Ultimatum - Lilith - ebook + audiobook

Ultimatum ebook i audiobook

Lilith

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Aleksander Kuźmiński potrafi o siebie zadbać. Prowadzi finanse największych szefów mafii na świecie, wchodzi w niezobowiązujące relacje z kobietami, które niczego od niego nie oczekują, w życiu kieruje się zimną kalkulacją i logiką, nigdy nie tracąc kontroli.

Mężczyzna ma brata, który jest jego całkowitym przeciwieństwem. Pewnego dnia Ludwik wpada w kłopoty z powodu narkotyków i trafia do więzienia. Aleksander pojawia się więc w Finlandii, żeby pomóc bratu w tej trudnej sytuacji. 

Kiedy na jaw wychodzą nielegalne interesy Ludwika, pewny siebie księgowy musi ratować także Mariellę, dziewczynę brata. Zabiera ją do Polski i ze względów bezpieczeństwa przetrzymuje u siebie w mieszkaniu. 

Wciąż jednak musi stawić czoła Fiodorowi, baronowi narkotykowemu przestrzegającemu kodeksu Hammurabiego. Przestępca stawia Aleksandrowi ultimatum. Jeśli uda mu się doprowadzić do prawdziwej braterskiej zdrady – uwieść Mariellę – dług zostanie spłacony. Aleksander musi jedynie uwiecznić wszystko na zdjęciach i filmach, aby Fiodor mógł je pokazać niczego niepodejrzewającemu Ludwikowi.

Sytuacja komplikuje się, gdy Aleksander spogląda w bursztynowe oczy Marielli. Coraz trudniej będzie mu pamiętać, że ma jedynie zadanie do wykonania. I że nie powinien dać się ponieść swoim uczuciom i pożądaniu…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 261

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 50 min

Lektor: Katarzyna Domalewska & Przemysław Bargiel
Oceny
4,0 (53 oceny)
29
8
7
7
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
bogda17-68

Nie polecam

Nie wiem co napisać o tej książce. Jak dla mnie jest nijaka. Dialogi i przemyślenia głównej bohaterki są bardzo dziwne, a na domiar skacze z tematu na temat sama sobie zaprzeczając. Dobrnęłam do 40 strony i zostawiłam chociaż bardzo nie lubię nie kończyć czytanej książki. Po prostu znudziła mnie ta książka.
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: Pe­tos

Prze­kład: Erica Joy

Co­py­ri­ght © Li­lith, 2024

This edi­tion: © Ri­sky Ro­mance/Gyl­den­dal A/S, Co­pen­ha­gen 2024

Pro­jekt gra­ficzny okładki: Mo­nika Drob­nik-Sło­ciń­ska

Re­dak­cja: Anna No­wak

Ko­rekta: Mag­da­lena Mie­rze­jew­ska

ISBN 978-91-8034-392-3

Kon­wer­sja i pro­duk­cja e-bo­oka: www.mo­ni­ka­imar­cin.com

Wszel­kie po­do­bień­stwo do osób i zda­rzeń jest przy­pad­kowe.

Word Au­dio Pu­bli­shing In­ter­na­tio­nal/Gyl­den­dal A/S

Kla­re­bo­derne 3 | DK-1115 Co­pen­ha­gen K

www.gyl­den­dal.dk

www.wor­dau­dio.se

Roz­dział 1

Alek­san­der

Ni­gdy nie by­łem za­zdro­sny o swo­jego brata. Nie­któ­rzy mo­gliby po­my­śleć, że okła­mię in­nych i sa­mego sie­bie, bo prze­cież brat był znacz­nie przy­stoj­niej­szy i za­baw­niej­szy ode mnie, a do tego po pro­stu bar­dziej lu­biany. Jed­nak wszystko w ży­ciu ma dwie strony me­dalu. U Lu­dwika były nią jego im­pul­syw­ność, nie­usta­jące po­szu­ki­wa­nie przy­jem­no­ści i skłon­ność do bez­myśl­nego za­cho­wa­nia. Przez to co rusz wpa­dał w kło­poty, ro­bił coś idio­tycz­nego albo po raz ko­lejny mu­siał ukła­dać swoje sprawy od nowa. Jego styl ży­cia świet­nie ob­ra­zo­wał ta­tuaż, który zro­bił so­bie pra­wie na ca­łych ple­cach, a po roku po­sta­no­wił go usu­nąć.

Tym­cza­sem ja po­sze­dłem na Uni­wer­sy­tet Ha­rvarda, kiedy mia­łem dwa­dzie­ścia lat. Już wtedy do­ra­dza­łem ojcu i jego księ­go­wemu, jak in­we­sto­wać pie­nią­dze. W tam­tym okre­sie Lu­dwik pro­wa­dził kilka bur­deli i brał ko­ka­inę. Po paru la­tach hu­lasz­czego ży­cia po­sta­no­wił wziąć się w garść i zo­stał mu­zy­kiem. Wraz z kil­koma przy­ja­ciółmi gry­wał co­very daw­nych prze­bo­jów w war­szaw­skich i kra­kow­skich pu­bach. Ale w końcu i to mu się znu­dziło.

Przez ja­kiś czas Lu­dwik żył za pie­nią­dze ojca. Kiedy się oka­zało, że z mie­siąca na mie­siąc prze­pusz­cza co­raz wię­cej go­tówki, nie pra­cu­jąc przy tym, a je­dy­nie od­gry­wa­jąc bo­ga­tego chło­paka przed wszyst­kimi ład­nymi dziew­czy­nami w ca­łej Pol­sce, oj­ciec od­ciął go od ma­jątku. Po­in­for­mo­wał Lu­dwika, że an­ty­kwa­riu­sza naj­zwy­czaj­niej w świe­cie nie stać na opła­ca­nie tak luk­su­so­wego stylu ży­cia. Oczy­wi­ście, oj­ciec nieco mi­jał się z prawdą, o czym Lu­dwik do­sko­nale wie­dział. Nasz oj­ciec po pro­stu lu­bił utrzy­my­wać pewną fa­sadę, na­wet przed tymi, któ­rzy wie­dzieli, jak wy­gląda sy­tu­acja.

A przed­sta­wiała się tak, że oj­ciec pro­wa­dził sklep, w któ­rym sprze­da­wał an­tyki, a tak na­prawdę był prze­stępcą i jed­nym z naj­po­tęż­niej­szych gang­ste­rów na świe­cie. Po­śred­ni­czył w han­dlu bro­nią i nar­ko­ty­kami, a do tego pro­wa­dził nie­le­galne domy pu­bliczne w Pol­sce i poza jej gra­ni­cami.

Z mo­jego punktu wi­dze­nia an­ty­kwa­riat to ge­nialna przy­krywka i ła­twy spo­sób na pra­nie brud­nych pie­nię­dzy. Za roz­sądną cenę ku­pu­jesz na przy­kład ja­kiś ob­raz Sa­lva­dora Da­lego albo któ­re­goś z ho­len­der­skich mi­strzów, ale jesz­cze nie aż tak roz­sła­wiony, a za rok czy dwa sprze­da­jesz z czy­stym zy­skiem. Tę część dzia­łal­no­ści ojca, zwią­zaną z an­ty­kami i sztuką, mimo że był w tym ele­ment fał­szer­stwa i in­nych nie­zgod­nych z pra­wem dzia­łań, lu­bi­łem naj­bar­dziej. Choć an­ty­kwa­riat po­zwa­lał na pra­nie tylko nie­wiel­kiej czę­ści do­cho­dów.

By­łem za­le­d­wie na­sto­lat­kiem, kiedy oj­ciec za­uwa­żył u mnie wy­jąt­kowy ta­lent ma­te­ma­tyczny. Po­nie­waż do­dat­kowo prze­ja­wia­łem za­in­te­re­so­wa­nie in­we­sty­cjami, tata stop­niowo wdra­żał mnie w swój biz­nes. Na po­czątku po­wie­rzał mi trans­ak­cje na nie­wiel­kie kwoty, ale dość szybko sumy, któ­rymi ob­ra­ca­łem, się zwięk­szyły. Od za­wsze ma­rzy­łem o pracy w branży fi­nan­so­wej i los mi w tym po­mógł. Dzięki zle­ce­niom od ojca za­częli się do mnie zgła­szać inni biz­nes­mani po­trze­bu­jący po­dob­nych usług. Mój oj­ciec po­le­cał mnie swoim part­ne­rom biz­ne­so­wym i tak za­miast ro­bić ka­rierę sza­no­wa­nego bro­kera lub ban­kiera in­we­sty­cyj­nego, zdo­by­łem nie­tu­zin­kową, acz lu­kra­tywną po­sadę. Zo­sta­łem me­ne­dże­rem port­feli obrzy­dli­wie bo­ga­tych prze­stęp­ców.

Nie wszystko, co wią­zało się z tego typu dzia­łal­no­ścią, mi się po­do­bało, ale szybko się po­go­dzi­łem z tym, kim je­stem i jaki za­wód wy­ko­nuję. Po pierw­sze, by­łem do­bry w tym, co ro­bi­łem, a po dru­gie, ktoś i tak by się tym za­jął.

Je­dyne, od czego sta­ra­łem się trzy­mać z da­leka, to ope­ra­cje pie­niężne zwią­zane z han­dlem ludźmi. Nie­stety w tym biz­ne­sie cho­ler­nie trudno było wy­zna­czyć gra­nicę. W sa­mych bur­de­lach mo­jego ojca pra­co­wali ko­biety i męż­czyźni uza­leż­nieni od nar­ko­ty­ków, więc aby za­ro­bić na swoje używki albo utrzy­ma­nie ro­dzin, które były gdzieś da­leko, mu­sieli się rok po roku pro­sty­tu­ować. Kiedy we­szło się w ten świat, nie dało się go w za­sa­dzie opu­ścić. Rzecz ja­sna, mój oj­ciec twier­dził, że w jego bur­de­lach nikt nie pra­co­wał pod przy­mu­sem.

Te­raz mia­łem trzy­dzie­ści trzy lata. Nie dość, że by­łem w szczy­to­wej for­mie, to na do­da­tek nie­przy­zwo­icie bo­gaty. Przy­pusz­cza­łem, że w du­żej mie­rze przy­czy­niło się do tego moje ra­czej swo­bodne po­dej­ście do mo­ral­no­ści. Lu­dwik na­to­miast się­gnął dna swo­jej eg­zy­sten­cji.

Mi­nęły dwa lata od chwili, kiedy na­sza matka opu­ściła ojca. Miała dość jego kłamstw i ko­cha­nek. Wy­pro­wa­dziła się z Pol­ski do Fin­lan­dii, a Lu­dwik po­je­chał za nią. Oj­ciec był wście­kły i tro­chę nie­szczę­śliwy z po­wodu roz­sta­nia, ale miał jed­no­cze­śnie na­dzieję, że po­byt Lu­dwika w kraju lu­bu­ją­cym się w re­gu­la­mi­nach wyj­dzie mu na do­bre.

Fak­tycz­nie pro­te­stancka men­tal­ność miała zba­wienny wpływ na mo­jego brata. Przy­naj­mniej na ja­kiś czas. Lu­dwik zło­żył po­da­nie na Uni­wer­sy­tet Hel­siń­ski. Chciał zo­stać na­uczy­cie­lem i, ku zdu­mie­niu pra­wie ca­łej ro­dziny, przy­jęto go. Chyba tylko mnie to nie zdzi­wiło. Lu­dwik od za­wsze był lu­biany przez wszyst­kie dzieci. Po­tra­fił żar­to­wać, czę­sto się wy­głu­piał, wy­my­ślał gry i pio­senki. Bar­dziej za­sko­czyło mnie to, że w wieku trzy­dzie­stu je­den lat na­dal miał ochotę się uczyć.

Za­bra­łem torbę z ta­śmy ba­ga­żo­wej, zer­k­ną­łem na ze­ga­rek i po­sze­dłem na po­stój tak­só­wek. Zu­peł­nie nie mia­łem ochoty być wy­bawcą swo­jego młod­szego brata, ale po roz­go­rącz­ko­wa­nym te­le­fo­nie od Lu­dwika zro­zu­mia­łem, że cały ten jego ba­ła­gan mógł mnie rów­nież wpę­dzić w kło­poty. Po aresz­to­wa­niu brata za po­sia­da­nie nar­ko­ty­ków, oj­ciec sta­now­czo ob­wie­ścił, że od­cina go od pie­nię­dzy. Lu­dwik za­rze­kał się, że nie ma nic wspól­nego z tymi nar­ko­ty­kami. Pra­wie pła­cząc, twier­dził, że zna­lazł się w nie­od­po­wied­nim miej­scu i w nie­od­po­wied­nim cza­sie. Chciał tylko po­im­pre­zo­wać. Po­nie­waż dzwo­nił do mnie pod wpły­wem al­ko­holu i am­fe­ta­miny, wy­star­czyło, że lekko go przy­ci­sną­łem, a wy­znał, że tro­chę pod­ko­lo­ry­zo­wał swoje opo­wie­ści i na­opo­wia­dał paru oso­bom, że ma na swoim kon­cie za­bój­stwo. Po­li­cji nie trzeba było wię­cej.

Na szczę­ście Lu­dwik nie miał po­ję­cia ani o biz­ne­sie ojca, ani o moim w nim udziale. Oj­ciec dawno temu zde­cy­do­wał, że le­piej bę­dzie od­su­nąć mo­jego brata od tych spraw, tak jak bied­nego Freda w Ojcu chrzest­nym. Nie­stety prze­chwałki Lu­dwika zbyt mocno od­no­siły się do mo­jej co­dzien­no­ści. Wiem, że brat ni­gdy nie za­bił żad­nego czło­wieka. Ja, ow­szem. Do tego Lu­dwik za­zwy­czaj na­wet nie no­sił przy so­bie broni, a je­śli już, to ro­bił to tylko dla szpanu. Ja za­wsze mia­łem przy so­bie spluwę. Na wszelki wy­pa­dek. Moi klienci pra­co­wali w prze­róż­nych or­ga­ni­za­cjach i ist­niało duże ry­zyko, że znaj­dzie się po­śród nich wróg. Cho­ciaż by­łem świetny w oce­nie ry­zyka, to nie wszystko dało się prze­wi­dzieć.

Ja­kiś czas temu przy­tra­fiła mi się na przy­kład nie­ocze­ki­wana sy­tu­acja w jed­nym z kra­kow­skich klu­bów ze strip­ti­zem. By­wa­li­śmy tam z Lu­dwi­kiem dość re­gu­lar­nie i zna­li­śmy ma­na­gera. Tam­tej nocy chcie­li­śmy się z nim przy­wi­tać, więc zaj­rze­li­śmy na za­ple­cze. Za­miast ko­legi zna­leź­li­śmy lo­kal­nego di­lera, który du­sił ja­kąś dziew­czynę. Pew­nie nie spła­ciła na czas dłu­gów. Kiedy się po­ja­wi­li­śmy, oprawca ode­rwał się od pół­przy­tom­nej ko­biety i zdez­o­rien­to­wany spoj­rzał na nas, się­ga­jąc po broń. Od­ru­chowo zro­bi­łem to samo. Z boku mu­siało to przy­po­mi­nać scenę z ta­niego we­sternu. Mia­łem wra­że­nie, że wszystko po­to­czyło się jakby na zwol­nio­nych ob­ro­tach. W gło­wie mia­łem pustkę i nie czu­łem żad­nych emo­cji. Po pro­stu wy­cią­gną­łem glocka i strze­li­łem fa­ce­towi pro­sto w głowę. Po­tem bez wa­ha­nia wy­sze­dłem na ze­wnątrz tyl­nymi drzwiami. Lu­dwik bez słowa po­dą­żył za mną. Nie­długo póź­niej wy­sła­łem wia­do­mość do szefa ochrony mo­jego ojca. Za­szy­fro­wany ese­mes, który in­for­mo­wał Klausa, gdzie zo­sta­wi­łem ciało. Na­wet nie spraw­dzi­łem, co z dziew­czyną. Ką­tem oka wi­dzia­łem, jak upada na ko­lana i za­chłan­nie ła­pie po­wie­trze. Za­ło­ży­łem, że nic jej się nie stało, przy­naj­mniej fi­zycz­nie.

To był pierw­szy i ostatni raz, kiedy za­bi­łem. Pa­mię­tam, że na­wet nie drgnęła mi ręka, ale gdy od­da­li­li­śmy się od klubu, zwy­mio­to­wa­łem na chod­nik. Przez kilka na­stęp­nych ty­go­dni przy­po­mi­na­łem bratu, że ma za­po­mnieć o tym in­cy­den­cie i ni­komu nie może pi­snąć ani słowa. Lu­dwik był tak zszo­ko­wany sy­tu­acją, że na­prawdę nic nie po­wie­dział. Te­raz zro­bił się jed­nak pro­blem. Długo trzy­mał się z dala od nar­ko­ty­ków, ale skoro znów za­czął brać, ję­zyk szybko może mu się roz­wią­zać, a od­po­wied­nio do­cie­kliwy de­tek­tyw mógłby za­cząć wę­szyć wo­kół tej sprawy.

Może by­łoby le­piej, gdyby Lu­dwik wy­je­chał do Ru­mu­nii albo Ser­bii. Tam ła­twiej jest prze­ku­pić po­li­cję niż w cho­ler­nie pra­wo­rząd­nej Fin­lan­dii.

Le­dwo wsia­dłem do tak­sówki, gdy za­dzwo­nił mój te­le­fon. Lu­dwik skru­pu­lat­nie ko­rzy­stał z prawa do roz­mowy z naj­bliż­szą ro­dziną, którą w tym przy­padku by­łem tylko ja. Oj­ciec cał­ko­wi­cie się zdy­stan­so­wał, matka czuła się zra­niona i nie miała ochoty kon­tak­to­wać się z sy­nem, a z ko­lei Lu­dwik nie chciał roz­ma­wiać z na­szą młod­szą sio­strą. Do­brze wie­dział, że nic by to nie dało. W naj­lep­szym wy­padku Da­niela po­pro­si­łaby brata o prze­sła­nie fil­miku z aresztu, który mo­gła wrzu­cić na Tik­Toka.

– Je­steś już w Fin­lan­dii? – za­py­tał Lu­dwik wzbu­rzo­nym gło­sem.

Zmarsz­czy­łem czoło, ale od­po­wie­dzia­łem mu ze spo­ko­jem:

– Mów po fiń­sku. Uży­wa­jąc pol­skiego, wzbu­dzisz wię­cej po­dej­rzeń.

– Bez prze­sady. Nie po­winni mnie pod­słu­chi­wać. Zresztą, jak w ogóle mo­gli mnie przy­mknąć za taką du­pe­relę?

By­łem zmę­czony i wku­rzony, dla­tego za­rzu­ci­łem uprzejmy ton.

– Zła­pali cię w domu zna­nego han­dla­rza nar­ko­ty­ków. Mia­łeś przy so­bie sporo dra­gów, a na do­da­tek by­łeś na­ćpany. Skażą cię za po­sia­da­nie i uży­wa­nie. Je­steś tak wy­ga­dany tylko dla­tego, że cią­gle je­steś na haju.

Lu­dwik przez chwilę mil­czał.

– Masz ra­cję – od­po­wie­dział w końcu. Brzmiał na zmar­twio­nego.

– Ta­kim lu­dziom nie mu­sisz im­po­no­wać. Idziesz na od­wyk.

Czu­łem się jak hi­po­kryta, ale wie­dzia­łem, że skie­ro­wa­nie go na od­wyk skróci Lu­dwi­kowi wy­rok.

– Bez dwóch zdań. Co z moją ka­rierą na­uczy­ciel­ską? Będę mógł uczyć po skoń­cze­niu stu­diów? Na pewno zo­sta­nie mi to w pa­pie­rach.

Mój brat czę­sto był mą­dry po fak­cie.

– O ile do­brze pa­mię­tam, to wy­pis z re­je­stru kar­nego jest wy­ma­gany przy za­trud­nie­niu na czas dłuż­szy niż trzy mie­siące. Oczy­wi­ście, za­leży to także od pra­co­dawcy. Je­śli spodo­basz się dy­rek­cji albo szkoła bę­dzie miała braki ka­drowe, to mo­żesz do­stać pracę. Za­sta­na­wiam się tylko, kto w ogóle chciałby cię za­trud­nić.

Za­le­żało mi na tym, żeby od­wieść Lu­dwika od po­my­słu na­ucza­nia w Fin­lan­dii. Chcia­łem za­brać go z tego kraju. Moja nie­przy­chylna po­stawa wy­wo­łała silny sprze­ciw Lu­dwika. Do­kład­nie tak, jak się tego spo­dzie­wa­łem.

– Nie, nie i jesz­cze raz nie. Alek­san­drze, po­móż mi. Ukła­dam so­bie tu ży­cie. Po­zna­łem wspa­niałą ko­bietę. Ma­riella jest mą­dra, piękna i sek­sowna! Chcę z nią za­ło­żyć ro­dzinę. Fin­lan­dia to bez­pieczny i do­bry do ży­cia kraj.

Mimo iry­ta­cji słowa brata mnie roz­ba­wiły.

– My­ślisz, że był­byś wzo­ro­wym oj­cem? – za­py­ta­łem oschle. – Rzuć tę dziew­czynę i znajdź pracę w in­nej branży.

– Nie udało mi się do­dzwo­nić do Ma­rielli. By­li­śmy umó­wieni na dziś. Na pewno się mar­twi.

– Nic na to nie po­ra­dzę. Po­wiedz swo­jemu praw­ni­kowi, żeby się z nią skon­tak­to­wał.

– Do­bra. – Lu­dwik wes­tchnął z ża­lem, ale za­raz po­tem krzyk­nął do słu­chawki:

– Mam po­mysł!

Czu­łem, że nie spodoba mi się to, co wy­my­ślił.

– Spo­tkasz się z Ma­riellą i po­wiesz jej, że nie dam rady się z nią zo­ba­czyć, bo wy­bra­łem się ze zna­jo­mymi na krótki wy­pad, że wrócę za kilka dni.

– Kilka dni? Nie są­dzę, żeby tak szybko cię wy­pu­ścili. Zresztą na­prawdę my­ślisz, że twoja dziew­czyna to łyk­nie? Uwie­rzy w to, że nie masz czasu wy­słać krót­kiej wia­do­mo­ści? Mu­siał­byś po­je­chać da­leko na pół­noc Fin­lan­dii, gdzie nie ma za­sięgu.

– Ja­sne, zo­staw mnie na lo­dzie! – krzyk­nął Lu­dwik.

Ten dra­ma­tyzm miał po ma­mie, która prze­ja­wiała znacz­nie go­ręt­szy tem­pe­ra­ment niż prze­ciętna Po­laka.

– Chry­ste. Do­brze, spo­tkam się z Ma­riellą, ale nie za­mie­rzam jej okła­my­wać. Kiedy i gdzie mie­li­ście się zo­ba­czyć? Daj mi jej nu­mer.

Lu­dwik wes­tchnął z ulgą.

– Alek­san­drze, pa­mię­taj, że…

Wie­dzia­łem, że te­raz bę­dzie wy­rzu­cał z sie­bie wszyst­kie żale, jak to oj­ciec go od­rzu­cił, a na­stęp­nie złoży przy­rze­cze­nie, że do końca ży­cia bę­dzie do­brym bra­tem, je­śli tylko ura­tuję mu ty­łek. Po raz ko­lejny.

– Zro­bię wszystko, co w mo­jej mocy – prze­rwa­łem mu chłodno, nie chcąc wy­słu­chi­wać tej sta­rej śpiewki.

Lu­dwik zmie­nił te­mat i za­czął mó­wić o prak­tycz­nych rze­czach, ta­kich jak ubra­nia na zmianę, które się mu przy­da­dzą. Za­no­to­wa­łem ad­res uni­wer­sy­tetu, gdzie się umó­wił z dziew­czyną, jej nu­mer te­le­fonu i kilka do­dat­ko­wych in­for­ma­cji na wy­pa­dek, gdyby się tam nie po­ja­wiła.

Wy­kład Ma­rielli koń­czył się po dwu­na­stej. Żeby się z nią spo­tkać, mu­sia­łem prze­ło­żyć wcze­śniej usta­lone spo­tka­nie z praw­ni­kiem. Tak­sówka za­wio­zła mnie do ho­telu, ale mia­łem tylko czas na zo­sta­wie­nie ba­gażu w po­koju i szybką zmianę ubra­nia. Zdją­łem kra­wat, roz­pią­łem kilka pierw­szych gu­zi­ków czar­nej ko­szuli i na­rzu­ci­łem na sie­bie cienką szarą ma­ry­narkę, re­zy­gnu­jąc z kurtki. W tym roku maj w Hel­sin­kach był wy­jąt­kowo cie­pły. Dziew­czynę mo­jego brata może za­sko­czyć ten dość ofi­cjalny strój, ale nie mia­łem głowy ani czasu, żeby się tym ja­koś szcze­gól­nie przej­mo­wać.

Sze­dłem przez kam­pus, roz­wa­ża­jąc różne spo­soby wy­do­sta­nia Lu­dwika z ta­ra­pa­tów i po­wrót do Pol­ski. Co prawda macki dzia­łal­no­ści ojca opla­tały całą Eu­ropę, ale w Fin­lan­dii obo­wią­zy­wały nieco inne za­sady. To mały i za­możny kraj z pra­wo­rząd­nymi ludźmi. Mój oj­ciec miał tu kilku wy­soko po­sta­wio­nych zna­jo­mych, ale mu­sie­li­by­śmy się nie­źle na­tru­dzić, żeby skło­nić pro­ku­ra­tora do współ­pracy. Naj­lep­szym roz­wią­za­niem bę­dzie iść w za­parte, że Lu­dwik po raz pierw­szy zna­lazł się w ta­kiej sy­tu­acji, a do tego był tak mocno uza­leż­niony, że nie od­róż­niał rze­czy­wi­sto­ści od wy­two­rów swo­jego cho­rego umy­słu. Jego wcze­śniej­sze wy­roki za nar­ko­tyki zo­stały usu­nięte z pol­skich akt. Do­my­śla­łem się też, że po tak du­żej ak­cji po­li­cja miała waż­niej­sze sprawy na gło­wie niż we­ry­fi­ko­wa­nie praw­do­mów­no­ści ta­kiej płotki jak mój brat. Bar­dzo na to li­czy­łem, bo na nie­wielu rze­czach za­le­żało mi tak bar­dzo jak na re­pu­ta­cji swo­jej ro­dziny.

Wsze­dłem do holu wy­działu pe­da­go­gicz­nego i spraw­dzi­łem li­stę sal wy­kła­do­wych. Ta, któ­rej szu­ka­łem, znaj­do­wała się na końcu ko­ry­ta­rza. Wy­kład miał po­trwać jesz­cze tylko parę mi­nut. Sta­ną­łem więc na wprost drzwi. Uzna­łem, że po krót­kim przed­sta­wie­niu się za­pro­szę Ma­riellę na kawę.

Zaj­rza­łem na jej in­sta­gra­mowe konto, żeby ją roz­po­znać. Moją uwagę zwró­ciły duże ja­sno­brą­zowe oczy i ciemne nieco roz­czo­chrane włosy przy­cięte w za­wa­diac­kiego boba. Dziew­czyna ze zdję­cia uśmie­chała się nie­śmiało peł­nymi ustami. Zro­biło mi się dziw­nie cie­pło. Ow­szem, wy­glą­dała słodko, ale nie była szcze­gól­nie piękna czy uwo­dzi­ciel­ska.

Z za­my­śle­nia wy­rwał mnie gło­śniej­szy szmer i szu­ra­nie stóp do­bie­ga­jące zza drzwi sali wy­kła­do­wej. Do­my­śli­łem się, że to ko­niec wy­kładu. Z miej­sca, w któ­rym sta­łem, mo­głem do­kład­nie ob­ser­wo­wać wy­cho­dzą­cych stu­den­tów i stu­dentki. Nie spo­dzie­wa­łem się, że bę­dzie ich aż tak dużo. Ska­no­wa­łem twa­rze blon­dy­nek, bru­ne­tek o róż­nym wzro­ście. Cza­sem w tłu­mie po­ja­wiał się męż­czy­zna, ale stu­dia na­uczy­ciel­skie ewi­dent­nie były sfe­mi­ni­zo­wane. Ma­riella wy­szła jako jedna z ostat­nich. Za­uwa­ży­łem, że była śred­niego wzro­stu, miała lekko za­darty nos i krą­głe piersi, czego nie zdra­dziły zdję­cia na In­sta­gra­mie. Jej duże oczy były pełne ży­cia i ra­do­ści. Za­nim zdą­ży­łem po­my­śleć, chwy­ci­łem ją za prze­gub nad­garstka.

Ma­riella zro­biła za­sko­czoną minę, a po chwili za­uwa­ży­łem strach na jej twa­rzy. Prze­stała się uśmie­chać i spo­waż­niała. Tym­cza­sem mnie za­krę­ciło się w gło­wie i mia­łem dziwne wra­że­nie, że tracę grunt pod no­gami. Wy­da­wało mi się też, że stra­ci­łem głos. Może jed­nak je­stem prze­pra­co­wany. Dziew­czyna spoj­rzała na moją dłoń, po czym unio­sła wzrok i nie­wy­raź­nie się uśmiech­nęła.

– Alek­san­der Kuź­miń­ski. Brat Lu­dwika. Chcę z tobą po­roz­ma­wiać – wy­do­by­łem z sie­bie po dłuż­szym mil­cze­niu.

Nie mo­głem ode­rwać spoj­rze­nia od błysz­czą­cych ja­sno­brą­zo­wych oczu i kształt­nych piersi Ma­rielli. Ob­ci­sły ró­żowy top, który miała na so­bie, do­dat­kowo mnie roz­pra­szał. Czu­łem, jak mój ku­tas pęcz­nieje z pod­nie­ce­nia. Pu­ści­łem rękę dziew­czyny i wzią­łem głę­boki wdech. Mu­sia­łem ochło­nąć.

– Lu­dwik dużo mó­wił o to­bie i wa­szej wspól­nej fir­mie – od­po­wie­działa dziew­czyna, uśmie­cha­jąc się z wy­raźną ulgą. Jej głos brzmiał ko­jąco.

Tro­chę się zdzi­wi­łem, że nie po­pro­siła mnie o do­wód toż­sa­mo­ści albo ja­kieś inne po­twier­dze­nie mo­ich słów. Bar­dziej niż jej nie­od­po­wie­dzialne za­cho­wa­nie za­in­te­re­so­wała mnie firma, o któ­rej opo­wia­dał jej Lu­dwik.

– Aha. Słu­chaj, Lu­dwik nie mógł przyjść, więc po­my­śla­łem, że mo­gli­by­śmy się po­znać.

Ma­riella zmarsz­czyła brwi.

– Nic mu nie do­lega? Mar­twi­łam się, bo od wczo­raj się nie od­zywa.

– Nie, wszystko z nim do­brze. Je­śli nie li­czyć kaca mo­ral­nego – od­po­wie­dzia­łem bez wy­razu.

Ma­riella wy­glą­dała na za­nie­po­ko­joną i mia­łem ochotę przy­tu­lić ją na po­cie­sze­nie. Co się ze mną działo? Prze­cież nie mi­nęło tak dużo czasu, od kiedy by­łem z ko­bietą. Za­le­d­wie cztery dni temu pie­przy­łem się z pewną dys­tyn­go­waną An­gielką, któ­rej mąż aku­rat był w de­le­ga­cji. Przy ta­kich ko­bie­tach po­wi­nien sta­wać mi ku­tas, a nie na wi­dok nie­obe­zna­nej z ży­ciem stu­dentki.

– Mia­łaś dziś iść z Lu­dwi­kiem na randkę, prawda? Za­pra­szam na lunch. Po­sta­ram się wy­tłu­ma­czyć ci jego nie­obec­ność – po­wie­dzia­łem ci­cho.

Ma­riella przy­tak­nęła, choć na­dal wy­glą­dała na zmar­twioną.

– Nic mu nie jest – za­pew­ni­łem ją.

– Do­brze. Daj mi chwilę. My­śla­łam, że moje plany z Lu­dwi­kiem wzięły w łeb, więc umó­wi­łam się z ko­le­żanką. Po­wiem jej, żeby nie cze­kała.

Ma­riella po­de­szła do dwóch mło­dych ko­biet sto­ją­cych pod dru­giej stro­nie ko­ry­ta­rza. Nie zwró­ci­łem uwagi na ich wy­gląd, bo całą uwagę po­chła­niała po­stać dziew­czyny mo­jego brata. Nie od­ry­wa­łem wzroku od jej ciała – brą­zo­wych wło­sów, ścię­tych tak, że mo­głem po­dzi­wiać jej smu­kłą szyję, wą­skiej ta­lii i naj­zgrab­niej­szych po­ślad­ków, ja­kie wi­dzia­łem w swoim ży­ciu. Wa­lory dziew­czyny pod­kre­ślały dość opięte dżinsy. Kiedy tak pa­trzy­łem na nią, do­tarło do mnie, że po raz pierw­szy w ży­ciu za­zdro­ści­łem cze­goś bratu. Przez mo­ment roz­wa­ża­łem, czy nie olać ca­łej tej ak­cji z ra­to­wa­niem go. Wie­dzia­łem, że dość ła­two by­łoby mi po­grą­żyć Lu­dwika bar­dziej. Wy­star­czyło, że­bym sfa­bry­ko­wał kilka do­wo­dów i pod­rzu­cił je na po­li­cję. Zro­bił­bym to wszystko tylko po to, żeby za­cią­gnąć jego uro­czą dziew­czynę do wła­snego łóżka.

Roz­dział 2

Ma­riella

Wy­da­wało mi się po­dej­rzane, że brat Lu­dwika tak na­gle przy­je­chał z Pol­ski. Mimo że Alek­san­der za­pew­niał mnie, że Lu­dwi­kowi nic się nie stało, czu­łam nie­po­kój. Wąt­pię, żeby spo­tkał się ze mną ze zwy­czaj­nej cie­ka­wo­ści. Nie wi­dzia­łam wcze­śniej żad­nych jego zdjęć, bo po­dobno nie ko­rzy­stał z me­diów spo­łecz­no­ścio­wych, a Lu­dwik cią­gle zmie­niał te­le­fony i ni­gdy nie ro­bił ko­pii, więc nie miał ro­dzin­nych fo­to­gra­fii. Wy­obra­ża­łam so­bie, że star­szy brat Lu­dwika jest do niego bar­dzo po­dobny, ale te­raz, przy­glą­da­jąc się ba­daw­czo Alek­san­drowi, uzna­łam, że by­łam w błę­dzie. Lu­dwik był szczu­pły i ra­czej prze­cięt­nego wzro­stu. Miał mocne rysy twa­rzy, które ła­god­niały, kiedy się uśmie­chał, co zresztą ro­bił czę­sto. Lu­bi­łam, kiedy pa­trzył na mnie osza­ła­mia­jąco nie­bie­skimi oczami, na które opa­dała ja­sno­brą­zowa pu­szy­sta grzywa. Alek­san­der się do niego nie umy­wał. Mimo że był wyż­szy od brata, to nie był szcze­gól­nie przy­stojny. Miał bladą twarz z głę­boko osa­dzo­nymi oczami w ko­lo­rze przy­po­mi­na­ją­cym barwę zim­nej stali. Wą­skie usta czę­sto za­ci­skał, co po­tę­go­wało wra­że­nie su­ro­wo­ści. Rów­nież jego włosy nie wy­róż­niały się ni­czym szcze­gól­nym – ty­powy płowy blon­dyn. Je­dyne, co w ja­kiś spo­sób wy­da­wało mi się in­try­gu­jące, to bu­dowa jego ciała. Po­mimo róż­nicy we wzro­ście, Alek­san­der spra­wiał wra­że­nie sil­niej­szego i więk­szego od Lu­dwika. Na nie­ko­rzyść Alek­san­dra prze­ma­wiał także przej­mu­jący, wręcz gro­bowy, chłód, któ­rym ema­no­wał. Tym­cza­sem jego brat na­le­żał do ser­decz­nych i życz­li­wych osób.

Na­po­tka­łam mro­żące spoj­rze­nie Alek­san­dra. Mia­łam ochotę od­wró­cić się na pię­cie i uciec z bu­dynku. Czu­łam po­trzebę ukry­cia się przed tym męż­czy­zną. Ode­pchnę­łam od sie­bie my­śli pełne lęku i pew­nym kro­kiem po­de­szłam do niego. Prze­cież to ir­ra­cjo­nalne. Nie mam się czego bać. To brat mo­jego Lu­dwika i jest tu­taj, żeby prze­ka­zać mi in­for­ma­cje od niego. To naj­zwy­klej­sza ludzka życz­li­wość. Choć fakt, że Lu­dwik nie mógł się ze mną oso­bi­ście skon­tak­to­wać, wy­da­wał mi się mocno po­dej­rzany.

– Mia­łaś dziś iść z Lu­dwi­kiem na randkę, prawda? Za­pra­szam na lunch. Po­sta­ram się wy­tłu­ma­czyć ci jego nie­obec­ność – po­wie­dział Alek­san­der.

Mimo że mó­wił ci­cho, za­uwa­ży­łam, że barwa jego głosu róż­niła się od Lu­dwi­ko­wej. Wy­po­wia­dał się bar­dziej szorstko i opry­skli­wie, z roz­wagą i pre­cy­zją, jakby wa­żył każde słowo.

Mu­sia­łam wy­glą­dać na zmar­twioną, bo za­nim co­kol­wiek po­wie­dzia­łam, za­pew­nił mnie, że Lu­dwi­kowi nic się nie stało.

– Do­brze. Daj mi chwilę. My­śla­łam, że moje plany z Lu­dwi­kiem wzięły w łeb, więc umó­wi­łam się z ko­le­żanką. Po­wiem jej, żeby nie cze­kała. Po­tem mo­żemy wy­brać się na po­bli­ską sto­łówkę. Chyba że wo­lisz po­roz­ma­wiać tu­taj.

– Chodźmy na sto­łówkę – rzu­cił zde­cy­do­wa­nie.

Po­de­szłam do ko­le­żanki, żeby po­wie­dzieć jej o zmia­nie pla­nów. Kiedy wró­ci­łam do Alek­san­dra, męż­czy­zna zbli­żył się do mnie i de­li­kat­nie po­ło­żył dłoń na mo­ich ple­cach, kie­ru­jąc nas do wyj­ścia.

Chłód jego spoj­rze­nia po­czu­łam aż w ko­ściach, a do­tyk dłoni wy­dał mi się ra­czej na­tręt­nym ge­stem, od któ­rego mia­łam ochotę uciec. Co prawda, nie do­ty­kał mnie w in­tymny spo­sób, ale nie po­do­bało mi się ta­kie za­cho­wa­nie. W Fin­lan­dii nie jest to normą spo­łeczną i mia­łam po­czu­cie, że brat Lu­dwika mnie w pew­nym sen­sie ob­ma­cuje. Alek­san­der jakby czy­tał w mo­ich my­ślach, bo do­słow­nie chwilę póź­niej opu­ścił rękę. Pew­nym kro­kiem pro­wa­dzi­łam go na sto­łówkę. Po dro­dze mil­cza­łam, co było dla mnie zu­peł­nie na­tu­ralne. Nie lu­bi­łam dużo mó­wić. Ką­tem oka ob­ser­wo­wa­łam swo­jego to­wa­rzy­sza. Sama nie wiem, co spo­wo­do­wało, że na­gle za­czę­łam fan­ta­zjo­wać o sek­sie. Ni­gdy nie my­ślę o tej sfe­rze ży­cia, bo jest to dla mnie prak­tycz­nie zie­mia nie­znana. Mia­łam zdrowe re­la­cje ze swoim cia­łem, a z ma­stur­ba­cji czer­pa­łam przy­jem­ność jak mało kto. Za to mia­łam nie­wiel­kie do­świad­cze­nie z męż­czy­znami. Ogra­ni­czało się ono do nie­śmia­łych ero­tycz­nych prób z mo­imi dwoma by­łymi chło­pa­kami. Naj­da­lej po­su­nę­łam się z Lu­dwi­kiem. Kilka nocy temu zro­bi­li­śmy coś, co uznaje się za seks, choć nie od­by­li­śmy sto­sunku. Lu­dwik ro­ze­brał mnie od pasa w dół i długo li­zał moją cipkę. Na­stęp­nie wsu­nął we mnie dwa palce. Za­sko­czyło mnie, że tak bar­dzo się pod­nie­ci­łam jego piesz­czo­tami. Szybko osią­gnę­łam or­gazm, przez co po­czu­łam się lekko za­że­no­wana. Po raz pierw­szy szczy­to­wa­łam przy męż­czyź­nie i dzięki niemu. Gdy ochło­nę­łam, za­spo­ko­iłam Lu­dwika ręką. W po­rów­na­niu z mo­imi po­przed­nimi do­świad­cze­niami, to z Lu­dwi­kiem było naj­lep­sze i naj­bar­dziej sza­lone. Prze­ży­łam śmiesz­nie mało jak na swój wiek, więc na­miętne my­śli, które te­raz mną za­wład­nęły, były dla mnie to­tal­nym za­sko­cze­niem. Przy­po­mnia­łam so­bie, z jaką na­mięt­no­ścią Lu­dwik li­zał moją łech­taczkę i pie­ścił dłońmi wnę­trza mo­ich ud. Zro­biło mi się cie­plej, a kiedy spoj­rza­łam na Alek­san­dra, prze­szył mnie roz­koszny dreszcz. Męż­czy­zna nie był w moim ty­pie, ale miał w so­bie ja­kiś ma­gne­tyzm, który mnie przy­cią­gał. Chyba w końcu ro­zu­miem, co zna­czy, że ktoś ma w so­bie to „coś”.

Ale chwila, prze­cież mam chło­paka. A to jest jego star­szy brat. Nie mogę my­śleć o nim w ten spo­sób. Szcze­gól­nie że z Lu­dwi­kiem w końcu po pół roku spo­ty­ka­nia się zdo­by­li­śmy się na in­tymną chwilę. Być może to ero­tyczne do­świad­cze­nie tak mnie roz­nie­ciło, że te­raz mam ochotę na wię­cej. Nie­mniej jed­nak mu­szę się kon­tro­lo­wać przy Alek­san­drze.

Opo­wie­dzia­łam przy­ja­ciółce, że Lu­dwik pie­ścił mnie oral­nie, co Mija zde­cy­do­wała uczcić kil­koma kie­lisz­kami ta­niego wina mu­su­ją­cego. Fak­tycz­nie czu­łam się dumna z ta­kiego ob­rotu spraw. Lu­dwik był uro­czym i za­baw­nym męż­czy­zną, ale mar­twi­łam się, że szybko stracę nim za­in­te­re­so­wa­nie, bo tak za­zwy­czaj się działo. Za­ko­chi­wa­łam się szybko, ale moje uczu­cia nie były trwałe i rów­nie szybko opa­dały. Moi przy­ja­ciele pół żar­tem, pół se­rio mó­wili, że do końca ży­cia zo­stanę dzie­wicą, skoro moje związki nie trwały dłu­żej niż parę ran­dek, a więc rzadko do­cho­dzi­łam do etapu, w któ­rym lu­dzie ze sobą sy­piają. Na szczę­ście ta na­miętna noc z Lu­dwi­kiem prze­ko­nała mnie, że chcę w końcu pójść na ca­łość. By­łam cie­kawa, jak dużą przy­jem­ność mi to sprawi. No i mę­czyły mnie już te zło­śli­wo­ści ze strony przy­ja­ciół.

Kiedy na­resz­cie we­szli­śmy do gwar­nej sto­łówki, po­czu­łam ulgę. W tym gło­śnym tłu­mie po­win­nam ochło­nąć i prze­stać zwra­cać uwagę na spro­śne my­śli. Szyb­kim kro­kiem zmie­rza­łam w kie­runku lady, gdzie wy­bie­rało się jedno z trzech do­stęp­nych tego dnia dań. Na­wet nie wiem, skąd po­ja­wił się przede mną chło­pak z tacą. By­ła­bym się z nim zde­rzyła, gdyby nie Alek­san­der. Chwy­cił mnie za przed­ra­mię i od­cią­gnął na bok. Po raz drugi od na­szego spo­tka­nia mnie do­tknął. Bli­skość jego ciała dzia­łała na mnie po­dob­nie jak tembr jego głosu – mia­łam po­czu­cie, że tracę grunt pod no­gami, jed­no­cze­śnie czu­jąc dziwną iry­ta­cję. Zu­peł­nie nie ro­zu­mia­łam swo­ich re­ak­cji.

– Dzię­kuję – burk­nę­łam. – Zjesz coś?

– Nie. Po­szu­kam dla nas sto­lika – rzu­cił krótko męż­czy­zna i zo­sta­wił mnie w ko­lejce po je­dze­nie.

Swoje od­sta­łam, bo aku­rat więk­szość stu­den­tów miało dłuż­szą prze­rwę mię­dzy za­ję­ciami. W końcu na­bra­łam so­bie we­gań­skiego curry, wzię­łam do niego kromkę chleba i bu­te­leczkę wody. Prze­su­nę­łam się do kasy i kiedy cho­wa­łam port­fel, usły­sza­łam za sobą głos Siri.

– Co to za fa­cet? – spy­tała ko­le­żanka po­dejrz­li­wym to­nem.

Ob­ró­ci­łam się w jej stronę, a gdy pod­nio­słam wzrok, zo­ba­czy­łam Alek­san­dra sie­dzą­cego przy sto­liku pod oknem. Na­chy­lał się lekko nad bla­tem i chyba ob­ra­cał coś w pal­cach.

– To Alek­san­der. Brat Lu­dwika – od­po­wie­dzia­łam, wpa­tru­jąc się w pro­fil męż­czy­zny.

– Co on tu robi i gdzie jest Lu­dwik?

Nie mia­łam ochoty od­po­wia­dać na jej py­ta­nia.

– Nie wiem. Ja­kaś ro­dzinna sprawa – mruk­nę­łam na od­czep się.

Nie od­ry­wa­łam spoj­rze­nia od Alek­san­dra. Sta­łam jak za­hip­no­ty­zo­wana. Po­czu­łam, że Siri sztur­cha mnie lekko. Pew­nie mó­wiła coś, ale nie do­tarło to do mnie.

– Świet­nie so­bie ra­dzę z pro­ble­mami ro­dzin­nymi. Mogę ci po­móc. Czy brat Lu­dwika jest tak samo przy­stojny? Od razu wi­dzę, że nie. Czy za­bie­rze cię na naj­lep­szą im­prezę w mie­ście? Praw­do­po­dob­nie nie. Czy jest fan­ta­styczny w łóżku i rżnie się tak, że póź­niej przez ty­dzień le­dwo cho­dzisz? Je­stem prze­ko­nana, że tak.

Spoj­rza­łam na ko­le­żankę, która także wle­piała wzrok w Alek­san­dra. Na twa­rzy miała wy­ma­lo­wane tę­sk­notę i roz­go­rącz­ko­wa­nie.

– Je­steś wul­garna.

– A ty drę­twa. – Ro­ze­śmiała się Siri i po­kle­pała mnie po ra­mie­niu.

To prawda. Mia­łam sporo za­ha­mo­wań i czę­sto za­cho­wy­wa­łam dy­stans przy zna­jo­mych. Moi ro­dzice byli bar­dzo opie­kuń­czy, a dwaj starsi bra­cia nie do po­ko­na­nia w spo­rach. Nie mia­łam moż­li­wo­ści na­uczyć się dra­pież­no­ści. Szcze­gól­nie wo­bec męż­czyzn.

Po­że­gna­łam się z Siri i wol­nym kro­kiem po­de­szłam do sto­lika, który za­jął dla nas Alek­san­der. Po­czu­łam, że ob­le­wam się ru­mień­cem, kiedy męż­czy­zna na mnie spoj­rzał. Zde­cy­do­wa­nie od­wró­ci­łam wzrok i usia­dłam na­prze­ciwko.

– Co masz mi po­wie­dzieć o Lu­dwiku? – za­py­ta­łam, wpa­tru­jąc się w ta­lerz z dy­mią­cym curry.

– Jest w aresz­cie. Wczo­raj po­li­cja zro­biła na­lot na im­prezę i zgar­nęła wszyst­kich. Cho­dzi o nar­ko­tyki.

Po­ciem­niało mi przed oczami i ogar­nęło mnie prze­ra­że­nie. Ni­gdy nie bra­łam nar­ko­ty­ków, nie zna­łam ni­kogo, kto by je za­ży­wał, a już z pew­no­ścią nie przy­szłoby mi do głowy, że mój chło­pak mógłby w ja­kiś spo­sób być z nimi po­wią­zany. Ow­szem, zna­li­śmy się nie­spełna rok, ale mimo wszystko po­win­nam była coś za­uwa­żyć.

Spoj­rze­nie Alek­san­dra było chłodne i po­zba­wione wy­razu, jakby prze­po­wia­dał po­godę na ju­tro. Nie od razu za­re­ago­wa­łam na jego słowa. Przez tę chwilę ci­szy przy­glą­dał mi się.

– Ale Lu­dwik nie bie­rze – wy­do­by­łam w końcu z sie­bie ni to py­ta­nie, ni to stwier­dze­nie.

Alek­san­der wy­glą­dał na znu­dzo­nego.

– Za­zwy­czaj nie. Cza­sami się zła­mie i się­gnie po trawkę lub ko­ka­inę. Na tej im­pre­zie był na­ćpany. W ogóle nie po­wi­nien był tam iść. Po­nie­waż zo­stał aresz­to­wany za za­ży­wa­nie, nie ma prawa kon­tak­to­wać się z ni­kim poza krew­nymi. Dla­tego po­pro­sił mnie, że­bym się z tobą spo­tkał i prze­ka­zał ci, że to zwy­kłe nie­po­ro­zu­mie­nie i że na­dal chce za­ło­żyć z tobą ro­dzinę.

W jego gło­sie wy­czu­wa­łam kpinę, ale także pew­nego ro­dzaju znu­że­nie.

– Ro­dzinę? Jesz­cze nie roz­ma­wia­li­śmy o przy­szło­ści. Je­ste­śmy parą do­piero od sze­ściu mie­sięcy – zdzi­wi­łam się tak bar­dzo, że w końcu po­pa­trzy­łam na Alek­san­dra. – Czyli twier­dzisz, że Lu­dwik brał nar­ko­tyki? – do­py­ta­łam z nie­do­wie­rza­niem.

– Nie jest nar­ko­ma­nem. Na­zwał­bym go roz­ryw­ko­wym użyt­kow­ni­kiem. Zda­rzało się mu brać w miarę re­gu­lar­nie ko­ka­inę, ale tym ra­zem…

– Zda­rzało się? – spy­ta­łam tak gło­śno, że gwar wo­kół nas ucichł na chwilę.

– To było dawno temu. Od paru lat jest czy­sty. My­ślę, że po pro­stu tra­fił w złe to­wa­rzy­stwo. Lu­dwik jest bar­dzo eks­pre­syjny i z ła­two­ścią na­wią­zuje kon­takty.

Mia­łam ochotę krzy­czeć i pła­kać jed­no­cze­śnie.

– Mój brat Miro też jest ży­wio­łowy i szybko się za­przy­jaź­nia, ale nie bie­rze nar­ko­ty­ków! – wy­krzyk­nę­łam tym ra­zem, po czym za­kło­po­tana za­kry­łam twarz rę­kami. By­wa­łam wy­bu­chowa, ale tę część swo­jej oso­bo­wo­ści za­re­zer­wo­wa­łam dla ro­dziny i naj­bliż­szych przy­ja­ciół. Wśród nie­zna­jo­mych za­wsze się spi­na­łam i za­my­ka­łam w so­bie. Głów­nie z tego po­wodu ni­gdy nie prze­ży­łam przy­gody na jedną noc, która była czymś zwy­czaj­nym dla mo­ich zna­jo­mych. Już w szkole śred­niej sy­piali z ja­kąś osobą tylko raz, a póź­niej wię­cej się z nią nie spo­ty­kali. Dla mnie było to czymś nie do przy­ję­cia. Na­wet w tym mo­men­cie, w to­wa­rzy­stwie brata mo­jego chło­paka by­łam tak bar­dzo zde­ner­wo­wana, że sta­ra­łam się kon­tro­lo­wać każdy swój gest. Tym bar­dziej nie mo­głam zro­zu­mieć, dla­czego znowu my­śla­łam o sek­sie.

Alek­san­der sie­dział w bez­ru­chu i pa­trzył na mnie wzro­kiem, który nie zdra­dzał żad­nych emo­cji. W pew­nej chwili otwo­rzył dłoń zwi­niętą w pięść i za­czął prze­ta­czać nie­wielką mar­mu­rową kulkę mię­dzy pal­cami. Ka­mień miał od­cień oczu męż­czy­zny.

– Lu­dwik zo­sta­nie ska­zany za po­sia­da­nie i za­ży­wa­nie nar­ko­ty­ków. Z ta­kim wy­ro­kiem w pa­pie­rach nie bę­dzie mógł zo­stać na­uczy­cie­lem. Nie ma więc sensu, żeby da­lej miesz­kał w Fin­lan­dii. Chyba że zmieni za­wód. We­dług mnie po­wi­nien opu­ścić ten kraj i zna­leźć so­bie cał­kiem nowe za­ję­cie. Mogę za­ła­twić, że­by­ście ra­zem wy­je­chali do Pol­ski albo Ru­mu­nii.

To ja­kieś żarty. Ten fa­cet se­rio są­dzi, że po sze­ściu mie­sią­cach rand­ko­wa­nia rzucę wszystko i po­jadę w nie­znane z męż­czy­zną uza­leż­nio­nym od nar­ko­ty­ków?

– Ni­g­dzie się nie wy­bie­ram. Nie chcę mieć nic wspól­nego z nar­ko­ty­kami – od­po­wie­dzia­łam sta­now­czo.

Bla­do­nie­bie­ska kulka spa­dła na blat, po­to­czyła się ka­wa­łek, aż Alek­san­der przy­krył ją dło­nią. Spoj­rzał na mnie z jesz­cze więk­szym chło­dem.

– W ży­ciu mu­simy do­ko­ny­wać wy­bo­rów. Czę­sto nie wia­domo, który bę­dzie lep­szy, a który gor­szy. Może prze­śpij się z tym, za­nim zde­cy­du­jesz. Tak bę­dzie le­piej.

Za­brzmiało to zbyt pro­tek­cjo­nal­nie, jak na mój gust.

– Do­ce­niam to, że Lu­dwik po­szedł za gło­sem serca i po­sta­no­wił za­jąć się w ży­ciu czymś wię­cej niż tylko za­ra­bia­nie pie­nię­dzy. Odej­ście z ro­dzin­nego biura księ­go­wego wiele go kosz­to­wało, ale był na do­brej dro­dze. Skoro wró­cił do nar­ko­ty­ków, które być może w świe­cie biz­nesu są normą, to nie mogę mu ufać. Na do­da­tek z tego, co mó­wisz, wy­gląda na to, że ma kon­takty w krę­gach po­wią­za­nych z nar­ko­ty­kami. Nie wplą­czę się w taką re­la­cję.

Wy­raz twa­rzy Alek­san­dra stop­niowo się zmie­niał. Męż­czy­zna przy­mru­żył oczy, za­ci­snął usta i lekko uniósł ich ką­ciki w górę. Do­piero wtedy przy­po­mnia­łam so­bie, że Lu­dwik wspo­mi­nał, że kie­dyś pra­co­wał z bra­tem, który są­dząc po ubio­rze, był ja­kimś biz­nes­me­nem. Ale to tylko moje do­my­sły, bo Lu­dwik nie­wiele opo­wia­dał o Alek­san­drze.

– Nie kry­ty­kuję ca­łego świata biz­nesu. Mam na my­śli tę kon­kretną sy­tu­ację – tłu­ma­czy­łam się, wier­cąc z za­że­no­wa­nia.

– Oczy­wi­ście, że nie.

Alek­san­der ob­ró­cił kulkę kilka razy w dłoni, nie pa­trząc na mnie.

– Prze­każę to Lu­dwi­kowi. Masz ja­kieś jego rze­czy?

Do­piero po tych sło­wach do­tarło do mnie, co się tak na­prawdę wła­śnie stało. Po­czu­łam ukłu­cie żalu i za­chciało mi się pła­kać. Jed­nak w tym mo­men­cie górę brały złość i bez­sil­ność. Może jed­nak po­win­nam zna­leźć spo­sób na to, żeby po­roz­ma­wiać z Lu­dwi­kiem w cztery oczy. Cho­ciaż przy­pusz­cza­łam, że skon­tak­tuje się ze mną po wyj­ściu z wię­zie­nia. Za­kła­da­łam, że nie od­pu­ści tak ła­two roz­sta­nia, szcze­gól­nie że od­było się ono w dość nie­stan­dar­dowy spo­sób. Po­zna­łam już upartą stronę jego cha­rak­teru. Wy­ka­zał się nie­złą de­ter­mi­na­cją, żeby mnie zdo­być, a póź­niej, żeby na­mó­wić mnie na seks oralny. Użył do tego po­toku czu­łych słó­wek i nie­win­nych dow­ci­pów.

Chcia­łam jak naj­szyb­ciej zo­stać sama, ale przy­po­mniało mi się, że po tej in­tym­nej nocy zo­sta­wi­łam u Lu­dwika ko­sme­tyki i swój ulu­biony swe­ter.

– On u mnie ni­czego nie ma, za to u niego leży mój kar­di­gan.

Alek­san­der wzru­szył ra­mio­nami.

– Mam zaj­rzeć do niego po ubra­nia na zmianę, więc przy oka­zji we­zmę twój swe­ter. Lu­dwik po­wie­dział, że za­pa­sowy klucz zo­sta­wił w ba­rze na par­te­rze bu­dynku.

Ucie­szy­łam się, że od­zy­skam swe­ter i że nie mu­szę sama po niego iść. Przez resztę dnia mia­łam ślę­czeć nad książ­kami, bo zbli­żała się se­sja, więc każda mi­nuta się li­czyła.

– Su­per. Dzięki. Wy­daje mi się, że po­wie­si­łam go na wie­szaku w przed­po­koju. Będę u sie­bie całe po­po­łu­dnie.

Wró­ci­łam do je­dze­nia curry i kiedy wkła­da­łam ko­lejny kęs wa­rzyw do ust, zła­pa­łam wzrok Alek­san­dra na mo­ich pier­siach. Za­nim zdą­ży­łam za­re­ago­wać, męż­czy­zna się­gnął dło­nią w moją stronę i pal­cem do­tknął mo­jej klatki pier­sio­wej. Spoj­rzał mi przy tym pro­sto w oczy z taką in­ten­syw­no­ścią, że aż wstrzy­ma­łam od­dech. Na­stęp­nie uniósł pa­lec uma­zany gę­stym curry i wsu­nął go so­bie do ust. Wie­dzia­łam, że nie ukryję ru­mień­ców, które po­ja­wiły się na mo­ich po­licz­kach. Może i nie by­łam zbyt­nio do­świad­czona w spra­wach dam­sko-mę­skich, ale nie­sto­sowny gest po­tra­fi­łam roz­po­znać. Za­cho­wa­nie Alek­san­dra było bar­dzo su­ge­stywne, wręcz za­lotne. I cał­ko­wi­cie nie na miej­scu z wielu po­wo­dów.

– Nie, za nic nie zo­stanę we­ge­ta­ria­ni­nem – oznaj­mił, pa­trząc gdzieś w prze­strzeń po­nad moją głową.

– Dla mnie to kwe­stia etyki.

Wy­da­wało mi się, że tro­chę się roz­luź­nił i pra­wie uśmiech­nął, a w jego oczach po raz pierw­szy po­ja­wiło się coś na kształt roz­ba­wie­nia.

– In­te­re­su­jące. Może na­wet chciał­bym usły­szeć o tym coś wię­cej.

Serce wa­liło mi jak osza­lałe i nie mo­głam ze­brać my­śli, żeby rzu­cić bły­sko­tliwą ri­po­stę. Wtedy Alek­san­der spoj­rzał na swój eks­klu­zywny ze­ga­rek.

– Mu­szę le­cieć.

Wstał, wsu­nął mar­mu­rową kulkę do kie­szeni spodni i po­dał mi ja­kiś kar­to­nik.

– To moja wi­zy­tówka. Wy­ślij mi wia­do­mość ze swoim ad­re­sem.

Wpa­try­wa­łam się w ele­gancką kre­mową wi­zy­tówkę z jego da­nymi, za­sta­na­wia­jąc się, co go tak na­gle spło­szyło. Wy­raź­nie na­gle za­czął się spie­szyć, a wcze­śniej był bar­dzo opa­no­wany. Za­kła­da­łam, że pew­nie znu­dziło go moje to­wa­rzy­stwo. Czemu w ogóle się nad tym za­sta­na­wia­łam? Prze­cież by­łam z Lu­dwi­kiem i w kon­tek­ście in­for­ma­cji, które wła­śnie otrzy­ma­łam, po­win­nam się bar­dziej roz­kleić, czy cho­ciaż moc­niej prze­jąć tym, że na­sza re­la­cja wła­śnie do­bie­gła końca. Ogar­nął mnie wstyd, że po­de­szłam do tego tak lekko, a na do­da­tek ru­mie­ni­łam się jak na­sto­latka przy jego bra­cie.

Po­now­nie spoj­rza­łam w bla­do­nie­bie­skie oczy Alek­san­dra, który ski­nął głową na po­że­gna­nie i szyb­kim kro­kiem opu­ścił sto­łówkę. Ciężko wes­tchnę­łam, po­wstrzy­mu­jąc się przed tym, żeby go do­go­nić. Prze­cież i tak się nie­długo zo­ba­czymy. Tro­chę się tego oba­wia­łam, ale też czu­łam za­ska­ku­jące pod­eks­cy­to­wa­nie. Po­win­nam była po­wie­dzieć, że nie po­trze­buję tego swe­tra. Mo­gła­bym sama go ode­brać od Lu­dwika za ja­kiś czas. Prawda była taka, że chcia­łam po­now­nie spo­tkać nie­do­stęp­nego i po­cią­ga­ją­cego, choć lekko onie­śmie­la­ją­cego mnie Alek­san­dra. Mia­łam gdzieś, że było to nie­wła­ściwe i nie­bez­pieczne.

Roz­dział 3

Alek­san­der

Wró­ci­łem do po­koju ho­te­lo­wego i od razu rzu­ci­łem się w śnież­no­białą po­ściel na mięk­kim łóżku. Wście­kły na sa­mego sie­bie, wpa­try­wa­łem się w rów­nie biały su­fit. Sza­lało we mnie dzi­kie po­żą­da­nie. Mia­łem wra­że­nie, że krew, która we mnie krąży, ma tem­pe­ra­turę lawy. Za­wsze po­tra­fi­łem pa­no­wać nad uczu­ciami, a wszel­kie emo­cjo­nalne wy­bu­chy uwa­ża­łem za lek­ko­myślne i nie­bez­pieczne. Jed­nak zmy­ślona opo­wieść Lu­dwika o tym, że rzu­cił pracę w księ­go­wo­ści, bo od­na­lazł swój pie­przony cel w ży­ciu, do­tknęła mnie z nie­spo­dzie­waną siłą. Przez chwilę na­wet roz­wa­ża­łem spa­ko­wa­nie się i po­wrót do Pol­ski, ale lo­jal­ność mi na to nie po­zwa­lała. Kto inny ogar­nąłby bur­del mo­jego brata? My­śla­łem też o co­mie­sięcz­nych prze­le­wach na cał­kiem po­kaźną kwotę, które dziw­nym tra­fem nie ko­li­do­wały z no­wym sys­te­mem war­to­ści Lu­dwika. Czy nie po­wi­nien się brzy­dzić TA­KIMI pie­niędzmi, skoro dla no­wych zna­jo­mych stwo­rzył ba­jeczkę, jak bar­dzo gar­dzi ma­te­rialną czę­ścią świata? Co Lu­dwik chciał osią­gnąć tym kłam­stwem? Je­śli my­ślał, że Ma­riella jest ko­bietą jego ży­cia, to mu­siał za­kła­dać, że wcze­śniej czy póź­niej prawda wyj­dzie na jaw.

Roz­my­śla­łem też nad sobą. Śred­nio atrak­cyjna stu­dentka uśmiech­nęła się do mnie, a ja po­czu­łem się jak pięt­na­sto­la­tek. Przy­po­mnia­łem so­bie An­ge­likę i He­ike, z któ­rymi na prze­mian się od czasu do czasu uma­wia­łem. Obie były blon­dyn­kami o dłu­gich, gład­kich wło­sach i smu­kłych cia­łach. Ubie­rały się gu­stow­nie i sek­sow­nie, a co naj­waż­niej­sze, byłby świetne w łóżku i lu­biły seks. Żad­nej z nich nie prze­szka­dzał układ, jaki mie­li­śmy. Nie po­cią­gały mnie stu­dentki ru­mie­niące się przy naj­drob­niej­szej pró­bie flirtu.

Wie­dzia­łem jed­nak, że sta­ram się sam oszu­ki­wać. Ma­riella nie wy­glą­dała na zbyt do­świad­czoną w spra­wach dam­sko-mę­skich, ale jej uśmiech dzia­łał bar­dzo sku­tecz­nie. W tej cho­ler­nej sto­łówce przez chwilę mia­łem ochotę wziąć ją w ra­miona i ze­drzeć z niej ubra­nie, a na­stęp­nie pie­ścić całe ciało dziew­czyny. Taka re­ak­cja była dla mnie cał­ko­wi­cie nowa. Ani An­ge­lika, ani He­ike, ani żadna inna ko­bieta nie dzia­łały tak na mnie. A pie­przy­łem się dużo i by­łem z wie­loma ko­bie­tami w róż­nych czę­ściach Eu­ropy.

Prze­tar­łem oczy i spoj­rza­łem na ze­ga­rek. Po­wi­nie­nem się ru­szyć na wi­dze­nie z Lu­dwi­kiem, cho­ciaż wcale mi się nie chciało. Tyle że mój brat nie miał ni­kogo oprócz mnie. Poza tym mu­sia­łem się do­wie­dzieć, czy prze­słu­chano go w spra­wie rze­ko­mego za­strze­le­nia czło­wieka, o któ­rym pa­plał tuż po aresz­to­wa­niu. No i jesz­cze mu­szę od­dać swe­ter Ma­rielli. Pod­jadę do niej od razu po wi­zy­cie u Lu­dwika. Po­pro­szę tak­sów­ka­rza, żeby po­cze­kał z włą­czo­nym tak­so­me­trem. To bę­dzie tylko chwila. Cho­ciaż ku­siło mnie, żeby spraw­dzić, czy wzbu­dzam w niej coś wię­cej oprócz lęku. Tak mi się wy­da­wało. Bez sensu. Nie będę wy­ko­rzy­sty­wał nie­win­nej ko­biety do tego, żeby zro­bić na złość bratu. Nie mó­wiąc już o tym, że ta­kie za­cho­wa­nie to dzie­ci­nada.

Mu­sia­łem zmyć z sie­bie zmę­cze­nie po­dróżą i wszyst­kie te dzi­waczne emo­cje, ale gdy tylko sta­ną­łem pod stru­mie­niem wody, na­bra­łem ochoty, żeby so­bie zwa­lić ko­nia. Na­my­dli­łem ciało i opar­łem dło­nie o chłodne płytki, pró­bu­jąc wy­stu­dzić roz­pa­loną żą­dzę. Bez efektu. By­łem tak pod­nie­cony, że na­wet że­la­zna sa­mo­dy­scy­plina nie po­ma­gała. Po­sta­no­wi­łem nie my­śleć o Ma­rielli i wy­obra­zi­łem so­bie An­ge­likę, która tego ranka wy­słała mi lu­bieżną wia­do­mość. Wzią­łem na­prę­żo­nego ku­tasa w dłoń, za­mkną­łem oczy i za­czą­łem się ma­stur­bo­wać. To jed­nak było sil­niej­sze ode mnie. W mo­ich my­ślach po­now­nie za­wi­tała Ma­riella. Wspo­mnia­łem jej pach­nące ró­żami włosy i zmy­słowe ró­żowe usta wa­biące po­nęt­nym uśmie­chem, choć ich wła­ści­cielka nie zda­wała so­bie z tego sprawy. Za każ­dym ra­zem, gdy wy­obra­ża­łem so­bie, że wpla­tam palce w dłu­gie blond włosy An­ge­liki, w mo­jej gło­wie po­ja­wiał się ob­raz lekko roz­czo­chra­nych brą­zo­wych wło­sów i już nie mo­głem my­śleć o ni­czym in­nym jak tylko o tym, że ca­łuję Ma­riellę. Jej krą­głe piersi i kształtne po­śladki za­wład­nęły mo­imi zmy­słami. Nie­winne spoj­rze­nie dziew­czyny, które tak za­pa­dło mi w pa­mięć, je­dy­nie pod­sy­cało moje pod­nie­ce­nie. Co­raz szyb­ciej po­ru­sza­łem dło­nią po swoim członku, moc­niej za­ci­ska­jąc na nim palce. Fan­ta­zjo­wa­łem o tym, że Ma­riella wije się z roz­ko­szy, kiedy po raz ko­lejny pie­przę ją w bia­łej po­ścieli. Krzyk­ną­łem, a mój głos od­bił się echem od ścian ła­zienki, kiedy do­sze­dłem.

Nie pa­mię­tam, kiedy ostat­nio prze­ży­łem tak mocne unie­sie­nie. Chyba gdy jesz­cze by­łem na­sto­lat­kiem. Opar­łem czoło o płytki i dy­sząc, cze­ka­łem, aż moje ciało prze­sta­nie się trząść. Kiedy fala roz­ko­szy tro­chę mi­nęła, za­krę­ci­łem wodę i po­sze­dłem się ubrać. Świa­do­mie wy­bra­łem coś, co wy­raź­nie od­różni mnie od Ma­rielli i jej świata stu­denc­kiego. Nic le­piej nie bu­duje dy­stansu niż szyty na miarę w Me­dio­la­nie gra­na­towy gar­ni­tur. Wło­ży­łem do niego błę­kitną ko­szulę i czer­wono-nie­bie­ski kra­wat, brą­zowe, skó­rzane wło­skie buty i pa­sek pod ko­lor. Na coś mu­sia­łem wy­da­wać te za­wrotne kwoty, które za­ra­bia­łem, oce­nia­jąc ry­zyko, prze­li­cza­jąc kasę i ukry­wa­jąc ak­tywa swo­ich klien­tów.

Przyj­rza­łem się swo­jemu od­bi­ciu w lu­strze. Wy­glą­da­łem na za­moż­nego i od­no­szą­cego suk­cesy męż­czy­znę, a z do­świad­cze­nia wiem, że fiń­skie ko­biety mają taką samą sła­bość do fa­ce­tów suk­cesu jak każde inne. Nie by­łem przy­stojny ani cza­ru­jący jak Lu­dwik. Mia­łem za to coś, czego jemu bra­ko­wało. Od­wagę. Uno­siła się wo­kół mnie aura nie­bez­pie­czeń­stwa, jak ma­wiała He­ike. Dla­tego dziś po­de­rwę pierw­szą ko­bietę, która mi wpad­nie w oko i da zie­lone świa­tło. W ten spo­sób wy­biję so­bie z głowy nie­doj­rzałe stu­dentki.

Zje­cha­łem windą do re­cep­cji, żeby pod­py­tać o naj­lep­sze re­stau­ra­cje w Hel­sin­kach. Na wie­czór za­zwy­czaj trudno o sto­lik, więc wo­la­łem zro­bić re­zer­wa­cję. Z pew­no­ścią do tego czasu znajdę so­bie miłe to­wa­rzy­stwo. Za kon­tu­arem stała drobna bru­netka, która z sym­pa­tycz­nym uśmie­chem, pa­trząc mi pro­sto w oczy, wy­mie­niła kilka nazw po­pu­lar­nych i do­brych re­stau­ra­cji. Re­cep­cjo­nistka była dość ładna, więc kiedy w końcu za­mil­kła, od nie­chce­nia za­py­ta­łem, kiedy koń­czy zmianę. W ten spo­sób za­ła­twi­łem so­bie randkę. Za­jęło mi to nie­całe pięt­na­ście mi­nut, li­cząc od opusz­cze­nia po­koju. By­łem za­do­wo­lony z sie­bie. Lu­bię kie­ro­wać się zdro­wym roz­sąd­kiem.

Wy­sze­dłem na ulicę i prze­spa­ce­ro­wa­łem się do miesz­ka­nia Lu­dwika, które znaj­do­wało się za­le­d­wie kil­ka­set me­trów od ho­telu. Mój brat miesz­kał w sa­mym sercu Ka­ar­tin­kau­punki. Co prawda w cia­snej ka­wa­lerce, ale ta lo­ka­li­za­cja była świetna nie tylko dla stu­denta. Do­brze wie­dzieć, że moje pie­nią­dze, któ­rymi Lu­dwik ewi­dent­nie gar­dził, na coś się przy­da­wały. Ode­bra­łem klu­cze z baru miesz­czą­cego się na par­te­rze bu­dynku i po­sze­dłem na górę. Gdy­bym nie wie­dział, że jest to lo­kum Lu­dwika, i tak bym się do­my­ślił, że tu mieszka. W nie­wiel­kim po­miesz­cze­niu pa­no­wał cha­rak­te­ry­styczny dla mo­jego brata ar­ty­styczny nie­ład. Miało to swój urok. Na jed­nej ścia­nie wi­siało kilka pla­ka­tów słyn­nych ze­spo­łów z róż­nych de­kad, na sze­ro­kim pa­ra­pe­cie znaj­do­wał się dzi­waczny ze­gar z klau­nem, a na pół­kach stały su­ku­lenty róż­nych ga­tun­ków. Lu­dwik lu­bił ro­śliny, ale jego styl ży­cia nie sprzy­jał ho­do­wa­niu bar­dziej wy­ma­ga­ją­cych kwiat­ków.

Mia­łem dwa miesz­ka­nia w War­sza­wie, ale żadne z nich nie miało tyle cha­rak­teru i du­szy co ta Lu­dwi­kowa kan­ciapa. Moje apar­ta­menty były dro­gie i sty­lowe, a przez to dość chłodne. Za­trud­ni­łem pro­jek­tanta wnętrz do ich urzą­dze­nia. Miały być przy­jemne w od­bio­rze i ro­bić wra­że­nie na go­ściach, głów­nie ko­bie­tach. Lu­bi­łem mu­zykę i filmy, a kiedy by­łem młod­szy, za­czy­ty­wa­łem się w książ­kach po­dróż­ni­czych. Na­to­miast te­raz wszyst­kie sen­ty­men­talne ar­te­fakty zwią­zane z tego typu za­in­te­re­so­wa­niami trzy­ma­łem wy­eks­po­no­wane w wy­so­kiej oszklo­nej ga­blo­cie i ni­gdy po mnie nie się­ga­łem.

Pod­sze­dłem do je­dy­nej szafy w miesz­ka­niu i przej­rza­łem jej za­war­tość. Spo­śród skrom­nej gar­de­roby brata wy­bra­łem czer­woną bluzę z kap­tu­rem i czarną ko­szulkę z neo­no­wym na­dru­kiem oraz ja­sne dżinsy. To od­po­wiedni strój do aresztu. Z wie­szaka przy drzwiach zdją­łem swe­ter Ma­rielli. Przez chwilę trzy­ma­łem go w dło­niach, po pro­stu wpa­tru­jąc się w czer­wony ma­te­riał. Na­gle na­szło mnie, żeby go po­wą­chać. Na­wet nie wal­czy­łem ze sobą. Po­czu­łem różę, tru­skawki i spe­cy­ficzny na­tu­ralny za­pach Ma­rielli. Ni­gdy w ży­ciu nie zro­bi­łem cze­goś po­dob­nego. Co się ze mną działo?

Spoj­rza­łem na nie­za­ście­lone łóżko Lu­dwika i wy­obra­zi­łem so­bie nagą Ma­riellę le­żącą w de­si­gner­skiej czarno-bia­łej po­ścieli. Po­my­śla­łem o tym, jak ku­sząco przy­wo­łuje mo­jego brata, a póź­niej się mu od­daje. Ob­raz wy­da­wał mi się od­py­cha­jący. Za­ci­sną­łem zęby, wrzu­ci­łem ubra­nia do torby i trza­sną­łem drzwiami z taką siłą, że aż za­trzę­sły się we fra­mu­gach. By­łem już na par­te­rze, kiedy wró­ciła mi zdol­ność ra­cjo­nal­nego my­śle­nia. Wró­ci­łem do miesz­ka­nia i jesz­cze raz zaj­rza­łem do szafy. Skoro Lu­dwik za­da­wał się z di­le­rami, to pew­nie miał broń. Taką, którą z ła­two­ścią mógł mu za­ła­twić w Pol­sce Klaus – bez nu­meru se­ryj­nego i po­zwo­le­nia.

Mój brat był nie­prze­wi­dy­walny pod wie­loma wzglę­dami, ale zna­łem do­sko­nale jego na­wyki. Do­my­śla­łem się więc, gdzie prze­cho­wy­wał broń, bo ko­rzy­stał z niej bar­dzo rzadko, pra­wie ni­gdy. Przy­kuc­ną­łem przed szafą i opróż­ni­łem dolną półkę z le­żą­cych na niej bu­tów. Przez chwilę po­maj­stro­wa­łem przy de­sce pod­ło­go­wej, a kiedy w końcu ustą­piła, zo­ba­czy­łem małą szarą torbę. Roz­su­ną­łem su­wak i zo­ba­czy­łem pi­sto­let Wal­ther PPK, pu­dełko z na­bo­jami i, ku mo­jemu zdu­mie­niu, tłu­mik. Na­wet się ucie­szy­łem z tego zna­le­zi­ska. Szcze­gól­nie że nie wzią­łem ze sobą broni z Pol­ski. No co dzień prak­tycz­nie się nie ru­sza­łem bez pi­sto­letu, ale nie chcia­łem za­bie­rać go na po­kład sa­mo­lotu, choćby ze względu na zwią­zane z tym biu­ro­kra­cję i uwagę, jaką to przy­cią­gało. Zresztą, je­śli zo­sta­wa­łem gdzieś dłu­żej, za­wsze na miej­scu tym czy in­nym ka­na­łem zdo­by­wa­łem broń – to była ogromna za­leta dzia­łal­no­ści mo­jego ojca. Wrzu­ci­łem torbę z pi­sto­le­tem do tej z ubra­niami i szybko wró­ci­łem do ho­telu, żeby zo­sta­wić broń u sie­bie. Na wszelki wy­pa­dek.

Po­dróż tak­sówką do aresztu nie trwała długo. Na miej­scu mu­sia­łem przejść kon­trolę bez­pie­czeń­stwa, po któ­rej zo­sta­łem skie­ro­wany do salki wi­dzeń. Lu­dwik już na mnie cze­kał. Sie­dział na krze­śle zgar­biony i blady. Miał na so­bie zbyt duże dżinsy i bluzę z kap­tu­rem, co po­tę­go­wało jego mi­zerny wy­gląd. Stłu­mi­łem zło­śliwy uśmiech.

– Gdzie są twoje ubra­nia? – za­py­ta­łem bez przy­wi­ta­nia i po­wie­si­łem ma­ry­narkę na opar­ciu krze­sła.

Lu­dwik uniósł wzrok.

– W pra­niu. Zwy­mio­to­wa­łem, kiedy przy­je­chała po­li­cja.

– Wi­dzia­łem się z Ma­riellą.

Na te słowa Lu­dwik się wy­pro­sto­wał i spoj­rzał na mnie z więk­szą uwagą. Może coś w to­nie mo­jego głosu zwró­ciło jego uwagę. Brat był dość im­pul­sywny i bar­dziej emo­cjo­nalny niż cała na­sza ro­dzina ra­zem wzięta.

– Czy to nie dziwne, że serce mi przy­spie­sza na sam dźwięk jej imie­nia? Co jej po­wie­dzia­łeś? – za­py­tał Lu­dwik, krzy­żu­jąc ręce na piersi.

– Prawdę – od­po­wie­dzia­łem bez ściem­nia­nia, a Lu­dwik jęk­nął. Po­tarł so­bie kark. Chyba się tym za­nie­po­koił.

– Kurwa, mu­szę się stąd wy­do­stać. Ma­riella nie bę­dzie chciała być z ćpu­nem. Mu­szę jej po­ka­zać, udo­wod­nić, że… Na­wet rzucę pa­le­nie. Skoń­czę z wszyst­kimi używ­kami, żeby tylko ze mną po­roz­ma­wiała! – Głos Lu­dwika drżał z emo­cji. Był na­prawdę prze­jęty.

Gdzieś pod mu­rem, któ­rym się tak pie­czo­ło­wi­cie oto­czy­łem na po­trzeby tej wi­zyty, za­częło kieł­ko­wać po­czu­cie winy z po­wodu mo­ich po­żą­dli­wych my­śli o Ma­rielli. Wy­grze­ba­łem z kie­szeni mar­mu­rową kulkę i za­czą­łem nią ob­ra­cać mię­dzy pal­cami. Wie­dzia­łem, że atak jest naj­lep­szą obroną przed nie­chcia­nymi emo­cjami. Dla­tego prze­rwa­łem za­wo­dze­nie Lu­dwika, wy­rzu­ca­jąc z sie­bie to, co mnie ubo­dło w roz­mo­wie z Ma­riellą:

– Sły­sza­łem, że by­łeś współ­wła­ści­cie­lem firmy księ­go­wej, ale zmie­ni­łeś branżę, po­nie­waż na­gle za­czą­łeś gar­dzić pie­niędzmi.

Lu­dwik po­czer­wie­niał na twa­rzy, po­dra­pał się po po­liczku, co ro­bił za­wsze, gdy był zde­ner­wo­wany, i za­kasz­lał.

– By­łem bar­dzo pi­jany, kiedy po­zna­łem Ma­riellę, i tro­chę na­z­my­śla­łem. Po­wie­dzia­łem jej, że pro­wa­dzi­łem z tobą firmę księ­gową i że chcia­łem wy­rwać się ze świata biz­nesu, żeby zro­bić coś na­prawdę waż­nego.

Za­pło­nęła we mnie złość. Mia­łem ochotę sko­pać brata, tak jak ro­bi­łem to dwa­dzie­ścia lat temu. Ale ani drgną­łem.

– Zresztą, parę lat temu spę­dzi­łem ja­kiś czas u cie­bie w biu­rze. A „księ­gowy” brzmi le­piej niż „czło­nek ze­społu gra­ją­cego co­very”.

– Prze­cież dziew­czyny ko­chają rock­ma­nów – rzu­ci­łem drwiąco. – Nie przy­szło ci do głowy, że je­śli za­mie­rzasz po­ślu­bić Ma­riellę, prawda o twoim stylu ży­cia prę­dzej czy póź­niej wyj­dzie na jaw?

– Nie. Nic lep­szego nie przy­szło mi do głowy w trak­cie tego pierw­szego spo­tka­nia, a póź­niej nie wie­dzia­łem, jak to od­krę­cić. Szcze­gól­nie że Ma­rielli po­doba się to, że od­sze­dłem z bru­tal­nego świata biz­nesu i za­czą­łem roz­wi­jać bar­dziej mięk­kie umie­jęt­no­ści. Mu­sia­łem pod­trzy­my­wać tę farsę i od czasu do czasu opo­wia­da­łem jej o swoim po­przed­nim ży­ciu.

My­śla­łem, że mój brat nie jest głupi, ale te­raz za­czą­łem wąt­pić w jego in­te­li­gen­cję. Przez to, że rzadko mie­li­śmy bez­po­średni kon­takt, pra­wie za­po­mnia­łem o jego buj­nej wy­obraźni, która naj­wy­raź­niej cza­sem na­gi­nała rze­czy­wi­stość.

– To także mojeży­cie, wiesz? Czy ty w ogóle ro­zu­miesz kon­se­kwen­cje swo­ich słów? Może byś dla od­miany przyj­rzał się praw­dzie, za­miast to­nąć w swo­ich fan­ta­sma­go­riach? – wy­rzu­ci­łem z sie­bie, ma­jąc po­wy­żej uszu ca­łej tej hi­sto­rii.

Aro­gan­cja, na­iw­ność i idio­tyczne kłam­stwa Lu­dwika prze­lały czarę go­ry­czy. Jakby nie wy­star­czyło, że przy­je­cha­łem go ra­to­wać z ta­ra­pa­tów do cho­ler­nej Fin­lan­dii w okre­sie, kiedy mia­łem ręce pełne ro­boty.

– Daj mi spo­kój! Nie­na­wi­dzę cię, kurwa! – wy­krzy­czał mi w twarz Lu­dwik.

Za­bo­lało jak dia­bli, ale nie da­łem się bar­dziej wy­pro­wa­dzić z rów­no­wagi.

– Mimo to po­mogę ci. Znaj moje do­bre serce – wy­ce­dzi­łem chłodno.

Lu­dwik za­mknął oczy i przez chwilę mia­rowo od­dy­chał. Wy­glą­dał, jakby chciał się uspo­koić.

– Prze­pra­szam. Nie my­ślę tak. Je­stem zmę­czony i zde­ner­wo­wany. Przy­się­gam, że z ni­kim nie roz­ma­wia­łem o tam­tej nocy.

– Nie ma o czym mó­wić – wtrą­ci­łem ostro, prze­ry­wa­jąc Lu­dwi­kowi, za­nim przy świad­kach od­dałby się bar­dziej szcze­gó­ło­wym wspo­mnie­niom z wy­padu do kra­kow­skiego klubu ze strip­ti­zem. W sali, w któ­rej prze­by­wa­li­śmy, byli ka­mera z mi­kro­fo­nem i ochro­niarz przy drzwiach.

Lu­dwik za­milkł i po­now­nie sku­lił się w so­bie. Uzna­łem, że to do­sko­nały mo­ment na to, żeby przed­sta­wić mu kilka fak­tów, które mo­gły do niego jesz­cze nie do­trzeć.

– Bra­ciszku, twoje szko­le­nie na­uczy­ciel­skie do­bie­gło końca. Fi­nito. Te­raz nikt ci w tym kraju nie po­zwoli uczyć dzieci. Zo­stanę tu, do­póki cię nie wy­pusz­czą. Zo­ba­czymy, czy oskarżą cię o han­del nar­ko­ty­kami. Może nie po­trwa to długo. A po­tem za­bie­ram cię do Pol­ski.

– Nie han­dluję! Nie mam za­miaru wra­cać do Pol­ski tylko dla­tego, bo mi ka­żesz! W ogóle nie mu­sia­łeś tu przy­jeż­dżać! He­ikki zaj­muje się mo­imi spra­wami.

– He­ikki robi wszystko, co mu każę. Je­śli chcesz, mogę mu po­wie­dzieć, że za­ła­twisz so­bie no­wego praw­nika.

To był tani chwyt, ale mu­sia­łem po­ka­zać Lu­dwi­kowi, że nie on tu dyk­tuje wa­runki. Nie w tej sy­tu­acji. Brat wy­trzesz­czył na mnie oczy.

– Nie ma ta­kiej po­trzeby. Po pro­stu lu­bię Hel­sinki i Ma­riellę. – Lu­dwik tro­chę zmiękł.

– Za­py­taj ją, czy się prze­pro­wa­dzi do in­nego kraju. Choć coś mi mówi, że nie jest w to­bie ja­koś szcze­gól­nie mocno za­ko­chana. Mu­szę le­cieć. Mam jesz­cze sporo pracy, a obie­ca­łem od­dać swe­ter two­jej by­łej dziew­czy­nie.

– Cze­kaj!

Sta­łem przed drzwiami, kiedy Lu­dwik ża­ło­śnie wy­krzyk­nął to słowo. Aż włosy na karku sta­nęły mi dęba. Ob­ró­ci­łem lekko głowę w jego stronę. Z jego miny do­my­śli­łem się, że za­raz usły­szę coś, co je­dy­nie do­leje oliwy do ognia w tym ca­łym po­ża­rze. Coś mi mó­wiło, że to znacz­nie po­waż­niej­sza rzecz niż im­pre­zo­wa­nie z di­le­rami nar­ko­ty­ków czy kła­ma­nie w spra­wie swo­jej pracy. Moją uwagę przy­kuła noga Lu­dwika, którą na­gle za­czął ryt­micz­nie po­trzą­sać.

– Co? – spy­ta­łem gro­bo­wym to­nem.

Lu­dwik uni­kał mo­jego spoj­rze­nia. To na pewno nie bę­dzie do­bra wia­do­mość.

– Za­po­mnia­łem, że zo­sta­wi­łem u Ma­rielli taką dużą książkę. Trzeba ją od­dać bi­blio­te­ka­rzowi, za­nim zje­dzą ją mole. Znaj­dziesz ją w kuchni.

Lu­dwik zro­bił się jesz­cze bar­dziej blady niż na po­czątku. Wstrzy­ma­łem od­dech. W dzie­ciń­stwie czę­sto ba­wi­li­śmy się w taj­nych agen­tów i rze­zi­miesz­ków, któ­rzy za­wsze wpa­dali w kło­poty i z któ­rych wy­do­sta­wali się dzięki spe­cjal­nie przez nas wy­my­ślo­nemu ję­zy­kowi. Dla mnie sło­wem klu­czem naj­czę­ściej była książka, bo bar­dzo lu­bi­łem czy­tać. Dla Lu­dwika zaś ro­śliny były me­ta­fo­rami pro­blemu. Ukła­da­łem so­bie to wszystko w my­ślach, co nie za­jęło mi dużo czasu. Twarz Lu­dwika była pra­wie szara, co ozna­czało duże kło­poty, a książka, do cho­lery, nie mo­gła ozna­czać ni­czego in­nego niż nar­ko­ty­ków. Je­śli „bi­blio­te­karz” miał za­miar przy­jąć to­war z po­wro­tem, to z pew­no­ścią w za­mian za so­witą re­kom­pen­satę. Mój brat może nie han­dlo­wał nar­ko­ty­kami, ale naj­wy­raź­niej miał taki za­miar.

– Fa­cet, który ci ją po­ży­czył, od­zy­ska ją. Choć praw­do­po­dob­nie bę­dzie chciał ja­kiejś opłaty za prze­trzy­ma­nie – po­wie­dzia­łem ci­cho, za­ci­ska­jąc zęby.

Lu­dwik na­chy­lił się w moją stronę.

– Mamy mało czasu. Do­sta­łem dość wy­mowny ese­mes.

Straż­nik przy­glą­dał się nam uważ­niej niż wcze­śniej.

– Od­wie­dziła cię już mama? – spy­ta­łem gło­śniej.

Roz­luź­ni­łem ra­miona i sta­ra­łem się za­cho­wać spo­kój, co było trudne. Krew w ży­łach mro­ził mi strach. Je­śli Lu­dwik otrzy­mał wia­do­mo­ści z po­gróż­kami, jego miesz­ka­nie i inne miej­sca, w któ­rych prze­by­wał, za­pewne zo­stały lub nie­ba­wem zo­staną prze­szu­kane. Skoro mó­wił o du­żej książce, to do­my­ślam się, że prze­cho­wuje sporą ilość nar­ko­ty­ków. U Ma­rielli.

– Nie chce mnie wi­dzieć – od­chrząk­nął Lu­dwik.

At­mos­fera się za­gę­ściła. Mia­łem ochotę wyjść z tego par­szy­wego aresztu i nie oglą­da­jąc się za sie­bie, wró­cić do swo­jego w miarę spo­koj­nego, a z pew­no­ścią po­ukła­da­nego ży­cia. Cały ten ba­ła­gan Lu­dwika mocno mnie przy­tła­czał.

Mój brat w prze­szło­ści był już uwi­kłany w han­del nar­ko­ty­kami i zo­stał ska­zany. W Pol­sce. Sprze­da­wał stu­den­tom ma­ri­hu­anę i ec­stasy. Zo­stał zła­pany, bo córka miej­sco­wego ko­men­danta po­li­cji po­my­liła lek z ta­blet­kami od Lu­dwika i o mały włos się nie prze­krę­ciła.

Za­wa­ha­łem się, czy nie do­py­tać go o po­wód, dla któ­rego za­taił przede mną prawdę, ale stwier­dzi­łem, że jego od­po­wiedź ni­czego nie zmieni. Jak są­dzę, chciał so­bie udo­wod­nić, że może wszystko. Pra­gnął po­czuć się wy­jąt­kowy, jak przy po­przed­nich wy­bry­kach. Ma­rzył o tym, żeby być sze­fem pod­zie­mia, tak jak nasz oj­ciec. Albo mieć tak silną po­zy­cję jak ja. Szkoda, że nie do­ce­niał tego, jak ge­nial­nym jest ogrod­ni­kiem. Fru­stro­wało mnie to, że nie po­dą­żał za swoją flo­ry­styczną pa­sją. Może po­wi­nie­nem mu po­wie­dzieć, że nie ma wstydu w lu­bie­niu pięk­nych rze­czy i czer­pa­niu przy­jem­no­ści z pracy z nimi. W końcu nasz oj­ciec gu­sto­wał w sztuce. Nie prze­stał han­dlo­wać an­ty­kami, bo uwiel­biał kunszt, z ja­kim zo­stały wy­ko­nane. Je­dy­nym prze­stępcą czy­stej krwi w ro­dzi­nie by­łem ja. Nie mia­łem żad­nych za­in­te­re­so­wań poza roz­ra­chun­kami szem­ra­nych biz­nes­me­nów.

Prze­mę­czy­łem się ko­lejny kwa­drans, za­nim wy­krę­ci­łem się od dal­szych po­ga­du­szek z Lu­dwi­kiem. Mój brat wy­glą­dał na za­wie­dzio­nego i prze­stra­szo­nego, ale prze­cież sam się wko­pał w to ba­gno. Wy­sze­dłem przed areszt, ma­rząc o tym, żeby wsko­czyć do pierw­szej wol­nej tak­sówki i po­je­chać do Ma­rielli. Ow­szem, spo­tka­łem ją dziś po raz pierw­szy w ży­ciu i spę­dzi­łem w jej to­wa­rzy­stwie może go­dzinę, ale czas nie miał tu zna­cze­nia. Czu­łem w so­bie ja­kąś pier­wotną siłę wręcz na­ka­zu­jącą mi, gdzie po­wi­nie­nem się te­raz udać – pod ad­res, który do­sta­łem ese­me­sem. Po­słu­cha­łem jed­nak głosu roz­sądku i naj­pierw wró­ci­łem do ho­telu po broń zna­le­zioną wcze­śniej u Lu­dwika. Lu­dzie, od któ­rych wziął nar­ko­tyki, jesz­cze nie od­wie­dzili jego miesz­ka­nia, ale to tylko kwe­stia czasu. Wie­dzia­łem, że nie znajdą tam to­waru. Wie­dzia­łem też, że szybko wpadną na to, że Lu­dwik urzą­dził so­bie skrytkę u swo­jej dziew­czyny. Nie wy­ma­gało to ja­kiejś szcze­gól­nej in­te­li­gen­cji, żeby na to wpaść. Od­szu­ka­nie jej ad­resu za­pewne też nie zmu­szało do du­żego wy­siłku. Jak znam swo­jego brata, to z pew­no­ścią wszyst­kim opo­wia­dał o słod­kiej Ma­rielli.

Zro­biło mi się źle, gdy w wy­szu­ki­warkę wpi­sa­łem „Ma­riella Ki­vi­stö”. Tak jak się oba­wia­łem, jej ad­res wy­świe­tlił się w kilku pierw­szych lin­kach, jak upra­gniony pre­zent na święta. Za­kła­da­jąc, że wspól­nicy Lu­dwika nie znali jej na­zwi­ska, to z ła­two­ścią znajdą je przez me­dia spo­łecz­no­ściowe. Imię Ma­riella nie na­le­żało do bar­dzo po­pu­lar­nych.

Da­łem so­bie chwilę na ochło­nię­cie od re­we­la­cji, które prze­ka­zał mi brat, i wy­sze­dłem z ho­telu. Po­sta­no­wi­łem też się prze­brać w mniej ofi­cjalne ubra­nie. Wło­ży­łem zwy­kłe dżinsy i nie­bie­ską ko­szulkę polo. Po dro­dze za­trzy­ma­łem się w re­cep­cji, żeby od­wo­łać randkę. Ka­isa, chyba tak miała na imię, była tro­chę za­wie­dziona, ale nie mia­łem po­ję­cia, ile mi zej­dzie roz­pra­wie­nie się z „mo­lami książ­ko­wymi” u Ma­rielli, a nie lu­bi­łem wy­sta­wiać ko­biet.

Kiedy w końcu do­tar­łem pod ad­res dziew­czyny, tak mocno ści­ska­łem jej czer­wony swe­ter w dło­niach, że ba­łem się, czy go nie sfil­cuję. Po dro­dze wy­sła­łem jej wia­do­mość, ale do te­raz nie otrzy­ma­łem od­po­wie­dzi. Je­śli nie po­dej­dzie do drzwi, żeby mi otwo­rzyć, to będę mu­siał je wy­wa­rzyć. Na­prawdę nie wi­dzia­łem in­nego wyj­ścia.

Wci­ska­łem dzwo­nek z ca­łych sił, a złe prze­czu­cia nie roz­wiały się na­wet, kiedy usły­sza­łem ci­che kroki za drzwiami. Do­piero gdy Ma­riella otwo­rzyła, ode­tchną­łem z ulgą. Na­to­miast kiedy zo­ba­czy­łem jej za­ró­żo­wioną twarz, owi­nięty ręcz­nik wo­kół wło­sów i kształtne ciało okryte zwiew­nym, krót­kim, żół­tym szla­fro­kiem, za­krę­ciło mi się w gło­wie, tak jak wtedy, gdy zo­ba­czy­łem ją po raz pierw­szy. Naj­wy­raź­niej do­piero co wy­szła z ką­pieli. Jej wil­gotna kre­mowa skóra przy­jem­nie pach­niała my­dłem. Za­ci­sną­łem dło­nie w pię­ści, żeby po­wstrzy­mać ro­dzący się w nich od­ruch. Chcia­łem łap­czy­wie do­ty­kać jej świe­żego ciała. Za­pra­gną­łem od­gar­nąć nie­sforny ko­smyk wło­sów, który uciekł spod ręcz­nika i przy­kleił się do jej po­liczka.

Ma­riella uśmiech­nęła się po­wścią­gli­wie i wy­cią­gnęła rękę w stronę swe­tra, który trzy­ma­łem w za­ci­śnię­tej dłoni. Ode­zwała się pierw­sza, bo ja nie po­tra­fi­łem wy­du­sić z sie­bie słowa.

– Dzię­kuję, że mi go przy­nio­słeś. To moje ulu­bione wdzianko. Ina­czej bym cię nie fa­ty­go­wała.

– Wcho­dzę – wy­beł­ko­ta­łem jak idiota.

Ma­riella wy­ba­łu­szyła na mnie oczy.

– Po co? – rzu­ciła gwał­tow­nie z dy­stan­sem w gło­sie.

Na chwilę przy­mkną­łem oczy i wstrzy­ma­łem od­dech, żeby za­pa­no­wać nad bu­rzą, która we mnie sza­lała. Kiedy po­now­nie spoj­rza­łem na Ma­riellę, na jej twa­rzy za­uwa­ży­łem nie­po­kój zmie­szany z po­dejrz­li­wo­ścią. Krew na­dal bu­zo­wała mi w ży­łach.

– Może cię od­wie­dzić kilku przed­sta­wi­cieli gangu. Nie są­dzę, że­byś miała ochotę spo­tkać się z nimi sam na sam.

Ma­riella po­bla­dła. Wy­ko­rzy­sta­łem jej kon­ster­na­cję. I nie cze­ka­jąc na za­pro­sze­nie, wsze­dłem do środka. Za­mkną­łem za sobą drzwi na ry­giel.

– W twoim miesz­ka­niu są nar­ko­tyki. I to w ilo­ści prze­kra­cza­ją­cej re­kre­acyjne spo­ży­cie.

Twarz Ma­rielli wy­krzy­wiły strach i obu­rze­nie.

– To nie­moż­liwe. – Za­mil­kła na chwilę, jakby się nad czymś za­sta­na­wiała. – Lu­dwik był tu sam tylko parę razy. Nie zro­biłby mi tego.

Nic nie po­wie­dzia­łem. Z tym Ma­riella bę­dzie mu­siała sama so­bie po­ra­dzić. Ro­zej­rza­łem się po wnę­trzu i pchną­łem pierw­sze drzwi po mo­jej le­wej. Ła­zienka i to­a­leta. Na­stęp­nie skrę­ci­łem w prawo, gdzie znaj­do­wała się kuch­nia. Da­lej zo­ba­czy­łem drew­niane drzwi, które naj­wy­raź­niej pro­wa­dziły do cze­goś, co było po­łą­cze­niem sy­pialni i sa­lonu.

– Lu­dwik mnie tu przy­słał. Masz rę­ka­wiczki? Mogą być ta­kie do sprzą­ta­nia.

Z do­świad­cze­nia wie­dzia­łem, że cały ten ba­ła­gan za­ła­twi od­po­wied­nia kwota pie­nię­dzy. By­łem też pe­wien, że obę­dzie się bez po­li­cji, ale wo­la­łem być ostrożny. Nie chcia­łem zo­sta­wić zbyt wielu od­ci­sków pal­ców w miesz­ka­niu Ma­rielli. Zgoda, mia­łem mo­tyw, by ją od­wie­dzić, ale mu­sia­łem też zaj­rzeć do miejsc, do któ­rych prze­lotni go­ście za­zwy­czaj nie za­pusz­czają żu­ra­wia.

Ko­bieta bez słowa po­szła do ła­zienki i wró­ciła z żół­tymi gu­mo­wymi rę­ka­wicz­kami. Wi­dzia­łem, że bar­dzo się boi. Mia­łem ochotę wziąć ją w ra­miona, żeby po­czuła się bez­pieczna. Chcia­łem dać jej znać, że wszystko bę­dzie do­brze. W my­ślach prze­kli­na­łem się za te idio­tyczne po­rywy na­mięt­no­ści.

– Ubierz się – rzu­ci­łem szorstko, pró­bu­jąc za­ma­sko­wać swoje praw­dziwe pra­gnie­nia.

Choć to, że się ubie­rze, nie­wiele zmieni. Może gdyby wło­żyła wo­rek po ziem­nia­kach, toby ja­koś po­mo­gło.

Od­wró­ci­łem się ple­cami do Ma­rielli i otwo­rzy­łem drzwiczki do szafki ku­chen­nej z su­chymi rze­czami. Wy­cią­gną­łem z niej wszyst­kie to­rebki i opa­ko­wa­nia, żeby spraw­dzić tylną ścianę szafki. Zna­jąc na­wyki Lu­dwika, po­wi­nie­nem był od razu zaj­rzeć do szafki pod zle­wem, ale chyba się łu­dzi­łem, że brat po­tra­fił prze­ła­my­wać swoje sche­maty.

– Tak po pro­stu przy­cho­dzisz tu­taj i za­czy­nasz prze­ko­py­wać moje miesz­ka­nie jak w ja­kimś se­rialu po­li­cyj­nym? – za­py­tała gniew­nie Ma­riella.

– Wi­dzisz tu ja­kąś po­li­cję? – za­py­ta­łem su­cho.

Szybko przej­rza­łem szu­flady, wy­su­ną­łem ku­chenkę, ale tam też ni­czego nie zna­la­złem. Spoj­rza­łem za sie­bie. Ma­riella wciąż stała w tym sa­mym miej­scu w tym cho­ler­nie cien­kim szla­froku.

– Za­łóż coś na sie­bie – wark­ną­łem ze zło­ścią.

Ma­riella nie od razu za­re­ago­wała. Pa­trzyła na mnie srogo, ale w końcu po­szła do sy­pialni i wy­mow­nie trza­snęła drzwiami. Te­raz mo­głem się sku­pić, więc wzno­wi­łem po­szu­ki­wa­nia. Przy­kuc­ną­łem przy szafce pod umy­walką i ją otwo­rzy­łem. Kosz na śmieci. Środki czy­sto­ści. Re­kla­mówki. Od­pady or­ga­niczne.

Kilka me­trów ode mnie Ma­riella się roz­bie­rała. De­li­katny ma­te­riał jej szla­froka zsu­wał się z jej cie­płego ciała. Mógł­bym jej po­móc. Pra­gną­łem do­tknąć jej skóry.

Prze­klą­łem ci­cho i jed­nym ru­chem wy­rzu­ci­łem przed­mioty z szafki na pod­łogę. Od razu za­uwa­ży­łem, że dno szafki było wy­mon­to­wy­wane. Gdyby Lu­dwik był tu te­raz, sko­pał­bym mu ty­łek. Jak mógł być tak nie­ostrożny? I bez­myślny! Co go pod­ku­siło, żeby prze­cho­wy­wać nar­ko­tyki w domu po­stron­nej osoby? Nie mógł cho­ciaż sko­rzy­stać z piw­nicy albo schowka na ro­wery?

Unio­słem dyktę i wy­ją­łem owi­niętą w fo­lię paczkę. Po­now­nie prze­klą­łem, ale tym ra­zem gło­śno. Trzy­ma­łem w rę­kach co naj­mniej kilka ki­lo­gra­mów to­waru – za­równo pi­gu­łek, jak i wo­recz­ków z bia­łym prosz­kiem, który, jak sa­dzę, był am­fe­ta­miną. Kiedy wsta­łem, zo­ba­czy­łem Ma­riellę ubraną w czer­woną let­nią su­kienkę. Sze­roko otwar­tymi oczami wpa­try­wała się w paczkę w mo­jej dłoni.

– Zo­staję u cie­bie, do­póki nie za­ła­twię tej sprawy – oznaj­mi­łem, rzu­ca­jąc pa­ku­nek na blat stołu.

Roz­dział 4

Ma­riella

Wpa­try­wa­łam się w Alek­san­dra, sta­ra­jąc się nie mru­gać, bo oba­wia­łam się, że wy­buchnę pła­czem. Nie by­łam w sta­nie po­ra­dzić so­bie ze stre­sem. Nie mo­głam uwie­rzyć w to, że w moim domu były nar­ko­tyki, które bez mo­jej wie­dzy ukrył tu mój chło­pak. Mój były chło­pak, po­pra­wi­łam się w my­ślach.

Zgoda, men­tal­nie i emo­cjo­nal­nie już po­rzu­ci­łam Lu­dwika, ale to sprawa była zbyt świeża, przez co czu­łam nie­wielką tę­sk­notę i wcale nie tak lek­kie po­czu­cie winy. Po po­wro­cie do miesz­ka­nia pró­bo­wa­łam się uczyć, ale nie mo­głam się skon­cen­tro­wać. Przy­po­mnia­łam so­bie, że mu­szę so­bie uszyć su­kienkę na we­sele ku­zynki, więc wy­ję­łam przy­bory i ma­te­riał z szafy. Nie­stety, na tym za­ję­ciu także nie zdo­ła­łam się sku­pić dłu­żej niż dzie­sięć mi­nut. Za­czę­łam więc sprzą­tać miesz­ka­nie, ale w po­ło­wie czyn­no­ści za­sty­ga­łam w za­my­śle­niu i w efek­cie zro­bi­łam tylko więk­szy ba­ła­gan. W końcu ugo­to­wa­łam ko­la­cję i wzię­łam prysz­nic. Nic z tego nie od­cią­gnęło na dłu­żej mo­ich my­śli od Alek­san­dra. Wspo­mi­na­łam na­szą roz­mowę, to, jak ob­ra­cał w pal­cach mar­mu­rową kulkę, i spo­sób, w jaki starł sos z mo­jej bluzki.

– Po pro­stu nie otwo­rzę drzwi – po­wie­dzia­łam ni z tego, ni z owego. Mój głos był pi­skliwy. Za­wsze tak mó­wi­łam, gdy się cze­goś ba­łam.

Męż­czy­zna wy­pro­sto­wał się, wbi­ja­jąc we mnie zimne spoj­rze­nie. Pa­trząc mi pro­sto w oczy, po­wol­nym ru­chem zdej­mo­wał z rąk gu­mowe rę­ka­wiczki.

– Tych lu­dzi drzwi nie po­wstrzy­mają. Nie ru­szę się stąd, do­póki nie bę­dzie bez­piecz­nie. Jak bę­dziesz chciała uciec albo sta­wiać opór, zwiążę cię. Cho­dzi o twoje do­bro.

Strach przy­brał na sile. By­łam prze­ra­żona. Prze­cież zu­peł­nie nic nie wie­dzia­łam o Alek­san­drze, a co gor­sze, naj­wy­raź­niej nie mia­łam też po­ję­cia o ży­ciu wła­snego chło­paka. Czer­piąc z tych strzęp­ków kry­mi­nal­nej hi­sto­rii, za­czę­łam snuć w gło­wie naj­gor­sze sce­na­riu­sze. Kto wie, ja­kie okro­pień­stwa obaj mają na su­mie­niu i do czego jesz­cze są zdolni.

– My­ślę, że po­li­cja bę­dzie wie­działa, co z tym zro­bić, jak ją po­wia­do­mimy – pod­su­nę­łam nie­pew­nie, jed­no­cze­śnie ro­biąc kilka kro­ków w tył.

– Żad­nej po­li­cji. Zgło­sze­nie tego w ża­den spo­sób nie po­może ani to­bie, ani mnie. O Lu­dwiku nie wspo­mi­na­jąc. Po­cze­kamy na dal­szy roz­wój wy­pad­ków.

Alek­san­der mó­wił cał­ko­wi­cie bez­na­mięt­nie. Jego słowa nie za­wie­rały cie­nia ja­kich­kol­wiek emo­cji. Cof­nę­łam się o na­stępne parę kro­ków. Męż­czy­zna za­uwa­żył, co ro­bię, i pod­szedł bli­żej. Do­sko­nale zda­wa­łam so­bie sprawę z tego, że nie mia­łam do­kąd uciec, a mimo to od­wró­ci­łam się ple­cami do Alek­san­dra i skie­ro­wa­łam się do przed­po­koju. Nie zdą­ży­łam na­wet dojść do drzwi, kiedy mocno chwy­cił mnie za ra­mię, za­trzy­mu­jąc w miej­scu. Nie obej­rza­łam się w jego stronę, ale otwo­rzy­łam usta, żeby krzyk­nąć. Alek­san­der jed­nak wy­czuł, co za­mie­rzam zro­bić, bo przy­ło­żył dłoń do mo­ich ust, nie po­zwa­la­jąc mi we­zwać po­mocy. My­śli w mo­jej gło­wie uci­chły, gdy po­czu­łam bli­skość jego ciała. Wtedy oplótł mnie w ta­lii swoim sil­nym ra­mie­niem i zbli­żył twarz do mo­jej głowy. Czu­łam jego cie­pły od­dech na na­giej szyi.

– Nie je­stem twoim wro­giem.

Łzy na­pły­nęły mi do oczu. W to­nie głosu Alek­san­dra, moc­nym uści­sku jego ra­mie­nia i ca­łej po­sta­wie jego ciała było coś, co przy­nio­sło mi pew­nego ro­dzaju spo­kój. Tak jakby wy­ssał ze mnie prze­ra­że­nie. Stop­niowo uspo­koił mi się od­dech i wró­ciło kla­rowne my­śle­nie. W tej chwili nie ma żad­nego rze­czy­wi­stego za­gro­że­nia. Do tego im dłu­żej sta­łam w uści­sku Alek­san­dra, tym bar­dziej się roz­luź­nia­łam.

Wtedy wy­ko­nał ruch, jakby chciał mnie ob­ró­cić przo­dem do sie­bie. Od­ru­chowo pró­bo­wa­łam się wy­rwać, ma­cha­jąc rę­kami, ale nie przy­nio­sło to żad­nego efektu. Alek­san­der przy­cią­gnął mnie moc­niej, więc opu­ści­łam dło­nie na jego ra­miona. Były za­ska­ku­jąco twarde. Nie pa­trzy­łam na niego, a spod za­mknię­tych po­wiek pły­nęły mi łzy. Na­gle po­czu­łam mu­śnię­cie jego ust na po­liczku. De­li­kat­nie prze­su­wał war­gami po mo­jej skó­rze, spi­ja­jąc z niej wolno opa­da­jące kro­ple. Zro­biło mi się cie­pło i błogo. Nie pro­te­sto­wa­łam, bo to, co czu­łam przy nim, od­kąd się po­zna­li­śmy, za­pło­nęło we mnie z jesz­cze więk­szą siłą.

Alek­san­der zsu­nął dłoń z mo­ich ust na pod­bró­dek. Lekko za­darł mi głowę, tym sa­mym zmu­sza­jąc mnie do spoj­rze­nia na jego po­ważną twarz. Drugą rękę prze­niósł na moje bio­dro. Kiedy za­ci­snął na nim palce, wes­tchnę­łam z przy­jem­no­ści. Moc­niej na­par­łam bio­drami na niego, wstrzy­mu­jąc od­dech, bo przez moje ciało po­woli prze­pły­wało na­tar­czywe po­żą­da­nie. Miało ono w so­bie coś słod­kiego i pi­kant­nego jed­no­cze­śnie. Jak cze­ko­lada z chili, jak przy­jem­ność na gra­nicy bólu.