Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wszystko, co musisz wiedzieć, żeby zrozumieć i pokochać Bieszczady.
Ta książka to klucz do poznania Bieszczadów. I to wcale nie powierzchownie, ale do głębi. Na podstawie swoich długoletnich doświadczeń autor książki pewnie prowadzi czytelnika po drogach i bezdrożach, meandrach przeszłości i dnia dzisiejszego Bieszczadów. Niczego nie narzuca, lecz jedynie wskazuje szlaki do skarbów, które można tu odnaleźć. Bo Bieszczady są magiczne, jednak ta magia dostępna jest jedynie tym, którzy wiedzą, gdzie i na co należy patrzeć. Nie są skąpe, ale nie obdarowują każdego tak samo. Mierzą wędrowców własną miarą, ceniąc szczególnie tych, którzy przemierzają swoją drogę z szacunkiem i pokorą.
Adrian Markowski, autor na poły przewodnika, na poły reportażu, zaprasza na ścieżki bardziej i mniej znane, leżące na szlakach, poza nimi, a także we wnętrzu każdego z nas. Pokazuje, że każdy, jeśli tylko zechce, może przeżyć na tych rubieżach prawdziwą przygodę. Bo choć Bieszczady nie są już dalekie i dzikie, zawsze były i wciąż pozostają wyzwaniem. Każdy musi tu wydeptać swoją ścieżkę. Ta książka to pierwszy krok.
Z tą książką zrozumiesz i pokochasz Bieszczady.
Krzysztof Potaczała, autor m.in. trzytomowego cyklu "Bieszczady w PRL-u", "To nie jest miejsce do życia. Stalinowskie wysiedlenia znad Bugu i z Bieszczad" i "Zostały tylko kamienie. Akcja Wisła, wygnanie i powroty".
Adrian Markowski - pisarz i poeta, autor tomu opowiadań "Sąsiady" (zekranizowanego przez Grzegorza Królikiewicza), tomiku piosenek "Niebo nad Caryńską" oraz książek dla dzieci "Na tabliczkę sposób nowy, sama wchodzi ci do głowy" i "Na dzielenie sposób nowy, samo wchodzi ci do głowy"; dziennikarz, redaktor i tłumacz, przez całe życie zawodowo związany ze słowem pisanym.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 108
Copyright © Adrian Markowski, 2021
Projekt okładki
Paweł Panczakiewicz
Ilustracja na okładce
Paweł Panczakiewicz
Zdjęcia na wkładkach
© Anna Kubiak
© Adam Andreasik
Redaktor prowadzący
Adrian Markowski
Redakcja
Renata Bubrowiecka
Korekta
Sylwia Kozak-Śmiech
Bożena Hulewicz
ISBN 978-83-8234-732-6
Warszawa 2021
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
WSTĘP
Kiedy we wczesnych latach pięćdziesiątych w Bieszczadach pojawili się pierwsi turyści, nikt jeszcze nawet nie śnił, że staną się one krainą, do której będą zdążać z przyspieszonym biciem serca tysięczne rzesze. Pierwsze szlaki przecierali studenci, geodeci, leśnicy. Zapuszczali się w ziejące pustką doliny spalonych wsi, wędrowali od połoniny do połoniny i próbowali wyobrazić sobie tutejsze dawne życie. Przedzierali się przez chaszcze i potoki, natrafiali na pozostałości przedwojennych gospodarstw, smakowali jabłka z niczyich sadów. Niekiedy ktoś pstryknął zdjęcie, zatrzymując w kadrze czas, ale znacznie częściej jedynie zmysłami zapamiętał konkretne wzniesienie, cienisty jar, wielobarwną łąkę: zapach traw, ożywczą moc źródlanej wody, cichy dźwięk wydany przez przyrodę.
Taki był początek i to wtedy po raz pierwszy czyjeś usta wypowiedziały aktualne do dzisiaj słowa, że kto raz ujrzał Bieszczady, będzie do nich wracał już zawsze. Jeśli nie fizycznie, to chociaż myślą lub w owych snach, które spływają na wszystkich dotkniętych niezwykłością odkrywanych po wojnie pogranicznych gór. Bo wcześniej, owszem, też po nich wędrowano, ale bardziej na wschodzie, na terenie obecnej Ukrainy. Wąska gardziel dzisiejszych polskich Bieszczadów do akcji „Wisła” była turystyczną białą plamą, znaną jedynie największym miłośnikom pieszych eskapad, którzy zapuszczali się w ten zabiedzony, choć mocno ludny obszar. Wieloetniczny, wieloreligijny, intrygujący dla etnografów, ważny dla przedsiębiorców naftowych i drzewnych, ale nie dla turystów. Wprawdzie zdobywali oni niektóre szczyty, po wojnie „wspaniałomyślnie” pozostawione Polsce przez Stalina, ale wychodzili na nie od strony wschodniej, od Beniowej i Sianek. Leżące u podnóża połonin Wetlina, Ustrzyki Górne i Wołosate pozostawały jedynie miejscami do gospodarowania – uprawy ziemi, wypasów bydła i owiec na rozległych wysokich przestrzeniach. I takimi pozostały aż do lat pięćdziesiątych.
Adrian Markowski, autor tej książki, miłośnik Bieszczadów, przez wiele lat poznający ich tajemnice, pisze na stronie tytułowej, że jest to propozycja dla tych, którzy lubią chodzić własnymi drogami. Nieważne, czy pierwszy, czy może już kolejny raz. Zwraca uwagę, że Bieszczady to taki zakątek, w którym ilekroć człowiek jest, tylekroć odkrywa coś nowego, zaskakującego. Mają one w sobie nieustającą tajemnicę i chcą się nią dzielić, pod warunkiem jednak, że piechur jest cierpliwy, umie dostrzegać mało znaczące na pozór detale oraz czytać z nich zawiłą historię. Te góry nie są skąpe, ale nie obdarowują każdego bezkrytycznie, po równo. Dawkują własną miarą minione i obecne, hołubiąc zwłaszcza wędrowców nienapastliwych, skorych do pokory. Takich, którzy potrafią z naturą rozmawiać i wiedzą, kiedy milczeć.
Za każdym wyjściem, mówi nam autor, zdaje mu się, że idzie inną leśną przecinką, innym płajem, wzdłuż innego potoku, chociaż są to te same trakty, którymi zdążał do celu (albo bez celu) już po wielekroć. W tym przejawia się niezwykłość Bieszczadów – jako nigdy w pełni niepoznanych. Ale też trudno wskazać w Polsce inne miejsca tak silnie naznaczone tragicznymi wydarzeniami. Żeby w to wniknąć, nie wystarczy przez nie przejść; trzeba się jeszcze zatrzymać, przetrawić każdy krok, napotkaną przeszkodę, a potem zobaczyć oczami wyobraźni całą skomplikowaną przeszłość. Tym bardziej że nie jest oderwana od teraźniejszości, lecz wpływa na nią tak, jak koło zębate porusza dobrze naoliwionym mechanizmem. Historia staje się kluczem do tu i teraz, który otwiera przed przybyszami zamknięte na pierwszy rzut oka drzwi.
Są to drzwi do poznania Bieszczadów we wszystkich wymiarach. Adrian Markowski subtelnie i sugestywnie prowadzi czytelnika drogami i bezdrożami. Niczego nie narzuca, lecz jedynie wskazuje – korzystając z własnych długoletnich doświadczeń – jak wielkie bogactwo materii i metafizyki tkwi w tym niewielkim skrawku Polski. Mawia się, że Bieszczady są magiczne. Ten wyświechtany już nieco zwrot, a nawet irytujący, sprawia, że tysięczne zastępy szukają w pogranicznych górach wyjątkowych doznań. Chcą się nimi nasycić i czerpać z nich niby ze skarbca mikroświata. Owa magia – czymkolwiek jest – może być dostępna jedynie dla tych, którzy nie chodzą po Bieszczadach po to, by je zaliczyć (bo tak wypada), lecz by się z nimi zaprzyjaźnić, a czasami wziąć za bary. Bo przecież nie jest tak, że połoniny, leśne gąszcze, wąwozy i puste przestrzenie są zawsze łatwo osiągalne. Wciąż – mimo gęstej sieci asfaltowych dróg, wciskającej się wszędzie zabudowy, całej tej dobrze i źle pojętej nowoczesności – stawiają turystom wymagania. Kuszą niezaprzeczalnym pięknem, wciągają, głaszczą, by w jednej chwili zmienić się w groźny, nieobliczalny żywioł. Jakby chciały pokazać, że mimo średnich wysokości, tak często przez wielu lekceważonych, są dla człowieka wielkie – w każdym tego słowa znaczeniu. A czasami zbyt wielkie, by je pojąć i tę wiedzę przekuć w trwałą wartość.
Autor książki – na poły przewodnika, na poły reportażu – zaprasza odbiorcę na trasy bardziej i mniej znane, a ponadto proponuje wycieczkę w głąb siebie, rzecz jasna, w porozumieniu z przyrodą. Pokazuje, że każdy, jeśli tylko zechce, może przeżyć na tych rubieżach niezwykłą przygodę, podobną do tej, którą przeżywali powojenni pionierzy. Ci, którzy spali pod dziurawymi namiotami, targali na ramionach niemiłosiernie ciężkie plecaki, żywili się jedną konserwą na czterech.
Od tamtej pory dużo się zmieniło. Bieszczady nie są dalekie i zupełnie dzikie, lecz szczęśliwie istnieją jeszcze w ich obrębie enklawy, w których więcej zwierza niż ludzi, a cisza wypiera hałas. Były i pozostają wyzwaniem dla twardzieli, azylem dla samotników, natchnieniem dla poetów. Jedni w tych górach się zatracili, inni po długiej życiowej podróży odnaleźli, następcy zaś odważnie kroczą po ścieżkach poprzedników.
Jest prawda w powiedzeniu, że Bieszczady można pokochać lub je znienawidzić. Ale nie da się być wobec nich obojętnym.
Krzysztof Potaczała
KILKA SŁÓW PRZED PODRÓŻĄ
Wędrówka to nie tylko zmiana miejsca. Wędrówka to przeżycie. A przeżycia nie można znaleźć w górskim krajobrazie ani w szumie morza. Można je odkryć tylko w sobie. Mało kto potrafi na pierwszy rzut oka odróżnić drogocenny kamień od szkiełka. Jednak na pewno nie znasz nikogo, kto opowiadałby z przejęciem o emocjach towarzyszących oglądaniu kawałków kolorowego szkła. A przecież nieprzebrane tłumy wpatrują się z zapartym tchem w klejnoty zgromadzone w galeriach całego świata.
Trzeba wiedzieć, na co się patrzy. Różnica nie leży po stronie przedmiotu, ale patrzącego. To on wydobywa emocje z obrazu, który ma przed oczami, albo przechodzi obojętnie obok skarbów, mając je za śmieci. Nie widok miejsc wzrusza nas albo budzi grozę, ale świadomość zdarzeń, które się w nich rozegrały.
Nie inaczej jest z Bieszczadami. Można przyjechać tu, żeby odpocząć, przejść w ciągu kilku dni najpiękniejsze górskie szlaki. Ale co potem? Pozornie nie ma tu przecież niczego poza górami, a i one ani bardzo wysokie, ani rozległe.
Tak to wygląda, gdy sądzić po pozorach, ale jeśli ktoś tylko ma odrobinę ciekawości, jeśli nie chce wyłącznie odetchnąć, ale poznać Bieszczady, przeżyć je, na pewno się nie rozczaruje. Będzie do nich wracać rok po roku, odkrywać wciąż na nowo, wydeptując wiele razy te same ścieżki, będzie coraz więcej wiedzieć i widzieć (właśnie w tej kolejności). A także dostrzegać rzeczy, których nie ma, bo takich w Bieszczadach jest najwięcej. I każde miejsce stanie się w końcu jego własnym.
Twoja opowieść o Bieszczadach nie zacznie się pisać od razu. Zedrzesz niejedne buty, zanim splotą się wątki, punkty na mapie połączą się w całość. Bo opowieści o Bieszczadach nie wyczytasz z przewodnika. Trzeba ją samemu wydeptać, wypatrzyć, wysłuchać. Tylko wtedy będzie twoja. A twoja być musi, bo inaczej zobaczysz tylko to, co chcesz zobaczyć, i nie odkryjesz niczego.
Bieszczady, tak jak człowiek, dla każdego są inne, każdemu pokazują inną twarz. Jednych przyciągają tu góry, te ani bardzo wysokie, ani rozległe, ale dla wielu tak wyjątkowe, że są im wierni od dziesięcioleci. Innych przywabia cudna bieszczadzka baśń, słowa Jerzego Harasymowicza, Wojciecha Bellona, Adama Ziemianina, a przede wszystkim piosenki, „kraina łagodności” zamieszkiwana przez anioły. Jeszcze inni czytali o bieszczadzkich legendach, kowbojach z polskiego Dzikiego Zachodu, o których lepiej nie wypytywać miejscowych, bo w najlepszym razie pokręcą z niedowierzaniem głową. Pionierów, którzy już za życia stali się legendą, można zliczyć na palcach jednej ręki, a i tak podążać ich śladami nie sposób. Zresztą idzie przecież o to, by swoją własną ścieżkę wydeptywać, nie czyjąś inną.
I wreszcie ci ostatni, co przyjechali w Bieszczady raz, drugi, trzeci i dostrzegli, że te góry coraz bardziej są ich własne, że splatają się tu wątki, fabuła składa w całość, że sam się latopis pisze. Niejedną własną ścieżkę przedeptali, niejedną przeszli za innymi, a zawsze im mało i nawet jak setny raz na tej samej połoninie staną, i tak co innego zobaczą niż wcześniej. Tacy, co każde spotkanie z człowiekiem w górach obchodzą jak święto, a w każdym kamieniu widzą początek nowego szlaku, nie wiadomo dokąd. Bieszczadzka ścieżka jest dla nich tym, czym był Wyraj dla powieściowych leśnych ludzi.
Ta książka pomoże ci stawiać kroki na takiej właśnie ścieżce.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
WSTĘP
KILKA SŁÓW PRZED PODRÓŻĄ
DROGA
KTO PIERWSZY CHODZIŁ PO POŁONINACH
KONIEC PEWNEJ EPOKI
CIEŃ GENERAŁA
„POD ZDZICZAŁĄ CZERESZENKĄ”
SZLAK ŚWIĘTEJ PARASKEWY
MIĘDZY ZIEMIĄ I NIEBEM
NAD SOLINĄ
NAJWYŻSZE W BIESZCZADACH
SZLAKI NIEISTNIEJĄCYCH WSI
BIESZCZADY OD KUCHNI
KRAJ ŁAGODNOŚCI
SZLAK OCALAŁYCH CERKWI
KTO MIESZKAŁ W BIESZCZADACH
CO JESZCZE TRZEBA ZROBIĆ W BIESZCZADACH
CO CZYTAĆ