Allah akbar. Wojna i pokój w Iraku - Witold Repetowicz - ebook

Allah akbar. Wojna i pokój w Iraku ebook

Witold Repetowicz

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Od 2003 roku Irak kojarzy się z permanentną wojną. Gdy w 2014 roku przy niemal zerowym oporze armii irackiej dżihadyści zajęli Mosul i Tikrit, podniosły się liczne głosy, że Irak jako państwo jest już skończony, a rozpad na trzy regiony kontrolowane przez Kurdów, szyitów i sunnitów – pewny.

W 2017 roku sytuacja wyglądała już jednak zupełnie inaczej. Armia iracka stała się silna i wyparła Państwo Islamskie z Mosulu, a Kurdowie – nawet pomimo przeprowadzenia referendum niepodległościowego – nie zdecydowali się na secesję. Sytuacja w Iraku zaczęła się poprawiać, choć nie zawsze chciano to dostrzec za granicą.

Witold Repetowicz, znany dziennikarz i specjalista do spraw Bliskiego Wschodu, przez lata podróżował po Iraku, by poznać wszystkich liczących się graczy. Był na linii frontu z szyickimi milicjami Haszd asz-Szaabi, w Nadżafie, religijnym centrum szyitów, przyjął go sam mardża Muhammad Sa’id al-Hakim. Spotykał się też z turkmeńskimi uchodźcami z Niniwy i jako pierwszy zachodni dziennikarz pojawił się w wyzwolonej od dżihadystów starożytnej Hatrze.

„Allah akbar” to nie tylko opowieść o ostatnich etapach kampanii odbijania Mosulu, lecz także próba zmierzenia się z fałszywym obrazem Iraku – państwa, zdaniem Zachodu, sztucznego i skazanego na wojnę, gdzie na każdym rogu czai się terrorysta, szyici i sunnici skaczą sobie do gardeł, a między zniszczonymi budynkami przejeżdżają pancerne wozy stacjonujących wojsk.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 284

Oceny
4,3 (25 ocen)
13
7
4
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Kolekcje



Seria LINIE FRONTU

Grzegorz Kaliciak Karbala. Raport z obrony City Hall

Michael Golembesky, John R. Bruning Marines. Bohaterowie operacji specjalnych

Grzegorz Kaliciak Afganistan. Odpowiedzieć ogniem

Dan Raviv, Yossi Melman Szpiedzy Mossadu i tajne wojny Izraela (wyd. 2)

Karol K. Soyka, Krzysztof Kotowski Cel za horyzontem. Opowieść snajpera GROM-u (wyd. 2)

Karol K. Soyka, Krzysztof Kotowski Krew snajperów. Opowieść żołnierza GROM-u

Andrzej Brzeziecki Czerniawski. Polak, który oszukał Hitlera

Witold Repetowicz

Allah Akbar

Wojna i pokój w Iraku

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w  internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i  koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Projekt okładki Piotr Bukowski

Projekt typograficzny Robert Oleś / d2d.pl

Fotografie na okładce i wewnątrz tomu © by Witold Repetowicz

Copyright © by Witold Repetowicz, 2019

Opieka redakcyjna Jakub Bożek

Redakcja Karol Francuzik

Konsultacja arabistyczna Hanna Jankowska

Korekta d2d.pl

Redakcja techniczna i skład Robert Oleś / d2d.pl

Mapy Wojciech Mańkowski

ISBN 978-83-8049-833-4

Przyjaciołom Irakijczykom. Wszystkim tym, którzy okazywali mi pomoc i udzielali gościny w Iraku

Wstęp: mity o Iraku

W styczniu 2018 roku uczestniczyłem w Warszawie w międzynarodowej konferencji poświęconej bliskowschodniej polityce USA. W trakcie dyskusji głos zabrał jeden z uczestników, pochodzący z kraju arabskiego i od lat mieszkający w Polsce. Oskarżył Stany Zjednoczone o to, że gdzie się tylko pojawią – wszystko niszczą. Jako przykład podał Irak. Stwierdził, że Amerykanie najechali ten kraj (oczywiście wcześniej mlekiem i miodem płynący) i teraz pozostały same zgliszcza. Zapytałem zatem, kiedy ostatnio był w Iraku.

– Nigdy nie byłem, ale mam tam kuzyna i on mi wszystko opisał – stwierdził z rozbrajającą szczerością.

Ten incydent nie był wyjątkowy. Niemal codziennie spotykam się z opiniami na temat Iraku, które z rzeczywistością mają niewiele wspólnego. Przekonanie, z jakim są prezentowane, sugerowałoby niezwykle szeroką i dogłębną wiedzę na temat tego kraju. Jednak im większa pewność towarzysząca wygłaszaniu stereotypowych poglądów, tym większe prawdopodobieństwo, że wyrażający je nigdy nie był w Iraku.

Ta książka zapewne nie przekona wszystkich czytelników. Zgodnie z rozpowszechnionymi stereotypami Irak to państwo sztuczne i upadłe, w Bagdadzie za każdym rogiem czai się terrorysta i co chwilę wybucha bomba. Mieszkańcy, zapewne ze strachu, nie wychodzą z domu lub przemykają po opustoszałych ulicach, by zdobyć coś do zjedzenia. Od czasu do czasu przejedzie jakiś konwój, chroniony przez pancerne hummery, wzburzy powietrze i zostawi za sobą unoszące się stare gazety. Świetnie by to wyglądało na filmie, ale prawda jest inna.

Fałszywy obraz Iraku – kraju ogarniętego permanentną wojną od 2003 roku – jest jednak dostatecznie mocno utrwalony w opinii publicznej. Jedną z głównych przyczyn takiej sytuacji jest problem wiarygodności ukazujących się relacji. Po wycofaniu się Polski z Iraku w 2008 roku zainteresowanie tym krajem w mediach polskich zaczęło spadać, a gdy w 2011 roku wyjechali stamtąd Amerykanie, nikt już nie zaprzątał sobie głowy tym, co się dzieje nad Eufratem i Tygrysem. Wystarczyły jednak pojawiające się co jakiś czas doniesienia, że znów wybuchła bomba, by ponownie zapanowało powszechne przekonanie, że interwencja w 2003 roku była błędem – gdyby nadal rządził Saddam Husajn, podobno byłby porządek.

Innym poglądem, traktowanym niemal jak dogmat, jest przekonanie, że Irak to państwo sztuczne – narodu irackiego nie ma i jedyne, co może tamtejszą ludność trzymać razem, to bat despoty, jakim był Saddam Husajn. Dlatego gdy w 2014 roku znaczna część Iraku została opanowana przez Państwo Islamskie, w światowych mediach zaczęła funkcjonować teza o rychłym i nieuchronnym podziale Iraku na trzy części, z których jedną miał być mityczny Sunniland[1]. Mityczny, bo pojęcie to funkcjonowało bardziej w świadomości zachodnich teoretyków niż lokalnej ludności. Narrację narzucały media, które nie były przychylne Irakowi, takie jak choćby Al-Dżazira, co dodatkowo przyczyniało się do fałszowania obrazu.

Tymczasem wojna Iraku z Państwem Islamskim nie spowodowała masowego powrotu zagranicznych dziennikarzy do tego kraju. Reporterów polskich, którzy w latach 2014–2017 pojechali tam, było co najwyżej kilkunastu, z czego większość ograniczyła się do pobytu na terenach kurdyjskich. Nie przeszkadzało to jednak autorom znającym Irak tylko z mapy, opowieści i relacji ukazujących się w mediach zagranicznych wyrażać zdecydowanych sądów, kreślić obrazu odwiecznej nienawiści szyicko-sunnickiej[2] i bombardować zarzutami zbrodni na sunnickiej ludności cywilnej, dokonywanych podobno masowo przez szyitów i armię. Zwłaszcza milicje szyickie, działające w Iraku pod nazwą Al-Haszd asz-Szaabi[3], doczekały się czarnej legendy opartej na krótkich filmikach zamieszczanych w mediach społecznościowych. Ich autorami nierzadko były osoby związane z Państwem Islamskim (albo innymi podmiotami zaangażowanymi w tę wojnę), a więc z natury rzeczy nieobiektywne i nierzetelne. Im bliżej było końca Państwa Islamskiego w Iraku, tym bardziej propaganda wynikająca z bezsilności i rozpaczy dżihadystów się nasilała.

W mediach polskich reprezentujących rozmaite poglądy polityczne, od „Frondy” po „Gazetę Wyborczą”, wielokrotnie spotykałem się ze stwierdzeniami, że Al-Haszd asz-Szaabi konkuruje z Państwem Islamskim w popełnianiu przerażających zbrodni czy też słynie z okrucieństwa. Autorów tych opinii łączyły dwie rzeczy. Po pierwsze uznawali oni kreślony przez siebie obraz Al-Haszd asz-Szaabi za niepodważalny i bezdyskusyjny. Po drugie żaden z autorów powielających te stereotypy nigdy na oczy nie widział nikogo z Al-Haszd asz-Szaabi. Dla kogoś, kto jak ja spędził wiele dni z żołnierzami walczącymi w tych oddziałach, był to jakiś olbrzymi dysonans poznawczy. Świat wyłaniający się z tych mediów nijak nie pasował do tego, co zobaczyłem. Nie wszyscy jednak chcieli słuchać, jak to naprawdę wygląda, gdyż ich „prawda” bardziej pasowała do ich obrazu Iraku, czyli kraju, z którego podobno pozostały tylko zgliszcza. Innym dogmatem było traktowanie toczących się walk nie jako zmagań Iraku z najeźdźcą, ale jako wojny domowej, i porównywanie do konfliktu toczącego się w Syrii. Państwo Islamskie nie miało jednak tożsamości irackiej, tworzyli je ludzie z całego świata, w tym rdzenni Europejczycy.

Książka ta nie ma charakteru naukowego, lecz jest reportażem. Oznacza to, że nie jest rozprawą, w sposób zupełny i obiektywny analizującą wszystkie problemy Iraku. Jest to autorskie spojrzenie na wydarzenia lat 2014–2017, czyli w czasie wojny z Państwem Islamskim. Opowieść oparta przede wszystkim na moich doświadczeniach, jak pobyt na froncie, podróże po niemal całym kraju, kontakty z uchodźcami, żołnierzami, dowódcami, politykami, ajatollahami, księżmi i szejkami, a także zwykłymi ludźmi napotykanymi w autobusach, meczetach czy na ulicy. Byli wśród nich zarówno szyici, jak i sunnici, chrześcijanie, jezydzi, Kurdowie, Arabowie i Turkmeni.

Nie jest moim celem dawanie łatwych odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczące problemów współczesnego Iraku. To skomplikowana rzeczywistość, do której pragnę zabrać czytelników książki. Chciałbym pokazać ludzi i ich racje, często sprzeczne. Przedstawić rozmaite spojrzenia na podstawowe problemy i na sposoby ich rozwiązania.

Warto pamiętać o jednym: to Irakijczycy są gospodarzami w swoim domu i to oni powinni dokonywać ostatecznych wyborów determinujących, jak będą żyć. Wyrażanie zbyt zdecydowanych sądów na temat tego, kto ma rację w jakimś z ich sporów, może czasem zakończyć się komicznie, gdy nagle skłócone strony zasiądą przy herbatce do stołu i ucałowawszy się w policzki, dojdą do wniosku, że znów są braćmi. Zbytnio zaangażowany dziennikarz, powtarzający bezkrytycznie propagandę jednej ze stron, pozostanie wówczas na lodzie, całkowicie ośmieszony. Tamten świat tak czasem działa, więc lepiej w nim nie być bardziej papieskim niż sam papież.

Moja opowieść zaczyna się właściwie w czerwcu 2014 roku, choć w pierwszym rozdziale przedstawię niektóre wydarzenia z dekady oddzielającej upadek Saddama Husajna od pojawienia się Państwa Islamskiego. Nie będzie to analiza inwazji i późniejszej okupacji oraz tego, co zrobiono źle, a co dobrze, raczej wybiórcze ukazanie pewnych zdarzeń i osób w celu ułatwienia zrozumienia tego, o czym będę pisał w dalszej kolejności.

Opowiem więc o roli dwóch wielkich rodów Al-Hakim i As-Sadr, o As-Sahwie, czyli sunnickim przebudzeniu Anbaru, o wyborach z 2010 roku, które utrwaliły na kolejne cztery lata władzę Nuriego al-Malikiego w Iraku, wreszcie o protestach z 2013 roku, będących preludium do dramatu, który zaczął się w 2014. Wtedy to zdemoralizowana armia iracka stała się pośmiewiskiem świata, uciekając w popłochu przed znacznie mniej licznymi oddziałami terrorystów, którzy przejęli arsenały najnowocześniejszej broni, jaką Irakijczycy dostali od Amerykanów. Na okładce magazynu „Time” ogłoszono koniec Iraku i nie był to głos odosobniony. W mediach i internecie zaczęły krążyć nowe mapy Bliskiego Wschodu, a nazwiska Sykes i Picot odmieniane były przez wszystkie przypadki. Ci dwaj panowie, którzy w 1916 roku wzięli do ręki ołówki i linijki i zaczęli kreślić nowe granice, obarczani są obecnie odpowiedzialnością za stworzenie „sztucznych państw” takich jak Irak. Oskarżenia pod ich adresem kierowała zarówno propaganda Państwa Islamskiego, jak i domorośli następcy Sykesa i Picota, którym krytyka tych dwóch dyplomatów nie przeszkadzała w naśladowaniu ich. To nowe dzielenie Bliskiego Wschodu okazuje się już jednak tylko i wyłącznie groteską. Podróż, w jaką wezmę czytelników, kończy się w kwietniu 2018 roku, gdy jest to już jasne. Armia iracka nie jest już tą samą co trzy–cztery lata wcześniej, Państwo Islamskie w Iraku pokonano militarnie, choć nie wszyscy jeszcze chcą to przyjąć do wiadomości, a państwo, które miało się rozpaść – szykuje się do wyborów parlamentarnych. Trawestując tytuł słynnego dzieła Francisa Fukuyamy: historia jednak się nie zakończyła.

Książka jest zatem z jednej strony opowieścią o drodze, jaką Irak i Irakijczycy przeszli przez te cztery lata, z drugiej zaś próbą skonfrontowania z rzeczywistością stereotypów, półprawd i mitów. To też opowieść o współczesnej tożsamości irackiej, nie tylko tej arabskiej i nie tylko muzułmańskiej. W mojej opowieści jest miejsce zarówno na wojnę, jak i pokój, niedostrzegany w ostatnich latach przez wielu nieuważnych obserwatorów. Podróż, w jaką zabiorę czytelnika, obejmować będzie zarówno obszary walk w Mosulu i prowincji Niniwa, mityczny Sunniland, dążący do niepodległości Kurdystan, jak i spokojne szyickie południe, gdzie znajdują się wspaniałe mauzolea w Karbali i Nadżafie i bije duchowe serce tego kraju. Pojawi się też Bagdad – miasto, które niesłusznie kojarzy się wielu wyłącznie z wybuchami bomb. Liczne dygresje historyczne mają z kolei służyć zrozumieniu irackiej duszy. Nie rozmawiamy bowiem o kraju zamieszkanym przez kosmitów, lecz przez ludzi z krwi i kości.

Współczesny Irak powstał w wyniku umowy zwycięskich mocarstw po I wojnie światowej, ale obecna mapa Bliskiego Wschodu różni się znacząco od tego, co sobie rysowali panowie Sykes i Picot. Jest ona rezultatem ustaleń pokoju w Lozannie z 1923 roku, kończącego tzw. wojnę o niepodległość Turcji i anulującego wcześniejszy traktat z Sèvres z 1920 roku. Dla współczesnego Iraku miało to przede wszystkim znaczenie z tego względu, że traktat z Sèvres przewidywał stworzenie niezależnego państwa kurdyjskiego, złożonego z dzisiejszego Kurdystanu irackiego oraz części Kurdystanu tureckiego. W Lozannie przekreślono więc marzenia Kurdów o niepodległości, czego oni sami do dziś nie zaakceptowali. W granicach Iraku znalazł się również Mosul, czego z kolei nigdy nie zaakceptowali Turcy. Z ustaleń Sykesa i Picota wynikało, że miał być częścią francuskiego protektoratu Syrii, ale w 1917 roku znalazł się on pod okupacją brytyjską. Ponieważ Anglicy odkryli w jego okolicach ropę, podstępnie skłonili Francuzów do korekty planu rozbiorowego. Nie był to jednak koniec tak zwanej kwestii mosulskiej, bo dopiero w 1926 roku, po korzystnej dla Iraku i Brytyjczyków decyzji Ligi Narodów, Turcja podpisała traktat graniczny z Irakiem, zgodnie z którym Mosul pozostał w granicach Iraku, znajdującego się wówczas pod brytyjskim protektoratem. W 2016 roku Turcja jednak znów zaczęła zgłaszać pretensje terytorialne do Mosulu i irackiej prowincji Niniwy i nielegalnie wprowadziła na te tereny swoje wojska.

Podnoszone w latach dwudziestych XX wieku roszczenia tureckie oparte były na argumencie, że większość mieszkańców dawnego wilajetu[4] Mosulu to Turcy i Kurdowie. Tylko że według szacunków Ligi Narodów z 1924 roku Kurdowie stanowili 65 procent mieszkańców tego terytorium, podczas gdy Turkmeni – niespełna 5 procent. Więcej niż Turkmenów było zarówno Arabów (21 procent), jak i nawet chrześcijańskich Asyryjczyków (7,5 procent)[5]. Argument o „Turkach i Kurdach” był osobliwy także dlatego, że po 1923 roku nowa Turcja zakwestionowała istnienie narodu kurdyjskiego i zaczęła tępić wszelką etniczną odmienność Kurdów w Turcji, nie wahając się nawet posunąć do ludobójstwa[6].

W nowym państwie irackim szybko doszło do dwóch rebelii, których przyczyny i cele były zresztą zupełnie różne. Na północy już w 1919 roku zbuntowali się Kurdowie, pragnący niepodległości. Natomiast rok później wybuchło powstanie na szyickim południu Iraku, które szybko rozlało się również na środkową część kraju. Wezwali do niego szyiccy przywódcy religijni (mudżtahidowie), którzy kierowali się względami religijnymi, czyli sprzeciwem wobec okupacji terytoriów muzułmańskich przez „niewiernych”. Szyiccy duchowni robili to, mimo że w imperium osmańskim cierpieli prześladowania. Sułtan i jego namiestnicy w Iraku byli bowiem sunnitami, podczas gdy szyitów podejrzewano o bycie piątą kolumną Persji, z którą imperium osmańskie nie żyło w przyjaźni. A już w 1914 roku, gdy Brytyjczycy rozpoczęli ofensywę w Iraku, niektórzy mudżtahidowie wydawali fatwy (religijne edykty) wzywające do dżihadu, czyli świętej wojny. W 1920 roku, mimo szyicko-sunnickiej niechęci, sunnickie plemiona odpowiedziały na te wezwania, przyłączając się do walki z „niewiernymi” najeźdźcami, a liderzy powstania gotowi byli do współpracy nawet z Turkami przeciwko Brytyjczykom. Powstanie zostało po kilku miesiącach krwawo stłumione, ale skłoniło Brytyjczyków do zmiany planów wobec Iraku i stworzenia tam zależnego od siebie królestwa. Wcześniej bowiem Brytyjczycy chcieli krajem tym rządzić bezpośrednio. Królem został książę Fajsal z rodu Haszymidów, który w odróżnieniu od Irakijczyków w czasie I wojny światowej wsparł Brytyjczyków przeciw sułtanowi, wywołując tak zwaną arabską rewolucję. Książę spodziewał się, że dzięki sojuszowi z Brytyjczykami zapewni sobie tron zjednoczonego królestwa Arabów, obejmującego Jordanię, Syrię, Palestynę, Liban oraz tereny dzisiejszej Arabii Saudyjskiej. Skończyło się jednak na tym, że na pocieszenie dostał koronę Iraku.

Fajsal przyznał pod koniec swojego życia, że nie był w stanie zrozumieć Iraku. Pod jego rządami cała elita rządząca, zarówno polityczna, jak i militarna, pochodziła z sunnickiej mniejszości, a sam Fajsal uznawał Kurdów i szyitów za „ignorantów”[7], „niezdolnych do uczestnictwa we władzy” i myślących ciągle o buncie. W bezprecedensowym memorandum z 1932 roku przyznawał wprawdzie, że szyici byli zawsze prześladowani i że: „Ich przeznaczeniem są podatki i śmierć, a sunnitów przywilej urzędów. Cóż zatem należy do szyitów? Nawet nie uznajemy ich religijnych świąt”, nie wyciągał z tego jednak żadnych wniosków.

Mudżtahidowie szyiccy i mardżowie[8] po stłumieniu powstania w 1920 roku zostali uznani przez Brytyjczyków za wrogów, których władzę nad duszami trzeba wytępić. Reakcją szyickiego duchowieństwa było odrzucenie państwa irackiego jako wrogiego tworu, a Fajsal w swym memorandum przyznał, że „ignoranckie i prymitywne umysłowo masy” pozostają pod wpływem swych szyickich liderów.

„W moim głębokim przekonaniu nie ma irackiego narodu w Iraku, są tylko rozmaite grupy bez poczucia przynależności narodowej” – napisał również Fajsal w swoim memorandum. Ale Irak nie jest bardziej sztucznym krajem, a Irakijczycy bardziej sztucznym narodem aniżeli jakikolwiek inny naród i państwo powstałe na gruzach imperium osmańskiego, łącznie z Turcją. Imperium osmańskie nie było bowiem tureckim państwem narodowym, a nowa koncepcja narodu tureckiego, narzucona w 1923 roku przez Atatürka, zakładała siłowe włączenie do niego różnych innych grup etnicznych, posługujących się wcześniej rozmaitymi językami. Tymczasem Irak został stworzony w oparciu o trzy wilajety osmańskie: Bagdadu, Basry i Mosulu, które łączyła wspólna historia, ten sam język, a w zasadzie także (mniej więcej) dialekt, jak również relacje gospodarcze i nawet plemienne. To, co było tu sztuczne, to z jednej strony przyłączenie Kurdystanu, a z drugiej – podział Dżaziry (Górnej Mezopotamii). Jednym ze skutków tego podziału było to, że tereny należące do potężnego plemienia Szammarów, do dziś dominującego w irackiej Niniwie i syryjskiej prowincji Hasaka, zostały podzielone między dwa państwa.

Przez Fajsala, gdy pisał on swoje memorandum, przemawiała gorycz porażki jego panowania. Miał być królem zjednoczonej Arabii, a skończył jako brytyjska marionetka. Tymczasem iraccy szyici i sunnici pokazali już w 1920 roku, że potrafią się zjednoczyć. Nic w tym zresztą dziwnego, bo wiele plemion irackich ma zarówno swoje odnogi sunnickie, jak i szyickie. Wynika to stąd, że niektóre z nich migrowały na południe z dzisiejszego Iraku północnego i środkowego, a w połowie XIX wieku, pod wpływem kontaktów z miejską ludnością szyicką Karbali, Nadżafu czy Basry, zaczęły masowo przechodzić na szyizm.

W 1958 roku szyici i sunnici iraccy znów się zjednoczyli i obalili monarchię. Nowym liderem Iraku został pułkownik Abd al-Karim Kasim, który próbował promować nowy rodzaj nacjonalizmu – opartego nie na tożsamości etnicznej, ale państwowym, wieloetnicznym narodzie irackim. Nastała nowa era, która początkowo zapowiadała się całkiem nieźle, a jej symbolem miał być pomnik, który stanął na centralnym placu irackiej stolicy, noszącym od tego czasu nazwę At-Tahrir, czyli plac Wolności. Pomnik ten przedstawia drogę Irakijczyków do wolności i pełen jest przejmującej symboliki. Jego autor Dżawad Salim zmarł w 1961 roku, więc nie dowiedział się, że w chwili gdy jego dzieło stanęło w sercu irackiej stolicy, ta droga dopiero się zaczynała. Miała być długa i niezwykle kręta. To, czy doprowadziła już Irakijczyków do celu, czy też wyprowadziła ich na manowce, pozostaje wciąż pytaniem otwartym.

Od upadku Saddama do powstania „kalifatu”

Szahid al-Mihrab i rodzina Al-Hakim: nieudany plan stworzenia Islamskiej Republiki Iraku

10 maja 2003 roku na granicę iracką w pobliżu Basry nadjechał potężny konwój złożony z setek pojazdów wojskowych. Irak był w tym czasie już od dwóch miesięcy pod amerykańsko-sojuszniczą okupacją, a uzbrojeni po zęby przybysze nadciągali z Iranu, czyli kraju znajdującego się od niemal ćwierćwiecza w stanie wrogości z USA. Po przekroczeniu granicy konwój skierował się do Basry, trzeciego najważniejszego miasta Iraku, a zarazem kluczowego portu. Tu oczekiwało już dziesięć tysięcy osób pragnących usłyszeć przesłanie wracającego po dwudziestu czterech latach wygnania ajatollaha Muhammada Bakira al-Hakima. Potem sześćdziesięcioczteroletni duchowny wraz ze swoją armią ruszył do Nadżafu, religijnej stolicy Iraku, by tworzyć Islamską Republikę Iraku, na wzór sąsiedniego Iranu. On sam miał zostać rahbarem, czyli Najwyższym Przywódcą, irackim odpowiednikiem Ruhollaha Chomeiniego i Alego Chameneia.

Muhammad Bakir al-Hakim, znany obecnie również pod honorowym imieniem Szahid al-Mihrab (Męczennik Ołtarza[9]), pochodził z jednego z najważniejszych szyickich rodów irackich, który do dziś odgrywa kluczową rolę zarówno w wymiarze religijnym, jak i politycznym, a także poniekąd ekonomicznym. Jego ojcem był Muhsin al-Hakim, w latach sześćdziesiątych wyłączny mardża w Iraku, a obecnie jednym z czterech irackich mardżów jest syn jego kuzyna Muhammad Sa’id al-Hakim.

Obecna struktura hierarchiczna szyickiego duchowieństwa z mardżami na czele powstała na przełomie XVIII i XIX wieku. Wtedy to wśród szyitów przeważyła grupa zwana al-usulijja (nazwa pochodzi od pojęcia usul al-fikh, czyli reguły prawoznawstwa), która promowała idżtihad – formułowanie praw religijnych przez autorytety w oparciu o interpretację Koranu i innych źródeł pisanych. Jednostki uprawnione do dokonywania takiej interpretacji nazwano mudżtahidami, a na wierzchołku całej struktury duchowieństwa stały osoby obdarzone tytułem mardża at-taklid, czyli „źródło, za którym należy podążać”.

Gdy w 1979 roku Saddam w ramach walki z szyicką hierarchią rozpoczął krwawe prześladowania rodu Al-Hakim, Muhammad Bakir wraz z częścią swoich krewnych uciekł do Iranu. Założył tam organizację o nazwie Najwyższa Rada Rewolucji Islamskiej w Iraku, której celem było zorganizowanie rewolucji islamskiej na wzór irański. W 1982 roku irański Pasdaran, czyli Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej (alternatywna armia irańska stworzona przez Chomeiniego z powodu braku zaufania do wojska, podległa bezpośrednio irańskiemu Najwyższemu Przywódcy), pomógł Bakirowi al-Hakimowi w stworzeniu Organizacji Badr, czyli szyickiego korpusu zbrojnego złożonego z uchodźców z Iraku oraz jeńców wziętych do niewoli w czasie wojny irańsko-irackiej. Badr walczyła w wojnie iracko-irańskiej po stronie Iranu, co miało swoje dalekosiężne skutki, zwłaszcza że struktura ta nadal istnieje i jest obecnie najsilniejszą szyicką milicją w Iraku. Jednym z tych rezultatów było to, że Badr przesiąkła wpływami irańskimi, a w szczególności pozostała w ścisłym sojuszu z Pasdaranem. Co więcej, żołnierze Badr częściej wieszali portrety irańskich ajatollahów, a konkretnie Chomeiniego i Chameneia, niż religijnych przywódców irackich. Ta irańska karta wojenna Badr przysporzyła też liderowi Najwyższej Rady Rewolucji Islamskiej (NRRI) wielu wrogów w Iraku i to nie tylko wśród sunnitów, ale i szyitów, na przykład sadrystów, czyli stronników Muktady as-Sadra, dziedzica innego potężnego rodu.

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych, gdy Amerykanie postanowili aktywniej wspierać opozycję iracką, ajatollah Bakir al-Hakim zaczął przejawiać oznaki emancypacji spod ścisłych wpływów irańskich, nie dystansując się całkowicie od tworzonej pod parasolem USA i Wielkiej Brytanii platformy zjednoczonej opozycji irackiej na uchodźstwie, która miała w planie przejąć władzę po upadku reżimu Saddama. Gdy to nastąpiło, ajatollah Al-Hakim triumfalnie powrócił do Iraku. Realizację jego planów uniemożliwiła jednak gigantyczna eksplozja, która miała miejsce niespełna cztery miesiące później, przy południowej bramie do mauzoleum imama Alego w Nadżafie. Muhammad Bakir al-Hakim zginął, a przywództwo w NRRI odziedziczył jego młodszy i mniej charyzmatyczny brat Abd al-Aziz, który wszedł do tymczasowych władz Iraku. Nowy lider NRRI spotkał się w Waszyngtonie z ówczesnym prezydentem George’em Bushem, a kierowana przez niego organizacja zmieniła nazwę na Najwyższą Radę Islamską, wyrzucając słowo „rewolucja” i de facto przekształcając się w jedną z wielu partii irackich. Nie dążyła już do wprowadzenia irańskiego modelu ustrojowego w Iraku. Gdy Abd al-Aziz zmarł na raka, schedę po nim odziedziczył jego syn Ammar, a polityczne wpływy rodziny zaczęły maleć. Nie na tyle jednak, by NRRI zupełnie przestała się liczyć. Ale nie to było dla niej najgorsze. W międzyczasie lojalność Al-Hakimom wypowiedziała Organizacja Badr, która pod przywództwem Hadiego al-Ameriego zbliżyła się do posiadającego władzę i lepsze relacje z Iranem Nuriego al-Malikiego, premiera rządzącego Irakiem w latach 2006–2014.

– Iran lubi dywersyfikować swoje poparcie – usłyszałem kiedyś od jednego z najbliższych doradców kurdyjskiego prezydenta Masuda Barzaniego. – Dlatego w latach osiemdziesiątych wbił nóż w plecy libańskiemu Ruchowi Amal, założonemu przez ajatollaha Musę as-Sadra i stworzył konkurencyjną organizację, czyli Hezbollah. Amal był związany ze zbyt potężną rodziną As-Sadrów i przez to był za bardzo niezależny. I to samo Iran zrobił w Iraku zarówno Sadrowi, jak i Hakimom. Rozbił ich struktury, tworząc organizacje ściśle związane z Pasdaranem, ale jednocześnie dalej popierał również Sadra i Hakimów, by utrzymać równowagę.

Piętnaście lat po swojej śmierci Muhammad Bakir al-Hakim doczekał się potężnego mauzoleum, budowanego przez dekadę w Nadżafie, do którego przeniesiono jego zwłoki. W tym czasie rosła natomiast siła Muktady as-Sadra, dla którego ani Muhammad Bakir al-Hakim, ani władze okupacyjne Iraku nie przewidywały żadnej roli w nowym, postsaddamowym Iraku.

Muktada as-Sadr: dziedzic potężnego rodu, guru szyickiej biedoty, zmora polskich żołnierzy

W Polsce Muktada kojarzy się głównie (albo wyłącznie) z krwawą bitwą, jaką polscy żołnierze stoczyli z wiernymi mu oddziałami, tak zwaną Armią Mahdiego, broniąc w kwietniu 2004 roku ratusza w Karbali. O bitwie tej powstał nawet film. Muktada nie jest jednak i nigdy nie był zwykłym watażką, a jego ród od ponad stu lat odgrywa istotną rolę, i to nie tylko w Iraku, ale w całym świecie szyickim. Jego prapradziadek Ismail as-Sadr przybył do Nadżafu w XIX wieku z Iranu i zmarł tuż przed wybuchem antybrytyjskiego powstania w 1920 roku, doszedłszy do pozycji mardżi. Wnuk Ismaila, a zarazem kuzyn dziadka Muktady, Muhammad Bakir as-Sadr stworzył natomiast w latach sześćdziesiątych islamistyczną partię Dawa, która zdominowała scenę polityczną postsaddamowego Iraku aż do 2018 roku, choć paradoksalnie Muktada znajduje się z nią w konflikcie.

Na poglądy Muktady, zwłaszcza te, które prezentuje on obecnie, a także na jego pozycję wśród irackich szyitów największy wpływ miał jego ojciec Muhammad Sadik. Był on najważniejszym przywódcą szyickim w Iraku w latach dziewięćdziesiątych, choć teoretycznie od 1992 roku przywództwo w szyickiej społeczności Irakijczyków należało do mardżi Alego Sistaniego. Jednak Sistani, podobnie jak jego poprzednik mardża Abu al-Kasim al-Chu’i, kierował się zasadą politycznej absencji, nie angażując się bezpośrednio w wydarzenia polityczne i sprowadzając swoją rolę do przewodnika duchowego (przy czym zakres regulacji religijnych w islamie głęboko wnika w życie społeczno-rodzinne). Dla reżimu Saddama Husajna tradycyjna hierarchia szyicka stanowiła zagrożenie, więc postanowił zbudować alternatywne przywództwo religijne irackich szyitów, oparte na podkreślaniu arabskiej tożsamości (w opozycji do perskiej) i podporządkowane władzy. Warto pamiętać, że w 1992 roku, gdy umierał Al-Chu’i, a jego miejsce zajmował urodzony w Iranie Sistani, upływały zaledwie cztery lata od zakończenia wieloletniej wojny iracko-irańskiej, a relacje Iraku z Iranem były wciąż wrogie. W Iranie przebywała połowa rodziny Al-Hakimów z Muhammadem Bakirem na czele, z oddziałami Badr, NRRI i partią Dawa. Było to też zaledwie rok po krwawym stłumieniu szyickiego powstania na południu Iraku. Wybuchło ono po wyparciu armii Saddama z Kuwejtu i wezwaniu ówczesnego prezydenta USA George’a Busha do buntu Irakijczyków przeciwko tyranowi. Potem USA bezczynnie przypatrywały się, jak iracki władca topi powstanie we krwi i szyici nigdy tego Ameryce nie wybaczyli. Tymczasem jednak Saddam szukał kandydata na lidera tej alternatywnej, arabskiej i proreżimowej struktury szyickiej i jego wybór padł na Muhammada Sadika as-Sadra.

Przyczyną tego wyboru było prawdopodobnie to, że ojciec Muktady, choć pochodził ze znaczącego rodu, to jednak był outsiderem w hierarchii szyickiej. To z kolei wynikało z jego skłonności do mistycyzmu, w którego arkana miał go wprowadzić przypadkowo poznany prosty derwisz. Był jednak również jednym z najmłodszych mudżtahidów, który zdobył uznanie, jeśli chodzi o edukację religijną.

Początkowo wydawało się, że Muhammad Sadik spełnia oczekiwania reżimu i będzie użytecznym narzędziem w pacyfikacji mas szyickich. Ponadto, również zgodnie z oczekiwaniami reżimu, tradycyjna hierarchia odnosiła się do niego negatywnie, a emigracyjni, proirańscy islamiści szyiccy rozpętali przeciwko niemu kampanię oskarżeń o to, że jest zwykłym agentem Saddama. Tymczasem Muhammad Sadik zaczął realizować własny plan, który opierał się na mobilizacji mas, zwłaszcza w dzielnicach biedoty, takich jak bagdadzka As-Saura, znana za czasów Saddama pod nazwą Miasto Saddama, a po jego upadku przemianowana na Miasto Sadra. Obecnie ocenia się, że dzielnicę tę może zamieszkiwać nawet trzy i pół miliona osób, a więc prawie 10 procent całej irackiej populacji – to więcej niż łączna liczba mieszkańców w drugim i trzecim mieście Iraku, czyli Basrze i Mosulu. Muhammad Sadik zaczął od tego, że złamał dotychczasowy zwyczaj utrzymywania przez mardżów dystansu wobec mas wiernych. Wyszedł do nich i zaczął głosić płomienne kazania, które powodowały, że wzrastał jego autorytet i popularność. Szyicka biedota zaczęła go ubóstwiać, a był to dopiero początek, gdyż duchowny ten przystąpił do tworzenia państwa równoległego opierającego się na strukturach plemiennych i sądach szariackich. Sadr przeciwstawiał też szyizm rodzimy, iracki, arabski wpływom pochodzącym z sąsiedniej Persji.

Wszystko to odegrało ogromną rolę w ukształtowaniu pozycji i poglądów Muktady. Jego ojciec oraz dwaj starsi bracia zostali zamordowani przez reżim w 1998 roku, gdy Saddam zrozumiał, jaki błąd popełnił, myśląc, że Muhammad Sadik będzie bezwolnym narzędziem w jego rękach. Ten ajatollah dopiero po swojej śmierci zyskał uznanie tradycyjnej hierarchii, a nawet polityków i duchownych emigracyjnych z Muhammadem Bakirem al-Hakimem włącznie. Niechęć i lekceważenie, jakie wcześniej okazywali Muhammadowi Sadikowi, przeniosły się jednak na Muktadę, o którym zaczęto mówić, że Saddam go nie zamordował, gdyż Muktada jest ograniczony umysłowo, więc iracki tyran uznał, że nie stanowi on żadnego zagrożenia. Tymczasem Muktada odziedziczył po swoim ojcu rząd dusz szyickiej biedoty. Przejął również iracko-nacjonalistyczne i iranosceptyczne poglądy, choć w pierwszych latach okupacji wydawało się, że pójdzie zupełnie inną drogą. Wraz ze swoją Armią Mahdiego odgrywał bowiem kluczową rolę w sektariańskich[10] walkach szyicko-sunnickich, które wybuchły po tym, jak Al-Kaida wysadziła w powietrze mauzoleum Al-Askari w Samarze.

Obalenie Saddama dla Sadra i jego zwolenników było tym, czym dla Polaków wkroczenie armii radzieckiej na nasze ziemie w latach 1944–1945. Fakt, że Sowieci nie byli wyzwolicielami, nie oznaczał, że lepiej by było, gdyby hitlerowski okupant pozostał w Polsce. Podobnie było w tym wypadku: niechęć do Amerykanów i ich okupacji Iraku nie oznaczała tęsknoty za starym systemem. Tymczasem Muktady znów nikt nie traktował poważnie i nie widziano dla niego miejsca w nowych władzach, a raczej postrzegano go jako problem, który trzeba wyeliminować. Tylko że to okazywanie wzgardy Muktadzie nikomu nie wyszło na dobre. Przekonał się o tym na przykład Abd al-Madżid al-Chu’i, jeden z synów wspomnianego wcześniej mardżi Abu al-Kasima. Za czasów Saddama przebywał on w Iranie, a po swoim powrocie do Nadżafu zlekceważył Muktadę. Postanowił za to spotkać się z głównym strażnikiem mauzoleum Alego, który był znienawidzony przez większość szyitów za wysługiwanie się reżimowi Saddama. W czasie spotkania rozwścieczony tłum zaatakował ich i strażnika zatłukł na miejscu. Skrwawiony Chu’i, któremu początkowo udało się uciec, dobiegł do drzwi domu Muktady i zaczął łomotać, prosząc o ochronę, ale gospodarz ich nie otworzył, co równało się wyrokowi śmierci dla nieproszonego gościa. Został zlinczowany.

Gdy Amerykanie wycofali się z Iraku w 2011 roku, Sadr zaczął odgrywać coraz większą rolę dzięki temu, że przeciwstawiał się dyktatorskim zapędom premiera Nuriego al-Malikiego i jego sektariańskiej polityce. Wtedy zaczęły się krystalizować iracko-nacjonalistyczne poglądy Sadra, według których Irak był wspólnym dobrem wszystkich jego mieszkańców bez względu na to, jakie mają pochodzenie etniczne i jaką wyznają religię. Wiele lat później Sadr wyraził to w opublikowanym na jednym z portali społecznościowych wierszu pełnym metafor, w którym wymienił wszystkie etniczne i religijne komponenty irackiego społeczeństwa, podkreślając na koniec, że składają się one na iracką tożsamość.

Ta ewolucja Muktady spowodowała, że jego stosunki zarówno z Arabami sunnitami, jak i Kurdami bardzo się ociepliły. Cios zadał mu natomiast Iran, skłaniając jednego z ważniejszych stronników Muktady, Kajsa al-Chazaliego, do dokonania rozłamu w strukturach sadrystów i stworzenia własnej milicji o nazwie Asa’ib Ahl al-Hakk. Grupę tę od samego początku mocno wspierały Siły Al-Kuds, czyli elitarna jednostka irańskiego Pasdaranu.

Sunnici iraccy po obaleniu Saddama: od odrzucenia nowych porządków do sunnickiego przebudzenia

Obalenie Saddama najbardziej kontestowane było oczywiście przez sunnitów i dlatego Al-Kaida, która zalęgła się w Iraku i weszła w sojusz z przepędzonymi funkcjonariuszami obalonego reżimu partii Baas (czyli baasistami), zyskała swoją bazę w tak zwanym trójkącie sunnickim, rozciągającym się między prowincją Anbar, Mosulem i Tikritem. Ale już w 2005 roku szejkowie plemienni w Anbarze doszli do wniosku, że terroryzm, niestabilność i wojna zagrażają ich interesom. Natomiast w 2006 roku Amerykanie zrozumieli, że bez poparcia anbarskich plemion nie pokonają Al-Kaidy i postanowili wejść z nimi w układ. Tak powstała As-Sahwa, czyli sunnickie przebudzenie. Sunnickie oddziały plemienne, zbrojone i finansowane przez USA, zaczęły walczyć z Al-Kaidą. Szybko ich liczebność osiągnęła ponad pięćdziesiąt tysięcy bojowników i miały one bardzo dużą skuteczność, niemal całkowicie tłumiąc aktywność Al-Kaidy w Anbarze. Terrorystom udało się jednak zamordować szejka Abd as-Sattara Abu Riszę, stojącego na czele jednego z najważniejszych klanów dominującego w Anbarze plemienia Ad-Dulajmi. Abu Risza był kluczową postacią w As-Sahwie. Tę pozycję przejął później jego brat Ahmed Abu Risza.

Sunnici, choć początkowo odrzucali nowe zasady wyłaniania władz Iraku (w szczególności wybory), stopniowo coraz silniej zaczęli się angażować w proces polityczny. Teoretycznie nie mogli pokonać szyitów w wyborach, gdyż stanowili tylko około 20 procent mieszkańców Iraku, a szyici mniej więcej połowę, jednak nikt tak do końca nie wiedział, jakie są dokładnie proporcje. Ponadto według wielu sunnitów nieprawdą jest, że szyici stanowią większość. Utrzymują oni, że licząc z Kurdami sunnitami, to sunnitów jest więcej. To wątpliwe, ale faktem jest, że w wyborach w grudniu 2005 roku szyici zdobyli tylko 42 procent głosów, Kurdowie otrzymali 23 procent, a partie sunnickie – około 20, podczas gdy reszta głosowała na partie sekularne i mniejszości. Na czele głównego bloku sekularnego stanął pierwszy postsaddamowy premier Ijad Allawi, teoretycznie szyita, ale niemający nic wspólnego z partiami religijnymi[11]. W wyborach w grudniu 2005 roku jego blok zdobył 8 procent głosów.

Dzięki As-Sahwie, a także zawieszeniu przez milicje szyickie swojej aktywności, sytuacja w Iraku zaczęła się poprawiać. W 2009 roku w wyborach do władz prowincji lista popierana przez As-Sahwę zdobyła najwięcej głosów i Abu Risza wskazał nowego gubernatora. Przed kolejnymi wyborami parlamentarnymi, które odbyły się w 2010 roku, sunnici postanowili zawrzeć koalicję z Allawim, mając nadzieję, że w ten sposób pokonają szyitów. Było to tym bardziej prawdopodobne, że jednolity blok szyicki już się rozpadł i oddzielną listę wystawił ówczesny premier Nuri al-Maliki, a oddzielną inne partie szyickie. W bloku Allawiego, który nosił nazwę Al-Irakijja, też zresztą nie startowali wszyscy sunnici, niemniej znalazła się tam większość polityków powiązanej z Bractwem Muzułmańskim Irackiej Partii Islamskiej. W rezultacie Irakijja nieznacznie wyprzedziła blok Malikiego i zajęła pierwsze miejsce, co zgodnie z przyjętym w Iraku zwyczajem oznaczało, że to ten blok powinien przedstawić kandydata na premiera. Ponadto oba bloki szyickie znów otrzymały tylko 42 procent głosów, a Irakijja wraz z dwoma innymi blokami sunnickimi miała 30 procent, natomiast Kurdowie – 22 procent. Amerykanie, planujący jak najszybsze wycofanie się, uznali jednak, że zmiana premiera w takiej sytuacji nie będzie służyć stabilizacji, a ponadto źle wpłynie na rozmowy z Iranem. Wsparli więc zakulisowe targi między irackimi partiami, które doprowadziły do utrzymania stanowiska przez Malikiego. Dla większości Irakijczyków był to natomiast dowód na to, że wybory są fikcją i że mogą sobie głosować na kogokolwiek, a i tak wszystko zostanie ustalone przez USA i Iran. USA, które miały przynieść do Iraku demokrację, pokazały, że demokracja jest dobra, ale tylko wtedy, gdy jest odgórnie „korygowana”.

Nuri al-Maliki: próba zaprowadzenia „silnych rządów”, nowa konfrontacja z sunnitami, która zakończyła się katastrofą

Nuri al-Maliki został premierem Iraku w maju 2006 roku, będąc wówczas trzecią osobą piastującą to stanowisko po obaleniu Saddama Husajna, a drugą (po swoim poprzedniku Ibrahimie al-Dżafarim) reprezentującą islamistyczną partię Dawa. Do jego wyboru mocno przyczynili się Amerykanie, choć jak się później okazało, pomogli mu również Irańczycy. Decyzja Amerykanów o utrzymaniu go na stanowisku premiera w 2010 roku była katastrofalnym błędem nie tylko dlatego, że w dużym stopniu zabiła wiarę Irakijczyków w demokrację, ale również dlatego, że utorowała Malikiemu drogę do sektariańskiej polityki i próby dyktatorskiej konsolidacji władzy. Do końca 2011 roku Amerykanie wycofali swoje wojska z Iraku, a kontrolę i finansowanie As-Sahwy przekazali rządowi, czyli Malikiemu.

Tymczasem wybuchła Arabska Wiosna i latem 2011 roku w sąsiedniej Syrii zaczęła się wojna domowa, w której bardzo szybko główną rolę zaczęły odgrywać finansowane przez Katar i Arabię Saudyjską dżihadystyczne grupy związane z Bractwem Muzułmańskim oraz Al-Kaidą. Spowodowało to ponowną aktywizację Al-Kaidy, a także innych radykalnych islamistów, również w Iraku. Gdy wydawało się, że niesunnicki reżim w Syrii upadnie dzięki wsparciu sunnickich państw arabskich, to u wielu sunnitów irackich pojawiła się nadzieja, że następny będzie Irak, choć proporcje wyznaniowe były tu zupełnie inne niż w Syrii. Narastaniu atmosfery konfrontacji służyły też działania Malikiego, który obawiając się siły sunnickich plemion, przestał finansować As-Sahwę, a następnie uderzył w sunnickich polityków z Anbaru. Odpowiedzią były masowe protesty sunnitów, trwające przez cały rok 2013, organizowane w dużej mierze przez Iracką Partię Islamską i wsparte również przez Abu Riszę. Iskrą, która doprowadziła do pierwszych demonstracji, było aresztowanie w grudniu 2012 roku ochroniarzy jednego z czołowych polityków tej partii – Rafiego al-Issawiego, który pełnił wówczas funkcję ministra finansów, a do parlamentu dostał się z listy Allawiego. Nieco wcześniej doszło też do próby aresztowania Tarika al-Haszemiego, wówczas wiceprezydenta Iraku, któremu jednak udało się uciec najpierw do Kurdystanu, a potem do Turcji. W Iraku Haszemi został skazany zaocznie na karę śmierci za współpracę z Al-Kaidą.

Protesty w Anbarze zostały bardzo szybko zinfiltrowane przez terrorystów i ostatecznie doprowadziły do utraty kontroli przez rząd nad Faludżą i częścią Ramadi już w grudniu 2013 roku. Miasta te zajęło Państwo Islamskie w Iraku i Lewancie[12], które wyewoluowało z irackiej Al-Kaidy, ale w tym czasie już było z nią w konflikcie. Straty te były preludium do katastrofy, która miała nastąpić pół roku później. Ocena tych wydarzeń jest przy tym niejednoznaczna. Z jednej strony doprowadziły do nich antysunnickie posunięcia Malikiego – byłego premiera oskarżali o to nie tylko skonfliktowani z nim sunnici i Kurdowie, ale także Muktada as-Sadr. Z drugiej strony w związku z rozwojem wojny domowej w Syrii rząd Malikiego mógł się jednak obawiać, że politycy związani z Bractwem Muzułmańskim doprowadzą do takiej samej jak w Syrii zbrojnej rebelii, następnie sprzymierzą się z Al-Kaidą i będą próbowali opanować Bagdad. Jeśliby go zdobyli, to prawdopodobnie mogliby liczyć na uznanie swojej władzy ze strony sunnickich państw regionu, a może nawet USA.

Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.

Przypisy

[1] Sunniland to teoretyczne państwo, które miałoby powstać po rozpadzie Iraku i składać się z sunnickich prowincji tego kraju.

[2] Podział muzułmanów na szyitów i sunnitów sięga VII wieku. Po śmierci Mahometa część muzułmanów (nazwana później szyitami) uznała, że na czele wspólnoty muzułmańskiej powinien stanąć jego kuzyn Ali ibn Abi Talib, a następnie potomkowie Alego i jego żony Fatimy, córki Mahometa. Po śmierci Alego doszło do krwawej konfrontacji w okolicach Karbali, gdzie siły kalifa zabiły syna Alego Husajna oraz dużą część jego rodziny. To jeszcze bardziej pogłębiło podział.

[3] Nazwa Al-Haszd asz-Szaabi dosłownie oznacza ludową albo powszechną mobilizację. W literaturze anglojęzycznej można spotkać się z tłumaczeniem tej nazwy „Popular Mobilization Forces” albo „Popular Mobilization Units” i akronimami PMF lub PMU. W polskich tekstach również czasem stosuje się te akronimy oraz polskie tłumaczenie Siły Mobilizacji Ludowej. W książce stosuję jednak arabską nazwę w polskiej transkrypcji.

[4] Wilajety to duże jednostki administracyjne, na które od połowy XIX wieku podzielone było imperium osmańskie. Zastąpiły one wcześniejsze ejalety, które obszarowo były jeszcze większe.

[5]League of Nations, Question of Frontier between Turkey and Iraq. Report Submitted to the Council by the Commission instituted by the Council Resolution of September 30, 1924, Geneva: League of Nations: C. 400. M. 147. 1925. VII, s. 76–77.

[6] Przykładem ludobójstwa dokonanego przez Turków na Kurdach na początku istnienia Republiki Tureckiej była masakra w Dersim, gdzie w latach 1937–1938 wymordowano około czterdziestu tysięcy Kurdów, głównie alewitów z grupy językowej zazaki.

[7] Wszystkie cytowane słowa Fajsala I pochodzą z jego memorandum z 1932 roku i przytoczone są na podstawie Ali A. Allawi, The Occupation of Iraq. Winning the War, Losing the Peace, New Haven and London: Yale University Press, 2007, s. 17 i następne; tłum. W. R.

[8] Mardża at-taklid to najwyższy autorytet w świecie szyickim. Potocznie stosuje się skrótową wersję „mardża”, liczba mnoga to „maradżi”, jednak w niniejszej książce stosuję spolszczoną wersję „mardżowie”.

[9] Mihrab w zasadzie nie jest ołtarzem, lecz niszą znajdującą się w meczecie i wskazującą kierunek Mekki.

[10] Określenie sektarianizm odnosi się do podziałów w obrębie jednej religii, w szczególności do podziału szyicko-sunnickiego wewnątrz islamu.

[11] Ijad Allawi był w młodości członkiem partii Baas. Było to jednak, zanim Saddam zyskał absolutną władzę w tej partii.

[12] Organizacja ta wywodziła się z irackiego oddziału Al-Kaidy i przyjęła w 2006 roku nazwę Państwo Islamskie w Iraku, a następnie Państwo Islamskie w Iraku i Lewancie, pod którą działała do czerwca 2014 roku. Wtedy, ogłaszając powstanie kalifatu, zmieniła ją na Państwo Islamskie. W mediach i literaturze stosowane są dwie wersje angielskojęzycznej nazwy i akronimu tej organizacji. Wynika to z faktu, że w arabskiej nazwie ostatni jej człon to słowo „Szam”, które zwykle tłumaczy się jako „Lewant” (akronim ISIL). Czasem tłumaczy się je jednak jako „Syria” lub po prostu „Szam” (akronim ISIS).

Wydawnictwo Czarne sp. z o.o.

czarne.com.pl

Sekretariat: ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice

tel. +48 18 353 58 93, fax +48 18 352 04 75

[email protected], [email protected]

[email protected], [email protected]

[email protected]

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

[email protected]

Sekretarz redakcji: [email protected]

Dział promocji: ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa

tel./fax +48 22 621 10 48

[email protected], [email protected]

[email protected], [email protected]

[email protected]

Dział marketingu: [email protected]

Dział sprzedaży: [email protected]

[email protected], [email protected]

Audiobooki i e-booki: [email protected]

Skład: d2d.pl

Ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków

tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]

Wołowiec 2019

Wydanie I