Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kolejny zbiór artykułów doktora historii Leszka Pietrzaka (seria publikowana jest od roku) , byłego pracownika Urzędu Ochrony Państwa, Instytutu Pamięci Narodowej, członka komisji weryfikacyjnej WSI, a także Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Tak jak w poprzednich zbiorach, wszystkie teksty mają za zadanie usunąć "białeplamy" w polskiej najnowszej historii. Pietrzak podejmuje się tematów, które albo są przez historyków niedoceniane, albo takich, które ze względów poprawności politycznej nie są nagłaśniane. W najnowszym zbiorze Pietrzak opisuje m.in. sprawę "zapomnianego" obozu koncentracyjnego KL Warschau, w którym Niemcy zamordowali ponad 200 tys. Polaków, jak alianci (Churchil i Roosvelt) ukrywali prawdę o zbrodniach Stalina, a także o próbach wrobienia Kościoła Katolickiego w odpowiedzialność za holokaust.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 148
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Wstęp
Kod Hitlera
Goralenvolk. Zapomniana kolaboracja
Tajemnica KL Warschau
Zamojskie Powstanie
Jak Churchill krył zbrodnie Stalina
Wrobieni w holokaust
Haracz za „wyzwolenie”
Augustowski Katyń
Zamach, którego nie było
Ostatni partyzant PRL-u
Zbrodniarz bez kary
Porażka prawdy
Tajemnica Jana Vincenta Rostowskiego?
Jak Rosja buduje swoje wpływy
Zapomniana Bykownia
Pierwsza ofiara parabanku
Jak KGB nawróciło się na prawosławie
Tajemnicze zgony rosyjskich czekistów
Nadal nieznana lista
Wstęp
Oddajemy do Państwa rąk już czwartą część „Zakazanej historii”. Kolejne części cieszą się niesłabnącą popularnością. Doktor Leszek Pietrzak, były pracownik Urzędu Ochrony Państwa, Biura Bezpieczeństwa Narodowego i Instytutu Pamięci Narodowej, tropi w niej kolejne białe plamy naszej najnowszej historii. Szczególną uwagę warto zwrócić na tekst o roli Kościoła Katolickiego w ratowaniu Żydów podczas drugiej wojny światowej. Obecnie dostrzega się tendencje do przypisywania Polakom odpowiedzialności za to, że Niemcy na naszych ziemiach zgotowali Żydom piekło. Tymczasem mimo drakońskich kar (śmierć groziła nie tylko pomagającym Żydom, ale także ich rodzinie i sąsiadom) setki tysięcy Polaków podejmowało ryzyko. Oczywiście zdarzali się także tacy, którzy wykorzystywali sytuację i dopuszczali się bestialskich czynów, ale byli oni w zdecydowanej mniejszości, a organy podziemnego państwa polskiego takie zachowanie karały śmiercią. Dr Pietrzak opisuje również problem fałszowania historii przez naszych anglosaskich sojuszników. Nie tylko pomijają oni polski wkład w zwycięstwo nad faszystowskimi Niemcami, ale także, mimo upływu lat, nie chcą rozliczyć się ze zdrady jałtańskiej. Nasi sojusznicy udają, że nie ma problemu. To, że 70 lat temu wspólnie z Józefem Stalinem tuszowali prawdę o zbrodni katyńskiej, wciąż jest na Zachodzie wiedzą dostępną tylko historykom.
Historii warto się uczyć, jeżeli nie chcemy powtarzać błędów z przeszłości.
Jan Piński, Warszawa 2012
Kod Hitlera
Zanim wybuchła II wojna światowa, polscy matematycy odnotowali sukces, o jakim mogli tylko pomarzyć Brytyjczycy i Francuzi: złamali kody Enigmy, słynnej niemieckiej maszyny szyfrującej, której używała niemiecka armia. Dzięki temu osiągnięciu w czasie II wojny światowej alianci mogli rozszyfrowywać niemieckie meldunki i rozkazy, co wydatnie przyczyniło się do zwycięstwa. Według wielu historyków wręcz przesądziło o wyniku wojny. Jednak przedwojenny sukces polskich matematyków przez wiele lat był zakazaną historią, o której prawie nic nie wiedziano nawet w Polsce.
Od początku XX w. nowoczesna łączność miała coraz istotniejszy wpływ na sukcesy armii. Kodowanie i dekodowanie meldunków frontowych było dziedziną systematycznie rozwijaną. Nie inaczej stało się w polskiej armii po 1918 r. Gdy wybuchła wojna polsko – bolszewicka sprawna łączność mogła zapobiec klęsce i zadecydować o sukcesie. W 1920 r. 27-letni porucznik Jan Kowalewski złamał kod stosowany w łączności sowieckiej armii. Zdobyte dzięki temu informacje pozwoliły Polakom odeprzeć atak bolszewików i obronić niepodległość, którą dopiero co Polska odzyskała. Osiągniecie Kowalewskiego uświadomiło naczelnemu dowództwu polskiej armii konieczność kontynuowania prac w tym zakresie. Powierzono je właśnie por. Kowalewskiemu. Utworzone przez Kowalewskiego Biuro Szyfrów stało się w pełni profesjonalną komórką. Z łatwością odczytywało kodowane meldunki zarówno Sowietów, jak i Niemców. Sytuacja uległa radykalnej zmianie, gdy pod koniec lat 20. niemiecka armia zaczęła posługiwać się nową maszyną szyfrującą meldunki, skonstruowaną przez inżyniera Arthura Scheribiusa.
Tajemnica Enigmy
Arthur Scheribius żmudnie pracował nad swoim wynalazkiem kilka lat. Gdy skończyła się I wojna światowa Scheribius postanowił opatentować skonstruowane urządzenie do szyfrowania, które nazwał Enigmą. Opatentowany projekt Scheribius najpierw sprzedał wielkim korporacjom niemieckim, które zaczęły wykorzystywać Enigmę do tajnej korespondencji, chroniącej ich tajemnice handlowe. Dopiero w połowie lat dwudziestych maszyną szyfrującą Scheribiusa zainteresował się sztab niemieckiej armii. W 1929 r. niemiecka armia zakupiła kilkanaście sztuk Enigmy dla swoich potrzeb. Najpierw zaczęła się nią posługiwać marynarka wojenna, a następnie wojska lądowe i lotnictwo. Enigma coraz bardziej zyskiwała uznanie wojskowych, którzy podkreślali jej zalety. A tych było wiele. Przede wszystkim pozwalała ona nie tylko na szyfrowanie tekstów, ale także umożliwiała ich deszyfrowanie. Była poza tym mała – wielkości maszyny do pisania – co umożliwiało zamontowanie jej m.in. na okrętach. Gdy na początku lat trzydziestych Enigma znalazła się na wyposażeniu wszystkich rodzajów broni armii niemieckiej, Niemcy mogli mówić o posiadaniu przewagi technologicznej w zakresie łączności. Tajemnicy Enigmy nie potrafili odkryć ani Brytyjczycy ani Francuzi. Tego zadania postanowili podjąć się Polacy.
Drużyna marzeń
Potencjał Biura Szyfrów polskiej armii zmienił się, gdy trafili do niego trzej młodzi studenci matematyki z Uniwersytetu Poznańskiego: Marian Rejewski (1905–1980), Jerzy Różycki (1906–1942) i Henryk Zygalski (1906–1978). W styczniu 1929 r. zapisali się w Instytucie Matematyki na kurs kryptologii zorganizowany przez Sztab Główny Wojska Polskiego. Nie ulegało wątpliwości, że cały kurs jest tylko po to , aby wyłowić największe talenty w tym zakresie, które można by zatrudnić później w Biurze Szyfrów Oddziału II Sztabu Generalnego, czyli polskiego wywiadu wojskowego. Gdy pewnego dnia podczas zajęć kursowych prowadzący je kpt. Marian Ciężki rozdał adeptom kryptologii transpozycyjny kod niemiecki, który sam wcześniej złamał, Rejewski, Różycki i Zygalski położyli kartki z tekstem rozszyfrowanego meldunku. Rozwiązanie było oczywiście prawidłowe. Następnego dnia Ciężki przedstawił wyniki pracy trzech studentów samemu szefowi Biura Szyfrów mjr. Franciszkowi Pokornemu. Kilka miesięcy później trzej utalentowani matematycy trafili do Oddziału II Sztabu Generalnego. Zostali przydzieleni do specjalnej komórki wywiadowczej nazwanej BS 4, która miał zajmować się odczytywaniem niemieckich depesz wojskowych. To oni przyjęli na siebie ciężar całości prac polskiego wywiadu nad rozpracowaniem niemieckiej Enigmy. Rejewski, jako najstarszy z całej trójki został szefem zespołu. W pierwszej fazie prac udało się młodym matematykom pogrupować zdobyte dane w układy permutacyjne (ustawienie wszystkich elementów zbioru w pewnej kolejności). Jednak było to zbyt mało, aby odczytać zakodowane niemieckie depesze. Rejewski i jego koledzy wiedzieli już, że do szyfrowania depesz Niemcy wykorzystali wyższą matematykę i będzie to znacznie trudniejsze niż im się na początku wydawało. Wkrótce okazało się, że francuski wywiad pozyskał bardzo ciekawe materiały na temat Enigmy, których nie potrafił sam wykorzystać. Materiały te pochodziły od Hansa Thilo Schmidta, urzędnika w niemieckim ośrodku szyfrów wojskowych, który za pieniądze został francuskim tajnym szpiegiem o kryptonimie „Asche”. W ten sposób szef Biura Szyfrów wywiadu francuskiej armii kpt. Gustaw Bertrand otrzymał od Schmidta między innymi zdezaktualizowane klucze do szyfrowania meldunków. Bertrand, nie widząc możliwości wykorzystania pozyskanych niemieckich materiałów, postanowił przekazać je Polakom. Dla Rejewskiego i jego kolegów ich analiza okazała się bardzo cenna. Rejewski dość szybko zdołał zrekonstruować system działania wirników Enigmy mechanicznie zmieniających połączenie klawiszy z dźwigniami uruchamiania czcionki. Kolejne ustalenia posunęły go jeszcze bardziej do przodu. Pod koniec 1932 r. Rejewskiemu udało się odczytać pierwszą niemiecką depeszę, zaszyfrowaną za pomocą Enigmy. W ciągu kolejnych lat zespół Rejewskiego był już w stanie odczytać prawie wszystkie depesze niemieckich sił lądowych i powietrznych. Problemem pozostały jeszcze wiadomości przesyłane przez niemiecką marynarkę. Były one szyfrowane w sposób niestandardowy. Mimo to już przed wybuchem II wojny światowej Polacy mogli mówić o pokonaniu niemieckiej Enigmy.
Prezent dla sojuszników
Zanim Niemcy zaatakowali we wrześniu 1939 r. Polskę, Polacy zaprezentowali swoje osiągnięcie Francuzom i Anglikom. Mieli nadzieję, że ich sukces zostanie doceniony przez zachodnich sojuszników. W lipcu 1939 r. do siedziby Biura Szyfrów w podwarszawskich Pyrach zaproszono pracowników służb wywiadowczych obu krajów, aby zademonstrować im efekty swojej pracy. Wśród zaproszonych przedstawicieli francuskich i brytyjskich służb znalazł się – już jako generał i szef francuskiego wywiadu wojskowego – Gustaw Bertrand. Gdy oprowadzający gości szef polskiego Biura Szyfrów mjr Gwidon Lange zademonstrował dwa egzemplarze Enigmy, gen. Bertrand nie mógł ukryć zdziwienia i zapytał: Jak je zdobyliście? Na co mjr Lange zakomunikował: „Sami je zrobiliśmy!” Zdziwienia nie mógł ukryć również szef brytyjskiej delegacji kmdr Alistair Denniston. Lange zapewnił francuskich i brytyjskich kolegów, że otrzymają kopie Enigmy wykonane przez jego ludzi. W połowie sierpnia 1939 r. dwa egzemplarze Enigmy przewieziono do Paryża, a kilka dni później jeden z nich znalazł się w Londynie. Dwa tygodnie później Niemcy zaatakowały Polskę.
Klucz do zwycięstwa
Dzięki złamaniu przez polskich matematyków szyfrów niemieckiej Enigmy, alianckie służby wywiadowcze dysponowały wiedzą na temat niemieckich planów. Francuzom to i tak nie pomogło. Ich kraj po 40-dniowej kampanii został pokonany przez Hitlera. Brytyjczycy nie zmarginalizowali polskiego osiągnięcia. Ich kryptolodzy z ośrodka Bletchley Park dokładnie przestudiowali rozwiązanie polskich matematyków i kontynuowali prace. Dzięki temu, gdy w 1940 r. niemiecka Luftwaffe przystąpiła do ataku na Wyspy Brytyjskie, dowódca brytyjskich sił powietrznych (RAF-u) sir Hugh Dowding mógł mieć na biurku rozszyfrowane rozkazy dowództwa Luftwaffe. W znacznej mierze pozwoliło to Brytyjczykom wygrać wojnę powietrzną z Niemcami i oddalić perspektywę niemieckiej inwazji na wyspy. Dzięki Enigmie alianci wygrali także bitwę o panowanie na Atlantyku. Bezdyskusyjny sukces polskich matematyków umożliwiał ochronę alianckich konwojów, wiozących uzbrojenie z USA do Wielkiej Brytanii. Konwoje te były celem ataków niemieckich łodzi podwodnych. Złamanie niemieckich kodów przesądziło także o sukcesie inwazji w Normandii w 1944 r.
Krótko mówiąc: dzięki złamaniu przez polskich matematyków szyfrów stosowanych w niemieckiej Enigmie, służby wywiadowcze państw koalicji antyhitlerowskiej znały niemieckie plany.
Zaraz po zakończeniu wojny, sukces polskich matematyków sprzed wybuchu wojny został przywłaszczony przez brytyjskich specjalistów z Bletchley Park. Do tej pory zachodni historycy starają się marginalizować lub wręcz pomijać rolę Polaków w złamaniu niemieckich szyfrów.
Zapomniani
Historia po raz kolejny zapomniała o swoich bohaterach. A byli nimi młodzi polscy matematycy: Marian Rejewski, Jerzy Różycki i Henryk Zygalski. Wojna skazała ich na tułaczkę. We wrześniu 1939 r. zostali ewakuowani wraz z innymi pracownikami polskiego wywiadu wojskowego do Rumunii. Stamtąd przedostali się do Francji, gdzie dalej prowadzili prace nad odczytywaniem niemieckiej korespondencji w ośrodku dekryptażu Bruno w miasteczku Gretz-Armainvillers, ok. 40 km od Paryża. Po raz kolejny zostali zmuszeni do ewakuacji w czerwcu 1940 r. po kapitulacji Francji. Po kilku miesiącach powrócili do kontrolowanej przez rząd Vichy części kraju i wznowili prace. Jerzy Różycki nie miał szczęścia. 9 stycznia 1942 r. zginął na Morzu Śródziemnym podczas powrotu z Algieru do ośrodka dekryptażu Kadyks, ulokowanego w Uzes na terenie Vichy. Jego koledzy – Rejewski i Zygalski, po wkroczeniu Niemiec do Vichy, w listopadzie 1942 r. przedostali się przez Hiszpanię, Portugalię i Gibraltar do Wielkiej Brytanii, gdzie rozpoczęli pracę w jednostce radiowej Sztabu Naczelnego Wodza Polskich Sił Zbrojnych w Stanmore-Boxmoor pod Londynem, nadal zajmując się dekryptażem. Po zakończeniu działań wojennych Henryk Zygalski postanowił zostać w Wielkiej Brytanii, gdzie uczył matematyki w prowincjonalnej szkole. Zmarł 30 sierpnia 1978 r. Jego kolega – Marian Rejewski w 1946 r. powrócił do Polski i pracował jako urzędnik w bydgoskich fabrykach. Dopiero w 1967 roku ujawnił swój udział w złamaniu szyfru Enigmy i napisał wspomnienia.
Po wojnie Francuzi i Anglicy fałszowali historię pomijając rolę Polaków w rozwiązaniu tajemnicy Enigmy lub starając się przywłaszczyć sobie część splendoru. Gen. Bertrand w opublikowanych w 1973 r. wspomnieniach starał się wykazać, że sukces ten był wynikiem francusko – polskiej współpracy. Brytyjczycy nie mieli żadnych skrupułów i przyjęli wersję, że złamanie szyfrów stosowanych w Enigmie było wynikiem pracy brytyjskich specjalistów z ośrodka w Bletchley Park. Jeszcze w 2004 r. Andrew Hodges w książce „Enigma. Życie i śmierć Alana Turinga” personalnie sukces ten przypisywał matematykowi z Bletchtley Park Alanowi Turingowi, a rolę Polaków zminimalizował. Nadawane w ostatnich latach w zachodnich stacjach radiowych i telewizyjnych programy historyczne nadal sukces ten przypisują Brytyjczykom.
O polskich matematykach, którzy złamali kod niemieckiej Enigmy nadal na Zachodzie wiedzą tylko nieliczni, mimo że ich sukces zmienił historię świata.
Goralenvolk. Zapomniana kolaboracja
W okupowanej przez Niemców Europie wiele razy dopuszczano się narodowej zdrady. Naród góralski, to przykład zdrady w czasie II wojny światowej w polskim wydaniu. To nadal jedna z najbardziej zakazanych polskich historii.
Był październik 1939 r. gdy w karczmie „Pod Góralem” przy ulicy Kościeliskiej było tłoczno i gwarno. Gośćmi byli przeważnie niemieccy oficerowie, popijający piwo i głośno rozmawiający. Mimo że na zewnątrz hulał jesienny wiatr, w środku karczmy było przytulnie. Przy jednym ze stolików siedziało dwóch miejscowych mężczyzn, którzy pijąc piwo bacznie przyglądali się nienagannie dopasowanym mundurom niemieckich oficerów. Jeden z nich zwrócił się do drugiego: „Nie łudźcie się, Polski już nie będzie!” Jego do tej pory milczący kompan podsumował: „To wszystko przez sanację” i znowu zamilkł. Ale ten pierwszy najwyraźniej chciał wciągnąć drugiego w dalszą rozmowę, bo znowu zagadnął go słowami: „Tylko z nimi można wiązać przyszłość”, wskazując na rozbawionych Niemców. Po chwili dodał: „A wy możecie zostać księciem wszystkich górali. To tylko od was zależy. Niemcy pójdą na wszystko”. Po czym pociągnął duży łyk piwa i uśmiechnął się do swojego kompana, jakby czytając jego najskrytsze myśli. Inicjator rozmowy od razu zorientował się że trafił w najbardziej czuły punkt swojego rozmówcy i dlatego postanowił pójść jeszcze jeden krok dalej. Jakby mimochodem dodał: „No to jak będzie?” co jego sąsiad przy stoliku skwitował: „Możemy spróbować!”
Tamtego wieczoru w zakopiańskiej karczmie rozmawiali: Henryk Szatkowski – wszechstronnie wykształcony prawnik, którego miłość do tatrzańskiego folkloru skłoniła kilkanaście lat wcześniej do przeprowadzki z Krakowa do Zakopanego i Wacław Krzeptowski – przedwojenny działacz ruchu ludowego na Podhalu, postać bardzo wpływowa wśród zakopiańskich Górali. Rozmowa ta legła u podstaw zdrady Polski, której dopuściła się część społeczności góralskiej podczas niemieckiej okupacji.
Fundamenty zdrady
W końcu XIX w. zapanowała moda na góralszczyznę. Na Podhale przybywali artyści, pisarze, ówczesne znane osobistości życia politycznego i kulturalnego fascynujące się kulturą Górali Podhalańskich. Dla wielu wybitnych przedstawicieli polskiej kultury była ona natchnieniem. Lata dwudzieste i trzydzieste XX wieku to okres rodzenia się swoistego regionalizmu Górali Podhalańskich, którzy coraz mocniej podkreślali swoją kulturową odrębność. Jego animatorami byli przedstawiciele inteligencji, którzy zdecydowali osiedlić się na Podhalu, coraz bardziej identyfikując się z Góralami. Jednym z nich był wspomniany Henryk Szatkowski, który był przed wojną kierownikiem zarządu uzdrowiska „Zakopane”. Działał także w Związku Górali, Towarzystwie Ziem Górskich, Lidze Popierania Turystyki, Polskim Związku Narciarskim i wielu innych organizacjach, jakie działały wówczas na Podhalu. Zanim wybuchła wojna Szatkowski miał na koncie wiele zasług dla Podhala: kolej linowa na Kasprowy Wierch, kolejka na Gubałówkę czy zorganizowanie narciarskich mistrzostw świata w Zakopanem w lutym 1939 r. W promowanie kultury Górali zaangażowany był także Witalis Wieder, Szatkowski, również postanowił osiedlić się w Zakopanem. Wieder był kapitanem Wojska Polskiego, prezesem przedwojennego Związku Rezerwistów, działaczem społecznym, osobą znaną na Podhalu. Ale oprócz tego tak Szatkowski jak i Wieder byli zafascynowani kulturą niemiecką. Gdy wybuchła wojna to oni stali się tymi, którzy dobrze znając góralską mentalność, potrafili politycznie zainspirować Górali i wmówić im, że ich kultura może przetrwać tylko w warunkach niemieckiego państwa, któremu powinni udzielić poparcia.
Niemiecka fascynacja
Źródeł idei Goralenvolku należy również szukać w niemieckiej III Rzeszy. Jeszcze przed wojną, nazistowscy uczeni i twórcy nazistowskiej propagandy zainteresowali się Góralami. Przedstawiono ich jako lud niechętny Polsce i Polakom, który zasługuje na autonomię, oczywiście w ramach niezwyciężonej III Rzeszy. Zafascynowany nazizmem niemiecki pisarz Walther Blachetta w swoim dziele „Das wahre Gesicht Polens” pisał o Góralach następująco: „Wyżyny karpackie zamieszkują Górale, dzielny bohaterski naród […] pogardliwie spoglądający na Polaków z nizin”. Niemieccy znawcy ras orzekli nawet, że Górale to szczep pochodzenia germańskiego. Dowodzili na różne sposoby, że pierwszymi osadnikami na Podhalu byli germańscy Ostrogoci. Jednym z dowodów na to pochodzenie, miał być łamany krzyż (niemiecki Hakenkreuz) wykorzystywany w góralskiej ornamentyce. Takie ideowe podwaliny ułatwiały Niemcom tworzenie idei odrębnej narodowości góralskiej i rozbudzanie na Podhalu ruchu separatystycznego.
Początki zdrady