Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Hafnarfjӧrdur na Islandii, polscy męczennicy (franciszkanie) w Peru, Gietrzwałd i osobiste nawrócenie autora. Wszystko to łączy ze sobą maleńka miejscowość pod Zambrowem i wydarzenia, które się w niej rozegrały. W poniedziałek rano, 30 lipca 1984 r. Siostra Czesława Polak (wtedy jeszcze osoba świecka) przechodziła skrajem sosnowego zagajnika z naręczem polnych kwiatów. Nagle zauważyła postać przypominającą Zbawiciela. Nieznajomy, w jasnej szacie, nieprzypominającej współczesnych ubrań, szedł z pochyloną głową. Dopiero kiedy postać nagle zniknęła z jej oczu, do Czesławy dotarło, że dane jej było spotkać na swojej drodze samego Jezusa Chrystusa. 6 grudnia 1992 r. S. Czesława widziała też Matkę Bożą zdążającą do kaplicy. Od tego momentu Niepokalana stale towarzyszy siostrze zakonnej w wizjach. To zdarzenie odmieniło życie Czesławy, a potem także wielu pielgrzymów, którzy nawiedzając to miejsce, byli świadkami nadprzyrodzonych zjawisk. Widywali krew na twarzy figury Jezusa w kaplicy, słyszeli śpiew aniołów, a kilka osób miało okazję dojrzeć słońce wirujące na niebie.
Przymierze Dwojga Serc - teraz złączy się z Twoim!
Nie sądziłem, że otworzy się przede mną i opowie o tym, co zdarzyło się w tym miejscu w 1984 roku, a także o późniejszych objawieniach. Nie podejrzewałem, że będę miał osobisty udział w wydarzeniach, które w Ostrożnem ciągle trwają. Polana, na której stoi kaplica p.w. Matki Bożej Anielskiej, jest już miejscem kultu. Wielu wiernych doznaje tam łask i jest uzdrawianych. W Ostrożnem zrozumiałem potrzebę zawierzenia się w akcie oddania Niepokalanemu Sercu Maryi i Najświętszemu Sercu Jezusa. Zrozumiałem, że istnieją Dwa Serca tak ściśle ze sobą połączone, że jedno z Nich nie potrafi żyć bez drugiego. To One uczą nas doskonałej miłości. Serce Jezusa i Serce Maryi. Tam odnalazłem odpowiedź porywającą moje serce. Pośród anielskich chórów, w maleńkiej kapliczce, niedaleko Zambrowa.
Grzegorz Kasjaniuk
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 271
Okładka i strony tytułowe Fahrenheit 451
Zdjęcia na tylnej okładce©Grzegorz Kasjaniuk
Redakcja i korekta Barbara Manińska
Dyrektor projektów wydawniczych Maciej Marchewicz
Skład i łamanie TEKST Projekt
Wkładka zdjęciowa©Br. Jan Hruszowiec OFMConv
ISBN 978-83-8079-359-0
Copyright©by Grzegorz Kasjaniuk Copyright©by Fronda PL Sp. z o.o., Warszawa 2018
Wydawca Fronda PL Sp. z o.o. ul. Łopuszańska 32 02-220 Warszawa tel. 22 836 54 44, 877 37 35 faks 22 877 37 34 e-mail:[email protected]
www.wydawnictwofronda.plwww.facebook.com/FrondaWydawnictwowww.twitter.com/Wyd_Fronda
Dla dzieci – Mateusza, Aleksandry, Michała, oraz żony Anny
Spis treści
– ZACZYN –
Zdrój Maryi
– NAJŚWIĘTSZE SERCE PANA JEZUSA –
Pierwsze piątki miesiąca
– OSTROŻNE –
Kaplica Matki Bożej Anielskiej
– OBIETNICA I –
Dam im wszystkie łaski potrzebne w ich stanie
– OBIETNICA II –
Zgoda i pokój będą panowały w rodzinach
– OBIETNICA III –
Będę ich pocieszał we wszystkich ich strapieniach
– OBIETNICA IV –
Będę ich bezpieczną ucieczką za życia, a szczególnie przy śmierci
– Obietnica V –
Wyleję obfite błogosławieństwa na wszystkie ich przedsięwzięcia
– Obietnica VI –
Grzesznicy znajdą w mym Sercu źródło nieskończonego miłosierdzia
– Obietnica VII –
Dusze oziębłe staną się gorliwymi
– OBIETNICA VIII –
Dusze gorliwe dojdą szybko do wysokiej doskonałości
– OBIETNICA IX –
Błogosławić będę domy, w których obraz mego Serca będzie umieszczony i czczony
– OBIETNICA X –
Kapłanom dam moc kruszenia serc najzatwardzialszych
– OBIETNICA XI –
Imiona tych, co rozszerzać będą to nabożeństwo, będą zapisane w mym Sercu i na zawsze w Nim pozostaną
– OBIETNICA XII –
div>
Przyrzekam w nadmiarze miłosierdzia Serca mojego, że wszechmocna miłość moja udzieli tym wszystkim, którzy komunikować będą w pierwsze piątki przez dziewięć miesięcy z rzędu, łaskę pokuty ostatecznej, że nie umrą w stanie niełaski mojej ani bez sakramentów i że Serce moje stanie się dla nich bezpieczną ucieczką w godzinę śmierci
– ZACZYN –
Zdrój Maryi
Oddając się Sercu Maryi, odkrywamy pewną drogę do Najświętszego Serca Jezusa, symbolu miłosiernej miłości naszego Zbawiciela.
św. Jan Paweł II, 1986
Moje życie jako nastolatki nie wyróżniało się niczym szczególnym, nie było jednak pozbawione trudności. Mieszkając blisko Sanktuarium Matki Bożej Leśniowskiej, nagle poczułam jakby pociągnęła mnie ku temu miejscu jakaś nieznana siła, by właśnie tam udać się ze swoimi troskami. Mimo że kościół ten znałam od lat, w tym trudnym momencie odkryłam go na nowo. Tutaj odnalazłam to, czego szukałam: spokój, bezpieczeństwo, ukojenie, pocieszenie… poczułam się jak u siebie. Po niedługim czasie to miejsce stało się dla mnie bardzo ważne. Nie zdając sobie do końca sprawy tego, co się dzieje, zaczęłam chodzić nie tyle do kościoła, ile do Matki Bożej, by powierzać swoje życie Jej opiece. Nie mam wątpliwości, że dzięki Jej delikatnej interwencji nabrało ono głębokiego sensu.
Dziś jeszcze jaśniej widzę, jak splatały się wydarzenia, w których wyraźnie odczuwałam dotknięcia Jej matczynej dłoni. To były niejako Jej Nawiedzenia i one stopniowo doprowadziły do tego, że zapragnęłam całkowicie powierzyć się Jej. Uczyniłam to w leśniowskim sanktuarium w święto Nawiedzenia Matki Bożej (było dla mnie znaczące, że kościół ten jest właśnie pod wezwaniem Nawiedzenia Matki Bożej). Od tej chwili ja cała należałam wyłącznie do Niej. Wkrótce, również w Leśniowie, przyjęłam szkaplerz karmelitański.
Pomimo że moje życie upływało bardzo zwyczajnie i pozornie nic się nie działo, osobista relacja z Maryją pogłębiała się. Sądzę, że już wtedy została ofiarowana mi tajemnica Nazaretu – droga, na której odkrywa się Jezusa obecnego w zwyczajnych wydarzeniach każdego dnia. Podobnie jak do Elżbiety, Maryja przyszła do mnie z darem Jezusa. Przez Nią poznałam Jego, a On zaproponował mi miłość oblubieńczą, w której szczególne miejsce zajmuje Jego – i moja – Matka.
Od sześciu lat jestem na Islandii, w Karmelu – zakonie w wyjątkowy sposób oddanym Matce Bożej. Nie potrafię wyrazić wdzięczności, jaką czuję wobec Maryi, ponieważ to Ona w bardzo konkretny sposób wskazała mi drogę mojego życia i dom, w którym miałam zamieszkać, to Ona jako pierwsza wskazała mi Jezusa, z którym zapragnęłam związać swoje życie na zawsze.
Dokładnie w święto Nawiedzenia Matki Bożej, 31 maja, złożę śluby wieczyste. Jestem przekonana, że zarówno ten dzień, jak i wszystkie, które go poprzedzały, to Jej dar, który nigdy się nie kończy. Dla mnie niezwykłym darem Maryi jest również fakt, że jestem w tej wspólnocie razem z moimi trzema koleżankami.
Dziś, ogarniając te niezwykłe dla mnie wydarzenia, widzę, że to dzięki Maryi jestem szczęśliwa i spełniona w życiu, w swojej wspólnocie, którą bardzo kocham. Doświadczam wypełnienia się słów, które Bóg kieruje do proroka Ozeasza:
Pociągnąłem ich ludzkimi więzami,
A były to więzy miłości.
Byłem dla nich jak ten, co podnosi
Do swego policzka niemowlę.
Schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go.
W moim przypadku były to, więzy macierzyńskiej miłości Maryi.
s. Ola, mniszka karmelitanka bosa z Islandii
Telefon od kuzyna Dariusza zawsze jest niespodziewany i pełen rewelacji, a także oczekiwań. Często spędzaliśmy razem czas w dzieciństwie, choć dzieliło nas 360 kilometrów. Wakacje były wspólne. Raz Szczytno, raz Poznań. Dwie mentalności, różne zainteresowania, odmienny gust i jedna rodzina. Szczepan, jego ojciec, a mój stryj, nie podzielał moich muzycznych zainteresowań. Kiedy w 1984 roku zawitałem do Poznania na koncert grupy heavymetalowej Iron Maiden, to zamiast biletu na występ Brytyjczyków, który miał mi kupić, czekała na mnie wejściówka na klubowy mecz Lecha Poznań. Byłem zrozpaczony i zdesperowany do tego stopnia, że bilet nabyłem u „konika”,a w PRL-ubyło to nielegalne. Pokątny sprzedawca biletów wyrwał mi z garści ostatnie grosze, nie zostało mi nic, ale za to byłem w siódmym niebie. Już wtedy muzyka stała się dla mnie bożkiem do tego stopnia, że gotów byłem dla niej oddać prawie wszystko. Z tego uzależnienia wyrwała mnie Maryja w Gietrzwałdzie.
