Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Szalona impreza, butelka wódki i pijany youtuber śpiący na siedzeniu przypadkowego samochodu. Co się stanie, gdy taka kombinacja doprowadzi do zderzenia dwóch gwiazd?
Popularny i przyzwyczajony do luksusu Liam nie czerpie już takiej radości z prowadzenia kanału na YouTube jak dawniej. Jego udawany związek ze znajomą youtuberką zakończył się katastrofą: zakochał się w dziewczynie, która woli się umawiać z jego najlepszym przyjacielem.
Maia nie może uwolnić się od koszmarów, które śnią jej się od czasu wypadku. Ciężko pracuje, by utrzymać siebie i bezrobotną, nadużywającą alkoholu matkę. Codziennie odwiedza w szpitalu pewną gwiazdę, której światło powoli gaśnie…
Pozwól, aby historia tych dwojga złamała ci serce… i posklejała je na nowo.
Ponad 700 000 czytelników na hiszpańskim Wattpadzie!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 759
Prolog
Czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, co się dzieje, gdy umiera gwiazda?
Gwiazdy zamieniają wodór w tlen, żeby mogły świecić. Później, kiedy wodór się kończy, a w jądrze zostaje sam hel, gwiazda staje się chłodniejsza i jaśniejsza. Następuje eksplozja. To zjawisko jest znane jako „supernowa”; gwiazda umiera, a z jej pozostałości powstaje błyszcząca gwiazda neutronowa.
Ze wszystkich znanych nam gwiazd najdalszą jest Deneb. Znajduje się około trzech tysięcy lat świetlnych od naszej planety, więc dzisiejszej nocy, gdy zobaczymy, jak lśni nad naszymi głowami, będziemy patrzeć na światło, które rozpoczęło swoją podróż w czasach Imperium Rzymskiego. Na tej samej zasadzie światło, które emituje teraz, będzie widoczne dopiero za trzy tysiące lat, o ile wtedy będziemy jeszcze istnieć jako ludzie.
To oznacza, że jeśli w tej chwili Deneb by wybuchła, nawet nie zdalibyśmy sobie z tego sprawy. Dla nas wciąż błyszczałaby tak samo jak zawsze.
Siedem miesięcy temu w mojej galaktyce zgasła gwiazda. Miała na imię Deneb i była moją starszą siostrą.
Inny fakt naukowy jest taki, że czasami po śmierci gwiazdy nie tworzy się gwiazda neutronowa, tylko czarna dziura.
1
Gwiazdozbiór Andromedy
Maia
W moim pokoju stoi jeszcze puste łóżko.
Zostały także gwiazdy przyklejone do sufitu. Mój ulubiony gwiazdozbiór, Andromeda, znajduje się tuż nad moim łóżkiem. Pamiętam legendę o Andromedzie, ponieważ siostra opowiadała mi ją każdej nocy, ale teraz staram się o tym nie myśleć.
Jest dokładnie 9.58 rano i za dwie minuty zadzwoni budzik. Tej nocy prawie nie spałam. Obudziły mnie pierwsze promienie słońca, które wcisnęły się między zasłony, i od tamtej pory wpatruję się w sufit w ciszy, błądząc gdzieś myślami. Nie przestaję się zastanawiać, dlaczego nie zdjęłam tych gwiazd. Minęło już siedem miesięcy od tamtego dnia, dziewiątego sierpnia, kiedy obiecałam sobie, że to zrobię.
Ale gwiazdy wciąż tu są.
Dowiedziałam się dopiero z telewizyjnych wiadomości. Wypadek z udziałem wielu pojazdów, osiem osób zabitych, kilkanaście rannych. Nigdy nie byłam dobra z matematyki, ale wiedziałam, że mama i Deneb powinny już przejechać ten odcinek autostrady, kiedy doszło do wypadku. Albo, co najwyżej, obie są wśród rannych. Nie dopuszczałam do siebie alternatywy.
Dalej trzymałam się najkorzystniejszych możliwości, nawet wtedy, gdy dostałam telefon ze szpitala.
Wzdycham i wyciągam rękę, żeby wyłączyć budzik. Potem wstaję z łóżka i wlokę się do łazienki. Ponieważ przed pójściem spać nie zmyłam makijażu, wokół oczu mam czarne obwódki od tuszu, przez co wyglądam jak szop pracz. Myję twarz i zbieram włosy w kucyk. Moje mięśnie są zmęczone i brakuje mi sił, by normalnie się poruszać.
Zasłonka do wanny leży na podłodze, bo mama zerwała ją tydzień temu i jeszcze nie byłam w stanie zawiesić jej ponownie. Nie ma już pasty do zębów, więc przed pracą będę musiała wyskoczyć do supermarketu. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz otwierałam lodówkę, ale liczę, że mamy chociaż coś na śniadanie, bo nie uśmiecha mi się jechać na drugi koniec miasta z pustym żołądkiem.
Wracam do pokoju, żeby się ubrać i pościelić łóżko. Wczoraj zostawiłam na biurku otwarty notatnik, ale wolę nie wiedzieć, co napisałam. Byłam taka zmęczona, że wszystkie moje wspomnienia są niewyraźne. Rzucam ostatnie spojrzenie na gwiazdy na suficie i na łóżko, na którym spała Deneb, i przed wyjściem robię głęboki wdech. Chciałam odwlec ten moment najdłużej, jak się da, ale nie mogę wiecznie siedzieć w zamknięciu.
Witajcie w cudownym życiu Mai Allen.
Chociaż zegar wskazuje już dziesiątą rano, dom jest pogrążony w całkowitej ciemności, ponieważ ktoś zaciągnął wszystkie zasłony. Ostrożnie zamykam za sobą drzwi i włączam światło na korytarzu. Słyszę delikatny szmer telewizora, a na ścianie w salonie widzę niebieskie błyski. Wygląda to jak sceneria horroru, ale w pokoju dziennym nie czeka na mnie żaden ogromny morski potwór, jak w legendzie o Andromedzie, tylko moja matka.
Po wejściu do środka od razu otwieram okno i odsłaniam zasłony. Za moimi plecami mama wydaje z siebie jęk. Kiedy na nią patrzę, w gardle czuję ucisk, który prawie nie pozwala mi oddychać. Śpi na sofie w rozmemłanym ubraniu i z potarganymi włosami. Na podłodze walają się torebki po frytkach i puszki po piwie. Ten widok sprawia, że przewraca mi się w żołądku, a poczucie winy wciska się głęboko do trzewi.
Wczoraj pracowałam do późna. W piątkowe wieczory w barze są tłumy, więc do domu wróciłam dopiero o trzeciej nad ranem. Kiedy weszłam, mama była jeszcze trzeźwa. Próbowałam ją nakłonić, żeby położyła się do łóżka, ale zapewniła, że ma wszystko pod kontrolą. Oczywiście wiedziałam, że kłamie, bo ona nigdy nie ma niczego „pod kontrolą”, ale byłam zbyt zmęczona, żeby się kłócić.
Powinnam była bardziej nalegać.
– Mamo – szepczę, potrząsając nią delikatnie. Wydaje jęk i zaciska powieki. – Chodź, zaprowadzę cię do łóżka.
Nie otwierając oczu, przytakuje i pozwala sobie pomóc. Tak strasznie śmierdzi alkoholem, że aż pieką mnie oczy. Wkładam ramię pod jej kark i z trudem udaje mi się posadzić ją na sofie. Potem zbieram w sobie wszystkie siły, żeby ją podnieść. Całe szczęście, że jest chętna do współpracy. Zarzucam sobie jej rękę na ramiona i powoli ciągnę ją w stronę korytarza. Teraz jest to dla mnie łatwiejsze niż jeszcze kilka miesięcy temu. Boli mnie myśl, że to może przejść w nawyk.
– Nie powinnaś spać na sofie. – Ganię ją po cichu, widząc, jak trudno jej iść. Na pewno mocno bolą ją plecy.
– Zasiedziałam się – odpowiada i przeżuwa ślinę, jakby zaschło jej w ustach. Kiedy przechodzimy obok mojego pokoju, patrzy na zamknięte drzwi. – Twoja siostra jest w środku? Chcę, żeby poszła do… supermarketu, tak. Nie ma już piwa.
Czuję ukłucie w klatce piersiowej. Jest gorzej, niż sądziłam. Mimo że bardzo się staram, by łzy nie napłynęły mi do oczu, nie daję rady ich powstrzymać. Mrugam, żeby je ukryć, i oddycham z ulgą, kiedy wreszcie wchodzimy do jej sypialni.
Mama opada na łóżko wyczerpana, udaje mi się zdjąć jej buty, a potem przykrywam ją kocem, by nie zmarzła. Na chwilę wychodzę do kuchni po szklankę wody i tabletkę i obie rzeczy zostawiam na szafce nocnej.
– Weź to po przebudzeniu – mówię jej.
Chcę już odejść, ale łapie mnie za rękę. Kiedy się odzywa, oczy ma już prawie zamknięte, a jej głos jest szeptem.
– Dziękuję, Deneb.
Przełykam ślinę.
– Odpoczywaj, mamo.
Wychodzę z pokoju i zamykam za sobą drzwi. W klatce piersiowej wciąż czuję bolesny ucisk, ale nie mam już łez.
Myślę, że część mamy umarła w dniu wypadku. Ta druga część wciąż tu jest i użala się nad sobą. Wcześniej pracowała jako kucharka w barze szybkiej obsługi, ale ją zwolnili, a teraz chce, bym uwierzyła, że szuka pracy, podczas gdy obie wiemy, że tak nie jest. Całe dnie spędza w domu, żyjąc między sofą a łóżkiem. Czasem, kiedy siadamy razem do kolacji, opowiada mi o chłopaku, który doprowadził do wypadku.
Miał dopiero szesnaście lat. Wybrał się ze znajomymi na imprezę. Pił. Sądził, że jest na tyle trzeźwy, by usiąść za kółkiem, i wyjechał na drogę. Jego lekkomyślność wpędziła do grobu jego i jego znajomych. Chciałabym powiedzieć, że mi przykro, bo miał przed sobą całe życie, ale nie czuję niczego. Ten chłopak zniszczył moją rodzinę.
Kiedy to się stało, moja siostra miała tylko dwadzieścia dwa lata. Ona też miała jeszcze wszystko przed sobą.
Gdy zabieram się do sprzątania salonu, trzęsą mi się ręce. Biorę worek na śmieci i wrzucam do niego wszystkie puszki po piwie i resztki przekąsek. Wyłączam telewizor. Potem wracam do kuchni i energicznie myję ręce, jakbym mogła usunąć ze skóry wspomnienia z tego poranka i w ten sposób wyrzucić je z głowy, ale nie jest to możliwe.
Jak głosi legenda, Kasjopeja, królowa Etiopii, była tak piękna i próżna, że uważała się za lepszą od morskich nimf. Wściekły bóg Neptun posłał do jej kraju potwora. Jedynym sposobem na złagodzenie jego gniewu było oddanie potworowi księżniczki Andromedy. Dziewczynę przywiązano do skały na plaży i zmuszono do poddania się karze, na którą nie zasłużyła. Kiedy Andromeda sądziła, że zbliża się jej koniec, usłyszała głośny szum wiatru. Perseusz, półbóg, przybył na swoim skrzydlatym koniu, by ją uratować.
Przypuszczam, że mama i ja przypominamy Andromedę i Kasjopeję, tyle że ona uległa potworowi i tylko ja mogę utrzymać ją na powierzchni. W prawdziwym świecie nie istnieją półbogowie. Nie ma też nikogo, kto przybędzie ci na ratunek.
Przed wyjściem biorę telefon, klucze i trochę pieniędzy, szybko rzucam okiem na zawartość lodówki. Nie miałam ochoty wybierać się do supermarketu, ale zmieniłam zdanie. Potrzebuję wyjść stąd jak najszybciej. Pospiesznie schodzę po schodach z portyku i patrzę w niebo, które zapełniło się chmurami.
Kiedy próbuję otworzyć samochód, uświadamiam sobie, że w nocy zapomniałam go zamknąć, i przeklinam pod nosem. Mieszkamy w małym miasteczku i znamy wszystkich sąsiadów, ale nie lubię grzeszyć pewnością siebie. Wsiadam i uruchamiam silnik. Kiedy patrzę w lusterko wsteczne, żeby ruszyć, zaczynam krzyczeć tak głośno, że mój głos niesie się po całej okolicy.
W moim samochodzie śpi jakiś chłopak.
2
Poznając Liama Harpera
Liam
Wzdycham i mocno ściskam kierownicę. Zaparkowałem przed domem dwadzieścia minut temu i dziwne, że jeszcze nikt nie przyszedł, by mnie stąd wyciągnąć. Muzyka gra tak głośno, że słyszę ją nawet w aucie. Nie muszę się martwić o to, czy hałas przeszkadza sąsiadom. Znając mamę, na pewno zaprosiła całe osiedle.
Rozświetla się ekran telefonu leżącego na siedzeniu pasażera. Adam od rana przysyła mi wiadomości. Nawet ich nie przeczytałem. Tak naprawdę przez cały dzień nie korzystałem z telefonu. Rano go wyciszyłem, uprzedzając nieuchronną lawinę powiadomień, która miała nadejść. Jestem pewien, że tysiące osób wspomniało o mnie na Twitterze i Instagramie.
Liam Harper obchodzi urodziny i jego obserwujący wysyłają mu życzenia ze wszystkich stron świata.
A ja nie czuję nic.
Dziewiętnaście lat to nic wyjątkowego. Kiedy miałem szesnaście, marzyłem, żeby być pełnoletni, bo sądziłem, że stanę się „dorosły” i że moje życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Będę miał więcej swobody, będę się umawiał z dziewczynami, chodził do dyskotek i będę mógł pić alkohol i palić papierosy zawsze, kiedy najdzie mnie na to ochota. Rzecz w tym, że teraz, kiedy już to wszystko robię, moje życie jest tak samo żałosne jak wcześniej. Albo nawet jeszcze bardziej.
W końcu postanawiam odblokować telefon po raz pierwszy tego dnia. Dzięki zrzutom ekranu, które przysłał mi Adam, przekonuję się, że faktycznie, moje nazwisko rządzi na Twitterze. Są setki tweetów z życzeniami. Nie pamiętam, ile ich dostałem w zeszłym roku, ale liczby musiały gwałtownie spaść, bo Adam opatrzył zdjęcie komentarzem pełnym wyrzutu:
„Byłoby ich więcej, gdybyś nie zniknął na cały dzień”.
Nie cierpię tego, że on zawsze ma rację.
Adam wszedł do naszego życia, kiedy mama zatrudniła w swojej firmie nowego dyrektora do spraw komunikacji. Jest projektantką mody i jej marka jest już znana w Anglii i za granicą. Kiedy człowiek znajduje się w centrum zainteresowania, musi dbać o swój wizerunek. Adam miał jej tylko doradzać, a ostatecznie się z nią ożenił.
Teraz jest moim ojczymem. Wciąż pełni także funkcję naszego „agenta”, a od kiedy wyrobiłem sobie nazwisko na YouTubie, nie ma sposobu, żeby zostawił mnie w spokoju. Gdyby to ode mnie zależało, zachowałbym swoją tożsamość w tajemnicy. Chciałbym być zwyczajnym chłopakiem, który wrzuca do internetu różne głupoty, ale raczej nie mogłem na to liczyć. Mama zobaczyła we mnie szansę na poszerzenie grona swoich klientów i od kilku lat wszyscy moi obserwujący wiedzą, że jestem jej synem. Pojawiła się nawet w paru moich filmikach.
Każda plama na moim wizerunku wpłynęłaby negatywnie na jej wizerunek. Właśnie dlatego Adam ciągle mi przypomina, jak mam się zachowywać i czego nigdy, pod żadnym pozorem, nie wolno mi robić. Ma taką obsesję, że aż dziwne, że tak długo zwlekał z wyrzuceniem mi, że moje profile w mediach społecznościowych są martwe od wielu godzin.
Szczerze mówiąc, uśmiechanie się do kamery to ostatnie, na co mam teraz ochotę. Wiem jednak, że nie mam innego wyjścia, więc przeglądam się w lusterku wstecznym i mierzwię dłonią burzę loków. Potem włączam oświetlenie wewnętrzne, biorę telefon i zaczynam nagrywać.
Zajmuje mi to tylko trzydzieści sekund. Jestem już tak przyzwyczajony, że wychodzi dobrze za pierwszym razem. Witam się, dziękuję za wszystkie życzenia i żegnam się z czarującym uśmiechem. Nagranie publikuję na moich stories na Instagramie, a potem wchodzę na Twittera i lajkuję kilka tweetów od moich obserwujących. Wszystkie wydają się jednakowe, więc nie zawracam sobie głowy czytaniem do końca choćby jednego. Jeśli ktoś by się o tym dowiedział, pomyślałby, że jestem dupkiem. No cóż. Miałby rację. Jestem dupkiem i co z tego? Tak wygląda życie w realu. Żadna z tych osób nie zna mnie naprawdę. Po co mieć miliony obserwujących w internecie, skoro jak przychodzi co do czego, czuję się kompletnie samotny?
Jeszcze raz przeglądam się w lusterku, poprawiam kołnierzyk bluzy, zmuszam się do jednego z moich najlepszych uśmiechów i wysiadam z samochodu. Mieszkamy na prywatnym osiedlu w Londynie, mury otaczające posesję są wysokie na ponad dwa metry. Wciąż się zastanawiam, do czego służą, bo nie przeszkodziły w tym, żeby tego wieczoru mój dom zapełnił się obcymi.
Nietrudno jest mi przemknąć niezauważonym. Idę szybko między ludźmi, nie patrząc na nikogo, i wzdycham z ulgą, gdy w tłumie dostrzegam znajomą twarz. To atletycznie zbudowana kobieta, której ramiona są trzy razy szersze od moich. Odpowiada za bezpieczeństwo na wszystkich imprezach mamy. Ponieważ jest ubrana w uniform, bardzo wątpię, by przyszła bawić się na przyjęciu.
– Spóźniłeś się – rzuca z poważną miną, kiedy podchodzę.
Posyłam jej zarozumiały uśmiech.
– Czekanie jest najlepsze.
W środku muzyka gra głośniej. Gdybym to ja organizował tę imprezę, załatwiłbym ekipę oświetleniową, żeby stworzyć lepszy klimat. Mama wolała włączyć żyrandole zwisające z sufitu i nadać przyjęciu bardziej wyrafinowany charakter, co wyraźnie pokazuje, jakie są jej prawdziwe intencje. Moje urodziny to tylko kolejna okazja, żeby zaprosić partnerów biznesowych i influencerów, z którymi mogłaby współpracować w przyszłości.
Zastanawiam się, czy nasi goście też uznają, że impreza jest nudna jak flaki z olejem. Nie dziwi mnie widok telefonów w górze. Zazwyczaj spotkanie z innymi osobistościami znanymi z internetu jest równoznaczne z nagrywaniem nawet najmniejszych szczegółów, żeby potem wrzucić je do sieci. Rozpoznaję twarze kilku znanych youtuberów, do których Adam pewnie poradziłby mi podejść, ale nie jestem w nastroju. Mój salon jest pełen ludzi, a nie widzę żadnego z moich kumpli.
Żadna z tych osób nie przyszła do mnie.
Dawniej wcale bym się tym nie przejął. Liam sprzed roku wszedłby tu, robiąc z siebie błazna, i w mig przekonałby do siebie wszystkich obecnych. Potem wybrałby się z kumplami do dyskoteki, a następnego poranka obudziłby się skacowany w łóżku jakiejś poznanej w nocy dziewczyny. Wróciłby do domu, żeby stanąć przed kamerą i gadać jakieś bzdury, a później cały proces powtarzałby się od początku. Dzień po dniu, dzień po dniu i tak dalej. Aż to wszystko straciłoby sens.
W tym roku moje dziewiętnaste urodziny zbiegły się w czasie ze zgromadzeniem dwunastu milionów subskrybentów na YouTubie. Adam zaproponował, byśmy uczcili to w wielkim stylu, ale stanowczo odmówiłem. Chciałem tylko, żeby przez kilka dni wszyscy zostawili mnie w spokoju, a zamiast tego dostaję tę imprezę.
Chociaż podchodzi do mnie kilku znajomych, nawet się nie zatrzymuję, tylko idę prosto na tylne patio. Wita mnie zimny podmuch, na niebie nie widać ani jednej gwiazdy. Biorę haust świeżego powietrza, jakbym dusił się w środku.
– Teraz raczyłeś się zjawić? – Ktoś wzdycha za moimi plecami. – Palant. Tyle osób całuje ci dupę, że nie zamierzam składać ci życzeń.
Po raz pierwszy tego wieczoru na moich ustach pojawia się szczery uśmiech.
Evan jest moim najlepszym przyjacielem od niepamiętnych czasów. Jesteśmy jak bracia. Był przy mnie, kiedy otworzyłem swój kanał na YouTubie, pojawił się w wielu moich filmikach, a potem postanowił otworzyć własny. Niedawno dobił do siedmiu milionów subskrybentów. Może i jego kanał nie rósł tak szybko jak mój, ale tworzy naprawdę wartościowe treści i jest dumny ze swoich osiągnięć. No i znacznie lepiej ode mnie radzi sobie z tą całą „popularnością”. Z każdym dniem nabieram coraz większej pewności, że jest do tego stworzony.
Odwracam się do niego i pozwalam, by uścisnął mnie tak, że niemal trzeszczą mi kości. Potem odpycham go ze śmiechem i w żartach wymieniamy parę ciosów.
– No i? Jak się czujesz jako dziewiętnastolatek? – pyta, po czym mierzy mnie wzrokiem z góry na dół. – Jestem rozczarowany, stary. Wyglądasz na takiego samego dupka co wczoraj.
– Czułbym się lepiej, gdybyśmy mieli alkohol.
– No jasne, że mamy alkohol. – Łapie mnie za ramię i ciągnie. Kiedy zauważa, że nie przestaję rozglądać się dookoła, dodaje z grymasem: – Wiesz, że bardzo szanuję twoją matkę, ale jej przyjaciele mnie przerażają. Widziałem dziewczynę ubraną jak papuga.
– One się przynajmniej myją.
– Stary, przestań się już czepiać.
Znowu się uśmiecham. Kilka miesięcy temu Evan wymyślił sobie, że przez tydzień nie będzie brał prysznica, a potem nagrał filmik w takim stanie i wrzucił go do internetu. Oczywiście jego obserwującym niezbyt spodobał się ten pomysł.
– A skoro o mojej matce mowa, wiesz, gdzie ona jest? Nie da się jej znaleźć w tym tłumie.
Przyjaciel kręci głową.
– Nie, ale wcześniej widziałem Adama, jak rozmawiał z Michelle.
– No tak – odpowiadam i nagle się spinam. Evan zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny, więc szybko zauważa zmianę mojego nastroju.
– Spróbuj myśleć o czymś innym, okej? Tylko dziś. – Zachęca, uderzając mnie ramieniem. – Baw się, stary. Nie co dzień kończy się dziewiętnaście lat.
Przytakuję roztargniony i pozwalam, żeby poprowadził mnie w stronę basenu. Evan nie przestaje się uśmiechać do gości. Porusza się swobodnie, bo w takich sytuacjach czuje się jak ryba w wodzie. Cieszy się też większą wolnością niż ja. Odkąd przeprowadził się do Londynu na studia, jest panem swojego życia i sam podejmuje decyzje. Naukę łączy z YouTube’em, bo to go uszczęśliwia. A przede wszystkim nikt nie kwestionuje każdej rzeczy, jaką postanawia opublikować, choćby była najbardziej absurdalna.
Pod tym względem się różnimy. Po pierwsze dlatego, że Adam tak mnie ciśnie, że nie mogę nawet odetchnąć. I także dlatego, że w głębi duszy spodziewałem się, że mama się wścieknie, kiedy jej powiem, że chcę rzucić naukę. Ale nie zrobiła tego. Przeciwnie – nawet mnie do tego zachęcała.
Idziemy w stronę sof przy basenie, gdzie zwykle zalegają moi kumple. Zazwyczaj jest nas czterech, ale kiedy tam docieramy, widzimy tylko Maxa. Zrywa się na równe nogi i podchodzi do nas z uśmiechem. Fajnie, że się zjawił, choć tak naprawdę nie łączą nas zbyt bliskie relacje. Ale przynajmniej wiem, że przyszedł tu dla mnie.
– Starzejesz się, co? – mówi na powitanie.
– Dziewiętnaście lat, stary – odpowiada Evan, klepiąc mnie po plecach. – A wydaje się, jakby zaledwie wczoraj wsadzał sobie ołówki do nosa.
Przewracam oczami, a Max uśmiecha się szyderczo.
– Wszystkiego najlepszego, Liam – mówi. – Przytuliłbym cię, ale nie przy ludziach.
Evan kiwa głową z poważną miną.
– Musimy dbać o naszą reputację.
– Walcie się.
Obaj wybuchają śmiechem. Udaję, że się złoszczę, ale tak naprawdę nie mogę powstrzymać uśmiechu. Akurat wtedy, gdy zaczynam odzyskiwać nadzieję na ten wieczór, odwracam się i zauważam ją w tłumie.
Oto kolejny powód, dla którego nie chciałem tu przychodzić.
Michelle i ja poznaliśmy się w zeszłym roku na pewnym evencie. Ona prowadziła relację na żywo na Instagramie, a Evanowi i mnie strzelił do głowy cudowny pomysł, by wydurniać się za jej plecami. Jej obserwujący oszaleli, kiedy poprosiła, bym do niej dołączył i powiedział coś sensownego. Rozeszły się plotki, że ze sobą flirtujemy, i Adam dostrzegł w tym szansę.
Michelle wyrobiła sobie markę w mediach społecznościowych za sprawą cierpliwości i ciężkiej pracy. Chce być projektantką, tak jak moja mama, i na razie zajmuje się w internecie poradami w kwestiach mody. Liczby nie kłamią, jest dobra w tym, co robi. Pewnego popołudnia Adam zaprosił ją do domu i zaproponował nam układ, na który nigdy nie powinienem był się zgodzić.
Żadnych uczuć, żadnego zaangażowania. Prywatnie mieliśmy być przyjaciółmi, ale publicznie mieliśmy udawać parę i zyskać rozpoznawalność dzięki popularności tego drugiego. Nasz plan miał wszystko, by się powieść. Mieliśmy zrewolucjonizować media społecznościowe.
Ale się w niej zakochałem.
A Michelle zaczęła się spotykać z jednym z moich najlepszych kumpli.
Kiedy widzę, że idzie w moją stronę w sukience według jednego z najnowszych projektów mamy, czuję, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Każdy zwróciłby uwagę na to, jak sukienka dopasowuje się do jej cudownych kształtów, ale ja nie odrywam wzroku od jej oczu. Staje przede mną z uśmiechem.
– Wszystko mi jedno, ile masz lat, zawsze będziesz knypkiem. Wiesz o tym, prawda? – pyta w żartach.
Zakrawa na ironię, że mówi do mnie w taki sposób, biorąc pod uwagę, że jestem od niej wyższy o jakieś dwadzieścia centymetrów. Ale nie wspominam o tym.
– Jesteś tylko o rok starsza, a już uważasz się za dojrzalszą.
– O dojrzałości porozmawiamy wtedy, gdy przestaniesz walić pięściami w ścianę jak jakiś troglodyta.
Powstrzymuję uśmiech.
– Wiesz, że tego nie robię.
– Wszyscy to robicie.
Spodziewa się, że zaprzeczę, ale chociaż nie ma racji, postanawiam odpuścić.
– Przepraszam, co powiedziałaś? – pytam ironicznie, podnosząc rękę do ucha. – Życzysz mi wszystkiego najlepszego? Och, dzięki, Michelle, jesteś bardzo miła.
Popycha mnie ze śmiechem.
– Nie potrzebujesz więcej życzeń.
Wzruszam ramionami.
– Życzeń nigdy za wiele.
Przez kilka chwil patrzymy na siebie w milczeniu, aż w końcu ona się uśmiecha i wyjmuje z torebki telefon. Odwracam wzrok, nagle czuję zakłopotanie. Dobrze wiem, co się zaraz wydarzy.
– Instagram? – sugeruje Michelle. Udaję, że mnie to nie rusza, i zachowuję się jak gdyby nigdy nic.
– Tylko żebym ładnie wyszedł.
Oczywiście. Michelle jest prawdziwą ekspertką. Staje obok mnie, kładzie moją rękę na swoich ramionach i daje mi buziaka w policzek, by zrobić zdjęcie. Uśmiecham się, nie patrząc w kamerę, żeby wyglądało naturalniej. Kiedy już jest gotowe, odsuwa się, nie odrywając wzroku do telefonu.
– Przystojniak – mówi żartobliwym tonem. Pisze coś, a potem pokazuje mi fotkę. – Jest okej?
Staram się, żeby moja mina nie zdradziła huraganu emocji, które miażdżą moją klatkę piersiową. Po prostu przytakuję i usiłuję nie przywiązywać wagi do tego, co napisała u góry, bo wiem, że tak naprawdę wcale tak nie czuje.
„Szczęśliwej dziewiętnastki, skarbie. Kocham cię”.
Wtedy zjawia się Max i obejmuje ją od tyłu. Michelle się wzdryga i nerwowo rozgląda dookoła, czy przypadkiem ktoś na nas nie patrzy. Jestem ciekaw, jak on się z tym wszystkim czuje. To nie może być nic przyjemnego, kiedy twoja dziewczyna udaje, że spotyka się z jednym z twoich kumpli. Muszą trzymać swój związek w tajemnicy, bo gdyby to wyszło na jaw, zrobiłby się wielki skandal. „Tylko u nas: Liam Harper zdradzony przez swoją dziewczynę i przez najlepszego przyjaciela!”
Oni idą razem do domu, a ja siadam z Evanem, który świetnie mnie zna i od razu podaje mi drinka. Wypijam jednym haustem i krzywię się, gdy alkohol przelatuje mi przez gardło. Potem rozglądam się i uświadamiam sobie, że oszukuję samego siebie. Nie mogę już dłużej.
To wszystko, moje życie, to przesada. Impreza, moja matka, Adam, Michelle, Max, dwanaście milionów subskrybujących, którzy oczekują, że codziennie będę wrzucał filmiki, zdjęcie, na którym Michelle kłamie, pisząc, że mnie kocha, tysiące tweetów z życzeniami, których i tak jest za mało, to, że brak mi pomysłów, a przede wszystkim świadomość tego, że w niczym nie przypominam już chłopaka, który rok temu uśmiechał się do kamery.
Spełniłem wszystkie swoje marzenia.
I jestem cholernie nieszczęśliwy.
To, co wcześniej było moją pasją, zamieniło się w koszmar.
Evan jest jedyną osobą, z którą się żegnam przed wyjściem z ogrodu. Idę do kuchni i biorę butelkę wódki. Po chwili flaszka leży na tylnym siedzeniu auta, a ja po prostu jadę przed siebie. Wybiorę się do jakiegoś hotelu. Albo gdziekolwiek. Byle tylko z dala od świata. Evan ma rację: powinienem o wszystkim zapomnieć i dobrze się bawić, przynajmniej tego wieczoru.
Życie Liama Harpera może zaczekać do jutra.
Ostatecznie nie co dzień kończy się dziewiętnaście lat.
3
Intruz
Maia
No to świetnie. Może on nie żyje.
Przyklejam nos do szyby i staram się coś dojrzeć. Wysiadłam z samochodu tak szybko, że nie przyjrzałam się intruzowi. Tak się wystraszyłam, że teraz serce wali mi jak młot i mam przyspieszony oddech. Próbuję się uspokoić, bo w miarę możliwości muszę działać rozsądnie.
Nie chcę się chwalić, ale mam mocne płuca, więc mój krzyk musiał był słyszalny w całej okolicy. Dlatego dziwię się, że koleś nawet nie drgnął. Przychodzą mi do głowy tylko dwie możliwości: albo nie żyje, albo jest nieprzytomny, i szczerze mówiąc, nie wiem, która z nich jest gorsza. Martwe ciało znalezione w samochodzie w sobotni poranek to jak scena wyjęta prosto z horroru, zgoda, ale co, jeśli się obudzi i okaże się niebezpieczny?
Szyby są matowe i widzę tylko samą postać. Wygląda normalnie, nie jest ani zbyt krępy, ani wyjątkowo chudy, na pewno dość wysoki, bo jest oparty o przeciwległe okno, a jego długie nogi zajmują całe siedzenie. Nie rusza się ani o milimetr i możliwe, że nie oddycha. Wcześniej myślałam o tym, by zadzwonić na policję, ale mieszkam w małej miejscowości i nie wiem, ile zająłby im przyjazd. Szkoda, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby mi pomóc. Okolica jest pusta. Przypuszczam, że sąsiedzi dalej śpią. Kto to wie.
Przełykam ślinę i wizualizuję sobie to, co zamierzam zrobić.
Starając się nie hałasować, otwieram drzwi samochodu. Chłopak porusza się we śnie. Wstrzymuję oddech. Na szczęście od razu zaczyna chrapać, jak gdyby nigdy nic. Jestem tak przyzwyczajona do tego zapachu, że wyczuwam go dopiero po dłuższej chwili. On nie jest nieprzytomny, a tym bardziej martwy. Po całych nocach serwowania drinków woń wódki rozpoznam wszędzie.
Koleś jest pijany jak bela.
Nachylam się, by przyjrzeć mu się dokładniej, i przełykam ślinę. Cholera. Na pewno jesteśmy w podobnym wieku. W sierpniu skończyłam osiemnaście lat, a ten chłopak jest co najwyżej rok albo dwa lata ode mnie starszy. Każdy by zauważył, jaki jest przystojny. Na głowie ma pełno ciemnych, dzikich loków, które opadają mu na czoło, przez co nie mogę zobaczyć oczu; ma prosty nos i ostre rysy.
Masa emocji zagnieżdża się w moim brzuchu. Szybko odwracam wzrok. Dobra, powinnam skupić się na tym, co ważne.
Jak, do cholery, ten koleś znalazł się w moim samochodzie?
Oraz, co jest jeszcze pilniejsze: jak mam go stąd wyciągnąć?
Ten chłopak o wzroście metr osiemdziesiąt, który nie przestaje chrapać w moim samochodzie, kompletnie pokrzyżował mi plany. Powinnam już być w supermarkecie. Patrzę na niego, przygryzając wargę, i zastanawiam się, czy mam go obudzić, czy nie. Ma na sobie dżinsy, które idealnie leżą na biodrach, i bluzę z kapturem. Ale to, że podoba mi się jego styl ubierania (i że jest przystojny), wcale nie oznacza, że jest nieszkodliwy.
Przysuwam się, żeby lepiej mu się przyjrzeć. Wtedy znajduję odpowiedź na wszystkie moje pytania, mam ją tuż przed moimi oczami: jego telefon.
Zasnął, trzymając go w dłoni. Jego ręka jest ułożona w taki sposób, że telefon leży na zagłówku. Najlogiczniej byłoby wyjąć go od strony bagażnika, ale zamek zaczął szwankować w zeszłym tygodniu, więc nie chcę ryzykować. Zaciskam usta. To fatalny pomysł, ale nie mam innego wyjścia. Tak czy inaczej, chyba ma twardy sen. Przy odrobinie szczęścia nie obudzi się.
Dam radę.
Nie zastanawiam się dłużej i wsadzam nogę do środka. Nabieram powietrza i odpycham się, aż znajduję się na siedzeniu. Umieszczam kolano między jego rozłożonymi nogami i nakazuję sercu, by się uspokoiło, bo zaraz wyrwie mi się z piersi, a jednocześnie wyciągam się, jak tylko mogę, żeby dosięgnąć telefonu. Kiedy muskam go opuszkami palców, zdaje mi się, że słyszę chór śpiewający Hallelujah.
Nagle Pan Pijany porusza się we śnie, a jego ręka opada pod własnym ciężarem i ląduje obok mojego kolana. Podskakuję tak, że uderzam głową o sufit samochodu. Choć zrobiłam sobie krzywdę, ledwo czuję ból, bo w tej chwili nie myślę jasno. Jestem uwięziona między jego kończynami i wpadam w panikę. Muszę się stąd wydostać. Natychmiast. Cofam się niezdarnie, opierając rękę gdzie popadnie, bez zastanowienia. Kiedy wreszcie mam nogi na ziemi, zamykam drzwi z hukiem.
Czuję, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi.
Cholera, cholera, cholera.
Wszystko przez głupi telefon.
Daję sobie kilka chwil na złapanie oddechu, a potem włączam urządzenie. Trzęsą mi się ręce. Wyskakuje powiadomienie, bo ma prawie dwadzieścia nieodebranych połączeń, ale nie będę mogła sprawdzić, kto dzwonił, dopóki nie wstukam hasła. Muszę znaleźć kontakt pod nazwą „mama” albo „tata”, żeby zadzwonić i zapytać, kto to w ogóle jest i dlaczego znalazł się w moim samochodzie.
Próbuję kilku absurdalnych kombinacji, jak poczwórne zero albo „jeden, dwa, trzy, cztery”. Wszystkie są niepoprawne i w końcu blokuję kartę. Klnę. Czekam niecierpliwie, aż minie dwadzieścia pięć sekund, kiedy nagle ekran staje się czarny.
Próbuję włączyć ponownie, ale to na nic. Bateria rozładowana. Ekstra.
Gdyby nie wyglądał na drogi, rzuciłabym tym złomem o ścianę.
Zaciskam powieki i próbuję zachować spokój. Znowu przytrzymuję przycisk zasilania, modląc się, żeby zadziałał. Akurat wtedy słyszę stukanie w szybę i ze strachu telefon o mało nie wylatuje mi z rąk. Odwracam się z sercem w gardle.
Już nie śpi.
Panika miażdży mi płuca. Cofam się kilka kroków, nie spuszczając wzroku z auta. Znowu stuka w szybę, coraz bardziej ponaglająco, ale ja się nie ruszam – jedynie przełykam ślinę. Podczas gdy on może mnie dokładnie widzieć, ja z trudem dostrzegam jego twarz. Próbuje otworzyć drzwi, ale nie udaje mu się to, a ja zaczynam przeklinać samą siebie. Nie pamiętam, żebym go zamykała.
Najpierw w moim samochodzie był śpiący chłopak, a teraz jest uwięziony.
Sytuacja robi się coraz gorsza.
On powoli opuszcza szybę.
– Wypuścisz mnie?
Wzdrygam się, słysząc jego głos.
Jest głęboki i szorstki. Czuję, że żołądek wywraca mi się na drugą stronę, ale dochodzę do wniosku, że to przez tę całą absurdalną sytuację. Jego duże niebieskie oczy patrzą na mnie z niecierpliwością. Choć otwieram usta, nie mam pojęcia, co powiedzieć, i tylko potrząsam głową. On wzdycha. Dosłownie chwilę potem odpycha się rękami, żeby wyjść przez okno.
O. Mój. Boże.
Cofam się tak szybko, na ile pozwalają mi nogi. To zwinny chłopak, ale jest jeszcze pod wpływem alkoholu. Kiedy stawia stopy na ziemi, zatacza się i chwyta się samochodu, żeby się nie przewrócić. Zgina się wpół i kładzie sobie dłonie na skroniach. Boli go głowa. Innymi słowy: ma kaca.
– Kim jesteś? – wypalam bez zastanowienia.
Nie wiem, jakim cudem wydusiłam te słowa. Nie chcę, by wiedział, że mnie onieśmiela, więc zakładam ręce na piersi i marszczę czoło, czekając na odpowiedź. Pan Pijany patrzy na mnie z grymasem.
– Co?
Zaczynam się coraz bardziej niecierpliwić.
– Zapomniałeś, jak się nazywasz?
– My się znamy? – pyta, prostując się z trudem.
Rzeczywiście, jest ode mnie wyższy o jakieś dziesięć centymetrów. Brodę nadal trzymam wysoko, aby pokazać pewność siebie. Nie przestaję tupać nogą, ale przy odrobinie szczęścia może tego nie zauważy.
– Spałeś w moim samochodzie – przypominam mu, wskazując głową pojazd. – Tak więc to ja zadaję tu pytania.
Tak mocno marszczy czoło, że cała jego twarz się ściąga. Patrzy na auto, a potem na mnie i powtarza tę sekwencję kilka razy.
– W twoim samochodzie? – dziwi się. Przytakuję, jakby to było oczywiste, a on łapie się za głowę. – Szlag, co ja, do cholery, robiłem w nocy?
Postanawiam opuścić nieco gardę. Wydaje się tak zdezorientowany, że trudno mi uznać go za zagrożenie. Obserwuję go w milczeniu, aż opuszcza ręce i pyta:
– Byłaś ze mną?
– Nie, nawet nie wiem, kim jesteś.
Przytakuje, nie zwracając na mnie większej uwagi.
– Możesz mi powiedzieć, gdzie jesteśmy?
Dlaczego wcześniej na to nie wpadłam? On nie jest stąd. Znam wszystkich mieszkańców tego zadupia. Gdyby mieszkał tu ktoś choćby w najmniejszym stopniu do niego podobny, przypomniałabym sobie.
– Milnrow. – Nie reaguje, więc dodaję: – Anglia.
– Raczej trudno byłoby mi wyjechać z kraju.
Wkurzam się, bo to był sarkazm. Przewracam oczami i usiłuję zachować dystans. On tymczasem przeszukuje kieszenie. Klnie pod nosem.
– Zgubiłem telefon.
– Tutaj jest.
Ignoruję jego spojrzenie, w którym widać mieszankę dezorientacji i wyrzutu, i podaję mu go. Jego palce przypadkowo muskają moje, co sprawia, że natychmiast się odsuwam. Na szczęście jest zbyt skoncentrowany na włączeniu telefonu, by to zauważyć. Szybko się przekonuje, że jest rozładowany, i prycha wkurzony.
Powinnam mu powiedzieć, że ma ze dwadzieścia nieodebranych połączeń, ale nie chcę, by wiedział, że węszyłam.
– Szlag. – Podnosi wzrok. – Nie masz przypadkiem ładowarki?
Uciekam wzrokiem, bo nie czuję się swobodnie, patrząc mu w oczy. Ale tylko pogarszam sytuację, bo nagle zerkam na jego szerokie ramiona, a kiedy moje spojrzenie wędruje dalej w dół i napotyka pasek w dżinsach, które niebezpiecznie przylegają do jego bioder, czuję, że mam sucho w ustach.
Wzdrygam się i pospiesznie myślę o czymś innym. Mój głos staje się jeszcze bardziej oschły, o ile to w ogóle możliwe.
– Nawet nie wiem, kim jesteś. Masz mi wyjaśnić, co, do cholery, robiłeś w moim samochodzie.
Obserwuje mnie w milczeniu przez kilka długich sekund i obawiam się, że zauważył, jak lustrowałam go od stóp do głów. Ale tylko potrząsa głową.
– Niczego nie pamiętam. – Nagle na jego twarzy pojawia się zdziwienie i chłopak marszczy czoło. – Chwila, co powiedziałaś?
– Zapytałam, co robiłeś w moim samochodzie.
– Nie, wcześniej.
– Chcę wiedzieć, kim jesteś.
Teraz wygląda na jeszcze bardziej zaskoczonego.
– Nie wiesz, kim jestem? – pyta, przyswajając tę wiadomość ze zdumieniem, a potem kręci głową, jakby nie dopuszczał takiej możliwości. – Słuchaj, jeśli udajesz, że mnie nie znasz, żeby mnie nie przestraszyć, to lepiej, żebyś wiedziała, że…
Zauważa zmianę w moim wyrazie twarzy i nie kończy zdania. Patrzę na niego z niedowierzaniem. O co mu chodzi?
– Udaję? – powtarzam. Wydaje mi się to tak surrealistyczne, że trudno mi w to uwierzyć. Moglibyśmy dalej tak dyskutować, ale po co? Wysiadł już z mojego samochodu. Już nic więcej od niego nie potrzebuję. – Wiesz co? Nieważne. Tylko tracę przez ciebie czas.
Rozmawiamy zaledwie kilka minut, a już jestem w złym humorze. Oczywiście traci na atrakcyjności, gdy tylko otworzy usta. Postanawiam, że to absurdalne zdarzenie musi się tu zakończyć, i omijam go, idąc do drzwi od strony kierowcy.
Kiedy łapie mnie za ramię, serce zaczyna mi walić jak młot.
– Czekaj – prosi, ciągnąc mnie, abym się odwróciła. – Potrzebuję pomocy, okej? Nie wiem, gdzie jestem ani jak się tu dostałem. Mam rozładowany telefon i…
– To nie mój problem.
Szarpię ramieniem, żeby mnie puścił. Na dziś już mi wystarczy. On jednak nie zamierza się poddać. Otwieram drzwi samochodu, a on zamyka je ponownie.
– Potrzebuję tylko ładowarki. Wykonam jeden telefon i spadam.
Mam złe przeczucia. Musi wyczuwać, że znowu odmówię, bo podnosi ręce i dodaje:
– Jestem niegroźny. Możesz mnie przeszukać, jeśli chcesz.
Tak jak myślałam, to dupek.
– Wypróbuj ten numer na moich sąsiadach. Na pewno będziesz miał więcej szczęścia.
Im szybciej odjadę, tym szybciej dotrę do supermarketu, a potem będę mogła znowu zamknąć się w swoim pokoju. Otwieram drzwi, ale on znowu je zamyka. Moja cierpliwość jest na wyczerpaniu. Odwracam się do niego, powstrzymując chęć rozwalenia mu głowy o szybę. On jednak nic sobie z tego nie robi. Podaje mi rękę.
– Jestem Liam. – Milknie. – Harper.
Nie wiem, czy oczekuje, że zareaguję w jakiś szczególny sposób, ale zakładam ręce na piersi i tylko patrzę na jego wyciągniętą dłoń.
– Proszę – dodaje ciszej.
Czuję ukłucie litości. To jasne, że ani myśli się poddawać, i chociaż działa mi na nerwy, skończymy to wcześniej, jeśli przestaniemy przerzucać się słowami. Przytakuję i podejmuję decyzję, choć wiem, że będę jej żałować.
– Dziesięć minut. – W końcu ustępuję. – I ani minuty więcej.
Kiedy na niego spoglądam, widzę, że na jego twarzy coś się zmieniło. Nie wiem, kim on jest, ale zastanawiam się, czy istnieją gwiazdozbiory inspirowane takim uśmiechem jak ten jego.
4
Nazwa gwiazdy
Liam
Do głowy przychodzą mi tylko dwa wyjaśnienia tego, co się dzieje: albo ta dziewczyna świetnie gra, albo nie ma zielonego pojęcia, kim jestem.
Stanowczo odrzucam myśl, że może chodzić o to drugie.
Czekam w milczeniu, podczas gdy ona walczy z zamkiem w drzwiach swojego domu, i korzystając z okazji, że na mnie nie patrzy, przyglądam się jej uważnie. To drobna brunetka z włosami obciętymi na wysokości ramion. Wcześniej byłem zbyt zaspany, żeby zwrócić na to uwagę, ale kiedy wreszcie udaje jej się otworzyć drzwi, wchodzi pierwsza i wskazuje, bym ruszył za nią – wtedy wlepiam w nią wzrok i nagle uznaję, że nie tylko jest całkiem niezła. Jest więcej niż świetna.
– Pospiesz się z łaski swojej – wypala, nie patrząc na mnie.
Jej wrogi ton zmusza mnie do ruszenia z miejsca.
Dom jest mały i pachnie środkiem dezynfekującym, jakby ktoś właśnie zrobił tu gruntowne porządki. Za bardzo boli mnie głowa, bym zwracał uwagę na szczegóły, ale na pierwszy rzut oka widać, że to miejsce w niczym nie przypomina naszej willi. Jak ona powiedziała – że gdzie jesteśmy? Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek słyszał nazwę tego zadupia.
Szlag. Co ja, do cholery, robiłem w nocy?
Pamiętam, że widziałem Michelle i Maxa razem na imprezie i że potem wsiadłem do samochodu z butelką wódki. Pojechałem za miasto, zaparkowałem na jakiejś pustej działce i zacząłem pić, aż wszystko wokół zrobiło się zamazane. To, co się stało później, to jedna wielka zagadka. W jakiś sposób wylądowałem w samochodzie nieznajomej z niezłym charakterkiem, która teraz prowadzi mnie, jak sądzę, do swojego pokoju.
Pomieszczenie jest dość spore, biorąc pod uwagę wielkość reszty domu. Są tu dwa identyczne łóżka stojące przy bocznych ścianach, ale – podczas gdy jedno jest niezasłane – wydaje się, że na tym drugim od dawna nikt nie spał. Jednak ogólnie rzecz biorąc, panuje tu porządek, co z jakiegoś powodu w ogóle mnie nie zaskakuje. Podnoszę wzrok na sufit i uświadamiam sobie, że jest pełen plastikowych gwiazd.
Wow. Niezła ekscentryczka.
– Przytulnie – rzucam, bo chcę być miły.
Odburkuje coś w odpowiedzi. Zostaję przy drzwiach, a ona przeszukuje szuflady szafki nocnej. Nie chcę kusić losu, więc trzymam oczy z dala od niej. Żeby zająć się czymś innym, wyglądam na korytarz. Są tu jeszcze dwa pokoje, ale oba zamknięte i wszędzie panuje cisza jak makiem zasiał. Zastanawiam się, czy mieszka sama.
Ile może mieć lat? Wystarczająco, żeby się uniezależnić? Dociera do mnie, że nie znam też jej imienia. Szlag, nie jestem nawet pewien, czy jest pełnoletnia. Dla dobra nas obojga będzie lepiej, jak się wreszcie skupię.
– Mam. – Jej głos przywraca mnie do rzeczywistości.
Podaje mi białą ładowarkę. Patrzę na dziewczynę i widzę jej ciemne oczy, zapadnięte policzki i te pełne wargi. Przygląda mi się niecierpliwie, więc pospiesznie biorę ładowarkę.
– Dzięki.
Wskazuje jakiś punkt za mną.
– Tam możesz podłączyć.
Podłączyć. No jasne. Ładowarki się podłącza.
– Masz aspirynę? – pytam ledwo żywy. – Zaraz pęknie mi głowa.
To ryzykowny krok, ale nie mogę już dłużej wytrzymać. Ona zakłada ręce na piersi i patrzy na mnie podejrzliwie.
– Potrzebuję czegoś, co pomoże na kaca. – tłumaczę.
– Wystarczy nie pić.
– Bardzo śmieszne.
– Miało być dziesięć minut, zostało ci już tylko siedem – przypomina mi oschłym tonem.
Nie cierpię przegrywać na argumenty, ale trzymam gębę na kłódkę. Muszę się jak najszybciej dowiedzieć, w jaki sposób się tu znalazłem, a przede wszystkim, jak wrócić. Adam pewnie odchodzi od zmysłów. Znikam w swoje urodziny bez słowa wyjaśnienia? W jego oczach to tak, jakbym popełnił zbrodnię.
Odwracam się w poszukiwaniu gniazdka i opieram się pokusie, by na nią spojrzeć, gdy słyszę jakiś szmer za plecami. Potem wyjmuję z kieszeni telefon i próbuję go podłączyć. Wygląda jednak na to, że dziś rano los obrócił się przeciwko mnie, bo ładowarka się nie nadaje.
Mam przesrane.
Co ja teraz zrobię?
Zasłaniam gniazdko ciałem i udaję, że używam telefonu, tylko po to, żeby zyskać na czasie, chociaż ona wcale na mnie nie patrzy. Wbija wzrok w gwiazdy na suficie. Jeśli chcę, żeby mi pomogła, muszę szybko coś wymyślić, bo zaraz po prostu wyrzuci mnie stąd na kopach. Wkurza się za każdym razem, gdy otwieram usta.
– No i? – pyta po kilku sekundach.
Biorę się w garść, a potem się odwracam i oddaję ładowarkę.
– Nie pasuje.
Na początku jest zaskoczona, ale wyraz jej twarzy ulega zmianie, kiedy widzi mój telefon. I nagle, zamiast złości, dostrzegam zawstydzenie, jakby to była jej wina, że nie ma specjalnej ładowarki do telefonów z najwyższej półki.
Jej głos brzmi jednak równie lodowato i sarkastycznie jak wcześniej:
– Szkoda. Wygląda na to, że nie będę mogła ci pomóc.
– Nie mam dokąd pójść. – Brzmię tak desperacko, że współczuję sam sobie. Kiedy na mnie spogląda, w jej oczach dostrzegam wahanie. Tymczasem w skroniach nadal czuję przeszywający ból. – Potrzebuję aspiryny. Proszę.
Na szczęście ustępuje. Pokazuje, żebym usiadł, a sama wychodzi z pokoju. Kiedy po chwili wraca z tabletką i szklanką wody, wymyka mi się westchnienie ulgi. Łykam bez zastanowienia.
– Lepiej?
Zanim zadziała, musi minąć trochę czasu, ale i tak odpowiadam:
– Dzięki.
– Przykro mi, że moja ładowarka się nie nadaje. Mam tylko taką.
Bierze ode mnie szklankę, stawia ją na szafce nocnej i siada na łóżku w bezpiecznej odległości. Możliwe, że jest skłonna pomóc mi bardziej, niż mi się wydaje.
– Możesz mi przypomnieć, jak się nazywa ta miejscowość? – pytam.
– Milnrow.
– Gdzie to dokładnie jest? – pytam z zamkniętymi oczami. Podnoszę ręce do skroni i błagam, by aspiryna zadziałała jak najszybciej.
– Pół godziny jazdy z Manchesteru i jakieś czterysta kilometrów od stolicy.
Gwałtownie podnoszę głowę.
– Co? Ile kilometrów od Londynu?
Jak ja się, do cholery, tu znalazłem?
Nieznajoma chyba czyta w moich myślach, bo jej twarz się spina.
– Jechałeś autostradą prawie czterysta kilometrów po pijaku? – Jej głos jest pełen wyrzutu. Wygląda tak, jakby za chwilę miała mnie walnąć pięścią w twarz.
– Gdybym przyjechał własnym samochodem, nie wylądowałbym w twoim.
To jest tak logiczna odpowiedź, że dziewczyna się uspokaja. Chowa pazury, choć nadal jest podejrzliwa.
– Co dwa dni jeździ tędy nocny autobus. Przystanek jest kilka ulic dalej. Chyba udało nam się rozwiązać zagadkę.
Czuję, że wszystko wokół wiruje. Nie pamiętam, żebym wsiadał do czyjegoś samochodu, ale nie pamiętam też, żebym kupował bilet na autobus. O czym ja myślałem? Cóż, okej, tak naprawdę wiem, o czym myślałem: chciałem się znaleźć możliwie najdalej od matki, Adama i reszty mojego życia.
Nie sądziłem, że Pijany Liam potraktuje to aż tak dosłownie.
– Skoro mieszkasz w Londynie, a znalazłeś się tutaj, to powinieneś zadzwonić do swoich rodziców. Pewnie się martwią – odzywa się nieznajoma.
Niemal śmieję się gorzko. Mama się o mnie martwi? A to dobre. Adam na pewno teraz histeryzuje, ale nie dlatego, że go obchodzę, tylko dlatego, że nie może mnie pilnować i ma świadomość, że każde z moich działań moje zaszkodzić wizerunkowi matki. W każdym razie ona ma rację. Powinienem do nich zadzwonić i choć raz w życiu mogliby zadać sobie trud bycia rodzicami.
Kłopot w tym, że nie wiem, jak im wyjaśnić, co się stało. Nie mogę im przecież powiedzieć, że w nocy wypiłem tyle, że wsiadłem do autobusu jadącego donikąd. Oszaleliby. A poza tym wcale ich nie potrzebuję. Nauczyłem się sam rozwiązywać swoje problemy. Znajdę jakiś sposób, żeby wrócić. I skontaktować się z Evanem, żeby mnie krył.
– Możesz mnie podrzucić na przystanek? – pytam. – Powinienem jak najszybciej wrócić.
Mruga, jakbym sobie z niej żartował.
– Już ci powiedziałam, autobus jeździ co dwa dni. Jesteśmy na zadupiu. I jest sobota. Nikt nie chce przyjeżdżać do Milnrow w zwykły dzień, a co dopiero w weekend.
Jej odpowiedź jest jak cios w brzuch.
– To co mam zrobić? Czekać tu, aż przyjedzie następny autobus?
– Mowy nie ma. Miało być dziesięć minut, a siedzisz tu już piętnaście. Robię ci przysługę. – Znowu ten wrogi ton. Chyba zauważa, że nie jestem w nastroju do kłótni, bo milknie, a potem odzywa się łagodniejszym głosem. – W każdym razie po co tu przyjechałeś? Uciekałeś przed czymś? Masz problemy z rodzicami?
Obserwuję ją przez chwilę. Na jej twarzy szukam oznak, że kłamie, ale nie znajduję niczego. A więc to wszystko na serio?
– Naprawdę nie wiesz, kim jestem?
Moje pytanie kolejny raz wytrąca ją z równowagi.
– Wiem tylko tyle, że masz na imię Sean.
– Liam.
– Nieważne.
– Harper. Nazywam się Liam Harper. – Liczę, że zareaguje, słysząc nazwisko mojej matki, ale ona pozostaje niewzruszona. Wzdycham zmęczony. – Wygląda na to, że na zadupie nie dociera też internet.
Mój nagły atak ją zaskakuje.
– Tylko ja mogę się czepiać mojego miasteczka – mówi ostrzegawczo.
– Raczej wioski.
– Mogło być gorzej.
Patrzę na nią i się nad tym zastanawiam.
– Tak, masz rację.
Cisza. Nie odwraca wzroku, ale umiem wyczuć, kiedy denerwuję jakąś dziewczynę, i chociaż ona próbuje to ukryć, jest jasne, że moja obecność ją drażni. Mimo to twierdzi, że nie ma pojęcia, kim jestem. To może być moja przewaga, więc postanawiam zaoszczędzić sobie szczegółów:
– Nie uciekam. Nawet nie wiem, jak tu dotarłem. Ale muszę wrócić do domu, zanim rodzice się dowiedzą, że mnie nie ma. Mówisz, że przez najbliższe dwa dni nie będzie żadnego autobusu, a nie zamierzam tyle czekać, więc jako jedyna możesz mi pomóc.
Unosi brwi. Okej, jeszcze mnie nie wywaliła, więc gratuluję sobie krótkiej, lecz skutecznej przemowy.
– Ja? – Dziewczyna dziwi się, nie wiedząc, do czego zmierzam.
– Chcę, żebyś zawiozła mnie do Londynu.
Bezpośrednio i bez znieczulenia. Odpowiada automatycznie:
– Nie.
– No weź, nie mam jak wrócić – mówię i wstaję, ale wciąż zachowuję dystans.
– To nie mój problem. Mam coś do załatwienia, a przez ciebie tylko tracę czas.
Szlag. Muszę ją przekonać, zanim powie, że mam sobie iść. Szybko rozglądam się po pokoju w poszukiwaniu inspiracji, ale jedyne, co widzę, to notatniki na biurku.
– Wynagrodzę ci to. – Próbuję dalej, choć jeszcze nie wiem, jak miałbym jej się odwdzięczyć.
– Nie jestem zainteresowana.
– Mogę zapłacić.
Proponuję to niemal automatycznie, bo już się przekonałem, że ludzie dla pieniędzy zrobią wszystko. Patrzy na mnie podejrzliwie.
– Nie opłaci mi się, jeśli pokryjesz tylko koszty paliwa.
– Dałbym ci więcej. Pieniądze to nie problem.
Czuję odrobinę nadziei, widząc wahanie w jej oczach. Zastanawiam się, na co przeznaczy te pieniądze. Pozwoli sobie na jakąś zachciankę czy naprawdę potrzebuje tej kasy?
– Ile? – pyta.
– A ile chcesz?
– Czterysta.
– Trzysta pięćdziesiąt.
– Mógłbyś zamówić taksówkę i jeszcze by ci zostało.
– Bierzesz czy nie?
– Czterysta. – Upiera się przy swojej stawce, zakładając ręce na piersi. – Albo przez najbliższe dwa dni będziesz spał na przystanku.
Oczekuje, że będę protestował, ale mam związane ręce. Więc chowam dumę do kieszeni i się zgadzam.
– W porządku, niech będzie czterysta.
Nie wygląda jednak na zbyt przekonaną. Daję jej kilka sekund na zastanowienie. Kiedy przygryza wargę, mój wzrok pada na jej usta, a potem przesuwa się niżej. Nie przypomina Michelle, ale podoba mi się. Nie umiałbym powiedzieć, czy jest w moim typie, bo chyba nie mam żadnego określonego typu, ale każdy by zauważył, że jest ładna. Wygląda naprawdę świetnie. Zmuszam się do odwrócenia wzroku tylko dlatego, że wymaga tego sytuacja.
– Muszę wrócić do domu przed nocą – mówi po dłuższym namyśle.
– Pojedziemy od razu do Londynu. Zdążysz.
– Okej. Umowa stoi.
Uf, kamień z serca. Może przy odrobinie szczęścia zdołam ją jeszcze przekonać, żeby pożyczyła mi telefon, bym mógł zadzwonić do Evana. Wszystko idzie jak po maśle, ale jest jedna kwestia.
– Masz prawko? – pytam.
– Słucham?
– Wiem, że wiele szesnastolatek jeździ bez.
– Mam osiemnaście lat, dupku – wypala. – I nigdy nie prowadziłabym bez dokumentów.
Ukrywam uśmiech. Świetnie. Jest pełnoletnia.
Patrzy mi prosto w oczy, ale po chwili się odwraca i szuka swojego telefonu oraz kluczy. Chyba naprawdę się przy mnie denerwuje. Milczę, aż ponownie odwraca się w moją stronę.
– Powinniśmy już jechać – mówi, nie patrząc wprost na mnie.
– A ty powinnaś powiedzieć mi, jak masz na imię. Jeśli mnie porwiesz i cię złapią, policja będzie chciała informacji.
Chciałem ją rozbawić, ale jeszcze się opiera. Przygląda mi się nieufnie i odpowiada:
– Mam na imię Maia.
Maia. Podoba mi się.
– To nazwa gwiazdy – zauważam.
– Lubisz astronomię? – pyta zaskoczona.
Kilka miesięcy temu Michelle adoptowała kotkę i pomagałem jej wybrać imię. Przekopałem cały internet w poszukiwaniu tych najładniejszych i „Maia” znajdowała się wśród moich propozycji. Nie będę jej opowiadał całej historii, więc tylko wzruszam ramionami.
– Coś w tym stylu – odpowiadam krótko.
Nie pamiętam, jakie imię wybrała w końcu Michelle, ale mam nadzieję, że nie to. Za każdym razem, gdy je usłyszę, na pewno będę przypominał sobie o tej dziewczynie.
5
Podróż
Liam
– Zapnij pas.
– Tak jest, sierżancie.
Maia przewraca oczami. Robię, jak mówi, choć nie ukrywam uśmiechu. Jestem dobry we wkurzaniu ludzi, powiedziałbym, że to jedna z moich zalet. Ona ma charakterek i myślę, że będę się świetnie bawił, wbijając jej szpilki przez całą drogę.
Postanawiam jednak zaczekać z tym, aż znajdziemy się na autostradzie i nie będzie już mogła wykopać mnie z auta. Zanim wyjechaliśmy, minęło prawie pół godziny, bo jeszcze nie była do końca przekonana. Wytrzymałem bez narzekania jak prawdziwy mistrz, choć nie rozumiałem, co ją tak martwi, przecież będzie z powrotem co najwyżej późno w nocy. Okej, to wiele godzin jazdy, ale zamierzam dobrze jej zapłacić. Wydaje mi się, że to uczciwy układ.
A mimo to wciąż zachowuje się tak, jakby to była dla niej tortura.
Przed wyjazdem dowiedziałem się też, że nie mieszka sama. Weszła do jednego z pokoi, żeby pożegnać się z matką, która jeszcze spała. Maia chyba nie powiedziała jej zbyt wiele, a ona o nic nie dopytywała, co sprawia, że już mamy coś wspólnego. Pozwalasz córce wsiąść do samochodu z nieznajomym i nawet cię nie interesuje, dokąd jedzie? Cóż, brzmi jak coś, co zrobiłaby też moja matka.
Maia jedzie do wyjazdu z Milnrow. Ja patrzę przez okno, rozkojarzony. Teraz, gdy aspiryna zadziałała, nie boli mnie już głowa, ale ten gruchot jest tak niewygodny, że nie wiem, jak wytrzymam tu prawie cztery godziny. Moje nogi są za długie na to siedzenie. Wiercę się niespokojnie, a ona przestaje na chwilę patrzeć na drogę, by spojrzeć na mnie.
– A więc bogaty dzieciak nie jest przyzwyczajony do małych samochodów, co?
Przewracam oczami. Nazywa mnie tak, odkąd powiedziałem, że pieniądze to nie problem.
– Jesteś wrogo nastawiona, Maia. Można by pomyśleć, że mnie podrywasz.
– Przykro mi, ale nie jesteś w moim typie.
– Ta, jasne.
– Faceci, którzy udają twardzieli, są dla mnie śmieszni.
Powstrzymuję uśmiech.
– Próbujesz zranić moje ego?
– Prawda boli.
– Uważasz, że udaję twardziela. Cóż, nie jest źle. – Tak naprawdę uważam, że to interesujące. Odchylam się na oparcie i uśmiecham kpiąco. Ponieważ ona nie odpowiada, postanawiam jej jeszcze trochę dogryźć. – Powiedz, robiłaś mi zdjęcia, kiedy spałem? Na pewno obkleisz nimi swój pokój.
– Nie, a gdybym je zrobiła, to po to, żeby pokazać policji.
Znowu to samo.
– Spędzimy razem dużo czasu. Byłoby dobrze, gdybyś przestała traktować mnie jak przestępcę.
– Nie wiem, czy nim jesteś, czy nie.
To już naprawdę mnie wkurza. Widzę, że mocno ściska kierownicę i nie przestaje nerwowo zerkać w lusterko wsteczne. Jest spięta, odkąd wyjechaliśmy. A więc to przeze mnie? Wyobrażam sobie, że woń alkoholu niezbyt pomogła mi wywrzeć pozytywne wrażenie, no i od wczoraj nie brałem prysznica. Nie było publicznej toalety w tym przeklętym autobusie, do którego musiałem wsiąść pijany i który zostawił mnie pośrodku niczego.
Gdy o tym teraz myślę, uzmysławiam sobie, że nie przeglądałem się też. Opuszczam osłonę przeciwsłoneczną, żeby przejrzeć się w lusterku, ale w tej samej chwili Maia skręca, gwałtownie zjeżdżając z drogi, i zatrzymuje samochód na polnej ścieżce. Serce wali mi jak młot. Co, do cholery…?
Zanim zdążę zapytać, wysiada z auta i okrąża je, żeby otworzyć drzwi z mojej strony. Zaczynam myśleć, że mnie tu zostawi, ale ona wypala:
– Ty prowadzisz.
– Co? – mamroczę oszołomiony.
– Ty prowadzisz. No już, ruszaj się.
Nie reaguję, więc ciągnie mnie za ramię.
– Liam, proszę.
Widząc jej desperację, reaguję i wysiadam. Maia błyskawicznie zajmuje moje miejsce. Potem zamyka drzwi i czeka z rękami założonymi na piersi, aż wsiądę. Daję sobie kilka sekund, żeby przetworzyć to, co się właśnie stało. Ta dziewczyna ma nierówno pod sufitem.
Tak czy inaczej wsiadam do samochodu.
– W porządku. – Wzdycham i zapinam pas. Moje nogi są za długie, więc szukam uchwytu pod fotelem, żeby go przesunąć.
Maia na mnie nie patrzy. Jest blada i nerwowo wbija sobie paznokcie w ramiona. Jeszcze chwilę wcześniej pomyślałbym, że to z mojej winy, ale wątpię, żeby pozwoliła mi prowadzić, gdyby myślała, że zrobię jej krzywdę. Tak bardzo boi się jeździć? Ja też byłem zestresowany, kiedy zrobiłem prawo jazdy, ale nigdy do tego stopnia.
– Dobrze się czujesz? – pytam.
Wzdryga się na dźwięk mojego głosu. Wygląda tak, jakby zaraz miała dostać ataku paniki. Przełyka ślinę i kiwa głową, choć wiem, że robi to tylko po to, żebym przestał dopytywać.
– Jedź ostrożnie – prosi.
– Jasne.
Strasznie dziwna dziewczyna.
Nie mówię nic więcej i manewruję autem, żeby wrócić na drogę. Milczymy przez kolejne pięć minut. Maia tylko patrzy przez okno, spięta, z rękami wciąż założonymi na piersi, a ja rzucam jej ukradkowe spojrzenia i nerwowo bębnię palcami w kierownicę. Trudno mi się skupić, kiedy siedzi obok. Zanim wyszliśmy z jej domu, ledwo ufała mi na tyle, żeby pozwolić mi wsiąść do swojego samochodu, a teraz chce, żebym prowadził. Cokolwiek się z nią dzieje, musi to być coś poważnego.
I nie sądzę, żeby cisza pomagała.
– Byłaś kiedyś w Londynie?
Spina się jeszcze bardziej. Patrzę na nią kątem oka, a potem znowu skupiam się na drodze.
– Nie – odpowiada krótko.
– No to powinnaś. Na pewno ci się spodoba. – Patrzy na mnie z niedowierzaniem. – Wszystkim się podoba – dodaję.
Sceptycznie mlaszcze językiem, ale poprawia się na siedzeniu i przysuwa się nieco bliżej.
– Słyszałam, że to bardzo smutne miasto.
– Cóż, z doświadczenia wiem, że nie warto wierzyć plotkom.
Tym przykuwam jej uwagę. Na szczęście chyba już przestała myśleć o tym, co – jak mi się wydaje – ją martwi.
– Śmiało. – mówię zachęcająco, rzucając jej szybkie spojrzenie. – Pytaj, o co chcesz. Prowadzę twój samochód, a ty nawet nie wiesz, ile mam lat.
– Nie obchodzi mnie to. – Kłamie szybko w obronnym geście.
– Nie udawaj twardzielki, Maia. Przejrzałem cię.
Spodziewam się, że znowu się najeży, ale ona tylko wzdycha zrezygnowana.
– Ile masz lat? – pyta.
– Dziewiętnaście.
– Wystarczająco, żeby pójść do więzienia za porwanie – rzuca gorzko.
Tym razem się nie uśmiecham.
– To ty nalegałaś, żebym usiadł za kółkiem.
Natychmiast wyłapuje pytanie ukryte w moich słowach. Poprawia się na siedzeniu, jakby nagle poczuła się niezręcznie.
– Nie jestem przyzwyczajona do dłuższych tras.
– Jako kierowca? – Zgaduję tylko. Wyobrażam sobie, że wielokrotnie podróżowała z rodzicami.
– Ogólnie. – Milknę, żeby mówiła dalej. To chyba ją rozluźnia. – Codziennie jeżdżę do Manchesteru tam i z powrotem, ale to się nie liczy. To tylko pół godziny drogi.
– Pracujesz tam?
– Nie. Cóż, mniej więcej.
– Ale pracujesz, prawda?
– Jestem kelnerką.
– Ciekawe, co?
– To, że pracuję w barze, nie oznacza, że lubię zadawać się z pijakami – wypala oschle.
Z trudem powstrzymuję śmiech. Szybko załapała żart.
– Studiujesz? – pytam dalej.
– Nie.
Nie chcę, żeby to wyglądało jak przesłuchanie, więc mówię:
– Ja też nie. Nie poszedłem na uniwerek, bo chciałem się poświęcić wyłącznie temu, co robię.
Staram się wzbudzić w niej ciekawość, ale ona tylko wzrusza ramionami, zupełnie niezainteresowana moimi sprawami. Niezły cios dla mojego ego. Tak naprawdę wiem, że lepiej, by nie wiedziała, kim jestem, na dłuższą metę przysporzy mi to mniej problemów. Ale traktuje mnie jak zwykłego dupka, a jakaś część mnie nie może się doczekać, by powiedzieć prawdę, tylko po to, żeby jej zaimponować.
– Żałujesz, że nie poszedłeś na uniwersytet? – podejmuje po chwili. – Gdybym ja miała taką szansę, nie zmarnowałabym jej.
– Domyślam się. Zrezygnowałem, żeby robić to, co naprawdę mnie uszczęśliwia.
Dziwię się, że moje kłamstwo brzmi tak wiarygodnie.
– To jest w porządku – odpowiada.
– Dlaczego nie możesz studiować?
– Pracuję. Nie dałabym rady tego połączyć. Poza tym może w twoim świecie ludzie się nad tym nie zastanawiają, ale studia są drogie.
Myślę o tym, co powiedziała, i przytakuję. Nigdy nie przyszło mi to do głowy.
– Masz rację – zgadzam się. – W moim świecie nikt się nad tym nie zastanawia.
Teraz, gdy mam tego świadomość, widzę, że to dość smutne. I niesprawiedliwe. Maia obejmuje się ramionami i patrzy w drugą stronę.
– Właśnie.
– A co byś studiowała? – pytam. Chcę zmienić temat, żeby nie przyjmowała ciągle postawy obronnej. Poza tym nie mogę zaprzeczyć, że jestem ciekaw.
Jak na kogoś, kto z powodu „swojego świata” nigdy nie planował studiować, Maia nie ma żadnych wątpliwości.
– Dziennikarstwo.
– Dlatego masz tyle notatników? Piszesz?
Nie wiem, kto jest teraz bardziej zaskoczony: czy ona, orientując się, że zwróciłem na to uwagę, czy ja, gdy uświadamiam sobie, że rzeczywiście to zrobiłem.
– Skąd wiesz, że mam tyle notatników?
– Leżały na twoim biurku. Jestem dobrym obserwatorem.
– I dlatego możesz być przestępcą.
Bierze mnie z zaskoczenia i nie mogę powstrzymać śmiechu. Moja reakcja sprawia, że Maia sztywnieje, ale na jej ustach ostatecznie maluje się nieśmiały uśmiech. To zachęca mnie do kontynuowania rozmowy.
– Tak naprawdę nie wiem nic na temat astronomii. Twoje imię znalazłem na stronie z imionami dla kotów.
Teraz to ona się śmieje. Nie mogę się oprzeć, by znów na nią nie spojrzeć, choć znowu szybko skupiam się na drodze. Bardzo ładnie się śmieje.
– Wiedziałam, że to kłamstwo. Nie wyglądasz mi na astronomicznego nerda.
– Mówisz tak dlatego, że jestem przystojny?
– Dlatego, że wyglądasz na kretyna.
Przykładam rękę do klatki piersiowej, jakby trafiła mnie prosto w serce.
– Ranisz mnie.
– Na pewno.
Wymyka mi się uśmiech. Ani myślę przyznawać tego na głos, ale mimo wszystko chyba trochę ją lubię.
– Twoi rodzice wiedzieli, że Maia to nazwa gwiazdy?
– Tata uwielbiał astronomię. Zawsze powtarzał mamie, że ożeni się z nią tylko pod warunkiem, że pozwoli mu nadać dzieciom takie imiona, jakie zechce. On wybrał też imię dla mojej siostry. – Robi pauzę i na mnie patrzy. – Ma na imię Deneb. To najbardziej oddalona od Ziemi gwiazda znana człowiekowi.
Zalega krępująca cisza. Maia przysuwa się do drzwi i wygląda na to, że się w sobie zamyka. Odchrząkuję.
– To na pewno fajny facet. Twój ojciec – rzucam.
– Nie żyje.
Szlag. Serce wali mi tak mocno, że o mało nie wypadamy z drogi.
– Przykro mi – mówię bez tchu.
Pospiesznie odpowiada, tak jakby właśnie uświadomiła sobie, jak szorstko zabrzmiało to, co powiedziała.
– W porządku. Zmarł, kiedy miałam dziesięć lat. Nie mogłeś wiedzieć.
Znowu mam wrażenie, jakby cisza miała nas wchłonąć.
– Ja też nie mam ojca – wyznaję. Nie wiem, dlaczego tak bardzo chcę jej o tym opowiedzieć. – Zmył się, kiedy skończyłem dwanaście lat. Wychowywała mnie matka.
Za bardzo przypudrowałem sytuację, ale nie musi wiedzieć nic więcej na temat mojej rodziny. Wyobrażam sobie, że powie, że jej przykro, jak wszyscy, ona jednak rzuca tylko:
– Do dupy.
A ja się śmieję, bo ma całkowitą rację.
– Nie podobało mu się, że moja mama odniosła większy sukces niż on.
Nigdy nie mógł znieść tego, że tak dobrze sobie radzi. Kiedy jej nazwisko zaczęło być znane w kraju, kłótnie w domu stały się tak częste, że ciągle siedziałem w swoim pokoju. Potem się rozwiedli i mój ojciec po prostu zniknął bez słowa. Już więcej się z nim nie widzieliśmy i wcale tego nie potrzebujemy. Adam jest nudziarzem, ale traktuje mamę znacznie lepiej.
Na kolejne czterdzieści minut zapada cisza, która nie jest już taka krępująca. Maia nuci piosenki, które lecą w radiu, i podziwia krajobraz za oknem. Po długim namyśle postanawiam zjechać na MOP. Parkujemy obok kawiarni, w której chyba nie ma zbyt wielu klientów.
– A więc jednak planowałeś mnie porwać… – mówi cicho, rozglądając się wokół.
– Zapraszam cię na kawę. Muszę się pobudzić.
Wysiadam, nie pozwalając jej odpowiedzieć. Po kilku sekundach ona robi to samo.
– Tego nie było w umowie – przypomina, patrząc na mnie ponad dachem samochodu.
Uśmiecham się i rzucam jej kluczyki.
– Nie ma nic złego w zaproszeniu ładnej dziewczyny na coś do picia.
Ona łapie je w locie.
– Nie flirtuj ze mną – ostrzega.
– Nie flirtuję, Maia. Możesz sobie o mnie fantazjować, jak będziesz szła spać.
Uśmiecham się i ruszam w stronę kawiarni. Ona idzie za mną niechętnie. Kiedy otwieram jej drzwi, zakłada ręce na piersi i czeka, aż wejdę pierwszy. Przypuszczam, że próbuje mnie wkurzyć, ale prawda jest taka, że jej charakterek nawet mnie bawi. Wchodzi za mną i wydaje mi się, że widzę, jak się uśmiecha, gdy myśli, że nie patrzę.
Z ulgą stwierdzam, że w kieszeniach mam pieniądze. Byłoby bardzo niegrzecznie zaprosić ją na coś do picia, za co musiałaby zapłacić sama.
– Kawa? – proponuję, kiedy stajemy w kolejce. Przed nami jest tylko dwoje klientów. Pracownicy obsługują bardzo sprawnie.
– Czekolada. Nie lubię kawy.
– Chyba się nie dogadamy.
– Na pewno.
Znowu się uśmiecham. Kiedy jednak przypadkowo wymieniam spojrzenie z dziewczyną siedzącą w głębi, brutalnie zderzam się z rzeczywistością.
Szlag.
Jak mogłem nie pomyśleć o tym wcześniej?
Szlag. Szlag. Szlag.
Maia wciąż stoi obok mnie zamyślona, bo normalny człowiek nigdy nie zwróciłby uwagi na to, czy ktoś obserwuje go z drugiego końca kawiarni. Dziewczyna szturcha łokciem swoje koleżanki i wszystkie zaczynają się na mnie gapić. Udaję, że tego nie zauważam. Po chwili wyjmują swoje telefony. Po kryjomu zaczynają robić mi zdjęcia, jakby potrzebowały dowodów na to, że mnie widziały. Że istnieję i tu jestem.
Muszę się nimi zająć, zanim sytuacja się pogorszy.
– Daj mi chwilę – mówię do Mai, a ona przytakuje, nie zwracając na mnie większej uwagi, bo grzebie w swoim telefonie. Zapisuję sobie w głowie, że później będę musiał ją poprosić, żeby pozwoliła mi zadzwonić do Evana.
Modląc się, by nie widziała, dokąd odchodzę, ruszam w stronę dziewczyn. Ich oczy otwierają się jeszcze szerzej, kiedy widzą, że kieruję się właśnie do nich, i zaczynają się denerwować. Z ulgą stwierdzam, że przynajmniej odłożyły telefony. Dobrze. Na oko oceniam, że mają jakieś piętnaście lat.
– Jesteś Liam Harper – odzywa się jedna z nich piskliwym głosem. Ledwie może oddychać. – Ten prawdziwy?
Przytakuję, a potem wybucha chaos.
Cichy chaos, dzięki niebiosom.
Rozmawiamy przez chwilę i zgadzam się, kiedy proszą mnie o zdjęcie. Nalegam, żeby wykasowały te, które zrobiły mi wcześniej z Maią, ale wiem, że nie mam jak sprawdzić, czy faktycznie to zrobią. Jedna z nich prosi mnie nawet o autograf. To, że jestem do tego wszystkiego „przyzwyczajony”, nie oznacza, że nie wydaje mi się to surrealistyczne. Mieć miliony obserwujących w internecie to coś zupełnie innego niż stanąć z nimi twarzą w twarz i przekonać się, że istnieją naprawdę.
Żegnam się z dziewczynami i wracam do Mai. Dalej szepczą i ten cały szum zwraca uwagę innych klientów. Na pewno teraz wielu zechce wiedzieć, kim jestem, i zażyczą sobie ze mną zdjęć – nawet jeśli mnie nie znają – tylko dlatego, że zobaczyli reakcję tamtych.
Przypuszczam, że będziemy musieli szybko wracać do samochodu.
– Tamta dziewczyna poprosiła cię o autograf – szepcze Maia, kiedy do niej wracam.
Nie próbuję zaprzeczyć, bo i tak nie dam rady już zbyt długo tego przed nią ukrywać.
– Tak – odpowiadam, nie udzielając żadnych wyjaśnień.
Za wszelką cenę unikam jej spojrzenia. Ona przygląda mi się z zaciekawieniem. Akurat kiedy nadchodzi nasza kolej, zadaje pytanie, którego się spodziewam, odkąd obudziłem się w jej samochodzie:
– Kim jesteś?
A ja nie odpowiadam. Nie wiem, jak jej wytłumaczyć, że już sam tego nie wiem.
6
Jestem youtuberem
Liam
Po tym, jak te dziewczyny zrobiły sobie ze mną zdjęcia, reszta klientów nie spuszcza nas z oka. To oczywiste, że Maia nie jest przyzwyczajona do zwracania na siebie uwagi tak jak ja, bo skrępowana zakłada ręce na piersi. Proponuję, byśmy wyszli, niczego nie zamawiając.
Zostawiam ją w samochodzie, a potem zamykam się w kawiarnianej toalecie. Opieram ręce o umywalkę i patrzę w lustro. Mam nadzieję, że żadne z tych zdjęć nie ujrzy światła dziennego, bo wyglądam gorzej, niż sądziłem. Mam wygniecione ubranie, rozczochrane włosy i fioletowe cienie pod oczami, które wyraźnie wskazują na gównianą poprzednią noc.
Myję twarz i palcami próbuję doprowadzić włosy do ładu. Nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do domu i się przebiorę. Śmierdzę alkoholem. Rzucam ostatnie spojrzenie w lustro i dochodzę do wniosku, że wyglądam w miarę nieźle. Potem zakładam kaptur i wychodzę z toalety. Opuszczam lokal ze spuszczoną głową.