Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
To już 12 tom "Zakazanej historii" dr Leszka Pietrzaka. Znany publicysta szuka i znajduje ważne ale mało znane lub niepopularne tematy z naszej najnowszej historii.
Pietrzak wie, które tematy są niepopularne i dlaczego. Przez pierwsze dwadzieścia lat wolnej Polski pracował w Urzędzie Ochrony Państwa, Instytucie Pamięci Narodowej (był biegłym w śledztwie dotyczącym zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki), Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, a także był weryfikatorem Wojskowych Służb Informacyjnych.
W tym zbiorze możecie Państwo przeczytać m.in. o zdrajcach z Katynia. „Losu ofiar nie podzieliła grupa ponad czterystu polskich oficerów wyselekcjonowanych przez NKWD. Kilkunastu z nich dopuściło się ewidentnej zdrady ojczyzny i kolaboracji z Sowietami” – pisze Pietrzak w sensacyjnym materiale, który do tej pory był skrzętnie przemilczany.
Innym wstrząsającym tekstem jest bilans drugiej wojny światowej. Wbrew propagandzie zarówno peerelowskiej jak i obecnej Polska przegrała drugą wojnę światową i żadne obecności na paradach w obozach zwycięzców tego nie zmienią.
Kolejny tekst, którego czytanie powoduje przysłowiową gęsią skórkę, to przypomnienie historii powstawanie niekomunistycznych służb. Była to tak naprawdę Służba Bezpieczeństwa bis, po niewielkim odświeżeniu marki (z angielskiego rebrending).
Walka o prawdę historyczną jest elementem wali o władzę polityczną, także we współczesnej Polsce. "Kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość" - zauważył brytyjski pisarz i myśliciel George Orwell. Dlatego po wojnie komuniści zaczęli walkę o władzę od cenzurowania, palenia i niszczenia przedwojennych książek. To był wstęp do pisanej na nowo historii. Dziś historii nikt oficjalnie nie cenzuruje. Nieoficjalnie jednak pewne tematy są powszechnie uznawane z tabu. A jak wiadomo najlepszą cenzurą jest autocenzura autorów.
Seria „Zakazana Historia”, to odtrutka na zakłamywanie polskiej historii.
Jan Piński
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 146
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Leszek Pietrzak
Zakazana Historia
12
Wydawnictwo Penelopa
© Copyright Wydawnictwo Penelopa & Leszek Pietrzak
Skład:
Robert Lijka
Projekt graficzny okładki:
Dariusz Krupa
Redakcja:
Jan Piński
ISBN: 978-83-62908-52-3
Wydawca:
Jerzy Moraś
Wydawnictwo „Penelopa” sp. z.o.o
ul. Grażyny 13/lok. 7
Druk:
TOTEM
ul. Jacewska 89
88-100 Inowrocław
Wydanie I
Warszawa 2015
Wstęp
To już 12 tom „Zakazanej historii” dr Leszka Pietrzaka. Znany publicysta szuka i znajduje ważne ale mało znane lub niepopularne tematy z naszej najnowszej historii.
Pietrzak wie, które tematy są niepopularne i dlaczego. Przez pierwsze dwadzieścia lat wolnej Polski pracował w Urzędzie Ochrony Państwa, Instytucie Pamięci Narodowej (był biegłym w śledztwie dotyczącym zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki), Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, a także był weryfikatorem Wojskowych Służb Informacyjnych.
W tym zbiorze możecie Państwo przeczytać m.in. o zdrajcach z Katynia. „Losu ofiar nie podzieliła grupa ponad czterystu polskich oficerów wyselekcjonowanych przez NKWD. Kilkunastu z nich dopuściło się ewidentnej zdrady ojczyzny i kolaboracji z Sowietami” – pisze Pietrzak w sensacyjnym materiale, który do tej pory był skrzętnie przemilczany.
Innym wstrząsającym tekstem jest bilans drugiej wojny światowej. Wbrew propagandzie zarówno peerelowskiej jak i obecnej Polska przegrała drugą wojnę światową i żadne obecności na paradach w obozach zwycięzców tego nie zmienią.
Kolejny tekst, którego czytanie powoduje przysłowiową gęsią skórkę, to przypomnienie historii powstawanie niekomunistycznych służb. Była to tak naprawdę Służba Bezpieczeństwa bis, po niewielkim odświeżeniu marki (z angielskiego rebrending).
Walka o prawdę historyczną jest elementem wali o władzę polityczną, także we współczesnej Polsce. "Kto kontroluje przeszłość, kontroluje przyszłość" - zauważył brytyjski pisarz i myśliciel George Orwell. Dlatego po wojnie komuniści zaczęli walkę o władzę od cenzurowania, palenia i niszczenia przedwojennych książek. To był wstęp do pisanej na nowo historii. Dziś historii nikt oficjalnie nie cenzuruje. Nieoficjalnie jednak pewne tematy są powszechnie uznawane z tabu. A jak wiadomo najlepszą cenzurą jest autocenzura autorów.
Seria „Zakazana Historia”, to odtrutka na zakłamywanie polskiej historii.
Jan Piński
Zdrajcy z Katynia
Losu ofiar Katynia nie podzieliła grupa ponad czterystu polskich oficerów wyselekcjonowanych przez NKWD. Kilkunastu z nich dopuściło się ewidentnej zdrady ojczyzny i kolaboracji z Sowietami
Dokładnie 75 lat temu sowieckie Biuro Polityczne podjęło decyzję o wymordowaniu polskich oficerów przetrzymywanych w obozach NKWD na terenie Związku Sowieckiego. Fakt ten potwierdza notatka ludowego komisarza spraw wewnętrznych Ławrientija Berii z 5 marca 1940 r., na której znajdują się podpisy członków ówczesnego Politbiura: Józefa Stalina, Klimenta Woroszyłowa, Wiaczesława Mołotowa, Anastasa Mikojana oraz adnotacje o zgodzie dwóch pozostałych członków: Michaiła Kalinina i Łazara Kaganowicza. Niecały miesiąc później rozpoczęła się akcja rozstrzeliwania polskich oficerów i pierwszy transport ruszył z Kozielska na miejsce zbrodni w lesie katyńskim. Potem w Charkowie i Kalininie rozstrzelano oficerów z obozu w Starobielsku i Ostaszkowie. Strzały umilkły dopiero 12 maja 1940 r., gdy sowieccy oprawcy rozstrzelali w Katyniu ostatni transport oficerów z Kozielska. Wśród ofiar znalazło się 4410 jeńców z Kozielska, 3739 jeńców ze Starobielska i 6314 ze Ostaszkowie. Oprócz nich w tym samym czasie rozstrzelano jeszcze 7305 innych polskich więźniów. Łącznie dawało to 21 768 ofiar.
Wprawdzie decyzja Biura Politycznego miała charakter całościowy i nie uwzględniała możliwości wyłączenia kogokolwiek z planu egzekucji, ale z przeznaczonych do likwidacji jeńców wyłączono 395 oficerów (205 z Kozielska, 78 ze Starobielska i 112 z Ostaszkowa). Nie rozstrzelano również – jak zaplanowano – 11 tys. cywilów, a „jedynie” 7305. Nie wiemy, dlaczego NKWD dokonało takiej właśnie korekty, ale najpewniej stały za tym motywy polityczne. Te z perspektywy kolejnych lat wojny stały się znacznie bardziej czytelne. Przyjrzyjmy się zatem, jak wyglądały losy ocalałych oficerów z Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa, a przynajmniej części z nich.
Więźniowie z Griazowca
Wyłączonych z egzekucji oficerów umieszczono najpierw w obozie przejściowym w Juchnowie koło Kaługi, mieszczącym się w byłym sanatorium gruźliczym. Prawdopodobnie przebywali tam tylko kilka tygodni. Nie jest też do końca jasne, czy wszyscy z wyselekcjonowanej grupy tam trafili. Wiemy jednak, że latem 1940 r. jeńcy znaleźli się w obozie przejściowym w Griazowcu pod Wołogdą. Ilu dokładnie? Również w tej sprawie istnieją spore rozbieżności. Prof. Janusz Zawodny, autor głośnej książki o Katyniu, podaje, że z zagłady katyńskiej ocalało 448 oficerów. To sugerowałoby, że spośród ofiar zbrodni wyłączono jeszcze 53 oficerów. W obozie w Griazowcu NKWD dokonało ponownej klasyfikacji jeńców, dzieląc ich na pięć zasadniczych kategorii: oficerów bez charakteru, oportunistów, znudzonych lub zaciekawionych intelektualistów, tych, którzy byli przekonani, że mają zbyt „niski status”, oraz jawnych sympatyków komunizmu. Każda z tych kategorii dawała NKWD jakieś szanse na osiągnięcie założonego celu, czyli doprowadzenie do otwartej kolaboracji z sowieckimi władzami.
Wśród jeńców z Griazowca samoczynnie jednak wykształciły się podziały wewnętrzne. W praktyce wyglądało to tak, że oficerowie jawnie deklarujący sympatię do komunizmu stworzyli własny krąg, zwany przez pozostałych „czerwonym kącikiem”. Grupa ta liczyła 20, a może nawet 30 osób. Reszta starała się zachować dystans wobec „czerwonego kącika”, ale i tak dochodziło do otwartych konfliktów. NKWD skrupulatnie obserwowało wszystkich jeńców, typując wybrańców na trwające godzinami rozmowy. W obozie prowadzono intensywną indoktrynację i na bieżąco obserwowano jej skutki. Na początku października 1940 r. NKWD wyselekcjonowało 13 oficerów z „czerwonego kącika”, którzy zostali zaakceptowania do dalszej „obróbki”. W tej grupie znaleźli się płk Eustachy Górczyński, ppłk Zygmunt Berling, ppłk Leon Bukojemski, ppłk Leon Tyszyński, ppłk Kazimierz Dudziński, kpt. Kazimierz Rosen-Zawadzki, por. Włodzimierz Szumigalski, por. Michał Tomala, por. Janusz Siewierski, por. Tadeusz Wicherkiewicz, por. Roman Imach, ppor. Stanisław Szczypiorski i plut. pchor. Franciszek Kukuliński. 10 października siedmiu z nich (m.in. Górczyński, Berling, Bukojemski i Tyszyński) pod eskortą NKWD wyjechało pociągiem osobowym do Moskwy. Nieformalnym przywódcą grupy stał się ppłk Berling, najsilniej deklarujący prosowieckie sympatie. Następnego dnia do Moskwy przybyło także 21 młodszych oficerów, głównie tych, którzy do Griazowca trafili z Kozielska. Jeńców rozlokowano w kilku moskiewskich więzieniach (m.in. w Butyrkach i na Łubiance). Oczywiście pierwsza grupa była najważniejsza, bo składała się z oficerów wyższych stopniem. Rozmowy z nimi prowadzili zastępca Berii Wsiewołod Mierkułow, gen. Leonid Fiodorowicz Reichmann oraz płk Aleksiej Wasiljewicz Jegorow. Z siedmiu oficerów nie został zaakceptowany tylko jeden. Szóstkę wybranych umieszczono w specjalnych celach na Łubiance, gdzie z każdym z osobna rozmawiał Beria, proponując im udział w tworzeniu polskich jednostek, które będą walczyły u boku Sowietów. Wszyscy przystali na ofertę Berii. Z 21 młodszych oficerów ulokowanych w więzieniu Butyrki tylko jedenastu przewieziono na Łubiankę na rozmowy z samym Berią. Ale ostatecznie odrzucono jeszcze pięciu. Łącznie z obu grup wybrano 13 oficerów, którzy byli zdecydowani na polecenie Sowietów tworzyć nowe polskie wojsko. 1 listopada sześciu najwyższych stopniem umieszczono w okazałym domu w Małachówce, około 40 km od centrum Moskwy. Tam zaczął się kolejny etap planu NKWD.
Pensjonariusze „willi rozkoszy”
Dom w Małachówce polskim wybrańcom od początku wydał się prawdziwą „willą rozkoszy”. Był nowym budynkiem z ogrzewaniem i prysznicami. Miał też siedem obszernych pokojów z wygodnymi łóżkami, kuchnię i łazienkę. Serwowano wyśmienite jedzenie, a o wszystkie potrzeby lokatorów dbały dwie młode pokojówki. Mieszkańcy „willi rozkoszy” nie byli już jeńcami, ale „polskimi gośćmi NKWD”. Sam Beria sytuację po przybyciu pensjonariuszy do Małachówki oceniał obiecująco. W piśmie do Stalina z 2 listopada 1940 r. przedstawił plan utworzenia, uzbrojenia i wyszkolenia polskiej dywizji. Proponował, by grupie Berlinga dać możliwość porozumienia się w formie konspiracyjnej z ich zwolennikami w obozach dla jeńców wojennych w celu doboru reszty kadry przyszłej dywizji. Ale niebawem okazało się, że nie wszyscy Polacy z Małachówki nadają się do realizacji planu Berii. Niektórzy musieli zostać odrzuceni. Tak stało się z płk. Morawskim, który zaraz po napisaniu na prośbę Sowietów memorandum dotyczącego przyszłej Polski pojechał z powrotem do wiezienia Butyrki. Najwyraźniej to, co napisał, kompletnie nie pasowało do założeń planu NKWD. Pogarszała się również wyraźnie atmosfera w „willi rozkoszy”. Okazało się, że polscy oficerowie wcale nie tworzą zwartej grupy. Wyszło na jaw, że notorycznie się kłócą i prowokują spięcia między sobą, dotyczące zwłaszcza polskich wartości i symboli, które dla wielu z nich nadal były bliskie mimo wcześniej deklarowanej woli współpracy z Sowietami. Do otwartego konfliktu doszło w sylwestrową noc 31 grudnia 1940 r. Kiedy wybiła północ i sowieckie radio nadało „Międzynarodówkę”, ppłk Zygmunt Berling stanął na baczność, a wraz z nim kilu innych oficerów, ale reszta nie podniosła się z krzeseł. Podobnie było, gdy wzniesiono toast za sowiecką partię komunistyczną. Od tamtej pory dochodziło do zażartych kłótni i wymiany obelg między tymi, którzy już zdradzili, a tymi, którzy chcieli się jeszcze wycofać ze zdrady ojczyzny. Czasami kończyło się to bijatyką. Pewnego razu rotmistrz Narcyz Łopianowski, widząc sowiecką mapę, na której pół Polski oznaczono jako tereny należące do Związku Sowieckiego, skwitował to niezwykle złośliwie. W reakcji usłyszał od ppłk. Berlinga słowa „świnia i faszysta”, po czym doszło między nimi do bijatyki. Obu musieli rozdzielać inni oficerowie. Łopianowski w marcu 1941 r. ponownie znalazł się w Butyrkach. Podobny los spotkał mjr. Józefa Lisa. Obaj zresztą odmówili podpisania haniebnej deklaracji opracowanej przez ppłk. Dudzińskiego, która postulowała, aby Polska jak najszybciej weszła w skład „szczęśliwych narodów Związku Sowieckiego”.
W Małachówce oficerowie byli poddawani niezwykle brutalnej indoktrynacji. Miała ona ostatecznie wprowadzić ich w świat zdrady. W tym celu puszczano im sowieckie audycje radiowe, podsuwano sowiecką prasę i zmuszano do słuchania wykładów oficerów politycznych, po których mieli organizować dyskusje, a potem sami wygłaszać odczyty na temat postawy ideologicznej nowej polskiej armii. Jeden z takich wykładów nosił tytuł „Czerwona Polska siedemnastą republiką Związku Sowieckiego. Po nim dwóch kolejnych pensjonariuszy Małachówki odesłano z powrotem do więzienia. Na ich miejsce przysłano innych z Griazowca. Ostatecznie cały sześciomiesięczny kurs w „willi rozkoszy” ukończyło 13 absolwentów, którzy w ocenie NKWD spełnili wszystkie kryteria, by stać się zaczynem nowego polskiego wojska. Ale polskiego tylko z nazwy, bo w rzeczywistości złożonego ze zdrajców. Na koniec absolwenci z Małachówki wzięli udział w defiladzie na placu Czerwonym 1 maja 1941 r. – już po cywilnemu, bo zabrano im mundury polskiej armii.
Zmiana sytuacji i planów
Wszystko zmieniło się 22 czerwca 1941 r., gdy Niemcy uderzyły na Związek Sowiecki, zadając mu potężne straty już w pierwszych dniach wojny. Cztery dni później NKWD postanowiło umieścić całą trzynastkę z Małachówki w moskiewskim mieszkaniu przy ul. Neapolitańskiej, gdzie stale byli pod strażą. Niebawem skierowali na ręce Berii sześciopunktową deklarację, w której wyrażali chęć walki z Niemcami pod sztandarami Sowietów i budowy nowej Polski jako sowieckiej republiki. Pod deklaracją widniały nazwiska płk. Gorczyńskiego, ppłk. Berlinga, ppłk. Bukojemskiego, ppłk. Tyszyńskiego, ppłk. Dudzińskiego, kpt. Rosen- Zawadzkiego, por. Szumigalskiego, por. Tomali, por. Siewierskiego, por. Wicherkiewicza, por. Imacha, ppor. Szczypiorskiego i pchor. Kukulińskiego. Ten wyjątkowo podły dokument był jeszcze jednym dowodem ich zdrady.
Tymczasem położenie Sowietów pogarszało się z tygodnia na tydzień. Niemieckie wojska parły do przodu, zajmując olbrzymie połacie kraju. Do niewoli trafiały setki tysięcy czerwonoarmistów. Sowieci coraz usilniej szukali sprzymierzeńców w wojnie z Niemcami. W takiej sytuacji zdecydowali się nawiązać kontakt z polskim rządem w Londynie. W rezultacie 30 lipca 1941 r. premier Władysław Sikorski i sowiecki ambasador w Londynie Iwan Majski podpisali układ przywracający wzajemne stosunki dyplomatyczne. Na jego podstawie Sowieci zobowiązali się do uwolnienia z aresztów, więzień i obozów pracy wszystkich polskich obywateli przebywających tam od jesieni 1939 r. W ten sposób zasadniczej zmianie uległo również położenie trzynastki z „willi rozkoszy”. Każdy z nich otrzymał od NKWD tysiąc rubli i sowieckie dokumenty mające ułatwić im poruszanie się po kraju. Niebawem dowiedzieli się również, że w Związku Sowieckim będzie formowana polska armia pod dowództwem gen. Władysława Andersa, także byłego sowieckiego więźnia. Podpułkownik Zygmunt Berling poczuł się sfrustrowany, bo wielka kariera u boku Sowietów wydawała się oddalać. Chciał nawet wstąpić do Armii Czerwonej. Jego zamiaru nie podzielili jednak pozostali członkowie grupy z Małachówki. Ostatecznie wszyscy zdecydowali się wstąpić do armii organizowanej przez Andersa. Zostali do niej przyjęci, chociaż w sztabie generała wiedziano o rozmowach, jakie prowadzili z nimi Sowieci. Nie znano jednak ich szczegółów. W gruncie rzeczy oficerowie z Małachówki nie byli jedynymi, których Sowieci próbowali skłonić do współpracy (sondowano np. samego Andersa). Anders jednak podobno nie do końca ufał ludziom Berlinga i zlecił ich dyskretną obserwację, gdy do jego sztabu dotarli wyrzuceni z Małachówki oficerowie, którzy opowiedzieli, co się tam działo. W każdym razie członkowie grupy Berlinga objęli różne funkcje w armii Andersa. Sam Berling został szefem sztabu 5. Dywizji Piechoty, a następnie szefem bazy ewakuacyjno-zaopatrzeniowej w Krasnowodsku. Podpułkownik Bukojemski został dowódcą artylerii w 10. Dywizji Piechoty, ale nie na długo. W marcu 1942 r. stanął przed sądem wojskowym, oskarżony o działania na szkodę Polski i jej sojuszników oraz łamanie dyscypliny wojskowej. Został skazany na 14 miesięcy więzienia. Pozostali oficerowie z Małachówki objęli niższe stanowiska.
Gdy latem 1942 r. armia Andersa opuszczała Związek Sowiecki, by udać się na Bliski Wschód i dołączyć do brytyjskiej 8. Armii, w jej szeregach nie było już ppłk. Berlinga, który najzwyczajniej zdezerterował. Za swój czyn został w lipcu 1943 r. skazany zaocznie na karę śmierci. Berling i przebywający w więzieniu Bukojemski mogli teraz czekać na kolejną ofertę od Sowietów. I ta w końcu nadeszła w maju 1943 r., gdy w Sielcach nad Oką rozpoczęto formowanie 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki. Berling, mianowany przez Sowietów generałem, został jej dowódcą, a Bukojemski dowodził 1. Pułkiem Artylerii. Dywizja Berlinga stała się zalążkiem armii komunistycznej Polski, armii, która narodziła się w wyniku zdrady, do jakiej doszło w podmoskiewskiej „willi rozkoszy”.
W cieniu Katynia
Katastrofa smoleńska mocno naznaczona została historią Zbrodni Katyńskiej – najbardziej tragicznej zbrodni, jakiej doświadczyli Polacy w XX wieku. W ten sposób współczesność jeszcze raz przywołała tragiczna przeszłość z polskiej historii.
Gdy rankiem 10 kwietnia 2010r. Polakami wstrząsnęły informacje ze Smoleńska wielu z nich zastanawiało się, czy skrwawiona polską krwią smoleńska ziemia nie jest dla nas rzeczywiście miejscem przeklętym. Oto bowiem wydarzyła się tam kolejna tragedia, której ofiarą była elita polskiego państwa z Prezydentem RP Śp. Lechem Kaczyńskim na czele. Tamtego ranka nie można było uciec myślami od tego, co wydarzyło się wiosną 1940r., gdy zbrodniarze z NKWD rozstrzelali w Lesie Katyńskim, polskich oficerów, będących częścią ówczesnej polskiej elity. Ale nie tylko to, że oba miejsce dzieliło zaledwie 18 kilometrów i w obu z nich zginęli przedstawiciele elity polskiego państwa nasuwało taką właśnie refleksję. Polska delegacja z Prezydentem RP Lechem Kaczyńskim leciała do Smoleńska właśnie po to, aby uczcić 70-tą rocznicę tragicznej zbrodni sprzed 70 lat.
Wizyta w Katyniu miała być szczególnym momentem w prezydenturze Lecha Kaczyńskiego. W swoim wystąpieniu w Katyniu prezydent miał wypowiedzieć m.in. słowa: „Katyń i kłamstwo katyńskie stały się bolesną raną polskiej historii, ale także na długie dziesięciolecia zatruły relacje między Polakami i Rosjanami. Nie da się budować trwałych relacji na kłamstwie. Kłamstwo dzieli ludzi i narody. Przynosi nienawiść i złość. Dlatego potrzeba nam prawdy!” Słowa te miały być takim credem, jakie winno przyświecać budowaniu polsko-rosyjskich relacji. W nigdy nie wygłoszonym przemówieniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego była nie tylko diagnoza stanu polsko - rosyjskich stosunków, ale zarazem recepta na ich poprawę. A tą receptą, według Kaczyńskiego mogła być tylko prawda na temat tamtej zbrodni. Ale tylko pełna prawda, bezwarunkowa, a jednocześnie sprzężona z odpowiedzialnością. Bo tylko wtedy jak sądził Kaczyński możliwe będzie budowanie przyjacielskich relacji pomiędzy Rosją a Polską. Słowa Kaczyńskiego miały paść w szczególnej chwili. W polsko – rosyjskich relacjach od kilku lat nie działo się dobrze. Oprócz wielu problemów, jakie systematycznie dawały znać o sobie, jeden był szczególny. To Zbrodnia Katyńska i stosunek do niej rosyjskich władz, zupełnie odstający od polskich oczekiwań w tym zakresie.
Od entuzjazmu do recesji
Gdy w 1989r. rozpoczęła się europejska Wiosna Ludów i zaczął się rozpad całego komunistycznego bloku liczyliśmy, że wreszcie doczekamy czasów, gdy poznamy pełną prawdę o zbrodni w Katyniu. Pierwszym sygnałem, że tak się niechybnie stanie był komunikat sowieckiej agencji TASS z 7 kwietnia 1990r. potwierdzający sowieckie sprawstwo zbrodni i kluczową rolę w niej NKWD. Tamten komunikat miał miejsce zaledwie kilka dni przed wizytą w Moskwie ówczesnego polskiego prezydenta gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Zanim jednak komunikat TASS został wyemitowany sowiecki przywódca Michaił Gorbaczow długo zastanawiał się nad jego politycznymi konsekwencjami. Nie miał jednak już wyboru. Dalsze zaprzeczanie zbrodni byłoby w oczywisty sposób wbrew jego głasnosti – polityce zakładającej ujawnienie dotychczas ukrywanych faktów historycznych. Ale to co wówczas mogliśmy usłyszeć na temat zbrodni nie było jeszcze całą prawdą. Na następny krok prowadzący do niej musieliśmy czekać ponad dwa lata. Tak naprawdę stało się to trochę przypadkowo. Ostateczny rozpad Związku Sowieckiego w grudniu 1991r. był też końcem epoki rządów Michaiła Gorbaczowa. Jego następca Borys Jelcyn – już jako Prezydent Federacji Rosyjskiej postanowił politycznie pogrążyć swojego rywala i ujawnić na temat zbrodni w Katyniu to, czego nie ujawnił jego rywal Gorbaczow. 14 października 1992 r., na osobiste polecenie Jelcyna naczelny archiwista Rosji Rudolf Pichoja przekazał prezydentowi Lechowi Wałęsie kopie dokumentów z tzw. Teczki specjalnej nr 1, Zawierała ona wiele kluczowych dokumentów na temat zbrodni, w tym m.in. decyzję sowieckiego Biura Politycznego WKP(b) z 5 marca 1940r. na podstawie której NKWD rozstrzelało polskich oficerów z obozów w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie oraz polskich cywili przetrzymywanych w więzieniach znajdujących się na obszarze Białoruskiej SSR i Ukraińskiej SSR ( 14 463 oficerów i 7305 cywili, co daje łącznie liczbę 21 768 polskich ofiar). Ale wśród kopii przekazanych dokumentów była także uchwała Prezydium KC KPZR o zniszczeniu akt polskich jeńców wojennych z 1959 r. oraz inne dokumenty związane z utrzymywaniem tzw. „linii oficjalnej” Związku Sowieckiego w sprawie zbrodni. Tak naprawdę krok Jelcyna, pokazał dobitnie, że jego poprzednik nie ujawnił kluczowych dokumentów na temat zbrodni, którymi dysponował jako przywódca sowieckiego państwa. Decyzja B. Jelcyna o przekazaniu dokumentacji katyńskiej została dobrze przyjęta w Polsce. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej w oświadczeniu z 16 października 1992 r. wyraził nadzieję, że stosunki polsko-rosyjskie będą budowane dzięki temu „w oparciu o prawo i prawdę”. Ale wraz z dojściem do władzy Jelcyna strona polska wiązała również nadzieje na postęp w prowadzonym przez Naczelną Prokuraturę Wojskową Federacji Rosyjskiej śledztwie w sprawie Katynia. I początkowo tak rzeczywiście było. Doszło nawet do ekshumacji z udziałem polskich ekspertów w Miednoje i w Piatichatkach koło Charkowa, gdzie ujawniono nowe zbiorowe mogiły polskich jeńców. Jednak po pewnym czasie po stronie rosyjskiej ujawniała się tendencja do hamowania śledztwa, zarówno ze strony Federalnej Służby Bezpieczeństwa (następczyni sowieckiego KGB) jak i samych rosyjskich władz. Pierwszym przejawem tego było odwołanie w końcu 1992 r. płk Aleksandra Trietieckiego - szefa rosyjskiej grupy śledczej zajmującej się zbrodnią, który był zwolennikiem współpracy ze strona polską i optował za tym, aby na bieżąco informować opinie publiczna o postepach w śledztwie. Wprawdzie w 1993 r. B. Jelcyn złożył wieniec pod krzyżem katyńskim na warszawskich Powązkach, a w 1995 r. rozpoczęły się prace związane z budową cmentarza w Lesie Katyńskim i następnie (1998 r.) cmentarza w Charkowie, to jednak polityczny klimat w Rosji dla śledztwa katyńskiego ulegał radykalnej zmianie. Widać to było nawet w wypowiedziach polityków z najbliższego otoczenia Jelcyna. Potem pojawił się jeszcze jeden kluczowy problem związany ze zbrodnią. Otóż strona rosyjska coraz bardziej zaczęła demonstrować opór przeciwko wnioskowi o uznanie Zbrodni Katyńskiej za zbrodnię ludobójstwa. Zdaniem wielu polskich historyków, rosyjskie władze nie chcąc do tego dopuścić w końcu 1996r. specjalnie przeforsowały nowy rosyjski kodeks karny, który wykluczył wszystkie zbrodnie z okresu sowieckiego z możliwości zakwalifikowania ich jako zbrodnie ludobójstwa. W ich ocenie chodziło w tym wypadku przede wszystkim o Zbrodnię Katyńską. W efekcie tych wszystkich zabiegów strony rosyjskiej w kolejnych latach wokół śledztwa katyńskiego zaczęło pojawiać się coraz więcej politycznych i prawnych problemów, coraz bardziej utrudniających jego dalszy postęp. Rosjanie zaczęli umniejszać znacznie Zbrodni w Katyniu i dążyć do tego, aby została ona wyrwana z całościowego kontekstu polsko – rosyjskich stosunków. Nowy rozdział dotycząc Zbrodni Katyńskiej zaczął się wraz ze zmianą władzy na Kremlu i objęciem funkcji Prezydenta Federacji Rosyjskiej przez Władimira Putina.
Antypolska gra Putina