Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Najnowsza powieść królowej thrillerów, Natashy Preston, która trzyma w napięciu do ostatniej strony.
Bessie i jej najbliżsi szkolni znajomi wybierają się na sekretną imprezę, która ma się odbyć na zamku w malowniczej angielskiej wsi. To ma być wypad, którego nigdy nie zapomną. Ale kiedy w trakcie gwałtownej burzy posiadłość zostaje odcięta od świata, a jedna z osób ginie w niewyjaśnionych okolicznościach, zabawa życia zamienia się w najgorszy koszmar. Zwłaszcza że liczba ofiar zaczyna rosnąć...
Bessie i jej przyjaciele ścigają się z czasem, by odnaleźć i powstrzymać mordercę. Muszą współpracować, aby przetrwać, ale czy wciąż mogą ufać sobie nawzajem?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 374
1
Widziałaś, jaki wielki jest ten zamek? – pytam moją przyjaciółkę Kashvi, obracając w jej stronę ekran mojego telefonu.
Kash przewraca się na łóżku w naszym pokoju w internacie. Ciepłe światło lampy wiszącej nad jej głową odbija się w jej ciemnych oczach. Ma śniadą skórę, czarne włosy sięgające aż do pośladków i najbardziej promienny uśmiech, jaki kiedykolwiek widziałam. Przyjaźnimy się, od kiedy się poznałyśmy na rozpoczęciu roku pierwszej klasy Szkoły Podstawowej im. Świętej Marii Panny. Miałyśmy wtedy cztery lata.
Obie uwielbiamy Taylor Swift, komedie romantyczne i wymykanie się na imprezy. Mieszkamy razem od siedmiu lat i żadna z nas za nic w świecie nie chciałaby dzielić pokoju z kimś innym. Słyszałam, że wiele dziewczyn chrapie. Gdyby któraś z nich została moją współlokatorką, chybabym ją zamordowała.
– Allegra mówiła, że jej tata odnowił elewację. Z zewnątrz nie widać, że jest zaniedbany – odpowiada Kash. – Ale nie ekscytuj się tak, bo w środku wygląda to zupełnie inaczej. Będziemy nocować w pustym, zimnym zamku.
– Brzmi super! Z tą wiedzą na pewno jeszcze łatwiej będzie mi okłamać dyrektorkę szkoły i rodziców, żebyśmy mogły tam pojechać podczas wiosennej przerwy – mówię cierpkim tonem.
Kash się uśmiecha.
– Nie wywiniesz się z tego wyjazdu, Bessie. Wiesz, jak trudno było mi przekonać rodziców, żeby pozwolili mi pojechać do „domu Allegry” zamiast do Nowego Delhi? Bardzo chcieli, żebym odwiedziła krewnych, których widziałam tylko dwa albo trzy razy w życiu.
Kash wykonuje palcami gest oznaczający cudzysłów, bo troszkę okłamałyśmy naszych rodziców. Moi na pewno by się nie zgodzili, gdybym powiedziała im, że chcę spędzić długi weekend w opuszczonym zamku.
– Dobrze pamiętam te twoje łzy i błagania, Kash.
Moja przyjaciółka siada wyprostowana na żółtej pościeli pofarbowanej metodą tie-dye i wyciąga w moją stronę palec z pomalowanym na różowo paznokciem.
– Wcale nie błagałam!
– Nieważne. Patrz! Tam jest fosa. Myślisz, że można w niej pływać? – pytam. – Wygląda w porządku. Fergus wspominał, że mają agregat, więc nie musimy się martwić o ogrzewanie i elektryczność. Jestem pewna, że tak powiedział.
– Pytałam Allegrę o tę fosę. Odpowiedziała mi, cytuję: „Jeśli chcesz złapać dziesięć różnych chorób naraz, to się nie krępuj”, dlatego ja pasuję. Ale z agregatu się cieszę.
– Co ona tam wie? Poza tym w tym roku wiosna jest wyjątkowo ciepła jak na Anglię. Ja na wszelki wypadek spakuję bikini – odpowiadam.
Kash wzrusza ramionami i patrzy na mnie tak, jakbym to ja nic nie rozumiała.
– Wiesz, że za dwa dni zapowiadają burzę?
– Mogę popływać w niedzielę – sugeruję niepewnie, bo dociera do mnie, że nic z tego nie wyjdzie.
Prognoza pogody na dzisiejsze popołudnie i sobotę jest paskudna, ale potem moja aplikacja pokazuje już bezchmurne niebo. Dwa dni na imprezę i dwa dni na pływanie. Zawsze to jakaś szansa.
– Jak tam chcesz – mówi Kash.
– Może uda mi się kogoś namówić.
– Nie wierzę, że wszyscy zdołaliśmy utrzymać to w tajemnicy. Wielka kilkudniowa impreza w zamku gdzieś na odludziu i nikt się nie wygadał! Myślę, że to prawdziwy cud. Przecież Jia i Odette to takie plotkary.
Odette nie jest z naszego rocznika, ale została zaproszona, bo przyjaźni się z Hugonem, który jest megaprzystojny. Niestety traktuje nas jak powietrze, bo jesteśmy z niższej klasy. Allegra chciała się z nim umówić, ale potem zaczęła się spotykać z Shenem, który też jest niezłym ciachem. Przeprowadził się do Wielkiej Brytanii na stałe z Chin w tym samym czasie co Jia.
Hugo jest też bratem Raifa, naszego kumpla, który jakiś czas temu zerwał kontakt z naszą grupą.
– Wciąż jeszcze jesteśmy w internacie – zauważam. – Nie wyprzedzajmy faktów.
Oczywiście nieraz już się stąd wymykałyśmy, ale na nie więcej niż kilka godzin. Kiedy pani Evans, opiekunka naszego internatu, robiła poranny obchód, zawsze leżałyśmy grzecznie w łóżkach.
Tym razem wyjeżdżamy same na przerwę wiosenną i łamiemy szkolny regulamin, który mówi, że powinna nam towarzyszyć osoba dorosła.
Kash rozwiewa moje wątpliwości w typowym dla siebie stylu. Jest prawdziwą mistrzynią planowania. Starannie przygotowała się na nasz wyjazd. Setki razy przeanalizowała każdy jego aspekt, od celu naszej podróży po zakwaterowanie – i wcale nie wydaje mi się, żeby ta liczba była przesadzona.
Zaplanowanie naszej weekendowej przygody to najprostszy jej etap.
Zeke będzie prowadził – powiadomiliśmy szkołę, że zawiezie mnie do moich rodziców, ponieważ mieszka dwadzieścia minut ode mnie. Napisałam do szkoły e-mail z konta mojej mamy, w którym wyraziłam zgodę na samodzielne opuszczenie szkoły przez córkę. Od lat mam dostęp do jej poczty elektronicznej, bo nigdy nie zmienia hasła.
Kash, Shen i Jia jadą razem taksówką na dworzec. Oficjalnie mają pojechać pociągiem na lotnisko, skąd Kash ma lecieć do Nowego Delhi, a Shen i Jia – do Pekinu.
Ale to Zeke i ja podwieziemy Kash. A Allegra weźmie pozostałych.
Allegra i jej brat bliźniak Fergus mają już prawo jazdy, więc wezmą swoje auta.
– Wszystko będzie dobrze. Już nie raz okłamaliśmy wszystkich dorosłych, jakich znamy. – Kash przygląda się uważnie wydrukowi z planem zamku.
Przed każdym wyjazdem zawsze dokładnie wszystko sprawdza. Nie lubi niespodzianek. Czerwona teczka od Allegry z informacjami na temat posiadłości i jej lokalizacji była otwierana już tyle razy, że ma zagięte rogi.
– Tak, ale pierwszy raz skłamałyśmy po to, żeby pojechać do opuszczonego zamku.
Żaden dorosły i nikt poza nami nie wie, gdzie się wybieramy. To ekscytujące. Najbardziej wyczekiwana impreza roku.
– Super, nie? – pyta Kash, poruszając wymownie ciemnymi brwiami.
Rzucam telefon na łóżko i się uśmiecham.
– Nie mogę się doczekać!
Zamek jest wspaniały i leży w ładnej okolicy za miastem, wiele mil od ludzi i zabudowań, pośrodku ogromnego lasu.
– Zapamiętałaś układ wszystkich pomieszczeń? – pytam półżartem, ponieważ prawdopodobnie tak właśnie jest. Możliwe, że przed tym wyjazdem Kash przygotowała się solidniej niż zwykle, bo nie będzie z nami nikogo dorosłego.
Chyba że policzymy Hugona, który ma osiemnaście lat. Choć po tym, jak ostatnio wciągał lody przez nos, nie zaliczyłabym go do tej kategorii.
Kash pokazuje mi kartkę.
– Chyba tak.
Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Zamek należy do rodziny Allegry i Fergusa Beaufortów od wielu pokoleń. Ich rodzice, którzy są właścicielami tego budynku oraz jakichś stu akrów ziemi wokół niego, chcą go jakoś zagospodarować. To może być nasza ostatnia szansa na spędzenie tam weekendu i nie zamierzamy jej zmarnować.
Cała nasza siódemka, paczka przyjaciół, która uformowała się podczas tygodnia zapoznawczego zorganizowanego na początku roku szkolnego – chociaż większość z tych osób już dobrze znałam – pojedzie tam jutro rano, żeby wszystko przygotować. Allegra załadowała cały bagażnik różnymi gadżetami do udekorowania sali balowej, w której spędzimy większość czasu.
Ona ma fioła na punkcie estetyki – całe jej życie to jedna wielka tablica na Pintereście. To przez nią jedziemy tak wcześnie. Kiedy zjawią się pierwsi goście, wszystko musi być już gotowe.
Pozostali przyjadą wieczorem, a impreza potrwa aż do poniedziałku.
– Allegra przygotowała bardzo szczegółową mapkę dojazdu do zamku. – Kash pokazuje mi ekran telefonu, na którym widać mapę. – Jedna rzecz nie daje mi spokoju. Spójrz tutaj: istnieje krótsza droga, która prowadzi przez wioskę. Myślisz, że Allegra nie chce, żeby ktoś nas zobaczył?
– Dlaczego miałaby się przejmować tym, że któryś z mieszkańców wsi nas zauważy? Przecież nikt nas tam nie zna.
– Może chce mieć pewność, że informacja o imprezie nie dotrze do naszych rodziców ani do szkoły?
Mielibyśmy ogromne kłopoty, gdyby ktoś nas przyłapał. Chociaż czy szkoła mogłaby wyrzucić prawie cały rocznik? Nie wyglądałoby to za dobrze na dniach otwartych, gdyby nie stawił się żaden uczeń z trzecich klas.
Ja zamierzam pojechać trasą wytyczoną przez Allegrę. Nikt nie może się dowiedzieć, że w ten weekend żadne z nas nie będzie tam, gdzie powinno. Stawka jest wysoka, dlatego lepiej zachować dyskrecję.
– Może pogadamy o tym przy śniadaniu? – pytam, sprawdzając godzinę w telefonie.
Jeszcze piętnaście minut. Umieram z głodu, a po wczorajszym wieczornym filmie skończyły mi się już prawie wszystkie przekąski. Razem z Kash ukryłyśmy się pod kołdrą z iPadem i resztką słodyczy w misce. Mocno ściszyłyśmy dźwięk, na wypadek gdyby pani Evans po raz kolejny przyszła sprawdzić, czy mamy zgaszone światła. Ta kobieta zdecydowanie zbyt poważnie traktuje swoją pracę.
– Możemy, ale wiesz, jaka jest Allegra. Już raz nam wszystko powiedziała, a ja nie chcę, żeby uznała, że jej nie ufamy. Z tego, co widzę, pomyślała naprawdę o wszystkim. My tylko musimy spakować torby i przygotować się na to, że przez następne trzy noce będziemy bardzo mało spać. Albo nawet wcale.
Kash ma rację: nie możemy sugerować Allegrze, że jej nie ufamy. Nigdy. Poza tym ona rzeczywiście zazwyczaj ma wszystko doskonale zaplanowane.
– Dobrze. Gdyby cokolwiek się zmieniło albo pojawiły się jakieś problemy, Allegra i Fergus powiedzieliby nam o tym, nie?
Cały ten weekend jest owiany aurą tajemnicy, która mi się nie podoba, i wcale nie mam na myśli tego, że nikomu nie możemy powiedzieć o tej imprezie. Znamy naprawdę niewiele szczegółów, co jest dziwne, bo w innych podobnych sytuacjach Allegra bombardowała nas wiadomościami i ciągłymi przypomnieniami.
Kash wybucha śmiechem i odrzuca głowę do tyłu.
– Nie, ona na pewno by nic nie powiedziała, ale ty razem z Zekiem odbieracie mnie z dworca. Nad tym mamy pełną kontrolę.
– Tak, to mamy ogarnięte.
– Nie możemy niepotrzebnie się zamartwiać, jeśli chcemy się dobrze bawić. Przestań się stresować, Bessie.
Podnoszę dłonie.
– Przestanę się stresować… jeśli mi obiecasz, że weźmiesz bikini.
Kash przewraca oczami.
– Nieźle to rozegrałaś. Dobrze, spakuję strój, ale niczego nie obiecuję. Nie chcę wymiotować przez cały weekend.
– Słyszałaś, ile piwa planuje zabrać Shen? Na pewno będziesz wymiotować.
Kash się śmieje. Zaraz potem jednak zagryza wargę, a z jej twarzy znika rozbawienie.
– Bessie, mogę cię o coś zapytać?
– Właśnie to zrobiłaś.
Macha ręką, ignorując mój komentarz.
– Nie masz wrażenia, że ostatnio wszyscy się od siebie oddalamy? Nie ty i ja, ale cała reszta?
Od wakacji staram się ignorować to uczucie. Nasza siódemka jest jak rodzina. Tymczasem nasze drogi coraz bardziej się rozchodzą, choć rozpaczliwie próbujemy trzymać się razem. Nienawidzę tego, bo naprawdę kocham moich przyjaciół.
– Czemu tak nagle z tym wyskoczyłaś?
– Pomyślałam, że skoro już tak wszystko analizujemy…
Podnoszę rękę.
– Wkurza mnie ta cała otoczka tajemnicy. Ale rozumiem, co czujesz w związku z naszą grupą. Wszystko się zmieniło, od kiedy… – Zaciskam usta, ponieważ umówiłyśmy się, że nie będziemy do tego wracać. To należy już do przeszłości. – Wciąż jesteśmy razem, a Allegra włożyła sporo wysiłku w zorganizowanie tego weekendu. Niech to będzie nasza najlepsza przerwa wiosenna.
– Zaczynająca się zamkiem.
– Dokładnie. Zamkiem, który może zniszczyć nam życie.
Kash się śmieje.
– Ryzyko tylko podkręca całą zabawę. Chodź, umieram z głodu.
Zdejmuję nogi z łóżka i staram się odsunąć od siebie negatywne myśli. Jak często człowiek ma cały zamek dla siebie i może urządzić w nim wielką imprezę? To marzenie każdego nastolatka.
Doskonała okazja, żeby odreagować i poszaleć z dala od dorosłych, którzy mogliby zepsuć całą zabawę. Nikt nie będzie wiedział, gdzie jesteśmy. Możemy sobie wyobrażać, że jesteśmy jedynymi ludźmi na planecie.
Nic nas nie ogranicza.
2
Oni się czegoś domyślają. Widziałaś panią Sinclair? Spójrz tylko na nią. Znów przeszywa cię wzrokiem jak promieniami rentgena – mówi Kash, wbijając mi palce w ramię. Nagle zamieniłyśmy się miejscami. Teraz to ona jest kłębkiem nerwów.
To było do przewidzenia. Kash jest pewna siebie, dopóki siedzi w swoich notatkach. Problem pojawia się wtedy, gdy wychodzimy z naszego pokoju i musimy zamienić teorię na praktykę.
Odwracam się w stronę spanikowanej przyjaciółki i delikatnie klepię ją w nadgarstek, żeby mnie puściła, zanim paznokciami przebije mi skórę.
Kash kręci głową i patrzy na mnie oburzona.
– Za co to?
– Po pierwsze, prawie zatrzymałaś mi krążenie. A po drugie, to ty mówiłaś, że musimy trzymać się planu. Czyli nie robić nic podejrzanego i wyjechać stąd tak samo, jak na każdą inną przerwę wakacyjną. Wyluzuj.
Kash otwiera szeroko oczy i rozgląda się w poszukiwaniu… nie mam pojęcia czego.
– Bessie, a jak nas złapią…
Oczywiście, że miałybyśmy kłopoty. Powiem więcej: to byłaby prawdziwa katastrofa. Internat nie jest odpowiednim miejscem na „młodzieńcze wybryki”. Tak przynajmniej twierdzi nasza dyrektorka, pani Sinclair.
Chociaż podejrzewam, że wystarczyłaby spora darowizna na rzecz szkoły ze strony naszych rodziców, żeby wyciszyć całą sprawę. Prawdopodobnie.
– Ona nic nie wie. Nikt nic nie wie, dlatego proszę, uspokój się, bo zaraz nas wszystkich wydasz.
– Allegra zaprosiła całą klasę. Naprawdę wierzysz, że żaden z nauczycieli nie zauważył, jak szepczemy między sobą? Wiesz przecież, że w tym miejscu plotki roznoszą się z prędkością światła.
– To tylko dwadzieścia dwie osoby, Kash. Musisz zjeść śniadanie, bo przestałaś racjonalnie myśleć.
Schodzimy po głównych schodach, które prowadzą do świeżo pomalowanego korytarza. Mijamy gabinet pani Sinclair, która chyba wciąż nie ma pojęcia, co zamierzamy zrobić. Idzie wyprostowana, z podniesioną głową. Jej błyszczące, ścięte na boba włosy lekko podskakują z każdym krokiem. Zawsze ma taką samą, praktyczną fryzurę.
Po przerwie wiosennej planowane jest uroczyste otwarcie nowego szkolnego laboratorium naukowego, a na to wydarzenie ma przyjechać książę Edynburga. Z okazji tej dziesięciominutowej wizyty w całym budynku przeprowadzany jest kosztowny remont.
Stołówka tętni życiem. Poziom energii w tym miejscu jest tak wysoki, że gorąca atmosfera udziela się i mnie. Zawsze tak jest w ostatnim dniu przed przerwą – wszyscy są ożywieni i roześmiani. Niektórzy wyjechali już wczoraj po lekcjach, ale większość została na noc i opuści szkołę dopiero dziś rano.
Kilku uczniów rzuca nam porozumiewawcze spojrzenia, a ja mam ochotę ich trzepnąć. Jeśli dalej będą tak robić, któryś nauczyciel zacznie coś podejrzewać. Kash macha do nich, żeby przyciągnąć ich uwagę.
Tu nie ma nic ciekawego, zaraz porozjeżdżamy się do swoich domów.
Pani Sinclair chodzi po stołówce i zagaduje do uczniów, których grupki mija po drodze. Nasi znajomi siedzą na sofie przy stoliku przy gregoriańskich kratowanych oknach sięgających od podłogi aż do sufitu. Wystarczy spędzić tu jedno popołudnie, żeby nieźle się opalić i oparzyć sobie rogówkę.
Bierzemy tacki ze śniadaniem i idziemy do naszej paczki okrężną drogą, żeby nie wpaść na dyrektorkę. W sumie to Kash stara się jej unikać, bo z jakiegoś powodu się boi, że gdy się z nią przywita, nagle poczuje silną potrzebę, aby wyjawić jej cały nasz plan.
Allegra podnosi wzrok znad owocowej herbaty i się uśmiecha.
– Jesteście spakowane?
– Wyjeżdżamy za dwadzieścia minut – odpowiadam i siadam obok Zeke’a ze swoją herbatą i cynamonową bułeczką. Nie chcę się przyznawać, że nie jesteśmy jeszcze gotowe. – Macie wystarczająco jedzenia i picia?
Kash i ja spakowałyśmy tylko batoniki, chociaż wiem, że wcześniej czy później będę musiała zjeść coś, co ma jakąkolwiek wartość odżywczą.
– Wzięliśmy produkty, które można łatwo przygotować, bo mamy ograniczoną ilość prądu. Allegra boi się, że może nam zabraknąć jedzenia, więc będziemy musieli zatrzymać się jeszcze gdzieś po drodze. – Fergus uśmiecha się szeroko. Wciąż potrafi przyprawić mnie o lekkie zawroty głowy. Ma przepiękne bladozielone oczy, jasne włosy, doskonale zarysowane kości policzkowe, bladą cerę i serdeczny uśmiech. – Wczoraj wieczorem razem z Zekiem spakowaliśmy nasze rzeczy do samochodów, żeby nikt nie zauważył, jak dużo tego jest – dodaje.
Dobrze, że wiedzą, gdzie dokładnie na terenie szkoły są zamontowane kamery.
Z nas wszystkich tylko Zeke, Allegra i Fergus mają prawo jazdy. Ja skończę siedemnaście lat dopiero latem, więc nie mogę nawet jeszcze legalnie zacząć jazd z instruktorem. Jeździłam tylko z Fergusem na terenie jego posiadłości. Ale bycie najmłodszą osobą w klasie ma swoje plusy – jestem królową miejsca dla pasażera i zajmuję się dystrybucją przekąsek.
– To dobrze. Widzieliście panią Sinclair? – Kash rozgląda się nerwowo po sali. – Boję się, że zaczyna coś podejrzewać.
– Czy ona mówi serio, czy to z głodu? – pyta mnie Jia, pokazując Kash kciukiem. Ma ciemne włosy związane w ciasny kucyk. Jej czarne oczy błyszczą z przejęcia.
– Z głodu. Nikt się nie wygadał, a gdyby jakiś nauczyciel zaczął się czegoś domyślać, to wszyscy siedzielibyśmy w tej chwili w gabinecie Sinclair.
Kash patrzy z nadzieją w oczach na mnie i na Jię.
– Widzisz, Kash, jesteśmy bezpieczni – mówi Shen, obejmując Allegrę ramieniem. Zaczęli się spotykać rok temu, zaraz po tym, jak Allegra dostała kosza od Hugona. Shen jest lojalny i przystojny. Ma czarne włosy ścięte na jeżyka i czarującą, pięknie zarysowaną linię szczęki. – Boże, uwielbiam ostatni dzień semestru. Trzy tygodnie wolnego. Żadnych lekcji, żadnego siedzenia w bibliotece.
– Tak jakbyś kiedykolwiek chodził do biblioteki – mówię z sarkazmem.
Shen pokazuje mnie palcem.
– Przynajmniej teraz nie będę musiał przed nią uciekać.
– Hej, Fergus, wiesz, że jest inna, szybsza droga do zamku? – pyta Zeke, patrząc w ekran swojego telefonu.
Wymieniam szybkie spojrzenia z Kash, a potem przenoszę wzrok na Allegrę, chociaż Zeke zwrócił się z tym pytaniem do Fergusa, a nie do niej.
Zeke był jedną z pierwszych osób, z którymi zaprzyjaźniłam się w szkole. Mieszkamy blisko siebie, a nasi rodzice często spotykają się ze sobą, więc siłą rzeczy spędzaliśmy razem dużo czasu, jeszcze zanim przenieśliśmy się do internatu. Zeke ma ciemną skórę i zawsze idealnie wycieniowane włosy przy skroniach i na karku, a także zaskakująco mocno zarysowany sześciopak na brzuchu jak na siedemnastolatka. Trzy razy w tygodniu wyciąga mnie na szkolną siłownię, ale u mnie jakoś nie ma takich efektów.
Allegra rzuca groźne spojrzenie Fergusowi, ale ten ją ignoruje. Jest jedyną osobą, która nie pozwala jej się zastraszyć. Pewnie wynika to z ich bliźniaczej więzi.
Kiedy żadne z nich nie odpowiada, Zeke niezrażony dodaje:
– Czy jest jakiś powód, dla którego wybraliście tę bardziej malowniczą drogę?
Tłumaczenie: Komu we wsi nadepnęliście na odcisk?
– Druga trasa jest krótsza o kilka mil, ale przez wioskę wolniej się jedzie – wyjaśnia Fergus mechanicznym głosem, jakby wielokrotnie przećwiczył tę odpowiedź. – Okej?
Allegra szybko dodaje:
– Poza tym nikt nas nie może złapać, Zeke. Tamtejsi mieszkańcy znają Fergusa i mnie i mogliby wygadać wszystko naszym rodzicom. Nie warto ryzykować.
Zeke unosi jedną brew.
– Z mapy wynika, że wasza trasa jest dłuższa o dwadzieścia minut. Ktoś w tej wsi w ogóle was zna?
Celne uwagi. Kash i ja też się nad tym zastanawiałyśmy.
Nawet jeśli mieszkańcy zainteresowali się ich rodziną, gdy dowiedzieli się o planach przebudowy zamku, mało prawdopodobne jest, że rozpoznają ich samochody z odległości. Nie wspominając już o tym, że auta Zeke’a na pewno nie kojarzą.
Allegra wzdycha.
– Dobrze wiecie, że nie powinno nas tam być. Nakłamaliśmy wszystkim, że będziemy w tym czasie z rodzinami. Do tego zamek nie nadaje się do zamieszkania. Jeszcze nie. Zresztą tata i tak by się nie zgodził nawet po zakończeniu remontu.
– Nie nadaje się do zamieszkania? Co to znaczy? – dopytuje Zeke.
Shen pochyla się do niego.
– Daj spokój. Ich zamek, ich zasady. Jakoś przeżyjesz te kilka dni bez telewizora i lampy terapeutycznej.
Zeke i ja w tym samym momencie przewracamy oczami. Ja też mam taką lampę i bardzo lubię ją włączać w zimne, ciemne poranki.
Nikt nie jest zaskoczony tym, że Shen ślepo podąża za Allegrą. Jest dominująca i czasami apodyktyczna. A on jest w niej bardzo zakochany. Jego zachowanie byłoby urocze, gdyby nie to, że przyprawia mnie o mdłości.
Liczę na to, że Zeke pociągnie temat dalej, ale on wraca do jedzenia, znudzony i prawdopodobnie świadomy, że ta rozmowa donikąd nie prowadzi.
Biorę głęboki oddech. Wiem, że Allegra to zbagatelizuje, ale nie mogę tak siedzieć i milczeć. Jej przytyk wobec Zeke’a mnie zirytował. Mam już dość tego, że tylko częściowo dzieli się z nami informacjami.
– Wiesz, oglądałyśmy ten zamek w internecie i znalazłyśmy parę ciekawych informacji – odzywam się. – Na Facebooku jest grupa, której członkowie bardzo nie lubią waszej rodziny.
Przez sekundę jej blade oczy rozbłyskują gniewem, ale szybko ukrywa emocje pod wystudiowanym, hollywoodzkim uśmiechem. Przesuwa dłonią po swoich błyszczących ciemnoblond włosach, a potem odpowiada:
– Bessie, w każdej wiosce i w każdym miasteczku znajdziesz takie osoby. Smutnych ludzi, którzy nie potrafią zaakceptować nadchodzącej zmiany. Gdyby tylko mogli, do dziś jeździliby powozami.
– Nadal można to robić – zauważa Kash, ale szybko kuli się na krześle na widok wymownego spojrzenia Fergusa.
Allegra doskonale o tym wie. Jej rodzina trzyma własne konie, z których kilka odniosło sukcesy w wyścigach w Ascot.
– Czyli co, ten objazd wokół wioski nie ma nic wspólnego z tamtą grupą? Ci ludzie są dość… zacięci w walce o zamek. Nie chcą, żeby przerobiono go na apartamenty, i protestują przeciwko naruszaniu otaczających go łąk i lasów. A wy w ogóle się tym nie przejmujecie, tak?
– Niby czym? – pyta Fergus. – Bess, oni tylko chodzą po okolicy z kartonowymi plakatami i banerami. Są irytujący, ale nieszkodliwi. Olej ich.
– Jeden z nich napisał, że wolałby, żeby zamek spłonął, niż żeby został zagospodarowany – dodaje Kash. – To nie brzmi nieszkodliwie.
Fergus przenosi na nią wzrok.
– Nie, to brzmi jak słowa wojownika z internetu.
– Możemy nie psuć sobie weekendu, który jeszcze się nie zaczął? – prosi Allegra i drżącą dłonią odkłada kubek, jakby zachowanie spokoju przychodziło jej z trudem. – Ta impreza to wielkie przedsięwzięcie, pierwszy raz coś takiego sama zorganizowałam i nie pozwolę, żeby ktokolwiek to zepsuł.
– Jesteśmy z tobą – zapewnia ją Shen. – Nic nie stanie nam na drodze do zrealizowania tego planu. To będzie impreza roku.
Po tych słowach napięcie momentalnie uchodzi z barków Allegry. Na jej twarzy pojawia się uśmiech. Wiem, że dla niej ta rozmowa się już skończyła. Klaszcze w dłonie.
– Następne cztery dni spędzimy w zamku. Spakujcie się do końca i jedziemy. Mamy dużo do zrobienia. Dla każdego z was mam jakieś zadanie.
Jej imprezy zawsze są wystrzałowe, ale ich przygotowanie wymaga dużego wysiłku, nawet gdy – tak jak zwykle – zatrudnia profesjonalistów. Tym razem to my będziemy musieli zająć się wszystkim. Mam przeczucie, że po udekorowaniu sali mięśnie będą bolały mnie bardziej niż kiedykolwiek po siłowni.
– Idę umyć zęby – mówię i biorę swój talerz. – Widzimy się za dziesięć minut na parkingu, tak?
Allegra zerka na zegarek.
– Tak, już czas na nas!
Odkładam swój kubek i talerz na wózek i wychodzę ze stołówki. Idąc korytarzem, przypominam sobie, co jeszcze muszę spakować. Nagle na kogoś wpadam.
– Ej! – mówi Hugo i podtrzymuje mnie, żebym nie upadła na ziemię po tym, jak odbiłam się od jego klatki piersiowej. – Nic ci nie jest, Bessie?
Cofam się o krok i kiwam głową, a potem zakładam swoje długie włosy za uszy.
Co się z tobą dzieje?
– Nie, przepraszam. Zagapiłam się. A tobie nic się nie stało?
– Nie, wszystko w porządku.
Hugo drapie się po brodzie, a na jego ustach pojawia się uśmiech. Ma opaloną skórę, ciemnozielone oczy i sylwetkę sportowca, który często gra w piłkę nożną. To jego ulubiony sport.
Jest w ostatniej klasie i rzadko się z nami zadaje. Wcześniej widywaliśmy się częściej, ale po tamtej historii z Raifem to się zmieniło.
Zapomnij o Raifie.
– Jedziesz na imprezę? – pytam Hugona, który tak mocno świdruje mnie wzrokiem, że czuję się jak pod mikroskopem.
– Dojadę do was później razem z Abbasem i Odette – wyjaśnia. – Słyszałem, że Allegra zaczyna świrować.
– Ona jest… ambitna i…
Hugo uśmiecha się ironicznie i nachyla się do mnie tak blisko, że czuję zapach jego wody po goleniu.
Nie waż się go wąchać.
– I upierdliwa.
– Czasami tak, ale chce dobrze. Zależy jej na tym, żeby ten weekend był idealny – mówię i sama się na siebie złoszczę, że czuję potrzebę bronienia jej przed osobami spoza naszej paczki. To jest jedna z tych sytuacji, w których my możemy mówić o niej różne rzeczy, ale inni już nie.
Hugo kiwa głową i się odwraca.
– Czekaj.
– Tak? – pyta, unosząc brew, jakby nie był zainteresowany tym, co chcę mu powiedzieć. Jak zwykle ze skrajności w skrajność.
Nerwowo ściskam dłonie i zmuszam się do utrzymania kontaktu wzrokowego. Nie rozmawialiśmy o tym od czasu tamtych wydarzeń. Hugo praktycznie przestał się wtedy do mnie odzywać.
– Czy Raif też jedzie?
Hugo pociera czoło i głęboko wzdycha.
– Nie.
– Tęsknię za nim.
– Innym razem – odpowiada i rozgląda się rozkojarzonym wzrokiem. – Dobrze? Nie teraz. Muszę lecieć. Mam jeszcze dzisiaj parę rzeczy do załatwienia przed wyjazdem. Widzimy się na miejscu, tak?
– Jasne – mamroczę pod nosem, a on odchodzi. Stawia długie kroki, jakby chciał jak najszybciej się ode mnie oddalić.
No cóż, poszło fatalnie.
Wbiegam po schodach do swojego pokoju. Po drodze mijam uczniów, którzy też się spieszą i uderzają o mnie plecakami i pudłami. Wszyscy są gotowi do wyjazdu na ferie. W korytarzu unosi się sztuczny, cytrynowy zapach, który oznacza, że gruntowne sprzątanie całej szkoły już się rozpoczęło.
W zeszłym roku rodzice zabrali mnie w podróż po Europie: zwiedziliśmy Hiszpanię, Włochy, Danię i Szwecję. W tym roku pierwszy weekend wiosennej przerwy spędzę w opuszczonym zamku.
Co oczywiście jest o wiele fajniejsze.
Myję zęby i wkładam do plecaka ostatnie kosmetyki. Moja walizka jest już wypchana po brzegi nieskończoną ilością ubrań, między które wcisnęłam kilka przekąsek. W jakimś sklepie po drodze kupię sobie coś do picia.
– I co, gotowa? – pyta pani Evans. Włosy związała w kok prawie na samym czubku głowy. Ma na sobie kremowy sweter zrobiony na drutach i eleganckie czarne spodnie. Jako nasza opiekunka nie nosi żadnego specjalnego uniformu, ale codziennie jest ubrana tak samo: w kremową górę i czarne spodnie albo spódnicę.
Kash ma na to teorię: pani Evans musiała gdzieś przeczytać o tym, że konsekwencja jest niezbędna do tego, by mieszkańcy internatu czuli się bezpiecznie. Jej garderoba jest tak samo pewna jak cotygodniowe kartkówki z matematyki na lekcjach z wredną panią Lane.
– Tak, wszystko już spakowałam. A pani ma jakieś plany na tę przerwę? – Mój głos jest tak wysoki, że brzmi prawie jak pisk.
Usta pani Evans rozciągają się w uśmiechu tak szerokim, że aż znikają.
– Jadę do córki i wnuków.
– To miło. Muszę już iść. Zeke odwozi mnie do domu… jak pani wie.
– Tak, baw się dobrze i do zobaczenia za kilka tygodni.
– Dziękuję. Do widzenia.
Biorę swoje rzeczy i mijam panią Evans. Niechcący trącam ścianę walizką. Dobrze, że ta część budynku nie została jeszcze odmalowana.
Nienawidzę kłamać, bo każde kłamstwo rodzi kolejne, a wtedy na każdym kroku muszę się pilnować, żeby nie popełnić błędu. Gdyby coś mi się wymsknęło, Allegra byłaby wściekła. A to jest coś, czego każdy z nas wolałby uniknąć.
Znoszę walizkę na dół i złoszczę się na siebie za to, że nie poprosiłam wczoraj Fergusa albo Zeke’a, żeby zapakowali także moje rzeczy do bagażnika. Ta walizka waży chyba tonę. Na jakiej podstawie uznałam, że będę potrzebować tylu ubrań na jeden weekend?
Fergus stoi u dołu schodów i opiera się o grubą balustradę. Patrzy na mnie z ironicznym uśmieszkiem. W jego oczach błyszczą radosne iskierki. Od razu przypomina mi się dzień, w którym zaprosił mnie na bal z okazji rozpoczęcia lata. To było w zeszłym roku, tuż po tym, jak zaczęliśmy się spotykać.
– Och, nie kłopocz się, świetnie sobie radzę.
– Przepraszam – odpowiada ze śmiechem. – Zabawnie jest tak cię obserwować.
– Dzięki. – Prawie upuszczam walizkę na ostatnim stopniu. Fergus znów wybucha śmiechem, gdy potrząsam ramionami, żeby je rozluźnić po dużym wysiłku. Muszę częściej chodzić na siłownię z Zekiem i bardziej się przyłożyć do podnoszenia ciężarów. – Stąd już możesz ją zabrać.
– Jasne – odpowiada Fergus i posłusznie bierze walizkę. – Jak się czujesz? Odniosłem wrażenie, że ta grupa świrów napędziła ci trochę strachu. Ja też czasami czytam to, co tam wypisują.
– Naprawdę?
– Tak, nawet do nich dołączyłem.
Szczęka mi opada.
– Serio?
– Mój tata ciągle dostawał od nich listy. Poza tym zasypali komentarzami jego wniosek o pozwolenie na przebudowę.
– Wiedzą, że jesteś w ich grupie?
Fergus wzrusza ramionami.
– Domyślili się i zablokowali mnie po tym, jak podjęliśmy kroki prawne w związku z pogróżkami, ale zobaczyłem wystarczająco dużo.
– I w ogóle cię to nie martwi?
– Mój tata ma wszystko pod kontrolą. Kilka osób dostało zakaz zbliżania się do niego. Zaczęli wprost mu grozić, ale to tylko słowa – wyjaśnia Fergus, gdy wychodzimy z budynku szkoły. – Jeżeli zbliżą się do któregoś z nas albo do zamku, będą musieli ponieść konsekwencje.
Skoro jego rodzice podjęli takie działania, to chyba trochę ich to zaniepokoiło. Teraz już rozumiem, dlaczego woli, żebyśmy jechali okrężną drogą.
Nie zauważyłam, żeby ktoś w tej grupie wspomniał o działaniach prawnych podjętych przez Beaufortów, a chyba napisaliby o czymś takim. Jak będę miała okazję, przyjrzę się temu dokładniej.
– Oglądałyśmy z Kash zdjęcia zamku. Jest niesamowity.
Fergus uśmiecha się i ciągnie za sobą moją walizkę. Rzadko widuję u niego taki szeroki, szczery uśmiech. Brakuje mi go.
– Tak, jest niezwykły, ale niestety nie udało mi się przekonać rodziców, żeby mi go podarowali.
– A próbowałeś? – pytam zaskoczona.
– Oczywiście, że tak! – śmieje się. – A ty byś nie próbowała?
– Błagałabym ich przez dwadzieścia cztery godziny na dobę.
– Niestety dostanie mi się tylko dworek na granicy ze Szkocją.
Wybucham śmiechem.
– No co za egoiści.
– Na północy jest chłodniej – mówi Fergus z ironicznym uśmieszkiem. – Żartuję. Nie jestem niewdzięczny. Widzisz, nie trzeba było ze mną zrywać. Mogłabyś mieć dworek.
– Zdobądź ten zamek, a znów będę twoja.
Tym razem oboje się śmiejemy. Chyba wreszcie mamy za sobą ten króciutki epizod z zeszłego roku, gdy przez chwilę się spotykaliśmy. Nigdy nie zakochuj się w kimś ze swojej grupy przyjaciół. To bardzo zły pomysł. Chociaż po wypadku to właśnie on był moją ostoją.
Czasami się zastanawiam, czy nadal bylibyśmy razem, gdyby to się nie wydarzyło.
– Gdzie jest Kash? – pytam Fergusa, gdy wkłada moją walizkę do auta Zeke’a.
– Pojechała taksówką przed kilkoma minutami. My też musimy już ruszać, bo Kash za chwilę wysiądzie na dworcu. – Zeke klepie Fergusa w plecy. – Wszystko gotowe?
Fergus przytakuje.
– Tak, wszyscy już siedzą w środku. Allegra też tylko czeka na sygnał.
Kiedy wsiadam do samochodu Zeke’a, odwracam się i spoglądam na szkołę. Nauczyciele kręcą się wokół budynku, przed którym stoi kilka taksówek czekających na uczniów. Przyjechało też kilkoro rodziców. Lubię to miejsce… chociaż bardzo brakuje mi tu Raifa.
Zeke uruchamia silnik, a po chwili wyjeżdżamy z parkingu za Fergusem i Allegrą.
Moja radość momentalnie znika, gdy we wstecznym lusterku dostrzegam Hugona, który patrzy za nami z korytarza, jak odjeżdżamy.
3
Dokąd jedziemy? – pytam, gdy Fergus skręca w lewo, zamiast w prawo. Zdezorientowany GPS natychmiast informuje nas, że zboczyliśmy z drogi, i to już nie pierwszy raz.
– Pewnie do sklepu – wyjaśnia Kash. – Żeby kupić jedzenie i picie na weekend. Za kilka minut będziemy na miejscu. A nasz bagażnik jest już wypchany po brzegi!
– Wszystko przez to, że Zeke kupił sobie resorak zamiast prawdziwego auta – mówię z przekąsem.
– Hej, nie mów tak o moim maleństwie. Chyba że wolisz iść dalej pieszo.
– Przepraszam – mruczę pod nosem.
Zeke parkuje między autami Fergusa i Allegry. To audi jest dla niego najważniejszą rzeczą w życiu. Chyba nigdy nie był tak szczęśliwy jak wtedy, gdy dostał je od rodziców.
Wysiadam i się przeciągam. Po dwóch godzinach siedzenia w tym mikrosamochodzie bolą mnie wszystkie mięśnie.
Zeke, który stoi po drugiej stronie auta, patrzy na mnie nad dachem.
– Nie dramatyzuj tak, Bess.
– Też masz ochotę się rozciągnąć. Wiem o tym.
– Słuchajcie! – Fergus prosi wszystkich o uwagę. – Piwo. Przekąski. Auto. Do roboty.
– Czy on musi się nakręcać przed pójściem na zakupy? – pyta Kash, wziąwszy mnie pod ramię.
– Pamiętam, jak byliśmy parą i raz poszliśmy do sklepu. Biedak był kompletnie zagubiony.
Nie twierdzę, że nie jestem uprzywilejowana, ale umiem kupić chleb. Za to Fergus czuje się swobodnie tylko w Porsche i z Applem.
Kash śmieje się.
– Ale jest słodziutki.
To prawda. Fergus jest ucieleśnieniem stylowego przystojniaka w tych swoich klasycznych, odprasowanych chinosach i koszulce polo.
Allegra patrzy niepewnie na budynek, jakby zaraz miał ją pochłonąć. Ona chodzi tylko do sklepów odzieżowych i drogerii. Chociaż, szczerze mówiąc, ten sklepik rzeczywiście nie wygląda zbyt przyjaźnie – ma zniszczony znak, a na plakatach przyklejonych do szyb odstają rogi – ale pewnie na potrzeby mieszkańców wsi to wystarczy.
Wchodzimy do środka i się rozdzielamy. Kash i ja idziemy po napoje gazowane i przekąski, a cała reszta (ci, którzy pamiętali o zabraniu fałszywych dowodów) wybiera się na poszukiwanie zgrzewek piwa.
Popycham przed sobą maleńki wózek sklepowy, który wygląda jak zabawka dla dzieci. Jedno kółko kręci się tak, jakby przeżywało załamanie nerwowe. W ostatniej chwili unikam zderzenia ze starszą panią o fioletowych włosach, która przecina alejkę, nie rozglądając się na boki.
Chcę ją ominąć, więc skręcam szybko w bok i zatrzymuję wózek tuż przy łydkach chłopaka, który przypina ulotkę na przepełnionej tablicy ogłoszeń.
Zaskoczony podnosi głowę. Jego brązowe oczy spotykają się z moimi, a usta układają się w kształt litery „O”.
– Przepraszam – mówię, ignorując Kash, która mruczy coś pod nosem na temat fioletowowłosej staruszki.
Mężczyzna cofa się o krok i drapie się po karku, a potem wybucha śmiechem.
– Nic się nie stało. Kto tam potrzebowałby kostek u nóg.
Ledwo odnotowuję, co mówi, ponieważ moją uwagę przykuwa przypięta do grubej warstwy ogłoszeń ulotka ze zdjęciem tego samego zamku, do którego właśnie się udajemy.
Na górze widnieje jaskrawoczerwony napis: NIE DLA PRZEBUDOWY.
Chłopak przenosi wzrok z ulotki na mnie. Jest wysoki i przystojny. Ma opaloną skórę i ciemne oczy o magnetycznej mocy. Myślę, że jest w podobnym wieku do nas, dlatego nie podejrzewałabym go o angażowanie się w walkę z deweloperami.
– Co to za ulotka? – pytam, wskazując tablicę. Kash trąca mnie w rękę. Czuję, jak wypala mi wzrokiem dziury w skroni.
– Mamy tu niedaleko szesnastowieczny zamek i jakiś bogaty snob chce go przerobić na luksusowy apartamentowiec. – Słysząc zdegustowanie w jego głosie, zaczynam żałować, że nie ograniczyłam się do krótkich przeprosin i nie poszłam dalej.
Mój rozmówca wyjaśnia, ile szkód przyniesie całemu otoczeniu ta przebudowa. Zerkam raz po raz na ulotkę, żeby ją przeczytać. Zawiera szczegóły na temat miejsca spotkania, terminu i celu. Na dole widać nazwę grupy na Facebooku, która dumnie przedstawia swoją sprawę i zachęca do dołączenia.
– Prawdziwy zamek? – pyta Kash, nie bawiąc się w subtelności.
– Tak. Moi rodzice zebrali grupę osób, które próbują to powstrzymać. Nie chcemy, żeby nasza wioska zmieniła się w kurort dla burżujów. Wpadnijcie na spotkanie, jeśli macie czas – mówi, pokazując datę i godzinę na ulotce. – Chociaż nigdy was tu nie widziałem…
– Jesteśmy tu tylko przejazdem – wyjaśniam. – Zrobiliśmy sobie wycieczkę z okazji przerwy wiosennej. Jestem Bessie.
– Oscar – przedstawia się chłopak i kiwa głową.
– A ja jestem Kash. Co zamierzacie zrobić, żeby powstrzymać tego bogacza?
W sumie jest to dość ironiczne, że ci ludzie próbują uratować historyczny dom dawnych bogaczy przed działaniami dzisiejszych bogaczy.
– Napisaliśmy petycję, pod którą wciąż podpisują się kolejne osoby. Chcemy, żeby zamek został objęty ochroną zabytków. Nie będzie to łatwe, bo w tej okolicy nie było żadnej bitwy ani innego wydarzenia historycznego, ale on jest nasz, należy do naszej społeczności, i zrobimy wszystko, żeby go uratować. Ludzie z naszej grupy mają jeszcze kilka innych pomysłów, ale wątpię, żeby podpalenie zamku pomogło osiągnąć nasz cel.
– Podpalenie? – Śmieję się nerwowo. To słowo w moich ustach wywołuje we mnie taki sam niepokój jak wtedy, gdy usłyszałam je po raz pierwszy. – To raczej przyniosłoby efekt przeciwny do zamierzonego.
Chłopakowi drżą powieki, jakby z trudem kontrolował emocje. Nawet jeśli to jego rodzice założyli grupę, która chce ocalić zamek, mam wrażenie, że on sam też jest mocno zaangażowany w jej działalność.
– Oczywiście nikt nie zrobiłby czegoś takiego. Jednak niektórzy z nas woleliby, aby zamek został zburzony niż przerobiony na apartamentowiec dla bogaczy.
Gdyby rzeczywiście go zburzyli, nic nie stałoby na przeszkodzie, żeby w tym samym miejscu wybudować nowe apartamentowce. Ale trzymam język za zębami.
– Och – mamroczę, bo nie wiem, co powiedzieć. Cała ta rozmowa sprawia, że czuję się coraz bardziej niekomfortowo. – No nic, lecimy po zakupy i ruszamy dalej w drogę. Mam nadzieję, że uda wam się uratować wasz zamek.
Oscar uśmiecha się do mnie, odsłaniając zęby.
– Dzięki. Uważajcie na siebie. Idzie burza.
Kiwam głową i objeżdżam go wózkiem. Kash ściska jego rączkę tak mocno, że skóra na jej knykciach robi się biała.
– Zachowuj się normalnie – szepczę do niej.
– Przecież oni chcą podpalić ten zamek. Zebrali całą grupę, a ty każesz mi się uspokoić? Dziwny był ten koleś. Wyglądał jak ktoś, kto mógłby wymordować całą swoją rodzinę.
Czyli Kash jednak mnie przebiła pod względem najbardziej dramatycznej reakcji na dziwnego nieznajomego.
– Słyszałam, co powiedział. Oni wcale nie zamierzają podpalać zamku. A on raczej nie jest mordercą.
– Twoje „raczej” nie budzi we mnie zbyt dużej nadziei.
Oglądam się przez ramię i prawie się potykam o własne nogi. Oscar stoi w tym samym miejscu i odprowadza nas wzrokiem.
– Wciąż na nas patrzy – mówię cicho. – Nie odwracaj się, tylko bierz przekąski i napoje.
Nie mamy na sobie szkolnych mundurków, zresztą jestem prawie pewna, że Oscar by ich nie rozpoznał, nawet gdyby wiedział, do której szkoły chodzą Fergus i Allegra… Dlaczego więc mam wrażenie, że usilnie próbuje sobie przypomnieć, skąd nas zna?
– Jak myślisz, powinnyśmy powiedzieć pozostałym? – pyta Kash.
– Fergus zna tę grupę i obserwował część dyskusji na Facebooku. Jego rodzina podjęła już prawne kroki w sprawie niektórych pogróżek.
Oczy Kash rozszerzają się tak bardzo, że nadają jej komicznego wyglądu.
– Czyli traktują te pogróżki poważnie? Wierzą, że ci ludzie byliby w stanie podpalić ich zamek? I my mamy tam spędzić weekend?!
– Oni tylko chcą, żeby tamci trzymali się od nich z daleka. Dlatego musieli pójść z tym na policję. Ale przecież wiadomo, że te pogróżki padły pod wpływem emocji. Kto ryzykowałby więzieniem dla jakiegoś budynku? – Biorę kilka dużych paczek precli i chipsów o smaku barbecue. A potem sięgam po następne.
– Czyli nie zamierzasz nic mówić pozostałym? Serio?
– A po co? Tamta grupa spotyka się dopiero w przyszłym tygodniu, a wtedy już dawno nas tu nie będzie. O, weź te M&M’sy, uwielbiam je!
Więcej cukru. Przyda nam się. Też odczuwam pewien niepokój po rozmowie z Oscarem, ale dla dobra Kash muszę udawać, że wszystko jest w porządku.
– Bessie, jesteś zdecydowanie zbyt spokojna jak na to, co się przed chwilą wydarzyło.
Wzruszam ramionami.
– Mój tata pracuje w deweloperce i nieraz miał do czynienia z różnymi protestami. Dlatego w ogóle mnie nie dziwi, że powstała taka grupa. Słuchaj, za piętnaście minut będziemy już w zamku, a nasza impreza niedługo się zaczyna.
Kash bierze paczkę makaronu instant i wkłada ją do wózka.
– To chyba dobrze, że zapowiadają deszcz.
Nasz wózek jest już wypakowany po brzegi. Zostało nam tyle zdrowego rozsądku, żeby dorzucić kilka owoców, mleko i świeże soki. Wiemy, że Shen zabrał na wyjazd małą lodówkę.
Kiedy już mamy tyle przekąsek, że mogłybyśmy nimi wykarmić całe wojsko przez tydzień, płacimy i wychodzimy ze sklepu. Pchamy wózek we dwie, żeby jechał prosto.
Idę przez parking, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu naszego nowego znajomego.
Nie chcieliśmy przejeżdżać przez wioskę, a skończyło się na tym, że poszliśmy na zakupy do jednego z lokalnych marketów. Bardzo mądrze.
Na szczęście nigdzie nie widać Oscara. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Wzdrygam się.
Pozostali czekają już przy samochodach. Zeke wkłada do bagażnika Fergusa ostatnie z… pięciu dodatkowych zgrzewek piwa. Wszyscy pozostali uczestnicy imprezy także mają przywieźć ze sobą coś do jedzenia i do picia. Wygląda na to, że przez cały czas będziemy pijani i obżarci.
– Dalej – popędza nas Allegra, po czym podnosi ręce i się odwraca. – Mamy jeszcze tyle do zrobienia na miejscu.
– Aż chce się tam jechać – mówi ironicznym tonem Fergus. Bierze ode mnie torbę z zakupami i upycha ją w ostatnim wolnym miejscu w swoim samochodzie, po czym rzuca mi nieśmiały uśmiech.
Razem z Kash wracamy do auta Zeke’a i ruszamy jako ostatni. Zerkam za siebie i wydaję stłumiony okrzyk, bo wydaje mi się, że widzę Oscara. Ale gdy odwracam się ponownie, już go nie ma. Od razu przypomina mi się Hugo odprowadzający nas wzrokiem, gdy odjeżdżaliśmy spod internatu.
Patrzę przed siebie i próbuję się skupić na tym, o czym rozmawiają Zeke i Kash.
Żałuję, że znalazłam tę grupę w internecie i że poznałam Oscara.
Po chwili zjeżdżamy z głównej trasy na typową polną drogę.
– Skoro mają tyle hajsu, powinni sobie zbudować asfaltową ulicę aż pod sam zamek – mówi Zeke i zaraz potem krzywi się z niezadowoleniem, bo właśnie wjechał w kolejną dziurę.
Beaufortowie są z pewnością najbogatszą rodziną w naszej szkole. Mogliby bez trudu opłacić czesne wszystkich uczniów, a nawet kupić całą szkołę – i jeszcze zostałoby im sporo pieniędzy.
– Na pewno zbudują. Nikt nie wyda milionów na apartamenty, do których można dojechać tylko traktorem – odpowiada Kash.
Samochód gwałtownie skręca. Zawieszenie wyrzuca mnie w górę tak mocno, że prawie uderzam głową o dach. Dziurawa droga przypomina szwajcarski ser.
– Zeke, zwolnij.
Opieram dłonie o deskę rozdzielczą.
Autko zaskakująco dobrze sobie radzi na nierównej drodze, ale mimo to czuję, że śniadanie podchodzi mi do gardła. Zresztą nie tylko przez tę nawierzchnię, ale też przez paraliżujący strach związany z tym, że skłamałam i wymknęłam się ze szkoły. A może też przez to, że zabrakło nam odwagi, żeby powiedzieć przyjaciołom o spotkaniu z Oscarem, który staje mi przed oczami za każdym razem, gdy tylko je zamykam.
Zeke chichocze i podnosi stopę o milimetr – tylko tyle, żeby mógł powiedzieć, że przecież zwolnił. Nadal jedziemy zbyt szybko.
– Mam nadzieję, że złapiesz gumę – odzywa się Kash z tylnego siedzenia. Jedną dłonią opiera się o dach, a drugą przykłada do okna. – Zeke, zęby mi wibrują.
– To niemożliwe, Kash.
Dziewczyna ignoruje jego odpowiedź i zamyka oczy. Pewnie się modli. Mam nadzieję, że wspomni w modlitwie także o mnie, ponieważ mam wrażenie, że Zeke prowadzi auto coraz gorzej.
– Patrzcie. – Pokazuję przed siebie. Zza zakrętu wyłania się ogromny zamek, częściowo schowany za drzewami. Robi jeszcze większe wrażenie niż na zdjęciach.
Stoi dumnie pośrodku polany, otoczony prawdziwą, olbrzymią fosą – największą, jaką w życiu widziałam. Ma co najmniej pięćdziesiąt jardów szerokości.
Doliczam się sześciu okien na każdym piętrze, a zamek ma chyba cztery kondygnacje. Znad trawy wystaje górna część ram okiennych na najniższym piętrze, co oznacza, że musi się ono znajdować pod ziemią. Po jednej stronie widać wysoką wieżę – na zdjęciach nie wyglądała tak imponująco. Ale bym chciała w niej zamieszkać! Jeżeli Fergus nie dostanie całego zamku, to może chociaż poprosi rodziców o apartament w tej wieży.
Zamek wydaje się całkiem solidny jak na szesnastowieczny budynek, ale widać, że był wielokrotnie remontowany. Okna i balkon wyglądają na nowsze niż pozostałe elementy. Allegra i Fergus mówili, że niedawno odnowiono elewację.
Zgadzam się z Fergusem. Na jego miejscu też nie chciałabym, żeby ten zamek został przerobiony na apartamentowiec. Chciałabym tu mieszkać.
– Wow – mówi cicho Kash.
– Mam nadzieję, że dostanę pokój w wieży – mówię.
– Czy tutaj w ogóle da się mieszkać? – zastanawia się Zeke. – Fergus wspominał, że zamek wymaga gruntownego remontu.
Wzruszam ramionami.
– Chodziło mu o to, że przez ostatnie pięćdziesiąt lat cały budynek stał pusty. Wszystko w środku jest stare. Na razie prąd jest dostępny tylko w niektórych częściach zamku.
– No tak. Czyli to będzie bardziej camping niż glamping – mówi Kash. – Widzę przenośne toalety, ale bardzo nie chciałabym z nich korzystać.
– Ja też – mówi Zeke. – Będzie dobrze. Mam wystarczająco dużo piwa na cały weekend.
– Jest taki piękny – szepcze Kash, gdy podjeżdżamy bliżej.
Całkowicie rozumiem, dlaczego lokalni mieszkańcy nie chcą się zgodzić na przebudowę. Przesunięcie ścianek i przerobienie wnętrza na apartamenty sprawi, że zamek straci cały swój urok.
Zeke gwiżdże.
– Ta grupa powinna wywalczyć dla tego miejsca ochronę zabytków albo coś w tym stylu.
Kash wstawia głowę pomiędzy przednie siedzenia.
– Myślicie, że są w stanie pokrzyżować plany takim bogaczom?
– Mam nadzieję – odpowiadam, patrząc jak zaczarowana na fosę otaczającą zamek. Jest wielka jak jezioro. Nie mogę oderwać od niej wzroku.
– Zaraz… Czy ktoś w ogóle o tym pomyślał? Jak my się mamy tam dostać? – pyta Zeke.
Jedziemy za Fergusem, który parkuje wśród drzew i gęstych krzaków. Czyżbyśmy ukrywali nasze auta, żeby nie były widoczne z drogi?
Po co mielibyśmy to robić?
Już rozumiem, co miał na myśli Zeke, gdy pytał, jak się tam dostaniemy. Do zamku prowadzi drewniany most, który jest tak wąski, że mogą po nim iść najwyżej trzy osoby obok siebie. Nie dość, że nie pomieściłby żadnego samochodu, to jeszcze prawdopodobnie zapadłby się pod jego ciężarem. Jest tej samej szerokości co ścieżka biegnąca wokół zamku. W tej chwili powóz wydaje się całkiem niezłym pomysłem.
– Mamy sami zanieść tam nasze walizki i cały sprzęt? – pyta Kash.
– Chyba nie ma innego wyjścia – odpowiadam. – Mam nadzieję, że jesteś dość silna, bo mnie wciąż bolą ręce od targania walizki po schodach.
Zeke kręci głową i parkuje auto.
– Ile razy mam ci tłumaczyć, jak należy podnosić ciężary?
– Tak, wszystko pamiętam. – Zamierzam w stu procentach zastosować się do jego rad. Proste plecy. Ugiąć nogi w kolanach.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki