Serce z lodu - Louisa Sherman - ebook + audiobook

Serce z lodu ebook i audiobook

Louisa Sherman

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Ellen Ipsen pracuje jako dziennikarka i otrzymuje ciekawe zadanie: ma napisać artykuł o Jensenie Jonesie, byłym kierowcy Formuły 1, który obecnie uchodzi za międzynarodowego playboya.

Bohaterowie spotykają się na początku grudnia w skutej lodem Laponii. Ellen musi przekonać swojego rozmówcę, aby ten otworzył się przed nią. Nie jest to wcale takie proste. Ich pierwsze spotkanie nie przebiega po myśli kobiety. Jensen wydaje się niedostępny i trzyma ludzi na dystans. Jednak z czasem rodzi się między nimi chemia, którą trudno zignorować. Oboje zaczynają czuć do siebie pociąg. Co z tego wyniknie? Czy będzie to fatalne zauroczenie? A może ich dwa różne światy złożą się w jedną całość?

„Serce z lodu” to opowiadanie o kochankach próbujących rozpalić ogień namiętności mimo wyjątkowo mroźnej aury.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 90

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 18 min

Oceny
3,9 (145 ocen)
65
28
30
18
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AgaWiktoria

Z braku laku…

W sumie nie wiem jak ocenić książkę. Trochę chaotyczna. Krótka i dlatego zabrakło mi napięcia, emocji.
10
yvonn83

Nie oderwiesz się od lektury

fajna. polecam
10
mbmamba

Nie oderwiesz się od lektury

fajny podkład lektorski, mile spędzony czas z bohaterami.
00
53KRYSTYNA

Nie oderwiesz się od lektury

świetna
00
Ruddaa

Z braku laku…

nie dosc ze krótka to jeszcze szalu nie ma.
00

Popularność




Przekład z języka duńskiego: Edyta Stępkowska

Copyright © L. Sherman, 2022

This edition: © Risky Romance/Gyldendal A/S, Copenhagen 2022

Projekt graficzny okładki: Monika Drobnik-Słocińska

Redakcja: Anna Poinc-Chrabąszcz

Korekta: Joanna Kłos

ISBN 978-87-0237-000-3

Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.

Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S | Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K

www.gyldendal.dk

www.wordaudio.se

Rozdział 1

Ellen

– Jensen Jones – mruknęłam pod nosem. – Kto daje dziecku Jensen na imię?

Rozglądałam się po pustym terminalu lotniska w fińskiej miejscowości Kittilӓ. Termometr za szybą pokrytą misternym wzorem kryształków lodu pokazywał minus trzydzieści stopni. Dochodziła dwudziesta i burczało mi w brzuchu. Z moich pobieżnych obliczeń wynikało, że nie jadłam od prawie dwunastu godzin. Zaraz po spotkaniu z producentem samochodów w Göteborgu pojechałam na lotnisko. Przesiadałam się najpierw w Sztokholmie, a potem w Helsinkach, ale na żadnym z lotnisk nie miałam dość czasu, żeby coś przekąsić, a w samolotach przecież już nie podają posiłków.

No gdzie on jest? Spoglądałam na oświetlony pas lądowania. To, że facet był wielką gwiazdą Formuły 1, nie usprawiedliwiało jego spóźnialstwa. Po drugiej stronie budynku terminala panowały nieprzebrane ciemności. A w samym terminalu nie było żywej duszy. Na postoju taksówek także nie czekało żadne auto, którym mogłabym się dostać do hotelu, żeby nie musieć na niego czekać.

Czarny wełniany płaszcz położyłam na krześle, a sama zajęłam miejsce przy stoliku i otworzyłam laptop. Dostałam to zlecenie od „Saga News” i musiałam je oddać w pierwszym tygodniu grudnia. Zwrócili się do mnie, ponieważ mogę się pochwalić sporym doświadczeniem w branży sportowej. W moim poprzednim życiu hale sportowe całego świata były dla mnie stałym miejscem pracy. Aż dolegliwości po urazie kolana stały się chroniczne i rehabilitacja przestała przynosić skutki. Już nie wróciłam do formy, a w badmintonie kolana trzeba wykręcać bez ustanku. Dlatego teraz pracowałam jako dziennikarka freelancerka, głównie dla magazynów sportowych i sportowych redakcji dużych gazet.

