Star Wars. Dooku. Stracony dla Jedi -  - ebook

Star Wars. Dooku. Stracony dla Jedi ebook

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Emocjonująca historia złowieszczego hrabiego Dooku.

Darth Tyranus, hrabia Serenno. Przywódca separatystów. Rozświetlające ciemność czerwone ostrze. Ale kim był, nim został lordem Sithów?

Gdy Dooku zaczyna szkolić nową uczennicę, na światło dzienne powoli wychodzi ukryta prawda o jego przeszłości.

Urodzony w zamożnej rodzinie, początkowo mieszka za kamiennymi murami rodowej posiadłości, z której widać Cmentarny Księżyc, gdzie spoczywają kości jego przodków. Ale wkrótce inni poznają się na zdolnościach chłopca i legendarny mistrz Jedi Yoda zabiera go z domu, by wyszkolić go w ścieżkach Mocy.

Dooku doskonali umiejętności i pnie się w górę w hierarchii zakonu. Zaprzyjaźnia się z innym Jedi, Sifo-Dyasem, bierze na padawana dobrze rokującego Qui-Gona Jinna – i próbuje zapomnieć o swojej rodzinie.

Jednak nie potrafi się oprzeć osobliwej fascynacji mistrzynią Jedi Lene Kostaną i misją, którą ta wykonuje dla zakonu, polegającą na odnajdowaniu i badaniu pradawnych artefaktów Sithów w ramach przygotowań do nieuchronnego powrotu najzagorzalszych wrogów, z jakimi Jedi przyszło się kiedykolwiek zmierzyć. Zawieszony pomiędzy światem zakonu, prastarymi obowiązkami utraconego domu oraz kuszącą mocą artefaktów, Dooku walczy ze sobą, by podążać drogą światła – choć ciemność zaczyna już go powoli pochłaniać.

Scenariusz na podstawie słuchowiska.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 274

Oceny
4,1 (17 ocen)
8
5
2
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
benkoc75

Dobrze spędzony czas

momentami nudna ale dobrze przedstawiająca historię dooku
10
braxi7

Nie oderwiesz się od lektury

Genialna, wciągająca
00
Soontir1

Nie oderwiesz się od lektury

Szybko i przyjemnie się czyta. Rozbudowuje postać Dooku.
00

Popularność




Dramatis personae

DRA­MA­TIS PER­SO­NAE

VEN­TRESS: Skry­to­bój­czyni Dooku, nie­dawno pozy­skana dla sprawy. Nar­ra­torka opo­wie­ści.

DOOKU: Lord Sithów. Uka­zany w róż­nych momen­tach życia.

SIFO-DYAS: Naj­star­szy przy­ja­ciel Dooku.

TERA SINUBE: Cosja­nin. Instruk­tor walki mie­czem świetl­nym w zako­nie Jedi.

YULA BRAY­LON: Mistrzyni Jedi.

KY NAREC: Dawny mistrz Jedi Ven­tress.

LENE KOSTANA: Alti­rianka. Men­torka Dooku.

ARATH TAR­REX: Rywal z dzie­ciń­stwa Dooku.

HRA­BIA GORA: Ojciec Dooku.

ANYA: Matka Dooku.

RAMIL: Brat Dooku.

JENZA: Sio­stra Dooku.

RAZ FEL­LI­DRONE: Naczel­nik kosmo­portu.

PRE­MIER: Bivall. Pre­mier Pro­to­bran­cha.

PIRA: Bival­lka. Lekarka.

GRETZ DROOM: Rycerz Jedi. Naj­pierw uka­zany jako szes­na­sto­la­tek, potem jako młody Jedi, a na koniec jako mistrz.

KAPŁANKA: Zwia­stunka, użyt­kow­niczka ciem­nej strony.

QUI-GON JINN: Pada­wan Jedi.

JOR AERITH: Miria­lanka. Mistrzyni Jedi o cię­tym języku.

RAEL AVER­ROSS: Pierw­szy pada­wan Dooku, któ­rego pozna­jemy jako ryce­rza Jedi. Wyraźny rin­go­vin­dań­ski akcent.

KOMEN­TA­TOR WYŚCI­GÓW POWIETRZ­NYCH: Wyga­dany obcy.

INSPEK­TOR SAR­TORI: Ofi­cer bez­pie­czeń­stwa z Coru­scant.

CENE­VAX: Jene­tanka. Kró­lowa zbrodni. Pło­chliwa i podobna do szczura, ale śmier­tel­nie nie­bez­pieczna.

DRO­IDY

LEP-10019: Droid LEP Dooku.

D-4: Opro­gra­mo­wa­nie kobiece. Swar­liwy droid pro­to­ko­larny Gory.

DROID TAK­TYCZNY

DRO­IDKA KEL­NERKA

DRO­IDY OCHRONY

DRO­IDY BITEWNE

DRO­IDY STRAŻ­NI­CZE

DRO­IDY PORZĄD­KOWE

DRO­IDY MEDYCZNE

DROID OPIE­KUN

QC-ME: Droid sek­cyjny Sił Bez­pie­czeń­stwa Coru­scant.

POMNIEJ­SZE ROLE

HOLO­GRA­FICZNY MISTRZ CERE­MO­NII

BRY: Przed­sta­wi­ciel rasy Hoopa­loo. Pta­ko­po­dobny zło­dziej.

JOR­KAT: Kar­ka­ro­don. Ban­dyta.

VELEK: Aska­jianka. Ban­dytka. Mówi w obcym języku.

ZANG: Dziew­czynka. Adeptka Jedi.

OPIE­KUNKA ZAKONNA: Kobieta.

RESTELLY QUIST: Star­sza kobieta. Naczelna archi­wistka w Świą­tyni Jedi.

YEPA: Pra­cow­niczka kosmo­portu.

GRA­NO­WIE: Ban­dyci.

PEN­DAGO: Ban­dyta. Wysła­wia się w gar­dło­wym obcym języku.

SENA­TOR TAVETTI: Sena­tor z Bivalla.

RRALLA: Młody Wookiee. Pacjent cen­trum medycz­nego.

DOWÓDCA SIŁ HUMA­NI­TAR­NYCH

KUPIEC

PRO­TE­STU­JĄCY NR 1

PRO­TE­STU­JĄCY NR 2

RÓŻNE UPIORNE GŁOSY WYPO­WIA­DA­JĄCE POJE­DYN­CZE KWE­STIE

PARS-VALO: Adept.

AMBA­SA­DOR KETAS: Amba­sa­dor rasy Solo­doe.

NACZEL­NIK TANU: Kie­row­nik ochrony rasy Solo­doe.

DIVAD MAS­SPUR: Pijany gospo­darz holo­pro­gramu.

AMBA­SA­DOR CAN­DO­VANTA: Wysła­wia się w obcym języku.

DYŻURNY SIER­ŻANT: Na oko czter­dzie­sto­pa­ro­letni czło­wiek.

TRAN­DO­SHAŃ­SCY BAN­DYCI: Mówią zarówno w basicu, jak i w tran­do­shań­skim.

STRAŻ­NIK

GLUTE: Cro­lut napa­ko­wany cyber­ne­tyką. Mówi podob­nie do Unkara Plutta, ale jego sło­wom towa­rzy­szy mecha­niczne brzę­cze­nie, jakby miał zmo­dy­fi­ko­waną krtań.

SENA­TOR BUL­GE­SKI: Sena­tor z Sal­li­che.

KANC­LERZ KAL­PANA: Star­szy męż­czy­zna.

PRZED­STA­WI­CIEL FEDE­RA­CJI HAN­DLO­WEJ: Czło­wiek.

SENA­TOR PAL­PA­TINE / DARTH SIDIOUS: Chyba nie trzeba go przed­sta­wiać, co?

SIER­ŻANT ESON: Męż­czy­zna z Serenno.

HRA­BINA HAGI: Przed­sta­wi­cielka ruchu oporu na Serenno.

ABYS­SIŃ­SKI STRAŻ­NIK NR 1

ABYS­SIŃ­SKI STRAŻ­NIK NR 2

ABYS­SIŃ­SKI DOWÓDCA

ABYS­SIŃ­SKI GENE­RAŁ

ABYS­SIŃ­SKI NAJEM­NIK

HAL’STED: Han­dlarz nie­wol­ni­ków, w tym wła­ści­ciel Ven­tress.

REPU­BLI­KAŃ­SKI AGENT NR 1

REPU­BLI­KAŃ­SKI AGENT NR 2

Część pierwsza

CZĘŚĆ PIERW­SZA

NAR­RA­TOR

Dawno, dawno temu w odle­głej galak­tyce…

POCZĄ­TEK TEMATU MUZYCZ­NEGO

SCENA 1. WN. ZAMEK SERENNO. WIEŻA. NOC.

Nastrój: Wiatr świsz­czy na znaj­du­ją­cym się wysoko bal­ko­nie w zamku Dooku.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Nie­na­wi­dzę tego miej­sca.

Nie­na­wi­dzę zamku. Nie­na­wi­dzę klifu. Nie­na­wi­dzę szpi­co­to­pe­rzy, krę­cą­cych się daleko w dole nad lasem. Nie­na­wi­dzę księ­ży­ców, które się do mnie szcze­rzą.

Tego, że noc w noc stoję na tej półce, czuję powiew wia­tru i zasta­na­wiam się, jak by to było, gdy­bym sko­czyła, runęła ku drze­wom.

Czy ponio­słaby mnie Moc?

Pomo­głaby mi odna­leźć tę ide­alną gałąź, która utrzy­ma­łaby mój cię­żar, abym mogła się od niej odbić i bez­piecz­nie wylą­do­wać? Pod moimi sto­pami sze­le­ści­łyby liście, a ja bym bie­gła. Gry­zo­nie ucie­ka­łyby w popło­chu do nor.

KY NAREC (DUCH)

Jak się tu dosta­łaś, dro­binko?

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

A już nade wszystko nie­na­wi­dzę tego głosu. Głu­piego, nie­moż­li­wego głosu. Głosu z prze­szło­ści. Głosu, który tu nie pasuje.

KY NAREC (DUCH)

Powie­dzia­łem…

VEN­TRESS

Wiem, co powie­dzia­łeś, Ky.

KY NAREC (DUCH)

A mimo to posta­no­wi­łaś mnie zigno­ro­wać, moja pada­wanko.

VEN­TRESS

Nie jestem twoją pada­wanką!

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Odwra­cam się. Spo­dzie­wam się, że ujrzę jego twarz. Tamte zmru­żone oczy. Tam­ten krzywy uśmiech.

Ale izba jest pusta. Dro­biny pyłu uno­szą się w świe­tle księ­życa.

Nie ma go tu. A jed­nak…

KY NAREC (DUCH)

Jak się sta­łaś tym, czym jesteś?

VEN­TRESS

Potwo­rem?

KY NAREC

(ZNIE­KSZTAŁ­CO­NYM GŁO­SEM) Nie prze­krę­caj moich słów, dro­binko.

VEN­TRESS

Nie mów tak na mnie.

KY NAREC

(ZNIE­KSZTAŁ­CO­NYM GŁO­SEM) To jak mam na cie­bie mówić?

VEN­TRESS

Pró­bo­wa­łeś po imie­niu?

KY NAREC (DUCH)

Jak się sta­łaś tym, czym jesteś, Asajj?

VEN­TRESS

Jesz­cze gorzej.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Wiem, że sama sobie prze­czę, ale czego się spo­dziewa? Jak to się stało, że tu wylą­do­wa­łam? Jak się sta­łam tą kobietą? Tą istotą?

To jego sprawka. To on mnie tu powiódł.

Porzu­cił mnie.

KY NAREC (DUCH)

Nie porzu­ci­łem cię, Ven­tress. Ni­gdy bym tego nie zro­bił.

VEN­TRESS

Zamknij się! Precz z mojej głowy!

LEP-10019

Pro­szę pani?

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Przez tego cho­ler­nego dro­ida dostanę kie­dyś zawału. Zamek jest ich pełen. Brzę­czą ser­wo­mo­to­rami, choć ich foto­re­cep­tory są jak mar­twe.

VEN­TRESS

Nie mówi­łam do cie­bie.

Droid roz­gląda się, sły­szymy brzęk jego ser­wo­mo­to­rów.

LEP-10019

Nikogo poza mną tu nie ma.

VEN­TRESS

Nie. Nie ma. (WZDY­CHA) Czego chcesz, dro­idzie?

LEP-10019

Nazy­wam się LEP-10019.

VEN­TRESS

Wisi mi to.

LEP-10019

Cóż. Hmm. Wzywa cię.

KY NAREC (DUCH)

Ven­tress… pro­szę…

VEN­TRESS

Pro­wadź.

SCENA 2. WN. KORY­TARZ ZAMKU.

Droid LEP-10019 postu­kuje czę­ściami, pro­wa­dząc Ven­tress przez zamek.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Myślę o wszyst­kich spo­so­bach, na jakie mogła­bym znisz­czyć drep­czą­cego dro­ida, gdy ten pro­wa­dzi mnie kory­ta­rzami zamku. Są dłu­gie i rów­nie ste­rylne co służba. Sama budowla jest impo­nu­jąca – ma wyso­kie, ele­gancko skle­pione sufity i zwień­czone łukami drzwi. Niczego takiego nie mie­li­śmy na Rat­ta­taku, no, przy­naj­mniej niczego, co nie byłoby pozna­czone bruz­dami i osma­le­niami po strza­łach z bla­ste­rów. Ale gdzie podziały się por­trety dawno zmar­łych przod­ków? Gdzie posągi? Gdzie wypchana głowa ran­kora, zawie­szona nad buzu­ją­cym ogniem komin­kiem?

Zamek jest nie­ska­zi­telny, ale pusty, pozba­wiony cie­pła.

Jak jego mistrz.

LEP-10019

Tędy, pro­szę.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Dooku czeka na mnie w wiel­kiej sali na pod­wyż­sze­niu. Spo­gląda przez okrą­głe okno, które domi­nuje na tam­tej ścia­nie. Na witrażu wid­nieje herb rodu.

LEP-10019

Zacze­kaj tu.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Wal­czę z chę­cią oddzie­le­nia głu­piej główki o kró­li­czych uszkach od wąskich ramion LEP, jed­nak droid oddala się chwiej­nym kro­kiem i zosta­wia mnie w obec­no­ści swo­jego pana. Dys­tyn­go­wany męż­czy­zna się nie odwraca. W żaden spo­sób nie reaguje na moją obec­ność.

Cze­kam. Tak mocno pró­buję roz­ta­czać wokół aurę non­sza­lan­cji, że aż bolą mnie wszyst­kie mię­śnie.

Jak­bym mogła go oszu­kać.

DOOKU

Zdra­dzają cię twoje myśli.

VEN­TRESS

Prze­pra­szam. Ja…

DOOKU

(SRO­GIM TONEM) Czyż­bym udzie­lił ci głosu?

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Zaci­skam zęby. Pró­buję okieł­znać furię, wykrę­ca­jącą mój żołą­dek niczym gniazdo krwi­stych żmij.

DOOKU

Nie. Pozwól, by twoja złość nara­stała. Pozwól jej kipieć.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Wresz­cie się odwraca i spo­gląda na mnie nie z zacie­ka­wie­niem, lecz ze zdy­stan­so­waną obo­jęt­no­ścią, niczym nauko­wiec bada­jący gry­zo­nia, by prze­ko­nać się, czy ten opa­no­wał nową sztuczkę i zasłu­żył na nagrodę.

Ale tu nie ma żad­nych nagród.

DOOKU

Opa­rze­nia już się goją. Boli?

VEN­TRESS

Nie, mistrzu.

DOOKU

Kła­miesz. Spró­buj ponow­nie.

VEN­TRESS

Tak. Bar­dzo boli.

DOOKU

Dobrze. Skup się na bólu. Wyko­rzy­staj go. Sta­nowi źró­dło two­jej siły.

VEN­TRESS

Tak, mistrzu.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Mistrzu. To słowo staje mi w gar­dle. A przy­się­ga­łam, że już ni­gdy nikogo tak nie nazwę. Nie po Hal’Ste­dzie. A już szcze­gól­nie nie po Narecu.

A jed­nak zna­la­złam się tutaj.

KY NAREC (DUCH)

W rze­czy samej.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Zaci­skam pię­ści. Wbi­jam paznok­cie w skórę. Głos nawie­dza mnie, odkąd tu przy­by­łam. Głos prze­zna­czony tylko dla moich uszu. Chyba że to kolejny test? Może to Dooku przy­wo­łał zjawę, by mnie spraw­dzić?

Pro­stuję ramiona, uno­szę brodę. Muszę spra­wiać wra­że­nie sil­nej.

DOOKU

Coś cię nie­po­koi.

VEN­TRESS

Nie, mistrzu. To… to nic takiego.

DOOKU

Już cię upo­mi­na­łem. Nie kłam w mojej obec­no­ści.

VEN­TRESS

Nie śmia­ła­bym… Nie mogła­bym.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Kąciki jego ust ukła­dają się w uśmiech. Szczur postą­pił zgod­nie z ocze­ki­wa­niami. Pip, pip, pip.

DOOKU

Chcesz mnie zabić.

VEN­TRESS

Skąd. Ja…

Dooku ciska w nią bły­ska­wi­cami Mocy.

VEN­TRESS

(WRZESZ­CZY)

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Mroczne bły­ska­wice wystrze­li­wują z pal­ców Dooku i opla­tają moje ciało. W nie­wy­obra­żal­nie bole­snej, roz­dzie­ra­ją­cej umysł chwili udo­wad­nia mi, że nic innego nie ma zna­cze­nia. Ani dro­idy. Ani zamek. Ani nawet Ky.

Ist­nieją tylko jego głos i auto­ry­tet.

Bły­ska­wice na­dal rażą ciało Ven­tress, gdy Dooku ją pro­wo­kuje.

DOOKU

Oczy­wi­ście, że chcesz mnie zabić. Jesteś zabój­czy­nią. Do tego spro­wa­dza się twoje ist­nie­nie. I wła­śnie dla­tego cię wybra­łem. Myślisz, że zna­la­złem się na Rat­ta­taku przy­pad­kiem? Że ot tak napa­to­czy­łem się na twoją arenę?

VEN­TRESS

(W BÓLU) Nie…

DOOKU

Obja­wiła mi to Moc. Poka­zała mi Datho­mi­riankę sprze­daną, by ura­to­wać jej grupę wiedźm. Wyzwo­loną nie­wol­nicę. Pada­wankę zmu­szoną, by patrzeć, jak jej mistrz wykrwa­wia się w pyle i pia­chu.

VEN­TRESS

Pro­szę…

DOOKU

To tak bła­gały twoje ofiary, gdy się mści­łaś? Gdy szlach­to­wa­łaś każ­dego miesz­kańca Rat­ta­taka, który spi­sko­wał, by zamor­do­wać two­jego mistrza? Żałuję, że nie było mi dane tego ujrzeć, Ven­tress. Żałuję, że nie widzia­łem ich twa­rzy, gdy uświa­do­mili sobie, jaką roz­pę­tali nawał­nicę.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Jakimś cudem pomimo bły­ska­wic, pomimo bólu prze­ży­wam na nowo każdą chwilę. Czuję, jak wzbiera we mnie furia. Moje mie­cze zamie­niają się w smugę. Ich wrza­ski są dla mnie muzyką.

Nie wie­dzia­łam, jak słodko sma­kuje zemsta, jak strach w ich oczach zaspo­koi gniew w żołądku.

Ky powie­działby, że sprze­nie­wie­rzy­łam się dro­dze Jedi, ale było mi to obo­jętne. Chwy­ci­łam drogę Jedi i wepchnę­łam im ją do gar­dła wraz z pię­ścią.

Zol Kra­mer. Rynn’k-lee. Wszy­scy padli, jeden po dru­gim.

Aż sta­nę­łam naprze­ciwko Kir­skego. Nim sta­wi­łam czoła tej żmii, szu­mo­wi­nie, która zade­cy­do­wała o śmierci Ky, sądzi­łam, że okaże się jak reszta. Że ponie­sie karę. Że będzie cier­piał tak, jak sama cier­piałam.

Myli­łam się. Zaśle­piła mnie wła­sna próż­ność. Byłam pewna, że wyjdę z tego zwy­cię­sko. Prze­ko­nana. Nie przy­szło mi do głowy, że Kir­ske posłuży za przy­nętę, aż było za późno, aż popę­dzi­łam w jego kie­runku z doby­tymi mie­czami świetl­nymi.

Aż wpa­dłam w pułapkę.

I wła­śnie dla­tego Dooku odna­lazł mnie nie oto­czoną tru­chłami wro­gów, lecz zmu­szoną prze­le­wać krew ku ucie­sze zgro­ma­dzo­nych jako gla­dia­torka na obskur­nej are­nie, z obrożą wstrzą­sową na szyi.

Wyczu­wał mój żal? Moją furię?

Nie mia­łam poję­cia, kim jest. Był dla mnie jed­nym z wielu widzów korzy­sta­ją­cych z gościn­no­ści Osiki Kir­skego w jego pry­wat­nej loży. Nie mia­łam poję­cia, że zdra­dził Kir­skemu, iż szuka skry­to­bójcy, ani że już doko­nał wyboru.

Nie wiem, kto był bar­dziej zdzi­wiony, gdy Dooku zde­ka­pi­to­wał Kir­skego, ja czy sam Vol­lick. W jed­nej chwili Dooku popi­jał wino z krysz­ta­ło­wego kie­liszka, a w kolej­nej kar­ma­zy­nowe ostrze mie­cza świetl­nego prze­ci­nało szyję nie­szczę­śnika.

Głowa Vol­licka spa­dła na arenę. Na twa­rzy trupa malo­wało się nie­do­wie­rza­nie. Cze­rep odbił się od ziemi raz czy dwa i wylą­do­wał u moich stóp.

Nie mogłam świę­to­wać. Nie potra­fi­łam się cie­szyć jego śmier­cią. To ja powin­nam była zadać mu śmier­telny cios, zdmuch­nąć pło­mień jego życia, jed­nak ten… ten nie­zna­jomy ubrany w wykwintne szaty, nie­zna­jomy o wład­czym spoj­rze­niu skradł moją zemstę.

Sko­czy­łam z dna areny. Moc powio­dła mnie ku loży. Oba mie­cze pło­nęły w goto­wo­ści w dło­niach. Dooku już na mnie cze­kał. Dwa ostrza prze­ciwko jed­nemu. Nie było mowy, by sta­rzec zdo­łał się obro­nić, a mimo to spa­ro­wał cios. Ba, paro­wał każdy kolejny. Nie ustę­po­wał i nie dozna­wał obra­żeń.

Nawet nie roz­lał przy tym wina.

I wtedy nade­szły. Jego bły­ska­wice Mocy. Mia­łam wra­że­nie, że każdy atom mojego ciała roz­ry­wany jest na kawałki, że każde wspo­mnie­nie obraca się w popiół pod napo­rem ener­gii. Matka Tal­zin. Hal’Sted. Ky. Wszy­scy znik­nęli, pochło­nięci bólem ciem­nej magii Dooku.

Nie pamię­tam chwili, gdy puści­łam ręko­je­ści mie­czy. Ba, nie zauwa­ży­łam nawet, kiedy osu­nę­łam się w ciem­ność.

Gdy się ock­nę­łam, odkry­łam, że para mecha­nicz­nych rąk wle­cze mnie po nie­zna­nych mi kory­ta­rzach. Obroża wstrzą­sowa gdzieś znik­nęła. Chłodne powie­trze sma­gało osma­loną skórę. Pamię­tam, że gdy cią­gnięto mnie wzdłuż otwar­tych okien, dobie­gały mnie pta­sie trele. I wła­śnie wtedy uświa­do­mi­łam sobie, że już nie jestem na Rat­ta­taku. Jedy­nymi pta­kami zamiesz­ku­ją­cymi tam­ten świat są szar­żo­sępy, które ogo­ła­cają kości z mięsa na pyli­stych rów­ni­nach.

Cze­kał na mnie w wiel­kiej sali, w tym samym miej­scu, co teraz. Wpa­try­wał się we mnie oczyma ciem­nymi jak bez­gwiezdne niebo.

„Nauczę cię arka­nów ciem­nej strony, ale naj­pierw musisz się wyka­zać”.

(DŹWIĘK ZAPO­WIADA POWRÓT DO TU I TERAZ)

Mija chwila, nim uświa­da­miam sobie, że napór bły­ska­wic ustą­pił. Dło­nie chwy­tają moje popa­rzone ręce. Przez chwilę wyobra­żam sobie, że to Ky, który pomaga mi sta­nąć na nogi, ale potem odzy­skuję wzrok. Spo­glą­dam w twarz wyba­wi­ciela i drę­czy­ciela.

Zmu­szam się, by wstać. Mówię sobie, że muszę spra­wiać wra­że­nie sil­nej, nie­ważne, jakich lek­cji udziela mi Dooku.

DOOKU

Nie chcę znów być do tego zmu­szony.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

To jest nas dwoje.

Staje za biur­kiem i wysuwa szu­fladę. Gdy męczę się, by nabrać powie­trza w osma­lone płuca, wyj­muje dysk nie więk­szy od monety i rzuca go w moją stronę. Przed­miot upada z brzę­kiem, wiruje i wresz­cie spo­czywa na wypo­le­ro­wa­nym drew­nie. Cze­kam. Nie mam odwagi się ruszyć, nim Dooku mi na to nie zezwoli. Ostroż­nie chwy­tam dysk i obra­cam go w dłoni.

VEN­TRESS

Data­karta?

DOOKU

Umieść ją w holo­wy­świe­tla­czu.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Postę­puję, jak mi naka­zano. Przede mną wyra­sta holo­gram. Przed­sta­wia chłopca, naj­wy­żej dzie­się­cio­let­niego, krótko obcię­tego, w sza­tach adepta Jedi. W jego twa­rzy jest coś… zna­jo­mego.

VEN­TRESS

(GDY POJA­WIA SIĘ ZRO­ZU­MIE­NIE) To ty.

DOOKU

Zapo­mnia­łem, że kie­dyś byłem takim mal­cem. Należy do mojej sio­stry.

VEN­TRESS

Sio­stry?

DOOKU

Nie wie­dzia­łem, że zacho­wała nagra­nia. Popro­si­łem, by je znisz­czyła. Posta­wiła na swoim.

VEN­TRESS

Nie rozu­miem. Byłeś Jedi.

DOOKU

Byłem.

VEN­TRESS

Sądzi­łam, że Jedi zry­wają wszel­kie kon­takty z rodzi­nami.

DOOKU

Ow­szem. Ale moja sio­stra… Powiedzmy, że się odna­leź­li­śmy…

VEN­TRESS

Jak?

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Napi­nam mię­śnie w ocze­ki­wa­niu na kolejną falę bły­ska­wic, ale zamiast tego Dooku odwraca wzrok i sku­pia go na holo­gra­mie chłopca. Wyczu­wam w nim kon­flikt. Dawno pogrze­bane wspo­mnie­nia wydo­stają się na powierzch­nię. Gdy prze­ma­wia ponow­nie, w jego gło­sie jest pewna… zaduma, wraż­li­wość, z którą wcze­śniej się nie zdra­dzał.

DOOKU

Nie pozna­łem rodziny z powo­dów, o któ­rych już wspo­mnia­łaś. Jak więk­szość człon­ków zakonu, tra­fi­łem na miej­sce w towa­rzy­stwie Poszu­ki­wa­cza, Jedi, który prze­mie­rzał galak­tykę, by odna­leźć dzieci wraż­liwe na Moc. Nie zacho­wa­łem wspo­mnień o domu – tra­fi­łem na Coru­scant jako małe dziecko i dopiero póź­niej, gdy już zosta­łem adep­tem, powie­dziano mi, że mam wró­cić.

VEN­TRESS

Na Serenno. Dla­czego?

DOOKU

Na wiel­kie Święto…

SCENA 3. ZEW. CARAN­NIA. STO­ŁECZNE MIA­STO SERENNO.

Nastrój: Gdy Dooku mówi, sły­szymy odgłosy wiel­kiego święta, muzykę, gwar tłumu, głosy kup­ców. Wyobraź sobie targi han­dlowe na Zewnętrz­nych Rubie­żach.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Serenno było gospo­da­rzem tar­gów, zor­ga­ni­zo­wa­nych z myślą o całej galak­tyce, pod­czas któ­rych pla­nety Zewnętrz­nych Rubieży miały moż­li­wość zade­mon­stro­wać, co mogą wnieść do stale roz­ra­sta­ją­cej się Repu­bliki. Kupcy i han­dla­rze zebrali się, by spa­ce­ro­wać wśród pawi­lo­nów i zachwy­cać się wychwa­la­nymi towa­rami. Na miej­scu zgro­ma­dzili się arma­to­rzy i pro­du­cenci broni, budow­ni­czo­wie dro­idów i far­me­rzy.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

A Jedi?

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Rada zasta­na­wiała się nad wysła­niem adep­tów na takie wyda­rze­nie. Miała wąt­pli­wo­ści, ale osta­tecz­nie posta­no­wiono, że Święto jest zbyt ważne, by je prze­ga­pić, że może być jedyną szansą, by przy­szli Jedi poznali galak­tykę, któ­rej obro­nie poprzy­się­gali życie…

Jak bowiem lepiej ją zro­zu­mieć, niż pozna­jąc ją na wła­sne zachłanne oczy?

SIFO-DYAS (W WIEKU DWU­NA­STU LAT)

Dooku, Dooku, czy ty to widzisz? Spójrz tylko. Ile ludzi!

DOOKU (W WIEKU DWU­NA­STU LAT)

Za dużo.

SIFO-DYAS

(ŚMIEJE SIĘ) Wylu­zuj. Baw się. To w końcu festi­wal!

DOOKU

Prze­cież się bawię.

SIFO-DYAS

A powie­dzia­łeś o tym wła­snej twa­rzy?

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Dość powie­dzieć, że byłem osobą… trudną w oby­ciu. Na początku szko­le­nia z tru­dem zdo­by­wa­łem przy­ja­ciół. Po przy­by­ciu do Świą­tyni świeżo upie­czeni adepci przy­pi­sy­wani są do kla­nów. Pod wie­loma wzglę­dami pro­ces odbywa się losowo, co ma wzmac­niać zaufa­nie i bra­ter­stwo. Nie w moim przy­padku. Już wtedy nie odczu­wa­łem takiej potrzeby. Zja­wi­łem się tam, by się szko­lić, by osią­gnąć peł­nię poten­cjału. Gdy inni człon­ko­wie klanu zbie­rali się po zaję­ciach, by wymie­niać się nie­stwo­rzo­nymi histo­riami o bez­i­mien­nych czy innych wymy­słach pochła­nia­ją­cych ich wybu­jałą wyobraź­nię, ja wola­łem spraw­dzać, czy moja tunika jest ład­nie odpra­so­wana, a buty – wypo­le­ro­wane. W końcu chcia­łem zaim­po­no­wać mistrzom.

Tylko jeden chło­piec się na mnie poznał, adept, który w rów­nym stop­niu miał zadatki na roz­ra­biakę, co ja na jed­nego z naj­zna­mie­nit­szych człon­ków zakonu. Może potrze­bo­wa­łem kogoś, kto będzie mnie spro­wa­dzał na zie­mię. Może po pro­stu potrze­bo­wa­łem kom­pana. Tak czy ina­czej, sta­li­śmy się nie­roz­łączni…

DOOKU

Sifo-Dyasie, nie zapo­mi­naj się. Gapią się na nas…

SIFO-DYAS

No i co? To Święto. Mamy się dobrze bawić.

DOOKU

Nie. Mamy repre­zen­to­wać Jedi. Co powie­działby mistrz Yoda, gdyby zoba­czył, jak podry­gu­jesz niczym flo­ubet­te­ań­ski tan­cerz?

SIFO-DYAS

Ale prze­cież nie zoba­czy, prawda? Jest zbyt zajęty byciem mądrym, zagad­ko­wym i…

Sifo-Dyas wpada na Yodę i zwala go z nóg.

YODA

(JĘCZY)

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Aż zamarło mi serce, gdy Sifo-Dyas odwró­cił się i powa­lił tego samego mistrza, któ­rego prze­drzeź­niał.

SIFO-DYAS

M-mistrzu Yodo! Tak mi przy­kro.

DOOKU

(CEDZĄC PRZEZ ZĘBY) Idioto!

YODA

Dokąd idziesz patrzeć powi­nie­neś, młody Sifo-Dyasie.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Jakby tylko wycze­ki­wali kata­strofy, z tłumu wyło­nili się pozo­stali Jedi, by pomóc Wiel­kiemu Mistrzowi Jedi. Wśród nich był Tera Sinube, Cosja­nin o zakoń­czo­nej dzio­bem facja­cie, który podob­nie jak Yoda już za młodu pew­nie wyda­wał się mądry, pra­dawny…

TERA SINUBE

Mistrzu Yodo? Nic ci nie jest?

DOOKU (NAR­RA­CJA)

No i poja­wiła się Yula Bray­lon, Poszu­ki­waczka, która powio­dła tylu nowych rekru­tek i rekru­tów zakonu pod drzwi Świą­tyni Jedi.

BRAY­LON

Czyja to sprawka? Pokaż się.

SIFO-DYAS

Moja, mistrzyni. Ja… Po pro­stu tro­chę mnie ponio­sło. Tyle świa­teł i dźwię­ków, i…

BRAY­LON

I wła­śnie dla­tego cią­gnię­cie tu mło­dzi­ków przez pół galak­tyki było błę­dem.

YODA

Stało się nic. Nie­chcący to było.

DOOKU

Sifo-Dyasowi jest bar­dzo przy­kro.

YODA

Cenną lek­cję Sifo-Dyas młody pojął. Drugi raz tak już nie zrobi.

SIFO-DYAS

Obie­cuję. Ja… będę patrzył pod nogi.

YODA

Jak wszy­scy. Tak. Wszy­scy.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Nie wszy­scy mistrzo­wie byli tak pobłaż­liwi. Bray­lon prze­szy­wała nas podejrz­li­wym wzro­kiem, jakby była pewna, że wpa­ku­jemy się w kolejne tara­paty, gdy tylko odwróci się do nas ple­cami.

Godne pochwały instynkty.

BRAY­LON

Nie odda­laj­cie się. Za nie­spełna godzinę pokaz mie­czy świetl­nych. Rozu­mie­cie? Nie zapo­mi­naj­cie, po co tu przy­by­li­śmy.

DOOKU

By dać świa­dec­two samo­dy­scy­pli­nie i opa­no­wa­niu Jedi.

SINUBE

Widzisz, Bray­lon? Jed­nak słu­chali. W rze­czy samej, Dooku.

DOOKU

Dzię­kuję, mistrzu.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Cze­ka­li­śmy w sku­pie­niu, gdy mistrzo­wie udali się ku pode­stowi, gdzie miał się odbyć pokaz. Dopiero gdy zna­leźli się poza zasię­giem wzroku, dałem Sifo-Dyasowi moc­nego kuk­sańca.

SIFO-DYAS

Aua! Niby za co?

DOOKU

A jak myślisz? Za powa­le­nie mistrza Yody! I tak nam się upie­kło, że nie wysłali nas z powro­tem na Coru­scant.

SIFO-DYAS

Myśla­łem, że tego chcesz. No weź, Doo.

DOOKU

(WZDY­CHA) Nie mów tak na mnie.

SIFO-DYAS

Czemu? Prze­cież tak się nazy­wasz.

DOOKU

Wcale nie.

SIFO-DYAS

(PRZE­DRZEŹ­NIA­JĄC TOWA­RZY­SZA) Doo. Doo. Dooku.

DOOKU

Zamknij się.

SIFO-DYAS

Doo. Doo. Doo.

DOOKU

(NIE MOŻE POWSTRZY­MAĆ ŚMIE­CHU) Jesteś idiotą.

SIFO-DYAS

A ty jesteś w domu! Jeste­śmy na Serenno. Ilu adep­tów może odwie­dzić miej­sca, gdzie się uro­dzili?

ARATH (W WIEKU DWU­NA­STU LAT)

(POD­CHO­DZĄC BLI­ŻEJ) Co mówi­łeś, Sifo-Dyasie? To stąd pocho­dzi Jego Emi­nencja?

DOOKU

(WZDY­CHA) Dobra robota, Si.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Gdy­bym tylko mógł, zmu­sił­bym zie­mię, by pochło­nęła mnie w jed­nej chwili.

Odkąd się pozna­li­śmy, Arath Tar­rex był zde­ter­mi­no­wany, by zamie­nić moje życie w pasmo cier­pień. Mia­łem wra­że­nie, że nie podoba mu się wszystko, co robię. To, jak cho­dzę. Jak mówię. I co naj­waż­niej­sze: to, że niwe­czy­łem jego marne próby odnie­sie­nia suk­cesu na każ­dych wspól­nych zaję­ciach.

Jedi nauczani są, by tłu­mić emo­cje, ale Arath… Zazdro­ścił mi, zresztą nie bez powodu…

SIFO-DYAS

Zostaw nas, Ara­cie. Cie­bie to nie doty­czy.

ARATH

Naprawdę stąd pocho­dzisz, Dooku?

DOOKU

Nie. Moim domem jest Świą­ty­nia. Jak i twoim.

SIFO-DYAS

(PÓŁ­GŁO­SEM) Nie­stety.

ARATH

Co takiego?

SIFO-DYAS

Nic, Ara­cie. Nic. Zresztą w czym pro­blem? Nie podoba ci się tutaj?

ARATH

Żar­tu­jesz? To zapa­dła dziura. Kto by pomy­ślał, że pomimo dwor­skich manier i zadar­tego nosa mały lord Dooku pocho­dzi z takiego graj­dołka.

DOOKU

Ostrze­gam cię, Ara­cie…

ARATH

Że co? I co takiego zro­bisz, Dooku? Uciek­niesz poskar­żyć się Bray­lon, jak ostat­nio?

DOOKU

Zaraz ci zade­mon­struję.

Dooku wyrywa się do Ara­tha, by go szturch­nąć, ale Sifo-Dyas go powstrzy­muje.

SIFO-DYAS

Ej, chwila, chwila! Pamię­taj­cie: samo­dy­scy­plina i opa­no­wa­nie. Samo­dy­scy­plina i opa­no­wa­nie.

ARATH

(NA ODCHODNE) Powo­dze­nia. Do zoba­cze­nia na poka­zie, Wasza Wyso­kość.

DOOKU

Pew­nego dnia zetrę mu z twa­rzy ten głupi uśmie­szek.

SIFO-DYAS

I co to da?

DOOKU

Pokażę mu, gdzie jego miej­sce.

SIFO-DYAS

Takie gadki to coaxium, które napę­dza jego sil­niki. Słu­chaj, wiem, że jesteś od niego lep­szy. On też to wie. Nawet śli­maki dura­be­to­nowe w domu to wie­dzą, ale nie musisz rzu­cać mu tego w twarz.

DOOKU

A mogę mu rzu­cić w twarz zawar­to­ścią tam­tego padoku dla dew­bac­ków?

SIFO-DYAS

Okej, to bym aku­rat chęt­nie zoba­czył, ale wtedy Bray­lon już dopil­nuje, byśmy resztę Święta spę­dzili na pokła­dzie „Ata­rak­sji”. No weź, Doo. Jak czę­sto mamy oka­zję opu­ścić mury Świą­tyni, nie wspo­mi­na­jąc o powierzchni Coru­scant? Zapo­mnij o Ara­cie. Roz­glą­dajmy się, póki możemy.

SCENA 4. ZEW. ŚWIĘTO. PER­SPEK­TYWA JENZY.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Zgo­dzi­łem się nie­chęt­nie. Pozwo­li­łem, by Sifo-Dyas zacią­gnął mnie w głąb tłumu, nie­świa­dom tego, że nie­da­leko uro­czy­sto­ściom przy­glą­dali się człon­ko­wie lokal­nej ary­sto­kra­cji.

HOLO­GRA­FICZNY MISTRZ CERE­MO­NII

Miesz­kańcy galak­tyki, witaj­cie w Caran­nii. Znaj­dzie­cie tu wszystko, co Zewnętrzne Rubieże mają do zaofe­ro­wa­nia. Inno­wa­cje. Moż­li­wość eks­plo­ra­cji. Znaj­du­je­cie się na pogra­ni­czu zamiesz­ka­nym przez odważ­nych. Tutej­sze światy ofe­rują moż­li­wo­ści i przy­gody, a wszę­dzie wiodą bez­pieczne i nie­za­wodne trasy nad­prze­strzenne…

Natra­fiamy na hra­biego Gorę, władcę Serenno, który spa­ce­ruje po tere­nie tar­gów w oto­cze­niu świty.

GORA

(PRY­CHA) „Bez­pieczne i nie­za­wodne trasy nad­prze­strzenne”? Sithań­skie plwo­ciny.

ANYA

Goro, pro­szę! Dzieci.

GORA

Co z nimi? Nie wie­rzę, że Zgro­ma­dze­nie mnie do tego namó­wiło. To potwarz! Wła­śnie tak. Cho­lerna potwarz.

D-4

W isto­cie, hra­bio Goro, Święto sta­nowi dla Serenno szansę, która tra­fia się raz na poko­le­nie.

GORA

Anyo, przy­po­mnij pro­szę swo­jej dro­idce pro­to­ko­lar­nej, by mnie nie pouczała, chyba że chce, abym ją prze­to­pił wraz z nową dostawą cer­sji od Malver­nów.

ANYA

D-4, może byłoby lepiej, gdy­byś stu­liła woka­bu­la­tor.

D-4

Ależ hra­bino Anyo, chcia­łam po pro­stu przy­po­mnieć jaśnie wiel­moż­nemu panu hra­biemu, że…

GORA

Na­dal traj­ko­cze!

ANYA

D-4, pro­szę. Ostat­nia rzecz, jakiej teraz potrze­bu­jemy, to żeby wpadł w jeden z tych swo­ich sza­łów. Może mogła­byś się zająć dziećmi?

D-4

Dziećmi? Ależ hra­bino, zapro­gra­mo­wano mnie z myślą o dyplo­ma­cji i ety­kie­cie…

ANYA

A zatem będziesz dosko­nałą niańką dla Ramila i Jenzy.

RAMIL (W WIEKU CZTER­NA­STU LAT)

Matko! Nie jestem już dziec­kiem!

D-4

(PRY­CHA) Pole­mi­zo­wa­ła­bym.

RAMIL

Wsadź sobie te słowa w gniazdo ładow­ni­cze.

D-4

Hra­bino! Sły­szała pani?

ANYA

(WZDY­CHA) Tak, tak. Ramilu, bez takiego gru­biań­stwa. (DO SIE­BIE) Nie jesteś swoim ojcem.

GORA

Co pro­szę?

ANYA

Nic, naj­droż­szy. Mówi­łam do dzieci.

JENZA (W WIEKU JEDE­NA­STU LAT)

Nie możemy się rozej­rzeć, matko?

ANYA

Nie na wła­sną rękę, Jenzo. Prze­cież wiesz.

JENZA

Ale…

ANYA

Żad­nych „ale”. Będzie ci towa­rzy­szyła D-4.

RAMIL

Ale wtopa.

ANYA

Zawsze może­cie udać się na Zgro­ma­dze­nie, by wysłu­chać mowy ojca.

JENZA

Wiesz, D-4 będzie wspa­niałą towa­rzyszką. (POD­NO­SZĄC GŁOS) Prawda, Ramilu?

RAMIL

Niech będzie. To chodź, Śru­bo­głowa. Rozej­rzyjmy się.

D-4

Czuję się zmu­szona zapro­te­sto­wać. Moje obo­wiązki…

ANYA

(MÓWIĄC PRZEZ RAMIĘ NA ODCHODNE) Doty­czą opieki nad dziećmi. Baw­cie się dobrze.

D-4

(DO WŁA­ŚCI­CIELKI) Hra­bino. Hra­bino, doprawdy? (DO SIE­BIE) To już prze­sada. Kusi mnie, żeby… (UŚWIA­DA­MIA SOBIE, ŻE W MIĘ­DZY­CZA­SIE ZNIK­NĘŁY DZIECI) Gdzież one są? Gdzie się podziały? (WOŁA) Panienko Jenzo!

SCENA 5. ZEW. ŚWIĘTO. PER­SPEK­TYWA DZIECI (CIĄG DAL­SZY).

Wta­piamy się w tłum. D-4 teraz jest za naszymi ple­cami.

D-4 (Z OFFU)

Pani­czu Ramilu! Pro­szę wró­cić.

JENZA

To co chcesz naj­pierw zoba­czyć, Ramilu? Sły­sza­łam, że są tu Jedi.

RAMIL

A czemu ktoś miałby chcieć zoba­czyć tych czub­ków?

JENZA

Nie mów tak.

RAMIL

Ojciec tak mówi.

JENZA

Ojciec mówi wiele rze­czy. Chodź.

Odbie­gają. D-4 pra­wie ich doga­nia.

D-4 (POD­CHO­DZI DO MIKRO­FONU)

Nie. Nie. Zacze­kaj­cie na mnie, roz­pusz­czone ba… Oj, czym sobie na to zasłu­ży­łam…

SCENA 6. ZEW. ŚWIĘTO – POKAZ JEDI.

Dzieci prze­py­chają się przez tłum. Kie­rują się ku poka­zowi Jedi. Ponad gwa­rem zebra­nego tłumu uno­szą się głosy Yody, Sinu­bego i Bray­lon, któ­rzy prze­pro­wa­dzają ide­al­nie zsyn­chro­ni­zo­wany pokaz. Ich mie­cze świetlne brzę­czą i trzesz­czą. To takie tai-chi, tyle że dla Jedi.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Sta­li­śmy na sce­nie i przy­glą­da­li­śmy się, jak Yoda, Sinube i Bray­lon demon­strują pod­sta­wowe tech­niki walki mie­czem świetl­nym. Pla­zma buczała, gdy poru­szali się, ide­al­nie zgrani, z zamknię­tymi oczami i uspo­ko­jo­nymi umy­słami.

Zebrany tłum wzdy­chał z zachwytu. Wpraw­dzie pokaz mistrzów był jedną z wielu atrak­cji uro­czy­sto­ści, ale demon­stra­cja miała zawa­żyć na dal­szym losie jed­nego mło­dego obser­wa­tora…

Jenza cią­gnie Ramila przez tłum. D-4 w końcu się z nimi zrów­nała.

JENZA

Tam są! Wow! Patrz­cie tylko!

D-4

Tak. Tak. Świet­nie. To może odszu­kamy waszych rodzi­ców?

RAMIL

Tylko tyle? To nie mieli wal­czyć czy coś?

D-4

Nie, ener­ge­tyczne ostrza mają funk­cję cere­mo­nialną.

JENZA

Poma­gają im w medy­ta­cji.

RAMIL

Skąd wie­cie?

JENZA

Widzia­łam doku­ment na Holo­Ne­cie. Te mie­cze to ina­czej mie­cze świetlne.

RAMIL

Głu­pie są.

D-4

Są nie­bez­pieczne. Za chwilę komuś utną rękę.

RAMIL

Oby. Przy­naj­mniej zrobi się cie­ka­wie. (ŚMIEJE SIĘ) Patrz na tego tam. Przy­po­mina ślu­zo­gnoma.

JENZA

Ciii­cho. Bo usły­szy.

RAMIL

Nie dzi­wota. Widzia­łaś jego uszy? No weź, Jen. Ale nuda. Odszu­kajmy pawi­lon Nalro­nich. Ojciec mówi, że Cela­nici poka­zują nowe dro­idy straż­ni­cze.

JENZA

Sam idź. Wolę się rozej­rzeć.

RAMIL

Ta, bo Śru­bo­głowa pozwoli nam się roz­dzie­lić…

D-4

Śru­bo­głowa nie ma takiego zamiaru.

RAMIL

Widzisz?

Jenza nachyla się kon­spi­ra­cyj­nie ku bratu.

JENZA

(SZEP­TEM) O co cho­dzi, Ramilu? Cykasz się z powodu dro­idki pro­to­ko­lar­nej?

RAMIL

(SZEP­TEM) Gdzie tam.

JENZA

(SZEP­TEM) Udo­wod­nij.

RAMIL

(SZEP­TEM) Dobra. Patrz i podzi­wiaj.

Grze­bie w kie­sze­niach.

JENZA

(SZEP­TEM) Co to?

RAMIL

(SZEP­TEM) Gro­mo­kap­sle.

JENZA

(SZEP­TEM) Matka mówiła, że nie możesz się nimi bawić. Nie od tam­tego zimo­wego balu!

RAMIL

(SZEP­TEM) Co, Jenzo – cykasz się?

JENZA

(UŚMIE­CHA SIĘ) Zamknij się.

RAMIL

(SZEP­TEM) Przy­go­tuj się do biegu. Raz.

JENZA

(SZEP­TEM) Dwa.

RAMIL

Trzy!

Ciska gro­mo­kap­slami, które wybu­chają na ziemi jak małe sztuczne ognie. Tłum reaguje, widzo­wie krzy­czą z zasko­cze­nia, a rodzeń­stwo śmieje się z rado­ści, ucie­ka­jąc.

JENZA

(DO BRATA) Do zoba­cze­nia potem, Ram!

D-4

Chwila. Dokąd to? Wra­caj­cie! Natych­miast!

SCENA 7. ZEW. ŚWIĘTO – POKAZ JEDI, PER­SPEK­TYWA DOOKU.

Sły­szymy huk gro­mo­kap­sli od strony sceny, gdzie stoją Dooku i Sifo-Dyas.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Po dru­giej stro­nie sceny hałas wywo­łał eks­cy­ta­cję wśród zgro­ma­dzo­nych adep­tów…

SIFO-DYAS

Co się dzieje?

ARATH

Lokalne dzieci odpa­liły petardy.

SIFO-DYAS

Doo, nic ci nie jest?

DOOKU

Ta dziew­czyna…

SIFO-DYAS

Która?

DOOKU

Dopiero co tu była. Przy dro­idzie.

ARATH

O, Jego Wyso­kość zna­lazł sobie dziew­czynę?

SIFO-DYAS

Zamknij się, Ara­cie.

ARATH

No co, wydaje się żywo zain­te­re­so­wany.

SIFO-DYAS

Co? (ZAUWAŻA, ŻE DOOKU GDZIEŚ SIĘ ULOT­NIŁ) Doo? Dooku. Gdzie cię wcięło?

SCENA 8. ZEW. TERENY WYSTA­WOWE.

Nastrój: Alejka pełna budek z grami. Dooku prze­py­cha się przez tłum.

(NASTĘ­PU­JĄCE WYPO­WIE­DZI PADAJĄ Z OFFU W TLE).

WŁA­ŚCI­CIEL BUDKI NR 1

Skocz w nie­znane! Nur­ko­wa­nie w sta­nie nie­waż­ko­ści! Tylko trzy kre­dyty! Spró­buj!

WŁA­ŚCI­CIEL BUDKI NR 2

Zawody w strze­la­niu do dro­idów! Traf do celu i wygraj nagrodę! Strzel bla­sza­kom mię­dzy foto­re­cep­tory!

WŁA­ŚCI­CIEL BUDKI NR 3

Bąc­nij blog­gina! Sprawdź się! Z któ­rych otwo­rów wyściu­bią głowy?! Tylko dwa kre­dyty! Dalej, synu. Zapra­szam!

WŁA­ŚCI­CIEL BUDKI NR 4

Każdy los wygrywa! Co masz do stra­ce­nia?! Każdy odcho­dzi zwy­cięzcą!

DOOKU

Prze­pra­szam. Prze­pra­szam.

Bie­gnie za nim Sifo-Dyas.

SIFO-DYAS

(ZRÓW­NU­JĄC SIĘ Z PRZY­JA­CIE­LEM) Dooku! Zacze­kaj. Dokąd tak pędzisz?

DOOKU

Wra­caj, Si.

SIFO-DYAS

I będziesz się bawił beze mnie? Co w cie­bie wstą­piło?

DOOKU

Tamta dziew­czyna… Wyczu­łem coś…

SIFO-DYAS

No nie wie­rzę. Arath miał nosa.

DOOKU

Nie, to nie tak. Wydało mi się, że ją daw­niej zna­łem.

SIFO-DYAS

Niby skąd? Gdy przy­był po cie­bie Yoda, byłeś jesz­cze brzdą­cem.

DOOKU

Wiem. Nie potra­fię tego wytłu­ma­czyć. (ZAUWAŻA JENZĘ) Jest!

SIFO-DYAS

Dooku, to sza­leń­stwo. Nie możesz tak po pro­stu się ulot­nić. Jeśli zła­pią cię mistrzo­wie…

Dooku bie­gnie za dziew­czyną.

DOOKU

Wra­caj do naszych. Nic mi nie będzie.

SIFO-DYAS.

Nie. Nie ma mowy!

SCENA 9. ZEW. TERENY WYSTA­WOWE. PER­SPEK­TYWA JENZY.

Nastrój: jak wcze­śniej.

WŁA­ŚCI­CIEL BUDKI NR 1

Sprawdź swoją siłę w poje­dynku pro­mie­niem ścią­ga­ją­cym! Tylko trzy kre­dyty! (ZAUWAŻA JENZĘ) A może pani, panienko? Czu­jemy się dziś w pełni sił?

JENZA

(NIE­PEWNA) Nie. Dzię­kuję.

Czym prę­dzej idzie dalej.

WŁA­ŚCI­CIEL BUDKI NR 1

(WOŁA­JĄC ZA NIĄ) Pro­szę spró­bo­wać! Kto wie, może się panience poszczę­ści!

JENZA

Dzię­kuję, naprawdę.

Potrąca obcego, który rzuca coś gniew­nie po hut­tyj­sku.

OBCY

Chuba! Doom­pa­sha lo! [Hej! Uwa­żaj!]

JENZA

Prze­pra­szam! Nie chcia­łam na pana wpaść.

OBCY

Oosa do nawee, eh? [Patrz przed sie­bie, co?]

Jenza pędzi dalej.

JENZA

Prze­pra­szam naj­moc­niej.

Miota się w tłu­mie, kom­plet­nie zagu­biona.

JENZA

Może to wcale nie był naj­lep­szy pomysł.

Uru­cha­mia komu­ni­ka­tor.

JENZA

Ramilu? Ramilu, jesteś tam?

RAMIL (PRZEZ KOMU­NI­KA­TOR)

Czego chcesz?

JENZA

Gdzie jesteś?

RAMIL (PRZEZ KOMU­NI­KA­TOR)

Zmie­rzam ku pawi­lo­nowi dro­idów. A co?

JENZA

Pomy­śla­łam, że jed­nak z tobą pójdę. Zacze­kasz na mnie?

RAMIL (PRZEZ KOMU­NI­KA­TOR)

Ha! Wie­dzia­łem, że się cykasz. (PRZE­DRZEŹ­NIA­JĄC JĄ) Może powin­naś popro­sić o ochronę Jedi?

JENZA

Nie bądź taką pur­chawką.

RAMIL (PRZEZ KOMU­NI­KA­TOR)

Gdzie jesteś?

JENZA

Nie wiem. Są tu różne gry i…

Ktoś na nią wpada.

JENZA (KON­TY­NU­UJE)

(REAGUJE) …i gęsty tłum.

RAMIL (PRZEZ KOMU­NI­KA­TOR)

Okej. Zacze­kaj na mnie. Ale będziesz mi wisieć. Sły­szysz?

JENZA

Tak. Ja…

Ktoś gwał­tow­nie ją sztur­cha, prze­cho­dząc obok.

JENZA

(KRZY­CZY) Hej!

RAMIL (PRZEZ KOMU­NI­KA­TOR)

Co jest? Jenzo?

JENZA

Ktoś mi cap­nął torebkę.

RAMIL (PRZEZ KOMU­NI­KA­TOR)

Co? Kto?

JENZA

Jakiś mały kości­sty Hoopa­loo. Widzę go. (ZACZYNA BIEC, PRZE­CI­SKA­JĄC SIĘ PRZEZ TŁUM) Prze­pra­szam! Pro­szę mnie prze­pu­ścić!

RAMIL (PRZEZ KOMU­NI­KA­TOR)

Jenzo, nie. Nie bie­gnij za nim, może być nie­bez­pieczny. Jen…

Jenza się potyka.

JENZA

(WZDY­CHA)

Komu­ni­ka­tor dziew­czyny ude­rza z trza­skiem o zie­mię. Łącz­ność z Rami­lem zostaje prze­rwana w pół słowa.

JENZA

Oj.

Zrywa się na nogi, by znowu pobiec za zło­dzie­jem. Raz za razem wci­ska przy­cisk komu­ni­ka­tora.

JENZA

Ramilu? Ramilu, sły­szysz mnie?

Po kilku klik­nię­ciach uświa­da­mia sobie, że urzą­dze­nie się zepsuło.

JENZA

No nie. Matka mnie zabije. (KRZY­CZY DO ZŁO­DZIEJA) Wra­caj!

SCENA 10. ZEW. TERENY WYSTA­WOWE – ZA BUD­KAMI.

Jenza bie­gnie mię­dzy atrak­cjami. Nagle przy­staje za dużym pawi­lo­nem.

JENZA

Dokąd on pobiegł? (ODNAJ­DUJE ZŁO­DZIEJA) Mam cię!

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Hoopa­loo przy­kuc­nął za dużym namio­tem repul­so­ro­wym i prze­glą­dał zawar­tość torebki.

JENZA

Odda­waj! To moje!

Chwyta torebkę.

BRY

(PISZ­CZY) Kra­dziej!

JENZA

Kra­dziej?! To ty mi cap­ną­łeś torebkę. (PRZE­GLĄDA ZAWAR­TOŚĆ) A gdzie krysz­tał? Co z nim zro­bi­łeś?

BRY

Nic nie wiem o żad­nym krysz­tale.

JENZA

Słu­chaj, zatrzy­maj sobie kre­dyty. Nie obcho­dzą mnie, ale musisz mi oddać krysz­tał. Nale­żał do mojej babki.

Wtem na miej­scu poja­wiają się Kar­ka­ro­don imie­niem Jor­kat i Velek, Aska­jianka.

JOR­KAT

No pro­szę. Co my tu mamy?

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Coś rzu­ciło cień na Jenzę. Dziew­czyna odwró­ciła się i ujrzała Kar­ka­ro­dona o reki­niej twa­rzy, nad­cią­ga­ją­cego wraz z pokaźną Aska­jianką. Kar­ka­ro­don wyszcze­rzył cztery rzędy drob­nych, ostrych jak brzy­twy zębów.

JENZA

(WZDY­CHA)

BRY

Jor­kat. Okra­dła mnie. Cap­nęła mi torebkę.

JENZA

Kła­mie! To moja torebka.

JOR­KAT

Okra­dasz moich przy­ja­ciół? Taka dziana panienka. Co o tym sądzisz, Velek?

VELEK

Keea milek. [Samo­lubny bachor].

JOR­KAT

Tak, jest samo­lubna, prawda? Obwie­szona tyloma ład­nymi bły­skot­kami, a Bry, bie­da­czyna, jest goły i wesoły. Może poda­ru­jemy mu twój płaszcz? Co ty na to? Ocie­pli ci skrzy­dełka, co, Bry?

BRY

Taa. Cie­plutki i wygodny.

JENZA

Nie. Nie należy do was. Jest mój.

VELEK

(PRZE­DRZEŹ­NIA­JĄC) „Minaar. Minaar”. [„Mój. Mój”].

JOR­KAT

(CHWYTA JĄ) Zobaczmy, co jesz­cze tam masz…

JENZA

(KRZY­CZY) Pusz­czaj!

Pod­biega do nich Ramil.

RAMIL

Zostaw­cie ją!

JOR­KAT

A to kto? Mikry, bogaty chło­piec do kom­pletu. Łap go.

Velek łapie Ramila.

RAMIL

(PRÓ­BUJE SIĘ WYRWAĆ) Pusz­czaj! Zostaw!

BRY

Może powin­ni­śmy ich ze sobą zabrać, Jor­ka­cie. Prze­ko­nać się, co nam da w zamian Renza.

JOR­KAT

Hut­tyjka? Woli bar­dziej pulchne istoty. Ale podej­rze­wam, że mogli­by­śmy… Aua! Ta mała scutta mnie ugry­zła.

JENZA

Pusz­czaj mojego brata!

Jenza rzuca się na Velek, która ją odtrąca.

JENZA

(JĘCZY)

JOR­KAT

Łap ją, Bry.

BRY

Chodź tu, ty mała…

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Hoopa­loo nagle leci w powie­trze i ude­rza w ciężki mate­riał pawi­lonu.

BRY

(JĘCZY)

JOR­KAT

Co ty robisz? Wra­caj tu.

BRY

Coś mnie powa­liło.

JOR­KAT

Prze­cież nikt cię nie ruszał!

BRY

Coś poczu­łem.

JENZA

Pusz­czaj­cie!

DOOKU

Zrób, jak mówi!

JOR­KAT

Co, do…?

DOOKU (NAR­RA­CJA)

I wtedy to Kar­ka­ro­don wbił we mnie wzrok…

BRY

To Jedi!

JOR­KAT

(ŚMIEJE SIĘ) To dziecko! Nawet nie ma mie­cza świetl­nego.

DOOKU

Bo go nie potrze­buję.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Poru­szy­łem nad­garst­kiem i z ręko­je­ści, którą skry­łem w zamknię­tej dłoni, wysu­nęła się tele­sko­powa pałka, skrząca uwol­nioną ener­gią.

JOR­KAT

Ha! A to niby co?

DOOKU

Elek­tro­ostrze tre­nin­gowe. Ćwi­czymy nim prze­ciwko mane­ki­nom i innym tępa­kom. Takim jak ty.

Ude­rza Jor­kata. Przez ciało ban­dziora prze­cho­dzą łuki wyła­do­wań. Kar­ka­ro­don krzy­czy i pada na zie­mię.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Obró­ci­łem się i ugo­dzi­łem bru­tala ostrzem w nogi… Padł na zie­mię i spoj­rzał na mnie z nie­do­wie­rza­niem.

DOOKU

Poczę­sto­wać cię jesz­cze?

JOR­KAT

Nie odwa­żysz się.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Cóż, mylił się.

Młody Dooku ude­rza Jor­kata raz za razem. Z każ­dym cio­sem lecą iskry.

JOR­KAT

Argh! Prze­stań!

BRY

Dopadnę go, Jor­ka­cie!

DOOKU

Nie­do­cze­ka­nie.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Hoopa­loo wysko­czył do przodu na czwo­ra­kach, ale nagle znów zawisł w powie­trzu i pole­ciał tam, skąd wystar­to­wał…

BRY

(ZNÓW JĘCZY)

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Nawet Aska­jianka mimo swo­jej postury nie sta­no­wiła wyzwa­nia. Wystar­czył drobny ruch nad­garstka, by zwa­lić ją z nóg. Gra­wi­ta­cja zro­biła swoje.

Velek pada na zie­mię.

VELEK

Carek nada khan? [Jak on to robi?]

Jor­kat wyciąga ręce w stronę Dooku.

JOR­KAT

Skąd mam wie­dzieć? Chodź tu, smarku.

DOOKU

Nie sądzę.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Zanu­rzy­łem ostrze w jego boku i na skru­szo­nych zębach zatań­czyły iskry.

JOR­KAT

(WRZESZ­CZY)

DOOKU

Jesz­cze ci mało? (DO VELEK) A ty, Aska­jianko, co tam o was mówią? Im więk­sze… tym gło­śniej wrzesz­czą!

DOOKU (NAR­RA­CJA)

I ow­szem, wrzesz­czała, gdy cisną­łem nią nad zaśmie­co­nym dep­ta­kiem i ude­rzyła w kom­pana rasy Hoopa­loo.

VELEK I BRY

(JĘCZĄ)

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Aska­jianka po raz ostatni łyp­nęła na moje ostrze i posta­no­wiła, że żaden płaszcz nie jest wart takiego wstydu. Z tru­dem zerwała się na nogi, nie­malże zgnia­ta­jąc przy tym Hoopa­loo, i ucie­kła jak tchórz – bo nim była.

JOR­KAT

Velek! Wra­caj tu!

DOOKU

Na twoim miej­scu też bym ucie­kał.

JOR­KAT

Zaraz urwę ci łeb!

BRY

Jor­ka­cie, pro­szę. Chodźmy już.

JOR­KAT

Gah! (WSTAJE I ZACZYNA BIEC) Jedaj­ska szu­mo­wina. Wra­caj tam, skąd pocho­dzisz!

DOOKU

(KRZY­CZĄC W ICH STRONĘ) Nie­stety już to zro­bi­łem!

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Sta­łem tak, gniew­nie odpro­wa­dza­jąc wzro­kiem łotrów, tak świę­cie obu­rzony, że nie zauwa­ży­łem, jak dziew­czyna wyciąga w moją stronę ręce…

JENZA

Nic ci nie jest?

DOOKU

(ZASKO­CZONY, OBRACA SIĘ Z NAELEK­TRY­ZO­WANĄ PAŁKĄ TELE­SKO­POWĄ W DŁONI)

JENZA

Prze­pra­szam. Nie chcia­łam cię wystra­szyć.

DOOKU

Nie… nie wystra­szy­łaś. Nic ci nie zro­bili?

JENZA

Nie. Dzięki tobie.

RAMIL (Z OFFU)

Nic mi nie jest. Dzięki, że pytasz.

Dooku pod­cho­dzi do chło­paka, by udzie­lić mu pomocy.

DOOKU

Prze­pra­szam. Pomogę.

RAMIL

(WSTA­JĄC) Pora­dzę sobie. Jenzo, nic ci…

JENZA

Wszystko w porządku. Widzia­łeś, Ramilu?

RAMIL

Widzia­łem.

JENZA

To, jak spra­łeś tam­tego… Nie wiem, co to było. Ten reki­nol.

DOOKU

Kar­ka­ro­don. Mie­li­ście szczę­ście.

RAMIL

Ina­czej bym to nazwał.

JENZA

Nie narze­kaj. W końcu już jeste­śmy bez­pieczni, prawda? Dzięki.

DOOKU

Dooku. Nazy­wam się Dooku.

RAMIL

Cóż, tak. Dzię­kuję, Dooku. Ale musimy już się zbie­rać.

JENZA

Jesz­cze nie chcę.

RAMIL

Zaopie­kuje się nami D-4.

JENZA

A co z tam­tymi dro­idami straż­ni­czymi?

RAMIL

Co? A, innym razem.

JENZA

Możesz teraz. Ja chcę zostać.

RAMIL

Z nim?

JENZA

Na razie, Ramilu.

RAMIL

Jenzo. To prze­cież ty mnie zawo­ła­łaś!

JENZA

I do czego się przy­da­łeś, tak kon­kret­nie? Nie wiem, co by ze mnie zostało, gdyby nie poja­wił się Dooku.

RAMIL

Pora­dził­bym sobie z tymi zbi­rami.

DOOKU

Jesz­cze jak.

JENZA

(PRY­CHA)

RAMIL

Co takiego?

DOOKU

No wiesz, tamta Aska­jianka… Była dość prze­ra­ża­jąca. Mogłaby cię przy­gnieść.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Ramil prze­szył mnie wzro­kiem i pod­szedł do sio­stry, by wziąć ją za rękę.

RAMIL

Chodź, Jenzo. Idziemy.

JENZA

(WYRYWA SIĘ) Nie ma mowy.

RAMIL

Jak sobie chcesz. (ODCHO­DZI) Tylko żeby potem nie było na mnie, jak zje cię stado krwio­żer­czych Kar­ka­ro­do­nów albo coś w ten deseń!

DOOKU

Twój brat jest idiotą.

JENZA

Mnie to mówisz?

DOOKU

Kar­ka­ro­dony nie jedzą ludzi.

JENZA.

Aha. Naprawdę?

DOOKU

Nie sma­ku­jemy im.

JENZA

(CHI­CHO­CZE) Wiele wiesz o… No, o wszyst­kim.

DOOKU

Ja… Lubię się uczyć.

JENZA

Dziwne. Może uznasz, że to sza­lone, ale mam wra­że­nie, iż cię znam.

DOOKU

Ja też. To zna­czy – poczu­łem coś podob­nego, gdy oglą­da­łaś pokaz.

JENZA

Śle­dzi­łeś mnie?

DOOKU

Nie. Ja… Wyczu­łem, że grozi ci nie­bez­pie­czeń­stwo.

JENZA

I gro­ziło. Dzię­kuję… Dzięki, że nam pomo­głeś. Jestem ci wdzięczna. Co innego mój uparty brat.

DOOKU

To masz na imię Junsa?

JENZA

Jenza.

DOOKU

Dooku.

JENZA

(ŚMIEJE SIĘ) Wiem. Mówi­łeś.

DOOKU

(ZAWSTY­DZONY) Prze­pra­szam.

JENZA

Nie szko­dzi. Ale Dooku… To imię seren­niań­skie.

DOOKU

Bo jestem stąd. No, pier­wot­nie.

JENZA

To gdzie mieszka twoja rodzina?

DOOKU

Nie wiem. Zabrano mnie na Coru­scant jako dziecko.

JENZA

Dziecko?

DOOKU

(WZDY­CHA) To tra­dy­cja Jedi. Zresztą niczego nie pamię­tam.

JENZA

To przyda ci się prze­wod­niczka. Chcesz, żebym cię opro­wa­dziła?

DOOKU

A co z twoją dro­idką?

JENZA

Zaczeka. (CHWYTA GO ZA RĘKĘ) Chodź.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Wycią­gnęła rękę i po chwili waha­nia chwy­ci­łem ją.

Wspól­nie cho­dzi­li­śmy po tar­gach. Pró­bo­wa­li­śmy soczy­stych kwia­tów z Carosi Osiem i zachwy­ca­li­śmy się ple­ciu­chami i huna­ne­trami w Mena­że­rii Dia­nek­trii. Nawet pró­bo­wa­li­śmy swo­ich sił w grach. Jenza wygrała plu­szo­wego pur­r­gila w zawo­dach strze­lec­kich w sta­nie nie­waż­ko­ści… No, z nie­wielką asy­stą Mocy.

Było tak, jak­bym cho­dził we śnie. Miej­sce moich naro­dzin wyda­wało się zara­zem obce i oso­bli­wie zna­jome.

Mimo prze­szko­le­nia z tru­dem powścią­ga­łem emo­cje, gdy wraz z Jenzą odda­la­li­śmy się od pawi­lonu i kie­ro­wa­li­śmy ku góru­ją­cej nad resztą, zwień­czo­nej kopułą budowli w sercu Caran­nii. Led­wie lizną­łem życia poza Świą­ty­nią, ale tutaj, gdy wspi­na­li­śmy się po wspa­nia­łych mar­mu­ro­wych scho­dach, poczu­łem, jak coś głę­boko we mnie drgnęło. Jakby to tu tak naprawdę było moje miej­sce na świe­cie.

SCENA 11. ZEW. SALA ZGRO­MA­DZEŃ. SERENNO.

Nastrój: Sala Zgro­ma­dzeń jest prze­pastną, wielką kate­drą o masyw­nym, kopu­la­stym sufi­cie. Kroki Dooku i Jenzy roz­cho­dzą się echem, gdy oboje wkra­czają do głów­nej sali.

DOOKU

(ZACHWY­CONY) Co to za miej­sce?

JENZA

Wielka Sala Zgro­ma­dzeń. Taka nasza wer­sja Senatu.

DOOKU

Nie­sa­mo­wita.

Pod­biega do odle­głej ściany.

DOOKU

A te?

JENZA

Herby sied­miu rodów. To Bor­gi­no­wie, to Malver­no­wie, a to Hak­ko­wie.

DOOKU

A to?

JENZA

Serenno.

DOOKU

Pla­neta?

JENZA

Ród. (NIE­CHĘT­NIE) Ród mojego ojca.

DOOKU

Ojca?

JENZA

Jest hra­bią Serenno. On… jest prze­wod­ni­czą­cym Rady.

DOOKU

Więc cała pla­neta jest nazwana na cześć two­jej rodziny?

JENZA

Tak mi się wydaje. Prze­pra­szam, powin­nam była bar­dziej uwa­żać na lek­cjach histo­rii, ale to wszystko jest takie nudne, szcze­gól­nie gdy ojciec zaczyna się pro­du­ko­wać o „naszym przy­ro­dzo­nym dzie­dzic­twie”.

DOOKU

Ale jak do tego doszło?

JENZA

(WZDY­CHA) Mogę odpa­lić holo­prze­wod­nik…

DOOKU

Prze­pra­szam. Po pro­stu mnie zacie­ka­wiło.

JENZA

Kogoś powinno. Według legendy pla­neta sta­no­wiła część Impe­rium Sithów…

DOOKU

Sithów!

JENZA

A mój pra-pra-pra-pra-ileś­tam-dzia­dek popro­wa­dził powsta­nie prze­ciwko nim.

DOOKU

Twój pra­dzia­dek? Raczej Jedi?

JENZA

Jakby miesz­ka­niec Serenno pozwo­lił komuś przy­pi­sać sobie tę zasługę. Jeśli wie­rzyć w legendy – a mój ojciec wie­rzy zago­rzale – Dzia­duś Serenno wypę­dził ich wła­sno­ręcz­nie, a pozo­stałe rody pokło­niły się mu i uznały jego wła­dzę.

DOOKU

I prze­mia­no­wały pla­netę na jego cześć.

JENZA

Powo­łał do ist­nie­nia Radę, dołą­czył do Repu­bliki, no i jeste­śmy tu, gdzie jeste­śmy. Choć ojciec ni­gdy nie prze­pa­dał za tym ostat­nim ruchem.

DOOKU

Za dołą­cze­niem do Repu­bliki?

JENZA

(UDA­JĄC OJCA) „Serenno samo może o sie­bie zadbać, Jenzo!”

DOOKU

(ŚMIEJE SIĘ) No, już usta­li­li­śmy, że ty potra­fisz. Nie­wiele osób pró­buje odgryźć Kar­ka­ro­do­nowi kawa­łek ciała. Zazwy­czaj jest odwrot­nie.

JENZA

(ZAWSTY­DZONA) Pew­nie już powin­ni­śmy się zbie­rać. W ogóle nie powinno nas tu być. (ZDZI­WIONA) Dooku?

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Moją uwagę przy­kuła pła­sko­rzeźba. Przed­sta­wiała ogromną bestię, więk­szą niż naj­więk­sze malo­zaury, wspi­na­jącą się ku kopule sufitu. Zakoń­czona kryzą głowa istoty była skie­ro­wana do góry. Roz­warła szczęki i ryczała na gwiazdy nama­lo­wane na stro­pie. Wzdłuż jej potęż­nego grzbietu bie­gły kolce. Jej sze­roko roz­po­starte skrzy­dła wyglą­dały, jakby lada chwila miała się naprawdę pode­rwać do lotu.

No i te śle­pia… śle­pia, które choć wyryte w kamie­niu, pło­nęły inten­syw­no­ścią zbyt dobrze mi znaną…

DOOKU

Co to?

JENZA

Tirra’Taka? Kolejna legenda. „Smok, który spaja świat…”

DOOKU

Jest piękny.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Nie mogłem odwró­cić od niej wzroku. Pod­cho­dzi­łem do pła­sko­rzeźby niczym w tran­sie. Wyglą­dała na żywą, pełną ener­gii, jakby lada chwila miała zesko­czyć ze ściany, by prze­bić się przez kolumny utrzy­mu­jące kopułę stropu.

Czu­łem, jak serce istoty bije w mojej wła­snej piersi, a jej ryk roz­nosi się echem z tyłu mojego umy­słu…

My też sły­szymy ryk Tirra’Taki: niski, znie­kształ­cony, nara­sta­jący w tle roz­mowy.

JENZA

Dooku, co ty robisz? Nie… nie doty­kaj go, dobra? Podobno to przy­nosi nie­szczę­ście.

DOOKU

Tak piękna.

Posadzka trzę­sie się i z sufitu opada na nich pył.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Led­wie zauwa­ży­łem, że pod­łoga pod naszymi nogami drga, a ze stropu opa­dają płatki farby…

JENZA

Co się dzieje?

DOOKU

(SZEP­TEM) Tirra’Taka…

JENZA

Dooku – prze­stań!

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Moje palce musnęły kamień… i świat został roze­rwany na strzępy…

Zaczyna się trzę­sie­nie ziemi, które chwieje fun­da­men­tami Sali Zgro­ma­dzeń.

JENZA

Co zro­bi­łeś?!

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Otrzą­sną­łem się z zadumy, gdy w powierzchni wypo­le­ro­wa­nego mar­muru na wprost poja­wiły się rysy.

DOOKU

Ja? Nic! Co się dzieje?

Kolejny grzmot – tym razem gło­śniej­szy.

JENZA

Wstrząsy.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Ale to nie ruch płyt tek­to­nicz­nych spra­wił, że chwy­ci­łem się za eks­plo­du­jącą bólem głowę. Przez mój umysł prze­szedł nie­moż­liwy sko­wyt, z taką łatwo­ścią, z jaką pla­zma prze­cina skórę…

DOOKU

(KRZY­CZY Z BÓLU)

JENZA

Dooku!

DOOKU

Za gło­śno.

Kolejny ryk. Kolejne grzmoty.

DOOKU

Nie mogę… (WRZESZ­CZY)

Trzę­sie­nie ziemi ude­rza z pełną siłą, kru­sząc ściany.

JENZA

Szybko, na zewnątrz!

Z kopu­la­stego stropu opa­dają kawałki kamieni i ude­rzają o zie­mię. Potwór w gło­wie Dooku na­dal ryczy.

DOOKU

(W BÓLU) Zrób coś, żeby prze­stał!

JENZA

Dooku! Pro­szę! Musimy ucie­kać, nim zawali się strop! Dooku!

Sala Zgro­ma­dzeń się wali.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Sala Zgro­ma­dzeń Serenno stała od poko­leń. Prze­trwała inwa­zje, burze i rewo­lu­cję. Ale teraz się zawa­liła.

Histo­ria doko­nuje się w oka­mgnie­niu. Moja wła­sna zosta­łaby zakoń­czona w tam­tej chwili, gdyby Jenza nie ode­pchnęła mnie na bok. Wszystko, co wyda­rzyło się od tam­tej pory… moje życie wśród Jedi… moje obecne życie… wszystko doko­nało się w tam­tym jed­nym momen­cie. Wszystko opie­rało się na odwa­dze jede­na­sto­latki…

SCENA 12. WN. SALA ZGRO­MA­DZEŃ. POD GRU­ZEM.

Znaj­du­jemy się pod gru­zem. Kamie­nie nad Dooku i Jenzą na­dal nie osia­dły do końca.

DOOKU

(KASZLE)

JENZA

Dooku?

DOOKU

Jenza? Gdzie jesteś?

JENZA

Utknę­łam. Nie… nie mogę się ruszyć.

DOOKU

Ja też nie. Co się stało?

JENZA

Nie pamię­tasz?

DOOKU

Opo­wia­da­łaś mi o swo­jej rodzi­nie, a potem usły­sza­łem jakiś hałas i… (JĘCZY)

JENZA

Co się stało?

DOOKU

Moja noga. Została przy­gnie­ciona. (JĘCZY) Chyba jest zła­mana.

JENZA

To co zro­bimy?

DOOKU

Masz przy sobie komu­ni­ka­tor?

JENZA

Został znisz­czony na targu.

DOOKU

Powi­nie­nem mieć przy sobie wła­sny. (SZUKA URZĄ­DZE­NIA. NIECO PANI­KUJE) Gdzie on jest? No gdzie?

Gruz nad nimi napiera.

JENZA

(JĘCZY)

DOOKU

Jenza!

JENZA

To gruz! Rusza się.

DOOKU

Pew­nie dopiero się osa­dza.

JENZA

To jak się stąd wydo­sta­niemy?

DOOKU

Nie wiem.

JENZA

Twoje… moce.

DOOKU

Ale że co?

JENZA

Nie możesz unieść kamieni, tak jak ode­pchną­łeś tam­tych obcych?

DOOKU

Mistrz Yoda mówi, że róż­nica tkwi jedy­nie w naszym umy­śle, ale… (PRÓ­BUJE I NATYCH­MIAST SAPIE Z FRU­STRA­CJI) Para zbi­rów to jedno. Cały budy­nek to coś zupeł­nie innego.

Gruz znów się poru­sza.

JENZA

Musisz spró­bo­wać!

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Zaczerp­ną­łem tchu i zamkną­łem oczy. Pró­bo­wa­łem igno­ro­wać ból w nodze. Mogłem zro­bić wię­cej, niż tylko spró­bo­wać. W końcu byłem Jedi. Na Coru­scant pod­czas ćwi­czeń z lewi­ta­cji Yoda powie­dział mi, że jestem silny w Mocy. Dostrze­ga­łem prawdę jego słów w tych ponad­cza­so­wych oczach, a jed­nak kazano mi poru­szać bły­skot­kami i kloc­kami po pod­ło­dze sali ćwi­czeb­nej. Dobre to dla Sifo-Dyasa i reszty, ale wie­dzia­łem, że sam potra­fię wię­cej.

Gdy inni człon­ko­wie klanu bawili się zabaw­kami, pró­bo­wa­łem poru­szać posą­gami w sali, skrzy­niami ze sprzę­tem, a nawet krze­słem, na któ­rym spo­czął mistrz Yoda. (PRY­CHA) Powie­dział mi, że nie jestem gotów. Że mój czas jesz­cze nadej­dzie.

I wła­śnie nad­szedł. Wła­śnie wtedy mogłem wszyst­kim poka­zać, do czego jestem zdolny. Zamie­rza­łem ura­to­wać dziew­czynę. I sie­bie. Raz i na zawsze ujaw­nić swój praw­dziwy poten­cjał.

Wyci­szy­łem myśli i przy­ło­ży­łem dło­nie do przy­gnia­ta­ją­cego mnie gruzu… i ode­pchną­łem go.

DOOKU

(PRÓ­BU­JĄC NIE TRA­CIĆ KON­CEN­TRA­CJI) „Ota­cza mnie Moc. Jest we mnie”.

JENZA

Co robisz?

DOOKU

„Pły­nie przeze mnie Moc. Chroni mnie”.

JENZA

Dooku?

DOOKU

Kaza­łaś mi spró­bo­wać! Pró­buję!

JENZA

Już, prze­pra­szam! Po pro­stu bar­dzo się boję.

DOOKU

Wiem. Ja też. Ale nas stąd wycią­gnę. Obie­cuję.

JENZA

Wie­rzę ci.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Wie­rzyła we mnie. Wie­działa. Musia­łem nas uwol­nić.

DOOKU

(CEDZĄC PRZEZ ZĘBY) „Ota­cza mnie Moc. Jest we mnie”.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Gruz ponad nami zaczął się poru­szać, ocie­rać się o sie­bie…

Kamie­nie powoli zaczy­nają się oddzie­lać…

JENZA

Dooku. Dooku, działa.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Oczy­wi­ście, że dzia­łało.

Kamie­nie uno­szą się ze zgrzy­tem.

DOOKU

(Z DUŻYM WYSIŁ­KIEM) „Ota­cza mnie Moc. Jest we mnie. Pły­nie przeze mnie. Chroni. Mnie”.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Przez szpary pomię­dzy uno­szą­cymi się kawa­łami gruzu osy­py­wał się pył. Wpa­dał mi do oczu, pokry­wał moje zaci­śnięte zęby, ale nie zwra­ca­łem na to uwagi. Czu­łem cie­pło słońca na poka­le­czo­nym policzku, pro­mie­nie świa­tła prze­do­sta­jące się mię­dzy prze­świ­tami w kamie­niach – prze­świ­tami, które two­rzy­łem.

SIFO-DYAS (Z OFFU)

Tam jest!

ARATH (Z OFFU)

Gdzie?

Sifo-Dyas i Arath prze­dzie­rają mię­dzy lewi­tu­ją­cymi kamie­niami ku Dooku.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Z odsie­czą przy­byli Sifo-Dyas i Arath. Szu­kali mnie. Mieli zoba­czyć, co udało mi się zdzia­łać. Powi­nie­nem był się skon­cen­tro­wać na gru­zie, ale nie mogłem się oprzeć potrze­bie, by się ode­zwać. Sifo-Dyasowi przy­pad­nie w udziale chwała zwy­cię­stwa, a Arath… Arath będzie pło­nął z zazdro­ści…

DOOKU

Uno­szę je!

SIFO-DYAS

Dooku!

DOOKU (NAR­RA­CJA)

(DUMNY Z SIE­BIE) Napie­ra­łem Mocą, a gruzy się uno­siły, ula­ty­wały w powie­trze. Z wysiłku aż trzę­sły mi się ręce, gdy mój przy­ja­ciel gra­mo­lił się ku mnie.

DOOKU

Sifo-Dyasie! Widzisz, co potra­fię?

ARATH

Dostał delirki.

SIFO-DYAS

Ara­cie, spójrz na jego nogę!

DOOKU

Uno­szę je, Si. Uno­szę.

SIFO-DYAS

Nie ty, druhu. Nie ty.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Co Sifo miał na myśli? Jak śmiał pomniej­szać moje osią­gnię­cie! Spo­dzie­wa­łem się takiej małost­ko­wej zazdro­ści ze strony Ara­tha, ale nie Sifo-Dyasa. Sifo-Dyas był moim przy­ja­cie­lem. Prze­cież on… rozu­miał.

I wtedy kątem oka ujrza­łem znaną mi postać w sza­tach Jedi, sto­jącą w ruinach Sali Zgro­ma­dzeń z wycią­gnię­tymi rękoma i mocno zamknię­tymi oczami.

To Yoda. Yoda uno­sił gruzy. Ura­to­wał nas.

Nie ja.

YODA

(Z WYSIŁ­KIEM) Dooku wycią­gnij­cie.

DOOKU

Nie.

YODA

(Z WYSIŁ­KIEM) Pośpiesz­cie się.

Kolejni Jedi wspi­nają się na gruz.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Wszy­scy się tam zebrali. Bray­lon. Tera Sinube. Nawet pozo­stali adepci z klanu.

BRAY­LON

Uwa­żaj­cie. Zła­ma­nie wydaje się poważne.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Zawio­dłem. Moja duma… Moja duma wzięła nade mną górę. Ale choć byłem zawie­dziony, moje myśli powę­dro­wały ku dopiero co pozna­nej przy­ja­ciółce. Odwró­ci­łem się i przez moje plecy prze­szła fala bólu. Gdzież ona się podziała? Gdzie była Jenza?

JENZA

Halo? Może­cie mi pomóc?

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Żyła. Nie zawio­dłem jej.

SINUBE

Prze­puść­cie dro­idy ratow­ni­cze. Tak. Odsuń­cie się.

Kilka lewi­tu­ją­cych dro­idów zbli­żyło się, by zaofe­ro­wać pomoc.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Słu­cha­łem, jak pra­cują, usu­wają gruz, szu­kają innych oca­la­łych. Pró­bo­wa­łem im powie­dzieć, że nikogo wię­cej tu nie ma, ale mój głos był ochry­pły. Nały­ka­łem się pyłu.

DOOKU

(KASZLE)

SIFO-DYAS

Dooku. Spró­buj się odprę­żyć.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Odprę­żyć? Niby jak? Poczu­łem na gru­zo­wi­sku czy­jąś obec­ność. Obec­ność, którą zna­łem nazbyt dobrze.

Gora pośpiesz­nie kro­czy po gru­zie.

GORA (Z OFFU)

Jenzo? Jenzo, córko, gdzie jesteś?

JENZA

Ojcze?

BRAY­LON

Mamy ją, Wasza Wyso­kość.

GORA

(POD­CHO­DZI) Z drogi!

Odpy­cha Bray­lon.

GORA

Chcę się prze­ko­nać na wła­sne oczy.

JENZA

Ojcze!

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Jeśli Bray­lon poczuła się ura­żona, nie oka­zała tego w żaden spo­sób. Pośpie­szyła w kie­runku Yody, któ­rego twarz pociem­niała z wysiłku – na­dal utrzy­my­wał w powie­trzu gruzy.

YODA

Yulo… Pomocy… wyma­gam…

BRAY­LON

Oczy­wi­ście. (POD­NOSI GŁOSI) Tero!

SINUBE

(POD­CHO­DZI) Jestem.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Mistrzo­wie przy­jęli tę samą postawę co Yoda. Unie­śli otwarte dło­nie ku niebu.

SINUBE

Ufamy Mocy.

BRAY­LON

Wie­rzymy w Moc.

YODA

Jeste­śmy w Mocy!

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Gruz został ode­pchnięty do wtóru zawo­dze­nia wyją­cego wia­tru.

SINUBE

Mistrzu Yodo. Czy ty…?

YODA

Nie mnie doglą­dać należy.

DOOKU

(JĘCZY)

SIFO-DYAS

Posta­raj się nie ruszać. (WOŁA) Niech mu ktoś pomoże! Jest poważ­nie ranny!

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Led­wie usły­sza­łem głos Sifo. Led­wie poczu­łem, jak Yoda składa palce na moich skro­niach…

YODA

Bólu nie ma. Cier­pie­nia nie ma.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Łzy wyżło­biły bruzdy w pyle i bru­dzie na moich policz­kach. Od razu poczu­łem ulgę.

DOOKU

(ODDY­CHA­JĄC O WIELE SWO­BOD­NIEJ) Dzię­kuję.

Gora prze­py­cha się ku Jen­zie.

GORA

Córko. Jesteś ranna?

JENZA

Nie… Nie sądzę.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Hra­bia pochwy­cił córkę w ramiona.

BRAY­LON

Pro­szę uwa­żać. Moż­liwe, że nie czuje bólu.

GORA

Pro­szę się nie zbli­żać. Nie ma to z wami nic wspól­nego.

YODA

(DELI­KAT­NIE, ACZ OSTRZE­GAW­CZO) Mistrzyni Bray­lon.

GORA

Jak się tu zna­la­złaś, Jenzo? Gdy powie­dzieli, że jesteś w Sali Zgro­ma­dzeń…

JENZA

Poka­zy­wa­łam Dooku herby rodowe…

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Usły­sza­łem, jak łapie powie­trze, i poczu­łem lodo­wate ostrze, które prze­szyło jego duszę.

GORA

(PRZE­CHO­DZĄ GO CIARKI) Komu poka­zy­wa­łaś?

DOOKU

(SŁA­BYM GŁO­SEM) Jenzo…

GORA

(TOK­SYCZ­NYM TONEM) Ty!

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Hra­bia odwró­cił się na dźwięk mojego głosu. Jego ciemne myśli były czy­telne dla wszyst­kich, Jedi i reszty. Yoda zastą­pił mu drogę i uśmiech­nął się łagod­nie.

YODA

Czasu szmat, Wasza Wyso­kość. Zoba­czyć cię dobrze.

GORA

Dobrze? Moja córka o mało nie wyzio­nęła ducha!

YODA

Moc ją ochro­niła.

GORA

Moc? Powie­dzia­łeś, że ni­gdy tu nie wróci. Powie­dzia­łeś, że utrzy­masz go z dala od nas.

DOOKU

(ZDZI­WIONY) Co to zna­czy? Kogo utrzy­mać z dala?

SIFO-DYAS

Cii. Nie odzy­waj się. Zaraz przy­niosą ci nosze.

GORA

Wie­dzia­łem, że to błąd. Ta cała pan­to­mima. Zapro­sze­nie was tutaj.

YODA

Hra­bio Goro…

GORA

Nie. Nie masz prawa się do mnie odzy­wać. Ani nawet na mnie patrzeć. Wynoś się z mojej pla­nety! Natych­miast!

YODA

Two­jego syna wina to nie była.

GORA

(WRZESZ­CZY) Nie jest moim synem!

JENZA

Ojcze?

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Wtedy zro­zu­mia­łem. Zro­zu­mia­łem, dla­czego Jenza wydała mi się tak zna­joma. Dla­czego czu­łem się tak kom­for­towo w jej obec­no­ści. Dopiero co się spo­tka­li­śmy, a mimo to coś w niej mnie przy­cią­gnęło – krew do krwi.

Gora był moim ojcem.

Pod­cho­dzi ku nim chwiej­nym kro­kiem D-4.

D-4 (POD­CHO­DZĄC DO MIKRO­FONU)

Wasza Wyso­kość. Oj, Wasza Wyso­kość! Czy Lady Jenza jest cała i zdrowa?

Gora odcho­dzi z Jenzą na rękach.

GORA

Zawo­łaj straże. Niech dopil­nują, by Jedi odle­cieli z układu.

JENZA

(WOŁA) Dooku!

DOOKU

Jenzo!

YODA

Krzy­czeć nie trzeba, młody Dooku. Nie trzeba.

DOOKU

Mistrzu Yodo. Czy to…?

YODA

Twoją sio­strą jest. Lecz teraz two­imi obra­że­niami zająć się musimy.

DOOKU

Moją sio­strą…

Pod­la­tują buczące nosze repul­so­rowe.

SINUBE

Sifo-Dyasie. Ara­cie. Pomóż­cie mi prze­nieść go na nosze. Wła­śnie tak. Posłuż­cie się Mocą.

DOOKU

(JĘCZY Z BÓLU, GDY JEST UNO­SZONY W POWIE­TRZE)

SINUBE

Ostroż­nie.

BRAY­LON

Yodo…

YODA

Nie teraz, mistrzyni Bray­lon. Na Coru­scant wró­cić musimy.

BRAY­LON

Ale hra­bia Gora…

YODA

Hra­bia Gora. Hra­bia Gora. Wście­kło­ścią hra­bia Gora buzuje. Wście­kło­ścią i stra­chem. O Dooku mar­twić się musimy. Wiel­kie zamie­sza­nie w nim wyczu­wam.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

(ŚMIE­JĄC SIĘ GORZKO) Zamie­sza­nie? Dzi­wił mi się? Wła­śnie spo­tka­łem rodzinę, spoj­rza­łem jej w twa­rze. Poczu­łem więź z sio­strą, o któ­rej ist­nie­niu wcze­śniej nie wie­dzia­łem.

Po czym ode­szli.

SCENA 13. WN. ZAMEK SERENNO. WIELKA SALA.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Dooku milk­nie, zagu­biony we wspo­mnie­niach. Jesz­cze ni­gdy nie wyda­wał się tak stary jak w tej chwili. Tak… ludzki.

KY NAREC (DUCH)

Oto twoja szansa, Ven­tress. Możesz go zgła­dzić.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Igno­ruję głos. Jest nie­praw­dziwy. Zamiast tego sku­piam się na holo­gra­mie. Wyobra­żam sobie magne­to­klamrę wokół nogi chło­paka.

VEN­TRESS

Twoje obra­że­nia…

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Dooku pro­stuje się i popra­wia nie­ska­zi­telny już i tak koł­nierz. Napina szczękę pod schludną białą brodą, a jego spoj­rze­nie znów staje się sta­lowe.

DOOKU

Zago­iły się. Cuda współ­cze­snej medy­cyny. Yoda odwie­dził mnie w ambu­la­to­rium. Prze­pro­sił. Powie­dział, że popeł­nił błąd, zabie­ra­jąc mnie na Serenno.

VEN­TRESS

Ale mleko już się roz­lało…

DOOKU

Przed festi­wa­lem ni­gdy nie myśla­łem o rodzi­nie. Wie­dzia­łem, że ist­nieje, gdzieś tam, wśród gwiazd. Ale jakie to miało zna­cze­nie? Jedyną rodziną, jakiej potrze­bo­wa­łem, była ta wewnątrz murów Świą­tyni.

Ale od tam­tej pory wszystko się zmie­niło…

SCENA 14. WN. ŚWIĄ­TY­NIA JEDI. SALA ĆWI­CZE­NIOWA ADEP­TÓW.

Dooku ćwi­czy. Wypro­wa­dza cios po zama­szy­stym łuku buzu­ją­cym ener­gią elek­tro­ostrzem. Ćwi­cze­nie jest bole­sne – jego rany na­dal się nie zago­iły – ale nie zamie­rza się tym przej­mo­wać.

DOOKU

(KRZYWI SIĘ Z BÓLU)

Do sali wcho­dzi Sifo-Dyas.

SIFO-DYAS

Dooku. Tu jesteś. Prze­ga­pi­łeś kola­cję.

DOOKU

Muszę ćwi­czyć.

SIFO-DYAS

Musisz odpo­cząć.

DOOKU

Już i tak naro­bi­łem sobie zale­gło­ści.

SIFO-DYAS

Prze­stań, bo się wykoń­czysz. Daj sobie nieco czasu.

DOOKU

(W ZŁO­ŚCI) Niby czemu?

Dooku znów wyko­nuje zamach ostrzem, o mało nie ude­rza­jąc Sifo-Dyasa, który jest zmu­szony odsko­czyć do tyłu.

SIFO-DYAS

Uwa­żaj. Pra­wie mnie ude­rzy­łeś.

DOOKU

(CIĘŻKO ODDY­CHA­JĄC) Jak tra­fi­łeś do Świą­tyni, Si?

SIFO-DYAS

Tak samo jak ty. Odna­lazł mnie Poszu­ki­wacz. Mistrz Maota.

DOOKU

Szczę­ściarz. Spy­ta­łem mistrza Yodę o to, jak mnie odna­le­ziono. Wiesz, co mi odpo­wie­dział?

SIFO-DYAS

Co?

DOOKU

Że Rada otrzy­mała wia­do­mość od mojego ojca z infor­ma­cją, kim jestem. I że mają mnie ode­brać.

SIFO-DYAS

Ale jak to?

DOOKU

Cóż, pew­nie nie powinno mnie to dzi­wić. To, jak spoj­rzał na mnie, gdy leża­łem wśród gruzu…

SIFO-DYAS

Wiem. Słu­chaj, jestem pewien, że po pro­stu był w szoku. Mało bra­ko­wało, a stra­ciłby córkę.

DOOKU

Mało bra­ko­wało, a stra­ciłby syna. Syna, któ­rego nie chciał. Któ­rego nie­na­wi­dził.

SIFO-DYAS

Tego nie wiesz.

DOOKU

A nie wiem? Wiesz, co zro­bił? Yoda powie­dział, że Gora zosta­wił mnie za murami zamku. Bez ubrań. Schro­nie­nia. Bez niczego, po czym można byłoby mnie roz­po­znać.

SIFO-DYAS

Dooku.

DOOKU

Nieco już poszpe­ra­łem. Tam­ten las zamiesz­kany jest przez cier­nio­wilki, Sifo. Gdy­bym nie został odna­le­ziony…

SIFO-DYAS

Musisz z tym skoń­czyć, Dooku. To nie ma zna­cze­nia. Już nie. Jesteś tutaj, ze mną. Jesteś jed­nym z nas.

DOOKU

Ale mogłem osią­gnąć znacz­nie wię­cej!

Zapada nie­zręczna cisza, a potem…

SIFO-DYAS

(STA­NOW­CZO) Wcale tak nie uwa­żasz.

Ponow­nie zapada cisza. Dooku wzdy­cha i wyłą­cza broń. Tele­sko­powe ostrze chowa się w ręko­je­ści.

DOOKU

Nie. Nie uwa­żam. Ale nie mogę się pozbyć myśli, że…

SIFO-DYAS

O tym, co mogło się wyda­rzyć. (UŚMIE­CHA SIĘ) Nale­żysz do kró­lew­skiego rodu, Doo. Jesteś szla­chet­nej krwi. To pew­nie dla­tego masz ego roz­mia­rów Hudalli.

DOOKU

(PRY­CHA) Naprawdę byłem prze­ko­nany, że unio­słem tam­ten gruz.

SIFO-DYAS

Wiem, sha­ako­głowy.

DOOKU

Wiesz, mógł­bym. Gdy­bym tak nie roz­kwa­sił nogi…

SIFO-DYAS

(PRZE­DRZEŹ­NIA­JĄ­CYM TONEM) Jaaasne. Chodź. Pora, żebyś coś wsza­mał.

Dobiega ich odgłos kro­ków. Do sali wcho­dzi opie­kunka zakonna.

OPIE­KUNKA

Prze­pra­szam. Adep­cie Dooku?

DOOKU

Tak?

OPIE­KUNKA

Mam dla cie­bie prze­syłkę.

DOOKU

Dla mnie?

OPIE­KUNKA

Pro­szę.

Bie­rze prze­syłkę.

DOOKU

A skąd?

OPIE­KUNKA

Nie wiem. Popro­szono mnie, żebym ci ją dostar­czyła.

DOOKU

Dzię­kuję.

OPIE­KUNKA

Pro­szę.

Opie­kunka opusz­cza salę.

SIFO-DYAS

Na co cze­kasz? Otwie­raj.

DOOKU

Dobra, już.

Zrywa papier i rzuca go na pod­łogę.

DOOKU (NAR­RA­CJA)

Trzy­ma­łem w dło­niach drew­nianą szka­tułkę z her­bem Serenno na wieczku.

Dooku otwiera szka­tułkę.

DOOKU

Holo­re­je­stra­tor?

SIFO-DYAS

I to z wia­do­mo­ścią. Patrz, świa­tełko migo­cze.

Dooku wci­ska przy­cisk i akty­wuje holo­na­gra­nie.

SIFO-DYAS

To ona. Twoja sio­stra.

DOOKU

Jenza.

Holo­re­je­stra­tor pika, gdy Dooku uru­cha­mia nagra­nie.

JENZA (HOLO­NA­GRA­NIE)

Dooku. Mam nadzieję, że dosta­niesz tę wia­do­mość. Prze­pra­szam, że nie mogłam się z tobą poże­gnać. Ojciec był wście­kły… Powie­dział mi, że mam o tobie zapo­mnieć – nie mogę nawet wypo­wia­dać two­jego imie­nia. Ale nie mogłam o tobie zapo­mnieć… nie teraz… mój bra­cie…

SCENA 15. WN. ZAMEK SERENNO. WIELKA SALA.

DOOKU

Moja sio­stra. (ZRE­ZY­GNO­WANY)

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Dooku unosi dłoń i wyłą­cza Mocą holo­gram.

Obraz zanika.

DOOKU

Komu­ni­ko­wa­li­śmy się ze sobą przez kolejne lata, wysy­ła­jąc sobie wia­do­mo­ści wśród gwiazd.

VEN­TRESS

Holo­wia­do­mo­ści. A mie­li­ście do tego prawo?

DOOKU

Nie. Ale to nas nie powstrzy­my­wało. Nie mia­łem poję­cia, że je zacho­wy­wała. Nie, póki… w końcu wró­ci­łem do domu.

VEN­TRESS

To gdzie teraz jest?

DOOKU

Znik­nęła. Została mi ode­brana. Mam wielu wro­gów, Ven­tress. Wyrzą­dzi­liby jej nie­stwo­rzoną krzywdę, by poznać moje tajem­nice… Zosta­łaby pod­dana tor­tu­rom…

VEN­TRESS

Ale nie Jedi. Jedi nie tor­tu­rują.

DOOKU

Jesteś tego pewna?

VEN­TRESS

Nie leży to w ich natu­rze.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Bawi go to. Kąciki jego ust ukła­dają się w sub­telny, choć pozba­wiony cie­pła uśmiech. Staje się tym Dooku, któ­rego pozna­łam. Na powrót przy­wdziewa maskę.

DOOKU

To on ci tak powie­dział? Twój mistrz? Ky Narec? O Jedi, któ­rzy porzu­cili go na Rat­ta­taku?

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Wyczu­wam obec­ność u gra­nic świa­do­mo­ści…

KY NAREC (DUCH)

Nie słu­chaj go, dro­binko.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Dooku mówi dalej, nie­świa­domy obec­no­ści głosu w mojej gło­wie.

DOOKU

Jedi mogli go ura­to­wać w dowol­nej chwili, ale zamiast tego porzu­cili go, by zgnił.

KY NAREC (DUCH)

Nie tak było.

DOOKU

Wie­dzieli, że przy­jął pada­wankę.

VEN­TRESS

Jak to?

DOOKU

Mogli po cie­bie przy­być, gdy wydał ostat­nie tchnie­nie. Mogli cię ura­to­wać. Nie zro­bili tego. Pozo­sta­wili cię na tam­tej opusz­czo­nej przez Moc pla­ne­cie. Odrzu­cili cię, tak jak ty odrzu­ci­łaś jego.

KY NAREC (DUCH)

Same kłam­stwa!

VEN­TRESS

Ja… (ŁAPIE ODDECH)

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Zmu­szam się do tego, by się uspo­koić. Wyci­szam złość Ky na słowa Dooku.

VEN­TRESS

Czego ode mnie chcesz?

DOOKU

Chcę, żebyś odna­la­zła moją sio­strę.

VEN­TRESS

Może być wszę­dzie.

DOOKU

Nie. Na­dal jest na Serenno. Wyczu­wam jej obec­ność.

VEN­TRESS

To dla­czego ty nie możesz jej zna­leźć?

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Po pal­cach Dooku tań­czą łuki wyła­do­wań elek­trycz­nych. Mimo­wol­nie cofam się o krok. Dooku znów się uśmie­cha, usa­tys­fak­cjo­no­wany.

DOOKU

Nagra­nie odna­le­ziono w Caran­nii, w dziel­nicy Tran­non.

VEN­TRESS

Nie­opo­dal kosmo­portu.

DOOKU

(ZADO­WO­LONY) Odro­bi­łaś lek­cję.

KY NAREC (DUCH)

Zawsze roz­trop­nie mieć drogę ucieczki.

Dooku rzuca kolejne data­karty na stół przed Ven­tress.

DOOKU

Kolejne nagra­nia. Możesz je prze­słu­chać.

VEN­TRESS

By lepiej cię poznać.

DOOKU

By lepiej ją poznać. Nie zawiedź mnie, Ven­tress. Wiesz, co się wtedy sta­nie.

Część druga

CZĘŚĆ DRUGA

SCENA 16. ZEW. STA­TEK ATMOS­FE­RYCZNY DOOKU „WICHER”. POKŁAD.

Ven­tress stoi na pokła­dzie statku atmos­fe­rycz­nego Dooku. Jego sil­niki są nie­mal bez­gło­śne. W tle sły­chać sub­telny szum, nie­mal cał­ko­wi­cie zagłu­szony przez pędzący wiatr.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Dooku nale­gał, abym sko­rzy­stała z „Wichru”. Na pokła­dzie będę mogła obej­rzeć holo­gramy, a także spoj­rzeć na jego wło­ści tak, jak on je postrzega. Z nie­bios.

Drżę. Na tej wyso­ko­ści wydy­chane powie­trze zamie­nia się w mgłę. Kto taki wozi się stat­kiem atmos­fe­rycz­nym? Podob­nie jak zamek, sta­tek jest impo­nu­jący. Jego kadłub wycięto z wypo­le­ro­wa­nego na połysk drewna. Bulaje są tak przej­rzy­ste, że ma się ochotę ich dotknąć, by spraw­dzić, czy w ramach są osa­dzone szklane tafle. Jed­nak pomimo mister­nej kon­struk­cji statku Dooku ewi­dent­nie nie przy­kłada dużej wagi do luk­su­sów. Zamek, sta­tek atmos­fe­ryczny… to wszystko na pokaz, podob­nie jak szyte na miarę pele­ryny i wypo­le­ro­wane buty.

Nie. Dooku lubi „Wicher”, bo ten jest cichy. Nie ma wspo­ma­ga­nia sil­ni­ków. Nie ma repul­so­rów. Nikt nie wie, że nad­la­tuje, póki nie wystrzeli z dział.

Oto Dooku. Praw­dziwy Dooku.

Nie pasuje tu. Nie do końca. Jest męż­czy­zną odgry­wa­ją­cym władcę, ale w jakim celu? Z powodu jego sithań­skich wie­rzeń? Już posiadł potęgę. Już ma bogac­twa. Czego jesz­cze pra­gnie?

KY NAREC (DUCH)

A czego pra­gnie każde z nas?

VEN­TRESS

(WZDY­CHA) Idź sobie.

KY NAREC (DUCH)

Nie­sa­mo­wite widoki, prawda? Spójrz tylko na te ptaki. Są piękne.

VEN­TRESS

Tak naprawdę cię tu nie ma. Nie jesteś praw­dziwy.

KY NAREC (DUCH)

Czyżby? Wiesz, to była jedyna rzecz, któ­rej mi bra­ko­wało na Rat­ta­taku.

VEN­TRESS

Czego niby?

KY NAREC (DUCH)

Pta­ków. Kar­mi­łem je na tere­nach szko­le­nio­wych na Coru­scant. Wró­ble pie­śniowe. Zięby koronne. Żałuj, że nie widzia­łaś, jak latają nad Wiel­kim Drze­wem, wie­lo­barwne, pędzące tam i z powro­tem.

VEN­TRESS

Nie martw się. Na Rat­ta­taku też je kar­mi­łeś. A przy­naj­mniej twoje tru­chło.

KY NAREC (DUCH)

Nie­prawda. Skre­mo­wa­łaś mnie.

VEN­TRESS

Czyżby? Byłeś tam? Widzia­łeś?

KY NAREC (DUCH)

Myślisz, że prze­ga­pił­bym wła­sny pogrzeb? Sta­łem obok cie­bie. Widzia­łem, jak pła­czesz.

VEN­TRESS

Byłeś mar­twy!

KY NAREC (DUCH)

Widzia­łem wszystko.

VEN­TRESS

To dla­tego tu jesteś, co? By mnie osą­dzać. Żebym cier­piała.

KY NAREC (DUCH)

Nie. Nie był­bym do tego zdolny.

VEN­TRESS

Niby czemu? Prze­cież sobie na to zasłu­ży­łam, nie sądzisz?

KY NAREC (DUCH)

Bo się zemści­łaś? Bo wypar­łaś się wszyst­kiego, czego cię naucza­łem?

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Nie muszę tego słu­chać. Roz­glą­dam się po pokła­dzie. Pod­cho­dzę do astro­me­cha o chro­mo­wa­nym kor­pu­sie.

VEN­TRESS

Ty, dro­idzie. Gdzie znajdę holo­ko­mu­ni­ka­tor?

Droid gwiż­dże w odpo­wie­dzi.

VEN­TRESS

Oso­bi­sta kajuta hra­biego. Mam do niej dostęp?

Droid buczy.

VEN­TRESS

Wspa­nia­ło­myśl­nie z jego strony. Zapro­wadź mnie tam.

Astro­mech oddala się, a Ven­tress podąża jego śla­dem.

SCENA 17. WN. „WICHER”. KAJUTA DOOKU.

Drzwi roz­su­wają się i astro­mech pro­wa­dzi Ven­tress do sank­tu­arium Dooku.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Kajuta mnie zdu­miewa. Spo­dzie­wa­łam się, że będzie utrzy­mana w mini­ma­li­stycz­nym stylu, jak wnę­trze zamku, ale pokry­tymi ciem­nymi pane­lami ścia­nami bie­gły rzędy mie­nią­cych się holo­wi­ze­run­ków. Przed­sta­wiały postrzę­pione łań­cu­chy gór­skie, rwące rzeki, a nawet pusty­nię, która wyda­wała się nie­mal tak sucha jak Rat­ta­tak. Poczu­łam ukłu­cie w piersi. Kto by pomy­ślał, że mogę zatę­sk­nić za tamtą kupą pia­chu?

Droid popro­wa­dził mnie ku bla­towi biurka, w któ­rego wypo­le­ro­wa­nych bokach wygra­we­ro­wano poskrę­ca­nego smoka. Obok zło­tego rysika leży holo­ko­mu­ni­ka­tor, uło­żony schlud­nie wzdłuż data­pa­dów i spię­tych doku­men­tów.

Biurko męża stanu.

Musiał tu urzą­dzać spo­tka­nia. Tłu­ma­czy­łoby to barek napeł­niony butel­kami i karaf­kami, regały wypeł­nione książ­kami, pose­gre­go­wa­nymi z wprawą eks­perta – zakła­dam, że naj­waż­niej­szymi seren­niań­skimi dzie­łami – i wysta­wio­nymi na widok gości. Wła­śnie takiego pomiesz­cze­nia można było się spo­dzie­wać po hra­bim Serenno.

Kolejne kłam­stwo.

Kolejne oszu­stwo.

Fotel trzesz­czy, gdy na nim siada.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Zasia­dam na jego ogrom­nym fotelu. Na jego tronie. Prze­su­wam palec wzdłuż pod­ło­kiet­nika. Skóra skrzypi pod moim paznok­ciem.

Mogła­bym się do tego przy­zwy­czaić. Może powin­nam popro­sić o wła­sny sta­tek atmos­fe­ryczny.

Droid pika.

VEN­TRESS

Możesz już iść.

Droid świer­go­cze. Jego piski mówią Ven­tress, że nie musi być nie­miła. Astro­mech wyco­fuje się z kajuty. Drzwi się zasu­wają.

VEN­TRESS

(WZDY­CHA) W końcu sama.

KY NAREC (DUCH)

Jedi ni­gdy nie są zupeł­nie sami.

VEN­TRESS

(WKU­RZONA) Na to wygląda.

KY NAREC (DUCH)

Nie ukry­jesz się przede mną, Asajj. Rów­nie dobrze możesz pró­bo­wać skryć się przed samą sobą.

VEN­TRESS

Nie kryję się. Mam zada­nie.

Roz­kłada data­chipy na bla­cie stołu.

KY NAREC (DUCH)

Kolejne wia­do­mo­ści Dooku do sio­stry…

VEN­TRESS

Skoro cię tak nudzą, możesz sobie pójść.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Umiesz­czam kolejny chip w odtwa­rza­czu i prze­glą­dam zawar­tość. Poja­wia się ten sam chło­piec, choć teraz star­szy, może czter­na­sto- lub pięt­na­sto­letni. Elek­tro­ostrze u jego pasa zastą­pił miecz świetlny. Jego ramiona są szer­sze, a uśmiech – bar­dziej pewny sie­bie.

Pochy­lam się nad holo­wi­ze­run­kiem, by przyj­rzeć się bli­żej jego twa­rzy, gdy odzywa się oży­wio­nym, peł­nym pasji gło­sem…

Holo­gram pika i się odpala.

DOOKU (W WIEKU CZTER­NA­STU LAT, HOLO­NAR­RA­CJA)

Cześć, sio­stro. Pyta­łaś, jak mijają mi dni. Co mogę powie­dzieć? Budzimy się o świ­cie, by medy­to­wać na temat jed­nego z trzech fila­rów – to zna­czy Mocy, wie­dzy i samo­dy­scy­pliny. Potem masze­ru­jemy do refek­ta­rza na śnia­da­nie. Zawsze sia­dam obok Sifo-Dyasa. Pew­nie byś go polu­biła. Jest moim naj­lep­szym kum­plem, choć mistrzyni Bray­lon pod­kre­śla, że nie powin­ni­śmy two­rzyć bli­skich więzi. Zazwy­czaj nie mam z tym pro­blemu, ale z Si jest ina­czej. Pocho­dzi z Mina­shee, przy­naj­mniej pier­wot­nie. Jest synem ryba…

Ven­tress prze­wija wia­do­mość i głos mło­dego Dooku zmie­nia się w beł­kot.

VEN­TRESS

Poważ­nie? Kogo obcho­dzi to, że…

KY NAREC (DUCH)

Skoro cię tak nudzą…

VEN­TRESS

Milcz.

KY NAREC (DUCH)

Roz­wi­nę­ła­byś tam skrzy­dła. W Świą­tyni Jedi.

VEN­TRESS

Nie żebyś dał mi szansę.

KY NAREC (DUCH)

Prze­cież to nie tak.

VEN­TRESS

Co innego mówi Dooku…

KY NAREC (DUCH)

Dooku mówi wiele rze­czy…

W tle nar­ra­cji sły­szymy, jak Ven­tress prze­gląda kolejne nagra­nia.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

Fakt. Prze­wi­jam wia­do­mo­ści i wymie­niam dysk za dys­kiem. Ależ oni paplają. Kto by pomy­ślał, że Dooku okaże się tak… roz­mowny. Jego sio­strze to ewi­dent­nie nie prze­szka­dza. Dyski zawie­rają też jej odpo­wie­dzi, wia­do­mość po wia­do­mo­ści. Zadaje mnó­stwo nie­do­rzecz­nych pytań, które skła­niają Dooku do kolej­nych odpo­wie­dzi. Nie do wytrzy­ma­nia! Może jej wła­sne życie też było aż tak nudne?

Ven­tress umiesz­cza kolejny dysk w urzą­dze­niu. Prze­wija zawar­tość.

VEN­TRESS (NAR­RA­CJA)

I znów ona. Ide­alne włosy spły­wa­jące kaska­dami na ide­alny futrzany koł­nierz ide­alnymi locz­kami. Dla­czego mu na niej zale­żało? Dla­czego w ogóle zale­żało mu na prze­szło­ści?

Ponow­nie uru­cha­mia nagra­nie, tym razem w poło­wie, co pro­wa­dzi nas do kolej­nej sceny…

MŁODY DOOKU (HOLO­NAR­RA­CJA)

…żałuj, że nie widzia­łaś biblio­tek, Jenzo. Tyle wie­dzy na wycią­gnię­cie ręki. Byli­śmy tam dzi­siaj. Yoda popro­wa­dził nas do Sali Tysiąca Fon­tann. Żałuję, że nie mogłem zostać, by samo­dziel­nie zapo­znać się z zawar­to­ścią pó­łek, ale mie­li­śmy napięty har­mo­no­gram. Nie żeby powstrzy­mało to Zang przed zada­niem pyta­nia…

SCENA 18. WN. ARCHIWA JEDI. CORU­SCANT.

Yoda i Bray­lon pro­wa­dzą klan Dooku przez Archiwa. Yoda ude­rza laską o pod­łogę. Odpo­wiada mu echo. W tle sły­chać cichy szum kom­pu­te­rów, przy któ­rych sie­dzą pra­cu­jący Jedi.

ZANG (W WIEKU CZTER­NA­STU LAT)

Mistrzu Yodo?

YODA

Tak, adeptko?

ZANG

Kogo przed­sta­wiają te popier­sia?

MŁODY DOOKU (HOLO­NAR­RA­CJA)

Sam też czę­sto się nad tym zasta­na­wia­łem. Wbrew sobie poczu­łem, jak wzbiera we mnie gniew. To ja powi­nie­nem pomy­śleć o tym pyta­niu.

BRAY­LON

Nie mamy teraz na to czasu.

YODA

Prze­ciw­nie, mistrzyni Bray­lon. Lek­cja ważna to jest.

Yoda zatrzy­muje się i trzy­krot­nie ude­rza laską o pod­łogę, by zwró­cić uwagę adep­tów.

YODA

Adepci. Tu się zatrzy­mamy. Tak. Tak. Zbierz­cie się.

Robią, co im każe. Zbie­rają się wokół Wiel­kiego Mistrza Jedi.

YODA

O popier­sia mło­dziczka Zang pyta. Jed­nymi ze Stra­co­nych są przed­sta­wieni.

SIFO-DYAS (W WIEKU CZTER­NA­STU LAT)

Stra­co­nych? W jakim sen­sie?

ARATH

Cho­dzi mu o pole­głych, Sifo-Dyasie.

BRAY­LON

Otóż nie. Spró­buj choć raz słu­chać, Ara­cie, zamiast kła­pać ustami.

YODA

Mistrzami daw­niej byli, nim roz­cza­ro­wani się stali.

DOOKU

Roz­cza­ro­wani? Czym?

YODA

Pyta­nie dobre, adep­cie Dooku. Dobre. Mistrzyni Bray­lon, odpo­wiesz może?

BRAY­LON

Z chę­cią.

Bray­lon pod­cho­dzi do jed­nego z popiersi.

BRAY­LON

Roz­cza­ro­wały ich nasze zasady. Nasz spo­sób życia. Na przy­kład taki Radaki. Pod­wa­żał sen­sow­ność prze­ko­na­nia, że służba wymaga od Jedi porzu­ce­nia wszyst­kiego z ich wła­snego życia. Rodziny. Bogac­twa.

SIFO-DYAS

Radaki? Prze­pra­szam, mistrzyni, ale czy on aby nie prze­szedł na ciemną stronę?

BRAY­LON

Widzę, że ktoś zapo­zna­wał się z dzie­jami zakonu.

YODA

Przez ciemną stronę zba­ła­mu­cony został. Potęż­nym Sithem stał się.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki