Amelia i Kuba. Mgliste podejrzenia - Rafał Kosik - ebook + audiobook + książka

Amelia i Kuba. Mgliste podejrzenia ebook

Rafał Kosik

4,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Zawsze jest jakieś wyjaśnienie!

Amelia, Kuba, Mi i Albert obserwują dziwne poczynania nowego sąsiada – rzeźbiarza. Z gęstej mgły, która zawisła nad ich podwórkiem, wyłoni się zupełnie nieoczekiwane rozwiązanie zagadki.

Jak każda z serii książek Rafała Kosika Amelia i Kuba. Mgliste podejrzenia łączy w sobie doskonałe (także dla rodziców!) poczucie humoru, fascynujące przygody młodych bohaterów i mądre przesłanie. Autor pokazuje, jak w epoce błyskawicznie rozpowszechniających się plotek i nieprawdziwych informacji radzić sobie z tym, co niezrozumiałe. Warto uczyć małych czytelników, aby krytycznie podchodzili do sensacyjnych hipotez i poszukiwali zawsze racjonalnych wyjaśnień.

Ponad 150 tys. sprzedanych egzemplarzy! Każdą książkę z serii można czytać niezależnie od wszystkich pozostałych!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 78

Oceny
4,8 (56 ocen)
45
9
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
tomaszbla

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa i detektywistyczna książka polecam😃
00
zyga873

Nie oderwiesz się od lektury

ubawiłam się dzięki Mi
00

Popularność




Rafał Kosik Amelia i Kuba. Mgliste podejrzenia ISBN: 978-83-67845-31-1 Wydawca: Powergraph ul. Cegłowska 16/2 01-803 Warszawa tel. 22 834 18 25 e-mail: [email protected] Copyright © 2024 by Rafał Kosik Copyright © 2024 by Powergraph Copyright © 2024 for the cover by Rafał Kosik and Jan Kosik Copyright © 2024 for the cover illustration by Jakub Grochola Copyright © 2024 for the illustrations by Jakub Grochola Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved. PROJEKT GRAFICZNY: Rafał Kosik and Jan Kosik ZDJĘCIE NA OKŁADCE: Jakub Grochola REDAKTOR PROWADZĄCY: Kasia Sienkiewicz-Kosik KOREKTA: Maria AleksandrowWyłączna dystrybucja: Dressler Dublin sp. z o.o. ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. 22 733 50 31/32 e-mail: [email protected] www.dressler.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer

Dotychczas w serii ukazały się:

1. Amelia i Kuba. Godzina duchów

2. Kuba i Amelia. Godzina duchów

3. Amelia i Kuba. Nowa szkoła

4. Amelia i Kuba. Stuoki Potwór

5. Amelia i Kuba. Tajemnica dębowej korony

6. Amelia i Kuba. Wenecki spisek

7. Amelia i Kuba. Mi się podoba

8. Amelia i Kuba. Złota Karta

9. Amelia i Kuba. Mgliste podejrzenia

Prolog

— Gomułka! Gdzie jesteś? — wołała pani Kożuszek.

Miała na sobie nieodłączny płaszczyk i beret. Wspierając się na lasce, szła alejką przez zamglone podwórko apartamentowca, zwanego Zamkiem.

Pan Zenek, osiedlowy strażnik, wyszedł ze swojej stróżówki.

— Dzień dobry, pani Krysiu. — Lekko uniósł służbową czapkę. — Kotka się pani zawieruszyła?

— Nie ma jej od rana. — Staruszka pochyliła się nad siedzącym obok drzwi Zydlem, czyli psem strażnika. — Co robiłeś rano, przyznaj się, pchlarzu?!

Zydel spojrzał na nią z miną niewiniątka. To nic nie znaczyło, bo on zawsze miał taką minę, niezależnie od tego, czy coś akurat zbroił, czy nie.

— On nie skrzywdziłby nawet muchy. — Pan Zenek pokręcił głową. — Kiedyś tylko… bawił się z Gomułką w berka.

Pani Kożuszek rozejrzała się. W gęstej mgle nie dało się dostrzec nawet ścian budynku.

— Znajdzie się — zapewnił ją pan Zenek. — Zwierzęta nie są głupie. Nie chce im się łazić w taką pogodę. Może zwiedza piwnicę.

— Pewnie ją wystraszyły te nieznośne huncwoty! — Staruszka wskazała palcem we mgłę. Gdzieś tam za mleczną zasłoną pewnie były te huncwoty. — Coś jej zrobiły. Zamiast się uczyć, łażą wszędzie. Nie wiadomo po co. Kłopotów szukają. Porządni ludzie to siedzą w domu i oglądają telewizję.

— Taka mgła, że nic nie widać. — Pan Zenek wzdrygnął się i cofnął do stróżówki. — Niech pani wraca do domu i zaczeka. Obejrzy pani sobie serial, a Gomułka sama wróci, jak tylko mgła opadnie.

Pani Kożuszek mruknęła coś niewyraźnie pod nosem. Machnęła laską w nieokreślonym kierunku.

— Już my im pokażemy — mamrotała do siebie. — Pogadamy z administratorem. Nauczymy tych nicponi moresu!

Rozdział 1

w którym świat we mgle wygląda zupełnie inaczej niż normalnie, a do Zamku wprowadza się ktoś bardzo podejrzany

Nie wiadomo, skąd pojawił się ten obcy stwór. Nigdy wcześniej go nie widziałam. To niepokojące, ale i ekscytujące. Nie wiem, kim jest ani czego chce. Na razie będę go dyskretnie obserwować, a jak nadarzy się okazja, to wtedy… Aż czuję miły dreszcz na samą myśl co wtedy. Ale jeszcze nie teraz. Teraz tylko będę go obserwować. Przecież jestem cierpliwa. Jestem bardzo cierpliwa.

* * *

Za oknem kłębiła się gęsta mgła, a Mi lepiła psa z plasteliny. Mi miała dopiero sześć lat i była bardzo niecierpliwa. To pewnie dlatego plastelinowy pies nie bardzo przypominał takiego prawdziwego. Jednak Mi to nie przeszkadzało. W jej wyobraźni pokraczny, wielokolorowy stwór był idealny. Prawie.

— Szkoda, że nie umiesz się ruszać — westchnęła.

I wtedy plastelinowy pies się poruszył!

Mi otworzyła szerzej oczy i prawie spadła z krzesła. Plastelinowy pies usiadł! A potem się położył!

Dopiero po chwili dziewczynka zrozumiała, co tak naprawdę się stało. Plastelinowe łapy okazały się zbyt miękkie i ugięły się pod ciężarem reszty plastelinowego psiego ciała.

— A niech to dunder1 świśnie… — mruknęła Mi pod nosem.

Nie wiedziała, co to jest ten dunder ani co miałby świsnąć. Kiedyś spodobało jej się to powiedzenie i powtarzała je przy takich okazjach.

Mi nie mogła mieć prawdziwego psa. Gdy tylko pogłaskała jakieś milusie zwierzątko: psa, kotka lub królika, zaczynała kichać, a potem cała robiła się czerwona. Miała alergię i nic na nią nie pomagało. Jednak Mi bardzo kochała wszelkie stworzenia. Na regale w jej pokoju mieszkały pajęczyca Tekla, legwan Franek i kilka innych „maleństw”. Kiedyś miała też mrówki, ale uciekły podczas przeprowadzki.

Mi przemknęło jeszcze przez myśl, że powinna w końcu zapisać tego dundra w swoim zeszycie „Bardzo Trudne Słowa”, w którym zapisywała nowo poznane słówka, żeby ich nie zapomnieć, ale właśnie przyszedł jej do głowy kolejny pomysł, a Mi musiała realizować swoje pomysły natychmiast.

* * *

W sąsiednim pokoju Kuba, starszy brat Mi, ślęczał nad angielskim. Mgła zamieniała widok za oknem w mleko, a Kuba leżał na łóżku i z niechęcią patrzył na kolejne zadanie w zeszycie ćwiczeń.

Drzwi otworzyły się gwałtownie. Wpadła przez nie Mi, wskoczyła na łóżko i usiadła obok Kuby.

— Nie umiesz pukać? — mruknął.

Mi zgiętym palcem zapukała w czoło brata.

— Halo, jest tam kto? — zapytała. — Sprawę mam.

Kuba w pierwszym momencie chciał ją wyrzucić za drzwi. Jednak po chwili uznał, że nawet głupie pomysły siostry są ciekawsze od nauki.

— Jedziesz — powiedział.

Mi chwyciła go za rękę i poprowadziła do swojego pokoju. Dramatycznym gestem wskazała biurko.

— Pies mi nie działa — wyjaśniła.

Kuba popatrzył na plastelinowe coś, które trochę przypominało awangardową rzeźbę, a trochę psią kupę. Ale na pewno nie psa. Nie chciał jednak zostawiać siostry samej z problemem.

— Nie wiem, może ulep charta — poradził.

— Co…? — Mi uniosła brwi.

— Chart to taki chudy pies wyścigowy. Jeśli ulepisz chudego psa, to będzie lżejszy i nogi się nie ugną.

I wyszedł, zostawiając siostrę z tematem do przemyślenia. W przedpokoju spotkał zmokniętego tatę, który akurat wszedł do mieszkania. Tata przygładził włosy, przy okazji rozchlapując na podłogę wodę.

— Córcia, mam! — zawołał od progu. — W trzecim sklepie plastycznym dostałem.

Mi wypadła ze swojego pokoju, wskoczyła wprost w ramiona taty i wycałowała go. Na niej również mokre ubranie nie robiło wrażenia.

Upuszczona przez tatę torba pacnęła miękko o podłogę. Mi zeskoczyła i zajrzała do środka.

— Plastelina! — wykrzyknęła. — Mnóstwo plasteliny! Dzięki! — Zerknęła jeszcze na Kubę. — Chart, tak?

Nie czekając na odpowiedź, czmychnęła do swojego pokoju.

Tata nie zamknął za sobą drzwi i dopiero teraz stało się jasne dlaczego. Wciągnął z korytarza wózek towarowy z ładunkiem przykrytym mokrą folią. Ostrożnie zsunął folię, tak, żeby nie zamoczyć tego, co było pod spodem. Na podłodze pojawiła się kałuża.

Kuba spojrzał, zaciekawiony. Na wózku stało kilka pudeł z grzejnikami elektrycznymi.

— Po co nam tyle piecyków? — zapytał. — Jest lato.

— Ale noce są już chłodne — odparł tata poważnie, po czym roześmiał się. — Spokojnie, to nie dla nas. Na jutro jestem umówiony z fotografem. Będziemy robić zdjęcia do reklamy. Zdjęcia grzejników i pudełek. Czyli nie można ich pobrudzić, zamoczyć ani pognieść.

— Tato… — Kuba podrapał się w kark, bo nie wiedział, jak powiedzieć to, co chciał powiedzieć. — Mam jutro test z angielskiego.

— Bywa. — Tata powiesił mokrą kurtkę na wieszaku i zaczął ściągać wilgotne buty.

— To ma być taki turbotest — ciągnął Kuba. — Ma być sto zadań z gramatyki. STO ZADAŃ. Od dwóch dni mama każe mi się uczyć. To lekka przesada.

— Doskonale cię rozumiem. — Tata poklepał syna po ramieniu. — Wkuwanie gramatyki było dobre sto lat temu. To najgorszy sposób nauki języka. Marnowanie czasu.

— STO LAT temu? Więc po co mam wkuwać tę gramatykę DZIŚ?

— Bo JUTRO masz test. On też będzie taki… stuletni. Rozmawialiśmy o tym nieraz.

— Przecież to jest bez sensu.

Tata spojrzał gdzieś w przestrzeń i westchnął.

— Jak spora część życia — mruknął. — Przyzwyczajaj się.

— Marchewkę kupiłeś? — Z salonu dobiegł głos mamy.

Tata przymknął oczy i przygarbił się, po czym zaczął wolno wkładać wilgotne buty i przemoczoną kurtkę.

* * *

Kilka mieszkań dalej, w tym samym budynku, Amelia, koleżanka Kuby z klasy, leżała na łóżku i czytała książkę. I żałowała, że ją czyta. Kiedy zaczynała po południu, świeciło słońce i świat wydawał się przyjemnym miejscem. Teraz przez tę mgłę nawet w łóżku, na ulubionej poduszce i pod ulubionym kocykiem Amelia nie czuła się bezpiecznie. Być może powodem nie była pogoda, lecz książka. Opowiadała historię stwora ulepionego z gliny. Nazywał się Golem, a ta opowieść była naprawdę straszna.

Siedzący na latarni zziębnięty kruk zatrzepotał skrzydłami. Dziewczynka aż się wzdrygnęła i podciągnęła koc wyżej pod szyję, choć wcale przecież nie było zimno.

Niedojedzona . resztka pizzy na talerzu całkiem już wystygła. Zresztą Amelii i tak nie smakowała. Pizza miała być z oliwkami i szynką, a była tam sama szynka.

Leżący w nogach łóżka Imbir, mały biały terrier, wpatrywał się w pizzę. Ślina z małego pyszczka skapywała na koc. Amelia nie zganiała psiska, bo dzięki niemu czuła się choć odrobinę raźniej.

Kruk na latarni zakrakał. A może to wrona? Amelia nie znała się na ptakach. Jedyne, czego była pewna, to że przez to krakanie zrobiło się teraz jeszcze straszniej.

Imbir zawarczał na ptaka, ale zaraz znów skupił uwagę na pizzy.

Amelia włożyła między kartki zakładkę w kwiatki i zamknęła książkę. Prawie usłyszała echo. Cisza z zewnątrz zdawała się wpływać do pokoju. Dlaczego podczas mgły zawsze jest tak cicho?

Amelia musiała odpocząć od czytania tego horroru. Wstała z łóżka, choć najchętniej zwinęłaby się w kłębek i nakryła kocykiem na głowę. Wiedziała jednak, że to nic nie pomoże. Jeżeli chce zapomnieć o glinianym potworze, musi się zająć czymś innym.

Pokój był obwieszony rysunkami i akwarelami, a na biurku stały pudełka z farbami i kubki z pędzlami. Amelia uwielbiała rysować i malować. Tata mówił, że córka ma artystyczną duszę i jest bardzo wrażliwa. Pewnie dlatego teraz tak przestraszyła się historii Golema.

Amelia nie przepadała bowiem za horrorami. Zaczęła czytać tę książkę, bo od jakiegoś czasu szukała inspiracji. Wcześniej tylko rysowała i malowała, ale pomyślała, że mogłaby nauczyć się czegoś nowego. Na przykład rzeźbienia. Dopiero w trakcie czytania okazało się, że bohater tej powieści nie tylko rzeźbi, ale również swoją rzeźbę… ożywia! Czyli tego Golema. Amelia nie zamierzała niczego ożywiać, a przez tę straszną historię ochota na rzeźbienie już jej przeszła. Postanowiła się zająć czymś innym.

Może zaprojektuje i uszyje jakieś ubrania?

Jej spojrzenie padło na wiszącą na krześle sukienkę w kolorze nijakim. Właśnie tak Amelia określała ten kolor – nijaki. Po chwili była już absolutnie pewna – musi zmienić ten kolor. I musi to zrobić teraz, już, byle zapomnieć o tym strasznym Golemie. Chwyciła sukienkę i pobiegła do łazienki, żeby ją przefarbować2.

* * *

Kuba wyglądał przez okno. Nawet gapienie się we mgłę było ciekawsze od powtarzania gramatyki. Nie chodziło o to, że nie znał angielskiego. Znał, a przynajmniej tak sądził, nie widział jednak sensu w ciągłym uczeniu się gramatyki.

Za oknem mgła trochę zrzedła, ale i tak wiszące nisko chmury sprawiły, że zrobiło się ciemno. Wydawało się, że to już wieczór. Samochody przejeżdżały ulicą ciszej niż zwykle. Może dlatego, że jechały znacznie wolniej. Kuba wyobrażał sobie, że to statki, a ulica to kanał. Ciężarówki w jego wyobraźni stały się kontenerowcami, a autobusy – promami przewożącymi pasażerów. Nadpłynął nawet parowiec, czyli buldożer z pobliskiej budowy. A to z powodu wysokiego komina.

— Co to za pudła? — Głos mamy z przedpokoju wyrwał Kubę z zamyślenia.

— Grzejniki elektryczne — odkrzyknął.

— Po co? Przecież jest lato.

— Ale noce są już chodne. — Kuba wychylił się z pokoju i powtórzył słowa taty. — Zaraz będzie jesień i ludzie zaczną marznąć. Będą potrzebowali grzejników.

— Co? Jacy ludzie?

— Tata będzie robił reklamę.

— I to ma tutaj tak stać do jesieni? — Mama pokręciła głową. — Zwieź to do piwnicy. Nie możemy żyć w takim magazynie.

— Tata mówił, że nie mogą się uszkodzić.

— A co im się może stać w piwnicy?

Kuba nie dyskutował – nawet wyprawa do piwnicy była przecież ciekawsza od nauki do testu. Wziął klucze, wypchnął wózek na korytarz, a pudła nakrył folią. Wprawdzie w piwnicy nigdy nie padał deszcz, ale Kuba nie miał lepszego pomysłu, co z tą folią zrobić.

Zjechał windą na najniższy poziom. Do garażu wjeżdżała właśnie furgonetka.

— To może być ciekawe — mruknął Kuba sam do siebie.

Pod sufitem garażu biegła rura, o którą czasem przycierały wysokie samochody. Kubę zaciekawiło, czy tak się stanie i tym razem, bo furgonetka była wysoka. Okazało się, że jest wręcz ciekawiej. Furgonetka nie tylko przytarła o rurę, ale i w nią uderzyła. A rura pękła i z donośnym szumem trysnęła z niej woda. I to wprost na wózek z pudłami, które miały nie zamoknąć!

Kuba szybko pociągnął wózek. Jakie to szczęście, że wcześniej przykrył ładunek folią! Dotarł do ich piwnicy, choć właściwie to nie była piwnica, raczej rodzaj komórki, zakratowany schowek pod ścianą garażu, jeden z wielu podobnych. Cała rodzina Rytlów z przyzwyczajenia nazywała ją jednak piwnicą. Jeszcze niedawno mieszkali w starym bloku, w którym były prawdziwe piwnice – dużo bardziej tajemnicze i straszne od tutejszych schowków.

Zostawił pudła na wózku, tak na wszelki wypadek, gdyby potop dotarł aż tutaj. Zamknął „piwnicę” i wrócił do miejsca katastrofy. Kałuża na podłodze szybko się powiększała. Furgonetka stała po przeciwnej stronie parkingu, za kilkoma innymi samochodami. Kuba dopiero teraz przeczytał napis na burcie i… nic z niego nie zrozumiał. To wyglądało, jakby ktoś ponaklejał literki w losowej kolejności. Kierowca, obcy chudy mężczyzna z dredami3, rozmawiał z panem Zenkiem. Z powodu szumu wody Kuba nie słyszał ani słowa. Domyślał się tylko, że pan Zenek ma pretensję o uszkodzoną rurę.

Wreszcie pan Zenek podszedł do skrzynki na ścianie i jednym z kluczy, które zawsze nosił przy pasku, otworzył drzwiczki. Zakręcił zawór, a woda przestała zalewać garaż.

— Chyba ktoś dziś nie będzie miał wody — mruknął pod nosem Kuba.

Uznał, że więcej nic ciekawego się nie wydarzy. Jednak nie chciało mu się wracać do domu. Wszystko było przecież lepsze od nauki. Stał więc w cieniu, ukryty za zaparkowanymi samochodami i dyskretnie obserwował sytuację.

Pan Zenek odszedł, a mężczyzna z dredami otworzył drzwi z tyłu furgonetki. Wyglądał jakoś dziwnie, coś w nim wydawało się Kubie bardzo niepokojące. Może to szerokie spodnie z niskim krokiem, może glany i koraliki na nadgarstkach? Kuba nie potrafił tego nazwać, ale to coś sprawiało, że wcale nie miał ochoty wychodzić z ukrycia.

Mężczyzna znieruchomiał i obejrzał się, jakby poczuł na sobie spojrzenie Kuby. Chłopiec schylił się jeszcze bardziej, choć przecież mężczyzna nie mógł go dostrzec.

Przez chwilę nic się nie działo, po czym mężczyzna sięgnął do wnętrza furgonetki i z trudem wyciągnął z niej worek. Worek musiał być bardzo ciężki, bo mężczyzna aż się zgiął pod jego ciężarem. Wreszcie pacnął nim o zalaną podłogę i pociągnął do windy.

Kuba odczekał, aż winda odjedzie, i dopiero wtedy zbliżył się do furgonetki marki Dodge4. Była poobijana i nadrdzewiała.

Od samochodu do windy prowadziły ślady mokrych butów i brązowe, wpadające w czerwień chlapy czegoś, co wylało się z namokniętego worka.

Dziwne, pomyślał Kuba.

Nagle w ciszy usłyszał dobiegające gdzieś z oddali osobliwe odgłosy. Stuk, szur… stuk, szur… Kuba wzdrygnął się. Dźwięki brzmiały niepokojąco, jakby coś ciężkiego wolno się przemieszczało.

Nie mógł jednak zastanawiać się nad tym zbyt długo. Drzwi trzeciej klatki schodowej otworzyły się i wbiegła przez nie Amelia.

Kuba zamarł. Dłonie Amelii ociekały krwią!

— Co się stało? — krzyknął.

— Nic strasznego, to tylko farba — wyjaśniła zdenerwowana Amelia. — Ale muszę ją szybko zmyć! A w kranie nie ma wody… Widziałeś gdzieś pana Zenka?

— To on zakręcił zawór. — Kuba wskazał pękniętą rurę. — Awaria.

Amelia przykucnęła i umoczyła dłonie w kałuży. Farba trochę się rozpuściła, ale nie zmyła całkiem.

— Bez mydła nic z tego — stwierdził Kuba.

— Tu jesteście, huncwoty sakramenckie! — dobiegło zza ich pleców.

Amelia i Kuba obejrzeli się, zaskoczeni. To była Pani Kożuszek. Nigdy nie schodziła do garażu, nie miała przecież samochodu.

— W tej chwili mówcie, gdzie jest Gomułka! — Staruszka groźnie uniosła laskę.

— Nie wiemy. — Kuba wzruszył ramionami. — Nie widziałem jej od… dawna.

— Ani ja — dodała Amelia.

Pani Kożuszek przyglądała im się chwilę, podejrzliwie mrużąc oczy. Potem przeniosła spojrzenia na podłogę.

— To pewnie też wasza sprawka — powiedziała. — Niczego nie uszanujecie, psuje nieznośne!

Amelia spojrzała na swoje dłonie, potem na brudne ślady na betonie.

— To nie ja… — powiedziała cicho.

— Chodź. — Kuba pociągnął Amelię w stronę swojej klatki. — Umyjesz ręce u nas.

Oddalili się szybko. Pani Kożuszek, niezadowolona, że nie ma kogo besztać, odeszła w przeciwną stronę.

— Ta dzisiejsza młodzież… — mamrotała pod nosem. — Żadnych wartości, pusto we łbach…

Chudym palcem wcisnęła przycisk windy. Miała zamiar dalej mamrotać, ale zamarła, gdy tylko drzwi windy otworzyły się.

— Co to…? — szepnęła. Zachwiała się z wrażenia i cofnęła. Pewnie by się przewróciła, gdyby nie laska. — Co to jest…?

* * *

— Wow, ale czad! — zawołała Mi, gdy tylko zobaczyła dłonie Amelii. — Kogo zamordowałaś?

— Farbowałam sukienkę — wyjaśniła Amelia. — Chyba powinnam przedtem założyć rękawiczki lateksowe.

— Szkoda… — westchnęła Mi. — A już miałam nadzieję, że będzie jakaś afera.

Kuba zaprowadził przyjaciółkę do łazienki. Amelia namydliła dłonie i zaczęła je myć. Coś jednak nie dawało jej spokoju, nad czymś się zastanawiała.

— Dlaczego wy macie wodę, a my nie? — zapytała wreszcie.

— Wy mieszkacie w innej klatce — odparł Kuba. — Nowy sąsiad zawadził samochodem pewnie o tę rurę, która doprowadza wodę do was.

— A to oferma! — Mi stała w drzwiach łazienki. — Przeprosił chociaż?

— Nie wiem. — Kuba podsunął Amelii mydło, którego tata używał do zadań specjalnych. — Widziałem za to, że przywiózł ciężki worek. Tak ciężki, że nie miał siły go nieść i musiał go za sobą ciągnąć.

— Myślę, że jest seryjnym mordercą — oceniła poważnie Mi. — A w tym worku przywiózł jakiegoś denata5. W sensie ciało swojej ofiary. I tę rurę to rozwalił celowo, żeby zatrzeć ślady. Mordercy tak robią, żeby nie iść do więzienia.

Kuba ani trochę nie wierzył w to, co paplała siostra. Jednak i jego samego zżerała ciekawość, co było w tamtym worku.

Amelia szorowała dłonie coraz mocniej. Farba schodziła, za to na czerwono zabarwiła się umywalka.

— Super! — wykrzyknęła Mi. — Mama padnie.

Kuba podał Amelii ręcznik. Szybko okazało się, że to nie był dobry pomysł. Na białym materiale zostały czerwone ślady.

— Oj, przepraszam… — szepnęła Amelia.

— Zawał murowany. — Mi pokiwała głową.

Kuba popatrzył na umywalkę i na ręcznik.

— Potem coś się z tym zrobi — zadecydował, bo jego myśli krążyły już wokół czegoś innego. — Nikt normalny nie pakuje do worka tyle, żeby

potem nie móc go unieść.

— Rety, przywiózł trupa — rozmarzyła się Mi — żeby go poćwiartować w kuchni.

— Nie mów tak — poprosiła Amelia. — Ciarki mnie przechodzą.

— A to dopiero początek. — Mi wyszła z łazienki i na odchodne rzuciła zza drzwi — zobaczycie, zaraz zaczną znikać mieszkańcy.

Poszła do swojego pokoju.

— O nie! — dobiegło zza drzwi. — Stało się!

Kuba zajrzał do pokoju siostry.

— Co się stało? — zapytał. — Już ktoś zniknął?

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Dunder to staropolskie określenie pioruna. [wróć]

Sukienkę, nie łazienkę. [wróć]

Dredy to włosy skręcone w sfilcowane pęki, wyglądają trochę jak fryzura z lin. [wróć]

Mam nadzieję, że wiecie, iż to się czyta „dodż”. To dobry moment, żeby wspomnieć, że ze względu na miłość autora do motoryzacji w tej książce nazwy samochodów są pisane wielką literą. [wróć]

Denat – tak bardziej poważnie nazywa się trup. [wróć]