Ta, która przeżyła - Małgorzata Łatka - ebook

Ta, która przeżyła ebook

Małgorzata Łatka

4,7
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Na Niemirowo – niewielkie miasteczko na południu Polski – pada blady strach. Uprowadzona zostaje ośmioletnia Maja. Policjanci szybko ustalają, że mają do czynienia z tym samym sprawcą, który przed trzydziestoma laty porwał i więził dwie inne dziewczynki. Wtedy tylko jedna z nich, Sonia, przeżyła. Porywacza nigdy nie ujęto.

Obecnie Sonia jest policjantką i bierze udział w poszukiwaniach Mai. Chce schwytać porywacza, jednak amnezja z czasu, kiedy przebywała w jego rękach, nie ułatwia jej zadania. Trauma z dzieciństwa głęboko naznaczyła Sonię i jej dwie siostry. To silne kobiety, każdy jednak ma swoje granice. Czas ucieka.

Czy Sonia rozwiąże najtrudniejszą sprawę w całej swojej karierze?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi

Liczba stron: 463

Rok wydania: 2025

Oceny
4,7 (9 ocen)
6
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Lost70

Nie oderwiesz się od lektury

Się świetna książka! Chyba jeszcze lepsza od pierwszej części. Świetny styl pisania, wciągająca akcja i narastające napięcie powodują że nie można odłożyć tej książki bez odczytania do końca. Ciekawe czy autorka pozwoli nam się jeszcze spotkać z siostrami? Bo sporo jest jeszcze niewyjaśnione. Bardzo podobała mi się ta książka i gorąco polecam ale po przeczytaniu pierwszej części.
10
kasiamarkiewicz13

Nie oderwiesz się od lektury

Tragedia sprzed lat Siostry Lenarczyk Zaginione dziewczynki Sonia w dzieciństwie przeżyła traumę. Trzydzieści lat później wszystko wraca zataczając koło. Czy tym razem policyjne śledztwo doprowadzi do ujęcia sprawcy? Czy Sonia uzyska odpowiedzi na swoje pytania? Siostry Lenarczyk to niebanalne trio,które razem stara się sprostać życiu,które nie jest tak kolorowe. Każda z nich jest na życiowym zakręcie i teraz jak nigdy wcześniej trzymają się razem i wspierają. Sonia dodatkowa ściga się z czasem aby nie dopuścić do kolejnej zbrodni. Książkę czytało mi się szybko i z dużym zainteresowaniem,postacie są dobrze zarysowane psychologicznie. Motyw hipnozy bardzo mi się podobał,jest to ciekawy zabieg,który lubię w książkach. A małe miasteczko i jego tajemnice zawsze dodają fabule dreszczyku emocji. Jeśli chodzi o zakończenie,liczyłam na ujawnienie motywu,niestety nie dostajemy wyjaśnienia. Być może jest to otwarta furtka do trzeciej części przygód sióstr Lenarczyk po które z przyjemnością...
00
bokus

Nie oderwiesz się od lektury

Z ogromną przyjemnością przeczytałam. Czekam na "co dalej ". Polecam!
00
MarcinDurka

Dobrze spędzony czas

Wciągająca akcja, ciekawa fabuła. Warto przeczytać.
00

Popularność




Projekt okładki i ilustracja na okładce: Mariusz Banachowicz

Redaktor prowadząca: Alicja Oczko

Opracowanie redakcyjne: Jakub Sosnowski

Korekta: Magdalena Jabłonowska – Przecinek i spółka

© 2025 by Małgorzata Łatka

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2025

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

HarperCollins jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC.

Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

ul. Domaniewska 34a

02-672 Warszawa

www.harpercollins.pl

[email protected]

ISBN: 978-83-291-0007-6

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

Dla T.

Prolog

18 lipca 1992 roku

– Miała szczęście.

To były pierwsze słowa, jakie dotarły do uszu siedmioletniej Soni Lenarczyk, zanim uniosła powieki i przebiegła wzrokiem po osobach zgromadzonych w szpitalnej sali. Od ostrego zapachu środków dezynfekujących piekły ją oczy.

Nie licząc lekarza w pomiętym fartuchu, w pokoju byli tylko rodzice Soni. Wtedy dziewczynka nie wiedziała jeszcze, że ich zmartwione oblicza będą prześladowały ją do końca życia. Mama siedziała na krześle przysuniętym do łóżka. Jej opuchnięte od płaczu oczy wyglądały jeszcze gorzej niż wtedy, gdy zmarła babcia Soni. Stojący obok niej ojciec, wyprostowany niemal na baczność, miał poszarzałą twarz o barwie starego wosku – przypominał świeczkę, którą Sonia znalazła, buszując po strychu podczas pierwszego dnia wakacji.

Dziewczynka słyszała ostrożne słowa lekarza wypowiadane ściszonym głosem, ale nie rozumiała ich znaczenia. W tym momencie coś innego zajmowało jej myśli. Wstrzymała oddech, gdy pewne wspomnienie pojawiło się na obrzeżach jej pamięci. Coś obrzydliwego. Coś, od czego najchętniej uciekłaby daleko, ale nie była w stanie. Ogarnęło ją przerażenie. Choć umysł podpowiadał jej, że to niemożliwe, odnosiła wrażenie, że na ciele czuje odnóża pająków o grubych, tłustych odwłokach.

Spojrzała na swoje dłonie. Pajęczaków tam nie było, lęk jednak pozostał. Zespolił się z nią. Przerażenie sprawiło, że serce zaczęło bić coraz szybciej. Mimo że w głowie miała pustkę, Sonia przeczuwała, że stało się coś złego. Przedramiona pokrywały grube bandaże, spod których przebijały się cienkie krwawe linie. Piekła skóra na twarzy. Na dodatek bardzo bolał ją brzuch po prawej stronie.

Musiała wydać z siebie jakiś dźwięk, bo po chwili trzy spojrzenia zatrzymały się na drobnej sylwetce leżącej na łóżku przeznaczonym dla dorosłej osoby.

– Mamo… – szepnęła bezradnie.

Nie chciała tu być. Chciała wrócić do domu, do swojego pokoju. I nigdy nie myśleć o tym, co ją spotkało.

Ewa Lenarczyk zerwała się z krzesła.

– Wszystko będzie dobrze – powiedziała, pochylając się nad dziewczynką.

Jej ręka mocno zacisnęła się wokół dłoni córki. Sonię otoczył dobrze znany zapach. Przymknęła powieki, gdy poczuła na policzku delikatny dotyk, muśnięcie suchych palców. Spodziewała się, że ten gest przyniesie ukojenie, ale tym razem tak się nie stało.

– Wszystko będzie dobrze – powtarzała mama z udręczoną twarzą, jakby w ten sposób mogła zakląć rzeczywistość, a także przekonać Sonię.

Nie tym razem. Sonia potrzebowała usłyszeć te słowa od kogoś innego. Od osoby, która nieporuszona ciągle tkwiła w tym samym miejscu.

Spojrzała na tatę i jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego nieruchome oczy. Mimo posklejanych rzęs była w stanie dostrzec jego łzy, których nawet nie starał się ukryć.

Nie odwróciła wzroku, choć właśnie ten widok przeraził ją najbardziej. W całym swoim życiu Sonia nie widziała, żeby Krzysztof Lenarczyk płakał.

Nigdy.

Nawet kiedy zmarli jego rodzice.

Nawet kiedy stracił długoletniego przyjaciela.

Po prostu jej tata nie płakał.

Aż do teraz.

I właśnie świadomość tego faktu upewniła Sonię, że to, co powiedziała mama, nie jest prawdą.

Nic już nie będzie dobrze.

Trzy dni temu szczęście opuściło Sonię Lenarczyk.

Rozdział 1

Julia pospiesznie zrobiła kanapki i postawiła je na stole przed Tolą. Dziewczynka nawet nie zwróciła uwagi na talerzyk z Mulan, ulubioną bohaterką. Była zbyt rozzłoszczona. Wstała już w nie najlepszym humorze i wyglądało na to, że jej samopoczucie pogarszało się z każdą kolejną minutą. Julia sama nie czuła się o wiele lepiej. Wczorajsze poszukiwania zaginionej Mai Wojcieszko dały jej się mocno we znaki. Pojawił się ból mięśni i stawów. Jednak nie był na tyle silny, by zrezygnować z dalszego udziału w poszukiwaniach.

Wyszła z kuchni i zatrzymała się przy schodach.

– Jaśmina, Sonia, chodźcie na śniadanie – rzuciła głośno, wyciągając szyję.

Gdy wróciła, Tola siedziała w tej samej pozycji co wcześniej, z tą samą pochmurną miną. Jedzenia nawet nie tknęła.

– A dlaczego dzisiaj to ty nie możesz zostać ze mną? – spytała dziewczynka z pretensją w głosie. Wyczekujące spojrzenie utkwiła w matce.

Spodziewała się, że córka ponownie poruszy ten temat, mimo że rozmawiały o tym wczoraj. Dziecięca pamięć bywała jednak wybiórcza, o czym Julia zdążyła się już nieraz przekonać. Albo Tola liczyła, że uda jej się wpłynąć na zmianę decyzji, albo mogła też po prostu wyczuwać niepokój matki, którego całkiem nie udało się ukryć. Julia nadal nie wróciła do równowagi po tym, jak kilka dni temu znalazła się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

– Wiesz, dlaczego. – Wyciągnęła dłoń i odsunęła kosmyk włosów z twarzy córeczki. – Rozmawiałyśmy już o tym. Ten dzień spędzisz z Bunią.

Sylwia Bednarek była wieloletnią przyjaciółką rodziny, a także policjantką w stanie spoczynku, która trzydzieści lat temu brała udział w poszukiwaniach dwóch innych zaginionych dziewczynek. To właśnie Sylwia szesnastego lipca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego drugiego roku odnalazła na wpółżywą Sonię Lenarczyk w niemirowskim lesie. Do dziś nikt nie miał wątpliwości, że to dzięki niej dziewczynka przeżyła.

– Ale przecież ciocia Sonia i ciocia Jaśmina szukają tej Majki. Ty już nie musisz! – W głosie Toli pojawiła się złość.

– Kto może, ten bierze udział w poszukiwaniach Mai. Dzięki temu, że zajmie się tobą Bunia, ja również mogę to zrobić.

Tola odsunęła talerz od siebie.

– To niech Bunia jedzie, a ty zostań ze mną!

Julia stłumiła westchnienie, doskonale świadoma upływającego czasu. Za kilka minut powinny wsiąść do auta. Niestety punktualne przybycie na miejsce zbiórki zdawało się dzisiaj poza ich zasięgiem.

– Bunia jest już starszą osobą i ostatnio narzekała na kolana, poza tym… – zaczęła spokojnie.

– A ciebie boli całe ciało.

Riposta pięciolatki zaskoczyła Julię. Z wrażenia zastygła w miejscu z na wpółotwartymi ustami. Zamknęła je chwilę później, zastanawiając się, co powiedzieć. Niedawno przyznała się córce, że czuje się gorzej. Wspominała też o swojej chorobie, o której sama dowiedziała się kilka tygodni temu. Pominęła jednak nazwę, gdyż nawet dla dorosłych zdawała się trudna do wymówienia. Fibromialgia. Przewlekła reumatyczna choroba tkanek miękkich.

– Owszem, boli, jednak nie na tyle, by nie być w stanie pomagać. Wiem, że chciałabyś spędzić ten dzień ze mną, jednak sytuacja jest wyjątkowa. Poza tym Bunia mówiła, że ma dla ciebie jakąś niespodziankę.

Tola podniosła głowę. Na twarzy nadal tkwił grymas niezadowolenia, lecz tak jak Julia się spodziewała, rzucona przynęta odniosła skutek.

– Jaką niespodziankę?

– Nie wiem, dowiesz się dopiero na miejscu. Ale Bunia wspominała coś o szufladzie pełnej skarbów.

Na te słowa oczy dziewczynki otworzyły się szeroko. W jednym momencie zniknęło wcześniejsze rozdrażnienie, a jego miejsce zajęła ekscytacja. Radość na twarzy córki sprawiła, że sama uśmiechnęła się po raz pierwszy od kilku dni.

– Najpierw śniadanie – powiedziała szybko, gdy dziewczynka chciała już odejść od stołu.

– Ale mamo!

Julia pokręciła głową i przesunęła talerz w stronę Toli. Tym razem córeczka bez słowa protestu sięgnęła po kanapkę z żółtym serem.

Chwilę później na schodach rozległy się kroki.

– A gdzie Sonia? – spytała Julia, gdy do kuchni weszła młodsza o dwa lata Jaśmina.

– Pokój jest pusty – odparła, podchodząc do stołu. – Sonia musiała wyjść skoro świt, bo nawet jej nie słyszałam.

Julia wyjrzała przez okno. Faktycznie miejsce, gdzie zwykle parkowała Sonia, było puste. Rano Julia nawet nie pomyślała, by to sprawdzić. Zakładała, że po wczorajszym późnym powrocie do domu Sonia będzie chciała dłużej pospać. Dochodziła dwudziesta trzecia, gdy Julia usłyszała, jak jej auto podjeżdża przed dom. Leżała już w łóżku i tylko dlatego, że bolało ją całe ciało po kilkugodzinnych poszukiwaniach, nie wstała, by z nią porozmawiać. Julia myślała, że okazja pojawi się rano, przy śniadaniu, ale była w błędzie. Śledztwo dotyczące zaginionej Mai Wojcieszko całkowicie pochłonęło Sonię. Siostra była policjantką, lecz nie był to jedyny powód jej zaangażowania. Wszystko wskazywało na to, że Maja Wojcieszko została porwana przez mężczyznę, który dawno temu zrobił to samo Soni i jeszcze jednej dziewczynce. Niestety Dagmara Piontek nie przeżyła. Nie miała tyle szczęścia co siostra Julii.

To był główny powód, dlaczego teraz tak bardzo martwiła się o Sonię, jednak z uwagi na siedzącą przy stole córkę nie powiedziała tego na głos.

Z domu wyjechały piętnaście minut później, bo Tola nie mogła znaleźć ulubionej zabawki, którą koniecznie musiała zabrać. Kiedy wreszcie dotarły na miejsce, Sylwia już czekała na nich na podjeździe. Mimo zimna stała w rozpiętej kurtce, spod której wystawał cienki sweter w niebieską kratę. W dłoniach trzymała duże kartonowe opakowanie.

– Upiekłam dla wszystkich drożdżówkę – powiedziała, gdy Julia z Tolą podeszły bliżej. Dłonią machnęła do siedzącej w aucie Jaśminy, która zajęta rozmową przez telefon, nawet tego nie zauważyła. – Choć tyle mogłam zrobić.

Julia dotknęła jej ramienia.

– Już i tak robisz dużo, zajmując się Tolą.

Te słowa miały pocieszyć Sylwię, ale nie do końca spełniły swoje zadanie.

Dla obydwu kobiet było jasne, że komuś, kto przywykł do działania, zwolnienie tempa przychodziło z trudem.

– Gdybym była młodsza… – zaczęła Bednarek w sposób, który zdradzał, że w ostatnim czasie te słowa powtarzała już wiele razy – …sama wzięłabym udział w poszukiwaniach. No ale… – Nie dokończyła, bo co mogłaby powiedzieć? Że jej ciało nie chciało już współpracować jak dawniej? Próba pogodzenia się z nadchodzącą starością była dla niej wręcz bolesna. – Macie coś do picia? – Zmieniła temat, bo jej egzystencjalne problemy nie powinny zajmować innych. – Zapowiadali, że dzisiaj w górach może spaść pierwszy śnieg.

To oznaczało, że niedługo ochłodzenie obejmie całą okolicę.

– Tak, spakowałam termosy z herbatą.

Sylwia spojrzała w niebo. Ciemne chmury wisiały nisko nad miasteczkiem i kłębiły się złowrogo. Taki dzień jak ten najlepiej byłoby przeczekać w czterech ścianach, a nie włóczyć się po okolicznych lasach. Ale najważniejsze dla wszystkich było znalezienie dziewczynki.

– Powodzenia! – dodała na pożegnanie.

Julia przytaknęła i pocałowała córkę w policzek.

Chwilę później siostry Lenarczyk wyruszyły na miejsce zbiórki.

Rozdział 2

– Jaśmina i Julia przyjadą dzisiaj? – spytał komisarz Mariusz Bednarek, obserwując nadchodzących ochotników. Niektórzy przyjechali, inni przyszli pieszo. Za kilka minut rozpoczynali kolejny dzień poszukiwań Mai Wojcieszko, a sióstr Lenarczyk nadal nie było.

Czoło Soni przecięła pionowa zmarszczka. Sprawdziła komórkę, jednak nie miała żadnych powiadomień ani od Julii, ani od Jaśminy.

– Taki był plan – odparła powoli, spoglądając w stronę nadjeżdżających aut. – Dowiem się, czy są już w drodze.

Odeszła kilka kroków i wybrała numer Julii. Kiedy włączyło się nagrywanie, przerwała połączenie i spróbowała ponownie, tym razem dzwoniąc do Jaśminy. Niestety i tu napotkała na przeszkodę: sygnał był zajęty.

Rozłączyła się i schowała telefon do kieszeni kurtki. Ze wzrokiem utkwionym w drodze Sonia zastanawiała się, czy coś się zmieniło. Rano nie widziała się z siostrami, wyszła z domu, zanim jeszcze wstały. Nie mogła spać. Przesycony adrenaliną organizm nie potrafił wyhamować, mimo że wczoraj na nogach spędziła wiele długich i męczących godzin. W efekcie do łóżka położyła się wyczerpana, rano zerwała się przed wszystkimi, a to, co z nazwy miało być odpoczynkiem, przypominało jego marną namiastkę.

Odkąd Sonia dowiedziała się o zaginionej dziewczynce i podejrzeniu, że porywaczem może być ten sam człowiek, który trzydzieści lat temu już na zawsze zmienił jej życie, nie mogła znaleźć sobie miejsca. Nieustannie towarzyszył jej niepokój. Na samą myśl, przez co właśnie w tej chwili dziewczynka mogła przechodzić, cierpła jej skóra, a w piersi rodził się krzyk.

Odruchowo zacisnęła palce w pięści. Myślenie o tym nie pomoże, tylko ją rozkojarzy. A tego nie chciała. Z takim postanowieniem spojrzała w stronę zgromadzonego tłumu. Niektórych z tych ludzi znała jeszcze z czasów, kiedy mieszkała w Niemirowie. Z kilkoma chodziła do szkoły czy nawet do klasy, jak chociażby z komisarzem Bednarkiem, który przewodniczył akcji poszukiwawczej. Innych kojarzyła jedynie z widzenia, na przykład dalekich sąsiadów czy znajomych rodziców. Ale pojawiły się też twarze, które widziała po raz pierwszy. Niemirowo było niewielkim miasteczkiem, w którym żyło niespełna cztery tysiące mieszkańców. Ot, mieścina jakich wiele, lecz dzięki położeniu w Beskidzie Wyspowym i bliskiej lokalizacji jeziora stanowiła dobrą bazę wypadową w góry, dzięki czemu wyróżniała się na mapie południowej Polski.

Wśród zebranych było też sporo przyjezdnych, między innymi policjanci z Markowic, a także strażacy ściągnięci z pobliskich miejscowości do udziału w poszukiwaniach. Wszyscy czekali zmarznięci, z podniesionymi kołnierzami, niektórzy z czapkami na głowach. Dzisiaj był drugi dzień poszukiwań, choć dziewczynka zniknęła już wcześniej. Maja Wojcieszko nie wróciła na noc do swojego domu. Planowo miała spędzić ją u swojej babci, która mieszkała nieopodal. Niedopatrzenie, pomyłka, zwał, jak zwał, sprawiło, że dopiero po kilkunastu godzinach rodzina dziewczynki zorientowała się, że Mai nie ma. Akcja poszukiwawcza była zakrojona na szeroką skalę, uruchomiono procedurę Child Alert. Z uwagi na duży obszar do akcji włączono także trzy zespoły z psami tropiącymi. Mimo to do tej pory nie udało się odnaleźć dziewczynki.

Niestety poszukiwaniom nie sprzyjała pogoda. Psy tropiące miały utrudnione zadanie z uwagi na ulewę i silny wiatr, który rozpraszał zapachy.

Sonia wzdrygnęła się, gdy zimny podmuch wniknął pod ubranie, wywołując nieprzyjemny dreszcz na plecach. Nasunęła kaptur na głowę i zapięła zamek kurtki, ale niewiele to pomogło. Nie była ubrana w odpowiedni sposób do pracy w takich warunkach.

Półtora tygodnia temu przyjechała na urodziny siostrzenicy, nie przeczuwając, że jej w założeniu krótki pobyt może się przeciągnąć. Pożyczona od Jaśminy bluza tylko przez chwilę chroniła przed zimnem. Niestety z powodu silnego wiatru deszcz zacinał prosto w twarz i nawet narzucona na plecy nieprzemakalna peleryna nie do końca spełniała swoje zadanie.

Lenarczyk już kolejny raz w ciągu ostatnich kilku minut spojrzała w stronę drogi, spodziewając się, że ujrzy siostry. Kiedy nie dostrzegła ani hondy Julii, ani hyundaia Jaśminy, podeszła do mężczyzn stojących kilka metrów dalej. Widząc pytające spojrzenie Bednarka, pokręciła głową.

– Napij się czegoś ciepłego. – Daniel Papaj wyciągnął w jej stronę papierowy kubek, znad którego unosiła się para.

Zrobiła to, co mówił, niespecjalnie zwracając uwagę na smak herbaty. Mocna czarna, tylko tyle zdołała poczuć. Wolałaby kawę, ale od rana zdążyła wypić już trzy, przez co pobudzone kofeiną serce biło szybciej, niż powinno.

– Zabieramy się do pracy – powiedział szef psiarczyków.

Był niskim mężczyzną z długą brodą. Przypominał krasnala ubranego w za dużą o kilka rozmiarów kurtkę przeciwdeszczową.

– Zaczynacie tam, gdzie psy zgubiły trop? – upewnił się Bednarek.

– Trochę się cofniemy. – Nowak wskazał dłonią kierunek. – Niestety ulewny deszcz i silny wiatr utrudniają nam akcję poszukiwawczą. Psy się gubią, zaczynają się denerwować. Musimy częściej robić przerwy i przez to wszystko się wydłuża.

– Nurkowie zaczną przeszukiwać dzisiaj jezioro? – spytał Papaj.

– Jeszcze nie – odparł Bednarek. – Na razie trzymamy się myśli, że dziewczynka żyje.

Nowak skinął głową. Gdyby przypuszczali, że Wojcieszko wpadła do jeziora, wtedy akcja z poszukiwawczej przemieniłaby się w wydobywczą.

– W takim razie zaczynajcie, a my zajmiemy się brzegiem po drugiej stronie jeziora – powiedział Bednarek.

Gdy szef psiarczyków skierował się w stronę swoich ludzi, Sonia spojrzała na Mariusza.

– Czy w archiwum prokuratury w końcu znaleziono akta sprawy sprzed lat? – spytała.

W miejscu, gdzie widziano Maję Wojcieszko po raz ostatni, natrafiono na wstążkę łudząco podobną do tej, którą Sonia miała wplecioną we włosy tamtego dnia, gdy odnalazła ją Sylwia Bednarek. Wtedy założyli, że druga zaginęła, a prawda mogła być zupełnie inna. Dlatego teraz potrzebowali znaleźć materiał dowodowy, żeby potem przesłać wstążki do analizy. Gdyby laboratorium potwierdziło, że są identyczne, oznaczałoby to, że Wojcieszko nie zaginęła, tylko została porwana przez tego samego sprawcę, który więził Sonię Lenarczyk i Dagmarę Piontek.

Z piersi Bednarka wyrwało się ciężkie westchnienie.

– Interweniowałem już dwa razy – odparł, nie próbując nawet ukryć rozczarowania.

Po tym, jak sprawę Lenarczyk i Piontek umorzono z powodu niewykrycia sprawcy, kopię akt przesłano do archiwum komendy miejskiej, a oryginały wraz z materiałami dowodowymi trafiły do archiwum prokuratury.

Od wczoraj przeszukiwano przepastne pomieszczenia archiwum, ale wciąż bez powodzenia. Niestety istniało ryzyko, że może się to w ogóle nie udać. Podczas powodzi tysiąclecia akta były przenoszone aż dwa razy, zanim po kilku miesiącach wróciły na swoje miejsce. Niestety prawda była taka, że w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym siódmym roku z powodu kataklizmu, który nawiedził Polskę, wiele materiałów uległo zniszczeniu. Jednak Mariusz wolał zachować tę informację dla siebie.

– Pamiętaj, że materiał dowodowy, którego szukają, pochodzi sprzed trzydziestu lat – dodał jedynie.

– Jestem pewna, to ta sama wstążka – powtórzyła Sonia.

Mimo upływu czasu nie miała co do tego wątpliwości, ale jej przekonanie nie wystarczyło, żeby zmienić kwalifikację sprawy. Potrzebny był dowód. Z jednej strony zachowawcze podejście Bednarka było dla Soni zrozumiałe. Z drugiej, gdyby faktycznie mieli do czynienia z porwaniem, każdy dzień zwłoki mógł mieć katastrofalne skutki.

Mariusz spojrzał na zegarek. Było kilka minut po ósmej trzydzieści.

– Dobra, nie tracimy czasu i zaczynamy – zarządził. – Kto już miał dotrzeć, to zapewne to zrobił.

Na prowizorycznym stole rozłożył mapę Niemirowa i okolic. Obszary były podzielone na niewielkie kwadraty w różnych kolorach. Czerwone wskazywały sektory, które zostały już sprawdzone.

– Dzisiaj przeczeszemy ten teren. – Bednarek wskazał dłonią na kwadrat wielkości trzy na trzy centymetry. – Papaj, zajmiesz się tym sektorem, Soniu, ty sprawdzisz ze swoją grupą ten obszar. – Palcem zakreślił kółko.

– Proponuję się zamienić. – Papaj podniósł wzrok na Bednarka. – Dzisiaj w mojej ekipie jest sporo starszych osób i mogą nie dać sobie rady na tym terenie.

Mariusz milczał ze spojrzeniem utkwionym w Soni. Atmosfera się zmieniła, ale Papaj nie potrafił wskazać, z jakiego powodu.

– O co chodzi? – dopytał, kiedy nikt nic nie powiedział.

– Jasne, zamieńmy się – odparła w końcu Sonia, zbywając ostatnie pytanie.

– Jesteś pewna?

Wahanie w głosie Bednarka nie uszło uwadze Daniela. I chociaż Sonia skinęła głową, Papaj jednak nie miał zamiaru odpuścić.

– O co chodzi z tym miejscem? – powtórzył pytanie.

– Nic takiego. – Pośpiech w głosie Soni tylko wzmógł jego zainteresowanie.

Widząc, że nie uzyska odpowiedzi od Lenarczyk, całą uwagę poświęcił Bednarkowi.

– Czego nie wiem? – dopytał.

Mariusz zerknął przelotnie na Sonię, która zdawała się całkowicie pochłonięta leżącą przed nią mapą. Liczył, że sama udzieli odpowiedzi Papajowi, ale zwykle wygadana Sonia teraz milczała.

– To w tym miejscu trzydzieści lat temu moja matka znalazła Sonię.

Uważne spojrzenie omiotło twarz policjantki, a potem wróciło do Bednarka.

– Dlaczego nie powiedzieliście mi tego wcześniej? – spytał ostrzej, niż zamierzał.

– To nie ma znaczenia – odparowała Sonia.

Daniel dotknął jej ramienia.

– Ma – oznajmił kategorycznym tonem. – Ty bierzesz moją ekipę, ja twoją i pozostajemy przy wcześniejszym planie.

Jego troska mogłaby wydać się urocza. Mogłaby, gdyby Sonia w ogóle była przyzwyczajona do sytuacji, gdy jej ktoś ją okazuje. Dla Lenarczyk, wychowanej w taki a nie inny sposób, było to coś nowego. Coś, z czym nie miała do czynienia na co dzień. Ani też od czasu do czasu. Daniel nie musiał wiedzieć, że po tamtym zdarzeniu nigdy więcej nie zapuszczała się w miejsce, gdzie została znaleziona. Ale teraz nie była już tamtą dziewczynką, tylko policjantką, która w swoim życiu widziała już wiele. I co najważniejsze: potrafiła o siebie zadbać.

– Daniel, to nie… – zaczęła.

– Lenarczyk, nie pójdziesz tam! – odparł kategorycznie.

– Pójdę.

Daniel zrobił krok w jej stronę, nieświadomie przyjmując dominującą postawę. Stanął w szerokim rozkroku, dłonie wsparł na biodrach.

– Po moim trupie – dodał, przeciągając głoski.

Sonia już szykowała się do odpowiedzi, gdy zainterweniował Bednarek. W samą porę.

– Papaj ma rację – rzucił, kładąc dłoń na ramieniu Lenarczyk. – Zamieńcie się grupami.

– Ale… – zaczęła Sonia.

– Nie traćmy czasu na gadanie – wszedł jej w słowo Mariusz. – Gdzieś tam jest Maja i musimy ją znaleźć – przypomniał, co było priorytetem. – Rozumiemy się?

Daniel skinął głową. A kiedy Sonia w końcu zrobiła to samo, Bednarek machnął ręką w stronę kolejnych osób, dając w ten sposób znać, by podeszły bliżej. Po chwili zaczął przydzielać następne sektory.

Sonia posłała Danielowi spojrzenie, które niejednego potrafiło już przestraszyć, na Papaja jednak nie podziałało. Na dodatek, gdy przechodziła obok, musnął dłonią jej plecy. Udawała, że nie zwróciła na to uwagi.

Papaj podszedł do swojej grupy, z którą dzisiaj miał przeszukiwać niemirowski las. Sonia zamierzała zrobić to samo, gdy kątem oka dostrzegła, jak zza zakrętu wyłania się honda Julii.

W końcu, pomyślała i ruszyła w stronę sióstr.

Rozdział 3

Mariusz Bednarek nie powiedziałby tego na głos, chociaż już od kilku godzin odnosił wrażenie, że wszystko sprzysięgło się przeciwko nim. Poszukiwania posuwały się powoli do przodu. Rano podzielili się na osiem podzespołów, w każdym było po kilkanaście osób. On razem z sześcioma ochotnikami i czterema policjantami sprawdzali teren położony najbliżej jeziora. Poruszali się obok siebie, zachowując metrowe odstępy.

Teren był mocno zalesiony, tak że nawet podczas upalnego lata ziemia w tym miejscu pozostawała wilgotna przez cały okres trwania wakacji. Ale teraz, po obfitych opadach deszczu, brodzili w błocie sięgającym aż do kostek. A Mariusz coraz częściej myślał o ciepłym prysznicu, który weźmie po powrocie do domu, i jedzeniu.

– Czy to w ogóle ma sens? – odezwał się młody ochotnik.

Bednarek spojrzał w stronę Tymoteusza Zycha oddalonego od niego o parę metrów.

– Szukanie dziewczynki? – upewnił się.

Mariusza nie zaskoczyło takie pytanie. Podejrzewał, że podobne myśli przychodziły innym do głowy. Zwłaszcza w kolejnym dniu poszukiwań, kiedy zmęczenia nie sposób było już nie zauważyć. Poza tym pogoda i niska temperatura również nie ułatwiały zadania. Było ciężko, nawet jak dla niego. Co zresztą przekładało się na mniejszą liczbę ochotników, która tego dnia przyjechała na miejsce zbiórki.

Jednak Bednarka zaskoczyło co innego. To, że pytanie padło z ust brata zaginionej dziewczynki. Tymek nigdy nie sprawiał wrażenia zbyt rozgarniętego chłopaka i dzisiaj to udowodnił. Jako starszy przyrodni brat powinien wykazywać większe zainteresowanie.

– Szukanie dziewczynki? – powtórzył pytanie Mariusz, gdy Zych nie odpowiedział. – Twoim zdaniem lepiej byłoby zrezygnować?

Wyraźnie zażenowany Tymek nadal milczał. Nie to miał na myśli. Był zmęczony, przemarznięty. Na dodatek od wczoraj całe jego dotychczasowe życie zostało podporządkowane poszukiwaniom Majki. Był też zły. Gówniara sama była sobie winna, ale miał dość oleju w głowie, by ten komentarz przemilczeć. Przynajmniej teraz, bo wczoraj podobny komentarz wymsknął mu się z ust podczas kolacji i szybko tego pożałował, kiedy ojczym odwinął rękę i wymierzył mu siarczysty policzek, po którym kilkanaście godzin później nadal odczuwał niewielkie mrowienie skóry.

Jego zdaniem Majka chciała zemścić się na rodzicach, bo pokłóciła się z mamą, gdy nie chciała jej czegoś kupić. Padły mocne słowa. Tymek siedział w pokoju obok i zza ściany wszystko słyszał. A także to, że noc z soboty na niedzielę dziewczynka miała spędzić u babci. Ale o tej kłótni nikomu nie mówili. Ojczym stwierdził, że lepiej zachować to dla siebie.

– Po prostu – rzucił, chcąc już zamknąć ten temat. Teraz brodzenie w błocie zdawało się lepsze niż mierzenie się ze spojrzeniem policjanta. A ten był znany w miasteczku z tego, że szybko nie ustępuje.

O tym Tymek wiedział także z innego źródła. Od młodego Bednarka, który nieraz narzekał, jak to stary nie daje mu żyć, co rusz się o coś czepiając. Ostatnio Tymek sam miał względną przyjemność spotkać się z jego ojcem, gdy pewnej nocy wraz z Tomkiem Bednarkiem i kilkoma innymi chłopakami trochę popili, a potem pobiegali sobie w nocy po Niemirowie. Szczegół, że byli wtedy nadzy, uważał za zabawny. Na samo wspomnienie się uśmiechnął. Opanował się zaraz, jednak nie zrobił tego wystarczająco szybko. Bednarek i tak to zauważył. Na szczęście powstrzymał się od komentarza, jedynie pokręcił z politowaniem głową.

Z tym akurat Tymek umiał sobie radzić. Gdyby miał wskazać najczęstszy wyraz twarzy ojczyma, byłby to właśnie ten okazujący niezadowolenie. Na drugim miejscu była irytacja.

– Oczywiście, że ma sens – powiedział komisarz z większym przekonaniem, niż faktycznie sądził.

Mariusz drgnął niespokojnie, gdy w kieszeni spodni poczuł wibrację. Wyciągnął komórkę. Na widok wiadomości, na którą czekał, odetchnął z ulgą. Znaleziono materiał dowodowy. Na dodatek szefowa laboratorium osobiście zapewniała, że wynik, czy to te same wstążki, otrzymają do końca dnia.

Schował komórkę i po chwili w milczeniu ruszyli przed siebie. Jednak po komentarzu Zycha atmosfera w grupie się pogorszyła. Chłopak zasiał wątpliwość, która utkwiła w głowach innych ochotników. Może nawet i policjantów.

– Uważajcie na niskie gałęzie – rzucił Bednarek dwie godziny później, gdy minęli najgorszy kawałek. Teren nadal był zdradliwy, ale już bardziej ubity. Teraz największym wyzwaniem były drzewa o rozłożystych gałęziach, z których najniższe znajdowały się na wysokości głów.

Tymek przewrócił oczami. Bednarek zachowywał się, jakby prowadził dzieci na spacer. „Uważajcie na to, uważajcie na sramto” – mruczał pod nosem Zych. Odkąd wyruszyli na poszukiwania, Bednarek co chwilę ich pouczał. Tymek już wolał tę policjantkę z wczoraj, która tylko ich pośpieszała, zachowując dla siebie wszystkie złote rady.

Na dodatek to, co jeszcze rano zdawało się nieprawdopodobne, właśnie się spełniło. Pogoda się pogorszyła. Obfity deszcz sprawiał, że okoliczny widok tracił na ostrości.

– Kiedy zrobimy sobie przerwę? – spytała kobieta wyglądająca na nieco starszą od jego matki.

Z tego, co Zych słyszał, miała wnuczkę w wieku zbliżonym do Majki. Jedyna, która do tej pory nie narzekała na nic. Na pogodę, błoto czy zimno.

Bednarek nawet nie obejrzał się przez ramię.

– Za pół godziny – rzucił jedynie.

Tymek milczał, choć korciło go, żeby coś powiedzieć. Od godziny czuł się gorzej. Kichał, z nosa mu się lało, w butach chlupotało przy każdym kroku. Wymyślił już trzy kary dla Majki, gdy ta tylko wróci do domu. Oj, przez pierwsze tygodnie nie będzie miała łatwo, pomyślał. Może nawet i miesiące. Było to marne pocieszenie, ale zawsze jakieś i lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy.

– Uważajcie, w tym miejscu jest ślisko – poinformował Bednarek kolejny raz.

Tymek spojrzał w bok na idącą obok niego studentkę. Właśnie chciał sparodiować policjanta, niestety postawił nieostrożnie stopę i stracił równowagę. Zjazd z kilku metrów zajął mu niewiele czasu. Podejrzewał, że tak było, chociaż jemu wydawało się, że trwało to długo, zanim zatrzymał się na konarze, biodrem i łokciem uderzając o chropowate drewno.

– Ja pierdolę! – rzucił pod nosem, czując, jak piecze go cały tyłek. Błoto w tym miejscu było śliskie niczym warstwa lodu.

Nie wpadł do jeziora tylko dlatego, że na brzegu tkwił spróchniały kawał kłody, od uderzenia w którą skóra boleśnie pulsowała. Szczęście w nieszczęściu.

– W porządku? – dotarło do niego wołanie z góry.

Odwrócił się z trudem. Na widok skarpy i stojących na jej krawędzi trzech osób, z którymi dzisiaj był w grupie, chciało mu się krzyczeć.

Nic, kurwa, nie było w porządku. Zamiast tego jednak odparł:

– Tak. Jestem cały.

Wygrzebał się z błota, czemu towarzyszyło głośne cmoknięcie, jakby wydostawał się z miłosnego uścisku. Krzywiąc się z bólu i urażonej dumy, rozpoczął powolną wspinaczkę na szczyt wzniesienia. Nie było to łatwe. Zimne, sztywne od brudu dżinsy, które przykleiły mu się do tyłka, utrudniały zrobienie kroku. Było mu też kurewsko zimno. Wyglądał jak siedem nieszczęść i tak też się czuł.

Gdy dotarł na górę z dłońmi opartymi na udach, z trudem zaczął łapać oddech. Z powodu zatkanego nosa oddychał wyłącznie przez usta.

– Kończysz na dzisiaj – zwrócił się do Tymka Bednarek.

Te słowa sprawiły, że po raz pierwszy chłopak poczuł sympatię do policjanta.

– Nie jest tak źle, mógłbym dalej szukać – powiedział wyłącznie dla zachowania pozorów. I dla matki, i dla ojczyma, do których pewnie dotrą wieści o tym, co się stało.

Bednarek pokręcił głową.

– Lepiej wróć do domu, bo jeszcze się rozchorujesz. My i tak pewnie wkrótce też skończymy. – Spojrzał w niebo, jakby to tam kryła się odpowiedź. – Warunki stają się coraz trudniejsze.

Tymek postarał się, by na jego twarzy pojawił się smutek. Sam musiał przyznać, że wyszło mu to całkiem dobrze. Z widocznym ociąganiem przystał na ten pomysł, w duchu ciesząc się z takiego rozwiązania. Udało mu się osiągnąć to, o czym myślał już od kilku godzin. Przed innymi osobami biorącymi udział w poszukiwaniach jego nieobecność była usprawiedliwiona. Jednak obawiał się, że ojczym i tak może sugerować, że zrobił to specjalnie. Ale z jego niezadowoleniem umiał sobie radzić.

Pożegnawszy się szybko, odłączył się od grupy. Podobnie jak inni mieszkańcy, doskonale znał niemirowskie lasy. Wiedział, gdzie najlepiej jeździ się na rowerze, skąd rozciąga się najładniejszy widok na jezioro czy też gdzie znaleźć ustronne miejsce na spotkanie z dziewczyną. Ta wiedza była niezbędna, zwłaszcza gdy mieszkało się z dzieciakiem, który nie szanował prawa do prywatności.

Z początku Tymek zamierzał wrócić do domu, przebrać się i zjeść coś ciepłego. Jednak szybko kiełkująca w jego głowie obawa co do reakcji ojczyma sprawiła, że zaczął rozważać inne scenariusze. Szczególnie jeden przypadł mu do gustu.

Bednarek spojrzał w stronę, którą chwilę temu kroczył Zych, ale chłopaka już nie było.

Cwaniak myślał, że odegrał swoją rolę doskonale, jednak Bednarek przejrzał jego marne starania. Sam miał w domu piętnastolatka, dzięki któremu w ostatnim czasie pojawiło mu się na głowie kilka nowych siwych włosów.

– Ruszamy dalej – rzucił, marząc o tym, by ten dzień dobiegł już końca.

Rozdział 4

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Fot. Rafał Mąka

Małgorzata Łatka – miłośniczka wciągających seriali i poruszających powieści, które zostają w pamięci na dłużej. Wcześniej domatorka, obecnie nie wyobraża sobie tygodnia bez kilku treningów. A wszystko zaczęło się od krav magi. Ma słabość do muzyki Nicka Cave’a. Ta, która przeżyła stanowi kolejny tom serii Efekt uboczny.

POLECAMY RÓWNIEŻ

www.hapercollins.pl

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47