33,50 zł
Freya i Huldar stają przed nowym wyzwaniem. Dramatyczna walka z czasem przypomni Freyi lata, które usiłowała dotąd wymazać z pamięci… O tej zbrodni policja dowie się tak jak wszyscy inni – ze Snapchata. Na ekranach telefonów zobaczą przerażoną nastolatkę błagającą o wybaczenie. Gdy ją znajdą, będzie już za późno… Huldar, oficer policji, i Freyja, dziecięca psycholog, łączą siły, by rozwiązać kolejną sprawę. Przesłuchując przyjaciół zamordowanej nastolatki, szybko odkrywają, że Stella wcale nie była niewiniątkiem, jak powszechnie sądzono – ale kto mógł jej nienawidzić tak bardzo, by chcieć zabić? Wkrótce scenariusz się powtarza – w mediach społecznościowych pojawiają się wiadomości od kolejnego nastolatka przepraszającego za swoje winy. Freyja i Huldar są pewni jednego: to jeszcze nie koniec. Zwłaszcza że przy pierwszej ofierze znaleziono kartkę z cyfrą 2. Czy Egill, zaginiony nastolatek, to ofiara numer 1? A może to ktoś inny wciąż czeka, by go odnaleźć? Rozpoczyna się walka z czasem, której finału nie spodziewa się chyba nikt… „Mocna i trzymająca w napięciu powieść o ponurym zjawisku społecznym”. Sunday Times
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 473
Z języka angielskiego przełożył
Paweł Cichawa
Tytuł oryginału islandzkiego:Aflausn
Tytuł oryginału angielskiego:The Absolution
Copyright © Yrsa Sigurdardóttir 2016
Published by agreement with Salomonsson Agency
Copyright © 2020 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga
Copyright © 2020 for the Polish translation by Paweł Cichawa (under exclusive license to Wydawnictwo Sonia Draga)
Książkę przełożono z języka angielskiego. Z języka islandzkiego na angielski przełożyła Victoria Cribb.
Projekt graficzny okładki: Anna Slotorsz / artnovo.pl
Zdjęcia użyte na okładce: © Mihai_Andritoiu
Zdjęcie autorki: © Lilja Birgisdóttir
Redakcja: Marta Mizuro
Korekta: Iwona Wyrwisz, Marta Chmarzyńska, Aleksandra Pietrzyńska
Ta książka została opublikowana przy finansowym wsparciu Icelandic Literature Center.
ISBN: 978-83-66512-36-8
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórców i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl
WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o.o.
ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice
tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28
e-mail:[email protected]
www.soniadraga.pl
www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga
E - wydanie 2020
Toaleta damska na poziomie minus jeden świeciła pustkami. Umywalki zdążyły wyschnąć, a puste kabiny stały otworem. Wszystko wyglądało tak, jak można było się spodziewać po tłumach, które wcześniej się tutaj przewinęły: kosze pełne papierowych ręczników, puste puszki po coli wszędzie tam, gdzie tylko dało się je odstawić, oraz zawartość dużego pudełka popcornu rozsypana, a następnie rozdeptana przez kobiety desperacko przestępujące z nogi na nogę w długiej kolejce.
Stella była pewna, że tak samo wygląda toaleta dla panów, więc bardzo się cieszyła, że do jej obowiązków nie należy sprzątanie. Nieporządek był większy niż zwykle, bo dwa seanse wyprzedały się do ostatniego miejsca, a pozostałe też miały całkiem niezłą widownię. Przed projekcją i podczas przerw przy bufecie panował taki ścisk, że maszyna nie nadążała z popcornem, choć sporo uprażyli wcześniej. Zabrakło też coli dietetycznej. Klienci byli oczywiście niezadowoleni i Stella musiała gryźć się w język, żeby nie powiedzieć czegoś niemiłego, gdy robili jej wyrzuty. Jakby to od niej zależało, jaki ma sprzęt albo ile towaru jej przywieźli!
Przystanęła w drzwiach, nagle zdając sobie sprawę, że jest sama nie tylko tu na dole, ale też w całym budynku.
Panowała absolutna cisza. Żadnego stłumionego dudnienia w salach kinowych, żadnych pogaduszek dziewczyn, z którymi pracowała. Wyszły wcześniej, bo im zaproponowała, że sama zamknie bufet, żeby zdążyły na autobus, a potem przez szklaną ścianę frontową foyer patrzyła, jak brną w śnieżycy. Ich sylwetki nie zdążyły jeszcze całkiem zniknąć za gęstą białą zasłoną, gdy Stella pożałowała swojej wielkoduszności. Choć, tak szczerze mówiąc, nie kierowała nią wyłącznie szlachetność. Po prostu nie mogła oprzeć się pokusie, żeby się pochwalić nowym chłopakiem, który w dodatku ma własny samochód. Niech wiedzą, że teraz nie będzie już musiała się tłuc autobusami.
Z jakiegoś powodu przypomniała sobie o snapie, który przyszedł tuż przed ostatnią przerwą. Nie miała pojęcia, kim jest nadawca, ale na pewno nie miała go w obserwowanych. Oczywiście już dawno powinna była zmienić ustawienia profilu i zablokować wiadomości od nieznajomych, zwłaszcza że aplikacją zainteresowali się dorośli. Nie dość, że zepsuli Facebooka, to teraz jeszcze zamierzali przejąć Snapchata. Stella mogłaby się założyć, że to jakieś stare pudło, najpewniej któraś z koleżanek mamy. Względnie daleka krewna, o której istnieniu zapomniała. Nazwa użytkownika z nikim się nie kojarzyła: Just13. Może jednak to nie był dorosły, tylko właśnie trzynastoletni dzieciak. To by wyjaśniało tę dziwaczną wiadomość.
Snap zawierał zdjęcie, na którym podawała popcorn jakiemuś klientowi w bufecie. Nie wyszła ładnie: miała głupią minę i nienaturalnie wygięty tułów, a właściwie tę jego część, która wystawała ponad ladę. Żadnego pozowania, żadnego uśmiechu. Podpis był tak samo zaskakujący. Zawierał tylko dwa słowa: Do zobaczenia. Nadawca, ktokolwiek się krył za tym nickiem, widział ją więc dzisiaj w kinie, ale nie podszedł się przywitać. Czyżby jednak nieśmiały chłopiec, który nie mógł się zebrać, żeby zamienić z nią dwa słowa? W sumie lepiej dla niego, bo powiedziałaby mu, gdzie może sobie wsadzić swoje wiadomości. Nie interesowały jej spotkania z czubkami, a tylko czubek mógł wysłać takiego snapa z własnej inicjatywy.
Drzwi się zatrzasnęły za jej plecami. Zepsuty samozamykacz najpierw przesuwał je powoli, by po chwili nabrać tempa i uderzyć o futrynę. Huk odbijał się od glazury, dźwięcząc w głowie Stelli echem, które podkreślało panującą wokół ciszę. Już wcześniej czuła się trochę niepewnie, ale tu na dole było znacznie gorzej. We foyer przynajmniej mogła spojrzeć za okno, nawet jeśli przez gęsty śnieg niewiele widziała. To chyba pogoda przyciągnęła do kina takie tłumy. Stella oglądała wszystkie wyświetlane dzisiaj filmy, wiedziała więc, że były kiepskie. Ale przynajmniej pozwalały zapomnieć o arktycznych warunkach na zewnątrz.
Teraz jednak nawet śnieżyca byłaby lepsza od opustoszałego kina. Nie mogła się doczekać, kiedy usiądzie bezpiecznie obok Höddiego w jego samochodzie. Co z tego, że jeździł starym gratem, w którym nie działało ogrzewanie? Wygodniejszy zły samochód niż dobry autobus. Trochę na tej samej zasadzie jak z Höddim, który raczej nie był księciem z bajki. Ale lepszy taki niż żaden. Na razie musi wystarczyć, dopóki Stella nie znajdzie kogoś bardziej odpowiedniego, wysportowanego i z taką furą, żeby wszyscy jej znajomi zzielenieli z zazdrości. Chciałaby mieć chłopaka, którym chwaliłaby się w mediach społecznościowych, bo Höddiego mogła pokazać tylko na nieostrych zdjęciach.
Wybrała ostatnią kabinę i pośpiesznie zamknęła drzwi na zasuwkę. Naprzeciwko znajdował się rząd umywalek, a nad nim lustro na całą długość ściany. Nie chciała na siebie patrzeć w tej chwili: była zmęczona, wyglądała fatalnie, miała niewyregulowane brwi i za długie włosy z ciemnymi odrostami wzdłuż przedziałka, który przez to kojarzył się jej z pasem na masce samochodu Höddiego. Obrzydlistwo. Zanim zeszła na dół, przystanęła przed wyciętym z kartonu duchem, który reklamował horror wyświetlany w pierwszej sali. Chciała przesłać znajomym selfie na jego tle, ale odpuściła sobie ten pomysł, żeby nie zobaczyli, jak się zaniedbała. Trochę też się bała stanąć obok makabrycznej postaci, chociaż wiedziała, że to tylko wielki płat kartonu. Postanowiła, że takie selfie zrobi innym razem, gdy już się ogarnie i będą wokół jacyś ludzie. Niech lepiej księgowy nie spóźnia się z wypłatą, bo umówiła wizytę u fryzjera zaraz po otwarciu salonu pierwszego dnia następnego miesiąca. To straszne, że trzeba zostawiać u fryzjera od cholery pieniędzy, żeby jakoś wyglądać.
Stella zsunęła majtki i zaczęła sikać, kucając nad deską. Bóg raczy wiedzieć, jakie zarazki mogli po sobie zostawić dzisiejsi widzowie, a ona nie miała zamiaru dołączyć do tych zdzir, które złapały chorobę weneryczną. Takiego wstydu nie da się zmazać.
Mimo plusku moczu usłyszała, że otwierają się drzwi do toalety. Ze strachu dostała gęsiej skórki i ścisnęło ją w gardle. Kto to mógł być, do diabła? Wróciła któraś z dziewczyn? Ale którędy by weszła? Czyżby Stella zapomniała zamknąć się od wewnątrz, gdy wypuszczała koleżanki? Jej myśli znów pobiegły do wiadomości, którą otrzymała wcześniej. Chyba to nie Just13?
Głośny huk zasygnalizował, że samozamykacz docisnął drzwi. Stella wstrzymała oddech. Nasłuchiwała, chcąc ustalić, czy ktoś dostał się do środka. Może to tylko ochroniarz przyszedł do pracy wcześniej i robił obchód? Ale niestety nie. Skrzypienie butów ostrzegło ją, że nie jest już sama.
Strużka moczu zmalała do kilku kropel w tej samej chwili, gdy rozległy się kroki. To musiała być kobieta. Z całą pewnością. Po co o tej porze, w całkiem pustym kinie mężczyzna wchodziłby do damskiej toalety? Przecież męska nie mogła być zajęta. Stella nie uległa impulsowi, żeby głośno zapytać kto to. Sięgnęła po papier toaletowy, jak najciszej oderwała kilka kawałków, podtarła się, po czym wstała i zapięła spodnie. Nie czuła się już taka goła i zrobiło jej się trochę lepiej. Ale nie na długo.
Przed drzwiami kabiny pojawiła się para butów. Kamasze. Na tyle szerokie, że musiały być męskie. Stella zasłoniła usta dłonią, żeby stłumić okrzyk. Dlaczego on tam stał? Stopy się nie poruszały. Ich właściciel zastygł w miejscu, jakby przed wejściem do czyjegoś domu chwilę się zastanawiał, czy nacisnąć dzwonek. Skojarzenie okazało się całkiem trafne, bo po chwili usłyszała głośne pukanie. Wpatrywała się bezradnie w drzwi, jakby mogły jej pokazać, co się za nimi dzieje.
Prawie równocześnie zawibrował jej telefon. Drżącą ręką wyjęła go z kieszeni i omal nie upuściła, gdy się okazało, że przyszedł kolejny snap od Just13. Nim zdążyła pomyśleć, dotknęła wyświetlacza i otworzyła wiadomość. Patrząc na zdjęcie, ledwo się powstrzymywała od krzyku: przedstawiało zamknięte drzwi do kabiny, w której stała. To musiały być te same drzwi. Teraz tylko one oddzielały ją od nadawcy wiadomości. Do zdjęcia nie dołączono żadnego podpisu.
Gwałtownie zapukał po raz kolejny. Stella odskoczyła, uderzając o sedes z taką siłą, że ugięły się pod nią kolana.
– Kto tam?
Żadnej odpowiedzi. Słowa wyrwały jej się, zanim zdążyła pomyśleć. Brzmiały niepewnie i żałośnie, zupełnie jakby nie ona je wypowiadała. A przecież zawsze to ona rządziła, w końcu była liderką. Silna. Zdeterminowana. Bezlitosna dla mięczaków, którzy popiskiwali tak, jak sama to przed chwilą zrobiła.
Tym razem walenie było tak silne, że drzwi zadrżały. Stella spojrzała na lichą zasuwkę. Nie miała wątpliwości, że to zamknięcie jej nie uchroni. Nerwowo rozglądała się w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby ją ocalić. Rolka papieru toaletowego w pojemniku. Plastikowy kosz z pokrywką. Przymocowany do ściany ceramiczny sedes, którym mogłaby zdzielić napastnika w głowę, gdyby się wdarł do środka. Tylko że musiałaby najpierw oderwać sedes od ściany. Dopiero wtedy przypomniała sobie o telefonie, który ściskała w spoconej dłoni. Powinna wezwać pomoc? Zadzwonić do Höddiego? Skoro już wyjechał, to może dotrze na miejsce szybciej niż gliniarze?
Nie było jej dane zadecydować. Napastnik naparł z całej siły, wyrwał zasuwkę i drzwi zdzieliły Stellę w głowę, tak że upadła na sedes. Ogłuszona, walcząc z mdłościami, zmusiła się, żeby spojrzeć na twarz napastnika. Najpierw pomyślała, że jest taki ciemny, bo stoi w cieniu. Potrzebowała chwili, żeby sobie uświadomić, że ma przed sobą lśniącą maskę Dartha Vadera otoczoną kapturem kurtki. Przez migdałowate otwory patrzyły na nią czyjeś oczy, ale nie potrafiła ocenić ich wyrazu. Dłoń w rękawiczce wyrwała jej telefon. Gdy mężczyzna zaczął przeglądać zawartość, Stella się modliła, żeby był tylko złodziejem. Może sobie wziąć jej smartfon. Może sobie wziąć całą zawartość jej kieszeni. Pieniądze, które zostały jej do końca miesiąca. Torebkę. Wszystko, co zechce. Byle jej nie dotykał.
– No to jesteśmy gotowi. – Brzmiało to dziwnie, trochę jak gadanie Dartha Vadera. Szorstko, jakby po drugiej stronie maski był papier ścierny. Zdaje się, że używał jakiegoś urządzenia, które zmieniało głos. Ustawił telefon tak, jakby chciał zrobić portret dziewczynie na sedesie. Poczuła, że po policzkach spływają jej łzy. Co on wyprawiał? Dlaczego złodziej chciał robić zdjęcie właścicielce kradzionego telefonu? – Chcę, żebyś teraz dała z siebie wszystko.
– Co? – Stella cofała się po klapie sedesu, dopóki nie poczuła za plecami ściany. Od zimnej powierzchni oddzielał ją tylko cienki sweter, przez co trzęsła się jeszcze bardziej.
– Przeproś.
Nawet nie próbowała protestować. Zaczęła przepraszać z całym żarem mimo łkania, którego nie umiała powstrzymać.
– Oj, nie postarałaś się. Wcale nie brzmiałaś przekonująco. Stać cię na więcej.
Spróbowała ponownie. Potem jeszcze raz. Powtarzała słowo „przepraszam”, aż zabrzmiało w jej uszach tak dziwnie, jakby nie pochodziło z tego świata. Ale mężczyzna był ciągle niezadowolony.
To niezadowolenie miało ją drogo kosztować.
Potrzebujemy większego monitora. – Jeden z funkcjonariuszy w końcu głośno powiedział to, o czym myślała cała grupa zebrana w sali odpraw. Odkąd zaczęli oglądać nagranie, wszyscy wisieli na krawędzi krzeseł, wyciągając głowy ku śmiesznie małemu wyświetlaczowi, na którym oglądali zapis z kamer monitoringu.
Usadowiona na stole Erla, która była najbliżej ekranu, rozejrzała się poirytowana.
– Skoncentruj się. Nagranie jest tak gówniane, że większy monitor niewiele pomoże. Ale jeśli strasznie ci zależy, to możesz napisać wniosek i wrzucić do skrzynki na sugestie dla dowództwa.
Mężczyzna nie odpowiedział, a Huldar już dobrze wiedział dlaczego: Erla rzadko zachowywała spokój, gdy ktoś z jej zespołu odważył się odpyskować. Jako szef była niezła, ale średnio przyjemna w relacjach międzyludzkich. Huldar ani przez chwilę nie przypuszczał, że prośba o lepszy monitor w sali odpraw trafi do skrzynki na sugestie dla dowództwa. Wszyscy doskonale wiedzieli, że ta skrzynka jest cmentarzyskiem dla skarg i wniosków.
– Patrzcie na to cholerstwo. – Erla wróciła do nagrania. – O, tutaj. Ten wycięty z kartonu duch czy cokolwiek to jest.
Wszystkie oczy wbiły się w róg ekranu zdominowany przez ekspozycję reklamową. Dziewczyna przechodziła tamtędy chwilę wcześniej, zatrzymała się obok kartonowej postaci, porobiła kilka min do telefonu, pstryknęła selfie i zniknęła z kadru. Zdaniem Erli wtedy ostatni raz pojawiła się na nagraniach w pozycji pionowej. Kamer monitoringu nie było ani w podziemiu, gdzie znajdowały się toalety, ani przy schodach, które do toalet prowadziły. Sądząc po godzinie zapisanej na monitoringu i filmikach wideo wysłanych z telefonu dziewczyny, musiała wtedy zmierzać właśnie do toalety.
Zza kartonowej reklamy ktoś wysunął głowę i jak na komendę wszyscy obecni pochylili się do przodu, żeby lepiej widzieć. Na pewno to sprawca. Jakość nagrania była kiepska, jak uprzedzała Erla, szybko jednak się okazało, że nie ma to większego znaczenia, ponieważ mężczyzny nie dałoby się rozpoznać nawet w jakości HD. Miał na sobie obszerną ciemną kurtkę z kapturem, który naciągnął na głowę, twarz zakrył maską Dartha Vadera, nogawki ciemnych spodni wsunął w czarne kamasze, dłonie zaś zakrył ciemnymi rękawiczkami. Po chwili zniknął z kadru, podążając w tym samym kierunku co Stella.
– Mamy go. Ukrył się za tą idiotyczną reklamą i czekał tam na dziewczynę. – Erla włączyła pauzę. Siedzieli, wpatrując się w kartonowego ducha i pusty hol. – Przynajmniej jednego możemy być pewni: gdy wchodził, nie miał na twarzy tej cholernej maski. – Erla podniosła się i stanęła naprzeciwko nich. – To nie będzie łatwe. Obsługa kina poinformowała, że wczoraj sprzedali ponad tysiąc sześćset biletów. Otworzyli o czternastej, jak co niedziela, ale nie wiadomo, o której sprawca wszedł do budynku. Mógł przyjść na pierwszy seans i czekać w ukryciu aż do zamknięcia, niekoniecznie za tym kartonowym duchem. Trzeba przejrzeć wszystkie nagrania od otwarcia kina, żeby ustalić ramy czasowe.
Wszyscy, z Huldarem włącznie, spuścili głowy, wznosząc w duchu błagania, żeby nie padło na nich. Z miejsca, gdzie stała Erla, musieli wyglądać jak banda dzieciaków znieruchomiałych podczas zabawy w zaczarowanego berka.
– Ktoś musi też przeanalizować sprzedaż biletów. Ludzie niezbyt często chodzą do kina sami, trzeba więc sporządzić listę tych, którzy kupili w kasie jeden bilet. Jeśli ustalimy, o której przyszedł, możemy zawęzić listę do tych, którzy kupili bilet mniej więcej o tej porze. Wtedy go dopadniemy. Oczywiście jeśli zapłacił kartą, bo jeśli gotówką, to jesteśmy w czarnej dupie.
– Mógł kupić bilet w sieci. Wcześniej. – Jak zwykle Gudlaugur się zaczerwienił, gdy tylko skończył mówić. Siedział obok Huldara, który z aprobatą pokiwał głową. Tworzyli nieformalny dwuosobowy zespół, siedzieli biurko w biurko w tej samej części pozbawionego ścianek działowych biura i zwykle dostawali te same zadania. Był czas, kiedy Huldar wolałby pracować z bardziej doświadczonym detektywem, ale nauczył się doceniać zalety młodego kolegi. Gudlaugur miał trafne spostrzeżenia, jeśli na chwilę zapominał o swojej nieśmiałości i niskiej samoocenie. – No bo… bilety sprzedają nie tylko na miejscu. No i… pomyślałem…
Gdy Gudlaugur zaczął się plątać, Huldar podjął:
– Jeśli napastnik kupił bilety online, mógł wziąć dwa, dla zmyłki. Musiał sobie zdawać sprawę, że sprawdzimy nabywców biletów, zwłaszcza pojedynczych. Ale w sieci mógł płacić tylko kartą, czyli plus dla nas, chociaż dopiero w przyszłości, bo najpierw musimy wytypować nazwiska potencjalnych sprawców.
Erla nie przestała marszczyć brwi. Mówiąc, zwracała się do Gudlaugura, nie do niego. Nie zaskoczyło to Huldara, bo relacje między nimi pozostawały napięte, odkąd obydwoje stanęli przed komisją dyscyplinarną, gdy Erli postawiono zarzut, że molestowała go seksualnie. Wprawdzie sprawę umorzono, ale obydwojgu pozostał niesmak. Od tamtego czasu Erla zachowywała się, jakby Huldar nie istniał. Nigdy nie patrzyła w jego kierunku, a odzywała się do niego tylko wówczas, gdy nie dało się tego uniknąć. Huldar nie miał pojęcia, czy kieruje nią obawa, że ich relacje znów zostaną niewłaściwie zinterpretowane, czy po prostu go nie znosi. On też nie najlepiej wspominał postępowanie przed tą komisją, chociaż z perspektywy czasu uważał, że się opłaciło. Uwolniło go od osobistych konsekwencji tego, że poszedł z nią do łóżka. Czułby się bardzo niezręcznie, tłumacząc jej, że ich wspólna noc była jednak pomyłką.
Erla nachmurzyła się jeszcze bardziej.
– Wiem, że bilety można kupić w sieci. Miałam na myśli listę nabywców z uwzględnieniem sprzedaży online. Ale jeśli sprawca nie jest skończonym pojebem, to zapłacił gotówką. Będziemy pracować z takim założeniem, chociaż płatności online też oczywiście sprawdzimy. Zadowolony? – Wzrok Erli wbił się w Gudlaugura, który tylko skinął głową, wijąc się na krześle. – Doskonale. Jeśli nie, możesz tu podejść i przejąć prowadzenie odprawy.
Zarechotali wszyscy oprócz Huldara. Erla nawet się nie uśmiechnęła. Sięgnęła po pilota, wybrała kolejne nagranie i znów wcisnęła „Play”.
– Tutaj wychodzi z budynku. Jak sami za chwilę zobaczycie, jest raczej mało prawdopodobne, że szukamy żywej ofiary.
Na ekranie pojawił się kolejny obraz. Tym razem patrzyli na szklane drzwi. Huldar rozpoznał wyjście ewakuacyjne używane głównie podczas przerw przez palaczy takich jak on. Mina funkcjonariusza, który wcześniej obejrzał nagrania razem z Erlą, nie wróżyła nic dobrego.
W kadr, obrócona tyłem do kamery, weszła ubrana na ciemno sylwetka, ciągnąc za kostkę bezwładne ciało Stelli. Ramiona dziewczyny wlekły się po podłodze nad jej głową, jakby obejmując wachlarz długich włosów. Podwinięty sweter odsłaniał goły brzuch i fragment stanika. Mężczyzna zatrzymał się przed wyjściem i wypuścił nogę z uchwytu, a ta opadła ciężko na podłogę. Najwyraźniej zamierzał podnieść duży stalowy pręt zabezpieczający drzwi, ale się zawahał, po czym spojrzał na Stellę.
– Chwileczkę! – krzyknął ktoś w pierwszym rzędzie. – Zobaczcie, poruszyła się!
Erla znów włączyła pauzę. Wcześniej jej twarz wydawała się ponura, ale teraz wyglądała naprawdę marnie.
– Przypuszczamy, że dziewczyna jęknęła. Może odzyskiwała przytomność, a może to były drgawki przedśmiertne. Zresztą nieważne co. Oglądajcie.
Wznowiła odtwarzanie. Wszyscy obecni wstrzymali oddech, gdy mężczyzna podszedł bliżej i trącił leżącą prawą stopą. Odsłonięty brzuch Stelli zadrżał jakby od skurczu, a palce jednej dłoni się zacisnęły. Mężczyzna rozejrzał się, lustrując otoczenie, po czym ruszył prosto do wiszącej na ścianie gaśnicy, zdjął ją z uchwytu i wrócił do dziewczyny.
– O kurwa! – Huldar miał gdzieś, że zaklął. Całą uwagę skupiał na tym, żeby nie odwrócić wzroku. Obok niego Gudlaugur zmrużył oczy, zostawiając między powiekami cieniutkie szparki, ale patrzył, jak mężczyzna podnosi ciężki cylinder i z rozmachem uderza nim w głowę swojej ofiary. Ciałem dziewczyny wstrząsnął silny spazm, potem już się nie poruszyła.
Mężczyzna otworzył drzwi, ponownie chwycił ciało za kostkę i wywlókł je na zewnątrz, gdzie przystanął na chwilę, żeby pomachać do kamery CCTV, a po chwili zniknął w śnieżycy razem ze zwłokami.
Zostały za nim otwarte drzwi i ciemna plama na podłodze.
Gudlaugur wstał od komputera i przeczesał palcami swoje jasne włosy.
– Napiję się kawy. Też chcesz? – Był blady, wręcz ziemisty, ale Huldar go za to nie winił. On sam miał za sobą wiele lat służby, ale też źle znosił brutalność i morderstwa ze szczególnym okrucieństwem. Niektórzy policjanci się uodporniali, inni nie przyzwyczajali się nigdy. Czas miał pokazać, do której z tych grup należy Gudlaugur.
– Tak, proszę. Czarną. – W zasadzie przydałoby mu się coś mocniejszego.
Gudlaugur nie ruszył się jednak z miejsca. Może on też wolałby wypić co innego.
– Myślisz, że to był przypadkowy atak?
– Sprawca prawdopodobnie ją znał, sądząc po tym, jak kazał jej prosić o wybaczenie. Ale niczego nie można przyjmować za pewnik. Może po prostu źle go obsłużyła w bufecie. – Huldar nie musiał tego wyjaśniać: Gudlaugur też widział przerażające snapy wysłane z telefonu Stelli do wszystkich, którzy ją obserwowali. Erla pokazała je członkom swojego zespołu po zakończeniu prezentacji nagrań kamer monitoringu. Na kilku krótkich filmikach Stella przepraszała, zrezygnowana i zdesperowana, choć można było tylko zgadywać za co.
Na ostatnim filmiku, którego Huldar wolałby nie oglądać, sprawca raz za razem uderzał głową Stelli w muszlę klozetową. Przez chwilę widać było dłoń trzymającą ofiarę za włosy. Na szczęście rozdzielczość była jeszcze gorsza od tej na zapisie monitoringu, ponieważ oglądali nagranie filmów odtwarzanych na wyświetlaczach telefonów komórkowych. Policja musiała skorzystać z takiej metody, bo aplikacja nie pozwalała na zapisanie snapów, które się obejrzało. Podjęto wysiłki, żeby pozyskać nagrania w pełnej rozdzielczości od właściciela komunikatora, firmy Snap Inc. Ale słaba jakość obrazu nie łagodziła przeszywających krzyków i jęków ofiary, które z każdą chwilą słabły, aż w końcu ucichły. Nie było mowy, żeby Huldar zgłosił się do oglądania oryginalnych filmów, gdy w końcu dostaną do nich dostęp.
Wcześniej niewiele wiedział o tej aplikacji. Jeśli dobrze zrozumiał wprowadzenie, którego wysłuchali, każdy snap, na przykład wiadomości wysyłane z telefonu Stelli, mógł być odtworzony dwukrotnie przez każdego odbiorcę, po obejrzeniu zaś przez wszystkich ulegał zniszczeniu, jeśli więc ktoś chciał zobaczyć otrzymaną wiadomość po raz drugi, musiał to zrobić natychmiast, ponieważ potem plik znikał na zawsze i nie istniał dosłownie żaden sposób, żeby go odzyskać, nawet gdy sprawa dotyczyła śledztwa policyjnego albo względów bezpieczeństwa państwa. Policja po prostu miała szczęście, że tak wielu obserwujących otrzymało wiadomości wysłane z telefonu Stelli. Jeszcze tej samej nocy funkcjonariusze odnaleźli kilkoro jej znajomych i tym z nich, którzy obserwowali ją na Snapie, zarekwirowali telefony. Gdyby wszyscy obserwujący Stellę odebrali wiadomości, film zniknąłby bezpowrotnie. Telefon Stelli jeszcze się nie odnalazł. Nie było po nim śladu w sieci, więc policjanci założyli, że sprawca się go pozbył. Wydawał się zbyt sprytny, żeby zatrzymać komórkę, a co dopiero ją włączać i ryzykować, że zostanie namierzony.
– Jak myślisz, co czuł jej chłopak, oglądając tę wiadomość? – Gudlaugur nadal się nie ruszył z miejsca. Najwyraźniej zapomniał o kawie.
– Chyba się załamał. Ale trudno się dziwić, że jest w szoku. – Młody człowiek był w drodze po Stellę, gdy odebrał pierwszą wiadomość. Obejrzał ją, stojąc na czerwonym świetle, i uznał za kiepski żart. Potem pomyślał, że może Stella go zdradziła i postanowiła w ten sposób przeprosić, chociaż nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego poszła w tym celu do toalety.
Gdy przyszedł ostatni snap, chłopak uznał, że to nie głupi żart ani przeprosiny. Dojeżdżał już wtedy do kina, więc zamiast tracić czas na wzywanie policji, resztę drogi przejechał jak szalony, wyskoczył z auta i zaczął się dobijać do drzwi frontowych. Ustalenia policji wskazywały, że o tej porze sprawca opuścił już budynek przez drzwi pożarowe. Potem chłopak obszedł kino, żeby poszukać innego wejścia. Znalazł otwarte drzwi, zobaczył ślady krwi i natychmiast wezwał pomoc.
Gudlaugur stanął tyłem do Huldara, żeby wyjrzeć przez okno. Nie było na co patrzeć: tylko szare niebo wiszące nad równie szarym miastem. Gruba warstwa białego puchu pozostawiona w Rejkiawiku przez wczorajszą śnieżycę zamieniała się w brązową breję pod kołami aut w porannym szczycie. Przygnębiony widokiem znów się odwrócił przodem do kolegi.
– Czym mogła sobie zasłużyć na coś takiego?
– Niczym – odpowiedział Huldar beznamiętnie. – Nic nie usprawiedliwia czegoś takiego. Miała zaledwie szesnaście lat. – O tym jednak Gudlaugur dobrze wiedział. – Ale i tak musimy ustalić motyw. Im szybciej zaczniemy analizować jej życie, tym szybciej mamy szansę się do niego dogrzebać. – Sięgnął po myszkę, gotów wrócić do pracy. Dostali za zadanie sprawdzić przeszłość ofiary. Nie był to może najciekawszy przydział, ale z całą pewnością lepszy od towarzyszenia Erli podczas rozmowy z rodzicami dziewczyny. Gdy chwilę wcześniej zauważył, że podążają w kierunku małej sali zebrań, pośpiesznie spuścił oczy. Nie on jeden. Matka Stelli przyciskała do piersi laptop swojej córki niczym tarczę, którą chciała się osłonić przed kolejnymi ciosami.
Teraz ten laptop leżał na jego biurku i czekał, aż Huldar się zapozna z jego zawartością. Jakże się różnił od służbowego sprzętu policjantów, najczęściej czarnego: biały, ozdobiony naklejanymi biedronkami. Komputer nastoletniej dziewczyny, która ledwie wyszła z okresu dzieciństwa. Rozmowa z jej rodzicami bez wątpienia była przygnębiająca. Stelli jeszcze nie odnaleziono, rodzice musieli więc mieć nadzieję, że mimo wszystko wróci do nich żywa. Jednym z przykrych faktów, które Erla musiała im uświadomić, był ten, że ich córka niemal na pewno nie żyje.
Wzrok Huldara powędrował w kierunku gabinetu Erli, który kiedyś należał do niego, choć ani przez sekundę za nim nie tęsknił. Rodzice Stelli już wyszli, a Erla stała przy szklanej ścianie z założonymi rękami i tą samą nieustępliwą miną, którą wcześniej miała podczas odprawy. Ich spojrzenia się spotkały dosłownie na ułamek sekundy, po czym zaraz czmychnęły w bok.
Gudlaugur tego nie zauważył. Wydawał się tak samo zaabsorbowany jak Huldar, choć z innego powodu. W końcu westchnął ciężko i zebrał się, żeby pójść po kawę, najpierw jednak zadał pytanie, ewidentnie nie oczekując odpowiedzi:
– Dlaczego on zabrał ze sobą jej ciało, do jasnej cholery? Próbuję znaleźć jakiś powód, ale niczego nie potrafię wymyślić.
Nie on jeden próbował.
Co wiesz o nastoletnich dziewczętach?
Żadnego cześć, hej, dzień dobry ani co u ciebie. Żadnego wstępu. Nie żeby musiał się przedstawiać. Freyja nie słyszała głosu Huldara od miesięcy, ale natychmiast rozpoznała, że to on. O wiele za szybko, żeby się czuć komfortowo, prawdę mówiąc. Typowe. Nigdy nie dostawała niespodziewanych telefonów od osób, z którymi chciałaby porozmawiać.
– Dzień dobry – wycedziła. Natychmiast jednak tego pożałowała. Dlaczego nie zmieniła głosu, żeby udać, że jest kimś innym? Mogłaby mu powiedzieć, że Freyja wróci dopiero za miesiąc. Czegokolwiek by chciał, skutkiem mogły być tylko kłopoty i emocjonalne perturbacje. Przerabiała to przecież wiele razy.
– Och, przepraszam. Cześć. Mówi Huldar. – Dał jej czas na reakcję. Gdy nie zareagowała, dodał: – Zastanawiałem się, czy mogłabyś mi pomóc. Prowadzimy sprawę nastoletniej dziewczyny i w związku z tym chciałem cię prosić o radę.
Freyja od razu wiedziała, o jaką sprawę chodzi, i wbrew sobie poczuła się zaintrygowana. Zapomniała o postanowieniu, żeby zakończyć tę rozmowę jak najszybciej. W południe podano do wiadomości, że poprzedniego wieczoru doszło do brutalnego napadu na nastoletnią dziewczynę, która następnie zniknęła z kina, gdzie pracowała dorywczo. Jak zwykle policja nie ujawniała żadnych szczegółów, głównym źródłem mediów byli więc znajomi i koledzy z klasy zaginionej nastolatki, którzy w komunikatorze odebrali wiadomość zawierającą sfilmowany telefonem napad na koleżankę.
Choć w publikacjach prasowych ograniczono się do ogólników, można było z nich wywnioskować, że nie są to nagrania dla ludzi o słabych nerwach. Ci, którzy je widzieli, najwyraźniej doznali szoku. Podobnie jak cała reszta opinii publicznej Freyja chciała więc się dowiedzieć czegoś więcej. Nie kierowała nią jednak niezdrowa potrzeba rozpamiętywania makabrycznych szczegółów, lecz troska o los uprowadzonej dziewczyny i chęć poznania motywacji sprawcy. Choć oczywiście naiwnością byłoby przekonanie, że kiedykolwiek zdoła ją zrozumieć, bo nic nie usprawiedliwia tak potwornego ataku.
– Chodzi o napad na tę dziewczynę?
– Tak. – Usłyszała, że Huldar robi głęboki wdech. – Nie muszę ci mówić, jak ważne jest teraz odnalezienie dziewczynki i schwytanie sprawcy. Czy mogłabyś się pojawić na komendzie? Im szybciej, tym lepiej.
Choć bardzo by chciała, nie mogła odpowiedzieć twierdząco. Jej mały, sfatygowany stół kuchenny był zawalony podręcznikami i kartkami papieru świadczącymi o nieudanych próbach rozwiązania zadań z matematyki, które miała oddać w środę. Jeszcze zanim zadzwonił telefon, musiała przyjąć do wiadomości, że ilekroć próbuje się z nimi zmierzyć, rezultat jest taki sam: gąszcz cyfr i symboli, które nijak nie chcą do siebie pasować. Decyzja, żeby przejść na pół etatu w Izbie Dziecka i rozpocząć studia podyplomowe z zarządzania, okazała się koszmarną pomyłką. Zajęcia ani się nie przyczyniły do zażegnania jej kryzysu egzystencjalnego, ani nie polepszyły jej życia. Jeśli w ogóle coś zmieniły, to na gorsze.
– Mam dzień wolny.
– Wiem. Najpierw zwróciłem się do Agencji Ochrony Dzieci z pytaniem, czy mogą cię do nas oddelegować, ale odesłali mnie do Izby Dziecka, a tam dyrektorka powiedziała, że jesteś w domu, ale mogę dzwonić, bo dzień wolny odbierzesz sobie później.
– Naprawdę? – Freyja poczuła się zakłopotana. Jej prośba o przejście na pół etatu nie spodobała się kierownictwu. Ewidentnie niechętna temu dyrektorka rzucała jej różne kłody pod nogi, utrudniając łączenie pracy ze studiami. – Tak powiedziała?
– Zgadza się. Po tym, jak zaproponowała mi kilka innych osób. Ale odmówiłem. Powiedziałem, że chcę ciebie. To znaczy do tej sprawy – dodał pośpiesznie.
Freyja zmagała się z dwiema skrajnymi emocjami. Z jednej strony z zadowoleniem przyjęła informację, że w rozmowie z dyrektorką Huldar dał jej pierwszeństwo przed kolegami, z drugiej jednak była poirytowana, bo najwyraźniej nie dotarł do niego komunikat, żeby przestał się za nią uganiać, i to mimo gorzkich doświadczeń, które jasno pokazywały, że nie mogą być razem. Poznali się w klubie, wylądowali ze sobą w łóżku i obydwojgu było dobrze, ale potem on wszystko zepsuł, zmywając się o poranku. Cała historia powinna była się wtedy zakończyć, jednak w kolejnych miesiącach ciągle się spotykali służbowo, ponieważ ona pracowała w Izbie Dziecka, a on w policji. Na początku bardzo ją to krępowało, później już tylko wywoływało irytację. Bo Huldar był naprawdę wkurzający. Najpierw sprawiał wrażenie, jakby chciał odnowić ich prywatne kontakty, po czym, gdy Freyja nie wskoczyła natychmiast do jego łóżka, nie potrafił oprzeć się pokusie i przeleciał inną.
Huldar oznaczał złe wiadomości, najprościej rzecz ujmując. Szkoda, że był taki atrakcyjny, chociaż nosił się niechlujnie, no i taki dobry w łóżku. Ale to nie wystarczyło. Niestety, musiała się z tym pogodzić: to niewłaściwy facet we właściwym ciele.
W tej chwili jednak dawał jej pretekst, żeby mogła oderwać się od matematycznej niedoli.
– Jeśli przyjdę, co miałabym robić?
– Towarzyszyć mi podczas przesłuchania kilku nastolatek, które znały ofiarę. Szkoła uznała, że lepiej będzie, jeśli one przyjdą do nas, a nie odwrotnie. Rodzice wyrazili zgodę, ale postawili warunek, że rozmowa musi się odbyć w obecności przedstawiciela opieki społecznej, który dopilnuje, żebyśmy nie przekroczyli granicy. Dziwne żądanie, ponieważ te dziewczynki nie mają statusu podejrzanych. W zasadzie to czysta formalność. W każdym razie czułbym się pewniej, gdybym miał ze sobą kogoś, kto rozumie dziewczynki w tym wieku. Nie wiem nawet, czy nastolatki trzeba traktować tak samo jak młodsze dzieci. Chodzi mi przede wszystkim o to, czy pytania mogą wpłynąć na treść udzielanych odpowiedzi. Bo nie powinno się tak stać. Im szybciej ustalimy, jakie naprawdę było życie Stelli, tym lepiej. Przypuszczamy, że znała napastnika.
– Dlaczego mówisz o niej w czasie przeszłym? Nie żyje?
– Nic tego nie potwierdza.
Freyja zauważyła, że Huldar unika konkretnej odpowiedzi, to zaś nie wróżyło dobrze.
– Mogę być za pół godziny. – Jeszcze nie wybrzmiały te słowa, gdy jej wzrok padł na Molly, która leżała na podłodze w kuchni, pilnując swojej miski. Nie miała przed kim, ale gdyby ktokolwiek okazał się kiedyś na tyle nieostrożny, by ukraść jej jedzenie, raczej marnie by skończył. Trudno byłoby znaleźć psa większego i groźniejszego od Molly. Gdy wyprowadzała zwierzaka, widziała, że właściciele mniejszych psów zatrzymują się i rozmawiają ze sobą, ona jednak zawsze musiała spacerować samotnie. Z drugiej strony odstraszający efekt w pełni pasował faktycznemu właścicielowi, Baldurowi, czyli bratu Freyi, który odsiadywał karę więzienia. Sprawowanie opieki nad Molly należało do licznych minusów przebywania w małym, paskudnym mieszkanku Baldura, ale wszystkie je z nawiązką równoważyły korzyści, z których najważniejszą był dach nad głową. Inaczej musiałaby chyba sypiać na ławce w parku. Bezprecedensowy wzrost liczby turystów spowodował chroniczny brak mieszkań w Rejkiawiku i nic nie wskazywało na to, żeby w najbliższym czasie sytuacja miała się polepszyć. Wyrok Baldura zbliżał się do końca, będzie więc musiała poszukać czegoś swojego, ale na szczęście miała jeszcze kilka miesięcy, aby się tym zająć.
Molly zamknęła oczy i odwróciła się nadąsana. Najwyraźniej zinterpretowała ton głosu Freyi jako odwołanie obiecanego spaceru. Freyję przygniotło znajome poczucie winy. Mając suczkę, wciąż przekonana była, że zaniedbuje swoje obowiązki, bo powinna częściej ją wyprowadzać, dawać jej lepsze jedzenie i tak dalej. Ale to przekonanie wynikało raczej z sympatii, bo chociaż jej relacja z Molly nie była idealna, to jednak Freyja dbała o swoją podopieczną.
– Chociaż nie, nie uda mi się wcześniej niż za godzinę. W porządku?
Nastolatki nijak nie pasowały do komendy policji. Pięć dziewczynek wyglądało tak podobnie, że Freyja niemal natychmiast zapomniała ich imiona. Wszystkie miały długie jasne włosy, wielkie niebieskie oczy, mocno pomalowane rzęsy i nienaturalnie czarne brwi. Na dodatek były identycznie ubrane: w ciemne obcisłe dżinsy, białe buty sportowe i krótkie kurtki w podobnych kolorach. Wszystkie trzymały ręce w kieszeniach kurtek i – jakby tego było mało – nosiły dokładnie takie same szale owinięte wokół chłopięco kościstych ciał z ledwie zaznaczoną krągłością bioder. Freyja wiedziała, że dziewczynki balansują na krawędzi dzieciństwa i to ostatni rok, gdy wyglądają jednakowo: jesienią pójdą do szkoły średniej i zaczną kształtować własne gusty. Ale ten etap nie będzie dany Stelli. Jeśli Huldar się nie mylił co do jej losu, miała na zawsze pozostać nastolatką we wspomnieniach rodziny i znajomych.
Po przybyciu do komendy Freyja została poinformowana o znanych policji szczegółach, nie dowiedziała się jednak wiele więcej ponad to, co można było znaleźć w sieci. Nowe były dla niej tylko informacje, że zdaniem policji Stella już nie żyła oraz że kamery monitoringu zarejestrowały, jak sprawca wywleka jej ciało z kina. Huldar poprosił, żeby zachowała tę wiedzę dla siebie, i zadowolił się skinieniem głowy jako gwarancją. Już wcześniej pracowali razem na podobnych warunkach, wiedział więc, że może jej ufać.
– No to zacznijmy – oznajmił Huldar, gdy Freyja i Gudlaugur zajęli miejsca po jego obydwu stronach, a pięć dziewcząt usiadło rzędem po przeciwnej stronie stołu w sali konferencyjnej. Ścieśniły swoje krzesła jak najbardziej się dało, niemal jakby chciały siedzieć sobie na kolanach.
Freyja dyskretnie zlustrowała Huldara. Wyglądał dobrze, znacznie lepiej niż ostatnim razem, gdy go widziała. Niemal zupełnie pozbył się cieni pod oczami, nie zapomniał się ogolić i niedawno ostrzygł włosy. Miał też świetną sylwetkę. Szkoda, że był takim idiotą. Freyja cieszyła się, że po spacerze z Molly zdążyła nałożyć makijaż. Wściekłaby się, siedząc obok niego ze świadomością, że wygląda gorzej niż on. A tak prezentowali się równie atrakcyjnie.
– Czy wszystkie dostałyście snapy od Stelli wczoraj wieczorem?
Trzy z nich skinęły głowami, jedna powiedziała tak, a jedna podniosła rękę, po czym szybko ją opuściła, gdy zdała sobie sprawę, że zrobiła to tylko ona.
– Rozumiem, że wszystkie. – Huldar przesunął notatnik i długopis w stronę Gudlaugura. – Czy mógłbyś robić notatki? – Gudlaugur skinął głową i zaraz coś zapisał. Huldar ponownie zwrócił się do dziewczynek. – Które z was je obejrzały?
Tym razem dziewczęta nie odpowiadały tak chętnie. Spoglądały po sobie, albo będąc zbyt nieśmiałe, żeby przejąć inicjatywę, albo próbując się skonsultować.
– Chciałbym usłyszeć odpowiedź. Czy widziałyście te filmy? – Huldar pochylił się nad stołem, uśmiechając się blado.
Dziewczynka siedząca pośrodku odpowiedziała pierwsza.
– Ja widziałam. – Chociaż była najodważniejsza z całej piątki, jej głos ledwie się różnił od szeptu. Zupełnie jakby się przyznawała do oglądania pornografii.
Huldar popatrzył na pozostałe dziewczynki i zapytał ponownie:
– A wy? Oglądałyście czy nie?
Jedna po drugiej mruknęły, że tak, po czym znów się odezwała ta, która odpowiedziała jako pierwsza.
– Nie wiedziałam, co to jest. Stella ciągle wysyłała snapy. Gdybym wiedziała, za nic nie chciałabym ich oglądać.
– Czyli obejrzałaś tylko ten pierwszy? – Freyja znała odpowiedź na to pytanie. Huldar i Gudlaugur uprzedzili ją wcześniej, że dziewczynki obejrzały wszystkie snapy, co do jednego. Jako najlepsze przyjaciółki Stelli znalazły się wśród tych, z którymi policja skontaktowała się najpierw, próbując pozyskać telefony, na których jeszcze nie odtworzono filmów przesłanych z telefonu dziewczyny. Ale funkcjonariusze się spóźnili, ponieważ ta, która odtworzyła wszystkie snapy, natychmiast zatelefonowała z informacją do pozostałych.
– Nie. To znaczy… Nie. – Dziewczynka opuściła wzrok i wpatrywała się w blat stołu. – Obejrzałam wszystkie. Najpierw pomyślałam, że to żart, i czekałam na następne. Potem zrozumiałam, że nagrania są poważne, ale nie mogłam się powstrzymać. Chciałam wiedzieć, co się stanie dalej.
– A reszta z was? Tak samo?
Wszystkie cztery skinęły głowami, popatrując jednak w stronę tej pośrodku, którą Freyja początkowo uznała za ich liderkę. Ale gdy zauważyła, jak niepewnie dziewczynka się czuje w tej roli, Freyja doszła do wniosku, że to Stella musiała być ich królową. Dziewczynka pośrodku zapewne miała z nią najlepsze kontakty, dlatego pozostałe uznały, że powinna przejąć jej rolę.
– Nie zrobiłyście niczego złego. – Huldar znów usiadł prosto. – Nie jesteście tutaj dlatego, że obejrzałyście te filmiki. Zaprosiliśmy was, ponieważ mamy nadzieję, że możecie nam pomóc odnaleźć osobę, która skrzywdziła waszą koleżankę. W porządku?
Wszystkie zgodnie przytaknęły, a Huldar kontynuował:
– Czy przychodzi wam na myśl ktokolwiek, kto mógłby mieć uraz do Stelli? – Tym razem jednomyślnie pokręciły głowami. – Na pewno? Może jakiś chłopak albo ktoś dorosły?
– Stella ma chłopaka. Jest starszy od niej. Ma prawo jazdy i samochód – odezwała się znów ta pośrodku, dając pozostałym powód do potakiwania.
– Mówisz o Hördurze? Hördurze Kristóferssonie?
– Nie wiem. Mówi na niego Höddi. Jeszcze mi nie pozwoliła się z nim spotkać. Widziałam go tylko na zdjęciu. Ale był ucięty w połowie. – Dziewczynka się skrzywiła. – Stella mówi, że koleś nie lubi się fotografować. Może jest trochę, no wie pan, stuknięty. – Jej oczy nagle się rozszerzyły. – To był on?
– Nie. Höddi nie jest podejrzany. A ktoś inny, jeszcze starszy niż on? Niekoniecznie chłopak. Może interesował się nią jakiś mężczyzna? Przesyłał jej wiadomości? Wiecie o kimś takim?
Znów wszystkie zaprzeczyły ruchem głowy.
– Czy Stella powiedziałaby wam, gdyby tak było?
Dziewczynki się zawahały. Wymieniły ukradkowe spojrzenia i spuściły wzrok.
– Tak czy nie? Czy rozmawiała z którąś z was o sprawach prywatnych?
– Jasne. Ze mną. – Dziewczynka pośrodku usiadła prosto. Freyja z zadowoleniem stwierdziła, że miała rację. – Ale nigdy nie wspominała o czymś w tym stylu. Zresztą my bardzo uważamy na zaproszenia od obcych mężczyzn na Facebooku. Stella też. Bo wie pan, to mogą być pedofile. Gdyby miała jakiegoś stalkera, toby mi powiedziała. Słowo.
– Jesteś tego całkiem pewna? Nie pozwoliła ci poznać swojego chłopaka. Może więc także inne rzeczy trzymała przed tobą w tajemnicy? – Głos Huldara był chłodny.
Dziewczynka rzuciła mu wściekłe spojrzenie, nieświadomie zapowiadając, jaka będzie, gdy dorośnie.
– Ona chciała mi pokazać Höddiego. Ale była zajęta. Ciągle pracowała w tym kinie.
– No dobrze. – Huldar zmienił temat. – Przejrzałem komputer Stelli. – Dziewczynki zrobiły wielkie oczy i wstrzymały oddech. Złość na twarzy tej pośrodku ustąpiła miejsca przerażeniu. Freyja szturchnęła Huldara pod stołem, na wypadek gdyby przeoczył tę reakcję. Wiedziała z doświadczenia, że interpretowanie uczuć innych ludzi nie jest jego mocną stroną. – Jak myślicie, co tam znalazłem?
Dziewczynki wpatrywały się w niego osłupiałym wzrokiem. Huldar znów się uśmiechnął.
– Nic. – Ramiona dziewczynek się rozluźniły. Huldar kontynuował: – W każdym razie nic ciekawego. Niedokończoną pracę domową. Dużo zdjęć, w większości selfie. Nielegalnie ściągniętą muzykę i filmy. Wy pewnie też ściągacie?
Zaczerwieniły się, jedna po drugiej mrucząc „nie”.
– To dobrze. – Spojrzenie Huldara omiotło ich twarze. – Ale widząc wasze reakcje, dochodzę do wniosku, że powinienem przejrzeć ten komputer jeszcze raz, bo najwyraźniej coś przeoczyłem. Może mi zasugerujecie, czego mam szukać? Albo powiecie wprost?
Żadna się nie odezwała. Ich strach był oczywisty. Wyczuwając, że się nie otworzą, Huldar zmienił taktykę i zaczął je bombardować pytaniami o szczegóły z życia Stelli: jaką była osobą, co lubiła, a czego nie, co robiła po szkole, z jakimi jeszcze dziewczętami i chłopcami się przyjaźniła. Krok po kroku dziewczynki zrobiły się bardziej rozmowne.
O ile Freyja potrafiła ocenić, na jaw nie wyszło jednak nic interesującego. Wyglądało na to, że Stella była wyjątkowo nudną, choć popularną wśród rówieśników nastolatką, która interesowała się muzyką pop, celebrytami, chłopcami, makijażem i modą. Im więcej koleżanki o niej mówiły, tym bardziej Freyja się skłaniała ku opinii, że Stella była głupia i płytka. Chociaż może taka opinia ją krzywdziła, może dojrzałaby i wyrosła na wartościową kobietę.
Gdy odpowiedzi zaczęły się powtarzać, Huldar przeszedł do pytań o weekend, chcąc ustalić, kiedy ostatni raz widziały Stellę. Okazało się, że żadna z nich nie spotkała jej, odkąd pożegnały się w piątek po szkole. Dziewczyna siedząca pośrodku rozmawiała z nią przez telefon i online, ale Stella nie chciała się spotkać, ponieważ pracowała w kinie w piątek wieczorem, całą sobotę i w niedzielę od południa do wieczora, gdy nastąpił atak. Narzekała na włosy, dlatego nie chciała nigdzie iść w sobotę wieczorem. Żadnych informacji, które mogłyby naprowadzić policję na jakiś trop.
Mniej więcej godzinę po tym, jak weszli do sali konferencyjnej, Huldar zakończył przesłuchanie. Dziewczynkom wyraźnie ulżyło. Zapięły kurtki, wsunęły ręce do kieszeni i pośpiesznie wyszły. Huldar, Gudlaugur i Freyja obserwowali przez okno, jak po wyjściu z budynku stanęły w ciasnym kółku, najwyraźniej zaciekle się o coś spierając. Po chwili zaczęły się rozglądać, a jedna szybko omiotła wzrokiem fasadę komendy. Freyja i Gudlaugur odskoczyli od okna, ale Huldar stał w miejscu, a nawet pomachał jej ręką z chłodnym uśmiechem.
Potem się odwrócił.
– Jak myślicie, co ukrywają?
Freyja pokręciła głową.
– Kto wie? Na przykład starszego chłopaka. Powinieneś też wziąć pod uwagę możliwość, że Stella uprawiała seks za pieniądze. To dość powszechne zjawisko, jak zapewne wiesz. Ich reakcje świadczą, że to coś złego, ale pamiętaj, że coś, co im się wydaje złe, nam może się wydać trywialne, zwłaszcza w tych okolicznościach. Ale najbardziej uderzyło mnie coś innego.
– Co? – Huldar patrzył na nią uważnie.
– Nie upłynęło nawet dwadzieścia godzin, odkąd coś tak potwornego przydarzyło się ich przyjaciółce, a mimo to żadna z nich nie przejawiała najmniejszych oznak smutku. Żadna nie miała podkrążonych oczu. Po żadnej nie było widać, że płakała.
Freyja wypiła duży łyk i poczuła się trochę lepiej. Kawa smakowała nawet nieźle, chociaż nieudolny barista tak zrobił liść z mlecznej pianki, że wyglądał trochę jak choinka narysowana przez dziecko przed Bożym Narodzeniem. Freyja rzadko bywała w tej kawiarni. Teraz wstąpiła po drodze z komendy policji, bo pilnie potrzebowała kofeiny. Gdy dziewczynki wyszły, Huldar pokazał jej snapy i zapis monitoringu. Oglądając, poczuła mdłości. Zrozumiała, dlaczego Huldar wcześniej mówił o Stelli w czasie przeszłym, ale nie potrafiła odczytać motywacji napastnika ani zinterpretować jego zachowania. Mogła tylko stwierdzić, że to wyjątkowo brutalny osobnik, co Huldar doskonale wiedział i bez niej.
Spotkanie twarzą w twarz z Erlą tuż przed wyjściem nie poprawiło jej nastroju. Erla spojrzała na nią tak, że większość ludzi na jej miejscu przyśpieszyłaby kroku, ale Freyja zareagowała wystudiowaną nonszalancją, szerokim uśmiechem i przyjacielskim powitaniem. Uzyskała zamierzony efekt. Twarz Erli pociemniała i Freyja nie zazdrościła Huldarowi, którego Erla wezwała do siebie wściekłym szczeknięciem, gdy tylko Freyja ruszyła dalej. Chociaż po tym krótkim spotkaniu pozostał jej niesmak, to przynajmniej mogła uznać, że wygrała kolejną bitwę w wojnie, którą między sobą toczyły, choć Freyja nadal nie miała pojęcia dlaczego. Erla okazywała jej niechęć od pierwszego spotkania, Freyja zaś nie pozostawała jej dłużna. Czy to nie ironia losu, że dwoje ludzi, którzy doprowadzali ją do wściekłości, pracuje w tym samym miejscu? W sumie to nic dziwnego, że Huldar i Erla poszli ze sobą do łóżka, chociaż Freyja nawet nie chciała sobie wyobrażać, jakie byłoby potomstwo tych dwojga, gdyby się zdecydowali na dzieci.
Freyja musiała jednak szczerze przyznać sama przed sobą, że łaknienie kofeiny nie było tylko skutkiem spotkania z Erlą i obejrzenia tych przerażających nagrań. Przesłuchanie nastoletnich dziewcząt obudziło duchy jej własnej przeszłości. Sięgnęła po filiżankę, ale się okazało, że jest już prawie pusta. Odchylając głowę do tyłu, wysączyła kilka ostatnich kropel. Dla niej smak kawy był smakiem dorosłości. Przypominał jej, że może decydować o swoim życiu, bo osiągnęła pełnoletność i cokolwiek się stanie, nigdy już dzieckiem nie będzie.
Spodek brzęknął, gdy odłożyła dużą filiżankę z niezamierzonym impetem. Nie lubiła rozpamiętywać przeszłości. Nic dobrego z tego nie wynikało. Ona i jej brat Baldur odebrali niekonwencjonalne wychowanie od bogobojnych dziadków ze strony matki, przez co zachowali niewiele radosnych wspomnień z dzieciństwa, jeśli nie liczyć tych związanych ze sobą nawzajem. Freyi było szczególnie ciężko jako nastolatce. Nie tyle z powodu braku pieniędzy, ile staroświeckich poglądów dziadków na wychowywanie dzieci. Zasady, którymi ona i Baldur musieli się kierować, mogłyby równie dobrze dotyczyć dzieci Mojżesza. Oczywiście nie kazano jej chodzić w habicie ani sandałach, ale w ubraniach, które były zdecydowanie niemodne w porównaniu do tych noszonych przez inne dziewczynki w jej wieku. Nawet kanapki, które dostawała do szkoły, różniły się od śniadań innych uczniów.
Nic dziwnego, że nie pasowała do reszty, skoro dziadkowie zakazywali jej posiadania tych samych zabawek i ubrań oraz uczestniczenia w tych samych zajęciach. W konsekwencji nie miała szans, żeby się zadawać z najpopularniejszymi dziewczętami – podobnymi do koleżanek Stelli. Z drugiej strony miała wiele okazji, żeby obserwować takie kliki z zewnątrz, dzięki czemu nabrała wprawy i teraz umiała z łatwością zidentyfikować liderkę, jej zastępczynię oraz tę, której groziło usunięcie z grupy, dlatego żyła w ciągłym strachu, że powie albo zrobi coś, przez co ostatecznie zostanie na lodzie. Freyja umiała też wskazać, które dziewczynki były tylko tłem dla ważniejszych od siebie, śmiały się zawsze wtedy, kiedy trzeba, i nigdy nie przepuszczały okazji, żeby pochlebić tym ważniejszym.
To jednak ani trochę nie przybliżało jej do ustalenia, co koleżanki Stelli mogły ukrywać.
Kelner zabrał opróżnioną filiżankę i zapytał, czy Freyja chce zamówić kolejną kawę. Chociaż mogłaby wypić nawet dwie, podziękowała i poprosiła o rachunek.
Ponieważ kawiarnia pękała w szwach i jedyne wolne miejsce znalazła na samym końcu sali, teraz musiała się przecisnąć między stolikami, żeby dotrzeć do wyjścia. Zauważyła po drodze, że niemal wszyscy klienci oprócz niej to obcokrajowcy. Mapy rozłożone na stolikach, plecaki zwisające za oparciami krzeseł i wyposażenie turystyczne lepsze od tego, z którego korzystałby przeciętny Islandczyk. Przyśpieszyła kroku, bojąc się, że ktoś ją zapyta, skąd jest, albo stwierdzi, że chciałby sobie zrobić z nią zdjęcie, nie daj Boże podczas okrzyku wojennego wikingów.
Na zewnątrz niebo było tak samo beznadziejnie szare jak przedtem, no ale nie spędziła w kawiarni wiele czasu. Ciaśniej się otuliła kurtką, żałując, że nie ma szalika, jak koleżanki Stelli. W samochodzie też by się jej przydał. Znów przestało działać ogrzewanie, ale naprawiała je już dwukrotnie, by wreszcie dojść do wniosku, że kolejna wizyta w warsztacie byłaby wyrzucaniem pieniędzy w błoto.
Telefon zadzwonił, gdy szła. Dyrektorka Izby Dziecka przekazała jej, że na kilka najbliższych dni oddaje ją do dyspozycji policji. Freyja aż przystanęła. Dyrektorka oznajmiła, że do końca tygodnia Freyja nie musi się pojawiać w pracy. Policja potrzebowała psychologa dziecięcego do czynności wobec małoletnich w związku ze zniknięciem nastoletniej dziewczynki, Freyja zaś była oczywistą kandydatką, ponieważ uczestniczyła już w jednym przesłuchaniu, a policja wolałaby nie udostępniać poufnych informacji kolejnej osobie. Freyja uznała to za całkiem prawdopodobne, choć czuła, że Huldar maczał w tym palce. Niestety jej prośby o wyznaczenie kogoś innego trafiały w próżnię. Nie pomógł argument, że musi się uczyć i chodzić na zajęcia. Zanim dyrektorka się rozłączyła, Freyja usłyszała, że do końca tygodnia ma być gotowa na każde wezwanie policji.
Zanim dotarła do samochodu, jej złość prawie całkiem minęła. W sumie nie skończyło się tak źle. Pójdzie na zajęcia, tylko musi mieć na wierzchu telefon i w razie gdyby została wezwana, się wymknąć. Czas, którego nie zajmie jej policja, będzie mogła poświęcić na naukę, co nie byłoby możliwe w Izbie Dziecka, gdzie praca wymagała bezwzględnego skupienia. Może więc zdoła nadrobić trochę zaległości. Na początek pójdzie do domu i zabierze się za te zadania z matematyki.
Ale jej plany legły w gruzach, zanim jeszcze zdążyły się skrystalizować, bo znów się odezwał jej telefon. Tym razem dzwonił Huldar z pytaniem, czy zdążyła odejść daleko od komendy, ponieważ znów jest potrzebna. Nie potrafił ukryć zadowolenia.
Młodzież stłoczyła się w kilku rzędach na samym końcu audytorium, jakby oczekiwała, że ze sceny buchną na nią płomienie. Najwyraźniej nic się nie zmieniło od szkolnych lat Freyi: nadal celem było usiąść jak najdalej od dorosłych. Tylko kilka pojedynczych osób zajęło miejsca bliżej frontu, przeważnie dorośli, zapewne nauczyciele, oraz czworo uczniów, dwaj chłopcy – jeden otyły, a drugi na tyle rachityczny, że wyglądał, jakby się przypadkowo zaplątał z pobliskiej szkoły podstawowej – i dwie dziewczyny, które dla odmiany wyglądały całkiem zwyczajnie, z brązowymi włosami związanymi w kucyk i ramionami przygarbionymi jak u piłkarza, który właśnie strzelił samobójczą bramkę podczas finałowego meczu. Wszyscy czworo mieli spuszczony wzrok i wyglądali, jakby się bali nawet oddychać. Freyja znała tę postawę, ponieważ sama nie siadała prosto, dopóki nie zaczęła studiów. Aż dziwne, że nie dostała garbu.
Huldar pochylił się i mruknął:
– Miej oko na dzieciaki. Jeśli zauważysz coś interesującego, daj mi znak. Potem porozmawiamy z tymi, których wypatrzysz.
Freyja potwierdziła skinieniem głowy, błądząc wzrokiem po twarzach nastolatków. Ona, Huldar i Gudlaugur stali pod ścianą szkolnego audytorium. Gdy siedziała w kawiarni, obydwaj przebrali się w mundury, zapewne dla podkreślenia powagi sytuacji. Zajmujący miejsca uczniowie zerkali na dwóch funkcjonariuszy, najczęściej reagując zdziwieniem. Nikt nie stanął jak wryty ani nie uciekał wzrokiem, ale przecież niemal zerowe było prawdopodobieństwo, że zabójca znajduje się wśród nich. Z nagrań wideo wynikało, że policja szuka dorosłego mężczyzny, nie tyczkowatego wyrostka.
Na scenie dyrektorka szkoły postukała w mikrofon. Jej pierwsze słowa zagłuszył przeraźliwy pisk. Odsunęła się trochę od mikrofonu i zaczęła ponownie, ponurym głosem mówiąc zebranym uczniom to, co i tak już wiedzieli: że zebrali się tutaj w związku ze sprawą Stelli. Później podziękowała zebranym za obecność poza godzinami lekcji, a przewodniczącemu samorządu uczniowskiego za pomysł zebrania.
Freyja oderwała wzrok od sceny, chcąc sprawdzić reakcję uczniów. Większość z nich pochylała się do przodu, żeby nie uronić ani słowa. Tylko w jednym albo dwóch miejscach zauważyła błękitną poświatę wyświetlacza telefonu komórkowego.
– Jesteśmy świadomi, że wielu z was, może nawet większość, otrzymało wiadomości z telefonu Stelli, które zdaniem policji zostały wysłane przez napastnika. Niektórzy odtworzyli część, inni wszystkie nagrania w tych wiadomościach. Tego oczywiście nie da się zmienić, ale zachęcam uczniów, którzy jeszcze nie obejrzeli przesłanych filmów, żeby tego nie robili. Oglądając je teraz, gdy już wiecie, co zawierają, zrobicie dokładnie to, czego chciał napastnik. I nie przyniesie wam to nic dobrego. Chcę przypomnieć wszystkim, bez względu na to, czy odebraliście te wiadomości, że nie pochodziły one od samej Stelli, nie mają więc nic wspólnego z uczennicą, którą wszyscy znamy, a ponieważ w najbliższych dniach często będziecie o niej myśleć, niech to będą myśli o koleżance ze szkoły. Takiego jej obrazu się trzymajcie, spróbujcie zapomnieć o treści nagrań. Policja już je ma, nie pomożecie więc w śledztwie, jeśli je obejrzycie.
Nie do końca miała rację. Z tego, co Huldar przekazał Freyi, zamierzał pytać uczniów, czy te nagrania z czymkolwiek im się kojarzą, nie była więc zaskoczona miną, z jaką teraz przyjął słowa dyrektorki. Uczniowie też zauważyli ten grymas, bo gdy padła wzmianka o policji, niemal wszyscy spojrzeli na niego i Gudlaugura. Tak ich rozbawił, że przestali zwracać uwagę na kierowaną do nich przemowę.
– Wiem, że do niektórych z was odezwali się dziennikarze. Wychowawcy już wam o tym mówili, ale chcę jeszcze raz podkreślić, że nikomu nie wolno rozmawiać z mediami. Jeśli wiecie o czymś, co waszym zdaniem się wiąże z tą sprawą, powinniście rozmawiać z policją. Pod żadnym pozorem nie możecie udzielać wywiadów. Czy to jasne?
Uczniowie mruknęli „Tak”, ale czy ich obietnica miała jakiekolwiek znaczenie, to już inna sprawa. Byli tylko dziećmi, a dziennikarze doskonale potrafili wydobywać informacje od swoich rozmówców. Nie było jednak pewne, czy jeszcze spróbują, ponieważ to źródło wyczerpali do cna. Drastyczne opisy nagrań i wypowiedzi uczniów wisiały na każdym chyba internetowym portalu informacyjnym. Jutro dziennikarze zaczną się domagać nowych informacji od policji.
Dziewczyna w tylnym rzędzie podniosła rękę i machała nią w powietrzu, żeby zwrócić na siebie uwagę dyrektorki, która nie wydawała się zadowolona z tej przerwy.
– Policja zabrała mój telefon. Telefon Björga też. Kiedy je odzyskamy? Życie bez telefonu to koszmar. Czy to nie jest sprzeczne z prawem?
Spojrzenie dyrektorki przeniosło się na Huldara i Gudlaugura.
– O terminie zwrotu zadecyduje policja. Ale nie wydaje mi się, żeby przetrzymywali telefony dłużej, niż to będzie konieczne. Rozumiem, że to niedogodne dla ciebie i Björga, ale zarekwirowanie czyjegoś telefonu nie jest niezgodne z prawem.
Dziewczyna opadła na krzesło z nadąsaną miną. Dyrektorka kontynuowała wyliczanie zalet Stelli i podkreślała, jak bardzo niezrozumiałe i niesprawiedliwe jest to, że dziewczynka padła ofiarą brutalnego przestępcy. Przypomniała uczniom, żeby dbali o własne bezpieczeństwo oraz uważali na siebie nawzajem, po czym wyraziła głęboką nadzieję, że Stella wróci do nich cała i zdrowa. Gdy to powiedziała, jedna z dwóch dziewcząt siedzących z przodu sali podniosła głowę i po raz pierwszy spojrzała na scenę. Miała zaciętą minę, jakby niezbyt ją obchodził los Stelli. Po chwili znów spuściła wzrok nieświadoma, że ktoś ją obserwuje. Freyja odniosła wrażenie, że dziewczynka się uśmiecha. Szturchnęła Huldara, chcąc dyskretnie zwrócić jego uwagę na to zachowanie, on jednak nie miał czasu zareagować, ponieważ w tej samej chwili dyrektorka szkoły poprosiła go do siebie.
Huldar wszedł na scenę, ale uwagę młodych ludzi przykuło coś innego. Trącali się nawzajem, coś sobie przekazując, a wzdłuż rzędów siedzeń rozbłysnęła błękitna poświata smartfonów. Po chwili w wyświetlacze wpatrywali się wszyscy oprócz czworga uczniów z przodu.
Huldar zauważył, że stracił zainteresowanie publiczności. Stał w milczeniu, obserwując, jak młodzi ludzie jedno po drugim odrywają wzrok od telefonów. Wreszcie jeden chłopiec nieśmiało podniósł rękę, najwyraźniej niepewny, czy powinien się zgłosić. Huldar zachęcił go skinieniem głowy.
– Yyy… Właśnie dostaliśmy snapa? – Podniósł smartfon wyświetlaczem w stronę Huldara, jakby uważał, że ten dostrzeże coś z drugiego końca audytorium. – Od Stelli.
Przez moment, wbrew faktom, Freyja miała nadzieję, że Stella żyje, i nie była w tej chwilowej nadziei odosobniona. Ale nie wszyscy podzielali to odczucie. Dziewczynka, która wcześniej zdawała się uśmiechać, szybko zerknęła przez ramię.
Rozczarowania na jej twarzy nie dało się przeoczyć.
Jej sposób chodzenia był znajomy. Spuszczony wzrok, kurtka owinięta ciasno wokół piersi, długie kroki stawiane tak szybko, że prawie biegła. Wszystko po to, żeby jak najprędzej się zmyć, nie zwracając na siebie uwagi. Mnie tu nie ma. Freyja też tak chodziła jako nastolatka. Gdyby ktoś kazał jej opisać szkolne korytarze, miałaby poważny problem, bo zawsze trzymała spuszczoną głowę. Ten, kto powiesił na tablicy informacyjnej ogłoszenie o pomocy dla ofiar agresji rówieśników, powinien raczej przykleić je do podłogi. Mimo to jeden z numerów telefonu na dole ogłoszenia został oderwany. Najwidoczniej któryś uczeń uniósł wzrok nad podłogę na tyle, by je dostrzec.
Freyja przypomniała sobie, że nie wolno jej przenosić własnych doświadczeń na obcą osobę. Przecież nie wie, czy za zachowaniem tej dziewczyny nie stoją inne powody. Może z natury jest introwertyczna albo podatna na depresję, ma zespół Aspergera albo cierpi na inne zaburzenie rozwoju. Freyja miała nadzieję się tego dowiedzieć, jak tylko dogoni dziewczynkę. Dwaj chłopcy zatrzymali się nagle, żeby coś sprawdzić w smartfonie, i Freyja omal na nich nie wpadła. Musiała ich ominąć, dlatego odstęp między nią a dziewczynką się zwiększył. Szkoda, że Gudlaugur i Huldar otrzymali pilne wezwanie, ponieważ przed nimi uczniowie rozstępowaliby się nawet nieproszeni. Ich obecność przydałaby się jej także dlatego, że otoczenie coraz bardziej ją przygnębiało, przywodząc skojarzenia z jej dawną szkołą.
Aż dziwne, że na początku każdego dnia nie padała na kolana, by odmówić modlitwę dziękczynną za to, że mękę szkolnych lat miała już za sobą. Zazwyczaj starała się nie myśleć o przeszłych nieszczęściach, teraz jednak przypomniały jej o nich okoliczności. Nie tylko to dochodzenie, ale też e-mail od dawnego kolegi z klasy, wówczas jednego z najzłośliwszych, zapowiadający spotkanie klasowe po latach. Zignorowała zaproszenie, zdumiona, że ktokolwiek z nich mógł zapomnieć, jak ją traktowali. Ale może gnębiciele pamiętają wszystko inaczej. Zresztą kto by się zastanawiał nad tym, co się dzieje w ich głowach. Jeśli o nią chodziło, mogli sobie wsadzić gdzieś to swoje zaproszenie.
Freyja jakoś przetrwała tamte lata i starała się o szkole nie myśleć, ale nie mogła się nie martwić o szkolną przyszłość swojej bratanicy Sagi. Podobnie jak mewy, dzieci szykanują tych członków stada, którzy są inni. Wystarczy namalować czerwoną kreskę na boku któregoś ptaka, żeby reszta osobników zwróciła się przeciwko niemu. Freja darzyła tę małą dziewczynkę miłością nad życie, ale nie miłością ślepą. Zdawała sobie sprawę, że Saga będzie odstawała od reszty, ponieważ ma nietypowy charakter, dziwny wygląd i niecodzienną sytuację rodzinną. Na jej twarzy bez przerwy gościła nachmurzona mina i nie okazywała zbyt wielkiego zainteresowania nauką mówienia. Freyja dawno temu porzuciła nadzieję, że z wiekiem Saga zrobi się mniej posępna, ale wciąż jeszcze liczyła, że sytuacja rodzinna bratanicy może się poprawić, gdy jej ojciec przestanie spędzać więcej czasu za kratkami niż na wolności. Żeby jednak to nastąpiło, Baldur będzie musiał mocno się wysilić i zerwać z przestępczością. Nie udało mu się to dotychczas dla własnego dobra, teraz jednak miał obowiązek się zmienić dla dobra córki. Jeśli ta prawda jeszcze do niego nie dotarła, to Freyja nie zamierzała przebierać w słowach, gdy będzie mu ją wbijać do głowy. Nie mogła przecież dopuścić, żeby Saga skończyła jak ta nieszczęśnica, którą właśnie usiłowała dogonić: cień dziewczyny wyszydzany przez rówieśników. Wiecznie niezadowolona mina i ojciec w więzieniu to prosta droga do szkolnej katastrofy.
– Przepraszam, czy mogłabyś zaczekać? – Freyja przyśpieszyła do biegu. Jej okrzyk nie wywołał żadnej reakcji. Albo dziewczynka była myślami gdzieś daleko, albo uznała, że to nie do niej. – Halo! – Freyja nadal musiała omijać wychodzących ze spotkania uczniów i uczennice, próbując nie stracić z oczu tej jednej. Oprócz niej wszyscy szli w grupkach lub parami, pogrążeni w rozmowie o tym, co się stało ze Stellą. Nie co dzień byli uczestnikami wydarzeń, o których informowały media.
– Przepraszam… Przepraszam… – Freyja delikatnie odepchnęła na bok kilkoro nastolatków, za co poczęstowali ją oburzonym spojrzeniem tych, którzy wierzą, że świat został stworzony dla nich.
Wreszcie udało jej się chwycić uciekinierkę za ramię. Czując delikatne kości przez sfatygowane ubranie, poluzowała uścisk, żeby jej nie skrzywdzić. Dziewczynka odwróciła głowę, robiąc wielkie oczy, jakby się spodziewała ciosu. Freyja cofnęła dłoń, uśmiechając się z zakłopotaniem.
– Przepraszam, ale czy mogłybyśmy chwilę porozmawiać? – Stały pośrodku korytarza mijane przez uczniów, którzy zerkali na nie, szepcząc coś do siebie. – Powinnyśmy znaleźć spokojniejsze miejsce. Nie zajmę ci wiele czasu.