Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zrozpaczona Anka ucieka z rodzinnej miejscowości, choć dzieje się to z zupełnie innego powodu, niż mogłaby kiedykolwiek przypuszczać. Ze złamanym sercem szuka pomocy u Kuby, dawnego przyjaciela z liceum i wskutek niespodziewanego zbiegu okoliczności, postanawia dzięki chłopakowi uciec od przeszłości tak daleko, jak tylko może. Kilka dni później ląduje w Wielkiej Brytanii. Co ją tam czeka? Czy poradzi sobie w zupełnie nowym miejscu i czy uda jej się zapomnieć o tym, co się stało? Co zrozumie i do czego ją to doprowadzi? Część czwarta jest ostatnią, finałową częścią tej niezwykłej opowieści!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 128
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Rozdział 1
Zmiany
Autobus jeszcze się nie zatrzymał, ale Anka już widzi czekającego na nią Kubę. Chłopak wygląda tak poważnie, że już prawie w niczym nie przypomina tego z liceum. Fajnie ubrany, nowa fryzura, widać, że pracuje nad ciałem. Pojazd zatrzymuje się i tłum powoli wylewa się na zewnątrz. Anka cierpliwie czeka na swoją kolej i powoli brnie do przodu z samego końca autobusu. W dziwny sposób nie chce się spieszyć. Nie myśli o tym, co zrobi za dwa dni, jak Kuba wyjedzie do Anglii, ale wie, że nie wybiera się na studia. Przyjazd tutaj niczego w tej sprawie nie zmienia.
Wreszcie dziewczyna wysiada, odbiera walizkę i idzie w stronę Kuby. Jego promienny uśmiech tak strasznie nie pasuje jej do aktualnego samopoczucia, że jest prawie bolesny. Wysila się na uniesienie kącików ust, a kiedy chłopak podchodzi i ją obejmuje, nagle pęka i zaczyna ryczeć.
– Ania… no co ty? – Kuba poklepuje ją po plecach, ale nie ma pojęcia, co powiedzieć.
– Daj chwilę, ciśnienie mi siadło. – odpowiada, a jej ciało aż się zanosi.
Stoją tak kilka minut, a ona wysmarkuje mu się w kraciastą koszulę.
– Jestem w rozsypce, sorry. – mówi wreszcie.
– Mam na to małą metodę, chodź. – rzuca, a potem łapie ją pod jedną rękę, a drugą chwyta walizkę.
Prowadzi ją energicznymi krokami i w międzyczasie opowiada jakieś totalne bzdury. O pogodzie w Poznaniu, o ostatnim koncercie, na który się wybrał i jeszcze o ZOO. Anka słucha tego tylko z musu, ale po paru minutach zauważa, że takie nic nieznaczące rzeczy nawet dość dobrze odciągają jej myśli od Patrycji.
Wreszcie zatrzymują się przy budce z lodami. Kuba zamawia dwie wielkie porcje.
– Serio? – Anka patrzy na niego zdziwiona.
– Cukier, kalorie, słód – wyjaśnia. – Nie ma siły, żeby nie pomogło.
Gdyby nie totalny dół, to pewnie parsknęłaby, ale teraz tylko lekko się uśmiecha. To i tak sukces. Prosi sprzedawcę o dodatkową polewę karmelową, a potem znajdują z Kubą jakąś ławkę i przysiadają.
– Najpierw zjedz, potem opowiesz. – sugeruje Kuba.
– I dlatego na świecie jest tylu grubasów… – odpowiada Anka i wpija zęby w zimną przekąskę.
– Przez lody?
– Nie… przez zawody miłosne.
– Trzeba się jakoś pocieszyć.
– Mhm.
– Masz jakiś plan? – Kuba odzywa się dopiero po dłuższej chwili, ale Anka kręci głową.
– Nie idę na studia. Na razie wiem tylko tyle.
– Przez to, co się stało?
– Nie. Nie chce mi się więcej uczyć.
– Słabe trochę – Kuba wzrusza ramionami. – Parę lat, fajne życie studenckie, a potem masz papier.
– Mhm…, żeby pracować dla jakiegoś korpo i tracić jeszcze więcej życia?
– No ale co innego Anka? Chodzić po mieście, robić w Mac’u, nudzić się i twierdzić, że żyjesz?
– Może…
Kuba wzdycha i myśli sobie, że Anka jednak mocno się zmieniła. Kiedyś była inna, miała jakieś cele. Chłopak nie ciągnie jednak tematu, widząc, że i tak ją rozdrażnił. Czeka, aż ona sama się odezwie.
– Gdzie mieszkasz? – pyta go wreszcie Anka.
– Wynajmuję małe mieszkanie. To znaczy rodzice mi wynajmują.
– Taki to pożyje…
– Ja chciałem akademik. Ludzie, towarzystwo. To oni się uparli.
– Zazdroszczę, chciałabym, żeby moi się tak upierali.
– A twoi dalej cisza?
– Ojciec tak. Mama coś próbuje, ale robi to w sposób, który mnie dobija. Zresztą… – macha ręką. – Olewam ich. Nie są mi potrzebni.
– No to chodź, wsiądziemy w autobus i pojedziemy do mnie – proponuje. – Będzie swobodniej pogadać.
– Albo się zwyć.
– Aż tak?
– No… – Anka tylko podnosi wzrok i Kuba już widzi, jak kręcą jej się w oczach łzy.
Wstaje, łapie jej walizkę i wskazuje drogę na przystanek. Dziesięć minut piechotą, dwadzieścia autobusem i jeszcze pięć z buta - do samego wejścia do mieszkania idą w ciszy. Anka powstrzymuje łzy, chociaż chciałaby krzyczeć, a on boi się odezwać, żeby przez jej ewentualną histerię ludzie na nich nie patrzyli. Jeszcze wzięliby go za jakiegoś kata czy coś. Rzucił dziewczynę, ta szlocha, różne historie można tu sobie wstawić do głowy.
Kawalerka Kuby rzeczywiście jest niewielka, jeden pokój, aneks kuchenny, łazienka, ale Anka rozgląda się po tym wnętrzu, jak po cudzie. Własny kąt.
– Zrobisz mi kawę? – pyta, a potem rozsiada się na dużym narożniku.
– I coś do jedzenia. – dodaje Kuba, znikając za blatem.
– Lody mi wystarczą.
– No, no. – rzuca, ale wcale nie zamierza jej słuchać. – To dawaj od początku, po kolei, co się stało?
Anka wzdycha.
– Spróbuję w punktach, bo inaczej się rozkleję – mówi. – Po pierwsze zakochałam się w niej jak durna, po drugie, myślałam, że z wzajemnością, po trzecie… okazało się, że wróciła do swojego faceta z dzieciństwa i dalej… chce mieć z nim dziecko i nawet je już robiła. Po któreś tam, bo już nie pamiętam… – Anka wciąga mocniej powietrze. – Robiąc z nim bachora jeszcze w międzyczasie kochała się ze mną.
Kuba robi wielkie oczy.
– Grubo…
– No. I mam się wyprowadzić. On wczoraj przyjechał i… – W tym momencie Anka traci oddech i nagle zanosi się łkaniem.
Chłopak podchodzi do niej z kanapką, stawia talerzyk na stoliku obok narożnika i siada, obejmując dziewczynę ramieniem. To jeszcze bardziej nią targa i zaczynają jej drżeć ramiona.
– Kurwa… – mówi między jednym, a drugim łkaniem. – Ja chciałam z nią być Kuba, mieszkać… rozumiesz? Razem chciałam…
– Pojebana historia.
– Jestem kretynką… kurwa… kretynką!
– Daj spokój, nie jesteś Ania. – Przytula ją, bo nie wie, co jeszcze mógłby powiedzieć.
Anka na zmianę opowiada mu o tym, jak się czuje i co przeżyła z Patrycją, potem znów płacze i zamyka się w sobie, znów opowiada. Jest kompletnie rozbita.
Wreszcie zasypia, więc Kuba przykrywa ją kocem i siada w fotelu obok. Nie do końca rozumie, jak to wszystko mogło się jej przydarzyć, ale wystarczy, że widzi, co widzi i już wie, że nie jest dobrze. Najpierw straciła studia, teraz Patrycję. Z deszczu pod rynnę. Chłopak myśli sobie, że nie podejrzewałby o to wszystko biologicy. Zawsze wydawała się w porządku, taka pomocna, ciepła…, ale żeby taki numer wyjebać?
Siada i przełączając kanały w telewizorze i zastanawia się, jak on niby ma teraz Ance pomóc? Jedyne, co przychodzi mu do głowy, to akademik i studia, no ale ona namówić się chyba nie da. Zerka na śpiącą koleżankę, a później słyszy wibrowanie telefonu tkwiącego w kieszeni. Wyciąga go i patrzy na wyświetlacz, a potem wstaje i szybko idzie do łazienki. Odbiera.
– Hej skarbie, co tam?
– Kuba trzeci raz dzwonię, gdzie ty jesteś? – Głos Lilki jest zniecierpliwiony.
– Anię przywiozłem – odpowiada półszeptem. – Dramat akcja.
– Aaa, zapomniałam, że pisała w nocy. I jak ona się czuje?
– Płacze, ma depres i ja ogólnie nie wiem, co robić.
– Ale pojutrze jesteś u mnie? Bez zmian? – Dziewczyna wydaje się zaniepokojona.
– Oczywiście kochanie. Czekam i tęsknię.
– Ona tam do ciebie nie uderza?
– Nie… ona jest lesbijką, przecież wiesz.
– Wiem, ale lubię być o ciebie zazdrosna. – Lilka się śmieje. – Jak przyjedziesz, nie wypuszczę cię z ramion.
– Ale obiecujesz?
– Tak.
– I z łóżka? – Kuba kuje, póki gorące.
– Z ramion w łóżku, pasuje ci?
– O tak!
Śmieją się chwilę, a później rozmawiają o jej pracy, o jego przyjeździe, o tym, co jeszcze ma kupić i przywieźć. Lilka trzy razy przypomina mu o dobrym chlebie, mówiąc, że angielski to straszny syf. Wata bez smaku albo podeszwa o konsystencji gumy. Kuba wychodzi z łazienki i cicho sprawdza czy ma ten chleb zapisany na swojej liście. Upewnia się, że tak, a potem wraca i znów rozmawiają.
Pół godziny później Anka puka do drzwi.
– Kuba?? – woła. – Mogę siku?
– Już wychodzę! – rzuca przez drzwi chłopak, a później idzie kontynuować rozmowę z Lilką w fotelu. – Tak, tak, właśnie wstała – mówi do telefonu. – Okej, pozdrowię.
Anka przemywa twarz zimną wodą i czuje, jakby się postarzała. Skóra ją boli. Siada na toalecie i sika, gapiąc się bezmyślnie w drzwi. Nagle przychodzi jej do głowy coś kompletnie odjechanego i widzi, jak włoski stają jej dęba na przedramionach.
– Kuba! – krzyczy z łazienki i szybko podnosi się z toalety, a potem biegnie do pokoju.
– No? – Kuba odwraca się do niej, przerywając na moment rozmowę z dziewczyną.
– Spytaj Lilę, czy nie pomogłaby mi załatwić pracy w Anglii. – mówi.
– Co??
– No spytaj.
Kuba włącza rozmowę na głośnik.
– Lila… słyszałaś Ankę?
– Słyszałam… Cześć Ania.
– Hej… przepraszam Lila, wiem, że tak z dupy z tym wyskakuję, i że się w ogóle nie znamy, ale chyba muszę… stąd uciec. Myślisz, że dałoby mi się coś załatwić w Anglii?
Dziewczyna chwilę milczy, jakby się zastanawiała.
– A co ze studiami? – pyta.
– Olewam to.
– Ania, no proszę weź się nad tym zastanów – wtrąca Kuba. – Takich decyzji nie można podejmować z miejsca.
– Tę o studiach podjęłam już wcześniej – odpowiada twardo. – Lila? Ty mnie rozumiesz, prawda?
– Yyy… – Dziewczyna się jąka. – Chyba rozumiem.
– Słuchaj, ja mam pieniądze odłożone, będę mieć na wynajem jakiegoś pokoju tam, na jedzenie też. Nie będę ciężarem, tylko… wiesz, jak z językiem, perfekt nie jest, dlatego… – Anka nakręca się i zaczyna wyrzucać z siebie zdanie po zdaniu. – Przydałaby mi się pomoc ze znalezieniem pracy. Ja naprawdę mam dość Polski i dość tego… no wszystkiego. Odetnę się, odpocznę, popracuję, zarobię. – nawija jak katarynka.
– Kuba, a ty jak to widzisz? – odzywa się Lilka, której ledwo udaje się wciąć w ten monolog.
– Nie wiem cholera. Nie podoba mi się to.
– A macie lepszy pomysł? Kobieta, którą kocham mnie wywaliła, oszukała, robi sobie teraz dziecko z jakimś gachem, na studia nie pójdę, coś muszę zrobić. Nie mam innego pomysłu – mówi Anka, przyjmując rozpaczliwy ton. – Anglia jest daleko, odetnie mnie to, da się czymś zająć.
Kuba rozkłada ręce i kręci głową.
– Słuchaj Ania – znów wtrąca się Lila – Może zróbmy… inaczej.
– Jak?
– Daj pomyśleć, chwila – Lila przerywa, a przez głośnik wręcz czuć, jak się nad czymś zastanawia. – Kuba przylatuje do mnie pojutrze, więc…
– Przylecę z nim.
– Czekaj no… okej, kup sobie bilet, przylecisz, posiedzisz z Kubą tydzień, zobaczysz jak tu jest. My nie mamy super warunków, nic z tych rzeczy. – ciągnie, jakby się tłumaczyła.
– W poprzedniej pracy sprzątałam kible, więc serio nie oczekuję luksusów.
– Ania, dasz mi skończyć?
– Sorry, tak, przepraszam.
– Opowiem ci jak wygląda praca, co i jak, zorientujesz się trochę. Będziesz mieć tydzień, żeby zdecydować, czy wracasz z Kubą, czy…
– Zgadzam się. Super! – Anka jest podekscytowana.
– Boże… – jęczy Kuba. – To jest szaleństwo.
– Daj spokój – Anka macha ręką. – Może będę miała jakąś szansę, cokolwiek. Sam mówiłeś kiedyś, że tam się lepiej zarabia.
– Ania, tak – odzywa się Lila. – Ale są też koszty… wyrzeczenia.
– Mam je, odkąd rodzice wyrzucili mnie z domu.
Chwila ciszy sprawia, że nawet Kuba teraz inaczej o tym myśli.
– No to tydzień i zobaczymy – dodaje Lila. – Sprawdź, czy kupisz jeszcze bilet na lot.
– Dziękuję! – Anka natychmiast siada na narożnik i odpala telefon.
– A, jeszcze coś. – rzuca Lila – My tu wynajmujemy trzypokojowe mieszkanie. Ja będę z Kubą jak przyjedzie, wolnego pokoju nie ma… będziesz spać w salonie albo u nas, na podłodze. Zniesiesz to?
– Jasne Lila, bez problemu.
– Hmm, no to widzimy się pojutrze. Kuba wyłączysz głośnik?
– Już skarbie – odpowiada jej chłopak i wraca do rozmowy przez słuchawki. – Czekaj, to ja skoczę do sklepu, to dokończymy, dobrze? – pyta Lilę.
Chwilę później wychodzi z mieszkania, a Anka właśnie loguje się na stronę linii lotniczej. Kiedy sprawdza wyloty i dociera do niej, co właśnie robi, staje jej przed oczyma obraz Kusamy z przedpokoju Patrycji. Samotna dziewczyna otoczona przez białe i czerwone piłki. Przypomina sobie pocałunki i zapach skóry Patrycji.
Bilet rezerwuje z oczami pełnymi łez.
***
Kiedy wieczorem otula się kocem, długo nie może zasnąć. Ma wrażenie, jakby była w zupełnie innym świecie. Obce ściany, meble, zapachy. Nic tu nie przypomina jej Patrycji… stara się nie płakać, ale to silniejsze od niej. Wciska sobie do dziurek od nosa po pół chusteczki higienicznej, żeby nie smarkać za głośno, przeszkadzając w spaniu Kubie. I tak zadekował się na fotelu i widzi, że się wierci i jest mu niewygodnie. Płacze więc w ciszy, ale to, co czuje, rozrywa ją od środka. Zastanawia się, dlaczego dała się w to wrobić? Dlaczego znowu się zakochała? Mało jej było po Moni? Dlaczego to się musi kończyć takim bólem? Jakby ktoś kopał i jeszcze rozcierał butem rany. Myśli o Idze, Honoracie i Marcie. Z każdą było jej przecież przyjemnie, a skończyło się jednak inaczej… Bez tego potwornego uczucia w środku.
Przymyka oczy i widzi długie, kasztanowe włosy Patrycji. Jej uśmiech. Tamten słony pocałunek. Zastanawia się, po co w ogóle kochać…? Jaki to ma sens?
***
Późnym wieczorem, tego samego dnia Patrycja cicho uchyla drzwi do pokoju Anki i oddycha z ulgą, zauważając, że jej nie ma. Wchodzi i rozgląda się po pomieszczeniu. Najpierw rejestruje, że zniknęły ubrania, bo w na wpół otwartej szafie nie ma niczego. Zagląda do drugiej szafy. Tam też jest pusto.
– Chcesz jeszcze herbatę piękna? – woła Jacek z kuchni.
– Nie, dziękuję. – odpowiada mu cicho.
– A buziaka? – Jego głos jest donośny i brzmi, jakby się uśmiechał.
Patrycja zauważa leżącą na stole kartkę, otwiera ją i czyta.
„Nie rozumiem, jak mogłaś mi to zrobić. Wyjeżdżam do Poznania”.
– To już nie będzie potrzebne… – odpowiada Jackowi, a potem robi jej się słabo i siada na brzegu łóżka.
Wpatruje się w tych kilka słów napisanych na kartce i w tej jednej chwili nie wie, czy ma się śmiać, czy płakać. Jedną dłoń zaciska na materacu, drugą cały czas trzyma list od Ani. Jacek wsuwa głowę do pokoju, ale robi to dyskretnie.
– O, nie ma jej? – pyta.
– Zostawiła list. – odpowiada, wyciągając kartkę w jego kierunku.
Mężczyzna bierze ją w dłoń i czyta.
– Hmm, no to chyba mamy sukces, co? – mówi i podnosi wzrok na siedzącą na łóżku kobietę.
Zamiast potwierdzenia widzi, jak drży jej broda, a powieki mrugają szybciej. Nie mija nawet kilka sekund, jak z ust Patrycji wyrywa się coś między westchnieniem, a jękiem. W kolejnej chwili chowa twarz w dłoniach.
– Patrycja? – Jacek podchodzi do niej i pocieszająco obejmuje ramieniem. – Wszystko w porządku?
– Nie… – Kobieta kręci głową, a łzy ciekną jej już ciurkiem po policzkach.
Łapie nerwowo oddech i dopiero teraz schodzi z niej całe, wstrzymywane przez ostatnie dni ciśnienie. Widać, jak drży jej każdy mięsień. Chwyta się za brzuch i pochyla do przodu, jakby dopadł ją jakiś gwałtowny ból.
– Ej… przecież sama tego chciałaś – mówi Jacek, ale przytula ją mocniej.
– Boże – Patrycja nie może wydusić z siebie słów. – Jak mi jest strasznie…przykro… – Kończy i znów chowa twarz w dłoniach. – To było… o Boże…
– Okrutne. To chyba dobre słowo. – Jacek kończy zdanie za nią.
– Nie miałam innego wyjścia… nie miałam. – powtarza.
– Jasne… śmiem wątpić, ale tak to sobie tłumacz Pati. Jak dla mnie zrobiłaś jej świństwo wszechczasów i nie mogę uwierzyć, że zgodziłem się brać w tym udział.
– Przestań na chwilę, dobrze? – Patrycja patrzy na niego przez łzy. – Mam takie palpitacje, że zaraz otrę się o zawał.
– Może powinnaś… to był chory pomysł.
Patrycja wie, że mężczyzna ma rację, więc zanosi się jeszcze bardziej.
– Daj tę kartkę – mówi do niego, a kiedy ją odbiera, znów czyta.
– Chciałaś studiów, no to masz. Pojechała do Poznania. – stwierdza Jacek.
– Jedna korzyść…
– Korzyść? Pati, cholera, złamałaś jej serce. Wiesz, jak ona musiała się czuć?
Patrycja zaciska usta i próbuje przybrać poważną minę, chociaż słabo jej to wychodzi.
– Lepiej serce niż przyszłość – odpowiada tak twardo, jak tylko potrafi. – Nie poszłaby przeze mnie na żadne studia. Skończyłaby tutaj. Nie masz pojęcia, jaka to jest utalentowana dziewczyna.
– Yhy… i myślisz, że rozwinie talent po czymś takim? – Jacek wyraźnie powątpiewa. – Ja zbierałbym się kilka miesięcy.
– Da radę, jest silna.
– I pewnie kiedyś ci za to podziękuje, co?
– Nie sądzę – odpowiada. – Za to ja nie będę mieć do końca życia wyrzutów, że zmarnowałam jej coś ważnego i że przez hormony i chemię w mózgu, zostanie w tej dziurze. W pracy poniżej jej możliwości…
– Ależ ty pieprzysz.
– Wiesz, że nie. Jeszcze przed chwilą rozumiałeś moje argumenty.
– Nie do końca. Mam wobec ciebie dług – przypomina. – O przepraszam, chyba powinienem powiedzieć miałem. Zgadza się?
Patrycja kiwa głową.
– Jesteśmy kwita.
Siedzą chwilę w ciszy, a kiedy ramiona Patrycji znów zaczynają drżeć, Jacek głaska ją po plecach.
– Przepraszam Pati, wiem, że to dla ciebie trudne.
– Tak. – odpowiada mu powoli. – Ale są rzeczy ważne i ważniejsze.
– Kiedy wtedy zerwałem nasze zaręczyny i wyjechałem do Warszawy… też wybrałem to ważniejsze.
– Wiem.
– A wiesz, co to było Pati?
– Jak mu tam…? Adam, chyba.
– Nie… to była chemia i biologia, tak byś to dzisiaj nazwała. W skrócie miłość.
– Mhm. – Patrycja niby go słucha, ale cały czas wpatruje się w ostatnie słowa naskrobane na kartce przez Ankę.
– Nie miałem nic. Kasy, pracy, szkoły. On też. – ciągnie Jacek.
– Wiem do czego zmierzasz, nie musisz.
– Muszę, bo mimo upływu lat, dalej jesteśmy razem… – zawiesza głos. – Z pracą, karierą i sobą. Nie mogłaś jej postawić po prostu ultimatum? Albo idzie na studia, albo z wami koniec? Po co ta cała szopka?
– Ona już podjęła decyzję.
– To ty jesteś ta dorosła Pati, prawda? Gdybyś chciała…
– Przestań już Jacek.
– Bo myślę, że tak naprawdę odebrałaś jej prawo do decyzji.
– Wręcz przeciwnie – Patrycja gwałtownie podnosi głowę – Ona już postanowiła, nie licząc się z tym, co myślę. Miała prawo wyboru. Wybrała hormonami… tłumaczyłam jej to.
– Młodość…
– I głupota. Nie mogłam na to pozwolić.
– Nie musiałaś jej kopać w dupę aż tak.
– Jacek…czasem trzeba kopnąć w tyłek kogoś, dla kogo chcesz jak najlepiej. Inaczej będzie się trzymał ogona i nie puści, nigdy nie rozwinie skrzydeł. – Patrycja próbuje mu to tłumaczyć, ale gdy sama siebie teraz słyszy, brzmi to mniej przekonująco niż wcześniej.
– Mhm… Pati ja jestem lojalny wobec ciebie i zawsze będę, za tamto, za to, że wtedy mi pomogłaś, ale…
Patrycja przestaje go słuchać i nagle odwraca się w stronę łóżka. Bierze do rąk poduszkę i przytula ją do twarzy, a potem mocno wciąga w płuca jej zapach. Powtarza to kilka razy, a później zasłania usta, dociska jeszcze bardziej i ku bezgranicznemu zdziwieniu Jacka, zaczyna krzyczeć. Poduszka tłumi dźwięki, ale on dosłownie słyszy znaczenie każdego najmniejszego tembru. Patrzy na nią i nie wierzy.
– Czy ty ją kochasz Pati? – pyta powoli.
Nie otrzymuje odpowiedzi.