Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nowy Jork, 1984 rok. Supermodelka Alexa Wu odwiedza ekskluzywny klub nocny Studio 54. Ku zaskoczeniu kobiety pojawia się tam również jej wielka miłość z czasów, gdy jako młoda dziewczyna mieszkała w Bangkoku. W jednej chwili wracają do niej wspomnienia z tętniącej życiem Tajlandii. I chociaż zarówno Alexa, jak i jej były kochanek tworzą udane, oparte na miłości związki, nie mogą oderwać od siebie wzroku…
Kurort Nadmorski Hamptons, 1995 rok. Alexa zaprasza do swojego domu przyjaciół, których poznała w Bangkoku. Właśnie ma zjawić się ostatni z gości… i długo skrywane tajemnice ujrzą światło dzienne. Czy Alexa oraz znajomi są gotowi na to, by poznać prawdę z przeszłości? I czy dawna miłość ma szansę odrodzić się na nowo, nawet jeśli na jaw wyjdą wszystkie kłamstwa?
„Alexa Wu” to międzynarodowa trzytomowa historia miłosna, pełna romantycznych uniesień, sekretów i wielkich nadziei.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 133
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału: Alexa Wu 3 – Mit et og alt
Przekład z języka duńskiego: Agnieszka Świerk-Zienkiewicz
Copyright © L. Sherman, 2023
This edition: © Risky Romance/Gyldendal A/S, Copenhagen 2023
Projekt graficzny okładki: Rikke Ella Andrup
Redakcja: Justyna Kukian
ISBN 978-91-8076-300-4
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S
Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
www.gyldendal.dk
www.wordaudio.se
Rozdział 1
1984 rok, Nowy Jork, październik
River
Gdy limuzyna podjechała pod klub Studio 54, mieszczący się przy 254 West i 54th Streetna nowojorskim Manhattanie, nie wysiadłem od razu. Pójście tam tego wieczora zakrawało na brawurę, ale nie mogłem odmówić sobie jedynej szansy, by ją zobaczyć. Wiedziałem, że taka okazja może się przez dłuższy czas nie powtórzyć. Minęło osiem długich lat od czasu, gdy zerwaliśmy ze sobą wszelki kontakt. Usunąłem się wtedy w cień i odtąd przyglądałem się ich wspólnemu życiu jedynie z oddali. W końcu sam przystałem na to, że nie będę o nią zabiegał… Alexa nie wiedziała, że po nią wróciłem. Gdy tylko otrząsnąłem się z szoku po śmierci ojca, odzyskałem trzeźwy osąd sytuacji i nie zastanawiając się ani chwili, spakowałem się i poleciałem z powrotem do Bangkoku. Niestety, już jej tam nie było... W willi czekał na mnie za to list z pozdrowieniami od Ariela. Prosił w nim, żebym ich nie szukał, utrzymując, że taka jest wola Alexy. Ale że już tam przyleciałem, naturalnie musiałem do niego zadzwonić. Wiedziałem, że tylko dzięki niemu będę mógł z nią porozmawiać.
Z miejsca poczułem, jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch… Zupełnie jak wtedy, gdy zmarł mój tata, a ja zawiodłem Alexę. Szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia, w jaki sposób zdołałem dojść do siebie. Chociaż nie, po części wiedziałem. Otóż, rzuciłem się w wir pracy, wspinając się po kolejnych szczeblach kariery politycznej w niewiarygodnym wręcz tempie. Gubernatorem Kalifornii zostałem na fali popularności ojca. Później jednak musiałem pokazać swoim wyborcom, że głosując na mnie, postąpili słusznie. Muszę przyznać, że niełatwo było przeistoczyć się z introwertycznego malarza w polityka… osobę na świeczniku, której życiem interesują się wszystkie media. A to wszystko wydarzyło się niemalże z dnia na dzień. Na szczęście, moja żona bardzo mi to ułatwiła. Dzięki niej było mi o wiele lżej… Tamarę znałem od dawna, jako że łączyła ją zażyła przyjaźń z moją najstarszą siostrą. Pomogła mi przetrwać najtrudniejszy okres w moim życiu.
Usłyszałem dobiegający z tyłu dźwięk klaksonu. Przedstawienie czas zacząć, pomyślałem. Nie mogę tego dłużej przeciągać, to moja ostatnia szansa. Zdawałem sobie sprawę z tego, że jeśli moja partia wygra wybory, przez kolejne cztery, a może nawet osiem lat, nie będę mógł czegoś podobnego zrobić.
– Muszę już odjechać, proszę pana. Inni kierowcy się niecierpliwią… – powiedział mój kierowca, uśmiechając się do mnie w lusterku wstecznym.
– Oczywiście, oczywiście… Chyba mam lekki jet lag – skłamałem. Zwykle nie odczuwałem różnicy czasu między zachodnim a wschodnim wybrzeżem, teraz jednak chciałem zagrać na zwłokę.
– Będę czekał tuż za rogiem, przy tylnym wyjściu, tak jak się umówiliśmy – dodał.
Przyleciałem prosto z Kalifornii zaledwie kilka godzin wcześniej. Zdążyłem tylko wpaść na chwilę do swojego apartamentu w hotelu Waldorf Astoria i wskoczyć w smoking. W końcu, zaproszenie na przyjęcie u Halstona zobowiązywało. A może przesadziłem trochę z tym smokingiem? Potrząsnąłem głową, dziwiąc się sam sobie. W jednej chwili opuściła mnie cała odwaga. Czy na pewno dobrze robię, wypuszczając się na tak głębokie wody?
– Dziękuję, będę ci bardzo wdzięczny – rzuciłem.
Posiadanie własnego kierowcy, który jest do dyspozycji dwadzieścia cztery godziny na dobę, było bez wątpienia lekką ekstrawagancją. Ale tak właśnie wyglądało moje życie, odkąd zostałem gubernatorem. Podróżując autem, większość czasu poświęcałem na pracę biurową albo rozmowy telefoniczne, które umożliwiał zainstalowany w limuzynie sprzęt.
Ledwie otworzyłem drzwi samochodu, poczułem pod stopami miękki kobierzec, a do moich uszu dobiegł niemalże z każdej strony dźwięk migawki. Oślepiony fleszami pospiesznie udałem się po rozwiniętym na moją cześć czerwonym dywanie w stronę wejścia. W drzwiach powitał mnie bramkarz, który wpuszczał do środka tylko osoby posiadające zaproszenie. Halston wynajął na ten wieczór cały klub Studio 54. Przy czym, nie było ku temu żadnej specjalnej okazji… Ot po prostu, zapragnął urządzić tam imprezę.
Oby tylko przyszła sama, zaklinałem w duchu rzeczywistość. Zwykle to Ariel udzielał się towarzysko i to jego spotykałem na bankietach i podczas różnego rodzaju imprez. Alexa wyraźnie stroniła od światła jupiterów. Raz na jakiś czas pojawiała się u boku męża na jego wernisażach lub innych eventach. Poza tym, widywałem ją jedynie na zdjęciach w magazynach modowych i witrynach ekskluzywnych butików. A trzeba przyznać, że tego było całkiem sporo. Choć została matką, nadal robiła zawrotną karierę. Serce pękało mi z dumy na myśl o Aleksie, mojej Aleksie. Była podziwiana i rozchwytywana jak nigdy wcześniej, a zarazem płochliwa i nieśmiała… Nie przypominała już uśmiechniętej, radosnej i roztańczonej dziewczyny, jaką kiedyś znałem. A może tylko mi się tak wydawało? Na zdjęciach zrobionych przez paparazzich wyglądała zawsze nadzwyczaj poważnie, a jeśli komuś udało się sfotografować ją z córką, zasłaniała dziewczynkę własnym ciałem lub zakrywała jej twarz dłonią.
– River Scott – przedstawiłem się i w tym samym momencie pozwolono mi wejść do słynnego gniazda rozpusty.
– Zapraszam, panie Scott, i życzę powodzenia w wyborach. Trzymam za was mocno kciuki – rzucił z szerokim uśmiechem bramkarz, gdy prawie go minąłem. Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów, a z jego oczu dało się wyczytać, że ewidentnie ma na mnie ochotę. Ja jednak byłem zupełnie nieobecny duchem… Moje myśli krążyły już tylko wokół Alexy. Przez ułamek sekundy zapomniałem, gdzie jestem. Studio 54… miodem i mlekiem płynąca kraina uciech, którą upodobali sobie szczególnie bogacze. Bywałem tu wcześniej nie raz, nie byłem też bynajmniej pruderyjny. Gdyby chodziło o każde inne seksparty, w żadnym wypadku nie mógłbym w nim uczestniczyć. Tu jednak spotykała się śmietanka towarzyska… Moja asystentka do spraw kampanii wyborczej stwierdziła zatem, że pojawienie się na tej imprezie nie zaszkodzi mojemu wizerunkowi, o ile nie będę brał udziału w żadnych orgiach. Powiedziałem Terry, że o to może być spokojna, w końcu miałem żonę. Nikt nie wiedział o tym, że tak naprawdę zawarliśmy ze sobą pewien układ… I nikt nie musiał o tym wiedzieć. Dotyczyło to w końcu tylko nas dwojga.
– Bardzo dziękuję… Według sondaży mamy spore poparcie. Wiadomo jednak, że sytuacja może zmienić się dosłownie z dnia na dzień, w związku z czym obaj z Joe niewiele sypiamy ostatnimi czasy.
Joe, czyli Joseph Ginopolis, był kandydatem na prezydenta Partii Demokratycznej, podczas gdy ja ubiegałem się o stołek jego zastępcy. Prognozy wskazywały na to, że wygramy w większości stanów, ale do wyborów został jeszcze cały miesiąc, więc mogło się zdarzyć absolutnie wszystko.
– Jak już mówiłem, jestem całym sercem z wami! I naturalnie będę na was głosował – odparł mężczyzna z uśmiechem, puszczając do mnie oko. Ja odwzajemniłem mu się tym samym. Co mi szkodzi, pomyślałem.
– Gdzie znajdę Halstona? – zapytałem.
– W tłumie na głównej sali. Zobaczymy się później? – zagaił. Teraz już otwarcie sygnalizował, że mu się podobam.
– Niestety… Jestem żonaty i wierny – odparłem dziarsko, pokazując mu obrączkę. Nie chciało mi się nawet wyjaśniać, że nie interesują mnie faceci. W takim razie, czego tu szukasz, uganiając się za zamężną kobietą?– usłyszałem w głowie swój wewnętrzny głos. To może się okazać najgłupszą rzeczą, jaką w życiu zrobiłem. Oczywiście, poza tym, że swego czasu nie potrafiłem przeciwstawić się Arielowi i zawalczyć o kobietę swojego życia. Byłem skończonym idiotą… Co też sobie wyobrażałem, zjawiając się tu tego wieczora?.. Coś przyciągało mnie do Alexy z siłą potężną niczym magnes. Musiałem zobaczyć się z nią przed wyborami, jeszcze zanim moje życie znowu zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni.
***
Alexa
Klub Studio 54 był legendarnym miejscem, gdzie mieszały się ze sobą przeróżne wpływy kulturowe. Znalazło się tam miejsce dla wszystkich bez względu na orientację seksualną, płeć czy kolor skóry. Do klubu mogli wejść zarówno biedni jak i bogaci, pod jednym warunkiem: musieli wyglądać zjawiskowo. Pociągnęłam łyk tequili sunrise, której pomarańczowo-czerwona barwa idealnie wpisywała się w kolory wnętrza lokalu. Gdziekolwiek nie spojrzałam, otaczali mnie piękni ludzie. Wszyscy w śmiałych, awangardowych kreacjach, z połyskującą biżuterią i barwnym, odważnym makijażem. W pewnym momencie poczułam się trochę zakłopotana całym tym splendorem. Aczkolwiek tylko trochę… Jednocześnie, wznieciło to we mnie dawny żar… żar, który myślałam, że wygasł bezpowrotnie z chwilą, gdy wyjechałam z Bangkoku. Siedziałam na pozłacanym stołku barowym i mimowolnie wybijałam rytm stopą.
– Żałujcie, że nie widzieliście miny tamtego reżysera, kiedy moja droga przyjaciółka, Alexa… – Halston objął mnie ramieniem i zawiesił głos, żeby upewnić się, że zgromadzeni wokół nas goście na pewno go słuchają, po czym dokończył: – …kiedy Alexa odrzuciła propozycję zagrania w jego kolejnym filmie. A musicie wiedzieć, że zaproponował jej nie byle jaką rolę…
– Główną… – wymamrotałam tak cicho, że nikt tego nawet nie odnotował. Miałam wiele różnych marzeń, ale kariera aktorki bynajmniej nie była jednym z nich. Znałam swoje ograniczenia. Taniec przychodził mi naturalnie… Przesuwające się przed oczyma mojej duszy obrazy intuicyjnie podpowiadały mi każdy kolejny krok. Nie chciałam odgrywać żadnej innej roli niż ta, w której byłam sobą.
– Nie mógł uwierzyć własnym uszom, kiedy odrzuciła jego ofertę! Nadęty dupek… Jakby nikt nigdy niczego mu w życiu nie odmówił – ciągnął Halston, nie wypuszczając mnie z objęć. – Ale nasza Alexa jest dla niego za dobra. Jest muzą, prawdziwą ikoną! Tak się cieszę, że choć na krótką chwilę udało mi się wywabić cię z twojej pustelni. – Mój przyjaciel i pracodawca zwrócił się tym razem do mnie, całując mnie w policzek, a ja przytuliłam się do niego. W tym samym momencie pomyślałam o June i Arielu, którzy zapewne właśnie przygotowywali kolejną porcję popcornu na rodzinny wieczór filmowy, i zrobiło mi się ciepło na sercu. Łączyła ich wyjątkowa więź, której za nic w świecie nie chciałabym zniszczyć.
