Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Na klatce schodowej lubińskiego punktowca spotykają się dwie kobiety. Młodsza, pyskata brunetka, która właśnie się wprowadza i nieporadnie taszczy na górę swoje walizy oraz starsza, sympatyczna szatynka próbująca zaoferować jej pomoc. Od nieuprzejmej wymiany zdań do zaciekawienia drugą osobą jest jednak krótka droga. Co połączy dwie kobiety z różnych światów?
Nowa w mieście Nika jest pewną siebie, bezkompromisową specjalistką od marketingu, która właśnie tworzy w Lubinie oddział swojej warszawskiej firmy. Nieśmiała, elegancka i niewychylająca się przed szereg Edyta, od lat pracuje w rejestracji lokalnego szpitala. Rodzące się między nimi napięcie doprowadza do zbliżenia, którego obie się nie spodziewały. Co z tego wyniknie i jaki nowy świat doznań odkryje przed Edytą Nika? Czego ją nauczy i jak to wpłynie na dotychczas zamkniętą w sobie i ukrywającą własne uczucia kobietę?
"Lesbijki. Opowiadania erotyczne LGBT+" to cykl seksownych, nietuzinkowych opowiadań, których akcja zawsze rozgrywa się między kobietami. Ciekawe scenerie i sytuacje, skala napięć, różne doświadczenia i gwałtownie wybuchająca namiętność. To wszystko w emocjonujących historiach, które fascynują!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 140
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Edyta weszła na klatkę schodową swojego bloku i od razu do jej uszu dobiegł rumor. Najpierw coś trzasnęło, a potem z charakterystycznym dźwiękiem spadło po schodach.
– Kurwa mać! – Usłyszała soczyste przekleństwo gdzieś nad głową.
Minęła wysoki parter, zakręciła i zaczęła wchodzić wyżej. Już na pierwszym piętrze dojrzała wielką walizę, do której podchodziła właśnie schodząca z góry kobieta. Brunetka jej nie zauważyła, za to Edyta znów usłyszała przekleństwo, a potem słowa rzucone pod nosem.
– Że też nie sprawdziłam pieprzonej windy.
– Może pomóc? – zapytała z uśmiechem i wyciągnęła rękę ku walizce leżącej teraz tuż przy jej nogach.
– Nie trzeba. – Ton brunetki brzmiał stanowczo i mało przyjemnie, więc Edyta od razu się cofnęła.
Kątem oka przyjrzała się szczupłej, zapewne młodszej od siebie kobiecie, której mocno kręcone, czarne, krótkie włosy wyglądały na klasyczną szopę pozbawioną ładu i składu. Nieznajoma o niesfornej fryzurze podniosła na nią wzrok i zmierzyła tak, że Edyta od razu poczuła się gorsza.
– Nowa sąsiadka? – zapytała ją, próbując strząsnąć z karku niemiłe wrażenie.
Kobieta złapała uchwyt walizki i mocno ją ku sobie szarpnęła.
– A co to panią obchodzi? – warknęła.
Edytę zamurowało i aż przystanęła. Brunetka odwróciła się do niej plecami i ciągnąc walizę ku górze, złorzeczyła coś pod nosem.
– Nie obchodzi – odparła, nie mogąc uwierzyć, że człowiek może być z miejsca tak niemiły dla drugiego. – Zauważyłam, że spadły pani bagaże, więc chciałam pomóc. Taki ludzki odruch, wiedziała pani? – dodała, nie mogąc się powstrzymać.
W gruncie rzeczy Edyta zawsze była miła dla ludzi i zwykle spotykała się z tym samym, dlatego zachowanie tej młodej kobiety kompletnie ją zaskoczyło. Brunetka nie odpowiedziała i dalej ciągnęła swoją walizę do góry.
– Co za wieś – sapała pod nosem. – Żeby windy nie było!
Idąca za nią Edyta prychnęła.
– To stary budynek, nie ma takiej liczby kondygnacji, żeby winda była konieczna.
– Też mi tłumaczenie – burknęła tamta, skręcając w kierunku drugiego piętra. – Dzisiaj windy powinny być wszędzie.
– To prawda – potwierdziła Edyta. – Starszym ludziom byłoby łatwiej.
Krótkowłosa zatrzymała się i odwróciła do niej z zaciętą miną.
– Nie tylko starszym. Co to, tylko ludzie po sześćdziesiątce mają prawo żyć wygodnie?
– Ech – westchnęła Edyta, patrząc na nią z dołu. – Chyba wstała dziś pani lewą nogą, co? Też miewam takie dni, ale staram się nie odreagowywać na innych.
Kobieta na moment się zapowietrzyła, ale potem powoli wypuściła powietrze z płuc.
– Pieprzona przeprowadzka – powiedziała, wzdychając. – Przepraszam, rzeczywiście mam trudny dzień – dodała, a zaraz potem potrząsnęła głową. – Nie. Trudny tydzień, a nawet miesiąc. – Zamyśliła się. – Cholerne pół roku! Zresztą nie pani sprawa.
Edyta uśmiechnęła się, widząc, że miała rację.
– To może jednak pomogę z tym bagażem?
Kobieta zaprzeczyła ruchem głowy i wskazała drzwi na wprost.
– Nie trzeba, to tutaj – odparła. – Na szczęście.
– O. Czyli jednak będziemy sąsiadkami – rzuciła, mijając jej walizę i wchodząc dalej po schodach. – Mieszkam na trzecim, nad panią.
– Aha. – Brunetka już wkładała klucze do drzwi.
– Powodzenia przy przeprowadzce – dodała jeszcze Edyta, a potem, nie otrzymawszy odpowiedzi, poszła do siebie.
Miała nadzieję, że szorstka damulka, której tak trudno wejść na drugie piętro bez windy, nie okaże się fanką heavy metalu, co zresztą mógłby sugerować jej całościowo czarny strój, i nie zaburzy ciszy tego typu muzyką.
Minutę później weszła do swojego „m”, zrzuciła ze stóp eleganckie buty na niskim obcasie i odwiesiła na wieszak lekką, jesienną kurtkę. Kiedy rano wychodziła do pracy, było jeszcze chłodno, ale tegoroczna jesień zachwycała ciepłem, więc w drodze powrotnej niosła okrycie przerzucone przez ramię i cieszyła się słońcem.
Odłożyła torebkę i poszła prosto do sypialni, w której na krześle czekały na nią równo złożone, domowe ubrania: mięciutkie spodnie od dresu i koszulka z krótkimi rękawami. Zdjęła jeden z kilku kostiumów, które na zmianę nosiła do pracy – spódniczkę zasłaniającą kolana i beżową marynarkę. Styl sympatycznej biurwy.
Następnie przebrała się i poszła do kuchni. Nastawiła kawę w ekspresie przelewowym i wyjęła z lodówki wczorajszy obiad. Garnek z zupą postawiła na kuchence, włączyła gaz i oparła się plecami o blat, zerkając przez okno. Przed jej oczami rozpościerał się widok na lubiński rynek – klasyczną betonozę pełną ławeczek poustawianych na skraju dużego placu. Niby wyglądało to ładnie, ale wiało nowoczesnym koszmarkiem, w którym ktoś zapomniał o drzewach, przyrodzie i tak potrzebnym w ciepłe dni cieniu.
Zmrużyła oczy, widząc, jak w kierunku znajdującego się po prawej stronie ratusza idzie właśnie znajoma postać. Krótkie, czarne, kręcone włosy rozdmuchiwane jesiennym wiatrem nie prezentowały się wyjściowo. Edyta zaciekawiona patrzyła, jak nowa sąsiadka z dołu podchodzi do samochodu zaparkowanego w niedozwolonym miejscu.
– Uuu – mruknęła do siebie. – Będzie mandacik.
Uśmiechnęła się. Kobieta otworzyła bagażnik i z trudem wyciągnęła z niego karton. Edyta zwróciła uwagę na jej zgrabną sylwetkę, dziwiąc się, że ktoś wyglądający na wysportowanego ma taki problem z wchodzeniem po schodach. Brunetka najwyraźniej preferowała dostosowanie ubioru do koloru włosów, bo miała na sobie czarną bluzę, czarne, poszarpane na kolanach spodnie i oczywiście… glany.
Edyta wzdrygnęła się na myśl o noszeniu tak niepraktycznego obuwia, chociaż nie mogła zaprzeczyć, że nieznajoma wyglądała w tym wszystkim wyjątkowo atrakcyjnie. I te włosy powykręcane na wszystkie strony.
Odwróciła się od okna i sięgnęła po kubek. Nalała do niego zaparzonej w ekspresie kawy i jeszcze raz spojrzała na niewłaściwie zaparkowany samochód. Z pewną przyjemnością patrzyła na taszczącą teraz karton kobietę. Lekkie ruchy, minimalne kołysanie bioder. Pomyślała, że byłaby naprawdę ładna, gdyby nie ta zacięta mina, jakby była zła na cały świat.
***
Dwudziestoośmioletnia Nika ciężko opadła na fotel i westchnęła, patrząc na wszystkie przyniesione z auta bagaże. Była tak zmęczona wspinaniem się po schodach, że nie miała siły sięgnąć do glanów, by rozwiązać sznurówki.
Omiotła wzrokiem mieszkanie, w którym miała spędzić przynajmniej najbliższy rok. Jej zadaniem było zbudowanie nowego zespołu marketingowego dla tworzącego się w dolnośląskim Lubinie oddziału warszawskiej firmy. Z jednej strony było to wyróżnienie, bo właśnie jej przypadła rola głównodowodzącej, a z drugiej, jak by nie patrzeć, degradacja. Podobno nadziany forsą, miedziowy Lubin miał ogromne perspektywy na to, by dać jej firmie zarobić, no ale to nie była Warszawa.
Kobieta potrząsnęła głową, odsuwając zawodowe dylematy na bok, i znów spojrzała na pomieszczenie. Mieszkanie miało dość przestronny salon, urządzony jak typowo na wynajem, kuchnię i dwa małe pokoje. Nice wystarczyłby jeden, ale firma postarała się, żeby było jej wygodnie.
– A łazienka? – mruknęła do siebie i podniosła się z fotela.
Zaniepokojona ruszyła w stronę przedpokoju i tam dostrzegła dodatkowe drzwi. Nacisnęła klamkę i z ulgą zarejestrowała, że jest i łazienka. Na szczęście, bo po przygodzie z brakiem windy była gotowa podać w wątpliwość wszystko. Podeszła do umywalki i puściła wodę, rozgrzała palce i spłukała kurz z dłoni. Potem wytarła je w ręcznik i przyjrzała się kabinie prysznicowej.
– Niezła – powiedziała, myśląc jednocześnie, że to nie to samo, co stołeczne standardy.
Wróciła na fotel, zgarnąwszy po drodze walizkę z najpotrzebniejszymi rzeczami. Kiedy się umościła, rozwiązała sznurówki, zdjęła glany i cisnęła je w kąt, nie siląc się na powrót do przedpokoju. Z walizki wyjęła laptop, podniosła pokrywę urządzenia i czekała przez moment, aż się uruchomi. Potem się skupiła, otworzyła pocztę i odpowiedziała na korespondencję z firmy. Zauważyła też, że pojawiły się pierwsze odpowiedzi na ogłoszenie rekrutacyjne, które umieściła w sieci jeszcze wczoraj, przed wyjazdem z Warszawy. Wylogowała się z poczty, nie otworzywszy żadnego z nich.
– Później – mruknęła.
Przeszła na YouTube i odpaliła ulubioną playlistę.
Podkręciła głos i kiedy po salonie rozlały się pierwsze dźwięki kawałka brytyjskiej grupy Coldplay, wbiła wzrok w ciemny uchwyt znajdującej się naprzeciwko drewnianej komody. Zamyśliła się. Pierwsze bicia perkusji w utworze In my place wywołały w jej głowie wspomnienia, których nie chciała, a gdy tylko doszedł do nich głos wokalisty, przeszywający ją kiedyś na wylot, poczuła, jak pod powiekami wzbierają jej łzy. Pociągnęła nosem i odepchnęła piękne wspomnienie tak gwałtownie, jakby miało ją zaraz poparzyć.
– Ni chu-ja – przesylabizowała. – Nie zrobisz mi tego.
Szybko zastąpiła poprzedni obraz ze swojej podświadomości zupełnie innym.
Rok od niej młodsza blondynka stała w kuchni jej warszawskiego mieszkania i nonszalancko opierając się o futrynę, powiedziała:
– Zakochałam się, Nika. Odchodzę.
Ta krótka migawka wystarczyła, żeby powieki siedzącej w fotelu brunetki przestały drżeć. Łzy cofnęły się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, a dołującą emocję zastąpiła złość.
– Suka – rzuciła krótko.
Wróciła spojrzeniem do laptopa i na wszelki wypadek zmieniła playlistę. Silna potrzeba dbania o stan swojej psyche była u Niki wyższa niż chęć słuchania utworów, które kiedyś tak uwielbiała. W tle zaczął wybrzmiewać inny rockowy zestaw i od razu poczuła się lepiej.
Odłożyła laptop na podłogę, a później zrzuciła z siebie ciemną bluzę. W mieszkaniu było przyjemnie ciepło, więc bez problemu mogła siedzieć w koszulce z krótkimi rękawkami. Przymknęła oczy, poddając się mocnym dźwiękom jednego z nowszych kawałków, i z ulgą wypuściła powietrze z płuc. Obniżyła się nieco w fotelu i swobodniej rozrzuciła nogi na boki. Prawą dłoń położyła na udzie i wmawiała sobie, że cieszy się chwilą i nową zawodową szansą. Taaak, stworzy tu najlepszy zespół marketingowy w Polsce i tym ze stolicy dopiero oko zbieleje.
Dwoma palcami sięgnęła do guzika czarnych jeansów i rozpięła go, pociągnęła od razu ku dołowi zamek błyskawiczny. Lekko uniosła biodra i wsunęła dłoń w majtki. Zadowolona z siebie, chociaż trudno powiedzieć, co w tym momencie sprawiało jej radość, zamruczała i przesunęła palcami po idealnie wydepilowanych wargach sromowych. Lekko rozchyliła usta, wsłuchując się w płynącą w tle muzykę.
Przez dłuższą chwilę muskała się opuszkami palców, a co jakiś czas posuwała środkowy nieco głębiej. Wreszcie poczuła przyjemne mrowienie i spięła mięśnie Kegla, potęgując efekt.
Wyobraziła sobie wysoką, piękną kobietę podchodzącą do niej w szatni klubu fitness. Tajemnicza istota bez słowa chwyciła jej dłoń i położyła ją sobie na piersi. Palec Niki muskał wzgórek łonowy zupełnie tak, jakby to był sutek tej z klubu. Krążył wokół niego, lekko dociskał punkt po punkcie, pocierał, znowu krążył.
Westchnęła.
Piękna kobieta z fantazji, którą Nika widziała pod zamkniętymi powiekami, przysunęła się bliżej i zdjąwszy jej dłoń ze swojej piersi, szybko zsunęła ją i skierowała prosto pod opięte legginsy treningowe. Ruchy palców brunetki przyspieszyły i pocierały teraz łechtaczkę intensywniej. Nika czuła, jak krew zaczyna w niej pulsować. Oddychała ciężej, a jej środkowy palec ruszał się tak, jak lubiła.
Nagle w wyobraźni dwudziestoośmiolatki twarz piękności z siłowni zmieniła się w twarz ekspartnerki mówiącej, że sorry, zakochała się i odchodzi. Palec zatrzymał się, a seksualne napięcie prysnęło jak mydlana bańka.
– Kuuurwa mać – warknęła.
***
Świt zaskoczył ją mocnym światłem, które niczym ostrze wdarło się pod jej zaspane powieki. Zasłoniła twarz ręką, ale kątem oka zdążyła spojrzeć na zegarek.
– O szlag! – wyrwało jej się i sekundę później stała już na równych nogach.
Rozejrzała się za ubraniami, a potem, przeklinając pod nosem, pospiesznie wciągnęła na siebie jeansy. Przez tę całą przeprowadzkę zapomniała wczoraj przestawić budzik i już była spóźniona. Złapała prawy but, dosłownie wbiła w niego stopę, wepchnęła sznurówki do środka, żeby nie marnować czasu, i chwyciła drugiego glana. Nie zdążyła znaleźć czystej bluzy, o koszuli już nawet nie wspominając, więc w koszulce z krótkimi rękawkami wybiegła na klatkę schodową i czym prędzej zamknęła za sobą drzwi.
Chwilę później zbiegła po schodach, uważając, żeby w nic nie uderzyć skórzaną teczką, w której trzymała laptop. Dwa piętra pokonała niemal susami i wreszcie z impetem pchnęła drzwi wyjściowe, wypadając na zewnątrz.
– Aaa!
Najpierw usłyszała krzyk, a potem zobaczyła, jak uderzona drzwiami kobieta upada, wypuszczając z rąk siatkę.
Po płytach chodnikowych potoczyły się dwie kajzerki.
– O cholera, przepraszam! – zawołała, pochylając się nad leżącą bokiem kobietą w stylowym, biurowym kostiumiku. – Pomogę!
Wyciągnęła do niej rękę, a kiedy długowłosa szatynka się odwróciła, Nika rozpoznała sąsiadkę z góry i zaklęła w duchu. Brakowało jej jeszcze tylko spięć z sąsiadami.
– Rany, bardzo przepraszam – wykrztusiła. – Niech mnie pani złapie za rękę. O tak.
Mocno chwyciła dłoń kobiety i czując ciepło jej rąk, powoli pociągnęła do góry.
– Aaa! – jęknęła znów Edyta. – O Jezu, moja kość ogonowa… Matko Boska.
– Boli? Ojej… tak mi przykro. Spieszyłam się i nie miałam pojęcia, że tak mocno pcham te drzwi.
Nika podciągnęła ją, okręcając jednocześnie własną rękę tak, żeby móc spojrzeć na zegarek na nadgarstku. Kolejne minuty spóźnienia.
– Da pani radę stanąć?
Szatynka syknęła z bólu, ale udało jej się wyprostować. Nika, nie tracąc czasu, zbierała już z chodnika pieczywo i pakowała je z powrotem do płóciennej siatki.
– Moja spódnica… – westchnęła Edyta, która właśnie obejrzała stan swojego ubrania. – Spóźnię się do pracy.
– Ja już jestem spóźniona – odparła Nika.
Starała się przybrać jak najbardziej zbolałą minę, chociaż w gruncie rzeczy nie martwiła się teraz tym, jak się czuje jej sąsiadka. Wiedziała, że w nowym biurze już czekają na nią dwie osoby, które szef sam wybrał do współtworzenia z nią działu, a jej ciągle tam nie ma.
– Przepraszam panią bardzo, nie chciałam, ale muszę pędzić, bo inaczej urwą mi głowę.
Wcisnęła poturbowanej kobiecie siatkę z pieczywem i odwróciła się na pięcie.
– Ale… chwileczkę! – Edyta chciała ją zatrzymać.
– Jeszcze raz sorry! – rzuciła szybko i zanim jej nowa sąsiadka zdążyła się zorientować i cisnąć w jej stronę choćby jedno mocniejsze słowo, Nika już biegła chodnikiem w kierunku galerii Cuprum.
– Halo! – zawołała Edyta, która właśnie wychodziła z szoku. – Tak się nie robi!
Nika już jej nie słyszała. Biegła na złamanie karku, mimo że włożone dziś glany nie ułatwiały jej szybkich ruchów. Wytarmoszone niespokojnym snem włosy, których zresztą też nie zdążyła uczesać, podskakiwały jej teraz na wszystkie strony. W głowie już układała sobie logiczne wyjaśnienie swojego spóźnienia, a jej mózg niczym automat przestawił się na pracę i zapomniał o staranowanej przed blokiem kobiecie.
Do biura wpadła szesnaście minut po czasie i widząc dwie pary wpatrzonych w nią oczu, dla żartu rzuciła:
– Minuta spóźnienia według standardów akademickich!
Kobieta w odprasowanym na sztywno gajerku tylko uniosła brew, a stojący obok niej młody mężczyzna parsknął nieznacznie. Nika pewnym krokiem, bo wciąż z rozpędu, podeszła do biurka i położyła na nim torbę z laptopem. Rozpięła zamek i wyjęła sprzęt, po czym natychmiast go uruchomiła.
– Zdążyliście już przejrzeć najnowsze odpowiedzi na ogłoszenie? – spytała rzeczowo, przyjmując konkretny, oschły ton.
– N-nie – zająknęła się kobieta. – Czekaliśmy na panią.
Nika odwróciła się ku niej i zmierzyła ją krytycznie.
– Nigdy tego nie robiliście czy potrzebujecie niańki?
Kobieta w gajerku mało się nie zapowietrzyła.
– Myśleliśmy, że szefowa chce wszystko nadzorować – wtrącił młody chłopak.
– Oczywiście, że chcę, ale to nie znaczy, że wszystko zamierzam robić sama – odparowała. – Nie traćmy już czasu, włączcie sprzęt i zaczynamy. Płacą nam za pracę, a nie za czekanie.
Chłopak w casualowej marynarce grzecznie skinął, co od razu się Nice spodobało. Obrona przez atak sprawdzała się najlepiej. Kątem oka dostrzegła, jak kobieta w gajerku zaciska palce, zapewne ze złości, a potem szybko idzie do drugiego biurka i włącza swój komputer. Nika z satysfakcją pomyślała, że pewnie chciała zrobić dobre wrażenie, no ale na to trzeba mieć ripostę.
Chwilę później cała trójka siedziała już zatopiona w odpowiedziach na ogłoszenia rekrutacyjne. Nika w błyszczącej matrycy swojego laptopa zobaczyła, jak kiepsko dzisiaj wygląda, i nie mogła się nie skrzywić.
Ta fryzura… Boże, jakby wyrwało mnie ze wsi, a nie ze stolicy.
Na pierwszej przerwie pobiegła do łazienki i doprowadziła się do porządku.
Około jedenastej chwyciła za telefon i zadzwoniła do pierwszego kandydata, dając swoim współpracownikom pokaz doskonałej wstępnej rozmowy kwalifikacyjnej. To była czysta maestria pytań, odpowiedzi i marketingowych sztuczek, dzięki którym kandydat musiał odsłonić się ze swoimi intencjami zawodowymi bardziej, niż sam mógłby tego chcieć. Ostatecznie zaprosiła mężczyznę na rozmowę na kolejny dzień. Podała godzinę i adres, a kiedy się rozłączyła, zwróciła się do dwóch patrzących na nią właśnie osób.
– Jutro na tę samą godzinę chcę tu mieć jeszcze cztery osoby. Następne pięć po półgodzinie. Dacie radę?
– Oczywiście – odparła kobieta.
– Na tę samą godzinę? – Chłopak zmarszczył czoło. – Nie lepiej po dziesięć minut odstępu między kolejnymi?
Nika się uśmiechnęła i spojrzała na kobietę.
– Pani… Marto – udała, że musi przypomnieć sobie imię pracowniczki, chociaż doskonale je znała, podobnie jak imię mężczyzny – pani na pewno wyjaśni koledze, dlaczego na tę samą godzinę, prawda?
Marta Bajer wyprostowała się jak struna.
– Żeby każdy z kandydatów widział, jak wielu mamy chętnych – odparła natychmiast. – To zrobi na nich wrażenie i będą musieli się bardziej postarać.
– Doskonale. Trafiony zatopiony – odpowiedziała z uśmiechem i zarejestrowała malującą się na twarzy kobiety ulgę.
Nika mogła być wymagająca i oschła, ale musiała też dawać ludziom okazję do błyszczenia. Stara marketingowa sztuczka. Do końca dnia pracy jej początkowo rozzłoszczona współpracowniczka ochoczo obdzwaniała kolejnych kandydatów i była z siebie niezwykle zadowolona.
Kiedy równo o piętnastej Nika została w biurze sama, odetchnęła, rozprostowała nogi i zamknęła pokrywę laptopa. Chwilę wpatrywała się w wynajęty przez firmę lokal i musiała przyznać, że prezentuje się dobrze. Wstała, zajrzała do przeznaczonego dla niej gabinetu – tego samego, z którego celowo dzisiaj nie skorzystała, by dać dwójce młodzików pokaz tego, że czuwa nad ich pracą – i uśmiechnęła się szeroko. Czarny fotel z podłokietnikami wyglądał wręcz imponująco przy równie czarnym biurku.
Uznała, że to właśnie tutaj przyjmie jutro pierwszych kandydatów.
Zamknęła drzwi biura i wyszła na zewnątrz. Właśnie wtedy przypomniał jej się poranny niefart z sąsiadką z trzeciego piętra. Uśmiechnęła się rozbawiona, bo jeszcze nigdy nie poturbowała tak mocno żadnej kobiety, a tkwiący w jej głowie obraz dość mocno zaciągniętego, o ile nie rozdartego kostiumiku, musiał śmieszyć. Fakt, miłe to nie było, ale w duchu Nika musiała przecież przyznać, że leżąca na chodniku szatynka, z tymi rozrzuconymi na boki nogami, zgrabną pupą i rozchełstaną marynarką, wyglądała naprawdę ładnie. Gdyby nie jęk bólu, mogłaby nawet popatrzeć na nią nieco dłużej.
Skręciła w lewo, weszła do galerii Cuprum i rozejrzała się za większym sklepem spożywczym. Co jak co, ale po pierwsze sąsiadce z trzeciego należały się przeprosiny, po drugie nie mogła tak zostawić tej sytuacji z obawy o to, czy kobieta nie utrudni jej życia w nowym bloku, no i wreszcie po trzecie… długowłosa była ładna. Miała w sobie to coś, na co zwraca się uwagę.
– O, jest auchan – mruknęła pod nosem i zadowolona weszła do środka, kierując się do działu z alkoholami.
Moment stała przy winach, zastanawiając się, czy lepsze będzie czerwone, czy białe. Co może pić taka kobieta? Zmarszczyła czoło i nie do końca potrafiąc przypisać elegancką biurową marynarkę i długie włosy sąsiadki do typu lubianego wina, wzięła oba. Potem pewnym krokiem ruszyła w stronę lodówek z serami. Wino bez sera? W życiu. Poza tym uznała, że miły dodatek powinien złagodzić wściekłość, jaką szatynka pewnie do niej pała. Deska trzech serów hiszpańskich, dojrzewający dziewięć miesięcy szafir plus kółko serów żółtych w czterech smakach. Razem, bez wina, sześćdziesiąt złotych.
– No teraz to chyba przesadziłaś – powiedziała do siebie, a w duchu stwierdziła, że jak szatynka po takim wydatku jeszcze będzie się ciskać, to sama ją zrzuci ze schodów.
Sześć dych za sery plus wino. I ozdobna torebka, niech tam. Jej analityczny umysł mówił, że będzie dobrze. Zapłaciła przy kasie i wróciła do domu.
Wzięła długi prysznic, spłukała z siebie niespokojną noc, a potem zjadła podgrzaną w mikrofalówce lasagne, popijając sokiem pomarańczowym. Posłuchała muzyki, sprawdziła firmowe wiadomości i około dziewiętnastej uznała, że jest dobry czas. Spakowała sery i dwie butelki wina do kolorowej torebki, a następnie wyszła z mieszkania i poszła piętro wyżej.
Dostarczę towar, pokajam się trochę i gotowe.
Niecałą minutę później już pukała do drzwi. Początkowo wydawało jej się, że nikogo nie ma, ale po chwili usłyszała szuranie i kliknięcie wizjera. Spojrzała w oczko i uśmiechnęła się.
– Dobry wieczór. Mogę na moment? – zapytała.
Wizjer zaciemnił się i sekundę później usłyszała otwieranie zamka. Sąsiadka wychyliła głowę i patrzyła na nią z kamienną twarzą.
– Dobry wieczór – powtórzyła. – Chciałam panią raz jeszcze przeprosić za poranny wypadek i za to, że musiałam uciec. To był mój pierwszy dzień w nowej pracy i naprawdę nie mogłam się spóźnić, ale nie chciałam być dla pani niemiła, przysięgam – powiedziała tak uprzejmie, jak potrafiła, chociaż nie należała do osób szczycących się jakimś wyjątkowym talentem do okazywania serdeczności.
Podniosła trzymaną w ręku torebkę i przesunęła ją w stronę drzwi.
– Przyniosłam wino na przeprosiny i coś do wina – powiedziała. – Mam nadzieję, że puści pani ten pechowy poranek w niepamięć.
Kobieta spojrzała na kolorową torebkę i zdziwiona uniosła brew. Brunetka zauważyła, że sąsiadka stojąca za drzwiami ma na sobie szare spodnie od dresu, niebieską koszulkę z krótkimi rękawami i kapcie.
– Nie wiedziałam, jakie wybrać, więc wzięłam dwa – ciągnęła Nika. – Czerwone i białe, oba bardzo dobre, liczę, że trafiłam w pani gust.
Edyta poczuła się zakłopotana.
– Wino? – spytała.
– I przekąski. Na miły wieczór – powtórzyła i przysunęła torebkę tak blisko jej rąk, że sąsiadka nie mogła odmówić przyjęcia.
Kiedy wreszcie Edyta chwyciła sznureczek, poczuła ciężar dwóch butelek i podtrzymała całość drugą ręką od spodu.
– Bez urazy? – spytała Nika.
Edytę na moment zamurowało, bo szczerze mówiąc, chciała zrobić nowej sąsiadce awanturę i wytknąć chamskie zachowanie, ale teraz tym winem i tymi przeprosinami… brunetka wytrąciła jej z ręki wszystkie argumenty.
– To jak? – ponowiła kobieta. – Mam nadzieję, że nie będzie mnie pani ścigać po osiedlu z pogrzebaczem?
Edyta parsknęła, a Nika od razu poczuła, że właśnie dopięła swego.
– Nie będę – odpowiedziała i zerknęła do torebki. – Dziękuję.
– To ja dziękuję za zrozumienie. – Nika prawie zatrzepotała rzęsami. – Nie będę już przeszkadzać, życzę miłego wieczoru i smacznego winka.
Odwróciła się i już miała zejść po schodach, ciesząc się załatwioną sprawą, gdy za plecami usłyszała głos sąsiadki.
– Chwileczkę.
Cofnęła się.
– Tak?
– Chyba nie sądzi pani, że sama obalę dwa wina?