Be My Ever 1 - Julia Biel - ebook + książka

Be My Ever 1 ebook

Biel Julia

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Pierwszy tom nowej serii Julii Biel, autorki "To nie jest, do diabła, love story".

Everlee musi uciec na drugą stronę kraju po tym, jak straciła wszystko, a lokalna społeczność sama postanowiła ją osądzić. Teraz dziewczyna usiłuje znaleźć zapomnienie w beztroskim życiu studenckim i robić to, co robią jej rówieśnicy. To przecież nie może być trudne, prawda?

Pech chce, że na celownik bierze ją Maverick Frost, chłopak, którzy burzy wszelkie stereotypy i blokuje wszystkie jej ciosy. Everlee nie rozumie, dlaczego utalentowany sportowiec się na nią uwziął i postawił sobie za cel wydrzeć jej tajemnice, które pogrzebała głęboko i na zawsze. Ani dlaczego miałaby komukolwiek wybaczyć łącznie z samą sobą.

Nie przewidziała jednak, że nawet jeśli ona postanowiła zapomnieć o bolesnej przeszłości, to niekoniecznie oznacza, że przeszłość zapomniała o niej…

Be My Ever to urocza, romantyczna i pełna bolesnych sekretów opowieść o tym, ile winy jesteśmy w stanie unieść, i ile może znieść serce, które dostało solidny wycisk.

Be My Ever jest jak szklanka lemoniady w gorący dzień i jak kubek kalorycznej czekolady w mroźny wieczór – orzeźwia i rozgrzewa jednocześnie. Julia Biel po raz kolejny udowadnia, że jest królową zabawy słowami.

Dagmara Łagan

@books.cat.tea

Skoro Julia Biel twierdzi, że na drugie imię ma Cliffhanger, to ja sądzę, że na trzecie ma Humor, a na czwarte Rollercoaster. Jeśli połączymy to wszystko razem, otrzymamy BE MY EVER!

Marta Sarnecka

@bookholiczka_poleca

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 330

Oceny
4,0 (273 oceny)
119
74
43
27
10
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
koktajlhere

Nie oderwiesz się od lektury

Zaskakująca fabuła, relacja głównych bohaterów, która raz doprowadza nas do łez ze śmiechu, a zaraz doprowadza do złamanego serca. I do tego momenty kiedy główni bohaterowie piszą wiersze... wspaniale autorka to ugrała. Bardzo mi się to podobało i mam nadzieję, że w kolejnej części będzie jeszcze lepiej 😍 @wiecej_niz_ksiazki
strawbery

Nie oderwiesz się od lektury

Julia Biel mnie zachwyciła. Dała nam cudownych bohaterów, których niewyparzony język nadawał tempo akcji. Mavericka pokochałam, Everlee z czasem polubiłam i współczułam. Kocham te dwójkę i chce więcej. Wyciągnęłam się na maksa do tego stopnia że czytałam nawet w pracy ♥️
DomiCzyta

Nie polecam

Nie wiem, na co liczyłam, sięgając po tę książkę. Po „TNJDDLS” chciałam chyba po prostu dać autorce drugą szansę, ale niestety teraz stwierdzam, że ostatnią. Będzie krótko, szkoda czasu, choć mówić można wiele. Historia tutaj jest bardzo sztampowa-straszna tajemnica z przeszłości, nowe życie. Bohaterowie też, jakby wyjęci z typowej głupiej komedii romantycznej. On-przystojny, popularny sportowiec, ona-blondynka i takie tam. Relacja między nimi? Okropnie toksyczna. Zakończenie? Dno. Nie rozumiem też humoru autorki, czytając niektóre dialogi, dostawałam ciarek żenady, serio. O błędach logicznych nie wspomnę… Najbardziej rzucający się w oczy? Fabuła toczy się w Ameryce, autorka pisze po polsku i chyba zapomniała, że tym razem wtrącanie angielskich wstawek w tekst i dialogi nie będzie miało większego sensu? Jedyny plus to wydanie i okładka, ale nie o to w czytaniu chodzi.
TakaSobieDziewuszka

Z braku laku…

Książka chwalona przez wiele osób a ja miałam duży problem z doczytaniem jej do końca. Ja osobiście się męczyłam i nawet takie sobie zakończenie nie zmotywuje mnie do drugiej części (jeśli jest).
10
kwiatek82_2009

Nie oderwiesz się od lektury

💥👍❤️
00

Popularność




Copyright © 2022 by Julia Biel Copyright © 2022 for this edition by Media Rodzina Sp. z o.o.
Media Rodzina popiera ścisłą ochronę praw autorskich. Prawo autorskie pobudza różnorodność, napędza kreatywność, promuje wolność słowa, przyczynia się do tworzenia żywej kultury. Dziękujemy, że przestrzegasz praw autorskich, a więc nie kopiujesz, nie skanujesz i nie udostępniasz książek publicznie. Dziękujemy za to, że wspierasz autorów i pozwalasz wydawcom nadal publikować książki.
Projekt graficzny okładkiAndrzej Komendziński
Skład i łamanieRadosław Stępniak
Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki – z wyjątkiem cytatów w artykułach i przeglądach krytycznych – możliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy.
ISBN 978-83-8265-106-5
Wydawca: Media Rodzina Sp. z o.o. ul. Pasieka 24, 61-657 Poznań tel. 61 827 08 [email protected]
Konwersja: eLitera s.c.

Życie bywa niesprawiedliwe.

Autorzy zwykle dedykują

książki tylko sobie znanym osobom z powodów,

o których nie masz pojęcia.

Wiesz co? Surprise!

Ta powieść jest tylko dla Ciebie.

Be My Ever.

Be My Ever – playlista

Moral of the StoryAshe feat. Niall Horan

All I Know So FarP!NK

Heartbreak WeatherNiall Horan

GoldenHarry Styles

If I Could FlyOne Direction

Through the DarkOne Direction

IrresistibleOne Direction

Easy On MeAdele

Just Give Me A ReasonP!nk ft. Nate Ruess

Million ReasonsLady Gaga

Oh My GodAdele

ShiversEd Sheeran

Don’t Break the HeartTom Grennan

I Need You To Hate MeJC Stewart

Kto by pomyślał, że wszystko zaczyna się od kropki. To stwierdzenie jest trochę przewrotne, zważywszy na to, że kropkę zwykle stawia się na końcu zdania albo nad literą i. Tymczasem pewien rosyjski artysta, który zrobił zawrotną karierę w Niemczech, stwierdził odważnie, że to właśnie kropka jest początkiem wszystkiego.

Tyle że kropka to taki oszczędny znak. Takie... nic.

Nigdy dotąd nie zastanawiałam się nad znaczeniem tego zdania, które zrobiło jeszcze większą karierę niż sam Wassily Kandinsky, ale teraz wreszcie rozumiem jego zamysł.

Prawda jest taka, że nie ma nic prostszego niż kropka. Kropkę potrafi postawić każdy – dwulatek i stulatek, analfabeta i osoba doskonale wykształcona, człowiek leniwy i pracowity, marzyciel i realista. Można narysować kropkę i od niej poprowadzić ołówek, pędzel, długopis tam, dokąd zaprowadzi nas wyobraźnia.

Albo drżenie palców.

Patrzyłam na kropkę na końcu listu. Właśnie ta urzędowa kropka miała się stać moim prywatnym początkiem. Tekst wiadomości wymieniał wszystkie opcje, jakie mogłam rozważyć, ale ja już podjęłam decyzję. Fundusz powierniczy był szczęściem w nieszczęściu, nowym światłem, okolicznością, która tylko potwierdziła to, co i tak było nieuniknione. Nie zamierzałam tu zostać. Nie mogłam tu zostać ani chwili dłużej, nie po tym, co o mnie mówiono, o czym szeptano za moimi plecami tak, żebym na pewno usłyszała.

Nikt mnie tu nie chciał. Zostałam posądzona i osądzona, a brak dowodów był najlepszym potwierdzeniem mojej winy. W chwili, kiedy się okazało, że opuścili mnie oni, nie przypuszczałam jeszcze, że opuszczą mnie wszyscy co do jednego i że najbliższa na świecie osoba wbije mi w plecy nie jeden nóż, a co najmniej dziesięć.

Zostałam przyjęta do East Coast University (ECU) i zamierzałam spalić za sobą wszystkie mosty, wyjeżdżając z Zachodniego Wybrzeża na Wschodnie. Dziesięć stanów dalej to niby dziesięć galaktyk – a jedna bardziej odmienna od drugiej. Jeśli miałam gdzieś zacząć na nowo, to tylko z dala od pecha, jaki mnie nie opuszczał i dusił jak kolczatka. Ostrożna i pełna nadziei, że każdy zasługuje na drugą szansę, niezależnie od wiszącego nad nim fatum. I że jeśli będę się trzymać z dala od kłopotów, to kłopoty będą się trzymać z dala ode mnie.

Camp Verde, Arizona, pierdol się. Newark, New Jersey, nadchodzę!

Pokoik w dormitorium na kampusie był mikroskopijny. W ułamku sekundy uświadomiłam sobie, że na tak niewielkiej powierzchni uda mi się przeżyć tylko pod warunkiem, że nie trafię ani na wampira energetycznego, który wyssie ze mnie całą energię, jaka mi się jeszcze ostała, ani na uzależnioną od narkotyków laskę, ani na imprezowego zwierzaka, ani na osobę, która w jednej chwili mnie przejrzy i wykopie za próg za to, że ja... to ja.

Problem w tym, że wystarczyło spojrzeć mi w oczy, żeby zobaczyć, że przyciągam nieszczęścia jak lep przyciąga muchy, że jestem złem wcielonym, że nikt... że nikt mnie nie chce. Że trzeba się ode mnie trzymać jak najdalej, bo ciągnę za sobą pech jak ślad węglowy.

Nie wiem, kogo tak na serio się spodziewałam, ale niewysoka brunetka z kolczykiem w dolnej wardze, która jeszcze przed sekundą uskuteczniała stanie na rękach pod ścianą, całkowicie mnie zaskoczyła. Uniosła w górę zgrabne ramiona, a jej pierś zamknięta sportowym topem zafalowała wskutek przyspieszonych oddechów.

– Dużo miejsca tu nie ma, ale odpowiednie podejście pozwala przywrócić właściwą perspektywę.

– Eee... właściwą czyli jaką? – zapytałam wyraźnie onieśmielona.

– Że czasem trzeba stanąć na głowie, żeby się przekonać, że nie zmienimy świata. Jedyne, co jesteśmy w stanie zrobić, to patrzeć na niego pod wybranym kątem. – Wyciągnęła rękę. – Mam na imię Abi. Jesteś kurewsko śliczna, ale na szczęście nie w moim typie.

Nie w jej typie? Co ona chciała przez to powiedzieć? Jeśli też miała jakiś wymarzony typ współlokatorki, to najwyraźniej rozczarowałam ją w ułamku sekundy. Ale dlaczego na szczęście?

– Scar urwałaby mi jaja, gdybym je miała, i gdybyś ty była seksownym rudzielcem, a tak jej pozycja jest niezagrożona. W przyszłym roku będziemy miały szansę na to, żeby zamieszkać razem, teraz musimy sobie radzić... inaczej.

Moja mina musiała być bezcenna. Nie wiedziałam, czym sobie zasłużyłam na tyle intymnych informacji.

– No dalej, zetrzyj to anielskie spojrzenie ze swojej ślicznej buźki, miłość nie wybiera. Witaj w ECU.

Okręciła się wokół własnej osi i powiodła dłonią po pokoju, kończąc na widoku za okienną szybą.

Gdzie ja trafiłam?

I do kogo trafiłam?

Wciąż stałam przy drzwiach wejściowych. Za moimi plecami znajdowała się szafa na ubrania i mały regał na książki, po mojej prawej stronie stało proste łóżko z półką na ścianie, a po lewej – biurko przy oknie, za którym roztaczał się widok na tętniące życiem uliczki kampusu, który właśnie przeżywał zalew nowo przybyłych.

Rzuciłam na biurko kopertę z dokumentami, którą dostałam przy rejestracji, i usiadłam na materacu. Abi zajęła miejsce obok mnie i klepnęła mnie w kolano.

– Wyglądasz na nieco spiętą, kochana, ale nie martw się, niedługo wszystkie twoje zmartwienia znikną jak za dotknięciem profesorskiego wskaźnika. Jedyne, o czym będziesz myślała, to jak najszybciej napisać wszystkie eseje, żeby zdążyć na kolejną imprezę.

Chciałam powiedzieć, że imprezy to nie jest szczyt moich marzeń, ale nie zdążyłam, bo w progu stanęła Merida Waleczna. A więc takiego seksownego rudzielca miała na myśli Abi! Rzeczywiście, nie miałyśmy nic wspólnego, jeśli nie liczyć bojowego spojrzenia; poza tym byłyśmy jak archanioł Gabriel i Książę Ciemności.

– Hej, gotowa na podbój uniwerku? Jestem Scarlett, dla przyjaciół Scar.

Nie byłam pewna, do której grupy mnie przyporządkowała, więc uniosłam tylko dłoń i mruknęłam:

– Miło mi, Everlee. Dla przyjaciół Lee. – Przynajmniej spontanicznie założyłam, że gdybym wcześniej posługiwała się tym imieniem, tak właśnie by je zdrabniano.

I Everlee, i Lee były mi równie obce. Od dzieciństwa wszyscy – rodzina, znajomi i nauczyciele – zwracali się do mnie moim drugim imieniem: Angel, więc kiedy Dylan, rwąc włosy z głowy, kazał mi je zmienić, oboje stwierdziliśmy, że wybierzemy rozwiązanie najprostsze. W lokalnych szmatławcach obsmarowywano Angel; Everlee miała czyste konto. Poza tym moje nazwisko było na tyle popularne, że nie musiałam się przejmować, że ktoś mnie z czymkolwiek skojarzy. Że mnie skojarzy z piekłem, jakie zgotowałam sobie i bliskim. Moje pełne imię występowało w papierach, ale miałam nadzieję, że jeśli będę się przedstawiać zdrobnieniem, sama z czasem zapomnę, co przydarzyło się Everlee Angel Jones. I zacznę nowy rozdział życia. Albo jeśli mi się to nie uda, po prostu zamknę tę książkę.

I na wszelki wypadek spalę w ognisku.

– Nie myślałaś, żeby ściąć te kudły? – kontynuowała tymczasem odważnie Scar. – Wyglądasz jak pieprzona Barbie. Abi się tutaj niedługo nie opędzi od gości, którzy czekali na dostawę świeżego mięska.

Fuuuj, chyba tylko psychopata mógłby porównać podryw z wizytą u rzeźnika. Ale freshmenów – pierwszoroczniaków – nazywano przeróżnie. Czułam, że za chwilę zwrócę skromny posiłek. Scar i Abi zaczynały mnie przerażać, a ja po raz pierwszy pomyślałam, że miejsce, które miało być dla mnie bezpiecznym portem, zamieni się w Guantanamo, w którym będę doświadczała cierpienia ze strony dwóch nadopiekuńczych lesbijek.

– Daj spokój, Scar. – Abi zdecydowała się ukrócić moje tortury. – Zabierzemy koleżankę na wieczorek zapoznawczy, to nikt nie będzie się tu kręcić, żeby ją potajemnie wyhaczyć.

Teraz podeszła do swojej dziewczyny i objęła ją w pasie, po czym z czułością pocałowała w czubek nosa.

– Wieczorek... zapoznawczy? – jęknęłam.

Czy przy rejestracji chłopak o szerokim uśmiechu mnie przypadkiem na coś nie zapraszał? Usiłowałam wytężyć pamięć, żeby przypomnieć sobie jego imię na plakietce. Jakoś tak biblijnie... Joshua? Jordan?

– Dzisiaj impreza na kampusie, teraz jest przecież Welcome Week – wyrwała mnie z rozmyślań Scarlett.

– Ale nie idziesz na żadne oficjalne uniwersyteckie party, zostajesz tutaj! – postanowiła Abi. – Nasz dorm dzisiaj nie śpi! Szykuj ciuchy, o dwudziestej zabieramy cię na mały obchód po obiekcie!

Kiedy dziewczyny wyszły, opadłam na poduszki i naciągnęłam na głowę koc, czekając, aż zabraknie mi powietrza. Wytrwałam tak jedynie chwilę i odrzuciłam przykrycie rozdrażnionym gestem.

Nie po to tu przyjechałam, żeby się dusić pod kocem.

Nie po to postawiłam wszystko na jedną kartę.

Wysypałam na biurko papiery z koperty, którą wręczył mi Jordan.

Na ulotce informacyjnej pyszniło się logo East Coast University, dumnie ukazując datę 1868. Podziwiałam pracę grafika, który pięknie oddał panoramę miasta Newark, nad którą królowały wieżyczki uniwersyteckiej budowli.

Zaliczyłam Orientation Day, zostałam studentką, miałam prawo tu przebywać, byłam wartościową jednostką. Miałam zacząć od nowa, zapomnieć wszystkie złe i niesprawiedliwe słowa, nabrać pewności siebie.

To był plan maxi.

Plan mini zakładał, że nie wpadnę w depresję i nie popełnię samobójstwa.

Złożyłam koc i wstałam, żeby popatrzeć w lustro na drzwiach szafy.

Może Scar miała rację? Może powinnam ściąć blond kudły i w dodatku ufarbować się na czarno? Albo na zielono? Kupić sobie brązowe soczewki kontaktowe, żeby zasłonić niebieskie oczy dziewczyny Kena. Gdybym przestała być Barbie i gdyby co rano spoglądała na mnie czekoladowooka brunetka, może uwierzyłabym, że mam szansę stać się kimś innym? Mogłam być Everlee Jones, bo dotąd całe życie byłam Angel Jones. Byłam aniołem rodziców i dziadków. Byłam jego aniołem. Aniołem mojego Logana. Do czasu. Potem Logan’s Angel szybko przemianowano na Hell’s Angel, a ja uwierzyłam, że jestem zepsuta i zła do szpiku kości.

I że niebo i piekło dzieli od siebie tylko jedna katastrofalna decyzja.

Ponad rok po wydarzeniach, które zmieniły moje życie w piekło i odebrały mi wszystko i wszystkich, siedziałam z komórką na kolanach, nie mając do kogo napisać. Czułam pieczenie pod powiekami, a palec zadrżał nad ekranem, gdy chciałam wystukać krótką wiadomość do Dylana, że żyję, że jestem, że mam się dobrze.

Stosunkowo dobrze.

Jedynie Dylan utrzymywał ze mną kontakt, a ja udawałam przed sobą, że wcale nie jest on wymuszony i profesjonalny.

Lee

Dotarłam bezpiecznie i oficjalnie jestem studentką!

Dylan

No proszę,

taki kaktus na Wschodnim Wybrzeżu,

kto by pomyślał?

Kaktusem możesz być Ty,

ja wybieram opuncję.

Zimno Ci tam, Opuncjo?

Wolę, żeby mi było bezpiecznie zimnoniż morderczo gorąco.

Twoje umiejętności językowe

czasem mnie przerażają.

Brakuje mi Ciebie!

No to zapraszam do mnie!

Zawsze kiedy znudzi Ci się upał Arizony,

wpadaj do strefy zimna.

Pod warunkiem,

że mnie przenocujesz.

Nie wiem, czy wypada,

ale na pewno coś wymyślimy!

Trzymaj się, Angel,

to znaczy Lee.

Trzymaj się, Everlee.

Obiecuję,

że się postaram.

Kiedy Scar i Abi wróciły, przetarły oczy ze zdumienia.

– Chyba nie zamierzasz wyjść z tego pokoju w dżinsach i flanelowej koszuli? – oburzyła się Abi. – Jesteś córką drwala czy co?

Poczułam delikatne ukłucie bólu, ale pospiesznie zamaskowałam je wybuchem sztucznego śmiechu.

– Pomyślałam, że włożę jeszcze czapkę z daszkiem, żeby zasłonić blond włosy, i ciemne okulary dla pewności – powiedziałam.

Obie dziewczyny miały na sobie krótkie spódniczki i koronkowe topy odsłaniające pępek, więc tym bardziej musiałam się przy nich prezentować jak robotnik na budowie. Albo wspomniany drwal podczas wycinki drzew.

– Jezu, a nie masz przypadkiem żółtego kasku?

Słowo daję, Scar pękała ze śmiechu.

Bez przesady. Aż tak zabawne to na pewno nie było.

– Myślałam, że wyglądam jak drwal, a nie Bob Budowniczy – mruknęłam.

Serio sprawiałam aż tak nieimprezowe wrażenie? Chyba przesadzały.

Poza tym, co jest złego w dobrej tradycyjnej koszuli w kratę? One chyba nigdy nie wyszły z mody?

– Wkładaj krótkie spodenki i cokolwiek, co nie ma rękawów, bo inaczej się poświęcę i ściągnę tu chłopaków z piętra nad nami. A jeśli ci trzej goście już się tu zapuszczą, możesz być pewna, że bez wózka widłowego nie damy rady się ich stąd pozbyć.

Westchnęłam.

Ciężko.

Jeśli przez dormitorium miały się przetoczyć tego wieczoru setki studentów, to nikt mnie nie zauważy, nawet gdybym całą noc spacerowała na golasa z różą w zębach. Krótkie dżinsowe spodenki, tank top i conversy zapewnią mi pewnie większą niewidzialność niż koszula córki drwala.

Z ociąganiem podniosłam się z łóżka, które tymczasem pościeliłam i udekorowałam kolorowymi światełkami jak na grzeczną i przeciętną studentkę przystało, i pod surowym spojrzeniem dwóch strażniczek więziennych pospiesznie zmieniłam outfit na lżejszy.

– Jakieś rady? – zapytałam, rozkładając ręce.

– Tylko jedna – dodała Scar. – Trzymaj się z daleka od naszych gwiazd futbolu: Ricka, Jacka i Chase’a. Zachowują się jak syjamskie trojaczki w wersji blond, na pewno ich nie przegapisz.

Czy w ogóle istniało coś takiego jak syjamskie trojaczki?

Okej, jasnowłosi futboliści: Rick, Jack i Chase. Zapamiętam i będę się strzec, skoro ostrzegała mnie przed nimi bojowa lesbijska piękność.

Jezu, czułam się tak, jakbym wkraczała na plan Komedii omyłek, w której mogły mnie czekać wyłącznie piętrzące się nieporozumienia.

Nie byłam pewna, czy to przekonanie wzięło się z dziwnego palenia w żołądku, czy z kpiących spojrzeń Abi i Scar, ale wrażenie, że oto kurtyna się unosi, było potężne i niesamowicie silne.

Dobrze, że kobiety zwykle wymierzają policzek, a nie walą z pięści. Byłem bardzo przywiązany do swoich zębów, a Lara zaliczała się do tych dziewczyn, które wiązankę mało oględnych określeń przypieczętowały uderzeniem w twarz – na szczęście otwartą dłonią. Z liścia.

– Jeśli znów będę chciał się z kimś urwać z imprezy, przywal mi tak, żebym się nie podniósł – jęknąłem.

Mój przyjaciel spojrzał na mnie z rozbawieniem.

– Spoko, Mav, ojciec zadbał o to, żebym wiedział, jak bić, żeby nie było śladów.

Nie mogłem uwierzyć, że potrafił z tego żartować.

– Jeez, Ash, sam mam ochotę pieprznąć się w ten głupi łeb za swój tekst. Wybacz, stary...

Jak mogłem tak chrzanić, nie myśląc, co mówię?

Ashton i ja byliśmy najlepszymi kumplami od podstawówki. Zaprzyjaźniliśmy się na śmierć i życie, kiedy w drugiej klasie znalazłem go zaryczanego na placu zabaw i zaprosiłem do siebie, żeby poprawić mu humor zabawą nascarami. Dopiero trzy miesiące później, po tygodniach przychodzenia do mnie zawsze wtedy, kiedy u niego w domu nie było wesoło, przyznał się, że ojciec systematycznie go leje. Pamiętam, że naiwnie zaciągnąłem go na trening futbolu, mając nadzieję, że w kaskach z kratką będziemy udawać gladiatorów i spuścimy nieco pary – on, że wyładuje się w brutalnej grze, a ja, że wreszcie przestanę czuć się bezsilny.

Moim wielkim marzeniem z dzieciństwa było wlać jego ojcu.

Po latach obaj nie mogliśmy żyć bez tej dynamicznej i widowiskowej gry. Ash był najbardziej delikatnym twardzielem, jakiego znałem, i poza boiskiem nikogo by nawet nie szturchnął. Wyglądał jak młody wiking, co musiało w pewnym momencie uświadomić jego pierdolonemu ojcu, że czas się odczepić. A może Ashton po prostu raz a dobrze spuścił mu łomot? Nie wiem. Niezależnie od tego, jak było naprawdę, trzymał się wersji, że unika przemocy. Myślę, że jego stary zyskał w którymś momencie świadomość, że Ash mógłby go załatwić jednym splunięciem.

Tak, futbol czyni cuda. W każdym razie na boisku byliśmy duetem niepokonanym i rozumieliśmy się bez słów. W pierwszym meczu pod koniec sierpnia, który w futbolu akademickim stanowił swoisty przedsmak sezonu zasadniczego ligi NFL, wystartowaliśmy całkiem nieźle, zmiatając rywali i udowadniając, dlaczego obaj uzyskaliśmy stypendium sportowe.

Mimo fali pozytywnych uczuć na własny temat, po policzku Lary poczułem chwilowy spadek energii.

– Spoko, Mav, przecież wiem, że jesteś ostatnią osobą, która chciałaby mi przywalić choćby werbalnie. – Ashton przerwał strumień moich myśli i przysunął pięść, żebym ją przybił. – Ale jeśli w ciągu pięciu minut nie zmienisz zdania, zawsze możemy ponawalać się w Mortal Kombat 11.

– Okej, daj mi pięć minut. – Upiłem łyk czegoś piwopodobnego i wtedy ją zobaczyłem.

Wyglądała jak ktoś, kto pomylił imprezy i właśnie jest na etapie wymyślania całej listy pretekstów, żeby się stąd wymknąć tylnymi drzwiami. Lśniące blond włosy związane w gruby warkocz przerzuciła przez lewe ramię, a seksownie wycięta bluzka lekko odsłaniała krągłe ramiona. Ubrana na niebiesko od razu skojarzyła mi się z Elsą z Krainy lodu. Dopiero teraz zrozumiałem, co ciągnęło dzieciaki do tej bohaterki. Byłem gotowy z miejsca wyrobić sobie legitymację fanklubu Elsy. I opłacić członkostwo na najbliższy rok.

– Poprawka, stary, potrzebuję góra dwóch minut – mruknąłem i ruszyłem w jej stronę przyciągany magią, jaka biła od tej dziewczyny.

Tego zjawiska, które obserwując tłoczną rzeczywistość z chłodnym dystansem, popijało z kubeczka zakazaną zawartość.

– Nie wiem, kim jesteś, ale chciałbym zapisać się do ciebie na korepetycje. Z czegokolwiek – wypaliłem, nie analizując tego, co akurat przyszło mi do głowy.

Zakrztusiła się swoim drinkiem.

– Wybacz, moje ciało jest absolutnie niepedagogiczne – odparła krótko.

– Twoje ciało mówi językiem, którego moje ciało bardzo by się chciało nauczyć. Jestem pewny, że w twoim przypadku wszystko jest pedagogiczne. – Uniosła na mnie błękitne oczy i rozchyliła usta, żeby jeszcze coś dodać, ale jeśli cokolwiek powiedziała, to nie usłyszałem. Jak to możliwe, że patrzyłem jej prosto w oczy, a widziałem jej usta? – Wow, ludzkie oko to genialny organ.

– Jesteś beznadziejny – prychnęła.

– Mówię o oczach. I to własnych!

– Moje ciało płynnie posługuje się językiem angielskim i sarkazmem – dorzuciła. – Myślę, że doskonale wiesz, co chce ci powiedzieć.

Uniosła kącik apetycznych ust.

– Może miałabyś ochotę pójść w jakieś miejsce, gdzie jest trochę spokojniej? Żebym mógł się z tobą lepiej porozumieć... Elso?

– Muszę cię rozczarować, ale pomyliły ci się warkocze. Nie jestem Elsa, tylko Katniss.

Nie miałem pojęcia, co to może znaczyć.

– Nie wiem, czy w tym tajemniczym miejscu na pewno jest spokojnie – wtrącił się Ashton, który nagle wyrósł tuż obok mnie.

Udałem, że go nie słyszę.

– A może masz ochotę na ciacho? Koktajl? Coffee time, my dear? – W tej chwili dałbym wszystko, żeby zostać z nią sam na sam.

Kobiety nie powinny mieć długich blond włosów i niebieskich oczu. Ani długich zgrabnych nóg, szczupłej talii i jędrnych piersi, a obojczyki i smukła szyja, w której miałem ochotę zatopić zęby, koniecznie powinny być ukryte pod jakimś szalikiem. Obowiązkowo grubym.

– To jest chyba ten moment, Mav, kiedy powinienem ci przypomnieć twoją niedawną prośbę – mruknął Ashton.

– Nie teraz, Ash – warknąłem.

Co on tu jeszcze robił? Chyba nie myślał, że mówiłem serio. Nie teraz, kiedy to... zjawisko stało tutaj i oddychało moim powietrzem, w mojej przestrzeni, na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło, żebym uniósł dłoń, a dotknąłbym jej lśniącej skóry. Jezu, musiałem ją schować, żeby nikt mi jej nie ukradł. Na później, jak ciasteczka babci.

– Kawa o tej porze? Już prędzej wolałabym rumianek – odparła z nieco wymuszonym uśmiechem. – Lepiej pójdę poszukać współlokatorki, Mav...

Czy ona przedrzeźniała moje imię?

Odwróciła się, wyraźnie zamierzając odejść.

Co się właśnie wydarzyło? Chyba nie mówiła poważnie.

Chwyciłem ją delikatnie za łokieć i równocześnie zrobiłem krok w jej stronę. Zaskoczona odchyliła głowę i uderzyła nosem w moją pierś. Ten ułamek sekundy wystarczył, żebym poczuł delikatną woń jej perfum wymieszaną ze słodkawym aromatem jej skóry. Dostałem gęsiej skórki na myśl, jakie to byłoby uczucie, gdybym zanurzył twarz w jej włosy.

Odsunęła się wyraźnie skonsternowana. Ta reakcja była tak kuriozalna, że mimowolnie wybuchnąłem śmiechem.

– Dzisiejsza impreza ma służyć zawiązywaniu znajomości, więc naturalnym odruchem byłoby skorzystać i zaprzyjaźnić się z najbardziej czarującym egzemplarzem w tym budynku, a niewykluczone, że i na tym uniwerku – postanowiłem się nie poddawać.

Patrzyła na mnie dziwnym wzrokiem. Jakbym... mógł jej zrobić coś złego.

– Maverick Frost. – Wyciągnąłem do niej dłoń. – A ten gość, który właśnie polazł bajerować tamtą gotycką laskę, to mój przyjaciel Ash.

Niechętnie podała mi dłoń. Była chłodna i gładka – i ona, i jej dłoń. Mówiłem, że Elsa. Już samo to, że dorosły facet kojarzy imię bohaterki Disneyowskiej produkcji powinno być najlepszym dowodem, jaki to był blockbuster. Który podobno miał kontynuację, a w planach kontynuację kontynuacji.

Byłem gotów nadrobić obie części choćby dziś.

– Lee.

– Jak Lee Child?

– Jak Everlee. Jones.

– Powiedziałaś Everlee? – No proszę, wszechświat podawał mi ją na tacy.

– Everlee.

– Na pewno masz na imię właśnie Everlee?

Wyglądała na mocno spłoszoną. Miałem ochotę przyciągnąć ją do siebie i wykrzesać z niej więcej emocji, a zamiast tego musiałem wypuścić jej dłoń.

– Jeśli to jakaś zabawa kosztem nowych studentów, to już nie chcę się w nią bawić.

– Nie Kaylee, Ashlee albo Coralee? – nie poddawałem się.

– Mam na imię Everlee!!! – wrzasnęła, wylewając na podłogę zawartość kubeczka.

– A ja jestem Hunter, umówisz się ze mną? – zareagował z refleksem Hunter Caine z trzeciego roku prawa.

Nawet nie zwróciła na niego uwagi, wpatrując się we mnie ze zmarszczonym czołem.

– Tu jesteś! – Ze stanu głębokiego zdumienia wyrwał mnie głos Abigail, która rzuciła mi się na szyję. Była jedyną dziewczyną, która mogła to robić bezkarnie i bez ograniczeń. Prawie jedyną. Oprócz Stelli. Stella miała status VIP. Diamentowy status VIP. – Widzę, że poznałeś już moją nową współlokatorkę! – zawołała.

To była współlokatorka Abi? Ach, więc pewnie stąd wypływał jej chłód. Z moim urokiem wszystko było w porządku, to ona najwyraźniej nie była zainteresowana facetami, bo inaczej nie umiałem sobie wytłumaczyć jej obojętności.

Ale Everlee? Serio? Bóg jednak ma poczucie humoru.

Abi trąciła ją ramieniem i pogroziła.

– Mówiłam ci, żebyś trzymała się z dala od tych blond paskud, a tymczasem wystarczyło, że spuściłam cię z oka na kilka minut, a Rick już się na ciebie rzucił jak wygłodniały sęp.

Trzeba przyznać, że błękitne spojrzenie jej niewinnych oczu było bezcenne.

– Mówiłaś Rick, Jack i Chase...

– Jaxa rzeczywiście nie widzę, ale Ash Chase stoi nieopodal, i dam sobie uciąć prawą rękę, że już go poznałaś, a ten oto Rick Frost uderzył prosto do ciebie jak torpeda!

– Rick... Maverick... – wyszeptała.

– Musisz się zdecydować, Abi – postanowiłem wreszcie się wtrącić – albo sęp, albo torpeda.

– Słowo, że byłam grzeczna – zapewniła Everlee. – Poza tym moja osłona przeciwtorpedowa działa bez zarzutu. – Wzruszyła ramionami z rozbrajającym uśmiechem, który niestety nie był skierowany do mnie. Taka strata dla rodzaju ludzkiego! – To co, oprowadzisz mnie chociaż po budynku? Rano byłam tak zaaferowana, że dzisiejsza orientacja na kampusie chyba średnio wypaliła w moim przypadku. Poza tym twój kumpel świetnie się bawi, torturując mnie psychicznie, więc tym chętniej się z tobą przejdę.

– Jasne, tylko złapię Scar! Nigdzie nie odchodź!

Chyba musiałem mieć idiotyczną minę, kiedy wreszcie się do mnie zwróciła.

– Panie Frost, doceniam, ale ja... nie jestem zainteresowana.

Nie musiała mi tego obwieszczać tak dobitnie! Nie byłem idiotą. A przynajmniej nie całkiem. Postanowiłem zamaskować rozczarowanie głupią gadką.

– W każdym razie, gdybyś chciała poeksperymentować i odnaleźć drogę do reorientacji seksualnej, zawsze możesz na mnie liczyć – zaproponowałem z zalotnym uśmieszkiem, ostatecznie się kompromitując.

W jej oczach wreszcie dostrzegłem jakiś błysk, potem iskierki rozbawienia, aż wreszcie warstewka szronu w jednej chwili się stopiła pod wpływem śmiechu, który utorował sobie drogę na zewnątrz.

Jezu, nawet jej śmiech na mnie działał. To było szczerze nienormalne. Bywało w końcu, że dziewczyny podobały mi się od pierwszej chwili, ale ta zadziornym skalpelem spojrzenia z warstwą czegoś niebezpiecznie znajomego rozcięła mnie od podbrzusza po krtań.

Odniosłem wrażenie, że na chwilę zapomniała o tym, że się nie znamy, że znalazła się na studiach, ma zacząć nowy rozdział w życiu i że dopiero co była spłoszona i niepewna. Wspięła się na palce z łobuzerskim uśmieszkiem, oparła dłonie o moją klatkę piersiową, sprawiając, że na chwilę przestałem oddychać, zbliżyła usta do mojego lewego ucha, muskając policzek swoim policzkiem, i wyszeptała:

– Obawiam się, że poległ pan na całej linii, panie Frost. Czy przeszło panu przez myśl, że być może zupełnie generalnie jak najbardziej jestem zainteresowana płcią przeciwną, tylko po prostu lubię, kiedy traktuje się mnie jak kobietę, a nie jak obiekt seksualny? I że nie po to znalazłam się dziesięć stanów dalej od domu, żeby tracić czas na debilne i chamskie rozmowy?

Odsunęła usta od mojego ucha i nie zabierając dłoni, popatrzyła mi prosto w oczy.

– Nie chciałem być chamski – wyszeptałem. – A debilizm moich wypowiedzi prawdopodobnie wynika z tego, że jestem całkowicie zauroczony. Pani tęczówki mają barwę oceanu – dodałem jeszcze, nie zamierzając się poddać bez walki.

– To miłe. Problem w tym, że pana mają wstrętny kolor, który ma jeszcze bardziej wstrętną nazwę. – Uniosłem brwi, czekając, aż skończy. – Granat. Życzę ci pełnego sukcesów roku akademickiego, Maverick – dorzuciła, a ja byłem pewny, że jeszcze w niczyich ustach moje imię nie zabrzmiało tak seksownie.

– Wzajemnie, Everlee. Wzajemnie.

Postanowiłem rozgryźć Lee jak tic taca i przełknąć Ever.

Bo właśnie trafiłem na swoją drugą połówkę.

A jeśli się nie myliłem, to ta dziewczyna była aktualnie jednym z najbardziej nieszczęśliwych ludzi na ziemi.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki