Żyć lepiej. O rozwoju osobistym - Ewa Woydyłło - ebook + audiobook

Żyć lepiej. O rozwoju osobistym ebook

Ewa Woydyłło

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

12 osób interesuje się tą książką

Opis

Recepta na lepsze życie istnieje. Trzymasz ją właśnie w rękach.

Często zadajemy sobie pytanie: jak żyć? Ewa Woydyłło przekonuje, że można żyć lepiej i podpowiada, jak uważnie patrzeć w głąb i wokół, by coraz pełniej poznawać siebie. Ten energetyczny przewodnik uskrzydla, nie pozwala trwać bezczynnie i daje moc do działania. Zachęca nas do rozwoju osobistego, który nie jest pustym (i modnym) hasłem, ale rzeczywistą przemianą.

Jesteście ciekawi jak żyć lepiej? Dołączcie do pełnej lekkości, mądrości i dystansu opowieści jednej z najpoczytniejszych polskich psycholożek, która od lat z ogromnymi sukcesami wspiera ludzi w samodoskonaleniu.

Weźcie udział w rozmowie o tym, jak:

- poznać słownik własnych uczuć i emocji,

- pożegnać się z gniewem i żalem,

- poprawić relacje z innymi,

- żyć pełniej, autentyczniej i w zgodzie z własnymi wartościami,

- odnaleźć drogę do wewnętrznego uzdrowienia.

Możemy mieć drugi samochód, pracę, związek. Możemy dostać i dać drugą szansę. Ale życie mamy tylko jedno. Przeżyjmy je lepiej!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 97

Oceny
4,6 (210 ocen)
141
54
9
4
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
majka153

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo dobra
00
SypMar

Całkiem niezła

Książka wg mnie o terapii i terapeucie. Nie jest zła ale czegoś innego szukałam.
00
Kasix_15

Nie oderwiesz się od lektury

świetna ❤️‍🔥
00
Robert69S

Nie oderwiesz się od lektury

Rozważania, które do mnie przemawiają.
00
NatKan

Nie oderwiesz się od lektury

Ok
00

Popularność




Opieka re­dak­cyjna: KA­TA­RZYNA KRZY­ŻAN-PE­REK
Re­dak­cja: ANNA RUD­NICKA
Ko­rekta: EWA KO­CHA­NO­WICZ, MA­RIA ROLA, ANETA TKA­CZYK
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych: UR­SZULA GI­REŃ
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2024Dar by Cze­sław Mi­łosz. Co­py­ri­ght © 2011, The Es­tate of Cze­sław Mi­łosz, used by per­mis­sion of The Wy­lie Agency (UK) Li­mi­ted
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07957-7
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Ty, co prze­cho­dzisz obok

Pro­szę cię

Zrób coś

Spró­buj coś za­tań­czyć

Zrób coś, co uza­sadni, że je­steś

Coś, co uprawni cię

Do stro­je­nia się w skórę i włosy na ciele

Na­ucz się cho­dzić i śmiać się

Bo bez­sen­sem by­łoby prze­cież

Żeby tak umie­rano

Kiedy ty ży­jesz

Nie ro­biąc z sobą ni­czego

Char­lotte Delbo, Mo­dli­twa do Ży­wych

.

Strofa z wier­sza fran­cu­skiej pi­sarki[1], która prze­żyła Au­schwitz, gdzie ob­co­wała z naj­bar­dziej bez­sen­sowną, ma­sową śmier­cią, po­ru­sza su­mie­nie. To z tam­tego miej­sca ape­luje ona do nas współ­cze­snych. Nie pró­buje obar­czać winą, do­tyka na­to­miast cze­goś głęb­szego, naj­bar­dziej oso­bi­stego w czło­wieku: na­szego po­wo­ła­nia i po­czu­cia od­po­wie­dzial­no­ści za to, co zro­bimy z wła­snym ży­ciem. Wręcz na­po­mina ży­ją­cych, że zo­stało nam ono dane po coś. Chcia­łam na­pi­sać: „chyba po coś”, ale nie, nie za­mie­rzam zo­sta­wiać tu­taj pola na żadne wąt­pli­wo­ści. Umysł ludzki, ten wy­soki ewo­lu­cyjny atry­but or­ga­nicz­nego ży­cia na na­szej pla­ne­cie, do cze­goś w końcu czło­wieka zo­bo­wią­zuje. Czymś się wy­róż­nia i od­róż­nia od skał, które mogą po pro­stu bez­czyn­nie le­żeć; od ro­ślin bier­nie we­ge­tu­ją­cych, ofe­ru­ją­cych cień lub po­ży­wie­nie in­nym by­tom bio­lo­gicz­nym; od­róż­nia nas rów­nież od zwie­rząt, ist­nie­ją­cych i za­spo­ka­ja­ją­cych swoje po­trzeby in­stynk­tow­nie, cho­ciaż już wiemy, że by­naj­mniej nie nie­wraż­li­wie i nie cał­kiem bez­ro­zum­nie. Krótko mó­wiąc, Char­lotte Delbo prze­strzega przed nic­nie­ro­bie­niem, na­zy­wa­jąc to wprost i do­słow­nie „bez­sen­sem”.

Ar­cy­trudna kwe­stia. Przy­cho­dzą mi od razu na myśl okładki ksią­żek, ty­tuły wy­wia­dów w ko­lo­ro­wej pra­sie, re­klamy warsz­ta­tów psy­cho­lo­gicz­nych, a także nie­zli­czone ga­dżety ozdo­bione ha­słami w ro­dzaju: „Bądź sobą”, „Nic nie mu­sisz” czy „Od­czep się od sie­bie” (nie­rzadko w wul­gar­niej­szej wer­sji).

Do ha­seł tych od­no­szę się z am­bi­wa­len­cją, wy­ra­żoną przez kla­syka w pa­mięt­nym zda­niu: „Je­stem za, a na­wet prze­ciw”. No wła­śnie, je­stem za, po­nie­waż ow­szem, każdy niech so­bie bę­dzie, jaki jest i ni­komu nic do tego. Nikt nie wy­brał swego DNA ani miej­sca i daty uro­dze­nia. Ści­ga­nie się, aby do­rów­nać ja­kie­muś per­so­nal­nemu wzor­cowi z Sèvres, to prze­sada. Osoba ludzka nie jest pro­duk­tem pod­le­ga­ją­cym kon­troli ja­ko­ści czy przy­dat­no­ści do spo­ży­cia. Każ­demu czło­wie­kowi z jego nie­po­wta­rzalną uni­kal­no­ścią przez sam fakt przyj­ścia na świat przy­słu­guje prawo do by­cia sobą i ni­kim wię­cej.

Sprze­ci­wiam się jed­nak za­spo­ka­ja­niu swo­ich by­to­wych po­trzeb czy­im­kol­wiek kosz­tem przez ko­goś, kto wy­rósł już z dzie­ciń­stwa i nie ma orze­cze­nia nie­peł­no­spraw­no­ści fi­zycz­nej czy psy­chicz­nej unie­moż­li­wia­ją­cej sa­mo­dziel­ność. Je­stem prze­ciw ja­ło­wemu ży­ciu, które przy­pra­wia o łzy i roz­pacz naj­bliż­szych, ko­cha­ją­cych tego ko­goś bar­dziej niż sie­bie i bła­ga­ją­cych sło­wami Delbo: „Pro­szę cię / Zrób coś...”. Ale do­strze­gam rów­nież istotny zwią­zek mię­dzy nic­nie­ro­bie­niem a nudą, na­ra­sta­jącą fru­stra­cją i nie­za­do­wo­le­niem z ży­cia, ła­two przy­bie­ra­ją­cym po­stać sta­nów sub­de­pre­syj­nych, które prze­cho­dzą nie­rzadko w peł­no­obja­wową prze­wle­kłą de­pre­sję. A na to wła­śnie tak wielu lu­dzi dzi­siaj się uskarża.

Oto moja pro­po­zy­cja: pro­szę bar­dzo, bądź sobą, ale ta­kim sobą, któ­rego bę­dziesz ce­nić i sza­no­wać, kto wie, któ­rego może na­wet zdo­łasz „po­ko­chać” – do czego za­chęca inne modne ostat­nio ha­sło. Ono też brzmi sen­sow­nie, lecz po­dob­nie jak „Bądź sobą!” wy­maga speł­nie­nia pew­nych wa­run­ków. Wy­zwa­la­czem ta­kiego uczu­cia, jak po­ko­cha­nie ko­goś, także sie­bie, jest z re­guły uzna­nie, po­dziw, a na­wet coś w ro­dzaju za­chwytu. Będę bro­nić tego ostat­niego słowa, przed któ­rym nasz pol­ski etos okrop­nie się wzbra­nia – jak to, za­chwy­cać się kim­kol­wiek, a zwłasz­cza sobą?! Toż to pra­wie grzech... No do­brze, do­dam więc: „z umia­rem”, żeby za­chwyt nie ko­ja­rzył się z cięż­szym grze­chem, czyli py­chą. Naj­le­piej można ów sa­mo­za­chwyt za­ob­ser­wo­wać u dzieci, szcze­gól­nie u tych bar­dzo ma­łych, ta­kich rocz­nych czy dwu­let­nich. Po­tem, gdy one do­ra­stają, do­ro­śli za­czy­nają je sku­tecz­nie od­uczać prze­ży­wa­nia dumy i ra­do­ści z wła­snych suk­ce­sów i co­raz lep­szej spraw­no­ści i spraw­czo­ści.

Ja nie wi­dzę w za­chwy­cie ni­czego zdroż­nego. Wręcz prze­ciw­nie, mam przed oczami nie­jed­nego ma­lu­cha (wli­cza­jąc w to moje wła­sne córki, wnu­ków i pra­wnuczki), któ­remu zwy­kle po se­rii prób uda­wało się w końcu do­pa­so­wać trój­kątny klo­cek do trój­kąt­nego otworu w dzie­cin­nej za­bawce, wła­sno­ręcz­nie wy­płu­kać pod kra­nem ku­bek, za­wią­zać na ko­kardkę sznu­ro­wa­dło albo na­uczyć się bu­do­wać z kloc­ków wieże, by za mo­ment jed­nym ru­chem sa­mo­dziel­nie je bu­rzyć, a ko­lejne wzno­sić co­raz to wy­żej i wy­żej. Pa­mię­tam za­pa­la­jące się w oczach tych ma­łych istot iskry ra­do­ści; nie­które w ta­kich mo­men­tach biją so­bie brawo i przy­zy­wają do­ro­słych, żeby byli świad­kami ich trium­fów, a wszystko dla­tego, że – nie bójmy się pa­tosu – dziecko, które samo coś zrobi i zy­ska w oczach waż­nych osób uzna­nie, czuje dumę i za­chwyt. Jest szczę­śliwe. Ja­kaś część tych uczuć do­ty­czy da­nego dzieła lub wy­czynu, ale i tak sporo od­nosi się do au­tora, czyli do sie­bie. Cu­downe do­zna­nia, moż­liwe, że naj­pięk­niej­sze w ży­ciu. Z nich zbu­do­wana jest więk­szość ludz­kich szczęść. Zna je każdy, kto robi to, co umie i lubi ro­bić (albo wła­śnie lubi to, co robi i po­trafi ro­bić).

Przy­wo­łuję naj­wcze­śniej­sze lata, kiedy ła­two o ra­do­sne prze­ży­cia. Wów­czas wszystko jest jesz­cze nie­od­kryte, dzieje się po raz pierw­szy, fa­scy­nuje, za­cie­ka­wia i cie­szy. W ni­czym nie prze­szka­dzają jesz­cze żadne za­ha­mo­wa­nia ani kom­pleksy. Małe dziecko nie boi się cze­goś ta­kiego jak po­rażka, po­nie­waż każda próba – udana czy nie­udana – to jed­na­kowo fan­ta­styczna przy­goda. Taka jest po pro­stu pier­wotna na­tura każ­dego z nas. Gdyby nie wy­cho­wy­wa­nie przez cią­głą kry­tykę, umniej­sza­nie za­sług przez po­rów­ny­wa­nie do in­nych i, co naj­gor­sze, tok­syczne pro­roc­twa w ro­dzaju „nic z cie­bie nie bę­dzie”, więk­szość unik­nę­łaby póź­niej­szych za­ła­mań, znie­chę­ceń i nie zre­zy­gno­wa­łaby z wy­sił­ków. Wielu nie we­ge­to­wa­łoby po trzy­dzie­stce albo i dłu­żej, wio­dąc bez­ce­lowy ży­wot na gar­nuszku ro­dziny, a nie­rzadko sa­mych ma­tek.

Lu­dzi roz­cza­ro­wa­nych sobą, po­grą­ża­ją­cych się w apa­tii i na­ło­gach już od mło­dego wieku zdaje się w na­szych cza­sach przy­by­wać. Oczy­wi­ście nie same błędy wy­cho­waw­cze po­no­szą winę za ten stan rze­czy. Ba­da­cze współ­cze­snych spo­łe­czeństw zwra­cają uwagę na ta­kie zja­wi­ska, jak roz­pad wie­lo­po­ko­le­nio­wej ro­dziny, ma­sowa do­stęp­ność po­kus in­ter­ne­to­wych, nie­ru­chliwy tryb ży­cia oraz nad­miar wol­no­ści, za­nim ugrun­tują się zdrowy sys­tem war­to­ści i oso­bi­sta od­po­wie­dzial­ność. W ty­glu cią­głych prze­mian to­wa­rzy­szące im stresy prze­kra­czają czę­sto ludzką wy­trzy­ma­łość. No i mamy, co mamy.

W re­ak­cji na te pro­blemy mnożą się więc co­raz to nowe formy wspar­cia, do­radz­twa i te­ra­pii, z któ­rych ko­rzy­stają za­równo bli­scy osób nie­zdol­nych od­na­leźć celu i sensu swego ży­cia, jak i one same. W efek­cie ob­ser­wu­jemy ogromny awans usług czer­pią­cych gar­ściami z psy­cho­lo­gii, w tym roz­ma­itych tre­nin­gów i szkół te­ra­pii, tu­to­ringu, czyli po­mocy w ucze­niu się, a także po­pu­lar­nego pi­śmien­nic­twa na wszel­kie moż­liwe te­maty zwią­zane z po­prawą ja­ko­ści ży­cia. Na tej fali roz­prze­strze­nia się moda na sa­mo­do­sko­na­le­nie nie tylko wśród osób za­gu­bio­nych i bez­rad­nych, lecz rów­nież cał­kiem spraw­nych, ale pra­gną­cych ulep­szać swoje funk­cjo­no­wa­nie w trud­nym współ­cze­snym świe­cie.

Sama w tym uczest­ni­czę i raz po raz prze­ko­nuję się, że roz­wój oso­bi­sty, ina­czej: praca nad sobą, to wcale nie jest modna fa­na­be­ria czy dzi­waczna dys­cy­plina upra­wiana przez lu­dzi, któ­rym prze­wró­ciło się w gło­wie. Po­moc te­ra­peu­tyczna nie­kiedy do­słow­nie ra­tuje ży­cie i zdro­wie, czę­sto po­maga ock­nąć się w porę i nad­ro­bić za­le­gło­ści wy­ni­ka­jące z za­nie­dbań w dzie­ciń­stwie do­mo­wym czy szkol­nym. A przede wszyst­kim za­wsze otwiera szansę na bar­dziej świa­dome wy­bory i de­cy­zje, od któ­rych za­leży ja­kość ży­cia. Uwa­żam, że ten trend jest jed­nym ze zna­mion po­stępu cy­wi­li­za­cyj­nego. Czyż nie jest nie­sa­mo­wite, że nie­gdy­siej­sza do­mena fi­lo­zo­fów i my­śli­cieli wy­mknęła się spod ich tiar, me­lo­ni­ków i do­stoj­nych pe­ruk i za­do­ma­wia się pod far­bo­wa­nymi grzyw­kami czy iro­ke­zami? A to i tak do­piero po­czą­tek.

W każ­dym ra­zie na­prawdę wszyst­kich, nie wy­łą­cza­jąc ni­kogo, za­pra­szam do lek­tury.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Źró­dła cy­ta­tów i bi­blio­gra­fia

[1] Char­lotte Delbo, Mo­dli­twa do Ży­wych, w: Au­schwitz and After, New Ha­ven 1995, przeł. Na­ta­lia Osia­tyn­ska.