Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ewa Woydyłło podejmuje temat depresji.
Rozpoczyna od zdiagnozowania choroby i odróżnienia jej od okresowego obniżenia nastroju, z którym często depresja bywa mylona. Autorka namawia czytelnika do uważnej samoobserwacji, ale i do korzystania z pomocy psychologa i lekarza. Opisuje możliwości leczenia depresji, poczynając od sposobów niemedycznych, a kończąc na różnych wariantach terapii profesjonalnych Przekonuje, że psychoterapia, terapia indywidualna czy grupowa lepiej służą walce z chorobą niż leczenie farmakologiczne.
Książka pozwala zrozumieć depresję i przekonuje, że z tej choroby można się wyleczyć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 272
Depresja, ale jaka?
Zdiagnozować depresję, zwłaszcza w jej początkowym stadium, nie jest łatwo. Przypominające depresję chandry, złe humory i tak zwane doły zdarzają się każdemu. U niektórych osób występują częściej, u innych rzadziej. Nawet małe dzieci różnią się pod względem sposobu reagowania na frustrujące sytuacje: jednym uśmiech powraca na buzię w okamgnieniu, inne z byle powodu długo marudzą, płaczą, są niespokojne. Smutki, stany apatii lub przygnębienia, żal za kimś lub za czymś, niepokoje i lęki stanowią normalną część życia. U większości ludzi uczucia te przemijają szybko, u niektórych jednak zagnieżdżają się w psychice i przyzwyczajają ją do siebie.
Wydawałoby się, że do zmienności dobrych i niedobrych stanów emocjonalnych powinniśmy być przyzwyczajeni. A jednak nie, w każdym razie nie wszyscy w takim samym stopniu. Ci, którzy noszą w sobie wyidealizowane wyobrażenie o życiu i spodziewają się wyłącznie doznań przyjemnych, są na nieprzyjemne kompletnie nieprzygotowani. Dotyczy to głównie ludzi młodych, jeszcze nie znających życia, ale nie tylko. Także osoby niemłode bywają przywiązane do nierealnych wyobrażeń i pragnień. Gdy spotka je coś przykrego, uważają to za niesprawiedliwość. Oburzają się, obrażają, buntują, mają poczucie niezasłużonej krzywdy, niektóre odwracają się tyłem do swego losu. „Nie tak miało być”, myślą o życiu i ludziach, z którymi los ich związał, i w konsekwencji o samych sobie również. Gdy złe samopoczucie mija szybko, wszystko jest w porządku. Gorzej, gdy się przedłuża, pogłębia i zaczyna negatywnie zabarwiać bieżące zdarzenia i sprawy. Właśnie taki stan może przerodzić się w depresję. W międzynarodowej klasyfikacji chorób ICD-10, jak również w amerykańskim DSM-IV (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders), wyróżnia się szereg zaburzeń depresyjnych. Oto kilka z nich:
• epizod depresyjny (łagodny, umiarkowany, ciężki, nieokreślony);
• nawracające zaburzenia depresyjne;
• uporczywe zaburzenia nastroju (dystymia);
• choroba afektywna dwubiegunowa (zespół maniakalno-depresyjny);
• depresja poporodowa („baby blues”);
• depresja sezonowa (SAD: Seasonal Affective Disorder);
• inne zaburzenia nastroju.
Światowa Organizacja Zdrowia przewiduje, że w 2020 roku te rozmaite postaci depresji staną się drugą (po chorobach serca) najpoważniejszą plagą zdrowotną. Już obecnie żadna inna choroba nie zabiera tylu zdrowych lat życia mieszkańcom uprzemysłowionych regionów świata. Dane te dotyczą krajów rozwiniętych, do których zalicza się także Polska. Mamy więc czym się martwić. Lub raczej powinniśmy coś zrobić, by tej narastającej fali stawić czoło. Moglibyśmy na przykład pójść śladami psychiatrów niemieckich, brytyjskich czy francuskich, którzy od pewnego czasu upatrują głównych źródeł depresji w przyspieszonym tempie życia; kładą oni coraz większy nacisk na zmianę stylu życia i w ramach terapii zalecają to swoim pacjentom.
Tak zwana wielka depresja – jednobiegunowa i dwubiegunowa – stanowi ułamek wszystkich przypadków depresji, z powodu których pacjenci trafiają do lekarzy. Lekarze i psychoterapeuci są zgodni, że nie sposób jej leczyć inaczej niż farmakologicznie. Dzięki rozwojowi farmakologii psychotropowej ostatniego półwiecza można podtrzymywać chorych na ciężką depresję w stanie funkcjonalnym. Dla tych pacjentów to szczęście, dla lżej chorych – nieszczęście. Bowiem pod naciskiem agresywnej promocji leki zaczynają dominować w podejściu także do łagodniejszych postaci depresji, związanych bardziej z konfliktami wewnętrznymi i życiowymi problemami niż z endogenną naturą choroby. Obserwujemy to przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, gdzie nastąpił wyraźny zwrot ku farmakoterapii, i to nie tylko w przypadkach ciężkiej depresji. Leki oddziałujące wprost na biochemię mózgu kuszą zarówno psychiatrów, jak i pacjentów. Jednym i drugim wydają się najlepszym sposobem na rozwiązanie problemów. To tam kiedyś magiczną „pigułkę szczęścia”, jak nazywano prozac, zapisywano na masową skalę niemal każdemu, kto zgłaszał się do psychiatry z jakimkolwiek zmartwieniem. Również tam milionom niesfornych dzieci psychiatrzy przepisują ritalin, lek psychotropowy łagodzący objawy ADHD (Attention Deficit Hyperactivity Disorder – zespół nadpobudliwości ruchowej i zaburzenie koncentracji uwagi). W każdym razie leczenie zaburzeń psychicznych w USA w ostatnich latach skłania się coraz bardziej ku farmakoterapii.