Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czy potrafisz wyobrazić sobie sytuację, w której nie możesz zaufać nawet najlepszym przyjaciołom? Kiedy wiesz, że każdy z nich może być… mordercą? Wydaje ci się, że wiesz o nich wszystko… aż do momentu, gdy znajdujesz zwłoki. Później nic już nie jest pewne, a życie zamienia się w prawdziwy koszmar. Dla Mackenzie i jej sześciorga przyjaciół weekend w domku letniskowym miał być czasem totalnego resetu od problemów codziennego życia. Szalona impreza zakończyła się jednak makabryczną niespodzianką: dwoje uczestników znaleziono martwych. W kałuży krwi. Mackenzie wie jedno: morderca jest wśród nich, a wszyscy mieli własne powody, by zabić.
Kto najlepiej kłamie? Kto skrywa najmroczniejsze sekrety? Kogo należy się obawiać? Odpowiedzi na te pytania mogą się okazać najważniejsze… by przetrwać.
Czas, by zapłacili za swoje grzechy
Mroczny thriller Natashy Preston, autorki bestselleru Jakiej śmierci najbardziej się boisz
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 361
Sądzą, że są niepokonani.
Sądzą, że mogą robić i mówić, co tylko chcą.
Sądzą, że konsekwencje nie istnieją.
Nie zostawili mi wyboru.
Czas, by zapłacili za swoje grzechy.
Piątek 7 sierpnia
– Masz wszystko, czego potrzebujesz, Mackenzie? – zapytała mama, patrząc, jak upycham ciuchy do torby.
– Chyba tak. Zresztą to tylko dwa dni. – Dwa koszmarne dni znoszenia Josha.
– Pamiętaj, żeby zostawić adres i numer telefonu na lodówce.
– Nie wydaje mi się, żeby mieli tam telefon stacjonarny, ale zostawię adres. Chyba jest tam zasięg, więc dam ci znać, jak dojadę.
Przytaknęła nerwowo i obdarzyła mnie słabym uśmiechem.
– Oj mamo, nic mi nie będzie.
– Spędzisz cały weekend z kimś, kogo nie lubisz.
– Nie, spędzę weekend z Aaronem, Courtney, Megan i Kyle’em. Niefortunny zbieg okoliczności sprawił, że Josh też tam będzie i tyle. – Gdybym mogła go odzaprosić, zrobiłabym to.
Jednak domek należał do jego rodziców, więc to raczej nie wchodziło w grę. Bez szans. Do Wielkiej Brytanii w końcu dotarło, że jest lato, więc gdy skończyła się szkoła, Josh zaprosił nas na weekend do domku za miastem, który mają jego rodzice. To ostatnia taka szansa, nim w przyszłym roku nasze drogi się rozejdą, gdy pójdziemy na studia.
– Jeżeli zechcesz, żeby przyjechać po ciebie wcześniej…
Potrząsnęłam głową.
– Dzięki, ale naprawdę nie ma takiej potrzeby, poradzę sobie. Nie pozwolę Joshowi zepsuć mi fajnego weekendu z przyjaciółmi. Dobra, muszę już lecieć.
– Podrzucę cię do Josha.
– Nie, mamo, naprawdę nie trzeba. Przespaceruję się. – Złapałam torbę i przerzuciłam ją przez ramię. – Do zobaczenia w niedzielę wieczorem. Kocham cię – powiedziałam i pocałowałam ją w policzek.
– Też cię kocham, skarbie. Zadzwoń, jeśli będziesz czegokolwiek potrzebować.
– Dobrze – obiecałam.
Josh mieszkał zaledwie dwie minuty drogi stąd, więc spacer i tak nie miał zająć mi zbyt długo. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i ruszyłam przed siebie. Było niewiarygodnie gorąco – w końcu to początek sierpnia – i cieszyłam się, że wybrałam szorty i koszulkę.
Gdy dotarłam do domu Josha, wszyscy byli na zewnątrz, pakując torby do samochodów. Jezu, wyjeżdżaliśmy tylko na weekend, a wyglądało na to, że Courtney i Megan spakowały się na cały tydzień.
– Kenz! – zawołała Courtney, biegnąc do mnie. Jej czerwony kucyk podskakiwał na wszystkie strony, a zielone oczy błyszczały entuzjazmem. Była jedyną osobą, która naprawdę szczerze cieszyła się na ten wyjazd.
Wzięłam głęboki oddech i odsuwając od siebie wątpliwości, jakie miałam w związku z tym weekendem, uśmiechnęłam się do niej.
– Cześć, Court! Wszyscy gotowi?
– Prawie. Josh zaraz wróci – odpowiedziała, uśmiechając się trochę głupawo. – No, nie rób takiej miny – dodała, gdy skrzywiłam się, słysząc jego imię.
Ups, no to mnie złapała.
– Sorry, nie chciałam. To… miłe z jego strony, że zaprosił nas do domku swoich starych.
Przyjęła moje kiepskie przeprosiny z uśmiechem.
– On naprawdę chce, żeby wszystko było jak dawniej.
Czyżby miał wehikuł czasu, żeby móc się dzięki niemu cofnąć i nie powiedzieć tych okropnych rzeczy o moich przyjaciołach? Żeby cofnąć to, co mi zrobił? To, co ciągle mi robił?
Josh mógł sobie próbować naprawiać przeszłość – o ile w ogóle mielibyśmy uwierzyć w szczerość jego intencji – ale nie potrafiliśmy mu tak łatwo przebaczyć. Niektóre krzywdy trudno przeboleć, a ja nie mogłabym wybaczyć komuś, komu nawet nie było przykro i kto nie zmienił swojego zachowania. Courtney już mu przebaczyła, oczywiście, ale ona za nic w świecie nie była w stanie dostrzec, jakim zerem był jej chłopak.
Uniosłam brew.
– Mackenzie, proszę – powiedziała Courtney i westchnęła ciężko, odgarniając grzywkę wpadającą jej do oczu. – On się stara i to naprawdę wiele by dla mnie znaczyło, gdybyś ty też spróbowała. Proszę?
Jęknęłam i opuściłam ramiona.
– Dobra. Będę miła.
Dwa dni, to wszystko. Dasz radę.
– Wszyscy będziemy – dodała Megan, dołączając do nas. – Prawda? – Spojrzała na chłopaków.
Aaron i Kyle skinęli potakująco głowami, zgadzając się na rozejm – przynajmniej na ten weekend.
– A gdzie w ogóle jest Josh? – zapytałam.
– Pojechał po swojego brata. – Courtney przewróciła oczami. – Blake chciał się z nim zobaczyć, więc dziś rano Josh mu zaproponował, żeby pojechał z nami. Na dobrą sprawę domek należy również do Blake’a, więc raczej nikt nie mógłby mu zabronić przyjechać.
– Och – wymamrotałam, niezupełnie pewna, jak czułam się na myśl o spędzeniu weekendu w towarzystwie kogoś obcego. Nie znaliśmy Blake’a, a jeśli był choć trochę podobny do Josha, weekend zapowiadał się koszmarnie. – Więc przyjeżdża też braciszek z wygnania.
Świetnie. Ten wyjazd zapowiada się coraz lepiej.
Widziałam go wcześniej, może ze dwa razy, gdy ich rodzice wymieniali się dziećmi, ale nigdy z nim nie rozmawiałam. Blake wyprowadził się z ojcem po rozwodzie rodziców, a Josh został z mamą. Bracia nie spędzali zatem zbyt wiele czasu razem, gdy dorastali, prawdopodobnie z korzyścią dla Blake’a.
Courtney znów odgarnęła niesforną grzywkę, która nigdy nie trzymała się tam, gdzie trzeba, więc nie rozumiałam, dlaczego po prostu nie zetnie jej krócej.
– Blake nie przebywa na wygnaniu.
Rzadko się widywali. Ja bym to w ten sposób określiła.
– Dlaczego wbija na imprę swojego brata? – zapytałam.
– Czuje się samotny? – podsunął Kyle, robiąc smutną minę.
Courtney oparła się o samochód Aarona.
– Nie, po prostu chce spędzić trochę czasu z własnym bratem. Obaj tego chcą.
Jeżeli Blake był podobny do Josha, miałam zamiar wrócić wcześniej do domu. Nie chciałam nawet oddychać tym samym powietrzem co Josh, więc w pewnym sensie miałam nadzieję, że Blake również okaże się idiotą, a ja będę miała wymówkę, żeby wcześniej wyjechać, nie raniąc przy tym uczuć Courtney.
Powiew ciepłego powietrza sprawił, że moje długie kasztanowe włosy wpadły mi do oczu. Odgarnęłam kosmyk akurat na czas, aby dostrzec, jak metalicznoczarny mitsubishi warrior – jedyny samochód, jaki rozpoznawałam bez znaczka, dzięki temu, że to ulubiony model Kyle’a – zaparkował tuż obok mnie.
No to w drogę…
Josh siedział po stronie pasażera, jego brat prowadził. Obaj mieli identyczne ciemnobrązowe włosy i niebieskie oczy, lecz poza tym wyglądali zupełnie inaczej. Josh nie wygrał genów na loterii. Blake sprzątnął mu sprzed nosa każdą uncję zabójczego wyglądu, nie zostawiając dla młodszego brata absolutnie nic. Szczęściarz.
Odwróciłam wzrok i obeszłam dookoła samochód Aarona, próbując zachować tak dużą odległość od Josha, jak to tylko możliwe. Sam widok jego twarzy wystarczał, żebym miała ochotę mu przywalić, a już zwłaszcza po jego żądaniach. Courtney to bystra dziewczyna, lecz gdy chodziło o niego, była jak beton.
Josh wysiadł z auta.
– Siema, ludzie. Pamiętacie mojego brata, Blake’a?
Megan potrząsnęła głową.
– Nie, ale cześć.
Blake podszedł do maski swojego wozu i leniwie się o nią oparł, przybierając pozę znudzonego.
– Cześć – powiedział, kiwając głową.
Miał na sobie masywne czarne buty, ciemne dżinsy i czarną kurtkę, co dodawało jego postaci aury tajemniczości. Być może nieco niebezpiecznej tajemniczości. Jego ciemne włosy sterczały niedbale we wszystkie strony, co miało pokazywać, że ma wszystko gdzieś – i, jak przypuszczałam, faktycznie tak było. Wzrok miał niezwykle intensywny, trochę tak, jakby przenikał wszystko. Nie chciałam, żeby dostrzegł cokolwiek we mnie.
– No, jedźmy już – powiedziałam, otwierając drzwi samochodu, po czym wgramoliłam się do środka. Im szybciej tam dotrzemy, tym szybciej będziemy mogli wrócić. – Cholera, zabrzmiałam tak jak moi rodzice w Wigilię, próbujący wysłać mnie do łóżka, gdy wskazówka zegara zbliża się niebezpiecznie do północy.
Ale teraz przynajmniej zyskiwałam całe dwa dni bez dorosłych, tylko z przyjaciółmi. To z całą pewnością coś, na co warto było czekać.
– Ej, Mackenzie – powiedziała Courtney – ty jedziesz ze mną.
Sposępniałam. Wiedziałam, co to oznacza.
– Co?
Courtney podeszła bliżej i nachyliła się do auta, żebyśmy mogły zamienić kilka słów na osobności.
– Jedziesz ze mną, Joshem i Blakiem.
– Żartujesz, nic z tego – odpowiedziałam.
– Kenz, proszę. Słuchaj, wiem, że jesteś na niego wściekła, i rozumiem dlaczego, ale spróbujesz? Naprawdę uważam, że wam dwojgu ten wyjazd pomoże to jakoś przepracować.
– Cóż, Court, ja tak nie sądzę.
– Ten weekend będzie do bani, jeżeli przez cały czas będziesz wściekać się na Josha.
Nachmurzyłam się. Nie byłam jedyną osobą, która nie mogła go znieść, więc dlaczego tylko mnie zmuszano do „postarania się bardziej”?
– Jego brat jest jakiś dziwny – wyszeptałam, jak gdyby to miało przekonać Courtney do zmiany zdania.
– Blake jest nieszkodliwy.
Nie mogłam wymyślić już żadnej innej wymówki. Westchnęłam zrezygnowana.
– W porządku. Ale jeżeli Josh wkurzy mnie jakimiś swoimi durnymi uwagami, przesiądę się – odpowiedziałam.
Courtney uniosła ręce.
– Dobra, w porządku. Dzięki.
– Bierzemy samochód Blake’a?
– Tak, musieli uzgodnić, że wezmą jego wóz. Teraz rozumiem dlaczego. – Courtney miała hopla na punkcie aut. Znała wszystkie marki i modele i potrafiła rozpoznać je jednym rzutem oka. Ja natomiast nie byłam w stanie nawet stwierdzić, czy z samochodem jest coś nie tak – chyba że padł już silnik.
– Blake będzie prowadził?
– To jego auto, więc chyba tak. – Courtney wzruszyła ramionami, spoglądając z uwielbieniem na Josha, co sprawiło, że miałam ochotę nią potrząsnąć, żeby w końcu nabrała rozumu.
– Ja z przodu – rzuciłam szybko. Skoro już miałam jechać tym samym autem, na pewno nie zamierzałam siedzieć obok niego. Wiedziałam, że zachowuję się trochę jak dziecko, ale miałam to gdzieś. Josh przegiął, a ja nie miałam zamiaru mu wybaczyć. W zasadzie to przegiął jakiś milion razy.
Usiadłam na miejscu obok kierowcy, zanim Josh miałby szansę cokolwiek powiedzieć lub zrobić. Blake uśmiechnął się jakby z zakłopotaniem i odpalił silnik. Nie emanował pewnością siebie, lecz sprawiał wrażenie, jakby nie dbał, co ktokolwiek o nim myśli.
– Też z wami jadę – powiedział Kyle.
Oczy Courtney zwęziły się.
– Ty jedziesz z Aaronem i Megan.
– Macie jeszcze jedno miejsce, no nie?
– Kyle, piątka w jednym aucie i dwójka w drugim to głupi pomysł. Nikt nie chce się gnieść na tylnym siedzeniu.
– Och, na litość boską, Kyle, po prostu wsiadaj do Aarona i już – wciął się Josh, przechodząc obok niego. – Żałosny dupek.
Zazgrzytałam zębami. Czy to naprawdę miało znaczenie, kto jedzie jednym samochodem, a kto drugim?
Odpowiedź brzmiała „nie”.
Blake i ja nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy, więc szybko zapadła niezręczna cisza, gdy czekaliśmy, aż Josh i Courtney wsiądą do środka. Przygryzłam policzek i kręciłam młynka palcami. No powiedz coś do niego! Nigdy wcześniej ze sobą nie rozmawialiśmy. Teraz miało się to zmienić. Czekała nas czterdziestopięciominutowa przejażdżka do odległej części Lake District.
– Dlaczego aż tak nie lubisz Josha? – zapytał nagle.
Jego bezpośredniość wprawiła mnie w zdumienie. To, że nie cierpiałam Josha, nie było sekretem, jednak nie spodziewałam się, że jego brat może tak bezpośrednio o to zapytać.
– Hmm, bo jest pieprzonym idiotą.
Brwi Blake’a uniosły się i chłopak zacisnął wargi. W końcu skinął głową.
– Aha, okej.
– Nie widujesz go zbyt często, prawda?
– Niespecjalnie. Gdy dorastaliśmy, nasi starzy dość długo nie byli w stanie się dogadać i sensownie ułożyć naszych wizyt. Gdy w końcu trochę to ogarnęli, przez większość czasu po prostu zamieniali się nami na dzień czy dwa. Wydaje mi się, że mógłbym policzyć na palcach jednej ręki, ile razy na przestrzeni ostatnich dwunastu lat widziałem się z własną matką.
Poczułam w sercu ukłucie. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co musiał przejść jako dziecko. Z pewnością strasznie tęsknił za mamą. Ja na pewno bym tęskniła. Moja mama była jedyną osobą, do której mogłam się zwrócić z każdym problemem – no dobra, prawie z każdym.
– To bardzo smutne.
Lekko wzruszył ramionami.
– Czasem tak bywa.
– Tak, ale… – Potrząsnęłam głową. Nie mogłam sobie wyobrazić, że nie mam mamy na co dzień, chociaż czasem doprowadzała mnie do szału. Blake musiał czuć się porzucony przez własną matkę, skoro ta nigdy nie postarała się o to, by mieć z nim lepszy kontakt. Może tak samo czuł się Josh w relacjach z ojcem? Wow, Josh i głębsze uczucia. Dziwnie było myśleć o nim w ten sposób… Jeżeli chodziło o jego charakter, znałam go tylko od tej płytkiej i egoistycznej strony.
Josh i Courtney wsiedli do auta, a ja zasznurowałam usta. Atmosfera zgęstniała, jak zawsze w obecności Josha. Wiedział, że wolałabym, aby Courtney z nim nie była, nie po tych wszystkich okropnościach, które powiedział o naszych kumpelach – Tilly i Gigi.
Był przeszczęśliwy, że Courtney nie rzuciła go za traktowanie jej przyjaciół jak śmieci. Dupek.
– Och, Mackenzie, oczywiście, że nie mam nic przeciwko temu, że siedzisz z przodu obok mojego brata – rzucił Josh, nie kryjąc sarkazmu, gdy gramolił się na tylne siedzenie.
Zacisnęłam pięści. Nie pozwól mu się sprowokować.
– To mój wóz, braciszku, a ja wolę siedzieć obok ślicznej buzi zamiast obok tej twojej paskudnej gęby.
Uśmiechając się do siebie, chwyciłam torebkę z lizakami i poczęstowałam Blake’a. Choć prawdopodobnie powinnam się wściec za komentarz o „ślicznej buzi”, to nazwanie Josha paskudnym przesłoniło tamte słowa. Blake wybrał smak pomarańczowy – mój ulubiony – i puścił do mnie oko.
– Nie podzielisz się, Mackenzie? – zapytał Josh.
Wzięłam głęboki oddech, próbując opanować dziką chęć wbicia mu plastikowego patyczka prosto w oko.
– Jasne – odpowiedziałam, podając do tyłu paczkę. Wziął dwa, zapewne po to, żeby mnie wkurzyć, ale nie zareagowałam.
– Dobra, weźcie wszyscy spróbujcie zachowywać się normalnie – zaczęła jęczeć Courtney. – To weekend, bez rodziców, ma być epicko, więc możecie się w końcu pogodzić?
– Wiesz, kochanie, że ja nic do nikogo z nich nie mam – odpowiedział Josh.
– Niech ci będzie – wymamrotałam, zaciskając szczękę.
Obserwowałam Blake’a, gdy prowadził. Jego oczy prześlizgiwały się to tu, to tam, od czasu do czasu spoczywając na mnie, jednak nie mówił ani słowa. Nagle pomyślałam, że chciałabym go poznać, choć sama nie byłam pewna dlaczego. Po tym weekendzie wróci do domu, a ja prawdopodobnie nigdy więcej go nie zobaczę.
A jednak – Blake był boski i coś nieodparcie mnie do niego ciągnęło.
Szczęśliwie udało nam się dotrzeć do celu bez rozlewu krwi, więc byłam dumna ze swojej samokontroli – jak dotąd, w każdym razie. Courtney próbowała zająć Josha, flirtując z nim i puszczając mu muzykę. Nie mogłam się doczekać, aż ona w końcu przejrzy na oczy. Chciałam mieć pewność, że znajdę się w pierwszym rzędzie, gdy nadejdzie scena, w której kopnie go w dupę.
– To tutaj? – zapytałam, wyglądając przez okno, za którym dostrzegłam ogromny, piętrowy dom. Bez problemu mogłoby tam mieszkać z dziesięć osób.
Blake wyłączył silnik.
– A czego oczekiwałaś? Ritza? – rzucił ironicznie.
– To niesamowite. Nie spodziewałam się, że będzie aż tak duży.
– Słysząc taki tekst, trzy lata temu rzuciłbym jakimś sprośnym żartem – odpowiedział Blake.
– A teraz wszyscy dorośliśmy, co?
– Nieee, po prostu wtedy przyuważyłem, jak Josh próbuje zgrywać takiego twardziela, i zdałem sobie sprawę, jak idiotycznie takie teksty w rzeczywistości brzmią.
Uśmiechnęłam się szeroko i wysiadłam z samochodu. Polubiłam Blake’a. No i ta jego wręcz do bólu piękna twarz… Może ten weekend nie będzie jednak aż tak beznadziejny. Kyle i Aaron wyciągnęli torby z bagażnika i rzucili je na ziemię. Gdzieś w połowie drogi do domku Kyle chwycił telefon i zaczął nagrywać, tak jak to ma w zwyczaju. Planował karierę w branży filmowej, i według mnie świetnie się do tego nadawał.
– Uśmiech, Kenz! – powiedział, obracając się w moją stronę.
Wystawiłam język, a Aaron pokazał środkowy palec.
– Świetnie, Aaron – rzucił Kyle, nie kryjąc sarkazmu.
Megan wpatrywała się w olbrzymi dom. Zaniedbane rośliny i wyblakłe ramy okienne wskazywały na to, że od dawna nikogo tutaj nie było. Josh i Courtney spędzili ostatni weekend, przygotowując wszystko na nasz przyjazd, ale uprzątnęli tylko wnętrze.
Dom znajdował się na polanie z trzech stron otoczonej drzewami. Przed nim rozciągało się cudowne jezioro. Było tu po prostu przepięknie. Nie rozumiałam, dlaczego rodzina Josha nie korzystała z uroków tego miejsca częściej.
– Cieszysz się, że znów tu jesteś? – zapytałam Blake’a, gdy leniwie zmierzaliśmy w kierunku drzwi frontowych. Stawiał ciężko nogę za nogą, jakby niespecjalnie miał ochotę tu być.
Wzruszył ramionami i burknął od niechcenia:
– Przyjechałem tu tylko się nachlać.
No jasne, że tak.
Josh otworzył drzwi kluczem i obrócił się w naszą stronę. Kyle przewrócił oczami, przewidując, co za chwilę nastąpi, a ja próbowałam powstrzymać się od śmiechu. My, osiemnastolatkowie – no i Blake, ilekolwiek lat miał – mieliśmy właśnie wysłuchać kazania o zasadach.
– Courtney i ja nieźle się napracowaliśmy, żeby przygotować dla was to miejsce, więc doceniłbym, gdybyście to uszanowali i nie zostawili po sobie bajzlu.
Ugryzłam się w język. Jaki on był nadęty! Nikt z nas nie miał zamiaru nabałaganić i Josh dobrze o tym wiedział. Courtney stała obok niego niczym pani na włościach, skupiając na sobie całą uwagę. Bardzo ją lubiłam, ale zasługiwała na porządne szturchnięcie, które wbiłoby jej do głowy choć odrobinę rozsądku.
Josh otworzył drzwi i wmaszerował do środka, tuż przed nosem Courtney. Pieprzony dżentelmen! Ale Court w ogóle nie zwróciła na to uwagi, tylko podążyła za nim jak posłuszny piesek.
– Wezmę resztę bagaży – powiedział Aaron, odwracając się z powrotem w stronę aut.
Weszłam do środka i szczęka mi opadła. Wow.
Domek był prześliczny, mimo że nieco staroświecki. Widok na jezioro z okna salonu zapierał dech w piersiach. Słońce odbijało się od tafli wody, sprawiając, że ta wręcz lśniła. W pokoju był również spory kominek, w którym na upartego sama mogłabym się zmieścić. Kyle szedł za mną, nie przestając nagrywać.
– Mam zamiar się rozejrzeć. Ktoś chce dołączyć? – zapytała Megan, niemal podskakując z podekscytowania jak małe dziecko. Jej krótkie włosy, na które nałożyła zdecydowanie zbyt dużo lakieru, prawie się nie poruszyły. Rzuciła już torbę u dołu schodów, co w jej przypadku spełniało definicję rozpakowania się.
Siatkę z piwami podałam Courtney, która w kuchni zawiadywała jedzeniem i piciem.
– Jakoś nie mam ochoty zgubić się dzisiaj w lesie, tak że dzięki – odpowiedziałam Megan.
Aaron upuścił na podłogę ostatnie bagaże.
– Ja pójdę – powiedział i wyszedł, zanim ktokolwiek miałby szansę go zatrzymać i poprosić o pomoc. Patrzyłam, jak znikali wśród drzew. Mocne południowe słońce tańczyło w jasnych, niemal białych włosach Aarona, rozświetlając je. Oboje wyglądali na uszczęśliwionych tym wyjazdem, a ja miałam zamiar dołożyć wszelkich starań, żeby również się nim cieszyć.
– A teraz spacerek – powiedział Kyle, potrząsając głową w ich kierunku, gdy odkładał telefon. W drugiej ręce trzymał sześciopak piwa. – Szaleństwo. Ej, Blake, gdzie postawić piwo?
– W piekarniku – odpowiedział ten cierpko.
Próbowałam powstrzymać się od uśmiechu, choć bezskutecznie. Nie byłam pewna, co Blake tu robił. Nie wyglądało na to, żeby miał szczególnie dobry kontakt ze swoim bratem, i prawdopodobnie nawet nie zamierzał się o to starać. Usta Kyle’a zwęziły się w sztucznym uśmiechu, a ja mogłabym przysiąc, że próbował zwalczyć w sobie chęć odparcia zaczepki. Zamiast tego zmrużył oczy, odwrócił się na pięcie i potrząsając głową, po prostu odszedł. Kyle był wrażliwy i niezbyt dobrze sobie radził, gdy ktoś z niego żartował.
W ten sposób Blake i ja zostaliśmy w salonie jako jedyni. Znowu sami. Zacisnęłam wargi, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Czy w ogóle powinnam się odezwać? Cisza była niezręczna, ale jemu chyba wcale nie przeszkadzała. Nic nie robiło na nim wrażenia. Był chłodny, opanowany, niemal przypominał robota. Jednak ja nie byłam aż tak naiwna, aby uwierzyć, że absolutnie nic go nie rusza.
– Więc… często tu przyjeżdżałeś, gdy byliście dziećmi? – rzuciłam, aby przerwać ciszę.
Spojrzał przez ramię, uśmiechając się półgębkiem.
– Pytasz, czy często tu przyjeżdżam?
– Nie, zapytałam, czy często tu przyjeżdżaliście. – To spora różnica.
Blake odwrócił się tak, że teraz staliśmy twarzą w twarz. Nie wiedziałam, czy zrobił to po to, aby mnie onieśmielić, ale taki właśnie był efekt. Roztaczał wokół siebie aurę pewnej arogancji, lecz nie było to tak odpychające jak w przypadku Josha.
– Przyjeżdżaliśmy tu często przed rozstaniem rodziców. Po rozwodzie dom w zasadzie stał pusty, aż do teraz.
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
– Przykro mi.
– Dlaczego? Ludzie ciągle się rozwodzą. – Wyszedł na zewnątrz, zanim miałam szansę cokolwiek dodać. Z całą pewnością kryło się w nim znacznie więcej niż to, co pozwalał ludziom zobaczyć.
– Kenz, browarek? – zapytał Kyle, wyglądając zza moich pleców.
– Wiesz, że jest dopiero jedenasta rano, co nie? – Obróciłam się do niego, nie mogąc powstrzymać się od ironii.
– Nooo i…? – odpowiedział, przechylając głowę i czekając na moje wyjaśnienie.
Uśmiechnęłam się i wzięłam od niego puszkę.
– Nieważne.
Usiedliśmy razem na kanapie, podczas gdy Josh i Courtney krzątali się, wynosząc rzeczy do kuchni.
– Może powinniśmy im pomóc? – zapytałam Kyle’a.
– Zaproponowałem to. Ale wiesz, jaki jest Josh.
Uwielbia się rządzić i ma wręcz obsesję na punkcie kontrolowania wszystkiego. Cokolwiek byśmy zrobili, nie spełniłoby to jego oczekiwań. Na ile różnych sposobów można włożyć jedzenie do szafek? Ale to była „chata Josha”, a my mieliśmy świadomość tego, że byliśmy jedynie gośćmi.
– Będę potrzebować sporo procentów, żeby jakoś przetrwać ten weekend – powiedziałam. Obiecałam rodzicom, że nie będę pić, wiadomo, ale tu byliśmy wolni od rodzicielskiej kontroli i zdecydowani, by wykorzystać to na maksa. Starzy myślą, że będziemy pływać w jeziorze i przypiekać pianki nad ogniskiem. Mieliśmy taki zamiar, więc ściśle rzecz ujmując, to nie było kłamstwo, ale pić też zamierzaliśmy.
Kyle skinął potakująco głową i uniósł swoją butelkę.
– No to niech popłyną.
Stuknęłam swoją butelką o jego i pociągnęłam łyk.
Kyle i ja właśnie kończyliśmy trzecie piwo, gdy dołączyła do nas reszta.
– Wow, nieźle się bawicie – stwierdził Aaron, szczerząc się do butelek rozstawionych na ławie.
– Taaak, Kyle i ja pomyśleliśmy, że dobrze byłoby mieć je w zasięgu ręki. Zdrówko! – powiedziałam, podnosząc swoją na wpół już pustą butelkę.
– Nooo, jak już to robimy, to róbmy to porządnie. Czuję, że też chcę się ubzdryngolić – odpowiedział Aaron, wybierając absynt.
– Wszyscy w to wchodzą, nikt się nie czai. Josh, brachu, dawaj no kieliszki! – Uśmiechałam się coraz szerzej. Nie byłam szczególną fanką alkoholu, zwłaszcza po ostatnim razie, gdy wydarzyło się tamto, lecz dzisiaj miałam po prostu ochotę na głupkowatą, infantylną zabawę.
– Eeee, ludzie, nie chciałbym, żeby ktokolwiek się porzygał w moim domu – powiedział Josh swoim wnerwiającym, snobistycznym tonem pod tytułem „jestem ponad wami”. W tym momencie poczułam dziką chęć schlania się tak, żeby faktycznie mu wszystko zarzygać.
Gdy on czegoś chciał, ja chciałam czegoś dokładnie przeciwnego. Wiedziałam jednak, że to ryzykowne. Wiedziałam, że nie mogę – i nie byłam aż tak głupia, żeby to naprawdę zrobić – ale skrycie o tym marzyłam.
– Rozluźnij się, chłopie, no już. Wszyscy chcemy spędzić fajny weekend – odpowiedział mu Kyle.
Josh spiorunował go wzrokiem, zaciskając szczękę. Nie lubił, gdy mu się sprzeciwiano.
– Ja jestem wyluzowany – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Aaron wziął do ręki dopiero co napełniony kieliszek i uniósł go w kierunku Josha w lekko prowokacyjnym geście. Uśmiechnęłam się i zrobiłam to samo. A w następnej sekundzie tego pożałowałam, bo brew Josha uniosła się i wiedziałam dokładnie, co sobie pomyślał.
I nie zawahał się otworzyć swojej parszywej gęby. Ale zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, Aaron rzucił:
– Toast! – Tym razem uniósł butelkę. – Za zabójczy weekend!
Każdy z nas podniósł to, co akurat trzymał w ręku.
– Za zabójczy weekend!
Po jakiejś godzinie picia odpuściłam sobie, żeby nie paść na twarz, zanim zrobi się ciemno. Josh i Courtney, jedyna para wśród nas, poszli do pokoju jego rodziców zażyć nieco prywatności, co oznaczało po prostu, że Josh miał ochotę na seks.
Megan i Aaron siedzieli w kuchni. Słyszałam, jak przyjaciółka zaśmiała się z czegoś, co powiedział Aaron. Kyle poszedł do łazienki krótko po tym, jak Josh i Courtney zniknęli na górze, czyli całe wieki temu, więc obiecałam sobie, że nie będę korzystać z tej łazienki.
Blake rozprostował nogi, kładąc stopy w butach na ławie. Nie pasował tutaj. Pił z nami i włączał się do rozmowy, gdy było to konieczne, ale trzymał się na uboczu. Pomiędzy nim a Joshem panowało napięcie, będące zdecydowanie czymś więcej niż nasz brak sympatii do niego. Gdy jeden powiedział coś, co nie spodobało się drugiemu, ten piorunował go wzrokiem. To było cholernie krępujące i powodowało, że chciałam natychmiast wyjść z pokoju.
Wyraźnie się nie dogadywali, więc czemu, do licha, Blake się tutaj wprosił?
– Czym się zajmujesz? – zapytałam, próbując dowiedzieć się o nim czegoś więcej niż to, jaki alkohol lub najbardziej.
– Pracuję tu i tam – mruknął.
Rany, łatwiej byłoby skłonić do rozmowy kamień.
– Nie jesteś zbyt rozmowny, co?
Rzucił mi szybkie spojrzenie, nie poruszając przy tym głową ani o milimetr.
– A po co miałbym być?
– Żeby poznać ludzi, zaprzyjaźnić się, nie żyć jak pustelnik – odpowiedziałam, obdarzając go szerokim, szczerym uśmiechem, co sprawiło, że jego twarz nieco złagodniała.
– Sądzisz, że żyję jak pustelnik?
– A nie?
– Nie – odpowiedział. – Prawie nigdy nie jestem sam.
Błysk w jego oczach powiedział mi wszystko. Skrzywiłam się z obrzydzeniem.
– Co noc inna laska, co?
– Nie zmieniają się każdej nocy.
Hmm, to się za bardzo nie trzymało kupy – choć może jego wcześniejsza nieśmiałość była tylko pozą? Ale dlaczego zgrywałby nieśmiałego w otoczeniu kobiet? Był wyraźnie dumny, że mógł zaciągnąć do łóżka prawie każdą, którą tylko chciał.
Co zabawne, żołądek zawiązał mi się w supeł, gdy pomyślałam o nim i tych wszystkich dziewczynach. Nie byliśmy w związku. Prawie go nie znałam. Przygryzłam wargi.
– Ktoś ci już kiedyś złamał serce czy po prostu jeszcze nie dorosłeś?
Uniósł brwi, wyraźnie zdumiony.
– Co?
– Chcę wiedzieć, dlaczego wykorzystujesz kobiety.
– Może po prostu lubię seks, ale nie chcę być w związku?
– Zwykle tak nie jest. – Coś mi zaświtało w głowie. – Och, okej, nie przejmuj się. Już czaję.
Westchnął.
– Co czaisz? – zapytał.
– No, dlaczego to robisz.
Potarł czoło wyraźnie zirytowany.
– Kobiety… – wymamrotał. – Co ci się wydaje, że „czaisz”, Mackenzie?
– Nie chcesz związku, bo przeżyłeś nie całkiem pokojowe rozstanie rodziców. Boisz się, że z tobą będzie podobnie.
Przez chwilę siedział jak zauroczony, twarz mu sposępniała, a ja wiedziałam, że uderzyłam w czułą strunę. Jeden do zera dla Mackenzie.
Cisza się przedłużała. Kręciłam młynka palcami.
Oczy Blake’a się zwęziły.
– Nie masz pojęcia, o czym mówisz. Nie spotkałem jeszcze nikogo, z kim chciałbym być, to wszystko.
– Skoro tak twierdzisz, w porządku.
Jego wzrok stał się chłodny.
Cholera. Poczułam ucisk w żołądku, zżerało mnie poczucie winy.
– Blake, przepraszam. Nie chciałam cię urazić.
– Nie czuję się urażony.
Jego szorstki, niski głos mówił co innego.
Wpatrywał się we mnie wzrokiem tak przenikliwym, że niemal czułam, jak przeszywa mnie na wylot. Serce mi przyspieszyło. Atmosfera zgęstniała tak bardzo, że robiło się to już nie do zniesienia. W jednej chwili Blake wyglądał tak, jakby miał gdzieś, czy zaraz wstanę i wyjdę, a sekundę później sprawiał wrażenie, jakby chciał poznać całą historię mojego życia.
Powiedzieć, że był nieodgadniony, to mało. Był również niezwykle seksowny, tak bardzo, że przy nim każdy inny facet, jaki kiedykolwiek mi się podobał, wydawał się pasztetem.
Jednak nie mogłam go rozgryźć i kompletnie mi się to nie podobało. W moim życiu byli różni ludzie – jednych uwielbiałam, inni mnie za bardzo nie obchodzili, jednak zawsze wiedziałam, na czym stoję.
– Chcesz się stąd na chwilę wyrwać? – zapytałam.
– Serio? Nie wydajesz się typem dziewczyny, która by to zaproponowała – odpowiedział. W jego krystalicznie czystych niebieskich oczach znowu pojawił się błysk.
– Daruj sobie takie teksty, wiesz, że nie to miałam na myśli.
Sądziłam, że odmówi, ale wstał, odpychając się rękami od kanapy. Kiedy ja się nie ruszyłam, tylko uśmiechnął się ironicznie.
– Nie chciałaś przypadkiem dokądś iść? To było jakieś podchwytliwe pytanie, Mackenzie? – zapytał, przewracając sugestywnie oczami.
– Nie, nie było – odpowiedziałam, podnosząc się. Serce waliło mi z wściekłości i oczekiwania. – Nie sądziłam, że odbierzesz to w taki sposób.
Oczy mu pociemniały, gdy na moment odpłynął myślami.
– Prawdopodobnie wielu rzeczy byś się po mnie nie spodziewała.
Na dźwięk tonu jego głosu przeszył mnie dreszcz ekscytacji. Tak, nawet przez chwilę nie miałam co do tego wątpliwości. To była część jego uroku.
Blake odwrócił się bez słowa i ruszył w stronę drzwi. Podążyłam za nim i po chwili razem szliśmy ścieżką biegnącą od domu w stronę lasu, choć prawdę mówiąc, nie byłam pewna, czy było to rozsądne. Mama od maleńkości powtarzała mi, żeby nigdy nie ufać komuś, kogo nie znam. Las był olbrzymi, my znajdowaliśmy się całe mile od miasta, najbliższy dom zaś był jakieś dwadzieścia minut drogi stąd. A ja beztrosko wybrałam się na leśną przechadzkę z nieznajomym.
Blake wszedł do lasu od strony rzeki. Gdybyśmy odeszli wystarczająco daleko, nikt nie usłyszałby, jak krzyczę. A ciała bardzo łatwo byłoby się pozbyć.
Przełknęłam nerwowo ślinę.
Zachowujesz się idiotycznie. Koniec z oglądaniem horrorów.
– No, Mackenzie, to co jest z tobą nie tak? Czy jesteś tak idealna, na jaką wyglądasz? – zapytał, obrzucając mnie szybkim spojrzeniem.
– Hmm, nie jestem pewna, jak to rozumieć – odpowiedziałam. Blake wzruszył ramionami. Byłam pewna, że użył słowa „idealna” z zamierzoną ironią. Idealna z pewnością nie byłam. Popełniałam błędy i robiłam rzeczy, które chciałabym odwrócić, gdybym tylko mogła cofnąć czas.
– Nic specjalnego. Jestem do bólu normalna.
– Nie ukrywasz żadnych mrocznych sekretów?
Potknęłam się, tracąc grunt pod nogami. Żołądek podjechał mi do gardła tak, że prawie się zakrztusiłam. Czy Josh mu powiedział? Nie, nie mógłby. Nie miał żadnego powodu, żeby to zrobić. Mówienie o wszystkim nielubianemu bratu nie było w jego stylu.
– Niestety, żadnych sekretów.
– Kłamczuszka – rzucił pod nosem.
Stanęłam jak wryta. Blake zrobił jakieś dziesięć kroków, zanim zauważył, że przestałam za nim iść. Odwrócił głowę i uśmiechnął się ironicznie.
– Och, no chodź już, Mackenzie, każdy ma jakieś tajemnice – powiedział, przewracając oczami.
– Niekoniecznie mroczne.
Z wyjątkiem ciebie, powiedziałam do siebie w myślach. Jak dużo on wie?
Podszedł do mnie, przygważdżając mnie wzrokiem. Stałam niewzruszona jak skała, gdy się zbliżał. Gałązki trzeszczały mu pod stopami, gdy wolno kroczył w moją stronę. Zatrzymał się tuż przede mną, tak że nasze stopy niemal się stykały. Próbowałam ignorować walące głośno serce. Blake był tak niebezpiecznie blisko. Jego muskularna budowa i uwodzicielskie spojrzenie sprawiały, że naprawdę miałam ochotę zaciągnąć go do łóżka.
Ugryzłam się w policzek. Był jednocześnie zbyt blisko i zbyt daleko. Cholerne hormony.
– Sekrety, które skrywasz sama przed sobą, zawsze są najbardziej niebezpieczne – wymruczał niskim głosem, niemal tak, jakby mówił sam do siebie.
– Niczego przed nikim nie ukrywam.
– Jesteś zbyt otwarta.
Przez jakąś minutę to przetwarzałam. A w każdym razie próbowałam. Ale to dalej nie miało żadnego sensu.
– Co? – zapytałam.
– Można w tobie czytać jak w książce, Mackenzie. Ledwie znosisz to, że Courtney stoi po stronie Josha, prawda?
Przytaknęłam.
– Dlaczego? Dlaczego po prostu nie zerwiesz z nią kontaktu? Nie przestaniesz naprawiać waszej przyjaźni i cały czas dokładać starań, by każda sytuacja była bezkonfliktowa? Ludzie będą cię zawodzić i wykorzystywać. Musisz wiedzieć, kiedy odpuścić. Widzę to w twoich oczach. Męczysz się, próbując zebrać siebie i wszystkich wokół do kupy. To musi być wykańczające. Kiedy zabraknie ci pary? Oszalejesz, nim skończysz trzydziestkę.
Wyprostowałam się raptownie. Jakim cudem mógł mnie tak przejrzeć, znając mnie zaledwie od paru godzin? Albo byłam totalnie przezroczysta, albo to on fenomenalnie znał się na ludziach. Tak czy inaczej, nie mogłam dać po sobie poznać, że miał całkowitą rację. Stałam więc niewzruszona i skrzyżowałam ręce na piersi.
– Nic o mnie nie wiesz.
Za bardzo zbliżył się do prawdy, co mi się nie podobało. Były w mojej przeszłości pewne rzeczy, których nie akceptowałam – gigantyczny błąd, który wymazałabym w mgnieniu oka, gdyby tylko to było możliwe. Próbowałam jakoś naprawić tamtą straszną decyzję, będąc obecnie wszystkim, czego ode mnie oczekiwano – wszystkim, czego teraz ja od siebie oczekiwałam.
To było wyczerpujące.
A najbardziej irytującym elementem w tej układance był Blake – gość, którego znałam raptem od paru godzin. Dostrzegł więcej niż wszyscy moi przyjaciele i rodzina razem wzięci. Okej, może nie wiedział, co się konkretnie stało, ale dostrzegł, że coś ukrywam. Jeśli to będzie zależało tylko ode mnie, Blake nigdy się o niczym nie dowie.
– Nie znam szczegółów, ale fakt, że coś się stało, masz wytatuowany na twarzy.
– A co ty masz wytatuowane na sobie? Obstawiam zarozumiałego dupka.
– Japoński wschód słońca.
– Eee…?
Podwinął rękaw koszulki, odsłaniając wytatuowane czarne półsłońce.
Mówił serio!
– Co to oznacza?
– Nie mam pojęcia. Po prostu mi się spodobało.
No dobra…
– Hmm, fajne – powiedziałam.
Śmiejąc się do siebie, wszedł głębiej w las. Drzewa zachwycały świeżą, czystą zielenią, a liście szeleściły miękko na delikatnym wietrze. Wśród drzew było chłodniej, a ponieważ nad Anglię nadciągała właśnie potężna fala upałów, było to bardziej niż pożądane.
– Wy wszyscy znacie się od dawna? – zapytał, gdy podbiegłam, by go dogonić.
– Tak.
– Kyle i Aaron nie wyglądali na zbyt uszczęśliwionych, że wtryniłem się w wasz weekend. Zresztą Megan też.
Wzruszyłam ramionami.
– Są w porządku. Po prostu tęsknią za tym, jak to było przed erą Josha-i-Courtney. Potrafią być trochę nadopiekuńczy, szczególnie Aaron. On zrobiłby dosłownie wszystko dla swoich przyjaciół. Stanąłby za nas na linii ognia. Nie zrozum mnie źle, ja również bym to dla nich zrobiła. Raz jakiś gość złapał mnie za tyłek, gdy odmówiłam mu tańca, i Aaron go znokautował.
– Jak dla mnie to przypomina raczej zachowanie kogoś psychicznie chorego, a nie opiekuńczego, ale określaj to sobie, jak tam chcesz.
– A będę – odpowiedziałam, mrużąc oczy. To, że sobie coś tam o mnie myślał, to jedno. Ale nie podobało mi się, że mówił źle o moich przyjaciołach.
– No, to opowiedz mi trochę. Paczka tak zżyta jak wasza…
Wiedziałam, do czego zmierzał.
– Ja nie. Josh i Courtney, o czym wiesz. Aaron i Tilly schodzili się i rozchodzili.
– A ty nigdy nic z nikim?
– Nie. Widzisz, dziewczyny i chłopaki naprawdę mogą pozostawać tylko przyjaciółmi, bez podtekstów.
– Jasne, tyle że to trochę dziwne. Kręciłem się koło różnych grupek i zawsze ktoś się z kimś przespał po pijaku. Albo przynajmniej trochę poobściskiwał.
Och, to dopiero urocze.
– Sorry, w tej paczce nie znajdziesz ani odrobiny pikanterii. – No, w każdym razie nie takiej pikanterii.
– Wow, Kenzie, ty naprawdę jesteś nieskalana. Planujesz na wieczór jakieś gry planszowe?
– Nie, oczywiście, że nie! Sorry, że tacy z nas nudziarze, Wasza Ekscytacjo. A tak dla odmiany, jak ty się zabawiasz?
Obrócił się gwałtownie. W jego szeroko otwartych oczach widać było głód, gdy chwycił mnie za nadgarstki i oparł o drzewo, przygważdżając mnie całym sobą. Zaniemówiłam. Każdy milimetr mojego ciała go pragnął. Chciałam czuć jego skórę na swojej, jego język w moich ustach, jego oddech na mojej szyi.
Uspokój. Się. Mackenzie. Do cholery.
Co się ze mną działo? Nigdy wcześniej nie przydarzyło mi się coś takiego, nigdy dotąd nie poczułam z nikim takiej chemii – nie tak szybko. A w zasadzie to w ogóle. To wszystko jego wina. Blake wyglądał wręcz nieprzyzwoicie dobrze, a otaczająca go aura tajemnicy tym bardziej na mnie działała. Musiałam się skoncentrować. Nogi zamieniły mi się w galaretkę i gdyby mnie nie trzymał, upadłabym na ziemię.
Mobilizując się do względnego ogarnięcia, przełknęłam ślinę, bo w ustach miałam sucho niczym na Saharze i mogłam tylko szeptać.
– Seks to jedyna zabawa, jaką uznajesz?
Przycisnął swoje ciało jeszcze mocniej do mojego, a ja stłumiłam jęk. Mogłam bardzo wyraźnie poczuć jego twarde mięśnie klatki piersiowej. Przestań.
– Nie, ale w to bawię się najczęściej. – Jego oczy płonęły, przeszywał mnie wzrokiem na wylot, szukając sekretów, które próbowałam przed nim ukryć. Cały czas stał, przyciskając mnie mocno do pnia, jego szczęka zacisnęła się, jak gdyby trudno mu było się powstrzymać.
Nie mogę teraz tego zrobić. Ani w ogóle. Nie jestem osobą, która by od razu na kogoś leciała. Musiałam najpierw coś stworzyć, poznać partnera, lecz Blake działał na mnie tak, że miałam ochotę wyrzucić wszystkie zasady przez okno. Zasady, których tak usilnie starałam się trzymać.
Odsunął się ode mnie raptownie. Nogi miałam jak z waty. Wspierając się na drzewie, z trudem się wyprostowałam.
– Co? – zapytałam, potrząsając głową i usiłując rozproszyć aurę chaosu i pożądania, która mnie zalewała.
– Jakie jest prawdopodobieństwo, że po wszystkim ci odbije?
– Wysokie – odpowiedziałam. Uprawianie seksu w środku lasu, z bratem Josha, którego poznałam zaledwie parę godzin temu, było słabym pomysłem.
Mimo to, przez szalejący puls i rozgrzane ciało, średnio to do mnie docierało.
– Tak myślałem. Chodź, pokażę ci, gdzie wepchnąłem Josha do rzeki i złamałem mu rękę.
Co takiego? W jednej chwili facet praktycznie na mnie leży, a w następnej zabawia się w przewodnika?
Wzięłam głęboki oddech, próbując zebrać myśli i przestać zachowywać się w jego towarzystwie jak skończona idiotka.
– Złamałeś mu rękę? – dopytywałam znów w biegu, gdy próbowałam dotrzymać mu kroku.
– Niechcący. – Uśmiechnął się ironicznie. – Nie jestem socjopatą.
Dwie godziny później Blake i ja wróciliśmy do domku, gdzie zasiedliśmy do kolejnej rundy gry w chlanie z resztą przyjaciół. Nie potrwało długo, nim znów byłam ubzdryngolona… a chwilę później totalnie pijana. Ciągle kojarzyłam, jak mam na imię i kto jest naszym premierem, ale z całą pewnością pozwoliłam sobie na jednego drinka za dużo.
Odchylając głowę do tyłu, śmiałam się histerycznie, dopóki mój żołądek nie zaczął protestować. Wszystko, co na trzeźwo jest co najwyżej minimalnie śmieszne, urastało do rangi najlepszego dowcipu – tak więc to, jak Kyle się potknął, było wręcz przezabawne. Nie upadł nawet na podłogę – raczej próbował złapać równowagę – ale byłam pijana, więc to nie miało znaczenia. Wstał i rozejrzał się wokół, jakby miał nadzieję, że nikt niczego nie zauważył.
Chichotałam, nie mogąc się opanować.
– Odpierdziel się – rzucił, mrużąc oczy w kierunku Courtney, która też się śmiała.
– Jaki przewrażliwiony – wymamrotała, opierając się o pierś Josha, który obejmował ją ramieniem.
Kyle założył ręce.
– Przewrażliwiony? Serio, Court?
Gdyby to Courtney się potknęła, nie uważałaby tego za zabawne.
– Odwal się – warknął Josh.
Czy my naprawdę nie mogliśmy wytrzymać chociaż godziny, żeby ktoś się z kimś nie pokłócił?
„Przed Joshem” naprawdę rzadko kiedy się żarliśmy. Jęknęłam ciężko i złapałam się za brzuch. Był pełen enchilad, które łapczywie pochłaniałam, i prawdopodobnie tylko dlatego udało mi się wypić tyle, ile w siebie wlałam.
Blake zarzucił nogi na ławę, a ramię na oparcie kanapy, na której siedzieliśmy. Niebieskie jak u dziecka oczy Aarona śledziły nas podejrzliwie. Starałam się unikać kontaktu wzrokowego z nim i skuliwszy się, objęłam kolana ramionami, nie chcąc znaleźć się w centrum czyjegokolwiek zainteresowania.
Mój spacer z Blakiem wprawił wszystkich w zdumienie. Przyjaciele – może oprócz Court i zdecydowanie oprócz Josha – wydawali się traktować go jak zły omen, ale prawdopodobnie tylko dlatego, że był spokrewniony z Joshem i nie zamienili z nim jeszcze ani słowa. Jeżeli Joshowi dali drugą – a raczej dziesiątą – szansę, tym bardziej powinni dać Blake’owi pierwszą. Jednak Aaron był uparty i wręcz nadopiekuńczo troskliwy, więc wiedziałam, że jego najtrudniej będzie przekonać.
– O Boże, jutro będzie straszny kac! – jęczała Megan. Nie była tak pijana, jaką zgrywała, ale z nią zawsze tak było. Do perfekcji doprowadziła swój wizerunek „och, patrzcie, jak się zataczam”, udając, że potyka się o własne nogi. Nie lubiła pić i tracić kontroli, ale nie chciała się wyłamywać, więc udawała. Wszyscy o tym wiedzieli. Przypuszczam, że ona sama zdawała sobie sprawę z tego, że inni wiedzieli, ale graliśmy w jej grę i śmialiśmy się z głupiutkiej, pijanej Megan. W sumie to wszystko było dość zabawne.
– Polejcie jeszcze! – Aaron wskazał puste kieliszki na stole. Straciłam rachubę, ile do tej pory wypiliśmy. Jednak ilekolwiek by tego było, to i tak nic w porównaniu z tamtą nocą.
Blake był zaskakująco trzeźwy, zważywszy na to, jaką ilość alkoholu w siebie wlał. Przypuszczałam, że sporo balował w domu i był już zaprawiony. Gdy wstał po kolejne piwo, szedł zupełnie prosto.
Kieliszki dźwięczały, a ze mną było coraz gorzej. Żołądek mi wariował i czułam nieprzyjemny ucisk w gardle za każdym razem, kiedy przełykałam ślinę. Megan wzięła ze sobą jakiś włoski likier i zmusiła nas do opróżnienia całej butelki, bo, jak stwierdziła: „Gdybym przywiozła to gówno z powrotem, matka by mnie wydziedziczyła”. Mogłam zrozumieć dlaczego. Smakowało jak cytryna i paliło w przełyku. Taki smak musiał mieć płyn do czyszczenia kibli. Osuszyliśmy też przyniesioną przez Aarona flaszkę przyprawionego rumu.
Pojękiwałam i z trudem trzymałam głowę w pionie. Moje ciało ważyło tonę, a ja czułam się strasznie słaba. Dochodziłam do tej sennej fazy bycia pijanym. Przed moimi oczami wszystko pływało i wirowało.
– Czy wy też tak dziwnie się czujecie? – zapytałam.
Boże, to będzie cud, jak się dzisiaj nie pochoruję.
– Jak? Pijani? – zachichotała Megan.
– Trochę. Chyba – odpowiedziałam, przyciskając dłoń do czoła. Było za gorące. Tylko się tu nie porzygaj. W gardle czułam, że to już nadchodzi, byłam o krok od paniki.
– Mackenzie, jesteś cała zielona – powiedział Blake, odgarniając moje długie włosy za ramiona. Gdyby nie było mi tak niedobrze, rozpłynęłabym się w zachwycie, gdy jego ręka musnęła moją szyję.
W głowie mi wirowało.
– O cholera. – Zdołałam się podnieść i przyciskając dłoń do ust, dałam nura do łazienki. Na szczęście udało mi się dobiec do toalety, zanim wypłynęła ze mnie dobra połowa spożytego alkoholu. Podparłam się rękami o ścianę za kiblem, kończąc wymiotowanie. Jęcząc, powoli stanęłam na nogi, wcisnęłam spłuczkę i umyłam zęby. Chwiejnie szłam z powrotem do salonu, nie czując się ani odrobinę bardziej trzeźwa. Ale przynajmniej było o tyle lepiej, że żołądek już mi tak nie wariował.
– Dobrze się czujesz? – zapytała Courtney, gdy wróciłam.
– A wygląda, jakby się dobrze czuła? – parsknął Josh.
Nie miałam siły mu się odszczeknąć, więc tylko wystawiłam środkowy palec i opadłam ciężko na kanapę.
Blake rzucił mi szybki, szczery uśmiech, który totalnie mnie rozbroił.
– Już okej?
– Ehem. Muszę tylko dać przez chwilę odpocząć oczom. – Siedź spokojnie i się nie ruszaj. Jeśli posiedzę nieruchomo jak mumia, powinnam opanować falę mdłości. Zamykając oczy, czułam, jak bardzo, bardzo chce mi się spać.
– Idę na górę do łóżka – powiedziała Megan. – Jestem zmęczona, a jutro na pewno będę mieć strasznego kaca.
Ułożyłam się wygodnie na poduszkach, z ciągle zamkniętymi oczami, i upominałam się w myślach. Mackenzie, tylko się nie ruszaj!
– Eee, Megan, dzisiaj śpimy tutaj – przypomniał Josh. To był pomysł Courtney, żebyśmy wszyscy spali na dole, jak na wielkim piżamowym przyjęciu. Jakie to miało znaczenie, gdzie się znajdowaliśmy, skoro i tak byliśmy nieprzytomni – tego nie rozumiałam. Ale oczywiście Josh ją poparł. Nie dlatego, że była jego dziewczyną, tylko dlatego, że dzięki temu wychodził na dobrego chłopaka. Jeśli o niego chodziło, Megan mogła spać nawet na zewnątrz.
– Zamknij się, Josh – powiedziała jadowitym głosem.
– No weź, Megan, zgodziłaś się – zajęczała Courtney.
Josh położył jej rękę na udzie i nachylił się ku Megan.
– To nie twój dom, jakbyś przypadkiem o tym zapomniała.
Aaron żachnął się.
– Jak mogłaby zapomnieć? Przypominasz nam o tym co pięć minut!
– Aaron, jesteś gościem, więc robisz to, co mówię, wtedy, kiedy mówię!
– Do jasnej cholery, Josh, a jakie to ma znaczenie, gdzie będziemy spać? – wtrącił nagle Blake.
Dzięki! – powiedziałam w myślach. Przynajmniej jednej osoby w tym towarzystwie nie opuścił zdrowy rozsądek.
– Megan, jak chcesz, to idź na górę i już – powiedział Blake.
Otworzyłam szeroko oczy akurat w chwili, gdy Megan pokazywała Joshowi język i zaczynała gramolić się po schodach. Blake siedział już cicho, uśmiechając się tylko z politowaniem.
Strasznie go polubiłaś. To prawda – o wiele bardziej, niż powinnam.
– Masz jakiś problem? – zapytał Aaron Josha. Siedząc na podłodze, podciągnął się i oparł o brzeg kanapy. – Od czasu śmierci Tilly i Gigi stałeś się totalnym dupkiem.
Przedtem też nim był.
Zwinęłam się w kłębek, nie chcąc rozmawiać z Joshem o śmierci przyjaciółek. Gdy tylko pomyślałam o tym wszystkim, co mówił i robił, wzbierała we mnie wściekłość. Można być zadowolonym, że uniknąłeś śmierci, ale nie wolno się cieszyć, że komuś innemu się nie udało. Zazgrzytałam zębami.
– To raczej ja powinienem zapytać ciebie, jaki ty masz problem – zadrwił Josh. – Rzuciłeś Tilly chwilę wcześniej, nie pamiętasz?
Oczy Aarona pociemniały.
– Wiesz co, Josh, niech cię szlag trafi! Przysięgam, że jeżeli jeszcze raz wymówisz jej imię, zabiję cię.
Myślałam, że Aaron poderwie się i walnie go w ryj. Ale tylko tam siedział. Czy też schlał się zbyt mocno, żeby być w stanie się ruszyć? Na ogół to go nie powstrzymywało.
Wzdychając, potarłam twarz rękoma. Teraz każdy wieczór, który spędzaliśmy razem, kończył się awanturą, a ja miałam już tego serdecznie dosyć.
– Dość! – krzyknęła Courtney. – W tej chwili się uspokójcie.
Zacisnęłam pięści. Jak mogła nie widzieć, kim Josh był naprawdę? Że to on ciągle prowokował? Aaron potrząsnął głową i pociągnął następny łyk wódki, osuszając butelkę do ostatniej kropli. Chciałam wstać i stamtąd wyjść, jednak nie mogłam poruszyć nawet ramieniem. Moje powieki znów zaczęły ważyć tonę. Miałam już tego serdecznie dosyć. Czułam się fatalnie. Tak też prawdopodobnie wyglądałam. Pokój wirował wokół mnie, a moje kończyny stawały się coraz lżejsze i lżejsze, jak gdyby chciały się unieść i podryfować w przestworza. Schowałam głowę w poduszki i odpłynęłam.
Wydawało mi się, że minęły zaledwie minuty, gdy zostałam obudzona przez najodważniejszego człowieka na świecie. Nigdy nie wyglądam zbyt dobrze tuż po otwarciu oczu. Lepiej, żeby to było tego warte.
– Czego? – wycharczałam. Niezwykle rozbawiona twarz Blake’a była pierwszym, co dostrzegłam, niechętnie unosząc powieki.
Jego oczy zamigotały wesoło i chłopak uśmiechnął się szeroko.
– Twoja koszulka.
Podparłam się na jednym łokciu i spojrzałam w dół. Miałam na sobie koszulkę, więc nie wiedziałam, o co mu chodziło.
– Co? Blake, o czym ty gadasz?
– To… – Przejechał palcem po mojej kości biodrowej, gdzie koszulka podwijała się o centymetr czy dwa, ukazując niewielki skrawek odsłoniętej skóry. Och. Próbowałam oddychać normalnie, ale moje zmysły były przeciążone. Widziałam jedynie jego intensywne spojrzenie. Nie czułam też nic poza mocnym zapachem męskiej wody po goleniu. Opuszki jego palców tańczyły na mojej skórze, delikatnie łaskocząc i niemal pozbawiając mnie tchu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki