiętać, że ma jedynie zadanie do wykonania. I że nie powinien dać się ponieść swoim uczuciom i pożądaniu…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 261
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Petos
Przekład: Erica Joy
Copyright © Lilith, 2024
This edition: © Risky Romance/Gyldendal A/S, Copenhagen 2024
Projekt graficzny okładki: Monika Drobnik-Słocińska
Redakcja: Anna Nowak
Korekta: Magdalena Mierzejewska
ISBN 978-91-8034-392-3
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S
Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
www.gyldendal.dk
www.wordaudio.se
Rozdział 1
Aleksander
Nigdy nie byłem zazdrosny o swojego brata. Niektórzy mogliby pomyśleć, że okłamię innych i samego siebie, bo przecież brat był znacznie przystojniejszy i zabawniejszy ode mnie, a do tego po prostu bardziej lubiany. Jednak wszystko w życiu ma dwie strony medalu. U Ludwika były nią jego impulsywność, nieustające poszukiwanie przyjemności i skłonność do bezmyślnego zachowania. Przez to co rusz wpadał w kłopoty, robił coś idiotycznego albo po raz kolejny musiał układać swoje sprawy od nowa. Jego styl życia świetnie obrazował tatuaż, który zrobił sobie prawie na całych plecach, a po roku postanowił go usunąć.
Tymczasem ja poszedłem na Uniwersytet Harvarda, kiedy miałem dwadzieścia lat. Już wtedy doradzałem ojcu i jego księgowemu, jak inwestować pieniądze. W tamtym okresie Ludwik prowadził kilka burdeli i brał kokainę. Po paru latach hulaszczego życia postanowił wziąć się w garść i został muzykiem. Wraz z kilkoma przyjaciółmi grywał covery dawnych przebojów w warszawskich i krakowskich pubach. Ale w końcu i to mu się znudziło.
Przez jakiś czas Ludwik żył za pieniądze ojca. Kiedy się okazało, że z miesiąca na miesiąc przepuszcza coraz więcej gotówki, nie pracując przy tym, a jedynie odgrywając bogatego chłopaka przed wszystkimi ładnymi dziewczynami w całej Polsce, ojciec odciął go od majątku. Poinformował Ludwika, że antykwariusza najzwyczajniej w świecie nie stać na opłacanie tak luksusowego stylu życia. Oczywiście, ojciec nieco mijał się z prawdą, o czym Ludwik doskonale wiedział. Nasz ojciec po prostu lubił utrzymywać pewną fasadę, nawet przed tymi, którzy wiedzieli, jak wygląda sytuacja.
A przedstawiała się tak, że ojciec prowadził sklep, w którym sprzedawał antyki, a tak naprawdę był przestępcą i jednym z najpotężniejszych gangsterów na świecie. Pośredniczył w handlu bronią i narkotykami, a do tego prowadził nielegalne domy publiczne w Polsce i poza jej granicami.
Z mojego punktu widzenia antykwariat to genialna przykrywka i łatwy sposób na pranie brudnych pieniędzy. Za rozsądną cenę kupujesz na przykład jakiś obraz Salvadora Dalego albo któregoś z holenderskich mistrzów, ale jeszcze nie aż tak rozsławiony, a za rok czy dwa sprzedajesz z czystym zyskiem. Tę część działalności ojca, związaną z antykami i sztuką, mimo że był w tym element fałszerstwa i innych niezgodnych z prawem działań, lubiłem najbardziej. Choć antykwariat pozwalał na pranie tylko niewielkiej części dochodów.
Byłem zaledwie nastolatkiem, kiedy ojciec zauważył u mnie wyjątkowy talent matematyczny. Ponieważ dodatkowo przejawiałem zainteresowanie inwestycjami, tata stopniowo wdrażał mnie w swój biznes. Na początku powierzał mi transakcje na niewielkie kwoty, ale dość szybko sumy, którymi obracałem, się zwiększyły. Od zawsze marzyłem o pracy w branży finansowej i los mi w tym pomógł. Dzięki zleceniom od ojca zaczęli się do mnie zgłaszać inni biznesmani potrzebujący podobnych usług. Mój ojciec polecał mnie swoim partnerom biznesowym i tak zamiast robić karierę szanowanego brokera lub bankiera inwestycyjnego, zdobyłem nietuzinkową, acz lukratywną posadę. Zostałem menedżerem portfeli obrzydliwie bogatych przestępców.
Nie wszystko, co wiązało się z tego typu działalnością, mi się podobało, ale szybko się pogodziłem z tym, kim jestem i jaki zawód wykonuję. Po pierwsze, byłem dobry w tym, co robiłem, a po drugie, ktoś i tak by się tym zajął.
Jedyne, od czego starałem się trzymać z daleka, to operacje pieniężne związane z handlem ludźmi. Niestety w tym biznesie cholernie trudno było wyznaczyć granicę. W samych burdelach mojego ojca pracowali kobiety i mężczyźni uzależnieni od narkotyków, więc aby zarobić na swoje używki albo utrzymanie rodzin, które były gdzieś daleko, musieli się rok po roku prostytuować. Kiedy weszło się w ten świat, nie dało się go w zasadzie opuścić. Rzecz jasna, mój ojciec twierdził, że w jego burdelach nikt nie pracował pod przymusem.
Teraz miałem trzydzieści trzy lata. Nie dość, że byłem w szczytowej formie, to na dodatek nieprzyzwoicie bogaty. Przypuszczałem, że w dużej mierze przyczyniło się do tego moje raczej swobodne podejście do moralności. Ludwik natomiast sięgnął dna swojej egzystencji.
Minęły dwa lata od chwili, kiedy nasza matka opuściła ojca. Miała dość jego kłamstw i kochanek. Wyprowadziła się z Polski do Finlandii, a Ludwik pojechał za nią. Ojciec był wściekły i trochę nieszczęśliwy z powodu rozstania, ale miał jednocześnie nadzieję, że pobyt Ludwika w kraju lubującym się w regulaminach wyjdzie mu na dobre.
Faktycznie protestancka mentalność miała zbawienny wpływ na mojego brata. Przynajmniej na jakiś czas. Ludwik złożył podanie na Uniwersytet Helsiński. Chciał zostać nauczycielem i, ku zdumieniu prawie całej rodziny, przyjęto go. Chyba tylko mnie to nie zdziwiło. Ludwik od zawsze był lubiany przez wszystkie dzieci. Potrafił żartować, często się wygłupiał, wymyślał gry i piosenki. Bardziej zaskoczyło mnie to, że w wieku trzydziestu jeden lat nadal miał ochotę się uczyć.
Zabrałem torbę z taśmy bagażowej, zerknąłem na zegarek i poszedłem na postój taksówek. Zupełnie nie miałem ochoty być wybawcą swojego młodszego brata, ale po rozgorączkowanym telefonie od Ludwika zrozumiałem, że cały ten jego bałagan mógł mnie również wpędzić w kłopoty. Po aresztowaniu brata za posiadanie narkotyków, ojciec stanowczo obwieścił, że odcina go od pieniędzy. Ludwik zarzekał się, że nie ma nic wspólnego z tymi narkotykami. Prawie płacząc, twierdził, że znalazł się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Chciał tylko poimprezować. Ponieważ dzwonił do mnie pod wpływem alkoholu i amfetaminy, wystarczyło, że lekko go przycisnąłem, a wyznał, że trochę podkoloryzował swoje opowieści i naopowiadał paru osobom, że ma na swoim koncie zabójstwo. Policji nie trzeba było więcej.
Na szczęście Ludwik nie miał pojęcia ani o biznesie ojca, ani o moim w nim udziale. Ojciec dawno temu zdecydował, że lepiej będzie odsunąć mojego brata od tych spraw, tak jak biednego Freda w Ojcu chrzestnym. Niestety przechwałki Ludwika zbyt mocno odnosiły się do mojej codzienności. Wiem, że brat nigdy nie zabił żadnego człowieka. Ja, owszem. Do tego Ludwik zazwyczaj nawet nie nosił przy sobie broni, a jeśli już, to robił to tylko dla szpanu. Ja zawsze miałem przy sobie spluwę. Na wszelki wypadek. Moi klienci pracowali w przeróżnych organizacjach i istniało duże ryzyko, że znajdzie się pośród nich wróg. Chociaż byłem świetny w ocenie ryzyka, to nie wszystko dało się przewidzieć.
Jakiś czas temu przytrafiła mi się na przykład nieoczekiwana sytuacja w jednym z krakowskich klubów ze striptizem. Bywaliśmy tam z Ludwikiem dość regularnie i znaliśmy managera. Tamtej nocy chcieliśmy się z nim przywitać, więc zajrzeliśmy na zaplecze. Zamiast kolegi znaleźliśmy lokalnego dilera, który dusił jakąś dziewczynę. Pewnie nie spłaciła na czas długów. Kiedy się pojawiliśmy, oprawca oderwał się od półprzytomnej kobiety i zdezorientowany spojrzał na nas, sięgając po broń. Odruchowo zrobiłem to samo. Z boku musiało to przypominać scenę z taniego westernu. Miałem wrażenie, że wszystko potoczyło się jakby na zwolnionych obrotach. W głowie miałem pustkę i nie czułem żadnych emocji. Po prostu wyciągnąłem glocka i strzeliłem facetowi prosto w głowę. Potem bez wahania wyszedłem na zewnątrz tylnymi drzwiami. Ludwik bez słowa podążył za mną. Niedługo później wysłałem wiadomość do szefa ochrony mojego ojca. Zaszyfrowany esemes, który informował Klausa, gdzie zostawiłem ciało. Nawet nie sprawdziłem, co z dziewczyną. Kątem oka widziałem, jak upada na kolana i zachłannie łapie powietrze. Założyłem, że nic jej się nie stało, przynajmniej fizycznie.
To był pierwszy i ostatni raz, kiedy zabiłem. Pamiętam, że nawet nie drgnęła mi ręka, ale gdy oddaliliśmy się od klubu, zwymiotowałem na chodnik. Przez kilka następnych tygodni przypominałem bratu, że ma zapomnieć o tym incydencie i nikomu nie może pisnąć ani słowa. Ludwik był tak zszokowany sytuacją, że naprawdę nic nie powiedział. Teraz zrobił się jednak problem. Długo trzymał się z dala od narkotyków, ale skoro znów zaczął brać, język szybko może mu się rozwiązać, a odpowiednio dociekliwy detektyw mógłby zacząć węszyć wokół tej sprawy.
Może byłoby lepiej, gdyby Ludwik wyjechał do Rumunii albo Serbii. Tam łatwiej jest przekupić policję niż w cholernie praworządnej Finlandii.
Ledwo wsiadłem do taksówki, gdy zadzwonił mój telefon. Ludwik skrupulatnie korzystał z prawa do rozmowy z najbliższą rodziną, którą w tym przypadku byłem tylko ja. Ojciec całkowicie się zdystansował, matka czuła się zraniona i nie miała ochoty kontaktować się z synem, a z kolei Ludwik nie chciał rozmawiać z naszą młodszą siostrą. Dobrze wiedział, że nic by to nie dało. W najlepszym wypadku Daniela poprosiłaby brata o przesłanie filmiku z aresztu, który mogła wrzucić na TikToka.
– Jesteś już w Finlandii? – zapytał Ludwik wzburzonym głosem.
Zmarszczyłem czoło, ale odpowiedziałem mu ze spokojem:
– Mów po fińsku. Używając polskiego, wzbudzisz więcej podejrzeń.
– Bez przesady. Nie powinni mnie podsłuchiwać. Zresztą, jak w ogóle mogli mnie przymknąć za taką duperelę?
Byłem zmęczony i wkurzony, dlatego zarzuciłem uprzejmy ton.
– Złapali cię w domu znanego handlarza narkotyków. Miałeś przy sobie sporo dragów, a na dodatek byłeś naćpany. Skażą cię za posiadanie i używanie. Jesteś tak wygadany tylko dlatego, że ciągle jesteś na haju.
Ludwik przez chwilę milczał.
– Masz rację – odpowiedział w końcu. Brzmiał na zmartwionego.
– Takim ludziom nie musisz imponować. Idziesz na odwyk.
Czułem się jak hipokryta, ale wiedziałem, że skierowanie go na odwyk skróci Ludwikowi wyrok.
– Bez dwóch zdań. Co z moją karierą nauczycielską? Będę mógł uczyć po skończeniu studiów? Na pewno zostanie mi to w papierach.
Mój brat często był mądry po fakcie.
– O ile dobrze pamiętam, to wypis z rejestru karnego jest wymagany przy zatrudnieniu na czas dłuższy niż trzy miesiące. Oczywiście, zależy to także od pracodawcy. Jeśli spodobasz się dyrekcji albo szkoła będzie miała braki kadrowe, to możesz dostać pracę. Zastanawiam się tylko, kto w ogóle chciałby cię zatrudnić.
Zależało mi na tym, żeby odwieść Ludwika od pomysłu nauczania w Finlandii. Chciałem zabrać go z tego kraju. Moja nieprzychylna postawa wywołała silny sprzeciw Ludwika. Dokładnie tak, jak się tego spodziewałem.
– Nie, nie i jeszcze raz nie. Aleksandrze, pomóż mi. Układam sobie tu życie. Poznałem wspaniałą kobietę. Mariella jest mądra, piękna i seksowna! Chcę z nią założyć rodzinę. Finlandia to bezpieczny i dobry do życia kraj.
Mimo irytacji słowa brata mnie rozbawiły.
– Myślisz, że byłbyś wzorowym ojcem? – zapytałem oschle. – Rzuć tę dziewczynę i znajdź pracę w innej branży.
– Nie udało mi się dodzwonić do Marielli. Byliśmy umówieni na dziś. Na pewno się martwi.
– Nic na to nie poradzę. Powiedz swojemu prawnikowi, żeby się z nią skontaktował.
– Dobra. – Ludwik westchnął z żalem, ale zaraz potem krzyknął do słuchawki:
– Mam pomysł!
Czułem, że nie spodoba mi się to, co wymyślił.
– Spotkasz się z Mariellą i powiesz jej, że nie dam rady się z nią zobaczyć, bo wybrałem się ze znajomymi na krótki wypad, że wrócę za kilka dni.
– Kilka dni? Nie sądzę, żeby tak szybko cię wypuścili. Zresztą naprawdę myślisz, że twoja dziewczyna to łyknie? Uwierzy w to, że nie masz czasu wysłać krótkiej wiadomości? Musiałbyś pojechać daleko na północ Finlandii, gdzie nie ma zasięgu.
– Jasne, zostaw mnie na lodzie! – krzyknął Ludwik.
Ten dramatyzm miał po mamie, która przejawiała znacznie gorętszy temperament niż przeciętna Polaka.
– Chryste. Dobrze, spotkam się z Mariellą, ale nie zamierzam jej okłamywać. Kiedy i gdzie mieliście się zobaczyć? Daj mi jej numer.
Ludwik westchnął z ulgą.
– Aleksandrze, pamiętaj, że…
Wiedziałem, że teraz będzie wyrzucał z siebie wszystkie żale, jak to ojciec go odrzucił, a następnie złoży przyrzeczenie, że do końca życia będzie dobrym bratem, jeśli tylko uratuję mu tyłek. Po raz kolejny.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy – przerwałem mu chłodno, nie chcąc wysłuchiwać tej starej śpiewki.
Ludwik zmienił temat i zaczął mówić o praktycznych rzeczach, takich jak ubrania na zmianę, które się mu przydadzą. Zanotowałem adres uniwersytetu, gdzie się umówił z dziewczyną, jej numer telefonu i kilka dodatkowych informacji na wypadek, gdyby się tam nie pojawiła.
Wykład Marielli kończył się po dwunastej. Żeby się z nią spotkać, musiałem przełożyć wcześniej ustalone spotkanie z prawnikiem. Taksówka zawiozła mnie do hotelu, ale miałem tylko czas na zostawienie bagażu w pokoju i szybką zmianę ubrania. Zdjąłem krawat, rozpiąłem kilka pierwszych guzików czarnej koszuli i narzuciłem na siebie cienką szarą marynarkę, rezygnując z kurtki. W tym roku maj w Helsinkach był wyjątkowo ciepły. Dziewczynę mojego brata może zaskoczyć ten dość oficjalny strój, ale nie miałem głowy ani czasu, żeby się tym jakoś szczególnie przejmować.
Szedłem przez kampus, rozważając różne sposoby wydostania Ludwika z tarapatów i powrót do Polski. Co prawda macki działalności ojca oplatały całą Europę, ale w Finlandii obowiązywały nieco inne zasady. To mały i zamożny kraj z praworządnymi ludźmi. Mój ojciec miał tu kilku wysoko postawionych znajomych, ale musielibyśmy się nieźle natrudzić, żeby skłonić prokuratora do współpracy. Najlepszym rozwiązaniem będzie iść w zaparte, że Ludwik po raz pierwszy znalazł się w takiej sytuacji, a do tego był tak mocno uzależniony, że nie odróżniał rzeczywistości od wytworów swojego chorego umysłu. Jego wcześniejsze wyroki za narkotyki zostały usunięte z polskich akt. Domyślałem się też, że po tak dużej akcji policja miała ważniejsze sprawy na głowie niż weryfikowanie prawdomówności takiej płotki jak mój brat. Bardzo na to liczyłem, bo na niewielu rzeczach zależało mi tak bardzo jak na reputacji swojej rodziny.
Wszedłem do holu wydziału pedagogicznego i sprawdziłem listę sal wykładowych. Ta, której szukałem, znajdowała się na końcu korytarza. Wykład miał potrwać jeszcze tylko parę minut. Stanąłem więc na wprost drzwi. Uznałem, że po krótkim przedstawieniu się zaproszę Mariellę na kawę.
Zajrzałem na jej instagramowe konto, żeby ją rozpoznać. Moją uwagę zwróciły duże jasnobrązowe oczy i ciemne nieco rozczochrane włosy przycięte w zawadiackiego boba. Dziewczyna ze zdjęcia uśmiechała się nieśmiało pełnymi ustami. Zrobiło mi się dziwnie ciepło. Owszem, wyglądała słodko, ale nie była szczególnie piękna czy uwodzicielska.
Z zamyślenia wyrwał mnie głośniejszy szmer i szuranie stóp dobiegające zza drzwi sali wykładowej. Domyśliłem się, że to koniec wykładu. Z miejsca, w którym stałem, mogłem dokładnie obserwować wychodzących studentów i studentki. Nie spodziewałem się, że będzie ich aż tak dużo. Skanowałem twarze blondynek, brunetek o różnym wzroście. Czasem w tłumie pojawiał się mężczyzna, ale studia nauczycielskie ewidentnie były sfeminizowane. Mariella wyszła jako jedna z ostatnich. Zauważyłem, że była średniego wzrostu, miała lekko zadarty nos i krągłe piersi, czego nie zdradziły zdjęcia na Instagramie. Jej duże oczy były pełne życia i radości. Zanim zdążyłem pomyśleć, chwyciłem ją za przegub nadgarstka.
Mariella zrobiła zaskoczoną minę, a po chwili zauważyłem strach na jej twarzy. Przestała się uśmiechać i spoważniała. Tymczasem mnie zakręciło się w głowie i miałem dziwne wrażenie, że tracę grunt pod nogami. Wydawało mi się też, że straciłem głos. Może jednak jestem przepracowany. Dziewczyna spojrzała na moją dłoń, po czym uniosła wzrok i niewyraźnie się uśmiechnęła.
– Aleksander Kuźmiński. Brat Ludwika. Chcę z tobą porozmawiać – wydobyłem z siebie po dłuższym milczeniu.
Nie mogłem oderwać spojrzenia od błyszczących jasnobrązowych oczu i kształtnych piersi Marielli. Obcisły różowy top, który miała na sobie, dodatkowo mnie rozpraszał. Czułem, jak mój kutas pęcznieje z podniecenia. Puściłem rękę dziewczyny i wziąłem głęboki wdech. Musiałem ochłonąć.
– Ludwik dużo mówił o tobie i waszej wspólnej firmie – odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się z wyraźną ulgą. Jej głos brzmiał kojąco.
Trochę się zdziwiłem, że nie poprosiła mnie o dowód tożsamości albo jakieś inne potwierdzenie moich słów. Bardziej niż jej nieodpowiedzialne zachowanie zainteresowała mnie firma, o której opowiadał jej Ludwik.
– Aha. Słuchaj, Ludwik nie mógł przyjść, więc pomyślałem, że moglibyśmy się poznać.
Mariella zmarszczyła brwi.
– Nic mu nie dolega? Martwiłam się, bo od wczoraj się nie odzywa.
– Nie, wszystko z nim dobrze. Jeśli nie liczyć kaca moralnego – odpowiedziałem bez wyrazu.
Mariella wyglądała na zaniepokojoną i miałem ochotę przytulić ją na pocieszenie. Co się ze mną działo? Przecież nie minęło tak dużo czasu, od kiedy byłem z kobietą. Zaledwie cztery dni temu pieprzyłem się z pewną dystyngowaną Angielką, której mąż akurat był w delegacji. Przy takich kobietach powinien stawać mi kutas, a nie na widok nieobeznanej z życiem studentki.
– Miałaś dziś iść z Ludwikiem na randkę, prawda? Zapraszam na lunch. Postaram się wytłumaczyć ci jego nieobecność – powiedziałem cicho.
Mariella przytaknęła, choć nadal wyglądała na zmartwioną.
– Nic mu nie jest – zapewniłem ją.
– Dobrze. Daj mi chwilę. Myślałam, że moje plany z Ludwikiem wzięły w łeb, więc umówiłam się z koleżanką. Powiem jej, żeby nie czekała.
Mariella podeszła do dwóch młodych kobiet stojących pod drugiej stronie korytarza. Nie zwróciłem uwagi na ich wygląd, bo całą uwagę pochłaniała postać dziewczyny mojego brata. Nie odrywałem wzroku od jej ciała – brązowych włosów, ściętych tak, że mogłem podziwiać jej smukłą szyję, wąskiej talii i najzgrabniejszych pośladków, jakie widziałem w swoim życiu. Walory dziewczyny podkreślały dość opięte dżinsy. Kiedy tak patrzyłem na nią, dotarło do mnie, że po raz pierwszy w życiu zazdrościłem czegoś bratu. Przez moment rozważałem, czy nie olać całej tej akcji z ratowaniem go. Wiedziałem, że dość łatwo byłoby mi pogrążyć Ludwika bardziej. Wystarczyło, żebym sfabrykował kilka dowodów i podrzucił je na policję. Zrobiłbym to wszystko tylko po to, żeby zaciągnąć jego uroczą dziewczynę do własnego łóżka.
Rozdział 2
Mariella
Wydawało mi się podejrzane, że brat Ludwika tak nagle przyjechał z Polski. Mimo że Aleksander zapewniał mnie, że Ludwikowi nic się nie stało, czułam niepokój. Wątpię, żeby spotkał się ze mną ze zwyczajnej ciekawości. Nie widziałam wcześniej żadnych jego zdjęć, bo podobno nie korzystał z mediów społecznościowych, a Ludwik ciągle zmieniał telefony i nigdy nie robił kopii, więc nie miał rodzinnych fotografii. Wyobrażałam sobie, że starszy brat Ludwika jest do niego bardzo podobny, ale teraz, przyglądając się badawczo Aleksandrowi, uznałam, że byłam w błędzie. Ludwik był szczupły i raczej przeciętnego wzrostu. Miał mocne rysy twarzy, które łagodniały, kiedy się uśmiechał, co zresztą robił często. Lubiłam, kiedy patrzył na mnie oszałamiająco niebieskimi oczami, na które opadała jasnobrązowa puszysta grzywa. Aleksander się do niego nie umywał. Mimo że był wyższy od brata, to nie był szczególnie przystojny. Miał bladą twarz z głęboko osadzonymi oczami w kolorze przypominającym barwę zimnej stali. Wąskie usta często zaciskał, co potęgowało wrażenie surowości. Również jego włosy nie wyróżniały się niczym szczególnym – typowy płowy blondyn. Jedyne, co w jakiś sposób wydawało mi się intrygujące, to budowa jego ciała. Pomimo różnicy we wzroście, Aleksander sprawiał wrażenie silniejszego i większego od Ludwika. Na niekorzyść Aleksandra przemawiał także przejmujący, wręcz grobowy, chłód, którym emanował. Tymczasem jego brat należał do serdecznych i życzliwych osób.
Napotkałam mrożące spojrzenie Aleksandra. Miałam ochotę odwrócić się na pięcie i uciec z budynku. Czułam potrzebę ukrycia się przed tym mężczyzną. Odepchnęłam od siebie myśli pełne lęku i pewnym krokiem podeszłam do niego. Przecież to irracjonalne. Nie mam się czego bać. To brat mojego Ludwika i jest tutaj, żeby przekazać mi informacje od niego. To najzwyklejsza ludzka życzliwość. Choć fakt, że Ludwik nie mógł się ze mną osobiście skontaktować, wydawał mi się mocno podejrzany.
– Miałaś dziś iść z Ludwikiem na randkę, prawda? Zapraszam na lunch. Postaram się wytłumaczyć ci jego nieobecność – powiedział Aleksander.
Mimo że mówił cicho, zauważyłam, że barwa jego głosu różniła się od Ludwikowej. Wypowiadał się bardziej szorstko i opryskliwie, z rozwagą i precyzją, jakby ważył każde słowo.
Musiałam wyglądać na zmartwioną, bo zanim cokolwiek powiedziałam, zapewnił mnie, że Ludwikowi nic się nie stało.
– Dobrze. Daj mi chwilę. Myślałam, że moje plany z Ludwikiem wzięły w łeb, więc umówiłam się z koleżanką. Powiem jej, żeby nie czekała. Potem możemy wybrać się na pobliską stołówkę. Chyba że wolisz porozmawiać tutaj.
– Chodźmy na stołówkę – rzucił zdecydowanie.
Podeszłam do koleżanki, żeby powiedzieć jej o zmianie planów. Kiedy wróciłam do Aleksandra, mężczyzna zbliżył się do mnie i delikatnie położył dłoń na moich plecach, kierując nas do wyjścia.
Chłód jego spojrzenia poczułam aż w kościach, a dotyk dłoni wydał mi się raczej natrętnym gestem, od którego miałam ochotę uciec. Co prawda, nie dotykał mnie w intymny sposób, ale nie podobało mi się takie zachowanie. W Finlandii nie jest to normą społeczną i miałam poczucie, że brat Ludwika mnie w pewnym sensie obmacuje. Aleksander jakby czytał w moich myślach, bo dosłownie chwilę później opuścił rękę. Pewnym krokiem prowadziłam go na stołówkę. Po drodze milczałam, co było dla mnie zupełnie naturalne. Nie lubiłam dużo mówić. Kątem oka obserwowałam swojego towarzysza. Sama nie wiem, co spowodowało, że nagle zaczęłam fantazjować o seksie. Nigdy nie myślę o tej sferze życia, bo jest to dla mnie praktycznie ziemia nieznana. Miałam zdrowe relacje ze swoim ciałem, a z masturbacji czerpałam przyjemność jak mało kto. Za to miałam niewielkie doświadczenie z mężczyznami. Ograniczało się ono do nieśmiałych erotycznych prób z moimi dwoma byłymi chłopakami. Najdalej posunęłam się z Ludwikiem. Kilka nocy temu zrobiliśmy coś, co uznaje się za seks, choć nie odbyliśmy stosunku. Ludwik rozebrał mnie od pasa w dół i długo lizał moją cipkę. Następnie wsunął we mnie dwa palce. Zaskoczyło mnie, że tak bardzo się podnieciłam jego pieszczotami. Szybko osiągnęłam orgazm, przez co poczułam się lekko zażenowana. Po raz pierwszy szczytowałam przy mężczyźnie i dzięki niemu. Gdy ochłonęłam, zaspokoiłam Ludwika ręką. W porównaniu z moimi poprzednimi doświadczeniami, to z Ludwikiem było najlepsze i najbardziej szalone. Przeżyłam śmiesznie mało jak na swój wiek, więc namiętne myśli, które teraz mną zawładnęły, były dla mnie totalnym zaskoczeniem. Przypomniałam sobie, z jaką namiętnością Ludwik lizał moją łechtaczkę i pieścił dłońmi wnętrza moich ud. Zrobiło mi się cieplej, a kiedy spojrzałam na Aleksandra, przeszył mnie rozkoszny dreszcz. Mężczyzna nie był w moim typie, ale miał w sobie jakiś magnetyzm, który mnie przyciągał. Chyba w końcu rozumiem, co znaczy, że ktoś ma w sobie to „coś”.
Ale chwila, przecież mam chłopaka. A to jest jego starszy brat. Nie mogę myśleć o nim w ten sposób. Szczególnie że z Ludwikiem w końcu po pół roku spotykania się zdobyliśmy się na intymną chwilę. Być może to erotyczne doświadczenie tak mnie roznieciło, że teraz mam ochotę na więcej. Niemniej jednak muszę się kontrolować przy Aleksandrze.
Opowiedziałam przyjaciółce, że Ludwik pieścił mnie oralnie, co Mija zdecydowała uczcić kilkoma kieliszkami taniego wina musującego. Faktycznie czułam się dumna z takiego obrotu spraw. Ludwik był uroczym i zabawnym mężczyzną, ale martwiłam się, że szybko stracę nim zainteresowanie, bo tak zazwyczaj się działo. Zakochiwałam się szybko, ale moje uczucia nie były trwałe i równie szybko opadały. Moi przyjaciele pół żartem, pół serio mówili, że do końca życia zostanę dziewicą, skoro moje związki nie trwały dłużej niż parę randek, a więc rzadko dochodziłam do etapu, w którym ludzie ze sobą sypiają. Na szczęście ta namiętna noc z Ludwikiem przekonała mnie, że chcę w końcu pójść na całość. Byłam ciekawa, jak dużą przyjemność mi to sprawi. No i męczyły mnie już te złośliwości ze strony przyjaciół.
Kiedy nareszcie weszliśmy do gwarnej stołówki, poczułam ulgę. W tym głośnym tłumie powinnam ochłonąć i przestać zwracać uwagę na sprośne myśli. Szybkim krokiem zmierzałam w kierunku lady, gdzie wybierało się jedno z trzech dostępnych tego dnia dań. Nawet nie wiem, skąd pojawił się przede mną chłopak z tacą. Byłabym się z nim zderzyła, gdyby nie Aleksander. Chwycił mnie za przedramię i odciągnął na bok. Po raz drugi od naszego spotkania mnie dotknął. Bliskość jego ciała działała na mnie podobnie jak tembr jego głosu – miałam poczucie, że tracę grunt pod nogami, jednocześnie czując dziwną irytację. Zupełnie nie rozumiałam swoich reakcji.
– Dziękuję – burknęłam. – Zjesz coś?
– Nie. Poszukam dla nas stolika – rzucił krótko mężczyzna i zostawił mnie w kolejce po jedzenie.
Swoje odstałam, bo akurat większość studentów miało dłuższą przerwę między zajęciami. W końcu nabrałam sobie wegańskiego curry, wzięłam do niego kromkę chleba i buteleczkę wody. Przesunęłam się do kasy i kiedy chowałam portfel, usłyszałam za sobą głos Siri.
– Co to za facet? – spytała koleżanka podejrzliwym tonem.
Obróciłam się w jej stronę, a gdy podniosłam wzrok, zobaczyłam Aleksandra siedzącego przy stoliku pod oknem. Nachylał się lekko nad blatem i chyba obracał coś w palcach.
– To Aleksander. Brat Ludwika – odpowiedziałam, wpatrując się w profil mężczyzny.
– Co on tu robi i gdzie jest Ludwik?
Nie miałam ochoty odpowiadać na jej pytania.
– Nie wiem. Jakaś rodzinna sprawa – mruknęłam na odczep się.
Nie odrywałam spojrzenia od Aleksandra. Stałam jak zahipnotyzowana. Poczułam, że Siri szturcha mnie lekko. Pewnie mówiła coś, ale nie dotarło to do mnie.
– Świetnie sobie radzę z problemami rodzinnymi. Mogę ci pomóc. Czy brat Ludwika jest tak samo przystojny? Od razu widzę, że nie. Czy zabierze cię na najlepszą imprezę w mieście? Prawdopodobnie nie. Czy jest fantastyczny w łóżku i rżnie się tak, że później przez tydzień ledwo chodzisz? Jestem przekonana, że tak.
Spojrzałam na koleżankę, która także wlepiała wzrok w Aleksandra. Na twarzy miała wymalowane tęsknotę i rozgorączkowanie.
– Jesteś wulgarna.
– A ty drętwa. – Roześmiała się Siri i poklepała mnie po ramieniu.
To prawda. Miałam sporo zahamowań i często zachowywałam dystans przy znajomych. Moi rodzice byli bardzo opiekuńczy, a dwaj starsi bracia nie do pokonania w sporach. Nie miałam możliwości nauczyć się drapieżności. Szczególnie wobec mężczyzn.
Pożegnałam się z Siri i wolnym krokiem podeszłam do stolika, który zajął dla nas Aleksander. Poczułam, że oblewam się rumieńcem, kiedy mężczyzna na mnie spojrzał. Zdecydowanie odwróciłam wzrok i usiadłam naprzeciwko.
– Co masz mi powiedzieć o Ludwiku? – zapytałam, wpatrując się w talerz z dymiącym curry.
– Jest w areszcie. Wczoraj policja zrobiła nalot na imprezę i zgarnęła wszystkich. Chodzi o narkotyki.
Pociemniało mi przed oczami i ogarnęło mnie przerażenie. Nigdy nie brałam narkotyków, nie znałam nikogo, kto by je zażywał, a już z pewnością nie przyszłoby mi do głowy, że mój chłopak mógłby w jakiś sposób być z nimi powiązany. Owszem, znaliśmy się niespełna rok, ale mimo wszystko powinnam była coś zauważyć.
Spojrzenie Aleksandra było chłodne i pozbawione wyrazu, jakby przepowiadał pogodę na jutro. Nie od razu zareagowałam na jego słowa. Przez tę chwilę ciszy przyglądał mi się.
– Ale Ludwik nie bierze – wydobyłam w końcu z siebie ni to pytanie, ni to stwierdzenie.
Aleksander wyglądał na znudzonego.
– Zazwyczaj nie. Czasami się złamie i sięgnie po trawkę lub kokainę. Na tej imprezie był naćpany. W ogóle nie powinien był tam iść. Ponieważ został aresztowany za zażywanie, nie ma prawa kontaktować się z nikim poza krewnymi. Dlatego poprosił mnie, żebym się z tobą spotkał i przekazał ci, że to zwykłe nieporozumienie i że nadal chce założyć z tobą rodzinę.
W jego głosie wyczuwałam kpinę, ale także pewnego rodzaju znużenie.
– Rodzinę? Jeszcze nie rozmawialiśmy o przyszłości. Jesteśmy parą dopiero od sześciu miesięcy – zdziwiłam się tak bardzo, że w końcu popatrzyłam na Aleksandra. – Czyli twierdzisz, że Ludwik brał narkotyki? – dopytałam z niedowierzaniem.
– Nie jest narkomanem. Nazwałbym go rozrywkowym użytkownikiem. Zdarzało się mu brać w miarę regularnie kokainę, ale tym razem…
– Zdarzało się? – spytałam tak głośno, że gwar wokół nas ucichł na chwilę.
– To było dawno temu. Od paru lat jest czysty. Myślę, że po prostu trafił w złe towarzystwo. Ludwik jest bardzo ekspresyjny i z łatwością nawiązuje kontakty.
Miałam ochotę krzyczeć i płakać jednocześnie.
– Mój brat Miro też jest żywiołowy i szybko się zaprzyjaźnia, ale nie bierze narkotyków! – wykrzyknęłam tym razem, po czym zakłopotana zakryłam twarz rękami. Bywałam wybuchowa, ale tę część swojej osobowości zarezerwowałam dla rodziny i najbliższych przyjaciół. Wśród nieznajomych zawsze się spinałam i zamykałam w sobie. Głównie z tego powodu nigdy nie przeżyłam przygody na jedną noc, która była czymś zwyczajnym dla moich znajomych. Już w szkole średniej sypiali z jakąś osobą tylko raz, a później więcej się z nią nie spotykali. Dla mnie było to czymś nie do przyjęcia. Nawet w tym momencie, w towarzystwie brata mojego chłopaka byłam tak bardzo zdenerwowana, że starałam się kontrolować każdy swój gest. Tym bardziej nie mogłam zrozumieć, dlaczego znowu myślałam o seksie.
Aleksander siedział w bezruchu i patrzył na mnie wzrokiem, który nie zdradzał żadnych emocji. W pewnej chwili otworzył dłoń zwiniętą w pięść i zaczął przetaczać niewielką marmurową kulkę między palcami. Kamień miał odcień oczu mężczyzny.
– Ludwik zostanie skazany za posiadanie i zażywanie narkotyków. Z takim wyrokiem w papierach nie będzie mógł zostać nauczycielem. Nie ma więc sensu, żeby dalej mieszkał w Finlandii. Chyba że zmieni zawód. Według mnie powinien opuścić ten kraj i znaleźć sobie całkiem nowe zajęcie. Mogę załatwić, żebyście razem wyjechali do Polski albo Rumunii.
To jakieś żarty. Ten facet serio sądzi, że po sześciu miesiącach randkowania rzucę wszystko i pojadę w nieznane z mężczyzną uzależnionym od narkotyków?
– Nigdzie się nie wybieram. Nie chcę mieć nic wspólnego z narkotykami – odpowiedziałam stanowczo.
Bladoniebieska kulka spadła na blat, potoczyła się kawałek, aż Aleksander przykrył ją dłonią. Spojrzał na mnie z jeszcze większym chłodem.
– W życiu musimy dokonywać wyborów. Często nie wiadomo, który będzie lepszy, a który gorszy. Może prześpij się z tym, zanim zdecydujesz. Tak będzie lepiej.
Zabrzmiało to zbyt protekcjonalnie, jak na mój gust.
– Doceniam to, że Ludwik poszedł za głosem serca i postanowił zająć się w życiu czymś więcej niż tylko zarabianie pieniędzy. Odejście z rodzinnego biura księgowego wiele go kosztowało, ale był na dobrej drodze. Skoro wrócił do narkotyków, które być może w świecie biznesu są normą, to nie mogę mu ufać. Na dodatek z tego, co mówisz, wygląda na to, że ma kontakty w kręgach powiązanych z narkotykami. Nie wplączę się w taką relację.
Wyraz twarzy Aleksandra stopniowo się zmieniał. Mężczyzna przymrużył oczy, zacisnął usta i lekko uniósł ich kąciki w górę. Dopiero wtedy przypomniałam sobie, że Ludwik wspominał, że kiedyś pracował z bratem, który sądząc po ubiorze, był jakimś biznesmenem. Ale to tylko moje domysły, bo Ludwik niewiele opowiadał o Aleksandrze.
– Nie krytykuję całego świata biznesu. Mam na myśli tę konkretną sytuację – tłumaczyłam się, wiercąc z zażenowania.
– Oczywiście, że nie.
Aleksander obrócił kulkę kilka razy w dłoni, nie patrząc na mnie.
– Przekażę to Ludwikowi. Masz jakieś jego rzeczy?
Dopiero po tych słowach dotarło do mnie, co się tak naprawdę właśnie stało. Poczułam ukłucie żalu i zachciało mi się płakać. Jednak w tym momencie górę brały złość i bezsilność. Może jednak powinnam znaleźć sposób na to, żeby porozmawiać z Ludwikiem w cztery oczy. Chociaż przypuszczałam, że skontaktuje się ze mną po wyjściu z więzienia. Zakładałam, że nie odpuści tak łatwo rozstania, szczególnie że odbyło się ono w dość niestandardowy sposób. Poznałam już upartą stronę jego charakteru. Wykazał się niezłą determinacją, żeby mnie zdobyć, a później, żeby namówić mnie na seks oralny. Użył do tego potoku czułych słówek i niewinnych dowcipów.
Chciałam jak najszybciej zostać sama, ale przypomniało mi się, że po tej intymnej nocy zostawiłam u Ludwika kosmetyki i swój ulubiony sweter.
– On u mnie niczego nie ma, za to u niego leży mój kardigan.
Aleksander wzruszył ramionami.
– Mam zajrzeć do niego po ubrania na zmianę, więc przy okazji wezmę twój sweter. Ludwik powiedział, że zapasowy klucz zostawił w barze na parterze budynku.
Ucieszyłam się, że odzyskam sweter i że nie muszę sama po niego iść. Przez resztę dnia miałam ślęczeć nad książkami, bo zbliżała się sesja, więc każda minuta się liczyła.
– Super. Dzięki. Wydaje mi się, że powiesiłam go na wieszaku w przedpokoju. Będę u siebie całe popołudnie.
Wróciłam do jedzenia curry i kiedy wkładałam kolejny kęs warzyw do ust, złapałam wzrok Aleksandra na moich piersiach. Zanim zdążyłam zareagować, mężczyzna sięgnął dłonią w moją stronę i palcem dotknął mojej klatki piersiowej. Spojrzał mi przy tym prosto w oczy z taką intensywnością, że aż wstrzymałam oddech. Następnie uniósł palec umazany gęstym curry i wsunął go sobie do ust. Wiedziałam, że nie ukryję rumieńców, które pojawiły się na moich policzkach. Może i nie byłam zbytnio doświadczona w sprawach damsko-męskich, ale niestosowny gest potrafiłam rozpoznać. Zachowanie Aleksandra było bardzo sugestywne, wręcz zalotne. I całkowicie nie na miejscu z wielu powodów.
– Nie, za nic nie zostanę wegetarianinem – oznajmił, patrząc gdzieś w przestrzeń ponad moją głową.
– Dla mnie to kwestia etyki.
Wydawało mi się, że trochę się rozluźnił i prawie uśmiechnął, a w jego oczach po raz pierwszy pojawiło się coś na kształt rozbawienia.
– Interesujące. Może nawet chciałbym usłyszeć o tym coś więcej.
Serce waliło mi jak oszalałe i nie mogłam zebrać myśli, żeby rzucić błyskotliwą ripostę. Wtedy Aleksander spojrzał na swój ekskluzywny zegarek.
– Muszę lecieć.
Wstał, wsunął marmurową kulkę do kieszeni spodni i podał mi jakiś kartonik.
– To moja wizytówka. Wyślij mi wiadomość ze swoim adresem.
Wpatrywałam się w elegancką kremową wizytówkę z jego danymi, zastanawiając się, co go tak nagle spłoszyło. Wyraźnie nagle zaczął się spieszyć, a wcześniej był bardzo opanowany. Zakładałam, że pewnie znudziło go moje towarzystwo. Czemu w ogóle się nad tym zastanawiałam? Przecież byłam z Ludwikiem i w kontekście informacji, które właśnie otrzymałam, powinnam się bardziej rozkleić, czy chociaż mocniej przejąć tym, że nasza relacja właśnie dobiegła końca. Ogarnął mnie wstyd, że podeszłam do tego tak lekko, a na dodatek rumieniłam się jak nastolatka przy jego bracie.
Ponownie spojrzałam w bladoniebieskie oczy Aleksandra, który skinął głową na pożegnanie i szybkim krokiem opuścił stołówkę. Ciężko westchnęłam, powstrzymując się przed tym, żeby go dogonić. Przecież i tak się niedługo zobaczymy. Trochę się tego obawiałam, ale też czułam zaskakujące podekscytowanie. Powinnam była powiedzieć, że nie potrzebuję tego swetra. Mogłabym sama go odebrać od Ludwika za jakiś czas. Prawda była taka, że chciałam ponownie spotkać niedostępnego i pociągającego, choć lekko onieśmielającego mnie Aleksandra. Miałam gdzieś, że było to niewłaściwe i niebezpieczne.
Rozdział 3
Aleksander
Wróciłem do pokoju hotelowego i od razu rzuciłem się w śnieżnobiałą pościel na miękkim łóżku. Wściekły na samego siebie, wpatrywałem się w równie biały sufit. Szalało we mnie dzikie pożądanie. Miałem wrażenie, że krew, która we mnie krąży, ma temperaturę lawy. Zawsze potrafiłem panować nad uczuciami, a wszelkie emocjonalne wybuchy uważałem za lekkomyślne i niebezpieczne. Jednak zmyślona opowieść Ludwika o tym, że rzucił pracę w księgowości, bo odnalazł swój pieprzony cel w życiu, dotknęła mnie z niespodziewaną siłą. Przez chwilę nawet rozważałem spakowanie się i powrót do Polski, ale lojalność mi na to nie pozwalała. Kto inny ogarnąłby burdel mojego brata? Myślałem też o comiesięcznych przelewach na całkiem pokaźną kwotę, które dziwnym trafem nie kolidowały z nowym systemem wartości Ludwika. Czy nie powinien się brzydzić TAKIMI pieniędzmi, skoro dla nowych znajomych stworzył bajeczkę, jak bardzo gardzi materialną częścią świata? Co Ludwik chciał osiągnąć tym kłamstwem? Jeśli myślał, że Mariella jest kobietą jego życia, to musiał zakładać, że wcześniej czy później prawda wyjdzie na jaw.
Rozmyślałem też nad sobą. Średnio atrakcyjna studentka uśmiechnęła się do mnie, a ja poczułem się jak piętnastolatek. Przypomniałem sobie Angelikę i Heike, z którymi na przemian się od czasu do czasu umawiałem. Obie były blondynkami o długich, gładkich włosach i smukłych ciałach. Ubierały się gustownie i seksownie, a co najważniejsze, byłby świetne w łóżku i lubiły seks. Żadnej z nich nie przeszkadzał układ, jaki mieliśmy. Nie pociągały mnie studentki rumieniące się przy najdrobniejszej próbie flirtu.
Wiedziałem jednak, że staram się sam oszukiwać. Mariella nie wyglądała na zbyt doświadczoną w sprawach damsko-męskich, ale jej uśmiech działał bardzo skutecznie. W tej cholernej stołówce przez chwilę miałem ochotę wziąć ją w ramiona i zedrzeć z niej ubranie, a następnie pieścić całe ciało dziewczyny. Taka reakcja była dla mnie całkowicie nowa. Ani Angelika, ani Heike, ani żadna inna kobieta nie działały tak na mnie. A pieprzyłem się dużo i byłem z wieloma kobietami w różnych częściach Europy.
Przetarłem oczy i spojrzałem na zegarek. Powinienem się ruszyć na widzenie z Ludwikiem, chociaż wcale mi się nie chciało. Tyle że mój brat nie miał nikogo oprócz mnie. Poza tym musiałem się dowiedzieć, czy przesłuchano go w sprawie rzekomego zastrzelenia człowieka, o którym paplał tuż po aresztowaniu. No i jeszcze muszę oddać sweter Marielli. Podjadę do niej od razu po wizycie u Ludwika. Poproszę taksówkarza, żeby poczekał z włączonym taksometrem. To będzie tylko chwila. Chociaż kusiło mnie, żeby sprawdzić, czy wzbudzam w niej coś więcej oprócz lęku. Tak mi się wydawało. Bez sensu. Nie będę wykorzystywał niewinnej kobiety do tego, żeby zrobić na złość bratu. Nie mówiąc już o tym, że takie zachowanie to dziecinada.
Musiałem zmyć z siebie zmęczenie podróżą i wszystkie te dziwaczne emocje, ale gdy tylko stanąłem pod strumieniem wody, nabrałem ochoty, żeby sobie zwalić konia. Namydliłem ciało i oparłem dłonie o chłodne płytki, próbując wystudzić rozpaloną żądzę. Bez efektu. Byłem tak podniecony, że nawet żelazna samodyscyplina nie pomagała. Postanowiłem nie myśleć o Marielli i wyobraziłem sobie Angelikę, która tego ranka wysłała mi lubieżną wiadomość. Wziąłem naprężonego kutasa w dłoń, zamknąłem oczy i zacząłem się masturbować. To jednak było silniejsze ode mnie. W moich myślach ponownie zawitała Mariella. Wspomniałem jej pachnące różami włosy i zmysłowe różowe usta wabiące ponętnym uśmiechem, choć ich właścicielka nie zdawała sobie z tego sprawy. Za każdym razem, gdy wyobrażałem sobie, że wplatam palce w długie blond włosy Angeliki, w mojej głowie pojawiał się obraz lekko rozczochranych brązowych włosów i już nie mogłem myśleć o niczym innym jak tylko o tym, że całuję Mariellę. Jej krągłe piersi i kształtne pośladki zawładnęły moimi zmysłami. Niewinne spojrzenie dziewczyny, które tak zapadło mi w pamięć, jedynie podsycało moje podniecenie. Coraz szybciej poruszałem dłonią po swoim członku, mocniej zaciskając na nim palce. Fantazjowałem o tym, że Mariella wije się z rozkoszy, kiedy po raz kolejny pieprzę ją w białej pościeli. Krzyknąłem, a mój głos odbił się echem od ścian łazienki, kiedy doszedłem.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio przeżyłem tak mocne uniesienie. Chyba gdy jeszcze byłem nastolatkiem. Oparłem czoło o płytki i dysząc, czekałem, aż moje ciało przestanie się trząść. Kiedy fala rozkoszy trochę minęła, zakręciłem wodę i poszedłem się ubrać. Świadomie wybrałem coś, co wyraźnie odróżni mnie od Marielli i jej świata studenckiego. Nic lepiej nie buduje dystansu niż szyty na miarę w Mediolanie granatowy garnitur. Włożyłem do niego błękitną koszulę i czerwono-niebieski krawat, brązowe, skórzane włoskie buty i pasek pod kolor. Na coś musiałem wydawać te zawrotne kwoty, które zarabiałem, oceniając ryzyko, przeliczając kasę i ukrywając aktywa swoich klientów.
Przyjrzałem się swojemu odbiciu w lustrze. Wyglądałem na zamożnego i odnoszącego sukcesy mężczyznę, a z doświadczenia wiem, że fińskie kobiety mają taką samą słabość do facetów sukcesu jak każde inne. Nie byłem przystojny ani czarujący jak Ludwik. Miałem za to coś, czego jemu brakowało. Odwagę. Unosiła się wokół mnie aura niebezpieczeństwa, jak mawiała Heike. Dlatego dziś poderwę pierwszą kobietę, która mi wpadnie w oko i da zielone światło. W ten sposób wybiję sobie z głowy niedojrzałe studentki.
Zjechałem windą do recepcji, żeby podpytać o najlepsze restauracje w Helsinkach. Na wieczór zazwyczaj trudno o stolik, więc wolałem zrobić rezerwację. Z pewnością do tego czasu znajdę sobie miłe towarzystwo. Za kontuarem stała drobna brunetka, która z sympatycznym uśmiechem, patrząc mi prosto w oczy, wymieniła kilka nazw popularnych i dobrych restauracji. Recepcjonistka była dość ładna, więc kiedy w końcu zamilkła, od niechcenia zapytałem, kiedy kończy zmianę. W ten sposób załatwiłem sobie randkę. Zajęło mi to niecałe piętnaście minut, licząc od opuszczenia pokoju. Byłem zadowolony z siebie. Lubię kierować się zdrowym rozsądkiem.
Wyszedłem na ulicę i przespacerowałem się do mieszkania Ludwika, które znajdowało się zaledwie kilkaset metrów od hotelu. Mój brat mieszkał w samym sercu Kaartinkaupunki. Co prawda w ciasnej kawalerce, ale ta lokalizacja była świetna nie tylko dla studenta. Dobrze wiedzieć, że moje pieniądze, którymi Ludwik ewidentnie gardził, na coś się przydawały. Odebrałem klucze z baru mieszczącego się na parterze budynku i poszedłem na górę. Gdybym nie wiedział, że jest to lokum Ludwika, i tak bym się domyślił, że tu mieszka. W niewielkim pomieszczeniu panował charakterystyczny dla mojego brata artystyczny nieład. Miało to swój urok. Na jednej ścianie wisiało kilka plakatów słynnych zespołów z różnych dekad, na szerokim parapecie znajdował się dziwaczny zegar z klaunem, a na półkach stały sukulenty różnych gatunków. Ludwik lubił rośliny, ale jego styl życia nie sprzyjał hodowaniu bardziej wymagających kwiatków.
Miałem dwa mieszkania w Warszawie, ale żadne z nich nie miało tyle charakteru i duszy co ta Ludwikowa kanciapa. Moje apartamenty były drogie i stylowe, a przez to dość chłodne. Zatrudniłem projektanta wnętrz do ich urządzenia. Miały być przyjemne w odbiorze i robić wrażenie na gościach, głównie kobietach. Lubiłem muzykę i filmy, a kiedy byłem młodszy, zaczytywałem się w książkach podróżniczych. Natomiast teraz wszystkie sentymentalne artefakty związane z tego typu zainteresowaniami trzymałem wyeksponowane w wysokiej oszklonej gablocie i nigdy po mnie nie sięgałem.
Podszedłem do jedynej szafy w mieszkaniu i przejrzałem jej zawartość. Spośród skromnej garderoby brata wybrałem czerwoną bluzę z kapturem i czarną koszulkę z neonowym nadrukiem oraz jasne dżinsy. To odpowiedni strój do aresztu. Z wieszaka przy drzwiach zdjąłem sweter Marielli. Przez chwilę trzymałem go w dłoniach, po prostu wpatrując się w czerwony materiał. Nagle naszło mnie, żeby go powąchać. Nawet nie walczyłem ze sobą. Poczułem różę, truskawki i specyficzny naturalny zapach Marielli. Nigdy w życiu nie zrobiłem czegoś podobnego. Co się ze mną działo?
Spojrzałem na niezaścielone łóżko Ludwika i wyobraziłem sobie nagą Mariellę leżącą w designerskiej czarno-białej pościeli. Pomyślałem o tym, jak kusząco przywołuje mojego brata, a później się mu oddaje. Obraz wydawał mi się odpychający. Zacisnąłem zęby, wrzuciłem ubrania do torby i trzasnąłem drzwiami z taką siłą, że aż zatrzęsły się we framugach. Byłem już na parterze, kiedy wróciła mi zdolność racjonalnego myślenia. Wróciłem do mieszkania i jeszcze raz zajrzałem do szafy. Skoro Ludwik zadawał się z dilerami, to pewnie miał broń. Taką, którą z łatwością mógł mu załatwić w Polsce Klaus – bez numeru seryjnego i pozwolenia.
Mój brat był nieprzewidywalny pod wieloma względami, ale znałem doskonale jego nawyki. Domyślałem się więc, gdzie przechowywał broń, bo korzystał z niej bardzo rzadko, prawie nigdy. Przykucnąłem przed szafą i opróżniłem dolną półkę z leżących na niej butów. Przez chwilę pomajstrowałem przy desce podłogowej, a kiedy w końcu ustąpiła, zobaczyłem małą szarą torbę. Rozsunąłem suwak i zobaczyłem pistolet Walther PPK, pudełko z nabojami i, ku mojemu zdumieniu, tłumik. Nawet się ucieszyłem z tego znaleziska. Szczególnie że nie wziąłem ze sobą broni z Polski. No co dzień praktycznie się nie ruszałem bez pistoletu, ale nie chciałem zabierać go na pokład samolotu, choćby ze względu na związane z tym biurokrację i uwagę, jaką to przyciągało. Zresztą, jeśli zostawałem gdzieś dłużej, zawsze na miejscu tym czy innym kanałem zdobywałem broń – to była ogromna zaleta działalności mojego ojca. Wrzuciłem torbę z pistoletem do tej z ubraniami i szybko wróciłem do hotelu, żeby zostawić broń u siebie. Na wszelki wypadek.
Podróż taksówką do aresztu nie trwała długo. Na miejscu musiałem przejść kontrolę bezpieczeństwa, po której zostałem skierowany do salki widzeń. Ludwik już na mnie czekał. Siedział na krześle zgarbiony i blady. Miał na sobie zbyt duże dżinsy i bluzę z kapturem, co potęgowało jego mizerny wygląd. Stłumiłem złośliwy uśmiech.
– Gdzie są twoje ubrania? – zapytałem bez przywitania i powiesiłem marynarkę na oparciu krzesła.
Ludwik uniósł wzrok.
– W praniu. Zwymiotowałem, kiedy przyjechała policja.
– Widziałem się z Mariellą.
Na te słowa Ludwik się wyprostował i spojrzał na mnie z większą uwagą. Może coś w tonie mojego głosu zwróciło jego uwagę. Brat był dość impulsywny i bardziej emocjonalny niż cała nasza rodzina razem wzięta.
– Czy to nie dziwne, że serce mi przyspiesza na sam dźwięk jej imienia? Co jej powiedziałeś? – zapytał Ludwik, krzyżując ręce na piersi.
– Prawdę – odpowiedziałem bez ściemniania, a Ludwik jęknął. Potarł sobie kark. Chyba się tym zaniepokoił.
– Kurwa, muszę się stąd wydostać. Mariella nie będzie chciała być z ćpunem. Muszę jej pokazać, udowodnić, że… Nawet rzucę palenie. Skończę z wszystkimi używkami, żeby tylko ze mną porozmawiała! – Głos Ludwika drżał z emocji. Był naprawdę przejęty.
Gdzieś pod murem, którym się tak pieczołowicie otoczyłem na potrzeby tej wizyty, zaczęło kiełkować poczucie winy z powodu moich pożądliwych myśli o Marielli. Wygrzebałem z kieszeni marmurową kulkę i zacząłem nią obracać między palcami. Wiedziałem, że atak jest najlepszą obroną przed niechcianymi emocjami. Dlatego przerwałem zawodzenie Ludwika, wyrzucając z siebie to, co mnie ubodło w rozmowie z Mariellą:
– Słyszałem, że byłeś współwłaścicielem firmy księgowej, ale zmieniłeś branżę, ponieważ nagle zacząłeś gardzić pieniędzmi.
Ludwik poczerwieniał na twarzy, podrapał się po policzku, co robił zawsze, gdy był zdenerwowany, i zakaszlał.
– Byłem bardzo pijany, kiedy poznałem Mariellę, i trochę nazmyślałem. Powiedziałem jej, że prowadziłem z tobą firmę księgową i że chciałem wyrwać się ze świata biznesu, żeby zrobić coś naprawdę ważnego.
Zapłonęła we mnie złość. Miałem ochotę skopać brata, tak jak robiłem to dwadzieścia lat temu. Ale ani drgnąłem.
– Zresztą, parę lat temu spędziłem jakiś czas u ciebie w biurze. A „księgowy” brzmi lepiej niż „członek zespołu grającego covery”.
– Przecież dziewczyny kochają rockmanów – rzuciłem drwiąco. – Nie przyszło ci do głowy, że jeśli zamierzasz poślubić Mariellę, prawda o twoim stylu życia prędzej czy później wyjdzie na jaw?
– Nie. Nic lepszego nie przyszło mi do głowy w trakcie tego pierwszego spotkania, a później nie wiedziałem, jak to odkręcić. Szczególnie że Marielli podoba się to, że odszedłem z brutalnego świata biznesu i zacząłem rozwijać bardziej miękkie umiejętności. Musiałem podtrzymywać tę farsę i od czasu do czasu opowiadałem jej o swoim poprzednim życiu.
Myślałem, że mój brat nie jest głupi, ale teraz zacząłem wątpić w jego inteligencję. Przez to, że rzadko mieliśmy bezpośredni kontakt, prawie zapomniałem o jego bujnej wyobraźni, która najwyraźniej czasem naginała rzeczywistość.
– To także mojeżycie, wiesz? Czy ty w ogóle rozumiesz konsekwencje swoich słów? Może byś dla odmiany przyjrzał się prawdzie, zamiast tonąć w swoich fantasmagoriach? – wyrzuciłem z siebie, mając powyżej uszu całej tej historii.
Arogancja, naiwność i idiotyczne kłamstwa Ludwika przelały czarę goryczy. Jakby nie wystarczyło, że przyjechałem go ratować z tarapatów do cholernej Finlandii w okresie, kiedy miałem ręce pełne roboty.
– Daj mi spokój! Nienawidzę cię, kurwa! – wykrzyczał mi w twarz Ludwik.
Zabolało jak diabli, ale nie dałem się bardziej wyprowadzić z równowagi.
– Mimo to pomogę ci. Znaj moje dobre serce – wycedziłem chłodno.
Ludwik zamknął oczy i przez chwilę miarowo oddychał. Wyglądał, jakby chciał się uspokoić.
– Przepraszam. Nie myślę tak. Jestem zmęczony i zdenerwowany. Przysięgam, że z nikim nie rozmawiałem o tamtej nocy.
– Nie ma o czym mówić – wtrąciłem ostro, przerywając Ludwikowi, zanim przy świadkach oddałby się bardziej szczegółowym wspomnieniom z wypadu do krakowskiego klubu ze striptizem. W sali, w której przebywaliśmy, byli kamera z mikrofonem i ochroniarz przy drzwiach.
Ludwik zamilkł i ponownie skulił się w sobie. Uznałem, że to doskonały moment na to, żeby przedstawić mu kilka faktów, które mogły do niego jeszcze nie dotrzeć.
– Braciszku, twoje szkolenie nauczycielskie dobiegło końca. Finito. Teraz nikt ci w tym kraju nie pozwoli uczyć dzieci. Zostanę tu, dopóki cię nie wypuszczą. Zobaczymy, czy oskarżą cię o handel narkotykami. Może nie potrwa to długo. A potem zabieram cię do Polski.
– Nie handluję! Nie mam zamiaru wracać do Polski tylko dlatego, bo mi każesz! W ogóle nie musiałeś tu przyjeżdżać! Heikki zajmuje się moimi sprawami.
– Heikki robi wszystko, co mu każę. Jeśli chcesz, mogę mu powiedzieć, że załatwisz sobie nowego prawnika.
To był tani chwyt, ale musiałem pokazać Ludwikowi, że nie on tu dyktuje warunki. Nie w tej sytuacji. Brat wytrzeszczył na mnie oczy.
– Nie ma takiej potrzeby. Po prostu lubię Helsinki i Mariellę. – Ludwik trochę zmiękł.
– Zapytaj ją, czy się przeprowadzi do innego kraju. Choć coś mi mówi, że nie jest w tobie jakoś szczególnie mocno zakochana. Muszę lecieć. Mam jeszcze sporo pracy, a obiecałem oddać sweter twojej byłej dziewczynie.
– Czekaj!
Stałem przed drzwiami, kiedy Ludwik żałośnie wykrzyknął to słowo. Aż włosy na karku stanęły mi dęba. Obróciłem lekko głowę w jego stronę. Z jego miny domyśliłem się, że zaraz usłyszę coś, co jedynie doleje oliwy do ognia w tym całym pożarze. Coś mi mówiło, że to znacznie poważniejsza rzecz niż imprezowanie z dilerami narkotyków czy kłamanie w sprawie swojej pracy. Moją uwagę przykuła noga Ludwika, którą nagle zaczął rytmicznie potrząsać.
– Co? – spytałem grobowym tonem.
Ludwik unikał mojego spojrzenia. To na pewno nie będzie dobra wiadomość.
– Zapomniałem, że zostawiłem u Marielli taką dużą książkę. Trzeba ją oddać bibliotekarzowi, zanim zjedzą ją mole. Znajdziesz ją w kuchni.
Ludwik zrobił się jeszcze bardziej blady niż na początku. Wstrzymałem oddech. W dzieciństwie często bawiliśmy się w tajnych agentów i rzezimieszków, którzy zawsze wpadali w kłopoty i z których wydostawali się dzięki specjalnie przez nas wymyślonemu językowi. Dla mnie słowem kluczem najczęściej była książka, bo bardzo lubiłem czytać. Dla Ludwika zaś rośliny były metaforami problemu. Układałem sobie to wszystko w myślach, co nie zajęło mi dużo czasu. Twarz Ludwika była prawie szara, co oznaczało duże kłopoty, a książka, do cholery, nie mogła oznaczać niczego innego niż narkotyków. Jeśli „bibliotekarz” miał zamiar przyjąć towar z powrotem, to z pewnością w zamian za sowitą rekompensatę. Mój brat może nie handlował narkotykami, ale najwyraźniej miał taki zamiar.
– Facet, który ci ją pożyczył, odzyska ją. Choć prawdopodobnie będzie chciał jakiejś opłaty za przetrzymanie – powiedziałem cicho, zaciskając zęby.
Ludwik nachylił się w moją stronę.
– Mamy mało czasu. Dostałem dość wymowny esemes.
Strażnik przyglądał się nam uważniej niż wcześniej.
– Odwiedziła cię już mama? – spytałem głośniej.
Rozluźniłem ramiona i starałem się zachować spokój, co było trudne. Krew w żyłach mroził mi strach. Jeśli Ludwik otrzymał wiadomości z pogróżkami, jego mieszkanie i inne miejsca, w których przebywał, zapewne zostały lub niebawem zostaną przeszukane. Skoro mówił o dużej książce, to domyślam się, że przechowuje sporą ilość narkotyków. U Marielli.
– Nie chce mnie widzieć – odchrząknął Ludwik.
Atmosfera się zagęściła. Miałem ochotę wyjść z tego parszywego aresztu i nie oglądając się za siebie, wrócić do swojego w miarę spokojnego, a z pewnością poukładanego życia. Cały ten bałagan Ludwika mocno mnie przytłaczał.
Mój brat w przeszłości był już uwikłany w handel narkotykami i został skazany. W Polsce. Sprzedawał studentom marihuanę i ecstasy. Został złapany, bo córka miejscowego komendanta policji pomyliła lek z tabletkami od Ludwika i o mały włos się nie przekręciła.
Zawahałem się, czy nie dopytać go o powód, dla którego zataił przede mną prawdę, ale stwierdziłem, że jego odpowiedź niczego nie zmieni. Jak sądzę, chciał sobie udowodnić, że może wszystko. Pragnął poczuć się wyjątkowy, jak przy poprzednich wybrykach. Marzył o tym, żeby być szefem podziemia, tak jak nasz ojciec. Albo mieć tak silną pozycję jak ja. Szkoda, że nie doceniał tego, jak genialnym jest ogrodnikiem. Frustrowało mnie to, że nie podążał za swoją florystyczną pasją. Może powinienem mu powiedzieć, że nie ma wstydu w lubieniu pięknych rzeczy i czerpaniu przyjemności z pracy z nimi. W końcu nasz ojciec gustował w sztuce. Nie przestał handlować antykami, bo uwielbiał kunszt, z jakim zostały wykonane. Jedynym przestępcą czystej krwi w rodzinie byłem ja. Nie miałem żadnych zainteresowań poza rozrachunkami szemranych biznesmenów.
Przemęczyłem się kolejny kwadrans, zanim wykręciłem się od dalszych pogaduszek z Ludwikiem. Mój brat wyglądał na zawiedzionego i przestraszonego, ale przecież sam się wkopał w to bagno. Wyszedłem przed areszt, marząc o tym, żeby wskoczyć do pierwszej wolnej taksówki i pojechać do Marielli. Owszem, spotkałem ją dziś po raz pierwszy w życiu i spędziłem w jej towarzystwie może godzinę, ale czas nie miał tu znaczenia. Czułem w sobie jakąś pierwotną siłę wręcz nakazującą mi, gdzie powinienem się teraz udać – pod adres, który dostałem esemesem. Posłuchałem jednak głosu rozsądku i najpierw wróciłem do hotelu po broń znalezioną wcześniej u Ludwika. Ludzie, od których wziął narkotyki, jeszcze nie odwiedzili jego mieszkania, ale to tylko kwestia czasu. Wiedziałem, że nie znajdą tam towaru. Wiedziałem też, że szybko wpadną na to, że Ludwik urządził sobie skrytkę u swojej dziewczyny. Nie wymagało to jakiejś szczególnej inteligencji, żeby na to wpaść. Odszukanie jej adresu zapewne też nie zmuszało do dużego wysiłku. Jak znam swojego brata, to z pewnością wszystkim opowiadał o słodkiej Marielli.
Zrobiło mi się źle, gdy w wyszukiwarkę wpisałem „Mariella Kivistö”. Tak jak się obawiałem, jej adres wyświetlił się w kilku pierwszych linkach, jak upragniony prezent na święta. Zakładając, że wspólnicy Ludwika nie znali jej nazwiska, to z łatwością znajdą je przez media społecznościowe. Imię Mariella nie należało do bardzo popularnych.
Dałem sobie chwilę na ochłonięcie od rewelacji, które przekazał mi brat, i wyszedłem z hotelu. Postanowiłem też się przebrać w mniej oficjalne ubranie. Włożyłem zwykłe dżinsy i niebieską koszulkę polo. Po drodze zatrzymałem się w recepcji, żeby odwołać randkę. Kaisa, chyba tak miała na imię, była trochę zawiedziona, ale nie miałem pojęcia, ile mi zejdzie rozprawienie się z „molami książkowymi” u Marielli, a nie lubiłem wystawiać kobiet.
Kiedy w końcu dotarłem pod adres dziewczyny, tak mocno ściskałem jej czerwony sweter w dłoniach, że bałem się, czy go nie sfilcuję. Po drodze wysłałem jej wiadomość, ale do teraz nie otrzymałem odpowiedzi. Jeśli nie podejdzie do drzwi, żeby mi otworzyć, to będę musiał je wywarzyć. Naprawdę nie widziałem innego wyjścia.
Wciskałem dzwonek z całych sił, a złe przeczucia nie rozwiały się nawet, kiedy usłyszałem ciche kroki za drzwiami. Dopiero gdy Mariella otworzyła, odetchnąłem z ulgą. Natomiast kiedy zobaczyłem jej zaróżowioną twarz, owinięty ręcznik wokół włosów i kształtne ciało okryte zwiewnym, krótkim, żółtym szlafrokiem, zakręciło mi się w głowie, tak jak wtedy, gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy. Najwyraźniej dopiero co wyszła z kąpieli. Jej wilgotna kremowa skóra przyjemnie pachniała mydłem. Zacisnąłem dłonie w pięści, żeby powstrzymać rodzący się w nich odruch. Chciałem łapczywie dotykać jej świeżego ciała. Zapragnąłem odgarnąć niesforny kosmyk włosów, który uciekł spod ręcznika i przykleił się do jej policzka.
Mariella uśmiechnęła się powściągliwie i wyciągnęła rękę w stronę swetra, który trzymałem w zaciśniętej dłoni. Odezwała się pierwsza, bo ja nie potrafiłem wydusić z siebie słowa.
– Dziękuję, że mi go przyniosłeś. To moje ulubione wdzianko. Inaczej bym cię nie fatygowała.
– Wchodzę – wybełkotałem jak idiota.
Mariella wybałuszyła na mnie oczy.
– Po co? – rzuciła gwałtownie z dystansem w głosie.
Na chwilę przymknąłem oczy i wstrzymałem oddech, żeby zapanować nad burzą, która we mnie szalała. Kiedy ponownie spojrzałem na Mariellę, na jej twarzy zauważyłem niepokój zmieszany z podejrzliwością. Krew nadal buzowała mi w żyłach.
– Może cię odwiedzić kilku przedstawicieli gangu. Nie sądzę, żebyś miała ochotę spotkać się z nimi sam na sam.
Mariella pobladła. Wykorzystałem jej konsternację. I nie czekając na zaproszenie, wszedłem do środka. Zamknąłem za sobą drzwi na rygiel.
– W twoim mieszkaniu są narkotyki. I to w ilości przekraczającej rekreacyjne spożycie.
Twarz Marielli wykrzywiły strach i oburzenie.
– To niemożliwe. – Zamilkła na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiała. – Ludwik był tu sam tylko parę razy. Nie zrobiłby mi tego.
Nic nie powiedziałem. Z tym Mariella będzie musiała sama sobie poradzić. Rozejrzałem się po wnętrzu i pchnąłem pierwsze drzwi po mojej lewej. Łazienka i toaleta. Następnie skręciłem w prawo, gdzie znajdowała się kuchnia. Dalej zobaczyłem drewniane drzwi, które najwyraźniej prowadziły do czegoś, co było połączeniem sypialni i salonu.
– Ludwik mnie tu przysłał. Masz rękawiczki? Mogą być takie do sprzątania.
Z doświadczenia wiedziałem, że cały ten bałagan załatwi odpowiednia kwota pieniędzy. Byłem też pewien, że obędzie się bez policji, ale wolałem być ostrożny. Nie chciałem zostawić zbyt wielu odcisków palców w mieszkaniu Marielli. Zgoda, miałem motyw, by ją odwiedzić, ale musiałem też zajrzeć do miejsc, do których przelotni goście zazwyczaj nie zapuszczają żurawia.
Kobieta bez słowa poszła do łazienki i wróciła z żółtymi gumowymi rękawiczkami. Widziałem, że bardzo się boi. Miałem ochotę wziąć ją w ramiona, żeby poczuła się bezpieczna. Chciałem dać jej znać, że wszystko będzie dobrze. W myślach przeklinałem się za te idiotyczne porywy namiętności.
– Ubierz się – rzuciłem szorstko, próbując zamaskować swoje prawdziwe pragnienia.
Choć to, że się ubierze, niewiele zmieni. Może gdyby włożyła worek po ziemniakach, toby jakoś pomogło.
Odwróciłem się plecami do Marielli i otworzyłem drzwiczki do szafki kuchennej z suchymi rzeczami. Wyciągnąłem z niej wszystkie torebki i opakowania, żeby sprawdzić tylną ścianę szafki. Znając nawyki Ludwika, powinienem był od razu zajrzeć do szafki pod zlewem, ale chyba się łudziłem, że brat potrafił przełamywać swoje schematy.
– Tak po prostu przychodzisz tutaj i zaczynasz przekopywać moje mieszkanie jak w jakimś serialu policyjnym? – zapytała gniewnie Mariella.
– Widzisz tu jakąś policję? – zapytałem sucho.
Szybko przejrzałem szuflady, wysunąłem kuchenkę, ale tam też niczego nie znalazłem. Spojrzałem za siebie. Mariella wciąż stała w tym samym miejscu w tym cholernie cienkim szlafroku.
– Załóż coś na siebie – warknąłem ze złością.
Mariella nie od razu zareagowała. Patrzyła na mnie srogo, ale w końcu poszła do sypialni i wymownie trzasnęła drzwiami. Teraz mogłem się skupić, więc wznowiłem poszukiwania. Przykucnąłem przy szafce pod umywalką i ją otworzyłem. Kosz na śmieci. Środki czystości. Reklamówki. Odpady organiczne.
Kilka metrów ode mnie Mariella się rozbierała. Delikatny materiał jej szlafroka zsuwał się z jej ciepłego ciała. Mógłbym jej pomóc. Pragnąłem dotknąć jej skóry.
Przekląłem cicho i jednym ruchem wyrzuciłem przedmioty z szafki na podłogę. Od razu zauważyłem, że dno szafki było wymontowywane. Gdyby Ludwik był tu teraz, skopałbym mu tyłek. Jak mógł być tak nieostrożny? I bezmyślny! Co go podkusiło, żeby przechowywać narkotyki w domu postronnej osoby? Nie mógł chociaż skorzystać z piwnicy albo schowka na rowery?
Uniosłem dyktę i wyjąłem owiniętą w folię paczkę. Ponownie przekląłem, ale tym razem głośno. Trzymałem w rękach co najmniej kilka kilogramów towaru – zarówno pigułek, jak i woreczków z białym proszkiem, który, jak sadzę, był amfetaminą. Kiedy wstałem, zobaczyłem Mariellę ubraną w czerwoną letnią sukienkę. Szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w paczkę w mojej dłoni.
– Zostaję u ciebie, dopóki nie załatwię tej sprawy – oznajmiłem, rzucając pakunek na blat stołu.
Rozdział 4
Mariella
Wpatrywałam się w Aleksandra, starając się nie mrugać, bo obawiałam się, że wybuchnę płaczem. Nie byłam w stanie poradzić sobie ze stresem. Nie mogłam uwierzyć w to, że w moim domu były narkotyki, które bez mojej wiedzy ukrył tu mój chłopak. Mój były chłopak, poprawiłam się w myślach.
Zgoda, mentalnie i emocjonalnie już porzuciłam Ludwika, ale to sprawa była zbyt świeża, przez co czułam niewielką tęsknotę i wcale nie tak lekkie poczucie winy. Po powrocie do mieszkania próbowałam się uczyć, ale nie mogłam się skoncentrować. Przypomniałam sobie, że muszę sobie uszyć sukienkę na wesele kuzynki, więc wyjęłam przybory i materiał z szafy. Niestety, na tym zajęciu także nie zdołałam się skupić dłużej niż dziesięć minut. Zaczęłam więc sprzątać mieszkanie, ale w połowie czynności zastygałam w zamyśleniu i w efekcie zrobiłam tylko większy bałagan. W końcu ugotowałam kolację i wzięłam prysznic. Nic z tego nie odciągnęło na dłużej moich myśli od Aleksandra. Wspominałam naszą rozmowę, to, jak obracał w palcach marmurową kulkę, i sposób, w jaki starł sos z mojej bluzki.
– Po prostu nie otworzę drzwi – powiedziałam ni z tego, ni z owego. Mój głos był piskliwy. Zawsze tak mówiłam, gdy się czegoś bałam.
Mężczyzna wyprostował się, wbijając we mnie zimne spojrzenie. Patrząc mi prosto w oczy, powolnym ruchem zdejmował z rąk gumowe rękawiczki.
– Tych ludzi drzwi nie powstrzymają. Nie ruszę się stąd, dopóki nie będzie bezpiecznie. Jak będziesz chciała uciec albo stawiać opór, zwiążę cię. Chodzi o twoje dobro.
Strach przybrał na sile. Byłam przerażona. Przecież zupełnie nic nie wiedziałam o Aleksandrze, a co gorsze, najwyraźniej nie miałam też pojęcia o życiu własnego chłopaka. Czerpiąc z tych strzępków kryminalnej historii, zaczęłam snuć w głowie najgorsze scenariusze. Kto wie, jakie okropieństwa obaj mają na sumieniu i do czego jeszcze są zdolni.
– Myślę, że policja będzie wiedziała, co z tym zrobić, jak ją powiadomimy – podsunęłam niepewnie, jednocześnie robiąc kilka kroków w tył.
– Żadnej policji. Zgłoszenie tego w żaden sposób nie pomoże ani tobie, ani mnie. O Ludwiku nie wspominając. Poczekamy na dalszy rozwój wypadków.
Aleksander mówił całkowicie beznamiętnie. Jego słowa nie zawierały cienia jakichkolwiek emocji. Cofnęłam się o następne parę kroków. Mężczyzna zauważył, co robię, i podszedł bliżej. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie miałam dokąd uciec, a mimo to odwróciłam się plecami do Aleksandra i skierowałam się do przedpokoju. Nie zdążyłam nawet dojść do drzwi, kiedy mocno chwycił mnie za ramię, zatrzymując w miejscu. Nie obejrzałam się w jego stronę, ale otworzyłam usta, żeby krzyknąć. Aleksander jednak wyczuł, co zamierzam zrobić, bo przyłożył dłoń do moich ust, nie pozwalając mi wezwać pomocy. Myśli w mojej głowie ucichły, gdy poczułam bliskość jego ciała. Wtedy oplótł mnie w talii swoim silnym ramieniem i zbliżył twarz do mojej głowy. Czułam jego ciepły oddech na nagiej szyi.
– Nie jestem twoim wrogiem.
Łzy napłynęły mi do oczu. W tonie głosu Aleksandra, mocnym uścisku jego ramienia i całej postawie jego ciała było coś, co przyniosło mi pewnego rodzaju spokój. Tak jakby wyssał ze mnie przerażenie. Stopniowo uspokoił mi się oddech i wróciło klarowne myślenie. W tej chwili nie ma żadnego rzeczywistego zagrożenia. Do tego im dłużej stałam w uścisku Aleksandra, tym bardziej się rozluźniałam.
Wtedy wykonał ruch, jakby chciał mnie obrócić przodem do siebie. Odruchowo próbowałam się wyrwać, machając rękami, ale nie przyniosło to żadnego efektu. Aleksander przyciągnął mnie mocniej, więc opuściłam dłonie na jego ramiona. Były zaskakująco twarde. Nie patrzyłam na niego, a spod zamkniętych powiek płynęły mi łzy. Nagle poczułam muśnięcie jego ust na policzku. Delikatnie przesuwał wargami po mojej skórze, spijając z niej wolno opadające krople. Zrobiło mi się ciepło i błogo. Nie protestowałam, bo to, co czułam przy nim, odkąd się poznaliśmy, zapłonęło we mnie z jeszcze większą siłą.
Aleksander zsunął dłoń z moich ust na podbródek. Lekko zadarł mi głowę, tym samym zmuszając mnie do spojrzenia na jego poważną twarz. Drugą rękę przeniósł na moje biodro. Kiedy zacisnął na nim palce, westchnęłam z przyjemności. Mocniej naparłam biodrami na niego, wstrzymując oddech, bo przez moje ciało powoli przepływało natarczywe pożądanie. Miało ono w sobie coś słodkiego i pikantnego jednocześnie. Jak czekolada z chili, jak przyjemność na granicy bólu.