Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Magiczny Wrocław i niezwykłe historie o kobietach kochających kobiety.
Wśród bohaterek są m.in.: studentka zarządzania i marketingu z Wrocławskiej Politechniki, pani psycholog stykająca się w swojej pracy z różnymi osobami LGBT+ oraz dziewczyna, która pomaga kibolowi, a później spotyka się z nim na paradzie równości - po dwóch stronach barykady. Jest również niepełnosprawna kobieta uwięziona na trzecim piętrze wrocławskiego blokowiska, kandydatka na posła RP, która wdaje się w romans ze swoją sekretarką i artystka malarka, zdeklarowana lesbijka i zarazem córka mocno prawicowej matki.
Co połączy ich historie i czy kobiety, które wciąż się mijają, mogłyby być dla siebie kimś więcej?
Część opowiedzianych w książce historii inspirowana jest autentycznymi wydarzeniami, ale zmienionymi tak, by niemożliwa była identyfikacja bohaterów.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 330
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Kiedy Marta Łopian wprowadzała się domu studenckiego Alcatraz przy ul. Reja we Wrocławiu, nie przypuszczała, jak trudnym wyzwaniem będzie dla niej mieszkanie w takim przybytku. Już sama nazwa potrafiła postawić włosy na głowie, o ile oczywiście ktoś oglądał kultowy film o tym więzieniu i wiedział, o co chodzi. Ona akurat oglądała. I to kilka razy. Ostatecznie brała jednak nazwę akademika jako dobry żart (co w polskim systemie edukacji bywało rzadkością!) i tym akurat najmniej się przejmowała.
Właśnie zaczynała studia na Politechnice, więc zakładała, że wbrew napisowi „Alcatraz” na ścianie, akademik nie będzie więzieniem, ba – wręcz przeciwnie! Czuła pozytywne wibracje na samą myśl, że wreszcie wyrwała się z domu, a dokładniej, z jednej z tych wsi w lubuskiem, w której nawet nie było za wiele psów, żeby mogły szczekać tyłkami.
Bardziej niż więziennych klimatów Marta bała się nowych współlokatorek. Kiedy jesteś ukrywającą się przed wszystkimi lesbijką, wstępne pytanka typu „A jak ma na imię twój chłopak?”, „My planujemy ślub w czerwcu, a wy?” – zawsze stanowią wyzwanie.
Wychodzisz z domu z solidnym postanowieniem, że już nigdy więcej nie będziesz się przed nikim ukrywać, a potem zderzasz się ze ścianą. Co o tobie pomyślą? Co powiedzą? Czy atmosfera w pokoju nie zrobi się kwaśna, jak się przyznasz? Czy będą oczyma wyobraźni widzieć, jak rzucasz się na nie w nocy? Harpia nienasycona seksualnie? Ludzie wciąż jeszcze tak patrzą. Jesteś hetero – spoko. Jesteś homo – pewnie rzucasz się na każdą babę. Szkoda gadać.
W każdym razie Marta skłamała już pierwszego dnia, a potem kolejnego i kolejnego. Niby rozstała się z chłopakiem z liceum, niby nie idzie na imprezę na korytarzu, bo się uczy, nie będzie się lizać z palantami itd. Marta nie była lesbijką z wielkiego miasta, która miała w nosie to, co myślą o niej inni. Bała się wszystkiego i nikomu nie chciała podpaść. Zero pewności siebie, przebojowość na poziomie podłogi i to tej z niższej kondygnacji, asertywność też ledwo ledwo. Oddychała z ulgą dopiero w piątki. W piątki jej dwie współlokatorki wyjeżdżały na weekend do domów, a ona zostawała w pokoju sama. Wreszcie mogła odetchnąć i nie musiała się stresować. Nie musiała ważyć każdego słowa, żeby kłamstwa jej się nie porypały.
Za dziewczynami zamknęły się drzwi, więc podeszła do okna i czekała, aż zobaczy je na ulicy. Zarejestrowała, że poszły w kierunku przystanku tramwajowego. Była wolna!
– Uff. Wreszcie! – powiedziała sama do siebie.
Uśmiechnęła się i popatrzyła prosto w słońce odbijające się od ścian tutejszych kamienic. Ładna okolica, nie centrum, ale ładna.
Mimowolnie przeniosła wzrok na drugie piętro budynku znajdującego się dokładnie naprzeciwko Alcatraz. Od jakiegoś czasu ukradkiem zerkała w to okno. Mieszkała tam interesująca para, która od czasu do czasu mocniej skupiała jej uwagę. Szczupła, ładna kobieta, możliwe, że koło trzydziestki i jej facet, dość dobrze zbudowany. Mąż? Partner? Tego nie wiedziała. Lubili kochać się przy świetle, jakby celowo nie dbali o zaciągnięcie zasłon. Marty nie kręcił jednak sam fakt podziwiania ich niespecjalnie skrywanego seksu, ale to, w jaki sposób zachowywała się wtedy kobieta. Jakby wiedziała, że ludzie z akademika ją obserwują. Jakby tego chciała.
Dwa tygodnie wcześniej była świadkiem dziwnej sytuacji, jednej z tych, które wywołują gęsią skórkę podniecenia. Wspomniana para kochała się na położonym na podłodze materacu. Biała pościel, fotel w rogu, stary zegar na ścianie. Na zewnątrz było już ciemno, a oni mieli zapalone światło i kotłowali się ze sobą bez opamiętania. On leżał na plecach, ona siedziała na nim. Był weekend, współlokatorek nie było, więc Marta po prostu stała i na to patrzyła.
Podziwiała plecy tej kobiety i zastanawiała się, czy sama potrafiłaby się ruszać w łóżku tak, jak ona. Elastyczna, giętka i przy tym tak naturalnie miękka w ruchach. Cholernie jej się to podobało. Wtedy kobieta zeszła z niego, odwróciła się przodem do okna i usiadła na jego penisie w tej właśnie pozycji. Marta patrzyła z zapartym tchem na jej nagi, falujący pod wpływem kołysania biodrami biust. Kobieta minimalnie uniosła głowę i zobaczyła ją w oknie. Nietrudno było ją zresztą dostrzec, bo w obu pokojach paliły się mocne światła. Najlepsze było jednak to, że kiedy kobieta ją dostrzegła, wcale się tym nie przejęła. Nie wstała i nie zaciągnęła zasłon, nawet nie zakryła rękoma piersi. Z penisa swojego partnera też nie zeszła. Po prostu patrzyła na Martę stojącą w oknie po drugiej stronie ulicy i poruszała się dalej. Rytmicznie, miarowo, seksownie.
Marta doskonale zapamiętała ten moment. Zrobiło jej się gorąco jak nigdy. Zacisnęła nogi i czuła, że się podnieca. Patrzyła i robiła się czerwona, choć pewnie jej wypieków nie dało się stamtąd dostrzec. Para kochała się jeszcze dobrych piętnaście minut, zanim kobieta doszła i oddychając ciężko, opadła na materac. Do ostatniej chwili na siebie patrzyły. Oko w oko.
Martę dreszcz przeszedł na to wspomnienie i jeszcze raz spojrzała w okno. Dzisiaj było tam pusto. Ani żywej duszy. Sięgnęła po paczkę fajek leżących na parapecie i zauważyła, że jest pusta. Zaklęła pod nosem, a potem wsunęła na nogi adidasy i poszła do sklepu.
Największym plusem mieszkania w Alcatraz było to, że sklep z fajkami i monopol w jednym znajdował się dosłownie piętnaście kroków od wejścia. Koniec odwiecznego problemu jej wsi, w której po papierosy musiała drałować dwa kilometry. Szybko przebiegła przez ulicę i za moment była w sklepie.
– Dzień dobry! – zawołała głośno, żeby ściągnąć z zaplecza sprzedawcę, którego akurat nie było w środku.
Usłyszała trzask otwieranych drzwi i dosłownie po sekundzie mężczyzna już podawał jej fajki.
– Jedną? – spytał, wskazując na paczki w dystrybutorze.
– Tak. Mieszkam w akademiku, mam blisko jak braknie.
Kiwnął głową, skasował ją i za moment była już na zewnątrz. Skręciła w prawo i wpadła na jakąś kobietę.
– Ajjj – jęknęła. – Przepraszam!
– Nie ma sprawy – Kobieta uśmiechnęła się i Marta poznała w niej tę z okna.
– Ooo – Wyrwało jej się.
– Ooo?
– To... to pani.
Przez chwilę patrzyły na siebie i dopiero wtedy kobieta się zreflektowała. Zmarszczyła czoło, uśmiechnęła się jakoś dwuznacznie i przygryzła dolną wargę.
– Podglądaczka. – powiedziała.