Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Łukasz Wroński w swoich opowieściach sugestywnie przedstawia psychikę zabójców i gehennę ich ofiar. Te historie są tym bardziej przerażające, że wydarzyły się naprawdę. Do uświadomienia nam, na jakie okrucieństwo możemy być narażeni, autor wybrał zatrważające przykłady zbrodni dokonanych przez morderców, nekrofilów i dewiantów o twarzach ludzi, których na co dzień możemy spotkać na ulicy.
Po lekturze tej książki strach będzie waszym Aniołem Stróżem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 226
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 6 godz. 5 min
Dla Izy, Ernesta, Emilii i Elizy.
Cóż za monstrum jest tedy człowiek?Pascal, Myśli
Chciałbym, abyście przypomnieli sobie, jak to było być dzieckiem. Jak wielki i niepojęty wydawał się wtedy świat. Pamiętacie, jak interpretowaliście rzeczywistość, która was otaczała? Jak niezwykłymi miejscami były piwnica w waszym domu, strych czy leśny zagajnik? Podobno dzieci widzą świat takim, jakim jest naprawdę, bez obłudy, która czyni nas dorosłymi. Spróbujcie sobie na moment o tym przypomnieć.
Gdy byliśmy dziećmi, a zza okna dobiegały odgłosy zbliżającej się burzy, nasz umysł sprawiał, że w ciemności nocy widzieliśmy czające się upiory. Rodzice uczyli nas wtedy, że one nie istnieją i są jedynie wymysłem naszej wyobraźni. Mówili nam, że potwory są tylko w bajkach. Niestety zapomnieli, bo wszyscy zapominamy, gdy już dorastamy, że bajki są tworzone po to, aby w fantastycznej formie przekazać nam prawdę o otaczającym nas świecie.
Ja, korzystając z okazji, muszę przypomnieć wam część tej prawdy teraz. Potwory istnieją i żyją wśród nas. Nie kryją się w ciemności pod osłoną groteskowych kształtów. Nie mają wyrastających rogów, kłów ani pazurów. Zamiast tego, mijając nas na co dzień, przyjmują ludzką postać i tylko czekają, aż popełnimy jakiś błąd.
Badam czyny okrutnych zabójców już od sześciu lat. Staram się opisywać to, co nimi kieruje, oraz schematy ich działania, żeby organy ścigania mogły szybciej ich ująć. Moja poprzednia książka była efektem pracy naukowej związanej z tym zagadnieniem. Kierowana była przede wszystkim do specjalistów stykających się z tą tematyką zawodowo. Chciałem, aby ta publikacja była inna i mam cichą nadzieję, że mi się to udało. Kieruję ją do każdej osoby, która chce poznać skalę zagrożenia związanego z działalnością sprawców takich przestępstw.
Zebrane w tej pracy historie w całości oparte są na autentycznych zbrodniach. Wybrałem do ich przedstawienia formę opowiadania, ponieważ pozwala ona w najbardziej sugestywny sposób przedstawić psychikę sprawców i gehennę ich ofiar. Zadaniem przedstawionych przeze mnie opowieści nie jest wzbudzanie taniej sensacji, ale skłonienie czytelnika do refleksji nad otaczającą nas rzeczywistością i nad tym, do czego zdolny jest przedstawiciel gatunku homo sapiens, gdy traci część tych mechanizmów osobowości, które stanowią o naszym człowieczeństwie (we wzniosłym znaczeniu tego słowa).
Przerażenie i obrzydzenie to uczucia, które powinny towarzyszyć nam podczas tej lektury. Strach jest w tym przypadku czymś uzasadnionym i pozytywnym. Odgrywa rolę naszego anioła stróża, który trąca nas w ramię, gdy chcemy iść na skróty przez ciemną leśną drogę. Ostrzega nas też, kiedy nieznajomy proponuje podwiezienie albo kiedy wychodzimy z imprezy z przygodnie poznaną osobą.
Tak jak kiedyś bajki o potworach czyhających w ciemności miały nas chronić przed niebezpieczeństwem, tak samo te historie mają być kompasem, który wskaże wam, moi drodzy czytelnicy, właściwą drogę, gdy staniecie przed ryzykiem spotkania bestii w ludzkiej skórze. Jeśli wracając do domu po zmroku, wybierzecie dłuższą, ale bezpieczniejszą drogę, to spełniły one swoje zadanie.
Łukasz Wroński
W pomieszczeniu panował nieznośny smród stęchlizny zmieszany z odorem gnijącego mięsa. Na podłodze leżały porozrzucane pocięte kawałki ciała w różnym stopniu rozkładu. Ręce, nogi oraz korpus należały do 37-letniej kobiety.
Z korpusu została wycięta jedna pierś, która teraz znajdowała się na stoliku, koło lampki nocnej, między zwojem różnokolorowych nici do szycia. Z sutka wystawała wbita na sztorc igła. Siedzący przy stoliku mężczyzna wbił w niego kolejną igłę, tym razem ukośnie, a potem wyjął tę, która wystawała z piersi. Powoli, trzymając ją w swoich brudnych od ziemi dłoniach, nawlekł ciemną, grubą nitkę i zaczął zszywać kawałki skóry, które leżały przed nim na stoliku.
Po kilku minutach skończył i wbił igłę z powrotem na swoje miejsce, w sam środek sterczącego sutka. Przetarł ręką spocone czoło i podniósł do góry owoc swoich działań. Przerażająca maska wykonana z kawałków skóry wyciętych ze zwłok spoglądała na niego pustymi otworami, w których kiedyś znajdowały się oczy. Mężczyzna przejechał po niej pieszczotliwie dłonią, a potem… założył ją na twarz.
16 listopada 1957 roku
Plainfield było spokojnym amerykańskim miasteczkiem, położonym w stanie Wisconsin. W tamtym okresie mieszkało w nim zaledwie 700 osób. W to sobotnie popołudnie większość mężczyzn zajęta była udziałem w corocznym polowaniu na jelenie. W tym rejonie był to dla miejscowych rodzaj swoistego rytuału, dlatego główna ulica całkiem opustoszała. Po powrocie od razu oprawiali zwierzynę, bo dla mieszkańców polowanie było nie tylko rodzajem sportowej rozrywki, lecz także sposobem na zdobycie pożywienia.
Ed odłożył nóż na blat małego drewnianego stolika i wytarł ręce w spodnie, zostawiając na każdej nogawce czerwone smugi. Był już zmęczony. Praca zajęła mu około trzydziestu minut i teraz mógł pozwolić sobie na chwilę odpoczynku. Odsunął się parę kroków w tył i, nie spuszczając wzroku ze swojego „dzieła”, usiadł na taborecie. Uśmiechnął się lekko, zadowolony z dobrze wykonanej roboty. Nadal pamiętał, jak patroszy się jelenia, chociaż ojciec pokazał mu to, kiedy był jeszcze dzieckiem, raptem kilka razy. Teraz jednak wszytko sobie przypomniał.
Każda z nóg przywiązana była w kostce do końców drewnianej belki ulokowanej między nimi tak, że rozłożone były w kształcie litery „V”. Belka została zamocowana pod sufitem. Do jej końców przywiązane były też linki biegnące aż do przegubów kończyn górnych, przez co zamiast zwisać bezwładnie w dół, zostały podciągnięte do góry. Z przodu korpusu, od krocza aż po szyję, widać było rozcięcie, przez które wyciągnięto wnętrzności, a obcięta głowa spoczywała w papierowej torbie na blacie stołu obok myśliwskiego noża.
Ed siedział i rozkoszował się widokiem. W szopie panowała absolutna cisza. Krople krwi spadające do metalowej misy ułożonej pod zwłokami przypominały mu odgłos kościelnego dzwonu z niedzielnych nabożeństw, na które chodził razem z matką. „Bóg jest sędzią sprawiedliwym i do niego należy pomsta na grzesznikach” – usłyszał nagle w swojej głowie kobiecy głos. Głos należał do jego matki. Ed rozejrzał się nerwowo po pomieszczeniu, ale nadal był sam. Spoconymi, lepiącymi się od krwi dłońmi przetarł twarz, po czym spojrzał na upolowaną przez siebie „zwierzynę”. Nagie ciało kobiety bezwładnie wisiało na belce. W jego oczach po tym, co zrobił z jej ciałem, stała się piękna.
Gdy syn 58-letniej Bernice Worden wrócił z polowania, z niepokojem zauważył, że matki nie ma na miejscu, w prowadzonym przez nią sklepie z artykułami metalowymi. Interes był opuszczony, tak jakby właścicielka nagle gdzieś zniknęła. To było do niej całkiem niepodobne, a mężczyzna zaniepokoił się jeszcze bardziej, kiedy odkrył na podłodze ślady krwi. Przerażony zawiadomił od razu miejscowego szeryfa Arthura Schleya. W trakcie rozmowy poinformował go również, że ostatnim klientem jego matki był najprawdopodobniej Ed Gein.
Gein miał w miasteczku opinię miejscowego dziwaka. Mimo że uważano go za osobę upośledzoną, był postrzegany przez mieszkańców jako niegroźny odmieniec. Szeryf postanowił pójść tropem Geina i razem ze swoimi zastępcami (do których należał również syn zaginionej) zjawił się na jego farmie. Posesja była położona na obrzeżach miasteczka i wyglądała niczym dom z powieści grozy. Takie skojarzenia wywoływał nie tylko odludny teren, lecz także brak jakichkolwiek oznak obecności jego mieszańców. Budynek sprawiał wrażenie opuszczonego i zapomnianego.
Ponieważ wnętrze było zamknięte, a gospodarza nie zastano w domu, postanowiono sprawdzić znajdującą się na terenie farmy szopę. Z powodu braku elektryczności w środku panowała całkowita ciemność. Jeden z funkcjonariuszy sprawdzających wnętrze otarł się swoim ramieniem o coś zwisającego z sufitu. Gdy oświetlił ten przedmiot latarką, okazało się, że są to nagie zwłoki pani Worden podczepione do sufitu i wypatroszone niczym jeleń ubity na polowaniu. Natychmiast wysłano informację o nakazie zatrzymania Geina. Ujęto go w okolicy miasteczka wkrótce po odnalezieniu ciała jego ofiary.
Dom strachu
Ed został umieszczony w miejscowym areszcie, a policja kontynuowała przeszukiwanie jego farmy. Już wkrótce okazało się, że wypatroszone ciało Bernice Worden to tylko początek makabry. W trakcie lustrowania pozostałych pomieszczeń funkcjonariusze natknęli się na liczne przedmioty codziennego użytku, które były wykonane z niezwykłego materiału… z resztek ludzkiego ciała. W domu Geina znaleziono pas z ludzkich sutków oraz kompletny strój z ludzkiej skóry. Ściany jednego z pokoi zdobiły maski wykonane ze skóry zdartej z twarzy martwych kobiet. W domu odkryto również lampy z abażurami z ludzkiej skóry, miski wykonane z czaszek oraz pudełko wypełnione spreparowanymi damskimi genitaliami.
Widok tych przedmiotów, razem z panującym w pomieszczeniach wszechogarniającym bałaganem i brudem, sprawiał, że niektórzy policjanci wymiotowali na podwórzu. To, co ujrzeli tamtego dnia, na zawsze odcisnęło na nich swoje mroczne piętno. Sam szeryf Schley zmarł na serce niedługo po procesie Geina, a jego bliscy twierdzili, że tym samym był ostatnią ofiarą mordercy.
Podczas przeszukania jeden z policjantów zajrzał do papierowej torby znajdującej się w jednym z pomieszczeń. W środku znajdowała się spreparowana twarz kobiety. Należała do Mary Hogan, która zaginęła w miasteczku dwa lata wcześniej. Mary ostatni raz była widziana w prowadzonym przez siebie barze. Na miejscu znaleziono ślady krwi, które prowadziły na parking, oraz nabój z pistoletu. Mimo śledztwa pytanie o to, co się stało, pozostawało bez odpowiedzi aż do dnia odwiedzin farmy Geina.
Funkcjonariusze już wiedzieli, że mają do czynienia z perwersyjnym mordercą, który ma na swoim koncie prawdopodobnie nieokreśloną liczbę ofiar. Zaczęli przypominać sobie o niewyjaśnionych zaginięciach, które od dziesięciu lat zdarzały się w tym spokojnym regionie.
W 1947 roku zaginęła bez wieści ośmioletnia Georgia Weckler, która wracała ze szkoły do domu. Setka mieszkańców przeszukiwała razem z policją miejscowe tereny, niestety bez rezultatu. Jedynym śladem były odciski kół furgonetki Forda znalezione nieopodal miejsca, gdzie widziano ją po raz ostatni. Takim samym samochodem jeździł Gein.
Sześć lat później w La Crosse w Wisconsin zaginęła piętnastoletnia Evelyn Hartley, która opiekowała się dzieckiem sąsiadów. Gdy ojciec dziewczynki nie mógł się do niej dodzwonić, zaniepokojony udał się na miejsce, aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Ponieważ na jego dzwonek do drzwi wejściowych nikt nie odpowiedział, zajrzał przez okno i zobaczył na podłodze ślady krwi oraz okulary swojej córki. Policja, która przybyła na miejsce, ujawniła ślady walki i kolejne plamy krwi. Parę dni później niedaleko autostrady znaleziono zakrwawioną odzież dziewczynki. Jej ciała jednak nigdy nie odnaleziono.
Listę zamykała sprawa podwójnego zniknięcia z listopada 1952 roku. Dwóch mężczyzn zatrzymało się wtedy na drinka w barze w Plainfield. Mieli zamiar udać się na polowanie. Victor Travis i Ray Burgess zaginęli bez wieści razem ze swoim samochodem.
Ed nie chciał nic powiedzieć przesłuchującym go policjantom. Dopiero gdy po kilkudziesięciu godzinach pokazano mu ciało ostatniej ofiary, zaczął współpracować. Miał jednak jeden warunek: poprosił, aby zaserwowano mu kawałek szarlotki.
Funkcjonariusze spytali go, skąd znalazły się w jego domu ludzkie szczątki i ile osób ma na sumieniu. Gein początkowo przyznawał się tylko do zabójstwa pani Worden. Powiedział, że pozostałe szczątki wykopał pod osłoną nocy z miejscowego cmentarza. Twierdził, że nie pamięta wszystkich szczegółów, ponieważ w trakcie zbrodni był mocno podekscytowany. Opowiedział o tym, jak wciągnął ciało Bernice Worden do swojego samochodu, ale nie pamiętał, że strzelił jej w głowę z pistoletu (oględziny szczątków pozwoliły ustalić postrzał jako domniemaną przyczynę zgonu).
Po kilku dniach intensywnego przesłuchania przyznał się też do zabójstwa Mary Hogan. Nie potrafił jednak podać dokładnych informacji na temat tego zdarzenia. Twierdził jedynie, że postrzelił ją przypadkowo. Mimo pracy ekipy dochodzeniowej w domu Geina i na miejscowym cmentarzu, z którego wykopywał niektóre ciała, nie udało się go połączyć z innymi zbrodniami. Tymczasem Ed o wszystkich swoich czynach mówił bez większych emocji, można było nawet odnieść wrażenie, że nie jest świadomy potworności tego, co zrobił.
Ze względu na zachowanie aresztowanego i niezwykłość jego przestępstw podano w wątpliwość jego zdrowie psychiczne. Po serii badań biegli psychiatrzy orzekli, że jest on schizofrenikiem i zboczeńcem seksualnym, a genezy jego dewiacji szukano w niezdrowych relacjach z matką.
Ze względu na stan psychiczny Geina postanowiono, że nie może on brać udziału w procesie. Na miejsce jego izolacji od reszty społeczeństwa wybrano początkowo Central State Hospital w Waupun.
Po dziesięciu latach pobytu w różnych zamkniętych zakładach dla obłąkanych uznano w końcu, że Ed może stanąć przed sądem. W finale procesu sędziowie orzekli, że, owszem, był winny zbrodni, ale z powodu niepoczytalności nie może odpowiadać za swoje czyny, i orzeczono, że do dnia śmierci będzie przebywać w szpitalu dla umysłowo chorych. Jako pacjent Gein nie sprawiał żadnych problemów. Chętnie uczęszczał na terapię zajęciową oraz rozmowy z psychologiem. Deklarował nawet, że jest szczęśliwszy niż wcześniej, kiedy mieszkał samotnie na farmie. Dyrektor szpitala chwalił pacjenta za jego postawę wobec innych pensjonariuszy i personelu. Jedynie pielęgniarki skarżyły się, że czują się nieswojo w jego obecności. Miał podobno gapić się na nie w nieprzyzwoity sposób.
Najlepszym przyjacielem chłopca jest jego matka
Edward Theodore Gein urodził się 27 sierpnia 1906 roku. Razem z rodzicami i o siedem lat starszym bratem Henrym mieszkał w miejscowości La Crosse. W 1914 roku rodzina przeniosła się do Plainfield na 200-akrową farmę położoną na uboczu miasta, z dala od innych domostw.
Dzieciństwo Eda nie było usłane różami. Jego ojciec nadużywał alkoholu, a także miał problem z utrzymaniem stałej pracy. Z tego powodu matka Geina, Augusta, widząc, że nie ma pożytku z męża, wzięła na siebie ciężar utrzymania rodziny. Była silną, niezależną kobietą, do tego fanatycznie religijną. Według niej świat był pełen moralnej zgnilizny i grzeszników, którzy spłoną w piekle w dniu sądu ostatecznego. Uważała, że kobiety są nierządnicami, które spełniają zachcianki słabych mężczyzn. To ona narzucała zasady panujące w domu i wpajała je swoim synom. Mąż był od niej całkowicie zależny i nigdy się jej nie sprzeciwiał.
W szkole Eddie miał niewielu znajomych, koledzy go unikali. Był nieśmiałym i zamkniętym w sobie dzieckiem. Do jego wyizolowania przyczyniała się także matka, która uważała, że zewnętrzny świat jest zły i zepsuty. Często karała swoich chłopców, kiedy próbowali nawiązać nowe znajomości. Taki model wychowania sprawił, że byli dla siebie jedynymi przyjaciółmi.
Chociaż Ed miał problemy z nauką, uwielbiał czytać. Od najmłodszych lat w ukryciu przed swoją matką kolekcjonował książki przygodowe i czasopisma, dzięki którym uciekał w świat fantazji. Te zmyślone opowieści o kanibalach z zagranicznych krajów oraz czytane już w wieku dorosłym periodyki o nazistach i anatomii człowieka rozbudziły jego niezdrową fascynację ludzkim ciałem.
Jako nastolatek Ed dorabiał razem z bratem jako złota rączka oraz zajmował się dziećmi sąsiadów. W naturalny sposób znajdował z nimi wspólny język. Mimo że był dorosły, jego poziom emocjonalny bliższy był poziomowi emocjonalnemu dziecka.
16 maja 1944 roku doszło do wydarzenia, które zmieniło życie Geina. Eddie razem z bratem Henrym gasili pożar trawy w okolicy ich farmy. Gdy już zażegnano niebezpieczeństwo, okazało się, że Henry zaginął. Podczas akcji poszukiwawczej znaleziono jego ciało na nietkniętym przez ogień kawałku ziemi. Po oględzinach zwłok ustalono, że miał rany tłuczone głowy. Mimo tych dziwnych okoliczności policja odrzuciła możliwość zabójstwa. To Ed zabił wtedy brata podczas kłótni. Tym samym stracił w ten sposób drugą po matce najbliższą mu osobę.
Ponieważ ojciec Geina już nie żył, Ed został na farmie sam z matką. Matka była dla niego wszystkim, co miał, wcieleniem najwyższego dobra. Gdy zmarła w 1945 roku, Ed stracił wszystko, co miało dla niego jakiekolwiek znaczenie. Od tej pory zaczął zanurzać się w świecie swoich chorych fantazji, które w końcu pogrążyły go w całkowitym szaleństwie.
Legenda Rzeźnika z Plainfield
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
Redakcja i korektaAnna Mieczkowska
Projekt graficzny okładki, skład i łamanieAgnieszka Kielak
Zdjęcie na okładcefotolia.com, ©rawinfoto
Zdjęcie autora na okładceBartek Podlewski, Bakcyl Studio
© Copyright by Skarpa Warszawska, Warszawa 2019 © Copyright by Łukasz Wroński Warszawa 2019
Wydanie pierwsze ISBN: 978-83-66195-23-3
Wydawca Agencja Wydawniczo-Reklamowa Skarpa Warszawska Sp. z o.o. ul. Borowskiego 2 lok. 24 03-475 Warszawa tel. 22 416 15 81 [email protected]
Dystrybutor Dressler Dublin sp. z o.o. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. (+ 48 22) 733 50 31/32 e-mail: [email protected]
Skład wersji elektronciznej