Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nina nigdy nie wymagała od życia zbyt wiele. Nauczyła się cieszyć małymi rzeczami. Kiedy pewnego dnia wybrała się z przyjaciółmi na wycieczkę, była przekonana, że spędzą razem wspaniały dzień. Życie miało jednak inne plany, a gdy nadeszła burza… zmieniło się wszystko.
Nina stała się jedyną ocalałą z wypadku który się wtedy wydarzył. Stała się też jedyną oskarżoną, a panująca atmosfera i niechęć osób obarczających ją winą spowodowały, że uciekła z miasta. Jednak demony przeszłości odnalazły ją nawet kilkaset kilometrów od domu.
Czy iskierka nadziei w postaci nowych dowodów pozwoli jej stawić czoło niesprzyjającej rzeczywistości? Czy dziewczyna podejmie walkę z burzą winy i dowiedzie prawdy, która nie zatonęła wraz z jej przyjaciółmi?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 442
A kiedy burza się skończy, sam nie będziesz wiedział, jak ci się udało ją przeżyć. Nie będziesz nawet pewien, czy naprawdę już minęła. Ale jedno powinno być jasne – kiedy z niej wyjdziesz, nie będziesz już tym samym człowiekiem, który w nią wszedł. Właśnie na tym polega sens tej burzy.
Haruki Murakami
PROLOG
Znasz to uczucie, kiedy umierasz?
Ja tak. Umierałam. To było oczywiste.
Czułam, jak ciśnienie miażdży mi głowę, a w płucach brakuje tlenu. Nie miałam już siły dłużej walczyć. Nie byłam w stanie obronić się przed nadchodzącą śmiercią.
Nie było już dla mnie nadziei. Czułam się niezwykle samotna, bezbronna i skończona. Konałam na dnie jeziora i nic nie mogłam z tym zrobić.
Ogień w płucach wzmógł swoją siłę, a moje ciało zaczęło wiotczeć, jakby cała energia została wyssana przez zimną otchłań, która mnie otaczała.
Chciałam się poddać, pozwolić, żeby mrok zabrał mnie ze sobą i odejść, kiedy nagle przed oczami zobaczyłam pulchną, uroczą buzię czterolatki i mężczyznę, który trzymał ją na rękach. Oboje się uśmiechali, a następnie pomachali do mnie radośnie.
Wiedzieli, że wrócę. Zawsze wracałam.
Tym razem nie mogło być inaczej.
Po raz ostatni zmobilizowałam się do tego, żeby wykrzesać z siebie resztki energii. Pomogło mi w tym myślenie o mojej jedynej rodzinie. Nie mogłam ich zostawić. Musiałam do nich wrócić. Znowu zaczęłam walić w dach samochodu, jakby to mogło w jakiś sposób pomóc mi się wydostać, i wtedy do głowy przyszła mi myśl, że może przednia szyba pękła w chwili uderzenia w wodę. Nie miałam innych pomysłów, więc postanowiłam to sprawdzić.
To była moja ostatnia deska ratunku. Wiedziałam, że jeśli moje przypuszczenia są błędne, to nie dam rady się wydostać z tego samochodu i utonę. Nie chciałam umierać, dlatego odepchnęłam od siebie ubrania oraz inne rzeczy, które podczas jazdy leżały luźno w samochodzie, a teraz wpadały mi w ręce, plątały się przy nogach i ocierały o głowę, utrudniając poruszanie się, a następnie spróbowałam przedostać się na przód między fotelami.
Zdziwiłam się, ponieważ poszło mi całkiem gładko, i dopiero po chwili dotarło do mnie, że miejsce Filipa jest puste.
Miałam wrażenie, że moje serce na moment przestało bić, jednak wtedy do głowy przyszła mi myśl, że jest całkiem możliwe, iż wypadł z samochodu od razu po uderzeniu w wodę, bo nie był zapięty pasami. A może sam się wydostał z pojazdu, kiedy już znajdowaliśmy się pod powierzchnią?
W każdym razie miałam nadzieję, że jest bezpieczny. Nie dopuszczałam do siebie innej myśli. Tym bardziej że właśnie dotarłam do przedniej szyby i okazało się, że rzeczywiście jest rozbita.
Ogarnęła mnie przeogromna radość. Już miałam odepchnąć się od deski rozdzielczej i jak najszybciej dopłynąć do powierzchni, gdzie w końcu mogłabym zaczerpnąć tchu, gdy przypomniałam sobie o pozostałych pasażerach samochodu.
Zamarłam, nasłuchując jakichkolwiek odgłosów, ale wydawało mi się, że nikt oprócz mnie się nie rusza. Ciemna, mętna masa przesuwała się tylko wtedy, kiedy ja wprowadzałam ją w ruch. Liczyłam na to, że udało im się uciec. Naprawdę bardzo w to wierzyłam, bo gdyby było inaczej, to nie dałabym rady ich wyciągnąć. Nie miałam już siły.
Moje płuca sprawiały, że pragnęłam otworzyć usta, chociaż wiedziałam, że wtedy skazałabym się na śmierć. Czułam, że moja głowa zaraz eksploduje od ciśnienia, które miażdżyło mi czaszkę.
Miałam coraz mniej czasu. Szukanie kogokolwiek nie miało sensu, skoro sama z ledwością utrzymywałam się przy życiu. To był już koniec. Dzieliło mnie może kilkanaście sekund od śmierci, a moi przyjaciele albo byli już na powierzchni, albo prawdopodobnie byli martwi, chociaż bardzo liczyłam na tę pierwszą opcję. Na wszelki wypadek po raz ostatni wytężyłam słuch, ale nadal byłam tylko ja i otaczająca mnie cisza. Cisza, w której podjęłam najcięższą decyzję w swoim życiu.
Odpuściłam.
Przeżyłam.
CZĘŚĆ I
Sierpień, 2019
ROZDZIAŁ 1
– Nina! – zawołał ktoś za moimi plecami.
Odwróciłam się na pięcie i momentalnie zostałam oślepiona przez błysk fleszy. Przed oczami zatańczyły mi kolorowe plamki, więc zamknęłam powieki, a kiedy znowu je otworzyłam, spuściłam wzrok na swoje stopy.
– Nie patrz na nich. – Cichy szept przebił się przez kakofonię okrzyków oraz migawek aparatów.
Spojrzałam w prawo, zadzierając głowę do góry, aby móc spojrzeć na przystojną twarz mojego brata. Objął mnie ramieniem i pomógł mi bezpiecznie dotrzeć do drzwi wejściowych. Otworzył je, a ja wślizgnęłam się do środka, chcąc jak najszybciej uciec od tych wszystkich ludzi, którzy czatowali na mnie na zewnątrz. Artur zrobił to samo, po czym zamknął za nami drzwi.
Nagle cały hałas został stłumiony. Miałam wrażenie, że znalazłam się w mydlanej bańce, gdzie nic nie mogło mi zagrażać. Wróciłam do swojego domu i chociaż nie był najpiękniejszy ani nie miałam związanych z nim najlepszych wspomnień, to wciąż był mój azyl. Tylko w nim byłam bezpieczna.
– Wszystko w porządku? – zapytał Artur, przekręcając zamek w drzwiach.
Nie odpowiedziałam od razu, zatem odwrócił się w moją stronę i zaczął uważnie mi się przyglądać. Poczułam się nieswojo, więc otrząsnęłam się z szoku, a następnie odparłam, siląc się na spokojny ton głosu:
– Pewnie.
Brat nie przestawał mnie obserwować. Domyślał się, że nie mówię szczerze, ale nie chciałam go martwić. Ostatnio i tak przysporzyłam mu sporo problemów. Jeszcze tego brakowało, żeby zaczął się przejmować moim samopoczuciem.
– Olszewski powiedział, że masz unikać rozmów z tymi hienami, dopóki sami nie odpuszczą – dodał, jakby to miało mnie uspokoić, chociaż nie miałam pojęcia, o kim mówił.
– Olszewski? – powtórzyłam.
– Jan Olszewski – sprecyzował. – Twój adwokat.
– Mam adwokata? – zdziwiłam się.
Artur przytaknął i przeszedł do salonu. Poszłam za nim, przystając w progu i obserwując, jak opuszcza żaluzje w oknach. Wątpię, żeby było nas widać przez ciężkie firanki oraz kotary, ale mimo to błysk fleszy nie ustępował. Dopiero zasłonięte żaluzje całkowicie nas od niego odcięły.
– Wiem, że nie jest najlepszy w swoim fachu, jednak nie było mnie stać na nikogo innego – wyznał, choć wcale nie prosiłam go o wytłumaczenie tego wyboru.
Raczej wolałabym się dowiedzieć, po co jest mi potrzebny adwokat. Próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek z tamtego dnia, ale jedyne, co udawało mi się wydobyć z głębin podświadomości, to słabe strzępki wspomnień, które nie układały się w logiczną całość. Ostre słońce. Zapach wody. Ciemne chmury, oznaczające nadchodzącą burzę.
– Co zrobiłam?
Artur powoli odwrócił się w moją stronę. Schował dłonie w kieszeniach dżinsów i zawiesił głowę między ramionami, opuszczając wzrok na swoje stopy. Ewidentnie nad czymś się zastanawiał. Znowu czegoś nie chciał mi powiedzieć.
Miałam tego dość. Od kiedy obudziłam się w szpitalu, unikał rozmów ze mną jak ognia. Nasza komunikacja polegała na wymianie kilku zdań. W zasadzie tylko informował mnie o moim stanie zdrowia, przekazywał zalecenia lekarzy, a kiedy poczułam się lepiej, to zabrał mnie do domu. Do tej pory nie odpowiedział na żadne moje pytanie, chociaż nie raz próbowałam się dowiedzieć, co właściwie się stało, że znalazłam się na oddziale na obserwacji. Zaczynało mnie to wkurzać.
– Naprawdę niczego nie pamiętasz? – odparł pytaniem na pytanie.
Podniósł głowę, a wtedy nasze spojrzenia się skrzyżowały. W jego oczach dostrzegłam współczucie, smutek oraz troskę, które momentalnie uciszyły mój nagły przypływ gniewu.
– Nic a nic – przyznałam, marząc o tym, żeby było inaczej. – Proszę, powiedz mi, dlaczego potrzebuję adwokata? Co zrobiłam?
Artur głęboko westchnął, a następnie przeczesał dłonią zmierzwione włosy. Odwrócił wzrok i przez dłuższą chwilę milczał, sprawiając, że powoli zaczęłam tracić cierpliwość.
Nie rozumiałam, dlaczego tak bardzo się opierał przed wyznaniem mi prawdy. Doskonale wiedział, przez co przeszłam dawno temu, a raczej przez co oboje przeszliśmy, więc ze względu na tamte wydarzenia powinien wszystko mi powiedzieć. W końcu chyba nic gorszego już nie mogło mi się przytrafić.
– Problem polega na tym, że nic nie zrobiłaś – rzucił, nadal nie patrząc w moją stronę – ale i tak chcą cię oskarżyć.
– Kto chce mnie oskarżyć? – dopytywałam. – I o co?
Artur spojrzał na mnie, po czym otworzył usta, żeby odpowiedzieć, kiedy nagle rozległo się pukanie do drzwi wejściowych, co spowodowało, że natychmiast je zamknął.
– Idź do swojego pokoju i odpocznij trochę – zaproponował, a po tych słowach wyminął mnie i ruszył w stronę holu.
– Ale... – zaczęłam, jednak przerwał mi gestem ręki.
– Ufasz mi? – zapytał.
Powoli kiwnęłam głową. Oczywiście jego zachowanie budziło moje wątpliwości, ale w końcu był moim starszym bratem, opiekunem i jedyną rodziną, jaką miałam. Wiedziałam, że mu na mnie zależy. Mieliśmy tylko siebie. Musieliśmy sobie ufać, nawet jeśli mieliśmy odmienne zdania.
– W takim razie idź na górę – powiedział. – Później do ciebie przyjdę.
ROZDZIAŁ 2
Wróciłam do swojego pokoju, w którym wszystko wyglądało tak, jak zapamiętałam. Nieposłane łóżko, sterta ubrań na krześle oraz ulubiona książka położona na nocnym stoliku. Przypominam sobie, że czytałam ją, kiedy zadzwonił Filip, proponując mi wyjazd nad wodę.
Poczułam, jak żołądek wiąże mi się w supeł. Mój wzrok powędrował do kolorowej fotografii, która znajdowała się na biurku. Przedstawiała mnie, Filipa, Artura oraz kilkuletnią dziewczynkę. Byliśmy tacy szczęśliwi... Razem tworzyliśmy dość unikatową rodzinę.
Gdzie on się teraz podziewał?
Spróbowałam raz jeszcze odtworzyć w głowie wydarzenia z tamtego dnia, ale bez ustanku widziałam przed oczami wybiórcze fragmenty. Część z nich przypomniałam sobie sama, a o reszcie dowiedziałam się od lekarzy i pielęgniarek. Na przykład o tym, że miałam wypadek samochodowy i dlatego trafiłam do szpitala. Nie wiedziałam jednak, jak do niego doszło, czy byłam sama w samochodzie, czy w kogoś wjechałam lub czy ktoś wjechał we mnie. To wszystko nadal pozostawało tajemnicą.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Byłam tak pochłonięta swoimi myślami, że podskoczyłam przerażona. Położyłam dłoń na sercu, jakby to miało pomóc mi się uspokoić, a następnie zawołałam:
– Proszę!
Drzwi ustąpiły i nieco się uchyliły. W niewielkiej szczelinie pojawiła się głowa mojego brata.
– Mogę wejść? – zapytał.
– Jasne.
Naparł barkiem na drzwi, aż całkowicie się otworzyły, po czym wszedł do środka. Dopiero wtedy zauważyłam, że miał zajęte obie ręce, ponieważ przyniósł talerz z kanapkami oraz dwa kubki parującej herbaty.
– Pomyślałem, że pewnie jesteś głodna – powiedział. – Wiem, że szpitalne żarcie jest do kitu.
– Pomogę ci – zaproponowałam, przejęłam od niego talerz i postawiłam go na biurku.
Byłam wdzięczna, że pomyślał o jedzeniu, bo nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo byłam głodna. Dopiero na widok kanapek zaczęło mi burczeć w brzuchu. Niemal od razu zabrałam się za jedzenie, co rozbawiło mojego brata. Usiadł obok mnie z parującym kubkiem i mnie obserwował. Nie byłam pewna, czy w ogóle mnie widzi, ponieważ miał nieobecny wzrok.
– Kto to był? – zapytałam, kiedy skończyłam jeść kanapkę i postanowiłam popić ją herbatą.
Artur nie odpowiedział od razu, więc spojrzałam na niego, a wtedy dostrzegłam malujące się na jego twarzy niezrozumienie.
– Kto pukał do drzwi? – uzupełniłam. – Jeden z dziennikarzy?
– Ach, tak – mruknął, jakby nagle sobie o tym przypomniał, i momentalnie posmutniał. Opuścił wzrok na kubek z herbatą, który obejmował dłońmi, i dodał: – Tak, to był jeden z dziennikarzy.
– Czego chciał?
– Tego, co wszyscy – odparł. – Wywiadu.
To niczego mi nie wyjaśniło. Nadal nie rozumiałam, dlaczego dziennikarze czatowali pod moim domem i dlaczego potrzebowałam adwokata. Domyślałam się jednak, że to nie oznaczało nic dobrego, chociaż usilnie odpychałam od siebie tę myśl. Nigdy w życiu nie dostałam mandatu, chociażby za przekroczenie prędkości, ani nikomu nie zrobiłam krzywdy. Tym razem nie mogło być inaczej. To musiała być pomyłka.
– Powiedziałeś, że niczego nie zrobiłam – przypomniałam mu. – Więc dlaczego chcą ze mną rozmawiać?
Dopiero teraz podniósł wzrok znad kubka i nasze spojrzenia znów się spotkały. W jego oczach, które tak bardzo przypominały moje własne, znowu dostrzegłam mieszaninę współczucia oraz smutku.
– Artur – napomniałam go, a na moich rzęsach zaczęły osadzać się łzy. – Powiedz mi, co się wydarzyło tamtego wieczoru. Co zrobiłam?
Pokręcił głową i ponownie odwrócił wzrok. Tym razem skupił go na fotografii stojącej na moim biurku. Powędrowałam za jego spojrzeniem. Mimo że już ją dziś oglądałam, prześledziłam nasze sportretowane twarze, w szczególności skupiając się na jednej. Wtedy przypomniałam sobie szczęście, które mnie wypełniało, kiedy tamtego dnia patrzyłam w ciemnoniebieskie oczy mojego chłopaka. Wiatr układał mu nową fryzurę, a promienie zachodzącego słońca mieniły się na jego ciemnych włosach, rozświetlając je jaśniejszymi pasemkami. Był taki szczęśliwy. Oboje byliśmy. Co stało się później?
– Filip – wyszeptałam. – Gdzie on jest?
Artur nie odpowiedział, więc zerwałam się na równe nogi i stanęłam przed nim, chcąc zwrócić jego uwagę. Zaczęło mi się kręcić w głowie pod wpływem tego nagłego ruchu, więc oparłam się tyłkiem o biurko i na wszelki wypadek wsparłam się o nie dłońmi.
– Gdzie on jest?! – powtórzyłam ostrzej. – W swoim domu?
Brat opuścił wzrok na swoje dłonie, które oplatały kubek, a następnie pokręcił przecząco głową. Uzmysłowiłam sobie, że to było głupie pytanie, bo gdyby Filip był w domu, to na pewno przyszedłby mnie odwiedzić. Jego nieobecność oznaczała, że jemu także coś się stało.
– W szpitalu? – dopytywałam, czując nerwowy skurcz żołądka. Żółć podeszła mi do gardła.
Pokręcił przecząco głową.
– Powiedz mi, gdzie on jest? – Nie dawałam za wygraną, nie dopuszczając do siebie żadnej negatywnej myśli.
Zaczęłam się zastanawiać, czy Filip przypadkiem nie uciekł, żeby ukryć się przed dziennikarzami. Może także wyczekiwali pod jego domem i robili mu zdjęcia z ukrycia? Może miał tego dość i postanowił wyjechać w jakieś spokojne miejsce, gdzie przeczeka, aż wszystko ucichnie? Tylko, tak właściwie, co miało ucichnąć? Co takiego się wydarzyło?
Artur uniósł głowę i odszukał wzrokiem moje spojrzenie. Wróciłam myślami do chwili obecnej, całkowicie skupiając się na bracie, który nie odrywał ode mnie oczu.
– Nie wiem – odparł, a po jego twarzy oraz tonie głosu zrozumiałam, że mówił prawdę. Poczułam ukłucie w sercu. – Przykro mi, ale nikt tego nie wie.
– Dlaczego? – wydukałam.
– Od tygodnia szukają jego ciała, ale, jak dotąd, nie potrafią go znaleźć.
Poczułam, że w oczach wzbierają mi łzy. Wzrok mi się rozmazał, więc nie widziałam mojego brata. Zamiast niego ukazała mi się znajoma, uśmiechnięta twarz z czupryną ciemnych włosów i oczy, które przypominały niebo nocą.
Filip.
Nino, kochanie – rozbrzmiał jego głos w mojej głowie.
Szloch ugrzązł mi w gardle. Nie chciałam się rozpłakać, bo to oznaczałoby, że pogodziłam się z myślą, że Filipa już nie ma, a nie chciałam tego robić. To nie mogła być prawda. Artur musiał się pomylić. Może źle dobrał słowa? Boże, przecież nie mogli szukać ciała, tylko Filipa. Po prostu Filipa. Mojego chłopaka, który co najwyżej zaginął.
– To niemożliwe – wyszeptałam.
– Naprawdę mi przykro, Nino.
– Nie – zaprotestowałam. – To musi być pomyłka.
Artur głęboko westchnął, a potem podniósł się z miejsca i pokonał dzielącą nas odległość. Stanął przede mną i chwycił za ramiona, jakby chciał mnie podtrzymać, gdybym zaraz miała upaść, i nie spuszczając ze mnie wzroku, wyznał:
– Filip jechał z tobą autem, kiedy zdarzył się wypadek. Wszyscy jechali. Nikt, prócz ciebie, nie przeżył.
ROZDZIAŁ 3
Czułam się, jakbym dostała obuchem w głowę. W jednej chwili rzeczywistość przypominała dom pełen głosów, a w następnej nastała ogłuszająca cisza. Nie było już nic oprócz pulsującego bólu uciskającego moją czaszkę.
– Nino?
Spojrzałam na brata, który nadal stał przede mną i podtrzymywał mnie za ramiona. Byłam pewna, że gdyby nie on, to już dawno leżałabym na podłodze. Niespodziewanie zmienił pozycję, ostrożnie przesuwając jedną rękę pod moje plecy. Domyśliłam się, co planuje zrobić, więc skupiłam się na tym, żeby przy jego asekuracji dojść do łóżka. Na szczęście odległość nie była zbyt duża i już po chwili leżałam na wygodnym materacu.
Przymknęłam powieki, miałam wrażenie, jakby moja głowa ważyła tonę. Jej ciężar był tak absorbujący, że nie potrafiłam skupić się na niczym innym, chociaż bardzo chciałam to zrobić. W końcu musiałam przetrawić to, co powiedział mi brat. Czy właśnie stwierdził, że spowodowałam wypadek, w którym zginęli moi przyjaciele?
Boże, nie. To niemożliwe. Nie mogłam tego zrobić.
Momentalnie poczułam, że ucisk wokół głowy się wzmaga. Miałam wrażenie, że ktoś założył mi metalową opaskę i zaciskał ją coraz mocniej, aż miałam ochotę zazgrzytać zębami.
– Nie zdążyłem wykupić lekarstw, które przepisał ci lekarz – wyznał Artur ze skruchą w głosie – ale zaraz przyniosę ci aspirynę.
– Nie chcę – wystękałam.
– Zaraz wracam.
Miałam zamknięte oczy, ale wyczułam, że podnosi się z miejsca i wychodzi z pokoju. Postanowiłam spróbować doprowadzić się do porządku, zanim wróci. Szczerze mówiąc, wolałam zrobić to bez leków, ponieważ źle wspominałam pobyt w szpitalu, gdzie non stop byłam otumaniona. Dlatego wzięłam głęboki wdech, po czym powoli wypuściłam powietrze. Kolejny wdech i wydech. Powtórzyłam tę czynność jeszcze kilka razy, aż znowu usłyszałam kroki na drewnianej podłodze.
Otworzyłam oczy. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że mam rozmazany wzrok, więc zaczęłam mrugać intensywnie, chcąc odgonić niechciane łzy.
– Masz – powiedział Artur, podając mi tabletkę oraz szklankę wody.
Uniosłam się na łokciach i spojrzałam na niego, ignorując jego wyciągnięte w moją stronę ręce.
– Nie zabiłam ich – stwierdziłam, głęboko patrząc w jego oczy, jakbym szukała w nich potwierdzenia. – Nie mogłam tego zrobić.
– Nie twierdzę, że to zrobiłaś. – Artur ponownie spróbował podać mi tabletkę oraz wodę, ale nadal go ignorowałam, uparcie patrząc w jego oczy.
Wiedziałam, że cokolwiek bym zrobiła, to na pewno trzymałby moją stronę i próbowałby mnie chronić. Doceniałam to, ale w tej chwili jedyne, czego potrzebowałam, to poznania prawdy. Akurat przed nią nie powinien mnie ratować, bo prędzej czy później wyjdzie na wierzch.
– Ale ktoś twierdzi inaczej – zauważyłam. – I dlatego potrzebuję adwokata.
Westchnął głęboko i postawił na nocnym stoliku szklankę, a obok niej odłożył tabletkę, co ostatecznie przerywało nasz kontakt wzrokowy.
– Nie mają racji – stwierdził tylko. – Potrzebujesz czegoś jeszcze?
– Dlaczego nie chcesz powiedzieć mi, co właściwie miało miejsce tamtego wieczoru? – Zignorowałam jego pytanie, nie dając za wygraną.
– Nie jesteś na to gotowa.
– Oczywiście, że jestem gotowa! – oburzyłam się. – Muszę wiedzieć, czy to ja prowadziłam ten samochód, a jeśli nie, to czy w jakikolwiek inny sposób przyczyniłam się do wypadku, w którym zginęli moi przyjaciele, i czy...
Gestem dłoni powstrzymał mnie od wygłoszenia dalszych spekulacji. Posłusznie zamilkłam, chociaż cała w środku wrzałam od gotujących się we mnie emocji. Miałam ochotę krzyczeć. Wydzierać się wniebogłosy. Tak bardzo byłam sfrustrowana i bezsilna.
– Nie zawracaj sobie tym głowy – polecił. – Teraz powinnaś odpoczywać i modlić się, żeby zdarzył się cud i odnaleźli Filipa żywego. Tylko on może potwierdzić twoją niewinność.
Otworzyłam usta, ale niemal natychmiast je zamknęłam, nie wiedząc do końca, co miałabym powiedzieć. W mojej głowie szalało tornado myśli. Wszystkie mieszały się ze sobą, tworząc nielogiczną całość. Artur wykorzystał ten moment i ruszył w stronę wyjścia.
– Zaczekaj! – zawołałam, zanim zdążył zamknąć za sobą drzwi. Zawahał się, ale zostawił niewielką szparę, przez którą mogłam na niego patrzeć. – Gdzie jest mój telefon?
– Na razie nie będzie ci potrzebny.
Zatrzasnął drzwi, zostawiając mnie z rosnącym niepokojem.