All We Have Is Now - Matoga Dominika - ebook + audiobook

All We Have Is Now ebook i audiobook

Matoga Dominika

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Dla fanów Nero!

 

„– Próbuję cię chronić, dziewczyno, nie widzisz tego? 

– Ty mnie nie chronisz. Ty mnie pilnujesz”.

 

Emily Brown była jedną z tych uczennic, których nie zauważa się na szkolnych korytarzach i właśnie na tym jej zależało. Starała się nie wychylać, dobrze uczyć i wspomagać finansowo wychowującą ją babcię. 

 

Jej zupełnym przeciwieństwem był Max Henderson szkolny bad boy i „Pan Popularny”. Chłopaka znano zarówno w szkole, jak i poza nią, a najładniejsze dziewczyny walczyły o jego uwagę. Jednak niewiele osób wiedziało, że Max nie był zwykłym uczniem. Jego rodzina już dawno stała się zła do szpiku kości. Ludzie, wśród których dorastał, to gangsterzy.

 

Emily i Max mieli zupełnie różne priorytety w życiu. Każde z nich podążało inną drogą, a jednak los postanowił połączyć ich ścieżki. Dziewczyna została brutalnie wciągnięta do mafijnego świata rodziny Maksa.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                  Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 441

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 51 min

Lektor: DOMINIKA MATOGA
Oceny
4,2 (385 ocen)
205
83
67
24
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dominika0207
(edytowany)

Dobrze spędzony czas

Nie sądziłam że ta historia tak się skończy
70
pina2493

Nie oderwiesz się od lektury

Książkę czyta się przyjemnie aczkolwiek spodziewałam się innego zakończenia.
50
haniajedrzejczyk

Nie oderwiesz się od lektury

Jest to historia która skradła moje serce i wciągnęła mnie od pierwszej strony. Bohaterowie są cudownie wykreowani, a sposób w jaki autorka pokazała ich emocje niesamowity. Jest to książka obok której nie da się przejść obojętnie.
50
jpkkn
(edytowany)

Dobrze spędzony czas

hmmm ciężko mi ocenić. Taka trochę przesłodzona. Nie jest w sumie zła. Jest taka inna. zakończenie takie seeee. Wolałabym inne.
51
moniska0162

Z braku laku…

Nudna... początek całkiem niezły, szczerze mówiąc nie można się do niczego przyczepić ale potem akcja się rozmywa. Co tu dużo mówić nie zachęca by czytać dalej... a szkoda bo ma potencjał. Bohaterowie też mnie nie porwali ale może to ja się czepiam...
74

Popularność




Copyright ©

Dominika Matoga

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2023

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

All rights reserved

Redakcja:

Kinga Jaźwińska-Szczepaniak

Korekta:

Wiktoria Kulak

Joanna Boguszewska

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-572-4

DEDYKACJA

Dla każdej zagubionej duszy, by odnalazła swoją gwiazdkę nadziei.

PROLOG

Czy piekło istnieje? A może to tylko metafora, która ma obrazować miejsce bólu i rozpaczy, uświadamiać zło tego świata i skupiać w sobie winy ludzkiego gatunku? Jest jakby miejscem wyobraźni, na które zrzucamy wszystkie niepowodzenia i słabości.

Podobnie jak niebo, które zsyła na nas błogie szczęście, daje iluzję radości i spokoju w oczekiwaniu na koniec. Pragnąc go tak bardzo, dążymy do idyllicznej bańki i gubimy się w świecie rzeczywistym.

Wiem jedno: dla mnie te dwa miejsca to jeden obraz. Obraz dwójki ludzi, którzy spotkali się w piekle i stworzyli w nim własne niebo.

Przypadek rządzi losem każdego z nas. Znajdujemy się w miejscach, w których nie powinniśmy, rozpoczynając ciąg niebezpiecznych zdarzeń. I to od nas zależy, jak zmienimy bieg historii, by nie poddać się w trakcie jej trwania.

Wystarczyła mała iskra, by rozpalić ogień. Mała dawka nadziei, by przychylniej spojrzeć na następny dzień.

A co, jeśli jutro jednak nie nadejdzie?

Masz tylko tę jedną chwilę, by złapać resztki szczęścia i zatracić się w normalności, której już nigdy nie doświadczysz. Tę jedną chwilę, która może okazać się ostatnią.

Oni pokazali mi siłę. Walczyli, choć wiedzieli, że koniec był blisko, a to, co stwarzali, sprowadzi tylko późniejszy ból.

Jedyne, co mieli, to TERAZ.

Jedyne, co chcieli, to WIĘCEJ.

Ale spadające gwiazdy nie spełniają życzeń, a upadłe anioły już nigdy nie wyfruną.

1 | WĄŻ

Emily

Ponownie spojrzałam w lustro, naiwnie licząc na jakąś poprawę. Moje oczy nadal były zbyt czerwone, a żyłki zbyt widoczne, abym mogła pozwolić sobie na założenie soczewek. A promieniujący ból głowy wcale nie pomagał w tej sytuacji. Nienawidziłam okularów, które zresztą w mojej pracy jedynie by przeszkadzały, więc one odpadały. Według mnie nie miałam dużej wady – nauczyłam się funkcjonować z nią już dawno, kiedy okulary zaczęły mi przeszkadzać, a do soczewek nie byłam jeszcze przekonana – jednak moje minus trzy dioptrie robiły ogromną różnicę, gdy nie miałam szkieł na oczach.

Ludzie myślą, że jeśli masz słaby wzrok, jesteś zwykłym ślepcem. Może i tak, ale przecież ja nadal widziałam, rozróżniałam kształty, kolory, nie wpadałam na nikogo. Po prostu wszystko, co dalekie, było rozmazane, jakby mój rozum nie potrafił odpowiednio przetworzyć pikseli otaczającego mnie świata. Potrafiłam zrobić wiele rzeczy, nie mając włożonych na nos okularów. Wada nie wykluczała mnie z życia, lecz tylko je utrudniała.

Zapalenie spojówek zdarzało mi się często i pewnie było spowodowane dwoma czynnikami.

Pierwszy to moja praca – mnóstwo pyłków, które unoszą się w powietrzu, do tego para wodna, która im to ułatwia. Pomimo gogli ochronnych moje oczy często były zmęczone, dlatego też nie mogłam nosić normalnych okularów do pracy, bo nie mogłabym założyć jednej pary na drugą.

Drugi czynnik to po prostu możliwie najtańsze soczewki z drogerii osiedlowej, a dokładniej ich krótki termin ważności, o którym często zapominałam. Obiecywałam sobie, że choć raz pójdę do okulisty, który przepisze mi odpowiednie szkła kontaktowe, jednak zawsze coś stawało mi na drodze.

Widząc, że nie byłam w stanie włożyć nic na oczy, zdecydowałam, że pójdę po krople, które choć trochę dadzą im ukojenie.

Wróciłam do mojego pokoju. Był mały, jak zresztą całe to mieszkanie. Od zawsze wychowywała mnie babcia. Nie pamiętałam rodziców. Byłam zbyt mała, gdy zginęli w wypadku samochodowym. Przeżyłam tylko ja i moja babcia Rose, która po tamtym czasie podupadła na zdrowiu i straciła pełną sprawność fizyczną. Miałam tylko ją, dlatego szybko zaczęłam pracować, by odciążyć kobietę i wspomóc nasz budżet.

Mój pokój był skromnie umeblowany: małe biurko, które stało przy drzwiach, szafa z ubraniami po lewej stronie i łóżko po prawej. Nad nim i nad burkiem wisiały półki, na których poustawiałam książki. Uwielbiałam jasne i stonowane kolory, a biel i beż nie tylko rozjaśniły to pomieszczenie, ale też dawały wrażenie, że jest o wiele większe. Na wprost drzwi było ogromne okno, które tak bardzo uwielbiałam. Miało niski i szeroki parapet, na którym ułożyłam mnóstwo poduszek; to tam przesiadywałam najczęściej.

Chwyciłam wiszącą na krześle torebkę z zamiarem poszukania portfela. To małe, czarne ustrojstwo jak zawsze postanowiło zaciąć swój zamek, z którym musiałam się dość długą chwilę szarpać. Po wygranej walce wysypałam na biurko wszystkie drobne, które miałam, i zaczęłam je liczyć.

Było to ciężkie zadanie, bo choć rozpoznaję kształty, to nadal pozostawały one rozmazane, a czym dalej znajdował się dany obiekt, tym widziałam go gorzej. Dlatego musiałam zbliżyć twarz maksymalnie do blatu biurka , by widzieć, co na nim leży. Doliczyłam się odpowiedniej kwoty, by móc zafundować sobie krople, a resztę drobnych postanowiłam przeznaczyć na coś słodkiego dla mnie i babci.

Nie żyłyśmy biednie, nigdy mi niczego nie brakowało. Wychodziłam z przyjaciółkami, kiedy chciałam, albo razem z babcią urządzałyśmy sobie wspólne wyjścia. Zabierała mnie na wakacje, choć ocean miałyśmy pod domem. Robiła wszystko, by dać mi normalne dzieciństwo i wynagrodzić brak rodziców. Ale wiem, że wszystko było kosztem jej zdrowia, bo pracowała całymi dniami, by zapewnić mi jak najlepsze życie. Mieszkanie rodziców sprzedała, odkładając pieniądze na moje studia. Wyremontowała kanciapę na dole naszego budynku i wynajęła ją na mały sklepik, dzięki czemu miałyśmy stały dochód na pokrycie części rachunków. Dlatego postanowiłam jej pomóc i przejąć od niej część obowiązków. Nie wiem, jak ta babcinka dawała radę w sortowni, bo to naprawdę ciężka praca.

– Babciu, potrzebujesz czegoś ze sklepu? – zapytałam, wchodząc do kuchni.

Siedziała przy małym stoliku i robiła maskotki na szydełku, które później sprzedawała na okolicznym targu. Zdecydowanie wolałam, żeby dorabiała w taki sposób, niż chodziła o kulach do normalnej pracy. Miała talent, a pluszowe zabawki wychodzące spod jej rąk sprzedawały się jak ciepłe bułeczki.

Babcia Rose miała ponad sześćdziesiąt lat, a ja tylko siedemnaście. W takim wydaniu wyglądała jak typowa babcinka z opowiadań: ubrana w gruby sweter, z siwym kokiem na głowie, okularami na czubku nosa i szydełkiem w dłoni. Tylko ta kula, która stała oparta o lodówkę, nadal przypominała mi o tym, że mam tylko ją, a świat nie jest kolorowy.

Ja wyszłam z wypadku bez szwanku, miałam wtedy półtora roku. Babcia niestety nie – zmiażdżyło jej jedną nogę. I choć na początku groziła jej nawet amputacja, to upór i determinacja oraz długa rehabilitacja pomogły kobiecie wygrać. Noga nie była nawet w połowie tak sprawna jak przedtem, ale wystarczająco, by z pomocą kuli mogła chodzić bez problemu.

Z takim samym uporem i tą samą determinacją wychowała mnie, by niczego mi nie zabrakło. Choć tak naprawdę z wielu rzeczy rezygnowałam z własnej woli, by nie narażać jej na koszty. Zapewniała mi wszystko, czego potrzebowałam, ale moje serce nie potrafiło patrzeć, jak przez to traci swoje siły.

– Zrobię na kolację kanapki, a jutro pójdziemy na jakieś zakupy razem, dobrze? – Uśmiechnęła się do mnie, a ja podeszłam do niej i uścisnęłam ją z całych sił.

Wróciłam do swojego pokoju, który był za ścianą, i otworzyłam szafę w poszukiwaniu jakiejś bluzy i spodni. Padło na czarną z kapturem, po czym zmieniłam spodenki na ciemne jeansy. Spojrzałam przez okno na miasto, które już zaczynało pogrążać się w mroku. Było po godzinie dziewiętnastej, ale nadal mieliśmy luty i słońce chowało się za horyzontem dość szybko. Dzisiejsze burzowe chmury tylko ponagliły nadchodzący mrok.

Mieszkałam przy jednej z głównych ulic prowadzących do centrum miasta, wśród domów z czerwonej cegły, która nadawała okolicy niesamowity klimat. Moje okno natomiast wychodziło na inną ulicę i mały park, za którym w oddali przebijały się szklane wieżowce Tampy.

– Okej. Ja muszę jednak wyskoczyć dzisiaj. Niedługo będę – powiedziałam, wchodząc raz jeszcze do kuchni.

Zawsze się meldowałam, by babcia nie musiała się martwić. Nigdy nie sprawiałam niepotrzebnych kłopotów, bo nie widziałam w tym sensu. Nie garnęło mnie do ucieczek czy imprez. Miałam dwie przyjaciółki, z którymi spędzałam wolny czas na robieniu różnych głupot, ale nigdy nie było to coś, co mogłoby nam choć odrobinę zaszkodzić. Żyłam jak zwykła nastolatka w swojej szarej i nudnej codzienności.

Później oddałaby wszystko za tę nudną codzienność.

Zgarnęłam z komody stojącej w korytarzu klucze i mój telefon. Włożyłam na stopy ulubione buty, a następnie wyszłam z mieszkania. Zbiegając po schodach na klatce schodowej, niemal wyczuwałam już nadchodzący deszcz i wilgoć, jaką za sobą niósł. Każdy zakamarek tego osiedla, jak i drogę do najbliższego centrum handlowego, znałam na pamięć, więc nie martwiłam się brakiem odpowiedniej widoczności. To, co powinnam, dostrzegłam i w takim przekonaniu doszłam aż do drogerii, która mieściła się zaraz przy wejściu do kompleksu. O dwudziestej drugiej musiałam być już w pracy, więc skierowałam się prosto do kasy i poprosiłam o pomoc. Rozpoznałam kasjerkę, która przy każdej wizycie tutaj powtarzała mi, że mam iść do specjalisty po profesjonalne soczewki, a nie sama je sobie dobierać. A ja za każdym razem obiecywałam, że pójdę, ale nigdy tam nie dotarłam. Zapłaciłam i podziękowałam za krople, ignorując jej dalsze komentarze. Wiedziałam, że to niemiłe, a ona chce tylko pomóc, ale nie chciałam wdawać się w niepotrzebne dyskusje, więc po prostu odeszłam.

Gdy tylko wyszłam z budynku i dostrzegłam delikatne krople deszczu rysujące kropki na chodniku, założyłam na głowę kaptur. Mijając po drodze plac zabaw, zauważyłam dzieciaki zajadające się słodkimi batonami i przypomniałam sobie o cukierni. Przeszłam przez krzyżówkę, a następnie skierowałam się do dobrze znanego mi miejsca.

Cukiernia znajdowała się przy malutkiej uliczce, pośród wysokich kamienic, które dodawały jej niesamowitego klimatu, szczególnie latem, gdy na balkonach okolicznych budynków rozkwitały różne kwiaty, a po elewacjach pięły się piękne kwiatowe bluszcze. Zawsze kojarzyło mi się to ze scenografią romantycznej, włoskiej komedii.

Zdążyłam wejść przed samym zamknięciem i poprosić o dwa ciastka z truskawkami, które babcia uwielbiała. Jak zawsze zostałam poczęstowana dużym uśmiechem, który zauważyłam nawet bez soczewek. Podziękowałam i wyciągnęłam rękę z monetami w kierunku Carmen, bo sama bym ich nie policzyła. Często tu z babcią wpadałyśmy, bo kobieta za ladą była córką jej przyjaciółki.

– Ja cię sama zabiorę do okulisty, krople ci nie pomogą. – Jej ciepły i miły głos przypominał mi głos mamy. Albo chciałam, by mi go przypominał.

– Jestem umówiona na poniedziałek po szkole. Ale dziś czeka mnie jeszcze praca, dlatego muszę sobie pomóc sama – skłamałam, po czym uśmiechnęłam się do niej i zabrałam dłoń, wrzucając resztę monet do portfela.

Wiedziałam, że muszę to zrobić, ale też się tego bałam. Z opowiadań babci wiem, że ślepota była u nas dziedziczna, a ja nie chciałam usłyszeć tego słowa od lekarza. Uciekałam przed czymś, co było nieuchronne, zamiast temu zapobiegać.

– Emily, przyjdź do nas. Nie możesz łączyć szkoły za dnia i pracy w nocy.

Kobieta była nieugięta. Proponowała mi to już kilka razy, ale odmawiałam, bo zarobki w sortowni pozwalały nam żyć na odpowiednim poziomie, przez co babcia nie musiała pracować. Co prawda i tak chodziła pomagać sąsiadce w jej sklepie warzywnym, no i robiła te maskotki, ale wiedziałam, że na to mogę jej pozwolić. Rose nie była zadowolona z takiego obrotu spraw, ale gdy spadła ze schodów, jeszcze bardziej nadwyrężając i tak chorą już nogę, nie miała wyjścia. Dla mnie to też było dobre. Nauczyłam się odpowiedzialności i mogłam odłożyć swoje pieniądze. Na początku pracowałam tylko weekendami w ciągu dnia, ale gdy od progu dorosłości dzieliły mnie już tylko tygodnie, pozwolono mi dołożyć do harmonogramu nocki, które były bardziej opłacalne. Poza weekendami wybierałam je wtedy, gdy wiedziałam, że drugiego dnia idę do szkoły na późniejszą godzinę i mogę odespać. Nie mogłam zawalić edukacji, taki był warunek babci.

– Przemyślę to – obiecałam i pożegnałam się z kobietą.

Wyszłam na zewnątrz, a następnie wyjęłam telefon, by sprawdzić, która godzina. Punkt dwudziesta, czyli zdążę zjeść z babcią kolację. Pomaszerowałam więc czym prędzej przed siebie.

W pewnym momencie zgasły lampy uliczne, powodując we mnie pierwszy napływ strachu. W takich małych uliczkach, gdzie o tej porze i ze względu na deszcz, który nadal padał, nikt się nie kręci, zaczęło być przerażająco. Przyśpieszyłam kroku, a drogę oświetlał mi blask księżyca. Ulica była długa i wąska. Auta stały zaparkowane po jednej stronie i tylko w niektórych oknach budynków świeciło się światło.

Odetchnęłam głęboko i zaczęłam tworzyć w głowie różne historie, jak miałam w zwyczaju, by się uspokoić i zająć czymś myśli. Nie oglądałam się za siebie ani w bok, gdy mijałam wnęki ze śmietnikami. Skupiłam się na własnych myślach i nie słuchałam, co dzieje się dookoła.

Znałam tę okolicę wystarczająco, by czuć się w niej dobrze, jednak miałam okropne przeczucia. Widząc, że od głównej i oświetlonej ulicy dzieliło mnie tak niewiele, ponownie wzięłam głęboki oddech i jeszcze bardziej pogrążyłam się w myślach. Układałam w głowie plan na najbliższy tydzień, skupiając się na sprawdzianach i projektach do wykonania. Myślałam o jutrze i planach, jakie miałam z przyjaciółkami.

Nagle zachwiałam się i poleciałam w przód, słysząc piski i syczenie zwierzęcia, które postanowiło wleźć mi pod nogi.

– Aua, kocie! – krzyknęłam, upadając na chodnik.

Mruczek od razu uciekł dalej, sycząc na mnie, a ja rozejrzałam się wkoło, czy nikt tego nie widział, po czym wstałam. Zaśmiałam się automatycznie, bo nie wiedziałam, czym się przejmowałam i po co się rozglądałam, skoro i tak nikogo bym nie zobaczyła.

Zrobiłam parę kroków, dalej śmiejąc się z własnej głupoty, kiedy poczułam dłoń na moim ramieniu, a zaraz potem szarpnięcie w tył. Zanim zareagowałam, ktoś zakrył mi usta szmatką trzymaną w drugiej ręce. Spanikowałam. Jego silna ręka zaczęła mocniej przyciskać mnie do siebie. Pomimo grubej bluzy ten dotyk mnie parzył. Był brutalny i nieprzyjemny, odciskając jednocześnie gruby ślad w mojej psychice. Napastnik stał za mną, przygniatając moje plecy do swojego torsu. Obraz przed oczami zamazywał się tak, że nawet wtedy, gdybym się odwróciła, nie widziałabym faceta wystarczająco wyraźnie.

Zaczęłam coraz mocniej szarpać się i szybciej oddychać, przez co szybko opadłam z sił. Wdychałam coś, czym była nasączona szmatka, i odpływałam. Powieki zaczęły robić się ciężkie, wzrok jeszcze bardziej się zamazywał, a oddech uspokajał. W końcu przestałam wierzgać kończynami, moje ciało zupełnie odmówiło mi posłuszeństwa. Stałam się zbyt lekka i każde szarpnięcie odczuwałam zbyt mocno. Przed ostatecznym zamknięciem powiek zdążyłam zauważyć, że mężczyzna ma na wskazującym palcu coś, co wyglądało jak tatuaż.

Tak, to na pewno był tatuaż.

Wąż wijący się wokół palca.

Aż w końcu całkowicie odpłynęłam.

2 | PORWANA

Emily

Ogromny ból głowy zabrał mi wszystkie siły, które w sobie miałam. Czułam, jak wszystko wokół mnie wiruje, choć nawet nie uniosłam powiek. Były zbyt ciężkie, zupełnie jak całe moje ciało, które zostało zdominowane przez silne ciśnienie w głowie. Walczyłam z własnym organizmem, ale bezskutecznie. Byłam zbyt bezsilna, by poruszyć się jakkolwiek, i tak zasypiałam kilka razy, aż obudził mnie hałas.

Z trudem wyłapywałam słowa z szumu, ponieważ nadal czułam się otumaniona. Głośne krzyki potęgowały ból, który przez sen i odpoczynek zdążył zmaleć na sile. Myślałam, że to sąsiedzi znów urządzają kolejną awanturę, więc chciałam ją olać, przewracając się na drugi bok, ale usłyszałam ogromny huk, który wybudził mnie całkowicie.

Szybko uniosłam się, odrywając twarz od poduszki, i usiadłam, ciężko oddychając. Wystraszona głośnym dźwiękiem próbowałam uspokoić gwałtownie bijące serce. Nadal widziałam niewyraźnie, ale świadomość zaczęła mi powoli wracać. Przetarłam oczy, a następnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zorientowałam się, że nie jestem u siebie.

Ból w głowie nie był już równie ważny, jak chwilę wcześniej. Przejechałam ręką po zmiętej pościeli, chcąc przypomnieć sobie wszystkie wydarzenia, które mnie tu sprowadziły. Wciąż miałam na sobie te same ubrania. W pokoju było prawie ciemno. Rolety zewnętrzne były zasłonięte, zostawiały jedynie małą szparę, przez którą wpadało mocne, dzienne światło oświetlające podłogę obok łóżka. Zmusiłam swoje nogi do ruchu, by podejść do jednego z okien, ignorując strach, który z każdą kolejną sekundą stawał się coraz większy. Nie wiedziałam, czy minęła tylko jedna noc, czy kilka, ale na samą myśl o babci zaczęłam płakać. Nie chciałam sobie wyobrażać, co ona teraz czuje.

Hałas dochodzący z korytarza ucichł, a gdy przez następne minuty nie usłyszałam nowych dźwięków, postanowiłam przeszukać pokój. Szukałam jakiegoś mechanizmu, który uniósłby rolety, bo drugie okno również było zasłonięte w taki sam sposób, ale żadnego nie znalazłam. Pomieszczenie było ogromne, przynajmniej tak mi się wydawało. Z wielkim strachem, który osiadł na moich barkach, przemierzałam je, próbując znaleźć coś, co pomoże mi zorientować się w sytuacji. Na środku stało duże łóżko, a obok niego stały stoliki nocne z lampkami. Po prawej stronie znajdowała się duża szafa z lustrem, pusta, więc pokój był niezamieszkany. Po lewej – małe biurko i drzwi, które prowadziły do przestronnej łazienki. W pierwszym odruchu dobiegłam do okien, ale tutaj również rolety były zasłonięte, a mechanizmu nie znalazłam. Pod ścianą stała wanna, obok prysznic i szafka z czystymi ręcznikami. Zupełnie jakby spodziewano się tutaj gości. Choć chciałam zmyć z siebie bród tych wspomnień i uczucie jego dotyku, nie miałam odwagi tego zrobić. Tak jak nie miałam odwagi nacisnąć klamki i spróbować wyjść na korytarz.

Usiadłam ponownie na łóżku i podkurczyłam nogi, obejmując je ramionami. Zaczęłam płakać. Bezsilność i niewiedza są najgorszym przeciwnikiem, który tylko dokłada cierpienia do twojej duszy. Powoduje upadek twojej siły i zabiera jedyne nadzieje. Analizowałam każdy detal swojego życia, próbując zrozumieć obecne położenie, ale na próżno. Nie rozumiałam, dlaczego się tu znalazłam. Nawet gdybym chciała uciec, nie wiedziałam, gdzie jestem, i w sumie – co najgorsze – nic nie widziałam. Prawie ślepa nie potrafiłabym się poruszać po terenie, którego nie znałam. Zapłakałam i otuliłam się ramionami jeszcze mocniej. Nurtowało mnie, kogo mogę spotkać za tymi drzwiami. Przetarłam mokre od łez oczy skrawkiem rękawa, niemo prosząc rodziców o pomoc.

Byłam przecież grzeczną wnuczką, która rzadko kiedy wychodziła, a jeśli już to robiła, to tylko z przyjaciółkami. Nie sprawiałam kłopotów, opiekowałam się babcią i żadna z nas nie naraziła się nikomu. Miałyśmy dobre relacje z sąsiadami. Wykonywałam swoją pracę dobrze i dokładnie. Nikt na mnie nie narzekał, nie usłyszałam żadnej skargi ze strony szefa czy współpracowników. W szkole byłam raczej cicha. Spędzałam przerwy tylko z dziewczynami i tyle, żadnych większych znajomości, jedyne przelotne „cześć”. Uczyłam się dobrze, ale nie byłam prymuską. Przez pracę nie miałam wystarczająco dużo czasu, by odpowiednio przysiąść do materiału. Unikałam rozgłosu i bycia w centrum uwagi, więc byłam wręcz pewna, że poza moimi dziewczynami mało kto wiedział, że istnieję.

Otarłam kolejną łzę i załkałam ponownie, zastanawiając się, co z moją Rose.

Nie wiem, jak długo tak siedziałam. Z zamyślenia wyrwały mnie kroki i dźwięk przekręcanego zamka w drzwiach. Nie uniosłam wzroku na osoby wchodzące do pokoju. Cały czas płakałam i nie chciałam wiedzieć, co mnie czeka.

Mężczyźni, było ich chyba dwóch, stanęli przy łóżku. Czekałam, aż odezwą się pierwsi, bo ja byłam zbyt wystraszona, by chociażby na nich spojrzeć. Dopiero po chwili usłyszałam dźwięk, który okazał się sygnałem odbezpieczania broni. Wzdrygnęłam się automatycznie i jeszcze bardziej przycisnęłam nogi do siebie. Byłam wystraszona jak jeszcze nigdy. Nie wiedziałam, co zamierzają, i kim są, a fakt, że słabo ich widziałam, wzbudzał we mnie jeszcze większy lęk.

– Czyli głucha nie jesteś – odezwał się jeden z nich.

Po głosie mogłam rozpoznać, że był starszym mężczyzną. Jego ton był tak ostry, że czułam przechodzący przez moje ciało lód.

– Co widziałaś? – zapytał groźnie, a ja zaczęłam jeszcze bardziej łkać i kulić się w sobie.

Mężczyzna podszedł do mnie. Zapach jego perfum drażnił mi nozdrza. Z całej siły chwycił za moją żuchwę i uniósł mi głowę, bym na niego spojrzała. Uścisk był bolesny, sprawił, że pisnęłam, a moje serce przyśpieszyło. Nie byłam w stanie ujrzeć porywacza, bo mój i tak słaby wzrok został zamglony przez słone łzy.

– Patrz na mnie. – Nie krzyczał, nie unosił głosu, jednak jego ton był tak doniosły i władczy, że ze strachu wykonywałam jego polecenia. – Co widziałaś?

– Nic. – Z trudem łapałam oddech i wypowiadałam słowa, bo jego chwyt był zbyt mocny. – Przysięgam.

Kolejne łzy spłynęły po moich policzkach, docierając do jego dłoni, na co mężczyzna wzdrygnął się i mnie puścił. Chciałam dotknąć obolałej szczęki, ale zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, kolejny huk rozległ się w pokoju. Najwyraźniej ten drugi strzelił w ścianę nad łóżkiem.

Krzyknęłam, gdy kawałki tynku spadły na łóżko.

– Przysięgam. Mam wadę wzroku, nie mam okularów, nie widzę wyraźnie nawet was – zaczęłam się tłumaczyć, ale chyba nie uwierzyli w moje słowa.

Władczy mężczyzna zbliżył się – wiedziałam to, bo ponownie poczułam ostrą woń jego perfum – po czym chwycił mnie za bluzę i jedną ręką sprawnie podniósł. Starałam się dostrzec jak najwięcej szczegółów w jego wyglądzie, ale załzawiony wzrok i półciemność, która panowała w pokoju, uniemożliwiały mi to. Widziałam tylko zarys jego twarzy, siwiejące włosy i czarną koszulę, która dodała mu dramatyczności. Tylko błękitne oczy, wpatrujące się we mnie i napawające mnie lękiem, wyróżniały się na tle rozmytego obrazu. Mimo wszystko miałam wrażenie, że już go gdzieś widziałam.

– Jak się nazywasz?

Wystraszona spoglądałam w jego zimne i puste oczy. Bałam się odezwać, o czym świadczyły kolejne łzy wypływające z moich oczu, ale gdy po raz trzeci usłyszałam huk wystrzelanej broni, bez namysłu odpowiedziałam:

– Emily Brown.

– Więc Emily: co widziałaś?

– Przysięgam, nic nie widziałam. – Starałam się hardo patrzeć prosto w jego lodowate, błękitne oczy, by przekonał się, że mówię prawdę, ale zostałam tylko odepchnięta w tył i wylądowałam plecami na łóżku.

Usiadłam, podkuliłam nogi i ponownie objęłam je ramionami. Chciałam wyć, bo płacz to za mało na mój aktualny stan. Mężczyzna, który mnie wypytywał, odwrócił się i bez słowa opuścił pokój. Drugi ruszył za nim, jednak zanim zamknął drzwi, odezwał się do mnie:

– Za godzinę dostaniesz kolację. Jeśli nie chcesz, by to był twój ostatni posiłek, lepiej zacznij mówić, co widziałaś. – Po tych słowach wyszedł, zostawiając mnie samą.

Słyszałam dźwięk przekręcanego zamka i opadłam plecami na łóżko, wyjąc z bólu, który we mnie siedział.

Moja babcia, moja biedna Rose.

Max

Wrzuciłem torbę sportową do bagażnika czarnego mustanga, po raz kolejny przeklinając to auto w myślach. Publiczne liceum miało dać nam odrobinę normalności i sprawić, by ludzie zapomnieli o swoich spostrzeżeniach dotyczących pracy i pieniędzy mojej rodziny. Jednak hojny gest ojca tylko je nakręcił. Odwróciłem się do przyjaciół, by spalić jeszcze papierosa. Choć tak naprawdę tylko jednego z tej bandy idiotów mogłem nazwać przyjacielem.

Alan siedział w tym wszystkim tak samo jak ja. Był moim kuzynem, a jego ojciec – bratem mojej matki. Cały poprany świat zostawialiśmy poza kręgiem szkoły i bandą znajomych. Chcieliśmy choć odrobiny normalności, ale Alan i tak miał jej więcej niż ja.

– Też pójdziecie jej szukać? – Piskliwy głosik tlenionej blondynki przerwał tę piękną chwilową ciszę. Amy była najpopularniejszą laską w szkole i myślała, że dzięki temu będę jej. Niedoczekanie.

Dziewczyny interesowały mnie tylko czysto fizycznie, nie bawiłem się w żadne relacje i każda o tym wiedziała, a mimo to przychodziły do mnie same. Amy nie potrafiła się odczepić, więc korzystałem z tej sytuacji, dopóki mogłem. Ale poza fajną dupą i dużymi cyckami nie posiadała nic, co mogłoby mnie przy niej zatrzymać. Nie angażowałem się w głębsze relacje, Alan również, bo po prostu nie miało to żadnego sensu. Oboje wiedzieliśmy, że w naszym życiu nie ma miejsca na bzdury zwane uczuciami. Mój ojciec miał dla nas inne plany. Przyzwyczailiśmy się do tej myśli, więc zgodnie stwierdziliśmy, że ostatnie lata liceum przeżyjemy jak najlepiej, korzystając z ostatnich chwil wolności.

– Cała szkoła idzie, rozkaz dyrektora – oznajmiła Jane, jej równie głupiutka koleżaneczka. Wyglądały jak bliźniaczki, co nieraz wykorzystywały, zamieniając się chłopakami.

– My się pojawimy tylko na chwilę. Pokażemy się i spadamy – odparł Alan.

Był wysokim brunetem, wysportowanym dzięki treningom. Jako kapitan szkolnej drużyny piłkarskiej przyciągał do siebie tłumy dziewczyn, które były o wiele większe niż kolejki do pozostałych zawodników.

– To może się z wami zabierzemy? Zniknęliście nam na całą przerwę wiosenną. – Jane podeszła do Alana i zaczęła całować go po policzku, co doprowadzało mnie do mdłości.

Reszta chłopaków również zrobiła podobne gesty, wkładając palec do buzi i udając wymioty. Will i Jasper byli spoko, ale poza szkołą i imprezami nie nadawali się do niczego więcej. Nie chcieliśmy wprowadzać ich w tajemnice naszych rodzin, dlatego nawet ta przyjaźń musiała mieć swoje granice.

Dałem znać Alanowi, że zbieramy się i jedziemy. Nie miałem zamiaru łazić po lesie i szukać jakieś idiotki, która nie potrafiła znaleźć drogi do domu. Cały dzień słuchaliśmy tylko o niej, a policja przepytywała każdego ucznia. Później cieszyłem się, że przesłuchiwali mnie, zanim wróciłem do domu, bo przynajmniej mogłem opowiedzieć im prawdę, że nie wiem, gdzie jest i co się z nią stało.

Dziewczyny oczywiście wpakowały się do naszego auta, a Jasper i Will pojechali drugim. Równocześnie ruszyliśmy w kierunku Rivercrest Park, który nasza szkoła miała przeszukiwać. Podobno każda dostała przydział parków do przeszukania, młodzież miała w ten sposób pomagać w ramach zrealizowania godzin społecznych. Policja dość mocno rozdmuchała wiadomość o zniknięciu młodej dziewczyny, więc całe miasto włączyło się w poszukiwania. Zwłaszcza że w weekend znaleźli też ludzkie ciało w wodzie. Społeczeństwo idzie jak jeden ślepiec za drugim, kurczowo trzymając się wizji pierwszego i przeinaczając ją po swojemu. Ludzie powiązali te dwa fakty ze sobą, wyolbrzymiając całą sytuację.

Dobrze, że droga minęła dość szybko, bo piskliwe głosiki lasek doprowadzały mnie do szału. Miałem naprawdę ciężki weekend, który tylko mocniej osłabił moją psychikę. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w domu, a dokładniej w pokoju, który był moim jedynym azylem. Zaparkowałem auto przy wejściu do parku i kazałem wszystkim wysiadać. Specjalnie nie fatygowałem się stanięciem samochodem na wolnym miejscu parkingowym, bo i tak zaraz mieliśmy się zmywać.

Ojciec zwołał naradę. A to nigdy nie wróżyło nic dobrego.

3 | ŚWIADEK

Max

Przeszliśmy obok dyrektora, który rozmawiał z policją, a następnie z wielkim uśmiechem na ustach pomachałem nauczycielce od biologii, by zaznaczyć naszą obecność. Ta tylko pokręciła głową i wróciła do rozmowy z innymi nauczycielami. Dałem znać Alanowi, że możemy się zwijać, i wykorzystując okazję, że każdy zajęty jest poszukiwaniami zaginionej laski, niepostrzeżenie wyszliśmy z parku.

– Po chuj oni tu szukają, to ja nie wiem. Pewnie uciekła – powiedziałem do Alana, wsiadając do auta.

– Została porwana, a nie uciekła – poprawił mnie chłopak, wskakując na siedzenie obok.

– Lasce się w dupie poprzewracało, co innego miała powiedzieć policja. Zniknęła w sobotę wieczorem, a mamy poniedziałek i, kurwa, porywacz jeszcze nie chce okupu? Nie wydaje ci się to dziwne? – Zaśmiałem się, bo myślałem, że jest rozsądniejszy, a ten idiota wierzył w każdą bajeczkę, jaką usłyszał.

– Ty jej serio nie kojarzysz? Aż tak zaślepiony dupą Amy jesteś?

Na wzmiankę o blondynce się wkurwiłem. To ona latała za mną, nie na odwrót, i Alan o tym wiedział, a jednak postanowił mi dopiec. Zacisnąłem rękę na kierownicy, wrzuciłem bieg i z piskiem opon wyjechałem na drogę.

– Mamy z Emily matmę i biologię. Kojarzę ją z widzenia. Cicha brunetka, nie odzywająca się bez pytania, dobrze się ucząca i, kurwa, raczej nie sprawia kłopotów, więc nie sądzę, by nagle postanowiła uciec.

– Skoro się tak przejąłeś, to czemu jej nie szukasz? – prychnąłem.

Oczywiście, że ją kojarzyłem. Miałem dobrą pamięć do twarzy, co przydawało mi się na co dzień, więc gdy policja podłożyła mi pod nos jej zdjęcie, od razu wiedziałem, o kogo chodzi. Potrafiłem dużo wyczytać z ludzkiego zachowania i gdy tylko uspokoiłem swoje myśli, musiałem mu przyznać rację. Nie wyglądała na taką.

– Jedź. Nie mam zamiaru patrzeć na wkurwionego Alberto.

Ja również. Mój ojciec nigdy nie należał do przyjemnych ludzi. Nie pamiętam za wiele z lat dzieciństwa, ale na pewno w tych wspomnieniach nie ma uroczego rodzinnego obrazka. Ojciec nie potrafił rozróżnić pracy od rodziny. Dla niego byliśmy po prostu ludźmi zdanymi na jego gniew i ponoszącymi konsekwencje swoich czynów.

Podjechałem pod bramę naszej posiadłości i wcisnąłem ciąg liczb, by metal przed nami zaczął się otwierać. Wjechałem prosto do garażu, parkując swoje auto obok pozostałych, i przeszliśmy do korytarza prowadzącego na tyły domu.

Dla mnie te ściany zawsze kojarzyły się ze złotą klatką. Mogłem mieć wszystko, jednocześnie nie mając nic. Czułem się tutaj jak więzień i pomimo otwartych bram nie mogłem uciec. Może i dla innych byłem po prostu bogaty, ale dla mnie majątek zarobiony na krwi innych ludzi to żadna godność, by się nim szczycić. Nie popierałem poglądów ojca, jego pracy i przyszłości, która miała mnie czekać, ale nie miałem innej. Musiałem to robić, bo miałbym na sumieniu Alberto, który pociągnąłby za spust, zabijając kolejne osoby.

Gdyby tylko wtedy wiedział, że będzie zupełnie inaczej.

Dotarliśmy do głównego gabinetu ojca. To tam odbywały się wszystkie narady. Razem z Alanem zaczęliśmy w nich uczestniczyć trzy lata temu, by wdrożyć się w plany zarówno firmy, jak i całej organizacji. O ile wiedziałem, że na Alana będę mógł liczyć i zmienić bieg tej pojebanej roboty, tak w radzie zasiadało jeszcze sześciu innych imbecyli, którzy tak szybko nie oddaliby swojego stołka. Byli posłuszni mojemu ojcu i nawet wtedy, gdy ten oddałby mi władzę, nie miałbym siły przebicia nad Alberto. Bo mimo tego, że byłby już na emeryturze, to jego rozkazy przechodziłyby przez moje usta.

Nie wiem, jak sklasyfikować to, co robiliśmy, a właściwie – co oni robili. Nie była to żadna prawdziwa mafia, ale dużo im do niej nie brakowało. Firma była przykrywką dla ich interesów. Dzięki branży informatycznej mieli sporo haków na władze miasta, a salony samochodowe i usługi transportowe kryły cały obieg ich nielegalnych transakcji. Mieli w garści większą część Tampy, ale walczyli o pozostałe tereny hrabstwa Hillsborough. Z czasem dowiadywałem się szczegółowych informacji dotyczących tego, na czym to polega, i wiedziałem, że nie chcę tego robić.

Ojciec nauczył mnie, czym jest gniew. Potrafiłem wpadać w furię i bić aż do nieprzytomności. Ale nigdy nie przekroczyłem granicy i nie zabiłem człowieka. Przez to byłem dla niego za słaby, więc dawał mi więcej bezsensownych lekcji, czyniąc ze mnie potwora, przed którym tak się broniłem.

Ojciec Alana był zupełnie inny. Był prawą ręką mojego, oddawał mu szacunek i wykonywał każdy jego rozkaz, ale potrafił być przede wszystkim tatą i mężem – zupełnie odmiennym człowiekiem od tego, którym jest przy moim ojcu. Tak bardzo zazdrościłem tego swojemu kuzynowi.

Oboje usiedliśmy do stołu i w milczeniu czekaliśmy na Alberto, który wszedł do pomieszczenia chwilę po nas. Zajął miejsce u szczytu stołu i zachowując kamienny wyraz twarzy, spojrzał po kolei na wszystkich, czym wywołał ciarki na moich plecach.

– Mamy problem w postaci nastoletniej dziewczyny. Emily Brown.

Spojrzeliśmy na siebie z Alanem, nie rozumiejąc, o co mogło chodzić. A ja w duchu zacząłem się modlić, by jednak nie było to to, o czym pomyślałem.

– To ta, której szuka całe miasto? – odezwał się jeden z pracowników ojca, ale Alberto go zignorował.

– Znalazła się tam, gdzie nie powinna. Normalnie kazałbym ją zabić, ale niestety zostaliśmy oszukani, a ona jest jedynym świadkiem.

Z trudem przełknąłem ślinę, bo wiem, że ojciec nie patyczkował się nigdy i zabijał każdego, jakby to była zwykła zabawa.

– Oszukani? – zapytał inny mężczyzna siedzący przy stole.

– Ktoś zabił naszego informatora. Nasi ludzie mieli się z nim spotkać i dowiedzieć się czegoś od niego. Dziewczyna szła przed nimi. Potknęła się o spojrzała w bok, właśnie w stronę śmietników, a następnie ruszyła dalej. Gdy ludzie od nas podeszli bliżej tego miejsca, zobaczyli tylko zwłoki i cień przeskakującej przez płot postaci. Możliwe, że ona widziała go lepiej.

– Co powiedziała? –Alan postanowił się odezwać.

Słyszałem po jego głosie, że nie jest zadowolony z obrotu spraw.

Mieliśmy u siebie w domu dziewczynę, którą jeszcze przed chwilą szukaliśmy w parku. Znałem mojego ojca i wiedziałem, że jej koniec był bliski.

– Że nic nie widziała. Upiera się przy tym. Dlatego jutro rano zostanie zaniesiona do piwnicy. Ma całą noc na przypomnienie sobie wszystkiego.

– Z chęcią mogę ją odwiedzić i pomóc z pamięcią – zaproponował ochoczo Ron.

Był starym, grubym i obleśnym maniakiem seksualnym, którego pociągała nawet nekrofilia. Nie pozwoliłbym najgorszemu wrogowi, by wpadł w jego ręce, więc tym bardziej nie pozwolę, by zbliżył się do Emily. Był nieobliczalnym pierdoleńcem, który czerpał przyjemność z seksu, zadając innym ból.

– Do ciebie trafi jutro. Nie mogę jej pozwolić na powrót do domu, nieważne, co wie.

Zacisnąłem pięści pod stołem, widząc uśmiech na ustach tego oblecha. Spojrzałem na Alana, który myślał dokładnie to samo.

Po moim trupie.

– Jak na razie mamy ważniejszy problem. Nie wiemy, czego dowiedział się informator i dlaczego został zabity.

Nie słuchałem dalszej części rozmowy. Wyłączyłem się i tylko obserwowałem ich niewzruszone miny.

Nie było mnie przez kilka dni. Razem z Alanem i chłopakami pojechaliśmy trochę się rozerwać i skorzystać z dłuższej przerwy od szkoły. Wróciliśmy wczoraj wieczorem, a ja zostałem u Alana. Nie miałem pojęcia, co się tutaj działo. Zastanawiało mnie, gdzie ją zamknęli, skoro dopiero jutro rano miała trafić do piwnicy.

Westchnąłem ciężko na samą myśl o przesłuchaniu. Byłem już na tysiącach takich. Na początku tylko stałem z Alanem i patrzyłem, później mój ojciec zmuszał nas do czynnego udziału. Alan potrafił lepiej ukrywać emocje i robił, co musiał. Ja miałem większe opory, ale jak na razie trafiałem na osoby, które nie były święte, tak sobie tłumaczyłem. Biłem, ale nie zabijałem. Nie uderzyłem nigdy kobiety, a i one zdarzały się pojawić w naszej piwnicy. To Ron się nimi zajmował, ja nie mogłem na to patrzeć, choć musiałem tam siedzieć jako przyszły szef. Ale one były inne. Mocne, odważne, pewne siebie i doświadczone w takim życiu. Wiedziały, dlaczego się tam znalazły, i się z tym nie kryły. Podjudzały żądze mężczyzn i walczyły.

Emily taka nie była.

Ojciec jako pierwszy wyszedł z gabinetu, a zaraz za nim reszta.

– Tato? – Alan czekał na to tak samo jak ja, więc korzystając, że Marco ostatni wstał od stołu, zaczepił go. – Ona chodzi z nami do klasy.

W tym momencie nie widziałem prawej ręki szefa i bezwzględnego zabójcy, a mojego wuja, który przejął się na słowami swojego syna.

– Idioci zgarnęli ją i zanieśli do sypialni gościnnej na górze. Nie było wtedy ani mnie, ani Alberto. Nieważne, kim jest, już nic z tym nie zrobicie. Dobrze o tym wiecie. – Pokręcił tylko głową i wyszedł, zostawiając nas samych.

Zaraz po nim wybiegł Alan, a ja, wiedząc, dokąd pędzi, pognałem za nim.

Siłownia znajdowała się na parterze, przy wyjściu na ogród. Interesowały nas tylko worki treningowe, więc bez słowa zabraliśmy się za walkę, by pozbyć się wszystkich emocji, które się w nas nagromadziły.

Nie chcieliśmy babrać się w tym świecie, ale nie mieliśmy wyjścia. Postanowiliśmy sobie, że będziemy inni, zmienimy reguły tej pierdolonej gry i oczyścimy firmę z tego całego gówna.

– Odpuść. – Słowa Alana wybudziły mnie z transu.

Spojrzałem na chłopaka, który zdążył wziąć prysznic i się przebrać. Wziąłem butelkę wody, którą wyciągnął w moją stronę, a następnie upiłem kilka sporych łyków. Usiadłem na podłodze zrezygnowany, a Alan dołączył do mnie. Siedzieliśmy w ciszy. Był jedyną osobą, która rozumiała mnie bez słów. Znał mnie na wylot i zawsze wiedział, jak mnie uspokoić.

– Nie idź tam. Nie ma sensu.

Jak wspomniałem: znał mnie bez słów. Nie wiem, czemu o tym pomyślałem. Nie znałem tej dziewczyny, kojarzyłem ją tylko ze szkoły. Ale mimo to, gdy uświadomiłem sobie, co czekać ją będzie rano, nie potrafiłem przejść obok niej obojętnie.

Taka jest kolej rzeczy – zobaczyła coś, czego nie powinna, i choć nie jest to jej wina, zapłaci za to. Przyzwyczaiłem się do takich sytuacji. Przeszkadzał mi tylko ten pojebany Ron. Nie wiem, jak ojciec mógł go trzymać przy sobie, wiedząc, co zrobił z jego siostrą. Mojego uznania nigdy nie dostał. Nie krzywdzi się kobiet, które nie zawiniły.

– Po siódmej chcę cię widzieć pod moim domem. – Wstał z miejsca i poprawił bluzę, która się podciągnęła. – Nas tu nie będzie, nas to nie dotyczy. – Zaakcentował ostatnie zdanie i odszedł.

Ja również wstałem i poszedłem do łazienki. Siedzieliśmy tu wystarczająco długo, więc gdy zobaczyłem na ekranie telefonu godzinę 23.20, przyśpieszyłem tempo. Byłem padnięty fizycznie, chciałem jak najszybciej zasnąć i zapomnieć o tym gównie. Wziąłem więc szybki prysznic, przebrałem się w czysty dres, który zawsze leżał w szafce, i opuściłem łazienkę, a następnie siłownię. Skierowałem się schodami na górę, wiedząc, że będę musiał przejść obok tych jebanych drzwi, by znaleźć się w moim pokoju. Gdy skręciłem w odpowiedni korytarz, zauważyłem postać zbliżającą się do sypialni, w której przebywała ona. Podszedłem najciszej, jak się dało, a gdy gościu nachylił się i zaczął grzebać w zamku, wezbrała się we mnie czysta furia.

– Ojciec się chyba jasno wyraził – powiedziałem donośnie. Nie mogłem okazywać przy nich choć odrobiny słabości, już dawno nauczyłem się, jak działał ten świat. – Wynocha z tego domu.

Ron zaczął panikować i tłumaczyć się, bo wiedział, że właśnie sprzeciwił się rozkazowi swojego szefa. Gestem ręki wskazałem kierunek wyjścia z domu, więc mężczyzna posłusznie odszedł. Oparłem się o ścianę, czekając, aż usłyszę dźwięk zamykanych drzwi wejściowych.

Byłem miękki i wiedziałem o tym. Zrobiłbym wszystko, byle nie kontynuować historii ojca. Jednak świat miał dla mnie bardziej okrutny plan, niż bym chciał. Pozostało mi tylko udawać, że jestem władczy i silny, w nadziei, że kiedyś w pełni się taki stanę.

Odetchnąłem ciężko, odbiłem się od ściany i zatrzymałem w pół kroku. Jeśli udałoby mi się z nią porozmawiać i wyciągnąć od niej, co wie, oszczędziłbym jej dotyku tego padalca. Dostałaby tylko szybką i bezbolesną śmierć.

Nie myślałem racjonalnie, gdy nachyliłem się do zamka. Znając każdy mechanizm w tym domu, zapałką wyjętą z kieszeni podważyłem zapadkę i otworzyłem drzwi. Wszedłem do środka, delikatnie je za sobą zamykając, by nikt nie usłyszał.

W pokoju panował półmrok, paliła się tylko jedna lampka stojąca na stoliku nocnym przy łóżku. Stanąłem pod ścianą, opierając się o biurko. Dziewczyna skulona leżała na łóżku, była ubrana, a delikatne światło lampki oświetlało jej twarz.

Nie była jak reszta, zauważyłem to od razu.

Nie była jak reszta dziewczyn w szkole.

Nie była jak reszta kobiet lądujących w naszej piwnicy.

Nie była taka jak te, które trafiają do Rona.

Była inna.

I właśnie weszła w sam środek piekła, które zaraz rozpocznę ja.

4 | PIEKŁO

Emily

Nie wiem, kiedy zasnęłam.

Zgodnie z jego słowami ktoś przyniósł mi kolację i bez słowa opuścił pomieszczenie. Bałam się cokolwiek zjeść, ale czułam zbyt wielki głód, by go zignorować, a mój organizm nie miał sił, które były mi tak potrzebne. Słysząc, że po korytarzu nie roznosiły się już żadne dźwięki, wstałam i powoli podeszłam do biurka.

Byłam tak głodna, że od razu rzuciłam się na przygotowany omlet, a zaraz po tym na tosty, które szybko pochłonęłam. Gorąca herbata pomogła mi się uspokoić, ale już po chwili po raz kolejny pomyślałam o babci i zaczęłam szlochać. Skończyłam posiłek i chciałam wrócić do łóżka, by dalej oczekiwać na swój koniec.

Potrzebowałam kąpieli, i to bardzo, ale nie zamierzałam jej brać tutaj, nie wiedząc, gdzie i dlaczego jestem. Weszłam do łazienki, a po opróżnieniu pęcherza i umyciu rąk, spojrzałam w lustro. Nie potrzebowałam świetnego wzroku, by wiedzieć, jak teraz wyglądam. Przybliżyłam się do mojego odbicia i wypuściłam kolejną łzę. Byłam tak strasznie słaba i wystraszona. Nigdy nie należałam do odważnych i bojowych dziewczyn, ale ta osoba, którą widziałam w lustrze, to nie byłam ja. Przemyłam twarz dłonią i spojrzałam ponownie na prysznic. Jeśli to miały być moje ostatnie chwile, potrzebowałam raz jeszcze poczuć odrobinę normalności.

Podbiegłam do drzwi, by je zamknąć. W biegu zdjęłam z siebie ubrania i wskoczyłam do kabiny. Bałam się, że zaraz ktoś może tu wejść, więc nie czekałam, aż woda nagrzeje się do odpowiedniej temperatury, tylko od razu przeszłam do rzeczy. Wylałam na ręce jakiś płyn i zaczęłam namydlać swoje ciało, pozbywając się brudu, który siedział w mojej psychice. Choć to i tak było tylko chwilowe, bo gdy zakręciłam wodę i wyszłam z kabiny, przypomniałam sobie, gdzie jestem. Znów poczułam jego ręce, którymi mnie do siebie przyciągnął, zapach tej szmatki, która nie pozwalała mi oddychać, jego silny ucisk na mojej szczęce.

Wytarłam się pośpiesznie ręcznikiem, który znalazłam na jednej z półek, i włożyłam na siebie swoje rzeczy. Mokre włosy spięłam w wysoki kok, po czym wróciłam do pokoju. Położyłam się na łóżku, a po chwili skuliłam, próbując stłumić w sobie cały ból, który we mnie siedział.

Myślałam o rodzicach i kolejny raz modliłam się do nich, by mi pomogli, aż zasnęłam.

***

Czułam na sobie czyiś wzrok, czułam obecność drugiej osoby, dlatego bałam się jakkolwiek ruszyć i otworzyć oczy. Nie wiedziałam, jak długo spałam, ale była pewna, że ktoś jest w tym pokoju razem ze mną.

Dreszcz przeszedł przez moje ciało, powodując delikatne drganie. Było to widoczne, bo osoba będąca w tym pomieszczeniu postanowiła się odezwać:

– Nie śpisz? – Jego głos, podobnie jak głos tamtego mężczyzny, również brzmiał władczo i pewnie, ale zdecydowanie należał do kogoś młodszego. – Emily? – odezwał się ponownie, nie słysząc odpowiedzi z mojej strony.

Po raz kolejny poczułam wewnętrzny lęk. Nie chciałam, by on również mnie jakkolwiek dotknął, więc odezwałam się, z trudem wydając z siebie jakikolwiek dźwięk.

– Nie.

Nastała cisza i w pewnym momencie pomyślałam, że może to jednak były moje omamy, a ta kolacja była początkiem mojej zguby. Otworzyłam oczy i wtedy zobaczyłam postać opartą o biurko. Chłopak ubrany był w spodnie dresowe i białą koszulkę. Ręce miał skrzyżowane na piersiach, co uwydatniło jego mięśnie i szerokie barki. Tyle byłam w stanie ocenić z odległości, w jakiej się znajdowaliśmy. Nie widziałam jego twarzy, a jego głos… był znajomy, a zarazem taki obcy.

– Usiądź.

Znów poczułam ciarki na całym ciele, gdy jego lodowaty głos przeszył mnie na wskroś, zmuszając do ruchu i wykonania polecenia.

– Jak się tu znalazłaś?

Na to pytanie sama chciałam znać odpowiedź. Przez cały czas, który tu spędziłam, analizowałam każdą sekundę z sobotniego wieczoru, ale nie znalazłam odpowiedzi, która by mnie zadowoliła. Dlatego wiedziałam, że jego również moje wyjaśniania nie zadowolą.

– Ktoś mnie porwał – załkałam cichym i łamliwym głosem. Walczyłam ze sobą, by znów się nie rozpłakać i nie pokazać, że jestem słaba.

– Dlaczego? – Jego ton był za to coraz bardziej ostry i zniecierpliwiony.

Chłopak nadal utrzymywał dystans, który mnie w jakiś sposób uspokajał. Nie chciałam, by znów mnie ktoś dotykał. Tamte momenty zakorzeniły się w mojej psychice zbyt mocno, zakorzeniając we mnie poczucie strachu.

– Nie wiem. – Wiedziałam, że takie odpowiedzi nigdy nie są dobre, dlatego nie zamierzałam, by się teraz jeszcze bardziej zdenerwował. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić dalej: – Wyszłam z cukierni. Szłam w stronę głównej ulicy. Padało. Nagle zgasły wszystkie lampy. Jakiś kot wbiegł mi pod nogi, a ja upadłam. Gdy wstałam, ktoś chwycił mnie od tyłu i porwał.

Nic nie odpowiedział, czekał chyba, aż powiem coś jeszcze. Nadal na niego nie spojrzałam, mój wzrok utkwiony był w dłoniach, którymi oplotłam swoje kolana. Bałam się, po prostu się bałam.

– Co widziałaś? – Chłopak był wściekły. Słyszałam to w każdym słowie, które wypowiadał. Znów zadano mi to samo pytanie i znów musiałam odpowiedzieć tak samo.

– Nic – szepnęłam, a on natychmiast ruszył w moją stroną, na co skuliłam się jeszcze bardziej i zaczęłam płakać. – Proszę. Nic nie widziałam, przysięgam. Mam wadę wzroku, byłam bez okularów, nawet teraz nie wiem, gdzie jestem.

Zastygł w pół drogi. Spojrzałam tylko na jego dłonie, które zaciskał w pięści, i załkałam raz jeszcze.

– Proszę, nie rób mi krzywdy – powiedziałam cicho, zupełnie pozbawiona sił.

– Spójrz na mnie. – Jego ostry głos sprawił, że gwałtownie uniosłam głowę.

Chłopak był brunetem, młodym i silnym. Teraz widziałam go wyraźniej niż chwilę temu, ale nadal niewystarczająco, by móc rozpoznać.

– Nie rozpoznajesz mnie? – zapytał kpiąco, jakby czytał mi w myślach, i przekrzywił głowę w bok. Znów skrzyżował ręce na piersiach.

Zaprzeczyłam ruchem głowy, na co on zrobił krok w przód i powtórzył pytanie. W miarę jak zmniejszała się odległość pomiędzy nami, byłam wystraszona coraz bardziej. W końcu zaczęłam aż drżeć.

– Przyjrzyj się dokładnie. Ja znam cię, ty znasz mnie.

Choć próbowałam wyostrzyć wzrok i skupić się na jakimś detalu, dzięki któremu go rozpoznam, nie udało mi się to. Jedynie jego głos wydawał się znajomy, ale przez ten lodowaty i oschły ton jednocześnie taki obcy.

– Nie widzę cię wyraźnie. Mówiłam, że mam wadę wzroku – załkałam i schowałam twarz w kolanach, które przyciągnęłam do siebie jeszcze mocniej.

Znów nastała cisza, przerywana moim łkaniem. Bałam się podnieść wzrok i spojrzeć, czy nadal stoi w tym samym miejscu. Miałam wrażenie, że gdzieś już się spotkaliśmy, lecz to byłoby też dziwne, bo raczej nie przebywałam w otoczeniu takich osób. Może gdybym w pełni zobaczyła jego twarz, przypomniałabym sobie coś, ale w tej chwili mogłam polegać tylko na jego głosie i moim przeczuciu, które kompletnie nic mi nie mówiły.

– Emily? – odparł dużo spokojniejszym i zaciekawionym tonem.

Poczułam jego obecność, gdy uklęknął przy łóżku. Wzdrygnęłam się na to i chciałam odsunąć, ale chwycił mnie za nogi, przytrzymując silnymi dłońmi.

– Emily. – Jego głos diametralnie się zmienił. Znów brzmiał lodowato i ostro. – Przybliż się na taką odległość, by móc mnie zobaczyć i rozpoznać.

Przez chwilę nie wykonałam żadnego ruchu, sparaliżowana jego zmiennymi humorami. Chłopak szarpnął za moje nogi, przez co zostałam powalona na materac łóżka, a jego dłonie znalazły się przy mojej twarzy. Zawisł nade mną, nie dotykając mojego ciała.

– Proszę, nie rób mi nic – szepnęłam, zamykając oczy.

– Spójrz na mnie! – warknął, a ja uniosłam powieki.

Widziałam go wyraźniej, bo znajdował się bliżej. Rysy jego twarzy nadal nie były zbyt widoczne przez łzy zbierające się w moich oczach, ale mogłam ocenić, że jest mniej więcej w moim wieku.

– Z tej odległości mnie rozpoznajesz?

Przywoływałam w pamięci każdego, kim mógłby być, ale nadal widziałam za mało szczegółów, by połączyć go z odpowiednią osobą. Podpierał się dłońmi, trzymając ciało uniesione kilkanaście centymetrów nade mną.

Upuściłam kolejną łzę i bojąc się oderwać od niego wzrok, pokręciłam głową. Chłopak opadł na łokcie, prawie się ze mną stykając. Widząc ten nagły ruch, automatycznie zamknęłam oczy, ale słysząc, jak po raz kolejny wymawia oschle moje imię, otworzyłam je.

I zamarłam.

Wzięłam głęboki oddech, ale go nie wypuściłam. On również to zauważył, bo zmarszczył brwi, przyglądając mi się z jeszcze większym zaciekawieniem.

Miałam przed sobą Maksa Hendersona. Chłopaka, który chodził po szkole niczym młody bóg i był uważany za słodkie ciacho przez większość dziewczyn.

Tyle że to słodkie ciacho okazało się być trującym zakalcem. Diabłem w piekle, w którym się właśnie znalazłam.

– Dopiero z takiej odległości jesteś w stanie cokolwiek zobaczyć? – zapytał kpiąco i wstał ze mnie, kiedy kiwnęłam głową.

Od razu podniosłam się do siadu i przesunęłam się w stronę poduszek, by móc oprzeć się o zagłówek łóżka. Natomiast Max oparł się znów o biurko, zakładając ręce za głowę. Spojrzał na mnie, a ja poczułam, jak zimny pot oblewa moje ciało.

– Zapytam po raz ostatni i lepiej zastanów się nad odpowiedzią, bo od tego zależy, czy przeżyjesz. Co widziałaś po wyjściu z cukierni, a zanim cię porwali? – mówił wolno, jakby tłumaczył coś dziecku, ale jego głos nadal był ostry i oschły; zupełnie nie przypominał tego, którego miałam okazję słuchać na lekcjach.

– Nie widziałam nawet tego kota, dopóki nie wylądowałam na chodniku. Szłam na pamięć, bo znam tę okolicę. Nie widziałam nikogo ani niczego – rzuciłam zniecierpliwiona.

Miałam dosyć powtarzania tego w kółko. Wiedziałam, że i tak mi nie uwierzą, a jeśli stało się tam coś ważnego, byłam niewygodnym świadkiem. Nieważne, co bym powiedziała, i tak nie zmieni to mojej przyszłości.

– Kurwa! – wrzasnął Max i wybiegł z pokoju, zostawiając mnie samą.