Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nie przegap kolejnej elektryzującej powieści niekwestionowanej królowej thrillerów YA, Natashy Preston!
Wyjechali na weekend. Nie sądzili, że wyjadą na zawsze.
Jagged Island to ekskluzywny park rozrywki, przeznaczony dla bardzo bogatych i bardzo wpływowych ludzi. Tuż przed otwarciem właściciel zaprasza do niego sześcioro najpopularniejszych nastoletnich influencerów: Liama, Jamesa, Willa, Avę, Harper i Paisley, którzy w zamian za pełen atrakcji weekend mają reklamować wyspę w swoich social mediach, relacjonując w nich każdą sekundę spędzoną na zabawie w luksusowych warunkach.
Na miejscu okazuje się, że ośrodek jest jeszcze wspanialszy, niż sobie wyobrażali. Są oszołomieni przepychem hotelu, rozrywkami w parku i pięknem wyspy. Nie mogą się doczekać kolejnych atrakcji ze szczelnie wypełnionego harmonogramu.
Wkrótce jednak odkryją, że w ich planie brak najważniejszego: pozostania przy życiu…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 310
Prolog
Wstawiam na TikToka trailer reklamujący mój najnowszy filmik na YouTubie Zabójca w rodzinie i opieram się na krześle. W ciągu kilku sekund liczba pod małym serduszkiem gwałtownie rośnie, zupełnie jakby Jeff Bezos oglądał livestream z aktualizowanym na bieżąco stanem swojego konta.
Bezos buduje rakiety. Malcolm Wyatt, bogaty koleś, który zaprosił mnie do swojego parku rozrywki, tworzy wyspy.
Rozrywam zębami paczkę czekoladek Hershey’s Kisses i czekam. Czekolada pomaga mi zabić czas. Dostaję mnóstwo komentarzy chwalących sam trailer, ale ludzie najpierw zajrzą na mój kanał na YouTubie, żeby obejrzeć cały film, a za jakieś pół godziny wrócą na TikToka i dadzą znać, czy im się podobał.
Moi najwierniejsi followersi zostawią komentarze na obu kanałach. A potem na Insta.
Mam czas.
Jeżeli teraz zejdę na dół, usłyszę rodziców kłócących się o zaproszenie od Malcolma.
Możliwe, że jest ono najbardziej niesamowitą sprawą, jaka kiedykolwiek mi się przydarzyła, a oni nie wiedzą, czy pozwolić mi tam jechać.
Nie. Zamierzają. Pozwolić. Mi. Tam. Jechać.
Kiedy tata się nie zgodził, myślałam, że zemdleję. Zaczęło mi się kręcić w głowie i w ogóle.
Nie ma opcji, muszę tam być.
Sprawy przybrały tak zły obrót, że musiałam poprosić brata, który uczy się w college’u, żeby zadzwonił do taty i wstawił się za mną. Blaine owinął sobie rodziców wokół palca. Ma łatwiej niż ja, bo jest geniuszem (dosłownie), którym mogą się chwalić.
Jeżeli ktokolwiek jest w stanie ich przekonać, to właśnie on.
Jak spojrzę sobie w oczy w lustrze, jeśli w ten weekend zostanę w domu, a zamiast mnie pojedzie ktoś inny?
O nie, nie dopuszczę do tego.
Pojadę na tę wyspę, nawet gdyby miała mnie zabić.
Zaproszono tylko sześć osób. Sześcioro influencerów. Cały ośrodek na wyspie będzie otwarty tylko dla nas przez cały weekend. Park rozrywki zbudowany w tak niedostępnym miejscu, że można do niego dotrzeć tylko łodzią.
Prawdziwe spełnienie marzeń.
Właściciel, Malcolm, potrzebuje naszego wsparcia. Influencerzy przejmują władzę nad światem. Gdybym przez przypadek nie odniosła sukcesu w tej branży, być może teraz bym tego żałowała.
Ludzie bardziej ufają osobom z internetu, których nigdy nie spotkali, niż własnym rodzicom, nauczycielom czy lekarzom. To straszne, ale ja nie narzekam. Dzięki temu mogę pójść na najlepszą uczelnię i z własnych pieniędzy opłacić czesne. A potem kupić sobie dom.
Mam też najnowsze, przepiękne BMW, którego bardzo zazdrości mi mój brat. Jemu rodzice kupili dwuletni model.
Opieram się na krześle i zdejmuję aluminiową folię z czekoladki.
Liczba pod serduszkiem wciąż rośnie. Za kilka minut przekroczy pułap stu tysięcy, a wtedy zostawię telefon i pójdę podsłuchiwać rodziców.
A potem wrócę na chwilę, żeby sprawdzić opinie.
Wychodzę z pokoju i słyszę mamę i tatę, którzy, tak jak się spodziewałam, wciąż dyskutują. Minęły już dwa dni, a oni nadal gadają tylko o tej wycieczce. Wychodzę na paluszkach na korytarz. Mama właśnie mówi tacie, że weekend z popularnymi influencerami, którzy nie są zafiksowani na punkcie morderstw, dobrze mi zrobi.
Mama nie jest fanką mojej aktywności w internecie.
– Może zacznie pisać blog o makijażu, tak jak ta dziewczyna, którą uwielbia Ellie.
Ellie jest moją trzynastoletnią kuzynką. Ciągle gapi się w ekran i ogląda jakąś tiktokerkę o imieniu Ava, która tańczy i prowadzi vloga z poradami, hackami i trikami na temat pielęgnowania urody.
– Raczej bym na to nie liczył – odpowiada ojciec. – Ona ma obsesję na punkcie wszystkiego, co jest związane ze śmiercią. A my nie wiemy nic o tym miejscu ani o miliarderze, który ją zaprosił. To jakiś perwersyjny pomysł. Kim on niby jest, żeby zapraszać moją siedemnastoletnią córkę na weekend na wyspie?
– Och, Gregory, zejdź na ziemię. Malcolm Wyatt to przecież znana osoba. A ta wycieczka? Na tym polega bycie influencerem. Pojadą całą grupą, wszyscy będą w jej wieku. A ta kobieta… chyba Camilla, zadba o wszystko, gdy już dotrą na miejsce.
Camilla Jenkins. Osobista asystentka Malcolma i najwyraźniej osoba koordynująca całe to wydarzenie. Będzie trzymać nad nami pieczę aż do poniedziałku. Łódź ma nas stamtąd zabrać w porze lunchu.
– Nie widzisz, że jedyną twoją motywacją jest nadzieja, że nasza córka po powrocie do domu zacznie tańczyć przed kamerką?… Czy co tam teraz robią dzieciaki w jej wieku?
Zamykam oczy zażenowana. Panie, oświeć ich.
– Nawet Blaine się ze mną zgadza – mówi mama. Jest zadowolona z siebie; słyszę triumf w jej głosie. A tata pewnie teraz przewraca oczami.
Blaine jest ich cudownym dzieckiem. Tym, które w wolnym czasie nie czyta o zbrodniach.
Mój brat studiuje biochemię na Uniwersytecie Princeton.
– Daj spokój, przecież wiesz, że nie umie jej odmówić. Zgodzi się na wszystko, o co ona go poprosi. Poza tym to nie jest jego decyzja.
No tak. Mój brat może i jest cudownym dzieckiem, ale prawdą jest, że zawsze mnie wspiera i na wszystko mi pozwala.
– Tutaj chodzi nie o Blaine’a, tylko o Paisley. Ten wyjazd to dla niej wielka szansa. Nie ukrywam, że nie podoba mi się jej pasja, ale rzeczywiście zaczyna odnosić pierwsze sukcesy. Nawiązała kilka cennych kontaktów.
Prawdopodobnie ma na myśli miliardera.
Na naszej ulicy mieszka kilku miliarderów. Wszyscy inni mają swoje posiadłości dużo dalej, na bogatych przedmieściach. Ci ludzie mają wielkie pieniądze i nie należą do mojego świata. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Tata wzdycha i zaczyna wchodzić po schodach. Znam to westchnięcie i wiem, że oznacza rezygnację. Dokładnie tak samo zakończył rozmowę, gdy razem z Blaine’em błagaliśmy go o szczeniaka. Bailey, nasz kochany labrador, śpi w tej chwili na moim łóżku.
Tak! Cicho skaczę z radości, unosząc pięść w triumfalnym geście.
Wyjmuję zaproszenie z kieszeni bluzy i znów podskakuję.
Jeszcze w tym miesiącu spędzę cały weekend na Jagged Island.
1
Trzy tygodnie później
Z brzegu Jagged Island wydawała się mała, ale teraz, gdy łódź pędzi w stronę kamienistych klifów, widzę już, że wyspa jest dużo większa, niż sądziłam.
To zrozumiałe, przecież musi pomieścić cały park rozrywki, hotel i restauracje.
Całkiem spore wzgórza i wyrastające z ziemi pętle drewnianych rollercoasterów pną się wysoko do nieba.
Wyspa jest otoczona postrzępionymi czarnymi skałami, które wyglądają, jakby ktoś odłupał z nich pionowe fragmenty. Park rozrywki góruje nad wodą. Fale uderzają o klif, a biała piana wycofuje się pospiesznie do morza.
Na wyspie rośnie mało drzew, ale są one obrośnięte bujnymi zielonymi krzakami. Z tego miejsca park wydaje się ciemny, drewniany i pozbawiony kolorów.
Nawet na tle błękitnego oceanu i czystego, słonecznego nieba wyspa sprawia wrażenie ponurej. I nawet mi się to podoba. Nie przepadam za olśniewającymi parkami w stylu Magic Kingdom.
Nasza łódź podskakuje na wzburzonych falach, gdy wreszcie podpływamy do brzegu. Mocno trzymam się burty, czując, że mój tyłek zaczyna się zsuwać z miękkiego siedzenia.
– Wygląda przerażająco – mówi Ava, inaczej BeautyFulAva.
To ta dziewczyna z TikToka, którą uwielbia moja kuzynka. Rodzice chcieliby, żebym była taka jak ona. Ale nie ma szans. Przed wyjazdem Ellie kazała mi obiecać, że zdobędę dla niej autograf Avy, ale ta na razie zachowuje się jak rozpuszczony bachor.
Patrzy na wyspę, a na jej twarzy z doskonale podkreślonymi kośćmi policzkowymi pojawia się grymas niesmaku. Błyszczący blond kucyk powiewa za nią na wietrze. Ava jest równie surowa jak na swoich nagraniach, na których bezlitośnie krytykuje marki niespełniające jej oczekiwań. To właśnie tej bezkompromisowej szczerości zawdzięcza popularność.
Tutaj ta cecha może tylko wzbudzić niechęć pozostałych.
Nie jesteśmy jej followersami.
Kiedy wtargała do łodzi trzy wielkie jaskraworóżowe walizki i Gibson, nasz przystojny sternik, zapytał ją, czy na pewno tego wszystkiego potrzebuje, wyglądała na wysoce urażoną. Nie chcę zbyt surowo jej oceniać, ale w ciągu piętnastu minut od wejścia na łódkę dwukrotnie nazwała Gibsona „aystentem”.
Przez chwilę miałam wrażenie, że wyrzuci ją za burtę.
– Wcale nie, jest super – odpowiada Liam.
Liam to gamer, chociaż jego sylwetka i umięśnione ciało sugerują raczej typ sportowca. Ma dominującą osobowość i idealnie ułożone brązowe włosy. Od razu zwróciłam na niego uwagę. Trudno go nie zauważyć.
Jego kanał na YouTubie jest bardzo popularny. Liam jest też znany na TikToku – jego profil wręcz eksplodował. Uwielbia gry, w których rządzi przemoc, a ze wszystkimi negatywnymi komentarzami rozprawia się tak, ja robią to mięśniacy – równając przeciwników z ziemią.
Jest megaprzystojny i gdybyśmy chodzili do tej samej szkoły, prawdopodobnie nie zwróciłby na mnie uwagi.
– O nie – stanowczo odpowiada Ava. – Jest przerażająco. Kto będzie chciał tu przyjechać, gdy obejrzy reklamę tego miejsca? Oprócz gotów, dziwaków i seryjnych morderców?
Zastanawiam się, czy wpakowałabym się w duże kłopoty, gdybym zepchnęła ją do wody. Podejrzewam, że Gibson nie miałby nic przeciwko.
James obejmuje ją ramieniem.
– Ja się tobą zaopiekuję.
Robi mi się niedobrze, wcale nie od bujania łodzi.
Ava uśmiecha się do niego, a jej idealne kreski na powiekach delikatnie się marszczą. James jest miłośnikiem kina. Recenzuje filmy i tworzy własne, analizuje fabułę i rzadko ocenia cokolwiek wyżej niż na trzy gwiazdki. W zeszłym roku przyznał pięć gwiazdek tylko raz: serialowi Squid Game. Jest wysoki i raczej szczupły, ale widać, że między seansami znajduje czas na treningi. Ma ładne rysy twarzy, kwadratową szczękę, ciemnoniebieskie oczy i jasne kręcone włosy. Jako jedyny z obecnych tu facetów pachnie wodą po goleniu o intensywnym, kojarzącym mi się z drewnem zapachu.
I bardzo często rozśmiesza Avę.
Nie mam pojęcia, czego ona się spodziewała. Zaproszenie było wydrukowane na czarnym papierze, z misternie wygrawerowanymi czerwonymi i złotymi gargulcami. Takie w gotyckim stylu, doskonałe i autentyczne.
Moim zdaniem ta estetyka idealnie pasuje do całego miejsca.
Kilka dni temu zrobiłam reportaż na temat tragicznej historii pięcioletniej Maggie, która została zamordowana w parku rozrywki Rocky Point na Rhode Island. Wzbudził ogromne zainteresowanie wśród moich followersów. Połowa z nich twierdziła, że prywatna wyspa jest doskonałym miejscem do dokonania zbrodni, a druga połowa uważała, że przebywanie gdzieś, skąd nie można w każdej chwili się wydostać, jest czystym szaleństwem.
Taka wyspa jest idealna tylko wtedy, gdy nikt oprócz ciebie i twoich ofiar nie wie, że na niej jesteś.
Na pewno znajdę jakieś plusy tego ośrodka; gotyckie wibracje mi pomogą.
Jesteśmy już prawie na miejscu. Muszę się obrócić, żeby zobaczyć wyspę. Krąży nad nią kilka ptaków, które wyglądają, jakby szukały ofiary.
W ten weekend przetestujemy atrakcje w parku rozrywki, spędzimy trochę czasu na rollercoasterach i posiedzimy w hotelowym spa i przy basenie. Malcolm ma nadzieję, że po powrocie będziemy z entuzjazmem opowiadać o naszym pobycie i zachęcimy wszystkich naszych followersów do odwiedzenia tego miejsca.
Na zaproszeniu ośrodek opisano jako niekonwencjonalny i wyjątkowy. Jedyny w swoim rodzaju.
Łódź podskakuje na kolejnej fali.
Robi mi się niedobrze.
Twarz Gibsona jako jedyna nie przybiera lekko zielonkawego koloru, gdy bujamy się na wzburzonej wodzie. Chłopak mocno trzyma ster i uśmiecha się do słońca, gdy łódź pokonuje kolejne fale. Jego oczy są schowane za ciemnymi okularami słonecznymi.
Podejrzewam, że jest w naszym wieku, może rok albo dwa starszy. Trochę mnie odrzuciło, kiedy usłyszałam jego „hejka”, gdy pomagał nam wejść na łódź, ale jego twarz wygląda młodo. Jest ubrany w jeansy i białą koszulkę. Ma jasne, dość krótko przycięte włosy z cienką wygoloną linią po boku.
Wygląda na szczęśliwego – jakby mógł ścigać się po oceanie przez cały dzień i nigdy się nie znudzić.
Obok mnie stoi dziewczyna o imieniu Harper, mocno zaciskając dłonie na burcie. Jest blogerką i pisze o książkach. Czyta co najmniej jedną dziennie i wstawia tyle treści na TikToka, że nie nadążam z oglądaniem ich wszystkich. Ale jej recenzje są wspaniałe. Kilka miesięcy temu przeprowadziłyśmy krótką rozmowę, podczas której poleciła mi pewną powieść true crime. Dosłownie pochłonęłam tę książkę.
Harper ma ciemną cerę i kręcone włosy, które związała na czubku głowy. Usta pomalowała krwistoczerwoną szminką. Uśmiecha się do mnie i wolną ręką wyciąga z torby thriller w miękkiej oprawie. Widać, że książka była wiele razy czytana – jest podniszczona i ma zawinięte rogi. Pewnie dlatego Harper nie denerwuje się, że krople wody pryskają raz po raz na okładkę.
Nie jestem pewna, czy czytanie pomoże jej opanować mdłości.
– Śmieszne – odzywa się. – Od dziecka pływam prawie codziennie. Przez dwa lata mieszkaliśmy w Wielkiej Brytanii. Przepłynęłam Kanał La Manche z Anglii do Francji, choć nie cały na raz, jak niektórzy bardziej hardkorowi pływacy. Człowiek spędza tyle czasu w wodzie, a mimo to na łodzi robi mu się niedobrze.
– Imponujące – odpowiadam. – Ile miałaś wtedy lat?
– Piętnaście. Niedługo potem wróciliśmy do Stanów. Mój tata też wtedy ze mną płynął.
– Wow. Uwielbiam pływać, ale nie załapałam się do szkolnej drużyny – mówię.
– Moi rodzice nie akceptują niczego, co nie jest imponujące. Albo raczej doskonałe. – Harper przewraca oczami i zaciska mocniej palce na książce.
– Dlaczego to miejsce wygląda tak przygnębiająco? – pyta Ava chrapliwym głosem. Bierze do ręki swój długi kucyk i owija go wokół dłoni. – Powinnam mieszkać w luksusie, a nie dziadować na jakiejś ponurej, zapuszczonej wyspie.
– Nie jest ponura – mówi Gibson.
Wreszcie odzywa się Will, który przez większość naszej podróży milczał. Nie zaskakuje mnie, że reaguje na słowa superprzystojnego Gibsona.
– Mnie tam nic nie jest w stanie przerazić.
Ava mruczy coś pod nosem. Z wyrazu jej twarzy można się domyślić, że prawdopodobnie nie jest to nic miłego.
Will działa w tej samej branży co ona – także prowadzi blog o urodzie i ma nieco więcej fanów. To musi Avę wykańczać. Chłopak ma błyszczące brązowe włosy, sztuczną opaleniznę, ciemne oczy i gładką skórę, za którą dosłownie gotowa byłabym zabić.
Uwieczniam złowieszczą scenerię na zdjęciu. Wstawię je na TikToka, gdy Malcolm oprowadzi nas po wyspie. Według planu wycieczki ma to się odbyć od razu, zanim jeszcze zameldujemy się w pokojach.
Wreszcie widać dach hotelu. Zbudowany z kamieni o ostrych krawędziach, z dwiema wieżami i rzeźbionym gargulcem obiekt jest naprawdę imponujący. Nasza szóstka będzie miała go tylko dla siebie przez cały długi weekend. Wygraliśmy los na loterii.
Każdy z nas ma ponad 500 000 followersów. Tylko Liam ma ich 499 900, ale prawdopodobnie pod koniec weekendu przekroczy tę magiczną granicę.
Gdy tylko się dowiedziałam, kto jeszcze ze mną jedzie, od razu wszystkich sprawdziłam. Prawdopodobnie najwięcej łączy mnie z Harper i Liamem. Chociaż pochodzimy z bogatych rodzin, mamy więcej obserwujących niż pieniędzy na koncie.
– Czy ten bogaty koleś jest jakimś psychopatą? – rzuca luźno Will.
Tłumię w sobie pragnienie, aby jego również zepchnąć z łodzi, i odpowiadam:
– To, że docenia gotycką architekturę, nie oznacza od razu, że coś jest z nim nie tak.
Will uśmiecha się, błyskając śnieżnobiałymi zębami.
– Jasne, że nie, pani detektyw.
On też mnie prześwietlił.
Gdybym była małostkowa, odpowiedziałabym mu, że jego podkład nie pasuje do cery, ale po pierwsze małostkowa nie jestem, a po drugie podkład pasuje idealnie, jak Blake Lively do Ryana Reynoldsa.
Dlatego po prostu odwracam wzrok. Nie pierwszy raz ktoś mi zasugerował, że jestem dziwna. Mama regularnie próbuje mnie namówić, żebym zaczęła blogować na jakiś inny temat.
– Jesteś zbyt ładna i towarzyska, żeby pasjonować się takimi ponurymi rzeczami, Paisley.
Jakby pisanie o zbrodniach było zarezerwowane dla ludzi, którzy są szkaradni, mają twarz pokrytą wrzodami i wybitą górną jedynkę.
Oto komunikat dla niedouczonych: wielu seryjnych morderców to atrakcyjni ludzie, którzy potrafią być bardzo sympatyczni.
Nie istnieje żaden „typowy” zabójca.
Łódź zwalnia i Gibson rzuca linę chłopakowi stojącemu na pomoście, który wygląda tak bosko, że wydaje się nierealny.
To ośrodek dla bogatych i pięknych ludzi.
– Witamy na Jagged Island! – mówi, zwinnie łapiąc linę. – Jestem Reeve i zajmuję się obsługą techniczną tego miejsca. W ten weekend będziecie mnie często widzieć, bo dopóki nie otworzymy wyspy dla szerszej publiczności, jest na niej tylko podstawowy personel.
Reeve jest wysoki. Ma ciemną cerę, a jego mięśnie mają własne mięśnie. Nigdy nie widziałam osoby o równie ciemnych oczach. Jego kości policzkowe są tak ostre, że mogłyby ciąć stal. Jest nieco starszą wersją mojego byłego chłopaka, ale to nie znaczy, że mam go od razu nie lubić.
Reeve wyciąga do mnie rękę i pomaga mi zejść z łodzi.
– Dzięki.
Chłopak obdarza mnie hollywoodzkim uśmiechem, a ja potykam się o własne nogi.
Co za niezdara ze mnie.
Schylam się i pospiesznie przesuwam swoją walizkę, żeby nie zagradzała drogi pozostałym osobom wychodzącym z łodzi. Staram się nie myśleć o swoich policzkach, które w tej chwili płoną żywym ogniem.
Dlaczego, kiedy spojrzy na mnie jakiś przystojny facet, zawsze się rumienię? Jestem beznadziejna.
Przynajmniej Reeve przyciągnął nie tylko moją uwagę. Will, Ava i Harper także się za nim oglądają i uśmiechają się do niego oczarowani. Wszyscy mamy po szesnaście lub siedemnaście lat, dlatego wątpię, żeby Reeve poświęcił komukolwiek z nas choćby odrobinę więcej uwagi, niż będzie to konieczne. Gdy wyjedziemy stąd w poniedziałek, prawdopodobnie momentalnie zapomni o naszym istnieniu.
Reeve klaszcze w dłonie.
– Chodźcie za mną, zaprowadzę was do Malcolma.
Wygląda na to, że właściciel wyspy nie wychodzi na powitanie swoich gości.
Wchodzimy po rampie ciągnącej się wzdłuż schodów. Zarówno ona, jak i schody, są długie, wijące i jakby wyrzeźbione w wyspie. Idę do góry, ciągnąc za sobą walizkę, i czuję, jak pot spływa mi po karku.
Ava wymusiła na Reevie, żeby zabrał dwie z jej walizek. Po prostu mu je podała. Ja nigdy nie odważyłabym się na taki śmiały gest.
Reeve wygląda uroczo, nawet gdy jest poirytowany.
Wcześniej Ava poprosiła Gibsona, żeby zabrał jej bagaże, ale ten odmówił, bo miał inne zadanie: musiał odwieźć niektórych pracowników na drugi brzeg. Wyjaśnił, że w tym tygodniu mieli szkolenie, ale podczas weekendu nie będą potrzebni. Jej twarz się rozjaśniła, gdy dodał, że wróci za jakąś godzinę. James natomiast się zachmurzył. Odniosłam wrażenie, że jest przyzwyczajony do tego, że to w nim zakochują się wszystkie dziewczyny.
– Przynajmniej dzisiaj mogę sobie odpuścić bieganie – mówię, idąc w górę zbocza, które wydaje się ciągnąć w nieskończoność. Z każdym kolejnym krokiem moja walizka robi się coraz cięższa.
– Wzięłam ze sobą książki. To boli – stęka Harper.
– Jakie wyzwanie ustawiłaś sobie na Goodreads?
– Trzysta pięćdziesiąt w rok.
– Wow. Ja jestem w stanie przeczytać najwyżej pięćdziesiąt.
– Wszystkie o zbrodniach?
– Głównie. Dużo literatury faktu.
– Ja też biegam, może jutro zrobimy to razem? – proponuje Harper.
– Pewnie. Moim partnerem do biegania był brat, dopóki nie poszedł na studia. Niesamowite miejsce, co? – pytam ją z szerokim uśmiechem.
– I to jak! Nie chciałam nic mówić przy księżniczce. Ciągle tylko dramatyzuje.
I już ją lubię.
Zmieniam rękę i wciągam walizkę na szczyt zbocza. Po raz pierwszy widzę park w całej okazałości. Ma wszystko, czego można się spodziewać po takim miejscu – tyle że jest tu dużo więcej kamienia i ciemnego drewna.
Reeve otwiera dużą bramę, z której wystają złowieszcze głowy gargulców. Po drugiej stronie stoi biała budka, która według umieszczonej na niej reklamy ma najlepsze lody na świecie oraz największy wybór polew i posypek.
Trochę radości, która rozjaśnia ten mrok.
Wszystkie rollercoastery mają grube drewniane tory, pod którymi ukryte są metalowe szyny, dzięki czemu estetyka parku pozostaje nienaruszona.
Po drodze mija nas grupa pracowników, którzy zmierzają w stronę łodzi. Wszyscy mają granatowe spodnie i czerwone koszulki polo. Patrzą na nas jak na ekipę dziwolągów.
Moi rodzice byli zaniepokojeni tym, że na wyspie nie będzie pełnego kompletu pracowników, ale wcale nie ma takiej potrzeby. Nie trzeba setek ludzi do obsłużenia sześciu gości.
Blaine zwrócił im uwagę, że przecież będą z nami właściciel i jego asystentka. Że to okazja, która zdarza się tylko raz w życiu, a ja uczciwie sobie na nią zapracowałam.
Żałuję, że nie mam takiej siły perswazji jak on.
– Fajnie tu, ale to miejsce jest jakieś dziwne – stwierdza Harper, rozglądając się dookoła.
Otwieram usta, żeby odpowiedzieć, ale Reeve jest szybszy. Wyjaśnia, że Malcolm chciał stworzyć ekskluzywny park, który będzie inny niż wszystkie: park tematyczny dla bogaczy, który nie ocieka złotem i diamentami.
Żadnych luster, szkła ani kawioru. Najwyraźniej to byłaby przesada.
– Malcolm od dziecka dużo podróżował po świecie, a jego fascynacja gotykiem zaczęła się, gdy zobaczył katedrę w Burgos w Hiszpanii – wyjaśnia Reeve, podczas gdy pracownicy idą w stronę klifu.
Odnoszę wrażenie, że te słowa są przećwiczone. Efekt szkolenia. Pewnie wszyscy musieli obejrzeć film o życiu swojego nowego szefa.
Już sobie wyobrażam, z jakim entuzjazmem słuchali o marzeniu miliardera o prywatnej wyspie, wiedząc, że będą prawdopodobnie zarabiać dwadzieścia dolarów na godzinę za obsługiwanie gości i kontrolowanie kolejek górskich.
Reeve skręca za rogiem, mija drzwi wejściowe i prowadzi nas do kolejki duchów, do którego wstęp mają chyba tylko dorośli.
– Koniecznie muszę się tym przejechać – mówię sobie cicho.
Potem podnoszę wzrok i jasna cholera, to musi być Malcolm. W grubych drewnianych drzwiach wejściowych hotelu, zakończonych podwójnym ostrym łukiem, stoi wysoki szczupły mężczyzna o czarnych kręconych włosach, z fajką w ręce. Ma na sobie długi bordowy płaszcz – pomimo letniego upału – i czarny golf.
– Witam na mojej wyspie – mówi, otwierając szeroko ramiona.
2
Malcolm dostojnym krokiem wchodzi do hotelu, pokazując nam różne rzeczy, a my podążamy za nim.
Harper trąca mnie łokciem i przewraca oczami, słuchając, jak mężczyzna zachwala swój niesamowity ośrodek.
Patrzę do góry na wysokie sufity ozdobione misternym drewnianym wzorem, którego elementy przeplatają się ze sobą jak zawartość miski ze spaghetti. Każdy łuk jest zakończony ostrym szczytem i sięga prawie do sufitu. Wszystkie wyglądają, jakby były wykonane z jednego kawałka drewna.
– Niesamowite, prawda? – Malcolm wyraźnie się ożywia, gdy opowiada o swojej wyspie. – Nie uwierzycie, ile czasu zajęło zbudowanie tego wszystkiego. Ale było warte każdego centa.
Czyli ile centów dokładnie?
– Ten hotel jest ogromny – mówię.
– Bo będzie przyjmować wielu gości. Słuszna uwaga, Paisley. Jest duży, ale pokoje również nie są małe. Spokojnie zmieściłoby się tutaj dużo więcej pomieszczeń, ale wolałem postawić na jakość, a nie na ilość. Nie irytuje was, gdy dostajecie w hotelu jakąś klitkę? Czasami brakuje miejsca, żeby się obrócić. Tutaj będziecie mogli tańczyć.
Nie potrafię stwierdzić, czy mówi dosłownie, czy to tylko przenośnia.
Chciałabym spytać, ile kosztuje ten ośrodek, jak długo trwała jego budowa – bo to pewnie zainteresowałoby moich followersów – i kiedy jego zdaniem ta gigantyczna, jak sądzę, inwestycja wreszcie się zwróci i wyspa zacznie przynosić zyski, ale Malcolm przerywa mój tok myślowy i prowadzi nas do swojego „arcydzieła” w lobby. Jest to długa szklana gablota, która wypełnia całą przestrzeń między dwoma wysokimi łukowymi oknami.
Wszyscy stajemy w miejscu i patrzymy na gablotę szeroko otwartymi oczami.
Jest w niej mnóstwo mieczy, toporów, labrysów, a nawet buzdygan.
Pomiędzy sklepionymi przejściami ustawiono wygodne fotele z miękkiej skóry. Fotele stoją w parach i są zwrócone do siebie, co daje pewne poczucie prywatności w tym publicznym miejscu.
– Po co to komu? – prycha Ava głośniej, niż by chciała.
Malcolm ją ignoruje, podobnie jak cała reszta. Tylko James szepcze jej coś do ucha. Ava wybucha śmiechem.
Na miejscu Malcolma zapakowałabym ich z powrotem na łódź i odesłała do domu.
– Czy ta broń jest prawdziwa? – pytam.
James przepycha się między mną a Harper.
– Możemy ją wyjąć? – pyta.
– W żadnym wypadku – strofuje go Malcolm, ale Jamesa w ogóle to nie rusza. Od razu widać, że nie jest typem człowieka, który słucha autorytetów.
Liam podchodzi bliżej i uśmiecha się do mnie (wywołując rumieniec na mojej twarzy), po czym zwraca się do Malcolma.
– No to jak, jest prawdziwa czy nie?
– Niestety nie, poza kilkoma mieczami. Większość tego, co tu widzicie, została zrobiona na zamówienie. Są to jednak idealne repliki, które działają tak samo jak oryginały z dawnych epok.
Czyli są wystarczająco prawdziwe. Jestem pewna, że zapłacił za nie kosmiczne pieniądze.
– O co chodzi z fascynacją tym… wszystkim? Sądziłam, że zbudowałeś luksusowy ośrodek na luksusowej wyspie – zastanawia się Ava, unosząc brwi.
Malcolm patrzy na nią, ale jego wyraz twarzy jest nieprzenikniony.
– W ilu takich miejscach byłaś w swoim życiu, młoda damo?
– W żadnym – odpowiada Ava, prychając pogardliwie. Jak na kogoś, kto dostał darmowe zaproszenie na wycieczkę, nie okazuje zbyt dużej wdzięczności.
– No właśnie. Nie chciałem budować kolejnego Disneylandu. To nie jest miejsce dla małych dzieci.
Harper i ja uśmiechamy się do siebie porozumiewawczo. Twarz Avy oblewa się purpurą. Dziewczyna patrzy oburzona na Malcolma.
Mam ochotę przybić mu piątkę za ten subtelny przytyk.
Według informacji z ulotki, którą wszyscy dostaliśmy, docelowymi klientami wyspy są bogaci ludzie w wieku powyżej trzynastu lat.
No dobrze, nie napisano tam wprost, że muszą być bogaci, ale trzy noce w tym ośrodku kosztują sześć tysięcy dolarów za osobę.
To drogi weekend.
Moich rodziców byłoby nawet na to stać, ale jakoś nie wyobrażam sobie, żeby wydali dwadzieścia cztery tysiaki na wyjazd dla całej naszej rodziny. W każdym razie nie na trzy noce.
Na pewno gdy tylko zostanie uruchomiona strona internetowa ośrodka, mnóstwo dzieciaków z funduszami powierniczymi rzuci się rezerwować pokoje. Potraktują to jako alternatywny sposób na spędzenie przerwy wiosennej.
Jestem przekonana, że Blaine przyjedzie tu razem ze swoją paczką.
Malcolm oprowadza nas dalej po hotelu. Przechodzimy przez lobby i mijamy ogromny kominek, który jest wyższy ode mnie. Za barem na półkach stoją wszelkie rodzaje alkoholi i napojów bezalkoholowych, jakie tylko można sobie wyobrazić.
– Nasza szefowa kuchni Kenna przyjedzie później razem z Reeve’em i przygotuje wam koktajle. – Malcolm podnosi palec. – Przepraszam. Moktajle. Spożywanie alkoholu w ten weekend jest surowo wzbronione.
– Widzieliście, że przy ostatnim zdaniu patrzył na Jamesa i Avę? – pytam szeptem Harper i Willa.
– Czy to oznacza, że my moglibyśmy wypić kilka piwek? – zastanawia się Harper, puszczając oczko.
Uśmiecham się do niej. Na lodówkach stojących w równym rzędzie zamontowane są zamki szyfrowe, więc raczej nie sądzę.
– Mogę złamać szyfr – oferuje się Will, zerkając na bar, gdy Malcolm prowadzi nas wzdłuż korytarza.
Kiwam głową, ale uważnie obserwuję Malcolma, który idzie przed nami.
– Całe wschodnie skrzydło hotelu to centrum wellness. Gabinety zabiegowe, pływalnia, sauna, jacuzzi, łaźnia parowa i bar z ekologicznymi sokami. Jeżeli macie ochotę na świeżo wyciśnięty sok, poproście Kennę – uśmiecha się. – Osobiście bardzo polecam mieszankę buraka i ananasa.
Malcolm popycha wysokie podwójne drzwi prowadzące do centrum wellness. W środku jest przepięknie.
– Wow – mówię, rozglądając się dookoła z zachwytem. – Na pewno spędzę tu dużo czasu.
Basen jest ogromny. Całe miejsce jest lekko oświetlone, a w powietrzu unosi się zapach lawendy i eukaliptusa. Klasyczny luksus nie gryzie się z gotycką estetyką ośrodka. Tutaj też dominują wysokie sufity, misterne rzeźbienia i zwieńczone łukami wejścia.
Podejrzewam, że nierzucające się w oczy drzwi zamontowane w każdym z tych wejść prowadzą do gabinetów zabiegowych. Jacuzzi jest wpuszczone w podłogę. Wygląda, jakby stanowiło element kamiennej posadzki. Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że Malcolm kazał budowlańcom wykuć zarówno je, jak i basen w skalnym podłożu.
Tak czy inaczej jestem pod wrażeniem.
– Teraz zabiorę was do salonu gier w piwnicy. Mamy tam automaty do gier, bilard, cymbergaja, interaktywnego tenisa i drugi bar. Przez cały weekend możecie swobodnie z wszystkiego korzystać.
– Chętnie tu zajrzę – mruczy na widok salonu pod nosem Liam, choć jego oczy wyrażają dużo więcej. Prawdopodobnie zauważył konsole do gier obok ogromnej kanapy w kształcie litery U.
– Grasz w bilard? – pyta Harper.
– Nie masz szans ze mną wygrać – odpowiadam jej z uśmiechem.
Harper śmieje się i obejmuje mnie ramieniem, jakbyśmy znały się dłużej niż godzinę.
– Myślisz, że Ava i James są zbyt fajni, żeby się z nami zadawać? – pytam ją.
– Na pewno – odpowiada bez zastanowienia. – Ale kogo to obchodzi? Ty, Will i Liam to jedyne osoby w tym hotelu, z którymi chciałabym spędzić czas.
– Tak samo uważam – mówię.
Razem z Malcolmem wracamy po schodach do lobby. Mężczyzna pokazuje nam restaurację, która znajduje się przed nami.
– Zaraz dostaniecie od Camilli karty do pokojów. Możecie pójść się rozpakować. Wrócę za pół godziny. Zjemy razem lunch, a potem zwiedzimy park.
W tym momencie do akcji wkracza Camilla, która uwija się w recepcji.
– Paisley, masz pokój dwieście trzydzieści siedem.
Wręcza mi klucz i zanim zdążę jej podziękować, podaje Jamesowi numer jego pokoju.
Dwieście trzydzieści siedem. Ta liczba brzmi znajomo. Wreszcie sobie przypominam: Czy to nie był numer pokoju w Lśnieniu? Tego, w którym leżała martwa kobieta w wannie?
Odczekuję minutę, żeby pojechać windą razem z resztą.
Ava i James śmieją się i wołają drugą windę.
– Powinni się pobrać – mówi Liam, który ładuje się z nami do środka.
– Idealnie do siebie pasują – stwierdza Harper, wzruszając ramionami.
Naciskam przycisk z numerem dwa.
– Powinniśmy trzymać się razem w ten weekend. Wykorzystać nasze platformy, żeby zaprezentować się nawzajem. Mamy ze sobą wiele wspólnego.
– Ja i Liam nie za bardzo – zauważa Will.
Nie chce być nieuprzejmy. Liam gra w gry wideo, w których zabija ludzi, a Will prowadzi blog o urodzie.
– Nieważne. Wszystkich nas łączą ten park i ten weekend.
Harper wychodzi z windy jako pierwsza.
– Paisley ma rację. Możemy pomóc sobie nawzajem.
Ruszamy długim korytarzem.
– To mój pokój – mówię.
Na korytarzu nie ma zbyt wielu drzwi. Gdyby to był normalny hotel, moje znajdowałyby się dużo bliżej windy. Tutaj trzeba się trochę nachodzić.
Malcolm mówił przecież, że pokoje są większe.
– Widzimy się na dole za pół godziny! – mówi Harper i biegnie do siebie. Dostała pokój obok mnie, pod numerem dwieście trzydzieści dziewięć. Chłopcy zostali ulokowani gdzieś dalej.
Otwieram drzwi i wchodzę do środka. Stawiam walizkę przy ścianie.
Wow.
Mój pokój jest niewiarygodny.
To duży apartament. Po lewej stronie znajduje się marmurowa łazienka z dwiema umywalkami, okrągłą czarną wanną i podwójnym prysznicem. Wzdłuż całej ściany zamontowano duże lustro. Nad nim wisi telewizor.
Jeżeli go włączę, to na bank się spóźnię.
Robię kilka kroków wzdłuż garderoby przy ścianie i wielkiego lustra. W salonie stoją kanapa, stół i krzesła, duży telewizor i minilodówka.
Zerkam przez drzwi do sypialni. Większość miejsca zajmuje królewskie łoże z baldachimem. Na podłodze z ciemnego drewna leży duży miękki dywan w czerwone i złote wzory. W powietrzu unosi się delikatny zapach cytryny i czegoś jeszcze, czego nie potrafię zidentyfikować, ale pachnie… bogactwem.
Ile to wszystko kosztowało? Wiem, na ile jest szacowany majątek Malcolma – wyszukałam tę informację w internecie – ale nie mam pojęcia, ile mogło kosztować zbudowanie czegoś takiego. Za samą wyspę zapłacił prawie dziesięć milionów dolarów. Kupił ją kilka lat temu. W tamtym czasie nie było tu nic oprócz ziemi, drzew i skał.
Zwiedzam swój apartament z łóżkiem z baldachimem i czarną wanną. W głównym pomieszczeniu znajduje się szerokie okno w kształcie ostro zakończonego łuku z dużymi szybami, które sięga samego sufitu.
Podchodzę bliżej i wyglądam przez nie. Widać stąd połowę pomostu i dużo oceanu.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, napisałam do mamy. Teraz robię kilka zdjęć i wysyłam je do rodziny.
Mama:
Wow, ten hotel wygląda cudownie. Ale też… dziwnie?
Paisley:
Mamo, to szesnastowieczny gotyk
Blaine:
Pewnie pamiętasz go ze swoich czasów, mamo?
Chichoczę. Czy to możliwe, że mój brat chce się pozbyć tytułu cudownego dziecka? Chętnie przejmę jego tron; dużo łatwiej będzie mi załatwiać wszystko bez pośrednika.
Mama:
Możesz sam zrobić sobie pranie, jak wrócisz do domu.
Paisley:
Zaraz idziemy na rollercoastery!! Odezwę się później. Buziaki!
Rzucam telefon na łóżko i zaczynam się rozpakowywać. Nie wzięłam zbyt wielu rzeczy, dlatego powieszenie wszystkiego na wieszakach zajmuje mi tylko chwilę. Wchodzę na Instagram i wstawiam krótki filmik, na którym widać w tle gargulce wyrzeźbione na słupku podtrzymującym baldachim nad łóżkiem.
Komentujący są zgodni.
Moi followersi uważają, że ta wyspa jest nawiedzona.
Zostawiam włączone światło w łazience.
Jeżeli znajdę kogoś w wannie, zwariuję ze strachu.
3
Widziałam twój filmik na Instagramie – mówi Harper. – Ja też wstawiłam rolkę. Nasi followersi doszli do takiego samego wniosku.
Siadam w miękkim fotelu w lobby. Na razie tylko my dwie zeszłyśmy na dół. Obie nie możemy się doczekać przejażdżki rollercoasterami.
– Masz na myśli to, że wyspa jest nawiedzona? – pytam.
– Tak. Niektórzy nawet radzą mi, żebym wyjechała stąd jak najszybciej.
– To już lekka przesada – śmieję się. – Nie ma tu nic paranormalnego.
Harper wzrusza jednym ramieniem.
– Nigdy nie wiadomo.
– Serio? Wierzysz w duchy?
Dziewczyna przez chwilę zastanawia się nad odpowiedzią.
– Nie potrafię odpowiedzieć. Nie mam żadnych doświadczeń ze zjawiskami nadprzyrodzonymi, ale nie twierdzę od razu, że takie historie się nie dzieją. Na pewno nigdy nie zamierzam bawić się tablicą ouija. A ty?
Czuję ciarki na plecach.
– Nie wierzę w duchy. Jest wystarczająco dużo potworów w ludzkiej postaci. Chyba bym zwariowała, gdybym zaczęła wierzyć, że istnieją również takie, których nie da się zobaczyć.
– Czy pisanie bloga o morderstwach miesza ci trochę w głowie?
– Nierozwiązane sprawy są gorsze od tych zamkniętych. Wciąż robi mi się niedobrze na myśl o tym, co jeden człowiek potrafi zrobić drugiemu, ale łatwiej się od tego zdystansować, gdy chodzi o jakieś wydarzenia sprzed lat. – Być może to niezbyt ładnie z mojej strony, w końcu chodzi o śmierć. Ale tak to widzę.
Nie da się słuchać o makabrycznych szczegółach morderstwa i w ogóle się tym nie przejąć. Chyba że mówimy o samym mordercy.
– Rozumiem – kiwa głową Harper. – Wiem, że to nie do końca twój temat, ale uwielbiam wszystkie twoje wpisy o Britney. Jej rodzina jest… – Harper kręci głową, nie kończąc zdania.
– Posty o Britney przyniosły mi wielu nowych followersów, ale ludzie zostają ze mną dla filmików o morderstwach. Każdy lubi dobrego zabójcę – przewracam oczami. – I wcale tego nie krytykuję. Sama się tym fascynuję od trzynastego roku życia.
Harper unosi brew ze zdziwienia.
– A co takiego się wydarzyło, gdy miałaś trzynaście lat?
To była sprawa, której nigdy nie opiszę i która spędzała mi sen z powiek. Kiedy rodzice kładli się spać, chowałam się pod kocem i szukałam w internecie artykułów na temat tamtego morderstwa.
Doszło do niego blisko naszego domu. Rodzice nie chcieli, żebym się o tym dowiedziała, ale nasze miasteczko jest małe, a takie wieści szybko się roznoszą.
Odchrząkuję. Zawsze trudno jest mi o tym mówić, dlatego postanowiłam nie zajmować się tą sprawą.
– Słyszałaś kiedyś o Ellianie Delaney?
– Nie – Harper kręci głową. – Kto to jest?
– Była moją sąsiadką. Miałam jedenaście lat, a ona tylko osiem, więc nie kumplowałyśmy się. Delaneyowie mieszkali dwa domy od nas, a ich posiadłość była ogromna. Wypielęgnowany ogród i basen, wiesz. I jej rodzice i ona sprawiali wrażenie idealnych. Nagle któregoś lata jej mama zaginęła. Ojciec razem z Ellianą zgłosili się do telewizji i błagali o pomoc w poszukiwaniach.
Harper słucha tej historii z otwartymi ustami.
– Niech zgadnę, to była sprawka tatusia?
– Tak, to on zabił jej mamę. Nie wiemy, co dokładnie się wydarzyło, ale pięć dni później także Elliana została zamordowana. Policja doszła do wniosku, że dziewczynka prawdopodobnie od początku wiedziała o zabójstwie matki i nie potrafiła dłużej siedzieć cicho. Ten człowiek poćwiartował własną córkę, żeby się nie wygadała.
– Nie gadaj! Skąd wiadomo, że to on?
– W materiale pod paznokciami Elliany było jego DNA. Został oskarżony i skazany.
– A co z matką?
Wzruszam ramionami.
– Nie znaleziono ciała ani żadnych dowodów na to, że cokolwiek jej zrobił. Nie postawiono mu żadnych zarzutów w związku z zaginięciem żony.
– Powiedz mi, że dostał dożywocie.
– Tak. Bez możliwości zwolnienia warunkowego. Elliana była małym dzieckiem. Przeczytałam stenogramy z tej sprawy. Sędzina była dla niego bardzo surowa. I dobrze.
Harper kładzie dłoń na sercu.
– To okropne. I wtedy zaczęłaś prowadzić vloga?
– Nie. Wtedy zaczęłam czytać o zbrodniach, morderstwach i porwaniach. Interesowało mnie wszystko, co było związane z tym tematem. Opisywałam dla siebie poszczególne sprawy. Dopiero jakieś półtora roku temu zaczęłam prowadzić podcast. Elliana i jej mama to jednak coś innego. Ten temat bardzo mnie interesował, ale ja je znałam, rozumiesz?
Harper kiwa głową.
– O, moje dwie ulubione influencerki – odzywa się Malcolm, który właśnie wszedł do lobby. Miałam wrażenie, że wypowiedzenie słowa „influencerki” sprawia mu fizyczny ból.
– Czekamy na resztę – wyjaśnia Harper.
– Dobrze. Mamy jeszcze czas. – Mężczyzna spogląda na zegarek. – Zapraszam was do jadalni. Camilla już czeka z drinkami.
– Dzięki – odpowiadam i wstaję.
Razem z Harper idziemy do hotelowej restauracji. Oprócz nas nie ma tu nikogo, czujemy się więc trochę dziwnie. Ale dzięki temu szybko dostajemy jedzenie. Zamawiam cheeseburgera z frytkami i lody na deser, a Harper wybiera wrapa z kurczakiem i sosem cezar oraz sałatkę owocową. Jedzenie zostaje podane na białych talerzach z chińskiej porcelany ze srebrną obwódką, a napoje w ciężkich kryształowych kieliszkach.
Po lunchu idziemy do parku. Między hotelem z dziedzińcem a parkiem rozrywki znajduje się brama. Podejrzewam, że postawiono ją tutaj na żądanie ubezpieczyciela.
– Ale super! – Harper trąca mnie w ramię, a jej ciemne oczy błyszczą w słońcu. Nadchodzą pozostali. – Od czego zaczniemy, Paisley?
Reeve już czeka i uśmiecha się do nas.
– Kto idzie ze mną?
Ja. Bezwzględnie.
Harper, Will, Liam i ja zabieramy się z Reeve’em. Gibsonowi, który zdążył już wrócić z drugiego brzegu, zostają niestety Ava i James.
– Nawiedzony dom! – mówię. – Muszę tam wejść. – Zawsze zaczynam od niego, gdy jestem w parku rozrywki.
– Dobrze – zgadza się Reeve.
– Idziemy z wami – mówi Gibson, klepiąc Reeve’a w plecy. – Prędzej skoczę z klifu, niż spędzę cały dzień sam z tą dwójką.
Śmiejemy się, patrząc na Avę i Jamesa, którzy obściskują się pod dębem.
– Całkowicie cię rozumiem. – Reeve daje Gibsonowi kuksańca w ramię.
– Jak strasznie tam jest? – pytam.
Idziemy wszyscy razem po ciemnym asfalcie, mijając rollercoaster i wieżę swobodnego spadania.
– Zobaczysz – odpowiada Reeve, puszczając oczko.
Jesteśmy jedynymi gośćmi parku, dlatego nie musimy stać w żadnych kolejkach. Obecni tu pracownicy uruchomią każdą atrakcję, którą zechcemy wypróbować.
Wszystko jest zbudowane z drewna i kamienia w podobnym gotyckim rzeźbionym stylu, z naturalnych surowców, prawdopodobnie pochodzących z samej wyspy. Nie wiadomo, na czym zawiesić oko: na misternie rzeźbionych elementach budynków i ławek, ręcznie malowanych oznaczeniach, pięknych ogrodach z bordowymi tulipanami czy zadaszonych przejściach. Chciałabym zostać tu na zawsze.
Po czterech godzinach przejażdżek na prawie wszystkich trasach nasza ekipa rozchodzi się po różnych częściach parku. Will nagrywa filmik z gargulcami przy wejściu. Liam mówi, że chce dołączyć do Gibsona, Avy i Jamesa, którzy kierują się w stronę zjeżdżalni wodnej.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki