Wygnaniec. 21 scen z życia Zygmunta Baumana - Artur Domosławski - ebook

Wygnaniec. 21 scen z życia Zygmunta Baumana ebook

Artur Domosławski

4,7

Opis

WIELKI POWRÓT AUTORA “KAPUŚCIŃSKI NON-FICTION”

O ZYGMUNCIE BAUMANIE PISZE ARTUR DOMOSŁAWSKI

O miłości nieuleczalnej i o małostkowym, okrutnym odrzuceniu.

O obcości i bezdomności, w której trzeba się zadomowić, gdy cię z domu wypędzają, a tam, gdzie przyjmują, nie czujesz się u siebie.

O antykomunizmie w Polsce po 1989 roku, który pozbawił nas wrażliwości na inne doświadczenie i utrudnił nam dostęp do samowiedzy.

O decyzjach, które po latach wydają się błędne, lecz w chwili ich podejmowania wcale takie nie były.

O pisaniu opowieści o czyimś życiu.

O kimś, kto przez całe życie uciekał przed plagą nacjonalizmu, a ta ścigała go do końca.

O kimś, kto nie przynależał, nie pasował do żadnej sitwy, koterii, szkoły ani klanu – tak bardzo, że budził podejrzenia o pychę.

O krytyku niesprawiedliwego ładu, który mimo pesymizmu na krótką metę wierzył, że na dłuższą mamy szanse.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 1375

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (84 oceny)
66
14
1
0
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sylwiabrygier

Nie oderwiesz się od lektury

fascynujący opis Polski powojennej na tle nie mniej fascynującej biografii Z.Baumana
10
Henry_Rackham

Nie oderwiesz się od lektury

rzetelnie napisane biografia, której nie można pominąć, gdy jesteśmy zainteresowani kondycja powojennego świata
00
sauronzeman

Nie oderwiesz się od lektury

Lektura nie tylko o WIELKIM CZŁOWIEKU, ale również o epoce, w której żył. Dokument zmuszający do refleksji, sięgnięcia po dzieła Mistrza.
00
dzenczykowska

Nie oderwiesz się od lektury

Pasjonujące dzieło o pasjonującym człowieku i jego pasjonujących czasach - głębokie psychologicznie, solidnie udokumentowane, niepozbawione filozoficznego zacięcia. Godne polecenia!!
00
orbitka90

Nie oderwiesz się od lektury

Biografia, którą czyta się jak książkę sensacyjną. Autor włożył ogrom pracy, aby przedstawić zdarzenia z różnych perspektyw oraz objaśnić o wiele młodszym czytelnikom niuanse czasów komunizmu
00

Popularność




Książki Baumana można znaleźć w księgarniach na całym świecie. Jego prace cytowane są przez tysiące naukowców. Jak to się stało, że najwybitniejszy z polskich socjologów XX wieku stał się w Polsce naukowcem wyklętym? Odpowiadają za to dobrze znane polskie dolegliwości – choroba nacjonalizmu w polityce, choroba czarno-białego myślenia o historii, choroba zawiści wśród naukowców i inteligencji.

Artur Domosławski, pisząc biografię uczonego, przeprowadził znakomitą diagnozę największych chorób polskiej duszy.

prof. Michał Bilewicz, Uniwersytet Warszawski

Polak ceniony na świecie, ale jakby nie za to, co trzeba – za krytykę kapitalizmu. Poszukiwacz solidarnej wspólnoty, ale takiej, do której nie zapisuje się ludzi na siłę ani z niej nie wyklucza. Nadzieję dla siebie i świata dojrzał kiedyś w komunizmie i nie chciał za to przepraszać. Uważał, że jego książki więcej ważą niż jego osobiste wybory i losy. Docenił go papież, ale jednak nie ten „nasz”. Dość niewygodna ta ikona.

Dzięki Domosławskiemu widzimy Baumana w poznańskim gimnazjum i na froncie pod Kołobrzegiem, w rosyjskiej tajdze i w aulach największych uniwersytetów globu. Na spotkaniu młodych syjonistów i w mundurze moskiewskiej drogówki; pośród półanalfabetów z KBW i subtelnych filozofów z PAN. W jego młodzieńczych decyzjach i dojrzałych ideach.

Tytułowy Wygnaniec sam twierdził, że „innego życia mieć nie mógł”. To być może. Ale na pewno nie mógł trafić na lepszego biografa.

Michał Sutowski, „Krytyka Polityczna”

Wokół Zygmunta Baumana w naszym kraju panuje polaryzacja, uniemożliwiająca jakąkolwiek dyskusję. Po jednej stronie stają osoby twierdzące, że służył w KBW i współpracował z Informacją Wojskową, a w takim razie jego filozofia nie ma żadnej wartości. Z drugiej – apologeci jego książek, odsuwający wątpliwości na temat biografii. Wygnaniec Artura Domosławskiego to książka, która nareszcie w sposób odważny, dogłębny i mądry otwiera na powrót dyskusję o Baumanie i zaprasza do niej szerokie grono.

Karolina Wigura, „Kultura Liberalna”

W Wygnańcu Artur Domosławski wciela się w rolę wnikliwego i niestrudzonego Przewodnika. Razem z nim odbywamy fascynującą podróż przez labirynt realiów Polski Ludowej, przez który przedzierał się Zygmunt Bauman, a w trakcie swojej wędrówki zdobywał ogromną wiedzę o społeczeństwie, władzy i współczesnym człowieku.

Książka Domosławskiego doskonale ukazuje to, jak Bauman przekuł osobiste doświadczenie w dzieło, które uczyniło go światową gwiazdą współczesnej socjologii. Znakomita biografia, lektura obowiązkowa.

prof. Padraic Kenney, Indiana University

Monumentalna, wciągająca i nowatorska. Domosławski napisał biografię Baumana, jakiej potrzebujemy w czasach wojen o pamięć.

Juliusz Kurkiewicz, „Książki. Magazyn do Czytania”

Zygmunt Bauman był z tego pokolenia żydowskich obywateli Polski, którzy zaznali zmian zawrotnych, przeżyć granicznych, warunków ekstremalnych – i musiał podejmować decyzje adekwatne do jego rozumienia treści, które przynosiła historia.

„Wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu” – te słowa Marksa mogłyby być i jego zawołaniem. Bauman dobrze wie, że żyje w globalnym świecie, o coraz bardziej gęstych powiązaniach, niewidocznych z perspektywy codzienności, które trzeba koniecznie objaśniać, by nie dać się intelektualnie zatopić żywiołowi historii i globalnych zmian społecznych. Jest to praca taka, jak wznoszenie tam przeciwko uproszczeniom i mitom, które prowadzą do katastrof.

Artur Domosławski pokazuje to z empatią, zrozumieniem i krytycznie w znaczeniu interpretacji życia Baumana zgodnej z kontekstami tego życia. Wielką przygodą i przyjemnością jest zobaczyć Baumana w tej właśnie narracji.

Bożena Keff, poetka i pisarka, badaczka tematyki Zagłady w literaturze

Żeby zrozumieć Baumana, Domosławski przygląda się kolejnym etapom jego życia, podejmowanym decyzjom i ich konsekwencjom. Wie, że zrozumienie opiera się na interpretacji, potrzebuje kontekstu. Dostajemy więc historię – a poniekąd i teorię – trwających kilkadziesiąt lat przemieszczeń: ludnościowych, politycznych, geograficznych. To płynna (po)nowoczesność, przemierzana przez bohatera i biografa, ale i wyjaśnienie miejsca, w którym znaleźliśmy się, cenzurując w imię czystości ideologicznej przeszłość.

Inga Iwasiów, pisarka

Godny wielkiej, epickiej biografii wybitny polski myśliciel spotkał pierwszorzędnego, godnego siebie biografa. Domosławski znów nie boi się dysonansów. To nieumiejętność ich tolerowania była przyczyną czarno-białego postrzegania Baumana w ostatnich latach jego życia i spowodowała, że zamiast z niego czerpać, wdawaliśmy się w nierozwiązywalne spory. Tymczasem Bauman Domosławskiego może nie być ani posągiem bez skazy, ani profesorem ze skazą z przeszłości. Bauman jest w tej książce po prostu Baumanem.

Adriana Rozwadowska, „Gazeta Wyborcza”

Moim synom,Aleksandrowi i Ignacemu

...nawet w najmroczniejszych czasach mamy prawo oczekiwać światła i [...] może ono pochodzić nie tyle z teorii i idei, ile raczej z drżących, niepewnych, często słabych płomieni, jakie niektórzy ludzie w swoim życiu i pracy potrafią wzniecać niezależnie od okoliczności i oświetlać nimi przestrzeń czasu danego im na ziemi[1]...

Hannah Arendt

Czułość jest spontaniczna i bezinteresowna, wykracza daleko poza empatyczne współodczuwanie. Jest raczej świadomym, choć może trochę melancholijnym współdzieleniem losu. Czułość jest głębokim przejęciem się drugim bytem, jego kruchością, niepowtarzalnością, jego nieodpornością na cierpienie i działanie czasu[2].

Olga Tokarczuk

SCENA DWUDZIESTA (POCZĄTEK)

Długie życie, czarna legenda

Takim go widzę w tej scenie: kruchy mężczyzna w popielatej marynarce, którego twarz zdradza smutek, względnie zmęczenie. Spojrzenie ciemnych, żywych oczu jest spokojne. Chwilami przypisuję mu coś w rodzaju niedowierzania, że to, co widzi, dzieje się naprawdę.

Oto grupa kilkudziesięciu młodych, krótko ostrzyżonych mężczyzn z transparentami nacjonalistycznej organizacji Narodowe Odrodzenie Polski i klubu piłkarskiego Śląsk Wrocław przerywa uroczyste powitanie w auli Uniwersytetu Wrocławskiego. „Wypierdalaj! Wypierdalaj!” – krzyczą. „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!”. Ze stadionowym sznytem śpiewają, że „na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści” i żądają „Norymbergi dla komuny”.

On patrzy, podpierając dłonią podbródek. Milczy. Po kilku minutach wysłuchiwania okrzyków mowa jego ciała zdradza zniecierpliwienie.

Jedno z nagrań w internecie ukazujących to zdarzenie opatrzono wpisami: „stalinowski kat” oraz „żydowski komunista”.

Prawie dekadę wcześniej widziałem go w Zamku Królewskim w Warszawie podczas debaty z Samuelem Huntingtonem i Benjaminem Barberem, gwiazdami amerykańskiej politologii. Mimo swoich prawie osiemdziesięciu wówczas lat tchnął młodzieńczą werwą. Wysoki, smukły – można chyba powiedzieć: chudy – z lśniącą łysiną okoloną rozwichrzonymi siwymi włosami kontrastującymi z ciemnym garniturem i żywo gestykulujący, wyglądał jak biblijny prorok. Trochę, a nawet bardziej niż trochę, był prorokiem – współczesnym. Gdy przestrzegał przed takim urządzaniem świata, które pozostawia zbyt wielu ludzi na marginesie. Gdy przestrzegał przed powtórką Zagłady. Gdy mówił o rozpadającym się na naszych oczach ładzie społecznym, życiu w czasach interregnum, naszej niepewności, naszym strachu...

Kiedy rozgrywa się scena z nacjonalistami – w czerwcu 2013 roku – Bauman dobiega dziewięćdziesiątki. Pewnie dlatego wydaje się kruchy. I trudno mu chyba uwierzyć, że po raz kolejny, blisko końca życiowej drogi, znowu ktoś się domaga, by wyrzucić go z kraju, który – choć nie mieszkał w nim przez drugą połowę życia – wciąż uważał za swój. W żadnym innym nie zapuścił korzeni; nie chciał, nie był w stanie.

Policja wyprowadzi skandujących, gospodarz spotkania, prezydent Wrocławia, nazwie ich potem „nacjonalistyczną hołotą”, ale szkoda nigdy nie zostanie naprawiona. Utrata dokona się w sposób nieodwracalny. Znieważonemu odechce się przyjeżdżać do Polski, by wygłaszać wykłady, odbierać nagrody i tytuły honorowe. Incydent we Wrocławiu zaciąży, przynajmniej w polskiej przestrzeni publicznej, nad ostatnimi latami długiego życia.

Zygmunt Bauman miał prawo źle czuć się w ojczyźnie – opluwany, osaczany, chyba nie dość doceniany, a może przede wszystkim po raz kolejny, w szczególny sposób, wypędzany.

– Po co pan chce o nim pisać? – znana profesor socjologii pyta tonem, w którym słychać to zdziwienie, to niechęć.

– Był jednym z najwybitniejszych polskich humanistów dwudziestego wieku i początku dwudziestego pierwszego... – odpowiadam, jednak pani profesor nie pozwala mi skończyć.

– Jest pan pewny, że taki wybitny? Znam socjologów z różnych krajów, nikt go nie ceni.

– Ale przyzna pani – robię taktyczny krok w tył – że jest jednym z najbardziej znanych polskich intelektualistów na świecie?

– Tak pan sądzi?

– Tak. Gdy wchodzę do księgarni w Londynie, Barcelonie, Rio de Janeiro czy Limie, często jedynym lub jednym z dwóch, trzech polskich autorów na półkach jest właśnie on.

– Nie wydaje mi się... A wie pan – pani profesor zmienia wątek – że kiedy [pod koniec drugiej wojny światowej] zdobywano Wał Pomorski, to jako oficer polityczny strzelał w plecy żołnierzom, którzy się wycofywali?

Odbiera mi mowę...

Nie zdążę spytać o źródło oskarżenia, bo pani profesor czyni natychmiast zastrzeżenie, że nie spotka się ze mną (rozmawiamy telefonicznie) i nie życzy sobie również, bym cytował ją z nazwiska.

– Wiem, że zaraz mnie pan spyta – asekuruje się – skąd to wszystko wiem. Nie prowadziłam badań nad jego życiem, ale mam różne wspomnienia i wiem, co o nim mówiono na uniwersytecie. Niech pan zbada tropy, które panu podsuwam.

Po chwili następuje ciąg dalszy:

– A w ogóle to na socjologię nasłali go z wojska jako komisarza politycznego.

– Z wojska go wyrzucono, więc raczej nie mógł być nasłanym komisarzem – próbuję zasiać w mojej rozmówczyni wątpliwości co do jej wiedzy i pamięci o Zygmuncie Baumanie. – Gdy rozpoczynał studia, na Uniwersytecie Warszawskim nie wykładano socjologii – dodaję.

W czasie tej dziwnej około dwudziestominutowej rozmowy pada jeszcze kilka mocnych i bezpodstawnych oskarżeń. Jestem nimi zaskoczony o tyle, że trzy osoby studiujące socjologię bądź pracujące w katedrze socjologii w czasie, gdy pani profesor była studentką, zapamiętały jej wielką fascynację Zygmuntem Baumanem. Nie zaskakują mnie natomiast oskarżenia same w sobie, ponieważ słyszałem najrozmaitsze od tak wielu lat, że ich wygłaszanie zacząłem traktować jako coś w rodzaju rytuału.

Baumanowi trzeba wypomnieć. Baumanowi trzeba przypomnieć. Baumana wolno szturchnąć. Nie ma środowiska, które będzie go broniło.

Bo mundur, bo pistolet...

Bo nie wyrzekł się wszystkiego, czego – według poszturchujących – wyrzec się należało.

Albo wyrzekł się nie w taki sposób, jakiego oczekiwano.

W ostatniej dekadzie życia i w czasie kilku lat, które upłynęły od jego śmierci, Zygmunt Bauman stał się w Polsce nieomal symbolem okresu stalinizmu; ulubionym obiektem hejtu ze strony odradzających się organizacji nacjonalistycznych oraz demaskatorskich zabiegów historyków i publicystów, biorących udział w przenicowywaniu opowieści o najnowszej historii Polski w duchu antykomunizmu.

Informując o śmierci Baumana w styczniu 2017 roku, telewizja rządowa nazwała go byłym oficerem KBW, który również zrobił karierę na Zachodzie jako socjolog i filozof. O sławnym uczonym powiedziano, że uczonym był „również”; w domyśle: jego dokonaniem, które przebija wszystkie inne, mającym cechy skazy nie do zmazania, była służba w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego w czasie walk między instalującą się powojenną władzą a zbrojnym podziemiem.

Do incydentu podobnego do wrocławskiego, choć o mniej burzliwym przebiegu, doszło kilka dni później w Poznaniu. Tam władze miasta w obawie przed fizyczną napaścią, do której mogłoby dojść w pociągu, oddały do dyspozycji Baumana i towarzyszącej mu żony, Aleksandry Jasińskiej-Kani, samochód z kierowcą, by odwiózł ich z Poznania do mieszkania na warszawskim Ursynowie.

Czarna legenda o Zygmuncie Baumanie jest zaskakująco skuteczna. Jej siłę uświadomił mi mój syn Aleksander krótko przed podjęciem studiów doktoranckich w Leeds – na uniwersytecie, na którym Bauman kierował katedrą socjologii, i w mieście, które stało się jego drugą ojczyzną (spędził w nim prawie czterdzieści sześć lat). Aleksander przytoczył rozmowę z osiemnastoletnią Polką. Opowiadał jej o Leeds i tamtejszej uczelni. W czasie rozmowy padło nazwisko Baumana. Jak można przypuszczać, osiemnastolatka nie wiedziała nic o pisarstwie uczonego ani o tym, kiedy i dlaczego opuścił Polskę. Kojarzyła natomiast, że to „ten z KBW”.

Takie są – w największym skrócie – polska aura i polski kontekst, w jakich przystępuję do pracy nad opowieścią o Zygmuncie Baumanie.

– Zrobiono mu straszną krzywdę.

Teresa Bogucka, znana publicystka, w czasach Polski Ludowej działaczka opozycji demokratycznej, zetknęła się z Baumanem na studiach, kiedy kierował jedną z katedr socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Mówi:

– Po napaści na niego we Wrocławiu poczułam się strasznie. Pomyślałam, że za naszej młodości odruch, by jeździć za nim po Polsce i bronić go przed atakami, byłby oczywisty; zawsze się stawało po stronie szczutych. A teraz co? Zestarzeliśmy się? Zdrewnieli? A może raczej chodzi o to, że łatwiej stawać przeciw władzy niż przeciw społeczeństwu, które idealizowaliśmy w ferworze zmagań z komunizmem...

Kłopot nazwany „Bauman i nacjonaliści” to tylko czubek góry lodowej kłopotów z Baumanem, jakie ma Polska.

Kłopot z Baumanem ma dominujący w sferze publicznej patriotyzm – nie tylko ten spod znaku partii Prawo i Sprawiedliwość oraz jej akolitów.

Kłopot z Baumanem ma polska inteligencja – nie tylko ten jej odłam, który afirmuje wojujący nacjonalizm.

Kłopot z Baumanem mają także ci uchodzący za liberalnych, czasem lewicowych.

Najczęściej powtarzający się zarzut: „Nie rozliczył się z przeszłością”.

Opowiadano mi, jak dziennikarz liberalnego tygodnika wykrzykiwał w czasie redakcyjnej wymiany zdań, że Bauman to „stalinowiec, który mógł zabić mojego dziadka”. Dziadka po wojnie walczącego w szeregach podziemia. Mnie samemu zdarzało się słyszeć słowa jawnej niechęci do Baumana od ludzi uchodzących za otwarte głowy, liberałów, lewicowców dalekich od pasji dekomunizacyjnej. Zaszokowały mnie pogardliwe słowa jednego z autorytetów liberalnej inteligencji wypowiedziane w prywatnej rozmowie – tym bardziej że jest to człowiek znany z wysiłków na rzecz zasypywania przepaści między Polakami, którzy w czasach realnego socjalizmu dokonywali odmiennych wyborów politycznych i życiowych. Wtedy po raz pierwszy – kilkanaście lat temu – pomyślałem, że chyba nie o przeszłość Baumana tu chodzi; zapewne nie tylko o nią.

Zygmunt Bauman najwyraźniej Polskę uwiera. Pytanie: dlaczego? Co w jego życiu i dziele budzi niechęć w ludziach z różnych stron polskich sporów? Ile tego, co pisze się o nim i mówi, znajduje potwierdzenie w dokumentach, relacjach świadków, rzeczowych analizach utrzymujących racjonalne rygory? A może niechęć tak wielu, która, jak odnoszę wrażenie, dominuje nad sympatią nielicznych, jest zasłużona? Na starcie nie wykluczam żadnej hipotezy, choć mam swoje zdanie.

W podróży przez jego życie, którą zaczynam latem 2018 roku, interesują mnie zarówno jego losy, osobowość, charakter, jak i dzieło oraz historia, w której brał udział. Czasem poprzez dzieje jednego człowieka udaje się zobaczyć również innych ludzi. Grupę. Formację. Pokolenie. Z pewnością nie uniknę konfrontacji z pytaniem, co „przypadek Baumana” mówi o nas jako zbiorowości. O tym, jak myślimy. Wedle jakich kryteriów formułujemy oceny? Co wiemy o sobie i swojej historii? Może przez pryzmat opowieści o człowieku, który był ofiarą, świadkiem, uczestnikiem tak licznych okropieństw XX wieku, i który potrafił swoje doświadczenie przekuć w dziesiątki książek czytanych na całym świecie, uda się zobaczyć także fragment tej dawnej i tej dzisiejszej Polski? Znaleźć kilka puzzli do portretu zbiorowego współczesnych?

Do napisania tej opowieści zbierałem się od prawie dekady. Zawsze piętrzyły się przeszkody, znajdowałem wymówki. Możliwe, że nie byłem gotowy. I – co widzę po czasie – potrzebowałem mocnego impulsu. Był, rzeczywiście, uderzający.

W maju 2018 roku Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN i Fundacja Klamra uczciły pięćdziesiątą rocznicę wypędzenia z Polski kilkunastu tysięcy polskich obywateli żydowskiego pochodzenia muralami namalowanymi przy Dworcu Gdańskim w Warszawie. Z tego dworca w 1968 roku wypędzeni przez antysemicką nagonkę wyjeżdżali w różne strony świata. Murale pod wspólnym tytułem „Witamy w domu” przedstawiały portrety sześciu osób: aktorki Idy Kamińskiej, redaktora „Przekroju” Mariana Eilego, poetki Anny Frajlich-Zając, lekarki Aliny Margolis-Edelman, operatora filmowego Jerzego Lipmana oraz Zygmunta Baumana.

Na podobiźnie Baumana domalowano obelgę: „Morderca”.

Świat nie ma kłopotu z Baumanem. A ściślej ma o tyle, o ile kłopotu przysparza każdy myśliciel, badacz lub pisarz przykładający palec tam, gdzie boli, obnażający niewidoczne na pierwszy rzut oka kłamstwa, w które – jak mawiał – opakowuje się ludzką niedolę.

Miał ambicję opisania niezwykle szerokiego spektrum ludzkiego doświadczenia, a to zawsze wiąże się ze sporym ryzykiem. Pisał o biedzie i ludzkim strachu, nierównościach i podsłuchach, bezpieczeństwie i edukacji, terrorystach i uchodźcach. O internecie, ekonomii, seksie, szczęściu, władzy, miłości i marzeniach.

Jego książki, teksty, wywiady roją się od myśli przydatnych w zrozumieniu zarówno tego, co za oknem, jak i tego, co na ekranie telewizora. Są inspiracją do własnych poszukiwań oraz zażartych polemik. Kultura popularna przekuwa je w aforyzmy, co czasem jest pożyteczne, bo trafiają pod strzechy; a czasem spłycające i banalizujące – lecz to nie bardzo wysoka cena popularności.

„Wbrew popularnym przekonaniom, nie słychać w historii o zbrodniach popełnianych w imię relatywizmu i tolerancji”[1*][1].

„Dla tych, których cywilizacja zawiodła, barbarzyńcy są zbawicielami”[2].

„Tworzenie (podobnie jak odkrywanie) oznacza zawsze łamanie reguł. Działanie w zgodzie z regułami jest czystą rutyną, powtarzaniem tego samego – lecz nie aktem tworzenia”[3].

„Dawny Wielki Brat zajmował się przyłączaniem – integrowaniem, ustawianiem ludzi w szeregu i trzymaniem ich w szyku. Zajęciem nowego Wielkiego Brata jest usuwanie – wyławianie ludzi »niepasujących« do nowego miejsca”[4].

„Miłość jest siecią, która próbuje pochwycić wieczność, pożądanie jest próbą uniknięcia obowiązku tkania tej sieci. Zgodnie ze swoją naturą miłość będzie zmierzać do podtrzymania pożądania. Pożądanie z kolei będzie się wzbraniać przed więzami miłości”[5].

Podobnych zestawów inspirujących myśli – z jego dzieł i wypowiedzi – można ułożyć dziesiątki.

Nieformalny fanklub Baumana na świecie jest przeogromny, inaczej niż w Polsce.

Jego książki, pisane po polsku i angielsku, przetłumaczono między innymi na (wymieniam alfabetycznie): baskijski, białoruski, bułgarski, czeski, chiński, duński, estoński, farsi, fiński, francuski, grecki, hebrajski, hiszpański, islandzki, japoński, kataloński, koreański, litewski, macedoński, niderlandzki, niemiecki, norweski, portugalski, rosyjski, rumuński, serbochorwacki, słowacki, słoweński, węgierski, włoski.

W ostatnim ćwierćwieczu życia sypały się prestiżowe nagrody, wyróżnienia, doktoraty honoris causa. Wśród nich Nagroda Księcia Asturii w dziedzinie humanistyki, zwana hiszpańskim Noblem, Europejska Nagroda Amalfi w dziedzinie nauk społecznych, Nagroda im. Theodora W. Adorno, a także nagroda Dagmary i Vàclava Havlów.

Do fanklubu dołączył nawet człowiek z odległego brzegu: papież Franciszek, który w twórczości Baumana odnalazł język mówienia o krzywdach i niesprawiedliwości w dzisiejszym świecie.

Każda biografia to przede wszystkim opowieść o bohaterze, zawierająca jednakowoż okruchy autoportretu tego, kto pisze – jego doświadczeń, światopoglądu, stosunku do bohatera, intuicji, wyczucia, metody pracy. „Nie można pisać w stanie »niezainteresowania« – powiada słynna amerykańska biografistka Janet Malcolm, którą biorę za jedną z przewodniczek w trakcie pisania tej książki. – Można pozować na neutralność, obojętność, dystansować się na siłę od przedmiotu swojego zainteresowania, ale wszystko to będą wybiegi retoryczne. Gdyby były naprawdę autentyczne, gdyby pisarz rzeczywiście nie był emocjonalnie zaangażowany w rozwój wypadków, nie warto by mu było się w nie mieszać”[6].

Zamierzam się mieszać, już to robię. Jestem „zaangażowany w rozwój wypadków” i uważam, że wstępne zaangażowanie „za” bohaterem lub „przeciwko” niemu nie musi zabijać dociekliwości. Jak pisze Malcolm, biograf jest zazwyczaj dwiema osobami naraz: jedna może skłaniać się ku obronie bohatera (lub jego oskarżaniu czy demaskacji), druga zaś to alter ego biografa, które niezależnie od osobistego stosunku do obiektu badań popycha go ku rzetelnemu, zgodnemu z kanonami gatunku wykonaniu zadania. Ta druga rola zakłada otwarcie głowy na wszelką wiedzę, również tę sprzeczną z wyobrażeniem biografa o bohaterze opowieści.

Niepisany pakt z czytelnikiem wymaga – jak sądzę – wyłożenia kart na stół. Znałem Zygmunta Baumana osobiście, cieszyłem się jego życzliwością i wyrażanym publicznie uznaniem (prywatne pochwały niewiele kosztują, nie niosą ryzyka). W ciągu kilkunastu lat znajomości, która zaczęła się korespondencyjnie, widzieliśmy się i rozmawialiśmy na żywo zaledwie kilka razy. W różnych momentach wymienialiśmy e-maile na różne tematy.

Zdarzało mi się pisać o jego książkach. W 2011 roku przeprowadziłem z nim obszerny wywiad dla „Polityki” o polityce okupacyjnej Izraela i nieszczęściu Palestyny, za który mocno oberwał w Polsce i w Izraelu od obrońców status quo. Konsultowałem z nim rozmaite kwestie podczas pisania swoich książek: Śmierci w Amazonii, gdzie przywołuję jedną z jego ważnych refleksji o współczesnym świecie, i Wykluczonych. Myślę, że podobnie odczuwaliśmy wiele spraw dziejących się w świecie.

Przede wszystkim jestem mu wdzięczny za żarliwe zaangażowanie w obronę książki, która wywołała w Polsce burzę – Kapuściński non-fiction. Bauman napisał nie tylko entuzjastyczną opinię na okładkę, lecz później także obszerny esej Sztuka pisania o sztuce życia dla „Tygodnika Powszechnego”. Skróconą wersję tego eseju publikowano w innych językach, rozszerzona zaś weszła do jego eseistycznej książki Między chwilą a pięknem. O sztuce w rozpędzonym świecie. Odczuwałem, że solidaryzuje się ze mną, gdy byłem atakowany.

Przy tamtej okazji zdarzyło nam się rozmawiać o kłopotach wielu biografów – większość z nich doświadcza nieporozumień, trafia na wrogość strażników czci, nawet jeśli nie chce owej czci naruszyć. Tak było i będzie.

Biografistyka bowiem – pisał historyk i krytyk literatury Michał P. Markowski w eseju Cień biografa – narusza interesy samego bohatera, interesy jego spadkobierców, jego bliskich, agentów, wydawców. Niezauważalna podmiana interesów na wartości jest motorem napędowym niezbyt wyszukanej kazuistyki[7].

I dalej:

Można schować papiery w sejfie i zakazać legalnego dostępu do nich. Każdy ma do tego pełne prawo i prawo to powinno być bezwzględnie przestrzegane. Życie jednak nie składa się z pilnie strzeżonych dokumentów i dlatego nie można zakazać nikomu dostępu do czyjegoś życia, bo jest to zwyczajnie niemożliwe. Biograf to interpretator ludzkiej egzystencji, która bez wysiłku zrozumienia ze strony innych ludzi pozostałaby bezsensowna.

Zapamiętuję te słowa jako jeden z drogowskazów w pracy nad opowieścią o Zygmuncie Baumanie.

Myślę, że Bauman był dojmująco świadomy dwuznaczności i niebezpieczeństw, jakie w dobie kultury masowej i tabloidyzacji niesie opowieść biograficzna – niezależnie od intencji piszącego. W odpowiedzi na nieżyczliwe próby lustrowania jego życiorysu odpowiadał, że „w konfesjonałach – zarówno Kościoła, jak i ludzkiego sumienia – mikrofonów ani głośników się nie ustawia”[8]. Rozumiem te słowa jako pragnienie zachowania prawa do niezwierzania się pod presją oskarżeń, na dodatek odbieranych przez niego jako niesprawiedliwe. Tym, którzy chcieli zrozumieć jego drogę życiową, czasem o niej opowiadał, choć rzeczywiście niezbyt często i niezbyt chętnie.

Chciał przetrwać w ludzkiej pamięci jako myśliciel, humanista, socjolog, a nie major KBW – postać z czarnej legendy.

Pisanie o człowieku, którego najważniejszą aktywnością było myślenie, zawsze zmusza do postawienia pytania, czy „dzianie się” to jedynie didaskalia do tej najważniejszej części jego życia opatrzonej szyldem „praca twórcza”. Innymi słowy: czy sam żywot myśliciela jest czymś wtórnym, względnie nieistotnym, w konfrontacji z dziełem jego myśli?

Czasem tak jest. Immanuel Kant wiódł nudne życie, przemierzał codzienne tę samą drogę z domu na uczelnię i z powrotem. W życiu „nietwórczym” Baumana działo się tyle, że wydarzeniami z niego wyjętymi można by obdzielić wielu ludzi i nadal każdy z ich żywotów byłby bogaty w „dzianie się”. Życie Baumana to osobny wielki tekst, który inspirował jego dzieło.

Biografia to opowieść o życiu – z konieczności selektywna, pełna wykluczeń i pominięć. W tym wypadku to opowieść także o tym, kim był i co robił Zygmunt Bauman, zanim stał się „wielkim Baumanem”; o tym, jaka droga prowadziła go do panteonu intelektualistów. Jego życzenie, by zostać zapamiętanym wyłącznie jako humanista, filozof i socjolog, jeszcze za jego życia odeszło do sfery tych niespełnionych. W Polsce „major KBW” i „stalinowiec” przebijają często Płynną nowoczesność albo dzieło poświęcone socjologii Zagłady.

W drodze na szczyty nauk humanistycznych Bauman był wielokrotnie zamieszany w Wielką Historię. Z tego powodu doszło do zdarzeń, które zaciążyły nad ostatnimi latami jego życia. Spróbuję tu opowiedzieć, co w istocie się wydarzyło i jakie były okoliczności wypadków prowokujących oskarżenia i osobliwy ostracyzm. Spróbuję oddzielić to, co wiemy, od niewiadomego; czarną legendę od wiedzy możliwej do zweryfikowania, nawet jeśli – jak twierdzi Malcolm – ludzie chętniej trzymają się „swoich fantazji, pomówień i wiecznych plotek”[9].

Biografia to śledztwo, chodzenie śladami bohatera, zaglądanie do szuflad i schowków ludzkiej pamięci, do archiwów... Kto wie, co się w nich znajdzie?

To także spekulacja. Bo ile naprawdę i z niezachwianą pewnością jesteśmy się w stanie dowiedzieć o innym człowieku? Choćby o splątanej sferze motywacji? Z tych samych faktów różni biografowie mogą ułożyć zupełnie inne opowieści.

Dobrze mieć świadomość – uwaga ta dotyczy i autorów, i czytelników – że nasza wiedza o innych zawsze pozostaje niekompletna, co nie znaczy, że nie warto próbować opowiadać. „Biografia – powiada Markowski – jest gatunkiem moralnym nie dlatego, że przestrzega moralnych reguł, lecz dlatego, że pozwala nam lepiej zrozumieć innych ludzi. A przez to samych siebie”[10].

*

„Innego życia mieć nie mogłem” – to zdanie wypowiedziane przez Baumana w ostatnich latach porusza wyobraźnię i ciekawość. Słyszę w nim nie tyle pokłon złożony determinizmowi – ludzie zawsze podejmują jakieś wybory w ramach narzuconych przez los – ile prośbę o zrozumienie. Bez zrozumienia grozy i szaleństwa czasu, w jakim przyszło żyć człowiekowi, nie da się zrozumieć jego wyborów ani postaw.

Możliwe, że Bauman podejmował decyzje i dopuszczał się czynów, które zasługują na krytyczną ocenę, niechęć, nawet potępienie. Trzeba jednak je ustalić, dowieść ich, ukazać je w pełnym kontekście historii. Tymczasem cały publiczny „proces” Baumana, jaki na raty prowadzono przez lata – mam na myśli oskarżenia stawiane mu przez historyków i publicystów napędzanych antykomunizmem – był niesprawiedliwy i nieuczciwy. Niesprawiedliwy – bo wyrok skazujący wydano z góry. Nieuczciwy – bo nieukierunkowany na poznanie motywów, okoliczności i ustalenie prawdy, lecz podporządkowany gromadzeniu poszlak mających uzasadnić domniemaną winę orzeczoną zawczasu.

„Ci, którzy za swoje życiowe powołanie uznali dialog z ludzkim doświadczeniem, niechaj porzucą marzenia o ukojeniu czekającym u kresu podróży. Ta podróż nie zmierza do szczęśliwego końca; jedynym źródłem szczęścia jest samo podróżowanie”[11]. Tę myśl Baumana zabieram ze sobą jako busolę.

Większość potrzebnych materiałów już zebrałem, odbyłem większość rozmów. Brakujące będę uzupełniał w trakcie pisania – dokładnie tak samo, jak w trakcie podróży uzupełnia się zapasy i reaguje na odkrycie nieznanego. Nie wykluczam zmiany marszruty, gdyby było to konieczne.

Z takimi założeniami i bagażem ruszam w podróż przez życie Zygmunta Baumana i czasy, w których przyszło mu żyć.

Zanim wyruszę

Gdybym pospieszył się z decyzją o pisaniu opowieści o Baumanie, zdążyłbym zapewne porozmawiać z ostatnim świadkiem, który miał doświadczenia z okresu międzywojnia niemal identyczne jak mój bohater. To Noach Lasman, izraelski geolog, ocalony z Zagłady. Zmarł 10 maja 2018 roku, dosłownie kilka dni przed rozpoczęciem prac dokumentacyjnych do tej książki i umawiania się na wywiady ze świadkami życia mojego bohatera.

Przed wojną Lasman mieszkał, podobnie jak Bauman, w Poznaniu; uczyli się w tym samym gimnazjum im. Bergera. „Koledzy, profesorowie podkreślali negatywny stosunek do Żydów. »To pasożyty żyjące kosztem Polaków«, mówiono”[1] – oto jedno ze wspomnień Lasmana. Sporo ich zostawił.

Mogę tylko przypuszczać, że gdy spotkali się po wojnie, przypominali sobie gimnazjum, kolegów, życie w przedwojennym Poznaniu. Zapewne każdy opowiedział drugiemu swoje wojenne losy. W 1957 roku Lasman wyemigrował do Izraela. Bauman namawiał go, by został. Przekonywał, że Polska to ich kraj, że socjalizm stworzył szanse, jakich nigdy wcześniej nie mieli. Jedenaście lat później – wskutek antysemickiej nagonki rozpętanej przez władze Polski Ludowej – Bauman wraz z żoną Janiną i trzema córkami: Anną, Lidią i Ireną podążył w tę samą stronę.

Przez następne cztery dekady prowadzili – z długimi przerwami – korespondencję. Dowiadujemy się z niej między innymi, że Lasman udzielał rad przybyłemu do Izraela krajanowi. Dzielili się doświadczeniami.

Co do Twoich uwag na temat mojej ciekawej pracy, to się uśmiałem – pisał Lasman z Kolumbii, gdzie w 1969 roku prowadził badania terenowe. – Każdy czuje swój garb i widzi zalety cudzego zajęcia. Doprawdy, przyjemnie jest oglądnąć od czasu do czasu jakiś wodospad, ale czy Ty myślisz, że po oglądnięciu dziesiątków wodospadów ja jestem taki czuły na ich piękno? W ubiegłym roku miałem prace w okresie deszczowym w okolicy, gdzie było pełno siklaw, i musiałem pobierać próby co dwa metry wzdłuż potoków. Pięliśmy się po linach na stromych ścianach i na łeb sikała nam kubłami woda. To jest dobrze wspominać, ale robić to w 45. roku życia? Kiedy pracowałem na Madagaskarze, otrzymałem list od koleżanki z Instytutu [Geologicznego], w którym pisała, że zazdrości mi tej romantyki w dżungli. Odpisałem jej, że po moich doświadczeniach doszedłem do wniosku, że nie ma rzeczy bardziej romantycznej, jak położyć się z żoną do czystego łóżka o szerokości 1 metr i 40 cm pod trwałym dachem, przez który woda nie przecieka.

Kiedy wybierałem kierunek studiów, chciałem iść na historię i dziś czasem żałuję, że tego nie uczyniłem. Sądzę, że byłbym dobrym historykiem. Doprawdy, nie masz czego żałować. Pojedziesz na kilka miesięcy w świat, w każdym mieście będą Cię oczekiwać, obwozić, zamieszkasz w czystym hotelu itd. Myślę, że gdybyśmy się zamienili miejscami, to po 2–3 miesiącach każdy z nas wróciłby z radością do swojej pracy. Ostatecznie obaj wpadliśmy nieźle, tylko jak w naszej pierwszej Ojczyźnie się mówi, „przyjemnie jest narzekać”[2].

Nie dowiem się, ile jeszcze podobnych anegdot mających związek z Baumanem mógłby Lasman wysupłać z pamięci.

O Baumanie nastolatku w czasach przedwojennych mógłby również opowiedzieć szkolny kolega, Edmund Melosik, ale i on już nie żyje. W dorosłym życiu Melosik był bibliotekarzem, nauczycielem, działaczem partyjnym. Wydał zbiór powiedzonek i aforyzmów O głupocie. Z Baumanem widywali się w latach dziewięćdziesiątych, gdy sławny profesor z Leeds przyjeżdżał do Poznania z wykładami i odczytami. Melosik przychodził posłuchać kolegi ze szkolnej ławy, który wyrósł na mędrca o światowej renomie.

„Gdy starsi panowie mogli siedzieć obok siebie, trzymali się zazwyczaj za ręce”[3] – wspominała ich spotkania Anna Zeidler-Janiszewska, filozofka, która miała duży udział w intelektualnym comebacku Baumana do Polski po dwóch dekadach emigracji.

Ona też już nie żyje.

Nie pierwszy raz przekonuję się, że robota biografa to wyścig z czasem: zdążyć wysłuchać świadków. Biograf zawsze jest spóźniony. O chwilę. O człowieka, który właśnie odszedł.

Jeszcze jednym z ważnych świadków byłby ukochany uczeń Baumana, zmarły przedwcześnie w 2019 roku socjolog Keith Tester.

Gdyby sam Bauman nie spisał na kilkudziesięciu stronach wspomnień z czasów przedwojennych i wojennych, rekonstrukcja tej części jego życiorysu byłaby niemal niemożliwa. Robił to w drugiej połowie lat osiemdziesiątych, a po latach przeredagowywał i uzupełniał. W naszej wymianie e-mailowej dwadzieścia lat później nazwał te wspomnienia – właściwą sobie archaiczną frazą – „rozmyślaniem zapisanym na użytek córek, już na uchodźstwie wzrastających, w celu dopomożenia im w trudnym przedsięwzięciu samoidentyfikacji”[2*].

Spisując wspomnienia, nie sięgał – jak twierdzi – do dokumentów rodzinnych; te zaginęły z powodu kolejnych wygnań, których doświadczył. Nie wertował archiwów. Władzę ostateczną powierzył własnej pamięci.

Miał świadomość, jak bardzo jest ona niedoskonała. Jednak pomyłki uwłaczające wiedzy nie uwłaczają pamięci.

Większość wspomnień – gdy idzie o to, co się działo, a nie o odczucia narratora – daje się weryfikować, okoliczności zdarzeń zaś oraz ich konteksty opisać pełniej, niż uczynił to Bauman.

Starałem się pamiętać, że każdy tekst autobiograficzny zawiera przemilczenia, elementy autokreacji i kamuflażu, choćby nawet był pisany nie jako tekst do publikacji. Wszak pozy przyjmujemy także wobec bliskich, a nawet wobec samych siebie. Uchwycenie tego to kwestia nieweryfikowalnego wyczucia osoby, która czyta; decyzja zaś, czemu ufa, a co budzi wątpliwości, jest zawsze arbitralna.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Źródła cytatów

Podane numery stron odnoszą się do wydania papierowego.

Motta

[1] Arendt Hannah, Ludzie w mrocznych czasach, przeł. Agnieszka Pokojska, słowo/obraz/terytoria, Gdańsk 2013, s. 15.
[2] Tokarczuk Olga, Czuły narrator, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2020, s. 288.

Scena dwudziesta (początek). Długie życie, czarna legenda

[1] s. 18: Zygmunt Bauman, Ponowoczesność jako źródło cierpień, Sic!, Warszawa 2000, s. 11.
[2] s. 18: Zygmunt Bauman [wypowiedź we włoskim tygodniku „L’Espresso”], 11 listopada 2016, cyt. za: https://krytykapolityczna.pl/swiat/bauman-dla-zdradzonych-przez-cywilizacje-barbarzyncy-sa-nadzieja (dostep: 15 września 2018).
[3] s. 18–19: Zygmunt Bauman, Płynna nowoczesność, przeł. Tomasz Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, s. 321.
[4] s. 19: Zygmunt Bauman, Życie na przemiał, przeł. Tomasz Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2004, s. 204.
[5] s. 19: Zygmunt Bauman, Razem – osobno, przeł. Tomasz Kunz, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2003, s. 23
[6] s. 19–20: Janet Malcolm, Milcząca kobieta. Sylvia Plath i Ted Hughes, przeł. Mira Michałowska, Zysk i S-ka, Poznań 1998, s. 158.
[7] s. 21: Michał P. Markowski, Cień biografa, „Książki w Tygodniku” – magazyn literacki „Tygodnika Powszechnego”, 11 maja 2010.
[8] s. 21: wypowiedź Zygmunta Baumana, w: Konfesjonał bez mikrofonów. Bauman odpowiada „Ozonowi”, „Ozon”, 14 czerwca 2006.
[9] s. 22: Janet Malcolm, Milcząca kobieta..., op.cit., s. 26.
[10] s. 22: Michał P. Markowski, Cień biografa, op.cit.
[11] s. 23: Zygmunt Bauman, Pro domo sua. Bauman o Baumanie, „Znak” nr 752, 2018.

Zanim wyruszę

[1] s. 24: wspomnienie Noacha Lasmana, w: Zbigniew Pakuła, Siwe kamienie, Wydawnictwo „W drodze”, Poznań 1998, s. 153.
[2] s. 24–25: list Noacha Lasmana do Zygmunta Baumana, w: Violetta Szostak, Co Lasman pisał do Baumana, „Gazeta Wyborcza” – dodatek poznański, 23 lutego 2018, https://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,105531,23056839,co-lasman-pisal-do-baumana-listy-poznanskich-zydow-z-szansa.html.
[3] s. 25: Anna Zeidler-Janiszewska Poznańskie powinowactwa Zygmunta Baumana, „Studia Socjologiczne” nr 2, 2017.

Przypisy

[1*] Źródła wszystkich cytatów na stronach 847–876.
[2*] Zygmunt Bauman spisywał wspomnienia po angielsku. Udostępnił mi ich wersję przetłumaczoną na polski.
Projekt okładkiKarolina Żelazińska
Zdjęcie na okładceJanusz Sobolewski / Forum
Zdjęcie AutoraRafał Masłow
Zdjęcia na wyklejkachz archiwum rodzinnego Aleksandry Jasińskiej-Kani
Konsultacja naukowaprof. dr hab. Marcin Kula prof. dr hab. Wojciech J. Burszta
Redaktor prowadzącaMonika Koch
RedakcjaKrystyna Podhajska
KorektaMałgorzata Domosławska Jan Jaroszuk
IndeksWaldemar Chamala
Przygotowanie zdjęćTYPO 2 Jolanta Ugorowska
Copyright © by Artur Domosławski, 2021 Copyright © Wielka Litera Sp. z o.o., Warszawa 2021
ISBN 978-83-8032-578-4
Wielka Litera Sp. z o.o. ul. Kosiarzy 37/53 02-953 Warszawa
Konwersja: eLitera s.c.