Asy. Czego może nas nauczyć aseksualność - Chen Angela - ebook

Asy. Czego może nas nauczyć aseksualność ebook

Chen Angela

0,0
39,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

„Witajcie w świecie asów” – pisze Angela Chen, rozpoczynając intrygującą opowieść o rozterkach i problemach ludzi, którzy nie odczuwają popędu seksualnego. Swoje własne doświadczenia uzupełniła rozmowami z niemal setką osób, które podobnie jak ona identyfikują się jako aseksualne. Niektóre z nich czują obrzydzenie na myśl o seksie, inne regularnie współżyją z partnerem, by budować więź emocjonalną, jeszcze inne szukają ekstremalnych doznań erotycznych. Łączy je trudność związana z tym, jak wyjaśnić komuś z zewnątrz brak pociągu seksualnego. A często także ulga, jaką poczuły, gdy zrozumiały, że są aseksualne i mogą „tak po prostu” nie uprawiać seksu: że nie tracą ważnego doświadczenia, nie są oziębłe, zahamowane ani konserwatywne. I że ich wartość wcale nie musi być związana z aktywnością seksualną.

Asy to wielowarstwowa opowieść o współczesnej seksualności i budowaniu intymności na innych zasadach. Książka Angeli Chen pozwala zakwestionować wszystko, co do tej pory traktowaliśmy jako pewnik, i spojrzeć ze świeżej perspektywy na erotykę i pożądanie w społeczeństwie, w którym seks przeniknął już niemal do każdej dziedziny życia.

„Angela Chen otwiera dyskusję na temat tego, jakie miejsce zajmuje aseksualność w świecie, który pożądanie i seks stawia na liście priorytetów i gwarantów udanego związku. Jej książka zaskakuje przenikliwością obserwacji, z którymi warto się zmierzyć. Wszyscy możemy na tym skorzystać – jako jednostki i jako społeczeństwo.” Katarzyna Koczułap, @kasia_coztymseksem

„Ta znakomita książka podważa wiele ugruntowanych poglądów na seks i pożądanie. Każdy powinien ją przeczytać.” „The Independent”

„„Asy” to doskonały punkt wyjścia do rozbrajania szkodliwych narracji dotyczących seksualności i wyobrażania sobie więzi międzyludzkich jako doświadczenia szerszego, bardziej równościowego, radośniejszego i wolnego od przymusu.” „Washington Post”

„„Asy” to taktowne i przemyślane połączenie reportażu, eseju o kulturze i osobistej opowieści, a autorce udaje się uchwycić niełatwy balans między opisem faktów i emocjami. Najbardziej rzuca się w oczy szczerość Chen, urywki intymnej autorefleksji pojawiające się na marginesie głównego toku argumentacji.” „The New York Times”

„Autorka przenikliwie, inteligentnie i zarazem życzliwie opisuje różne wizje wyzwolonego seksualnie społeczeństwa, które mogłyby się urzeczywistnić, gdybyśmy tylko stali się uważniejsi. Nie dość, że potrafi to sobie wyobrazić, to jeszcze wręcz domaga się świata, w którym każdy człowiek mógłby funkcjonować na własnych zasadach, a wszelkie sposoby wyrażania orientacji i pożądania byłyby równie proste – jednakowo akceptowane, nieskomplikowane, głębokie, a także zrozumiałe i brane za dobrą monetę – co wyznanie: „Jesteś moją osobą”.” „Women’s Review of Books”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 372

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Tytuł oryginału angielskiego Ace. What Asexuality Reveals About Desire, Society and the Meaning of Sex

Projekt okładki Kamil Rekosz

Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś

Copyright © 2022 by Angela Chen

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarne, 2024

Copyright © for the Polish translation by Aleksandra Kamińska, 2024

Opieka redakcyjna Jakub Bożek

Redakcja Malwina Kozłowska

Korekta Agata Górzyńska-Kielak, Ewa Saska

Skład Robert Oleś

Konwersja i produkcja e-booka: d2d.pl

ISBN 978-83-8191-830-5

Dla wszystkich, którzy chcieli pragnąć więcej

Jeśli nie uprawiasz seksu, to o czym tu rozmawiać?

Star Jones, The View

Nota od autorki

Nie ma jednej historii aseksualności i żadna książka nie jest w stanie przedstawić pełni doświadczenia osób aseksualnych (asów). Moim celem było nakreślenie szerokiego pola do eksplorowania tego zjawiska i sprawdzenie, czego możemy się dzięki niemu dowiedzieć o seksualności i pożądaniu w bardzo określonym kontekście. Celowo skupiam się na grupie osób, które w psychologii zachodniej określa się skrótem „WEIRD” (od angielskich określeń: zachodni, wykształcony, z krajów uprzemysłowionych, zamożny – lub przynajmniej z klasy średniej – oraz demokratyczny). Większość moich bohaterów to Amerykanie i liberałowie. W książce używam tego ostatniego określenia w znaczeniu „osób o liberalnych poglądach”, a także, w większości przypadków, mających pozytywny stosunek do seksu. Świadomie również skupiam się na czasach współczesnych. Opisywane historie dzieją się obecnie, czerpałam je zarówno z własnego życia, jak i obszernych wywiadów z innymi asami. Wszystkim swoim rozmówcom gwarantowałam anonimowość, jeśli sobie tego życzyli, dlatego w wielu wypadkach używam tylko imienia lub zupełnie zmieniam personalia.

W książce często pojawia się słowo „my”, i to w różnych znaczeniach. Czasami używam go w odniesieniu do społeczności asów, ponieważ sama się z nią identyfikuję, innym razem nabiera ono szerszego kontekstu i oznacza liberalną część amerykańskiego społeczeństwa, należącą do wyższej klasy średniej. Mam nadzieję, że w przyszłości powstanie wiele pozycji opisujących doświadczenia osób spoza tych grup. Jest jeszcze dużo do opowiedzenia.

CZĘŚĆ I„ja”

Prolog

Pozwoliłam Jane wybrać restaurację, ponieważ i tak planowałam spędzić cały dzień w Silver Spring, a ona specjalnie przyjechała z Baltimore, żeby się ze mną zobaczyć. Znajomi nieraz żartowali, że moja przyjaciółka i ja jesteśmy tą samą osobą – obie wiecznie siedziałyśmy z nosem w książkach, obie interesowałyśmy się neuronauką, a Jane nawet obcięła włosy na krótko zaraz po tym, jak ja to zrobiłam – teraz jednak interesowały mnie przede wszystkim dzielące nas różnice.

– Powiedz mi jedną rzecz – poprosiłam, gdy zajęłyśmy stolik w birmańskiej knajpce wytypowanej przez Jane. – Jak to jest odczuwać pożądanie?

Moja przyjaciółka poruszyła się niespokojnie na krześle. Miałyśmy po dwadzieścia cztery lata. Ona była dziewicą i nigdy jeszcze nie miała chłopaka, ja byłam w trakcie swojego drugiego poważnego związku. Moi partnerzy lubili seks, podobnie jak ja, i uważałam się za szczęściarę z powodu tak nieskomplikowanego erotycznego życiorysu. Mimo to miałam nadzieję, że Jane opowie mi teraz, co dokładnie czuje człowiek, gdy owładnie nim pożądanie. Chciałam uzyskać pewien wzorzec, z którym mogłabym porównać własne doświadczenia.

– Nie chodzi mi o to, jak to jest, kiedy ktoś ci się spodoba – ciągnęłam. Akurat to uczucie było mi dobrze znane. – Ani o sytuację, gdy chce się z kimś być w związku, ani gdy się zakochasz.

Te doznania również zdążyłam już poznać, i to tak dogłębnie, że aż ogarniał mnie wstyd. Nie miałam problemu z odczuwaniem podniecenia podczas seksu; nie byłam też na tyle naiwna, by sądzić, że uprawia się go wyłącznie z pożądania. Ludzie chodzą do łóżka, by pielęgnować więź z partnerem lub podnieść sobie samoocenę, a czasem także z nudów czy po to, by zapomnieć o problemach.

Nie wiedziałam jednak, jak to jest, kiedy ma się ochotę na seks tak po prostu, bez konkretnej osoby na myśli. Kiedy duma się o nim w samotności. Kiedy odczuwa się fizyczną potrzebę seksu, niezależną od pragnienia intymności, która się z nim wiąże. Miałam więcej doświadczenia erotycznego od Jane, ale to jej zdarzało się mówić otwarcie o pożądaniu i libido. Tymczasem dla mnie ten język popędu seksualnego wciąż pozostawał zagadką.

Jane wsadziła do ust kęs sałatki ze sfermentowanych herbacianych liści i zastukała widelcem w talerz.

– Chcę być z kimś blisko fizycznie, nawet jeśli to zupełnie obca osoba – wyjaśniła. – Robię się niespokojna. Zaczynam się bawić przedmiotami. Robi mi się ciepło. – Zająknęła się, po czym przeprosiła, że nie umie mi tego dokładniej wyjaśnić. – Sama nie wiem – westchnęła wreszcie. – To po prostu takie uczucie.

Jej odpowiedź zdradziła mi jednak wszystko, co chciałam wiedzieć. Z ostrożnego opisu odczuć mojej przyjaciółki jasno wynikało, że to, co sama przed sobą uznawałam za pożądanie, w rzeczywistości było czymś zupełnie innym: zachwytem nad czyjąś urodą, pragnieniem emocjonalnej i fizycznej bliskości z drugim człowiekiem, pewną zaborczością. Wszystkie te rzeczy wiążą się z pożądaniem seksualnym, pomagają je wzmacniać i pielęgnować, jednak nie są z nim tożsame.

– Czy to ma być jakieś ćwiczenie teoretyczne?

– Nie.

Rozdział 1Odkrywanie aseksualności

Jako czternastolatka zetknęłam się ze słowem „aseksualność” w podobny sposób jak większość ludzi – w internecie. Przeczytałam definicję dumnie wyeksponowaną na stronie asexuality.org, należącej do AVEN[1]: „Osoba aseksualna to ktoś, kto nie doświadcza pożądania seksualnego”. Jak się wówczas dowiedziałam, aseksualność to jedna z orientacji seksualnych, tak samo jak homoseksualność czy panseksualność. Osoba homoseksualna odczuwa pożądanie wobec osób tej samej płci, osoba aseksualna nie doświadcza go wcale.

Miało to sens. Dorastając w Dolinie Krzemowej, wykształciłam w sobie pozytywny stosunek do różnorodności stylów życia i ucieszyłam się, że dzięki kolejnej sesji buszowania w internecie dowiedziałam się czegoś więcej na temat świata i innych ludzi. Nie było mi trudno uwierzyć, że aseksualność to coś normalnego, zdrowego i równoprawnego względem innych orientacji i że osoby aseksualne (tak zwane asy) mają prawo do życia długo i szczęśliwie, bez bycia celem docinków czy wytykania palcami. Znajomość tego terminu w żaden sposób nie wpłynęła jednak na mój obraz siebie. Mylnie uznałam, że „osoba niedoświadczająca pożądania seksualnego” oznacza „osobę nielubiącą seksu”, w związku z czym nawet przez myśl mi nie przeszło, że sama też mogłabym być aseksualna. Co prawda nie uprawiałam jeszcze wtedy seksu, ale ta perspektywa wydawała mi się ogromnie obiecująca. To jedna z cech szczególnych aseksualności i jedno z błędnych przekonań na jej temat – można być asem i nie zdawać sobie z tego sprawy, natknąć się na to określenie, po czym machnąć ręką i żyć dalej. Sama definicja nie wystarczy – trzeba sięgnąć głębiej.

Ponieważ uznałam, że aseksualność mnie nie dotyczy, założyłam, że nie ma ona nic wspólnego z moim życiem. To przekonanie również okazało się z gruntu fałszywe. Seksualność przenika wszystkie sfery życia społecznego, a tam, gdzie się przejawia, zawsze mamy do czynienia także z aseksualnością. Każdy, bez względu na orientację, prędzej czy później napotyka problemy, z którymi zwykle zmagają się osoby aseksualne.

Weźmy na przykład problem, jak silne pożądanie powinien odczuwać człowiek. Ile pożądania to za mało? Kiedy zbyt mała ilość pożądania staje się niezdrowa? W jakim stopniu odpowiedzi na te pytania, bądź domyślne odpowiedzi, zależą od płci, rasy czy (nie)pełnosprawności? Jak poziom odczuwanego pożądania wpływa na nasze poglądy polityczne, osobowość i szanse na związek? I co to powinno oznaczać?

Pytania te dotyczą szeroko pojętego ludzkiego doświadczenia. Z perspektywy asów odpowiedzi na nie kształtują się nieco inaczej – w niniejszej książce staram się połączyć te różne punkty widzenia. W tym celu przeprowadziłam wywiady z ponad setką osób aseksualnych, zarówno twarzą w twarz, jak i przez telefon. Pytałam o odczuwanie pożądania, tożsamość i miłość. Odpowiedzi, jakich mi udzielano, rzadko były proste – podobnie jak moje własne doświadczenia czy doświadczenia każdego innego człowieka. Sposób myślenia asów odsłaniał przede mną wiele nowych pojęć i niuansów. I nic w tym dziwnego: każde zjawisko – jeśli tylko uczciwie mu się przyjrzymy – okazuje się niezwykle złożone.

Rozmawiałam na przykład z mężczyzną z bardzo religijnego środowiska, który przez całe życie stosował się do obowiązujących w nim zasad, a po ślubie odkrył, że seks wcale nie jest takim cudem, jaki mu obiecywano, oraz z kobietą, która w liceum poszła zrobić badania krwi, bo uznała, że jej brak zainteresowania seksem musi być objawem poważnej choroby. Asy z niepełnosprawnościami mają problem z wpasowaniem się w oba te środowiska – próbują ustalić, gdzie kończy się ich niepełnosprawność, a zaczyna aseksualność, i czy wyznaczenie takiej granicy w ogóle jest potrzebne. Asy z mniejszości rasowych i nieidentyfikujące się z żadną płcią kulturową zastanawiają się, czy ich aseksualność nie jest reakcją na nietolerancję społeczeństwa. Wszyscy stają przed wyzwaniem, jak odróżnić miłość od przyjaźni, kiedy seks nie stanowi już kryterium oceny. Asy niepragnące związków miłosnych szukają sobie miejsca w świecie całkowicie skoncentrowanym na tej konkretnej formie relacji międzyludzkich. Z kolei asy chcące wchodzić w tego rodzaju związki tłumaczą, że przyjęte sposoby wyrażania zgody na kontakt seksualny nie uwzględniają ich potrzeb.

Choć nie ma tu prostych rozwiązań, historie moich rozmówców pomagają dostrzec inną perspektywę i zrozumieć, jak każdy z nas – nie tylko osoby aseksualne – może pozostawać w kontakcie ze swoją seksualnością. Większość ludzi podlega określonym normom seksualnym i to samo dotyczy osób aseksualnych, które czasem doświadczają z tego powodu wręcz wykluczenia. W efekcie osoby aseksualne mogą obserwować reguły społeczne niejako z zewnątrz i czynić z tej perspektywy różne spostrzeżenia. Asy zwracają uwagę na założenia i schematy związane z seksualnością, dotyczące definicji, uczuć i działań, które często pozostają dla nas niewidoczne, i widzą, jak te normy nas ograniczają. Asy proponują nową optykę, przedkładającą to, co jest, ponad to, co uznaje się za zgodne z naturą.

Jako czternastolatka wiedziałam jedynie, że moje doświadczenie seksualności nie pokrywa się z historiami asów drukowanymi w czasopismach. Byłam pewna, że jestem heteroseksualną kobietą – jak niemal wszystkie moje koleżanki i spora część ludzkiej populacji.

Tymczasem wiele osób aseksualnych, o których czytałam lub z którymi rozmawiałam, twierdzi, że odczuwało swoją inność już w młodym wieku. Ich historie przypominały tę, którą opowiedziału mi artystu Lucid Brown, osoba absolwencka Emerson College w Bostonie.

– Moja matka trzykrotnie próbowała rozmawiać ze mną o „tych sprawach”, kiedy byłum dzieckiem, i za każdym razem się poddawała.

(Lucid, podobnie jak spora część moich rozmówców, jest osobą niebinarną i stosuje neutralne płciowo formy gramatyczne[2]).

W liceum, do którego chodziłu Lucid, uczniowie chowali się za drzewem, by podglądać całującą się parę z tej samej klasy. Inni wydawali się tym podnieceni, jednak Lucid czułu jedynie zdumienie – nie rozumiału, co takiego wspaniałego jest w całowaniu ani dlaczego wszyscy się tym interesują. Etap dojrzewania wiąże się oczywiście z pewnym mętlikiem w głowie u każdego z nas, bez względu na orientację. U osób aseksualnych uczucie niepewności wynika jednak nie tylko z niewiedzy, jak się zachować w sytuacjach związanych z seksualnością, lecz także z poczucia całkowitego wykluczenia z tej sfery życia, podczas gdy inni zdobywają pierwsze doświadczenia seksualne. W tym czasie plotki dotyczą głównie pocałunków i chodzenia na randki. Seks – kto go uprawia, kto być może zacznie i kto o nim marzy – staje się ważnym tematem dyskusji, nawet jeśli żadne z rozmówców nie zna go jeszcze z autopsji. Asom ta nowa zbiorowa obsesja może się wydawać niewytłumaczalna, jakby wszystkim dookoła nagle zhakowano mózgi.

Choć Lucid często wysłuchiwału opowieści o tym, jak ekscytujący jest seks, nie chciału mieć z nim nic wspólnego. Sama idea seksu i wszystko, co z nim związane, budziły w num obrzydzenie. (Osoby aseksualne różnią się między sobą poziomem tolerancji. W niniejszej książce używam określenia „seks” w odniesieniu do wszelkich czynności seksualnych wykonywanych wspólnie z drugą osobą, począwszy od całowania się).

Wiele osób aseksualnych brzydzących się seksem twierdzi, że gdy o nim słyszą, ich pierwszą reakcją jest odraza – „podobna do tej, jaką odczuwają osoby heteroseksualne, gdy mowa o zoofilii”. Lucid doświadczału obrzydzenia w tej kwestii w jeszcze większym stopniu. Kontakt z erotycznymi obrazkami i komentarze na temat seksu sprawiały, że czułu się, jakby dotykału wijących się węgorzy. Węgorze zagnieździły się w różnych partiach ciała Lucidu: jeden we wnętrznościach, drugi przy kręgosłupie. Gdy się budziły, Lucid doświadczału natychmiastowej reakcji walki lub ucieczki, której towarzyszyły mdłości, kołatanie serca i zamieranie w miejscu.

Reakcji tych nie dawało się przewidzieć ani przeczuć – nie sposób ich było sprowadzić do prostej prawidłowości, że rozmowy o seksie wywołują mniejszy stopień obrzydzenia, a oglądanie scen erotycznych w telewizji – większy. Czasami pogłębiona dyskusja na temat seksu okazywała się dla Lucidu gorsza od oglądania wizerunku nagiego ciała, choć trudno powiedzieć, dlaczego tak się działo. Fizyczne reakcje były wyraźnie czytelne dla otoczenia, przez co Lucid byłu narażonu na specyficzny rodzaj szykanowania przez rówieśników: inne dzieciaki celowo opowiadały dowcipy erotyczne i „dosłownie wykorzystywały mój wstręt do seksu przeciwko mnie”.

Lucid miału zatem pewność, że nie jest hetero. Wiele asów początkowo zakłada, że muszą być osobami homoseksualnymi, a dopiero po jakimś czasie zaczynają się zastanawiać, czy ta etykieta faktycznie do nich pasuje. Niektóre same wymyślają pojęcie aseksualności – po przeglądzie wszystkich dostępnych orientacji dochodzą do wniosku, że tylko to określenie opisuje ich doświadczenia. Lucid uważału się za osobę „nieseksualną” aż do dnia, gdy przypadkiem natknęłu się na list od czytelnika w rubryce z poradami w gazecie „Maui News”1. As z Nowej Anglii pytał, w którym momencie powinno się wyjawić prawdę o swojej orientacji nowej sympatii. Dziennikarka odpisała, że nie ma obowiązku informowania o tym na samym początku. Dodała też, że istnieje więcej osób aseksualnych, i podała dane kontaktowe AVEN. Trzynastoletniu Lucid ukradłu egzemplarz gazety ze stołu w jadalni.

Już samo określenie „osoba aseksualna” było niczym powiew ulgi. Lucid oczywiście byłu osobą aseksualną – do tej pory nie miału jednak świadomości, że taki termin w ogóle istnieje. Niewielu ludzi zdaje sobie z tego sprawę, ponieważ panuje przekonanie, że wszyscy jesteśmy alloseksualni (w skrócie: allo) – co oznacza, że odczuwamy pociąg seksualny. Innymi słowy, osoby alloseksualne to te, które nie zaliczają się do asów.

– Odkrycie słowa „aseksualność” pozwoliło mi zrozumieć moje odczucia – wyznału mi Lucid. – Gdy pierwszy raz dotarło do mnie, że „można po prostu nie uprawiać seksu”, to było prawdziwe wyzwolenie. Jako dziecko słyszysz, że na pewno przydarzy ci się ta wielka straszna rzecz, i będziesz tego chcieć, i to jest przerażające, absolutnie przerażające. – Po chwili kontynuuje: – To był pierwszy krok, coś jak klucz do szkatułki skrywającej wiele mniejszych, tajemniczych pudełek. Aseksualność była dla mnie najprzystępniejszą etykietą, pomogła mi nawiązać kontakt z bardziej złożonymi aspektami mojej osobowości.

Termin ten dał zatem Lucidu dostęp do wiedzy, która wcześniej była dla nienu nieosiągalna.

W ostatnich klasach podstawówki regularnie plotkowałam o chłopakach i zakochiwaniu się. W szkole średniej zaangażowałam się w skomplikowaną, ambiwalentną relację z koleżanką z klasy i z początku podejrzewałam, że w takim razie mogę być biseksualna, ponieważ jednak nie przepadałam ani za dotykaniem, ani za byciem przez nią dotykaną, ostatecznie doszłam do wniosku, że wobec tego muszę być hetero. Na studiach nadal nic nie wskazywało, że mogę należeć do asów – sprawiałam jedynie wrażenie osoby neurotycznej, nieśmiałej i gustującej w mężczyznach.

Pomysł, że mogłabym być aseksualna, wydałby mi się wówczas żartem. Podobał mi się Adrien Brody (Channing Tatum też, ale zdecydowanie mniej), chętnie rzucałam wulgarnymi żarcikami z podtekstem, które wywoływały rumieńce na twarzach co skromniejszych koleżanek. Mówiłam o tęsknocie, chętnie słuchałam opowieści o erotycznych podbojach i nigdy nie zwróciłam uwagi, że moi znajomi i ja posługujemy się innymi językami pożądania. Dla nich określenie „ciacho” wiązało się z pociągiem fizycznym podobnym do tego opisanego przez Jane; dla mnie oznaczało raczej zachwyt nad pięknymi rysami twarzy. Ich kontakty seksualne często wynikały z działania libido, ja nie miałam zielonego pojęcia, że mi go brakuje.

Ciekawiło mnie trochę, jak to jest uprawiać seks z mężczyzną, ponieważ zewsząd – z książek, telewizji, opowieści przyjaciółek – płynęły komunikaty, jakie to wspaniałe uczucie. Przede wszystkim byłam jednakciekawa tego, jak to jest być pożądaną i kochaną przez osobę, której ja też bym pożądała, i to całą sobą, o wiele bardziej niż doświadczyłam tego w tamtej relacji z czasów liceum. Właśnie za tym najmocniej tęskniłam.

A potem poznałam Henry’ego. Miałam dwadzieścia jeden lat. Po naszej pierwszej rozmowie zapisałam w pamiętniku: „USPOKÓJ SIĘ, MOJE PIEPRZONESERCE” – właśnie tak, drukowanymi literami. Tamta rozmowa odbyła się przez internet – on mieszkał w Teksasie, ja w Kalifornii. Mimo to zakochaliśmy się w sobie – pisząc maile, czatując i rozmawiając całymi godzinami.

Minął prawie rok, zanim po raz pierwszy spotkaliśmy się twarzą w twarz. Kilka miesięcy później widzieliśmy się po raz ostatni, ale echa naszej relacji towarzyszyły mi jeszcze długo – prawdę mówiąc, o wiele dłużej, niż ze sobą byliśmy. W zasadzie można by nakreślić linię łączącą naszą pierwszą rozmowę z pytaniem, które zadałam Jane w birmańskiej restauracji, i tą książką. Znajomość z Henrym już zawsze będzie stanowiła dla mnie punkt odniesienia i ważną cezurę w moim życiu – nie tylko w odniesieniu do zdobycia wiedzy o aseksualności, choć to właśnie nasz związek dał mi do tego bodziec, lecz także dlatego, że wówczas poznałam smak romantycznej miłości i obsesyjnego bólu po jej utracie.

Pierwsza miłość zawsze wydaje się cudem. To, że zakochałam się w kimś na odległość – w osobie, z którą teoretycznie mogła mnie połączyć najwyżej przyjaźń – oraz to, że musieliśmy skoordynować ze sobą swoje życiowe plany, żeby być razem, a łączące nas uczucie naprawdę zmieniło rzeczywistość – sprawiło, że tamta chwila i tamten chłopak wydali mi się jeszcze bardziej wyjątkowi. Nasze zaangażowanie i poniesione wyrzeczenia uczyniły tę relację czymś szczególnym. Nasze poważne plany stanowiły potwierdzenie siły naszych uczuć, dowód, że łączy nas coś więcej niż próżność czy ślepe zauroczenie. Jestem przekonana, że się nie myliliśmy. Nadal wierzę, że choć byliśmy wtedy przeraźliwie niedojrzali, nasze uczucia były wyjątkowe i bardzo szczere.

Teksas i Kalifornię dzieli szmat drogi, ale kończyliśmy właśnie studia licencjackie, więc i tak znajdowaliśmy się na życiowych rozstajach. Postanowiliśmy, że po zdobyciu dyplomów oboje przeprowadzimy się do Nowego Jorku – ja miałam znaleźć pracę jako dziennikarka, a Henry pójść na studia magisterskie. Kiedy jednak nie przyjęła go żadna z tamtejszych uczelni, zdecydował się na studia na południu i namawiał mnie na pięcioletni otwarty związek na odległość.

Nie czułam się gotowa na taki układ. Nieufna i pełna obaw napisałam w pamiętniku: „Powinnaś pamiętać o jeszcze jednej rzeczy, która nigdy dotąd nie przyszła ci do głowy: ty też możesz oczekiwać czegoś od innych. Wolno ci domagać się kompromisu. Nie zawsze musisz iść na ustępstwa”.

Powinnam była odmówić, ale bałam się go stracić. Dlatego popełniłam błąd i wyraziłam zgodę.

Zanim Henry pojechał na studia, spędził lato w Nowym Jorku – oficjalnie zapisał się tam na kurs językowy, ale w rzeczywistości chciał być blisko mnie. Choć nigdy jeszcze się nie spotkaliśmy, postanowiliśmy poszukać wspólnego lokum. Miesiące, które mieliśmy ze sobą spędzić, i tak wydawały się zbyt krótkie w porównaniu z naszym pierwotnym planem. Przecież pragnęliśmy być razem, a dojazdy do siebie przez miasto jawiły się jako niepotrzebna strata czasu.

Tamto lato boleśnie zapisało mi się w pamięci. Nie poukładało nam się z różnych powodów. Seks nie był jednym z nich – w każdym razie niezupełnie. Przez nietypowe początki naszej znajomości musieliśmy stawić czoła masie rozmaitych problemów, ale oboje podobaliśmy się sobie nawzajem i kochanie się z Henrym sprawiało mi przyjemność. Miałam poczucie intymności – jakbym została dopuszczona do doświadczenia, które dla innych było niedostępne. Dostałam to, o czym zawsze marzyłam: nie tyle przyjemność seksualną, co wrażenie wyjątkowości.

Seks sam w sobie nie stwarzał problemów, generował je jednak mój lęk przed konkretnym aspektem seksualności. Choć podczas tych wspólnie spędzonych miesięcy byliśmy z Henrym praktycznie monogamiczni, perspektywa pięcioletniego otwartego związku mnie przerażała, a świadomość, że mój chłopak zamierza sypiać z innymi osobami, okazała się trudna do przełknięcia. Miałam pewność, że zakocha się w którejś z nowych partnerek, i dlatego każda wzmianka o pożądaniu – u niego czy kogokolwiek innego – natychmiast prowokowała mnie do wyobrażania sobie, że zostanę porzucona.

W niedługim czasie lęk przed niepewną przyszłością przysłonił poczucie bezpieczeństwa, jakie towarzyszyło mi w chwili obecnej. Chciałam jednocześnie być silna i wiać gdzie pieprz rośnie, a ta toksyczna mieszanka szybko zatruła nam wszystkie wspólne chwile. Raz po raz czułam, że emocje wymykają mi się spod kontroli, i choć wiedziałam, że zachowuję się niewłaściwie, nie potrafiłam się powstrzymać. W przypływach paniki co chwila próbowałam zerwać z Henrym – aż tak bardzo bałam się porzucenia. W trakcie niekończących się kłótni żywo gestykulowałam i recytowałam długą listę problemów, na której jednak nigdy nie pojawiły się „lęk” czy „brak pewności siebie”. Nie umiałam wyartykułować, że się boję, ani wyznać, jak bardzo mi na nim zależy.

Pewnego dnia po drodze z pracy mijałam kwiaciarnię i pod wpływem impulsu kupiłam bukiet goździków dla ukochanego. Gdy jednak dotarłam do domu i Henry spytał, z jakiej okazji te kwiaty, nie potrafiłam się przyznać do ciepłego, spontanicznego gestu. Oświadczyłam, że dostałam je od kogoś w pracy i pomyślałam, że będą ładnie wyglądały na stole w jadalni.

Wreszcie Henry miał tego dość i – słusznie zresztą – zerwał ze mną na jesieni. Wyjechał, a ja nadal mieliłam w głowie nasze rozmowy o potrzebie otwartego związku. Henry twierdził, że mężczyźni zawsze czują pokusę, że to naturalne, natomiast monogamia jest przeżytkiem, a ja mogłabym zmienić nastawienie, gdybym tylko dostatecznie mocno się postarała.

Jego tłumaczenia wyzwoliły we mnie nowy, głęboko zakorzeniony lęk przed wszystkim, co związane z flirtem, seksem czy romansowaniem. Gdy moja współlokatorka zaczęła oglądać stare odcinki Skandalu, scena, w której główna bohaterka całuje się w ciemnym korytarzu, poruszyła mnie w takim stopniu, że musiałam schować się w swoim pokoju, za zamkniętymi drzwiami. Jeśli ktoś, z kim byłam na randce, próbował mnie objąć, natychmiast się wycofywałam. Nigdy nie przepadałam za dotykiem obcych osób, teraz jednak wręcz się go bałam – budził we mnie cyniczne myśli i sprawiał, że oblewał mnie zimny pot. Okropnie tęskniłam za Henrym i święcie wierzyłam, że każdy związek musi doprowadzić do zdrady lub poczucia osaczenia u partnera.

Pewnego wieczoru, niemal dwa lata po rozstaniu, opowiedziałam swojemu koledze Thomasowi, jak fatalnie skończył się tamten związek. Wtedy miałam już wprawę w recytowaniu tej historii. Miałam na jej punkcie obsesję: wierzyłam, że nikt nie będzie w stanie mnie zrozumieć, dopóki nie opowiem mu o Henrym, a także że sama nie zdołam zrozumieć siebie, jeśli nie uda mi się pojąć, dlaczego nam się nie poukładało – co bezpośrednio wiązało się z pytaniem, dlaczego zachowałam się tak, a nie inaczej, skoro wiedziałam, jak powinnam postąpić. Wiele osób usłyszało tę historię już wcześniej, lecz dopiero Thomas chciał wiedzieć, dlaczego tak bardzo się obawiałam, że Henry’emu spodoba się ktoś inny i wtedy mnie zostawi.

– Rozumiem, że byłaś zazdrosna – przytaknął. – Ale skąd ten strach, że on w ogóle nie będzie w stanie się kontrolować? Przecież wszyscy odczuwamy pożądanie wobec różnych osób.

– No wiem, i to właśnie mnie przeraża – odparłam. – Wszystkich to dotyczy i dlatego zawsze jedno z partnerów musi się zmagać z pożądaniem i chęcią zdrady, nawet jeśli ostatecznie wcale do niej nie dojdzie. To ponura perspektywa.

– Z jednej strony tak – przyznał. – W pewnym sensie. Ale nie do końca. Na pewno zdarzyło ci się, że pociągał cię ktoś, z kim się nie spotykałaś, ale najczęściej chodzi właśnie tylko o pożądanie. Fizyczne. Ciągle tak bywa i każdy jakoś sobie z tym radzi. Dla większości osób to nie jest jakiś straszny problem, choć pewnie czasem taki się staje. Ale w zdecydowanej większości przypadków to nic wielkiego. Wszyscy uczymy się nad tym panować, prawda?

Ja jednak nie miałam pewności, czy się z nim zgadzam. Nic z tego, o czym mówił Thomas, nie brzmiało znajomo. Sama nigdy nie doświadczałam „jedynie pożądania”, fizycznego impulsu – wyłącznie pragnienie emocjonalne, które manifestowało się fizycznie. Ja chciałam uprawiać seks tylko wtedy, gdy byłam gotowa zmienić dla danej osoby swoje życie, więc nie wierzyłam Henry’emu, gdy twierdził, że jego ochota na seks z innymi partnerkami wcale mi nie zagraża. Kiedy tłumaczył mi, że wszyscy ludzie nieustannie pożądają innych dookoła, potrafiłam sobie wyobrazić wyłącznie taką formę pożądania, jakiej sama doświadczałam, czyli emocjonalne pragnienie bliskości – w gruncie rzeczy miłość – potężne i przytłaczające uczucie, które, gdyby tylko obdarzył nim kogokolwiek poza mną, oznaczałoby katastrofę dla naszego związku. Teraz wydaje mi się to nielogiczne i niewiarygodnie naiwne, ale dla mnie miłość i ochota na seks zawsze były jednym i tym samym zjawiskiem. Interesowałam się seksem, lecz jak dotąd nie miałam ochoty go uprawiać z nikim poza Henrym.

Po rozmowie z Thomasem zaczęłam się zastanawiać, dlaczego sprawy, które on uważał za oczywiste, dla mnie były objawieniem. Czego jeszcze w takim razie nie wiedziałam o pożądaniu? Kilka miesięcy później spotkałam się na lunchu z Jane i spytałam ją, jak to jest je odczuwać. Zadałam to pytanie po raz pierwszy, ale już wtedy podejrzewałam, że odpowiedź, którą usłyszę, będzie odbiegała od moich własnych doświadczeń.

Dziesięć lat po tym, jak pierwszy raz natknęłam się na termin „aseksualność”, postanowiłam wrócić do tego tematu i nareszcie go zgłębić. Od dawna zdawałam sobie sprawę, że pociąg seksualny i zachowania seksualne to dwie różne rzeczy, i to pierwsza wcale nie musi determinować drugiej. Wiedziałam, że – ogólnie rzecz ujmując – zachowanie seksualne możemy kontrolować, podczas gdy pociąg jest od nas niezależny. Zawsze było dla mnie jasne, że homoseksualny mężczyzna lub heteroseksualna kobieta mogą uprawiać seks z kobietą i nie będzie to miało wpływu na ich orientację. Rozumiałam też, że „aseksualność” polega na nieodczuwaniu pożądania, natomiast „celibat” oznacza nieuprawianie seksu.

Jednak dopiero kolejne lektury pomogły mi pojąć, że można nie doświadczać pociągu seksualnego, a jednocześnie nie czuć awersji do seksu. To jak z jedzeniem: można nie przepadać szczególnie za jakimś produktem – na przykład za krakersami – a mimo to czasem odczuwać przyjemność z jego spożywania w ramach cenionego rytuału społecznego. Odczuwanie obrzydzenia na myśl o seksie to dość oczywisty objaw braku pożądania, jednak brak pociągu seksualnego równie dobrze może się skrywać za zachowaniami motywowanymi społecznie lub ochotą na seks (i uprawianiem seksu) z pobudek emocjonalnych – a ponieważ różne rodzaje pożądania są ciasno ze sobą splątane, trudno jest wyodrębnić te pojedyncze impulsy. „Osoby, które nigdy nie odczuwały pociągu seksualnego, nie wiedzą, jak on się objawia, przez co może im być trudno stwierdzić, czy zdarzało im się go odczuwać, czy też nie” – napisał w 2009 roku Andrew C. Hinderliter, badacz zajmujący się aseksualnością, w liście do redakcji czasopisma „Archives of Sexual Behavior”2. No właśnie.

Seksualność doświadczana przez osoby alloseksualne była mi całkowicie obca i kiedy wreszcie jako dwudziestokilkulatka zdałam sobie z tego sprawę, wiele kwestii ze swojego życia dostrzegłam w zupełnie nowym świetle. Wajcha, która u innych przestawiła się w okresie dojrzewania, u mnie nawet nie drgnęła. Większość moich koleżanek i kolegów zaczęła się masturbować, śnić erotyczne sny i snuć fantazje seksualne, a także intensywnie uwrażliwiła się na dotyk i fizyczność: zapach czyichś włosów albo widok odsłoniętego ramienia. U niektórych zmiany te zaszły nieco później, u jeszcze innych – do tej ostatniej grupy ja się zaliczałam – w ogóle nic się nie zmieniło. Owszem, urosłam i miewałam huśtawki nastrojów, ale nie zaczęłam nagle zwracać uwagi na ludzkie ciała (nie mówiąc już o pożądaniu ich). Owszem, zakochiwałam się w rówieśnikach, i to całkiem mocno, ale sympatie te nie różniły się zbytnio od sympatii z wcześniejszych lat, gdy wystarczało mi docenianie czyjejś urody oraz intelektu. Nawet w wyobraźni nie posuwałam się dalej niż do fantazjowania, że osoba, która mi się podoba, chce się ze mną umówić.

Aseksualność tłumaczy też, dlaczego byłam tak zdumiona, gdy moja koleżanka z liceum zaszła w ciążę. Przecież nieuprawianie seksu jest takie proste, myślałam wtedy. To sytuacja domyślna, za to inne opcje wymagają znacznego wysiłku! Co nią powodowało, że zdecydowała się ponosić takie ryzyko? Dopiero po latach zrozumiałam, że dla niej to wcale nie było „takie proste”. Nasze doświadczenia fundamentalnie się różniły, ale wtedy nie było to dla mnie dostatecznie widoczne, żebym zaczęła się nad tym zastanawiać.

Dziś dostrzegam, że pod niektórymi względami aseksualność mnie chroniła. Dzięki niej seks nie odciągał mojej uwagi od innych spraw, nikt nie wyzywał mnie od dziwek (ani ja sama sobie tego nie robiłam), nie przeżywałam kiepskich przygód na jedną noc (ani w ogóle żadnych), nie doświadczałam przelotnych znajomości, kończących się tym, że partner czy partnerka bez uprzedzenia przestają odpisywać na nasze wiadomości. Zrozumiałam też jednak, w jaki sposób moja aseksualność – a raczej jej niezrozumienie – zaszkodziła mojej relacji z Henrym. To nie z powodu aseksualności nam się nie udało. Winię za to wyłącznie życiowe okoliczności, niedojrzałość i błędne koło moich lęków. Nie da się jednak ukryć, że bycie asem i niezdawanie sobie z tego sprawy nasilało u mnie obawy, które ostatecznie przesądziły o zakończeniu relacji. Bałam się przede wszystkim dlatego, że – nie mając o tym pojęcia – nie doświadczałam seksualności, a co za tym idzie, nie rozumiałam, na czym ona polega i jak można ją kontrolować. Przez swoją ograniczoną wiedzę i doświadczenie bałam się potwora, choć w rzeczywistości to był tylko cień.

Ludziom łatwiej jest zaakceptować historię Lucidu niż moją. Awersja do seksu doświadczana przez Lucidu – wspomniane „węgorze”, mdłości – skrajnie różni się od tego, co przeżywają osoby alloseksualne, więc tym ostatnim łatwo sobie wyobrazić, że tak właśnie wygląda aseksualność. Tymczasem moje doświadczenia nie są aż tak inne od doświadczeń osoby o niskim libido w przesyconym seksem społeczeństwie – nie wydają się szczególnie nietypowe i nie robią wrażenia, jakby zasługiwały na osobną kategorię. Wiele osób alloseksualnych znajduje się w podobnej sytuacji, a mimo to nie identyfikują się jako asy. Dlaczego więc ja uważam się za osobę aseksualną, a nie alloseksualną kobietę, dla której seks nie jest źródłem motywacji?

Po pierwsze dlatego, że wiele moich doświadczeń – na przykład to, że nigdy nie myślę o seksie sama z siebie i bez większego problemu mogłabym całe życie spędzić w celibacie – pokrywa się z przeżyciami innych asów. Gdy zbierałam informacje na temat aseksualności, miałam poczucie, że znam to zjawisko z autopsji, i chciałam dać temu wyraz. Zawsze lubiłam używać precyzyjnych określeń – nawet jeśli nie podobały mi się same słowa lub oznaczane przez nie doznania.

Określenie „aseksualność”nie miałoby większego sensu, gdyby ograniczało się do nazwania samego doświadczenia. Oprócz tego daje mi jednak poczucie łączności z osobami, które pomogły mi je zrozumieć. „Aseksualność”zawsze stanowiła kategorię polityczną powstałą w konkretnym celu, i identyfikuję się jako osoba aseksualna przede wszystkim dlatego, że było to dla mnie użyteczne. Po zerwaniu z Henrym miałam kłopoty ze zrozumieniem siebie i innych, dopóki nie zdobyłam wiedzy o aseksualności. Już wcześniej doświadczałam silnych rozterek dotyczących miłości i seksu, jednak brakowało mi właściwego języka, by móc je wyrazić. Wśród asów znalazłam zrozumienie. Obecność osób aseksualnych i tworzone przez nie teksty pomogły mi pojąć siebie i swoje życie. Choć musiałam przełamać sporo wewnętrznych oporów, zanim zaakceptowałam własną aseksualność, zyskałam w ten sposób lepszy wgląd w swoje doświadczenia. Nauczyłam się inaczej patrzeć na świat.

Świat nie dzieli się na dwa obozy: ludzi aseksualnych i alloseksualnych. Wszyscy mieścimy się w spektrum: osoby takie jak Lucid sytuują się daleko od bieguna alloseksualności, a takie jak ja – bliżej. Nie chcę postrzegać społeczności asów jako odrębnej grupy, niezaliczającej się do grona osób „normalnych”, ani traktować ich jako klubu, do którego można przystąpić wyłącznie po spełnieniu szeregu warunków. Nie zgadzam się, by aseksualność była obwarowana bardziej wyśrubowanymi kryteriami od innych orientacji. Nikt przecież nie oczekuje, że wszystkie osoby alloseksualne będą takie same albo że muszą nieustannie odczuwać pożądanie. Nikt nie kwestionuje ich orientacji za każdym razem, gdy nie mają ochoty na seks. Grono osób aseksualnych także nie jest monolitem. Jeśli bardziej płynna, otwarta definicja pomoże nieco zatrzeć granicę dzielącą aseksualność od alloseksualności i zaliczyć więcej osób do grupy ludzi aseksualnych, nasz głos stanie się bardziej słyszalny.

Ta książka jest poświęcona doświadczeniu aseksualności. Osoby aseksualne nie zabiegają o to, by uprawiać seks, ale nie są też antyseksualne. Nie namawiamy ludzi, by przestali sypiać z innymi albo czuli się winni, że seks sprawia im przyjemność. Chcemy jedynie, by wszyscy zaczęli uważniej przyglądać się swoim przekonaniom na temat seksu. Obiecujemy, że jeśli tak się stanie, świat będzie lepszy i pojawi się więcej wolności. Mam nadzieję, że aseksualni czytelnicy odnajdą w tej książce własne doświadczenia i poczują się zrozumiani. Zależy mi również, by czytelnicy alloseksualni mogli w niej przeczytać o rzeczach, z którymi w jakiejś części mogą się identyfikować, a także poznali narzędzia i pojęcia, które ułatwią im szukanie własnego miejsca w świecie. Wszyscy nieustannie do tego dążymy.

Rozdział 2Wyjaśnienia via negativa

Ludzie, których można określić mianem aseksualnych, istnieją od dawna. Z całą pewnością byli wśród nas w latach czterdziestych XX wieku, kiedy Alfred Kinsey, badacz zajmujący się seksualnością, formułował definicję orientacji seksualnej. Kinsey żywił przekonanie, że składają się na nią nie tylko dwa bieguny: hetero- i homoseksualność. Stworzył sześciopunktową skalę (a raczej linię): zero miało oznaczać osobę stuprocentowo heteroseksualną, szóstka – całkowicie homoseksualną, a trójka – biseksualną1. Skala Kinseya zyskała popularność i do dzisiaj pozostaje najpowszechniejszym na Zachodzie sposobem myślenia o seksualności i orientacji seksualnej.

W skali Kinseya nie ma miejsca dla osób aseksualnych, choć amerykański badacz zdawał sobie sprawę z ich istnienia. Podczas tysięcy przeprowadzonych wywiadów natknął się na osoby, które nie wpisywały się w jego model – według określenia samego uczonego nie posiadały „żadnych społeczno-seksualnych kontaktów ani reakcji”2. Konfrontacja z danymi niepasującymi do jego teorii nie skłoniła jednak Kinseya do przerobienia skali i uczynienia jej bardziej wielowymiarową. Badacz poprzestał na stworzeniu dla tych osób osobnej kategorii, opatrzonej etykietą „X”, i działał dalej. Typy „heteroseksualny”, „homoseksualny” i „biseksualny” znalazły się w centrum jego rozważań, natomiast „grupa X” zeszła na dalszy plan.

To istotne, ponieważ język jest formą władzy. Stwarza kategorie, którymi się posługujemy w interpretowaniu rzeczywistości, a zjawiska trudno dostępne w języku pomijamy również w myślach. Wspólne słownictwo ułatwia nam dostęp do pojęć, tymczasem brak odpowiedniego języka może sprawić, że dane doświadczenie będzie dla nas niezrozumiałe. Język może izolować.

Internet okazał się kluczem do uzupełnienia tej luki. Sześćdziesiąt lat po badaniach Kinseya osoby, które wówczas trafiłyby do „grupy X”, mogły odnaleźć się nawzajem dzięki forom i blogom. Tam zaczęły rozmawiać o swoim życiu i przyznawać, że pragną czegoś innego niż pozostali (i nie chcą tego, na czym zależy reszcie), wyznaczając w ten sposób obszar doświadczenia niemieszczącego się w skali Kinseya. Należy zaznaczyć, że aseksualność nie jest „internetową orientacją”, a osób aseksualnych nie „wymyślił” internet. Ludzie identyfikujący się jako asy istnieli całe dekady wcześniej, już w latach siedemdziesiątych wymieniali się doświadczeniami na łamach garażowych wydawnictw i zinów3. Asy istniały od dawna – internet jedynie ułatwił im komunikację na skalę dotychczas nieosiągalną.

Autorzy wpisów na forach na początku pierwszej dekady XXI wieku wywarli ogromny wpływ na współczesne rozumienie aseksualności. Ci pierwsi aktywiści – niektórzy z nich udzielili mi wywiadów do tej książki – uważani są dziś za „starszyznę”, choć większość z nich to osoby po trzydziestce. Nie mogą sobie jednak rościć wyłącznych praw do aseksualności – nikt ich nie ma. Żadna osoba czy grupa nie powinna uzurpować prawa do wypowiadania się w imieniu wszystkich asów. Warto jednak odnotować, że aktywiści ci stworzyli – metodą prób i błędów, dzięki świadomemu działaniu, a czasem przez przypadek – podwaliny ruchu osób aseksualnych. We wspólnych rozmowach wypracowali podstawowy zestaw pojęć, do dziś używany przez osoby dopiero odkrywające swoją orientację, alloseksualnych badaczy analizujących tożsamość asów czy dziennikarzy takich jak ja. Z tej dyskusji wyłoniła się definicja aseksualności, a ich działalność przesądziła o tym, że zamiast innych wariantów (na przykład „nieseksualność”), upowszechnił się właśnie ten termin. Spory obszar wiedzy na temat aseksualności wykrystalizował się w sposób nieformalny, dlatego w książce zdarza mi się cytować blogerów. Naukowcy nie mają monopolu na wiedzę i nie tylko oni zasługują na uznanie jako eksperci.

W pewnym sensie ruch asów był prowadzonym w czasie rzeczywistym eksperymentem dotyczącym zdolności sieci do łączenia ludzi, tworzenia nowych prądów społecznych i kultur. W tym wypadku mamy do czynienia z kulturą sprzeciwiającą się powszechnej obsesji na punkcie seksu i stwarzającej przestrzeń dla każdego (czyli również dla osób aseksualnych, alloseksualnych i wciąż niepewnych swojej orientacji), kto pragnie swobodnie poszukiwać przyjemności inaczej niż większość.

Pierwsza popularna strona, na której podejmowano temat aseksualności, nazywała się Haven for the Human Amoeba (Schronienie Ludzkich Ameb) i była grupą na Yahoo! założoną w 2000 roku4. W 2001 roku David Jay, student pierwszego roku na Wesleyan University, korzystając z uczelnianego konta, stworzył AVEN. W kolejne wakacje za kwotę dwudziestu pięciu dolarów kupił domenę asexuality.org od jakiegoś gościa w poobijanym aucie i założył forum.

Większości użytkowników „aseksualność” kojarzyła się z lekcjami biologii w ogólniaku i organizmami zdolnymi do rozmnażania się w sposób bezpłciowy. Członkowie tamtych pierwszych internetowych społeczności – zaliczały się do nich także Official Asexual Society (Oficjalne Towarzystwo Aseksualne) i kilka grup w serwisie LiveJournal5 – debatowali, co to słowo może oznaczać w odniesieniu do człowieka oraz jakie zachowania pasują lub nie pasują do tej kategorii. Niektórzy, określający się jako osoby „antyseksualne”, wierzyli, że asy przewyższają innych ludzi. Byli też tacy, co uznawali, że do tej kategorii powinno zaliczać się wyłącznie osoby, które się nie masturbują6.

Davidowi Jayowi zależało, żeby AVEN prezentowała inną perspektywę. Jay od dawna interesował się kwestią sprawiedliwości społecznej i nie zamierzał roztrząsać, czy lesbijka przestaje być lesbijką, jeśli prześpi się z mężczyzną – bo to oczywiste, że tak nie jest. Asy nie są lepsze od osób alloseksualnych, a asy, które się nie masturbują, nie mają przewagi nad tymi, które to robią. Jayowi chodziło o różnorodność, nie o ustalanie, kto jest lepszy, a kto gorszy. Uważał, że aseksualność powinna być definiowana jako orientacja seksualna i uznawana za formę tożsamości, co miało umożliwić budowanie porozumienia z szeroko pojętą społecznością osób LGBTQ+. Definicja odnosząca się do odczuwania pociągu seksualnego, zamiast do zachowań seksualnych, pozwalała odróżnić aseksualność od celibatu i wpisywała się w logikę pozostałych orientacji. Jeśli osoba heteroseksualna odczuwa pociąg seksualny do płci przeciwnej, to osoba aseksualna nie odczuwa go wcale. (David początkowo definiował osobę aseksualną jako kogoś, kto nie odczuwa pociągu ani do osób płci przeciwnej, ani do własnej płci. Gdy jednak eksperci poradzili mu, by nie zakładał binarności płciowej, zmienił tę definicję, skupiając się w niej na „niedoświadczaniu pociągu seksualnego”). Inkluzywny etos i prostota definicji pomogły uczynić AVEN czołową grupą aseksualną7.

Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.

Przypisy końcowe

Rozdział 1. Odkrywanie aseksualności

1 A. van Buren, Dear Abby. Condolences Better Late than Never, „Monterey Herald”, artykuł przedrukowany w „Maui News”, 16.09.2013, montereyherald.com, bit.ly/3svkOa1, dostęp: 13.06.2023.

2 A. C. Hinderliter, Methodological Issues for Studying Asexuality, „Archives of Sexual Behavior” 2009, vol. 38, no. 5, s. 620, link.springer.com, bit.ly/49DPUNe, dostęp: 13.06.2023.

Przypisy końcowe

Rozdział 2. Wyjaśnienia via negativa

1 D. J. Drucker, Marking Sexuality from 0–6. The Kinsey Scale in Online Culture, „Sexuality & Culture” 2012, vol. 16, no. 3, s. 243–246, link.springer.com, bit.ly/48h8pWw, dostęp: 13.06.2023.

2 A. C. Kinsey, W. B. Pomeroy, C. E. Martin, Sexual Behavior in the Human Male, Philadelphia–London: W. B. Saunders, 1948, s. 656.

3 J. Kliegman, How Zines Paved the Way for Asexual Recognition, Them, 6.11.2019, them.us, bit.ly/3MD2G4D, dostęp: 10.07.2023.

4 A. C. Hinderliter, The Evolution of Online Asexual Discourse, rozprawa doktorska, University of Illinois at Urbana–Champaign, 2016.

5 Tamże.

6 Tenże, How Is Asexuality Different from Hypoactive Sexual Desire Disorder?, „Psychology and Sexuality” 2013, vol. 4, no. 2, s. 171–173, tandfonline.com, bit.ly/3sAfv9b, dostęp: 13.06.2023.

7 Tamże, s. 172.

Przypisy

[1] Asexual Visibility and Education Network (Stowarzyszenie na rzecz Widzialności Osób Aseksualnych i Edukacji o Aseksualności), asexuality.org.

[2] W polskim tłumaczeniu oddane za pomocą dukaizmów. O formach niebinarnych w polszczyźnie pisze m. in. Aleksandra Walkiewicz w artykule Językowe wykładniki niebinarności płci w polszczyźnie, „Prace Językoznawcze” 2022, t. 24, nr 1, s. 85–100 (przyp. tłum.).

WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

czarne.com.pl

Wydawnictwo Czarne

@wydawnictwoczarne

Sekretariat i dział sprzedaży:

ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice

tel. +48 18 353 58 93

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

Dział promocji:

al. Jana Pawła II 45A lok. 56

01-008 Warszawa

Opracowanie publikacji: d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków

tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]

Wołowiec 2024

Wydanie I