13 pięter - Filip Springer - ebook + książka

13 pięter ebook

Filip Springer

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Nowe, uaktualnione wydanie znakomitego reportażu

Po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku Polska cierpiała na gigantyczny głód mieszkaniowy. Problem ten przez całe dwudziestolecie próbowali rozwiązać różnego rodzaju zapaleńcy, społecznicy, ludzie z misją. Bezskutecznie.

Po 1989 roku Polska znów znalazła się w punkcie wyjścia. Tanich mieszkań jak nie było, tak nie ma. Kolejne pomysły na rozwiązanie problemu mieszkaniowego okazują się gorsze od poprzednich, a luki prawne w istniejącym systemie bezwzględnie wykorzystują banki, deweloperzy i czyściciele kamienic. Wielu obywateli radzi sobie więc, jak może, wegetując, oszukując, adaptując się. Umowy kredytowe podpisały prawie dwa miliony Polaków. Przyjęty z entuzjazmem projekt Mieszkanie Plus również okazał się mrzonką.

Słowo „dom” odmieniane przez wszystkie przypadki przez bohaterów tej książki nie kojarzy się im ze stabilizacją ani spokojem, a większość opowiedzianych tu historii jest tragiczna. Żeby ich wysłuchać, Filip Springer trafił do mieszkania w piwnicy, kontenerze, garażu i małej gastronomi na piątym piętrze kamienicy. I przekonał się, jak rzeczywistość może różnić się od marzeń.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 349

Oceny
4,6 (172 oceny)
108
56
7
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
doniecbiedroniec

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa część historyczna a rozdziały poświęcone współczesności pozwalają patrzeć na sytuację ludzi w różnych położeniach
10
wandola

Dobrze spędzony czas

Interesująca! Ciekawe, że historia zatacza koło,
00
barteknibus

Z braku laku…

Część opisująca czasy przedwojenne bardzo ciekawa, nastepne rozdziały już mniej.
00
Yedolte2

Nie oderwiesz się od lektury

Świetny reportaż o sytuacji mieszkaniowej podczas 20 lecia międzywojennego oraz w latach 90 i aż do roku 2015. Pomimo tego, że książka ma już swoje lata problemy w niej opisane są dalej na czasie.
00
kukis

Nie oderwiesz się od lektury

Genialna koncepcja przedstawienia problemu mieszkaniowego jako kolejnych pięter. Czyta się z prawdziwą przyjemnością.
00

Popularność




1

„Mu­si­my ko­niecz­nie umrzeć ra­zem” – mó­wi Zo­fia. Jest zim­na noc z 28 na 29 li­sto­pa­da 1931 ro­ku, po­dej­mu­ją ko­lej­ną pró­bę. Po­przed­nio za­tka­ły ko­min, że­by się za­cza­dzić. Ale po ich dziu­ra­wej cha­łup­ce prze­ciąg ga­nia jak po swo­im, więc obu­dzi­ły się ra­no ca­łe i zdro­we, ty­le że z bó­lem gło­wy. Zo­fia wie­sza się pierw­sza. Po niej mat­ka, twa­rzą do ścia­ny. Młod­sza sio­stra Zo­fii, Ja­dwi­ga, wy­bie­ga w noc. Tłu­cze w drzwi są­sia­da, ra­zem idą do jej do­mu. Są­siad od­ci­na ko­bie­ty i kła­dzie je na łóż­ku. Ja­dwi­ga ro­zu­mie, że nie ma już wy­bo­ru. Wy­pi­ja esen­cję octo­wą i wkrót­ce do­łą­cza do mat­ki i sio­stry.

W ga­ze­tach na­pi­szą, że ja­kiś czas wcze­śniej Zo­fia Fe­tliń­ska stra­ci­ła pra­cę, a tyl­ko ona przy­no­si­ła pie­nią­dze do do­mu. Miesz­ka­ły przy Po­wąz­kow­skiej 30, na bied­nym osie­dlu nie­opo­dal cmen­ta­rza. Ka­wa­łek da­lej, przy to­rach, za­czy­na się ko­lo­nia nor wy­ry­tych w na­sy­pach ko­le­jo­wych i sza­ła­sów skle­co­nych z by­le cze­go. Za ni­mi sza­rze­ją ba­ra­ki dla bez­dom­nych. Fe­tliń­skie wie­dzia­ły, że bez pie­nię­dzy prę­dzej czy póź­niej tam skoń­czą. Dla­te­go po­sta­no­wi­ły ode­brać so­bie ży­cie. To sa­mo zro­bił wcze­śniej uko­cha­ny brat Zo­fii i Ja­dwi­gi. Rok i po czwor­gu Fe­tliń­skich nie ma śla­du1.

W „Ro­bot­ni­ku” czę­sto po­ja­wia­ją się in­for­ma­cje o ta­kich zda­rze­niach. Przy­pad­ko­we nu­me­ry z ro­ku 1931:

Wiel­ka­noc – pięt­na­ście sa­mo­bójstw.

18 sierp­nia – trzy sa­mo­bój­stwa, wszyst­kie zwią­za­ne z eks­mi­sja­mi.

26 sierp­nia – trzy sa­mo­bój­stwa.

28 sierp­nia – czte­ry sa­mo­bój­stwa.

6 wrze­śnia. Uli­ca Pa­wia 64a. Ku­piec Noe Waj­man za­le­ga ze spła­tą ko­mor­ne­go za dzie­sięć mie­się­cy. Wła­ści­ciel gro­zi mu eks­mi­sją. W środ­ku no­cy żo­na Waj­ma­na wy­cho­dzi na klat­kę scho­do­wą, sta­je na pa­ra­pe­cie. Do­strze­ga­ją to Noe i ich sie­dem­na­sto­let­nia cór­ka Lin­da. Ra­zem do­pa­da­ją okna i ła­pią ko­bie­tę za no­gi, ale ta wy­ry­wa im się po kil­ku se­kun­dach sza­mo­ta­ni­ny i ska­cze. Gi­nie na miej­scu.

8 wrze­śnia – czte­ry sa­mo­bój­stwa.

9 wrze­śnia – sie­dem sa­mo­bójstw, w tym dwa sko­ki z mo­stu.

13 wrze­śnia – trzy sa­mo­bój­stwa.

2 paź­dzier­ni­ka – trzy sa­mo­bój­stwa.

7 paź­dzier­ni­ka. Uli­ca Ogro­do­wa 46. Sta­ni­sław Kop­czyń­ski, han­dlarz ulicz­ny i oj­ciec dwoj­ga dzie­ci, za­le­ga z czyn­szem za sie­dem mie­się­cy. Do­wia­du­je się, że za ty­dzień zo­sta­nie wraz z ro­dzi­ną eks­mi­to­wa­ny na bruk. Chce się rzu­cić z okna na trze­cim pię­trze ka­mie­ni­cy, w któ­rej miesz­ka, ale w ostat­niej chwi­li po­wstrzy­mu­je go żo­na. By uzbie­rać na opła­ty, sprze­da­ją wszyst­ko, co ma­ją. Pie­nię­dzy nie wy­star­cza. Sta­ni­sław wpa­da w szał i de­mo­lu­je pra­wie pu­ste miesz­ka­nie. Kil­ka dni póź­niej znaj­dą go tam mar­twe­go. Le­ka­rze stwier­dzą zgon z wy­czer­pa­nia.

15 paź­dzier­ni­ka – czte­ry sa­mo­bój­stwa.

17 paź­dzier­ni­ka – czte­ry sa­mo­bój­stwa.

29 paź­dzier­ni­ka. Uli­ca Mar­szał­kow­ska 137. Ma­ria Złot­nic­ka, od kil­ku dni bez­dom­na, wcho­dzi z dwoj­giem dzie­ci na ostat­nie, pią­te pię­tro ka­mie­ni­cy. Otwie­ra okno na klat­ce scho­do­wej. Wy­rzu­ca przez nie naj­pierw sy­na, póź­niej cór­kę, na koń­cu ska­cze sa­ma.

Na­wet naj­bar­dziej wstrzą­sa­ją­ce przy­pad­ki są re­la­cjo­no­wa­ne w krót­kich, la­ko­nicz­nych not­kach, któ­re wy­peł­nia­ją pu­ste prze­strze­nie mię­dzy więk­szy­mi ar­ty­ku­ła­mi. Gdy­by re­dak­cja chcia­ła z de­ta­la­mi opi­sać każ­de sa­mo­bój­stwo w sa­mej tyl­ko War­sza­wie, na in­ne in­for­ma­cje zwy­czaj­nie nie star­czy­ło­by miej­sca. Trud­no tak po­wszech­ne­mu zja­wi­sku po­świę­cać wię­cej uwa­gi. Ta­kie cza­sy.

Pię­tro II

– Ja mia­łam swo­je drze­wo – mó­wi Lu­iza Po­de­dwor­ny z uli­cy Po­trzeb­nej w War­sza­wie. – Wie pan, ma­ło kto ma drze­wo. To by­ła wi­śnia. Ta­ta ją po­sa­dził, jak się uro­dzi­łam. Zna pan to po­wie­dze­nie: dom, dziec­ko, drze­wo. No, ni­by syn, a nie dziec­ko, ale się cór­ka uro­dzi­ła, to co by­ło ro­bić. Po­sa­dził i ono ro­sło ra­zem ze mną, tu na po­dwór­ku. I jak ten chuj wy­ry­wał mi to drze­wo, mo­ją wi­śnię… to ja wte­dy zro­zu­mia­łam, o co ja tu­taj wal­czę. Że to nie jest wal­ka o miesz­ka­nie ko­mu­nal­ne ani o wy­so­kość czyn­szu. Nie. Oni nas tu ku­pi­li. W pierw­szej umo­wie, ja­ką pod­pi­sa­li, by­ło, że ca­łą ka­mie­ni­cę ku­pi­li za czte­ry­sta sześć­dzie­siąt ty­się­cy zło­tych. Tę kwo­tę moż­na po­dzie­lić przez licz­bę miesz­kań­ców i wyj­dzie war­tość czło­wie­ka w zło­tów­kach. Ja wiem, że pie­nią­dze są bar­dzo waż­ne, nie uro­dzi­łam się wczo­raj, ale mam też ta­kie prze­ko­na­nie, że czło­wie­ka sprze­dać ani ku­pić nie moż­na. To jest mo­że nie­po­pu­lar­ne my­śle­nie, ale ja nie za­mie­rzam z nie­go re­zy­gno­wać przez kil­ku ban­dy­tów. Cza­sem mi te gno­je mó­wią, że wszę­dzie tak jest, że­bym się nie dzi­wi­ła. Ale czy to, że tak jest wszę­dzie, zna­czy, że tak jest do­brze?

Pew­ne­go dnia w bra­mie po­ja­wią się kart­ki143. Bę­dzie na nich na­pi­sa­ne, że zmie­nił się wła­ści­ciel bu­dyn­ku, że wkrót­ce przyj­dą pi­sma co da­lej. Al­bo że bę­dzie re­mont i na ja­kiś czas trze­ba się bę­dzie prze­pro­wa­dzić do lo­ka­li za­stęp­czych. Al­bo nu­mer kon­ta, na któ­re te­raz trze­ba wpła­cać czynsz. Al­bo dwa nu­me­ry. Nikt się pod ty­mi in­for­ma­cja­mi nie pod­pi­sze.

Treść ogło­szeń nie ma żad­ne­go zna­cze­nia. To po pro­stu po­czą­tek pro­ce­su. Kart­ki ma­ją tyl­ko za­siać nie­pew­ność. Pierw­sze po­ja­wią się ja­koś przed dłu­gim week­en­dem al­bo przed świę­ta­mi. To do­bra po­ra na sia­nie stra­chu. Lu­dzie za­czną o tym mó­wić – na scho­dach, na po­dwó­rzu, w ko­lej­ce po buł­ki.

Po­tem przyj­dzie peł­no­moc­nik wła­ści­cie­la. Za­dzwo­ni do drzwi, wej­dzie jak do sie­bie. Nie po­ka­że żad­nych kwi­tów, żad­ne­go upo­waż­nie­nia, nic z tych rze­czy. Po pro­stu wej­dzie i po­wie, kim jest. Nie dba o to, czy mu wie­rzą czy nie. Mo­że na­wet się nie przed­sta­wi. Bę­dzie z nim jesz­cze kil­ka osób, też wej­dą. Zaj­rzą do kuch­ni, do sy­pial­ni, otwo­rzą sza­fy i zo­ba­czą, co w nich le­ży. Nic nie wy­tłu­ma­czą. Roz­ma­wiać bę­dą ra­czej mię­dzy so­bą. Że tu się wy­mie­ni pod­ło­gę, tam okna, tę ścia­nę się pew­nie wy­bu­rzy. Po­tem wyj­dą. Na od­chod­nym rzu­cą, że bę­dzie pod­wyż­ka czyn­szu.

Za­cznie się od dro­bia­zgów. Za­żą­da­ją opróż­nie­nia stry­chu i piw­ni­cy. Al­bo sa­mi wy­nio­są pral­kę, któ­ra tam stoi. Mo­że się znaj­dzie, a mo­że nie. Nie ich pro­blem. Po­tem przyj­dzie pi­smo o tej pod­wyż­ce. Sto pro­cent, dwie­ście, za­le­ży. Bo „ka­mie­ni­ca wy­ma­ga re­mon­tu”, choć wca­le nie wy­ma­ga. Każ­dy lo­ka­tor do­sta­nie tro­chę in­ny czynsz. Niech się bo­ją tak­że sie­bie na­wza­jem. Tam­tym pod­nie­śli mniej. Czy po­szli na układ? Do­ga­da­li się i te­raz współ­pra­cu­ją? A co, je­śli tak by­ło od po­cząt­ku? Mo­że też trze­ba się do­ga­dać, za­dzwo­nić do te­go go­ścia, po­roz­ma­wiać jak czło­wiek z czło­wie­kiem. Przyj­dzie, coś się usta­li. Po­tem przy­śle ese­me­sa, że nie, a po­tem, że mo­że jed­nak tak. A po­tem znów, że nie i że trze­ba się bę­dzie wy­pro­wa­dzić, bo czyn­sze wzro­sną jesz­cze bar­dziej. W tej grze też cho­dzi tyl­ko o sia­nie nie­pew­no­ści.

Po­tem za­czną się re­mon­ty. To bę­dzie ja­koś w li­sto­pa­dzie al­bo na po­cząt­ku grud­nia. Wy­mon­tu­ją bra­mę, drzwi na po­dwó­rze i wszyst­kie okna na klat­ce scho­do­wej. W pu­stych miesz­ka­niach też. Za­krę­cą tam ka­lo­ry­fe­ry, że­by by­ło jesz­cze zim­niej. Mo­że pęk­ną i coś za­le­ją. Wte­dy trze­ba bę­dzie wy­łą­czyć ogrze­wa­nie.

Na po­dwó­rzu ze­rwą bruk, od uli­cy usta­wią rusz­to­wa­nia i po­wie­szą na nich ja­kieś szma­ty, że­by w miesz­ka­niach zro­bi­ło się ciem­no. Ze­rwą ba­rier­ki z bal­ko­nów. Wy­ko­pią wzdłuż mu­rów głę­bo­kie do­ły i ni­czym ich nie za­bez­pie­czą. Do bra­my bę­dzie się wcho­dzi­ło po ugi­na­ją­cej się de­sce. Jak ktoś ma ma­łe dziec­ko al­bo jeź­dzi na wóz­ku, to ma pro­blem.

Przy­pi­sy

Część I. Lu­stro

1 „Taj­ny De­tek­tyw” 1931, nr 47.

Część II. Wiel­kie kłam­stwo

143 Bo­ha­te­ro­wie te­go tek­stu do­świad­czy­li wszyst­kich opi­sa­nych w tym roz­dzia­le me­tod czy­ści­cie­li ka­mie­nic.

Re­dak­cja: Ka­ro­li­na Iwasz­kie­wicz

Ko­rek­ta: Ewa Ślu­sar­czyk

Pro­jekt gra­ficz­ny: Prze­mek Dę­bow­ski

Co­py­ri­ght for the text © by Fi­lip Sprin­ger, 2020

Co­py­ri­ght for this edi­tion © Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter,2020

ISBN 978-83-66147-51-5

135. książ­ka wy­daw­nic­twa Ka­rak­ter

Książ­ka po­wsta­ła dzię­ki pro­gra­mo­wi sty­pen­dial­ne­mu Fun­da­cji im. Ry­szar­da Ka­pu­ściń­skie­go – He­ro­dot

Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter

ul. Gra­bow­skie­go 13/1, 31-126 Kra­ków

ka­rak­ter.pl

Za­pra­sza­my in­sty­tu­cje, or­ga­ni­za­cje oraz bi­blio­te­ki do skła­da­nia za­mó­wień hur­to­wych z atrak­cyj­ny­mi ra­ba­ta­mi. Do­dat­ko­we in­for­ma­cje do­stęp­ne pod ad­re­sem sprze­daz@ka­rak­ter.pl oraz pod nu­me­rem te­le­fo­nu 511630317