Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wspaniała opowieść o pokusie, w niezrównany sposób oddająca atmosferę upajającego niebezpieczeństwa i uczuciowych rozterek zakazanej miłości.
"The Daily Record"
Czy dla miłości warto rzucić wszystko?
Angelica, autorka doskonale sprzedających się książek dla dzieci, nawiązuje ożywioną korespondencję e-mailową z Jackiem. Szybko dochodzi do wniosku, że łagodny flirt nie zaszkodzi ani jej samej, ani jej małżeństwu. Nigdy nie naraziłaby przecież na niebezpieczeństwo swojego stabilnego związku ani szczęścia i spokoju ukochanych dzieci... Kiedy jednak pisarka wyjeżdża w trasę promocyjną do Republiki Południowej Afryki, jej rzeczywisty romans z Jackiem zaczyna się na dobre.
Niezwykła powieść o prawdziwym znaczeniu miłości i szczęścia. To książka dla każdej kobiety, która w pewnym momencie życia zadała sobie pytanie, co by było, gdyby...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 483
Duch ludzki to kalejdoskop złożony z milionów maleńkich lusterek, w których odbija się całe spektrum barw, w zależności od punktu, na który pada światło. Ma wiele płaszczyzn i jest nieograniczony w swym potencjale, jednak w tej skomplikowanej sali luster niektóre płaszczyzny nigdy nie mają szansy zalśnić, lecz wiecznie spoczywają w ciemności, ignorowane i ukryte.
Może zdarzyć się tak, że nigdy w pełni nie uświadomimy sobie naszej zdolności obdarzania miłością. Może zdarzyć się, że nigdy w pełni nie rozkwitniemy. Jednak czasami jakieś wydarzenie w naszym życiu pozwala nam uświadomić sobie, czym i kim moglibyśmy się stać, gdybyśmy pozwolili temu światłu odnaleźć ciemne i ukryte płaszczyzny naszej duszy. Wtedy dopiero widzimy, że mamy skrzydła i mieliśmy je zawsze…
W poszukiwaniu idealnego szczęścia
Pożądanie
Szczęście w życiu zależy od jakości naszych myśli.
W poszukiwaniu idealnego szczęścia
Londyn Wrzesień 2008
Angelica Lariviere wciągnęła majtki spanx i uważnie obejrzała się ze wszystkich stron w lustrach luksusowej łazienki, zaprojektowanej specjalnie dla niej przez Smallbone’a z firmy projektanckiej Devizes. Lustra otaczały z trzech stron wannę i umieszczone były na przeciwległej ścianie, nad dwoma umywalkami, na ich marmurowych blatach paliły się świece firmy Dyptique i stały piękne szklane flakoniki z perfumami. Angelica uwielbiała piękne rzeczy: promienie słońca przeświecające przez usianą kroplami rosy pajęczynę, mgłę nad lśniącym jak lustro jeziorem, antyczny żyrandol ze szkła, ptaki wśród gałęzi drzewka magnolii, gwiazdy i księżyc w pełni, Paryż, perfumy, melancholijny zaśpiew wiolonczeli, blask świec, poruszającą surowość wrzosowiska w środku zimy, śnieg. Jej wyobraźnia była o wiele bardziej wyrafinowana niż rzeczywistość. Pełne cudownych szczegółów jak zaczarowany ogród, jej sny i marzenia wylewały się na stronice fantastycznych książek dla dzieci, które pisała, powieści, w których życie nie znało żadnych ograniczeń, a piękno pojawiało się na skinienie dłoni. Ale najbardziej Angelica kochała miłość, ponieważ nic nie mogło równać się z tym uczuciem.
Zastanawiając się nad szybkim biegiem czasu, przypomniała sobie nagle tamten pierwszy pocałunek w Paryżu, pod latarnią na Place de la Madeleine. Olivier już nigdy nie pocałuje tak jak wtedy, ona sama nigdy nie poczuje dotyku skrzydełek setek maleńkich pszczółek, muskających od środka żołądek… I nie chodziło o to, że Olivier jej nie całował, ale o to, że pocałunek męża bardzo różni się od pocałunku kochanka. Pierwsze spotkanie nigdy się nie powtórzy. Małżeństwo, dzieci i życie rodzinne pogłębiły ich wzajemne uczucie, lecz zarazem skradły jakąś część magii, która kiedyś ich spowijała. Teraz byli raczej jak rodzeństwo. Angelica z nostalgią wróciła teraz myślami do tamtych bezcennych chwil, z nostalgią i pewnym żalem, że nigdy już nie doznają tak intensywnej miłości.
I właśnie w tym momencie do łazienki wkroczył ośmioletni Joe, czysty i zarumieniony, już w piżamie. Jego oczy rozszerzyły się z przerażenia na widok matki.
– Bleeee! – wykrzyknął, krzywiąc się boleśnie. – Znowu te majtasy!
Angelica wzięła kieliszek z winem i zaczęła ugniatać palcami wzburzone jasne włosy.
– Przykro mi, słonko, ale dziś wieczorem są mi koniecznie potrzebne – wyjaśniła, pociągając łyk schłodzonego sauvignon. – Albo wielkie majtasy, albo wielki brzuch, a ja dobrze wiem, co powinnam wybrać!
– Tatuś też ich nie lubi…
– To dlatego, że Francuzi lubią piękną bieliznę!
Pomyślała o pełnej delikatnych i eleganckich kompletów od Calvina Kleina szufladzie, której nigdy nawet nie otwierała, ponieważ wolała proste bawełniane majtki i biustonosze ze sklepu Marks & Spencer, i nagle zrobiło jej się smutno, że po dwójce dzieci i dziesięciu latach małżeństwa przestała starać się o seksowny wygląd. Pośpiesznie włożyła czarną sukienkę od Prady i spojrzała na synka.
– Lepiej? – zagadnęła, przybierając pozę modelki i posyłając mu zalotny uśmiech.
– Fiu! – Z piersi Joego wyrwało się melodramatyczne westchnienie.
Angelica przykucnęła i pocałowała go w policzek.
– Ładnie pachniesz – dorzucił.
– No, dobrze… Jeżeli chcesz, żeby dziewczyny cię lubiły, zawsze mów im, że pięknie wyglądają, pamiętaj! Jak to porządnie poćwiczysz, może któregoś dnia znajdziesz żonę…
– Nie zamierzam z nikim się żenić. – Joe objął ją mocno i oparł głowę na jej ramieniu.
– Och, kiedy trochę podrośniesz, na pewno zmienisz zdanie!
– Nie. Chcę być zawsze z tobą.
Oczy Angeliki wypełniły łzy wzruszenia.
– Skarbie, to najprzyjemniejsza rzecz, jaką mogłam usłyszeć.
Komu potrzebna magia, gdy ma takiego synka jak ty, pomyślała.
– Poproszę Pełnego Joego – szepnęła.
Chłopiec przytulił się do niej i zachichotał.
– O, jak miło…
– Mogę pooglądać Mrówkę bandytę?
– Proszę bardzo!
Joe chwycił pilota do telewizora, wspiął się na łóżko matki i zawołał siostrę. Angelica usłyszała, jak sześcioletnia Isabel biegnie do nich przez korytarz.
Odwróciła się do lustra i czubkiem palca starła smużkę tuszu do rzęs z dolnej powieki. Ten chłopak będzie kiedyś łamał serca dziewczynom, pomyślała, robiąc krok do tyłu, żeby lepiej przyjrzeć się swemu odbiciu. Nie najgorzej, oczywiście dzięki majtasom spanx. Wyglądała całkiem szczupło. Ogarnięta falą entuzjazmu, weszła do robionej na zamówienie garderoby i wyjęła dawno nienoszony czarny pasek z ładną złotą klamrą w kształcie motyla, który kiedyś znalazła na pchlim targu w Portobello. Wróciła przed lustro, zapięła klamrę, wsunęła stopy w czarne szpilki bez palców i pełnym podziwu spojrzeniem ogarnęła swoją cudownie odmienioną sylwetkę.
Joe i Isabel gawędzili na jej łóżku, co chwilę zanosząc się niepohamowanym, typowym dla małych dzieci śmiechem. Drzwi otworzyły się nagle i do pokoju wszedł Olivier, z pewnością siebie człowieka przywykłego do roli osoby dominującej w domu.
– Cuchnie tu jak w burdelu! – Włączył światło. – Dzieci powinny być już w łóżku…
– Są w łóżku, naszym! – zaśmiała się Angelica. – Cześć, kochanie!
Zmarszczył brwi i zdmuchnął świece, dobrze wiedząc, że Angelica o tym zapomni.
– Widzę, że nalałaś sobie kieliszek wina… Też chętnie bym się napił!
– Marny dzień?
Zdjął krawat.
– Marny okres, nastrój w City jest naprawdę zły. – Wszedł do garderoby i powiesił marynarkę na wieszaku. – Odebrałaś moje rzeczy z pralni chemicznej? Chciałbym włożyć tę marynarkę od Gucciego.
Angelica zaczerwieniła się gwałtownie.
– Zapomniałam, przepraszam!
– Merde! Czasami naprawdę zastanawiam się, co dzieje się w tej twojej pustej głowie!
– W tej pustce kryje się cały świat, wiesz? – Angelica postukała palcem w swoją skroń, starając się nie stracić dobrego nastroju. – Ostatecznie płacą mi za to, co produkuje moja wyobraźnia!
– Zapamiętujesz wątki tych swoich fantastycznych powieści, ale zapominasz odebrać moje rzeczy z pralni! Do tej pory nie odebrałaś spodni od krawca, a prosiłem cię o to kilka tygodni temu! Gdybyś ty wykonywała moją pracę, wylądowalibyśmy na ulicy!
– I właśnie dlatego wykonuję inną! Przepraszam, naprawdę.
– Nie przepraszaj! Wyraźnie widzę, jakie miejsce zajmuję w twojej hierarchii ważnych spraw!
– Nie złość się, kochanie, proszę. Idziemy na kolację i będziemy się dobrze bawić, zapomnisz o City i marynarce od Gucciego! – Stanęła za plecami męża i objęła go w pasie. – Dobrze wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy.
– Więc bądź aniołkiem i zrób mi drinka, dobrze? I zagoń dzieci do łóżek! Letnie wakacje trwają zdecydowanie za długo! Kiedy zaczyna się szkoła?
– W czwartek.
Olivier z irytacją pociągnął nosem.
– Wreszcie! – Zdjął spodnie i starannie je powiesił, jak zwykle skrupulatnie porządny. – Idę wziąć prysznic!
– Jak wyglądam?
Zerknął na nią, wyjmując złote spinki z mankietów koszuli.
– Po co ten pasek?
– Bo tak jest modnie, skarbie!
– Dlaczego próbujesz podkreślić sylwetkę w miejscu, gdzie jest najszersza?
Spojrzała na niego ze zdumieniem.
– W miejscu, gdzie jest najszersza? – powtórzyła niepewnie.
Roześmiał się i pocałował ją w szyję.
– Zawsze wyglądasz pięknie, najdroższa!
Patrzyła, jak zdejmuje koszulę i rzuca spinki do skórzanej szkatułki, stojącej na desce do prasowania. Chociaż natura poskąpiła mu imponującej postury i wysokiego wzrostu, był atrakcyjnym mężczyzną. Miał niezłą muskulaturę, ponieważ regularnie grywał w tenisa na kortach Queen’s albo biegał po Hyde Parku, jeśli któryś z jego trzech kumpli od tenisa nie mógł przyjść. Był typowym Francuzem, o gęstych kasztanowych włosach, lekko falujących i sczesanych z czoła, i gładkiej oliwkowej cerze, która nie bladła nawet zimą. Miał ładne rysy, długi, arystokratyczny nos i błękitne jak niezapominajki oczy w oprawie błyszczących czarnych rzęs. Kiedy się spotkali, uwagę Angeliki zwróciły jego wargi, których jeden kącik unosił się w lekkim uśmiechu. Wtedy zdarzało się to często, lecz teraz trzeba było mocno się napracować, żeby wargi Oliviera przynajmniej zadrgały z rozbawienia. Ubierał się z elegancją prawdziwego paryżanina, w szczególny sposób dbając o odpowiedni dobór butów, które zawsze były starannie wypolerowane, oraz garniturów, kupowanych wyłącznie w najlepszych salonach mody. Olivier przywiązywał ogromną wagę do dobrego wyglądu i nie szczędził pieniędzy na rzeczy z takich firm, jak Turnbull & Asser czy Gucci. Lubił elegancko wyglądać i tego samego wymagał od Angeliki.
Angelica położyła dzieci z pomocą Sunny, gosposi, i podała whisky z lodem mężowi, który właśnie wyszedł spod prysznica, roztaczając dookoła aromat drzewa sandałowego. Olivier nawet nie zauważył, że zdjęła pasek i odłożyła go na półkę w garderobie razem z radością, którą wcześniej promieniała. Straciła całą ochotę na wieczorne wyjście, chociaż Scarlet, gospodyni przyjęcia, była jedną z jej najbliższych przyjaciółek. Czuła się teraz jak parciany worek na kartofle.
Kiedy sięgała po torebkę, w okienku leżącej obok komórki pojawiła się wiadomość: Przyjedź zaraz, proszę. Jesteś mi potrzebna. Kate. Serce Angeliki podskoczyło ze zdenerwowania. Kate znowu wpakowała się w jakieś kłopoty! Zerknęła na zegarek. Kate mieszkała przy Thurloe Square, po drodze do domu Scarlet, który znajdował się w Chelsea. Jeśli się pospieszy, może uda jej się złapać taksówkę, a z Olivierem spotka się na miejscu.
Reakcja męża Angeliki była łatwa do przewidzenia. Westchnął niechętnie i zaklął pod nosem, nie szczędząc ostrych słów, aby odpowiednio podkreślić swoje rozdrażnienie.
– To dopiero jest aktorka! – warknął. – A ty lecisz na każde jej skinienie, zupełnie jakbyś była jakąś cholerną damą dworu, która nie jest w stanie przejrzeć wszystkich tych machinacji!
– Kate łatwo wpada w przygnębienie, a teraz najwyraźniej jest w okropnym stanie.
– Całe życie jest w okropnym stanie!
– To nie jej wina, że Pete ma romans!
– Doskonale go rozumiem! Gdybym był jej mężem, miałbym jeden romans za drugim!
– Mam nadzieję, że to nie jest groźba!
– Nigdy w życiu, mój aniele. To, że składamy się z wielu przeciwieństw, dobrze robi mojej duszy: ja jestem materialistą, ty osobą eteryczną, duchową. – Zaśmiał się, zadowolony z dokonanej analizy. – Cóż, jedź do niej, spotkamy się u Scarlet, tylko nie bądź na miejscu później niż o ósmej trzydzieści, dobrze? Powiem im, że musiałaś zająć się kryzysową sytuacją, twoja zaprzyjaźniona dama dworu Kate na pewno to zrozumie! Tak czy inaczej, Scarlet nie będzie zachwycona, jeśli się spóźnisz.
Kiedy wychodziła, zauważył jej torebkę, leżącą na łóżku, obok błyszczyka do ust i puderniczki.
– Aniołku, jak zapłacisz za taksówkę, jeżeli nie weźmiesz torebki?! – zawołał ze zniecierpliwieniem.
Angelica zawróciła, pozbierała rzeczy i wybiegła z domu.
Narzuciła na ramiona kaszmirowy szal i złapała taksówkę na Kensington Church Street. Jak na wrzesień wieczór był bardzo chłodny. Szare chmury, gęste jak owsianka, wisiały nisko na niebie i coraz wcześniej robiło się ciemno. Niektóre drzewa miały już pomarańczowe liście. Ulice pełne były ludzi, którzy wrócili z wakacji tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego, samochody poruszały się wolno i przed pałacem Kensington utworzył się korek. Angelica była zadowolona, że jedzie w przeciwnym kierunku.
Taksówkarz wyrwał ją z zamyślenia ponurymi uwagami na temat braku słońca i kolejnego mokrego lata.
– Globalne ocieplenie – oświadczył smętnie. – Dobrze chociaż, że Boris jest burmistrzem, a Cameron zmiecie Browna. Nie wszystko jest źle!
Angelica wysiadła przed białym domem Kate z dwoma drzewkami laurowymi strzegącymi lśniących różowych drzwi i nacisnęła dzwonek. Z wewnątrz dobiegły ją dźwięki piosenki Mamma Mia i kobiece głosy. Próbowała zajrzeć do środka, ale zasłony były szczelnie zaciągnięte. Przez głowę przemknęła jej myśl, że może wiadomość była stara i u Kate odbywa się jakieś przyjęcie, które ona zaraz zakłóci.
Drzwi otworzyły się w końcu i stanęła w nich Kate w kaszmirowym szlafroku, z butelką chardonnay w jednej ręce i z papierosem w drugiej. Twarz miała mokrą od łez, tusz do rzęs rozmazany na zapuchniętych powiekach, krótkie brązowe włosy odgarnięte do tyłu i obwiązane apaszką od Hermèsa. Wyglądała jak mała zrozpaczona dziewczynka.
– Och, Angelico, dziękuję, że przyjechałaś! Jesteś moją prawdziwą przyjaciółką!
Angelica nie była jedyną prawdziwą przyjaciółką Kate. W salonie siedziały już Letizia i Candace, obie równie zdezorientowane jak świeżo przybyła.
– Co się dzieje? – wyszeptała Angelica, pogrążając się w obłoku perfum „Fracas”, ulubionego zapachu Letizii.
– Nie mam pojęcia, kochanie! – Włoski akcent Letizii kusząco otulał angielskie słowa, zupełnie jak puszysty koci ogon. – Wiem dokładnie tyle, co ty…
– Gdzie są dzieci?
– U matki Kate.
– A Pete?
– W Moskwie.
– Szczęściarz z niego.
– Esatto, skarbie! Mężczyźni źle znoszą kobiece łzy, zwłaszcza te, których sami są przyczyną.
– Zrobię wam drinka – odezwała się Kate, wychodząc chwiejnym krokiem z pokoju.
Angelica opadła na krzesło.
– Gdybym wiedziała, że wy dwie tu jesteście, nie zawracałabym sobie głowy. Olivier będzie wściekły, jeśli spóźnię się na kolację.
– Uważasz, że masz problem? – Candace uniosła idealnie wyrównane brwi. – Powinnam być teraz w teatrze!
– Jesteś dla niej taka dobra – rozczuliła się Letizia.
– Nie, jestem idiotką! – Urodzona i wychowana w Nowym Jorku Candace nigdy specjalnie nie przebierała w słowach. – Wysłałam Harry’emu SMS-a, że spotkamy się w czasie przerwy, ale jest taki wściekły, że w ogóle nie odpowiedział. Jeżeli dalej będę robić takie numery, rozwiedzie się ze mną!
– Kate jest potwornie chuda. – Zielone oczy Letizii spoczęły na drzwiach do holu. – Zupełnie jakby od tygodni nie jadła żadnych węglowodanów. Trochę jej zazdroszczę, jeśli mam być szczera.
– Najszybciej chudnie się ze zmartwienia – oświadczyła Candace. – Powinni sprzedawać je w buteleczkach.
– Myślicie, że Pete ją zostawił? – zapytała Angelica.
– Skądże znowu, przecież oni oboje są od siebie uzależnieni! – Candace ze zniecierpliwieniem popatrzyła na swoje zadbane różowe paznokcie. – Jedno wpędza drugie w stres, praktycznie nieustannie! Co ona tam robi? Wyciska sok z winogron na to wino, czy co?
– Mamy przed sobą bardzo długi wieczór, jak dwa razy dwa – westchnęła Letizia.
W końcu Kate wróciła z otwartą butelką wina.
– Nie mogłam znaleźć korkociągu! – zaniosła się pijackim chichotem, wtykając papierosa między wargi. – Pewnie łamiecie sobie głowy, dlaczego tu jesteście.
– To twoje urodziny, a my kompletnie o nich zapomniałyśmy!
Letizia rzuciła Candace ostrzegawcze spojrzenie.
– Co się stało? – zapytała łagodnie i poklepała miejsce na kanapie obok siebie.
Kate z ciężkim westchnieniem osunęła się na miękkie poduszki. Candace wyjęła butelkę z jej ręki.
– Chyba muszę się trochę wzmocnić – wymamrotała.
– Spóźniam się – obwieściła Kate mrocznym tonem.
– Skarbie, wszystkie ciągle gdzieś się spóźniamy! – rzuciła Candace.
– Ale tu nie chodzi o spóźnienie do teatru czy na imprezę. – Kate omiotła przyjaciółki znaczącym spojrzeniem.
– Ach, o to chodzi! – Candace znowu uniosła brwi. – Co za niespodzianka! Wydawało mi się, że oboje ciągle skaczecie sobie nawzajem do gardła, nie do łóżka!
– Zrobiłaś test? – spytała Angelica.
– Nie, i właśnie dlatego was zaprosiłam. Potrzebuję moralnego wsparcia, żeby go zrobić.
– Nie zrobiłaś testu? – zirytowała się Angelica.
Może test da wynik negatywny, nigdy nie wiadomo. Niewykluczone, że przyjechały tu zupełnie bez sensu.
– Więc może będziesz miała jeszcze jedno dziecko, co w tym złego? – Candace nalała sobie trochę wina.
– Tak, dziecko pomoże wam dojść do porozumienia, zbliżyć się do siebie od nowa! – zamruczała zachęcająco Letizia. – Nie ma nic bardziej romantycznego niż takie maleństwo, kochanie!
Kate potrząsnęła głową, a jej oczy napełniły się łzami.
– Nie w tym wypadku. – Przygryzła dolną wargę. – Jeśli jestem w ciąży, to nie wiadomo z kim.
– Czyżby coś mi umknęło? – wykrztusiła z trudem Candace.
– Nie tobie jednej – mruknęła Angelica.
Wszystkie trzy pytająco popatrzyły na Kate.
– Pozwoliłam sobie na skok w bok, tylko na jedną noc. To był błąd. Pete był wtedy z tą swoją starą zdzirą, a ja wpadłam w rozpacz. Idiotka ze mnie, wiem. Teraz nie ma już dla mnie ratunku. Na domiar złego jestem modelką i nie zatrudni mnie nikt poza tymi agencjami od paskudek.
– W tym stanie? – prychnęła Candace. – Będziesz miała szczęście, jeżeli w ogóle ktoś cię zatrudni!
– To był tylko ten jeden jedyny raz, za który będę pokutować do końca życia.
– Kto to jest?
– Nie mogę wam powiedzieć! Za bardzo się wstydzę.
Angelica zmrużyła oczy, rozważając możliwe kandydatury. Letizia objęła chudziutkie ramiona Kate i przytuliła ją, otaczając chmurą delikatnego kaszmiru i perfum.
Candace spojrzała na zegarek.
– Nie chcę być nieuprzejma, ale Jeremy Irons nie będzie czekał, aż raczę pojawić się na drugi akt! Mogłybyśmy przejść do rzeczy?
– Przepraszam. – Kate wstała, przygotowując się na chwilę prawdy. – Jesteście dla mnie bardzo, bardzo dobre.
– Masz test? – zapytała Letizia. – To, co masz zrobić jutro, zrób dzisiaj.
Kate wskazała stół, na którym leżały cztery pudełka.
– Tak na wszelki wypadek. No, wiecie.
– Jasne, wiemy, testy zwykle kłamią! – Candace sięgnęła po tekturowe pakieciki. – No, Kate, chodźmy na górę!
Letizia przyniosła szklankę z kuchni, Candace podała testy, natomiast Angelica pomogła ofierze własnej nierozwagi wejść na piętro i wepchnęła ją do łazienki obok sypialni.
– Teraz tylko dobrze celuj! – Candace rzuciła się na olbrzymie łoże Kate i pogłaskała brunatną futrzastą narzutę. – Milutkie w dotyku.
– Czyje to może być? – zasyczała Angelica.
– Na pewno Ralpha Laurena – odparła Candace.
– Nie mówię o narzucie, tylko o dziecku! Kto może być jego ojcem?
– Cóż…
– Robbie? – podsunęła Letizia.
– Jaki Robbie?
– Jej trener!
– Nie, to byłby zbyt wielki banał! – Candace lekceważąco machnęła ręką. – Powiedziałaby nam zresztą, gdyby chodziło o niego! To musi być ktoś, kogo znamy. Ktoś z naszego środowiska.
– Nie mogę się wysiusiać! – jęknęła Kate z łazienki. – Za bardzo się zestresowałam!
– Odkręć kran – poradziła jej Letizia.
– Zabiję ją, jeśli okaże się, że to fałszywy alarm! – zagroziła Candace.
Angelica spojrzała na zegarek.
– Możliwe, że Oliver cię wyręczy i zadusi ją pierwszy! – rzuciła. – Boże, jest już ósma trzydzieści!
– Jak tam leci?
– Teraz nie mogę przestać! – Panującą w łazience ciszę przerwał donośny krzyk. – Nie mieści się w szklance, pomocy!
Angelica, Candace i Letizia zamilkły. Kate wystawiła głowę zza drzwi.
– Jesteście tu?
– A jakże! – odparła Candace. – Nie mamy przecież nic lepszego do roboty, jak tylko czekać, aż się wysikasz.
– I co? – zapytała Letizia.
– Jeszcze nie zrobiłam testu. – Kate wynurzyła się z łazienki ze szklanką w ręku. – Okropnie się boję.
– O, nie! Za dużo informacji! – Candace zasłoniła oczy.
– Musicie zrobić to razem ze mną. – Kate wręczyła pudełeczko każdej przyjaciółce.
– To jakieś szaleństwo! – obruszyła się Candace, jednak wzięła pudełko i otworzyła.
Letizia rzuciła puste opakowanie na łóżko.
– Jestem przekonana, że wynik będzie negatywny – oświadczyła. – Czego mamy wypatrywać?
– Urodziłaś się wczoraj, czy co? – zdumiała się Candace. – Niebieskiego paseczka! I lepiej sprawdźcie, co z moim.
– Mam wrażenie, że cofnęłam się o kilka lat! – Angelica z nostalgią popatrzyła na test. – Teraz żałuję, że nie urodziłam jeszcze jednego dziecka.
– Możesz wziąć sobie moje! – burknęła Kate.
– To niemożliwe, niestety.
Cztery kobiety zanurzyły testowe patyczki w moczu pani domu.
– Chyba zaraz zwymiotuję – jęknęła Kate.
– Ty zwymiotujesz? – skrzywiła się Candace. – To przynajmniej twoje własne siuśki!
Angelica wyciągnęła swój patyczek z moczu i zobaczyła, jak w malutkim okienku pojawia się błękit. Ogarnęła ją fala współczucia dla przyjaciółki.
– To twoje dziecko, Kate – odezwała się cicho.
Wszystkie trzy popatrzyły na swoje testy i przeniosły wzrok na Kate.
– Są jakieś wyniki negatywne? – spytała Letizia z nadzieją w głosie.
Zdecydowanie potrząsnęły głowami. Kate bezwładnie osunęła się na łóżko.
– Cholera jasna! Co ja teraz zrobię?!
– A co chcesz zrobić? – Letizia usiadła obok i otoczyła Kate ramieniem.
– Nie macie pojęcia, jak ciężko harowałam na ten brzuch! – Kate wybuchnęła płaczem. – Teraz wiem już, co jest grane, i nawet nie mogę zapalić papierosa ani napić się wina! Równie dobrze mogłabym wstąpić do zakonu!
– Trochę za późno – mruknęła Candace.
Kate położyła dłoń na brzuchu.
– Gdybym miała pewność, że jest Pete’a, nie byłoby tak źle, prawda? Ale jeżeli nie jest jego? Przecież on od razu zgadnie, mężczyźni zawsze wiedzą, czy dziecko jest ich, czy nie! Widzą podobieństwo albo nie!
– Nie zawsze – zauważyła Letizia.
– Och, oni naprawdę zawsze wiedzą! – parsknęła Candace. – Dzięki temu ojcowie nie pożerają swoich dzieci!
– Nie musisz podejmować decyzji już teraz – powiedziała Angelica, świadoma, że z każdą chwilą jest coraz bardziej spóźniona. – Daj sobie parę dni na przemyślenie całej sytuacji!
Zaczerwienione oczy Kate spoczęły na sukience Angeliki.
– Przydałby ci się pasek. – Pociągnęła nosem.
– W domu włożyłam pasek, ale Olivier powiedział, że w ten sposób podkreślam swoją sylwetkę w najszerszym miejscu.
Kate na moment zapomniała o własnym nieszczęściu.
– Co powiedział?!
– Mam nadzieję, że obcięłaś mu jaja! – Candace nie zamierzała ukrywać najszczerszego oburzenia.
– Nie, zdjęłam pasek.
– Ty głupia! Pozwalasz, żeby wycierał sobie buty twoim sercem? – Candace zaśmiała się czule. – I co my mamy z tobą zrobić?
– Chyba potrzebne mi nowe ciało.
Letizia westchnęła.
– Nie, skarbie, nie nowe ciało, tylko nowy mąż!
Kate z trudem dotarła do komody, wysunęła szufladę i wyjęła z niej pasek.
– Nie sprzeciwiaj mi się, bo kiedy się upiję, jestem niebezpieczna! – oświadczyła, zapinając pasek wokół talii Angeliki. – To nie jest najszerszy punkt twojej figury, niezależnie od tego, co mówi Olivier! Wyglądasz fantastycznie!
– Naprawdę! – przytaknęła Letizia. – Olivier powinien się wstydzić! Trzeba było wyjść za Włocha, słonko, oni uwielbiają puszyste kobiety.
– Najszersza część, co za bzdury! – Candace posłała Angelice pełen czułości uśmiech. – To ego Oliviera jest tak szerokie, że z trudem mieści się w drzwiach! Powtórz mu to i zobaczymy, czy będzie zadowolony. Idź na tę imprezę i rzuć ich wszystkich na kolana, skarbie!
– Skoro rozprawiłyśmy się już z twoim problemem, pogadajmy o mnie! – przypomniała Kate.
Candace mocno ją uściskała.
– Angelica ma rację – powiedziała. – Przemyśl to sobie dokładnie, poczekaj parę dni! Zadzwoń do mnie rano, dobrze? Letizia utuli cię do snu.
– Wychodzisz? – zapytała lękliwie Kate.
– Ale ja nigdzie się nie wybieram! – Letizia uśmiechnęła się uspokajająco.
Candace pociągnęła Angelicę do drzwi.
– Chodź, kochanie, wynosimy się!
Angelica objęła na pożegnanie Kate, której drobna twarz przypominała teraz buzię dziecka pierwszy raz pozostawionego przez rodziców w szkole z internatem.
– Zatelefonuję do ciebie z samego rana, oczywiście jeżeli Olivier nie zabije mnie za to spóźnienie.
– Dziękuję, że przyjechałyście. – Kate westchnęła. – Naprawdę doceniam to, że mnie wspieracie.
– Wiem! – odkrzyknęła Candace, zbiegając po schodach na parter. – I spodziewamy się solidnej nagrody w niebie! Najlepiej, żeby były to torby w stylu Birkin od Chanel i pantofle od Louboutina, dostarczane ciężarówkami i we wszystkich kolorach!
– Co za koszmar! – jęknęła Angelica, kiedy znalazły się na ulicy.
– Tym razem to prawdziwy koszmar – zgodziła się Candace. – Dokąd jedziesz?
– Na Cadogan Square.
– Podwiozę cię.
Candace przywołała ruchem dłoni kierowcę i po chwili przy krawężniku zatrzymał się lśniący czarny mercedes.
– Spóźnisz się do teatru!
– Powiem, że weszłam tylnymi drzwiami, co za różnica. Harry i tak jest już na mnie wściekły. Zresztą, jeśli o mnie chodzi, to na dzisiejszy wieczór mam już dosyć teatru!
– Myślisz, że ona gra?
– Całe jej życie to teatr, ale jednak wszystkie szczerze ją kochamy!
Kiedy wsiadały do samochodu, frontowe drzwi domu Kate otworzyły się i na schody wybiegła Letizia z torebką Angeliki w ręku.
– O Boże! – Angelica złapała się za głowę. – Znowu!
– Gdyby twój mózg nie był zamknięty w czaszce, zostawiałabyś go w najróżniejszych miejscach – zażartowała Candace.
– Zupełnie jakbym słyszała Oliviera.
– Nie, skarbie! Olivier wcale nie uważa, że masz mózg!
Budda mówi, że ból i cierpienie rodzą się z pożądania lub pragnienia; aby uwolnić się od bólu, musimy przeciąć więzy pożądania.
W poszukiwaniu idealnego szczęścia
Kiedy Angelica dotarła na miejsce, kolacja była w toku. Młody mężczyzna w czarnej kurtce à la Nehru poprowadził ją przez oświetlony świecami hol do jadalni, rozbrzmiewającej gwarem głosów i brzękiem kieliszków i pachnącej liliami. Gdy weszła, znajomi przywitali ją serdecznymi okrzykami i nieszkodliwymi żartami na temat spóźnienia. Bała się nawet zerknąć na Oliviera; cały czas czuła na sobie jego gniewne spojrzenia, rzucane z przeciwległego krańca stołu. Pani domu, ubrana w obcisłe skórzane spodnie i lśniące czarne wysokie buty, była łagodniej nastawiona – zerwała się z miejsca, obeszła stół dookoła i czule uściskała Angelicę, podzwaniając bransoletkami.
– Hej, laleczko! Dostałam wiadomość od Kate, ale nie mogłam wyjść. – Scarlet zniżyła głos. – Wszystko u niej w porządku?
– Opowiem ci później, bo to długa historia. Tak czy inaczej, Kate żyje i ma się nie najgorzej…
– To już coś! Masz ochotę na drinka?
– Wypiłam już jednego…
– Chyba powinnaś napić się jeszcze, bo jesteś blada jak ściana. Zaraz podręczę trochę Oliviera! Zobaczysz, że do deseru zmięknie i zapomni, że się spóźniłaś!
– Dzięki, Scarlet! Teraz mój mąż wygląda jak rozwścieczona bestia.
Olivier pochłonięty był rozmową z fascynującą Cateriną Tintello. Nic nie poprawiało mu nastroju tak skutecznie jak towarzystwo pięknych kobiet.
– Posłuchaj mnie teraz, skarbie – szepnęła Scarlet. – Po prawej masz przeuroczego Jacka Meyera z Repulibki Południowej Afryki, a po lewej mojego nieco mniej cudownego małżonka. Postaraj się dać Olivierowi solidny powód do zmartwienia, zrób to dla mnie, dobrze?
– Och, twój William jest naprawdę słodki!
– Tak, w moich oczach, ale Jack jest słodki w oczach wszystkich. Pozwól, że cię przedstawię.
Scarlet lekko dotknęła ramienia Jacka, który właśnie mówił coś do siedzącej po jego prawej ręce interesującej i tryskającej energią Stash Helm. Odwrócił się uprzejmie i wstał, górując nad kobietami niczym potężny niedźwiedź. Angelica poczuła, jak jej serce zaczyna mocniej bić na widok dużej, kudłatej głowy Meyera i jego szerokiego, zaraźliwego uśmiechu. Uśmiechnęła się w odpowiedzi, świadoma, że dokuczające jej napięcie topnieje pod wpływem uścisku jego ciepłej dłoni.
– Jack, poznaj Angelicę Lariviere – powiedziała Scarlet. – Angelico, Jack jest niepoprawnym flirciarzem, pamiętaj, że cię ostrzegałam!
– Kiedy kota nie ma, pies siedzi na ganku – odezwał się Jack, nie odrywając wzroku od Angeliki.
Młodej kobiecie bardzo spodobał się wesoły błysk w jego osłoniętych okularami oczach.
– Tego psa nie da się zatrzymać na ganku! – zaśmiała się Scarlet.
– Niektóre psy nie nadają się do trzymania na ganku – dodała Angelica.
– Wygląda na to, że sporo pani wie o psach.
– Angelica sporo wie na każdy temat – wtrąciła Scarlet. – Jest pisarką, i to bardzo znaną! Jack uwielbia książki, dlatego posadziłam was obok siebie.
Scarlet wróciła na swoje miejsce, a Jack podsunął Angelice krzesło.
– Pachnie pani pomarańczami – powiedział.
– Zbyt mocno?
– Nie. To zachwycający zapach.
Angelica była zafascynowana jego akcentem, niezbyt wyraźnym, lecz przywodzącym na myśl dotyk gorącego słońca i aromat żyznej czerwonej gleby.
Jack usiadł, wciąż nie spuszczając z niej oka.
– Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że panią znam.
Potrząsnęła głową i odwróciła wzrok, całkowicie rozbrojona intymnością jego spojrzenia.
– To chyba niemożliwe.
– Nie spotkaliśmy się wcześniej?
– Na pewno nie…
Roześmiał się cicho i rozłożył serwetkę na kolanach.
– Zabawne, bo ja naprawdę jestem przekonany, że skądś się znamy. Może z poprzedniego życia, kto wie…
Zanim zdążyła odpowiedzieć, odwrócił się do niej siedzący z lewej strony William. Z roztargnieniem cmoknęła go w policzek, słysząc, jak Jack podejmuje przerwaną rozmowę ze Stash.
– Świetnie wyglądasz! – William popatrzył na wywołane przez Jacka rumieńce na policzkach Angeliki. – Gdzie spędziliście lato?
William zawsze zachowywał się z uprzejmą rezerwą; cechował go nieco flegmatyczny spokój typowy dla Anglików z wyższych sfer. Angelica znała jego i Scarlet od wielu lat, oboje należeli do dobrego londyńskiego towarzystwa, a Scarlet zaliczała się do ścisłego kręgu jej najlepszych przyjaciółek. Angelica bardzo lubiła Williama, jednak w tej chwili wolałaby się odwrócić i porozmawiać z Jackiem.
Kątem oka obserwowała jego ruchy i w rezultacie prawie w ogóle nie słuchała, co mówił do niej William. Pierwsze danie zostało już zabrane ze stołu, podobnie jak talerze, i chociaż Jack rzucił jej tylko kilka uwag na temat jedzenia i wina, miała dziwne wrażenie, że są odizolowani od reszty gości, zupełnie jakby nagle znaleźli się tylko we dwoje na maleńkiej wyspie, skupieni wyłącznie na wzajemnej bliskości. Czuła jego ramię tuż przy swoim, ciepłe i w niezrozumiały sposób znajome, słyszała też głos, wypowiadający słowa z obcym akcentem. Jego śmiech był zaraźliwy i Angelica śmiała się w tych samych momentach co on, udając, że reaguje wesołością na wypowiedzi Williama. Pan domu poczuł się ogromnie dowcipny i w rezultacie zaczął wykazywać się niezwykłym ożywieniem.
W końcu, z wyraźną niechęcią, William odwrócił się do Hester Berridge, tęgawej, rumianej Angielki, która hodowała konie w Suffolk, podczas gdy jej mąż pracował w galerii Tate. Angelica przez parę chwil mogła skupić się na swoich myślach, ponieważ Jack nadal rozmawiał ze Stash. Powoli sączyła wino, z przyjemnym podnieceniem oczekując na dalszy rozwój wydarzeń. Spojrzała na męża, nadal pochłoniętego rozmową z Cateriną. Ich głowy prawie się stykały, a na twarzy Oliviera malował się łobuzerski uśmiech. Dawniej patrzył w taki sposób na nią, lecz było to w zamierzchłej erze, zanim się pobrali i pozwolili, aby tematem ich rozmów stały się prawie wyłącznie sprawy domowe. Teraz Olivier odrzucił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem, wtórując Catarinie. Angelice bynajmniej to nie przeszkadzało – jej mąż zawsze stanowił o wiele przyjemniejsze towarzystwo, gdy trochę sobie poflirtował.
– A więc wreszcie mogę porozmawiać z pisarką. – Jack skupił na niej spojrzenie tak intensywne, jakby była jedyną kobietą w pokoju, z którą warto zamienić parę słów.
Angelica zauważyła głębokie zmarszczki wokół jego ust i na skroniach, szczególnie wyraźne, gdy się uśmiechał, i nagle ogarnęło ją uczucie, którego nie zaznała od bardzo dawna – miała wyraźne wrażenie, że w jej brzuchu łopoczą skrzydełka pszczół lub malutkich motyli.
– Jakiego rodzaju książki pani pisze?
– Powieści fantastyczne dla dzieci. Pewnie nie wzbudziłyby pana zainteresowania, chyba że ciekawi pana magia i podróże w czasie.
– Oczywiście! Uwielbiam Tolkiena i przeczytałem całą serię o Harrym Potterze, od deski do deski! Pewnie jestem po prostu wielkim dzieciakiem.
– Jak większość mężczyzn. W trakcie procesu dorastania zmieniają się jedynie ceny ich zabawek!
Roześmiał się i kurze łapki na jego skroniach się pogłębiły.
– Moje książki dostarczają czytelnikom odrobiny rozrywki, to wszystko – dodała skromnie.
– Znacznie trudniej jest pisać książki dla dzieci niż dla dorosłych – zauważył Jack.
– Sama jestem chyba zbyt dziecinna, aby kurczowo trzymać się rzeczywistości.
– Który pisarz jest dla pani wzorem?
– Nie chciałabym, aby pan pomyślał, że porównuję się z wielkimi pisarzami, ale myślę o Phillipie Pullmanie w taki sam sposób, jak malarz o Michale Aniele…
– Dobrze jest wysoko mierzyć! Jeżeli skupi się pani na wytyczonym celu, jego osiągnięcie z pewnością stanie się tylko kwestią czasu. Phillip Pullman to prawdziwy geniusz. Pani wyobraźnia musi być wyjątkowo płodna…
– Och, ogromnie! – Roześmiała się. – Czasami sama gubię się w światach, które wytwarza.
– Też chciałbym się w nich zagubić. Rzeczywistość jest dla mnie zwykle aż za bardzo rzeczywista.
– Mam wrażenie, że ktoś taki jak pan jednak nie czułby się dobrze w moich światach.
– Dlaczego?
– Są zbyt… zbyt miękkie i puszyste, tak można by to określić. Trzeba przepłynąć przez morze waty, żeby do nich dotrzeć.
– Jestem dobrym pływakiem. – Patrzył na nią z pełnym uznania uśmiechem. – Pod jakim pseudonimem pani pisze?
– Jako Angelica Garner. To moje panieńskie nazwisko.
– Poszukam pani książek. Potrzebuję czegoś ciekawego na podróż do domu.
Zarumieniła się z radości.
– Co pan czytuje?
– Kiedy siedzę na ganku?
– Kiedy siedzi pan na ganku.
– Wiele rzeczy naraz. W każdym pokoju mam inną książkę. Lubię sensację, kryminały, powieści o miłości.
– O miłości? – Lekko uniosła brwi.
– Mam sporo kobiecych cech. – Zrobił zabawną minę.
– To mnie zaskakuje…
– Dlaczego? Powieść bez miłości jest jak pustynia! – Jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej intensywne. – Czy w życiu jest coś ważniejszego od miłości? Wszystko kręci się wokół niej! To dla niej jesteśmy na świecie, a kiedy go opuszczamy, miłość jest wszystkim, co zabieramy ze sobą.
– Zgadzam się z panem. – Zaskoczyła ją siła emocji w jego głosie.
– Jestem niespełnionym pisarzem – wyznał nieśmiało, bawiąc się łyżeczką. – Nigdy niczego nie opublikowałem, chociaż nie mogę powiedzieć, żebym nie próbował…
– Co pan pisze?
– Śmieci, najwyraźniej.
– Nie wierzę!
– Zajmuję się wszystkim po trochu, ale w niczym nie jestem mistrzem.
– Czym jeszcze się pan zajmuje poza pisaniem?
– W młodości chciałem zostać gwiazdą muzyki pop. – Skrzywił się, uprzedzając jej rozbawienie. – Miałem długie, skołtunione włosy, nosiłem skórzane spodnie, paliłem trawkę i brzdąkałem na gitarze. Teraz produkuję wino.
– Sądziłam, że jest pan poetą.
Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
– Powieść bez miłości jest jak pustynia.
Roześmiał się i potrząsnął głową.
– To tylko słowa beznadziejnego starego romantyka!
Przyglądała się, jak nakłada jedzenie na talerz, podziwiając lwią siłę jego profilu, duże, przypominające łapy dłonie, męską ogorzałość skóry, i pragnęła, aby ten wieczór nigdy nie dobiegł końca. Wszystko, czym był Jack, było tak inne od starannie wypolerowanego, europejskiego uroku Oliviera.
– Ma pan winnicę w południowej Afryce?
– Dobrze pani zna RPA?
– Nigdy tam nie byłam.
Na twarzy Jacka pojawił się wyraz zdumienia.
– Więc musi pani przyjechać! Mam piękną winnicę o nazwie Rosenbosch we Franschhoek. Na pewno byłaby pani nią zachwycona! No i mogłaby pani osadzić w niej akcję swojej nowej książki…
– Potrzebuję inspiracji, to prawda. Powoli zaczyna mnie męczyć to, co robię. Właściwie zastanawiam się teraz nad czymś trochę innym.
– To znaczy?
Zawahała się. Olivier pokpiwał sobie z jej zainteresowania ezoteryką, nie chciała więc narazić się na śmieszność w oczach Jacka.
– Nie jestem pewna, czy dojrzałam już do rozmowy na ten temat – odparła z zażenowaniem.
– Co to będzie? Opowieść o miłości?
– Nie.
– Kryminał?
– Nie.
– Powieść erotyczna?
Parsknęła gardłowym śmiechem.
– Jeszcze nie…
– Muszę wydobyć z pani, co to będzie! Jestem spod znaku Skorpiona, więc kiedy raz podejmę jakąś decyzję, nic mnie nie powstrzyma!
Jego spojrzenie było aż zbyt intensywne; musiała odwrócić wzrok.
– Nie jestem nawet pewna, jak się do tego zabrać, jeśli już w ogóle… Olivier uważa, że to zbyt ambitny projekt.
– Nieładnie, że nie wspiera żony!
– Ale uczciwie! Olivier jest bardzo szczery. – Zerknęła na swój pasek i wciągnęła brzuch.
– Tak czy inaczej, na pewno jest dumny z pani osiągnięć.
– Oczywiście – odparła, bez trudu wychwytując nutę kłamstwa w swoim głosie.
Olivier bynajmniej nie uważał, aby pisanie książek dla dzieci było trudne czy wymagające dużego wysiłku. Miała nadzieję, że jej nowy pomysł, a raczej jego realizacja, wzbudzi w nim większy podziw.
– Czy Olivier to ten przystojny Francuz? – Jack ruchem głowy wskazał męża Angeliki.
– Tak.
– Należy do psów, które trzymają się własnego ganku?
– Tak mi się wydaje. Trzyma się domu, ale dużo szczeka.
– Psy muszą szczekać! To podbudowuje nasze poczucie męskości.
– A jeżeli weźmie się je na odpowiednio długą smycz, generalnie rzecz biorąc, nie próbują uciekać z ganku! Oczywiście jeśli mają do dyspozycji duży ganek, tak jak Olivier.
– Szczęściarz z niego!
– Wiem. Ma największy ganek w całym Londynie.
Jack zmarszczył brwi.
– Chodziło mi raczej o to, że ma za żonę najpiękniejszą dziewczynę w Londynie.
Roześmiała się i utkwiła wzrok w talerzu.
– Scarlet ma rację, rzeczywiście jest pan niepoprawnym flirciarzem.
– Wcale nie, nie taki diabeł straszny, jak go malują, a pani naprawdę jest bardzo piękna.
Zbyła go krótkim spojrzeniem, odrzucając włosy do tyłu, on jednak ani na chwilę nie oderwał wzroku od jej twarzy.
– Lubię zmysłowe kobiety – ciągnął. – Kobiety o wielkich sercach, namiętne i gorące.
– Takie jak pana żona! – zakpiła łagodnie.
– Właśnie, takie jak moja żona!
Jego oczy błysnęły rozbawieniem i Angelica pośpiesznie przeniosła wzrok na kieliszek.
– O czym więc zamierza pani pisać?
– Nie mogę panu powiedzieć.
– I tu bardzo się pani myli! Jestem idealną osobą do rozmowy na ten temat, ponieważ mnie pani nie zna. Nie będę wydawał sądów, bo ja też pani nie znam. Szczerze mówiąc, jestem jedyną osobą, z którą mogłaby pani podyskutować!
Dolał jej wina i usadowił się wygodniej, przybierając wyczekujący wyraz twarzy.
– Jest pan bardzo natarczywy.
– Kiedy wiem, czego chcę.
– No, dobrze. – Pod wpływem wina nabrała odwagi. – Nie jestem przekonana, czy w dalszym ciągu chcę pisać młodzieżowe powieści. Chciałabym napisać coś o głębszym sensie życia. Może dodać inną warstwę, coś w rodzaju przenośni literackiej, coś, co dałoby do myślenia i czytelnikowi, i mnie. Chcę znaleźć ulotne szczęście, którego wszyscy szukamy. – Uniosła rękę, aby jej nie przerywał, i nagle pożałowała, że w ogóle zdecydowała się na tak osobiste zwierzenia. – Zanim zacznie pan się ze mnie śmiać, muszę zaznaczyć, że czytałam wszystkie te poradniki o samodoskonaleniu się, poszukiwaniu swego prawdziwego „ja” i o ezoteryce. Znam wszystkie banały, których w nich pełno, wszyscy je znamy. Sekret polega na tym, aby w praktyczny sposób wprowadzić je w życie. Nie każdy może zostać pustelnikiem i oddać się medytacjom w odludnych miejscach, jaskiniach i tak dalej, musi więc istnieć jakaś metoda odnalezienia niebiańskiego spokoju i życia w zwyczajnym świecie materialnym. Uważam, że życie to coś więcej niż mechaniczne przechodzenie od jednego zajęcia do drugiego, od jednej rozrywki do drugiej. Och, Boże, powiedziałam, co naprawdę myślę, i teraz może pan się śmiać do woli.
Jack poważnie pokiwał głową.
– Wcale się nie śmieję! Podejrzewam, że jest to najlepszy pomysł, na jaki mogła pani wpaść.
Twarz Angeliki rozjaśniła się w odpowiedzi na nieoczekiwaną pochwałę.
– Naprawdę tak pan myśli?
– Oczywiście! Wszystkich nas gna przez życie pragnienie szczęścia.
– A mimo tego tylu ludzi jest nieszczęśliwych!
– Bo tajemnym kluczem do szczęścia jest miłość.
Obrzuciła go uważnym spojrzeniem.
– Tyle to i ja wiem.
– W takim razie nie musi pani pisać tej książki!
– To nie takie proste. Czysta, bezwarunkowa miłość to uczucie, które w zasadzie się nie zdarza!
– Nieprawda! Przecież właśnie takim uczuciem darzy pani dzieci!
– Naprawdę? Byłabym gotowa zabić i umrzeć dla nich, ale wcale nie jestem pewna, czy kierowałby mną całkowity brak egoizmu. Potrzebuję moich dzieci, a to już nie ma nic wspólnego z altruizmem, prawda? Podam panu przykład. Niewykluczone, że lepsze wyniki w nauce osiągnęłyby w szkole z internatem, lecz ja nie jestem w stanie nawet wyobrazić sobie, że mogłabym się z nimi rozstać, więc chodzą do szkół w Londynie. To miłość warunkowa, prawda? Tymczasem prawdziwe szczęście rodzi się z miłości bezwarunkowej, i to nie tylko do dzieci.
– Cóż, ja dostrzegam tu pewien problem. Z trudem znoszę towarzystwo większości ludzi…
– Widzi pan? Jezus kochał wszystkich bezwarunkowo. Wszyscy wielcy duchowi mistrzowie głosili potrzebę absolutnej, pozbawionej egoizmu, bezwarunkowej miłości, takiej, która trwa bez względu i wbrew wszelkim przeciwnościom. Miłości niemożliwej dla nas, mniej uduchowionych istot. – Posłała mu żartobliwy uśmiech. – Nie mogę powiedzieć, abym darzyła Oliviera takim właśnie uczuciem.
