Pokaż mi Jak. Lesbijki. Opowiadanie erotyczne LGBT+ - Ola Maj - ebook

Pokaż mi Jak. Lesbijki. Opowiadanie erotyczne LGBT+ ebook

Ola Maj

4,0

Opis

Na klatce schodowej lubińskiego punktowca spotykają się dwie kobiety. Młodsza, pyskata brunetka, która właśnie się wprowadza i nieporadnie taszczy na górę swoje walizy oraz starsza, sympatyczna szatynka próbująca zaoferować jej pomoc. Od nieuprzejmej wymiany zdań do zaciekawienia drugą osobą jest jednak krótka droga. Co połączy dwie kobiety z różnych światów?

Nowa w mieście Nika jest pewną siebie, bezkompromisową specjalistką od marketingu, która właśnie tworzy w Lubinie oddział swojej warszawskiej firmy. Nieśmiała, elegancka i niewychylająca się przed szereg Edyta, od lat pracuje w rejestracji lokalnego szpitala. Rodzące się między nimi napięcie doprowadza do zbliżenia, którego obie się nie spodziewały. Co z tego wyniknie i jaki nowy świat doznań odkryje przed Edytą Nika? Czego ją nauczy i jak to wpłynie na dotychczas zamkniętą w sobie i ukrywającą własne uczucia kobietę?

"Lesbijki. Opowiadania erotyczne LGBT+" to cykl seksownych, nietuzinkowych opowiadań, których akcja zawsze rozgrywa się między kobietami. Ciekawe scenerie i sytuacje, skala napięć, różne doświadczenia i gwałtownie wybuchająca namiętność. To wszystko w emocjonujących historiach, które fascynują!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 142

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AAWVA

Dobrze spędzony czas

Fabuła ciekawa, ale zadziwia mnie, że legimi dopuszcza do publikacji tekst, który obok korekty to nie leżał nawet przez pięć sekund.
00

Popularność




Edyta weszła na klatkę schodową swojego bloku i od razu usłyszała rumor. Najpierw coś trzasnęło, a potem z charakterystycznym dźwiękiem spadło po schodach.

– Kurwa mać! – Usłyszała gdzieś nad głową soczyste przekleństwo.

Minęła wysoki parter, zakręciła i zaczęła wchodzić do góry. Już na pierwszym piętrze dojrzała wielką walizę, do której podchodziła właśnie schodząca z góry kobieta. Brunetka nie zauważyła jej, za to Edyta znów usłyszała przekleństwo, a potem rzucone pod nosem:

– Że też nie sprawdziłam pieprzonej windy.

– Może pomóc? – zapytała z uśmiechem i wyciągnęła rękę ku walizce leżącej teraz tuż przy jej nogach.

– Nie trzeba – Ton brunetki brzmiał stanowczo i mało przyjemnie, więc Edyta od razu się cofnęła.

Kątem oka przyjrzała się szczupłej, zapewne młodszej od siebie kobiecie, której mocno kręcone, czarne krótkie włosy wyglądały na klasyczną szopę pozbawioną ładu i składu. Właścicielka niesfornej fryzury podniosła na nią wzrok i zmierzyła tak, że Edyta od razu poczuła się gorsza.

– Nowa sąsiadka? – zapytała ją, próbując strząsnąć z karku niemiłe wrażenie.

Kobieta złapała uchwyt walizki i mocno ją ku sobie szarpnęła.

– A co to panią obchodzi? – warknęła.

Edytę zamurowało i aż przystanęła. Brunetka odwróciła się do niej plecami i ciągnąc walizę ku górze, złorzeczyła coś pod nosem.

– Nie obchodzi – odparła, nie mogąc uwierzyć, że człowiek może być z miejsca tak niemiły dla drugiego. – Zauważyłam, że spadły pani bagaże, więc chciałam pomóc. Taki ludzki odruch, wiedziała pani? – dodała, nie mogąc się powstrzymać.

W gruncie rzeczy Edyta zawsze była dla ludzi miła i zwykle spotykała się z tym samym, dlatego zachowanie tej młodej kobiety kompletnie ją zaskoczyło. Brunetka nie odpowiedziała i dalej ciągnęła swoją walizę do góry.

– Co za wieś – sapała pod nosem. – Żeby windy nie było!

Idąca za nią Edyta prychnęła.

– To stary budynek, nie ma takiej liczby kondygnacji, żeby winda była konieczna.

– Też mi tłumaczenie – prychnęła tamta, robiąc skręt w kierunku drugiego piętra. – Dzisiaj windy powinny być wszędzie.

– To prawda – potwierdziła Edyta – Starszym ludziom wchodziłoby się łatwiej.

Krótkowłosa zatrzymała się i odwróciła do niej z zaciętą miną.

– Nie tylko starszym. Co to tylko ludzie po sześćdziesiątce mają prawo żyć wygodnie?

– Ech – westchnęła Edyta, patrząc na nią z dołu. – Chyba wstała dziś pani lewą nogą, co? Też miewam takie dni, ale staram się nie odreagowywać na innych.

Kobieta na moment się zapowietrzyła, ale potem powoli wypuściła z płuc powietrze.

– Pieprzona przeprowadzka – powiedziała, wzdychając – Przepraszam, rzeczywiście mam ciężki dzień – dodała, a zaraz potem potrząsnęła głową. – Nie. Ciężki tydzień, a nawet miesiąc – Zamyśliła się. – Cholerne pół roku! Zresztą, nie pani sprawa.

Edyta uśmiechnęła się, widząc, że miała rację.

– To może jednak pomogę z tym bagażem?

Kobieta ruchem głowy zaprzeczyła i wskazała drzwi na wprost.

– Nie trzeba, to tutaj – odparła. – Na szczęście.

– O. Czyli jednak będziemy sąsiadkami – rzuciła, mijając jej walizę i wchodząc na kolejne schody. – Mieszkam na trzecim, dokładnie nad panią.

– Acha. – Brunetka już wkładała klucze do drzwi.

– Powodzenia przy przeprowadzce – dodała jeszcze Edyta, a potem, nie otrzymawszy odpowiedzi, poszła do siebie. Miała nadzieję, że szorstka damulka, której tak ciężko wejść na drugie bez windy, nie okaże się fanką heavy metalu, co zresztą mógłby sugerować jej całościowo czarny strój, i nie zaburzy jej ciszy tego typu muzyką.

Minutę później weszła do swojego „m”, zrzuciła ze stóp eleganckie buty na krótkim obcasie i odwiesiła na wieszak lekką, jesienną kurtkę. Kiedy rano wychodziła do pracy było jeszcze chłodno, ale tegoroczna jesień zachwycała ciepłem, więc w drodze powrotnej niosła ją przerzuconą przez ramię i cieszyła się słońcem. Odłożyła torebkę i poszła prosto do sypialni, w której na krześle czekały na nią równo złożone, domowe ubrania: mięciutkie spodnie od dresu i koszulka z krótkim rękawem. Zdjęła jeden z kilku kostiumów, które na zmianę nosiła do pracy: styl sympatycznej biurwy, czyli spódniczka zasłaniająca kolana i beżowa marynarka, a następnie przebrała się i poszła do kuchni. Nastawiła kawę w przelewowym ekspresie i wyjęła z lodówki wczorajszy obiad. Garnek z zupą postawiła na kuchence, włączyła gaz i oparła się plecami o blat, zerkając przez okno. Przed jej oczyma rozpościerał się widok na lubiński rynek - klasyczną betonozę pełną poustawianych na skraju dużego placu ławeczek. Niby wyglądało to ładnie, ale jednak wiało nowoczesnym koszmarkiem, w którym ktoś zapomniał o drzewach, przyrodzie i tak potrzebnym w ciepłe dni cieniu.

Zmrużyła oczy, widząc jak w kierunku znajdującego się po prawej stronie ratusza idzie właśnie znajoma postać. Krótkie czarne kręcone włosy rozdmuchiwane jesiennym wiatrem na wszystkie strony nie prezentowały się wyjściowo. Zaciekawiona patrzyła, jak nowa sąsiadka z dołu podchodzi do samochodu zaparkowanego w niedozwolonym miejscu.

– Uuu – mruknęła do siebie. – Będzie mandacik.

Uśmiechnęła się. Kobieta otworzyła bagażnik i z trudem wyciągnęła z niego karton. Edyta zwróciła uwagę na jej zgrabną sylwetkę, dziwiąc się, że ktoś wyglądający na wysportowanego, ma taki problem z wchodzeniem po schodach. Brunetka najwyraźniej preferowała dostosowanie ubioru do koloru włosów, bo na sobie miała czarną bluzę, czarne, poszarpane na kolanach spodnie i oczywiście… glany.

Edyta wzdrygnęła się na myśl o noszeniu tak nieporęcznego obuwia, chociaż nie mogła zaprzeczyć, że nieznajoma wyglądała w tym wszystkim wyjątkowo atrakcyjnie. I jeszcze te włosy powykręcane na wszystkie strony.

Odwróciła się od okna i sięgnęła po kubek. Nalała do niego zaparzonej w ekspresie kawy i jeszcze raz spojrzała w stronę niewłaściwie zaparkowanego samochodu. Z pewną przyjemnością patrzyła na taszczącą teraz karton kobietę. Lekkie ruchy, minimalne kołysanie bioder. Pomyślała, że byłaby naprawdę ładna, gdy nie ta zacięta, zła na cały świat mina.

***

Dwudziestoośmioletnia Nika ciężko opadła na fotel i westchnęła, patrząc na wszystkie przyniesione z auta bagaże. Była tak zmęczona wspinaniem się po schodach, że nie miała siły sięgnąć do glanów, żeby rozwiązać sznurówki.

Kątem oka omiotła mieszkanie, w którym miała spędzić przynajmniej najbliższy rok, budując nowy zespół marketingowy dla tworzonego w dolnośląskim Lubinie oddziału swojej warszawskiej firmy. Z jednej strony było to wyróżnienie, bo właśnie jej przypadła rola głównodowodzącej, a z drugiej, jakby nie patrzeć, degradacja. Podobno nadziany forsą, miedziowy Lubin miał ogromne perspektywy na to, by dać jej firmie zarobić, no ale to jednak nie była Warszawa.

Kobieta potrząsnęła głową, odsuwając firmowe dylematy na bok i znów spojrzała na pomieszczenie. Mieszkanie miało dość przestronny salon, urządzony jak pod typowy wynajem, kuchnię i dwa małe pokoje. Nice wystarczyłby jeden, ale firma postarała się, żeby było jej wygodnie.

– A łazienka? – mruknęła do siebie i podniosła się z fotela.

Zaniepokojona ruszyła w stronę przedpokoju i tam dostrzegła dodatkowe drzwi. Nacisnęła klamkę i z ulgą zarejestrowała, że jest i łazienka. Na szczęście, bo po przygodzie z brakiem windy była gotowa podać w wątpliwość wszystko. Podeszła do umywalki i puściła wodę, rozgrzewając palce i spłukując z dłoni kurz. Potem wytarła ręce w ręcznik i przyjrzała się kabinie prysznicowej.

– Niezła – powiedziała, myśląc jednocześnie, że to nie to samo, co stołeczne standardy.

Wróciła na fotel, zgarniając po drodze walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Kiedy się umościła, rozwiązała sznurówki, zdjęła glany i cisnęła je w kąt, nie siląc się na powrót do przedpokoju. Z walizki wyjęła laptopa i podniosła pokrywę urządzenia, czekając przez moment, aż się uruchomi. Potem skupiła się, otworzyła pocztę i odpowiedziała na korespondencję z firmy. Zauważyła też, że pojawiły się pierwsze odpowiedzi na ogłoszenie rekrutacyjne, które umieściła w sieci jeszcze wczoraj, przed wyjazdem z Warszawy. Wylogowała się z poczty, nie otwierając żadnego z nich.

– Potem – mruknęła i przeszła na YouTube, odpalając ulubioną playlistę.

Podkręciła głos i kiedy po salonie rozlały się pierwsze dźwięki kawałka brytyjskiej grupy Coldplay, wbiła wzrok w ciemny uchwyt znajdującej się naprzeciwko, drewnianej komody. Zamyśliła się. Pierwsze bicia perkusji w utworze „In my place” wywołały w jej głowie wspomnienia, których nie chciała, a kiedy tylko doszedł do nich głos wokalisty, przeszywający ją kiedyś na wylot, poczuła jak pod powiekami wzbierają jej łzy. Pociągnęła nosem i odepchnęła piękne wspomnienie tak gwałtownie, jakby miało ją zaraz poparzyć.

– Ni chu-ja – przesylabizowała. – Nie zrobisz mi tego.

Szybko zastąpiła poprzedni obraz ze swojej podświadomości zupełnie innym.

Rok od niej młodsza blondynka stała w kuchni jej warszawskiego mieszkania i nonszalancko opierając się o futrynę, powiedziała:

– Zakochałam się, Nika. Odchodzę.

Ta krótka migawka wystarczyła, żeby powieki siedzącej w fotelu brunetki przestały drżeć. Łzy cofnęły się jak za dotknięciem magicznej różdżki, a dołującą emocję zastąpiła złość.

– Suka. – rzuciła krótko.

Wróciła spojrzeniem do laptopa i na wszelki wypadek zmieniła playlistę. Silna potrzeba dbania o stan swojej psyche była u Niki wyższa niż chęć słuchania utworów, które kiedyś tak uwielbiała. W tle zaczął wybrzmiewać inny rockowy zestaw i od razu poczuła się lepiej.

Odłożyła laptop na podłogę, a chwilę później zrzuciła z siebie ciemną bluzę. W mieszkaniu było przyjemnie ciepło, więc bez problemu mogła siedzieć w krótkim rękawku. Przymknęła oczy, poddając się mocnym dźwiękom jednego z nowszych kawałków i z ulgą wypuściła powietrze z płuc. Obniżyła się nieco w fotelu i swobodniej rozrzuciła nogi na boki. Prawą dłoń położyła na udzie i wmawiała sobie, że cieszy się chwilą i nową, zawodową szansą. Taaak, myślała. Stworzy tu najlepszy marketingowy zespół w Polsce i dopiero tym ze stolicy zbielają wary.

Dwoma palcami sięgnęła do guzika czarnych jeansów i rozpięła go, pociągając od razu ku dołowi zamek błyskawiczny. Lekko uniosła biodra i wsunęła dłoń w majtki. Zadowolona z siebie, chociaż trudno powiedzieć, co w tej chwili sprawiało jej radość, zamruczała i przesunęła palcami po idealnie wydepilowanych wargach sromowych. Lekko rozchyliła usta, wsłuchując się w płynącą w tle muzykę. Przez dłuższą chwilę muskała się opuszkami palców, co jakiś czas posuwając środkowy nieco głębiej. Wreszcie poczuła przyjemne mrowienie i spięła mięśnie Kegla, mnożąc efekt.

Wyobraziła sobie wysoką, piękną kobietę podchodzącą do niej w szatni klubu fitness. Tajemnicza istota bez słowa chwyciła jej dłoń i położyła ją sobie na piersi. Palec Niki muskał wzgórek łonowy, zupełnie tak, jakby to był sutek tej z klubu. Krążył wokół niego, lekko dociskał punkt po punkcie, pocierał, znowu krążył. Westchnęła. Piękna kobieta z fantazji pod jej zamkniętymi powiekami przysunęła się do Niki i zdejmując jej dłoń ze swojej piersi, szybko zsunęła ją i skierowała prosto pod opięte, treningowe legginsy. Ruchy palców brunetki przyspieszyły i pocierały teraz łechtaczkę intensywniej, czując jak krew zaczyna w niej pulsować. Nika oddychała ciężej, a jej środkowy palec ruszał się dokładnie tak, jak lubiła. Nagle w wyobraźni dwudziestoośmiolatki twarz piękności z siłowni zmieniła się w twarz eks partnerki, mówiącej, że sorry, zakochała się i odchodzi. Palec zatrzymał się, a seksualne napięcie prysnęło jak mydlana bańka.

– Ku…rwa mać. – warknęła.

***

Świt zaskoczył ją mocnym światłem, które niczym ostrze wdarło się pod jej zaspane powieki. Zasłoniła twarz ręką, ale kątem oka zdążyła spojrzeć na zegarek.

– O szlag! – wyrwało jej się i sekundę później stała już na równych nogach.

Rozejrzała się za ubraniami, a potem, przeklinając pod nosem, pospiesznie wciągnęła na siebie jeansy. Przez tę całą przeprowadzkę zapomniała wczoraj przestawić budzik i już była spóźniona. Złapała prawy but, dosłownie wbijając się w niego stopą, wepchnęła sznurówki do środka, żeby nie marnować czasu i chwyciła drugiego glana. Nie zdążyła znaleźć czystej bluzy, o koszuli już nawet nie wspominając, więc w krótkim rękawku wybiegła na klatkę schodową i pospiesznie zamknęła za sobą drzwi. Chwilę później zbiegła po schodach, uważając, żeby w nic nie uderzyć skórzaną teczką, w której trzymała laptopa. Dwa piętra w dół pokonała niemal susami i wreszcie z impetem pchnęła drzwi wyjściowe, wypadając na zewnątrz.

– Aaa! – Najpierw usłyszała krzyk, a potem zobaczyła jak uderzona drzwiami kobieta upada na chodnik, wypuszczając z rąk siatkę.

Po chodnikowych płytach potoczyły się dwie kajzerki.

– O cholera, przepraszam! – zawołała, pochylając się nad leżącą bokiem kobietą w stylowym, biurowym kostiumiku. – Pomogę!

Wyciągnęła do niej rękę, a kiedy długowłosa szatynka odwróciła się, rozpoznała sąsiadkę z góry i zaklęła w duchu. Brakowało jej jeszcze tylko spięć z sąsiadami.

– Rany, bardzo przepraszam – wykrztusiła – Niech mnie pani złapie za rękę. O tak.

Mocno chwyciła dłoń kobiety i czując ciepło jej rąk, powoli pociągnęła do góry.

– Aaa! – jęknęła znów Edyta. – O Jezu, moja kość ogonowa… matko boska.

– Boli? Ojej… tak mi przykro. Spieszyłam się i nie miałam pojęcia, że tak mocno pcham te drzwi – Nika podciągnęła ją ku górze, okręcając jednocześnie własną rękę tak, żeby móc spojrzeć na wiszący na nadgarstku zegarek. Kolejne minuty spóźnienia. – Da pani radę stanąć?

Szatynka syknęła z bólu, ale udało jej się wyprostować. Nika, nie tracąc czasu, zbierała już z chodnika pieczywo i pakowała je z powrotem do płóciennej siatki.

– Moja spódnica…– westchnęła Edyta, która właśnie obejrzała stan swojego ubrania. – Spóźnię się do pracy.

– Ja już jestem spóźniona – odparła Nika, starając się przybrać jak najbardziej zbolałą minę, chociaż w gruncie rzeczy nie martwiła się teraz tym, jak się czuje jej sąsiadka. Wiedziała, że w nowym biurze już czekają na nią dwie osoby, które szef sam wybrał do współtworzenia z nią działu, a jej ciągle tam nie ma. – Przepraszam panią bardzo, nie chciałam, ale muszę pędzić, bo inaczej urwą mi głowę.

Wcisnęła poturbowanej siatkę z pieczywem i odwróciła się na pięcie.

– Ale… chwileczkę! – Edyta chciała ją powstrzymać.

– Jeszcze raz sorry! – rzuciła szybko i zanim jej nowa sąsiadka zdążyła się zorientować i cisnąć w jej stronę choćby jedno mocniejsze słowo, Nika już biegła chodnikiem w stronę Galerii Cuprum.

– Halo! – zawołała Edyta, która właśnie wychodziła z szoku. – Tak się nie robi!

Nika już jej nie słyszała. Biegła na złamanie karku, mimo że ubrane dziś glany nie ułatwiały jej szybkich ruchów. Wytarmoszone niespokojnym snem włosy, których zresztą też nie zdążyła uczesać, podskakiwały jej teraz na wszystkie strony. W głowie już układała sobie logiczne wyjaśnienie swojego spóźnienia, a jej mózg niczym automat przestawił się na pracę i zapomniał o staranowanej przed blokiem kobiecie.

Do biura wpadła czternaście minut po czasie i widząc dwie pary wpatrzonych w nią oczu, rzuciła dla żartu:

– Minuta spóźnienia według standardów akademickich!

Kobieta w odprasowanym na sztywno gajerku tylko uniosła brew, a stojący obok niej młody mężczyzna, parsknął nieznacznie. Nika pewnym krokiem, bo wciąż jeszcze z rozpędu, podeszła do biurka i położyła na nim torbę z laptopem. Rozpięła zamek i wyjęła sprzęt, natychmiast go uruchamiając.

– Zdążyliście już przejrzeć najnowsze odpowiedzi na ogłoszenie? – spytała rzeczowo, przyjmując konkretny, oschły ton.

– N…nie – zająknęła się kobieta. – Czekaliśmy na panią.

Nika odwróciła się ku niej i zmierzyła ją krytycznie.

– Nigdy tego nie robiliście, czy potrzebujecie niańki?

Kobieta w gajerku mało się nie zapowietrzyła.

– Myśleliśmy, że szefowa chce sama wszystko nadzorować – wtrącił młody chłopak.

– Oczywiście, że chcę, ale to nie znaczy, że wszystko zamierzam robić sama – odparowała. – Nie traćmy już czasu, włączcie sprzęt i zaczynamy. Płacą nam za pracę, a nie za czekanie.

Chłopak w casualowej marynarce grzecznie skinął, co od razu się Nice spodobało. Obrona przez atak sprawdzała się najlepiej. Kątem oka dostrzegła jak kobieta w gajerku zaciska palce, zapewne ze złości, a potem szybko idzie do drugiego biurka i włącza swój komputer. Nika z satysfakcją pomyślała, że pewnie chciała zrobić dobre wrażenie, no ale na to trzeba mieć ripostę.

Chwilę później cała trójka siedziała już zatopiona w odpowiedziach na rekrutacyjne ogłoszenia. Nika, w błyszczącej matrycy swojego laptopa zobaczyła jak kiepsko dzisiaj wygląda i nie mogła się nie skrzywić. Ta fryzura… Boże, jakby wyrwało mnie ze wsi, a nie ze stolicy, pomyślała. Na pierwszej przerwie pobiegła do łazienki i doprowadziła się do porządku.

Koło jedenastej chwyciła za telefon i zadzwoniła do pierwszego kandydata, dając swoim współpracownikom pokaz doskonałej wstępnej rozmowy kwalifikacyjnej. To była czysta maestria pytań, odpowiedzi i marketingowych sztuczek, dzięki którym kandydat musiał odsłonić się ze swoimi intencjami zawodowymi bardziej, niż sam mógłby tego chcieć. Ostatecznie zaprosiła mężczyznę na rozmowę twarzą w twarz – na kolejny dzień. Podała godzinę i adres, a kiedy się rozłączyła, zwróciła się do dwóch par patrzących na nią właśnie oczu.

– Jutro na tę samą godzinę chcę tu mieć jeszcze cztery osoby. Kolejne pięć po pół godzinie. Dacie radę?

– Oczywiście – odparła kobieta.

– Na tę samą godzinę? – Chłopak zmarszczył czoło. – Nie lepiej po dziesięć minut odstępu między kolejnymi?

Nika się uśmiechnęła i spojrzała na kobietę.

– Pani… Marto – Udała, że przypomina sobie imię pracowniczki, chociaż doskonale je znała, podobnie jak i imię mężczyzny. – Pani na pewno wyjaśni koledze, dlaczego na tę samą godzinę?

Marta Bajer wyprostowała się jak struna.

– Żeby każdy z nich myślał, jak wielu mamy chętnych. – odparła natychmiast. – To zrobi na nich wrażenie i będą musieli się bardziej postarać.

– Doskonale. Trafiony zatopiony – odpowiedziała z uśmiechem i zarejestrowała malującą się na twarzy kobiety ulgę.

Nika mogła być wymagająca i oschła, ale musiała też dawać ludziom okazję do błyszczenia. Stara marketingowa sztuczka. Do końca dnia pracy jej początkowo rozzłoszczona współpracowniczka ochoczo obdzwaniała kolejnych kandydatów i była z siebie niezwykle zadowolona.

Kiedy punktualnie o piętnastej Nika została już w biurze sama, odetchnęła, rozprostowała nogi i zamknęła pokrywę laptopa. Chwilę wpatrywała się w wynajęty przez firmę lokal i musiała przyznać, że prezentował się dobrze. Wstała, zajrzała za drzwi przeznaczonego dla niej gabinetu, tego samego, z którego celowo dzisiaj nie skorzystała, by dać dwójce młodzików pokaz tego, że nad pracą czuwa i uśmiechnęła się szeroko. Czarny fotel z podłokietnikami wyglądał przy równie czarnym biurku wręcz imponująco.

Tak, uznała, że to właśnie tutaj przyjmie jutro pierwszych kandydatów.

Zamknęła drzwi biura i wyszła na zewnątrz. Dokładnie wtedy przypomniał jej się poranny niefart z sąsiadką z trzeciego piętra. Uśmiechnęła się rozbawiona, bo jeszcze nigdy nie poturbowała tak mocno żadnej kobiety, a tkwiący w jej głowie obraz dość mocno zaciągniętego, o ile nie rozdartego kostiumiku, musiał śmieszyć. Fakt, miłe to nie było, ale w duchu Nika musiała przecież przyznać, że leżąca na chodniku szatynka, z tymi rozrzuconymi na boki nogami, zgrabną pupą i rozchełstaną marynarką, wyglądała naprawdę ładnie. Gdyby nie jęk bólu, mogłaby nawet popatrzeć na nią nieco dłużej.

Skręciła w lewo i weszła do galerii Cuprum, rozglądając się za większym sklepem spożywczym. Co jak co, ale po pierwsze, sąsiadce z trzeciego należały się przeprosiny, po drugie, nie mogła tak zostawić sprawy z obawy o to, czy ta nie utrudni jej życia w nowym bloku, no i wreszcie po trzecie… długowłosa była ładna. Miała w sobie to coś, na co zwraca się uwagę.

– O, jest Auchan – mruknęła pod nosem i zadowolona weszła do środka, kierując się na dział z alkoholami.

Moment stała przy winach, zastanawiając się, czy lepsze będzie czerwone czy białe. Co może pić taka kobieta? Zmarszczyła czoło i nie do końca potrafiąc przypisać elegancką biurową marynarkę i długie włosy sąsiadki do typu lubianego wina, wzięła oba. Potem pewnym krokiem ruszyła na sery. Wino bez sera? W życiu. Poza tym uznała, że miły dodatek powinien złagodzić wściekłość, jaką szatynka pewnie do niej teraz pała. Deska trzech serów hiszpańskich, dojrzewający dziewięć miesięcy Szafir plus kółko serów żółtych w czterech smakach. Razem bez wina, sześćdziesiąt złotych.

– No teraz to chyba przesadziłaś – powiedziała do siebie, a w duchu pomyślała, że jak szatynka po takim wydatku jeszcze będzie się ciskać, to sama ją zrzuci ze schodów.

Sześć dych za sery plus wino. I ozdobna torebka, niech tam. Jej analityczny umysł mówił, że będzie dobrze. Zapłaciła przy kasie i wróciła do domu.

Wzięła długi prysznic, spłukała z siebie niespokojną noc, a potem zjadła podgrzaną w mikrofalówce lasagne, popijając sokiem pomarańczowym. Posłuchała muzyki, sprawdziła firmowe wiadomości i koło dziewiętnastej uznała, że czas jest dobry. Spakowała sery i dwie butelki wina do kolorowej torebki, a następnie wyszła z mieszkania i poszła piętro wyżej. Dostarczę towar, pokajam się trochę i gotowe, pomyślała.

Niecałą minutę później już pukała do drzwi. Początkowo wydawało jej się, że nikogo nie ma, ale po chwili usłyszała szuranie i kliknięcie odsłanianego wizjera. Spojrzała w oczko i uśmiechnęła się.

– Dobry wieczór. Mogę na chwilę? – zapytała.

Wizjer zaciemnił się i sekundę później usłyszała otwieranie zamka. Sąsiadka wychyliła głowę i patrzyła na nią z kamienną twarzą.

– Dobry wieczór – powtórzyła. – Chciałam panią raz jeszcze przeprosić za poranny wypadek i za to, że musiałam uciec. To był mój pierwszy dzień w nowej pracy i naprawdę nie mogłam się spóźnić, ale nie chciałam być dla pani niemiła, przysięgam – powiedziała tak uprzejmie, jak potrafiła, chociaż nie należała do osób szczycących się jakimś wyjątkowym talentem serdeczności.

Podniosła do góry trzymaną w ręku torebkę i przesunęła ją w stronę drzwi.

– Przyniosłam wino na przeprosiny i coś do wina – powiedziała. – Mam nadzieję, że puści pani ten pechowy poranek w niepamięć?

Kobieta spojrzała na kolorową torebkę i zdziwiona uniosła brew. Brunetka zauważyła, że stojąca za drzwiami ma na sobie szare dresy, niebieską koszulkę z krótkim rękawem i domowe kapcie.

– Nie wiedziałam jakie wybrać, więc wzięłam dwa – ciągnęła Nika. – Czerwone i białe, oba bardzo dobre, liczę, że trafię w pani gust?

Edyta poczuła się zakłopotana.

– Wino? – spytała.

– I przekąski, na miły wieczór – powtórzyła i przysunęła torebkę tak blisko jej rąk, że sąsiadka nie mogła odmówić przyjęcia.

Kiedy wreszcie chwyciła sznureczek, poczuła ciężar dwóch butelek i podtrzymała całość drugą ręką, od spodu.

– Bez urazy? – spytała Nika.

Edytę na moment zamurowało, bo szczerze mówiąc, chciała zrobić nowej sąsiadce awanturę i wytknąć chamskie zachowanie, ale teraz, z tym winem i tymi przeprosinami… brunetka wytrąciła jej z ręki wszystkie argumenty.

– To jak? – Ponowiła kobieta. – Mam nadzieję, że nie będzie mnie pani ścigać po osiedlu z pogrzebaczem?

Edyta parsknęła, a Nika od razu poczuła, że właśnie dopięła swego.

– Nie będę – odpowiedziała i zerknęła do torebki. – Dziękuję.

– To ja dziękuję za zrozumienie. – Nika prawie zatrzepotała rzęsami. – Nie będę już przeszkadzać, życzę miłego wieczoru i smacznego winka.

Odwróciła się i już miała zejść po schodach, ciesząc się załatwioną sprawą, gdy za plecami usłyszała:

– Chwileczkę.

Cofnęła się.

– Tak?

– Chyba nie sądzi pani, że sama obalę dwa wina? – powiedziała żartobliwie Edyta.