„Jensen Jones, 37 lat, emerytowany kierowca Formuły 1, obecnie kierowca testowy luksusowych samochodów w trudnych warunkach pogodowych”, przeczytałam na ekranie. Wystarczyło choć trochę interesować się motoryzacją, żeby wiedzieć, kim był Jensen. W sportach motorowych osiągnął wszystko, wygrał każdy z wielkich wyścigów, aż z dnia na dzień wycofał się ze startów. Nikomu nie zdradził powodów swojej decyzji i moją tajną misją było tę informację z niego wyciągnąć. Przez tydzień miałam mu towarzyszyć w jego codziennej pracy tu, w Laponii, wysuniętej najbardziej na północ części Europy, i przyglądać się, jak testuje pojazdy a przy okazji pozwolić mu zareklamować jego nową markę odzieży outdoorowej.

„Ellen, mieliśmy fart, że zwrócił się z tym właśnie do nas. I poprosił konkretnie o ciebie, znacie się?” Szef redakcji „Sagi” mocno się zdziwił, gdy odparłam, że owszem, słyszałam o sławnym na cały świat Jensenie, ale osobiście nigdy go nie spotkałam.

Wynotowałam sobie najważniejsze informacje, jakie znalazłam w sieci. Nie wszystkie pochodziły ze źródeł, które można uznać za wiarygodne, ale ułatwiłam sobie zadanie i postanowiłam na to nie zważać. Doświadczenie mnie nauczyło, że później będzie okazja wszystko zweryfikować. Jensen Jones latem mieszkał w Monte Carlo, a zimą w Dubaju, napisałam. I dodałam: raj podatkowy? Playboy, nieżonaty, bezdzietny. Ojciec jest Amerykaninem, matka Angielką. Nie ma rodzeństwa. Samotny wilk. Weganin. Miłośnik sportów ekstremalnych. Przerwał karierę w Formule 1, ale nadal startuje w wyścigach skuterów śnieżnych. „Skoro nadal się ściga, to powodem odejścia z Formuły nie mogła być kontuzja. W takim razie co?”, zastanawiałam się.

Słynął z niechęci do udzielania wywiadów, więc skąd nagle pomysł na tak obszerny materiał? Jaki miał w tym cel? Podniosłam wzrok znad ekranu. Na placu przed terminalem kołował mały prywatny odrzutowiec. Z pewnością Jones był na jego pokładzie. Nagle stremowana, wygładziłam nieistniejącą fałdę na czarnym golfie, bardzo praktycznym i niemnącym się. Ze zdjęć i filmów wiedziałam, że facet ma niebywałą charyzmę, i już poczułam się wrzucona na głęboką wodę, chociaż tu bardziej na miejscu byłaby metafora z cienkim lodem. Jakkolwiek by na to spojrzeć, znajdowaliśmy się w mroźnej, zaśnieżonej Laponii. Mimo to poczułam, jak policzki mi płoną, chociaż nie byłam pewna, czy dostatecznie ciepło się ubrałam na te warunki. Zdjęłam gumkę i rozpuściłam na plecy kasztanowe włosy. Potem spakowałam swoje rzeczy i założyłam płaszcz.

Jensen

Samolot zatrzymał się przed małym lotniskiem w Kittilӓ w Finlandii. Minął rok, odkąd ostatni raz odwiedziłem to miejsce. To będzie pierwsza jazda testowa od zeszłej zimy i w takich chwilach zawsze czuję się trochę tak, jakbym wracał do domu. Gdyby to nie był cholerny koniec świata, mógłbym tu zamieszkać.

W sumie wolę jeździć sam, ale tym razem Adam, mój menedżer, uparł się, żeby zabrać na przejażdżkę dziennikarkę. Stwierdził, że to będzie świetna reklama przed tegorocznymi X-Games w Aspen. Dziennikarka sama uprawiała kiedyś sport zawodowo, więc znała branżę na wylot. Ellen Ipsen, freelancerka, pracująca głównie dla skandynawskich redakcji. Zgodziłem się, pod warunkiem że to ona przygotuje materiał. Brakowało mi cierpliwości do dziennikarzy, którzy nie mieli pojęcia, o czym mówią, i zadawali w kółko te same idiotyczne pytania.

