Droga do siebie. O poczuciu wartości - Ewa Woydyłło - ebook + audiobook

Droga do siebie. O poczuciu wartości ebook

Ewa Woydyłło

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

38 osób interesuje się tą książką

Opis

Książka popularnej i cenionej psycholożki, która w swojej pracy pomogła tysiącom kobiet.

Z niskim poczuciem wartości zmaga się wielu ludzi, ale częściej kobiety. Przytłoczone trudnymi doświadczeniami, codziennością i patriarchalną kulturą nie mogą doświadczyć samoakceptacji, sprawczości i wiary we własne możliwości. Bywa, że prowadzi to do przyjęcia roli ofiary czy obwiniania całego świata za swoje niepowodzenia.

Ewa Woydyłło zaprasza do uważnej, czułej, a jednocześnie konkretnej i energetyzującej podróży w głąb siebie w poszukiwaniu poczucia wartości. Droga, którą proponuje, zaczyna się od dokładnego przyjrzenia się temu, co myślmy, mówimy i robimy. Pozwala to wychwycić szkodliwe schematy, które budują kompleks niższości i blokują wzrastanie. Demontaż tych mechanizmów i zastąpienie ich nowymi, konstruktywnymi, pozwala zyskać wewnętrzną siłę, pewność i spokój.

Życie to droga. Znajdujesz się w miejscu, do którego doszłaś.

Nie zatrzymuj się, zmierzaj tam, dokąd pragniesz dojść.

Nie wszystko musi ci się udać. Niewykonalne cele zmieniaj na wykonalne.

Zaakceptuj rzeczy, nad którymi nie masz kontroli.

Przebaczaj winowajcom, w tym także sobie.

Rozmyślaj, analizuj, ale nie rozpamiętuj swoich żałości.

Smutek nie jest zabroniony, ale jeżeli ci z nim źle, to poszukaj pomocy.

Źródło poczucia wartości kryje się w tym, co myślisz, mówisz i robisz.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 140

Oceny
4,4 (450 ocen)
286
90
45
20
9
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kociepsoty

Nie oderwiesz się od lektury

Warto posłuchać i dać sobie szansę.
10
przycka

Nie oderwiesz się od lektury

Interesująca, czyta się szybko i przyjemnie. Książka-spotkanie. Polecam przeczytać :)
10
kawa_arabska

Nie oderwiesz się od lektury

Krótka, ale mądrze napisana książka.
10
Asiulkakc

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
10
JoannaTro

Nie oderwiesz się od lektury

mądra
10

Popularność




Opieka redakcyjna: KATARZYNA KRZYŻAN-PEREK
Redakcja: ANNA RUDNICKA
Korekta: ANNA DOBOSZ, EWA KOCHANOWICZ, PRACOWNIA 12A
Projekt okładki: URSZULA GIREŃ
Zdjęcie na okładce: © Shutterstock/ Vic and Julie Pigula
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
© Copyright by Wydawnictwo Literackie, 2022
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-07726-9
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.
.

Tytuł niezły, ale łatwo tak powiedzieć, trudniej zrobić. Trudniej nie znaczy jednak, że nie zrobisz. Najważniejsze to porzucić defetyzm. Defetyzm przejawia się w braku wiary w powodzenie przedsięwzięcia, zadania, pomysłu – każdej sprawy wymagającej wykonania. Jest nawykowym przewidywaniem porażki. Niechby sobie tak było, gdyby oznaczało to jedynie marudzenie bez żadnych konsekwencji. Ale nie, owo przewidywanie rzutuje na przebieg i końcowy rezultat podejmowanych wyzwań. A także na ich planowanie. Można powiedzieć, że przewidywanie przesądza o powodzeniu lub niepowodzeniu zamierzenia.

Towarzyszy temu dość dziwny, acz logiczny związek przyczynowo-skutkowy. Polega on na tym, że każdy lubi mieć rację; dlatego, jeżeli powiesz sobie, że ci się coś nie uda, to podświadomie, dla potwierdzenia owej „racji”, doprowadzisz do tego, że tak się stanie. Na końcu masz wątpliwą satysfakcję („Wiedziałam. Miałam rację!”). Reguła ta działa oczywiście również w odwrotnym kierunku. Gdy postanowisz, że ci się uda, to zwiększysz prawdopodobieństwo sukcesu. Nie polega to na zaklęciach, ale na pozytywnym lub negatywnym nastawieniu, czyli jakby na zaszyfrowanym podejściu oznaczającym chęć lub niechęć, entuzjazm lub gnuśność oraz motywację lub brak motywacji wobec danego projektu. Ów zaszyfrowany sekret tkwi w wyborze strategii oraz zasobu wiedzy, czasu i energii, jakie przeznaczysz na dane działanie. Nie mamy tu do czynienia z żadną psychomagią, tylko z czystą logiką. Jak w prawidle algebry, w którym proste działanie ze znakiem plus da zawsze większy wynik niż to samo działanie ze znakiem minus.

To chyba dostatecznie przekonujące?

Możemy przejść do konkretów.

Samobiczowanie jako forma narcyzmu

Narcyzmem nazywamy wyolbrzymione poczucie własnych zalet, znaczenia, unikatowości. Jak w większości zjawisk psychologicznych, tu również czai się paradoks. Bo niby narcyzm w tym wyobrażeniu o własnej wyjątkowości to wymarzona tarcza chroniąca przed niepochlebną samooceną – a jednak niekoniecznie. Najlepiej to widać na przykładzie.

Anna jest aktorką. Raczej była. Zagrała w młodości kilka obiecujących ról w sztukach teatralnych i filmach. Zakochała się, był ślub, wkrótce urodziły się dwie córki, jedna po drugiej. Dla Anny nastąpiła przedłużająca się przerwa w pracy. Pomału zaczęto o niej zapominać. Obecnie jest panią w średnim wieku i od pewnego czasu topi rozczarowanie swoim losem w alkoholu zagryzanym pigułkami. Ktoś z bliskich niemal siłą nakłonił ją do pójścia na psychoterapię. Najtrudniejszym problemem okazał się żal do siebie za... wyjście za mąż i urodzenie dzieci. Męża już nie ma, bo odszedł do innej; dzieci też nie ma, bo studiują w innym mieście; do aktorstwa nie może wrócić, bo teraz już nikt jej nie chce. Czuje się kompletnie bezwartościowa. Ale nie te obiektywne zdarzenia stanowią istotę jej problemu. Nie mogąc odżałować decyzji z młodości, popadła w nawyk gdybania: „Gdybym wyszła za mąż za reżysera, a nie właściciela pensjonatu w uzdrowisku”, „Gdybyśmy zamieszkali po ślubie w dużym mieście”, „Gdyby mój mąż zgodził się zatrudnić niańkę na stałe”, „Gdyby teściowa nie buntowała swego syna przeciwko mnie”. I tak dalej, i dalej.

Każde „gdyby” w jej scenariuszu byłoby spełnieniem idealnego życia. Tylko że „gdyby” w czasie przeszłym niczego nie zmienia w czasie teraźniejszym. Albo raczej zmienia, bo pogłębia beznadzieję. Umysł Anny zafiksował się na ocenie zdarzeń z perspektywy dzisiejszej, mimo że ćwierć wieku wcześniej nie sposób było przewidzieć dalszego ciągu. Nie może się z tym jednak pogodzić i nawet zaimek „ja” wymawia ze specjalnym akcentem, jakby mówiła o wszechwiedzącej prorokini. Upiera się, że nie powinna była podejmować tamtych decyzji. A myślenie, że coś „nie powinno być takie, jakie było”, powoduje klincz poznawczy i emocjonalny i wpędza w ślepą uliczkę. Skazuje osobę na poczucie winy, ciągłe wypominanie i wymierzanie sobie kar – na samobiczowanie.

Erich Fromm zdefiniował ten fenomen jako narcyzm złośliwy. Ofiary tej ułomności cechuje przypisywanie sobie ponadprzeciętnego potencjału, którego niewykorzystanie powoduje obsesyjne potępianie samych siebie. Cierpią one na manię wielkości, czyli w języku psychoanalitycznym nadmierny przerost ego, co przybiera jednak zaskakująco absurdalny charakter. Mianowicie osoba uważa się z jednej strony za lepszą od innych, a z drugiej – biczuje siebie bezlitośnie, gdy okaże się gorsza. W takim zapętleniu negatywne narcyzy popadają w zgryzotę, na którą często szukają pociechy w nałogach. Tak w każdym razie było z Anną.

Udało się w końcu jej pomóc. Ratowniczką okazała się przypadkiem młodsza córka, która właśnie zapragnęła zmienić kierunek studiów – z trudnych na łatwiejsze. Matka była zrazu zdecydowanie przeciwna temu pomysłowi. Na szczęście zaczęła o tym rozmawiać podczas terapii. W rezultacie napisała do córki mail pełen wyrazów wsparcia i zatroskania. List brzmiał tak, jakby ona sama była adresatką. Skropiony był obficie łzami, ponieważ Anna uświadomiła sobie, że nikt nie pocieszył jej, nie utulił jej żalów i nie okazał wsparcia, gdy oddalały się jej marzenia o karierze. Dopiero teraz wsparcie okazane córce w obliczu trudnej decyzji pomogło jej przemówić do siebie tak, by mogła łatwiej pogodzić się z utratą kariery. Powoli zaczęła wydostawać się z pułapki samobiczowania. Wcale nierzadko się zdarza, że to, czego nie potrafimy okazać sobie, bez trudu możemy zrobić wobec kogoś, kogo kochamy. Anna okazała córce wyrozumiałość, jakiej całe życie sobie szczędziła. Nastąpił przełom. Zaczęła myśleć o życiu, jakie ma jeszcze przed sobą, a nie już za sobą.

W jednym z wywiadów dziennikarz zapytał mnie, co sądzę o spowiedzi dziewięciolatków. Powiedziałam, że wrażliwe dzieci może to okaleczyć psychicznie i skrzywić moralnie. W tak młodym wieku doszukiwanie się w sobie zła, czyli grzechów, i wyznawanie ich komuś w sekrecie zawiera dwa niebezpieczeństwa. Po pierwsze, dziecko musi się skoncentrować na złu w myślach, słowach i uczynkach – ale tylko swoich własnych. Gdybyż to był świat aniołów i dziecko by aspirowało, aby stać się takim samym aniołem jak mama, tata, inni krewni, pan czy pani z sąsiedztwa, ze szkoły, z telewizji, to możliwe, że wypatrywanie własnych uchybień byłoby na miejscu. Ale przecież dziewięcioletnie dziecko, jak każdy człowiek, lepiej widzi nie samego siebie, tylko innych. Widzi i słyszy, obserwuje, poznaje, wnioskuje. I nagle ma wyznawać, że powiedziało brzydkie słowo, którego tata i mama używają jak przecinków, a czołowi politycy czasem sypią wiązankami jak ostatnie zbiry; albo że raz powiedziało nieprawdę, a mama, gdy dzwoni nielubiana kuzynka, regularnie prosi: „Powiedz, że mnie nie ma”. Ponadto grzeszność w naszym Kościele obsesyjnie wiąże się również z seksualnością, więc ten aspekt zajmuje w spowiedzi – dziecięcej także – nader poczesne miejsce. Tylko niestety wiedza naukowa na temat seksualności jest Kościołowi obca, więc i dzieciom grozi wpojenie przesądów i chorobliwych lęków związanych z czymś tak normalnym jak ludzkie ciało.

Spowiedź w młodym wieku stwarza też drugie zagrożenie. Mówienie w sekrecie o swoich niedobrych uczynkach może zostać uznane za godne i słuszne. W dorosłym świecie widzimy na każdym kroku, że niemal nikt nigdy nie przyznaje się u nas otwarcie do błędów, co musiałoby pociągać za sobą konsekwencje w postaci odważnego i uczciwego wzięcia odpowiedzialności za nie: zwrot do kasy państwa bezprawnie zmarnowanych milionów, podanie się do dymisji przez niegodnych urzędu funkcjonariuszy czy zadanie jakiejś świeckiej pokuty kłamcom i przeniewiercom. A tu nic podobnego. Możliwe, że wszystkie przekręty załatwia się razem z grzechami pościelowymi w konfesjonałach. Jeżeli tak jest, to mamy dowód na totalną dewastację moralności w naszym życiu społecznym i moja obawa jest słuszna, że przyczynia się do tego przyuczanie ludzi od małego, aby jak marni tchórze nie przyznawali się głośno do swoich grzechów i grzeszków.

Jak nie, to nie. No więc mamy, co mamy.

Nie bez powodu nawiązałam do tematu spowiedzi. Praktyka ta odgrywa znaczącą rolę w kształtowaniu poczucia wartości, ponieważ bardzo wcześnie w życiu kieruje uwagę na to, co negatywne, grzeszne i złe w człowieku. Im bardziej skupimy się na złych uczynkach, tym bardziej negatywnie będzie zabarwiony obraz całości. I odwrotnie, im więcej zechcemy dostrzegać dobrych rzeczy, tym przyjaźniej i z większą sympatią będziemy odbierać daną osobę. W spowiedzi osobą jesteś ty albo jestem ja, albo jest ona czy on. I każdy z nas podlega tej regule: jeżeli widzisz coś dobrego, to lubisz; jeżeli widzisz coś niedobrego, to nie lubisz. Problemem osób o niskim poczuciu wartości jest to, że przyuczone zostały do widzenia w sobie tego, co złe, a nie tego, co dobre. Nic więc dziwnego, że osoby te siebie nie lubią – c.b.d.o.

Na podobnej zasadzie w naszych szkołach funkcjonują praktyki metodologiczne. Zadałam sobie trud i poprosiłam gromadkę znajomych dzieci i ich rodziców o policzenie przez miesiąc słów pozytywnych i negatywnych wypowiadanych przez nauczycieli do uczniów (lub o uczniach). W szkołach elitarnych nauczyciele dostali więcej plusów, w szkołach państwowych więcej minusów. Od tej pory zaczęłam myśleć o szkołach elitarnych (Montessori, waldorfska, Bednarska) jako o placówkach promujących zdrowie psychiczne i poczucie wartości, a o państwowych odwrotnie.

Zdarzają się jednak chwalebne wyjątki. Uczniowie i uczennice szkoły podstawowej w Pielgrzymowicach podjęli apel Fundacji „ABCXXI – Cała Polska czyta dzieciom” i wygrali konkurs na projekt kampanii przeciwko mowie nienawiści. Nagrodzony projekt składa się z dwóch bloków o nazwach: „Słowa krzywdzą” i „Słowa dają moc”. Widziałam poruszające nagranie z udziałem pielgrzymowickich uczniów, ponieważ jestem zaangażowana w działania tej fundacji, i szczerze mówiąc, szlag mnie trafia, że uczniowski projekt nie wszedł do medialnego mainstreamu ogłoszeń społecznych. Nie piszę manifestu politycznego, dlatego ograniczę się tu do jednego tylko komentarza: o ileż świat byłby lepszy, gdyby dorośli więcej słuchali dzieci.

Przekonanie o własnej bezwartościowości, nieudacznictwie, grzeszności i nieczystości najczęściej wpajają innym osoby mające podobne wyobrażenie o sobie. Rozpowszechnione krytykanctwo i negatywizm wobec uczniów świadczą zatem o niskim poczuciu wartości i niezadowoleniu z siebie naszego nauczycielstwa. Myśląc o wszystkich dzieciach, a w pierwszym rzędzie o małoletniej progeniturze w mojej patchworkowej (a więc niemałej) rodzinie, zastanawiam się często, jak by tu dodać naszej szkolnej kadrze jak najwięcej wiary w siebie, radości życia i pozytywnego nastawienia. Tę książkę piszę również z taką intencją.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki