Dyrygentka. Batuta. Lesbijki. Opowiadanie erotyczne LGBT+ - Ola Maj - ebook

Dyrygentka. Batuta. Lesbijki. Opowiadanie erotyczne LGBT+ ebook

Ola Maj

3,3

Opis

Druga część opowieści o Alicji, fotografce zafascynowanej poznaną niedawno dyrygentką. Po niespodziewanym zbliżeniu podczas jednego z wyjazdowych koncertów, dyrygentka zaprasza ją do hotelowego pokoju. Obie jednak doskonale wiedzą, że nie chodzi tu tylko o kolację. Tym razem pierwsze skrzypce zagra między nimi... batuta.

"Lesbijki. Opowiadania erotyczne LGBT+" to cykl seksownych, nietuzinkowych opowiadań, których akcja zawsze rozgrywa się między kobietami. Ciekawe scenerie, skala napięć, różne doświadczenia i gwałtownie wybuchająca namiętność.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 44

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (6 ocen)
3
0
1
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
pepikos1984

Nie oderwiesz się od lektury

ok,:)
00

Popularność




Od powrotu z koncertu nie zjadłam zupełnie nic, żeby móc przy niej cokolwiek przełknąć, i teraz, kiedy stoję w hotelowej windzie, burczy mi w brzuchu. Czuję, jak kiszki mi marsza grają, w ogóle nie przejmując się tym, że właśnie jadą razem ze mną do seksownej dyrygentki.

– Szszsz… – mówię i patrzę na swój brzuch. – Cisza!

Właściwie sama już nie wiem, co jest gorsze. To, że jestem piekielnie głodna, czy to, że boję się, iż w jej obecności nie dam rady niczego zjeść. Winda przesuwa się w górę tak wolno, jakby miała ze sto lat, a w aż tak starym hotelu to nie jesteśmy.

Wzięłam prysznic? Wzięłam. Dwa razy, tak dla pewności. Pochylam głowę w stronę pachy i się zaciągam. Uf. Pachnę okej. O perfumach też nie zapomniałam. Znów burczenie.

– Szszsz…! – napominam sama siebie.

Wiem, znów zachowuję się jak dziecko.

Winda się zatrzymuje, a ja biorę głęboki oddech. Po chwili sunę korytarzem i wypatruję numeru pokoju. Dzięki Bogu udało mi się spławić Artiego, który chciał mnie wyciągnąć na tańce. Komu chciałoby się tańczyć, mając takie zaproszenie? Jak na zawołanie przed oczami staje mi obraz ciemnych, brązowych oczu, które kilka godzin temu wpatrywały się we mnie w lustrze. Ciarki. Potrząsam łopatkami, próbując je rozluźnić.

Trzysta trzy. Trzysta cztery. O Boże. Pokój trzysta pięć… to tutaj.

Unoszę rękę niczym półrobot. Powoli, mechanicznie. Kostki w palcach uginają się, ale zamierają w bezruchu na centymetr przed płaską powierzchnią drzwi.

Alicja, do kurwy. Pukaj! Myśli jedno, głowa drugie. Wiszę w bezruchu. No zapukaj! Chyba tylko siłą woli popycham kostki do przodu i wreszcie dotykam nimi twardej faktury. Raz, dwa… trzy. Czekam, modląc się, żebym się z nerwów nie spociła. Przecież wiem, po co tu przyszłam. I to coś nie jest wspólną kolacją. Choć też.

Spinam się, jeszcze zanim mój mózg zarejestruje, że ten dźwięk za drzwiami oznacza, że ktoś się do nich zbliża. Odruchowo od razu się prostuję. Boże… prawie jak szczeniak przed dostaniem przysmaczka. Srebrna klamka opuszcza się ku podłodze, a w drzwiach powoli zarysowuje się prześwit.

Najpierw widzę bosą stopę Sary Mosakowskiej i z miejsca robi mi się gorąco. Jej idealnie zrobione paznokcie mają czarny kolor i są matowe. Boso do kolacji?

– Cześć, wejdź – mówi i otwiera drzwi szerzej.

– Cze… – wykrztuszam i nie kończę, bo dostrzegam, że kobieta jest okryta jedynie białym hotelowym ręcznikiem. – O rany, jestem… za wcześnie?

Zanim zdążę sięgnąć do kieszeni po smartfon, Sara odpowiada:

– Punktualnie. Ja za to jestem na czas tylko na koncertach.

Zaskoczona unoszę brew i wchodzę do środka.

– Poważnie? – pytam, mijając ją w progu.

Kobieta lekko wzrusza ramionami. Te są nagie i mokre, a moje ślinianki od razu zaczynają pracować. Drzwi pokoju zamykają się magicznie i kiedy Mosakowska uchyla usta, żeby mi odpowiedzieć, chwilową ciszę przerywa nagłe burczenie w brzuchu.

Sara parska rozbawiona.

– Niczego nie jadłaś? – rzuca i podnosi rękę, odgarniając na plecy swoje długie włosy.

Chryste, nie mogę się skupić na niczym poza wyobrażaniem sobie jej ciała pod tym ręcznikiem.

– Yyy… W końcu… zaprosiłaś mnie na kolację.

Kobieta uśmiecha się, nie wiem, czy zalotnie, czy niepokojąco, ale wiem, jak to jej uniesienie kącików ust na mnie działa. Przysuwa się i bez ostrzeżenia przywiera do mojej czystej – dodam, że odprasowanej na sztywno – koszuli. Wilgoć ręcznika moczy ją natychmiast, ale to nie ma znaczenia, bo jednocześnie do moich warg dociera jej język. Jezu… Całuje mnie szybko i krótko, ale i tak tracę oddech.

– To świetnie – stwierdza i się odsuwa. – Będziesz jadła z większym apetytem.

Odwraca się ode mnie i rzuca:

– Zaraz powinni przynieść kolację, odbierzesz? Dosuszę się w łazience.

– A… czekaj! – wołam za nią trochę za szybko. – Nie musisz się ubierać.

Przez moment zastanawiam się, czy ja to naprawdę powiedziałam. Wow. Sara obraca się ku mnie i mruga rozbawiona.

– Muszę, muszę – odpowiada, a potem, zanim zniknie za drzwiami łazienki, dodaje: – Mam dla ciebie coś ekstra.

To ostatnie wypowiada tonem, który przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Po chwili słyszę, jak przekręca zamek. Skąd mogła wiedzieć, że chciałabym tam wejść?

Z braku laku zsuwam buty, ustawiam je równo w przedpokoju i idę niewielkim korytarzem do głównej części apartamentu. Jest znacznie większy niż pokój, w którym mieszkam. Najpierw dostrzegam duży, drewniany stół, a potem łóżko znajdujące się po prawej, nieco w tle. Stopy zastygają mi na miękkim dywanie.

Łóżko… Przełykam ślinę. Ożeż… kurwa. Mebel jak mebel, ale to wykończenie. Boże, długa metalowa rama z cienkimi prętami. Mimowolnie czuję skurcz pod bielizną. Mam nadzieję, że Mosakowska mnie do niego nie przywiąże. Co ja gadam. Oczywiście, że mam nadzieję, że to zrobi.