– Witamy w Finlandii, panie Jones. – Stewardesa otworzyła drzwi i do środka wdarło się lodowate powietrze jak z otwartej zamrażarki.

– Cudownie znowu tu być. Dziękuję za wspólną podróż i do zobaczenia za tydzień. – Samolot miał wrócić do bazy i przylecieć po mnie, gdy skończymy wywiad.

W budynku terminala przechadzała się tam i z powrotem samotna postać. To musiała być ona. Zarzuciłem na ramię plecak i założyłem czapkę oraz rękawiczki. Kiedy podszedłem bliżej, obejrzałem sobie dziennikarkę. Zwykła budowa ciała, długie ciemne włosy, mało praktyczne płaszcz i obuwie. Trzeba będzie coś z tym zrobić, chyba że w tej jeszcze mniej praktycznej walizce na kółkach ma porządną zimową kurtkę, buty górskie, czapkę i rękawiczki. Liczyłem na to, że będzie lepiej przygotowana, ale ubranie przynajmniej da się wykombinować.

– Ellen – powiedziałem, gdy podszedłem dość blisko, żeby mnie usłyszała.

Odwróciła się i nasze spojrzenia się spotkały. W jej wyrazistych zielonych oczach dostrzegłem stanowczość.

– Spóźniłeś się – oznajmiła, zamiast się przywitać.

– Przepraszam. W Helsinkach dwukrotnie trzeba było odmrażać samolot i stąd to opóźnienie. – Posłałem jej jeden ze swoich popisowych uśmiechów, licząc, że tym ją rozbroję.

– Umieram z głodu. Sterczę w tym zapomnianym przez boga miejscu od nie wiem ilu godzin. – Zarzuciła na ramię designerską torebkę i pociągnęła za sobą walizkę.

Jeśli cały czas ma mieć taką minę, to zapowiadał się długi tydzień. Miałem nadzieję, że jako byli sportowcy będziemy mieli ze sobą trochę więcej wspólnego i że ona będzie podzielała moje zamiłowanie do aktywności na świeżym powietrzu.

– Kierowca właśnie pisał, że będzie za pięć minut – zapewniłem ją i zaraz przeszedłem do rzeczy: – Zaczynamy jutro o piątej rano. Bądź gotowa i ubierz się stosownie do warunków. – Skoro już narzuciła naszej komunikacji ten chłodny ton, to nie miałem nic przeciwko temu, aby go utrzymać.

– Dlaczego tak wcześnie? Słonce wschodzi dopiero o jedenastej – zdziwiła się.

– Dlatego że mam testować te samochody w najróżniejszych warunkach. Również po zmroku, Elso. – Tym razem uśmiech, jaki jej posłałem, nie dotarł do moich oczu.

– Mam na imię Ellen. Nie Elsa. – Po chwili westchnęła ciężko i z rezygnacją wzruszyła ramionami. – Może zaczniemy raz jeszcze? Bardzo cię przepraszam za to oziębłe powitanie, ale umieram z głodu, zmęczenia i zimna. – Zrobiła krótką przerwę. – No to dzień dobry, Jensenie. Piękny mamy wieczór. Ogromnie się cieszę, że wreszcie mogę cię poznać. Nazywam się Ellen Ipsen i nie mogę się doczekać tego tygodnia, w którym nie będę cię odstępować na krok.

Parsknąłem niepohamowanym śmiechem i wyciągnąłem rękę.

– Ależ cała przyjemność jest zdecydowanie po mojej stronie. Ja również jestem ogromnie ciekaw, co nam przyniesie ten tydzień. – Uścisnęliśmy sobie ręce. Kątem oka dostrzegłem, że przyjechał nasz samochód. – Jeśli nie przywiozłaś innych ubrań, kiedy tylko dotrzemy do hotelu, będziemy musieli coś z tym zrobić, bo nie wytrzymasz całego tygodnia w tym płaszczu i tych butach.

Spojrzała w dół na swoją odzież wierzchnią i lśniące skórzane kozaczki.

– Mam tylko to.

– Zajmiemy się tym zaraz po kolacji.

Rozdział 2

Ellen

W ciemności za oknem przesuwał się śnieżny krajobraz. Gdzieniegdzie migały światła w oknach domów, ale były rozproszone. Jensen szarmancko umieścił moją walizkę w bagażniku, ale od chwili gdy wsiedliśmy do samochodu, ani na moment nie przestał rozmawiać przez telefon. A ponieważ siedzieliśmy obok siebie, nie mogłam nie słyszeć, co mówi. Wypełniał spory fragment przestrzeni samochodu nie tylko fizycznie, ale i werbalnie. Odwróciłam głowę w stronę okna i ciemności, żeby przynajmniej udawać, że nie słucham jego rozmowy.

– Wyłącznie ekologiczne materiały, nawet w skarpetach. Tu nie będzie żadnego kompromisu. – Jego głos był stanowczy. Ten ktoś w słuchawce nie mógł mieć wątpliwości, że Jensen mówi serio. – Nie chcę powtórki z sytuacji na Wschodzie, gdzie na zewnątrz wszystko było ekologiczne i przyjazne planecie, a gdy się wniknęło głębiej, pokazywało się coś zgoła innego. Zostaliśmy z dziesięcioma tysiącami koszulek, które nie nadawały się do sprzedaży.

Musiało chodzić o tę jego markę odzieżową. Zanotowałam sobie w głowie, żeby go o to zapytać. Wygooglowałam jego kolekcję i sklep internetowy. Świetne ciuchy sportowe, bielizna narciarska – o, to by mi się teraz przydało – torby i sprzęt turystyczny. Wszystko z ekologicznych materiałów pochodzących z recyklingu i oczywiście cały zysk szedł na cele charytatywne. Mr Jensen Jones był dwumetrowym aniołem. Zawsze mnie ciekawiło, jak on się wciskał do bolidu Formuły 1. Dodałam w głowie kolejną notatkę. Samochód podjechał pod hotel zbudowany z drewna. Obrazek jak ze świątecznej pocztówki. Przed wejściem stały sanie zaprzężone w renifera. Dziewczynkom się spodoba. Wyjęłam telefon i zrobiłam zdjęcie.

– Sielsko, prawda? – Jensen pokiwał głową. Zaraz, czyżby miał się na dodatek okazać niepoprawnym romantykiem?

– Wygląda, jakby Mikołaj tu przystanął na kolację – potwierdziłam i otworzyłam drzwi samochodu. Ale gdy tylko spróbowałam zrobić krok, z głośnym świstem odjechała mi stopa. Na ziemi była szklanka, moje podeszwy zupełnie straciły przyczepność. – Au! – zawyłam lądując na tyłku.

– Nic ci nie jest, Elso? – Jensen obiegł samochód szybciej niż błyskawica i wyglądał na szczerze zmartwionego.

– Ellen – warknęłam, ale złapałam jego wyciągniętą rękę i dałam mu się postawić na nogi. – Nie, wszystko w porządku. Ale tu jest lodowisko.

– Tak, i dlatego to będzie problem. – Znów wskazał na moje niepraktyczne obuwie. – Spróbujemy ogarnąć ci jakieś buty na jutro rano, ale na pozostałe ubrania pewnie będziemy musieli zaczekać, aż skończymy testy na lodzie. Powiedz, jak właściwie sobie wyobrażałaś to miejsce. – Oparł ręce na biodrach. – Odśnieżone chodniki i kawiarniane ogródki z lampami grzewczymi?

– A ty musisz być takim dupkiem? Tak się składa, że przyjechałam tu prosto ze spotkania w cywilizowanym świecie. Oczywiście, gdyby twój menedżer przysłał mi program, wiedziałabym, czego się spodziewać, ale nie, niestety to okazało się niemożliwe. – Zarzuciłam sobie torebkę na ramię, złapałam uchwyt walizki i zaczęłam ją ciągnąć, ale ani drgnęła.

– Śnieg – oznajmił upierdliwiec tygodnia i mistrz przetrwania w dziczy. – Nie pociągniesz jej w śniegu.

Podniosłam więc bagaż i szybkim krokiem wyminęłam Jensena. „Żeby się tylko nie przewrócić, tylko się nie przewróć”, zaklinałam w myślach. A może w ogóle powinnam dać sobie z tym spokój. Facet ewidentnie ma mnie za amatorkę, która nie wie, co robi. Tylko dlaczego w takim razie prosił, żebym to ja napisała artykuł?

– Dlaczego mnie wybrałeś? – wypaliłam w drzwiach hotelu.

– Bo jesteś najlepsza i sama zawodowo uprawiałaś sport. – Nonszalancko wzruszył ramionami. – Tylko…

– Tylko co? – nie mogłam opanować ciekawości.

– W twoim CV nie było słowa o naburmuszonej Elsie w nieodpowiednich butach. – Roześmiał się z własnego czerstwego żartu.

– Elsa z Krainy Lodu? – Widziałam ten film milion razy. Dziewczynki go uwielbiały. Miały nawet kostiumy Elsy i Anny.

– Być może. – Jego twarz rozjaśnił kolejny zniewalający uśmiech.

Musiałam odwrócić wzrok, żeby się nie uśmiechnąć. Gdyby nie ten niefortunny początek znajomości, zdecydowanie moglibyśmy razem całkiem miło spędzić czas. Jensen był przystojny, pociągający i zabawny. Zabójcza mieszanka.

– Witamy w Kittilӓ, rodzinnym mieście Świętego Mikołaja. – Recepcjonista miał na głowie mikołajową czapkę, chociaż był dopiero pierwszy grudnia.

– Przecież Mikołaj jest z Grenlandii – odburknęłam, tłumiąc uśmiech.

– Nieprawda. Mikołaj mieszka tu, w Laponii. Za drzwiami stoi jeden z jego reniferów. – Wskazał miejsce, z którego właśnie przyszliśmy.

Pokręciłam głową i spróbowałam przybrać stosowny wyraz twarzy. Na ustach Jensena za to znów pojawił się ten uśmieszek. Bez przesady, to nie było aż takie zabawne.

– Chata już na państwa czeka. Proszę się rozgościć. Gdy będą państwo gotowi zamówić jedzenie, proszę zadzwonić, a my je przyniesiemy. – Mikołajowa czapka spadła recepcjoniście na oczy, kiedy podawał każdemu z nas klucz.

– Jak to: chata? – spytałam zaskoczona.

– Zawsze, gdy tu jestem, zatrzymuję się w ich chacie… Więcej prywatności – wyjaśnił Jensen, zakładając plecak. Następnie zwrócił się do recepcjonisty: – Na jutro będziemy potrzebowali ciepłych butów, kurtki narciarskiej i spodni. Dasz radę to załatwić?

– Niestety, o tej godzinie wszystkie sklepy są pozamykane. – Mężczyzna wyglądał na szczerze zmartwionego.

– A buty? Może chociaż buty będziemy mogli od kogoś pożyczyć? – Jensen się nie poddawał. – Jaki nosisz rozmiar? – spytał mnie.

– Trzydzieści osiem – odparłam i jednak zrobiło mi się głupio, że o tym nie pomyślałam, kiedy się pakowałam na zimną północ.

– Możliwe, że moja żona będzie miała. Zapytam i przyniosę je wam do chaty.

– Nie, proszę sobie nie robić kłopotu – próbowałam zaprotestować, ale recepcjonista tylko machnął ręką. Czułam ciepło na policzkach i rumieniec, który się rozlewał od szyi na całą twarz. Popatrzyłam na Jensena, boleśnie zażenowana.

– Przepraszam, jest mi naprawdę głupio. Gdybym wiedziała…

– Daj spokój. Jest, jak jest, i zaraz temu zaradzimy. Chodźmy już. Jest późno, a jutro czeka nas wczesna pobudka.

Bez pytania złapał moją walizkę i ruszył przodem.

– Bardzo, ale to bardzo dziękuję za pomoc. Oczywiście za wszystko zapłacę – zapewniłam recepcjonistę, zanim ruszyłam za Jensenem.

– Nie ma za co. Dla Jensena wszystko. – Mężczyzna w mikołajowej czapce odprowadził mojego współlokatora wzrokiem pełnym uwielbienia.

Mieliśmy w tej chacie mieszkać tylko we dwoje. Trzymałam kciuki, żeby w niej były dwie sypialnie i dwie łazienki. Dzielenie domu było jak dla mnie odrobinę zbyt intymne. Liczyłam na własny pokój w hotelu, do którego będę mogła się wycofać, kiedy zechcę. Tymczasem wyglądało na to, że będziemy razem przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ale przede wszystkim naprawdę niepotrzebne mi było to urozmaicenie codzienności, którym okazały się jego ciało, głos i charyzma. Ten jego ciemnowłosy, dwumetrowy urok przyprawiony idealną ilością zarostu i mięśni widocznych nawet pod warstwami zimowych ubrań. I w ogóle on cały.

Jensen

Otworzyłem drzwi chaty. Z zewnątrz przywitały nas dwa zapalone lampiony.

– Home, sweet home – oznajmiłem i przytrzymałem Ellen drzwi.

W kominku trzaskał ogień i wnętrze chaty było już przyjemnie nagrzane. W koszu na stole czekał powitalny poczęstunek: owoce i orzechy. Dokładnie tak, jak lubię. Chata była niewielka, jednak wystarczająco duża dla dwóch osób. Mieliśmy dwie oddzielne sypialnie, ale wspólną łazienkę. Salon i kuchnia były połączone.

– Przytulnie tu – przyznała Ellen, stając na środku salonu.

– Dokładnie. To znacznie lepsze niż pokój w hotelu. Chodź, pokażę ci, gdzie będziesz mieszkać. – Już wcześniej postanowiłem, że oddam jej większy pokój, ten z biurkiem. Powinna to docenić. Wniosłem jej walizkę i oznajmiłem: – To tutaj. Łazienka jest wspólna, ale wchodzi się do niej bezpośrednio z pokojów, więc pamiętaj, żeby się zamknąć, kiedy będziesz z niej korzystać. – Dla żartu uniosłem znacząco brew.

Usiadła na łóżku, wysokim od niezliczonych poduszek, kołder i narzut.

– Co chcesz na kolację? – Powinniśmy już zadzwonić po room service. Była dwudziesta pierwsza, a ja nie żartowałem, mówiąc, że jutro zaczynamy przed świtem. Co mi przypomniało, żeby poprosić też o jakieś jedzenie i ciepłe napoje na drogę.

– Zamów dla mnie to samo, co dla siebie. Nie jestem wybredna. – Zdjęła buty i poruszała palcami u stóp. Kiedy się schyliła, żeby odstawić buty na bok, ciemne włosy zasłoniły jej twarz.

– Jasne. – Oparłem się o futrynę i przyjrzałem swojej współlokatorce. Jeśli zrobiła na mój temat jakikolwiek wstępny research, to powinna wiedzieć, że byłem weganinem. A to by oznaczało, że wreszcie mamy ze sobą coś wspólnego. Co za ulga!

Podniosła głowę, popatrzyła na mnie i ręką odsunęła włosy do tyłu. Prześlizgnąłem się wzrokiem po jej ciele. Była w dżinsach i golfie. Ale nawet w takim stroju budziła we mnie coraz silniejsze pragnienie, żeby ją rozebrać, sprawdzić, co się kryje pod spodem, i ją ogrzać.

– Zdążę się wykąpać? Palce u stóp zdrętwiały mi z zimna. – Wyrwała mnie z rozmyślań.

– Jasne. Najpierw muszę zamówić, więc pewnie trzeba będzie chwilę zaczekać. – Na szczęście udało mi się w miarę ogarnąć i odpowiedzieć z sensem. „Nie wolno ci iść z dziennikarką do łóżka. Nie wolno ci iść z dziennikarką do łóżka!”, powtarzałem sobie. Moje ciało najwyraźniej było fanem chłodnych brunetek, które nie potrafią się ubrać stosownie do pogody. Tak, jasne. Kogo ja próbowałem oszukać? Ellen Ipsen była niesamowicie pociągająca na swój własny, zdystansowany i ironiczny sposób. A fanem jej ponętnych kształtów byłem ja sam. Ten tydzień zapowiadał się ciekawie.