Jack roześmiał się i spojrzał na Oliviera, teraz zajętego ożywioną rozmową ze Scarlet.
– Jakie więc są te warunki? – zagadnął.
– Nie potrafię ich wyliczyć, jest ich zbyt dużo! Musielibyśmy prowadzić tę rozmowę do białego rana.
– Szkoda, że nie mamy tyle czasu. – Zniżył głos. – Miłość, którą czuje pani do męża, uzależniona jest od jego zachowania wobec pani, kocha go pani, jeśli czuje się pani przy nim ożywiona, piękna i doceniona.
Uniosła brwi, zaskoczona mądrością i celnością jego analizy. Olivier nigdy nie chciałby rozmawiać z nią na taki temat.
– Jeśli przestanie pani czuć się przy nim dobrze, przestanie pani go kochać. Może nie rzuci go pani, lecz jakość pani miłości ulegnie zmianie.
– Ma pan absolutną rację. Olivier może sprawić, że czuję się zadowolona z siebie albo wręcz przeciwnie. Jego miłość może mnie zranić albo podnieść na duchu. Gdybym kochała go bezwarunkowo, nie miałoby dla mnie żadnego znaczenia, czy nadal mnie kocha, czy nie.
– Czysta miłość kocha nawet rękę, która wymierza jej cios.
– Nie umiałabym tak kochać!
Gdy nachylił się w jej stronę, wyraźnie poczuła muśnięcie płomienia jego charyzmatycznej osobowości. Można by pomyśleć, że jego ciało złożone było z ognia…
– To wspaniały pomysł na książkę, proszę mi wierzyć – powiedział.
– Miło mi, że tak pan mówi…
– Powinna pani nosić imię Sage, nie Angelica1!
Roześmiała się, całkowicie zaskoczona.
– Większość ludzi nie ma pojęcia, że angelica to nazwa zioła…
– Jestem człowiekiem ze wsi, znam zioła, kwiaty, krzewy i drzewa. Interesuję się także ptakami, namiętnie kocham całą przyrodę. Nie potrafiłbym długo wytrzymać w mieście, beton mnie przytłacza.
– Ja też kocham przyrodę, nie spędzam jednak dużo czasu poza miastem.
– Park to chyba za mało, prawda?
– Zdecydowanie! Na szczęście wychowywałam się w Norfolk, moi rodzice nadal tam zresztą mieszkają, w pięknym miejscu nad rozlewiskiem rzeki. Na plaży dosłownie roi się od ptaków.
– Ach, Norfolk, cel pielgrzymek wszystkich, którzy lubią obserwować ptaki!
– Skąd pan to wie?
– Kocham ptaki i kilka razy byłem w Norfolk. Pamiętam tysiące gęsi zimą, tłumy błotniaków popielatych, sikorek, mew, a nawet parę bąków.
– Żartuje pan!
Uśmiechnął się, zadowolony, że jej zaimponował.
– Mają wspaniałe nazwy, prawda?
– Rozpoznaje pan je wszystkie?
– Naturalnie! Mówiłem przecież, że znam się na ptakach.
– Faktycznie, mógłby pan być ornitologiem.
– Proszę przyjechać do Republiki Południowej Afryki! Mamy tam zatrzęsienie egzotycznych gatunków, między innymi małego zimorodka o malachitowo-szafirowym upierzeniu i odważnego dudka, który nawołuje „puuup, puuup, puuup” na cały ogród.
– Mój Boże, skąd tyle pan wie o życiu i przyrodzie?
– Człowiek, który kocha naturę, automatycznie stawia sobie istotne pytania, ponieważ stale styka się ze śmiercią i odrodzeniem wśród drzew i kwiatów. A kiedy patrzy daleko przed siebie, kiedy ogarnia wzrokiem rozległe przestrzenie, mimo woli myśli o własnej śmiertelności i czuje, że jest tylko małym ziarenkiem piasku na pustyni życia.
– Muszę chyba przetrzeć okulary!
– Cieszę się, że udało mi się dostarczyć pani inspiracji.
W zamyśleniu upiła łyk wina.
– Rzeczywiście, dostarczył mi pan inspiracji, i to nie tylko w dziedzinie ornitologicznej. Zamierzam spróbować wzbogacić moje książki o głębszą warstwę, wyruszyć na poszukiwanie idealnego szczęścia.
– Bardzo dobrze! I nie mówię dlatego, że uważam panią za atrakcyjną kobietę. Większość ludzi przechodzi przez życie z zamkniętymi oczami, mechanicznie, jak pani mówi, nie zadając sobie żadnych pytań co do jego znaczenia. Ja zadaję je sobie codziennie, może mi pani wierzyć. – Przez jego twarz przemknął cień, jakby nagle przyszło mu do głowy coś smutnego. – Wszyscy zmierzamy ku śmierci, ale ja chciałbym dowiedzieć się, co tu właściwie robię, zanim odejdę. I z całą pewnością chciałbym, aby moje ostatnie lata były pełne szczęścia.
Dopił wino, a stojący za jego plecami kelner natychmiast ponownie napełnił pusty kieliszek.
– Porozmawiajmy o czymś weselszym. Opowie mi pan o swoich dzieciach?
Opowiedział jej o Lucy, Elizabeth i Sophie, trzech klejnotach w swojej koronie.
– Założę się, że owinęły sobie pana wokół swoich malutkich paluszków!
Parsknął śmiechem na myśl o rozmaitych manipulacjach i teatralnych pokazach córek.
– To już młode kobiety, nie dzieci – powiedział. – Nawet Lucy, która ma dopiero piętnaście lat, zachowuje się tak, jakby miała dwadzieścia jeden. Ojcu trudno jest przyjąć do wiadomości, że okres dzieciństwa należy już do przeszłości. Chwilami mam ochotę zamknąć je w pudełku i przynajmniej w ten sposób zachować ich niewinność. Sam jestem strasznym draniem, więc wszystkich młodych mężczyzn, którzy pojawiają się w ich życiu, podejrzewam o jak najgorsze zamiary.
– Sądzi ich pan według siebie.
– Otóż to! Pod poduszką trzymam strzelbę, więc biada każdemu, kto brudną łapą tknie którąś z moich słodkich dziewczynek!
– Nie odwróci pan biegu czasu.
– Wiem. Elizabeth ma osiemnaście lat i chłopaka na uniwersytecie Stellenbosch. Sophie jest od niej dwa lata młodsza i Bóg jeden wie, na co sobie pozwala. Lucy jest śliczna jak marzenie i już teraz dostrzegam cień wiedzy o życiu w jej pięknych oczach. Dam sobie rękę uciąć, że skosztowała już zakazanego owocu, i nic nie mogę na to poradzić.
– Dzieci przechodzą przez nasze ręce, ale nie należą do nas!
– Dla mnie to trudna lekcja.
– Nie tylko dla pana. Moje dzieci są jeszcze małe, lecz wiem, że trudno mi będzie pogodzić się z ich dorastaniem i „wyrastaniem” z domu, a co dopiero mówić o Olivierze, który kiedyś będzie patrzył, jak jego córka odchodzi z jakimś młodym mężczyzną.
– Nigdy nie zapomnę, jakie były jako małe dziewczynki. – Jack pokiwał głową. – Zwłaszcza że mimo makijażu i dorosłych strojów nadal są takie same. I nie mają pojęcia, jak bardzo są naiwne! Wydaje im się, że wiedzą wszystko o życiu, a ja tak bardzo chciałbym stanąć za sterem i bezpiecznie przeprowadzić je przez najgorsze mielizny i skały.
Spojrzała na niego, ogarnięta falą nieoczekiwanego rozczulenia. Ona również pragnęła przeprowadzić Isabel i Joego na bezpieczny brzeg.
– Więc kiedy pozna pani tajemnicę szczęścia, proszę dać mi znać…
– Będzie pan pierwszą osobą, której powierzę ten sekret!
Po kolacji Olivier został przy stole z Catariną oraz kilkoma innymi osobami, natomiast pozostali goście przeszli do sąsiedniego pokoju, gdzie w kominku wesoło trzaskał ogień.
– Nie za wcześnie na rozpalanie w kominku? – zapytała Hester, padając na kanapę.
– To najgorsze lato w historii. – Scarlet zapaliła papierosa. – Ostatni miesiąc spędziłam we Włoszech i tutaj dosłownie trzęsę się z zimna! Wy, wielbiciele koni i polowań, nigdy nie odczuwacie chłodu.
– Dzięki temu, że ciągle figlujemy na sianie! – Hester parsknęła gardłowym śmiechem.
– Naprawdę?
– Oczywiście! Staramy się tylko nie wystraszyć koni! – Zerknęła na swego męża, który stał przy oknie, pochłonięty rozmową ze Stash.
– Myślałam, że będzie ci za gorąco w tych skórzanych spodniach, Scarlet – odezwała się Angelica, siadając obok Hester na kanapie.
Pani domu podała jej rękę.
– Zobacz, jestem zimna jak ryba! Mam okropne krążenie!
– Powinnaś więcej jeść! Jesteś tak chuda, że nie masz choćby najcieńszej warstwy izolacyjnej!
– Dziękuję za komplement! – Scarlet wypuściła w powietrze kółko z papierosowego dymu.
– Chętnie odstąpiłabym ci odrobinę mojego tłuszczyku. – Angelica uśmiechnęła się.
– Kobiety w naszym wieku muszą wybierać między twarzą a figurą – oświadczyła Hester, która najwyraźniej wybrała twarz.
– Tak mówią, ale kiedy tyłek mi rośnie, przygnębienie rysuje bruzdy na mojej twarzy, więc dlatego bezwzględnie wybieram figurę – odparła Scarlet. – Mały zastrzyk albo drobna operacyjka bez trudu poprawią wygląd twarzy, jestem już zresztą tak naszprycowana botoksem, że ledwo mogę się uśmiechnąć.
– Ja machnęłam ręką na figurę, co wcale nie pomogło mojej twarzy – powiedziała Angelica, obserwując kątem oka Jacka, który rozmawiał z Williamem w bibliotece.
– Och, chętnie przyjęłabym trochę tłuszczyku w zamian za twoją twarz! – zawołała Scarlet. – Wszystkie chciałybyśmy wyglądać tak pięknie jak ty! Sęk jednak w tym, że żaden makijaż nie ukryje śladów mojej grzesznej przeszłości.
– Wcale nie uważam, że wyglądam pięknie!
– Ale my tak uważamy! Jesteś jak łan wyzłoconego słońcem zboża, jak rumiana bułeczka świeżo wyjęta z piekarnika. Dziwię się, że jeszcze nie zostałaś gwiazdą jakiejś reklamy.
Roześmiały się i Angelica pochwyciła spojrzenie Jacka, który odwrócił się, aby się zorientować, co je tak rozbawiło. Jego uwaga była dla niej niczym promienie słońca, w których cudownym cieple mogła wygrzewać się do woli.
Kiedy wniesiono kawę i herbatę, William i Jack dołączyli do grupy przy kominku. Angelica starała się zachowywać jak najbardziej naturalnie, lecz całe jej ciało wibrowało rozkoszną radością, świeżą jak smak dawno niejedzonego owocu. Uśmiech Jacka był zaraźliwy. Jego włosy, koloru mokrej słomy, opadały na czoło, a gdy odgarniał je do tyłu, spadały na kark wzburzonymi falami, zupełnie jak lwia grzywa. Podziwiała jego szeroką twarz, ciemne brwi, które, ściągnięte, łączyły się w jedną linię, oraz migdałowe oczy, z wielkim poczuciem humoru obserwujące otoczenie. Jack zdominował przyjęcie, jego komentarze były najbardziej dowcipne, jego charyzma jaśniała pełnym blaskiem i wszyscy przyklaskiwali jego wypowiedziom.
– Może byś coś zagrał, Jack? – zagadnęła Scarlet, zapalając następnego papierosa. – Bo jeśli ty nie chcesz, będę musiała sama się produkować.
Ukończyła klasę fortepianu i nigdy nie omijała okazji, aby popisać się talentem.
Jack nie potrzebował specjalnej zachęty.
– Przynieś mi kieliszek czerwonego wina, a zagram ci, co zechcesz – oznajmił.
Usiadł na taborecie przy stojącym w bibliotece instrumencie. Na fortepianie, ślubnym prezencie Williama dla Scarlet, stało mnóstwo fotografii w srebrnych ramkach i duży wazon wypełniony tuberozami. Jack, który zaimponował Angelice podczas kolacji, teraz kompletnie ją olśnił. Zaczął od kilku utworów jazzowych; jego palce tańczyły po klawiszach, a potężne ciało poruszało się w rytm muzyki z tak wielkim wdziękiem i pewnością siebie, jakby fortepian stanowił jego naturalną część. Później grał utwory na życzenie gości i wszyscy zgodnie śpiewali piosenki Beatlesów, Abby i Billy’ego Joela. Angelica przyłączyła się do chóru, rumieniąc się ogniście za każdym razem, gdy Jack chwytał jej spojrzenie, i mając nadzieję, że nie słyszy jej żałosnych popisów wokalnych. Niezależnie od tego, czy je słyszał, czy nie, uśmiechał się do niej tak, jakby w pokoju nie było nikogo poza nimi dwojgiem.
Kiedy Olivier podszedł z Cateriną i oświadczył, że czas wracać do domu, Angelica poczuła rozczarowanie. Wszelkie próby tłumaczenia i przedłużania wizyty nie miały najmniejszego sensu, bo gdy Olivier raz coś postanowił, nigdy nie zmieniał zdania. Teraz znacząco popatrzył na zegarek, podkreślając swoje zniecierpliwienie krótkim ruchem głowy.
Zaczęła żegnać się z gospodarzami i gośćmi. Kiedy dotarła do Jacka, ten ujął jej rękę i ucałował ją w oba policzki.
– Musi pani przyjechać do RPA – powiedział. – Niewykluczone, że odkryje pani tajemnicę szczęścia, jeżdżąc konno po veld.
– Nigdy się pan nie poddaje, prawda?
– Życie jest krótkie. – Jego oczy wpatrywały się w nią błagalnie.
Roześmiała się i cofnęła dłoń.
– Ogromnie się cieszę, że mogłam pana poznać i posłuchać, jak gra pan na fortepianie! Jest pan prawdziwym mistrzem muzyki, ma pan cudowny dar.
Dobrze widziała jego rozczarowanie, że już wychodzi, i bardzo jej to pochlebiło. Od lat nie wzbudziła takiego zainteresowania w żadnym mężczyźnie. Nie mogła już doczekać się, kiedy opowie o wszystkim Candace.
Olivier był w doskonałym nastroju. Ani słowem nie wspomniał o jej spóźnieniu i nie zapytał o Kate, więc postanowiła skorzystać z otwartej furtki.
– Co za miły wieczór! – powiedział, otwierając samochód i sadowiąc się za kierownicą. – Scarlet zawsze wydaje świetne przyjęcia!
– Jest specjalistką od kontaktowania ludzi ze sobą. Zawsze zaprasza kogoś nowego, co jest bardzo interesujące.
– Jaki był ten facet z Afryki? Wyglądał na dość zadowolonego z siebie, jeśli mam być szczery.
– Był uroczy.
– Jasne! To jeden z tych, co polegają wyłącznie na własnym uroku osobistym, bo inteligencji i tak im brakuje. Założę się, że kobiety uwielbiają ten image w stylu podstarzałego Clinta Eastwooda!
– Doskonale gra na fortepianie, trzeba było dołączyć do nas wcześniej i posłuchać go.
– Myślałem, że nie lubisz śpiewać!
– Lubię, mam tylko fatalny słuch i głos. Jak tam Caterina?
Olivier uśmiechnął się szeroko.
– Caterina to psotna małpka.
Angelica z ulgą przyjęła zmianę tematu. Nie miała ochoty rozmawiać z mężem o Jacku.
– Trafił swój na swego! – rzuciła pogodnie.
– Okropna z niej flirciara, jej mąż powinien mieć ją cały czas na oku…
– Nie ma przecież nic złego w tym, że trochę poflirtuje!
– Mężatka nie powinna pozwalać sobie na takie zachowanie, bo wygląda to zupełnie inaczej niż w przypadku mężczyzny.
– Jak to? – Angelica najeżyła się.
– Obawiam się, że w tej dziedzinie wciąż obowiązuje podwójna moralność. Kobieta, która wdaje się we flirt na oczach męża, stawia go w niekorzystnym świetle i upokarza samą siebie.
– Rozumiem, że mężczyzna, który flirtuje na oczach żony, wcale się nie upokarza?
– To co innego.
– Czyim zdaniem?
Olivier skręcił w Gloucester Road.
– Facet to facet. Dla mężczyzny flirt naprawdę niewiele znaczy. Flirtowałem z Cateriną, lecz ona doskonale wie, że jestem ci absolutnie oddany, ale gdybyś ty flirtowała z jakimś facetem, dałabyś mu podstawy do przypuszczeń, że nie jesteś szczęśliwa w małżeństwie i szukasz okazji do romansu.
– Bardzo się mylisz!
– Przeszkadzało ci, że flirtowałem z Cateriną?
– Wcale nie, ale to dlatego, że nie jestem zaborcza i ufam ci!
– I masz rację!
– Chcesz powiedzieć, że ty byś mi nie zaufał?!
– Tak. – Oparł rękę na jej kolanie. – Gdybyś flirtowała z kimś tak jak ja z Cateriną, poczułbym się jak winogrono zmiażdżone twoim obcasem.
– Śmieszny jesteś!
– Jestem hipokrytą, i tyle. Jestem bardzo zaborczy i zazdrosny, w przeciwieństwie do ciebie, a moje serce jest wyjątkowo wrażliwe!
Parsknęła śmiechem.
– Ten facet flirtował z tobą i to jest jak najbardziej naturalne. Byłbym zdziwiony, gdyby zachował się inaczej, bo jesteś atrakcyjną kobietą, Angelico. Ale czy doszłaś do wniosku, że jest nieszczęśliwy ze swoją żoną?
– Skądże znowu!
– No, widzisz! A gdybyś to ty flirtowała z nim, na pewno założyłby, że jesteś nieszczęśliwa ze mną.
– Nie flirtowałam z nim – zapewniła go pośpiesznie.
Olivier przystanął na światłach w dole Kensington Church Street.
– Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby zarzucić ci coś takiego, mon ange! Nie wyobrażaj sobie tylko, że cię nie obserwowałem.
Miała ochotę powiedzieć mu, że był zbyt pochłonięty Cateriną, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. Caterina zrobiła jej przysługę.
Los chciał, że Olivier znalazł miejsce parkingowe w odległości kilku metrów od ich domu w Brunswick Gardens, pod zadbanym drzewkiem wiśni, którego liście jeszcze nie straciły soczystej zieleni. Angelica ruszyła w kierunku domu i zaczekała pod drzwiami na Oliviera, który miał klucz. Uśmiechnęła się, myśląc o Jacku i o tym, jak bardzo bliska była wpakowania się w poważne kłopoty. Nie ma nic złego we flircie, dopóki pozostaje niewinny, powiedziała sobie. Od lat nie czuła się tak pełna życia i energii… Może tajemnica szczęścia polegała na podejmowaniu ryzyka, kto wie? Tylko jak sprawić, aby to uczucie trwało jak najdłużej?
Myśląc pozytywnie, przyciągasz pozytywne zdarzenia.
W poszukiwaniu idealnego szczęścia
Następnego ranka Angelicę obudziły wdrapujące się na łóżko dzieci. Olivier wstał wcześnie do pracy, włączając światło i wyrywając ją z przyjemnego snu, ale po jego wyjściu natychmiast znowu zasnęła i zanurzyła się w potężnych ramionach Jacka. Miała uczucie, że to jest jej miejsce, zupełnie jakby była statkiem, który po długim rejsie wreszcie zawinął do portu. Głosy dzieci dobiegały do niej, odległe jak mewy pod niebem, a ona pragnęła na zawsze pozostać w tych silnych ramionach, zapewniających ochronę przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Po pewnym czasie okrzyki Isabel i Joego stały się jednak bardziej natarczywe i naglące, musiała więc wrócić do rzeczywistości, w której dzieci zaciekle walczyły o pilota do telewizora.
Wciąż jeszcze zaspana, odebrała im pilota i włączyła Toma i Jerry’ego, a potem wróciła do łóżka, aby jeszcze przez chwilę cieszyć się cieniem snu. Uczucie, które ogarnęło ją poprzedniego wieczoru, było dla niej właściwie zupełną nowością. Odkąd jako dwudziestoparoletnia dziewczyna poznała w Paryżu Oliviera, nie widziała poza nim świata. Bywał trudny i wymagający, to prawda, czasami zachowywał się jak rozpieszczony dzieciak, który oczekuje, że wszystkie jego pragnienia zostaną natychmiast spełnione, a złe nastroje dostrzeżone, lecz ona zawsze była nim zachwycona. Olivier miał nad nią ogromną władzę, potrafił wprawić ją w radosne uniesienie albo rzucić na dno przygnębienia, jak to często bywa w przypadku mężczyzn ze skłonnością do zmiennych nastrojów. Ciągle był dla niej tak samo atrakcyjny i jego dotyk zawsze sprawiał jej ogromną przyjemność, nawet jeżeli ostatnio dotykał coraz rzadziej.
Dzięki Jackowi poczuła się atrakcyjna w sposób, który nie miał już nic wspólnego z Olivierem, bo nic nie mogło równać się z pierwszą iskrą pożądania. Angelica zapomniała już, jak cudowne jest magnetyczne przyciąganie, emitowane przez innego człowieka, niewidzialna, niewytłumaczalna siła, która działa poprzez sam fakt bliskości tamtej istoty i wywołuje poczucie straty, kiedy tracimy tę istotę z oczu. Zapomniała, jak to jest, gdy ma się motylki w brzuchu i traci się ochotę na jedzenie i sen. Minęło już dziesięć lat od czasu, gdy obecność Oliviera wprawiała ją w takie drżenie. Jej spotkanie z Jackiem przypominało energetyzujący powiew wiatru, który uderza w żagle, wydyma je i napełnia; pomogło jej to uświadomić sobie, że nadal jest atrakcyjna.
Zjadła śniadanie z dziećmi, lekkim krokiem krążąc po kuchni i podśpiewując piosenkę Abby. Później Joe i Isabel pobiegli do ogrodu, zostawiając ją samą, tylko z myślami. Siedziała nad gazetą, z filiżanką herbaty w dłoniach, zanurzona w zalewającym kuchnię słońcu. Nie martwiła jej świadomość, że najprawdopodobniej nigdy więcej nie zobaczy Jacka – dzięki niemu coś poruszyło się w jej sercu i teraz wszystko dookoła wyglądało zupełnie inaczej, lepiej i pogodniej.
Kiedy o dziewiątej zadzwonił telefon, zerwała się na równe nogi.
– Hej, tu Candace! Nadal żyjesz?
– O Boże, tak! Intensywniej niż kiedykolwiek dotąd!
– Co znaczy, że pokłóciliście się z Olivierem, a potem pogodziliście się w najbardziej zdegenerowany sposób.
– Nie. – Westchnęła z rozmarzeniem. – Zakochałam się wczoraj wieczorem.
– Mam dziwne uczucie, że nie ma to nic wspólnego z Olivierem.
– I masz rację. Był to tylko niewinny flirt, ale dziś rano czuję się po prostu fantastycznie.
– Kto to był?
– Jakiś znajomy Scarlet i Williama z RPA.
– Brzmi to interesująco!
– Chyba głównie dlatego, że od lat nikt nie wpadł mi w oko i zdążyłam już zapomnieć, jakie to cudowne uczucie.
– Olivier coś podejrzewał?
– Nie, był zbyt zajęty flirtem z Cateriną Tintello!
– Och, z tą starą żmiją! Ta jest na skinienie każdego faceta!
– Nie jestem zazdrosna. Odwróciła uwagę Oliviera, więc mogłam mieć Jacka tylko dla siebie. Boże, jaki on jest atrakcyjny. Scarlet mnie ostrzegała, i słusznie, bo to naprawdę niebezpieczny facet, ale…
– Ale?
– Nie ma nic złego w nieszkodliwym flircie.
– Po tamtej uwadze na temat twojego paska można śmiało uznać, że Olivier zasłużył sobie na coś takiego!
– Olivier najpierw gada, a potem myśli. Pod tym względem jest najprawdziwszym Francuzem.
– Cóż, kochanie, zdałaś sobie sprawę, że nadal jesteś pociągająca, i bardzo dobrze! Olivierowi na pewno to nie zaszkodzi, traktuje cię jak absolutny pewnik. Nie namawiam cię do żadnych drastycznych kroków, rzecz jasna, ale drobny flircik od czasu do czasu przypomni twojemu mężowi, że jeśli nie będzie się starał, znajdziesz sobie kogoś, kto bardziej cię doceni.
Angelica uśmiechnęła się lekko.
– A co u ciebie? – zapytała. – Harry wybaczył ci spóźnienie?
– Powiedziałam mu, że przez całą drugą połowę aktu stałam z tyłu. Na szczęście, kiedy później poszłam do toalety, podsłuchałam dwie staruszki, które zawzięcie dyskutowały o sztuce, i po prostu powtórzyłam ich opinie.
– Dostałaś jakąś wiadomość od Kate?
– Tak, zadzwoniła do mnie o świcie, niech Bóg ma ją w swojej opiece! – Candace parsknęła śmiechem. – Pete wraca dzisiaj wieczorem, więc Kate musi się jakoś pozbierać. Zaproponowałam, żebyśmy wszystkie spotkały się jutro na lunchu u Ciprianiego, to nas trochę pocieszy po tym, jak dzieciaki wróciły do szkoły. Wiem, że większość matek wyczekuje końca letnich wakacji jak zbawienia, ale ja zawsze jestem zrozpaczona i strasznie boję się tej chwili.
– Może Kate posłucha naszej rady.
– Ona? Za żadne skarby! Będzie słuchała nas z taką miną, jakby od tego zależało jej życie, lecz kiedy się pożegnamy, natychmiast zapomni o wszystkich naszych mądrych sugestiach i pogna robić wciąż te same błędy. Rozsądne argumenty łatwiej trafią do mojego psa niż do niej!
– I co ona zrobi?
– Wiem, co powinna zrobić.
– To znaczy?
– Pozbyć się ciąży.
– Tego nigdy nie zrobi!
– Bóg na pewno by ją zrozumiał…
– Nie jej Bóg!
– Takie rozwiązanie byłoby i tak lepsze od alternatywy… że jeśli Pete dowie się, że dziecko nie jest jego, zostawi ją, i kropka. Za nic w świecie nie chciałabym wspierać ją podczas rozwodu. Nie sądzę zresztą, żeby bez szwanku przeszła przez takie przeżycia, bo jest bardzo krucha.
– Co będzie, jeśli urodzi dziecko podobne do kogoś innego?
– Wszystko zależy od tego, kto to taki.
– Masz jakiś pomysł?
– Nie, ale pracuję nad tym. Na czyim ramieniu Kate najczęściej się wypłakuje?
– Nie na ramieniu mojego męża, tego jestem pewna! Olivier jej nie znosi!
– Przecież to dziecko może być naprawdę każdego.
– Lepiej do niej zadzwonię!
– I zabierz ze sobą dzieci na lunch, dobrze?
Angelica poszła na górę, żeby się ubrać. Włączyła odtwarzacz CD i zachrypnięty głos Amy Winehouse wypełnił cały dom. Promienie słońca zalały łazienkę, odbijając się od marmurowych płyt i luster; zapowiadał się pogodny dzień, prawdziwa rzadkość tego chyba najbardziej szarego lata w historii. Wiedziała, że powinna wziąć się do pracy nad nową książką, ale ciągnięcie tego samego gatunku i tematyki wcale do niej nie przemawiało, na dodatek w ogóle się tym nie przejmowała. Przyszło jej nawet do głowy, że może na dobre straciła natchnienie i nie napisze już żadnej powieści. Pięć to okrągła liczba, wszystkie książki świetnie się sprzedawały. Nie zdobyła ogromnej sławy, ale jej powieści można było kupić w księgarniach na całym świecie, a ostatnia, której akcja rozgrywała się w Arizonie, zrobiła sporą furorę w Ameryce. Najnowsza, Jedwabny wąż, miała ukazać się w marcu i wydawnictwo próbowało namówić Angelicę na odbycie trasy promocyjnej po Australii, pewnie dlatego, że akurat tam była najlepiej znana, oczywiście po Wielkiej Brytanii. Może powinna dać sobie spokój właśnie teraz, kiedy była na fali, i zająć się spotkaniami z przyjaciółkami oraz rozważaniami nad sensem życia? Olivier i tak nie był zadowolony, że ona pracuje. Nie ukrywał głębokiego przekonania, że przede wszystkim powinna być żoną i matką, i że jej praca jest w jego oczach czymś w rodzaju hobby. Co jednak miałaby robić, gdyby przestała pisać? Candace pracowała na rzecz organizacji charytatywnych, Letizia redagowała teksty dla „Vogue’a”, Scarlet prowadziła własną firmę marketingową, Bright Scarlet Communications, a Kate pozowała do zdjęć, głównie dla katalogów. Pisanie było jedyną rzeczą, która sprawiała Angelice prawdziwą satysfakcję i przyjemność. Pośpiesznie odegnała wątpliwości. Dzisiejszy dzień mogła mieć tylko dla siebie – wspomnienie Jacka jeszcze nie zblakło, a gdy spojrzała w lustro, ujrzała atrakcyjną, zmysłową kobietę. I co z tego, że czasami musiała wkładać wyszczuplające majtasy!
Zrzuciła nocną koszulę i otworzyła szufladę z bielizną, w której leżały porządnie poukładane w rządki koronkowe figi i biustonosze od Calvina Kleina, i z dreszczykiem grzesznego podniecenia wybrała komplet w odcieniu kości słoniowej. Nie miała już smukłej, wiotkiej sylwetki, którą mogła poszczycić się w latach młodości, ale niewątpliwie była bardzo kobieca. Unosząc się na szczycie fali entuzjazmu, postanowiła zapisać się na zajęcia pilates w dzielnicy Notting Hill, tej samej, w której regularnie ćwiczyła Candace. Powinna wziąć się do siebie, a zajęcia prowadzone przez instruktora Davida Higginsa gwarantowały szybkie rezultaty. Candace dostała, co prawda, od Matki Natury wysoki wzrost i długie nogi, godne konia wyścigowego, lecz twierdziła, że jej płaski brzuch i wąska talia są zasługą rygorystycznego reżimu, narzuconego przez Davida. Angelica wiedziała, że nigdy nie będzie tak wysoka jak jej przyjaciółka i że żaden cud nie wydłuży jej nóg, mogła jednak popracować nad figurą i zrzucić parę kilogramów. Nie dla Oliviera, nie dla Jacka, ale dla siebie. Przystojny przybysz z południowej Afryki zainspirował ją do podjęcia próby odzyskania dawnej formy.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. Gra słów: sage – szałwia, ale także mądra, angelica – dzięgiel (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki). [wróć]