Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czarownice z Salem powracają! Czy powstrzymają wroga, który na zawsze chce zniszczyć magię?
Wszystko, czego pragnie Hannah Walsh, to zwyczajne życie. To jej ostatni rok w szkole, dlatego powinna skupić się na zajęciach, spędzaniu czasu z przyjaciółką i flirtowaniu z nową dziewczyną, Morgan. Ale okazuje się, że czyhający za rogiem Łowcy nie pozwolą jej na odpoczynek. Tropiciele uzbrojeni w serum zdolne do zniszczenia całych sabatów ruszają do ataku. Czarownice w całym kraju mogą stracić najważniejszą rzecz, jaką mają – magiczną moc. Hannah, która uciekła już kiedyś Łowcy, jest ich jedyną nadzieją na ostateczną wygraną z wrogiem. Tylko czy na pewno da radę? Używanie czarów sprawia młodej wiedźmie cierpienie i pomóc może jej jedynie Morgan. Hannah musi wymyślić, jak ją ocalić. Inaczej wszystko, co kiedykolwiek znała, przepadnie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 353
Tytuł oryginału: This Coven Won’t Break
Copyright © 2020 by Samantha Adams
Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2021
Copyright © for the Polish translation
by Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2021
Redaktor prowadzący: Łukasz Chmara
Marketing i promocja: Damian Pawłowski, Oliwia Żyłka
Redakcja: Natalia Szczepkowska
Korekta: Magdalena Owczarzak, Robert Narloch
Skład i łamanie: Stanisław Tuchołka | panbook.pl
Projekt okładki i stron tytułowych: Anna Szkatulska
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie.
eISBN 978-83-66657-34-2
Niniejsza praca jest dziełem fikcji. Wszelkie nazwy, postaci, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni autorki. Wszelkie podobieństwo do osób prawdziwych jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
WE NEED YA
Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.
ul. Fredry 8, 61-701 Poznań
tel.: 61 853-99-10
www.weneedya.pl
Dla mojego drogiego przyjaciela Davida.
Nie zrobiłabym tego bez ciebie.
PROLOG
Lato było jeszcze upalne, ale zajęcia na Uniwersytecie Nowojorskim już się rozpoczęły, a młoda Wiedźma Czyniąca Alexis Scott zaczęła właśnie drugi rok studiów. Po ostatnim wykładzie tego dnia Lexie pozbierała swoje rzeczy i pospieszyła do domu. Jej profesorowie nie marnowali czasu i przydzielili ich do grup oraz zadali skomplikowane prace laboratoryjne, których wykonanie zajmie jej długie godziny. W tym roku przynajmniej nie musi się uczyć, jak poruszać się po Manhattanie. Założywszy plecak, swobodnie przemierzała ulice miasta.
Jej życie układało się dokładnie tak, jak sobie wymarzyła.
Zmierzała na wschód, w stronę mieszkania, zręcznie wymijając tłum Regów, podczas gdy słońce ogrzewało jej brązową skórę. W głowie odhaczała punkty z listy rzeczy do zrobienia:
– Przeczytać rozdziały od trzeciego do piątego o biologii molekularnej i komórkowej.
– Skończyć listę problemów dla rachunku różniczkowego.
– Ponownie spróbować wykonać eliksir niewidzialności i mieć nadzieję, że nowa wersja nie wybuchnie.
Regularni wokół niej – ludzie, którzy nie posiadali własnej magii – nie mogli dowiedzieć się, jakie eliksiry stworzyła w swoim mieszkaniu. Nigdy się nie dowiedzą, że tworzenie nowych zastosowań dla czarów było jej ulubionym aspektem bycia Wiedźmą Czyniącą. Wymyśli eliksir niewidzialności, choćby musiała opracować sto różnych receptur.
W połowie drogi do domu odezwał się jej telefon. Numer wyświetlił się jako emotikon płomienia, ale nie wiedziała, kto dzwoni. Ktoś z grupy? Czy jej współlokatorka, Coral, znowu coś namieszała w kontaktach?
– Halo?
Cisza z drugiej strony. A potem nagłe wciągnięcie powietrza.
– Lexie?
Lexie nie rozpoznała głosu. Należał do jakiejś młodej kobiety, zapewne w jej wieku.
– A kto pyta?
– Veronica.
Wysilała umysł, by połączyć imię z głosem. Nic z tego.
– Chyba pomyliłaś numer.
– Czekaj! – krzyknął głos po drugiej stronie. – Poznałyśmy się w maju. Próbowałam dodzwonić się do Tori, ale jej telefon jest poza siecią. – Lexie nie odpowiedziała od razu, więc tamta jęknęła. – Jestem idiotką. Zablokowała mnie, prawda?
Na dźwięk tych słów na rękach Lexie pojawiła się gęsia skórka. W jednej chwili przypomniała sobie, kim była Veronica.
To było pod koniec poprzedniego semestru. Lexie, zamiast wyjechać do domu do Chicago, postanowiła spędzić lato w mieście ze swoimi współlokatorkami, także Wiedźmami Czyniącymi, Tori i Coral. W tamten weekend spotkały parę Wiedźm Żywiołów, które przyjechały do Nowego Jorku z wycieczką szkolną. Veronica i ta druga dziewczyna – Heidi czy Hannah czy… jakoś tak – wymknęły się z hotelu, żeby zaszaleć w sobotni wieczór.
Jednak Krwawa Wiedźma, która groziła Lexie i jej przyjaciółkom od wielu tygodni, zaatakowała wtedy ponownie, włamała się do ich mieszkania i pokryła ściany krwawymi runami, które znaczyły bogini wie co. Na samo wspomnienie Lexie zadrżała. Tori próbowała je zmyć. Szorowała jak szalona, aż woda z mydłem w wiadrze poczerwieniała od krwi wiedźmy.
Kiedy Wiedźmy Żywiołów zobaczyły, co zrobiła Krwawa, chciały chronić Lexie i jej przyjaciółki. Tori przekonała ją, że to nie jest najgorszy pomysł i razem z dziewczynami z Salem złapały Krwawą Wiedźmę. Ale sprawy się… pokomplikowały bardziej, niż mogły przewidzieć.
Przynajmniej ta Krwawa nie stanowi już problemu.
Wiedźmy Żywiołów zdecydowanie pogorszyły sprawy w tamten weekend, a Lexie pragnęła jak najszybciej o tym zapomnieć. Nie chciała, żeby niemal nieznajoma osoba znowu to wyciągała.
– Lexie? Jesteś tam?
– Czego od nas chcesz? – warknęła, czując gorycz i niesmak. Powinna była zmienić numer. A przede wszystkim nie dać się namówić Tori na przekazanie go Veronice.
– Słyszałaś?
Zamilkła i czekała na zielone światło, by przejść przez ruchliwą jezdnię. Była otoczona przez Regów, więc odezwała się cicho:
– Co miałam słyszeć?
– O Łowcach Czarownic – powiedziała młodsza dziewczyna drżącym głosem. – Wrócili.
Ciało Lexie zmieniło się w kamień na środku chodnika na Manhattanie. Światło się zmieniło. Regowie ją wymijali, nieświadomi tego, że właśnie zmienia się jej poczucie rzeczywistości. Ktoś ją potrącił ramieniem, ten dotyk wystarczył, żeby jej nogi znowu zaczęły działać.
– Co to znaczy, że wrócili? – Lexie nadal mówiła cicho, co nie było trudne, bo ledwie oddychała. Pospiesznie przecięła ulicę, jej serce obijało się o żebra, odliczała przecznice dzielące ją od domu. Zostały tylko dwie i wejście na czwarte piętro. – Skąd wiesz? Co się stało?
– Próbowali mnie zabić. Hannah również. – Aż ją zatkało z emocji, więc odchrząknęła i zaczęła od nowa: – Rada nie chce wywoływać paniki, ale sądzę, że powinnyście wiedzieć. Coral nie odebrała, a Tori…
– Tori już tu nie ma. – Słowa same wyrwały się z jej gardła. Rozorały jej pierś i sprawiły, że oblała ją niewidzialna fala wstydu. Lexie zacisnęła wolną rękę w pięść.
– Och. Wiesz, gdzie jej szukać?
Dotarłszy do swojego budynku, Lexie pokręciła głową, chociaż wiedziała, że tamta jej nie widzi. Gdy poczuła się bezpiecznie za zamkniętymi drzwiami, zaczęła wchodzić po schodach. Przynajmniej Tori nie będzie musiała zmagać się z tym nowym horrorem.
– Lexie?
W środku Lexie aż kipiała gniewem, ale zmusiła się do spokojnej odpowiedzi:
– Nie dzwoń więcej na ten numer.
Rozłączyła się, zanim druga wiedźma zdążyła zaprotestować.
Na czwartym piętrze Lexie weszła w korytarz i otworzyła zamek w drzwiach. W małym mieszkaniu westchnęła i upuściła torbę na podłogę. Ciężkie podręczniki załomotały o parkiet. Coral stała w kuchni zmienionej na warsztat Czyniących. Pochylała się nad zeszytem i zapełniała stronę symbolami, podczas gdy obok niej pyrkotał jakiś eliksir.
– Cześć, Lex – powiedziała, zakładając za ucho kosmyk włosów. Podniosła wzrok i coś w wyrazie twarzy przyjaciółki musiało ją zaalarmować, ponieważ porzuciła swoje notatki. – Co się dzieje?
Lexie podniosła pęczek suszonego rozmarynu i roztarła go w palcach. Moc zioła zatętniła przy jej skórze – chciała być ukształtowana, złączona z czymś, co zmieni ją w czystą magię. Nie było na to czasu.
Skupiła spojrzenie na swojej współlokatorce.
– Mamy problem.
1
Szkoła średnia. Mówią, że to najlepszy czas w naszym życiu. Czas odkryć i niekończących się możliwości. Możemy sprawdzić się w dowolnym sporcie, wypróbować każdą formę artystycznej ekspresji. A zanim ukończymy szkołę, powinniśmy już wiedzieć, kim dokładnie chcemy zostać.
Ale gdy tak siedzę w aucie po moim zmarłym tacie, zaparkowanym na uczniowskim parkingu w pierwszy dzień ostatniej klasy, przychodzi mi do głowy tylko tyle, że ich mówienie można rozbić o kant dupy.
Szkoła w Salem nie jest miejscem, w którym można odkryć, kim się jest. Należy ją przeżyć i ruszyć dalej. To miejsce, gdzie od celebryty do wyrzutka dzieli cię jeden niefortunnie postawiony krok. Zwłaszcza w przypadku takiej dziewczyny jak ja.
Wyłączam silnik i sprawdzam fryzurę w lusterku, odgarniam grzywkę z oczu. Chociaż lokalne gazety nigdy nie wymieniły mnie z nazwiska, nie minęło wiele czasu i wszyscy domyślili się, że najpopularniejszy ostatnio artykuł – Tegoroczny absolwent Salem High Benton Hall aresztowany pod zarzutem usiłowania zabójstwa – był o mnie. Cała szkoła zapewne widziała makabryczne próby odtworzenia prowizorycznego stosu, na którym Benton chciał żywcem spalić mnie i moją byłą dziewczynę, Veronicę.
Gdyby ktoś z klasy przegapił tę wiadomość oraz zamęt, jaki wytworzył się w social mediach, gdzie wspomniano moje nazwisko, to z pewnością dowie się wszystkiego w chwili, gdy przekroczy próg szkoły.
Nikt z nich jednak nie odgadnie, dlaczego Benton zrobił to, co zrobił.
Jedyne osoby w szkole, które wiedzą, że Veronica i ja jesteśmy Wiedźmami Żywiołów, i jedyne, które są świadome, że próbował nas zabić Łowca Czarownic, to garstka należąca do tego samego sabatu, moja dziewczyna, Krwawa Wiedźma oraz najlepsza przyjaciółka.
Rozlega się głośne pukanie w szybę. Wzdrygam się, prawie wkładam sobie palec do oka, gdy odrywam rękę od lusterka.
– Przepraszam, Hannah! – Gdy przez zamkniętą szybę dochodzi stłumiony głos rzeczonej przyjaciółki, od razu się uspokajam. – Wchodzisz?
– Chwileczkę, Gem. – Biorę plecak z miejsca pasażera, powoli wypuszczam powietrze z płuc i liczę do dziesięciu. Dam radę. Nic mi nie jest. Kiedy walenie serca się uspokaja, opuszczam bezpieczny samochód.
Gemma idzie ze mną do szkoły, nadal używa fluorescencyjnej, różowej laski, żeby ulżyć nieco nodze. Veronica i ja nie byłyśmy jedynymi osobami, które Łowca Czarownic skrzywdził tego lata. Gemma była ze mną, kiedy Benton zepchnął mój samochód z mostu. Nie wiedział, że Gem siedzi w środku, ale tak czy owak drzwi połamały jej nogę. Od utopienia uratowała nas tylko moja magia i nie mogłam nic zrobić, by ją przed nią ukryć. Gemma wszystko widziała, więc nie pozostało mi nic innego, jak udzielić jej wyjaśnień.
Gdyby Rada dowiedziała się, że Gemma wie, to… byłby kres mojej magii. I być może także koniec życia Gemmy.
Mimo niebezpieczeństwa wynikającego z wtajemniczenia Gemmy, zbliżył nas fakt, że mogę być przy niej w pełni sobą. Nie zmieniłabym tego, chociaż chciałabym móc sprawić, by jej noga się zagoiła. Żałuję, że nie potrafię przywrócić jej marzeń o karierze profesjonalnej tancerki.
Mogło być gorzej, przypomina mi wewnętrzny głos. Przynajmniej Gemma żyje. Zaciskam powieki, próbując zwalczyć narastającą panikę. Zwalczyć głosik, który wciąż szepcze w tyle mojej głowy. Tata nie przeżył.
– Hannah? – głos Gemmy wyciąga mnie znad krawędzi żałoby i skupiam się na wściekłym różu jej laski. Nie używa jej cały czas, jedynie w gorsze dni. Które zwykle następują wtedy, gdy za bardzo przeciąży się podczas fizjoterapii. Kiedy podnoszę wzrok, widzę, że mi się przygląda, a pomiędzy jej brwiami widnieje zmarszczka. – Masz pewność, że jesteś na to gotowa?
Posyłam jej uśmiech, o wiele bardziej promienny niż moje samopoczucie, i ruszam w stronę tłumu uczniów przed szkołą.
– Nic mi nie jest, Gem. Przysięgam. – Zwalniam, by mogła mi dotrzymać kroku i zniżam głos, by nikt nas nie usłyszał. – Poza tym mama już zawetowała mój plan wypisania się ze szkoły i ruszenia do walki z Łowcami Czarownic.
– Twoja mama to taka sztywniara. – Gemma milknie, gdy mijamy tłumek uczniów. Dziesiątki rozmów milkną, gdy ludzie nas zauważają.
Gdy mnie zauważają.
Próbuję się uśmiechać, gdy widzę znajome twarze, ale w ich uniesionych brwiach jest tyle współczucia, że muszę odwrócić wzrok. Nie jestem w stanie znieść ewidentnego głodu plotek, który zainfekował całą szkołę. Nie wytrzymam błysku makabrycznej ciekawości w ich oczach oraz tego, że przyglądają mi się jak samochodowi, który zaraz się rozbije.
Tęsknota za tatą jest zbyt wielka. Tak boli. Nie mogę o tym myśleć. Ani o nim.
Jednak kiedy Gemma i ja przechodzimy koło naszych kolegów i koleżanek z klasy, a rozmowy znowu przybierają na sile, mała część mnie chce wiedzieć dokładnie, jakie krążą plotki.
Wszyscy uwielbiali Bentona. W zeszłym roku kochało się w nim mnóstwo dziewczyn. Widziałam co najmniej trzy płaczące osoby, kiedy w czerwcu podpisywał im kroniki szkolne. Nikt nie chciał, żeby wyjeżdżał na studia. A teraz, gdy został oskarżony o próbę zabójstwa, czy odwrócili się od niego? A może znaleźli sposób na przebaczenie temu charyzmatycznemu chłopakowi, którego znali?
Sięgam po magię, przebijając się przez dziwną barierę, która pojawiła się, kiedy Benton mnie odurzył, żeby stłumić moją moc. Magia wzbrania się przed wezwaniem, więc naciskam, prosząc powietrze, by przyniosło mi ich teorie spiskowe.
Ostry, nagły ból przeszywa mój kręgosłup, kiedy wytężam się zbyt mocno. Potykam się na schodach i chwytam poręcz, żeby nie upaść. Pieką mnie łzy, więc ze wstydu zamykam oczy, a magia zapada się we mnie. To nie powinno być tak trudne. Taki niewielki, prosty czar nie powinien tak boleć. Jest tak mały, że nikt by go nie zobaczył, więc nawet nie postąpiłam wbrew zaleceniom Rady.
– Hannah? – Tym razem nie woła mnie Gemma. To Morgan. Krwawa Magia mojej dziewczyny wibruje głęboko w moich kościach, koi najostrzejszy ból. Ujmuje moją rękę. – Wszystko w porządku?
– Tak, nic mi nie jest – odpowiadam, ale pozwoliłam jej spleść palce z moimi, gdy pokonywałam resztę schodów. – Przy was powinnam mieć to wytatuowane na czole.
Morgan posyła mi wymowne spojrzenie; zdecydowanie jest świadoma tego, że sprawy nie mają się aż tak dobrze, jak je przedstawiam. Wchodzimy i prowadzi nas do wciąż pustej sali lekcyjnej.
– Nie musisz udawać przy nas, Hannah. Wiem, że to lato było dla ciebie trudne.
Pod jarzeniówkami nie jest łatwo ukryć, że oczy zachodzą mi łzami. Spycham smutek coraz niżej, aż jest tak głęboko, że nie mogę go znaleźć.
– Nic mi nie jest – powtarzam, starając się mówić spokojnie.
– Nieprawda. Twój puls wystrzelił w kosmos. – Morgan posyła Gem zmartwione spojrzenie, a ja odnoszę wrażenie, że najlepsza przyjaciółka i moja dziewczyna mają zamiar zmówić się przeciwko mnie.
To jedna z niewielu wad umawiania się z Krwawą Wiedźmą, zaraz obok tego, jak dziwnie patrzą na mnie inne Wiedźmy Żywiołów: nie jestem w stanie ukryć swoich uczuć, ponieważ ona dosłownie wyczuwa rytm mojego serca. Nie dotyczy to każdego, lecz osób, których krwi dotknęła. Gdyby mój sabat dowiedział się, że dobrowolnie dałam jej dostęp do swojej… Cóż, te dziwne spojrzenia byłyby moim najmniejszym problemem.
Nerwowo przestępuję z nogi na nogę, widząc, że Gemma i Morgan wciąż się przejmują.
– Naprawdę, wszystko dobrze. Potknęłam się na schodach. To nic wielkiego. – Szturcham ramieniem Morgan, próbując sprawić, by przestała się zamartwiać. – Nie każdy z nas jest obdarzony nieskazitelnym wdziękiem.
Na policzkach Morgan pojawia się rumieniec, a w tym samym momencie rozlega się pierwszy dzwonek, który skutecznie przerywa jej przesłuchanie.
Wtapiamy się w tłum uczniów i zagłębiamy w czeluści szkoły. Nacisk poruszających się ciał sprawia, że czuję niepokój, ale staram się go nie ujawniać. Zakopać go głęboko w sobie, by Morgan niczego nie zauważyła. Widzę Bentona w każdej wysokiej postaci o ciemnych włosach, którą zauważam kątem oka, i muszę przypominać sobie o oddychaniu. Ten Benton, którego znałam i który chodził po korytarzach tej szkoły, przyjaciel, z którym żartowałam i któremu ufałam, już odszedł. Stał się Łowcą Czarownic, próbował mnie zabić, jego rodzice zamordowali mojego tatę, a teraz gnije w więzieniu, czekając na proces.
Znowu zaczynam się denerwować, ściska mnie w żołądku. Za niecały miesiąc rozpocznie się kompletowanie ławy przysięgłych. Dwunastu obcych ludzi zdecyduje o jego losie.
I moim.
Gemma kieruje się do swojej szafki po drugiej stronie szkoły, a ja szukam czegoś, co pomogłoby mi oderwać się od niewesołych myśli.
– Denerwujesz się? – To pierwszy dzień Morgan w Salem High, zapewne więc nie tylko ja czuję, jakbym rano połknęła stado motyli.
Morgan wzrusza ramionami, a ten gest ma w sobie tyle wdzięku, że idąc obok niej, czuję się jak robot, cała sztywna i powtarzająca mechaniczne ruchy.
– Tęsknię za przyjaciółmi – mówi, kiedy skręcamy za róg. – Ale mogło być gorzej. Mam Gemmę, Kate i inne dziewczyny z grupy tanecznej. – Morgan zakłada za ucho kosmyk rudych włosów. – Nie najgorzej też mieć ciebie.
– O to chodzi. Ujdę jako dziewczyna i jestem nie najgorszą przyjaciółką.
Śmieje się i przygląda rosnącym numerom szafek, aż docieramy do tej, którą jej przydzielono. Dwa razy próbuje, zanim udaje jej się wybrać właściwą kombinację cyfr, a po chwili drzwi gwałtownie odskakują.
– Wiesz, że jesteś świetna.
– Skoro tak twierdzisz. – Opieram się o szafkę obok i dotykam naszyjnika. Nadal nie przywykłam do jej komplementów, wydaje się, że dysponuje ich nieskończoną ilością. Przesuwam czarny turmalin po cienkim, srebrnym łańcuszku. Kryształ jest prezentem od mojej szefowej, Lauren, a mama zaklęła kamień, żeby miał większe właściwości ochronne i uspokajające.
W korytarz wchodzą dwaj chłopcy i kierują się w naszą stronę.
– Naprawdę spędziłeś całe lato na pracach społecznych? Ale przypał.
Nolan Abbott, gwiazda piłki nożnej i dokumentny dupek ma tupet napawać się współczuciem kolegi.
– Było dupnie. Próbowałem odrobić godziny w schronisku dla zwierząt, ale ten głupi glina nie chciał na to przystać. Kazał mi zbierać śmieci i ścierać graffiti, jak jakiemuś przestępcy.
Tłumię śmiech, z moich ust wydostaje się tylko prychnięcie. Detektyw Ryan Archer jest nie tylko „głupim gliną”, który aresztował Nolana za rzucenie kamieniem w moje okno, ale także Wiedźmą Czyniącą i pomógł mi wyrwać się ze szponów śmierci. Archer na moją prośbę nie zgodził się, żeby Nolan mógł pracować w schronisku. Nie zasłużył na to, by całe wakacje wyprowadzać szczeniaki.
Niestety ta chwila mściwej satysfakcji przyciąga jego uwagę. Podnosi głowę i kiedy mnie zauważa, cały się jeży.
– Coś cię śmieszy?
– Oprócz twojej twarzy?
Nolan się krzywi.
– Ty już tu jesteś spalona. Czy Benton cię tego nauczył, kiedy przywiązał cię do pala i podłożył ogień?
Jego słowa sprawiają, że krew odpływa mi z twarzy i miękną mi kolana. Morgan zatrzaskuje szafkę, opiera książki na biodrze, a drugą rękę kładzie na moich plecach. Krwawa Magia przedostaje się do mojego organizmu, niewidoczna dla nich, lecz tłumiąca narastający ból i panikę, które próbują mnie połknąć. Zamazuje wspomnienia, zanim w pełni się uformują, pozostawiając za sobą jedynie kłęby dymu.
– Chodź, Hannah. Nie jest tego wart.
Pozwalam się prowadzić, ale nawet mimo jej mocy płynącej w moich żyłach, nie mogę opanować drżenia rąk. Nic mi nie jest. Jestem bezpieczna. Zmuszam się do oddychania, wdycham powietrze co piąty krok, wydycham co dziesiąty. Benton jest w więzieniu. Nic mi nie grozi. Gdy docieramy do mojej szafki, jestem opanowana na tyle, że mogę wybrać kombinację cyfr na zamku i schować swoje rzeczy.
– Już wystarczy – szepczę, gdy idziemy do swoich sal, które znajdują się naprzeciwko siebie. Morgan już mnie nie dotyka, ale chyba wie, co mam na myśli. Jej magia się wycofuje, znowu nic nie chroni moich podrażnionych nerwów. – Dziękuję.
Na jej ustach pojawia się łagodny uśmiech.
– Na pewno wszystko w porządku?
– Tak. Przyrzekam. – Ruszam w stronę mojej sali, wokół nas pałęta się jeszcze kilku maruderów. – Widzimy się przy twojej szafce przed przerwą na lunch?
Potakuje i wchodzi do klasy, gdy rozlega się ostateczny dzwonek. Ja też pospiesznie wchodzę, zanim jego dźwięk ucichnie i wszystkie oczy zwracają się ku mnie. Cisza jest nabrzmiała od oczekiwań.
Uśmiecham się w wymuszony sposób i znajduję sobie miejsce z tyłu. Moje całe ciało jest spięte i fizycznie odczuwa ich uwagę, ale siedzę wyprostowana. Przypominam sobie o oddychaniu. Przypominam sobie, żeby nie odczuwać wszystkiego zbyt mocno. Chowam drżące ręce pod ławką.
Nic mi nie jest. Dam radę.
Skoro przeżyłam atak Łowcy Czarownic, przeżyję szkołę średnią.
2
Przez trzy pozostałe do weekendu dni udało mi się wpasować w rytm szkoły. Dzięki temu, że nie zaliczyłam epickiego załamania, bezczelne spojrzenia zmieniły się w ciekawskie zerknięcia, a ludzie już nie przerywali rozmów, ilekroć wchodziłam do pomieszczenia.
W piątek, kiedy większość osób w klasie przygotowuje się do popijawy w świeżo wyremontowanym domu Nolana, wiozę Gemmę w miejsce, którego nie zamierzałam odwiedzać w tym roku: do Kotła Nocnych Lotów.
Po tym, co przeżyłam tego lata, nie mogłam zmusić się do powrotu do pracy. Chociaż uwielbiam swoją szefową, Lauren, oraz wolność, jaką dają mi własne pieniądze, nie dałabym rady pogodzić zmian w Kotle z szukaniem sposobów na walkę z Łowcami Czarownic.
Z czegoś musiałam zrezygnować.
Kiedy jednak Gem powiedziała mi podczas lunchu, że mama nie może jej podwieźć do Kotła, gdzie uczy się Wicca u Lauren, wyczułam okazję, której nie mogłam przegapić.
Cal, mój były współpracownik z Kotła oraz początkujący agent Rady, ma zmianę w prawie każdy piątek po zajęciach w Salem State. Jeśli zdołam go przekonać, że powinni mi pozwolić dołączyć do walki, może zjedna mi resztę Rady. Mama nie będzie w stanie tego powstrzymać, jeśli cała Rada zechce mieć mnie na pokładzie. Nie będzie mogła zabronić mi polować na ludzi, którzy nas skrzywdzili – począwszy od rodziców Bentona.
Jak na razie państwo Hall uniknęli zatrzymania zarówno przez policję, jak i Radę, ale zamierzam być obecna przy ich aresztowaniu. Ściskam wisiorek, który podarowała mi Lauren po śmierci taty, i próbuję chłonąć jego siłę.
Nie umarł tak po prostu, poprawia mnie głosik w głowie, został zamordowany. Coś zimnego wije się w moich żyłach. Chyba nienawiść. Żałoba.
Wjeżdżamy na parking, a Gemma zaczyna się wiercić.
– Na pewno nie jesteś wkurzona, że to robię? – pyta o to po raz piąty, odkąd latem zaczęła lekcje z Lauren. W jej głosie pojawia się jednak pewna niecierpliwość, być może spowodowana tym, że po raz pierwszy przyjechałyśmy razem do sklepu.
Nie odpowiadam od razu, skupiam się na parkowaniu tyłem. Nie wiem, jak się czuję z tym, że Gemma uczy się Wicca. To na pewno nie moja sprawa, ale cieszę się, że znalazła religię, która do niej przemawia, chociaż i tak… jest to trochę dziwne.
– Nie jestem – mówię w końcu, kiedy udaje mi się zaparkować i nie mam już wymówki do dalszego milczenia.
– Cóż, nie było to zbyt przekonujące. – Zabiera torbę i wysiada za mną z samochodu. – Jeśli cię to niepokoi, mogę następnym razem poprosić o podwózkę kogoś innego.
– Nie martw się. Naprawdę mnie to nie rusza. – Idziemy wąskimi chodnikami, wymijamy grupy turystów, którzy już założyli czarne szaty i szpiczaste wiedźmie kapelusze, chociaż do Halloween zostały jeszcze dwa miesiące. Słońce nadal mocno praży, jest tak ciepło, że po plecach spływają mi strużki potu.
Zatrzymujemy się naprzeciw sklepu i czekamy na zielone światło. Ponownie staram się przekonać najlepszą przyjaciółkę, że sprawy mają się dobrze:
– Przysięgam, że nie jestem zła, Gem. Chodzi o to, że próbowałam cię trzymać od tego z daleka. Dziwnie się czuję z tym, że przywiozłam cię do Kotła zamiast na lekcję tańca.
Gemma potakuje i odwraca się bez słowa, a ja daję sobie mentalnego kopa. Zawsze tak się zachowuje, gdy Morgan lub ja wspominamy o tańcu. Przed wypadkiem Gemma żyła i oddychała baletem, tańcem nowoczesnym i stepowaniem. Posiadała rzadkie połączenie wrodzonego talentu oraz motywacji do pracy cięższej niż ktokolwiek inny. Mogła się dostać do dowolnego konserwatorium tanecznego, a jej marzenie o zatańczeniu na Broadwayu było tylko kwestią czasu. To wszystko zmieniło się, kiedy balustrada wgniotła drzwi auta i zmiażdżyła jej nogę. Mimo młodego wieku i tego, że nie oszczędza się podczas fizjoterapii, lekarze nie są zbyt optymistycznie nastawieni względem jej powrotu do zdrowia przed przesłuchaniami w tym roku. Lub kiedykolwiek.
Światła się zmieniają i ruszamy na drugą stronę ulicy, zanim zdążę ją przeprosić. Otwieram drzwi i nade mną rozlega się dzwonek. Uśmiecham się, słysząc znajomy dźwięk, pozwalam, by uspokajający zapach lawendy wciągnął mnie do sklepu.
Zauważam, że za kasą uwija się Lauren, na ladzie z tyłu zaaranżowała coś na kształt ołtarza. Pośrodku stoją pięknie rzeźbione drewniane posągi Rogatego Boga i Potrójnej Bogini, wokół nich płoną wysokie złote i srebrne świece.
Chociaż stoję po drugiej stronie sklepu, migotanie płomieni świec drażni moją skórę. Staram się to zignorować, ale płomienie nacierają, nacierają, nacierają, aż już nie jestem w stanie się bronić. Nagle znowu jestem w lesie. Nogi mam przywiązane do pala. Nie mogę się ruszać. Nie mogę oddychać. Ogień liże moją skórę, chce obejść moją moc. Dym wypełnia moje płuca. Ciemność się zbliża, przez łzy wszystko jest rozmyte…
– Hannah – zniecierpliwiony szept Gemmy sprawia, że wracam do teraźniejszości i czuję jej palce zaciskające się wokół mojego nadgarstka. – W porządku?
– Tak – ledwie jestem w stanie wykrztusić to słowo. Szoruje po moim języku niczym kamień i popiół, zasłaniam oczy dłońmi. Przyjście tutaj było błędem. Potrzebuję Morgan. Bez niej moje nerwy są zbyt napięte.
Nie. Odsuwam wspomnienia, wkładam je do mentalnego pudełka i stanowczo w nim zatrzaskuję. Dasz radę. Musisz się pozbierać, żeby walczyć. Po prostu znajdź Cala. Powoli napięcie opuszcza moje ciało. Ale na wszelki wypadek zamierzam trzymać się z daleka od świec.
Lauren odwraca się i rozpromienia, kiedy zauważa nas przy drzwiach.
– Hannah, nie spodziewałam się ciebie. – Cała jest ciepłem i troską. Lauren nie należy do Klanów Wiedźm, ale jest wysoką kapłanką Wicca i również posiada pewną moc. Inną niż nasza, nie tak spektakularną, ale prawdziwą. Gem chciałaby również ją posiąść. – Jak się masz? – pyta, podchodząc.
Wzruszam ramionami, a moje palce ponownie zaciskają się na wisiorku.
– Dobrze.
Jej spojrzenie pada na turmalin, który mi podarowała, a kąciki jej ust rozciągają się w smutnym uśmiechu.
– Tęskniliśmy, Hannah. Pamiętaj, że możesz wrócić, jeśli tylko chcesz.
Czuję ciepło rozchodzące się po ciele, ale nie podejrzewam, że wrócę tu do pracy. Na pewno nie teraz, gdy trzeba walczyć z Łowcami.
– Dziękuję – mówię niezobowiązująco.
– Gemma. – Lauren skupia się na mojej przyjaciółce. – Jesteś gotowa na rozmowę o kole roku?
Gem zerka na mnie, potakuje i idzie razem z Lauren na zaplecze, gdzie znajduje się prywatny pokój szefowej. Zazwyczaj przyjmuje tam klientów, którym stawia tarota, ale korzysta z niego także, gdy udziela lekcji.
Gdy znikają, rozglądam się za Calem. Znajduję go przy przeciwległej ścianie, ma na sobie firmową koszulkę Kotła, ciemne dżinsy i czarno-białe conversy. Od czasu, gdy ostatnio się widzieliśmy, podciął włosy po bokach głowy, ale na czubku ma dłuższe jasne. Jest zajęty wystawianiem na półki ręcznie pakowanych składników do eliksirów, którymi szczyci się Lauren, ale robi sobie przerwę, żeby mnie mocno uściskać. Kiedy się odsuwa, zauważam, że ma cienie pod oczami, które odznaczają się przy jego bladej karnacji.
– Wszystko dobrze u ciebie? – wzdrygam się, wypowiadając te słowa. Doskonale wiem, jak irytująco brzmią.
Cal sięga po kolejną paczkę suszonych ziół, tym razem z napisem „Na dobrobyt”.
– W porządku. Dlaczego pytasz?
– Wyglądasz, jakbyś nie spał od tygodni. – Staję obok niego i podnoszę błyszczącą, czarną torebeczkę, która obiecuje maksymalną ochronę. Przesuwam palcem po złotym pentagramie wydrukowanym pod napisem. – Czy wszystko w porządku z Wiesz Czym?
Nie słyszałam za wiele na temat planów Rady, ale jestem przekonana, że zamierzają zniszczyć substancję, która na pewien czas skradła moją magię, włącznie z wszelkimi wynikami badań, które doprowadziły do jej powstania.
Czy jakoś tak.
Cal zerka w tył, żeby upewnić się, że nikt nie podsłuchuje. Ustawia kilka eliksirów „Otwierających twoje wewnętrze oko”, ponownie się odwraca, po czym mówi mi do ucha:
– Dzisiaj wieczorem ma się odbyć najazd.
– Naprawdę? Gdzie?
– Dowiedzieliśmy się, gdzie Łowcy wytwarzają substancję. W Bostonie działa zespół odpowiedzialny za infiltrację i zniszczenie. – Cal rozpromienia się nadzieją, a ja czuję dezorientację, zalewa mnie fala ekscytacji i rozczarowania. Chociaż wiem, że to irracjonalne, chciałabym być częścią tego, co ma się wydarzyć. Chciałabym być tą osobą, która zniszczy miksturę odpowiedzialną za wywrócenie mojego życia do góry nogami.
– Świetnie. – Mój entuzjazm brzmi fałszywie nawet w moich uszach.
Cal potakuje, ale jego uśmiech szybko znika.
– Archer i ja chcieliśmy jechać z nimi, ale kazano nam nadal stać na straży waszego sabatu na wypadek zemsty.
Wstrząsa mną dreszcz i zaczynają trząść się palce. Biorę kolejną czarną torebkę, ta obiecuje dodać pikanterii w sypialni, i mocno ją ściskam, żeby ukryć drżenie.
– Co się stanie, kiedy substancja zostanie zniszczona? Czy mogę coś zrobić? – W duchu trzymam kciuki i liczę, że nie brzmię na tak zdesperowaną, jak się czuję.
Cal jednak kręci głową, maleją moje szanse na przekonanie go, by porozmawiał z Radą.
– Starszyzna nadal się zastanawia, jakie działania podjąć w Fazie Drugiej. – Musiał wziąć moją panikę, która pojawiła się na wspomnienie Starszyzny, za dezorientację, bo wyjaśnia: – Zniszczenie substancji to Faza Pierwsza. Faza Druga ma na celu całkowitą neutralizację Łowców.
Potakuję, ale wciąż jestem wstrząśnięta, że Starszyzna bierze w tym udział. Jest ich troje w Radzie – po jednej osobie z każdego Klanu – i podejmują ostateczną decyzję w każdej sprawie dotyczącej wiedźm. Nikt poza członkami Rady ich nie widuje, chyba że złamie najświętsze prawo i ujawni magię przed Regami.
Jak ja przed Gemmą.
Przenika mnie strach. Większość wiedźm, które stają przed Starszyzną, nie wychodzi bez uszczerbku na swojej magii. Zawieszam torebeczkę ziół i odchrząkuję.
– A więc jaki jest plan na później? Wiesz, jakie opcje rozważają?
– Nic konkretnego. Była mowa o ich uwięzieniu. Pozbawieniu środków finansowych. Kilku zamachach na kluczowe postacie. – Cal milknie, kiedy niechcący wyrywa mi się stłumione westchnienie. – Chcą nas zlikwidować, Hannah. Nie możemy ich zaprosić na herbatę i ładnie poprosić.
Napinają się drobne mięśnie wokół moich oczu, czuję, że tężeje mi twarz. Przygryzam język, żeby powstrzymać potok słów. Na tyle, na ile potrafię, przełykam gorycz.
– Zrozum, Cal. Doskonale pamiętam, co zrobił mi Benton. Wiem, że nas nie posłuchają. – Nadal słyszę głos Bentona, jakby to było wczoraj. Nazwał mnie potworem. Powiedział, że chce zrobić ze mnie prawdziwego człowieka, zabierając wszystko to, co czyniło ze mnie Wiedźmę Żywiołów. A potem oskarżył mnie o zrujnowanie swoich planów i próbował spalić żywcem. Opieram się o półki i wzdycham. – Szkoda, że nie ma przycisku sprawiającego, że znikną. I że nie możemy cofnąć się w czasie i nie pozwolić im w ogóle poznać magii.
Cal obejmuje mnie ramieniem.
– Coś wymyślimy. Przyrzekam.
Jego dotyk sprawia mi przyjemność, więc próbuję mu wierzyć.
Czekam aż Gemma skończy lekcję, ale w sklepie jest zbyt wielu kupujących, bym mogła porozmawiać z Calem. Chodzę pomiędzy półkami, podczas gdy on pracuje, poprawiam nierówne rzędy świec i czekam na kolejną szansę. Muszę być dyskretniejsza, skoro pytaniem wprost niczego nie osiągnęłam.
Do końca lekcji Gem nie udaje mi się powrócić do tej rozmowy. Wychodzi z prywatnego pokoju, emanując pozytywną energią. Jej uśmiech znika, gdy mnie zauważa.
– Dlaczego masz minę Veroniki?
– Nie mam. – Posyłam jej takie spojrzenie, że przechodzący obok turysta dziwnie na nas patrzy. – Nie ma czegoś takiego jak mina Veroniki.
Gemma unosi rękę i odlicza na palcach każdy argument.
– Uniosłaś brew. Patrzysz spode łba. Wyglądasz, jakby ktoś kopnął szczeniaczka. To twoja klasyczna mina po zerwaniu. – Moja najlepsza przyjaciółka wzdycha cicho i podchodzi, podpierając się na kulach. – Nie zerwałaś z Morgan, prawda?
– Z Morgan i ze mną wszystko okej – zapewniam. Co zaskakujące, również z Veronicą nieźle mi się układa. Po tym, co wydarzyło się za sprawą Bentona tego lata: jej porwanie, moja nieudana próba jej uwolnienia i nasze bliskie spotkanie ze śmiercią, dałyśmy naszej przyjaźni nową szansę. Przyjaźni doświadczonej błędami z czasów, kiedy ze sobą chodziłyśmy, ale nie naznaczonej przez nie. Przynajmniej taki jest plan.
– To już coś – kpi Gemma. – Wiesz, że możesz mi zaufać.
– Wiem, ale nie mogę o tym teraz mówić. – Znowu pojawiają się przeciwstawne emocje: ekscytacja i rozczarowanie. Powinnam się cieszyć z nalotu. Żadna inna czarownica nie powinna przechodzić przez to, co ja, ale nie mogę przestać żałować, że nie będę brała w tym udziału. Że nie będę mogła osobiście zniszczyć substancji, która skradła moją magię i oddała mi ją zepsutą, obcą.
Wstyd ponownie zaciska szpony na mojej piersi, robi sobie drabinkę gimnastyczną z moich żeber. Ta mikstura podziałała tak tylko na mnie. Magia Veroniki wróciła do niej po kilku tygodniach. Nie rozumiem, dlaczego po swoją niemal nie mogę sięgnąć, a kiedy udaje mi się z trudem dotknąć żywiołów, ból staje się nie do wytrzymania. Nie pojmuję, dlaczego trzy żywioły znajdują się poza moim zasięgiem, podczas gdy nawet najmniejszy płomień pochłania całą moją uwagę i działa na moją świadomość jak drut kolczasty na gołą skórę.
– Hannah…
– Gemma… – Naśladuję ton jej głosu, co sprawia, że patrzy na mnie spode łba. – Porozmawiamy później, przyrzekam. Możemy już iść?
Kręci głową.
– Chcę kupić ametyst, zanim wyjdziemy. Lauren powiedziała, że pomoże mi w czytaniu tarota.
Spoglądam w kierunku kasy, gdzie Lauren trzyma swoją ręcznie robioną biżuterię. Świece płoną równym płomieniem, więc tracę odwagę.
– Poczekam tu, jeśli nie masz nic przeciwko. – Mam nadzieję, że nie słyszy strachu łamiącego mi głos.
Przyjaciółka patrzy na mnie i już wiem, że zauważyła.
– Zaraz wracam – obiecuje.
Za moimi plecami rozlega się dzwonienie, gdy otwierają się drzwi sklepu. Odruchowo się odwracam, żeby zobaczyć, kto przyszedł. To biały chłopak mniej więcej w moim wieku z oklapłymi brązowymi włosami i oczami w tym samym kolorze za okularami w grubych oprawkach. Ma odprasowane spodnie i kasztanową koszulkę polo: nie jest osobą, którą spodziewałabym się spotkać w takim miejscu.
Rozgląda się, a gdy mnie zauważa, zmienia się wyraz jego twarzy. Wyjmuje telefon, przesuwa palcem po ekranie, po czym ponownie na mnie spogląda.
Aż się skręcam z nerwów.
Spomiędzy regałów wychodzi Cal.
– Mogę ci w czymś pomóc?
– Właściwie… – Nastolatek nawet nie patrzy na Cala, zbyt zajęty zerkaniem na telefon i na mnie. – Wydaje mi się, że znalazłem to, czego szukałem.
Inny klient wzywa Cala, a gdy sprzedawca odchodzi, chłopak zbliża się do mnie.
– Ty jesteś Hannah Walsh, prawda?
Spinam się, gdy wymawia moje nazwisko.
– Przykro mi. Pomyliłeś mnie z kimś. – Mijam go i idę w stronę działu z książkami.
Pieprzone wiadomości. Zapewne patrzył na zdjęcie dołączone do jednego z artykułów. Zastanawiam się, jaki kanał czy samozwańczy bloger śledczy odkrył, że tu pracuję.
Że kiedyś tu pracowałam.
Chłopak staje po drugiej stronie alejki, jego usta rozciągają się w uśmiechu. Jest serdeczny i wyluzowany, jakby przywykł do tego, że dostaje to, czego chce.
– A więc, nie-Hannah, pewnie nie zainteresuje cię to, że prawnicy Bentona Halla zamierzają wnioskować o samoobronę. – Milknie, a jego słowa mrożą mi krew w żyłach. – Jeśli nie jesteś nią, przypuszczam, że nie obchodzi cię również, że zamierzają upublicznić każdy szczegół życia Hannah. Być może nawet poproszą o zeznania jej nową dziewczynę.
Odwracam się do niego.
– Czego ode mnie chcesz? Skąd w ogóle o niej wiesz?
Wzrusza ramionami.
– Jestem reporterem. Moja praca polega na dowiadywaniu się różnych rzeczy. – Znowu bawi się telefonem. – W sumie jestem zaskoczony, że cię tu zastałem. Myślałem, że się zwolniłaś.
– Skoro tak sądziłeś, to co tu robisz? Nie jesteś za młody na bycie reporterem?
– Talentu nie da się ograniczyć wiekiem. Poza tym każdy dobry reporter wie, jak ważne jest zbieranie informacji. Miałem nadzieję porozmawiać z twoimi byłymi współpracownikami, ale skoro tu jesteś… – Włącza dyktafon w komórce i podsuwa w moją stronę. – Czy chciałabyś wydać oświadczenie? Możesz wyprzedzić bieg wypadków. Pokazać się w ludzkim świetle, zanim media odmalują cię jako czarny charakter.
Brak mi słów. Nie jestem w stanie odczytać jego intencji. Nie wiem, czy chce mi pomóc, czy też zrobić ze mnie złoczyńcę. Jest w nim coś, co wytrąca mnie z równowagi. Coś w jego oceniającym spojrzeniu, jakby układał skomplikowane puzzle, a nie rozmawiał z prawdziwym człowiekiem.
Wstrząsa mną dreszcz.
– No dalej, Hannah. – Młody reporter uśmiecha się ironicznie i opiera o regał. – Opowiesz tę historię ze swojej perspektywy? Cały świat chce poznać prawdę o tym, czym jesteś.
Patrzę mu w oczy.
– Co powiedziałeś?
– No dobrze, może nie cały świat. Ale moi czytelnicy z pewnością chcą wiedzieć, co ci się przydarzyło. – Nadal wyciąga telefon w moim kierunku. – Wydasz oświadczenie? Może byśmy się umówili z twoją nową dziewczyną. Morgan, prawda?
Kręcę głową. Nie to powiedział.
– Chcesz wiedzieć, czym jestem? – Wiedźmą, myślę. Załamaną, pogrążoną w żałobie Wiedźmą Żywiołów, która nawet nie potrafi zamrozić wody. – Jestem wkurzona. Mam dość sępów takich jak ty, którzy próbują zmienić moje życie w podcast na swojego głupiego bloga.
– To nie blog…
– Wynoś się.
– Już tu nie pracujesz. – Mówi cicho, a jednak czuję na kręgosłupie macki złych intencji. Prostuje się i góruje nade mną. – Nie możesz mnie wyrzucić.
– Więc zejdź mi z drogi. – Wymijam go, ale łapie mnie za nadgarstek. Próbuję się wyrwać, wściekłość i panika chwytają mnie za gardło. – Puść. Mnie.
Ściska mocniej, wykręca dłoń, aż z ust wyrywa mi się jęk.
– Albo co?
– Co tu się dzieje, do cholery?! – dobiega nas głos Gemmy, więc oboje odwracamy się i widzimy ją na końcu alejki. Na pewno zauważyła strach na mojej twarzy, ponieważ woła Lauren.
Chłopak rzuca wiązanką przekleństw i odpycha mnie.
– To jeszcze nie koniec – mówi, wkładając komórkę do kieszeni spodni. – Daleko do końca. – Na jego twarzy maluje się taka furia, że brak mi tchu. Patrzy na mnie jak…
Jak Benton. Jakbym była potworem.
Patrzę, jak wychodzi, jestem zdezorientowana i ogłupiona całym zajściem. Założę się, że jest jednym z fanów Bentona, Gemma zawsze ostrzega mnie, bym nie wchodziła z nimi w przepychanki w sieci. Chłopak znika, zanim pojawia się Lauren.
Przygląda się mnie i Gemmie.
– Wszystko w porządku?
– Tak – mówię, rozmasowując nadgarstek. – W porządku. To tylko jakiś napalony reporter – kłamię. Nie chcę denerwować Gemmy, skoro już sobie poszedł.
– Nie mają żadnych zahamowań, skoro napastują nieletnich. Przynajmniej raz w tygodniu wyrzucam stąd jednego z nich. Przykro mi.
Wątpię, by był z jakiegoś poważnego programu informacyjnego, ale i tak próbuję się uśmiechnąć.
– Nic się nie stało. Muszę zaraz lecieć.
– Oczywiście. – Lauren przytula mnie, poddaję się temu i chłonę jej ciepło. Jestem zdziwiona tym, jak bardzo tęskniłam za jej obecnością.
Gemma uważnie mi się przygląda, ale nic nie mówi, dopóki jesteśmy w sklepie. Macham Calowi na pożegnanie, bo jest zajęty przy kasie.
– Daj mi znać, jak poszło wieczorem!
W odpowiedzi unosi kciuk i wraca do pracy. Może jutro po akcji napiszę do niego wiadomość. Jeśli pójdzie dobrze i substancja zostanie zniszczona, poproszę go, by wstawił się za mną w Radzie. Musi być coś, co mogę zrobić, żeby się odegrać.
Gemma odzywa się dopiero w samochodzie taty, gdzie nie może nas podsłuchać żaden z turystów:
– Co to było, do cholery?
– Jeszcze jeden reporter mający obsesję na punkcie najgorszej chwili mojego życia – mówię, chociaż w tym chłopaku było coś jeszcze. Jeśli nie jest członkiem Fan Clubu Bentona, to ma jakiś plan.
Przekręcam kluczyk i zapadam się w miękką, ciepłą skórę. Z klimatyzacji dmucha mi w twarz ulubiony odświeżacz powietrza taty – sosna w deszczu – ten aromat przenosi mnie w czasie. Tata wiozący Veronicę i mnie do galerii handlowej, zanim dorabiamy się własnych samochodów. Przeprowadzający ze mną pierwszą pogadankę o seksie oraz dla przykładu pokazujący wyniki wyszukiwania w Google dla wyrażenia „bezpieczne praktyki seksualne dla lesbijek”.
Uśmiecham się na to wspomnienie, chociaż wtedy było to dla mnie potwornie upokarzające doświadczenie.
– Na pewno wszystko w porządku?
– Zamierzam kasować od ciebie dolara za każdym razem, gdy o to zapytasz. W porządku, Gem. Jakiś idiota z dyktafonem jest najmniejszym z moich zmartwień. – Wyjeżdżam z miejsca parkingowego i jadę w stronę domu Gemmy. Kiedy mijamy cmentarz, ściska mi się serce i zalewa mnie fala smutku, boję się, że świat rozpłynie mi się przed oczami. W głowie słyszę refren: to nie fair, to nie fair, to nie fair, ale nie mogę pozwolić, by zawładnęły mną te myśli. Nie mogę za nim tęsknić, bo rozpadnę się na kawałki.
Gemma ujmuje moją dłoń i mocno ściska. Nic nie mówi. Nie musi. Odwzajemniam jej uścisk, przełykam łzy. Ale kiedy ją wysadzam, nie mogę już dłużej ich powstrzymywać. Świat się rozmazuje, a gdy staję na moim podjeździe, czuję się zagubiona.
To miejsce nie jest domem. Mój dom stał się kolejną ofiarą terroru Bentona wymierzonego w mój sabat, spłonął za sprawą jego rodziców, Łowców. Straciłam mojego tatę i wszystko, czego dotykał. Fotel, na którym siadywał, gdy mi czytał. Moje dziecięce obrazki, które przyklejał w swoim domowym gabinecie. Należącą do rodziny księgę zaklęć zapełnioną jego drobnym pismem.
Wszystko to poszło z dymem.
I nigdy nie wróci.
3
Następnego dnia mam pierwsze spotkanie przygotowawcze z szefową taty, prokuratorką okręgową Natalie Flores. Wróciła z urlopu macierzyńskiego i zajmuje się sprawą przeciwko Bentonowi. Rozprawa ma się odbyć pod koniec miesiąca – za dwadzieścia cztery dni – więc nie możemy już odkładać spotkań.
Prokuratorka Flores wprowadza mnie w meandry przesłuchiwania, zadaje mi pytania o moje związki z Bentonem oraz wydarzenia prowadzące do porwania. Trudno mi cokolwiek wykrztusić, jeszcze gorzej funkcjonuje się z bolesnymi wspomnieniami, które z każdym kolejnym pytaniem bombardują moją pamięć.
Ty i Veronica nie miałyście oparzeń. Czy Benton rzeczywiście podłożył ogień pod drewno?
Dlaczego udałaś się tego wieczora do domu Bentona?
Czy wiedziałaś, że wcześniej tego samego lata walczyłaś z Bentonem w domu Veroniki?
I tak dalej, i tak dalej. Kiedy prokuratorka kończy sesję, czuję fantomowe płomienie napierające na moją skórę, mam wrażenie, że moje wnętrzności skręcają się ze strachu.
– Są jakieś nowe ustalenia? – pyta mama, gdy szykujemy się do wyjścia. – Na temat poszukiwań rodziców tego chłopaka?
– Policja bada każdy trop – odpowiada prokuratorka Flores, ale mama i ja przez lata dużo nasłuchałyśmy się taty, by wiedzieć, że tak naprawdę nic nie mają.
W samochodzie mama bierze mnie za rękę, a ja cofam się mimo woli.
– Przepraszam – mówię, obejmując się ramionami. – Chodzi o to… Mam już dość, mamo. – Wzdrygam się, gdy pojawia się kolejne wspomnienie. Ręce Bentona na moim ciele, gdy ciągnął mnie na stos. Jego siła, gdy zarzucił mnie na ramię, kiedy próbowałam go spowolnić.
– Wiem, Han. – Temperatura w aucie lekko spada. Mama rusza i włącza się do ruchu. – Szkoda, że nie wiem, jak ci pomóc i co zrobić, żebyś nie musiała przez to przechodzić. – Kiedy stajemy na światłach, odwraca się w moją stronę. – Lody?
Moje usta rozciągają się w uśmiechu.
– Mogą być lody. – Mama włącza kierunkowskaz, żeby podjechać pod moje ulubione stoisko z lodami, jedno z niewielu otwartych w Święto Pracy. – Czy Morgan może dzisiaj przyjść?
Z początku mama nic nie mówi. Nadal nie pogodziła się z tym, że Morgan jest Krwawą Wiedźmą, pomimo mojej nieustającej domowej kampanii #niewszystkieKrwaweWiedźmy. Mama nie powiedziała Morgan nic nieprzyjemnego, a jej zasady są takie same, jak za czasów mojego związku z Veronicą, ale nadal odczuwam cień strachu i zwątpienia, gdy ją przyprowadzam.
Część mnie chce wierzyć, że to jej nadopiekuńczość weszła na wyższy poziom po tym, co wydarzyło się tego lata, ale inna część zna te same straszne opowieści o Krwawych Wiedźmach. W głębi serca wiem, że tego rodzaju uprzedzenia nie znikają same, trzeba włożyć w to dużo pracy.
Mama jednak ciepło się uśmiecha.
– Oczywiście, że może. I jeśli chcesz, niech zostanie na obiad.
Wysyłam wiadomość do Morgan, zanim mama kończy zdanie.
Morgan odpisuje dopiero, kiedy kończymy lody – ja czekoladowo-miętowe, mama kawowe.
MH: Przepraszam! Dopiero wróciłam z tańca.
MH: Jak poszło spotkanie?
HW: …Dobrze.
Trzy kropeczki kilkukrotnie pojawiają się i znikają, odpowiedź przychodzi dopiero, gdy mama wjeżdża na podjazd.
MH: Niedługo będę.
Nauczyłam się, że „niedługo” w wykonaniu Morgan może znaczyć cokolwiek, od pięciu minut do godziny, więc gorączkowo sprzątam pokój, wrzucam do szafy brudne ciuchy i ścielę łóżko. Rozważam, czy nie wsadzić ubrań do pralki, ale wtedy słyszę dzwonek.
Wychodzę z pokoju zestresowana.
– Możecie zostać w salonie! – krzyczy mama z kuchni. – Żadnych zamkniętych drzwi!
– Dlaczego nic nie powiedziałaś, zanim w panice zaczęłam sprzątać pokój?! – odkrzykuję.
– Dla twojego dobra!
Jęczę, sprawdzam w lustrze, jak wyglądam. Nie wiem, dlaczego się tym przejmuję. Jestem wrakiem. Morgan ponownie puka, więc otwieram drzwi.
Pierwsze spojrzenie na nią sprawia, że brak mi tchu. Ma na sobie opinające biodra dżinsy i luźny, szary sweter. Jej rude włosy są jeszcze wilgotne po prysznicu, związała je w niedbały kok na czubku głowy. Wszystko w niej jest ciepłe i miękkie, właśnie tak chciałabym się teraz czuć.
Lekko się rumieni i zerka na mnie, nadal stojąc na ganku. Dzielący nas schodek sprawia, że czuję się dużo od niej wyższa, gdy tak mi się przygląda przez zmrużone oczy.
– Serce bije ci jak szalone – mówi cicho.
– Tak? – Wcześniej tego nie zauważyłam, ale teraz czuję, że jeszcze przyspiesza. Ze wstydu robię się czerwona, jestem pewna, że mamy już podobne rumieńce. – Co mogę powiedzieć? – szepczę, próbując zachowywać się nonszalancko, lecz zupełnie mi to nie wychodzi. – Na twój widok moje serce dziwnie się zachowuje.
Wzdrygam się, gdy tylko słowa spływają z moich ust. Odkąd z nią chodzę, stałam się większą tandeciarą, niż gdy byłam z Veronicą, ale Morgan chyba to nie przeszkadza. Prawy kącik jej ust się unosi i pokazuje mi małą torebkę. Jej zawartość grzechocze, gdy nią porusza.
– Pomyślałam, że przyda nam się małe spa.
– Doskonały pomysł. – Szybko całuję ją w policzek i prowadzę do salonu. Zaczynamy od maseczek na twarz przyniesionych przez Morgan i robimy selfie, kiedy wysychają, próbując ustalić, która zrobi głupszą minę, gdy naszą mimikę ogranicza twarda glinka.
Najlepsze zdjęcia wrzucam na Instagram.
– Szkoda, że nie mogę cię otagować. – Rodzice Morgan kazali jej wykasować wszystkie konta po tym, co stało się z Rileyem, jej byłym chłopakiem, który okazał się Łowcą Czarownic. To z jego powodu przeprowadzili się tu z Minnesoty.
Wstaje i podaje mi rękę.
– Zmyjmy to, zanim nasze twarze zmienią się w kamień.
Przez resztę popołudnia oglądamy filmy i malujemy sobie nawzajem paznokcie. Ja ozdabiam paznokcie Morgan kwiatuszkami i mówię jej o spotkaniu z Natalie Flores. Morgan pyta, czy Veronica będzie zeznawać, a ja muszę przyznać, że nie mam pewności. Wydaje mi się, że nie ma wyboru, więc prokuratorka musiałaby przygotowywać ją zdalnie, ponieważ Veronica w sierpniu wyjechała do Ithaca College.
Kiedy Morgan maluje moje paznokcie błyszczącym błękitnym lakierem, opowiadam jej o akcji, jaka miała się odbyć wczoraj wieczorem. Że substancja Łowców, ta, która na jakiś czas tłumi magię wiedźmy, może już być zniszczona.
Piszę wiadomość do Cala, żeby zapytać o przebieg akcji, ale nie odpowiada. Jako że mama zniknęła w swoim pokoju, żeby sprawdzać prace, włączam wiadomości. Siedzę na podłodze u stóp Morgan, która robi mi warkocz.
Gdy mnie dotyka, przez moje żyły przepływa Krwawa Magia. Rozbija napięcie, które odczuwam od czasu, gdy spotkałam się z prokuratorką okręgową Flores, ale dzieje się jeszcze coś innego. Stabilizuje mnie. Uziemia. Powietrze igra na mojej skórze, a skoro jesteśmy same, bezwiednie unoszę ręce i bez wysiłku wzywam swoją magię. Powietrze przesuwa się po moich palcach, owija się wokół nich i tańczy, nie powodując bólu.
Z ulgi niemal zaczynam płakać.
– Mogę cię o coś zapytać? – mówię, gdy Morgan zawiązuje gumkę na końcu warkocza.
– O co? – Skończyła z warkoczem, więc opiera się o poduszkę.
– O to, jak działa twoja magia. – Przysiadam obok niej na skraju sofy i ważę słowa. Chciałabym wiedzieć o niej wszystko, pragnę zrozumieć, dlaczego jej magia ma na mnie wpływ, ale nie chcę jej zranić, wypytując zbyt nachalnie. Nadal nie mam pojęcia o tak wielu rzeczach dotyczących Krwawych Wiedźm. Co w ogóle wiem? Trudno powiedzieć, ile z tego, co wiem, opiera się na stereotypach i niczym więcej.
– Czyli co? – Morgan popędza mnie, bo za długo milczę. Jej mina nie wskazuje na to, żeby się denerwowała.