Agnieszka. Osiecka między wierszami - Piotr Derlatka - ebook
NOWOŚĆ

Agnieszka. Osiecka między wierszami ebook

Piotr Derlatka

4,0

68 osób interesuje się tą książką

Opis

Agnieszka z bliska. Piosenki i życie dopełniają się w jednej książce

Piotr Derlatka z sukcesem podejmuje niełatwe wyzwanie stworzenia kompletnej biografii autorki Małgośki. Patrzy na Agnieszkę Osiecką z nowej, nieoczywistej perspektywy: jako badacz od lat zajmujący się jej tekstami i jako mężczyzna zafascynowany jej niezwykłą osobowością. Spogląda zarówno na burzliwe związki poetki m.in. z Markiem Hłaską,  Danielem Passentem czy Jeremim Przyborą, jak i na jej inspirujące, a zarazem nieoczywiste przyjaźnie z wielkimi postaciami polskiej kultury, takimi jak Jerzy Giedroyc, Daniel Olbrychski czy Anna Szałapak. 

Dostrzega zaskakującą i dojmującą samotność artystki, która towarzyszyła jej w różnych momentach życia. Widzi osobę ponadprzeciętnie wrażliwą, intrygująco skomplikowaną, jednocześnie silną i kruchą. Zanurza się w świecie teatru, kabaretu, festiwalowych scen oraz radia i telewizji, by poznać realia, w których przyszło jej tworzyć. Zagląda do jej rodzinnego mieszkania na Saskiej Kępie, wypełnionego niełatwą obecnością matki i bolesną tęsknotą za ojcem, a także do domu, który sama usiłowała stworzyć dla swojej córki. W końcu staje się świadkiem tego, jak poetka powoli odchodzi, zostawiając po sobie tysiące zapisanych słów i jeszcze więcej niedopowiedzeń.

Ta książka ukazuje trudną, skomplikowaną i pełną sprzeczności osobowość Agnieszki Osieckiej. Osobowość łączącą niezwykłą wrażliwość i wielką, choć czasami destrukcyjną siłę. Opowiada o jej apetycie na żywe życie na wysokim C – na adrenalinę, na niepokój, na szaleństwo, na nerwicę, na zachwyt. O jej absolutnym braku zgody na przeciętność, kapcie i nudę. To lektura szczególnie wartościowa dla ludzi z jej pokolenia, pamiętających kraj i czasy, w których przyszło im razem żyć.

 

Piotr Derlatka (ur. 1978) – polonista, nauczyciel w poznańskiej szkole średniej, doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa, teatrolog. Ukończył Wydział Filologii Polskiej i Klasycznej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, doktoryzował się z twórczości poetów polskiej piosenki w czasach PRL-u. Autor książek: „Poeci piosenki 1956–1989”, „Jego portret. Opowieść o Jonaszu Kofcie” oraz „Zdradziecka Agnieszka Osiecka”, na podstawie której powstała niniejsza biografia poetki. Urodził się w Starachowicach, wychował we wsi Jagodne, mieszka w Poznaniu. Ma słabość do dwudziestolecia międzywojennego.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 343

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (4 oceny)
1
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Moim rodzicom Jadwidze i Antoniemu

Pożegnania

Poetka w 1978 roku

17 marca 1997 roku, po ceremonii pogrzebowej – pożegnaniu Agnieszki Osieckiej na warszawskich Powązkach – bar Sax na Saskiej Kępie zapełnił się jej przyjaciółmi, znajomymi, a także stałymi bywalcami tego miejsca – ludźmi, którzy znali poetkę przelotnie lub z widzenia. „Śmietanka warszawskich pijaczków, fani i kumple od kielicha złączyli stoliki, postawili czystą wódkę na stole, pili i śpiewali piosenki Agnieszki”[1]. W pewnym momencie pojawiła się Maryla Rodowicz, by zaintonować jedną z największych pieśni poetki: „Życie, kochanie, trwa tyle co taniec: fandango, bolero, be-bop…”[2].

Kilka miesięcy wcześniej, latem 1996 roku, trudno już było Osieckiej ukryć, że jest poważnie chora. Długo bagatelizowała bóle brzucha, nie chciała pójść do lekarza, wypierała podejrzenia o to, że z jej zdrowiem dzieje się coś złego. W końcu jej pokolenie należało do nieśmiertelnych „pancernych motyli”, których nie imały się wady ciała, a tym bardziej nieuleczalne choroby. Z profesorem Eugeniuszem Butrukiem, gastrologiem, znała się ponad dwadzieścia lat. W końcu – za namową Zofii Nasierowskiej – zgłosiła się do niego na badania. W szpitalu „siedziała na korytarzu, cicha taka, spłoszona. Kiedy przechodziłem, w ogóle jej nie zauważyłem. (…) Milczała. Nie zadawała właściwie pytań”[3] – wspominał lekarz. Wyrok był okrutny: zaawansowany nowotwór.

