Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Niezwykła książka człowieka, który z Chinami związał większość swojego dorosłego życia. Przymus, kontrola i ludobójstwo w komunistycznych Chinach w relacji naocznego świadka.
Książka Benedicta Rogersa jest doskonałym reportażem o odkrywaniu komunistycznej natury Chin przez elity Zachodu. Faktyczne przekreślenie przez Pekin zasady „jeden kraj, dwa systemy” ma konsekwencje dla całego świata. Rogers doskonale przedstawia wzmagającą się arogancję komunistycznych władz w Pekinie i nikogo nie powinno dziwić, iż książka „Chińska sieć zła” została tam zakazana.
– ANNA FOTYGA była minister Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej
Ta znakomita książka jednego z czołowych brytyjskich działaczy na rzecz praw człowieka w Chinach i Azji jest ostrym głosem potępienia coraz brutalniejszego traktowania swoich obywateli przez reżim w Pekinie.
– Lord CHRIS PATTEN, ostatni brytyjski gubernator Hongkongu
„Chińska sieć zła” pokazuje nam, co się dzieje, gdy my – w wolnym świecie – odwracamy wzrok.
– IAIN DUNCAN SMITH, poseł do parlamentu Wielkiej Brytanii
Benedict Rogers, dziennikarz, reporter, działacz praw człowieka i obywatela. Do Chin pojechał raz pierwszy w wieku 18 lat – trzy lata po masakrze na placu Tiananmen w 1989 roku – aby przez sześć miesięcy uczyć angielskiego w Qingdao. Wrócił tam jako student, aby uczyć w szpitalu podczas wakacji letnich w 1995 i 1997 roku, a w międzyczasie kontynuował studia magisterskie dotyczące Chin na Uniwersytecie Londyńskim. Napisał pracę doktorską na temat polityki chińskiego rządu wobec religii. Przeprowadzał wywiady z wybitnymi przywódcami chińskiego kościoła domowego, oraz zwierzchnikiem kościoła zatwierdzonego przez państwo, znanego jako „Patriotyczny Ruch Potrójnej Autonomii”.
Karierę jako dziennikarz i działacz na rzecz praw człowieka rozpoczął w Hongkongu, gdzie mieszkał przez pierwsze pięć lat po przekazaniu władzy w tym mieście Chinom. Przez 25 lat regularnie podróżował po Chinach. Od 2017 ma zakaz wjazdu do tego kraju.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 680
Dla wszystkich narodów żyjących pod represjami lub groźbami ze strony Komunistycznej Partii Chin w Chinach, Wschodnim Turkiestanie, Tybecie, Hongkongu, Tajwanie, Mjanmie (Birmie),
Korei Północnej i nie tylko.
Dla wolności.
Tłumaczenie
Hanna Shen
Okładka
Fahrenheit 451
Ilustracja na okładce
pngwing.com
Zdjęcie Benedicta Rogersa - dzięki uprzejmości Autora
Redakcja i korekta
Mariola Niedbał
Weronika Trzeciak
Agata Łojek
Skład i łamanie wersji do druku
Joanna Śmidowicz | smidowicz.com
Dyrektor wydawniczy
Maciej Marchewicz
ISBN 9788366814820
Copyright © Benedict Rogers and Optimum Publishing International
This is Polish Edition of The China Nexus, Thirty Years in and Around the Chinese Communist Party’s Tyranny is published by Optimum Publishing International by arrangement with Zona Zero Publishing Group
Copyright © for Polish Edition Zona Zero, Sp. z o.o., Warszawa 2023
Wydawca Zona Zero, Sp. z o.o. ul. Łopuszańska 32 02-220 Warszawa Tel. 22 836 54 44, 877 37 35 Faks 22 877 37 34
https://www.zonazero.pl/
https://www.facebook.com/zonazerobooks/
https://www.facebook.com/zonageopolityki/
Przygotowanie wersji elektronicznejEpubeum
Wielokrotnie miałam okazję współpracować z Benedyktem Rogersem w ramach prac grupy Hong Kong Watch w Parlamencie Europejskim, której jestem współprzewodniczącą, oraz Międzyparlamentarnego Sojuszu ds. Chin (ang. IPAC). Autor niniejszej książki był gościem współorganizowanych przeze mnie konferencji zarówno w Parlamencie Europejskim w Brukseli, jak i w Gdańsku. Śmiem stwierdzić, iż dzięki tej aktywności w Brukseli świadomość prawdziwej polityki Komunistycznej Partii Chin wydaje się obecnie wysoka. Świadczy o tym konsensus, z jakim przyjmowane są kolejne rezolucje dotyczące sytuacji Ujgurów, praw mieszkańców Hongkongu, prześladowania chrześcijan czy sytuacji w Tybecie.
Nie zawsze jednak tak było. W styczniu 2020 roku, kilka tygodni po pospiesznym podpisaniu w ostatnich dniach niemieckiej prezydencji w Radzie UE umowy inwestycyjnej UE–Chiny (CAI), rekomendowałam mojej grupie politycznej sprzeciw wobec jej zapisów. Wielu uważało to wówczas za sprawę przegraną. Świadectwa takich osób jak Benedykt Rogers oraz znanych mi osobiście wielu bohaterów tej książki – obrońców praw człowieka, studentów, ekspertów i polityków – stopniowo wpływały na zmianę podejścia do Chin. Pomimo płynącej z Pekinu propagandy, wzmocnionej przez chińskie „aktywa” w Europie, do decydentów powoli docierały fakty o prawdziwym obliczu Komunistycznej Partii Chin. Dla nas, mieszkańców Europy Środkowej i Wschodniej, którzy doświadczyli komunizmu, nie było to niczym nowym. Z tym większym zaintrygowaniem obserwowałam ewolucję poglądów moich kolegów i koleżanek z Zachodu. Podobnie książka Rogersa odsłania kulisy procesów i decyzji, które wpłynęły na zmianę percepcji komunistycznych Chin przez kolektywny Zachód, na dostrzeżenie, w którą stronę podąża Pekin pod wieloletnimi rządami Xi Jinpinga.
Książka Benedykta Rogersa jest doskonałym reportażem o odkrywaniu komunistycznej natury Chin przez elity Zachodu. O tym, jak perspektywa handlu z Chinami, która przez niemal trzy dekady była głównym wyznacznikiem stosunku do Pekinu, stopniowo wzbogacała się także o inne obszary. Wśród nich są m.in. zagrożenia związane z chińską kontrolą nad siecią 5G, prześladowaniem Ujgurów, Tybetańczyków czy chrześcijan, handlem organami, kolejnymi prowokacjami dotyczącymi Tajwanu i zagrożeniami dla wolności żeglugi. Znaczący wpływ na stosunek Zachodu do Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL) miało wprowadzenie w Hongkongu drakońskiej Ustawy o bezpieczeństwie narodowym, która doprowadziła do szybkiego demontażu swobód w mieście, a także złamania zobowiązań wynikających ze Wspólnej deklaracji chińsko-brytyjskiej.
Już w zeszłej kadencji Parlamentu Europejskiego, przewodnicząc podkomisji bezpieczeństwa i obrony, podnosiłam te zagrożenia, w tym wspólne rosyjsko-chińskie manewry na Bałtyku. Dużo uwagi poświęcałam kwestii swobody żeglugi, oddziaływaniu ChRL w Afryce poprzez inicjatywę „pasu i szlaku” i tzw. „dyplomację długu”, wpływom w organizacjach międzynarodowych. Omawialiśmy ryzyka wynikające z tzw. fuzji gospodarczo-wojskowej, tj. podporządkowania gospodarki wojsku i komunistycznym służbom, co ma bardzo istotne znaczenie w kontekście dostępu przez chińskie służby do poufnych danych czy patentów. Po podpisaniu przez Moskwę i Pekin deklaracji o „partnerstwie bez granic”, dla każdego powinno być jasne, iż Chiny nie mogą jednocześnie być partnerem strategicznym państw naszego regionu i Rosji. Stanowisko Pekinu wobec rosyjskiej agresji na Ukrainę potwierdza tylko wcześniejsze obawy.
Czytelnikom chciałabym zwrócić uwagę szczególnie na rozdziały, w których Rogers opisuje sytuację w Hongkongu. Przejęcie przez Pekin pełnej kontroli nad regionem oraz zdeptanie jego autonomii i wolności zmieniło rolę Hongkongu w światowym obrocie i negatywnie wpłynęło na wolność handlu. Złamanie podpisanej pomiędzy Londynem a Pekinem umowy – notyfikowanej w ONZ – skutkuje erozją międzynarodowego systemu prawnego. Faktyczne przekreślenie przez Pekin zasady „jeden kraj, dwa systemy” ma konsekwencje dla całego regionu. Z naszego punktu widzenia należy podkreślić, iż Hongkong pod ścisłą kontrolą Pekinu jest jednym z centrum omijania sankcji nałożonych na Rosję.
Benedykt Rogers doskonale przedstawia wzmagającą się arogancję komunistycznych władz w Pekinie. Nikogo nie powinno dziwić, iż książka „Chińska sieć” została zakazana w Chinach. Brak wolności słowa w komunistycznym państwie nie wywołuje reakcji wolnego świata. W ostatnich latach Komunistyczna Partia Chin podejmuje działania wymierzone w swobodę wypowiedzi także w państwach demokratycznych. Personalne ataki, sankcje na parlamentarzystów, naciski i szantaże, a nawet – jak to miało miejsce chociażby w Manchesterze – przemoc fizyczna ze strony komunistycznej machiny, powinny spowodować reakcję demokratycznych społeczeństw i rządów. Autor opisuje, jak ChRL prowadzi kampanię zastraszania i wywierania wpływu przeciw swoim przeciwnikom w uznanych demokracjach, takich jak Stany Zjednoczone, Wielka Brytania czy Kanada. Rogers sam jest obiektem takich ataków. Państwa ocenie pozostawię, czy do podobnych, może bardziej skrytych kampanii mających na celu uciszenie krytyków polityki Komunistycznej Partii Chin nie dochodzi także na terenie Unii Europejskiej. Od lat, wspierając rozwój relacji z Tajwanem, śledzę presję, jaką wywiera Pekin, by osamotnić demokratyczną wyspę. Od kilku lat nacisk ten przeradza się w szantaż, którego obiektem są już nie tylko państwa w Afryce, Ameryce Łacińskiej i Oceanii uznające niepodległość Tajwanu, lecz także Australia, Litwa czy Republika Czeska.
Książka Rogersa jest unikatowa nie tylko z uwagi na celne obserwacje geopolityczne. Autor jest wielkim miłośnikiem i znawcą Chin i chińskiej kultury. Poprzez osobiste doświadczenia, przeżycia i kontakty życzliwie wypowiada się o wielu Chińczykach, mieszkańcach Hongkongu czy Tajwanu, a jednocześnie otwarcie mówi o totalitarnej naturze Komunistycznej Partii Chin. Ten punkt widzenia jest bardzo bliski polskim doświadczeniom, naszej wrażliwości wywodzącej się z chrześcijaństwa i naszej historii, które połączyły się w wielkim ruchu Solidarności. Dlatego w Parlamencie Europejskim zawsze pamiętam o bohaterach Tiananmen, o niezłomnej postawie kardynała Josepha Zena, przywództwie prezydent Tsai Ing-wen czy o mniej znanych powszechnie bohaterach tej książki, z którymi dane mi było się zetknąć podczas mojej pracy publicznej. Dzięki odwadze, pasji, zaangażowaniu autora w sposób rzetelny i wiarygodny wątki te łączy niniejsza książka. Cieszę się, że dzięki Wydawnictwu Fronda trafiła ona także do polskich czytelników.
Anna Fotyga
Napisanie książki o Chinach to gigantyczne zadanie. Wielkość kraju, zakres jego historii, skala jego wpływów, charakter rządzącego reżimu Komunistycznej Partii Chin oraz powaga wyzwań, jakie stawia on własnym obywatelom i reszcie świata, są ogromne.
Nawet ograniczenie zakresu książki do naruszeń praw człowieka popełnionych przez reżim Komunistycznej Partii Chin, współudział tego reżimu w okrucieństwach w krajach sąsiednich oraz zagrożenia, jakie reżim stwarza dla samej wolności, nadal sprawiają, że jest to ogromne zadanie dla każdego autora na tyle szalonego, by się tego podjąć.
Pisząc tę książkę, czerpałem w dużej mierze z własnych doświadczeń, wiedzy, refleksji i materiałów z mojego archiwum. Ale chociaż bywałem w Chinach i okolicach, odkąd skończyłem 18 lat, to nie do pomyślenia było dla mnie, że mógłbym wykonać to zadanie całkowicie samodzielnie. Temat jest zbyt obszerny, a ja cierpię z powodu tego, że od kilku lat nie mogę podróżować do Chin (decyzja reżimu w Pekinie). Ponadto – co najważniejsze – ten opis kryzysu praw człowieka w Chinach nie jest moim głosem, ale głosami tych, którzy ucierpieli w pierwszej linii: Ujgurów, Tybetańczyków, chińskich chrześcijan, praktykujących Falun Gong, mieszkańców Hongkongu, dysydentów z Chin oraz obrońców praw człowieka. Ważni są także ci spośród sąsiadów Chin – zwłaszcza w Tajwanie, w Mjanmie i Korei Północnej – którzy bezpośrednio lub pośrednio ucierpieli z rąk chińskiego reżimu. Ponadto w mojej wiedzy było wiele luk, które mogli wypełnić tylko eksperci o znacznie większym wglądzie w temat i wiedzy: decydenci, dyplomaci i naukowcy.
Na potrzeby tej książki przeprowadziłem zatem ponad 80 wywiadów i jestem głęboko wdzięczny każdej osobie, która łaskawie i hojnie znalazła czas, aby ze mną porozmawiać. Są tacy, którzy chcą pozostać anonimowi, ze względu na bezpieczeństwo, a ja chcę to uszanować. Wiedzą, kim są, i mam nadzieję, że wiedzą, że jestem im wdzięczny. Spośród tych, których mogę wymienić, jestem głęboko wdzięczny chińskim dysydentom na wygnaniu, do których należą: Wei Jingsheng, Wang Dan, Wu’erkaixi, Yang Jianli, Teng Biao i artysta Badiucao. Wszyscy poświęcili czas, by podzielić się swoimi doświadczeniami z przeszłości, zwłaszcza masakry na placu Tiananmen, i przemyśleniami na przyszłość. Ponadto Ai Weiwei i Ma Jian, z którymi nie przeprowadzałem wywiadów do tej książki, ale miałem zaszczyt spotkać się i rozmawiać i których spostrzeżenia mnie zainspirowały, również zasługują na uznanie.
Dolkun Isa, Rahima Mahmut, Nury Turkel, Rushan Abbas, Enver Tohti i Wu’erkaixi przedstawili historie z pierwszej ręki, spostrzeżenia i analizy do rozdziału poświęconego Ujgurom, a Louisa Greve dostarczyła cennych analiz. Jestem również głęboko wdzięczny zarówno dr Joanne Smith Finley, jak i Louisie Greve za przeczytanie szkicu tego rozdziału i przedstawienie szczegółowych, obszernych i niezwykle pomocnych poprawek.
W odniesieniu do rozdziału poświęconego Tybetowi bardzo cennych spostrzeżeń dostarczyli Tenzin Choekyi, Wangden Kyab, Tsering Dawa, Nyima Lhamo, senator Con Di Nino, parlamentarzysta Tim Loughton, lord Alton z Liverpoolu i ambasador Sam Brownback. Bob Fu z China Aid i moi koledzy z Światowej Solidarności Chrześcijan dostarczyli bezcennych informacji do rozdziału o prześladowaniach chrześcijan. Także John Jones z Wolnego Tybetu dostarczył pomocnych informacji oraz rad i wraz z rozmówcami i innymi ekspertami od Tybetu przejrzał wersję roboczą rozdziału. Co najważniejsze, Jego Świątobliwość Dalajlama był na tyle łaskawy, że odpowiedział na kilka pytań i pozwolił mi zacytować fragmenty z naszej osobistej korespondencji, co uczyniłem.
Za rozdział dotyczący grabieży organów jestem wdzięczny Anastasii Lin, Ethanowi Gutmannowi, Davidowi Matasowi i Matthew Robertsonowi za ich spostrzeżenia i inspirację. Dziękuję także wielu praktykującym Falun Gong, których miałem zaszczyt poznać. Szczególnie pragnę oddać hołd mojemu przyjacielowi, mentorowi i bohaterowi, byłemu kanadyjskiemu parlamentarzyście i ministrowi gabinetu, który pełnił wiele funkcji, w tym sekretarza stanu ds. Azji i Pacyfiku, Davidowi Kilgourowi. Rozmawiałem z Davidem o tej książce zaledwie kilka miesięcy przed jego śmiercią w kwietniu 2022 roku. Był patronem Hong Kong Watch, stałym źródłem inspiracji i kimś, za kim będę bardzo tęsknić, podobnie jak za wieloma innymi członkami ruchu na rzecz praw człowieka na całym świecie.
Jestem głęboko wdzięczny Nathanowi Lawowi, zarówno za napisanie przedmowy do tej książki, jak i za poświęcenie czasu na wywiad. Byli ustawodawcy z Hongkongu, Ted Hui i Dennis Kwok, przebywający obecnie na wygnaniu, a także Alex Chow Chung Ching Kwong, Ray Wong, Joey Siu, Jim Wong, Ed Chin, Finn Lau, Catherine Li, były radny dystryktu Kawai Lee i pastor Roy Chan poświęcili swój czas na rozdział dotyczący Hongkongu, podobnie jak kilku innych mieszkańców Hongkongu, w tym prawnicy, dziennikarze oraz aktywiści, którzy nie chcą być wymieniani. Wybitni dziennikarze Stephen Vines, były prezenter publicznego nadawcy RTHK, Mark Clifford, były redaktor South China Morning Post, Chris Wong, były prezenter wiadomości TVB, oraz kilku byłych reporterów Apple Daily i Ming Pao także dostarczyli cennych informacji. W ostatnich latach miałem również zaszczyt poznać i porozmawiać z kilkoma najwybitniejszymi aktywistami prodemokratycznymi w Hongkongu, ale wielu z tych, których mógłbym nazwać przyjaciółmi, siedzi teraz w więzieniu lub trzyma się z daleka i nie chcę przysporzyć im więcej trudności, wymieniając ich nazwiska. Wiedzą, że myślę o nich, prowadzę dla nich kampanię i modlę się za nich każdego dnia.
Za rozdział dotyczący Mjanmy (Birma) jestem wdzięczny m.in. Jasonowi Towerowi, byłemu ambasadorowi Stanów Zjednoczonych, Derekowi Mitchellowi, byłemu ambasadorowi Wielkiej Brytanii, Andrew Heynowi, Annie Tan i Angshumanowi Choudhury, a za rozdział poświęcony Korei Północnej i spostrzeżenia Timowi Petersowi, Suzanne Scholte, Gregowi Scarlatoiu, Sokeelowi Park, Jieun Baek, Peterowi Jung, byłemu ambasadorowi Wielkiej Brytanii w Pjongjangu Davidowi Slinnowi, uciekinierom z Korei Północnej Timothy’emu Cho, Jihyunowi Park i Josephowi Kim oraz innym, którzy nie chcą być wymienieni z imienia i nazwiska.
Za rady dotyczące rozdziału poświęconego Tajwanowi jestem głęboko wdzięczny rzecznikowi prezydenta Tajwanu, Kolasie Yotace, byłemu tajwańskiemu dyplomacie Vincentowi Chao, przywódcy Rewolucji Słoneczników Linowi Fei-fanowi, wiceprezes Tajwańskiej Fundacji na rzecz Demokracji, dr Ketty Chen, naukowcowi zajmującemu się Tajwanem, Ianowi Eastonowi, mojemu przyjacielowi i współpracownikowi, Grey’ owi Sergeantowi oraz innym osobom.
Ponadto wielu chińskich ekspertów ze światów akademickiego, dziennikarskiego i tych zajmujących się działalnością na rzecz praw człowieka i kształtowaniem polityki łaskawie zgodziło się ze mną porozmawiać, w tym Jerome Cohen, Charles Parton, Akira Igata, Jan Wong, Joanne Chiu, Nicola Macbean, Peter Dahlin, Peter Mattis i Peter Humphrey. Jestem również głęboko wdzięczny Dimonowi Liu.
Jestem głęboko wdzięczny brytyjskim parlamentarzystom, takim jak ostatni gubernator Hongkongu, Lord Patten, Sir Iain Duncan Smith, Tim Loughton, Lord Alton, były spiker Izby Gmin John Bercow, wielu byłym i obecnym politykom, w tym senatorowi Con Di Nino, Michaelowi Chongowi, Kenny’emu Chiu, Garnettowi Genuisowi, Irwinowi Cotlerowi, senatorowi Leo Housakosowi, Jenny’emu Kwanowi, zmarłemu już Davidowi Kilgourowi, a także innym, z którymi przeprowadziłem bezpośrednie wywiady do tej książki lub którzy mnie zainspirowali. Podziękowania składam również kongresmanowi USA Chrisowi Smithowi, przewodniczącej Komisji Przeglądu Gospodarczego i Bezpieczeństwa USA–Chiny, Carolyn Bartholomew, byłemu ambasadorowi USA ds. spraw kobiet na świecie Kelley Currie oraz Mary Kissel, byłej starszej doradczyni Sekretarza Stanu Mike’a Pompeo za ich spostrzeżenia i poświęcony czas.
Na koniec, spośród wielu odważnych osób, które pomogły mi przy tej książce, chcę podziękować Angeli Gui, której ojciec, Gui Minhai, został uprowadzony przez chiński reżim w Tajlandii, a następnie osadzony w więzieniu w Chinach. Angela, którą z dumą nazywam przyjaciółką, podzieliła się refleksjami na temat swojej prawdziwej i tragicznej podróży, która przeplatała się z walką o wolność Chin.
Wywiady te nigdy nie znalazłyby się w książce bez pomocy Johna Stackhouse’a, Maxa Darby’ego i Toma Webstera, którzy spędzili wiele godzin na ich przepisywaniu. Jestem im głęboko wdzięczny. John Stackhouse również zasługuje na pochwałę za udostępnienie wielu źródeł informacji, pomoc w badaniach i wkład w różne aspekty tej książki.
Moi koledzy z Hong Kong Watch, zwłaszcza Johnny Patterson i Sam Goodman, udzielili mi wsparcia, zarówno dzieląc się wiedzą, badaniami i spostrzeżeniami, jak i dając mi przestrzeń do pisania i wyrażania opinii. Jestem również głęboko wdzięczny członkom zarządu Hong Kong Watch, Grey’owi Sergeantowi, Aileen Calverley i dr Malte Kaeding, za wspólną pracę na rzecz obrony Hongkongu i zachętę do napisania tej książki. Chcę też podziękować moim kolegom ze Światowej Solidarności Chrześcijan, z którymi pracowałem na różnych stanowiskach przez prawie trzy dekady. Zainspirowali mnie do obrony praw człowieka i zachęcali, wspierali, uczyli, byli mentorami i rozwijali mnie w trakcie tej pracy. Jestem wobec nich zobowiązany. Laura Harth, Perseus, Luke de Pulford i inni przyjaciele również przejrzeli różne rozdziały tej książki i jestem im ogromnie wdzięczny za pomoc i uwagi.
Wszystkich, których nieumyślnie nie wymieniłem, przepraszam. Tak jak rozległa jest tematyka, tak duża jest liczba osób, które pomogły mi na różne sposoby. Wszystkim, którzy pomogli, bezpośrednio lub pośrednio, dziękuję.
Specjalne podziękowania składam moim znakomitym redaktorom, mojemu wydawcy, Optimum Publishing International, i jego dyrektorowi zarządzającemu, Dean’ owi Baxendale’owi: dziękuję za przyjęcie mnie, za bycie sprzymierzeńcami w tej sprawie, za przyjaźń, przewodnictwo, wsparcie i mądre rady w całym procesie tworzenia tej książki i we wszystkich powiązanych inicjatywach.
Wspólnie pracujmy na rzecz wolności dla wszystkich mieszkańców Chin. W nowoczesnym języku internetowym #walczmyowolność (#FightForFreedom).
Moja lektura manuskryptu ważnej książki Benedicta Rogersa miała miejsce w tle ponurej wojny w Europie i wyzwań, jakie coraz częściej rzucają liberalnym demokracjom nowi despoci – nie tylko ci, którzy stoją na czele Komunistycznej Partii Chin (KPCh). Jak ironicznie zauważył „Times”, Władimir Putin i Xi Jinping „scementowali sojusz, aby uczynić świat bezpiecznym dla autokratów”, podpisując deklarację mówiącą, że aby osiągnąć obopólne cele, ich przyjaźń będzie „bez granic”.
Xi Jinping chełpi się tym, że „Wschód powstaje, a Zachód upada” – jednak kiedy on i Putin spotkali się 4 lutego 2022 roku, aby uzgodnić termin nielegalnej inwazji Rosji na Ukrainę, to poważnie nie docenili woli obrony naszych wartości i sposobu życia, co pokazało bohaterstwo prezydenta Wołodymyra Zełenskiego i narodu ukraińskiego.
Chociaż prawdą jest, że kraje niedemokratyczne po raz pierwszy od dwóch dekad przeważają liczebnie nad demokracjami – co prezydent Biden nazwał „punktem zwrotnym” – i staliśmy się leniwi oraz wystarcza nam, że ograniczamy się tylko do krytyki erozji rządów prawa, praw człowieka i demokracji, to twierdzenie Churchilla, że demokracja pozostaje lepszą formą rządów niż jakakolwiek alternatywa, jest wiarą podzielaną przez miliony ludzi na całym świecie.
A wydarzenia na Ukrainie wyrwały wielu z apatii.
To właśnie w tym niebezpiecznym momencie praca Benedicta Rogersa jest bardzo na czasie. Podjął się on tego zadania, mając wieloletnie doświadczenie w walce o prawa człowieka, m.in. założył organizację Hong Kong Watch oraz jest doradcą Międzyparlamentarnego Sojuszu ds. Chin (Inter-Parliamentary Alliance on China /IPAC), który w dynamiczny sposób kształtuje ramy globalnej debaty na temat Chin.
Podobnie jak Nieznany Buntownik (Tank Man) – niezidentyfikowany Chińczyk, który stał przed kolumną czołgów wyjeżdżających z placu Tiananmen podczas masakry prodemokratycznych demonstrantów w Pekinie 5 czerwca 1989 roku – Benedict Rogers stoi metaforycznie, ale równie buntowniczo przed tymi samymi czołgami, skrupulatnie opisując swoim czytelnikom grabieże, które naznaczyły dziesięciolecia od 1949 roku, kiedy to KPCh przejęła władzę.
Przeszłość kształtuje dzisiejszy los ponad miliona Ujgurów w Sinciangu, gdzie trwa ludobójstwo – tego określenia użyła była brytyjska minister spraw zagranicznych i premier, parlamentarzystka Elizabeth Truss.
Przeszłość kształtuje zrozumienie mających dziś miejsce aresztowań dysydentów, naukowców, dziennikarzy, pastorów i prawników.
Rzuca światło na żałosne niszczenie demokracji w Hongkongu i codzienne próby podporządkowania Komunistycznej Partii Chin 23 mln mieszkańców Tajwanu.
Zajęcie Tajwanu z jego wolnymi obywatelami umożliwi Chinom dominację nad zachodnim Pacyfikiem i Morzem Południowochińskim, a nowy sojusz Rosja–Chiny zostanie wykorzystany do osiągnięcia korzyści terytorialnych, militarnych i ekonomicznych.
Zbyt łatwo zapominamy o tym, co reżimy obu tych krajów zrobiły w przeszłości; zbyt mało studiujemy okropieństwa stalinowskiego głodu, gułagów i czystek albo Rewolucji Kulturalnej i kampanii Wielkiego Skoku Naprzód, które sprawiły, że Mao Zedong stanął na czele listy masowych morderców XX wieku.
Egzekucje, głód, śmierć w wyniku robót przymusowych, masowe deportacje, przymusowa sterylizacja i przymusowa aborcja – okropności i przerażające skutki polityki jednego dziecka i inżynierii społecznej – czystki przeciwników, więzienia za sprzeciw lub niechęć do podporządkowania się brutalnej ideologii – to są wszystkie znaki rozpoznawcze KPCh.
Historyk Frank Dikötter szacuje, że co najmniej 2,5 miliona ludzi zostało zabitych lub zamęczonych na śmierć podczas samej kampanii Wielkiego Skoku Naprzód i że „doprowadziło to do jednego z najbardziej potwornych masowych zabójstw w historii ludzkości”.
Kolejne miliony były ofiarami Rewolucji Kulturalnej, kiedy hunwejbini Mao mieli wolną rękę w zabijaniu, torturowaniu i maltretowaniu każdego, o kim mówiono, że jest wrogiem Rewolucji.
A to, co wydarzyło się w przeszłości w Tybecie – zniszczenie kultury, języka, religii – wpływa również na teraźniejszość.
Były przywódca partii w Tybecie, Chen Quanguo, po ustanowieniu drakońskiego aparatu bezpieczeństwa w Tybecie – stał się mózgiem dzisiejszych obozów koncentracyjnych w Sinciangu i systemu zniewolenia ludzi.
W marcu 2022 roku brałem udział w składaniu wieńców w Opactwie Westminsterskim z okazji 63. rocznicy powstania tybetańskiego. W przeszłości odwiedziłem Tybet i zachodnie Chiny, a raz byłem gospodarzem wizyty Dalajlamy w Liverpoolu. On mówi, że „Tybetańczyków nie tylko rozstrzeliwano, lecz także bito na śmierć, krzyżowano, palono żywcem, topiono, okaleczano, głodzono, duszono, wieszano, gotowano żywcem, grzebano żywcem, rozszarpywano, ćwiartowano i ścinano im głowy”.
Proszę, przeczytajcie Państwo także raport Centrum Simona-Skjodta ds. Zapobiegania Ludobójstwu przy Muzeum Holokaustu w Stanach Zjednoczonych pt. „Sprawić, żebyśmy powoli znikali”.
Albo też opisujący potworne zbrodnie przeciwko ludzkości raport niezależnego Trybunału Ujgurskiego, na którego czele stoi Sir Geoffrey Nice.
Wszystko zaczęło się od dyskryminacji muzułmańskich Ujgurów i eskalowało do intensywnej inwigilacji, masowych aresztowań, przymusowej sterylizacji i przymusowego zakładania wkładek domacicznych, przymusowej migracji oraz porwań ujgurskich dzieci (zabiera się ich rodzicom i umieszcza w instytucjach państwowych). Temu wszystkiemu towarzyszą przemoc, tortury i zabijanie.
Zarówno Trybunał Nice’a, jak i Muzeum Holokaustu znalazły dowody na „przymusowe interwencje chińskiego rządu w celu powtrzymania urodzin sporej liczby Ujgurów”, co sugeruje, że zamierzonym celem jest „biologiczne zniszczenie grupy w całości lub w znacznej części”.
Trybunał pod przewodnictwem Nice’a stwierdził, że jest to ludobójstwo.
Coraz bardziej zaniedbywana historia Tybetu – celowo wyretuszowana, by nie zakłócać umów handlowych z KPCh – powinna być bardzo wyraźnym ostrzeżeniem przed tym, co stanie się z Ujgurami.
Ale powinno to być również ostrzeżenie dla każdego narodu, który wierzy, że nie grożą mu podobne losy. Pokolenie Milenium i pokolenie X muszą usłyszeć tę historię, poznać zmagania ostatniej zimnej wojny, aby swobody i wolności, które często są oczywiste, nie wymknęły się nam z rąk. Muszą wiedzieć o okrutnych sankcjach odwetowych wobec odważnych krajów, takich jak Litwa, która ośmieliła się otworzyć tajwańskie biuro w Wilnie.
I nie chodzi tylko o utratę wolności i demokracji – chodzi o suwerenność, prawo do samostanowienia, tożsamość i to, co rabin Jonathan Sacks określił kiedyś jako „godność odmienności”. Chodzi o obronę uniwersalnych norm, które przyniosły korzyści ludzkości, czego przykładem jest wielka karta Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 1948 roku – antidotum na ideologię Mao i jego akolitów.
Chodzi także o naszą przerażającą zależność od KPCh i przejrzystość ich strategii w porównaniu z brakiem jakiegokolwiek spójnego podejścia Wielkiej Brytanii.
KPCh ma jasną strategię osłabiania odporności i bezpieczeństwa, promowania zależności, zdobywania własności intelektualnej i danych oraz niszczenia konkurencyjności poprzez niewolniczą pracę we wszystkich dziedzinach, od zielonej energii po sprzęt do nadzoru wytwarzany w takich miejscach jak Sinciang, a następnie używany do gromadzenia danych wzdłuż i wszerz Wielkiej Brytanii.
Z drugiej strony pozwoliliśmy KPCh na przejęcie największej w Wielkiej Brytanii fabryki chipów krzemowych i umożliwiliśmy Chinom penetrację naszych sektorów telekomunikacji i energetyki jądrowej; zgoda na ten bezprecedensowy poziom wchodzenia na nasz rynek – zagrażająca zarówno przemysłowi, jak i bezpieczeństwu – obróciła się przeciwko nam. I pozwoliliśmy Chinom dołączyć do Światowej Organizacji Handlu, a następnie nadużywać ich członkostwa, głupio wierząc, że większy handel – na ich warunkach – doprowadzi do wewnętrznej reformy. A to tylko zwiększyło apetyt krokodyla.
Paradoksalnie – a może celowo – KPCh jest największym beneficjentem pandemii COVID-19.
Udało mi się wydobyć od bardzo niechętnego do udzielenia tej informacji rządu Wielkiej Brytanii przyznanie się, że kupił on od Chin miliard testów immunochromatograficznych.
Następnie potwierdzili, że kupili 24,1 miliarda sztuk środków ochrony indywidualnej pochodzących z Chin za nieprawdopodobną łączną kwotę 10,9 miliarda funtów. To mniej więcej równowartość całego (zmniejszonego) budżetu brytyjskiej pomocy zagranicznej.
Są to również pieniądze, które mogły zostać wykorzystane do wspierania krajów rozwijających się, obecnie zależnych od chińskiej inicjatywy Nowego Jedwabnego Szlaku, która w coraz większym stopniu przybiera formę kolonializmu.
Nowy Jedwabny Szlak niszczy kraje rozwijające się i zamienia je w państwa wasalne. Narody takie jak Sri Lanka, Kenia, Uganda, Czarnogóra, Laos i Kazachstan zostały okaleczone przez długi i stały się zależne od KPCh. Raporty szczegółowo opisują opuszczone linie kolejowe i na wpół zbudowane mosty, a chiński podstępny program „pułapki zadłużenia” kosztuje te kraje miliardy. To nie jest chiński Plan Marshalla ani brytyjska pomoc rozwojowa. Chodzi o drapieżne pożyczki i wprowadzanie krajów w strefę wpływów KPCh. W Afryce jeden na pięć projektów infrastrukturalnych jest finansowany przez Chiny, a jeden na trzy budowany przez chińskie firmy.
A potem jesteśmy zaskoczeni, gdy kraje Wspólnoty Narodów popierające KPCh głosują w Zgromadzeniu Ogólnym Organizacji Narodów Zjednoczonych zgodnie z żądaniem kadr KPCh.
Widzimy też takie same próby systematycznego zawłaszczania instytucji międzynarodowych – w tym Światowej Organizacji Zdrowia, a nawet Rady Praw Człowieka ONZ. Widzimy to w kwestii infiltracji i finansowej zależności brytyjskich uniwersytetów. A także w obecności agentów KPCh w Parlamencie i partiach politycznych.
Poprzez swoje wybiórcze spojrzenie na przeszłość KPCh wielokrotnie opowiada historię godnego ubolewania dziewiętnastowiecznego handlu opium między brytyjskimi Indiami a Chinami dynastii Qing. Jednak nie tylko nie opisują, jak wielu Brytyjczyków sprzeciwiało się temu nawet w latach czterdziestych XIX wieku – Gladstone, zaciekły krytyk wojen opiumowych, przedstawiał je jako „haniebne i okropne” – kiedy pojawiają się analizy porównujące współczesne działania i okrucieństwa KPCh, ci, którzy o tym piszą lub wypowiadają się, są brutalnie uciszani. Podręczniki w Hongkongu nie mogą już wspominać o Tiananmen i nawet dzieła sztuki upamiętniające ofiary KPCh muszą być niszczone.
Proszę, pomyślcie o młodej dziennikarce Zhang Zhan, która udała się do Wuhan, aby ustalić fakty dotyczące pochodzenia COVID-19. Została za to skazana na cztery lata więzienia, a po kontynuowaniu protestów w więzieniu i pogarszającym się stanie zdrowia została poddana przymusowemu karmieniu.
Proszę, pomyślcie o Liu Xiaobo, chińskim pisarzu i dysydencie, nobliście, który zmarł w 2017 roku po odbyciu czterech wyroków więzienia i który powiedział: „Nie ma takiej siły, która mogłaby położyć kres ludzkiemu dążeniu do wolności”.
Proszę, pomyślcie o aresztowanych prawnikach w Hongkongu, takich jak Martin Lee i Margaret Ng (oboje otrzymali wyroki więzienia w zawieszeniu); pomyślcie o uwięzionych młodych działaczach na rzecz demokracji, takich jak Andy Li, Joshua Wong i Agnes Chow, lub uwięzionym właścicielu gazety Jimmy Lai. Pomyślcie o niepokornych kobietach, takich jak odważna Babcia Wong, aresztowana za kwestionowanie groźnego zastraszania i brutalnego łamania praw człowieka oraz sprzeciwianie się handlowi opartemu na niewolniczej pracy.
Pomyślcie o osobach, które spotkałem na Tajwanie w 2019 roku, takich jak Lam Wing-kee i żona Li Ming-che. Lam był więziony w Chinach za sprzedaż książek – w tym zakazanej tam „1984” – a Li, tajwański działacz prodemokratyczny, został aresztowany w 2017 roku podczas wizyty w Chinach. W areszcie przebywał do kwietnia 2022 roku, kiedy to wyszedł na wolność.
Jak pyta Benedict Rogers, czy można się dziwić, że mieszkańcy Tajwanu – terytorium, które nigdy nie było częścią Chińskiej Republiki Ludowej – żyją w lęku przed inwazją wojskową ze strony KPCh, spotęgowanym nielegalną inwazją Putina na suwerenne państwo ukraińskie?
Oczywiście tragedia polega na tym, że gdyby doktryna „jeden kraj, dwa systemy” nie została zniszczona w Hongkongu, mogłaby dawać Tajwanowi nadzieję. Zamiast tego wyszła przewrotność KPCh w podważaniu międzynarodowych traktatów.
Właśnie dlatego wezwałem rząd Wielkiej Brytanii, aby poprowadził inne demokracje do wspólnego działania na rzecz uznania Tajwanu, tym samym „odwracając sytuację na niekorzyść brutalnej KPCh”.
W ciągu ostatnich 40 lat w Parlamencie wielokrotnie poruszałem te kwestie – nie dlatego, że nienawidzę Chin: wręcz przeciwnie. Kocham Chiny i ich mieszkańców i podziwiam ich liczne zalety. To, czego nienawidzę, to ideologia, która uciska i łamie życie cudownym ludziom.
Decyzja KPCh o nałożeniu sankcji na mnie i sześciu innych parlamentarzystów miała na celu uciszenie nas. Nie udało się. Nie zmniejszyło to też mojej miłości do Chińczyków. To tylko wzmocniło determinację moją i niezliczonych osób, by dalej głośno mówić prawdę.
Benedict Rogers, podobnie jak Nieznany Buntownik, pokazuje w tej ważnej książce i poprzez kampanie organizacji Hong Kong Watch, że niezliczone głosy ostatecznie stają się kakofonią – krzykiem o zmiany.
Mam nadzieję, że przeczytają tę książkę wszyscy ci, którzy chcą stanąć po stronie narodu chińskiego w jego walce z reżimem KPCh.
David Alton,
Izba Lordów, Londyn, marzec 2022 roku
Gdy samolot wystartował z lotniska Chek Lap Kok w Hongkongu, a ja wyjrzałem przez okno na czyste piękno tego dynamicznego miasta – od drapaczy chmur i wieżowców po bujne, pagórkowate wyspy pośród lśniącego morza, ze statkami i łodziami rozsianymi wokół tego głównego światowego centrum handlowego – poczułem uścisk w gardle, a oczy zaszły mi łzami. Przyszła myśl, że najprawdopodobniej już nigdy nie będę mógł wrócić do miasta, które kiedyś było moim domem, gdzie zaczynałem moje życie zawodowe – przynajmniej zanim nie nastąpi zmiana reżimu w Pekinie.
Było to 11 października 2017 roku, trzy lata przed nałożeniem przez Pekin na Hongkong drakońskiej Ustawy o bezpieczeństwie narodowym i nieco ponad 20 lat po tym, jak przeprowadziłem się do Hongkongu, by podjąć pierwszą pracę jako świeżo upieczony absolwent. Kilka godzin wcześniej wylądowałem w Hongkongu i miała to być prywatna wizyta, podczas której miałem spotkać się ze starymi przyjaciółmi i nowymi kontaktami, aby dowiedzieć się o ich ostatnich obawach dotyczących sytuacji w mieście.
Nie planowałem wystąpień publicznych, przemówień, wywiadów w mediach i nie miałem zamiaru „wywoływać kłótni ani prowokować zamieszek” (w Chinach to przestępstwo). Najgorsze, co mógłbym zrobić – z punktu widzenia Komunistycznej Partii Chin – to być może napisać artykuł i być może krótki raport, które przeczytałoby tylko kilka osób.
Ustawiłem się w kolejce do kontroli paszportowej i kiedy nadeszła moja kolej, podszedłem do okienka i przedstawiłem mój paszport. Młoda urzędniczka imigracyjna wpisała moje dane do komputera.
Nagle jej wyraz twarzy i mowa ciała zmieniły się. Przeszył ją strach.
„Muszę zadzwonić do mojej przełożonej” – powiedziała nerwowo.
Przyszła jej przełożona, spojrzała na komputer, a potem grzecznie powiedziała, że pojawił się problem. Zaprowadzono mnie na bok do biura w korytarzu za stanowiskami kontroli paszportowej. Ale zanim mogli zabrać mnie na przesłuchanie, wydarzyło się coś zabawnego. Biuro okazało się zamknięte.
„Proszę tu zaczekać, a ja spróbuję znaleźć klucz” – powiedziała przełożona.
Przez kilka minut byłem sam na korytarzu. Oczywiście nie mogłem się nigdzie ruszyć, ale udało mi się wykonać dwa telefony – jeden do brytyjskiego konsulatu generalnego i jeden do innego ważnego kontaktu. Potem urzędniczka wróciła i dołączyło do nas kilku innych urzędników. Zostałem przesłuchany, poproszony o przedstawienie rezerwacji hotelu, a następnie poinformowany, że mają rozkaz z Pekinu, aby nie wpuszczać mnie do Hongkongu. Odmówili mi wjazdu.
Mój ważny kontakt zaoferował mi wsparcie bardzo wybitnego prawnika, który zgodził się przyjechać na lotnisko, aby mnie reprezentować. Adwokat zadzwonił do mnie podczas przesłuchania i poprosił, abym zapytał urzędników imigracyjnych, czy w przypadku jego przybycia pozwolą mu się do mnie zbliżyć. Powiedzieli, że tak, jeśli przybędzie na czas. Kilka minut później już eskortowali mnie do samolotu. Adwokat zadzwonił do mnie, kiedy wchodziłem na pokład, żeby powiedzieć, że dotarł na lotnisko, ale było już za późno.
To, że uważam, iż nie powinienem teraz wymieniać nazwisk tych, którzy próbowali mi pomóc, wiele mówi o klimacie strachu, który ogarnął Hongkong od tamtego incydentu. Są to nazwiska powszechnie znane i obie te osoby odsiadują teraz wyroki za swoją pokojową działalność prodemokratyczną; nie chcę pogłębiać ich nieszczęścia.
Byłem odprowadzony do samolotu przez pół tuzina lub więcej urzędników imigracyjnych. Najpierw wyszliśmy z biura imigracyjnego, by udać się do furgonetki, która miała przejechać przez pas startowy, a potem miałem udać się na pomost prowadzący do samolotu. Żartem spytałem przełożoną-urzędniczkę, wskazując na tłum umundurowanych funkcjonariuszy, którzy utworzyli wokół mnie krąg: „Czy oni wszyscy są tu z mojego powodu?”.
Kobieta też się uśmiechnęła i powiedziała, że tak, że wszyscy byli tam z mojego powodu.
Przy bramce, po tym, jak wszyscy pasażerowie wsiedli, i zanim ja – „parias”, persona non grata – zostałem wpuszczony na pokład, zwróciłem się do jedynego urzędnika imigracyjnego, który mnie pilnował. Był ostatnią osobą, z którą rozmawiałem, zanim wszedłem do samolotu; rzeczywiście, to była ostatnia osoba, z którą rozmawiałem twarzą w twarz i na miejscu w Hongkongu.
„Czy to koniec doktryny »jednego kraju, dwóch systemów«?”, zapytałem. „Czy to oznacza początek »jednego kraju, jednego systemu«?”.
Spojrzał na mnie błagalnie. „Proszę, ja tylko wykonuję swoją pracę. Nie mogę komentować” – odpowiedział.
„Ja wiem. I dziękuję za dobre traktowanie mnie” – powiedziałem, ponieważ podeszli do mojej deportacji z typową dla Hongkongu uprzejmością.
Ale będąc dwukrotnie deportowanym z Mjanmy (staram się, aby nie stało się to nawykiem), nie mogłem pozwolić, by bezsensowność systemu pozostała bez komentarza, więc powiedziałem: „To smutny dzień. To smutne dla mnie osobiście, ale bardziej zasmucające jest to, co to oznacza dla Hongkongu”.
Z lekkim błyskiem emocji w oczach mój jedyny towarzysz przed wejściem na pokład samolotu – urzędnik imigracyjny z Hongkongu – odpowiedział: „Tak. To smutny dzień”. Czułem, że moja deportacja nie podobała się urzędnikom z Hongkongu; po prostu wykonywali rozkazy.
Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co wydarzy się w kolejnych latach w Hongkongu i Chinach. I że ten drobny incydent był tylko przystawką. Naprawdę szokujące są totalne represje, brutalność policji i demontaż każdej podstawowej wolności w każdym miejscu w mieście. Większość moich przyjaciół z Hongkongu jest dziś w więzieniu, ma procesy, zmuszono ich do spuszczenia głów lub do wygnania.
Mogę śmiało powiedzieć, że otrzymałem wcześniejsze ostrzeżenie, że mogą pojawić się problemy.
Kilka dni przed wylotem do Hongkongu z Bangkoku, gdzie brałem udział w konferencji, zadzwonił do mnie brytyjski parlamentarzysta, który jest też moim przyjacielem. Powiedział, że skontaktowała się z nim chińska ambasada w Londynie i że ma powody, by poważnie obawiać się o moje bezpieczeństwo.
Ze zdumieniem słuchałem, jak ten wybrany przedstawiciel legislatury mojego kraju powiedział mi, że chińska ambasada dowiedziała się o mojej planowanej wizycie i poprosiła go, aby nalegał, żebym tam nie jechał. Dzięki serii telefonów i wiadomości tekstowych dowiedziałem się, że ambasada była wściekła z powodu mojej wizyty i ostrzegła mnie, że jeśli będę kontynuował podróż, to może mi się odmówić wjazdu.
Wydawało się, że chińska ambasada mocno przeceniła moje znaczenie.
Pełnię funkcję wiceprzewodniczącego Komisji Praw Człowieka w Partii Konserwatywnej Wielkiej Brytanii, która w rzeczywistości jest małą, całkowicie niedofinansowaną i całkowicie dobrowolną grupą składającą się z parlamentarzystów i aktywistów, której celem jest nagłaśnianie międzynarodowych problemów związanych z prawami człowieka. Wpływ Komisji wynika wyłącznie z jej prawa do prowadzenia dochodzeń, publikowania raportów oraz poświęcania ogromnej ilości czasu i energii na rozpowszechnianie informacji, ale jest to jedna z wielu dobrowolnych grup w Partii Konserwatywnej i z pewnością nie przemawia w imieniu partii ani nie reprezentuje jej jako całości, nie mówiąc już o rządzie. W rzeczywistości mówimy niezależnie i czasami nie zgadzamy się z rządem.
Jednak w mentalności pracowników chińskiej ambasady „partia” i „rząd” to jedno i to samo, bo tak zakłada reżim Xi Jinpinga. Co więcej, członkowie „partii” muszą się podporządkować ustalonej linii – a jeśli tego nie zrobią, jest na nich wywierana presja lub są karani. Ambasada wbiła sobie do głowy, że jadę do Chin jako przedstawiciel całej Partii Konserwatywnej, a więc i rządu. Na tej podstawie taka wizyta, która nie została uzgodniona z Pekinem, była niemile widziana. Myśleli też, że planuję odwiedzić aktywistów prodemokratycznych z Hongkongu, Joshuę Wonga, Nathana Law i Alexa Chow, którzy niedawno byli w więzieniu i w obronie których prowadziłem kampanię.
Poprosiłem znajomego parlamentarzystę o zapewnienie ambasady, że podróżuję wyłącznie jako osoba prywatna, a nie w imieniu jakiejkolwiek oficjalnej organizacji, że byłem gotów dać gwarancję, że nie będę wygłaszał przemówień ani udzielał wywiadów podczas pobytu w Hongkongu i że nie miałem absolutnie żadnych planów odwiedzania jakichkolwiek więzień.
Urzędnik ambasady odpowiedział parlamentarzyście SMS-em. Napisał: „Dziękuję Panu za ważne informacje. Czy wie Pan, KIEDY podróżuje do HK i KOGO planuje tam odwiedzić/spotkać? Gdyby spotkał się z niektórymi politykami, nadal byłoby to co najmniej niemile widziane, biorąc pod uwagę jego głęboko zakorzenione uprzedzenia co do kierunku rozwoju HK. Radzimy NIE podróżować do HK w celu angażowania się w działania naruszające praworządność lub niezawisłość sądowniczą HK i nie ingerować w sprawy HK, a tym samym wewnętrzne sprawy Chin. Prosimy o przekazanie tej wiadomości”.
Ponownie zapewniłem, że bardzo szanuję praworządność i niezawisłość sądownictwa Hongkongu. Kolejna wiadomość, jaka przyszła za pośrednictwem parlamentarzysty, brzmiała: „Nadal muszę Pana prosić, aby stanowczo odradzał Pan p. Rogersowi podróżowanie do Hongkongu. Obawiam się, że jeśli będzie nalegał na podróż, nie będzie wpuszczony”.
Po tych wiadomościach zwróciłem się o radę do kilku doświadczonych i mądrych przyjaciół w samym Hongkongu: brytyjskiego konsula generalnego i kilku wysokich rangą brytyjskich polityków, w tym ostatniego gubernatora Hongkongu, Chrisa Pattena.
Wszyscy bez wyjątku powiedzieli to samo: jest to próba zastraszenia przez chińską ambasadę, aby nie jechać, ale prawdopodobnie jest to blef. „Są szanse, że po przybyciu do Hongkongu będziesz mógł wjechać, ponieważ autonomia Hongkongu w ramach doktryny »jeden kraj, dwa systemy« – choć ulega erozji – jest nadal nienaruszona, a urząd imigracyjny Hongkongu nie chciałby znaleźć się w kłopotliwej sytuacji w związku z odmową wjazdu”. Gdyby jednak, choć to mało prawdopodobne, odmówiono mi, Pekin bezpośrednio zainterweniowałby w sprawie wjazdu do Hongkongu, świat powinien o tym usłyszeć, ponieważ byłoby to skandaliczne naruszenie autonomii Hongkongu. I tak jedynym sposobem, aby się dowiedzieć, co się stanie, było wybranie się do Hongkongu.
Zgodziłem się, więc pojechałem. Okazuje się, że Pekin nie żartował.
W całym tym zamieszaniu udało mi się zaalarmować ważny kontakt, który miał już plan dalszego działania. Zanim wylądowałem z powrotem w Bangkoku – skąd przyleciałem i dokąd zostałem odesłany – byłem już zasypany pytaniami ze strony mediów.
Przez ponad sześć godzin czekałem na lotnisku w Bangkoku, udzielając wywiadów przez telefon światowym mediom – gazetom w Hongkongu, BBC, CNN, agencjom prasowym – upewniając się tylko od czasu do czasu, że mam naładowaną baterię w telefonie komórkowym i że byłem w strefie Wi-Fi. Trudno było znaleźć czas na jedzenie; kiedy w końcu usiadłem i zamówiłem danie i coś do picia i gdy ledwo uniosłem jedzenie z talerza do ust, znów zadzwonił telefon.
Potem wsiadłem do samolotu powrotnego do Londynu. Po takim dniu jedynym, o czym marzyłem, był kieliszek wina, więc kiedy pojawił się wózek z napojami, poprosiłem o jeden. Ku mojemu zdziwieniu powiedziano mi, że jest to zabronione. Zapytałem dlaczego, ponieważ często podróżowałem tą linią lotniczą i nigdy wcześniej mi nie odmówiono. A odpowiedź brzmiała: „Został Pan deportowany z Hongkongu, a zgodnie z polityką linii lotniczej deportowanym nie podaje się alkoholu”. Poszedłem więc spać.
Kiedy wylądowałem w domu w Londynie, szaleństwo zaczęło się od nowa. W ciągu kilku godzin po wylądowaniu skontaktowałem się z BBC, a kilka dni później sprawa została podniesiona w obu izbach parlamentu. Minister Spraw Zagranicznych – którym wówczas był Boris Johnson – wydał oświadczenie, a chiński ambasador został wezwany na dywanik. Doszło do skandalu medialnego, politycznego i dyplomatycznego.
Byłem prawdopodobnie pierwszym obcokrajowcem, z pewnością „mieszkańcem Zachodu”, któremu tak publicznie odmówiono wjazdu do Hongkongu, nazywanego „światowym miastem Azji”. Tak ustanowiono precedens i po mnie byli już następni, w tym dyrektor wykonawczy organizacji Human Rights Watch Kenneth Roth, amerykański dziennikarz Michael Yon, amerykański uczony i fotoreporter Dan Garrett i japoński radny Kenichiro Wada; wydalony został też redaktor naczelny azjatyckiego biura Financial Times, Victor Mallet.
Niemal rok później byłem uczestnikiem panelu na Konferencji Partii Konserwatywnej w Birmingham obok Martina Lee, ojca ruchu demokratycznego w Hongkongu, Benny Tai’a, jednego z organizatorów hongkońskiej Rewolucji Parasoli, oraz Nathana Lawa, który był najmłodszym parlamentarzystą wybranym w Hongkongu i jednym z pierwszych więźniów politycznych w mieście. Gdy zbliżaliśmy się do końca dyskusji, zostałem poproszony przez prowadzącą panel – odważną posłankę, Fionę Bruce, która w tamtym czasie przewodniczyła Komisji Praw Człowieka Partii Konserwatywnej – o wygłoszenie kilku uwag końcowych.
W połowie mojego krótkiego komentarza, w którym podkreśliłem, że nie mam nic przeciwko Chinom jako krajowi i że kocham Chiny, a jestem przeciwko Komunistycznej Partii Chin (KPCh), odezwała się pełna gniewu Chinka siedząca w drugim rzędzie. Była to Kong Linlin, reporterka CGTN, chińskiej państwowej stacji telewizyjnej. Dosłownie krzyczała na mnie przez kilka minut, przepełniona jadem, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłem.
– „Jesteś kłamcą” – krzyknęła.
„Jesteś przeciw Chinom. Próbujesz zniszczyć Chiny”.
Kiedy młody aktywista z Hongkongu, Enoch Lieu, podszedł do niej i w niezwykle spokojny, opanowany i uprzejmy sposób poprosił ją, by wróciła na swoje miejsce, Kong uderzyła go kilka razy. Jej ostatnie uderzenie zostało uchwycone przez kamerę, a nagranie trafiło do sieci i stało się wiadomością numer jeden na całym świecie1. Chińska reporterka została aresztowana, a następnie oskarżona o napaść i skazana za nią. Oczywiście Ambasada Chin była wściekła z powodu jej aresztowania i robiła wszystko, co w jej mocy, aby powstrzymać wymiar sprawiedliwości.
Na moją skrzynkę pocztową przyszły również dziesiątki listów ze stemplami z Hongkongu z pogróżkami wobec mnie, a moi sąsiedzi z cichego przedmieścia Londynu, gdzie mieszkam, otrzymali listy mówiące im, by monitorowali moje ruchy. Pierwszy taki list miał u góry moje zdjęcie zaczerpnięte z internetu i napis: „Uważaj na niego!”. To trafiło do wszystkich moich sąsiadów2.
Moja mama otrzymała listy, w których radzono jej, by kazała synowi się zamknąć3, a co najmniej czterech brytyjskich parlamentarzystów cztery razy zostało poproszonych przez chińską ambasadę o uciszenie mnie. Podstawiony oszust próbował zrezygnować z członkostwa w Partii Konserwatywnej w moim imieniu i powiedziano mi, że ówczesny ambasador Chin w Londynie, Liu Xiaoming, dzwonił do Partii Konserwatywnej specjalnie w mojej sprawie. Niedługo po tym telefonie zostałem usunięty z oficjalnej listy kandydatów Partii Konserwatywnej. Interpretujcie to Państwo tak, jak chcecie.
Podczas wizyty w Kanadzie w listopadzie 2021 roku otrzymałem pusty e-mail z fałszywego adresu, w którego temacie wpisano: „Do zobaczenia w hotelu Sheraton”. Miałem zarezerwowany pobyt na kilka dni w hotelu Sheraton w Vancouver, gdzie zaplanowałem parę spotkań. Natychmiast zasięgnąłem porady dotyczącej mojego bezpieczeństwa. Początkowym odruchem było niepoddanie się temu, co najwyraźniej było próbą zastraszenia mnie, więc postanowiłem nie rezygnować ze swoich planów. Ale wtedy doświadczony kanadyjski były oficer policji powiedział mi, że Vancouver jest tak zinfiltrowane przez KPCh, że jest teraz, jak to określił, „strefą zero” i że powinienem potraktować tę groźbę poważnie. Gdybym był w Londynie, Nowym Jorku, Waszyngtonie, Paryżu albo nawet Ottawie, powiedział, prawdopodobnie nie musiałbym się martwić, ale w Vancouver byłem daleko od moich kontaktów politycznych i tych związanych z bezpieczeństwem, a bardzo blisko KPCh.
Nie miałam pojęcia, skąd ktoś, kto stał za tym e-mailem, wiedział, gdzie się zatrzymam – mogło to być wynikiem włamania do mojej poczty e-mailowej, ale równie dobrze mogło pochodzić z przecieku jednego z moich kontaktów w Vancouver lub – jak powiedziało mi kilku kanadyjskich ekspertów ds. bezpieczeństwa – chiński reżim mógł mieć w hotelu przyjaciela, który rozpoznał moje nazwisko; taki jest tam poziom infiltracji. W Sheratonie umówiłem się na kilka spotkań z mieszkańcami Hongkongu, o których wiedziałem, że nie chcą być zdemaskowani, więc bardziej dla nich niż dla siebie zmieniłem hotel. Kiedy powiedziałem o tym urodzonej w Hongkongu kanadyjskiej posłance Jenny Kwan, wyglądała na przerażoną. „Zrobiłabym to samo”, powiedziała.
Następnie w lutym 2022 roku strona internetowa organizacji, którą współzałożyłem i prowadzę, Hong Kong Watch, została zablokowana w Hongkongu. Miesiąc później, kiedy obudziłem się pewnego ranka, otworzyłem pocztę e-mail i znalazłem w załączeniu list od policji w Hongkongu, a następnie e-mail od Biura Bezpieczeństwa Narodowego w Hongkongu, informujące mnie, że nasza strona internetowa stanowi poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Chin i dlatego mamy usunąć całą witrynę internetową, a niewypełnienie tego zalecenia może spowodować, że osobiście – jako współzałożyciel i dyrektor naczelny – zostanę ukarany grzywną w wysokości 100 tys. dolarów hongkońskich (13 tys. dolarów) i karą od roku do trzech lat pozbawienia wolności, a może nawet karą dożywocia4. Zadbaliśmy o to, by kilka dni później pojawiło się to na pierwszych stronach gazet, by informowały o tym „Times”5 i BBC6, za nimi inni. Następnie Liz Truss, wówczas brytyjska Minister Spraw Zagranicznych, a później premier, i inni zabrali głos i udzielili nam poparcia. Grożenie obcokrajowcowi i zagranicznej organizacji na obcej ziemi może jest zgodne z klauzulą eksterytorialności zawartą w Ustawie o bezpieczeństwie narodowym, którą Pekin nałożył na Hongkong, ale jest to oburzające i niedopuszczalne.
W porównaniu z okrucieństwami, jakie znoszą ludzie żyjący pod rządami KPCh, moje perypetie są o tyle warte wspominania, że pokazują, iż zachowanie chińskiego reżimu nie ogranicza się do represjonowania własnego narodu, ale rozciąga się na próby uciszenia swoich krytyków daleko poza granicami Chin. Niedorzeczne próby wywierania na mnie presji ze strony reżimu tylko mnie rozśmieszają i podwajają moją determinację do dalszego wypowiadania się przeciwko brutalnej władzy w Pekinie. To dla mnie zdumiewające, że dyktatura, która uważa się za supermocarstwo, może być tak zaniepokojona działalnością jednego działacza w Londynie, że posuwa się do granic możliwości. To oznaka niepewności reżimu. Ale choć jest to śmieszne, podstawowy problem – długie ramię Pekinu rozciągające się na nasze demokracje: na nasze uniwersytety, naszą gospodarkę, nasze przedsiębiorstwa, nasz sektor energetyczny, naszą sztukę, naszą naturalną infrastrukturę krytyczną i naszą politykę – powinien być traktowany poważnie.
Przez 30 lat pracowałem w Chinach i blisko nich.
Po raz pierwszy pojechałem tam w wieku 18 lat – trzy lata po masakrze na placu Tiananmen w 1989 roku – aby przez sześć miesięcy uczyć angielskiego w Qingdao, mieście na wschodnim wybrzeżu Chin, w prowincji Szantung, słynącym z najlepszego piwa w Chinach. Wróciłem tam jako student, aby uczyć w szpitalu podczas wakacji letnich w 1995 i 1997 roku, kontynuowałem studia magisterskie dotyczące Chin w School of Oriental and African Studies na Uniwersytecie Londyńskim i ukończyłem pracę doktorską na temat polityki chińskiego rządu wobec religii, na potrzeby której przeprowadziłem wywiady z wybitnymi przywódcami kościoła domowego, między innymi z Allenem Yuan Xiangchen w Pekinie oraz emerytowanym zwierzchnikiem oficjalnego kościoła zatwierdzonego przez państwo, znanego jako „Patriotyczny Ruch Potrójnej Autonomii”, biskupem Ding Guangxun (lub KH Ting) w Nanjing. Swoją karierę jako dziennikarz i działacz na rzecz praw człowieka rozpocząłem w Hongkongu, gdzie mieszkałem przez pierwsze pięć lat po przekazaniu władzy w tym mieście Chinom. To była moja pierwsza praca po studiach.
Spałem na Wielkim Murze Chińskim, spacerowałem o północy w świetle księżyca przez Zakazane Miasto w Pekinie, wspiąłem się na górę Tai Shan, łowiłem kormorany na jeziorze Er Hai w Dali, kilkakrotnie przekraczałem granicę między prowincją Yunnan a Mjanmą i byłem ścigany przez chińską policję w prowincji Liaoning w pobliżu granicy z Koreą Północną.
Przez 25 lat regularnie podróżowałem po Chinach, od Pekinu po Kunming; z Shenyang do Shenzhen; z Qingdao do Dali; z Szanghaju, Hangzhou, Suzhou, Guangzhou i Nanjing do Dandong, Guilin, Yangshuo i Ruili; i oczywiście do Hongkongu. Od 2017 roku wiem, że nie mogę wrócić do Chin, więc moja praca ogranicza się do międzynarodowego orędownictwa; próbuję obudzić serca i umysły na stale rosnące niebezpieczeństwa, jakie stwarza reżim KPCh.
Reżim, który wypowiedział wojnę wartościom uniwersalnym i prawom człowieka, demokracji, wolności i praworządności, który podważył umowę międzynarodową zarejestrowaną jako traktat w ONZ, który bezkarnie dopuszcza się ludobójstwa i zbrodni przeciwko ludzkości i grozi swoim krytykom za granicą prawdziwą agresją, z pewnością jest reżimem, którego żadne liberalne, otwarte, demokratyczne społeczeństwo nie może uważać za przyjaciela. Reżim, który jest osłoną dla brutalnych dyktatur sąsiednich krajów, np. totalitaryzmu w Pjongjangu i przestępczej junty wojskowej w Naypyidaw, i wspiera je, nie może być zaufanym partnerem.
Przez jakiś czas zmagałem się z pytaniem, czy napisać tę książkę. W mojej głowie narodził się taki pomysł, ale wiem, że jest tak wiele książek o Chinach. Rynek jest nasycony i zastanawiałem się, co mógłbym wnieść do tego tematu.Zainspirowały mnie, doinformowały i przykuły moją uwagę między innymi takie tytuły jak „Zostaliśmy zharmonizowani: życie w chińskim państwie nadzoru” („We Have Been Harmonized: Life in China’s Surveillance State”) autorstwa Kai Strittmattera, „Każdy twój oddech: nowa tyrania Chin” („Every Breath You Take: China’s New Tyranny”) Iana Williamsa, „Czerwona ruletka” („Red Roulette”) Desmonda Shuma, „Zamach stanu w Chinach: wielki skok ku wolności” („China Coup: The Great Leap to Freedom”) Rogera Garside’a, „Cesarz jest daleko” („The Emperor Far Away”) Davida Eimera, „Chiny bez ograniczeń: nieład nowego świata” („China Unbound: A New World Disorder”) Joanny Chiu i „Świat według Chin” („The World According to China”) Elizabeth Economy.
Tak samo ważne są takie specjalistyczne książki o KPCh, Ujgurach, Hongkongu, Tybecie i innych aspektach związanych z Chinami jak: „Partia: tajny świat komunistycznych władców Chin” („The Party: The Secret World of China’s Communis Rulers”) Richarda McGregora, „Przywódcy Chin: od Mao do teraźniejszości” („China’s Leaders: From Mao to Now”) Davida Shambaugha czy książka Petera Mattisa i Matthew Brazila na temat Zjednoczonego Frontu pt. „Chińskie szpiegostwo komunistyczne: elementarz wywiadu” („Chinese Communist Espionage: An Intelligence Primer”), a także „Długa gra: wielka strategia Chin mająca na celu wyparcie amerykańskiego porządku” („The Long Game: China’s Grand Strategy to Displace American Order”) Rusha Doshi, „Niewidzialna wojna. Jak Chiny w biały dzień przejęły Wolny Zachód” („Stealth War: How China Took Over While America’s Elite Slept”) Roberta Spaldinga, „Ukryta ręka. Jak Komunistyczna Partia Chin przekształca świat” („Hidden Hand: Exposing How the Chinese Communist Party Is Reshaping the World”) Clive’a Hamiltona i Mareike Ohlberga, a także książki Seana Robertsa, Darrena Bylera, Gardnera Bovingdona i Geoffreya Caina o Ujgurach oraz Stephena Vinesa, Michaela Sheridana, Anthony’ego Dapirana, Jasona Ng, Louisy Lim, Karen Cheung i Marka Clifforda o Hongkongu.
Wspomnienia dysydentów, takich jak Ai Weiwei, Joshua Wong, Nathan Law i inni, również są wspaniałe. To wszystko książki, które mogę naprawdę polecić i których nie próbuję powielać. Są też inne, których tu nie wymieniłem. Ta moja mała próba to raczej dodatek, załącznik, ale i hołd złożony wyżej wymienionym. W związku z tym w tej książce nie powtarzam historii Chin, ponieważ opowiada ją wiele innych pozycji. Skupiam się na teraźniejszości i przyszłości.
Doskonale zdaję sobie sprawę, że największą krytyką wobec mnie ze strony trolli KPCh w mediach społecznościowych, znanych „wumao”, oraz ze strony sługusów partii jest to, że nie byłem na miejscu w Chinach ani w Hongkongu przez kilka ostatnich lat. To niezaprzeczalne. Ale to nie dlatego, że nie chciałem odwiedzić tych miejsc. To chiński reżim nie chce mnie tam wpuścić. Co ma do ukrycia? Co chce przede mną ukryć? To są pytania warte zadania.
Długo odkładałem napisanie tej książki. Ale w końcu przyjaciele, wydarzenia i odważni wydawcy przekonali mnie, że powinna powstać.
To książka, która przede wszystkim zwraca uwagę na fundamentalne kwestie dotyczące naszych relacji z Chinami.
Książka, która mówi, że powinniśmy miłować narody w Chinach, interesować się nimi i, w miarę możliwości, pomagać im i z nimi współpracować, ale przeciwstawiać się zakłamaniu, brutalności, nieludzkości i przestępczości reżimu KPCh – i rozumieć tę różnicę.
To książka, która absolutnie nie jest pamiętnikiem ani autobiografią, niemniej dość obszernie czerpie z moich własnych doświadczeń życiowych w Chinach i Hongkongu, działalności w obronie praw człowieka oraz, w niewielkim stopniu, z doświadczeń związanych z zastraszaniem mnie przez KPCh, z moimi przyjaźniami z wieloma aktywistami spośród narodów Chin i z Hongkongu, którzy doświadczają represji na takim poziomie, jaki mogę sobie tylko wyobrazić. Opieram się na własnych doświadczeniach nie dlatego, że są wyjątkowe, ale dlatego, że chcę ożywić te zagadnienia i pokazać, że nie jest to jakieś abstrakcyjne i dalekie wyzwanie, ale temat, który dotyczy nas, jest blisko naszego domu, gdziekolwiek na świecie się on znajduje.
I co ważniejsze, jest to książka, w której te osobiste podróże są jedynie tłem, namacalnym wabikiem, wprowadzeniem i odrobiną koloru dodanego do znacznie ważniejszych, fundamentalnych kwestii dotyczących tego, co możemy zrobić, jak poradzić sobie z Pekinem, i tego, czy możemy zmienić całą naszą politykę i relacje. Kiedy te myśli zaczęły się przenikać, niniejsza książka zaczęła nabierać kształtu.
Ta pozycja przedstawia także zmiany w moich osobistych postawach, równolegle do zmian zachodzących w Chinach. Dopóki rządy Xi Jinpinga nie rozpoczęły się w 2012 roku, uważałem, że chociaż reżim KPCh zawsze był represyjny, istniało wiele powodów do ostrożnego optymizmu co do liberalizacji Chin, bo kraj ten otwierał się gospodarczo i łagodniał politycznie. I mogłem zobaczyć to na własne oczy. Spotkałem się z chińskimi prawnikami zajmującymi się prawami człowieka, działaczami społeczeństwa obywatelskiego, blogerami, dziennikarzami obywatelskimi i wyznawcami różnych religii w Pekinie i innych chińskich miastach, którzy w ramach pewnych ograniczeń mieli trochę przestrzeni do działania. Miałem nadzieję, chwiejną co prawda, że przestrzeń ta się rozszerzy i Chiny staną się bardziej wolne.
W ciągu ostatniej dekady, gdy przywództwo Xi Jinpinga zwiastowało coraz większą intensyfikację represji, cała ta przestrzeń do działania, którą widziałem na własne oczy, zniknęła – a wraz z nią dosłownie zniknęło wielu ludzi. Obserwowałem to głównie z daleka w ostatnich latach i moje własne poglądy zmieniły się równie dramatycznie, jak sytuacja w Chinach. Stare przysłowie mówi: „Kiedy zmieniają się fakty, zmieniam zdanie”. KPCh daje niewielką nadzieję (lub nie daje żadnej) na reformę i reprezentuje coraz bardziej mroczną i niebezpieczną przyszłość. Nadzieja musi leżeć w narodach Chin i w perspektywie, że pewnego dnia mogą znaleźć metodę na osiągnięcie fundamentalnej zmiany w sposobie, w jaki są rządzone.
Chiny były ogniwem wielu spraw, w które się angażowałem przez całe moje dorosłe życie. Nawet w mojej pracy w Mjanmie, Korei Północnej, Timorze Wschodnim, na Malediwach, w Pakistanie i innych częściach Azji problemem, którego nie mogłem długo ignorować, były Chiny.
W ostatnich latach stałem się bardziej głośny i aktywny w mojej krytyce reżimu w Pekinie, w różnych rolach – jako współzałożyciel, przewodniczący i dyrektor generalny Hong Kong Watch, jako starszy analityk ds. Azji Wschodniej w międzynarodowej organizacji praw człowieka, Światowej Solidarności Chrześcijan, jako wiceprzewodniczący Komisji Praw Człowieka Partii Konserwatywnej, jako członek rad doradczych Międzyparlamentarnego Sojuszu ds. Chin, Fundacji Chińska Demokracja oraz kampanii Powstrzymajmy Ludobójstwo Ujgurów, a także jako „ambasador” torysów w Tybecie. Dlatego ta książka zawiera rozdział o budzącym się wolnym świecie i powstaniu światowego ruchu na rzecz praw człowieka dla wszystkich narodów cierpiących z powodu represji chińskiego reżimu.Jeśli chińska sieć dotknęła moje życie, to proszę pomyśleć, jak bardzo ta sieć jest wpleciona w wielkie geopolityczne kwestie naszych czasów. To nie jest zagadnienie, które można omijać lub ignorować. Ci, którzy domagają się „niuansów” lub dostrzegają „złożoność” tematu, mają rację, ale ryzykują zaprzedaniem swojej duszy. Tak, uzyskanie poprawnej odpowiedzi dotyczącej polityki wiąże się ze złożonością. I nie, nie wierzę, że możemy „odłączyć się” od reżimu, który rządzi 1,4 miliardem ludzi i jest drugim co do wielkości mocarstwem gospodarczym, politycznym i wojskowym na świecie po Stanach Zjednoczonych. Pytaniem nie jest dla mnie, czy się angażować, ale jak się angażować. I musimy znaleźć na nie odpowiedź, uznając, że w charakterze reżimu KPCh jest niewiele rzeczy złożonych lub zawierających niuanse. To jest oczywiste. Jest to kłamliwa, niegodna zaufania, skorumpowana, barbarzyńska, brutalna, nieludzka, represyjna, przestępcza, zakompleksiona dyktatura. Pytanie brzmi, co z tym zrobimy, zarówno w interesie narodów Chin, które poznałem i kocham, jak i naszych własnych wolności, które cenię. Oto pytanie, które ta książka ma na celu zadać i przynajmniej spróbować na nie odpowiedzieć. Ta książka zbiega się ze „srebrnym jubileuszem” (jeśli można to tak nazwać) przekazania Hongkongu Chinom 25 lat temu. Wyznacza także – poza nieprzewidzianymi ewentualnościami – początek drugiej dekady rządów Xi Jinpinga, co oznacza w pewnym stopniu powrót do polityki kultu jednostki i dożywotniej dyktatury, zniesienia kadencyjności i zakończenia kolektywnego przywództwa, z którym mieliśmy do czynienia w Chinach przez 40 lat. I to dwa lata po 70. rocznicy inwazji na Tybet i 100. rocznicy powstania KPCh, trzy lata po 70. rocznicy powstania Chińskiej Republiki Ludowej, 20 lat po moim opuszczeniu Hongkongu i 30 lat, odkąd po raz pierwszy pojechałem do Chin. Jest to książka o Chinach, mojej miłości do tego kraju jako całości i moim przerażeniu z powodu gwałtów i prześladowań dokonywanych przez komunistyczny reżim. Zaczyna się – nawiązując do relacji z mojego pobytu w Qingdao – od Hongkongu, ponieważ dla tej książki, dla mnie i dla tak wielu osób to wspaniałe miasto jest punktem wyjścia do szerszej i bogatszej – i niestety bardzo tragicznej – historii. Jednak mówiąc to, mam na uwadze odrębność Hongkongu, jego autonomię oraz odrębną kulturę i tożsamość, których z pasją bronię. Uznając tę odrębność, w głębi duszy wiem też, że przyszłość Hongkongu jest powiązana z przyszłością każdego przeciwnika reżimu w Pekinie. Tak więc ta książka próbuje przedstawić, przynajmniej jako wstęp, zmagania Ujgurów, Tybetańczyków, Tajwańczyków, chińskich chrześcijan, praktykujących Falun Gong, chińskie społeczeństwo obywatelskie, prawników, dysydentów, blogerów i wszystkich krytyków skorumpowanych i brutalnych władców, którzy mieszkają w pekińskiej dzielnicy Zhongnanhai. I próbuje pokazać, że zawsze drogie mi były i są wolność i godność moich bliskich przyjaciół, z którymi zajadałem się pierogami, makaronami i ryżem w Qingdao, Pekinie, Kunming, Szanghaju, Suzhou, Nankinie czy w Hongkongu, oraz że zawsze je szanowałem i szanuję. I jeśli oni mają odnieść sukces w swojej walce, to muszą stanąć razem. Reżim KPCh jest „siecią”, jednoczy nas wszystkich – także mnie – przeciwko niemu samemu. W 1949 roku przewodniczący Mao Zedong oświadczył, że naród chiński powstał. Sednem tej książki jest takie oto wewnętrzne przesłanie: bycie prochińskim i pro-KPCh to dwie zupełnie różne rzeczy. Jestem głęboko za Chinami. Ale jestem głęboko wrogo nastawiony do reżimu, który bije, torturuje i więzi moich przyjaciół, a to z naruszeniem umowy międzynarodowej, a to z pogwałceniem prawa międzynarodowego dotyczącego zbrodni przeciwko ludzkości, ludobójstwa i innych okrucieństw. I wierzę, że nadszedł czas, aby stanąć w obronie narodów Chin. Powodem, dla którego opowiadam się za prawami człowieka, jest to, że chcę, aby narody Chin żyły w wolności i były traktowane z godnością. To przedstawiciele KPCh, a nie jej krytycy są antychińscy. Im szybciej ludzie to zrozumieją, tym lepiej. I im szybciej reszta świata powstanie i przestanie kłaniać się tyranom w Pekinie, tym lepiej. Mam nadzieję, że opowiadając moją historię i, co ważniejsze, przekazując świadectwa moich przyjaciół z Hongkongu, Ujgurów, Tybetańczyków, Chińczyków i innych – z różnych perspektyw politycznych, wyznaniowych, etnicznych itd. – możemy zbudować więź przeciwko sprawie, której się sprzeciwiamy: autorytaryzmowi. Pracujmy wszyscy na rzecz wolnych Chin, które uczyniłyby życie w wolnym świecie łatwiejszym. Ta książka zaczyna się od czasu spędzonego w Qingdao, a następnie opowiada o wczesnych latach spędzonych w Hongkongu i o wielu szczęśliwych wspomnieniach z podróży po Chinach. O ludziach, których miałem zaszczyt spotkać i pokochać. Ale nie jest to książka o przeszłości. Przeszłość to tylko tło. To przede wszystkim książka o teraźniejszości i przyszłości – dla Chin i dla nas wszystkich. I dla wolności.
Jakie to uczucie pożegnać się z domem na zawsze? Czy wyobrażacie sobie Państwo życie bez domu?
Minęły dwa lata, odkąd uciekłem z Hongkongu. Mieszkałem tam przez dwie dekady, ale podjęcie decyzji o wyjeździe zajęło mi zaledwie kilka dni. Nie miałem wyboru. Wprowadzenie Ustawy o bezpieczeństwie narodowym – ustawy, która nadużywa niejasno zdefiniowanego terminu „bezpieczeństwo narodowe” i kryminalizuje wolność słowa i pokojowe protesty – zmieniło wszystko. Gdybym został, groziłyby mi dziesiątki lat więzienia.
W ostatnich latach setki mieszkańców Hongkongu trafiło za kratki, ponieważ protestowali przeciwko rządowi w najbardziej cywilizowany i pokojowy sposób. Joshua Wong, Lester Shum, Chu Hoi Dick, Jimmy Lai... Lista jest długa, a wielu z nich to moi przyjaciele, którzy stali ramię w ramię ze mną, kiedy protestowaliśmy na ulicach. Fakt, że jestem teraz poszukiwany przez rząd, nie tylko pozbawia mnie możliwości powrotu do Hongkongu, lecz także sprawia, że komunikowanie się z moimi przyjaciółmi w potrzebie jest niebezpieczne. Władze zmusiły nas do zerwania więzi, bo tylko tak możemy chronić działaczy, którzy są prześladowani.
Kiedy żyje się na wygnaniu, bez względu na to, ile wykonało się pracy i na jakie uznanie się zasłużyło, do umysłu wkrada się poczucie winy i ból. Można przemawiać do dziennikarzy i polityków, na wiecach i imprezach, a także napisać ten Prolog, aby podnosić świadomość na temat zagrożenia, ale to inni siedzą w więzieniu. Wielu z nich nie ma pojęcia, kiedy będą mogli stamtąd wyjść – siedzą tam od ponad roku, bez należytego procesu. Jako aktywista powinno się dodawać siły i energetyzować tłumy w celu rozwoju społeczeństwa, ale napotyka się egzystencjalny kryzys, gdy przychodzi poczucie żalu i bezsilności.
To jest stan umysłu, z którym my, zmuszeni do opuszczenia naszego domu – miejsca, które kochamy i którego ochronie poświęciliśmy tyle życia – musimy się regularnie mierzyć. Każdy z nas ma inną historię traumy i odwagi w oparciu o to, przez co przechodzimy, gdy niszczone są wolności. Te historie powinny być spisane, rozpowszechniane i pamiętane. To dopełnia naszą egzystencję, sprawia, że nie odchodzimy na darmo, i zmniejsza nasz ból, gdy widzimy w oczach naszych współbraci, jak są silni i odważni. To sprawia, że wstawianie się za nimi jest formą ochrony i zobowiązaniem.
Przypominając o tym, co dzieje się w Hongkongu, musimy zachęcić innych do myślenia. Kim jesteśmy? Kim są ludzie, o których należy pamiętać? Jakie zagadnienia powodują, że chcę wziąć do ręki książkę i ją przeczytać? Jest to z pewnością kwestia głęboko osobista, ale ma też swój wymiar publiczny – jako obywatele dowolnego kraju jesteśmy zobowiązani do wspólnego działania. Jeśli jesteś obywatelem Wielkiej Brytanii, historyczne więzi między Wielką Brytanią a Hongkongiem mogą zachęcić Cię do troski o ruch demokratyczny w tym mieście. Jeśli jesteś obywatelem USA, groźba wzrostu autorytaryzmu może skłonić Cię do przemyślenia, jak powstrzymać agresję Komunistycznej Partii Chin (KPCh). Dodatkowo, historie walki o wolność należą do tych najważniejszych, o których nie wolno nam zapominać i z których powinniśmy się uczyć.
Książka Benedicta Rogersa opowiada historie wielu ludzi mających podobne doświadczenia smutku i utraty, a jednocześnie cierpiących z odwagą ukształtowaną przez dążenie do tego, co naprawdę stanowi wolne i otwarte społeczeństwo. W obecnym dyktatorskim państwie Chińskiej Republiki Ludowej (ChRL) obrońcy praw człowieka spotykają się z poważnymi atakami i są uciszani. Są bici, więzieni, a nawet znikają. Niektóre ze śladów ich obecności są usuwane z internetu, w pełni kontrolowanego i cenzurowanego przez KPCh; magicznie znikają w granicach „wielkiej zapory sieciowej”. Mają oni różne aspiracje i żądania, ale napotykają to samo źródło represji, które uciska również resztę chińskiej społeczności.
Należy pamiętać o bojownikach o wolność, którzy ośmielają się występować przeciwko KPCh, zwłaszcza o ludziach, którym zależy na swobodach i demokracji. W tej obszernej książce Benedict Rogers z powodzeniem przedstawia istotę ich przekonań i to, dlaczego te głosy mają znaczenie dla świata. Jeśli zapomnimy ich historie, nie będziemy w stanie zrozumieć, co KPCh niszczy; jeśli nie pojmiemy, co KPCh próbuje zniszczyć, nie będziemy wiedzieli, jak zareagować, gdy zapukają do naszych drzwi, co już się dzieje. Jeśli nie będziemy w stanie zareagować, gdy nasza wolność i demokratyczny sposób życia zaczną nam się wymykać, świat, jaki znamy, zawali się i być może już nigdy go odzyskamy.
Wolność nie jest za darmo. Czasami jest kosztowna. Utrzymanie jej jest kosztowne, ale odzyskanie wolności po jej utracie będzie jeszcze kosztowniejsze. Pierwszym krokiem do przełamania bierności jest poznanie historii ludzi, którzy opierają się autorytaryzmowi. Nigdy nie jest za późno, aby sięgnąć po tę książkę i zagłębić się w ich świat.
Nathan Law,
maj 2022 roku
1Hong Kong Free Press, „UK Conservative Party Member ‘Assaulted by Chinese State TV Reporter’ at Conference”, październik 2018, https://www.youtube.com/watch?v=J9bd04kkGbg&t=22s.
2 Alvin Lum, „Threatening Letters Sent from Hong Kong Make British Human Rights Activist ‘More Determined’ to Speak Up for City”, South China Morning Post, 13 lipca 2018, https://www.scmp.com/news/hong-kong/politics/article/2155147/threatening-letters-sent-hong-kong-make-british-human-rights.
3 Joseph Loconte, „Chinese Intimidation Comes to Benedict Rogers’ Mailbox”, Washington Examiner, 23 lipca 2018, https://www.washingtonexaminer.com/.
4 Hong Kong Watch, „Hong Kong Watch Co-Founder and CEO Benedict Rogers Threatened under National Security Law”, 14 marca 2022, https://www.hongkongwatch.org/all-posts/2022/3/14/hong-kong-watch-co-founder-and-ceo-benedict-rogers-threatened-under-national-security-law.
5 Henry Zeffman, „Hong Kong Threatens British Human Rights Activist”, Times (London), 14 marca 2022, https://www.thetimes.co.uk/article/hong-kong-threatens-british-human-rights-activist-3k5zvjdfk.
6 James Landale, „Hong Kong: Briton Accused of Jeopardising China’s Security”, BBC News, 14 marca 2022, https://www.bbc.co.uk/news/uk-60732949.