Co czyha w lesie? - Terri Parlato - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Co czyha w lesie? ebook i audiobook

Parlato Terri

3,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

80 osób interesuje się tą książką

Opis

Jej kariera baletowa została przerwana przez kontuzję. Niegdyś obiecująca młoda tancerka wraca do rodzinnego miasta, by zmierzyć się nie tylko z makabrycznym odkryciem, ale też świadomością, że nic z jej przeszłości nie jest takie, jak sądziła…

Esme Foster opuściła przedmieścia Bostonu by zostać profesjonalną baletnicą. Jedenaście lat później jej karierę przerwała kontuzja, a Esme zrozumiała, że pora wrócić do Graybridge i pomóc bratu opiekować się chorym ojcem. Jej powrót zbiega się z niewyobrażalną zbrodnią – jedna z jej licealnych przyjaciółek – Kara – zostaje znaleziona martwa w lesie.

Esme zaczyna widzieć w snach mężczyznę, który pojawił się na miejscu wypadku samochodowego, w którym zginęła jej matka – i powiedział, że ją też kiedyś zabije. Wszyscy upierali się, że był wytworem wyobraźni po tym, jak doznała wstrząsu mózgu. Ale ona i Kara były do siebie bardzo podobne…

Czy do morderstwa Kary mogło dojść przez pomyłkę?

Detektyw Rita Myers zna zżyte społeczności, takie jak Graybridge. I doskonale wie, że pod życzliwością często kryją się szepty i tajemnice…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 440

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 47 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Kim Sayar

Oceny
3,8 (88 ocen)
29
29
19
6
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MagdaLewczuk

Nie polecam

Koszmarnie nudna, lektorka tez 👎
20
Trianglipetrus3333

Nie polecam

W lesie czycha koszmarna nuda.
10
SowiDwor

Całkiem niezła

nie oceniam książki tylko lektora. kochana to jest kryminał, a nie harlequin... proszę może zmienić ekspresję, barwę, lub... gatunek.? z poważaniem.
10
Maczeszka

Nie polecam

Bardzo przewidywalna, nudna.
00
Gacek47

Całkiem niezła

Najsłabsza z książek autorki.
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału:WHAT WA­ITS IN THE WO­ODS
Re­dak­cjaAnna Pła­skoń-So­ko­łow­ska
Tłu­ma­cze­nie Anna Ber­giel
Ko­rektaBo­żena Si­gi­smund
Pro­jekt gra­ficzny okładkiMa­riusz Ba­na­cho­wicz
Skład i ła­ma­nieŁu­kasz Slo­torsz
Co­py­ri­ght © 2024 by Terri Par­lato First pu­bli­shed by Ken­sing­ton Pu­bli­shing Corp. All Ri­ghts Re­se­rved Po­lish edi­tion co­py­ri­ght © 2025 Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o. o. Po­lish trans­la­tion co­py­ri­ght © 2025 Anna Ber­giel
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w In­ter­ne­cie.
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-8329-601-2
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. K. K. Ba­czyń­skiego 1 lok. 2 00-036 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla wszyst­kich mo­ich muz –także tych, któ­rych już nie ma

PO­DZIĘ­KO­WA­NIA

Dzię­kuję wszyst­kim nie­zwy­kłym lu­dziom z Ken­sing­ton Pu­bli­shing. Nie ma od­po­wied­nich słów, abym mo­gła wy­ra­zić wdzięcz­ność za to, co dla mnie zro­bi­li­ście. Dzię­kuję także mo­jemu wspa­nia­łemu re­dak­to­rowi, Joh­nowi Sco­gna­mi­glio, za za­chę­ca­nie mnie do pracy i głę­bo­kie wy­czu­cie tego, co uczy­niło tę opo­wieść nie­skoń­cze­nie lep­szą.

Dzię­kuję mo­jej nie­zrów­na­nej agentce, Mar­lene Strin­ger. To za jej sprawą speł­niło się ma­rze­nie, które no­si­łam w so­bie od po­nad pięć­dzie­się­ciu lat. Na­prawdę nie wiem, jak mo­gła­bym wy­ra­zić ogrom mo­jego uzna­nia.

Bar­dzo dzię­kuję San­drze Erni, Ta­cey De­renzy i RH Buf­fing­to­nowi za czy­ta­nie tek­stu w trak­cie jego po­wsta­wa­nia, za pil­no­wa­nie, że­bym nie zba­czała z drogi, i za in­for­mo­wa­nie mnie, gdy tak się działo. Dzię­kuję także mo­jej do­brej przy­ja­ciółce i do­sko­na­łej ko­rek­torce, Ka­ren Street.

Dzię­kuję mo­jemu mę­żowi Fre­dowi i na­szym dzie­ciom, Brit­tany, Becce i Nic­kowi. Je­ste­ście moim świa­tem i nie do­ko­na­ła­bym tego wszyst­kiego bez Wa­szego wspar­cia.

Pra­gnę także po­wie­dzieć moim czy­tel­ni­kom, jak bar­dzo ich do­ce­niam. To dzięki nim mogę ro­bić to, co ko­cham.

Słodka tan­cerka

Na świeżo ścię­tej, li­ści peł­nej

Gład­kiej, zie­lo­nej tra­wie

Dziew­czyna tań­czy te­raz,

Umknęła in­nym pra­wie,

Ucie­kła od mło­do­ści cio­sów,

Ucie­kła od pod­łego losu

Tan­cerka zwiewna, miła.

Je­śli ktoś po nią przyj­dzie,

To nie mów, że je­dy­nie

Szczę­śliwa w swoim jest sza­leń­stwie,

Kiedy tak tań­czy płyn­nie

– Niech na chwilę przy­sta­nie,

By mo­gła skoń­czyć ta­niec,

By mo­gła skoń­czyć ta­niec.

– Wil­liam Bu­tler Yeats, Wier­sze wy­brane,tłum. Krzysz­tof Pu­ław­ski

ROZ­DZIAŁ 1

ESMÉ

Cza­sami nie da się zro­bić nic in­nego, jak tylko odejść. Tak wła­śnie my­śla­łam, kiedy mia­łam osiem­na­ście lat. Nie przy­cho­dziło mi do głowy, że można zo­stać i wal­czyć o po­prawę sy­tu­acji. Nie mia­łam zie­lo­nego po­ję­cia, jak to zro­bić.

Je­de­na­ście lat póź­niej, kiedy ba­lan­suje się na kra­wę­dzi trzy­dziestki, świat wy­gląda zu­peł­nie ina­czej. Jadę więc do domu szarą i wil­gotną drogą, a mój stary sa­mo­chód to­czy się z pręd­ko­ścią pięć­dzie­się­ciu pię­ciu ki­lo­me­trów na go­dzinę; je­śli pró­buje się je­chać szyb­ciej, ryk sil­nika za­głu­sza ra­dio. I tak nie spie­szy mi się do Gray­bridge. W pew­nym sen­sie do­brze się czuję na dro­dze łą­czą­cej Sy­ra­cuse z moim ro­dzin­nym mia­stem na przed­mie­ściach Bo­stonu. Je­stem sama z wła­snymi my­ślami; chło­paka – a wła­ści­wie by­łego chło­paka, zo­sta­wi­łam za sobą. Ro­dzina lub to, co z niej zo­stało, czeka na mnie na dru­gim końcu po­dróży. Tu­taj, w dro­dze, prze­by­wam w kra­inie snów.

Jest wcze­śnie. Słabe paź­dzier­ni­kowe słońce wła­śnie wscho­dzi, a umie­ra­jące li­ście wy­dają się szare w po­ran­nej mgle, która ukrywa ich ja­skrawe ko­lory. Naj­praw­do­po­dob­niej Ke­vin na­dal śpi. Za go­dzinę wsta­nie i znaj­dzie mój list na ku­chen­nym stole. Po­szłam po li­nii naj­mniej­szego oporu, ale nie chcia­łam pa­trzeć mu w twarz, na­ra­żać się na wi­dok jego oczu i zmarsz­czek na czole, które po­ja­wiały się za­wsze, gdy działo się coś nie­przy­jem­nego, coś, czego nie mógł kon­tro­lo­wać. Mu­szę za­cho­wać siły dla brata, taty i tego, co czeka na mnie w domu. Dla Ke­vina nie zo­sta­nie nic. Tak na­prawdę nasz zwią­zek za­koń­czył się wiele mie­sięcy temu, ale on nie zna­lazł w so­bie woli, żeby cho­ciaż spró­bo­wać to za­uwa­żyć. Wy­trzy­ma­łam aż sześć lat na­prze­mien­nych kłótni i okre­sów, gdy pa­no­wała mię­dzy nami zgoda. Je­stem go­towa wy­wie­sić białą flagę. Dla­tego jadę do domu. Być może bę­dzie to moja ostat­nia walka; mu­szę za­ła­twić tam sprawy. A poza tym nie ma żad­nego in­nego miej­sca, do któ­rego mo­gła­bym się udać.

Moja kawa wy­sty­gła i tkwi za­po­mniana w uchwy­cie na ku­bek. Po­pi­jam, czuję go­rycz w ustach i znów się za­sta­na­wiam, dla­czego za­da­łam so­bie trud cze­ka­nia w dłu­giej ko­lejce w drive-thru, żeby ją ku­pić. Chyba zro­bi­łam to z przy­zwy­cza­je­nia. Czarna kawa w du­żych ilo­ściach to pod­stawa mo­jego dnia od wielu, wielu lat. Zero ka­lo­rii i so­lidny za­strzyk ener­gii. Czego wię­cej mo­głaby chcieć tan­cerka? Zer­kam na pa­pie­rową torbę z za­ku­pami. Leży na sie­dze­niu pa­sa­żera jak stary przy­ja­ciel lub krewny, który wy­wo­łuje we mnie ból i roz­cza­ro­wa­nie. Nie mogę jed­nak roz­stać się z jej za­war­to­ścią. W pew­nym sen­sie jest ona ca­łym moim świa­tem. Po­inty, wy­tarte i znisz­czone, na­dają się tylko do śmiet­nika, ale bla­do­ró­żowa sa­tyna prze­świ­tuje przez brud, za­prze­cza­jąc go­dzi­nom, które w nich wy­tań­czy­łam. Nie po­tra­fię wy­rzu­cić tych bu­tów.

Wra­cam do domu, bo po­nio­słam po­rażkę. Ta­kie po­wroty ni­gdy nie są ła­twe. Ko­niec mo­jej ka­riery ta­necz­nej, która wy­da­wała się tak obie­cu­jąca, spra­wił, że zo­sta­łam na lo­dzie. Ból bio­dra po­ja­wia się fa­lami, gdy prze­su­wam stopę z gazu na ha­mu­lec. Ha! – drwi ze mnie. My­śla­łaś, że mo­żesz mnie roz­cią­gać i ro­bić plié tak czę­sto, jak ci się po­doba? Po­każę ci!

Wy­cie­ram łzę z po­liczka. Nie wiem, co do­brego czeka na mnie w domu. Śmier­tel­nie chory oj­ciec i brat, który z każdą ko­lejną roz­mową te­le­fo­niczną wy­da­wał się co­raz bar­dziej obcy? Matka, która leży w gro­bie, od­kąd skoń­czy­łam szes­na­ście lat, i męż­czy­zna, który gro­ził, że mnie za­bije, w noc, gdy zgi­nęła w wy­padku? Mój upiór. Czy na­dal ukrywa się w cie­niu i czeka na mój po­wrót? A może jest wy­two­rem mo­jej wy­obraźni, jak wszy­scy mó­wili?

Wzdy­cham, włą­czam ra­dio i po­zwa­lam, aby dźwięki Czaj­kow­skiego wpro­wa­dziły mnie w bez­myślne odrę­twie­nie, gdy z ciem­nego nieba za­czyna pa­dać zimny deszcz.

ROZ­DZIAŁ 2

RITA

Ciało leży w krza­kach na skraju lasu. Czer­wony dam­ski swe­ter świeci ni­czym la­tar­nia mor­ska w szary dzień. Wi­dziana z okna ku­chen­nego scena roz­gry­wa­jąca się na ze­wnątrz przy­po­mina film oglą­dany z da­leka. Śled­czy i gli­nia­rze krążą wo­kół zwłok ni­czym za­pa­śnicy. Pró­bują zro­zu­mieć, co tu się wy­da­rzyło. Le­karka są­dowa prze­cho­dzi przez tłum, który roz­stę­puje się przed nią z sza­cun­kiem.

Pod­no­szę wzrok znad no­tat­nika i pa­trzę na mło­dego męż­czy­znę o ciem­no­brą­zo­wych wło­sach i zmarsz­czo­nym czole. Na de­li­kat­nych wą­sach gro­ma­dzą się kro­ple potu.

– A więc, pa­nie Fo­ster... Znał pan ofiarę?

– Tak – mam­ro­cze.

– Skąd znał pan Karę Cun­nin­gham?

Wzdy­cha gło­śno.

– Cho­dzi­li­śmy ra­zem do szkoły. Do li­ceum.

– Wi­dy­wał ją pan od tam­tego czasu?

Prze­ciera oczy dło­nią.

– Tak. Cza­sami. To małe mia­steczko.

Mó­wił mi już, że pra­cuje jako pie­lę­gniarz na noc­nej zmia­nie w szpi­talu. Kiedy wró­cił do domu około siód­mej trzy­dzie­ści, oj­ciec po­wie­dział mu, że sły­szał krzyk do­cho­dzący z ulicy.

– Kiedy wi­dział ją pan po raz ostatni?

– Chyba w ze­szłą so­botę.

– Chyba czy na pewno?

– Na pewno.

– Do­brze. Wró­cimy do tego. Mu­szę po­roz­ma­wiać z pana oj­cem. Czy na­dal tu jest?

By­ron Fo­ster mruga kilka razy.

– Mieszka tu. Wró­ci­łem rok temu, żeby się nim opie­ko­wać. Nie wy­cho­dzi z domu.

– Co z nim nie tak? – py­tam tro­chę nie­czule, ale w końcu to ja. Moje wy­po­wie­dzi by­wają nie­po­prawne po­li­tycz­nie. Siła przy­zwy­cza­je­nia.

– Jest al­ko­ho­li­kiem.

Przy­ta­kuję. Wielu lu­dzi ma pro­blem z al­ko­ho­lem. Mi­mo­wol­nie przy­cho­dzi mi do głowy mój brat Danny. Od­su­wam te my­śli na bok. Skup się, Rito. Po­my­ślisz o Dan­nym póź­niej.

By­ron kon­ty­nu­uje:

– To ostat­nie sta­dium mar­sko­ści wą­troby.

– Przy­kro mi. Do­bra...

– On umiera, pani de­tek­tyw – do­daje rze­czowo.

– Po­wie­dział panu, że usły­szał krzyk do­cho­dzący z po­dwórka?

– Tak. Wtedy wy­sze­dłem, żeby się ro­zej­rzeć. Na­prawdę nie są­dzi­łem, że coś znajdę. Mój oj­ciec jest tak nie­przy­tomny, że trudno uwie­rzyć w co­kol­wiek, co mówi. – Pan Fo­ster prze­nosi wzrok na okno i pa­trzy na wy­soką trawę. Suną przez nią no­sze. Uty­kają i grzę­zną w bło­cie. Dwóch fa­ce­tów kuca i pró­buje je wy­swo­bo­dzić. – Są­dzę, że my­ślami tkwi w prze­szło­ści. Sły­szy i wi­dzi to, czego nie ma.

– Nie da się mu ja­koś po­móc? – Gryzę się w ję­zyk w chwili gdy te słowa opusz­czają moje usta. Od lat pró­buję po­móc mo­jemu bratu, ale on się upiera, że nie ma pro­blemu, a je­śli na­le­gam, mówi mi, że to nie moja, cho­lera, sprawa. Wtedy się wy­co­fuję. Nie chcę się z nim kłó­cić. Je­ste­śmy naj­młod­szym i naj­bliż­szym so­bie ro­dzeń­stwem w du­żej ro­dzi­nie.

Pa­trzę panu Fo­ste­rowi pro­sto w oczy. Nie ma w nich smutku; do­strze­gam ra­czej złość.

– Nie da się po­móc lu­dziom, któ­rzy tego nie chcą.

Po­now­nie ki­wam głową i prze­ły­kam ślinę.

– Ro­zu­miem, ale i tak mu­szę z nim po­roz­ma­wiać.

Wsta­jemy od stołu, a ja po­dą­żam za nim ko­ry­ta­rzem. Wcho­dzimy na górę po ciem­nych i skrzy­pią­cych scho­dach. Kiedy zbli­żamy się do ich szczytu, czuję de­li­katny kwa­śny za­pach wy­mio­cin po­łą­czo­nych z al­ko­ho­lem. Mój part­ner Chase wy­brał wspa­niały ty­dzień na urlop.

W ciem­nym po­koju wy­soki męż­czy­zna, chudy jak szkie­let, sie­dzi sku­lony w znisz­czo­nym fo­telu. Jego od­de­chy przy­po­mi­nają nie­równe wes­tchnie­nia. Młody pan Fo­ster sięga w stronę włącz­nika i po­kój za­lewa ja­skrawe świa­tło. Sta­rzec mruga jak szcze­niak. Ma na so­bie fla­ne­lową ko­szulę w we­sołą czer­wono-nie­bie­ską kratę, roz­piętą pod szyją. Spod sza­rego pod­ko­szulka wy­ła­niają się białe włosy. Po­marsz­czone dło­nie drżą, a z po­rów wy­do­bywa się za­pach al­ko­holu.

Roz­glą­dam się za ja­kimś miej­scem do sie­dze­nia. Syn przy­suwa chro­mo­wane krze­sło ku­chenne z żół­tego pla­stiku i sta­wia je przed oj­cem.

– Pa­nie Fo­ster, de­tek­tyw Rita My­ers z wy­działu po­li­cji w Gray­bridge – mó­wię, sia­da­jąc na krze­śle. Sta­rzec kiwa głową, ale nie je­stem pewna, czy ro­zu­mie, co mó­wię. Wy­cią­gam no­tat­nik i otwie­ram go na nie­za­pi­sa­nej stro­nie. – Chcia­ła­bym za­dać panu kilka py­tań. – Męż­czy­zna spo­gląda na syna, który siada na skraju po­dwój­nego łóżka. – Po­wie­dział pan sy­nowi, że wczo­raj w nocy sły­szał pan krzyk. – Kiwa głową w roz­tar­gnie­niu. – O któ­rej go­dzi­nie? – Jego ciemne oczy za­cho­dzą mgłą, jak­bym wła­śnie po­pro­siła go o wy­ja­śnie­nie zja­wi­ska roz­sz­cze­pie­nia ją­dra ato­mo­wego. Jego lewa dłoń drży. Za­czyna ude­rzać się nią w ra­mię.

– Pa­nie Fo­ster?

Kręci głową i spo­gląda przez okno.

– Nie wiem – od­po­wiada w końcu drżą­cym gło­sem.

– Gdzie pan wów­czas był?

– W sa­lo­nie. Oglą­da­łem te­le­wi­zję. – Roz­chyla sze­roko usta, a na jego po­licz­kach po­ja­wiają się zmarszczki. – Usły­sza­łem krzyk. – Wska­zuje na okno. – Sły­sza­łem, jak ktoś krzy­czał gdzieś z tyłu.

– Nie wie pan, która była go­dzina?

Kręci głową.

– Czy może pan zgad­nąć?

Znowu kręci głową.

– Co pan oglą­dał?

– Wia­do­mo­ści.

– Wia­do­mo­ści o osiem­na­stej czy o dwu­dzie­stej dru­giej? – Ry­suję w no­te­sie jego zmar­twione, za­czer­wie­nione oczy, żeby dać mu czas na prze­szu­ka­nie za­ka­mar­ków umy­słu. Ry­so­wa­nie mi po­maga. Spra­wia, że mogę zwol­nić. Ro­bię to od dziecka i nie za­prze­sta­łam tego pro­ce­deru przez długą ka­rierę w or­ga­nach ści­ga­nia. Wy­peł­niam no­tesy ry­sun­kami po­dej­rza­nych, ofiar oraz miejsc zbrodni. Cza­sami po­ma­gają mi znaj­do­wać od­po­wie­dzi.

– Nie wiem – mówi w końcu gło­sem sil­niej­szym niż wcze­śniej.

– O któ­rej po­szedł pan na górę do łóżka? – py­tam, a on pa­trzy na mnie pu­stym wzro­kiem. – Czy chciał pan coś wy­pić przed pój­ściem spać? – Sły­szę, jak syn pry­cha.

Sta­rzec kiwa głową.

Młody pan Fo­ster od­po­wiada:

– Kiedy wró­ci­łem z pracy, po­sze­dłem na górę, żeby spraw­dzić, co się z nim dzieje. Był nie­spo­kojny. Po­wie­dział mi o krzyku, więc wy­sze­dłem na ze­wnątrz, żeby to spraw­dzić.

– Czy po­wie­dział panu dzi­siaj rano coś o tym, kiedy usły­szał krzyk?

– Nie. – Kręci głową. – Na­prawdę nie są­dzę, że co­kol­wiek wie. Ma dość wy­pa­czoną kon­cep­cję czasu.

Od­wra­cam się do starca.

– Wy­szedł pan na ze­wnątrz, ro­zej­rzał się?

– Nie. Nie wy­cho­dzi­łem z domu.

– Czy jest coś jesz­cze poza krzy­kiem, co może mi pan po­wie­dzieć o ostat­niej nocy? Czy sły­szał pan ja­kieś inne dźwięki? Czy ktoś pu­kał do drzwi? Czy sły­szał pan, żeby pod do­mem za­trzy­my­wały się ja­kieś sa­mo­chody?

Kuli się na krze­śle, jak­bym za­da­wała mu ciosy za­miast py­tań. Wzdy­cham. Moje próby pro­wa­dzą do­ni­kąd.

– W po­rządku, pa­nie Fo­ster. Je­śli coś przyj­dzie panu do głowy, pro­szę do mnie za­dzwo­nić albo po­pro­sić o to syna – mó­wię, wsta­jąc i wsa­dza­jąc no­tat­nik pod pa­chę.

Scho­dzimy na dół i wra­camy do kuchni. Ciało na­dal leży na ziemi, a śled­czy ciężko pra­cują. Kiedy przy­by­łam na miej­sce zda­rze­nia, za­czę­łam od krót­kiej roz­mowy ze służ­bami ra­tow­ni­czymi. Wiem, że mu­szę tam wró­cić i po­roz­ma­wiać z le­karką są­dową, kiedy za­koń­czę wi­zytę u Fo­ste­rów.

– Pa­nie Fo­ster, mó­wił pan, że wi­dział Karę w so­botni wie­czór, prawda?

– Tak.

– Gdzie?

– W Hart­shorn’s Brew­pub. Piła drinka z ko­le­żanką.

– Więc nie był pan tam z nią?

– Nie. Umó­wi­łem się z ko­legą z pracy. Kara sie­działa przy in­nym sto­liku.

– Roz­ma­wiał pan z nią?

– Nie. Nie są­dzę, że mnie wi­działa. Sie­dzie­li­śmy da­leko od sie­bie. Za­uwa­ży­łem ją do­piero gdy wy­cho­dzi­łem.

– Nie za­trzy­mał się pan, żeby się przy­wi­tać?

– Nie.

– Z kim była w ba­rze?

– Z Chri­sty Bo­wers.

– Kto to?

– Przy­ja­ciółka Kary.

– Do­brze. Będę chciała po­roz­ma­wiać z pa­nem jesz­cze raz. – Po­daję mło­demu Fo­ste­rowi wi­zy­tówkę. – Po­zo­stańmy w kon­tak­cie. Pro­szę do mnie za­dzwo­nić, je­śli pana oj­ciec coś so­bie przy­po­mni.

ROZ­DZIAŁ 3

ESMÉ

Zjeż­dżam z au­to­strady tuż po dwu­dzie­stej dru­giej. Nie od­wie­dza­łam Gray­bridge przez dwa i pół roku. Je­stem tchó­rzem. Zdaję so­bie z tego sprawę. Po­zna­łam nowo na­ro­dzone dziecko mo­jego brata jako ostat­nia i zo­sta­łam na tyle długo, aby móc so­bie po­wie­dzieć, że nie po­rzu­ci­łam ro­dziny. Ale tak na­prawdę to zro­bi­łam. Wie­dzia­łam, że mój oj­ciec jest w fa­tal­nym sta­nie, ale prze­ko­ny­wa­łam samą sie­bie, że By­ron jest naj­lep­szą osobą, która może się nim za­jąć. Jest pie­lę­gnia­rzem, a poza tym są ze sobą bar­dziej zwią­zani. Ja zde­cy­do­wa­nie od­da­li­łam się od wszyst­kich po śmierci matki. Jej odej­ście wy­ty­czyło kres ro­dziny, jaką zna­li­śmy. Nie­któ­rzy zbli­żają się do sie­bie po ta­kich przej­ściach, w przy­padku in­nych dzieje się coś do­kład­nie od­wrot­nego. Moja matka, wy­soka, ele­gancka, piękna, była na­szą prze­wod­niczką, słu­pem ma­jo­wym, wo­kół któ­rego tań­czy­li­śmy. Kiedy umarła, wy­co­fa­li­śmy się w głąb sie­bie, a wszyst­kie my­śli o ro­dzi­nie roz­wiały się jak sen.

Skrę­cam w Hog­sworth Road. Miej­sce, w któ­rym do­ra­sta­łam, znaj­duje się na wsi, na skraju la­sów i pól, na obrze­żach Gray­bridge. Po­dą­żam krętą drogą, mi­jam nie­licz­nych są­sia­dów i zbli­żam się do na­szego domu. W od­dali wi­dzę sto­dołę Gar­dych.

Do­strze­gam za­par­ko­wane na jezdni sa­mo­chody po­li­cyjne i serce za­czyna mi wa­lić. Co się stało? My­śli kłę­bią mi się w gło­wie. Szu­kam te­le­fonu, który wy­ci­szy­łam. Zer­kam na ekran. Pięć nie­ode­bra­nych po­łą­czeń, wszyst­kie od By­rona.

Wjeż­dżam na za­tło­czony pod­jazd i bie­gnę pro­sto do drzwi wej­ścio­wych.

Prze­kra­czam próg domu i ude­rza we mnie fala zna­jo­mych za­pa­chów. Sły­szę oży­wione roz­mowy w kuchni i pra­wie wpa­dam na szczu­płą star­szą ko­bietę ze skó­rzaną torbą na ra­mie­niu. Za­trzy­muje się i pyta:

– Kim pani jest?

– Esmé Fo­ster – mó­wię. – Co się stało?

Za jej ple­cami po­ja­wia się By­ron.

– Ez, co tu ro­bisz?

– Czy z tatą wszystko w po­rządku?

– Tak. Zna­czy wiesz... Zo­sta­wi­łem ci mnó­stwo wia­do­mo­ści.

– Co się stało?

– Usiądźmy w kuchni – mówi ko­bieta.

Przed­sta­wia się, po czym sia­damy. Serce mocno mi bije, gdy pa­trzę na scenę roz­gry­wa­jącą się za oknem: grupa gli­nia­rzy krąży wo­kół cze­goś, co leży na ziemi.

De­tek­tyw My­ers wy­ciąga no­tat­nik i pa­trzy na mnie wy­cze­ku­jąco.

– A więc, Esmé Fo­ster, kim pani jest?

– Jego sio­strą. – Zer­kam na By­rona. Na­dal jest w far­tu­chu, a w jego za­mglo­nych oczach wi­dać zmę­cze­nie.

– Czy pani tu­taj mieszka? – Ko­bieta pa­trzy na mnie po­waż­nymi, prze­szy­wa­jąco nie­bie­skimi oczami. Ma ciemne włosy upięte w nie­chlujny kok.

– Nie. Miesz­kam w Sy­ra­cuse. Wra­ca­łam do domu. – Pa­trzę w oczy By­rona. – Co się stało?

– Dziś rano do­sta­li­śmy te­le­fon w spra­wie ciała – mówi de­tek­tyw, wpa­tru­jąc się w no­tat­nik.

– Nie ro­zu­miem... – Wi­dzę tylko grupę gli­nia­rzy i pu­ste no­sze na skraju lasu.

By­ron wzdy­cha głę­boko i pa­trzy na swoje sple­cione dło­nie. Stuka nimi ner­wowo o stół.

– Nie wiemy, co się stało – mówi de­tek­tyw My­ers. – Sta­ramy się to usta­lić. Kiedy wy­je­chała pani z Sy­ra­cuse?

– Rano. Wcze­śnie.

– Dla­czego? – Spo­gląda z ukosa na By­rona. – Wy­gląda na to, że brat się pani nie spo­dzie­wał.

– Nie. Ni­komu o tym nie mó­wi­łam.

– Kiedy ostatni raz była pani w Gray­bridge?

– Nieco po­nad dwa lata temu – szep­czę.

– Przy­je­chała pani w od­wie­dziny?

Czuję ucisk w żo­łądku.

– Nie – mó­wię ci­cho. – Wró­ci­łam, żeby tu zo­stać.

Unosi brwi i za­pi­suje coś w no­te­sie.

– Nie­zły po­wrót do domu.

By­ron od­chrzą­kuje.

– Na­prawdę, Ez? – Uśmie­cha się. – Kiedy o tym zde­cy­do­wa­łaś?

Nie chcę się z nim kłó­cić. Nie te­raz. Nie kiedy je­stem taka zde­ner­wo­wana. Nie kiedy na na­szym po­dwórku leży ciało.

– Za­tem z tatą wszystko w po­rządku?

– Na tyle, na ile to moż­liwe przy le­d­wie funk­cjo­nu­ją­cej wą­tro­bie. – Oczy mo­jego brata przy­po­mi­nają dwa ciemne ka­mie­nie. – Do­brze, że przy­je­cha­łaś. Zo­ba­czysz go, za­nim umrze. Nie by­łem pe­wien, czy w in­nym wy­padku mia­ła­byś taką szansę.

De­tek­tyw My­ers pod­nosi wzrok znad no­ta­tek, ni­czym na­uczy­cielka sto­jąca przed nie­sforną klasą.

– W po­rządku. – Wy­ciąga z torby wi­zy­tówkę i kła­dzie ją przede mną. – Będę mu­siała jesz­cze raz z pań­stwem po­roz­ma­wiać.

Obie wsta­jemy od stołu.

– Pro­szę za­cze­kać – mó­wię. – Nie ma pani po­ję­cia, dla­czego na na­szym po­dwórku leży ciało?

– Jesz­cze nie.

– Kto to jest? Czy oni wie­dzą?

By­ron wstaje tak na­gle, że szo­ruje krze­słem o pod­łogę.

– To Kara – mówi, a jego oczy spo­ty­kają się z mo­imi. – Kara Cun­nin­gham.

Opa­dam z po­wro­tem na krze­sło.

– Znała ją pani? – pyta de­tek­tyw My­ers.

Ki­wam głową, a moja broda drży. Spo­glą­dam przez okno i po­mię­dzy dwoma po­li­cjan­tami do­strze­gam błysk ja­sno­brą­zo­wych wło­sów roz­rzu­co­nych na ziemi.

– To moja naj­lep­sza przy­ja­ciółka.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki