Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Lylah i jej przyjaciele wprost nie mogą się doczekać, aby spędzić razem wieczór. Impreza
to idealny sposób na odstresowanie i wyluzowanie po szkole. Lylah ma też
nadzieję, że szaleństwa na parkiecie z Chace’em, jej najlepszym przyjacielem, zbliżą
ich do siebie. W końcu wzdycha do niego, odkąd tylko się spotkali. Gdyby tylko on
myślał o niej tak samo…
Podczas gdy dziewczyny poprawiają makijaż, a chłopaki zakładają kurtki, szykując
się do wyjścia, ktoś dzwoni do drzwi. Nikt za nimi nie czeka… za to na wycieraczce
leży koperta. To anonimowy list do ich przyjaciela, Sonny’ego. Tajemniczy wielbiciel?
Może. Wszyscy reagują śmiechem.
Tylko że sprawa przestaje być zabawna, gdy Sonny znika. Pojawia się za to nowy list,
a w nim tylko dwa słowa: TWOJA KOLEJ.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 317
1
Czwartek 1 lutego
Walentynki. Grrr. Ze wszystkich „świąt” tego akurat nie cierpię najbardziej.
Przewracałam oczami, patrząc na papierowe serca, którymi Charlotte udekorowała nasz salon. Dwie z moich współlokatorek, Sienna i Charlotte, wprost uwielbiają walentynki.
Na czternaście dni przed tym, jak media społecznościowe miały wybuchnąć nową porcją miłosnych wyznań i słodziutkich fotek zakochanych par, ja już musiałam żyć w różowo-czerwonej rzeczywistości pełnej kiczowatych dekoracji.
Niedobrze mi.
Studenci wydziału aktorskiego każdego roku wystawiają sztukę o historii świętego Walentego. Licentia poetica pozwala im na pełną swobodę, więc opowieść ocieka seksem i krwią. W ubiegłym roku wyszło genialnie, w tym podobno ma być jeszcze lepiej.
No i po wszystkim jest impreza.
Razem z resztą moich współlokatorów – Chace’em, Sonnym, Isaakiem i Charlotte – siedzieliśmy w salonie, czekając, aż Sienna będzie gotowa i nareszcie będziemy mogli wyjść. Nasz salon nie jest zbyt duży, jednak wystarczająco przestronny, abyśmy się tam wszyscy pomieścili.
– Lylah, podgłośnij to – rozkazał Sonny. Sonny jest z Londynu i mówi jak jeden z bliźniaków-gangsterów Kray. Sam jest zdecydowanie zbyt łagodny, żeby być londyńskim gangsterem.
Wstałam i markując ukłon, posłusznie podkręciłam głośniki połączone z iPhone’em Sonny’ego. W pokoju rozległy się dźwięki I’ll be Missing You Puffa Daddy’ego.
Sonny jest z nas wszystkich najstarszy i uważa, że przez to może rozkazywać wszystkim dookoła. Nie jest taki zły, ale w dzieciństwie chyba ani razu nie usłyszał słowa nie.
Teraz dalej mnie ignorował, nie odrywając się od telefonu. Pewnie ustawiał sobie jakąś randkę na wieczór.
Chace, który razem ze mną studiuje medioznawstwo, uśmiechnął się ironicznie. Pokazałam mu język. Spotkaliśmy się pierwszego dnia na uczelni, gdy oboje zgubiliśmy się na kampusie, i trzymaliśmy się razem, próbując udawać, że doskonale wiemy, dokąd mamy iść. Od tego czasu spędziliśmy razem setki godzin, oglądając filmy, pracując nad projektami i włócząc się. Nie licząc Sienny, Chace jest moim najlepszym przyjacielem. Nie upłynęło zbyt wiele czasu, nim coś do niego poczułam. W zasadzie zajęło mi to jakieś trzy minuty. Nie wydawało mi się jednak, żeby Chace czuł to samo do mnie, bo traktował mnie tak jak wszyscy inni. Ale z drugiej strony ostatnio zaczynał znajdować coraz więcej pretekstów do spędzania ze mną czasu sam na sam. Z całą pewnością sobie tego nie wymyślałam. No cóż, nie sądzę, żebym sobie to wymyślała.
W drzwiach pojawiła się Sienna.
– Lylah, jesteś pewna, że ta będzie dobra? – zapytała, przygładzając krwistoczerwoną sukienkę.
– Nie, wyglądasz okropnie – odpowiedziałam, unosząc brew. Oczywiście, że Sienna wyglądała świetnie i doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
Sienna jest oszałamiająca. Urodzona w Korei, w wieku dwóch lat przeprowadziła się do UK wraz z rodziną. Jej włosy są wręcz nieprzyzwoicie gładkie i lśniące. Z pewnością prezentowałaby się rewelacyjnie na wybiegu, chociaż na to jest prawdopodobnie odrobinę za niska.
– Zamknij się. Dzisiejszy wieczór należy do mnie i Nathana. Zamierzam sprawić, że się we mnie zakocha, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu!
Dwa tygodnie do walentynek i każdy powinien kogoś mieć. Chace, w przeciwieństwie do mnie, chyba nie nienawidzi tego dnia, więc może mnie zaskoczy. Być może ja też nie miałabym aż takiej awersji do walentynek, gdyby coś do mnie czuł.
– Sie, skarbie, nie podawaj się na tacy – powiedział Isaac, obejmując ją ramieniem. – Każ mu na to zasłużyć.
Isaac jest odważnym, głupim facetem.
Czarne oczy Sienny pociemniały i gdyby wzrok mógł zabijać, Isaac byłby już martwy.
– Dzięki, naprawdę dzięki – odpowiedziała z sarkazmem wyciekającym z każdego słowa.
Robiąc krok w tył, Isaac cofnął ramię i zmierzwił swoje krótkie, czarne włosy.
– Chciałem tylko pomóc – bronił się.
Charlotte przyglądała się temu z uwagą. Jest cicha, zamieszkała z nami przez czysty przypadek. W ciągu ostatnich pięciu miesięcy, bo właśnie tak długo mieszkamy razem, zaprzyjaźniłyśmy się. Ale w gruncie rzeczy Charlotte jest raczej outsiderką, woli zostawać w domu i być sama, niż włóczyć się z nami.
– Wszystko w porządku, Charlotte? – zapytał Chace, wyczuwając jej napięcie.
– Chyba jednak zostanę dziś w domu – odpowiedziała. – To zupełnie nie moja bajka.
Charlotte wybrała długą dżinsową spódnicę i koralowy T–shirt. Płowe blond włosy związała w wysoki kucyk. Nie wyglądała tak, jakby gdzieś się wybierała, ale ja byłam przekonana, że będzie jej się podobało. Za każdym razem, gdy uda nam się ją gdzieś wyciągnąć, po wszystkim okazuje się, że bawiła się świetnie.
Ułożyłam się wygodnie między poduszkami na sofie.
– Nie ma mowy, idziesz z nami.
Charlotte nachyliła się w moją stronę.
– Wiem, mówiłam, że marzy mi się więcej studenckiego życia, ale jestem jakoś dziwnie pewna, że sztuka o męczenniku niekoniecznie okaże się świetną rozrywką.
– Nie chodzi tylko o sztukę. Potem jest impreza.
– Ooo, ta część z całą pewnością nie jest dla mnie.
– Charlotte, co robiłaś, zanim Lylah cię zaadoptowała? Siedziałaś cały czas w domu, grając sama ze sobą w szachy? – zapytał Sonny, śmiejąc się z własnego dowcipu.
Zazgrzytałam zębami.
– Nie bądź dupkiem, Sonny – powiedział Chace, odpychając go lekko.
Charlotte pochyliła głowę, by uniknąć spojrzenia Sonny’ego, a ja spiorunowałam go wzrokiem. Sonny westchnął.
– Masz rację, to było słabe. Char, przepraszam.
Charlotte kiwnęła głową, ale chyba mu nie wybaczyła. Ja w każdym razie bym tego nie zrobiła na jej miejscu.
– Możemy się w końcu ruszyć i spędzić razem fajny wieczór? – zapytał Sonny. – Wszyscy jesteśmy singlami, a skoro wszyscy – zamilkł na chwilę i spojrzał na mnie – cóż, prawie, wszyscy kochamy walentynki i nie chcemy być w tym dniu sami, powinniśmy coś z tym fantem zrobić.
Sonny nigdy nie miał problemu z umawianiem się z kobietami, ale gdyby tylko wszystkie dziewczyny na kampusie mogły usłyszeć, w jaki sposób zazwyczaj się wypowiada, raczej nie byłby tak popularny.
Charlotte podniosła głowę i przytaknęła.
– Już w porządku, nie ma o czym mówić.
Wzrok Sonny’ego spotkał się z moim.
– Lylah?
Wzruszyłam ramionami. To nie ja miałam mu wybaczać albo nie.
– Jasne. Po prostu chcę, żebyśmy dzisiaj wieczorem się fajnie bawili. – I żeby Chace zdał sobie sprawę z tego, że mnie kocha. Może dobra impreza sprawi, że ten okres stanie sie trochę bardziej znośny.
– Żadnego więcej łamania serc w tym roku, Lylah – zaczął droczyć się ze mną Isaac.
No i znowu się zaczyna…
Odchrząknęłam i wycelowałam w niego palec.
– Zamknij się. Niczego nikomu nie złamałam.
– Proszę cię. Jake odszedł ze studiów dlatego, że go odrzuciłaś.
Jake, jeden z naszych przyjaciół, w zeszłym roku próbował mnie pocałować. To było tuż przed tym, gdy przed walentynkami miałam wracać do domu, aby spędzić rocznicę śmierci rodziców z Rileyem, moim bratem. Jake wiedział, w jakim byłam stanie, a mimo to uznał za stosowne mnie pocałować. Uhm, no nie. Odepchnęłam go, wysyłając przy tym do wszystkich diabłów.
Patrząc wstecz, przyznaję że mogłam w nieco bardziej dyplomatyczny sposób przekazać mu, że nic do niego nie czuję, ale byłam wtedy naprawdę roztrzęsiona. Szalałam z niepokoju i wściekłości, bałam się wracać do domu. To było – ciągle jest – tak strasznie świeże, ta świadomość, że już ich nie ma…
Jake z kolei mógł wybrać sobie lepszy czas na bycie nachalnym, a potem odrzuconym.
– Jake nie odszedł przeze mnie. Wyprowadził się pięć miesięcy po tym wydarzeniu.
– Bo nawet po tak długim czasie nie mógł dojść do siebie – dodał Sonny, puszczając do mnie oko.
Chace wstał.
– Dobra, uspokójcie się już.
Zawsze reaguje, gdy tamci zaczynają się ze mną droczyć. Mogłabym poradzić sobie sama, ale tej całej afery z Jakiem jakoś nie chcą mi darować, więc fajnie mieć Chace’a po swojej stronie.
– Stary, tylko żartujemy – powiedział Sonny.
Mało nie podskoczyłam, usłyszawszy dzwonek do drzwi.
– Chcecie się założyć, kto to? – zapytał Chace.
– Idę o zakład, że to któraś z byłych Sonny’ego, która nie potrafi odpuścić – zgadywałam.
Sienna roześmiała się.
– Założę się, że to ta dziewczyna, która łazi za Isaakiem jak zagubiony szczeniaczek. Nieźle stuknięta laska.
– Nieee – powiedział Isaac – założę się, że to Nora, która tak desperacko usiłuje zostać BFF Lylah.
Wywróciłam oczami i pomaszerowałam do przedpokoju.
Nora mieszka w domu po drugiej stronie ulicy. Jest fajna i parę razy się razem uczyłyśmy, ale próbuje na siłę wbić się do naszej paczki. Nie chodzi o to, że jej nie lubię, ale na dobrą sprawę nie łączy nas nic poza zajęciami.
Otworzyłam drzwi i… ujrzałam pusty ganek.
– Ej, to tylko jakiś kawał – krzyknęłam do reszty.
Już miałam zamknąć drzwi, gdy na wycieraczce zauważyłam kopertę. Kremowa, z wydrukowanym imieniem Sonny’ego. Żadnego adresu zwrotnego ani znaczka. Ktoś musiał ją przynieść i położyć pod drzwiami.
Schyliłam się, żeby ją podnieść, po czym weszłam do środka.
– Kto, do diabła, w tym wieku ciągle bawi się w dzwonienie ludziom do drzwi? – zapytał Sonny.
Podałam mu kopertę.
– To pewnie któryś z twoich kumpli. Trzymaj, leżało na wycieraczce.
Marszcząc czoło, Sonny rozerwał kopertę i wyjął z niej jakąś kartkę. To, co powiedział, nie nadawało się do powtórzenia. Gdyby to było możliwe, kartka niechybnie spłonęłaby od intensywności jego spojrzenia.
– Co jest, człowieku? – zapytał Chace, zaglądając mu przez ramię. – Sekretna adoratorka?
– Pewnie tak. Ktokolwiek to jest, padnie trupem, jak tylko go dorwę.
Spojrzałam na Siennę, pytając wzrokiem, czy ma z tym coś wspólnego. Potrząsnęła głową.
– No, pokaż – zażądał Isaac, a Sonny odwrócił kartkę, tak żebyśmy mogli ją zobaczyć.
Wybałuszyłam oczy, ujrzawszy, co na niej widnieje. Każda litera była wycięta z magazynu albo z gazety:
– To nienormalne. Kto mógł wysłać coś takiego? – zapytałam. Studenci z naszej uczelni robią sobie jaja jak wszyscy inni, jasne. Ale zwykle przybiera to postać zamiany keczupu na ostry sos chilli w stołówce czy usłania kampusu różowymi i czerwonymi balonami. Ludzie na ogół nie piszą sekretnych liścików, w każdym razie nic mi o tym nie wiadomo. Zazwyczaj chodzi o to, żeby wywinąć coś grubego przed jak największą publicznością.
– Sądzisz, że to któraś z twoich byłych? – zapytała Charlotte z błyskiem w niebieskich oczach. Wyraźnie bawił ją niepokój Sonny’ego.
– Nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek spotykał się z kimś aż tak zaborczym – odpowiedział.
Cudownie.
– No cóż, to tylko durny żart – stwierdził Chace. – Wszyscy gotowi? Chodźmy wreszcie.
Sienna i Isaac wyszli pierwsi, Sienna była wyraźnie podekscytowana. Charlotte powlekła się za Sonnym, wyglądając tak, jakby wolała robić cokolwiek innego. Chace czekał na mnie i wyciągnął ramię. Objęłam go i wyszliśmy.
Na dworze było ciemno choć oko wykol i przeraźliwie zimno. Wzdrygnęłam się. Mogłam nałożyć cieplejszy płaszcz. Gdy przechodziliśmy krótką ścieżką od drzwi do bramy, rozejrzałam się po okolicy. Panowała wręcz upiorna cisza. Domy po obu stronach ulicy są identyczne, wszystkie w stylu wiktoriańskim, większość z nich zajmowana przez studentów. Nasz znajduje się pośrodku, więc zwykle słychać jakieś odgłosy, chociaż poza kampusem i tak jest zdecydowanie ciszej niż w akademikach. Boże, uwielbiam tę wolność, jaką daje mieszkanie na własną rękę. Ale ciągle nienawidzę robić prania.
Sonny, idący przed nami, podniósł pokrywę kosza na śmieci i wyrzucił tę cholerną kartkę, przeklinając soczyście, gdy zatrzaskiwał klapę.
Oblizałam spierzchnięte wargi i wyjrzałam na ulicę. Pomiędzy chodnikiem a jezdnią rozpościerał się pas zieleni z dużym dębem, który rozrósł się potężnie wzdłuż i wszerz, zasłaniając światło latarni. Na końcu szeregu jedna z nich zamigotała. Wymarzone warunki dla stalkera – ktoś mógłby bez trudu zbliżyć się i odejść całkowicie niezauważony. Czy osoba, która zostawiła ten list, mogła się gdzieś tam czaić?
– Sądzisz, że powinniśmy się niepokoić tą kartką? – zapytałam cicho.
Chace puścił mnie, żebym mogła przejść przodem.
– Co masz na myśli?
– Cóż, to zdecydowanie nie był liścik miłosny ani też szczególnie zabawny żart. Czy to może być realna groźba?
Zatrzymał się po drugiej stronie bramy i skrzyżował ręce na piersiach.
– Wydaje mi się, że troszkę ponosi cię wyobraźnia.
– Ale żart z założenia ma być zabawny. Nikt się nie roześmiał. Upiorny liścik z pociętych gazet jest raczej…
– … czyjąś chorą karykaturą żartu – uciął Chace. – Zapomnij o tym, Lylah, Sonny już zapomniał. Wiesz, że dziś początek tego całego walentynkowego szaleństwa i najwyraźniej niektórych trochę ponosi w tym roku.
Otworzyłam usta, żeby zaoponować. Nic nie rozumiał. Wszyscy jesteśmy przyjaciółmi, mieszkamy razem. Jeżeli ktoś zadzierał z Sonnym, dotyczyło to nas wszystkich.
Chace kiwnął głową i uśmiechnął się.
– Lylah, wyluzuj. Oglądasz za dużo horrorów. Idziemy się teraz dobrze zabawić, a ty masz zapomnieć o tym liściku. Nikt nie grozi Sonny’emu, jasne?
Kiwnęłam głową, odwzajemniając uśmiech. Chyba nie byłam wystarczająco przekonująca, bo Chace złapał mnie za rękę i ją ścisnął.
Poczułam, jak serce szybciej mi bije. Nie miałam jednak pewności, czy to z powodu bliskości Chace’a, czy ze strachu o Sonny’ego.
2
Czwartek 1 lutego
Do teatru dotarliśmy trochę za wcześnie, ale bileterzy pozwalali już zajmować miejsca. Pokazałam szybko bilet i weszłam za resztą. W ogromnej sali znajdowały się liczne okrągłe stoliki i krzesła; ustawiono je tak, aby z każdego miejsca było widać scenę.
– Pechowa trzynastka – powiedział Isaac, rozglądając się wokół i szukając naszego stolika. – Gdzie to, do licha, jest?
Chace skrzywił się z politowaniem,
– Człowieku, stoisz tuż obok planu sali…
Isaac odwrócił głowę i zrobił głupią minę, rozdziawiając usta w szerokie O. Idiota.
– Dobrze, my siadamy tam – powiedział, wskazując na stolik z lewej strony sceny.
Drugi rząd od przodu. Wyglądało na to, że będziemy mieć dobry widok. Stoliki były rozmieszczone równomiernie, niezbyt blisko siebie.
W cenę biletu były wliczone jakieś przekąski, więc nawet nie zajrzałam do menu.
Kelnerzy w czarnych spodniach i czerwonych koszulach snuli się gdzieś po kątach, kierując widownię do stolików, ale w zasięgu wzroku nie było widać żadnego żarcia. Pewnie czekali z podaniem jedzenia, aż wszyscy zajmą miejsca. Usiadłam pomiędzy Charlotte a Chace’em, Sienna i ja zawarłyśmy tajny pakt mający na celu zapewnienie Char świetnej zabawy, a może nawet delikatnej pomocy w spotkaniu jakiegoś fajnego faceta. Odkąd ją znamy – no dobra, nie tak przecież znowu długo – nie była na żadnej randce ani nawet nie wykazała nikim zainteresowania. Mówiła, że ostatniego chłopaka miała w liceum.
– Kiedy będzie żarcie? Umieram z głodu – marudził Sonny, przeglądając menu z drinkami.
– Sztuka rozpoczyna się dopiero za dwadzieścia minut, więc zapewne dopiero wtedy je podadzą – odpowiedziała Sienna. Przeleciała wzrokiem po pomieszczeniu, rozglądając się za swoją sympatią, Nathanem (to dla niego tak się wystroiła), który miał przyjść ze swoimi kumplami.
– Wszystko w porządku? – zapytałam.
Uśmiechnęła się nieco sztucznie.
– Założę się, że nie przyjdzie.
– Sie… – zaczęłam, próbując okazać wsparcie.
Poczułam powiew powietrza, gdy gwałtownie machnęła ręką, przerywając mi. Próbowała udawać, że już się z tym pogodziła i że wszystko gra.
My rozmawialiśmy, a pomieszczenie powoli się wypełniało i niebawem zamigotały światła – wskazówka, żeby wziąć drinki i zająć miejsca.
– Pójdę do baru – powiedziałam, odstawiając krzesło, by wstać.
Chace zrobił to samo.
– Pójdę z tobą.
Wiedziałam, że to zrobi. To prawdziwy dżentelmen, nigdy nie pozwala mi samej nieść całej tacy drinków. Cofnął się o krok, przepuszczając mnie przodem, a gdy przechodziłam, objął mnie w talii. Serce waliło mi w piersi, gdy zmierzaliśmy tak w kierunku baru.
Bar pachniał cytrynowo, jak gdyby dopiero co ktoś tu sprzątał, używając intensywnego środka czyszczącego. Oparłam się o drewniany kontuar obok Chace’a, który przywołał barmana.
Wysoki, śniady mężczyzna z mnóstwem tatuaży nachmurzył się, podchodząc do nas. Jego zielone oczy przemykały ode mnie do Chace’a i z powrotem, jak gdyby próbował sobie przypomnieć, skąd nas zna. Schylił się i wyciągnął zza baru fotografię. Trzymał ją jednak w taki sposób, że mogłam zobaczyć tylko czarny tył i białą ramkę.
– Hej, wszystko w porządku? – zapytał Chace. – Chcieliśmy tylko zamówić drinki.
Twarz faceta nagle się rozjaśniła.
– Tak mi się wydawało, że to ty. Pierwszą kolejkę ktoś wam postawił.
– Super! – ucieszył się Chace. – Kto nam zafundował taką miłą niespodziankę?
Zamaszystym ruchem barman rzucił mu zdjęcie.
Szczęka mi opadła i poczułam nieprzyjemne mrowienie w dole kręgosłupa. Na fotografii widniała cała nasza szóstka przy stole. Ktoś musiał ją zrobić w ciągu ostatnich dziesięciu minut. Ktoś nas obserwował?
Barman wzruszył ramionami.
– Nie mam pojęcia. Jakiś gość napakowany jak diabli. W czarnej bluzie. Płacił gotówką.
Napakowany facet w bluzie z kapturem? Znałam wielu pakerów, a ciemną bluzę z kapturem mają prawie wszyscy, bo barwy naszej uczelni to czerń i żółć. Sama mam chyba ze trzy takie.
– Aha – skwitował Chace. – No dobra, to prosimy o trzy Corony, dwa kieliszki białego wina i gazowaną wódkę.
On tak na serio? Recytował zamówienie jak gdyby nigdy nic, podczas gdy mi serce waliło jak oszalałe.
– Chace! – rzuciłam, ciągnąc go za rękaw, który podwinął do łokcia. – Co ty wyprawiasz?
– O co ci chodzi?
– Nie znamy tego typa, który postawił nam drinki.
– Lylah, darmowe drinki to darmowe drinki!
– Najpierw ktoś zostawia tamten list, a teraz to? – wskazałam na fotografię. – Nie martwisz się, że jedno może mieć jakiś związek z drugim?
– Mam martwić się kolejną dziewczyną pełzającą desperacko za Sonnym? Martwić się tym, że nie muszę płacić za drinka?
– Nie mamy pojęcia, kto je kupił.
– Kogo to obchodzi! Barman właśnie je przygotowuje, więc nie ma obaw, że ktoś przy nich majstrował. W każdym razie to pewnie kolejny pomysł Nory, żeby się do nas wbić.
Przechyliłam głowę i spojrzałam na niego bokiem.
– Więc sądzisz, że przesadzam?
– Trochę. Dobra, rozumiem, że to wygląda odrobinę podejrzanie, ale z drugiej strony wiesz, co się dzieje na kampusie w tym okresie. Będzie jeszcze więcej głupich kawałów, a przecież one nigdy nie mają w sobie drugiego dna, mają tylko rozbawić ludzi. – Chace podszedł bliżej i zapach jego wody po goleniu dosłownie mnie oszołomił. Jak narkotyk. Przepadłam. Przybliżyłam się do niego.
– Proszę, przestań się martwić i baw się dobrze dziś wieczorem – powiedział.
– Obchodzisz w tym roku walentynki? W ubiegłym jakoś niespecjalnie cię to kręciło – wyszeptałam ledwie słyszalnym głosem, ale byłam zbyt skamieniała z przerażenia, żeby się tym przejmować.
Chace spojrzał na mnie przeszywająco tymi swoimi głęboko zielonymi oczami, a ja poczułam, jak moje policzki oblewają się purpurą.
– Nigdy przedtem nie było powodu, dla którego miałbym je obchodzić – odpowiedział, przysuwając się do mnie jeszcze bardziej.
Czy teraz masz powód? Rozwiń temat.
– Proszę – powiedział barman, podając nasze drinki. Ten barman ma najgorsze wyczucie czasu ever, pomyślałam. Chace oderwał ode mnie wzrok, spojrzał na barmana i kiwnął głową.
Nie! Chace, do cholery, jaki jest ten twój powód?!
No i nasza chwila przepadła.
Chace rzucił napiwek na ladę i wziął tacę. Miałam ochotę wpaść w furię. Chace mógł właśnie zmierzać do wyznania, że coś do mnie czuje, albo może spróbowałby mnie pocałować. Czekałam na to tak strasznie, strasznie długo, a gdy w końcu przyszło co do czego, ktoś musiał nam przeszkodzić.
Uśmiechając się przez ramię, Chace rzucił:
– Idziesz czy nie?
Złapałam fotografię z lady i poszłam za nim do naszego stolika. Chace postawił na nim tacę, a ja rzuciłam zdjęcie obok drinków.
– Ktoś zostawił to przy barze, razem z kasą na kolejkę dla nas. – Słowa wyleciały z moich ust z prędkością karabinu maszynowego.
Chace’owi mogło to zwisać, ale ktoś z pozostałych z pewnością dostrzeże związek. Liczyłam na Siennę albo Charlotte…
– O, to my – stwierdził Isaac.
– Brawo, Sherlocku – mruknął sarkastycznie Chace.
Sonny sięgnął po swój drink i wzniósł kieliszek.
– Chwała wróżkom darmowych drinków!
– Dlaczego ktoś miałby robić nam zdjęcie? – zapytała Charlotte.
– No właśnie! – wykrzyknęłam.
– Żeby barman wiedział, komu wydać opłacone drinki – odpowiedział Isaac, przewracając oczami. – To chyba jasne.
Ja jednak nie czułam się przekonana.
– Dlaczego robić z tego taką tajemnicę?
Isaac wzruszył ramionami.
– Nie wiem, Lylah. Pij. Przedstawienie zaraz się zacznie.
Nie rozumiałam, dlaczego nikt nie brał tego na serio. Przecież to nie miało żadnego sensu.
– Co jest z tyłu tego zdjęcia? – zapytała Sienna.
– Co? – rzucił Chace.
– Krawędź odchodzi. – Sienna wzięła fotografię i pociągnęła za błyszczący czarny spód.
Co, do diabła?
Gdy tył odpadł, Sienna spojrzała na zdjęcie i nagle upuściła je na stół, jak gdyby ją parzyło. Mały, czarny kwadracik z literami wyciętymi z gazet wyglądał dokładnie tak, jak liścik, który wcześniej przyszedł do Sonny’ego.
3
Czwartek 1 lutego
W milczeniu wpatrywaliśmy się w kartkę.
– To coś więcej niż głupi żart – zaczęłam.
Usta Sonny’ego skrzywiły się z niesmakiem.
– Ktoś za mną łazi. Kurde, zawsze byłem szczery z dziewczynami. Nie szukam niczego poważnego i nienawidzę, gdy któraś o tym zapomina lub sądzi, że swoim urokiem sprawi, że zmienię zdanie.
– Masz jakikolwiek pomysł, kto to może być, chłopie? – zapytał Isaac.
Sonny podniósł kartkę i obrócił ją.
– Pojęcia nie mam. Laska najwyraźniej mnie nie zna, jeżeli uważa, że kupi mnie darmowym drinkiem.
– Powinniśmy wyjść? – zapytałam, skanując wzrokiem tłum. Sala była pełna, przy każdym stoliku siedziały przynajmniej cztery osoby. Niewielki tłum kłębił się przy barze, czekając na drinki. Nikt nie patrzył w naszą stronę. Jeżeli osoba, która to zrobiła, była tutaj, czy nie chciałaby zobaczyć naszej reakcji?
– Nigdzie nie idziemy – rzucił szybko Sonny. – Żadna walnięta cizia nie zepsuje nam wieczoru.
Chace nachylił się do mnie jeszcze bliżej.
– Lylah, tak się cieszyłaś na ten wieczór, a ostatnio nie tryskałaś radością.
Raczej trudno o to, gdy zbliża się rocznica śmierci twoich rodziców.
Moja dłoń instynktownie powędrowała do naszyjnika z zawieszką w kształcie serca, który dostałam od nich na szesnaste urodziny.
– Chace, ja…
Położył mi na ustach opuszek palca wskazującego i potrząsnął głową.
– Nie, Lylah. Mam zamiar sprawić, że będziesz się dzisiaj świetnie bawić, choćby miała to być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu. – Opuścił rękę i kontynuował: – Dziś wieczorem zapomnij o tych listach. Będziemy się nad tym zastanawiać jutro. Sonny może pójść z tym na policję, do ochrony na kampusie, no, cokolwiek.
Usiadłam z powrotem, przygryzając wargi. W żołądku czułam nieprzyjemne mrowienie. Bałam się o Sonny’ego, ale w tej chwili i tak nic nie mogłam zrobić. Skinąwszy głową, skierowałam więc uwagę na scenę. Światła już pogasły.
Przedstawienie się rozpoczęło.
Przesunęłam się na swoim siedzeniu i oglądałam. Studenci byli niesamowici, ale mimo to nie mogłam skupić się na sztuce. Cały czas myślałam o tych listach oraz o tym, że ktokolwiek je wysłał, usilnie starał się zachować anonimowość. Gdyby to była któraś ze zdesperowanych dziewczyn uganiających się za Sonnym, raczej chciałaby, żeby znał jej tożsamość, no nie?
To po prostu nie miało sensu.
Gdybym od razu podeszła prosto do drzwi, może zauważyłabym, kto przyniósł kopertę. Teraz osoba, która kupiła nam drinki, prawdopodobnie była gdzieś tutaj, w sali. Oglądała spektakl. Lub nas. Włosy zjeżyły mi się na karku.
Natychmiast po zakończeniu przedstawienia, gdy tylko znów włączono światła, zerwałam się na równe nogi.
– Gotowi do wyjścia? – zapytałam.
Chace zachichotał.
– Lylah, chwila, pali się czy co? Aż tak nie możesz doczekać się imprezy?
Cholera. Przez to wszystko całkiem zapomniałam o imprezie.
– Wiesz co, szczerze mówiąc, jestem zmęczona. Chciałam iść do domu.
– Jeżeli o mnie chodzi, będę się zbierał. Muszę sprawdzić, czy nie ma mnie gdzieś indziej, rozumiecie. – Sonny mrugnął porozumiewawczo.
Sienna złapała go za ramię.
– Sonny, czekaj! Naprawdę uważasz, że powinieneś włóczyć się sam, biorąc pod uwagę to, że ktoś cię śledzi?
Nie byłam pewna, czy mówi poważnie, czy żartuje, ale Sonny się roześmiał.
– Niezły żarcik, Sie. Nie czekajcie z kolacją. – I poleciał, pewnie tam, gdzie umówił się z dziewczyną, z którą miał mieć dzisiaj randkę.
Patrzyłam za nim, jak znikał w tłumie.
– Myślicie, że naprawdę może być w niebezpieczeństwie?
– Nic mu nie będzie – powiedziała Charlotte. Przeszła obok mnie, gdy zmierzaliśmy do wyjścia. – Dzięki, że mnie tu dziś wyciągnęliście. Naprawdę świetnie się bawiłam.
– Cieszę się – odpowiedziałam. Cóż, przynajmniej ona spędziła fajnie czas. Co do mnie – nie byłam tego taka pewna.
– Pójdę z tobą do domu, okej? – dodała.
– Ja też – wtrąciła Sienna. – Nathan się nie pokazał, a w weekend będzie jeszcze parę imprez. Na dzisiaj już mi wystarczy, wolę pójść spać.
Chace i Isaac wyglądali na nieco rozczarowanych, ale nalegali, aby nas odprowadzić.
– Przyszliśmy razem, więc razem powinniśmy też wrócić – powiedział Chace. – No, poza Sonnym.
Rzuciłam Chace’owi szybki uśmiech, ale w rzeczywistości byłam bardziej skupiona na obserwowaniu tłumu zmierzającego do wyjścia. Rozglądałam się za kimś w bluzie z kapturem. Z nerwów zaczęłam przygryzać wargi – tak bardzo życzyłam sobie, żebyśmy już byli na zewnątrz. No dalej, dalej. Nie chciałam przebywać w tym samym miejscu co osoba, która robiła nam z ukrycia zdjęcia, zamiast podejść normalnie jak człowiek i zagadać, skoro już chciała postawić nam drinki.
Chace stanął bliżej, niemal przyciskając swoją klatkę piersiową do moich pleców, jak gdyby wyczuwał, że już wychodzę z siebie. Dwóch ochroniarzy po obu stronach drzwi stało z założonymi rękami, pilnując, żeby pijani studenci w miarę sprawnie opuszczali salę. Obaj mieli gabaryty małego domku, więc nie spodziewałam się, żeby znalazło się wielu chętnych do wszczynania awantury.
Na zewnątrz było jeszcze zimniej niż wcześniej. Temperatura spadła i na ulicach skrzył się lód. Przenikliwy wiatr przeszywał mnie aż do szpiku kości. Skuliłam się i przysunęłam do Chace’a. Teraz przynajmniej miałam wymówkę, gdyby nagle zapytał, dlaczego tak się do niego przytulam.
Objął mnie ramieniem i przyciągnął mocno do siebie.
Zadziałało.
– Lylah, zimno ci?
– Tak. Nie znoszę zimy.
– To mieszkasz w nieodpowiednim kraju.
Jakbym sama tego nie wiedziała.
– O Boże! – krzyknęła Sienna głosem tak wysokim, że aż się skrzywiłam.
– Jezu, Sie, na takiej częstotliwości tylko psy cię usłyszą – jęknął Isaac.
Skierowałam wzrok tam, gdzie ona. Na ścianie biblioteki widniało ogromne, artystycznie dopieszczone graffiti. Czerwone słowa, wyglądające jak gdyby ociekały krwią, układały się w napis:
Artysta użył również czerni i szarości, aby każdej literze nadać elegancki cień i pewien dynamizm.
Przyprawiało to, co prawda, o gęsią skórkę, ale wyglądało nieźle.
– No, no, typ ma talent – stwierdził Isaac.
– Skąd wiesz, że to facet? – zapytałam.
Isaac podniósł ręce.
– Albo typiara.
– Dzięki – odpowiedziałam, uśmiechając się do niego.
– To nie ty, Lylah, co nie? – zażartował Isaac.
– Tiaaaa, jak wszyscy wiemy, jej talent zaczyna się i kończy na nabazgraniu człowieczka z trzech kresek – drażnił się Chace, obejmując mnie mocniej ramieniem.
Odgryzłabym się, ale akurat w rysowaniu jestem naprawdę beznadziejna.
Zmierzaliśmy w stronę wynajmowanego przez nas domu, znajdującego się jakieś pięć minut drogi od klubu. Gdy przechodziliśmy przez kampus, minęło nas dwóch gości przebranych za amorki – jedynym elementem ich „garderoby” było coś przypominającego prześcieradło owinięte wokół tyłków. Miałam nadzieję, że nabawią się odmrożeń. Idioci.
– Ludzi totalnie pogięło! – Roześmiałam się, przewracając oczami.
Skręciliśmy, mijając Coffee House – ulubioną kawiarnię wszystkich studentów – i już znaleźliśmy się poza kampusem. Tu jest ciemniej, wysokie drzewa przesłaniają światło, co zawsze budzi we mnie lekki niepokój, gdy idę tędy sama po zmroku. Niby nigdy nic się nie stało, ale mimo wszystko. Wydaje mi się, że odkąd tu mieszkam, zdarzył się tylko jeden napad, i nawet to nie za bardzo się liczy, bo „napastnik” totalnie się schlał w Southern Comfort i buchnął tylko własny portfel od swojej dziewczyny.
Sienna szła przed nami, kołysząc swymi mikroskopijnymi biodrami. Isaac podążał tuż za nią, śmiejąc się z czegoś, co powiedziała. Po drugiej stronie ulicy, kierując się w naszą stronę, szedł jakiś gość w bluzie z kapturem. Czy to ten typ z klubu?
Jeszcze mocniej przygryzałam wargi. Zawsze to robię, gdy jestem zdenerwowana. Po śmierci rodziców prawie odgryzłam je sobie na amen.
Chace zachichotał.
– Chcesz zaanektować cały chodnik?
– Co? – powiedziałam, zwracając ku niemu wzrok. Prawie zepchnęłam go na ulicę, w najmniejszym stopniu nie zwracając uwagi na to, jak idę, za to zajmując większą część chodnika. – Ups.
Otworzył usta, lecz zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, rozległ się ogromny huk, gdy coś ciężkiego uderzyło o beton. Chace przyciągnął mnie do siebie, a moja głowa próbowała podążyć w kierunku, z którego nadszedł hałas. Na środku ulicy pojawiły się czerwone kłęby.
– O Boże! – zawołał Chace, śmiejąc się głośno. – No, to było dobre. Aż podskoczyłem!
Mało brakowało, żeby Sienna i Isaac urządzili tam regularną owację na stojąco, ale ja stałam wbita w ziemię, odprowadzając wzrokiem gościa w bluzie, który biegiem się od nas oddalał.
Dym powoli się rozpraszał, zmieniając barwę na różową, zanim całkiem rozpłynął się w mroku nocy.
– Co to było? – zapytałam.
– Bomba dymna – odpowiedział Chace. – Całkiem niezły trik. Ja bym go pewnie zarezerwował dla większej publiczności.
– Bez kitu – powiedział Isaac. – Skoro w tym roku wszyscy odwalają jakieś kawały, to my też powinniśmy coś przygotować.
Chace zachichotał.
– „Jeśli nie możesz ich pokonać, to do nich dołącz”, czy jakoś tak, ech?
Zmarszczyłam brwi, patrząc w dal, tam, gdzie zniknął facet w ciemnej bluzie.
Chyba.
• • •
Wpadliśmy do salonu i rozsiedliśmy się wygodnie na sofach. Chace usiadł obok mnie na fotelu, a Charlotte, Sienna i Isaac zajęli kanapę.
– Chcesz o tym porozmawiać? – wyszeptał Chace, nachylając się do mnie jeszcze bliżej całym ciałem.
Oparłam się i spojrzałam na niego.
– Porozmawiać o czym?
– O tym, co cię tak nurtuje. Widzę, co się z tobą dzieje, Lylah. Zawsze zwracam na to uwagę.
Zawsze?
– Po prostu nie mogę przestać myśleć o tych przesyłkach, drinkach, graffiti, teraz jeszcze ta bomba dymna. Sporo tego.
– Bomby dymne i graffiti były już w zeszłym roku – zauważył.
– No tak, ale nie było takich powiązań. Graffiti niemal słowo w słowo powtarzało to, co widniało na kartce zaadresowanej do Sonny’ego. Chyba nie uważasz, że to wszystko to po prostu czysty przypadek?
– Może i nie, ale prawdopodobnie ktoś próbuje tylko namieszać mu w głowie. Nie pozwól, żeby mieszał również w twojej. Wiem, że to dla ciebie trudny okres.
– Dobrze, nie pozwolę. Nic mi nie jest. – Zmusiłam się do uśmiechu, chociaż chciałam krzyknąć, żeby przestał tak racjonalizować moje obawy. I wspominać o moich rodzicach. Od kiedy się poznaliśmy, Chace czasem mnie o nich wypytywał, ale szanował to, że nie chciałam rozmawiać o tym, co się wydarzyło. Nie mogłam. Bardzo dużo czasu zajęło mi dojście do punktu, w którym byłam w stanie jako tako normalnie funkcjonować i oddychać bez wrażenia, jakbym miała się za moment udusić. Nie chciałam robić nic, co mogłoby z powrotem przenieść mnie do tego upiornego okresu, który był tak posępny, że nie byłam wtedy pewna, czy w ogóle z tego wyjdę.
Poza tym rozmowa naprawdę nie zawsze pomaga, szczególnie, gdy musiałaś się już zmierzyć ze swoją stratą tyle razy, ile ja podczas terapii.
Chciałam już zapomnieć, jak to strasznie boli, gdy tęsknisz za kimś tak bardzo, że chcesz tylko umrzeć.
– Nic nie wyprowadzi mnie z równowagi – powiedziałam, tym razem nieco pewniejszym głosem.
Chace szturchnął mnie i uśmiechnął się.
– Dobrze to słyszeć.
– Nie sądzicie, że powinniśmy dać znać glinom? – zapytała Sienna, podnosząc list i zdjęcie. Sonny’emu nie zależało na tym, żeby zabrać ze sobą tę fotografię, ale Sienna schowała ją, zanim wyszliśmy. Gdyby tego nie zrobiła, zrobiłabym to ja. Ona także narzekała, że Sonny wyrzucił swój list do kosza. Cóż, przynajmniej leżał na samej górze sterty śmieci.
– Tak – odpowiedziałam. – Zdecydowanie powinniśmy powiadomić policję.
– I tak nic nie zrobią. Zresztą niby co mogliby zrobić? – rzucił Chace.
– No nie wiem, na przykład wziąć odciski palców? No wiesz, te poza naszymi. Pewnie są jeszcze jakieś inne wskazówki, które mogłyby ułatwić identyfikację. Nie oglądasz nigdy żadnych seriali detektywistycznych? Nawet jeśli wszystko zaczęło się jako żart, Sonny powinien dowiedzieć się, kto to zrobił, a policjanci muszą dopilnować, żeby ona – lub on – dali mu w końcu spokój.
– Ja tam życzyłbym sobie, żebyśmy już teraz wiedzieli, kto to wysłał. Mam świetny pomysł na mały żarcik zwrotny – powiedział Isaac. – Kupimy te robale dla jaszczurek, które sprzedają w sklepach zoologicznych, i wpuścimy je do pokoju tego żartownisia.
Wzdrygnęłam się. Sama myśl o tym sprawiła, że poczułam, jakby po mojej skórze rozpełzły się robaki.
– Marzę o tym, żeby już było po walentynkach – powiedziałam.
– Ciągle dziwnie się czujesz z powodu tej historii z Jakiem? – zapytał Isaac. Roześmiał się i zrobił unik, gdy Chace zamachnął się, żeby go trzepnąć. Chace potrząsnął głową i wymruczał coś, czego nie mogłam zrozumieć, ale przypuszczałam, że było to jakieś mało eleganckie wyrażenie.
Isaac naprawdę mógłby znaleźć jakiś inny temat, jak chce mi podogryzać.
– Nie, nie czuję się dziwnie z powodu Jake’a – odpowiedziałam. Minęły prawie dwa lata, a rocznica śmierci rodziców była ciągle tak samo bolesna jak wtedy, gdy mój brat Riley i ja dowiedzieliśmy się, że zostaliśmy sierotami. Ale byłoby ogromnym kłamstwem, gdybym twierdziła, że dzięki Jake’owi nie znienawidziłam tego dnia jeszcze bardziej.
Chociaż na początku faktycznie było meganiezręcznie, wszystko między nami wróciło do normy, jeszcze zanim Jake opuścił uczelnię. Albo tak mi się w każdym razie wydawało. Żadne z nas nie wspomniało więcej o tym pocałunku. A ja w ogóle nie miałam z nim kontaktu, od kiedy się wyprowadził, może poza zdawkową wymianą SMS-ów świątecznych w grudniu.
– Nie ma żadnego powodu, dla którego Lylah miałaby czuć się nieswojo. – Sienna wzięła mnie w obronę.
Isaac uniósł ręce w obronnym geście.
– Spoko, tylko żartowałem. Mogłaś złamać serce temu biednemu chłopcu, ale to nie oznacza, że masz się z tego powodu źle czuć.
Oczy zwęziły mi się w szparki i spojrzałam na niego tak, żeby nie miał wątpliwości, że nie miałam zamiaru dać się podpuścić.
– Dramatyzujesz. To był jeden prawie-pocałunek i jakoś sobie z tym poradził. Przecież nie oświadczył mi się ani nic takiego.
Isaac skrzywił się z niezadowoleniem.
– Dobra, nie znasz się na żartach.
Obdarzyłam go przelotnym uśmiechem.
– Przykro mi, że cię rozczarowałam. Jeśli możemy już skończyć omawianie mojego tragicznego życia uczuciowego, pogadajmy o walentynkowych kawałach.
Chace zachichotał.
– O, Lylah chce się w tym roku przyłączyć!
– Naprawdę? Na ogół nie chcesz mieć z takimi rzeczami nic wspólnego – zdziwiła się Sienna.
– Ale teraz mam motywację. Mam ogromną nadzieję, że wywiniemy temu typowi, który śledzi Sonny’ego, jakiś gruby numer.
– Puder dla dzieci w suszarkach na basenie – rzucił Isaac. – Zgłaszam się na ochotnika, żeby wejść do damskiej szatni!
– Doprawdy genialne. – Sienna przewróciła swoimi czarnymi oczami.
– Ja pomyślałam o czymś w rodzaju podpalenia sterty lalek-amorków oblanych sztuczną krwią, na samym środku kampusu – powiedziałam.
Chace roześmiał się głośno.
– Jezu, Lylah. Brzmisz, jakby odrobinę za bardzo cię to bawiło.
Cóż, chyba trochę tak było. Jak to o mnie świadczyło?
– Ty serio nie cierpisz tego święta, co? – zaśmiał się Isaac.
– Nie. – Wręcz nienawidzę. Gdyby moi rodzice nie wybrali się wtedy do eleganckiego hotelu na romantyczny walentynkowy wypad we dwoje, ciągle by tu byli. Nie zginęliby. Mój brat i ja przez wiele godzin nawet nie wiedzieliśmy o wypadku. Gdy razem z Rileyem dotarłam do szpitala, usłyszeliśmy, że oboje z tego wyjdą, że mamy się nie martwić. Ale odeszli krótko po północy czternastego lutego.
– W każdym razie – kontynuowałam, zmieniając temat – jestem zmęczona i chcę się położyć. Jutro pójdziemy kupić zasypkę dla niemowląt, sztuczną krew i amorki.
Powiedziałam wszystkim „dobranoc”, umyłam zęby i poszłam do swojego pokoju. Zamknęłam drzwi i powlokłam się po dywanie w stronę łóżka. Zdjęłam sukienkę przez głowę i rzuciłam na krzesło w rogu pokoju. Zwykle przykładam wagę do porządku, ale gdy jestem zmęczona, mam wszystko gdzieś. Wzięłam piżamę, którą zostawiłam rano zwiniętą w pościeli. Na dzisiaj musiała wystarczyć. Oczy mi się same zamykały, nóg prawie nie czułam. Nie chciało mi się szukać świeżych ciuchów.
Wsunęłam na siebie polarową piżamę i od razu zrobiło mi się ciepło i miło. Mięciutka, pachnąca lawendą, cała w jednorożce. W życiu nie pokazałabym się w czymś takim Chace’owi! Jeżeli wychodzę z pokoju w piżamie, to tylko w którejś z jedwabnych.
Chwyciłam za brzeg kołdry i coś zakłuło mnie w kciuk. Instynktownie rozczapierzyłam palce i cofnęłam rękę jak oparzona. Maleńka kropelka krwi na opuszce kciuka i róża na podłodze, między moimi stopami.
Co u licha?
Sonny.
Przyssałam wargi do kciuka. Sonny jest znany z zostawiania ludziom niespodzianek w łóżkach – pająki, stringi czy inne elementy damskiej bielizny.
Schyliłam się, podniosłam różę i rzuciłam ją na nocny stolik. Następnego dnia miałam zamiar wrzucić mu ją do łóżka, choć do tego czasu nie będzie prezentowała się już tak pięknie. Może kupię jakieś krewetki, rybie głowy albo coś, co bardzo, bardzo mocno śmierdzi. Gdybym była wystarczająco odważna, podchwyciłabym pomysł Isaaca z robalami.
Tak czy inaczej, Sonny miał przechlapane.
4
Piątek 2 lutego
Obudził mnie deszcz bębniący w szybę.
Chociaż wkurza mnie, kiedy poza domem moknę na wylot, tak naprawdę uwielbiam deszcz. W jego dźwięku jest coś głęboko kojącego. Na nadgarstku zawibrowała mi opaska Fitbit – cichy alarm sygnalizujący, że już szósta i czas wstawać.
Uniosłam ramiona za głowę i wyciągnęłam je tak daleko, jak tylko mogłam, rozciągając się porządnie. Przed śmiercią rodziców zwykłam sypiać do oporu i przewracałam oczami, gdy mama powtarzała mi, że każdy dzień powinnam wykorzystać na maksa, a nie przesypiać całe życie.
Teraz niezależnie od tego, jak bardzo mi się nie chce wstać, i tak to robię. Mama już nigdy nie będzie miała takiej szansy.
Okej, no to wstajemy.
Chwyciłam za brzeg kołdry i odrzuciłam ją na bok. Chłodne powietrze natychmiast przeszyło moje ciało i sprawiło, że cała pokryłam się gęsią skórką. Wstałam więc szybko, zanim zdążyłabym się rozmyślić i wsunąć z powrotem pod ciepłą kołdrę, aby z powrotem odpłynąć do krainy snów.
Wyszłam ze swojego pokoju i przeszłam przez korytarz do łazienki. Tam na szczęście było cieplej – w zeszłym roku zamontowano grzejnik, który całkiem nieźle działa.
Wzięłam prysznic i ubrałam się, a następnie na palcach zeszłam na dół, krocząc ostrożnie przez skrzypiący parkiet, żeby nikogo nie obudzić.
Tylko Sonny i Sienna wstają mniej więcej w tym samym czasie co ja. Cała reszta jest strasznie leniwa. W kuchni panował spokój, gdy tak po cichu się do niej skradałam. Pokoje Charlotte i Isaaca są na dole, więc staramy się nie hałasować do siódmej, kiedy wstają.
– Dobry! – przywitałam się ze Sienną, która już kiwała się na taborecie. Jej lśniące włosy sterczały we wszystkie strony. – Kiepska noc?
Nawet na mnie nie spojrzała znad ogromnego kubka z mocną kawą.
– No raczej. Nie mogłam spać. Jestem wyczerpana – wymamrotała.
– Rzadko udaje nam się wygrać rano z Sonnym. Schodził już na dół?
– Nie było go w pokoju – ciągnęła monotonnym głosem, brzmiącym jak przygotowane wcześniej nagranie.
– Skąd wiesz? – zapytałam, wyjmując swój kubek.
– Drzwi były otwarte. Nie mam pojęcia, gdzie on się podziewa.
Obróciłam się twarzą do niej.
– Dziwne. Przecież on nigdy nie zostaje z nikim na noc. Nigdy.
Sonny to straszny babiarz. Ma na koncie tyle „zdobyczy”, jak sam to określa, że ja nawet nie umiem do tylu liczyć. Ale nigdy nie zostaje na śniadanie. W życiu nie zaryzykowałby tego porannego festiwalu żenady albo, nie daj Boże, konieczności rozmowy.
Sienna wzruszyła ramionami.
– Też mi to przyszło do głowy. Ale może się zmienia. – Zamilkła, a po chwili z jej gardła wydobył się niski, wymuszony śmiech. – Albo i nie.
Nalałam sobie kawy i usiadłam przy stole obok niej, czekając, aż cała reszta w końcu wstanie.
Logicznie rzecz biorąc, wiedziałam, że martwienie się o dorosłego faceta, który prawdopodobnie zdecydował się po prostu spędzić z kimś noc, jest absurdalne, jednak coś było nie tak. Czułam to. Byłam niespokojna, z nerwów zaczęło mnie skręcać w żołądku. Od śmierci rodziców zawsze byłam przygotowana na najgorsze. Gdy dotarli do szpitala po wypadku, oboje mieli z tego wyjść. Mama umarła na stole operacyjnym, tata chwilę później, wskutek rozległego krwotoku wewnętrznego.
– Mieliście jakieś wiadomości od Sonny’ego? – zapytałam, gdy Charlotte i Isaac weszli do kuchni godzinę później. Pomyślałam, że gdy tylko dowiem się, gdzie on jest, będę w stanie się uspokoić.
Charlotte uniosła brew. Jej spojrzenie mówiło wszystko: Nie zadzwoniłby do mnie, choćbym była ostatnim żyjącym człowiekiem na Ziemi. Okej, słuszna uwaga, nie zrobiłby tego.
– Nie. – Isaac wzruszył lekko ramionami.
– Jeszcze nie wrócił – wyjaśniłam.
– Naprawdę? – zapytał Isaac. – Pewnie przez przypadek zaspał u jakiejś laski. Może za dużo wypił.
– Hmm, może – wymamrotałam nieprzekonana.
– Powinniśmy się martwić? – zapytała Sienna, już bardziej rozbudzona po drugiej dawce kofeiny. – To do niego niepodobne.
Żołądek znowu podskoczył mi do gardła. Sonny zawsze jest tutaj rano – szczególnie wtedy, gdy ma zajęcia. Jego rodzina mieszka dość daleko, więc rzadko wraca do domu, nawet podczas przerw semestralnych. Zawsze tu jest.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki