Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy istnieje siła, która byłaby w stanie rozerwać więzy siostrzanej miłości? Po rozwodzie rodziców drogi 10-letnich bliźniaczek Ivy i Iris się rozeszły. Ivy zamieszkała z ojcem, a Iris z matką. Ich losy splatają się ponownie po tym, jak kilka lat później w tragicznym wypadku ginie matka dziewczynek. Pogrążona w żałobie Iris wprowadza się do domu ojca i Ivy. Pierwsze tygodnie dziewczyna spędza w niemal całkowitej ciszy. Jedyną osobą, z którą dzieli swoje lęki, jest siostra. Ivy wyciąga do Iris pomocną dłoń, oferując jej wsparcie i zrozumienie. Czyżby los uśmiechnął się do niej, zsyłając jej bliźniaczkę – najcudowniejszą z pocieszycielek? Ivy obiecuje siostrze, że zawsze będą razem i nic nigdy ich nie rozłączy. Niespodziewanie jednak w jej życiu zaczynają się dziać dziwne rzeczy… Jej przyjaciele i chłopak, Tyler, są oczarowani Iris. Ivy czuje, że znika z własnego życia. A może to tylko jej wymysły związane z traumą po wypadku? Bo przecież wydarzył się wypadek, prawda…? Czy Ivy traci rozum, czy Iris faktycznie próbuje przejąć życie swojej siostry?…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 426
W drodze powrotnej tata gnał na złamanie karku. Samochód mknął, niemal przekraczając dozwoloną prędkość, a ja ze strachu wbijałam pomalowane żółtym lakierem paznokcie w sztywną skórę tapicerki. Było jasne, że ojciec chce jak najszybciej znaleźć się w domu. Ja jednak wolałabym, żeby trochę zwolnił. W pewnym momencie wziął tak ostry zakręt, że żołądek aż podszedł mi do gardła. Wstrzymałam oddech i zacisnęłam powieki, spodziewając się najgorszego.
Z nerwami w strzępach poszukałam wzrokiem lusterka wstecznego. Już po chwili z ulgą stwierdziłam, że ojciec prowadzi ze wzrokiem wbitym w szosę, choć niepokojące mogło być jego zacięte spojrzenie. Ojciec był świetnym kierowcą i ufałam mu, kiedy siadał za kierownicą. Po prostu nie przepadałam za tak szybką jazdą.
Czarny mercedes, którym jechaliśmy, wyglądał jak prosto z salonu. Mieliśmy go już od roku, ale nadal lśnił nowością. Dlatego bardzo dziwne wydało mi się, że ojciec gna nim po pylistych wiejskich drogach.
Powtarzałam sobie, że nasze życie zmieni się teraz diametralnie. Ojciec chyba nie mógł się doczekać, aż zacznie wszystko od nowa.
We mnie jednak coś się burzyło. Wolałabym, żebyśmy zwolnili i jeszcze przez chwilę rozkoszowali się cudowną lekkością życia, jakie wiedliśmy dotąd. Wcale nie spieszyło mi się do tego nowego, które miało rozpocząć się za pięć minut. Jasne, w tym, które się kończyło, nie wszystko było różowe, ale i tak chciałam je zatrzymać.
W naszym dotychczasowym życiu mama wciąż żyła.
Przyszła wiosna, jej ulubiona pora roku. Nasze miasto rozświetliły wielobarwne kwiaty. W miejscach pokrytych dotąd jednostajną zielenią pojawiły się kwiaty we wszystkich kolorach tęczy. Ja też zawsze przepadałam za wiosną, gdy na niebie wreszcie świeciło słońce, robiło się ciepło i można było zdjąć płaszcz.
Na wiosnę zawsze czułam się lepiej. Ale teraz moje samopoczucie niewiele różniło się od tego, jakie zazwyczaj towarzyszyło mi zimą. Mimo że pogoda była olśniewająca, wcale nie czułam się lepiej. Jasne, nie musiałam już nosić mojego kretyńskiego płaszcza, ale prawdę mówiąc, nie robiło mi to żadnej różnicy.
Iris, moja siostra bliźniaczka, siedziała na przednim fotelu. Przez całą drogę gapiła się przez okno i tylko od czasu do czasu zamieniała z ojcem parę słów. Ja nie potrafiłam się zdobyć nawet na to. Jechałam ukryta w kokonie milczenia. Milczałam nie dlatego, że wszystko było mi obojętne. Po prostu nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie umiałam ubrać w słowa tego, co się wydarzyło.
Wszystko, co przychodziło mi do głowy, wydawało się głupie i mało ważne. Nic nie było wystarczająco istotne, by zapełnić pustkę, jaką pozostawiła po sobie nasza mama.
Ciepłe wiosenne słońce przygrzewało za oknem, nie raziło jednak tak, żebym musiała mrużyć oczy. Było mi to na rękę, bo wcale nie chciałam zamykać oczu. Ilekroć to robiłam, wracała do mnie jej kredowobiała twarz. Kiedy ją widziałam po raz ostatni, była taka blada, że wydawała się niezupełnie realna. Jej policzki utraciły różowy kolor. Patrząc na nią, miałam wrażenie, jakbym spoglądała na porcelanową lalkę wielkości dorosłej kobiety.
Wizyta w zakładzie pogrzebowym, gdzie ją zobaczyłam, była błędem. Teraz już na zawsze miałam zachować w pamięci widok martwego ciała mamy.
Liczyłam, że gdy wrócę do szkoły, znów poczuję się normalnie. Skoncentruję się na pływaniu i nauce, a ból po stracie w końcu minie.
Taką przynajmniej miałam nadzieję.
Kiedy skręciliśmy w drogę dojazdową do domu, instynktownie podkurczyłam palce stóp w tenisówkach.
W gardle nagle mi zaschło i urosła w nim gula.
Tata zwolnił. Wtoczyliśmy się na podjazd i stanęliśmy pod domem. Można było odnieść wrażenie, że mieszkamy na pustkowiu, ale w okolicy stało jeszcze jakieś dziesięć domów, a od miasta dzieliło nas pięć minut jazdy. Zawsze było tu cicho i spokojnie. Uwielbiałam to, ale teraz miałam wrażenie, że dostanę tu bzika. W tej chwili łaknęłam zgiełku i rozrywek, najlepiej wielu naraz.
Iris wysiadła pierwsza. Jej lśniące, sięgające do pasa blond włosy zafalowały na ciepłym wietrzyku. Pomyślałam, że właśnie nadeszła przełomowa chwila – odtąd już zawsze będzie mieszkać ze mną i tatą pod jednym dachem.
Mama zginęła przed dwoma tygodniami – spadła z mostu podczas codziennego joggingu. Biegała za miastem, trasa wiodła nierównym, pagórkowatym terenem. Po deszczu ziemia zamieniła się w błoto. Krótki mostek, na którym doszło do tragedii, był wyposażony w bardzo niską balustradę, która miała spełniać chyba tylko funkcję dekoracyjną, ponieważ w żaden sposób nie chroniła przed wypadkiem. Mama poślizgnęła się i spadła. Most nie był zbyt wysoki, ale uderzyła się w głowę i zginęła na miejscu. Taką wersję przekazała nam policja.
Mama uprawiała jogging dla zachowania sił i zdrowia. Mówiła, że dzięki temu będzie mogła dłużej wspierać mnie oraz moją siostrę. Koniec końców właśnie to ją zgubiło.
Nadal nie potrafiłam emocjonalnie uporać się z jej śmiercią. Co prawda od sześciu lat, czyli od rozwodu rodziców, nie mieszkałam z nią, jednak świadomość, że odeszła już na zawsze, ciążyła mi teraz niczym ołów.
Miałam dziesięć lat, kiedy rodzice oznajmili nam, że się rozchodzą. Prawdę mówiąc, poczułam wtedy ulgę. Już od dawna się na to zanosiło, a ja miałam dość wysłuchiwania ich kłótni. Generalnie atmosfera w domu była lodowata – rodzice praktycznie ze sobą nie rozmawiali. Paradowali z uśmiechami przyklejonymi do twarzy, sądząc chyba, że tego nie dostrzegam.
Nigdy nie rozmawiałam o tym z Iris, ale wydawało mi się, że separacja rodziców była dla niej wielkim szokiem. Siostra zareagowała krzykiem i płaczem, ja natomiast siedziałam spokojnie, po cichu zastanawiając się, w jaki sposób poinformować ich, że chcę zamieszkać z tatą. Oczywiście był to trudny wybór dla każdego z nas, ale nie dało się przed tym uciec. Z tatą zawsze byłam blisko związana, podobały nam się te same filmy, muzyka, mieliśmy identyczne hobby, nawet smakowało nam takie samo jedzenie. Zawsze mogłam na niego liczyć, kiedy potrzebowałam rady. Bez jego wskazówek zupełnie bym się pogubiła. Mama natomiast zawsze była wyluzowana, czasami aż za bardzo. Gdybym zdawała się na nią, niczego nigdy nie zrobiłabym na czas.
Stanęło na tym, że mama i Iris wyprowadzą się i zamieszkają w mieście. Od tamtej pory w wakacje kursowałam między dwoma domami. Niekiedy moich planów wakacyjnych i planów mojej siostry bliźniaczki nie dało się pogodzić i wtedy spędzałyśmy czas oddzielnie. Zdarzało się, że rodzice umawiali się na wymianę – Iris jechała do taty, a ja wprowadzałam się do mamy.
Nasi krewni, przyjaciele, a nawet sąsiedzi nie mogli tego zrozumieć. Bliźniaczek nie wolno przecież rozdzielać. Jasne, teoretycznie ja i Iris powinnyśmy porozumiewać się bez słów i odczuwać nawzajem swój ból. Ale my nigdy nie byłyśmy jak typowe bliźniaczki. Za bardzo się różniłyśmy.
Prawdę mówiąc, nie byłyśmy ze sobą bardzo zżyte. A teraz, kiedy Iris miała z nami zamieszkać, wydawało mi się, jakby wprowadzała się pod nasz dach nie moja bliźniaczka, ale daleka kuzynka.
Iris wciąż miała tu swój pokój. Podczas wakacji w zeszłym roku wspólnie z tatą zmieniła jego wystrój. Teraz jednak wiozła ze sobą mnóstwo rzeczy zabranych z domu mamy. Bagażnik w mercedesie był nimi wypakowany po brzegi.
Tata zgasił silnik, a ja patrzyłam, jak siostra podchodzi do drzwi wejściowych. Oczywiście nadal miała klucz do domu, teraz więc mogła sama otworzyć drzwi.
Tata poskrobał się po ciemnej szczecinie na brodzie. Rzadko widywałam u niego zarost, zwykle każdego ranka dokładnie się golił.
– Wszystko w porządku, Ivy? Przez całą drogę prawie się nie odzywałaś.
– Nic mi nie jest – odparłam niskim, lekko zachrypniętym głosem.
Oczywiście tak naprawdę miało to znaczyć coś dokładnie odwrotnego: „Nie, czuję się fatalnie”. W mgnieniu oka moje życie zmieniło się nie do poznania. Wystarczyły dwa tygodnie, by wywrócić je do góry nogami. A jak musiała się czuć Iris? W ostatnich latach przecież to ona była bardziej zżyta z mamą niż ja i tata. Straciła znacznie więcej ode mnie, jakie więc mam prawo, żeby rozpaczać?
– Możesz ze mną porozmawiać o tym, co się stało. Kiedy tylko chcesz.
– Wiem, tato. Dzięki.
Spojrzenie ojca spoczęło na domu.
– Chodźmy do środka – zaproponował.
Wzięłam głęboki oddech i utkwiłam wzrok w drzwiach wejściowych.
Wcale nie miałam ochoty wchodzić do domu. Wiedziałam, że przekroczenie progu będzie równoznaczne z początkiem nowego rozdziału w moim życiu. A ja nie byłam jeszcze gotowa, żeby pożegnać się ze starym. Moja siostra bliźniaczka miała wprowadzić się do nas po śmierci naszej mamy – wiedziałam, że kiedy przekroczę próg domu, stanie się to faktem.
Oczywiście równocześnie zdawałam sobie sprawę, że to nonsens – zwlekanie z wejściem do domu niczego tak naprawdę nie zmieniało. No ale przynajmniej mogłam przed sobą udawać, że coś to da. Po prostu potrzebowałam więcej czasu.
– Ivy?
Tata przyglądał mi się uważnie w lusterku wstecznym.
– Mogę najpierw skoczyć do Tylera? Niedługo wrócę.
– Przecież dopiero co przyjechaliśmy… – zauważył tata, marszcząc czoło.
– Nie będę u niego długo. Po prostu potrzebuję tego. Będziesz mógł porozmawiać z Iris i sprawdzić, jak się czuje. Ona będzie teraz potrzebować, żebyś spędzał z nią więcej czasu. Takiego sam na sam, beze mnie.
Ojciec otworzył swoje drzwi.
– W porządku. Ale za godzinę masz być z powrotem.
Myśl, że zyskałam sześćdziesiąt minut wolności, była upajająca. Poza tym pewnie będę mogła wydłużyć je do siedemdziesięciu, zanim ojciec zacznie wołać mnie do domu.
– Dzięki, tato.
Wysiadłam z samochodu i trzasnęłam drzwiami. Obejrzałam się na dom.
Co takiego?
Włoski na rękach stanęły mi dęba: Iris obserwowała mnie z okna na piętrze.
Ale to nie było okno w jej pokoju.
Stała w moim.
Tyler mieszkał na tej samej ulicy co my. Potrzebowałam niespełna minuty, żeby stanąć pod jego drzwiami i zapukać.
Kiedy mnie zobaczył, wytrzeszczył ze zdziwienia swoje zielone oczy.
– Ivy – powiedział, a już po chwili zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. Zatonęłam w dotyku jego ramion. – Cześć, jak się masz? – spytał szeptem.
– Kiepsko – mruknęłam, wtulając twarz w jego T-shirt z nadrukiem Ramones.
– Wejdź.
Poczułam, jak rozluźnia uścisk. Kiedy weszłam do środka, jego dłoń odnalazła moją.
– Kiedy wróciłaś? – spytał.
– Przed paroma minutami. Jeszcze nawet nie zajrzałam do domu.
Idąc do swojego pokoju, Ty przyglądał mi się uważnie. Szedł przodem, ale praktycznie przy co drugim kroku wykręcał szyję, żeby na mnie zerknąć. Mimo że jego rodzice byli w pracy, drzwi do swojego pokoju zostawił otwarte. To zasada numer jeden. Jeśli ją kiedyś złamiemy, nigdy już nie będziemy mogli spędzać razem czasu bez przyzwoitki.
I to było najlepszą gwarancją, że będziemy jej zawsze przestrzegać.
W pokoju wypuściłam jego dłoń i rzuciłam się na łóżko. Poduszka, na której sypiał, była taka miękka. Pachniała nim. Jej dotyk i zapach podnosiły mnie na duchu. Właśnie tego teraz potrzebowałam.
Poczułam, jak łóżko ugina się, kiedy Ty usiadł obok. Przeczesał swoje półdługie kasztanowe włosy i spytał:
– Chcesz pogadać?
– Nie wiem, co powiedzieć – wyznałam, próbując zignorować tępy ból w sercu.
– Ivy, nie jestem twoim tatą ani siostrą. Przy mnie nie musisz udawać silnej. Po prostu powiedz, jak się czujesz.
Dotąd leżałam na boku. Teraz obróciłam się na plecy, żeby go widzieć.
– Zagubiona. I strasznie mi głupio, że jestem w rozsypce.
– Skarbie, umarła ci mama. Nie powinno być ci głupio, masz prawo się smucić.
Wzruszyłam ramionami i potrząsnęłam głową. Przełknęłam szybko ślinę, żeby się nie rozbeczeć.
– Sama nie wiem. Wydaje mi się, że powinnam wziąć to na klatę. W końcu mam opinię bezdusznej, prawda?
– To, że nie wyjesz z rozpaczy, gdy rozpadnie się taki czy inny boysband, nie oznacza, że masz serce z kamienia i nie wolno ci opłakiwać śmierci mamy.
Oczywiście Ty nie potrafił wymienić nazwy żadnego liczącego się boysbandu. Uwielbiałam to w nim.
Zawsze to Iris była tą bardziej emocjonalną siostrą. Ja w większym stopniu kierowałam się rozsądkiem. Chyba że coś naprawdę poważnie namieszało mi w życiu. Ale nawet wtedy nie beczałam. W takich sytuacjach zaczynałam się po prostu stresować i dzielić włos na czworo.
– O ile wiem, Iris ani razu nie płakała. Ja za to ryczę bez przerwy, właściwie nie robię nic innego. Wygląda to tak, jak byśmy zamieniły się rolami.
Do domu mamy i Iris przyjechałam z tatą jedenaście dni wcześniej, w dniu śmierci mamy. Siostra zachowywała się jak cyborg. Wstawała rano, brała prysznic, ubierała się i jadła śniadanie. Sprzątała w pokoju i oglądała telewizję. Zachowywała się tak samo jak zwykle, jednak nie odzywała się ani słowem, tak jakby w ogóle nie dopuszczała do świadomości myśli, że jesteśmy z ojcem obok niej. Zaczęła się z nami komunikować dopiero dzisiaj rano.
– Każdy inaczej radzi sobie z żałobą po śmierci bliskiej osoby.
W zamyśleniu zapatrzyłam się w sufit. Każdy inaczej radzi sobie z przeróżnymi sprawami. Największym szokiem było dla mnie odkrycie, że i ja, i Iris reagujemy na śmierć mamy w zupełnie nietypowy dla siebie sposób. Z wyglądu jesteśmy do siebie podobne jak dwie krople wody, siostra ma tylko dłuższe o kilkanaście centymetrów włosy, ale tak naprawdę różnimy się jak ogień i woda. A teraz jeszcze się okazało, że wymieniamy się częściami osobowości. Super.
Westchnęłam ciężko i spojrzałam w zielone oczy Tylera.
– Nie wiem, jak jej pomóc. Stała się dla mnie obca.
– Możesz to zmienić. Wystarczy, że będziesz teraz przy niej. Procesu żałoby nie da się przyspieszyć. Trzeba go po prostu przeżyć.
Taka perspektywa wcale mi się nie podobała. Wolałam mieć kontrolę nad tym, co się wokół mnie dzieje. Kiedy na swojej drodze napotykałam problem, zawsze starałam się znaleźć rozwiązanie. Źle znosiłam, gdy w żaden sposób nie umiałam wpłynąć na sytuację.
– Nauczysz się tego. Zobaczysz – zaśmiał się chłopak.
Zamrugałam szybko, gdy do oczu napłynęły mi piekące łzy. Westchnęłam i powiedziałam:
– Moja mama umarła.
– Wiem. Przykro mi.
Weź się w garść, laska.
– W zeszłym miesiącu mama zaprosiła mnie do siebie na weekend.
– Ivy, nie rób tego.
– Odpowiedziałam, że nie znajdę dla niej czasu. W weekend wybierałam się na basen, żeby ćwiczyć przed zawodami pływackimi. Zawodami, w których i tak nie wzięłam udziału, no bo umarła.
– Ivy… – jęknął Tyler. – Po prostu miałaś inne plany. Przecież nieraz już się tak zdarzało.
– Jasne, tak na logikę to rozumiem – westchnęłam, próbując zignorować jakieś paskudne mdlące uczucie, które zalęgło mi się w brzuchu.
– Skarbie, tego, co się stało, nie dało się w żaden sposób przewidzieć.
Cóż, wybaczanie samej sobie nigdy nie było moją mocną stroną. Innym, owszem, potrafiłam wybaczyć. Ale sobie już nie bardzo.
– Nigdy nie sprostasz oczekiwaniom, jakie sama sobie stawiasz. Zbyt wysoko wieszasz poprzeczkę. Nikt nie jest doskonały.
No dobra, tu musiałam mu przyznać rację. Faktycznie we wszystkim starałam się dążyć do perfekcji. Chciałam mieć najlepsze stopnie. Najszybciej pływać. Mieć krąg zaufanych przyjaciół, znajomości, które coś znaczą. Przy takim podejściu siłą rzeczy skazywałam się na rozczarowanie. Zdawałam sobie z tego sprawę. Chętnie bym to w sobie zmieniła, gdybym tylko wiedziała jak.
– Mam wrażenie, jakby Iris wpadła tylko z wizytą. Nie mieszkałyśmy razem od sześciu lat.
Tyler musnął palcami moje blond włosy.
– Z czasem przyzwyczaicie się do siebie, zaufaj mi.
Jasne, pewnie tak. Szkopuł w tym, że to w ogóle nie powinno być konieczne. Mama była zbyt młoda, by umierać. Iris i ja jesteśmy za młode, żeby żyć bez niej.
– Chcę, żeby wszystko było po staremu.
– Wolałabyś, żeby Iris nie wróciła? – spytał łagodnie.
– Nie, nie o to mi chodzi. Jasne, chcę, żebyśmy byli teraz wszyscy razem. Po prostu wolałabym, żeby nic nie zmusiło jej do przyjazdu, rozumiesz? Nasze życie zostało wywrócone do góry nogami, a ja nie czuję się na siłach, żeby się z tym mierzyć. Mama powinna być tu teraz z nami. Kto pomoże mi znaleźć kieckę na studniówkę? Plan był taki, że na rozdaniu świadectw maturalnych mama zacznie piszczeć z radości i narobi mi wstydu. Kto zaleje się łzami, kiedy przymierzę suknię ślubną albo urodzę dziecko? Tak wiele ją ominie. Nie mam pojęcia, jak dam sobie radę bez niej.
Oczywiście nadal miałam tatę. Ale równocześnie wiedziałam, że bez mamy te wszystkie przełomowe wydarzenia w moim życiu będą już czymś innym, niż byłyby z nią.
– Ivy – szepnął Tyler, gładząc mnie palcami po policzku. – Ona będzie przy tobie we wszystkich tych chwilach.
Jasne, wierzyłam mu. Ale przecież zarazem wiedziałam, że to kłamstwo. Nie będzie jej w taki sposób, w jaki chciałabym, aby była.
– Iris poszła do mojego pokoju – wypaliłam ni stąd, ni zowąd.
Za wszelką cenę musiałam zmienić temat, zanim znowu stracę nad sobą panowanie, które z takim trudem odzyskałam.
– No i?
– Przyglądała mi się przez okno, kiedy wysiadałam z samochodu i szłam do ciebie.
– Mówiłaś jej, dokąd się wybierasz?
– Nie.
– Może po prostu była ciekawa.
W zamyśleniu przygryzłam dolną wargę. Może faktycznie tak było, ale czego właściwie szukała w moim pokoju? Pokój Iris sąsiadował z moim, więc jeśli chciała popatrzyć na mnie przez okno, mogła to zrobić ze swojego.
– Hmm… – mruknęłam. Chyba nie bardzo wiedziałam, do czego zmierzam. Sama też zachodziłam do jej pokoju, w sumie to nic wielkiego. – Racja, może masz rację. Po prostu z jakiegoś powodu wydało mi się to dziwne.
Tyler położył się obok mnie na łóżku.
– Siostra chce być blisko ciebie, nie ma w tym nic dziwnego. W jej życiu też zaszła rewolucja. Z was dwóch to ona musiała się przeprowadzić i rozstać ze wszystkimi przyjaciółmi.
Skrzywiłam się na te słowa.
– Tak, wiem.
Iris straciła tak wiele. Jeśli bycie blisko mnie mogło jej chociaż trochę pomóc, nie zamierzałam jej w tym przeszkadzać. Boże, ależ ze mnie idiotka. Siostra poszła do mojego pokoju, bo pewnie chciała być blisko mnie. A ja uciekłam.
Zostawiłam ją tam!
Serce mi zmartwiało na tę myśl.
– Muszę lecieć – oświadczyłam.
Dłoń Tylera, którą gładził mnie po brodzie, nagle zamarła.
– Już? – zdziwił się.
– Niby mam być w domu dopiero za godzinę, ale…
Zachowałam się jak zła siostra. Powinnam to jak najszybciej naprawić.
Tyler skinął głową, jakby czytał mi w myślach.
– Powinnaś być teraz w domu, razem z tatą i Iris.
– Dzięki za wyrozumiałość, Ty.
Cóż, nie zabawiłam u niego długo, ale i tak warto było wpaść z wizytą. Wstaliśmy z łóżka i zeszliśmy na dół. Po drodze mijaliśmy zawieszone na ścianie zdjęcia Tylera z dzieciństwa. Na ostatnim uwieczniono nas oboje. Staliśmy objęci i uśmiechaliśmy się do aparatu. Ta fotografia to pamiątka ze szkolnej imprezy bożonarodzeniowej.
Ty pomógł mi spojrzeć na to, co się teraz działo w moim życiu, z właściwej perspektywy. Ostatnio byłam zamknięta w bańce, w której wystarczało miejsca tylko dla mnie, taty, Iris i członków rodziny ze strony mamy. Było w niej zbyt ciasno, bym mogła złapać dystans.
Po drodze do drzwi wejściowych w zamyśleniu przygryzałam wargę. Byłam tak zafiksowana na własnych uczuciach, że w gruncie rzeczy nie próbowałam nawet zrozumieć, jak czuje się Iris. Może koniec końców zbliżymy się do siebie i będzie to jakiś pozytyw w całej tej tragedii.
– Dzwoń, jeśli będziesz czegoś potrzebować – powiedział Ty, otwierając drzwi.
Nachyliłam się i szybko go pocałowałam.
– Tak zrobię. Dzięki.
Po tych słowach odwróciłam się i pobiegłam chodnikiem do domu.
Biegłam ile sił w nogach. Przy każdym kroku, gdy stopa stykała się z chodnikiem, czułam pieczenie, które rozchodziło się po goleniach. Nie zwalniałam jednak. W pędzie mijałam domy sąsiadów. Otaczające je równo przystrzyżone żywopłoty i krzaki róż tylko migały mi po bokach.
Wreszcie dopadłam drzwi, niemal uderzając w nie barkiem. Powstrzymałam się i z pochyloną głową chwyciłam klamkę. Po forsownym biegu czułam palenie w płucach.
– Tato? Iris? – zawołałam, wchodząc do środka.
Z głębi mieszkania dobiegł głos ojca:
– Jestem w kuchni.
Skręciłam w lewo i po chwili ujrzałam tatę siedzącego samotnie przy stole.
– A gdzie Iris? – spytałam zdyszana.
– Na górze. Nie chciała ze mną gadać.
Ech, zachowałam się jak skończona egoistka, gdy zaraz po wyjściu z auta popędziłam do Tylera. Dopiero teraz wyraźnie to do mnie dotarło.
– Zobaczę, co u niej.
Tata skinął głową.
– A ja zrobię obiad. Na co masz ochotę?
Wzruszyłam tylko ramionami. Przez ostatnie jedenaście dni praktycznie obywałam się bez porządnego jedzenia. Zadowalaliśmy się tym, co akurat było pod ręką – robiliśmy kanapki albo zamawialiśmy coś z dowozem. Owszem, doskwierał mi głód, ale gdy jedzenie zjawiało się na stole, okazywało się, że prawie nic nie przechodzi mi przez usta.
– Obojętne – rzuciłam, ruszając na górę.
Iris musiała się czuć bardzo zagubiona. Nie wiedziałam, czy w ostatnim czasie kontaktowała się z przyjaciółmi. W każdym razie nie widziałam, żeby rozmawiała z kimś przez telefon. Na pewno potrzebowała teraz rozmowy z nimi, być może nawet bardziej niż ze mną czy tatą.
Związałam moje długie, lekko falowane włosy w kok i zapukałam do drzwi pokoju siostry.
– Iris, to ja. Mogę wejść?
– Jasne.
W sumie to spodziewałam się, że będzie miała coś przeciwko.
Otworzyłam drzwi i z łagodnym uśmiechem weszłam do środka. Iris siedziała na brzegu łóżka i chyba nic szczególnego nie robiła. Długie włosy spływały jej na ramiona, okrywając ją niczym peleryna.
– Wiem, że to durne pytanie w tych okolicznościach, ale… jak się czujesz? – spytałam.
Wzruszyła jednym ramieniem.
– Nie wydaje mi się, żeby dało się to opisać słowami – stwierdziła.
Oczy miała głęboko zapadnięte i podkrążone, przez co wydawało się, jakby przybyło jej lat. Domyślałam się, że kiepsko sypia. Tak samo zresztą jak ja.
Obie miałyśmy włosy koloru ciemny blond w tym samym odcieniu i takie same bladobłękitne oczy.
– Potrzebujesz czegoś? – spytałam niepewnie. W myślach dodałam: poza tym, co najbardziej oczywiste.
– Nie, niczego mi nie brakuje.
Zrobiłam dwa kroki w jej stronę i unosząc brew, spytałam:
– Serio?
Iris uniosła na mnie spojrzenie swoich jasnobłękitnych oczu. Identycznych jak moje.
– A ty dobrze się czujesz?
– Cóż, nie – przyznałam, wykręcając dłonie. – Możemy pogadać… jeśli chcesz.
Nigdy tak naprawdę ze sobą nie rozmawiałyśmy. Nie o tym, co rzeczywiście ważne. Głębokie tematy Iris poruszała tylko z przyjaciółmi. Ja zresztą też. W sumie to dość przygnębiające: jako siostry bliźniaczki mogłyśmy mieć niesamowicie bliską więź, ale nie udało nam się jej stworzyć. To jedyna rzecz, jakiej żałowałam, odkąd zamieszkałam sama z tatą, a Iris wyprowadziła się do mamy.
– Możemy pogadać? – powtórzyła zdziwionym tonem, przechylając głowę na bok.
– Wiem, że nie mamy tego w zwyczaju, ale możemy to zmienić. To znaczy… chciałabym to zmienić. W końcu jesteśmy bliźniaczkami.
– Dzieliłyśmy jedną macicę. Obchodzimy urodziny tego samego dnia. Mamy wspólne DNA. Ale ja nigdy nie miałam wrażenia, że jesteśmy bliźniaczkami. Nigdy ze sobą nie rozmawiałyśmy.
Auć, to zabolało. Kiedy byłyśmy małe, rozmawiałyśmy. Pamiętam, jak zakradałyśmy się w nocy do swoich pokoi jako pięciolatki. Zawsze mieszkałyśmy osobno, bo za bardzo się różniłyśmy. W wystroju jej pokoju dominował cukierkowy róż, mój pokój utrzymany był w kolorze lazurowym. No ale po zmroku te różnice traciły na znaczeniu. Robiłyśmy domek z koców i świecąc latarkami, opowiadałyśmy sobie różne wymyślane na poczekaniu bajki.
Powtarzały się w nich pewne stałe motywy – Iris miała poślubić brytyjskiego księcia i zostać królową. Mnie natomiast pisane było podróżować po świecie starym fordem mustangiem – takim samym, jakiego kiedyś miał nasz dziadek.
Z czasem, gdy rodzice zaczęli się od siebie oddalać, nasze niemądre dziecięce marzenia zmarły śmiercią naturalną, a żadne nowe nie zajęły ich miejsca.
– Iris, chcesz pogadać?
Siostra utkwiła we mnie ponure spojrzenie. Czułam, jakby przewiercała mnie nim na wylot.
– Chcę znacznie więcej.
I nagle obie umilkłyśmy. Miałam wrażenie, jakby nasze milczenie trwało godzinami. Ze zdenerwowania przygryzłam wargę.
Czułam się niezręcznie. Nie tak to powinno wyglądać.
– Co miałaś na myśli, kiedy powiedziałaś, że chcesz znacznie więcej?
Czego jeszcze można chcieć ponad to, że rozmawiamy?
W końcu Iris się poruszyła. Przesunęła się na łóżku do tyłu, aż pod samą ścianę. Odchrząknęła i powiedziała:
– Chodzi mi o to, że chciałabym, żebyśmy były siostrami. Takimi prawdziwymi. Nigdy nie przestałyśmy być dla siebie bliźniaczkami. Ale przestałyśmy się przyjaźnić.
Zanim odpowiedziałam, zamrugałam dwa razy oczami.
– Ja też tego chcę. Nie chcę tylko w wakacje czuć, że mam rodzeństwo.
Rozumiałam, że musimy teraz trzymać się razem. Byłyśmy różne jak ogień i woda, ale jedno nas łączyło: obie straciłyśmy tę samą mamę.
Na ustach Iris zjawił się blady uśmiech.
– No to może usiądziesz?
– Dobra.
Przestałam wyłamywać dłonie i usiadłam na łóżku. Na tym moja inwencja się skończyła, nie miałam pojęcia, jak dalej to pociągnąć. Czekałam, aż w głowie zjawią się właściwe słowa, ale na próżno. Jasne, mogłyśmy teraz odbyć rozmowę na nieskończoną ilość neutralnych tematów: pogadać o serialach na Netfliksie, książkach albo pływaniu. Tyle że zapewne w niczym by mi to nie pomogło.
– Może opowiesz mi o szkole i twoich przyjaciołach? – zaproponowała siostra. – Pewnie będę musiała się do niej zapisać.
– No tak, jasne.
Racja, Iris będzie odtąd chodziła do mojego liceum. Z jakiegoś powodu nie przyszło mi to wcześniej do głowy. Uczęszczanie do jej starej szkoły odpadało, bo znajdowała się ponad godzinę jazdy stąd.
– Trzymam się z Haley i Sophie, poznałaś je już. Ufam tym dziewczynom jak nikomu innemu.
– Tak, spotkałam je latem rok temu – powiedziała z uśmiechem siostra. – Wydawały się sympatyczne.
– O tak.
Poznałam je, kiedy w pierwszej klasie zapisałyśmy się we trzy do grupy pływackiej. Od tamtej pory byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami.
– Myślisz, że nie będzie im przykro, jeśli zacznę z wami łazić?
– Jesteś moją siostrą. Oczywiście, że nie będzie im przykro.
– Dzięki, Ivy. A co z twoim chłopakiem?
– Z Ty’em też bez problemu się dogadasz.
– Nie martw się, nie będę dla was piątym kołem u wozu. Po prostu byłoby fajnie, gdybyśmy mogły spędzać razem czas. Nie chcę… nie chcę być teraz sama.
Szybko potrząsnęłam głową.
– O to się nie martw, Iris. Możesz spędzać ze mną tyle czasu, ile dusza zapragnie.
Od pierwszego dnia nauki w liceum Haley, Sophie i ja byłyśmy jak papużki nierozłączki. W sumie nie miałam nic przeciwko, żeby nasza grupa rozrosła się do czterech osób. Podejrzewałam, że dziewczynom też spodoba się ten pomysł. Poza tym Iris wkrótce i tak znajdzie sobie nowe koleżanki. Była cheerleaderką, a nie pływaczką jak my. W naszym liceum działał zespół cheerleaderek i byłam pewna, że Iris bez problemu się do niego dostanie. Tyler, który grał w drużynie futbolowej, zapozna Iris z dziewczynami z tego zespołu. Może nawet ułatwi jej dołączenie do drużyny. Pod warunkiem, rzecz jasna, że Iris będzie chciała kontynuować karierę cheerleaderki.
– Czy w szkole są osoby, przed którymi powinnam się mieć na baczności? Na przykład jakieś wredne dziewczyny?
– Kapitanka zespołu cheerleaderek, Ellie, lubi zadzierać nosa, ale w gruncie rzeczy jest nieszkodliwa. Ta dziewczyna bez przerwy rozjaśnia sobie włosy. Aż dziw, że wszystkie jej jeszcze nie powypadały.
Zachodziłam w głowę, dlaczego Iris kieruje rozmowę na ludzi ze szkoły, skoro mogłybyśmy porozmawiać o mamie. Pewnie chciała jak najszybciej odnaleźć się w nowym miejscu i to było zupełnie zrozumiałe. Z drugiej strony ten pośpiech nieco mnie dziwił, przecież byłyśmy w domu dopiero od 20 minut.
– Iris, wszystko się ułoży. Wiesz o tym, prawda?
Siostra zacisnęła usta i uciekła spojrzeniem w bok.
– Możesz powiedzieć mi, jak się czujesz. Nie tylko ty straciłaś mamę – przypomniałam.
Irina zamarła. Trwała nieruchomo niczym posąg. Przysunęłam się bliżej, żeby sprawdzić, czy oddycha. Jej pierś unosiła się.
– Brakuje mi jej – powiedziałam. – Nie widywałam jej wiele tygodni, czasami miesięcy. Ale teraz tak bardzo za nią tęsknię. Nie wiem, czy kiedykolwiek się z tego otrząsnę.
– Ivy – szepnęła siostra. Jej głos wydał się spokojny, chłodny. – Możemy z tym poczekać?
Wzięłam głęboki oddech i zamknęłam oczy.
– Jasne, w porządku.
– Przepraszam. Jeżeli chcesz o niej porozmawiać, spróbuj z tatą.
Owszem, ojciec potrafił słuchać. Ale nigdy nie zrozumie tego, co Iris chwytała w mig.
Otworzyłam oczy i z uśmiechem powiedziałam:
– Porozmawiamy, kiedy będziesz gotowa.
Przyglądała mi się bacznie swoimi bladymi oczami, jak gdybyśmy właśnie rozgrywały partię szachów, a ona planowała następne posunięcie. Zaczynałam sobie uświadamiać, że właściwie nie potrafię odgadnąć, jakie uczucia skrywa. W ciągu ostatnich sześciu lat spędziłyśmy razem zbyt mało czasu, bym umiała czytać z wyrazu jej twarzy.
– Dziękuję, Ivy.
Zabrzmiało to zbyt formalnie, bym mogła uznać, że płynie z głębi serca.
Nie narzucaj się, ona potrzebuje czasu.
– No to lepiej już pójdę.
Iris nie poruszyła się ani nie odpowiedziała. Wstałam z łóżka. Dobra, idę. Odwróciłam się, wyszłam na korytarz i zamknęłam za sobą drzwi.
Co właściwie zdarzyło się między nami przed chwilą?
– Ivy, Iris! – dobiegło mnie wołanie taty. – Chodźcie, zaraz przyjedzie pizza.
– Lecę – odkrzyknęłam, zbiegając po schodach. Kiedy znalazłam się w kuchni, powiedziałam: – Trochę się martwię.
Tata wyjmował właśnie talerze z kredensu. Obejrzał się przez ramię.
– O Iris?
– Tak, dziwnie się zachowuje.
– Ivy…
– Wiem, jak to brzmi. I rozumiem, że to szczególny moment. Ale wydawała się zbyt zainteresowana rozmową o szkole i moich przyjaciółkach. Chciała rozmawiać o tym, jak będzie wyglądało jej nowe życie tutaj. Nie sądzisz, że trochę na to za wcześnie?
Ojciec wzruszył ramionami.
– Posłuchaj, to dla nas wszystkich nowa sytuacja. Jeśli takie podejście jej pomaga, uważam, że powinniśmy to uszanować.
– Może i racja. Ja sobie nie wyobrażam powrotu do szkoły. Nie wspominając o pójściu do takiej, której bym nie znała.
Oczywiście i tak nie miałam wyboru. Zbliżał się termin, gdy będę musiała zaprezentować się przed wydelegowanymi przez college łowcami talentów. Jeśli marzyły mi się studia na Stanfordzie, musiałam jak najszybciej wrócić na basen, żeby trenować. Taty nie było stać na opłacenie mi tam czesnego, dlatego mogłam liczyć tylko na stypendium sportowe. A żeby osiągnąć doskonałe wyniki na zawodach, nie mogłam już dłużej się obijać.
Ojciec przyjrzał mi się, przechylając na bok głowę.
– Skarbie, nie myśl o tym za dużo. Wszyscy robimy, co możemy, żeby jakoś przetrwać ten czas. Pozwól siostrze radzić sobie ze śmiercią mamy w sposób, który jest dla niej najlepszy.
– Nawet jeśli to oznacza udawanie, że nic się nie stało?
– Skoro tego właśnie potrzebuje, to tak. Chyba powinniśmy dać jej trochę więcej czasu. Dlaczego tak cię to niepokoi? Minęło raptem parę dni.
– Chyba wyobrażałam sobie, że będziemy mogły we dwie pogadać o tym, co się stało – wyjaśniłam. – W końcu obie z nas spotkało to samo.
Czułam przemożną potrzebę porozmawiania z kimś o mamie. Kilka tygodni, które co roku spędzałam z siostrą, przestało mi wystarczać.
– Próbujesz naprawić to, co się stało – stwierdził ojciec. – Wszystko postrzegasz w czerni i bieli. Zawsze podobała mi się w tobie umiejętność rozwiązywania problemów. Czasami znajdowałaś rozwiązanie, zanim jeszcze problem stał się problemem. Obawiam się jednak, że w tej sytuacji żadne rozwiązanie nie istnieje. Nic nie będziesz mogła zrobić dla Iris, dopóki ona sama o to nie poprosi. Do tego czasu moim zdaniem powinnaś skupić się na tym, czego sama potrzebujesz. Chcesz, żebym umówił cię na spotkanie z terapeutką? Mogłaby ci pomóc w tym trudnym okresie.
No właśnie, to byłaby pomoc tylko dla mnie. Nie dla mnie i Iris. Ojciec obawiał się, że będę starała się jak najszybciej uporać z żałobą i wszystko niepotrzebnie skomplikuję. Jestem niecierpliwa, bo nienawidzę, kiedy w moim życiu pojawia się brak równowagi. Iris w ogóle nie była jeszcze gotowa na przerabianie tego tematu.
– Dobrze – odparłam.
Zawsze uważałam, że szczera rozmowa o swoich problemach może pomóc w każdej sytuacji. Coś mi jednak podpowiadało, że tym razem rozmowa z Ty’em albo przyjaciółkami na niewiele mi się zda. Najlepszym rozwiązaniem w mojej sytuacji będzie terapia u specjalisty i właśnie dlatego się na nią zgadzałam. Im szybciej wyzbędę się poczucia, że drepczę w miejscu, tym lepiej.
– Ivy, musisz zrozumieć, że nie da się przyspieszyć procesu żałoby – odezwał się tata, jakby potrafił czytać mi w myślach.
Ale to nieprawda. Wszystko można przyspieszyć, pod warunkiem że człowiek wie, jak się do tego zabrać. Chciałam zapamiętać mamę bez bagażu smutku i podszytej zgorzknieniem złości. To, że umarła, wydawało mi się niesprawiedliwe.
– Wcale nie próbuję – skłamałam.
Wiedziałam, że ojciec mi nie wierzy. Ale nie zdążyliśmy pociągnąć tematu, bo nagle rozległ się dzwonek do drzwi.
Uratowała mnie pizza.
Tata zamówił dwie duże pizze, ale apetyt nikomu nie dopisywał. Ojciec zjadł chyba cztery kawałki – a więc grubo poniżej jego rekordu – a ja z siostrą po jednym.
Czułam się zawiedziona, bo wydawało mi się, że mam ochotę na pizzę, jednak mój żołądek buntował się po każdym kęsie. Kiedy byłyśmy młodsze, zjadałyśmy z Iris po dwa kawałki, a dwa kolejne zostawiałyśmy sobie na śniadanie. Miałyśmy wtedy pewnie ze cztery lata i wydawało nam się, że jesteśmy superfajne. Byłyśmy w stanie zjeść tylko we dwie całą pizzę, a rozłożenie jej na dwa dni w niczym nie umniejszało faktu, że potrafimy tyle w siebie wcisnąć, choć jesteśmy takie małe.
Kiedy człowiekowi wali się świat, jedzenie wydaje się czymś dziwnym. To samo zresztą dotyczy innych prozaicznych czynności, jak chociażby obowiązków domowych. Wszystko nagle traci sens. Najchętniej już teraz, o dwudziestej drugiej trzydzieści, pobiegłabym na spotkanie z terapeutką, byle tylko uporać się już z tą całą żałobą i byleby świat wokół mnie powrócił do jakiej takiej normalności.
Stanęłam w łazience przed lustrem i długą chwilę wpatrywałam się w odbicie mojej zmizerniałej twarzy. Oczy, które na mnie spoglądały, nadal były błękitne, lecz pozbawione wszelkiego blasku, matowe. Nie pamiętałam już, kiedy udało mi się pospać w nocy dłużej niż pięć godzin. Od śmierci mamy ten problem przybrał jeszcze na sile. Niełatwo było mi wyciszyć umysł, bez przerwy rozmyślałam o tym, co mam do zrobienia. Zazwyczaj udawało mi się nieco przystopować, jeśli zafundowałam sobie kilka dodatkowych treningów na basenie w tygodniu albo wybrałam się na daleki jogging.
Pływanie to moja największa pasja. Kiedy wchodzę do basenu, staję się wolna: jestem tylko ja i woda.
Gdyby jakiś basen był o tej porze czynny, poszłabym teraz popływać. Może powrót do szkoły wcale nie był takim złym pomysłem? Przynajmniej miałabym znowu dostęp do pływalni. Tata jednak nalegał, żebym do końca tygodnia została w domu. Miałam wrócić do szkoły dopiero w poniedziałek, kiedy zapisze Iris. Ja też tego chciałam, lecz równocześnie myśl, że mam przez pięć dni siedzieć w zamknięciu, udawać, że wszystko jest w porządku, i rozmawiać o moich przyjaciółkach, wydawała mi się straszna.
Obmyłam sobie twarz chłodną wodą. To tylko parę dni, dasz radę.
Wyszłam z łazienki i ruszyłam korytarzem. Iris jeszcze nie spała, słyszałam, jak krząta się po pokoju. Próby porozmawiania z nią na razie mijały się z celem. Tata miał rację: musi poczuć, że jest gotowa, by stawić czoła śmierci mamy.
– Dobranoc – powiedziałam, otwierając drzwi mojego pokoju.
W tym momencie z pokoju siostry dobiegł głuchy łomot, jakby coś ciężkiego spadło na podłogę.
– Dobranoc, Ivy!
Zmarszczyłam brwi i odwróciłam się w stronę jej pokoju.
– Wszystko gra?
– Upuściłam książkę.
O ile wiedziałam, Iris nie czytała książek, odkąd skończyłyśmy pięć lat. Chyba że to kolejna zmiana, jaka w niej zaszła.
Ale czy ona w ogóle miała jakieś książki w swoim pokoju? Nie zauważyłam żadnej, ale z drugiej strony przecież nie rozglądałam się jakoś szczególnie uważnie.
Odgłos, który dobiegł z pokoju siostry, był naprawdę donośny. Z czego zrobione były jej książki – z kamienia?
Co ona tam wyprawiała? I dlaczego, kiedy powiedziała, że upuściła książkę, zabrzmiało to jak kłamstwo?
– Dobra – rzuciłam na koniec.
Wsunęłam się do swojego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.
Ze zdenerwowania rozbolał mnie brzuch. Przyłożyłam do niego dłoń, nacisnęłam i zaraz skrzywiłam się z bólu. Nie cierpiałam sytuacji, w których domyślałam się, że coś jest nie w porządku, lecz nie wiedziałam, co dokładnie.
W tej chwili wolałam nie zdawać się na intuicję, bo równie dobrze mój niepokój mógł wynikać ze świadomości, że znalazłam się w sytuacji, nad którą nie miałam kontroli.
Dobra, twój umysł ewidentnie potrzebuje snu.
Położyłam się do łóżka i próbowałam otrząsnąć się z niewesołych myśli. Teraz rozpoczynał się etap bezskutecznego oczekiwania na nadejście snu. Zazwyczaj wyglądało to tak, że przewracałam się w łóżku w nieskończoność, a w tym czasie mój umysł pracował na pełnych obrotach. W głowie roiło mi się od myśli, a każda z nich domagała się uwagi. Właśnie w takich chwilach robiłam plany – był to dla mnie sposób na uciszenie myśli i stłumienie obaw.
Obróciłam się na bok i podciągnęłam kołdrę pod samą brodę.
Oczy mi się zamknęły, a po chwili ujrzałam twarz mamy. Odkąd umarła, bardzo często pojawiała się w mojej głowie. Nie potrafiłam temu w żaden sposób zaradzić. Zazwyczaj gdy napotykałam jakiś problem, zaczynałam go analizować, po jakimś czasie znajdowałam rozwiązanie i mogłam się skupić na czym innym. Ze śmiercią mamy było inaczej. Gotowa byłam zrobić wszystko, żeby ją odzyskać, a zarazem wiedziałam, że to niemożliwe. Nie żyłam przecież na kartach jakiejś powieści fantasy.
I dlatego każdej nocy powtarzało się to samo: widziałam twarz mamy i zaczynałam ją wspominać. Rozmyślałam o niej tak długo, aż chciało mi się wyć z tęsknoty.
Przekręciłam się na brzuch, jakby w nadziei, że wystarczy zmienić pozycję, żeby uwolnić się od tych wszystkich myśli i w końcu zasnąć.
Zza ściany dobiegały jakieś stłumione dźwięki – Iris nadal kręciła się po swoim pokoju. Starała się stąpać po cichu, ale średnio jej to wychodziło. Chociaż może wcale się nie starała. Po chwili rozległ się szmer, jakby ktoś przesuwał jakiś ciężki przedmiot po wykładzinie. Dochodziła dwudziesta trzecia. Kto o tej porze zabiera się za przestawianie mebli w pokoju?
Chyba że Iris ostatnio zaczęła ćwiczyć jogę.
No ale przecież kładła się spać, więc to chyba nie ta kolejność? A może praktykowała jogę snu? No dobra, zaczynałam już wymyślać.
Tak bardzo chciałam się przespać. Odzyskałabym jasność myślenia.
Wtem znowu rozległ się stłumiony huk. Zabrzmiało to tak, jakby coś zderzyło się ze ścianą oddzielającą nasze pokoje.
I bez tych hałasów było mi ciężko zasnąć. Naprawdę nie potrzebowałam jeszcze, żeby Iris tłukła się w sąsiednim pokoju. Czy siostra naprawdę nie zdawała sobie sprawy, że nie daje mi zasnąć?
Nie chciało mi się wstawać z łóżka, tak wygodnie mi się leżało. Dlatego sięgnęłam tylko po telefon i napisałam do niej SMS-a.
Wszystko gra?
Zanim otrzymałam odpowiedź, upłynęła dłuższa chwila.
Jasne. A co?
Ach, no pewnie, teraz będziesz zgrywać niewiniątko.
A te łomoty?
Przepraszam, próbuję się tu jakoś urządzić. Już będę cicho.
Iris próbowała się urządzić w środku nocy? Do szkoły miała pójść dopiero za dwa tygodnie – to dostatecznie dużo czasu, by poprzestawiać meble w pokoju według własnego widzimisię. Nie musiała tak się z tym spieszyć.
Pomóc ci?
Owszem, byłam uprzejma. Ale co będzie, jeśli przyjmie moją propozycję? To byłoby naprawdę wredne z jej strony.
Nie, dzięki. Mój pokój to moja twierdza. Wolę sama zajmować się ustawianiem rzeczy, które w nim trzymam.
Rozluźniłam naprężone mięśnie i odetchnęłam z ulgą. Świetnie, przynajmniej nie będę musiała ruszać się z łóżka. Ciało miałam obolałe po całym dniu. Nie pomagało też, że wcześniej siedziałam w niewygodnej pozycji.
W porządku. Dobranoc.
Tak, pokój Iris był jej twierdzą i nieproszeni goście mieli zakaz wstępu do niego. Ale do mojego siostra wchodziła bez pytania. Podwójne standardy.
Odłożyłam telefon na nocny stolik, zamknęłam oczy i czekałam.
Wsłuchiwałam się w szmer deszczu za oknem. Dźwięk kropel uderzających o szybę działał na mnie kojąco. Padało nieustannie, lecz zarazem między poszczególnymi uderzeniami kropel występowały chwile ciszy. Słuchanie deszczu zawsze pomagało mi oderwać myśli od… myślenia. Próbowałam nawet puszczać sobie nagrania dźwięków z lasów deszczowych, ale nie wpływały tak na mnie.
Skoncentrowana na deszczu oddychałam głęboko i w końcu udało mi się zasnąć.
Przeciągnęłam się i ziewnęłam. Było jeszcze wcześnie, pięć minut po szóstej. Deszcz pomógł mi zasnąć, ale obudziłam się o wpół do czwartej i potem już tylko drzemałam, co chwilę się budząc.
Byłam półżywa z niewyspania, ale na szczęście zdążyłam już do tego przywyknąć.
Nad ranem ciągle przypominała mi się mama. Część z tych wspomnień dotyczyła jakichś realnych wydarzeń z jej życia, ale były też takie, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Wiedziałam, jak doszło do jej śmierci, dlaczego zatem mój umysł podsuwał mi wizje, w których ginęła od uderzenia albo ktoś ją topił?
I czemu stale wyobrażałam sobie, jak po upadku z mostu podnosi się i próbuje uciekać? Ta wizja bolała najbardziej, bo przecież w świecie rzeczywistym nie było możliwe, żeby wróciła do domu. Nie podniosła się po upadku. Na własne oczy widziałam jej zwłoki. Tak swoją drogą, pokazywanie ich dziecku o nazbyt wybujałej wyobraźni chyba jednak nie jest najlepszym pomysłem.
Mama nigdy by nas z własnej woli nie zostawiła. Nie istniało na świecie nic takiego, co mogłoby ją wystraszyć na tyle, by uciekła od swojej rodziny.
Dlatego wierciłam się na łóżku bez końca, zamartwiając się, że nigdy nie zdołam uwolnić się od myśli o mamie. Nie chciałam już zawsze mierzyć się z tym mrocznym uczuciem, jakie budziło we mnie wyobrażanie sobie jej zakrwawionego ciała. Albo jakiś inny wytwór mojego umysłu.
Czułam, że proces żałoby powinien rozpocząć się jak najszybciej. Może gdy już ją przerobię, zaznam trochę spokoju. Albo przynajmniej przestanę układać różne scenariusze śmierci mamy. Już samo to przyniosłoby mi wielką ulgę.
Opuściłam stopy na podłogę i odruchowo podkuliłam palce, kiedy zetknęły się z lodowatą powierzchnią płytek.
Półprzytomna, powlekłam się noga za nogą na dół, żeby zaparzyć sobie kawy.
Wokół panowały spokój i cisza. O tej porze nasz dom zawsze sprawiał wrażenie pustego, jak gdyby nikt w nim nie mieszkał. Ani tata, ani ja nie mieliśmy za dużo przedmiotów. Odkąd mama przy wyprowadzce zabrała wszystkie, jak sama to ujęła, „błyskotki”, w naszym domu świeciło tylko pustkami.
Weszłam do kuchni i po omacku poszukałam kontaktu.
– Dzieńdoberek – powiedziała Iris.
Aż podskoczyłam, słysząc jej radosny głosik. Serce waliło mi jak młotem. Zapaliłam światło i zobaczyłam, że siostra uśmiecha się do mnie. Żaluzje były zaciągnięte, przez co w kuchni panował półmrok.
– Nie chciałam cię przestraszyć – zapewniła ze śmiechem.
– Co ty tu robisz? – spytałam, próbując uspokoić oddech.
– Mieszkam tu od wczoraj, Ivy.
Serce dalej tłukło mi się w piersi.
– Nie, chodzi mi o to, co robisz o tej porze w kuchni.
– Obudziłam się wcześnie i nie mogłam już zasnąć.
– A czemu siedzisz po ciemku?
– Lubię, kiedy jest ciemno.
Siostra chciała, żebym uwierzyła, że lubi siedzieć samotnie w ciemności i milczeniu.
– Aha, w porządku. Napijesz się kawy?
Iris skrzyżowała ramiona i oparła je na kuchennym blacie. Przyglądała mi się.
– Chętnie. To takie miłe, kiedy ktoś zaparza ci kawę. Czasami mama robiła mi ją przed wyjściem na poranny jogging.
– Ech. Uwielbiam bieganie, ale niestety nie udaje mi się biegać codziennie.
– Pewnie ty i ona miałyście wiele wspólnego. Na przykład ty, podobnie jak ona, lubisz wysiłek fizyczny.
– Ty za to spełniałaś się jako cheerleaderka – zauważyłam.
Włączyłam ekspres i podeszłam do kredensu, żeby wyjąć dwa kubki.
– To już przeszłość. Teraz nie będę nic robić.
Cóż za przygnębiający sposób myślenia. Obejrzawszy się przez ramię, spytałam:
– Czemu tak mówisz?
– Tata uparł się, żebym jeszcze przez dwa tygodnie nie szła do szkoły – oznajmiła, przewracając oczami. – A tobie wolno wrócić na lekcje już za cztery dni. Przecież to niesprawiedliwe.
– Iris, ojciec się o ciebie martwi. Musisz się teraz zmagać nie tylko ze śmiercią mamy, ale też z porzuceniem wszystkiego, co znałaś przez ostatnie sześć lat. Ja wracam do szkoły, którą świetnie już znam. Za to ty będziesz na nowym dla siebie terenie.
– Rozumiem jego troskę, ale nie jestem ze szkła. Dam sobie radę w nowej szkole. Poza tym to nie jest tak, że trafiłam do całkiem nieznanego mi świata. Kiedyś tu mieszkałam. Kiedyś to był również mój dom.
Nie mogłam odmówić jej racji. Z naszej dwójki Iris zawsze była tą bardziej przebojową siostrą, która chętnie bawiła się przed domem. Mama obserwowała, jak dokazuje z dziećmi sąsiadów. Szkoda, że wyprowadzili się parę lat temu, bo teraz pewnie dobrze by jej zrobił widok znajomej twarzy – takiej, która nie byłaby zwierciadlanym odbiciem jej własnej.
– Pogadaj z tatą. On zawsze potrafił słuchać. Jeśli czujesz się na siłach, żeby wcześniej rozpocząć naukę, raczej nie będzie się sprzeciwiał.
A przynajmniej tak mi się wydawało. Ojciec oczywiście nie był tak wyluzowany jak mama. Ale odmawianie córkom czegoś, na czym bardzo im zależało, też nie było jego najmocniejszą stroną.
W spojrzeniu bladych oczu Iris dojrzałam jakąś zmianę – przestała mnie słuchać albo nie wierzyła w to, co mówię. Przez chwilę w zamyśleniu stukała polakierowanym paznokciem w marmurowy blat kuchenny.
Kiedy kawa była gotowa, nalałam ją do kubków i postawiłam jeden przed nią. Zajęłam miejsce na stołku obok siostry. Teraz obie siedziałyśmy, chociaż już nie w ciemności.
– Jak się czujesz? – zagadnęłam.
Kątem oka dojrzałam, że wydęła lekko usta. Czuła się skrępowana, ilekroć rozmowa schodziła na mamę albo na jej uczucia. Zauważyłam to u niej od razu po śmierci matki. Siostra zupełnie odcięła w sobie tę część życia, którą dzieliła z mamą.
– Nieźle. A ty? – spytała z ostrą nutą w głosie.
Nie chciała mówić. I wcale nie chciała też, żebym ja mówiła.
– Może być. Chcę przedzwonić dzisiaj do terapeuty. Zastanawiałaś się nad pójściem na terapię?
– Nie. Ale fajnie, że ty się wybierasz.
– A co zamierzasz dziś robić? – zainteresowałam się, obejmując dłońmi gorący kubek.
– Chcę się gdzieś przejść. Bez urazy, ale ten dom jest trochę dołujący. Skoro mam tu mieszkać, musimy pomyśleć o jakimś sensownym wystroju.
– Jasne, zajmij się tym – zachęciłam.
Iris zawsze miała dobry gust, razem z mamą urządzała ich dom. Jeśli czuła teraz potrzebę powieszenia na ścianach obrazów i dokupienia jakichś ozdobnych poduszek na sofę, nie miałam zamiaru jej w tym przeszkadzać. Tata był minimalistą, jeśli chodzi o wystrój mieszkania. Dla niego najważniejsze były gadżety elektroniczne. Ale na pewno nie obrazi się, jeśli siostra nada domowi nieco charakteru.
– A wy już na nogach?
Obie popatrzyłyśmy ku drzwiom, w których stanął tata. Z ramionami skrzyżowanymi na piersi wyglądał, jakby chciał poddać nas przesłuchaniu. Coś wzbudziło w nim podejrzliwość, ale nie miałam pojęcia, co takiego.
– Nie mogłyśmy spać – wyjaśniłam.
– Kiedy byłyście małe, siadałyście tak razem w chwilach, gdy czegoś od nas chciałyście. W kupie siła, co?
Iris ze śmiechem zarzuciła włosami.
– Niczego nie chcemy, tato.
– Może w tej chwili nie chcecie. A co zjecie?
– Może słodkie tosty Pop Tarts? Nie jadłam ich już całe wieki – powiedziała Iris.
– Ja muszę je szamać przynajmniej raz w tygodniu – westchnęłam.
– Masz lepszą przemianę materii ode mnie – zauważyła Iris, unosząc brwi. Wskazując swoje ciało, dodała: – Ja muszę się stale pilnować z jedzeniem.
Odniosłam wrażenie, że nie różnimy się, jeśli chodzi o figurę. Obie dużo się ruszałyśmy. Jednak Iris przywiązywała znacznie większą wagę do tego, jak wygląda.
– Obie wyglądacie idealnie – dyplomatycznie wtrącił się tata. – W porządku, przyrządzę słodkie tosty.
– W dzbanku jest kawa – podpowiedziałam. – Zamierzam dzisiaj skontaktować się z terapeutką i umówić się na spotkanie. Masz do niej numer?
Tata na chwilę znieruchomiał, po czym powoli się do nas odwrócił.
– Oczywiście. Przedzwonię do doktor Rajan, ma świetne opinie. Iris, a co z tobą?
Siostra uniosła wzrok i powoli zamrugała.
– Słucham, tato – powiedziała, jakby nie miała pojęcia, o co ojcu chodzi.
– Może też chciałabyś się spotkać z terapeutką? Mógłbym umówić cię do kogoś innego.
– Nie, dzięki – padła krótka odpowiedź.
Iris uśmiechnęła się przez zaciśnięte usta. Po chwili ponownie utkwiła wzrok w kubku z kawą.
Co sądzić o terapeutce, która jest w stanie od razu wygospodarować czas dla nowego klienta? Albo ujmę to inaczej: jak o moim przypadku świadczy to, że terapeutka niezwłocznie zaprasza mnie na sesję?
W każdym razie doktor Rajan zdołała znaleźć dla mnie czas już tego ranka. Dlatego poszłam do swojego pokoju, żeby się ubrać.
Czyżby tata zdawał sobie sprawę, że od śmierci mamy nie mogłam spać, i dlatego poprosił lekarkę o pilną wizytę? To byłoby dla mnie bardzo krępujące.
To on odpowiadał na wszystkie pytania terapeutki. Rozmawiali przez telefon całą wieczność. Oczywiście zamknął się wtedy w swoim gabinecie, dlatego nie miałam pojęcia, co konkretnie jej powiedział. O dziewiątej przyszedł mnie poinformować, że moja sesja zaczyna się już za godzinę.
Mój mózg pracował teraz na przyspieszonych obrotach. Pewnie jeden z klientów w ostatniej chwili odwołał umówioną wizytę. Wiele razy byłam niespodziewanie przyjmowana do fryzjerki sporo przed umówionym terminem, bo nagle zwolniło się miejsce w kolejce.
Wsunęłam nogi w obcisłe dżinsy i zapięłam je w pasie. Przez głowę wciągnęłam ciemnoszarą koszulkę bez rękawów. Pomyślałam, że wezmę też bluzę dresową Ty’a na wypadek, gdyby się ochłodziło. W sumie to miałam w domu sporo jego bluz. Teraz były to już moje bluzy. Po nocnym deszczu nie pozostał żaden ślad, zanosiło się na upalny dzień.
Telefon zaczął dzwonić, na ekranie wyświetliło się imię Tylera. Trzy minuty wcześniej napisałam mu, że wychodzę z domu, żeby zbadać sobie głowę.
Teoretycznie sesja u doktor Rajan miała dotyczyć wyłącznie żałoby po śmierci mamy. Ale prawdę mówiąc, nie miałam złudzeń, że na tym się skończy. Nie w sytuacji, gdy nagle miałam zamieszkać pod jednym dachem z siostrą bliźniaczką. Podejrzewałam, że terapeutka będzie mówić o sprawach daleko wykraczających poza śmierć mamy i takie też będzie zadawać pytania. Możliwe, że wiele spośród tych spraw się łączyło. A może niepotrzebnie dzieliłam włos na czworo. Znowu.
Byłoby mi w życiu zdecydowanie łatwiej, gdyby tak dało się wyłączyć myślenie.
– Siemanko, Ty – rzuciłam do telefonu.
– Teraz? Już teraz idziesz na tę sesję?
Mówił szybko, brzmiał, jakby coś postawiło go w stan podwyższonej gotowości. Czymś się niepokoił. Ty wiedział, że mam trudności z okiełznaniem myśli i że kiepsko sypiam. To nic nowego. Moje życie wyglądało tak zawsze. Jego niepokój zapewne wzbudził fakt, że doktor Rajan tak szybko zgodziła się mnie przyjąć.
W sumie to chyba wolałam nie wiedzieć, czym się tak przejmował. Czasami tak jest lepiej.
– No, zaraz. Właśnie zakładam buty. Co mam jej powiedzieć?
– Hm… nie wiem. Skoro nie wiesz, od czego zacząć, poczekaj, aż zada ci jakieś pytanie. Coś się stało ostatniej nocy albo tego ranka, że tak szybko poszukałaś pomocy terapeuty?
– Nic takiego. Po prostu lekarka miała wolny termin dziś rano.
Nie chciałam przysparzać mu zmartwień. Zanim się poznaliśmy, Ty w zasadzie niczym się nie przejmował. Nadal był totalnie wyluzowany, tylko jeśli chodziło o mnie, poważnie się stresował. To urocze z jego strony, ale równocześnie było mi z tą świadomością źle.
– W porządku – powiedział z ociąganiem. – Pamiętaj, że ze mną też możesz pogadać, dobra? Rozumiem, że wolisz spotkać się z fachowcem, i jestem całym sercem za. Ale wiedz, że w razie czego zawsze masz też mnie do rozmowy.
– Wiem o tym, Ty. Doceniam to, naprawdę.
Ale nie chcę, żebyś widział, jak rozsypuję się na kawałki. Od śmierci mamy Ty wspierał mnie i odnosił się do mnie z wielką wyrozumiałością. Zarazem jednak zdawałam sobie sprawę, że jesteśmy w wieku licealnym. Nie chciałam zatruwać mu życia swoimi problemami.
Mogłam sobie jakoś poradzić z bezsennymi nocami. Za dnia dało się wytrzymać zmęczenie. Nadal mogłam być taka jak dawniej, pływać i spotykać się z przyjaciółkami. We wczesnych godzinach wieczornych humor mi się pogarszał, ale o tej porze zazwyczaj byłam już w domu. Byłam też pewna, że jeśli bezsenność pozostanie ze mną na dłużej, w końcu do niej przywyknę.
– Przedzwoń, kiedy będziesz już po terapii.
– Tak zrobię. Kocham cię.
– Ja ciebie też, maleńka.
Rozłączyłam się, włożyłam telefon do torby, do której wrzuciłam też butelkę z wodą. Z komody wzięłam kluczyki do samochodu. Czas zmierzyć się z terapią.
Kiedy schodziłam po schodach, serce waliło mi jak młotem. Dłonie nagle mi się spociły. Przecież zależało mi na terapii, dlaczego zatem odczuwałam teraz taki niepokój? Jeśli uznam, że chcę spędzić godzinę na milczeniu, będę mogła to zrobić. Terapeutka nie będzie wywierać na mnie presji. W każdym razie na to liczyłam.
Moje wyobrażenia na temat terapii ukształtowała telewizja. To z tego źródła wiedziałam, że gdy klient nie ma ochoty na rozmowę, terapeuta go nie zmusza.
Z drugiej strony, jeśli planowałam siedzieć w milczeniu, jaki w ogóle sens miała terapia?
W głębi duszy wiedziałam jednak, że otworzę się przed terapeutką. Tylko w ten sposób można się uleczyć, wyruszyć w drogę, której celem jest pokonanie żałoby. A ja najbardziej lubiłam właśnie takie rozwiązania, którymi można było związać problem niczym małą schludną kokardką.
– Tato, lecę – krzyknęłam, kiedy zeszłam na parter.
Drzwi jego gabinetu w głębi korytarza otworzyły się. Na drewnianej podłodze dało się słyszeć kroki. Tata pracował w branży ubezpieczeniowej, obsługiwał głównie wielkie firmy. A w każdym razie tak mi się wydawało. Praca była bardzo absorbująca; musiał urządzić sobie gabinet, żeby pracować z domu. To tam spędzał większość czasu w ciągu dnia.
– Na pewno nie chcesz, żebym cię podwiózł?
– Dam sobie radę. Dzięki.
Podszedł i mocno mnie przytulił. Uścisk był odrobinę za mocny i lekko skrzywiłam się z bólu.
– Pogruchoczesz mi kości – pisnęłam.
– Przepraszam – powiedział, odsuwając się do tyłu. – Jestem z ciebie dumny, Ivy.
– Dzięki, tato. A gdzie Iris?
– Poszła do swojego pokoju. Pomyślałem, że wykorzystam ten moment i trochę popracuję – stwierdził. – Biegnij już, bo się spóźnisz.
Kto wie, może po cichu właśnie na to liczyłam. Może chciałam przybyć na wizytę tak bardzo spóźniona, że będzie trzeba ją przełożyć na inny termin. Ale oczywiście był to dość niemądry pomysł – jeśli w nieskończoność będę przekładać wizyty, nigdy nie uwolnię się od lęku przed pierwszą sesją. Kiedy już będę to mieć za sobą, zrobi się łatwiej.
– Do zobaczenia, tato.
Odwróciłam się i bardzo powoli wyszłam z domu. Dzisiaj nigdzie mi się nie spieszyło.
Za pierwszym razem mój kciuk nie trafił w odpowiedni przycisk na pilocie do auta. Spróbowałam jeszcze raz i dopiero wtedy alarm w samochodzie się wyłączył. Usiadłam za kierownicą.
Dasz radę, Ivy.
Mama chciałaby, żebym to zrobiła. Na pewno by mnie dopingowała. Razem z tatą zawsze byli moimi największymi fanami. Mimo że nie spędzałyśmy ostatnio zbyt wiele czasu ze sobą, wiedziałam, że zawsze mogę na nią liczyć.
I nawet teraz wyraźnie wyczuwałam jej obecność. Czułam, że jest ze mną w samochodzie i zachęca, żebym przekręciła kluczyk w stacyjce i tym samym wykonała pierwszy krok, żeby sobie pomóc.
I właśnie to zrobiłam. Uruchomiłam silnik i ruszyłam spod domu.
Dojazd do gabinetu doktor Rajan powinien zająć mi około pół godziny. Włączyłam radio w nadziei, że muzyka ukoi moje skołatane nerwy.
Kiedy z powodu korków na drodze zajechałam na parking pod gabinetem trzydzieści sześć minut później, zdenerwowanie dało o sobie znać ze zdwojoną siłą.
Doktor Rajan czekała w środku. Do umówionej pory naszego spotkania pozostały cztery minuty. Nie ruszałam się z samochodu. Siedziałam, ściskając kurczowo kierownicę. Z nerwów czułam nieprzyjemne mrowienie w brzuchu. Pójście na terapię było ze wszech miar słuszną decyzją i chciałam to zrobić. Ale to wcale nie sprawi, że rozmowa z obcą kobietą o śmierci mamy przyjdzie mi z większą łatwością.
Zasnute chmurami niebo przybrało jednolity stalowy kolor. Zanosiło się na ulewę. Wiedziałam, że powinnam wejść do środka, zanim się rozpada. Mimo to moje ciało było jak sparaliżowane.
No, dalej. Nie bądź dzieckiem.
Oderwałam dłonie od kierownicy, uchyliłam drzwi. W momencie gdy moje stopy dotknęły ziemi, poczułam, jak na nosie rozpryskuje mi się pierwsza kropla deszczu.
Wysiadłam, zamknęłam za sobą drzwi i pobiegłam do budynku.
Kiedy stanęłam w progu, doktor Rajan uniosła na mnie spojrzenie.
Uśmiechnęła się, przypatrując mi się serdecznie swoimi ciemnymi oczami.
– Ivy Mason, zgadłam?
– To ja – odparłam, przygładzając dłonią wilgotne włosy. – Dzień dobry, pani doktor.
– Mów mi Meera. Może napijesz się wody?
Coś mi podpowiadało, że jeśli mam mówić przez okrągłą godzinę, bez wody się nie obejdzie.
– Chętnie, poproszę – powiedziałam, splatając dłonie na plecach.
Gabinet Meery okazał się całkiem ładny. Był na tyle przestronny, by pomieścić dębowe biurko i dwie sofy obite brązową skórą. Ciemną barwę mebli rozjaśniały elementy wystroju w kolorach bladobłękitnym, różowym i białym. Na ścianie za jedną z sof wisiały oprawione w ramki dyplomy psychoterapeutki.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki