Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dziewięcioletnia Pola – jak niemal każde dziecko w jej wieku – pragnie posiadać jakieś zwierzątko. Takie do przytulania i głaskania. Rodzice decydują się jednak na kupienie zwierzęcia, które stanie się zaskoczeniem dla wszystkich domowników. Nie od razu także zdobędzie serce właścicielki, mimo że plan był zupełnie inny. Historia sympatycznej rodzinki, która przyjęła pod swój dach afrykańskiego jeża pigmejskiego, udowadnia, że przy dużej cierpliwości i akceptacji można zyskać przyjaciela z kolcami. Staje się to jednak wyłącznie na jeżowych zasadach…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 97
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
25 sierpnia
Pola
Prosiłam i błagałam bardzo długo. Naprawdę! Pies, kot, świnka morska, chomik, myszka... Cokolwiek, co ma futerko i cztery łapy. Tak bardzo chciałam mieć jakieś puchate zwierzątko. Takie do przytulania i głaskania. Mięciutkie jak moje przytulanki!
Jestem Pola i od zawsze zazdrościłam koleżankom i kolegom, którzy mają czworonożnych pupili. Właśnie zaczęłam czwartą klasę, ale doskonale pamiętam, że kiedy dzieci malowały w przedszkolu swoje ukochane zwierzęta, ja portretowałam Mariolę – kota mieszkającego u cioci na wsi. I udawałam, że to mój kot. A kiedy pani w szkole kazała opisać swoje zwierzę – również poratowała mnie Mariola. Mam nadzieję, że opis był wierny, bo widzę ją tylko od czasu do czasu, więc nie pamiętam już dokładnie, gdzie ma ciemniejsze łatki.
No dobrze, przyznaję się, u nas w domu też mieszkało jedno zwierzę – bojownik. Był bardzo ładny, a kiedy pływał wolno w małym akwarium wyłożonym muszelkami przywiezionymi przez nas znad morza, tak pięknie falowały mu płetwy, że i mnie zdarzało się patrzeć na niego z zachwytem. Ale cóż, że był ładny, skoro nie można było wziąć go na ręce, przytulić i pogłaskać. Poza tym tylko pływał i pływał, ewentualnie jadł i jadł, a ja wydawałam mu się zupełnie obojętna.
Kiedy jednak próbowałam rozmawiać z mamą i tatą o moim własnym puchatym zwierzątku, zawsze słyszałam ten sam zestaw odpowiedzi: pies nie – bo to odpowiedzialność i nie będzie go miał kto wyprowadzać rano, kot nie – bo to odpowiedzialność, a poza tym mama ma alergię; świnka, chomik, myszka nie, bo to odpowiedzialność, a poza tym ja mam alergię... A właśnie, że nie mam! To znaczy mam, na niektóre drzewa, i kiedy wiosną zaczynają obrastać w liście i pąki, potwornie kicham i kaszlę. Ale to wcale nie oznacza, że kichałabym również na chomika albo świnkę morską, choć mama mówi, że właśnie tak może się stać. Ale przecież te puchate stworzenia nie mają liści i pąków! A ja nie mam ukochanego zwierzątka. To znaczy dotąd nie miałam. Ale to się zmieni! Czuję, że się zmieni!
Powiem Wam szczerze, że zupełnie nie wiem, jak to się stało, że po tylu prośbach, groźbach, tupaniach, krzykach, płaczach i spokojnych rozmowach nagle mój los – czyli los biednego dziecka marzącego o ukochanym pupilku – zaczął się odmieniać. No, oczywiście nie od razu udało mi się namówić rodziców. Szczególnie tata był bardzo oporny. Dlatego skupiłam swoje wysiłki na mamie. Wiecie, jak to jest, jednego z rodziców zawsze łatwiej przekonać do swoich racji. A ja czułam, że po kilku tygodniach codziennego powracania do tematu, to właśnie mama zaczyna się łamać. To znaczy nie tak dosłownie łamać. Po prostu przestała być taka stanowcza, a któregoś popołudnia podejrzałam nawet, jak czyta w komórce o opiece nad jeżem pigmejskim.
Bo to właśnie o jeża zaczęłam męczyć rodziców.
Tak, wiem, co zaraz powiecie; jeż nie jest puchaty tak jak moje maskotki, choć akurat jego brzuszek pokrywa miłe i miękkie futerko. Ma kolce i nie jest takim przytulaskiem jak pies czy kot, ale zrozumcie, wydawało mi się, że to najlepsze rozwiązanie. Zwłaszcza jeśli mam spełnić swoje marzenie o zwierzęciu, które będę mogła chociaż wziąć na ręce, a nie tylko patrzeć, jak faluje płetwami i odpływa pod kamienny mostek. Poza tym słyszałam w jednym programie na YouTube, że jeże nie powodują kichania i kasłania! Naprawdę! No, przynajmniej u większości ludzi. A na ten argument mama pozostawała bezsilna. Poza tym jeża nie trzeba wyprowadzać na spacery, zabawiać i pilnować. Co prawda z tym pilnowaniem to nie byłam taka pewna, ale wyprowadzanie z pewnością odpada. Żadnego porannego wstawania! Czy to nie wspaniałe? Należy tylko zapewnić mu ciepły kąt, jedzonko i trochę miejsca, żeby mógł wytuptać się do woli. Tak mówili w tym programie. A dokładnie, to mówiła pani, która trzymała jednocześnie na ręku całkowicie oswojone, spokojne zwierzątko, które smacznie spało, wtulając pyszczek w zagłębienie ręki. Wspaniała wizja, prawda?