Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ktoś czyha na życie starego zakonnika. Ktoś w tajemnicy przygotowuje zdradę mogącą wstrząsnąć Europą. Ktoś zrobi wszystko dla pieniędzy.
Wielka polityka, szpiedzy i tajne organizacje. Skrytobójcy, fałszerze i zwyczajni złodzieje. Mroczne gotyckie wnętrza, opuszczone stare cmentarze i płonące krzyże.
Pełna tajemniczych i przerażających zdarzeń powieść o małym wielkopolskim miasteczku w czasach wojen napoleońskich.
„Osobę, która przyjmie tę książkę jako całkowitą fikcję, mogę tylko zapewnić, że każdy przypis, który znajduje się w tej publikacji, jest prawdziwy. Z kolei do czytelnika odbierającego przeczytaną historię jako zapis faktograficzny mrugnę znacząco okiem” – Grzegorz Skorupski.
Grzegorz Skorupski – autor cyklu powieści kryminalnych retro o prokuratorze Adamie Karskim: „Smak błękitu”, „Dłonie śmierci” oraz „Dom pod czerwonym dębem”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 293
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Oficynka & Grzegorz Skorupski, Gdańsk 2022
Wszystkie prawa zastrzeżone. Książka ani jej część nie może być przedrukowywana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Oficynki.
Wydanie drugie w języku polskim, Gdańsk 2022
Opracowanie redakcyjne: Kazimierz Świetlikowski
Korekta: Anna Marzec
Skład: Dariusz Piskulak
Projekt okładki: Studio Karandasz
Zdjęcia na okładce: ©adobe stock /Subbotina Anna, adobe stock /bessarab, adobe stock /icephotography
ISBN 978-83 67204-62-0
www.oficynka.pl
e-mail:[email protected]
Moim rodzicom,Helenie i Ireneuszowi
Niezrozumienie teraźniejszości jestkonsekwencją nieznania przeszłości.
Marc Bloch
Tajemnica domu zacnego Szkota została w formie drukowanej wydana w małym nakładzie w 2013 roku. Do niektórych wydarzeń opisanych w książce odnoszę się w serii powieści kryminalnych z prokuratorem Adamem Karskim. Przyszedł więc czas powrócić do mojej pierwszej pozycji beletrystycznej, trochę ją wygładzić i oddać w ręce czytelników.
Po dziewięciu latach znów przeniosłem się do gorących, wrześniowych dni 1811 roku.
WSTĘP
Wszystko zaczęło się od śledztwa w sprawie ratusza. Wbrew ogólnej opinii historyków, że budynek władz miejskich w moim mieście powstał dopiero w XX wieku, zacząłem szukać przekazów dotyczących przeszłości tego obiektu. Przeprowadzany w 2010 roku, z okazji stulecia ratusza, gruntowny inwentarz archiwaliów oraz piwnic i strychu doprowadził do odkrycia spalonego fragmentu balustrady schodowej i części osmalonej więźby dachowej, być może zachowanych jako pamiątka po dawnym budynku. Pod stertami przegniłego, czarnego od ognia drewna znaleziono metalową skrzynkę wielkości szkolnego zeszytu zawierającą jakieś papiery. Ponieważ powszechnie wiadomo było, że zajmuję się historią ratusza (na głównej uroczystości miałem zaszczyt wygłosić wstępny referat na jego temat), przekazano mi ją w celu zbadania niepotrzebnego, jak sądzono, śmiecia. W sporej części były to zapiski Artura Wielachowskiego, mieszczanina gostyńskiego, oraz jego listy pisane już po 1815 roku z Belgii do przyjaciela o imieniu Jakub. Prawdopodobnie to ów adresat listów polecił umieścić te arcyciekawe papiery wraz z zachowanymi na pamiątkę elementami spalonego ratusza. Zanim przekazałem znalezisko dyrektorowi gostyńskiego muzeum, Panu Robertowi Czubowi, skopiowałem część dokumentów. Zacząłem też szukać informacji dotyczących tła politycznego wydarzeń, które zarówno dla Artura Wielachowskiego, jak i jego przyjaciela nie były do końca jasne. Ogrom materiału – dokumentów z czasów Księstwa Warszawskiego pisanych w języku francuskim, co wiązało się z oczekiwaniem na tłumaczenie – spowodował, że nie udało mi się ukończyć prac, tak jak planowałem, w dwusetną rocznicę tamtych wydarzeń.
Celowo porzuciłem zamiar przedstawienia bezpośrednich zapisów w formie pamiętnikarskiej uzupełnionych listami i dokumentami. Język sprzed dwustu lat, często dziś nie do końca zrozumiały, brak wyjaśnienia pewnych sytuacji, oczywistych dla piszącego w początkach XIX wieku, a niejasnych dla współczesnego czytelnika, wreszcie pokusa, by spróbować przenieść odbiorcę w wydarzenia rozgrywające się na ulicach realnego wielkopolskiego miasta – wszystkie te czynniki skłoniły mnie do beletryzacji pism zawartych w szkatułce. Chcąc zachować prawdziwy obraz rzeczywistości prowincjonalnego miasta sprzed dwóch stuleci, zmuszony byłem umieścić wiele odniesień historycznych, mogących być dla zainteresowanych przeszłością wyjątkowo ciekawym elementem, dla innych czytelników zaś okazją, by pewne fragmenty tekstu ominąć.
Niestety los oryginalnych wspomnień – czy raczej listów i dokumentów – nie jest dziś znany. Jak wspomniałem, przekazałem pisma do gostyńskiego muzeum. Dyrektor Robert Czub, widząc, że stanowią one ciekawy przyczynek do historii miasta, wysłał je (ze względu na spore fragmenty w języku francuskim) do biura tłumaczeń Le Bureau des Traducteursw Poznaniu. Pani Izabella Węsierska przetłumaczyła wskazane fragmenty (wysłano całość, aby poszczególne zdania czy dopiski mogły być tłumaczone w odpowiednim kontekście) i odesłała dokumenty na adres muzeum. Niestety dokumenty nigdy nie dotarły na miejsce. Firma kurierska wypłaciła ubezpieczenie przesyłki, nie potrafiła jednak wyjaśnić, w jaki sposób mogło dojść do zagubienia paczki. Dzięki uprzejmości pani Węsierskiej udało mi się uzyskać od niej kopię tłumaczenia francuskich fragmentów wspomnień. Nie posiadamy jednak obecnie pełnej dokumentacji pozostawionej przez gostyńskiego mieszczanina z pierwszej połowy XIX wieku.
Ponieważ opisane wydarzenia miały miejsce ponad 200 lat temu, winien jestem czytelnikowi przybliżenie, choć w kilku zdaniach, ówczesnej sytuacji w Europie.
Po trzecim rozbiorze Polacy widzieli Francję jako głównego sojusznika w walce o niepodległość. To dlatego właśnie Legiony Dąbrowskiego i inne formacje polskie walczyły u boku Napoleona. W 1807 roku doszło wreszcie do realizacji marzeń o niepodległość: cesarz Francuzów utworzył Księstwo Warszawskie – namiastkę polskiego państwa. Władcą Duché de Varsovie został król Saksonii Fryderyk August I. Część Polaków poczuła się oszukana, część zaś uważała, że ze względu na stanowisko cara Napoleon musiał pójść na pewne ustępstwa. W pierwszych miesiącach 1811 roku było już jednak prawie pewne, że wkrótce dojdzie do konfrontacji militarnej Francji z Rosją.
Myślę, że pewne wydarzenia, mimo iż nie ma o nich wzmianki w uzyskanych źródłach, musiały mieć miejsce, dlatego czasami pozwalałem wyobraźni swobodnie dryfować. Warto było dokładnie przeanalizować zachowane dokumenty i spróbować odtworzyć wypadki, które rozegrały się tuż przed wyprawą Napoleona na Rosję w małym miasteczku położonym w południowo-zachodniej Wielkopolsce.
Oto osiem dni z życia miasta sprzed 200 lat.
Gostyń, październik 2013 roku
PROLOG
Księżyc wyszedł zza chmur, jednak jego światło nie zdołało rozjaśnić oblicza siedzącego na koniu wysokiego, na czarno ubranego mężczyzny. Mówił szybko, głosem nawykłym do wydawania rozkazów.
– Wtym liście masz instrukcje dotyczące pakunku oraz dalszych działań. Nie wolno ci rozrywać żadnej koperty, która nie jest dla ciebie przeznaczona. Jakiekolwiek złamanie tych poleceń grozi... – zawiesił głos. – Chyba nie muszę mówić?
Jego rozmówca odruchowo dotknął okolic pachwiny i skrzywił się, jakby wróciły jakieś niemiłe wspomnienia. Mógł się czuć upokorzony, jako że drugi mężczyzna wydawał mu polecenia, nie schodząc z wierzchowca, a on, mimo iż nie był niskiego wzrostu, musiał zadzierać głowę. Lekki deszcz wnikał w gęste, poskręcane włosy, które zamieniły się teraz w żałosne strąki.
– Niewiele pozostało czasu na załatwienie wszystkiego – kontynuował zimny głos. Jeździec mówił płynnie po polsku, jednak można było wyczuć dziwny akcent. Może był obcokrajowcem, a może tylko długo przebywał za granicą.
– Czy nie powinienem wiedzieć czegoś o celu mojej misji? – odważył się zapytać stojący w deszczu człowiek. Zaraz jednak tego pożałował.
– Wiesz tyle, ile powinieneś wiedzieć – w podniesionym głosie można było wyczuć, że jeździec nie znosi, kiedy mu się ktoś sprzeciwia. – Zbyt wiele wiedzy nie zawsze dobrze służy.
Deszcz przestał padać, ale mężczyzna na koniu nadal nie ściągnął kaptura – ani jeden kosmyk włosów nie wydostał się na księżycowe światło. Kiedy mówił, przytykał do ust czerwoną chustę, by zniekształcała głos. Może to ktoś znany? – zastanawiał się stojący obok konia człowiek.
Wpowietrzu czuć było wilgoć. Nad rozstajem niebrukowanych dróg zaczęła unosić się mgła. Jakby celowo owijała się wokół stojących samotnie na pustkowiu postaci, starając się oblec je w białe szaty. W dali pobłyskiwały światła w oknach jakiegoś wielkopolskiego dworku. Być może gospodarze szykowali się do spoczynku, nie zdając sobie sprawy, że obok nich przetoczyć się ma wkrótce nawałnica historii.
– Celem będzie zdobycie pełnej niepodległości – jeździec powrócił do tematu. Jednak teraz mówił w inny sposób, mniej było w nim niechęci, a więcej żarliwości. – Odzyskanie prawdziwie wolnej i niepodległej Rzeczypospolitej. Bez obcych wojsk. Bez narzucanych praw. To, co na wiosnę nam się nie udało, teraz w pełni zrealizujemy... Jeżeli generał odmówi, to poradzimy sobie bez jego akceptacji... A dla wszystkich ta akceptacja i tak będzie czytelna. Ale ciebie to raczej nie obchodzi – głos znowu stał się zimny. – Sprawdziłem cię, zanim otrzymałeś to zadanie. Jesteś lojalny, to prawda, ale twoja lojalność opiera się na dwóch filarach: strachu przed bólem oraz pieniądzach. Połączenie tych dwóch czynników tworzy z ciebie idealnego wykonawcę tego zadania. Jednak zawsze możesz na drodze życia spotkać kogoś z silniejszymi – jeździec zaśmiał się drwiąco – argumentami. Strzeż się wtedy. My dosięgniemy cię w całej Europie. Nigdzie nie znajdziesz schronienia i nikt cię nie uchroni przed zemstą za zdradę.
– Źle mnie oceniasz, panie... – zaczął człowiek z bujną fryzurą, ale mężczyzna na koniu przerwał mu brutalnie:
– Nie czas na konwenanse. Otrzymałeś zadanie, więc ruszaj. Pieniądze na drogę i twoje wynagrodzenie znajdziesz w pakunku. W drogę! – Pochylił lekko głowę i spiął wierzchowca. Po chwili w ciszy letniej nocy rozległ się głuchy tętent. Kurz spod końskich kopyt nie uniósł się ponad mgłę. Posłaniec patrzył chwilę za odjeżdżającym. W jego wzroku czaiła się nienawiść.
DALSZA CZĘŚĆ DOSTĘPNA WWERSJI PEŁNEJ