Kiedy podczas rozmowy telefonicznej zapytałem Dariusza, co słychać u jego dzieci, dowiedziałem się, że syn Maciejruszyłna Islandię za chlebem. Wyuczony na dobrego kucharza, marzącego o własnej działalności, musiał zmierzyć się z trudnymi realiami dnia codziennego. Marzenia przeszły gruntowną weryfikację i kucharski fartuch zamienił na kielnię. Budowlanka. Podobno taki fach jest pożądany na Islandii. Kraj kojarzył mi się wcześniej z odludziem i zakręconymi, mrocznymi artystami, jak Björk i Sigur Rós, ale od rozmowy z kuzynem kojarzył mi się już także z Maciejem. Nie wiem dlaczego, ale moja wyobraźnia podpowiadała mi obraz „człowieka z marmuru” z filmu Andrzeja Wajdy. Słyszałem: Islandia, i od razu widziałem Macieja – przodownika pracy kładącego cegłę za cegłą w budowie kolejnego islandzkiego domu, a przecież to inne czasy, inna technologia, inny rodzaj zatrudnienia. Inny kraj. Inne pieniądze... Ach, ta ludzka wyobraźnia!
Islandia ponownie upomniała się o moją uwagę w maju 2017 roku. Byłem zaprzątnięty całkowicie promocją wydanej dopiero co książkiGietrzwałd, 160 objawień Matki Bożej dla Polski i Polaków na trudne czasyi ewangelizacyjnymi wyjazdami. Jednym z nich były XXII Łomżyńskie Dni Społeczne, których hasłem przewodnim była maksymaIdźcie i głoście Chrystusa przez Maryję.Odbywały się pod honorowym patronatem ojca Arnolda Chrapkowskiego, generała zakonu paulinów. Gośćmi byli doktor Wincenty Łaszewski, ojciec doktor Stanisław Piętka, ojciec Ireneusz Wybraniak OSPPE i moja osoba. Spotkanie nawiązywało do: 100. rocznicy objawień fatimskich, 100-lecia Rycerstwa Niepokalanej, 140. rocznicy objawień w Gietrzwałdzie i 300. rocznicy koronacji Ikony Jasnogórskiej. Po konferencjach zostaliśmy zaproszeni na kolację, podczas której odbywały się rozmowy na temat wiary. Bardzo wnikliwe i zaskakujące. Niezwykle maryjne. Państwowa Szkoła Muzyczna I i II stopnia w Łomży była gospodarzem, tak że rozmowy o muzyce w chrześcijańskim kontekście były wręcz nieodzowne. Zrobiło się familijnie i tylko zegarek pokazywał, że czas się pożegnać, wracać do Olsztyna. To wtedy pojawiła się rzucona przy „szwedzkim”stole, tak mimochodem, nazwa miejscowości – Ostrożne. Zaledwie 32 kilometry od Łomży w stronę Zambrowa. Zignorowałem tę informację, bo nic o tej wsi, ani o tym, co tam się wydarzyło wcześniej, nie wiedziałem. Ot, był to na tę chwilę przerywnik w rozmowie przy stole.
Kilka dni później, sobotniego wieczoru umajonego odpoczynkiem, otrzymałem wiadomość od nieznajomego na Facebooku:
Witam, przez przypadek natrafiłem na program z Pańskim udziałem w Radiu Plus w audycji Nocne Światła. Po jej wysłuchaniu kupiłem książkę, a dwa dni temu odwiedziłem Gietrzwałd. Dzięki Panu dowiedziałem się w ogóle o tej miejscowości i jestem pewien, że Maryja Gietrzwałdzka na pewno Panu wynagrodzi.
Tym nieznajomym okazał się Łukasz, którego serce zostało poruszone, stało się niespokojne w chęci działania. Od moich czytelników otrzymuję sporo świadectw dotyczących nawróceń, ale także pogłębienia relacji z Panem Jezusem. Kiedy zwracają się do Matki Bożej, ta prowadzi ich do Swojego Syna. Nie zatrzymuje ich spojrzeń i westchnień na Sobie. Bierze za rękę jak dziecko i otulając płaszczem Swojej opieki kieruje prosto do Jezusa. Każde z otrzymywanych świadectw jest indywidualne, osobiste, duchowe. Choć niewidoczne z pozycji klawiatury komputerowej, ale wyczuwalne, są łzy ronione, a często wylewane nad pisanym tekstem na wspomnienie momentu nawrócenia, zmiany myślenia, skruszenia, złamania i wypalenia dawnego ja. Momentu, który nie ostał się jedynie jako chwila zawieszona w przeszłości, ale istnieje jako stan ducha, który trwa i codziennie się odnawia w zawierzeniu Bogu. Sobotniego wieczoru, w dzień tygodnia oddany Maryi, moje serce też zostało poruszone, nakazało mi zastanowić się nad korespondencją Łukasza, który nie ustawał, tylko przechodził do wyłuszczenia tego, co zostało już u niego zasiane przez Niebo.
Chciałbym opowiedzieć Panu o pewnej miejscowości, nazywa się Ostrożne i mieszka tam 85-letnia siostra zakonna, która miała objawienia Jezusa i Maryi. Siostra Czesława Polak nie udziela się w mediach, ale chętnie opowiada o tym, co się wydarzyło. Objawienia są uważane przez Kościół, siostra przez ponad 30 lat po objawieniach wybudowała kaplicę i urządziła plac wokół, podczas swoich objawień miała wizje bazyliki, która ma tam kiedyś powstać, a miejsce to ma być drugim Licheniem. W związku z tym, że ta siostra jeszcze żyje, a jak sama twierdzi, to jej ostatni rok, to może byłby Pan zainteresowany zrobieniem książki o Ostrożnem? Podsyłam kilka zdjęć z placu przy kapliczce; nie są to jakieś zdjęcia super i brak tu zdjęć z samej kaplicy (niestety była zamknięta dziś, kiedy te zdjęcia robiłem), ale dają ogólny pogląd. Bardzo by mi zależało na pomocy osoby, która mogłaby stworzyć słowo pisane na temat wydarzeń z Ostrożnego jeszcze za życia siostry Czesławy. Kiedyś te informacje mogą być bardzo cenne.
Przejrzałem załączone zdjęcia. Nie wiedziałem, jak odebrać tę wiadomość. Moja strefa komfortu od razu nakazała mi się nie angażować, przecież tyle spraw na głowie, ważnych spraw, a tu musiałbym ruszyć w nieznane... Zresztą nie wiadomo nawet, czy byłbym mile widziany przez siostrę Czesławę. Mikrofon nie wzbudza sympatii, bo kojarzy się z szukaniem sensacji, a o posądzenie takiego działania nietrudno w czasach, kiedy niewielu dziennikarzy dba o etykę w zawodzie. Mam przyjechać do Ostrożnego i tak sobie poprosić o relacjonowanie kilkudziesięciu lat życia siostry? Podzieliłem się tymi wątpliwościami z Łukaszem, który odpisał już następnego dnia, w niedzielę – w dzień Pański:
Jutro będę się widział z siostrą, w środę jadę z powrotem na Islandię, gdzie mieszkam, ale na pewno zdobędę informację, jak się z siostrą skontaktować.
Zaraz, zaraz, to tak działa? Tak szybko? Modlitwa w tej intencji została dopiero co skierowana do Nieba, a tu już łączą się ze sobą Gietrzwałd, Islandia i Ostrożne. Łączy Maryja. Zostałem z tą krótką odpowiedzią pozostawiony w zawieszeniu. Okazało się, że chwilowym:
Siostra Czesława jest za tym, żeby to rozpowszechnić, ale jest bardzo skromna i nie lubi rozmawiać z mediami, mówiła mi, że kilka gazet chciało z nią zrobić wywiad, ale nie były to zbyt dobre gazety i siostra odmówiła. Mówi, że Pan Bóg ma swoje drogi, a ona po cichu pełni swoją służbę. Opowiadałem jej o Panu i o tym, że dzięki Panu odwiedziłem Gietrzwałd dwa tygodnie temu. Nie wiem nic o nagraniach rozmów z nią, ale jak próbowałem coś w internecie znaleźć, to nie mogłem nic na temat tego, co się wydarzyło w Ostrożnem. Tam w kaplicy mszę św. co niedziela odprawia ksiądz z parafii mojej żony z Szumowa, gmina Szumowo, powiat Zambrów. Bywają też księża z Wyższego Seminarium Duchownego w Łomży oraz biskup łomżyński.
Znam Polaków, którzy będąc na emigracji, otrzymują duchowe wezwanie do powrotu do ojczyzny. Wiadomo, że tęsknią, ale praca powoduje odwlekanie powrotu i wreszcie pojawia się decyzja zostania na stałe na obczyźnie. Pojawia się często niczym niezaspokojony niepokój, zdarza się, że i pustka. Duchowa. Jednak ci z rodaków, którzy zostali dotknięci przez Maryję zawierzając się jej Niepokalanemu Sercu, modląc się za jej pośrednictwem do Najwyższego, otrzymują łaskę wiary, nawrócenia. Efektem jest niezachwiana decyzja powrotu na stałe do Polski. Czy coś takiego właśnie dzieje się z Łukaszem? Może właśnie dlatego powinienem też wejść na ten most łączący dalekie sobie kraje: Polskę i Islandię, by stawiać tam kierunkowskaz do prawdziwego źródła Szczęścia i Miłości? Przez Niepokalane Serce Maryi do Przenajświętszego Serca Pana Jezusa. Pomyślałem też o dniu podjęcia w sercu decyzji. Od razu też przyszły w sukurs słowa świętegoNie lękajcie się ofiarować waszego czasu Chrystusowi!Ta rada św. Jana Pawła II dotyczy właśnie niedzieli, dnia odpoczynku w rodzinie i dnia, w którym oddajemy chwałę Bogu. Dlaczego mam się wahać? Dlaczego mam się lękać? Niedziela jest szczególnym dniem tygodnia. Wyrywa z codziennej rutyny dni powszednich, które mogą wydawać się do siebie bardzo podobne. Rozmowa z Anią, moją żoną, i wspólne TAK!
Tak, otwórzmy Chrystusowi nasz czas, aby On mógł go rozjaśnić i nadać mu kierunek. On jest Tym, który zna tajemnicę czasu i tajemnicę wieczności i ofiarowuje nam „swój dzień” jako zawsze nowy dar swojej miłości
– pisał św. Jan Paweł II w liście apostolskimDies Domini.
Podjęcie ważnej decyzji w tym dniu, omodlenie jej, poświęcenie, oddanie i zawierzenie Bogu było konieczne. Wiem, że nieprzypadkowo wiadomość dotarła do mnie tego dnia. Niedziela
z uświęcającym działaniem mszy nie ogranicza się do czasu, w jakim jest ona odprawiana, lecz dociera do wszystkich naszych myśli, słów i czynów
– jak wskazuje św. Josemaría Escrivá w To Chrystus przechodzi. Ponieważ stanowicentrum i rdzeń duchowego życia chrześcijanina.Na koniec dnia byłem już pewien, że pojadę do siostry Czesławy Polak.
Pozostała jeszcze kwestia Islandii, która weszła już wcześniej w moje myśli za sprawą krewnego Macieja, a którajawiłami się jako kraj mało chrześcijański. Co może mieć wspólnego z Maryją? Co może mieć wspólnego z Polską, ponad tę rzeszę rodaków wędrujących tam za pracą? Dlaczego Matka Boża Gietrzwałdzka odnalazła akurat Łukasza na Islandii? Jestem pewien, że posłużyła się nim jako narzędziem, czego się dowiedziałem kilka miesięcy po pierwszej z nim korespondencji. W danym mi przez niego świadectwie wiary.
Zdrój Maryi, czyli Maríulind, zwany również źródłem Gvendarbrunnur, znajduje się na skraju pola lawy w pobliżu Hellnar na półwyspie Snæfellsnes na Islandii. Według tradycji ustnej biskup Guðmundur Arason, zwany „Dobrym”, przemierzając to miejsce wiosną 1230 roku, ujrzał Najświętszą Pannę w eskorcie trzech aniołów, Maryja zaprosiła go do poświęcenia tego źródełka. Od tego czasu źródło to nigdy nie wyschło. Istnieje przekonanie, że woda z niego użyta z wiarą na oczy przynosi uzdrowienie. Obecnie przy źródełku znajduje się figura Najświętszej Marii Panny upamiętniająca to wydarzenie. Miejsce to jest jednym z nielicznych bądź nawet jedynym w krajach skandynawskich, w którym notuje się objawienie Maryjne, poza prywatnymi objawieniami św. Brygidy Szwedzkiej.
Choć miejsce to nie figuruje na liście zaaprobowanych przez Kościół sanktuariów, istnieją także współczesne świadectwa ludzi, którzy są przekonani, że otrzymali pomoc w Maríulind przez wstawiennictwo Matki Bożej. Obecnie nie tylko katolicy pielgrzymują do tego miejsca. Paradoksalnie to luterański pastor z wdzięczności umieścił tam statuetkę Maryi. Miejsce to charakteryzuje wielka prostota. Nie ma kaplicy, nie ma ołtarza, nawet krzyża, jedynie prosta figura Maryi i źródło.
Kościół katolicki na Islandii ma bardzo długą tradycję. Jego historia na wyspie to przeszło 1000-letnie dzieje. W roku 1000 zgromadzenie narodowe Alþingi podjęło w sposób wolny uchwałę o przyjęciu chrześcijaństwa. Już w roku 1056 pierwszy katolicki biskup Ísleifur Gissurarson objął siedzibę w Skálholt. Od XI wieku do czasów reformacji głównymi ośrodkami kulturalnymi na Islandii były szkoły monastyczne i klasztory. Dzięki zakonnikom z tego okresu Islandia może dziś szczycić się dziedzictwem literackim, jakim są znane na całym świecie sagi. Po męczeńskiej śmierci Jóna Arason, biskupa Hólar, w 1550 roku protestancka reformacja przyniosła regres, wpędzając wyspę na długie lata w nędzę gospodarczą i pozbawiając zupełnie autonomii. Pomimo to wspólnota katolicka odrodziła się na początku XX wieku. Przy istniejącej już od 1897 roku kaplicy Najświętszego Serca Jezusa, za sprawą duńskich zakonnic św. Józefa, powstał pierwszy i przez wiele lat największy szpital na Islandii – Landakot. Pierwszy po reformacji katolicki biskup MartinMuelenbergzainicjował budowę katedry oraz przyczynił się do budowy kolejnego szpitala w Stykkishólmur. W roku 1968 papież Paweł VI utworzył diecezję obejmującą cały kraj. Na początku czerwca 1989 roku z wizytą apostolską Islandię odwiedził Ojciec Święty Jan Paweł II, który podczas wizyty zaapelował do wszystkich chrześcijan, aby ewangeliczne orędzie Jezusa uczynili siłą narodu i zaspokoili
tęsknotę za tym, co prawdziwe i dobre, co warte ludzkiego życia i wiecznego powołania.
Podczas mszy św. przed katedrą katolicką w Rejkiawiku, w której udział wzięli nie tylko wierni Kościoła katolickiego, lecz również duchowieństwo i wierni innych wyznań chrześcijańskich, Jan Paweł II udzielił Pierwszej Komunii Świętej 45 dzieciom. Podczas homilii papież wspomniał najważniejszych świętych i błogosławionych Islandii, których polecił jako przykład wszystkim chrześcijanom niezależnie od ich wyznania. Homilia poświęcona była tajemnicy Boga przychodzącego do człowieka w Eucharystii. Papież mówił, że Eucharystia, którą Kościółsprawujewciąż na nowo, jest Ofiarą i Ucztą zarazem. Zawiera się w niej całe duchowe bogactwo Kościoła:
(…) sam Chrystus w pełni swego człowieczeństwa i w swej przedziwnej, boskiej równości z Ojcem. Jest centralnym punktem zgromadzenia wiernych, któremu przewodniczy kapłan. Wszystkie inne elementy życia Kościoła są temu podporządkowane.
Jedyny klasztor kontemplacyjny na Islandii otrzymał w 2012 roku relikwie św. Jana Pawła II w postaci kropli krwi wsączonej w kawałek białej tkaniny. Otrzymały ją karmelitanki bose w Hafnarfjördur.
Relikwię przywiózł na wyspę ojciec Szczepan T. Praśkiewicz OCD, konsultor watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych i Referatu Spraw Beatyfikacyjnych w Kurii Metropolitalnej w Krakowie. On też przewodniczył Eucharystii, po której ozdobny relikwiarz złożono w chórze zakonnym. Właśnie w tym miejscu mniszki codziennie uczestniczą w liturgii i spędzają długie godziny na modlitwie kontemplacyjnej. Intronizacja relikwii stała się okazją do przypomnienia nauczania św. Jana Pawła II o modlitwie i do przywołania jego związków z duchowością karmelitańską już od samego dzieciństwa.
Karmelita ojciec Praśkiewicz podkreślił:
Jan Paweł II żył ustawicznie w zażyłości z Tym, który jest źródłem wszelkiej mądrości i wszelkiego dobra i piękna; w zażyłości z Tym, który może uczynić wszystko. W duszy Ojca Świętego dokonywała się ta najważniejsza twórczość, tj. czerpanie mocy, światła, miłości i radości z modlitwy, by potem móc dzielić się tym z innymi. Słowem, modlitwa leżała u podłoża całej, jakże na wskroś owocnej i cenionej działalności Papieża. Bez dostrzeżenia tego istotnego źródła nie sposób zrozumieć Jana Pawła II.
Z takim też orędziem św. Jan Paweł II w czerwcu 1989 roku pielgrzymował na Islandię.
Obecność relikwii św. Jana Pawła II na Islandii ma nie tylko przypominać mieszkańcom wyspy przesłanie Ojca Świętego, ale czynić wszystkich ludźmi modlitwy. Być może tak duża obecność Polaków na Islandii nie jest przypadkowa? Być może mają dać świadectwo katolickiego narodu, że w parze z modlitwą może iść zaangażowanie Islandczyków w budowanie cywilizacji miłości? Okazuje się, że związki pomiędzy naszymi narodami mają źródło w pewnym pozytywnym fakcie z odległej historii.
Otóż islandzkie imię żeńskie Sigríður, które jest w czołówce imion po Annie i Guðrún, pochodzi od córki Mieszka I – Sygrydy, znanej w Polsce jako Świętosława, a zarazem rodzonej siostry Bolesława Chrobrego. Po roku 980 Piastówna wyszła za mąż za króla Szwecji Eryka Zwycięskiego. Księżniczkę nazywano Sygrydą Storradą, czyli Sygrydą Wielką, lub Dumną. W 995 roku jej mąż Eryk zmarł. Sygryda pozostała sama ze swoim synem i następcą tronu Olafem Skotkonungiem. Wyszła ponownie za mąż za późniejszego króla Danii Swena I Widłobrodego. Dzięki temu małżeństwu i pomocy ze Szwecji Swen ponownie zdobył duński tron. Z synem Sygrydy i królem Szwecji Olafem zawarł sojusz, który był skierowany przeciw władcy Norwegii Olafowi Tryggvasonowi.
Świętosława miała ze Swenem dwóch synów. Haralda, który został królem Danii, oraz Kanuta II Wielkiego, który panował na tronach Anglii, Danii i Norwegii. Z czasem Świętosława popadła w konflikt ze swoim mężem i musiała uchodzić do Polski, gdzie schronienia udzielił jej brat Bolesław. Przebywała na dworze Chrobrego do śmierci swojego męża. Po tym wydarzeniu po matkę przybyli jej synowie, którzy zabrali ją z powrotem do Danii.
Wielu moich znajomych wyruszyło „za chlebem” za granicę. Wyspy Brytyjskie, Niemcy, Norwegia, Szwecja… Piotr, Andrzej, Arkadiusz, Krzysztof, Maciej… Kucharz, babysitter, dekarz, dziennikarz, budowlaniec… Różne zawody, pragnienia, wyzwania, ale jedna tęsknota powrotu do Polski, do domu, do rodziny… Zadziwiające, ale to historia stara jak świat! Wpisana piętnem tragicznej historii Polski w życiorysy jej dzieci. Ba… mój dziadek Piotr Ulatowski (tata mojej mamy Teresy) przez kilka lat był na zarobkowej emigracji w Ameryce – to był wówczas kraj miodem i mlekiem płynący.
Dziadek pochodził ze zubożałej szlachty, rodzina Ulatowskich do 1864 roku utrzymywała się z folwarku, młynu i smolarni. Za ukrywanie powstańców styczniowych prapradziadka Jana zamordowali kozacy, a zabudowania i smolarnia zostały spalone. Do tej pory w miejscu smolarni nic nie rośnie, jest tylko trawa i chaszcze. Rodzina długo nie mogła podnieść się z tego ucisku i jeszcze większej biedy. Historie o kraju za oceanem, który rozwijał się w niesamowitym tempie i potrzebował rąk do ciężkiej pracy przyciągały tych wszystkich, którzy chcieli ułożyć sobie i rodzinie życie, a nie mieli na to szans tu, na miejscu. Polska była jeszcze pod zaborami, w Białobrzegu, gdzie mieszkał dziadek, rządził Moskal, a o niepodległości nie mówiło się na wsi w ogóle. Dziadek miał już żonę i urodzone dopiero co pierwsze dziecko – Czesławę. Miał 28 lat. Wyjechał do Ameryki z bratem Aleksandrem w 1913 roku, a wrócił już sam w 1920. Mieli być tam rok, ale wybuchała I wojna światowa, co całkowicie zmieniło jego plany. Nie było możliwości wcześniejszego powrotu. Dopiero po ustaniu działań wojennych i informacji o stabilizacji stało się to możliwe. Gdyby nie czekająca rodzina, toby nie wrócił, tak jak Aleksander, który był kawalerem i został w Ameryce na stałe. Po Alku ślad przepadł, ale przetrwały wspomnienia dziadka Piotra z morskiej podróży. Chłopi z całej wsi Dzbądz k. Różana schodzili się, by słuchać opowieści o olbrzymie morskim, wielorybie, którego dziadek widział z pokładu statku.Jakieżmusiałoto być przeżycie, skoro opowieść była długo po powrocie ożywiana podczas chłopskich pogawędek. Za pieniądze przywiezione dosłownie w skarpecie dziadek postawił murowany dom z podpiwniczeniem. Jedyny taki we wsi. Miał też wypastowane na połysk, wysokie skórzane buty. Jedyne takie we wsi. Miał bogate gospodarstwo przynoszące duży plon. Też jedyne takie. Zazdrość pewnie też miał okazywaną taką jedyną… Podczas wojny zostawiał partyzantom prowiant w leśnym dole, a za domem w ukryciu uprawiał tytoń na przeżycie tego tragicznego czasu. Niemiec zabronił hodowli i upraw. Było ciężko. Tytoń za to miał zawsze wzięcie, ale jego uprawa też była zakazana przez Niemców. Ryzyko. Został zadenuncjowany i aresztowany przez gestapo. Cudem uwolniony po błaganiach i tłumaczeniach babci Leokadii. Modliła się na różańcu, zawierzała dziadka Najświętszemu Sercu Jezusa i Niepokalanemu Sercu Maryi. Te święte wizerunki były zawieszone nad małżeńskim łóżkiem, przed którym na kolanach modliła się cały tydzień. Aż wydarzył się cud… dzięki modlitwie!
W 1945 roku piwnica przydała się jako schron dla mieszkańców wsi. Przed Niemcami i przed Rosjanami. Front przetoczył się krwawo bezpośrednio przez podwórko, dom i tę piwnicę. Pociski spadały prosto na podwórko zabijając ludzi i inwentarz. Wszystko poszło na zatracenie, zniszczone, spalone i rozkradzione potem przez sąsiadów. Nie było dokąd wracać. Dziadek Piotr znów musiał ruszyć „za chlebem”, a był tylko jeden kierunek – tzw. Ziemie Odzyskane. W mazurskim Szczytnie był pracownikiem na stacji kolejowej, rozładowywał wagony. Śmiertelnie chory i zmarnowany życiem uciekł przez okno ze szpitala w Szczytnie przed lekarzami, lekarstwami i wspomnieniami. Chciał być tylko z rodziną i w otoczeniu najbliższych, zmarł 10 czerwca 1950 roku. Pochowany jest na cmentarzu komunalnym, na którym po kilkudziesięciu latach spoczęły doczesne szczątki Krzysztofa Klenczona, muzyka Czerwonych Gitar i Trzech Koron. Połączyła ich amerykańska emigracja „za chlebem” i szczycieński cmentarz.
Byłem zadziwiony, że informację o objawieniach w Ostrożnem otrzymałem prosto z Islandii. Pokrętna droga, ale prostowana przez Niebo dosyć silnie i konkretnie mocnym kierunkowskazem wiary. Gdyby nie zawierucha wojenna, która wyrzuciła rodzinę mojej mamy Teresy do Szczytna, pewnie dowiedziałbym się o Ostrożnem o wiele wcześniej. Być może nawet już w latach osiemdziesiątych XX wieku. Pewnie zaraz po pierwszym objawieniu, gdy zrobiło się o tym głośno nad Narwią. Z rodzinnej wsi mojej mamy, z Dzbądza, do Ostrożnego jest 67 km przez Ostrów Mazowiecką. Z Wszeborów, rodzinnej wsi mojej babci Leokadii, niewiele więcej. Kiedy skonstatowałem, że prababcia Józefa Lipińska była z domu Polak, to siostra Czesława Polak przestała nagle być dla mnie obca i anonimowa. Moja mama i tata byli bardzo wierzącymi, gorliwymi katolikami. Wiarę wynieśli ze wsi, gdzie była wrośnięta wręcz w ziemię rodzinną. Ze strony mamy to ziemia znad Narwi. Nie można jej było wykorzenić nawet czasem komunizmu. Był to gwarant tożsamości, niematerialna spuścizna przekazywana w spadku za darmo!
Niech Chrystus umacnia w trudach życia, ubogaci Swymi łaskami i wniesie w naszą pracę, w troski i w nadzieję Swoją Boską radość wysłużoną w godzinach Męki
– zapisała na kartce wyrwanej z zeszytu, schowanej w szpargałach zapomnianych kopert i kopertek mama Teresa. Natknąłem się na zapiski po jej pogrzebie, kiedy robiłem te smutne, konieczne porządki w rządkach pozostałych po niej wspomnień…
Zaproszenie Łukasza do odwiedzenia wsi Ostrożne okazało się nie tylko podążaniem dziennikarskim tropem, ale także podróżą w rodzinne strony moich przodków, duchową łącznością ze światem, który mnie zrodził i upomniał się o mnie.
Kochajmy Pana, bo Serce Jego
Żąda i pragnie serca naszego.
Dla nas Mu włócznią boleść zadana;
Kochajmy Pana, kochajmy Pana!
O pójdź do Niego wszystko stworzenie,
Sercu Jezusa złóż dziękczynienie,
I twoje przed Nim zegnij kolana;
Kochajmy Pana, kochajmy Pana!
Pójdźcie do Niego biedni grzesznicy,
bo w Jego serca czystej krynicy
Zleczy się dusza, grzechem zmazana;
Kochajmy Pana, kochajmy Pana!
Pójdźcie do Jego Serca, o dusze,
Obmyte we łzach pokuty, w skrusze,
Już niewinności szata wam dana;
Kochajmy Pana, kochajmy Pana!
Pójdźcie wy śliczne gołąbki białe,
Dusze, co w Panu żyjecie całe;
Śpiewaj Mu z nami trzódko wybrana:
Kochajmy Pana, kochajmy Pana!
Pójdźcie Wy z nieba święci Anieli,
Z którymi szczęście wieczne On dzieli;
Przyjdź, Jeruzalem, chwałą odziana;
Kochajmy Pana, kochajmy Pana!
Przyjdź, o Panienko, coś Go zrodziła,
Coś niezrównana w miłości była;
Z Tobą, Maryjo Niepokalana,
Kochajmy Pana, kochajmy Pana!
Wszyscy, ach, wszyscy przed Nim padajmy,
Serca Mu nasze wspólnie oddajmy;
O, bo tak woła miłości rana:
Kochajmy Pana, kochajmy Pana!
Jezu Najsłodszy, do Serca Rany
Przyjmij świat cały, Krwią Twą oblany,
Byśmy na ziemi i wiecznie w niebie
Kochali Ciebie, kochali Ciebie!
– NAJŚWIĘTSZE SERCE PANA JEZUSA –
Pierwsze piątki miesiąca
Patrz! Oto jest Serce, które tak bardzo ukochało ludzi, że poświęciło się do samego końca, aż do całkowitego wyczerpania i udręczenia, aby dać im świadectwo swojej miłości.
Pan Jezus do św. Małgorzaty Marii Alacoque (1675)
Kiedy odkryłem nabożeństwo pierwszych piątków miesiąca, sądziłem, że jest ono praktykowane w każdym kościele. Jakże srogo się zawiodłem, gdy do mnie dotarło, że tak nie jest. Kiedy pewnego miesiąca, w pierwszy piątek, udałem się do kościoła w jednej z olsztyńskich parafii, po końcowym błogosławieństwie kapłana zakrystianka wyłączyła oświetlenie, a kilku wiernych podjęło wspólnie modlitwę, Koronkę do Miłosierdzia Bożego. W jej trakcie ksiądz opuścił świątynię, a po odmówieniu modlitwy wyszli też i wierni. Miałem wielkie pragnienie adorowania Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, odmówienia Litanii do Serca Jezusowego i comiesięcznego zawierzenia się Sercu. Nie dane mi to było w tamtej chwili. Następnym razem udałem się już do sanktuarium maryjnego w Gietrzwałdzie, niedaleko Olsztyna, gdzie to nabożeństwo jest znane i praktykowane. No tak, chcesz się pomodlić, to musisz też dać coś od siebie, w tym wypadku kilkanaście kilometrów drogi.
W Gietrzwałdzie dana mi była łaska nawrócenia i uzdrowienia. To jedyne w Polsce uznane oficjalnie przez Kościół dekretem biskupim miejsce 160 objawień Matki Bożej. Miały one miejsce w 1877 roku. Gietrzwałd zawsze mnie przytula w modlitwie i w tej niebiańskiej przestrzeni pozwala się realnie przytulić do Maryi, a Ona niezawodnie prowadzi od razu do Syna – Jezusa Chrystusa. W pierwsze piątki miesiąca czyni to niezwykle matczynie, patrząc z Cudownego Obrazu zawieszonego w ołtarzu gietrzwałdzkiego kościoła. Po nabożeństwie i błogosławieniu Najświętszym Sakramentem odśpiewany jest Apel Jasnogórski. Można tak w rozmodleniu tam trwać, trwać i trwać… Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam!
Sięgam pamięcią i nie mogę sobie przypomnieć, żebym po Pierwszej Komunii Świętej praktykował z tzw. książeczką jako „podstawówkowy” chłopak pierwsze piątki. Poza tym może pamięć już zawodzi. Jedno na pewno tkwi w pamięci, że nie było książeczek i ważne były nabożeństwa majowe, które dopełniały przyjęty sakrament. Pamiętam za to dokładnie, jak w pierwszokomunijnym garniturku biegałem w Szczytnie do kościoła św. Stanisława Kostki. Dzień w dzień, aż do ostatniego dnia maja. Śp. ksiądz Władysław Łaniewski, który przygotował mnie do tego sakramentu, bardzo dbał, żeby wszyscy chłopcy pamiętali o dwóch nabożeństwach: majowym i czerwcowym. Do dziś mam w głowie obraz rozświetlonego słońcem wnętrza kościoła z półmrokiem zamkniętym za filarami chóru. Jak zamknę oczy, to czuję unoszący się jeszcze w powietrzu zapach lilii. Figura Serca Jezusa nadal jest w kościele, choć przestawiona w inne miejsce, to przypomina o nabożeństwie czerwcowym. Bardzo mi się figura podobała, realistyczna, ze wskazującym dłonią na Serce Panem Jezusem, który w rozmiarze naturalnym spoglądał na mnie niezwykle czułym wzrokiem. Jako mały chłopak podnosiłem oczy i nasze spojrzenia się dotykały. Czułem się wtedy niezwykle bezpiecznie. W ogóle kościół był takim bezpiecznym miejscem. Tam odbywały się w salce lekcje religii, tam też było mieszkanie księdza Władysława. Kiedy w ostatnich latach swojego życia stracił wzrok, odwiedzałem go na tej „górze” i zawsze mnie rozpoznawał po głosie. Przynosiłem wtedy Maryi i Jezusowi kwiaty po zakończeniu roku szkolnego, kiedy dane mi było być nauczycielem języka polskiego w Szkole Podstawowej nr 3 w Szczytnie. Otrzymane od uczniów kwiaty niosłem do księdza Łaniewskiego także wtedy, na kilkanaście dni przed jego śmiercią. Opowiadał mi wówczas historie jak ta, gdy pożyczał mojemu ojcu pobożne książki, które ten potem czytał na głos wieczorami w domu, co bardzo lubiłem. Siadałem na łóżku za plecami taty i w wyobraźni przenosiłem się do Palestyny. Kochałem te chwile, kiedy ojciec czytał mi o Panu Jezusie i Maryi.
Muszę szerzej wspomnieć księdza Władysława Łaniewskiego – z szacunku i wdzięczności. To też dzięki niemu jestem nadal w Kościele. Choć swego czasu upadłem i stałem się letni, to ziarno wiary zasiane przez mojego księdza nie obumarło.
W 1928 roku wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego Misjonarzy Oblatów Najświętszej i Niepokalanej Panny Maryi, gdzie 15 sierpnia 1931 roku złożył profesję zakonną. Święcenia kapłańskie otrzymał 24 czerwca 1934 roku w Obrze.
Cztery lata przepracował na misjach jako kierownik szkoły na Cejlonie. Po powrocie do Polski, aż do wybuchu II wojny światowej, pracował na Śląsku. Podczas wojny ukrywał się na Pomorzu i w Wielkopolsce. Posługę kapłańską pełnił w ukryciu. Oficjalnie przez trzy pierwsze lata wojny był zatrudniony w Brodnicy jako księgowy. Pracował też dla wywiadu Armii Krajowej pod pseudonimem „Bruler”.
W 1945 roku krótko pracował jako jedyny kapłan w Nowym Mieście Lubawskim, po czym przybył do diecezji warmińskiej. Na początku września 1945 roku, z polecenia administratora apostolskiego doktora Teodora Benscha, rozpoczął nauczanie religii w Szczytnie. Współorganizował oświatę w mieście i na prowincji. Oprócz religii uczył w szkołach średnich także języka angielskiego i łacińskiego.
W 1946 roku został mianowany wikariuszem parafii Wniebowzięcia NMP w Szczytnie. Podczas swojego wikariatu opiekował się należącym do parafii Szczytno Świętajnem, gdzie poświęcił kościół pw. św. Andrzeja Boboli, stanowiący od 1962 roku pełnoprawną parafię.
Z wikariatu został zwolniony 30 kwietnia 1948 roku i mianowany rektorem kościoła filialnego św. Stanisława Kostki w Szczytnie w latach 1948–1980. 15 grudnia 1980 roku otrzymał nominację na administratora utworzonej parafii pw. św. Stanisława Kostki. Ksiądz Władysław zmarł 5 lipca 1993 roku. Święty kapłan, nigdy go nie widziałem bez sutanny, nawet wtedy, kiedy był już ociemniały. Nie widział, ale miał świadomość, że inni go widzą.
Wyższe Seminarium Misyjne Księży Sercanów w Stadnikach koło Krakowa na przełomie 2015/2016 stało się moim drugim domem. Mieściła się tam redakcja i studio Radia Profeto, sercańskiego dzieła na rzecz Nowej Ewangelizacji. Byłem dyrektorem tej stacji i zarazem dziennikarzem. Radiowy program na żywo rozpoczynaliśmy o godz. 7 jutrznią. Do wspólnej modlitwy na antenie często zapraszał ksiądz Jacek Szczygieł SCJ, ojciec duchowny w seminarium. Realizowałem codziennie jutrznię i razem modliliśmy się w studiu. Często rozmawialiśmy na tematy wiary w różnych okolicznościach. Zdarzało się to także podczas wieczornego treningu, kiedy ksiądz wyruszał biegać wokół seminarium. Obserwowałem też z okien radia mieszczącego się na poddaszu seminaryjne boisko, na którym były organizowane mecze piłki nożnej kleryków i ministrantów. Ksiądz Jacek był ich inicjatorem i dbał także o rozwój fizyczny podopiecznych, nie tylko duchowy.
Temat pierwszych piątków miesiąca w sercańskim seminarium był niezwykle trafiony, a samo miejsce zachęcało dopodążaniaza Sercem Jezusa. Niezależnie od miejsca. Seminaryjny parking pełnił kilka funkcji, oprócz podstawowej był miejscem wypoczynku miejscowych kotów, a także spacerniakiem. Tam też udawało się znaleźć chwilę na duchową refleksję.
Ksiądz Jacek Szczygieł, wyciszony i uśmiechnięty, zawsze miał czas dotknąć w rozmowie tematów, których nie można było omówić w tzw. pięć minut. Biorąc pod uwagę fakt, że seminarium jest ulokowane na wsi, gdzie czas jakby zatrzymał się w rytmie jego formacji, zawsze był czas na samotny spacer z różańcem w ręku, czy dłuższą, niezmąconą harmiderem rozmowę.
– Zajmuję się sprawami przyjęć do Zgromadzenia Księży Sercanów i często spotykam się z licealistami, którzy rozeznają swoją drogę życiową – zagaja rozmowę ksiądz Jacek. – W rozmowach pojawia się także temat praktykowania nabożeństw, w tym szczególnie pierwszych piątków miesiąca. Okazuje się, że praktykę pierwszych piątków miesiąca większość zaczęła wraz z Pierwszą Komunią. Są tacy, którzy od tego momentu co miesiąc chodzą do spowiedzi i przyjmują z miłości do Jezusa komunię św. wynagradzającą. Są też tacy, którzy tę praktykę porzucili. Rozmowy te dają perspektywę spojrzenia na duchowość młodych ludzi.
– Czy praktykowanie tego nabożeństwa oznacza wiedzę na jego temat? Czy przyszli klerycy znają św. Małgorzatę Marię Alacoque? – zapytałem ze szczerą ciekawością.
– Nie zawsze… Pewne natomiast jest, że pobyt w Nowicjacie Księży Sercanów w Stopnicy-Kątach Starych, a potem w Seminarium w Stadnikach daje przestrzeń nie tyle do poznania objawień danych św. Małgorzacie, ile modlitewnego zjednoczenia i rozkochania w Najświętszym Sercu Pana Jezusa – odpowiedział ksiądz Jacek.
– Wspominając jednak św. Małgorzatę Marię Alacoque – ksiądz zaczął rozwijać dłuższą wypowiedź – warto przypomnieć sobie znaczenie pierwszych piątków miesiąca. Ostatnia z obietnic otrzymanych przez św. Małgorzatę Marię znana jest także jako „wielka obietnica”, ponieważ jest ona najważniejsza dla naszego zbawienia. Jezus wyraził ją tymi słowami:
Z nadmiernego miłosierdzia mego Serca obiecuję ci, że wszechmocna miłość tego Serca wszystkim przystępującym przez dziewięć z rzędu pierwszych piątków miesiąca do Komunii św. da ostateczną łaskę pokuty, tak że nie umrą w stanie Jego niełaski ani bez sakramentów świętych i że Serce moje będzie dla nich bezpieczną ucieczką w godzinę śmierci.
Chrystus obiecuje więc wszystkim, którzy z zaangażowaniem wypełnią tę praktykę, łaskę ostatecznego pojednania. Zadziwia jednak fakt, że z tak prostego środka może płynąć aż tak wielka łaska dla ostatnich chwil pobytu na ziemi. Jezus, który pragnie zbawienia każdego człowieka, staje się bardziej wrażliwy na tych, którzy przez dziewięć piątków chcą Mu okazać chociaż trochę wzajemnej miłości i być blisko Niego. Będzie o nich szczególnie pamiętał w godzinie ich śmierci – ksiądz Jacek przerwał zaintrygowany moją miną.
Słuchając jego refleksji zatopiłem się we wspomnieniu nocy spędzonej w seminaryjnej kaplicy, gdzie nie niepokojony mogłem oddać się kontemplacji Serca Jezusowego w nocnej przestrzeni spotkania z Jedynym Bogiem.
– Zatem, czy „przypadkowa” śmierć zastanie nas przygotowanymi na nią? – szybko wróciłem do rzeczywistości otrzeźwiony wyrazistym spojrzeniem ojca duchownego.
– Trzeba wierzyć, że nawet w momencie „przypadkowej” śmierci dostąpimy wielkiej łaski odejścia z tego świata w stanie łaski uświęcającej. Czy znajdzie się wówczas przy nas ksiądz ze świętymi olejami i Najświętszym Sakramentem? Tego trudno być pewnym, ponieważ mogą zdarzyć się takie warunki, w których przybycie kapłana będzie niemożliwe. Jezus obiecuje dla czcicieli swojego Serca, że będzie miejscem schronienia od złego ducha i wiecznego potępienia. Tym, którzy w momencie śmierci będą w stanie łaski Bożej, obiecuje wytrwanie do końca, a tym, którzy będą mieli na sumieniu grzechy ciężkie, obiecuje, że je przebaczy. Może się to dokonać przez spowiedź lub przez akt żalu doskonałego. Jezusowa obietnica dotyczy więc także ostatnich myśli, pragnień i postanowień umierającego człowieka.
– Ta obietnica dopełnia prośbę, która mieści się w modlitwie o „szczęśliwą i dobrą śmierć”, po której odmówieniu jednak pozostaje niepewność mocno osadzona w bojaźni Bożej – wtrąciłem. – „Wielka obietnica” wydaje się gwarantem zbawienia, daje pewność skuteczności modlitwy pierwszopiątkowej. Czy jednak nie jest to zbyt proste i łatwe w osiągnięciu? Czy nie będzie to zachwianiem Bożej postawy – jaką jest zdawanie sobie sprawy z naszej małości?
Dygresja została zatopiona w nagle rozbrzmiewającym biciu dzwonów z wieży stadnickiego kościoła. Mocne, wyraźne, dostojne, miarowe i pobożne uderzenia rozbrzmiewające echem w stadnickiej żyznej dolinie nad rzeką Krzyworzeką. Nigdzie indziej nie reagowałem takim posłuszeństwem milczenia na dźwięk dzwonu, kierującym myśl prosto ku Niebu, jak właśnie tutaj. Rozejrzałem się po parkingu i odkryłem, że część wałęsających się kotów jest zrejonizowana. Nie wszystkie mogą być na placu i pod autami. Część pilnuje sadu z drzewkami owocowymi, inne kurnika, a te najbardziej łobuzerskie objęły w posiadanie wszelkie daszki. Kilkadziesiąt kotów dokarmianych przez księży. Razem z księdzem Jackiem wyglądaliśmy jak stójkowi koordynujący wszelki ruch w tej przestrzeni, co było pozorne, gdyż – jak wiadomo – koty chodzą swoimi ścieżkami. Ostatnie bicie dzwonu rozlegało się już tylko drganiem ostatniego uderzenia, cicho rozpływającym się ponad koronami seminaryjnych drzew w parku.
Ksiądz Jacek Szczygieł, kiedy zorientował się w upływającym czasie, jakby ponaglony, postanowił odnieść się szybko do mojego spostrzeżenia dotyczącego „wielkiej obietnicy”.
– W takim wypadku ktoś mógłby sobie powiedzieć: „Odbyłem dziewięć pierwszych piątków miesiąca, mogę być pewny zbawienia. Teraz więc nie jest już tak bardzo ważne, co czynię, czy żyję blisko Boga, czy daleko – w stanie grzechu, czy łaski uświęcającej. Ważne, że mam zaliczone pierwsze piątki – Jezus automatycznie mnie zbawi”. Jeśliby ktoś odbywał pierwsze piątki z nastawieniem złej woli, że powróci do grzesznego życia, byłoby to świętokradztwo, a co najmniej praktyka magiczna, mająca niewiele wspólnego z pobożnością. Sama św. Małgorzata Maria podkreślała, że Jezus dotrzyma obietnic i ofiaruje nam wielki ostatni dar pojednania pod warunkiem, że będziemy Go kochali i naśladowali „żyjąc w zgodzie z Jego świętymi prawami”.
– Do kogo adresowana jest zatem „wielka obietnica”? – zapytałem.
– Jest dla tych, którzy nieprzerwanie oddają cześć Jezusowemu Sercu i przez to są zaproszeni do oddania się Mu, powierzenia się Jego miłości, a w konsekwencji – do pracy nad sobą – ksiądz Jacek odpowiadał niezwykle spokojnym tonem. – Przecież gdy człowiek coraz bardziej świadomie otwiera się na Jezusa, rodzi się w nim coraz mocniejsze pragnienie pracy nad sobą, codziennej, ofiarnej służby, przekraczania siebie. Jak pokazuje doświadczenie, częsta, pobożnie przyjmowana komunia św. staje się szczególnym momentem łaski, tym bardziej pierwszopiątkowa – przyjęta w duchu wdzięczności i wynagrodzenia. Znakiem zaś owocności tej praktyki będzie wierność na drodze Bożych przykazań. W takim kontekście każdy pierwszy piątek staje się dniem comiesięcznej odnowy w wierze, odejściem od drogi grzechu i wkroczeniem na drogę miłości. Każdy kolejny dzień miesiąca może więc stać się ponawianiem pierwszego piątku – dzięki przyjęciu komunii św. i intencji miłości oraz wynagrodzenia Sercu Jezusa.
– Jest to jednak regulowane swego rodzaju powinnością, od której nie ma odstępstwa. Nawet w chorobie – wtrąciłem.
– Zgadza się, ale to jest porządkowaniem postawy człowieka względem siebie i Boga – ksiądz Jacek dopełnił moje wtrącenie. – Podstawowym warunkiem praktyki pierwszych piątków jest przystępowanie do komunii św. przez dziewięć kolejnych pierwszych piątków miesiąca. Nie można ani zmienić dnia przyjęcia komunii św., ani przerwać kolejnych dziewięciu piątków. Potrzebna jest również właściwa intencja. Jest nią miłość i wynagrodzenie Sercu Jezusowemu oraz pragnienie przyjęcia komunii św. według intencji Jezusowego Serca: by otrzymać łaskę śmierci w stanie zjednoczenia z Panem Bogiem. Można ją tak wyrazić:
Panie Jezu, w zjednoczeniu z Sercem Twym Najświętszym, w duchu miłości i wynagrodzenia, ofiaruję Ci przyjmowanie przeze mnie komunii św. przez kolejne dziewięć pierwszych piątków miesiąca.
W obrębie murów sercańskiego seminarium wypowiedziane przez księdza Jacka słowa stały się modlitwą. Zorientowałem się, że nie trwamy na rozmowie, ale tak naprawdę trwamy na modlitwie.
Ucz się oszczędności słów w rozmowie i zajmuj się tylko tym, co wartościowe– powiedział Pan Jezus do Alicji Lenczewskiej (Świadectwo, 645). Mając to na uwadze zacząłem rozważać myśl, że bardzo często lub nawet stale marnujemy okazję, by słowa były modlitwą. Stajemy codziennie w bliskości Boga, a bezmyślnie wypowiadanym słowom dajemy oddalać siebie od doskonałej Miłości, wprowadzając w gorące serce chłód słów wypowiadanych na wiatr, ulotnych i nic nie wartych.
Czuwajcie nieustannie i módlcie się, abyście zdołali unikać tego wszystkiego, co nastąpi, i stanąć przed Synem Człowieczym.
(Łk 21)
Nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was.
(1 Tes 5, 17–18)
– Księże Jacku, co jest szczególnie ważne w praktykowaniu nabożeństwa pierwszych piątków miesiąca? – w pytaniu zawarłem nadzieję na otrzymanie konkretnej odpowiedzi, swoistego kierunkowskazu przeprowadzającego mnie przez pierwsze piątki.
– Miłość i wynagrodzenie Sercu Jezusowemu oraz pragnienie przyjęcia komunii św. według intencji Jezusowego Serca jest szczególnie ważne dla osób często lub codziennie przyjmujących komunię św. Bez tej intencji, uczynionej na początku praktyki, która potem może być ponawiana w każdy pierwszy piątek, nie można powiedzieć, że się ją właściwie odbyło. Dlatego też dla pewności, że otrzyma się owoc tej pobożnej praktyki, warto ją powtórzyć kilka razy w swoim życiu – wyjaśnił sercanin i kontynuował. – Komunię św. należy przyjmować w stanie łaski uświęcającej. Ten, kto jest w stanie grzechu ciężkiego, musi otrzymać przebaczenie w sakramencie pokuty. Do spowiedzi św. można przystąpić w sam pierwszy piątek lub wcześniej. Ten, kto w szczerości serca rozpoczął świętą praktykę, a w słabości swojej upadł, jeśli otrzyma łaskę przebaczenia grzechów i podejmie kontynuację pierwszych piątków, dostąpi wypełnienia w swoim życiu „wielkiej obietnicy”.
Ksiądz Jacek przerwał i spojrzał w stronę seminaryjnego boiska, na którym miały się rozpocząć przygotowania do wyjazdowego meczu drużyny sercańskich ministrantów. Widziałem, że ze wglądu na posługę zaczyna powoli myślami być już gdzie indziej. Spojrzał ponownie na mnie badawczo, jakby zastanawiał się, czy coś jeszcze dopowiedzieć.
– Na pierwszy piątek każdego miesiąca osobiście wskazał Pan Jezus jako na dzień wdzięczności za Jego miłość oraz dzieńwynagrodzeniaza zniewagi, niewdzięczność i zapomnienia, których szczególnie doświadcza On w Eucharystii. Jest to również wyjątkowy dzień łaski, przygotowania się do śmierci, zadbania o ostatnie chwile swojego pobytu na ziemi. Skoro Jezus tak wiele dla nas uczynił: stał się człowiekiem, umarł za nasze grzechy, zmartwychwstał, ustanowił Eucharystię, warto zadbać o swoje zbawienie przez praktykę „wielkiej obietnicy” – powiedział spokojnie, ale stanowczo.
– Panie Grzegorzu, Eucharystia… jak będzie pan przyjmował Pana Jezusa w komunii św., niech pan zamknie oczy na tę chwilę i powie w sercu „przytulam się do Ciebie mój Jezu!”.
Pięknie jest zatrzymać się z Nim i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi (por. J13, 25), poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim „sztuką modlitwy”, jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości? Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie!
św. Jan Paweł II (encyklikaEcclesia de Eucharistia, 2003).
Szeroko rozpowszechniona jest wśród katolików nadzieja, że kto przyjmuje komunię świętą przez kolejne dziewięć pierwszych piątków miesiąca, może spodziewać się zbawienia. To przekonanie płynie z objawień, jakie miała francuska siostra zakonna (wizytka) Małgorzata Maria Alacoque (1647–1690). Nie są one jednak dogmatem wiary opartym na Piśmie Świętym, ale objawieniem prywatnym. Dlatego też nie ma na jej podstawie pewności absolutnej, „ale tylko moralna, jaką obdarzamy osoby poważne, uczciwe, zasługujące na szacunek i wiarygodne”.
W trakcie objawień Pan Jezus przekazał siostrze Małgorzacie Marii przyrzeczenia skierowane do czcicieli Jego Serca. Zakonnica opisała je w listach. Już po jej śmierci rozproszone informacje zebrano w słynne 12 obietnic.
Stolica Apostolska dopiero po ścisłych i dokładnych badaniach zezwoliła na obchodzenie święta, jak i na oddawanie czci wizerunkom Jezusowego Serca w formach dzisiaj powszechnie przyjętych. Po raz drugi Kościół pośrednio zatwierdził objawienia św. Małgorzaty Marii Alacoque, kiedy po długim procesie wyniósł ją do chwały ołtarzy. Jej beatyfikacja odbyła się w 1864 roku, a kanonizacja w 1920 roku. Pierwszym z papieży, który zatwierdził nabożeństwo do Serca Pana Jezusa, a także święto dla niektórych diecezji i zakonów był Klemens XIII. Uczynił to w 1765 roku, a więc prawie sto lat po wspomnianych objawieniach. Decydujący jednak w tej sprawie stał się memoriał biskupów polskich, wysłany do tegoż papieża w 1765 roku. Memoriał podaje najpierw historyczny rozwój kultu, a następnie uzasadnia bardzo głęboko godziwość i pożytki płynące z tego nabożeństwa. Papież Pius IX w 1856 roku rozszerzył święto Serca Pana Jezusa na cały Kościół. Leon XIII 31 grudnia 1899 roku oddał Sercu Jezusowemu w opiekę cały Kościół i rodzaj ludzki.
Praktyka pierwszych piątków miesiąca przyczyniła się do spopularyzowania zwyczaju częstej komunii świętej. Pierwsze litanie do Najświętszego Serca Jezusowego powstały w XVII wieku. Obecna pochodzi z XIX wieku i powstała w klasztorze sióstr wizytek we Francji. Zatwierdził ją do odmawiania publicznego papież Leon XIII 2 kwietnia 1889 roku. On też dołączył do litanii akt poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Jezusa. Papież Pius XI dodał akt Wynagrodzenia Sercu Jezusowemu, który nakazał odmawiać co roku w uroczystość Serca Jezusowego.
Czas szkoły średniej, to czas spędzony w rodzinnym Szczytnie. Uczęszczałem do Technikum Roszarniczego w Zespole Szkół Nr 2 im. Jędrzeja Śniadeckiego mieszczących się przy ul. Polskiej. Droga do szkoły zajmowała mi około 10 minut dzięki sieci skrótów, które perfekcyjnie opanowałem. Wszystkie docierały do jedynej furtki w płocie przylegającym do parku, na tyłach boiska szkolnego. Naprzeciw furtki stał przedwojenny dom jednorodzinny, który zaciekawiał mnie swoją konstrukcją i położeniem. Architektura bardziej wyszukana, a znajdujące się w budynku mieszkania przeznaczone podobno dla kadry pedagogicznej. Codziennie przechodziłem obok tego domu. Powoli stał się dla mnie nie budynkiem, a punktem orientacyjnym, ceglaną bryłą, za którą można było się ukryć przed nauczycielami. Jakież było moje zdziwienie, kiedy pewnego razu, idąc do szkoły, wpadłem na mężczyznę stojącego przed tym budynkiem. Stanął na codziennie wydeptywanym przeze mnie szlaku. Podniosłem wzrok zaskoczony, że ktoś tarasuje przejście. To raz…, a dwa, że to był… prymas Polski Józef Glemp! Tak mi się przynajmniej wydawało. Znałem prymasa Polski z czasu, kiedy był jeszcze biskupem diecezjalnym diecezji warmińskiej i wizytował moją parafię pw. św. Stanisława Kostki, tę z figurą Serca Jezusa. Było to niezapomniane wydarzenie. I tak nagle, teraz, tutaj, po cywilu? Okazało się, że byłem bliski trafienia! Mężczyzną, który przytrzymał rozpędzonego chłopaka gnającego przed siebie niczym taran, był młodszy brat prymasa Polski Czesław Glemp, matematyk. Mieszkał na co dzień w mijanym przez mnie domu. Był bliźniaczo podobny do kapłana.
Wiele, wiele lat później w bazylice jezuickiej w Krakowie 1 lipca 2011 roku odbyła się uroczystość 90. rocznicy konsekracji tej świątyni wzniesionej dla czci Bożego Serca. Jubileusz połączony był z odnowieniem Aktu poświęcenia narodu polskiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, którego m.in. dokonał wspomniany prymas senior kardynał Józef Glemp. Warto wspomnieć tę uroczystość, bo choć nienagłośniona w narodzie względem jej rangi, trwa aktem poświęcenia narodu polskiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa.
Nieśmiertelny Królu wieków, rzeczywisty i żywy, pod postacią chleba utajony, Panie nasz Jezu Chryste!
Tak jak przed dziewięćdziesięciu laty, jesteśmy przed Tobą w starej królów naszych stolicy, w bazylice ku czci Najświętszego Serca Twojego poświęconej i z ofiar całej Polski wzniesionej. Tak jak wtedy, w osobach swoich najwyższych pasterzy oraz zgromadzonych wiernych staje dziś przed Tobą Panie Naród polski, aby uroczyście ponowić akt oddania się Twojemu Najświętszemu Sercu.
Tak jak przed dziewięćdziesięciu laty przodkowie i poprzednicy nasi u progu niepodległości do Ciebie wołali, tak i my, klęcząc przed Tobą u progu wciąż nowych i trudnych wyzwań dla Kościoła i Ojczyzny naszej, wołamy ich słowa powtarzając, a panowania nad nami Twego Najświętszego Serca przyzywając:
Panie Jezu Chryste, którego Serce dla nas zostało przebite i otwarte, wyznajemy przed niebem i ziemią, że Twojego panowania nam potrzeba: wyznajemy publicznie, że Ty jeden, Królu królów, masz do nas święte i nigdy niewygasłe prawa.
Panie nasz wszechmocny, racz nie patrzeć na niegodność naszą i nędzę, ale w imię dobroci Serca Twego zstąp do nas miłościwie, pełen łaski i prawdy, by zawładnąć tym ludem, co oddaje Ci się dziś i poświęca. Święć się wśród nas Imię Twoje! Przyjdź do nas słodkie i błogosławione królestwo Twoje! Życie nasze całe, i społeczne, i rodzinne, niech Twoim duchem się napoi i na zasadach Twoich się oprze! Daj nam łaskę szczerej miłości do Ciebie, do Kościoła, do Ojczyzny i do siebie nawzajem. Uczyń serca nasze na wzór Serca Twojego, byśmy umieli tracić życie w służbie najbardziej potrzebującym i bezbronnym oraz kochać nawet tych, którzy nam źle czynią.
Usuń spomiędzy nas to wszystko, co prawdzie i łasce Twojej się sprzeciwia, otwórz oczy zaślepionym, ulecz chore serca, obmyj to, co oczyszczenia potrzebuje, weź nas w opiekę przed wrogiem postronnym i przed naszą własną słabością. Uwolnij nas od wzajemnej nienawiści i pogardy, od ducha niezgody i raniących podziałów. Podbij nas pod świętą władzę Twojej miłości, bo Twoi jesteśmy i do Ciebie należeć chcemy.
Jak niegdyś Polska nasza, jedna z pierwszych, przed Sercem Twoim upadła w pokłonie, tak dziś oddajemy Ci cały nasz Naród w zupełne i niepodzielne władanie. Oddajemy Ci i poświęcamy jego miasta i wioski, jego prawa i zwyczaje, jego prace i trudy, jego potrzeby i jego nadzieje. Ufamy Ci i w imię tej ufności podnosimy głos uwielbienia, który niech płynie przez wszystkie ziemie polskie i znajdzie oddźwięk we wszystkich polskich sercac|:
Chwała niech Ci będzie, Królu wieków i najwyższy Panie naszej Ojczyzny! Chwała niech będzie Najświętszemu Sercu Twojemu, przez które tak bardzo nas umiłowałeś i przez które stało się nam zbawienie. Tobie moc i panowanie, nam zaś w Twojej służbie na doczesne nasze dzieje ratunek, a na wieczność dziedzictwo niebieskiej Twojej ojczyzny. Amen.
Istotnym dopełnieniem Aktu było też słowo skierowane przez prymasa seniora kardynała Józefa Glempa nie tylko do wiernych zebranych w bazylice Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krakowie, ale także do całego narodu.
Serce Jezusa, królu i zjednoczenie serc wszystkich, zmiłuj się nad nami – tym wezwaniem z Litanii do Serca Pana Jezusa kierujemy naszą prośbę do Zbawiciela o pomoc w naszej ziemskiej drodze. Jest to prośba o zbliżenie ludzkich postaw i umysłów potrzebne do normalnego życia. Możemy zwracać się o pomoc nie tylko do Chrystusa, tak samo możemy kierować nasze prośby do Boga Ojca, do Ducha Świętego, do Matki Najświętszej, do Świętych i do Aniołów – jednym słowem do całego Nieba.
Zwracanie się do Serca Pana Jezusa ma jednak szczególną wymowę. Może dlatego, że On sam nas zachęca: Przyjdźciedo Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążenijesteście, a Ja was pokrzepię (Mt 11, 28). Nasza śmiałość w prośbie, wyrażana z całą prostotą, opiera się także na zapewnieniu, że wielkie rzeczy Bóg odkrywa przed małymi, a nie przed dumnymi i zarozumiałymi, bo ci mądrzy w świecie, zapatrzeni w swoją doskonałość, pojmują to z trudem. [...]
Cześć składana Sercu Bożemu to przede wszystkim przebłaganie za obrazę i zniewagi wyrządzone Bożej miłości, szczególnie w Najświętszym Sakramencie.
Chrystus oddał światu całego siebie. Najbardziej wymownym znakiem jest przebite Serce umarłego już Jezusa na krzyżu i wypływające z niego krew i woda. Całe Ciało Chrystusa jest przedmiotem największego uwielbienia i ono ma swój znak w Eucharystii, to jednak Serce w tym Ciele doznaje szczególnego kultu. Serce, jak uważają ludzie, jest siedliskiem miłości. Jest mechanizmem rozprowadzającym krew, która daje ciału życie. Chyba żaden organ w organizmie nie doczekał się ze strony medycyny takich badań i takiej pomocy jak serce.
Serce Boże, choć przebite na krzyżu, daje dalej Kościołowi, trwającemu w mistycznym wymiarze, moc rozprowadzania łaski. Ten trwający w Kościele kult Serca Bożego sformułowała w XVII w. natchniona św. Małgorzata Alacoque. Papież Leon XIII, gdy nadchodziło nowe stulecie, w roku 1899, ofiarował cały świat Najświętszemu Sercu. Akty zawierzenia Sercu Bożemu odnawiali Pius XI i Pius XII. W Polsce zaraz po odzyskaniu niepodległości Episkopat i prymas Edmund Dalbor już w lipcu 1920 r., a więc tuż przed wojną bolszewicką i bitwą o Warszawę, zawierzał losy Ojczyzny Bożemu Sercu. Ożywienie kultu spowodował fakt kanonizowania błogosławionej Małgorzaty Alacoque. Z imieniem tego prymasa Dalbora związany jest rozwój kultu Serca Bożego w Krakowie u księży Jezuitów. To właśnie tam, przy konsekracji wspaniałej bazyliki poświęconej Sercu Bożemu, nastąpił uroczysty Akt oddania Polski Bożemu Sercu. Po 90 latach ponawiamy ten akt, dając świadectwo, że miłość Boża trwa. Prymas Dalbor szerzył dalej cześć dla Serca Pana Jezusa w swoich diecezjach, wydając osobną instrukcję, jak ma przebiegać zawierzenie Sercu Bożemu w rodzinach. W ten sposób Opatrzność Boża przygotowywała lud na trudne przeżycia II wojny światowej i przetrwania zniewolenia komunistycznego. Następca kard. Dalbora prymas August Hlond był również wielkim czcicielem Bożego Serca. On przyczynił się do wzniesienia w Poznaniu monumentalnego pomnika Serca Pana Jezusa. Zaraz po II wojnie światowej, gdy otwierano pozamykane kościoły, zwłaszcza w tzw. Kraju Warty, a kapłani wracali z więzień i obozów, ożywiło się nabożeństwo do Serca Zbawiciela. Episkopat wydał List pasterski o poświęceniu się Boskiemu Sercu tak w formie indywidualnej, jak i rodzinnej. [...]
Kościół hierarchiczny zabiegał, aby dzieło Boże przez cześć dla Serca Pana Jezusa rozszerzało się pośród ludzi. To wszystko stanowi jakby duszpasterską orkę pola, na którym ma wyrastać owoc duchowego umiłowania Boga. Nie chodzi tylko o zdjęcie czapki przed figurą lub odśpiewanie pieśni pod sztandarem – idzie o rzecz trudniejszą, o takie napełnienie myśli i pamięci sprawami Bożymi, że one stają się czyste jak kryształ. Trzeba tedy zasięgnąć pomocy Pisma Świętego. Z Księgi Powtórzonego Prawa dowiadujemy się, że Bóg pierwszy wychodzi z inicjatywą nawiązania kontaktu z ludźmi. Te kontakty mają być stałe, uregulowane, a Bóg jest partnerem wiernym i kochającym. Na świat przychodzi miłość, a ona jest od Boga. Bóg zsyła na świat swojego Syna, zsyła miłość, a z miłości płynie życie i rozlewa się na innych ludzi. Przychodzi Serce ciągle bijące i może jednoczyć wszystkie serca. Trzeba, aby chwyciły ten sam rytm, takie samo pulsowanie. Nawiążę do tego, co powiedział Jan Paweł II w roku 1999 w Elblągu: Widzimy,jak wielkie zadania stawia przed nami Bóg. Mamy w sobie ukształtować prawdziwego człowieka na obraz i podobieństwo Boże. Człowieka, który kocha prawo Boga i chce według niego żyć(6 VI).
Kochać prawo Boga, bo ono jest samą mądrością i dobrem, to rzecz naturalna. A jednak to nie jest proste w okolicznościach dzisiejszego życia. Prawo Boga – to kochać życie, a tymczasem w mediach aż huczy: chcemy prawa do zabijania nienarodzonych. Jeżeli skrzywdzisz pieska, otrzymasz karę, jeżeli wydasz wyrok na nienarodzone dziecko w ramach przepisów parlamentu i ono zostanie zgładzone, nic cię nie spotka, wypełniłeś prawo ludzkie, wzgardziłeś Boskim. [...]
Winniśmy się zastanowić, czy mając na celu zjednoczenie serc wszystkich, wobec zagrożeń, jakie zawisły nad ludzkością, wystarczająco korzystamy z łaski, jaką nam ofiarowuje kult Serca Bożego? [...]
Zjednoczenie serc wszystkich – jakie to proste, a jakie trudne! Odczytujemy je tylko w sensie religijnym. My sami jako ludzie nie osiągniemy prawdziwego zbliżenia. Pan Jezus zaprasza nas do korzystania z Jego pomocy: Przyjdźcie do Mniewszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście,a Ja was pokrzepię (Mt 11, 28). I dodaje, że jarzmo położone na nasze ramiona jest słodkie i lekkie. Amen.
Podniosła chwila, która nie pozostaje w sferze emocji, ale pozostaje w sferze ducha i zjednoczenia z Miłością Bożą. Historia Polski ukazuje, że podejmowanie takiego zobowiązania zawsze było owocne dla narodu.
Daty upamiętniające akty intronizacyjne dokonane przez Episkopat Polski:
1920 r. – akt dokonany podczas agresji bolszewickiej na Polskę przez cały Episkopat na Jasnej Górze 27 lipca 1920 roku.
1921 r. – ponowienie aktu z 1920 r. w formie dziękczynienia na Małym Rynku w Krakowie 3 czerwca 1921 roku przez cały Episkopat z kard. Edmundem Dalborem prymasem Polski oraz 150-tysięczną rzeszą wiernych.
1951 r. – akt ślubowania w imieniu narodu polskiego dokonany na Jasnej Górze przez kard. Stefana Wyszyńskiego 28 października 1951 r. w święto Chrystusa Króla.
2011 r. – odnowienie Aktu poświęcenia narodu polskiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa 1 lipca 2011 roku w Krakowie, w 90. rocznicę konsekracji bazyliki NSPJ w tym mieście i zawierzenia narodu polskiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, na wzór aktu intronizacyjnego z 1921 roku.
W 1948 roku biskupi zachęcali wiernych do osobistego poświęcenia się Najświętszemu Sercu Jezusowemu.
Sam Pan Jezus, ukazując św. Małgorzacie swoje Serce spragnione miłości, żądał tego poświęcenia, które ona nazywała prywatnym albo małym w odróżnieniu od publicznego poświęcenia się całych społeczeństw
– przypomnieli biskupi. Praktyka prywatnego poświęcenia się Sercu Pana Jezusa została zapomniana i dopiero po objawieniach w Paray-le-Monial przypomniał je papież Pius XI. O osobistym poświęceniu mowa w encykliceMiserentissimus Redemptorz roku 1928. Polscy biskupi zachęcali do osobistego poświęcenia Sercu Jezusowemu, ale i oddania całych rodzin, co nazywane jest intronizacją Serca Jezusowego w rodzinach.
Dopiero zwieńczeniem modlitw prywatnych było wspólne poświęcenie Najświętszemu Sercu Jezusowemu narodu i Rzeczypospolitej. Nastąpiło to w uroczystość Chrystusa Króla w 1951 roku. Akt poświęcenia poprzedził tydzień modłów do Serca Jezusowego, który rozpoczął się 21 października tego roku.
Jest w tej okoliczności wymowna symbolika: Matka Najśw., Królowa Różańca świętego prowadzi i przekazuje Naród Synowi swojemu, nieśmiertelnemu Królowi wieków; oddaje swoje dzieci jego najmiłościwszemu Sercu
– można przeczytać w orędziu Episkopatu.
Prymas Polski kardynał Stefan Wyszyński podkreślał, że pierwszą czcicielką Serca Jezusowego była bez wątpienia Najświętsza Panna.
Dwa te najpiękniejsze Serca – Jezusa i Maryi – biły zawsze zgodnie i najżywiej ze sobą współczuły i w chwilach radości, i w godzinach bólu czy męki
– pisał kardynał Wyszyński w 1965 roku.
– Akty poświęcenia narodu polskiego Sercu Jezusa były ważnymi wydarzeniami zwracającymi uwagę na kult Najświętszego Serca. Kult Najświętszego Serca w Polsce w wieku XX w okresie międzywojennym, a potem w okresie powojennym miał duże znaczenie formujące życie chrześcijańskie w duchu sprawiedliwości, wynagrodzenia za grzechy, dojrzewania w miłości, troski o Kościół – mówił ksiądz profesor Janusz Królikowski z Uniwersytetu Jana Pawła II w Krakowie w komentarzu zamieszczonym w prasie katolickiej przed uroczystością odnowienia Aktu w 2011 roku.
– Ukazują to przykłady wielu polskich świętych z wieku XX. Wśród 108 męczenników z okresu II wojny światowej większość zapisała się jako czciciele Najświętszego Serca. Wyrastali z ducha tego aktu oddania oraz kultu, który był jego owocem, w wymiarze indywidualnym oraz społecznym. Kult Serca Jezusowego jest szkołą świętości – podkreślał ksiądz profesor Janusz Królikowski.
Przyjmij nas, o Serce Najświętsze
św. Józef Sebastian Pelczar
Pomnij, o Boskie Serce Jezusa, na to wszystko, coś uczyniło, aby zbawić nasze dusze, i nie pozwól, żeby one zginęły.
Pomnij na wieczną i nieskończoną miłość, jaką masz dla nich.
Nie odrzucaj tych dusz, które przychodzą do Ciebie, upadając pod ciężarem swej nędzy i przyciśnięte cierpieniem.
Ulituj się nad naszą nędzą, ulituj się nad nami wśród niebezpieczeństw, jakie nam grożą ze wszystkich stron.
Ulituj się nad nami, jęczącymi i wzdychającymi wśród cierpień życia codziennego.
Pełni ufności i miłości przychodzimy do Twego Serca,
jako do Serca najlepszego z Ojców, najczulszego
i najbardziej współczującego Przyjaciela.
Przyjmij nas, o Serce Najświętsze,
w swym nieskończonym dla nas miłosierdziu.
Daj nam odczuć skutki Twego współczucia i Twojej miłości.
Okaż się naszym Wspomożycielem, naszym Pośrednikiem wobec Ojca
i przez zasługi Twej Przenajdroższej Krwi użycz nam siły w niemocy,
pociechy w utrapieniach oraz łaski do miłowania Ciebie w czasie
i posiadania Cię w wieczności. Amen.
Nabożeństwem do Serca Jezusowego odznaczał się biskup św. Józef Sebastian Pelczar, autor dzieł o Najświętszym Sercu i założyciel zgromadzenia sióstr sercanek. Pragnąc przepoić wiernych miłością ku Sercu Jezusa i zachęcić ich do dokonania osobistego i rodzinnego poświęcenia się temuż Sercu, w czerwcu 1920 roku wystosował list pasterski do wiernych, w którym pisał m.in.:
Najmilsi w Chrystusie, módlcie się, aby z Boskiego Serca obfite łaski na mnie i na was spłynęły. Pragnieniem Najświętszego Serca Jezusowego jest, iżby publiczną cześć odbierało i królowało w każdej rodzinie, w każdym domu […]. Rodzina jest niejako żywą świątynią, jest pierwszą szkołą życia. Rodzina jest jedną z podwalin, na których się wspiera gmach społeczeństwa […]. Spełniając życzenie Namiestnika Chrystusowego, wzywam wszystkie rodziny katolickie mojej diecezji, aby się poświęciły Najświętszemu Sercu Jezusowemu mając to przekonanie, że jeżeli poświęcenie się będzie szczere, skuteczne i trwałe, to jest jeżeli wszyscy członkowie rodziny żyć będą bogobojnie, zachowywać wiernie przykazania boskie i kościelne, spełniać sumiennie swe obowiązki, a szczególnie jeżeli rodzice będą prawdziwie po katolicku wychowywać swe dzieci, otrzymają wszyscy od Serca Jezusowego przeobfite łaski, osobliwie zaś pomoc w walkach życia, pociechę w cierpieniach, opiekę w sieroctwie, nadzieję przy śmierci i zbawienie w wieczności.
Nauczając o Sercu Jezusowym św. Józef Sebastian kieruje uwagę ku Maryi, jako pierwszej i najdoskonalszej czcicielce Serca Jezusa.
Ona tajemnicę Serca Jezusowego zrozumiała najdoskonalej ze wszystkich ludzi. Oświecona przeobficie przez Ducha Świętego poznała, że to Serce, złączone z Boską Osobą Słowa, a tym samym jako świątynia Boga i przybytek Najwyższego, godnym jest wszelkiej chwały, i sama Mu nieustannie, a szczególnie na Kalwarii, gdy włócznią zostało otwarte, składała cześć Boską. Poznała również, jaka przepaść miłości kryje się w tym Sercu i sama Mu miłość, na jaką tylko zdobyć się mogła, za siebie i za ludzkość całą oddawała.
Najświętszą Maryję Pannę biskup Pelczar nazywaMatką Serca Jezusowego.