– Chyba żartujesz, Halstonie? Czy mogłabym tego wieczora być gdzieindziej? Zresztą, kto by wtedy zaprezentował twoją najnowszą kreację? – rzuciłam, odganiając myśl o tym, jak inaczej mogło się potoczyć moje życie. Następnie, zsunęłam się miękko ze stołka, żeby wszyscy mogli pozachwycać się kremową suknią do kostek. Miała odkryte plecy, a na miejscu utrzymywały ją tylko cieniutkie, biegnące na krzyż tasiemki, którymi opasana była cała górna połowa mojego ciała. Zwiewna sukienka – znak rozpoznawczy projektów Halstona – spływała miękko do samej ziemi, tak że nie było nawet widać moich stóp. Wykonałam z gracją obrót, a ona przepięknie zawirowała. Leciała akurat piosenka Got My Mind Set On You George’a Harrisona, a ja poczułam, że po prostu muszę zatańczyć. Moim całym ciałem zawładnęło pragnienie, aby dać się ponieść muzyce, podryfować w nieznane na falach beatu. Nie było już odwrotu. Wiedziałam, że jeśli szybko nie znajdę partnera do wspólnych pląsów, będę tańczyć sama. Robiłam tak już nie raz i uwielbiałam to. Gdy zmierzałam w stronę parkietu, który wprost pękał w szwach, didżej puścił kawałek If You Can’t Give Me Love Suzi Quatro, a ja nucąc znany dobrze przebój, wspomniałam z lekką nutką nostalgii wczesne lata siedemdziesiąte, gdy wokalistka wybrała mnie, abym pozowała razem z nią na okładce poczytnego magazynu.
– Alexo… – usłyszałam za plecami znajomy głos. Jednocześnie ktoś chwycił mnie za prawe ramię. Miałam właśnie wmieszać się w tłum tańczących, zamiast tego zatrzymałam się jednak jak sparaliżowana i zamrugałam oczami, czując jak w jednej chwili odpływa mi z twarzy cała krew. Zdarzało się wprawdzie, że zaczepiali mnie obcy. Jakby nie patrzeć, nie byłam osobą anonimową. Przy czym, tego obcego, a w zasadzie wcale nie obcego, widywałam przez ostatnich osiem lat jedynie w marzeniach sennych i snach na jawie. Moje tętno raptownie podskoczyło, a krew zawrzała w żyłach. Co on tu, do licha ciężkiego, robi, myślałam gorączkowo...
– River? – wykrztusiłam z siebie, chociaż muzyka zagłuszała mój głos. Moje ciało zareagowało tak gwałtownie, że w jednej chwili poczułam przejmujące zimno i zaczęłam się cała trząść. Gdy udało mi się już okiełznać nieco emocje, rozejrzałam się na boki, by upewnić się, że jest sam. Gdyby był tu z żoną, raczej by mnie w ten sposób nie zaczepił. On powtórzył moje ruchy, lecz potrząsnęłam głową, mówiąc cicho, że przyszłam bez Ariela. Nagle jakaś usiłująca przecisnąć się obok nas para popchnęła nas do przodu, a jego ręka zsunęła się z mojego ramienia i odnalazła moją. Chwycił ją mocno i pociągnął mnie w głąb parkietu. Czyżby zamierzał ze mną zatańczyć? Patrzyłam na niego oszołomiona i zdezorientowana, czując jak jego przepastna dłoń wręcz pali moją skórę.
– Zatańcz ze mną – zawołał River, starając się przekrzyczeć muzykę, jako że ja nadal stałam tak, jakby ktoś przygwoździł mnie do podłogi. Gdy już wmieszaliśmy się w tłum, nadal nie byłam zdolna do jakiegokolwiek ruchu. Tańczyć… Tak, przecież potrafię tańczyć. Usiłowałam odszukać wzrokiem jego spojrzenie, ale nie byłam w stanie odczytać, co mówią jego oczy, bo oślepiały nas wirujące, kolorowe światła.
– Jasne, czemu nie – odparłam z uśmiechem, nieco wymuszonym i odrobinę zbyt szerokim. Przyciągnął mnie do siebie jednym ruchem. Nie było to niczym niezwykłym, tak się w końcu tańczyło. Ja poczułam jednak, że więcej nie zniosę… Jego zapach, jego ciało, te wszystkie znane mi niemalże na pamięć załamania i krągłości. O rany, nie. Nie dam rady. Wiedziałam, że jeśli jeszcze przez chwilę będziemy tak blisko siebie, rozpadnę się na milion kawałeczków. Zrobiłam więc jedyne, co w tej sytuacji należało zrobić. Położyłam mu dłonie na piersi… tej jego obłędnej, szerokiej piersi, i odepchnęłam go lekko od siebie, żeby zwiększyć dystans między nami. Następnie wykonałam, jeden po drugim, dwa obroty, uniosłam ręce nad głowę i zaczęłam klaskać do następnego kawałka, którym było Heaven Must Have Sent You Bonnie Pointer, była to wersja utworu nagrana w wytwórni Motown Records. Przymknęłam powieki i dałam się ponieść muzyce. Musiałam jakoś się od niego odciąć. Nie mogłam uwierzyć, że stoi przede mną, prawdziwy, z krwi i kości. Zanim jednak to zrobiłam, zdążyłam dojrzeć w jego spojrzeniu tęsknotę i żar, zupełnie jak kiedyś, ilekroć na mnie patrzył. Po chwili znowu otworzyłam oczy, żeby nie stracić równowagi. Jednak nadal to potrafiłam: zatracić się bez reszty w tańcu, nie myśląc o niczym i nie patrząc na to, co robię. Wszyscy się rozstąpili, jakby parkiet należał tylko i wyłącznie do mnie, a ja dałam pierwszy pokaz taneczny od czasów Bangkoku. Jak to możliwe, że człowiek dobrowolnie rezygnuje z czegoś, co kocha nad życie? To pytanie, które zadałam sobie w myślach, było tak dwuznaczne, że w ułamku sekundy otworzyłam oczy i odszukałam wzrokiem Rivera. Stał pośród innych gości, którzy utworzyli teraz wokół mnie okrąg. Zapragnęłam wtulić się w niego, przywrzeć do niego całym ciałem, poczuć jego zapach, stopić się z nim w jedno już na zawsze.
Nie mogłam dopuścić do tego, żeby ktoś zauważył, że w jakikolwiek sposób go faworyzuję, kamery śledziły każdy mój ruch. River był, bądź co bądź, kandydatem na wiceprezydenta, w dodatku żonatym. Ja też miałam męża. Zaczęłam więc wciągać do środka koła przypadkowe osoby, z którymi następnie przez chwilę tańczyłam. W końcu przyszła kolej na niego. Stał w tym samym miejscu, co wcześniej; zupełnie jakby na mnie czekał. Zbliżyłam się do niego i pozwoliłam, by wziął mnie w ramiona. Tym razem go nie odepchnęłam, tylko przylgnęłam policzkiem do jego piersi i wzięłam głęboki oddech. Trwałam tak przez dłuższą chwilę, chłonąc jego zapach każdą cząstką swojego ciała. Był odurzający, a zarazem słodko-gorzki, bo ten mężczyzna nie należał już przecież do mnie, nie mógł do mnie należeć. Teraz jednak kołysał mnie lekko w tańcu, jakbym… jakbym znowu była jego, a on mój. Jak gdyby nic nas nigdy nie rozdzieliło. Zawsze wiedziałam, że tak będzie; że czas nie zmieni naszego uczucia… River gładził dyskretnie moje plecy, jakby chciał tym samym dodać otuchy mi, sobie samemu, a może nam obojgu. Zarzuciłam mu ramiona na szyję, a nasze spojrzenia spotkały się, podczas gdy obracające się kule dyskotekowe co rusz rzucały na nasze twarze snopy kolorowych świateł. Poruszaliśmy się w rytm muzyki, a cały świat na chwilę przestał istnieć. Przesunęłam dłonią, spoczywającą wcześniej na karku Rivera, wzdłuż krawędzi jego białej koszuli, po czym musnęłam jego pokrytą lekkim zarostem brodę. On zaś nachylił się ku mnie i przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej. Nie mogliśmy oderwać od siebie nawzajem wzroku. Chyba oboje baliśmy się, że to drugie zniknie, jeśli choć na chwilę odwrócimy głowę. Czego on może ode mnie chcieć?, zastanawiałam się. Czy przyszedł na tę imprezę z nadzieją, że mnie tu spotka? W samym środku prężnej kampanii wyborczej był to dość karkołomny krok. Momentalnie cofnęłam dłoń, jakbym się sparzyła. Dotykając go w taki sposób sygnalizowałam znacznie więcej niż: „Jesteśmy tylko przyjaciółmi”. W tym samym momencie zmieniła się muzyka i z głośników poleciał szybki, taneczny kawałek, a nie pościelowy, czego obawiałam się najbardziej. Ktoś, patrząc na nas, mógłby jeszcze opacznie to odebrać, a nie daj Boże zrobić nam razem zdjęcie. Chociaż nie wydawało mi się, byśmy przyciągali jakoś specjalnie uwagę. Wszak miejsce to uchodziło za istną jaskinię rozpusty. Tyle że River nie był pierwszym lepszym gościem. Gdy tylko oswobodziłam się z jego ramion, przestał tańczyć, chwycił moją dłoń i pokazał gestem, żebym poszła za nim. Czyż mogłam mu odmówić?
Poprowadził mnie przez istny gąszcz roześmianych, wyginających się w rytm muzyki i sączących kolorowe drinki gości; przez tętniący życiem tłum, prawdziwą feerię barw. W pewnym momencie potknęłam się, przydeptując sobie suknię, ale River złapał mnie, chroniąc tym samym przed upadkiem. Serce łomotało mi w piersi jak szalone i choć tego wieczora nic prawie nie wypiłam, czułam się totalnie odurzona. Szłam za nim posłusznie, zastanawiając się, dokąd on mnie zabiera. Nie znałam klubu Studio 54 na tyle dobrze, żeby wiedzieć, gdzie dokładnie jesteśmy, ale w miarę jak oddalaliśmy się od Halstona i jego imprezy, muzyka stopniowo cichła. Zatrzymaliśmy się na końcu długiego, pustego korytarza. Były tam drzwi przeciwpożarowe, stanowiące tylne wyjście z lokalu. Przeczesał wolną dłonią włosy; powoli i w ten swój charakterystyczny sposób, który tak dobrze pamiętałam. Teraz jednak miał perfekcyjnie wystylizowaną fryzurę, a nie jak wtedy w Bangkoku, gdy chodził wiecznie poczochrany i poplamiony farbą. Jeszcze raz uchwycił moje spojrzenie i wyszeptał:
– Nie mam pojęcia, co robię, Alexo. Ale nie byłem w stanie się powstrzymać… Musiałem cię zobaczyć, poczuć cię. Chciałbym, żebyś wiedziała, że…
– Ciii… – przerwałam mu, podchodząc bliżej i kładąc mu palec na wargach. – Cieszę się, że tu jesteś. – Wtuliłam głowę w szyję Rivera i pocałowałam delikatnie płatek jego ucha. – Ja bym się nie odważyła – dodałam, a to pozornie zwykłe wyznanie wyrażało tyle niewypowiedzianych nigdy słów, które już na zawsze miały pozostać ukryte przed światem. Gdybym swojego czasu wykazała się odwagą za nas oboje, wszystko potoczyłoby się zgoła inaczej.
– Na zewnątrz stoi mój samochód. Poświęcisz mi dziś wieczorem trochę swojego czasu? Czy może wolisz wrócić do Halstona i jego gości? – zapytał.
Czy naprawdę miał wątpliwości co do tego, że najbardziej pragnę być właśnie z nim? Takiego Rivera, zagubionego i niepewnego, nie miałam okazji poznać. Teraz jednak bardzo tego chciałam. Nawet jeśli mieliśmy dla siebie tylko tę jedną noc.
– Tak… – odparłam krótko. Słysząc to, otworzył ciężkie drzwi i wyprowadził mnie na spowitą mrokiem nowojorską ulicę. Bynajmniej nie kłamał. Zaledwie kilka kroków od wyjścia czekała czarna limuzyna. Wsiadając do auta, odruchowo pochyliliśmy głowy. River puścił mnie przodem, po czym pospiesznie podążył za mną. Dopiero, gdy opadłam na białe, skórzane siedzenie, obleciał mnie strach. Byliśmy w samochodzie sami, naturalnie poza szoferem, przy czym River z miejsca nacisnął specjalny guzik i zasunął roletę oddzielającą szoferkę od kabiny pasażerskiej. Auto ruszyło.
– Dokąd jedziemy?
– Nie martw się, później z powrotem cię tu odwiozę. Pomyślałem tylko, że może mniej podejrzane będzie, jeśli zwyczajnie wmieszamy się w ruch drogowy, zamiast stać w bocznej uliczce – odrzekł. Przysunął się do mnie bliżej i ujął moją dłoń w swoją. Nagle, ni z tego ni z owego, wpadłam w istną furię. Nie da się ukryć, że poszłam z nim dobrowolnie, oszołomiona jego bliskością. Teraz jednak zawładnęły mną dokładnie odwrotne emocje. Wciąż upojona znajomym dotykiem i zapachem jego ciała, poczułam, że narasta we mnie zarazem przemożna złość.
– Jak mogłeś?! Zostawiłeś mnie… zostawiłeś nas – zawołałam. Wyrwałam rękę z jego uścisku, odwróciłam się do niego przodem i z całej siły walnęłam go pięścią w klatkę piersiową. – Wiedziałeś, że poszłabym za tobą na koniec świata! Bez względu na wszystko… Jak mogłeś?! – powtórzyłam i uderzyłam go ponownie.
– Wybacz mi, Alexo! Wiem, że to nie wystarczy, ale przepraszam – zawołał, chwytając mnie za ręce i przyciągając do siebie.
Mimo że nadal kipiałam gniewem, moje ciało najwyraźniej wiedziało, czego chce. Ku własnemu zaskoczeniu, nagle wdrapałam się na niego, przywarłam wargami do jego warg i pocałowałam go namiętnie, dając upust tłumionej przez długie osiem lat tęsknocie. Choć mój niespodziewany atak początkowo odebrał mu mowę, szybko doszedł do siebie i wpił się w moje usta tak łapczywie, jakby od tygodni cierpiał głód i pragnienie na jakiejś bezludnej wyspie. Zachłannie spijaliśmy słodycz swoich ust, niemalże pożeraliśmy się nawzajem, czując jak trawi nas coraz silniejsza żądza. Potężna eksplozja zbliżała się nieubłaganie, a ja czułam, że jedyne co mogłam zrobić, to zatracić się w chwili. Oderwałam się od jego warg i zaczęłam całować go po szyi. Jęknął, wsunął mi palce pod sukienkę i dotknął mojej nagiej skóry. Pieścił zmysłowo moje uda, a później powędrował w kierunku pośladków i zacisnął na nich obie dłonie. Wiele się nie zastanawiając, pociągnęłam za tasiemkę jego muszki. Rozwiązałam ją jednym ruchem, po czym rzuciłam w kąt siedzenia. Nie zamierzając nawet ceregielić się z maleńkimi guziczkami jego koszuli, od razu przeszłam do rzeczy. Byłam zdeterminowaną kobietą, która miała tylko jeden cel… On zaś oddał się w moje ręce z błogim uśmiechem na ustach.
Ośmielił mnie panujący w aucie półmrok, jak też mężczyzna, z którym tam byłam. Nie miałam bowiem cienia wątpliwości, że River pożąda mnie równo mocno, jak ja pożądam jego. Sama nie mogłam uwierzyć w to, jak bardzo go pragnęłam… Ariel zachęcał mnie wielokrotnie, żebym poszukała gdzieindziej tego, czego on nie był w stanie mi dać. Ja jednak dotąd nie miałam na to ochoty, zatem nigdy do niczego nie doszło. Nie byłam pewna, czy mój mąż pochwaliłby to, że wybrałam akurat swojego byłego chłopaka… kogoś, kogo będę darzyć uczuciem go końca moich dni i z kim łączyła mnie szczególna więź. Ustaliliśmy jednak, że nie będziemy opowiadać sobie o tym, co wydarza się poza naszym małżeństwem. Z mojej strony jak dotąd nie było praktycznie o czym mówić. River będzie moim pierwszym kochankiem… od czasów Rivera; zakładając oczywiście, że wydarzy się coś więcej niż ten namiętny pocałunek.
– O czym myślisz? – Mężczyzna oswobodził dłoń spod fałdów mojej sukienki i pogładził mnie po długich, rozpuszczonych włosach. – Nagle odpłynęłaś myślami gdzieindziej, zawahałaś się. Jeśli nie chcesz, nie musimy wcale… – urwał. Nadal miał do połowy rozpiętą koszulę, więc położyłam mu dłonie na ciepłej piesi.
– Zdaje się, że przez chwilę zawładnęły mną emocje, ale chcę tego… Jeśli oczywiście ty też chcesz tego samego. To w sumie jedyne, co możemy sobie nawzajem dać – powiedziałam. Musiałam mocno zagryźć wargi, żeby się nie rozpłakać.
– A ja wołałbym chyba, żeby było inaczej … Możemy równie dobrze tylko potrzymać się za ręce, spędzić ze sobą trochę czasu – odrzekł, po czym ujął czule moją dłoń i uniósł ją do swoich ust.
Nachyliłam się w jego stronę i przywarłam do niego całym ciałem.
– Co to, to nie… – zaśmiałam się. – Taka okazja może więcej się nie powtórzyć – wyszeptałam mu prosto do ucha ochrypłym z emocji głosem. Potem wyprostowałam się i zaczęłam pospiesznie rozpinać guziki jego koszuli. Gdy tylko się z nimi uporałam, przylgnęłam do jego nagiej, ciepłej skóry.
– Rozwiąż mi sznureczek na karku – poleciłam.
River spełnił moją prośbę bez chwili wahania, bo jasno dałam mu do zrozumienia, czego chcę. Cała górna część mojej kreacji opadła w dół jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a ja, nadal siedząc na nim okrakiem, przysunęłam się do niego jeszcze bliżej. Chciałam, żeby na mnie patrzył, podziwiał mnie, poczuł moją skórę na swojej.
– Jesteś obłędnie piękna, Alexo! Nie zasługuję na ciebie, ale… kurwa… muszę cię mieć – wyszeptał, po czym objął wargami jeden z moich sterczących sutków, a wolną dłonią odszukał drugą pierś i zaczął ją namiętnie pieścić. – Tak bardzo mi ciebie brakowało, skarbie, nawet nie wiesz, jak bardzo…
Ośmielona tymi słowami odnalazłam dłońmi pasek jego spodni i zręcznym ruchem rozpięłam klamrę. Następnie rozsunęłam mu rozporek i zamknęłam dłoń na jego ogromnym członku. Gdyby tylko wiedział, że od naszego rozstania, nie było nikogo innego… Tyle bym dała za to, by móc mu się zwierzyć, opowiedzieć o jego córce i o tym, że tęsknię za nim każdego pieprzonego dnia, a moje serce pęka z bólu na samą myśl o tym, że ożenił się z inną kobietą; że trwa u jej boku, budzi się przy niej i jest z nią szczęśliwy. A może wcale tak nie było? Gdyby faktycznie niczego mu w życiu nie brakowało, dlaczego szukał kontaktu ze mną? Mój rozum zupełnie tego nie ogarniał, w przeciwieństwie do ciała; ono dokładnie wiedziało, czego chce. Nie zwlekając ani chwili podkasałam długą sukienkę, nakierowałam go bez słowa na swoją gorącą cipkę i powoli… bardzo powoli opuściłam się na niego. Chciałam smakować go niespiesznie, centymetr po centymetrze, zatracić się bez reszty we wszechogarniającej rozkoszy. Byłam kompletnie odurzona, nie tyle nim samym, a tym wszystkim, co kiedyś do tego mężczyzny poczułam… i co czułam nadal. Gdy nabiłam się na niego do samego końca, z moich ust wydobył się głośny jęk. W tej samej chwili napotkałam jego płomienne spojrzenie i pojęłam, że słowa są tu zbędne. Nie przestawaj, kochanie, ujeżdżaj mnie, zrób ze mną, co tylko chcesz… Jestem twój, zawsze będę tylko twój, mówiły jego oczy.
To rozpaliło mnie jeszcze bardziej. Uniosłam się na kolanach na tyle, by utrzymać go w sobie, po czym zdecydowanym ruchem opadłam na niego tak, że wypełnił mnie całą. Świat zawirował mi przed oczyma… Nie uprawiałam seksu od wielu lat. I choć marzyłam o tym każdego dnia, nie dopuszczałam nawet myśli, że jeszcze kiedykolwiek będę kochać się z Riverem. Teraz, w odpowiedzi na moje ruchy, wysunął biodra, a ja już po chwili poczułam, że zbliżam się nieuchronnie ku szczytowi. Moje całe ciało drżało z podniecenia, na co jego fallus zwiększył jeszcze swoje rozmiary, choć wydawało mi się to prawie niemożliwe. Nasze ciała znały się nawzajem tak dobrze, że teraz, po latach, kochaliśmy się ze sobą tak, jakby od ostatniego czasu minął zaledwie jeden dzień. Nieprzytomna z podniecenia napierałam nagimi piersiami na jego umięśnioną klatkę piersiową, ocierając się sutkami o porastające ją kędziory. Mogłabym tak ujeżdżać go w nieskończoność, gdyby nie to, że nagle moje uda zaczęły gwałtownie drgać, po czym wstrząsnęły mną pierwsze spazmy.
– O tak… Tak, Riverze! Dochodzę… O mój Boże… Aaaaaa – jęczałam, na co on chwycił mnie obiema rękoma za głowę, odnalazł moje usta i mocno się w nie wpił, nie przestając mnie posuwać bez opamiętania.