Nigdy nie mówiła o swojej chorobie, nawet najbliższym przyjaciołom – ci dowiadywali się o problemach zdrowotnych poetki najczęściej przypadkowo. Nie zwierzyła się nawet Barbarze Wiszniewskiej, znajomej z Teatru Atelier, która woziła ją z Sopotu do Warszawy na chemioterapię. „Nie rozmawiałyśmy o jej chorobie – wspomina Wiszniewska. – Nie chciała. Docierały do nas informacje o tym, że jej stan jest beznadziejny. Ale ona wciąż była z nami. Uśmiechała się, cieszyła, że jest w Sopocie. Swoją chorobę przeżywała sama. Do teatru przychodziły różne osoby, mówiły, żeby ją przekonać do kuracji alternatywnymi metodami. Jeden jedyny raz próbowałam namówić ją na leczenie. I ten jedyny raz Agnieszka zachowała się wobec mnie bardzo agresywnie. Postawiła wyraźne granice. Potem mnie nawet przeprosiła. Ale uznałam, że należało mi się, powinnam była uszanować jej wolę. W 1996 roku jeździłam z nią na chemioterapię. Miała wtedy bardzo intensywny cykl, musiała zgłaszać się co tydzień do szpitala. Woziłam ją jej toyotą do Warszawy, nie chciała sama prowadzić. Przyjeżdżałyśmy do stolicy, nocowałam u niej i następnego dnia wracałyśmy do Sopotu. Nigdy nie mówiła, że wybiera się na chemię. Udawała, że jedzie coś załatwić, na przykład podpisać jakieś dokumenty. Kiedy chciałam ją podwieźć, zawsze odmawiała, zamawiała taksówkę”[4].

Anna Szałapak domyślała się, że kłopoty Osieckiej ze zdrowiem stają się coraz bardziej dramatyczne, ale i jej poetka się nie zwierzała. Zachowywała się tak, jakby nic się nie działo, jakby rak nie istniał. Artystka rozumiała ten szczególny rodzaj dyskrecji. Nie dopytywała – o chorobach nie rozmawiało się ani w warszawskim środowisku Agnieszki Osieckiej, ani w Piwnicy pod Baranami. „Miałyśmy mnóstwo wspólnych planów, byłyśmy nakręcone życiem”[5] – wspominała tamten czas Szałapak. Z kolei Ewa Błaszczyk dodaje, że jeśli temat choroby pojawiał się w rozmowach, Osiecka „kpiła sobie z niej i w ten sposób odrzucała temat. Albo była z André, albo spędzała czas z przypadkowymi ludźmi”. Swój stan opisała w piosence Niepokój:

Zaniosę mój niepokój do ciemnego baru,

Tam, gdzie nie widać oczu.

Zaniosę mój niepokój do chmurnego nieba,

Tam, gdzie nie widać myśli.

Zaniosę mój niepokój do ciemnego domu,

Pełnego sztychów i map.

A ty, przechodniu, a ty, przechodniu,

A ty, przechodniu się gap[6].

Od pewnego czasu znajomi i przyjaciele Osieckiej domyślali się, że sytuacja musi być poważna. Zauważyli, że poetka wkłada kapelusze, nie zawsze gustowne i dobrze dobrane, których nigdy nie zdejmuje. Spod tych dziwacznych nakryć głowy nie wystawał już koński ogon, rozpoznawczy znak Osieckiej. Hanna Bakuła: „Byłyśmy na wernisażu w Muzeum Literatury. Agnieszka w tym czerwonym kapeluszu, przyszła z lokalną koleżanką, M., pijaną zupełnie. W pewnym momencie ta menelica podeszła do Agnieszki i strąciła jej kapelusz na ziemię. Przeżyła tylko dlatego, że mnie ktoś złapał, bobym ją zabiła. Bo wtedy zobaczyłam, że Agnieszka nie ma ani jednego włosa”[7].

Jesienią 1996 roku choroba jakby odpuściła. Poetka poczuła się lepiej. Znów żyła pełnią życia, miała energię, by planować kolejne sopockie Lato Teatralne. Wyjechała wtedy na Majorkę, na swoje – jak się okazało – ostatnie wakacje. Towarzyszył jej André Ochodlo, u którego boku czuła się jak młoda dziewczyna. Była szczęśliwa, snuła plany, pływała, opalała się, odpoczywała i pisała. Spacerowali z André po plaży, rozmawiając o planach teatralnych. I o lecie, którego nie miała już dożyć. Gdy wróciła do Warszawy, przywiozła ze sobą piosenki, których nigdy nie usłyszała. Nie przestawała pracować. Spieszyła się. Przetłumaczyła jednoaktówki Ludmiły Pietruszewskiej Cinzano i Urodziny Smirnowej, które miały złożyć się na spektakl Do dna.

W Warszawie czuła się jednak coraz gorzej. Osłabienie, ciągłe bóle brzucha. Chudła, nie mogła jeść. „Oszukiwała prawie wszystkich. Ostatni rok życia przeżyła brawurowo. Jej skłonność do okłamywania się dała tym razem pozytywne rezultaty. Nigdy się nie przyznała, że się boi”[8] – mówiła Agata Passent. W swoje sześćdziesiąte urodziny – 9 października 1996 roku – poetka zaprosiła przyjaciółki do domu. W panieńskim pokoiku Osieckiej na Dąbrowieckiej odbyło się przyjęcie. Przyszły Magda Umer z Magdą Czapińską, Krystyna Janda i Zuzanna Łapicka-Olbrychska. Agnieszka kupiła dla wszystkich ulubione przysmaki, starała się porządnie przygotować uroczystość. Magda Umer zrobiła przyjaciółce niespodziankę: przyniosła ze sobą zmontowane naprędce trzy pierwsze odcinki „Rozmów o zmierzchu i świcie”. Na pozór było wesoło. Telefon dzwonił co chwilę, ludzie składali poetce życzenia, ale ona zdawała się nieobecna, nie cieszył jej wcale ten splendor. Krystyna Janda, która tego dnia podarowała przyjaciółce brązowy kapelusz, wspominała ten wieczór tak: „Nie miałam świadomości, że to jest koniec, że Agnieszka niedługo umrze. (…) W pewnym momencie zabrakło mi papierosów i wtedy Agnieszka rzuciła się, że pójdzie i mi je kupi. Byłam zdumiona, ale okazało się, że ona psychicznie nie mogła tego wytrzymać i chciała uciec. Potem wróciła, paliła ze mną”[9].

Chorą Osiecką zaopiekowali się córka Agata, Daniel Passent i jego żona Marta. Poetka się z nią zaprzyjaźniła. Zawsze mogła przyjść do ich domu – na obiad albo po dobrą radę. Znalazła tam ciepło i zrozumienie. Rozmawiała z córką i jej „przyszywanym” bratem Łukaszem. Cały czas pisała. Tworzyła naprędce. „Daj mi Panie, rozpoznanie, / czy zaryczy ranny łoś? / Kiedy przyjdzie już konanie, / czy zapali światło ktoś?”[10] – pisała w Deus ex machina. Chciała, by ta piosenka „była gotowa jak najszybciej, spieszyła się, czuła, że niedługo odejdzie. Bardzo mnie wówczas ponaglała”[11] – wspominał Jerzy Satanowski, którego poprosiła o skomponowanie muzyki. Tekst przekazała również Grzegorzowi Turnauowi, jakby w obawie, że opieszałość Satanowskiego spowoduje, że nie zdąży usłyszeć gotowej wersji piosenki.

„Pamiętam nasz wspólny występ w październiku 1996 roku, kilka miesięcy przed jej śmiercią – wspominała Anna Szałapak. – To był koncert charytatywny w Piwnicy, na rzecz dzieci słabowidzących. Bardzo to przeżyłam. Mam z tego występu fotografię. Agnieszka była chora. Piotr Skrzynecki też. On mieszkał wtedy w szpitalu, cierpiał na marskość wątroby, dwa razy w tygodniu miał transfuzje. Zainteresowanie tym wydarzeniem było na tyle duże, że musiałyśmy wystąpić dwukrotnie, o osiemnastej i dwudziestej. Polegało to na tym, że Agnieszka najpierw czytała swoje wiersze, odpowiadała na pytania widowni, a potem ja śpiewałam. Przyjechała w dniu koncertu. Mieszkała przy samym Rynku, w pięknym pokoju gościnnym w Domu Polonii. Pamiętam, że się przeraziłam, gdy ją zobaczyłam. Zapytałam, czy dobrze się czuje. Była okropnie blada, jej skóra była szara. Sprawiała wrażenie stremowanej. Bardzo dobrze wypadła, ale musiało ją to dużo kosztować. Na ten koncert przyszedł, co było dla Agnieszki niespodzianką, Jerzy Pomianowski, jej wykładowca na wydziale dziennikarstwa w Warszawie. Przybył również Piotr Skrzynecki. Specjalnie wypisał się ze szpitala, żeby się z nią spotkać. Pojawił się w Piwnicy z wielkim bukietem czerwonych róż. Agnieszka popłakała się ze wzruszenia. Wszyscy byliśmy wtedy wzruszeni, to było ich ostatnie spotkanie… Mam takie zdjęcie: siedzimy przy okrągłym stoliku na tle malowanego przez Wiśniaka fresku, ja w środku, a obok mnie Agnieszka i Piotr. Wie pan, zdjęcia dużo mówią… Na mojej twarzy widać bezczelność życia, jakąś niewytłumaczalną chęć istnienia. A Agnieszka i Piotr – wprost przeciwnie… Są już gdzie indziej. Agnieszka zmarła w marcu, Piotr – w kwietniu. Wtedy po naszym występie odniosłyśmy kwiaty do pokoju Agnieszki i poszłyśmy we dwie do restauracji Pod Aniołami. Siedziałyśmy do czwartej nad ranem, rozmawiając. Nawet nie zauważyłam, jak ten czas upłynął, restauracja była zupełnie pusta, zostałyśmy same. Miała tyle energii, mimo późnej pory zupełnie nie wyglądała na zmęczoną. Pomyślałam wówczas, że to nie może być chora osoba, że chyba się pomyliłam i niepotrzebnie się martwię. Odprowadziłam ją do pokoju. Poprosiła mnie: »Zostań ze mną na noc«. Nie chciała być sama. Dopiero później dało mi to do myślenia…”[12].

Mimo choroby Osiecka brała udział w koncertach i spotkaniach autorskich. Jej ostatni wspólny występ z Anną Szałapak odbył się w styczniu 1997 roku w Płocku. Wcześniej, pod koniec 1996 roku, pojawiła się na jubileuszu Maryli Rodowicz w Sali Kongresowej. To monumentalne, dwuczęściowe widowisko – Maryla Rodowiczi jej gitarzyści – podsumowujące dorobek artystyczny „królowej polskiej piosenki” reżyserował Krzysztof Jasiński. W koncercie wzięło udział kilkadziesiąt osób, orkiestra pod batutą Adama Sztaby, muzycy, tancerze, chór i wokaliści zaproszeni przez Marylę Rodowicz: Marek Grechuta, bracia Zielińscy ze Skaldów, Andrzej Sikorowski i Stan Borys. Wśród publiczności, na honorowym miejscu siedziała Agnieszka Osiecka. Słuchała koncertu, podczas którego Rodowicz śpiewała wiele piosenek jej autorstwa, nieśmiertelnych przebojów. Kiedy na scenie zabrzmiał utwór Dziśprawdziwych Cyganów już nie ma, śpiewany przez Marylę Rodowicz w duecie ze Stanem Borysem, który specjalnie na tę okazję przyjechał ze Stanów, Osiecka nie wytrzymała. Wparowała na scenę wzruszona, chcąc dołączyć do występujących artystów. Nie było jej to dane – została szybko sprowadzona z estrady przez Krzysztofa Jasińskiego. Ostatni utwór koncertu – Niech żyje bal! – śpiewała cała publiczność.

Darcie pierza pisała naprędce, ze świadomością, że odchodzi. Chciała zdążyć przekazać dramat Ochodle, choć nie była pewna, czy tekst będzie się nadawał do wystawienia na scenie. Myślała raczej o adaptacji telewizyjnej. Marek Richter: „Zagrałem w jej ostatniej sztuce. Wiedziałem, że gram w przedstawieniu o niej samej. Pamiętam, jak czytała nam tekst po raz pierwszy – w samochodzie, w drodze do Warszawy. »Coś krótki ten tekścik« – dziwiliśmy się. Nie dokończyła swojej sztuki. Nie zdążyła. To, co nam podarowała, było zaledwie szkicem. Tak go wystawiliśmy. Piosenki zostały dodane po jej śmierci przez Jerzego Satanowskiego”[13]. Premiera odbyła się dopiero 4 lipca 1998 roku, ponad rok po odejściu autorki. „Para bohaterów wyciąga pierzaste strzępy z kufra niczym pamiątki i wspomnienia. Lekkość i delikatność puchu, i kruchość ludzkiego istnienia – to skojarzenie nieodparte, choć zapewne nie jedyne. I cały tekst sztuki sprawia wrażenie mozaiki układanej ze strzępków, z okruchów, z rozrachunków, żalów, tęsknot i niespełnień, z listów, ze wspomnień przywoływanych w jakiejś gorączce i gorączkowo żegnanych jak ulatujące życie”[14] – pisała w recenzji Anna Jęsiak.

W swoim pożegnalnym dramacie Osiecka sportretowała samą siebie, bo postać kobiety – A. – to przecież jej alter ego. „Podobna do pięknej, zniszczonej lalki „bohaterka wspomina swoją przeszłość, drąc „listy, wspomnienia, dokumenty”[15], życie zapisane na kartkach, zatrzymane w przedmiotach, utrwalone na zdjęciach. Kobieta stawia sobie pytania o sens tego, co już zdarzyło się w przeszłości. Towarzyszy jej pozbawiony uczuć mężczyzna, B., lalka. A może istnieje on tylko w głowie samotnej kobiety?

„Darcie pierza to kameralna, dwuosobowa sztuka. Postać kobiety, A., grała Teresa Budzisz-Krzyżanowska, postać B., męską – ja. Teresa wiedziała, że gra Osiecką. Moja rola natomiast była trudniejsza do zdefiniowania. Myślę, że na postać mężczyzny, którego Agnieszka wykreowała w Darciu pierza, złożyło się wielu jej znajomych, przyjaciół i kochanków – o różnych twarzach i temperamentach. Długo rozmawialiśmy z André i Teresą o tym, jak zrealizować ten spektakl. Agnieszka nie zostawiła zbyt wielu wskazówek, musieliśmy więc sobie radzić sami, stworzyć swój własny, wewnętrzny scenariusz i grać także poza tekstem…”[16].

W pamięci A. pojawiają się mężczyźni: Michał, Jerzy R., Nawigator. Kobieta chce zachować o nich pamięć i nie pozwala B. „podrzeć” swych wspomnień.

A.: To horror! Wszystko przez nie – przez francuskie feministki. (…) Śmią twierdzić, że kobieta może porozumieć się z mężczyzną. Przecież to humbug.

B.: Humbug?

A.: No, oczywiście. Każde słowo znaczy coś innego. Mężczyzna mówi: „spałem z nią”, „czuję, że się z nią prześpię”. A kobieta powie: „żyję”. Słyszysz – ona żyje, ja żyję. Z nim, przez niego żyję. Czy to nie cudowne? On, ledwie przestanie bulgotać, odwraca się i zasypia. Leży jak kłoda. […] A kobieta – kobieta chce biec, tańczyć, rozmawiać[17].

Wspomnienia A. są przywoływane szybko, w pośpiechu. Bohaterka nie ma przecież zbyt wiele czasu. W Darciu pierza zegar odmierza ostatnie godziny jej życia. „Muszę być pośrodku”[18] – decyduje kobieta.

A.: Wiesz co, Azor? Jesteś głupszy, niż myślałam. Kto to może wiedzieć, ile będę żyła. Może rok? A może bilion lat? A może za pięć minut żyrandol spadnie mi na głowę?

B.: Dwa miesiące.

A.: Co – dwa miesiące?

B.: No… będziesz żyła dwa miesiące.

A.: To ty wróżka jesteś, czy co?

B.: Rozmawiałem z lekarzami.

A.: Ty??? Z lekarzami??? I oni z tobą rozmawiali? No wiesz, to jest jakiś horror. Przestań bredzić i bierzemy się do roboty. (…) Uff… a już myślałam, że chodzi o coś poważnego. „Lekarze z nim rozmawiali!”. Dobre sobie!

B.: Pierze się kończy[19].

Bohaterka próbuje odsunąć od siebie świadomość własnej śmierci. Bagatelizuje ją. Czas jednak biegnie nieubłaganie, życie zmierza ku końcowi. W Darciu pierza wszystko zmierza do wielkiego finału – śmierci. Nawet towarzysz rozmów starej kobiety się ulatnia.

Końcowe partie dramatu są już właściwie jej monologiem:

Masz rację, pomyliłam się. Zbadane są wyroki Boże. Ooo, straszny jest z niego pedant. Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje. Czasem, kiedy się modlę, pytam niegrzecznie: „Panie Boże, powiedz mi, czy ty jesteś wszystkim? Naczelnym zegarmistrzem, małą chmurką, receptą w torebce?”. Czasem zaś mówię krnąbrnie: „A może ty jesteś… hm… czy ja wiem? Może ty jesteś drugim poetą? A może ja jestem drugą poetką?”. On mi na to, poprzez kukułkę: „Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje”. Ooo, nie, tak nie postępuje poeta, tak postępuje prozaik. On za bardzo lubi rachunki[20].

Kobieta umiera w samotności. Nie ma przy niej ani wymarzonego przez matkę wyższego urzędnika, ani „zaziębionego studenta”. A. już po raz ostatni sięga pamięcią do swych dawnych niespełnionych marzeń – o miłości i czułości. Dopiero teraz bohaterka wygłasza ostatni monolog. W postaci piosenki:

Jeszcze nie jestem gotowa –

boli mnie brzuch i boli mnie głowa.

A skoro tak boli, to żyć się chce, jeszcze jak, proszę państwa, żyć się chce…

(…)

Jeszcze nie jestem zabita do końca, jeszcze wyciągam szyję do słońca,

jeszcze jest we mnie twarda sprężyna,

ach – gadać i gdakać, i wszystko wspominać.

Jakie to było, po co to było?

ach, co to, ach, co to, co to było…?

Jeszcze nie jestem gotowa –

zimno mi w duszy, pali mnie głowa

i dudnią uparte, zawzięte te słowa:

Jakie to było, po co to było?

ach, co to, ach, co to, co to było…?

Jeszcze nie jestem gotowa…

Jeszcze nie jestem gotowa…[21]

Tymczasem nadeszło Boże Narodzenie 1996 roku. „Każdego roku dzwoniłam do Agnieszki i zapraszałam na nasze trójkowe wigilie – mówiła Zofia Sylwin z Polskiego Radia. – Agnieszka zawsze się zjawiała. Pamiętam wigilię w 1996 roku. Przyszła uśmiechnięta – jadła, rozmawiała. W pewnym momencie podeszłam do niej i powiedziałam: »Agnieszka, jak fajnie, że przyszłaś! Patrz, u nas jest tak wesoło«. A Agnieszka na to: »Wiesz, Zosiu, jestem taka samotna. (…) Nikt nie dzwoni, telefon milczy«”[22].

Święta w 1996 roku Agnieszka Osiecka postanowiła spędzić z Anną Szałapak i jej rodziną. Najwyraźniej chciała uciec z Warszawy, nie tłumaczyć się przed przyjaciółmi. Odrzuciła też propozycję przeżycia tego czasu w gronie rodzinnym. Pojechała do Krakowa. To właśnie wtedy Anna Szałapak zauważyła wypadające włosy i domyśliła się, że choroba Osieckiej jest znacznie poważniejsza, niż jej się wydawało. Na sylwestra wybrały się do Zakopanego. Anna Szałapak: „Swoją ostatnią Wigilię Agnieszka spędziła ze mną i moimi rodzicami. Myślę, że była wtedy na wielkim zakręcie. Zdawała sobie sprawę z tego, jaki jest stan jej zdrowia. Może święta z jej własną rodziną byłyby dla wszystkich zbyt trudne?”[23].

Mimo że w Zakopanem sylwestra spędzała też Maryla Rodowicz, artystki nie miały okazji, by się zobaczyć. Osiecka próbowała umówić się z nią na spotkanie, ale bezskutecznie. Była to ostatnia, niewykorzystana szansa na osobistą rozmowę.

Nowy Rok Osiecka i Szałapak przywitały za to z Zygmuntem Koniecznym. „Pamiętam, że umówiliśmy się po północy pod skocznią – wspominał kompozytor. – Agnieszka piła z nami góralską herbatę. Widać było, że choroba jest mocno zaawansowana, nie mówiła jednak o niej. Po tym sylwestrze w restauracji, na serwetce, napisała jeden z ostatnich swoich tekstów – Żywą wodę. To było moje pożegnanie z Agnieszką”[24]. Anna Szałapak: „Wspólnie przygotowywałyśmy moją płytę Żywa woda, czyli rzeka nierzeczywista. To trwało dość długo, pracowałam w muzeum na etacie, nie mogłam się całkowicie poświęcić muzyce. Równolegle Agnieszka przygotowywała Pięć oceanów. Wcześniej pragnęłam zrobić program o końcu wieku. Agnieszka przywiozła mi do Krakowa wiersz pt. Walc końcówka. Byłam wstrząśnięta tym tekstem, bardzo mi się podobał. Pomyślałam wtedy, że w tej piosence jest wszystko, o czym chciałabym śpiewać na temat kończącego się XX wieku. Chciałam, żeby płyta była zamkniętą całością, a temat końca wieku wydał mi się wyczerpany w tym jednym tekście Osieckiej. Włożyłam wiersz do szuflady. Wpadłam na inny pomysł – motyw wody. Agnieszka zabrała się do pracy i napisała mi kilka piosenek, w tym tytułową Żywą wodę, do której muzykę skomponował Zygmunt Konieczny. Podpowiedziała mi też, żebym o napisanie muzyki do innych wierszy poprosiła Andrzeja Zaryckiego, którego nie znałam. To on skomponował Walc końcówkę. W tydzień. Ta płyta jest hołdem – dla niej i dla Piotra Skrzyneckiego. Premiera Żywej wody odbyła się 26 lipca w Teatrze Atelier, bardzo ważnym miejscu dla Agnieszki. To było już po jej śmierci. Strasznie dużo kosztował mnie ten występ, nabawiłam się arytmii serca… Zostałam sama z tematem Żywej wody i już nie miałam z kim dyskutować. Nie było ani Piotra, ani Agnieszki – byłam zdana sama na siebie…”[25].

Osiecka cały czas snuła plany, nosiła się między innymi z zamiarem zorganizowania wspólnej trasy z Anną Szałapak. Hanna Bakuła: „Przez dwa miesiące przed jej śmiercią kontaktowałyśmy się niemal codziennie. I to głównie z inicjatywy Agnieszki. Już wtedy nie piła. Nie mogła. Mówiła, że wymiotuje po alkoholu. Odrastały jej włosy po chemii i odrastała jej miłość do mnie. Wiedziała, że może na mnie liczyć. Ostatni raz widziałam się z nią w sobotę o trzeciej, strasznie chciała, żebym zabrała od niej w podarunku stolik z krzesłami. Próbowałam tłumaczyć, że wyjeżdżam, ale zaraz wracam i wtedy wezmę ten stolik. Przeczuwała swoją śmierć. Chciała ze mną siedzieć, nie miała zamiaru mnie wypuścić z domu, a ja byłam już umówiona na wyjazd do Kazimierza. Agnieszka mówiła: »Hanusiu, dokąd ty się spieszysz? Posiedźmy jeszcze«. Trochę jak dziecko, które prosi, żeby nie gasić światła. Potem wyjechałam do Kazimierza, myślałam o niej całą drogę; jeździłyśmy tam bardzo często”[26]. Tydzień przed śmiercią Agnieszka Osiecka złożyła wizytę Sewerynowi Krajewskiemu, który rozstał się właśnie z Czerwonymi Gitarami i chciał zrealizować projekt solowy. Zgłosił się więc do kilku autorów tekstów, w tym do Agnieszki. Przyjechała do niego do Michalina. Na pozór była w świetnej formie, żartowała i się cieszyła. Wzięła od niego taśmy z melodiami, obiecała napisać nowe piosenki.

Sobotę, 1 marca 1997 roku, Osiecka spędziła w domu na Dąbrowieckiej. Jej gosposia, pani Helena Zaremba, robiła wiosenne porządki i gotowała niedzielny obiad – nazajutrz miała mieć wolne. W niedzielę, 2 marca, przed południem Osiecka rozmawiała przez telefon z Anną Szałapak. „Zadzwoniłam do Agnieszki w niedzielę o dziewiątej rano – wspominała artystka – ponieważ poprzedniego dnia dostałam wiadomość, że istnieje możliwość wyjazdu do Lwowa na wspólne występy. Mówiła jakoś dziwnie, niezwykle wolno… Pomyślałam, że jest już bardzo chora. Przez cały dzień byłam zaniepokojona”[27]. Po rozmowie z Anną Szałapak Osiecka telefonowała do André Ochodlo. Umawiali się na spotkanie we Wrocławiu, mieli się naradzić w sprawie Darcia pierza. Zapewniała go, że nazajutrz zobaczą się na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej, miała już bilet. Po południu poczuła się źle. Zdążyła jeszcze zostawić swojemu przyjacielowi z Sopotu wiadomość na sekretarce – o tym, że jedzie do szpitala. Anna Szałapak: „Zadzwoniłam ponownie po południu, około czwartej. Odebrała Helena, gosposia. Powiedziała mi, że Agnieszka jest w szpitalu, nieprzytomna. Pojechałam do Warszawy. Zdawało mi się, że poruszę niebo i ziemię, że wszystko będzie dobrze. Wydawało mi się niemożliwe, żeby miała nie odzyskać przytomności. Dowiedziałam się jednak, że już nic nie da się zrobić. Nie mogłam w to uwierzyć! Agnieszka miała tyle chęci życia, tyle planów…”[28].

Tymczasem we Wrocławiu odbywał się właśnie 18. Przegląd Piosenki Aktorskiej. Marek Richter i André Ochodlo nie wiedzieli, dlaczego opóźnia się przyjazd poetki. Mieli złe przeczucia. Richter: „Agnieszka zamierzała przyjechać do Wrocławia, żeby dodać mi otuchy. Śpiewałem dwie jej piosenki. Czekaliśmy na nią z André, ale się nie pojawiła i nie odbierała telefonu. Wydzwanialiśmy wszędzie, do wszystkich jej znajomych. Okazało się, że Agnieszkę zawieziono do szpitala. Tego dnia umierała. A ja śpiewałem jej piosenki – o śmierci”[29]. Kiedy Ochodlo odsłuchał wiadomość zostawioną dla niego na sekretarce, natychmiast ruszył do Warszawy. Osiecka leżała nieprzytomna w wieloosobowej sali, dopiero po jego interwencji przeniesiono ją do jednoosobowego pokoju. „Dostałem od niej przyspieszony kurs życia. Gdy zmarła, powoli docierało do mnie, jak wiele mi dała w tak krótkim czasie. (…) Czasami zastanawiam się, czy to nie było ostatnie w moim życiu tak ważne spotkanie”[30] – wspominał Ochodlo. Poetka już nie odzyskała przytomności.

Jak mało co w życiu zaplanowała „ostateczne sprawy”. Uporządkowała swoje dzienniki, rękopisy i maszynopisy, posegregowała listy, opłaciła grób na Powązkach. W domu zostawiła karton ze wszystkimi najistotniejszymi dokumentami. „Kiedy nieprzytomna Agnieszka znalazła się w szpitalu – wspominała Hanna Bakuła – miałam wrażenie, że wszystko słyszy i czuje. Lekarka powiedziała, że jej mózg się rozlewa. Trudno było mi w to uwierzyć. Bo ona naprawdę reagowała. W dniu jej śmierci siedziałyśmy z Agatą bardzo długo przy jej łóżku. Na korytarzu spotkałyśmy André. Potem z Agatą i Danielem pojechaliśmy na galę czterdziestolecia »Polityki« w Hotelu Europejskim”[31]. Barbara Wiszniewska: „Tłumów przy łóżku nie było. Przyszła raz Agata, Olga Lipińska i Anna Szałapak. André był tam przez cały czas. Agnieszka zmarła cicho, samotnie, mimo iż kochała ją cała Polska…”[32].

Ukochana tekściarka Polaków odeszła w piątek 7 marca 1997 roku.

Tego dnia we Wrocławiu odbywało się widowisko Sukienki Miry, galowy koncert poświęcony Mirze Zimińskiej-Sygietyńskiej. Wśród wykonawców znalazły się między innymi przyjaciółki poetki Krystyna Janda i Magda Umer. Obie wiedziały, że Agnieszkę odwieziono do szpitala, wyczekiwały wiadomości o stanie jej zdrowia. O śmierci Osieckiej dowiedziały się tuż przed koncertem. Magda Czapińska wspominała: „Telefony Magdy [Umer] wciąż milczały. Nie miałam pojęcia, że ona właśnie śpiewa piosenki Miry Zimińskiej. Nie wiedzieć czemu włączyłam telewizor. (…) Magda śpiewała to [Bezsenną noc Hemara] tak, że domyśliłam się, że wiadomość o śmierci Agnieszki już do niej dotarła”[33].

Pogrzeb Agnieszki Osieckiej odbył się dziesięć dni po jej śmierci. Na warszawskich Powązkach zgromadziły się tłumy. W kościele śpiewała Wanda Warska. Zgodnie z ostatnią wolą zmarłej nie było żadnych przemówień. Nad grobem poetki wystąpiła tylko Anna Szałapak:

Jeszcze zdążę wam zaśpiewać, opowiedzieć,

jeszcze zdążę posadzić drzewa cudowne, zielone.

Jeszcze zdążę zapomnieć i wspomnieć, znowu nie wiedzieć…

I znajdę czas na śmiech, na rozpacz – słowo.

(…)

Jeszcze zdążę was przytulić i odtulić,

jeszcze zdążę otworzyć ściany cudowne w purpurze.

Jeszcze zdążę zakwitnąć, zaszumieć,

znowu się zgubić, i znajdę czas na strach

i na nadzieje płowe.

We mnie tłucze się wiatr i śpiewa róg,

posłuchajcie, posłuchajcie,

już przystanął z ciekawością czas.

Żegnam was,

żegnam was,

żegnam was[34].

[1] Rozmowa autora z Barbarą Wiszniewską.

[2] A. Osiecka, Nowa miłość. Wiersze prawie wszystkie, t. 2, Warszawa 2009, s. 77.

[3] Cyt. za: B. Michalak, Na zakręcie. Agnieszka Osiecka we wspomnieniach, Warszawa 2001, s. 211.

[4] Rozmowa autora z Barbarą Wiszniewską.

[5] Rozmowa autora z Anną Szałapak.

[6] Rozmowa autora z Ewą Błaszczyk.

[7]Posłuchaj, niewierny kochanku, co nienawidzisz poranków… Z Hanną Bakułą rozmawia Beata Biały, w: tejże, Osiecka. Tego o mnie nie wiecie, Warszawa 2020, s. 210.

[8] L. Ostałowska, P. Smoleński, To nie mój pies, ale moje łóżko, „Gazeta Wyborcza”, 30.04.1997, s. 10.

[9] Cyt. za: B. Michalak, Na zakręcie…, dz. cyt., s. 120.

[10] A. Osiecka, Nowa miłość. Wiersze prawie wszystkie, dz. cyt, s. 179.

[11] Rozmowa autora z Jerzym Satanowskim.

[12] Rozmowa autora z Anną Szałapak.

[13] Rozmowa autora z Markiem Richterem.

[14] A. Jęsiak, A w sercu zostaje szum… ,,Tygodnik Trójmiasto”, 8.07.1998, s. 7.

[15] A. Osiecka, Darcie pierza, w: Do dna. Wybrane utwory sceniczne, t. 2, Warszawa 2011, s. 461.

[16] Rozmowa autora z Markiem Richterem.

[17] A. Osiecka, Darcie pierza, dz. cyt., s. 470, 471.

[18] Tamże, s. 474.

[19] Tamże, s. 472, 473.

[20] Tamże, s. 482.

[21] A. Osiecka, Nowa miłość, dz. cyt., t. 2., s. 327.

[22]Kto tu wśród ludzi jest tak samo sam. Z Zofią Sylwin rozmawia Beata Biały, w: tejże, Osiecka. Tego o mnie nie wiecie, dz. cyt., s. 95.

[23] Rozmowa autora z Anną Szałapak.

[24] Rozmowa autora z Zygmuntem Koniecznym.

[25] Rozmowa autora z Anną Szałapak.

[26] Rozmowa autora z Hanną Bakułą.

[27] Rozmowa autora z Anną Szałapak.

[28] Tamże.

[29] Rozmowa autora z Markiem Richterem.

[30] Cyt. za: B. Michalak, Na zakręcie…, dz. cyt., s. 123.

[31] Rozmowa autora z Hanną Bakułą.

[32] Rozmowa autora z Barbarą Wiszniewską.

[33] Cyt. za: B. Michalak, Na zakręcie…, dz. cyt., s. 223.

[34] A. Osiecka, Za chwilę, Łódź 2001, s. 129.

W domu rodzinnym

Agnieszka w swoim panieńskim pokoiku, 1964 rok

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Pożegnania
W domu rodzinnym
W Październiku
Fernando, Książę i Kikimora
Dwa wesela, dwa bukiety i Starszy Pan B.
Sztuczny miód
Ten pan, który siedzi w trzecim rzędzie
Na zakręcie
A łatwo się pani żyje?
Posłowie
Podziękowania

Copyright © 2025 by IWR WE sp. z o.o.

Redaktor prowadzący: Magdalena Kędzierska-Zaporowska

Korekta: Katarzyna Machowska

Redakcja techniczna: Paweł Kremer

Projekt okładki: Daniel Rusiłowicz

Zdjęcia w książce: (7) Piotr Barącz / East News; (29) Andrzej Zborski / FOTONOVA; (65) Andrzej Zborski / FOTONOVA; (109) Biblioteka Narodowa, domena publiczna, www.polona.pl; (149) Archiwum Z. i K. Komedów / East News; (201) Jacek Barcz / East News; (235) Jerzy Lapiński / FOTONOVA; (261) Andrzej Wiernicki / East News; (303) Zenon Zyburtowicz / East News; (339) Leszek Fidusiewicz / REPORTER

Zdjęcie na okładce: Zofia Nasierowska / REPORTER

Wydanie I | Kraków 2025

EBOOK ISBN: 978-83-8404-011-9

Emocje Plus Minus, ul. Meissnera 20, 31-457 Kraków

Dział sprzedaży: [email protected]

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek